Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2008, 15:02   #31
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Morbius cofnął swój nóż i z uwagą słuchał słów tego mężczyzny. Trzeba przyznać, że pomyślał o wszystkim: materiały wybuchowe, trucizny, antydota i zachowywał przy tym zimną krew. Izzak nie był pewien kim jest ten człowiek ale wydawał się tak zdeterminowany jak nikt kogo wcześniej poznał przy tym potrafił wzbudzić ich uwagę. Pozostała dwójka, także nie była mu obca ale niestety okoliczności nie pozwalały na przyjacielską pogawędkę. Nie podobało mu się zażywanie trucizny, ale czas i inne opcje im się kończyły a jeśli to był jedyny sposób żeby sobie zaufać to niech tak będzie. Nie badał swojej fiołki z trucizną nie wiedzieć czemu słowa tego strażnika zabrzmiały dla niego naprawdę szczerze. Odkorkował swoją truciznę, przyłożył fiolkę do ust i wypił szybko jednym haustem. Mlasknął głośno na pokaz i otworzył szeroko usta żeby wszyscy zobaczyli że wypił zawartość fiołki.

-Hmm to nawet lepsze od tych świństw które serwują w więzieniu Center.

Oparł się o ścianę bawiąc się antydotum które według tego co mówił Wolf musiało należeć do Pepper. Wyszczerzył zęby patrząc na wszystkich dookoła.


-No to.. może pominiemy już te grzeczności i wyniesiemy się stąd do cholery?
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 06-06-2008, 20:49   #32
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Center, dzielnica 245 południowej hemisfery, punktu kontrolny gondolki nr 55, 7:49 - 7:51 czasu planetarnego

Gondolka zwolniła, zachybotała się i stanęła, z cichym szmerem szorując o rusztowanie. Koen zdjął buty, ukazując swoje całkowicie nieczłowiecze stopy, a jego wcześniejsze słowa o próbie zaufania na kładce nabrały nowego znaczenia.

"Nieźle. Adaptacja, improwizacja, wyszkolenie, opanowanie, szybkie decyzje. Naprawdę nieźle. Napawasz mnie optymizmem, Koen."

Schlangeaugen z uznaniem spojrzał na czerwonookiego.

- Postój gondolki trwa dwie minuty - rzucił cicho - proponuję by Koen szedł pierwszy, potem Izzak, potem Pepper i na końcu ja. Koen, Izzak, jak tylko znajdziecie się na dachu, zacznijcie nas ubezpieczać. Dwa metry to mało, jeśli się idzie, ale jeśli na zewnątrz wieje wiatr, to lepiej przejść po rusztowaniu na czworakach. Jeśli się nie sprężymy, gondolka ruszy, a wtedy rusztowaniem zachwieje. Dlatego idę na końcu - będę mierzył czas i sprawdzał wiatr, jeśli usłyszycie 'łapać się' to nie czekajcie aż powtórzę tylko łapcie się rusztowania bo będzie nami trzęsło.

Spoglądając na Morbiusa, który właśnie demonstrował, że wypił wszystko, Wolfgang dodał:

- Za pozwoleniem - wyciągając rękę detektorem ku fiolce - chciałbym, aby było jasne dla wszystkich w grupie, że każdy wypił truciznę a nie wodę.

Przestawiwszy detektor na pracę z oparami szybko sprawdził fiolkę, uzyskując ten sam rezultat, co w obu poprzednich przypadkach. Morbius spokojnie oparł się o ścianę, szczerząc zęby do pozostałych.

- No to.. może pominiemy już te grzeczności i wyniesiemy się stąd do cholery?

Von Meirelles skinął głową:

- Dobry pomysł. Pepper? - spojrzał wyczekująco ku kobiecie, która jako jedyna jeszcze nie wypiła zawartości fiolki, lekko unosząc ku niej rękę z detektorem...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 07-06-2008, 13:05   #33
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Koen nie czekając na reakcje reszty stanął pod włazem na dach gondolki i nieludzko zwinnym ruchem skoczył do góry tak że chwytał krawędź włazu gdy ta znalazła sie na wysokości jego piersi. Jeśli weźmie się pod uwagę, że był obciążony sprzętem to widać było gołym okiem, że jest dużo silniejszy niż na to wygląda. Jednym pociągnięciem ramion wydostał się na dach, jakby bezwiednie przesuwając sie tak by nie zahaczyć o nic plecakiem. Stanąwszy na powietrzu rozejrzał się szybko. Kładka była wąska i chybotliwa. Lekka konstrukcja z rurek i profili zawieszona na zawrotnej wysokości między dwoma budynkami. Białowłosy uśmiechnął się pod nosem, niedzielny spacerek. Od biedy dałby radę przejść po tym do góry nogami chwytając rurki stopami ale to nie było miejsce ani czas na popisy. Ruszył szybko i zwinnie tak dostosowując ruchy by równoważyć chybotnięcia wywoływane wiatrem. Idąc sam dziwił się jak łatwo przyszło mu zastosowanie się do instrukcji Wolfganga. Zazwyczaj musiało minąć dużo czasu zanim zanim zaufał komuś na tyle by stosować się do jego słów bez żadnych wątpliwości. Ale ten strażnik był bezbłędny, działał planowo i bez pudła, tak jak lubił to robić Koen. Pełna synchronizacja, zimna krew, wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach i dograne co do sekundy.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 27-08-2008, 14:41   #34
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Dobry pomysł. Pepper?

Pepper nieco zdziwiona uniosla glowe spogladajac w twarz Wolfa. Nie dalo sie ukryc, ze przez ostatnie kilka chwil jej mysli bladzily gdzies w przestworzach zamiast towarzyszyc reszcie druzyny w gondoli. Czego dotyczyly? Moze odwiedzaly dawne czasy zanim to wszystko sie zaczelo? Moze wybily do przodu probujac odgadnac co ich jeszcze czeka. Ktoz to wie.
Jedno bylo pewne. Dziewczyna nie miala zamiaru sie nimi dzielic. Bez slowa przelamala fiolke i patrzac wciaz na Wolfa wypila jej zawartosc lekko krzywiac usta gdy poczula gorycz owego napoju. Jednoczesnie wsunela druga fiolke do niewielkiej kieszonki znajdujacej sie przy pasku spodni. Najwyrazniej dla Pepper byla to wystarczajaco dobra kryjowka na antidotum Wolfa.

- Daruj sobie badanie.

Rzucila w jego strone po czym wyczekujaco spojzala w strone Morbiusa, ktory mial podazyc za Koenem znikajacym w otworze.
W przeciwienstwie do pierwszego z mezczyzn nie czynila zadnych specjalnych przygotowan w stylu zdejmowanie obuwia. Stala spokojnie jakby sytlacja w ktorej obecnie sie znajdowali nie stanowila zadnego zagrozenia dla jej osoby. Jakby emocjonalny wybuch majacy miejsce nie tak dawno temu nigdy sie nie wydarzyl. Wlasciwie zachowywala sie jakby to czy przezyja czy tez zgina przy pierwszej okazji bylo jej zupelnie obojetne.




Wychodzili kolejno z malego pojazdu wprost w objecia szalejacego wiatru. Odleglosc dzielaca ich od dachu, czy raczej zwyklej platformy przeznaczonej dla ekip naprawczych i ewentualnych pojazdow ratunkowych, zdawala sie dluzyc w nieskonczonosc. Mimo obaw Wolfganga dotarli jednak na czas by zobaczyc jak gondola odbija ruszajac w droge powrotna.








Pepper uwaznie zlustrowala miejsce w ktorym wlasnie sie znalezli. Platforma czesciowo chroniona przed wiatrem polprzezroczystymi zaslonami byla niemal pusta. Na drugim koncu stal jedynie duzy i topornie wygladajacy transportowiec z rodzaju tych uzywanych do przewozenia wiekszej ilosci sprzetu lub calych brygad naprawczych. Kolo niego ustawione w rownych rzedach lezaly grube prety stalowe i plyty majace wkrotce zastapic jakies nuszkodzone elementy wiezy na ktorej szczycie stali. Juz niedlugo zjawia sie tu pracownicy firmy, ktora zatrudniono do dokonania tych napraw, poki co jednak nic nie stalo na przeszkodzie aby "pozyczyc" sobie na jakis czas kolosa.

- Lepiej sie ruszmy.

Rzucila do reszty idac w strone, jak sie mozna bylo spodziewac, zamknietego pojazdu. Zamek nie stanowil jednak wielkiego wyzwania. Tradycyjny szescio-cyfrowy kod zabezpieczajacy. Nawet niezbyt uzdolniony trzynastolatek dalby sobie z tym rade, totez po chwili drzwi stanely otworem.

- Zapraszam do zajecia miejsc i zapiecia pasow. Zycze mielj podrozy liniami Scigani i spolka.

Wymruczala pod nosem odpalajac sobie tylko znanym sposobem potezny silnik maszyny. Odczekala, az wszyscy zajma miejsca po czym uniosla maszyne w gore.



Nie mozna bylo powiedziec aby byl to najprzyjemniejszy lot. Transportowcem trzeslo niemilosiernie mimo wszelkich prob ktore Pepper podejmowala w celu wygladzenia lotu. Dodatkowo nozdrza draznil zapach smarow, chemii i bogowie wiedza czego jeszcze, ktory wydobywal sie z kazdego zakamarka. Na szczescie nic nie wskazywalo na to aby ktos zwrocil na nich uwage. Ot kolejna maszyna, kolejnej firmy dbajacej o to aby to potezne miasto betonu nie zawalilo sie na glowy jego mieszkancow.
Zegar na pulpicie wskazywal 8:26 gdy dziewczyna z poteznym wstrzasem posadzila pojazd obok innych jemu podobnych stacjonujacych przy tym co zostalo z wiezowcow Skyreal.



- Nigdy wiecej.

Pilotowanie pojazdow powietrznych zawsze bylo jej ulubionym zajeciem, jednak zawsze tez byly to dobrze wywazone, male jednostki, ktore potrafily rozwinac niemal zabojcza szybkosc jednoczesnie dostosowujac sie do kazdego, nawet najdelikatniejszego ruchu drazka sterowniczego. Ten potwor...
Wstajac z fotela miala przeogromna ochote walnac piescia w morze przyciskow i wskaznikow gasnacego powoli panelu sterowania.




Zhaaaw Kthaara, Nicholas Flame.


Obaj juz od jakiegos czasu byliscie na miejscu gdy dokladnie o 8:21 tuz nad parkingiem, na ktorym stalo kilka pojazdow budowlanych pojawil sie transportowiec znanej firmy F&D. Niby nie bylo nic podejzanego w fakcie, ze chwile pozniej osiadl ciezko na jedym z wolnych miejsc, a pilot wylaczyl silnik. Niby nic, gdyby nie fakt, ze prace budowlane w kompleksie Skyreal przerwano juz dawno temu.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 27-08-2008 o 14:57.
Midnight jest offline  
Stary 29-08-2008, 23:57   #35
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Poczuwszy na sobie lustrujące spojrzenie Pepper, Strażnik zdziwił się w duchu. Najwyraźniej jej myśli zaprzątało ostatnio strasznie dużo spraw. Poczuł, że to niezbyt dobrze w ich obecnej sytuacji, jeśli mają jej zaufać, ale spoważniał momentalnie chowając przy tym fiolkę z antydotum dla Pepper w jednej z wewnętrznych kieszeń swojego długiego płaszcza. Skinął lekko głową, że jemu to pasuje.
Nagle poczuł przemożną chęć zaimponowania nowym towarzyszom. Mrugnął zawadiacko okiem do Pepper by odwrócić się do nich plecami wyskakując w powietrze. Co prawda nie był aż tak silny jak Koen, pewnie nie był aż tak skoczny patrząc na to jak łatwo przyszło mu wydostanie się gondoli, ale wątpił czy ktoś z obecnych dorównywał mu zręcznością.
Odbił się z od przedniej szyby wprawiając ją w lekkie drganie wychodząc przy tym w powietrze na tyle wysoko żeby złapać klapę włazu gondoli. Przez moment zawisł w powietrzu, ale siła rozpędu, z jakim złapał się otwartej klapy sprawiła, że jego nogi uniosły się ku górze. Przechylony w górę pod kątem 180 stopni do dwojga pozostałych towarzyszy puścił zaczep w klapie uprzednio posyłając im jedno ze swoich beztroskich spojrzeń.

-Ostatni gasi światło.

W oka mgnieniu znalazł się na dachu gondoli. Podmuch wiatru momentalnie wstrząsnął nim rzucając na kolana tak, że musiał przylgnąć do podłoża osłaniając sobie twarz dłonią. Zdał sobie sprawę, że musi uważać z tymi popisami. Dobrze, że nikt tego nie zauważył. No tak może poza, Koenem. Ten przyglądał mu się wyrażającym lekkie zainteresowanie wzrokiem. Najwyraźniej próbował go rozszyfrować i nie bardzo wiedział czy jest takim błaznem, za jakiego pragnie uchodzić.
Mrużąc wrażliwe oczy zobaczył jak Koen podąża drogą jedynej możliwej ucieczki. Był ostrożny i szybki zarazem, nie można było nie docenić przewagi, jaką w tej sytuacji dawały mu jego nogi. Ostatni odcinek drogi pokonał dalekim skokiem lądując na platformie daleko przed nimi. Morbius zdążył jeszcze krzyknąć w ślad za nim.

-Hej poczekaj na...

Po czym urwał zrozumiawszy, że po pierwsze jego słowa zagłuszy szalejący wiatr po drugie drugi Strażnik był już stanowczo poza jego zasięgiem. Zajrzał z powrotem do środka gondoli, po czym wyciągnął rękę pochylając się nad otworem

-Pani pozwoli, że podam pomocną dłoń.

No tak Izzak Morbius po prostu był typem człowieka, który ma zdecydowaną słabość do płci pięknej. Ciężko jednak było przypuszczać, że dobrych manier nauczył się jako porzucona sierota w ciemnych uliczkach slumsów Center.
Od zawsze wyróżniał się kreatywnością tam gdzie inni woleli po prostu wegetować. To sprawiło, że zainteresowali się nim ludzie, którzy dali mu szansę na przeżycie w takich warunkach. Uważny obserwator mógłby dostrzec cień jakiejś gry w tym nonszalanckim zachowaniu, pewnym siebie spojrzeniu oraz niechlujnym wręcz zahaczającym o żebraczy styl, wyglądzie. Mimo to rozpromienił się szczerze, kiedy Pepper nie tylko pewnie ujęła jego dłoń, ale także posłała mu najsłodszy jak mu się w tym momencie wydawało, uśmiech na świecie. Mimo, że starał się planować każdy ruch, kiedy akurat nikt do niego nie strzelał to kobiety zawsze stanowiły rzecz, której nie mógł się oprzeć nawet mając dużo ważniejsze rzeczy na głowie.
Wciągnął ją na górę dziwiąc się jak bardzo jest lekka nawet jak na kobietę. Wolfgang pojawił się na dachu zaraz po nich. Z oczywistych względów Izzak nie oferował mu swojej pomocy, mimo szacunku, którego nabrał do mężczyzny w ciągu ostatnich minut. Był w końcu Strażnikiem i to takim, który najwyraźniej umiał o siebie zadbać.
Trzeba było się spieszyć, więc tylko kiwnął lekko głową w stronę platformy, na której mignęła im niewyraźna sylwetka kogoś, kim mógł być tylko Koen. Nikt nie potrzebował pomocy w dotarciu na miejsce, ale zajęło im to znacznie więcej niż ich towarzyszowi.
Nikt też za bardzo – wliczając w to jego samego - nie miał ochoty na zbędne rozmowy. Widać to miejsce zbrzydło już nie tylko jemu. Zlustrował wzrokiem obszar, w którym się znaleźli. Wydawało się, że trwały tu jakieś prace budownicze.
Na szczęście nigdzie nie było widać śladów żadnej aktywności robotników czy to organicznych czy robotów, które stały się bardzo popularne jako tania siła robocza. Nie było dziwne zważając na to ile musiały wydawać firmy budowlane na ubezpieczenia dla ludzi czy kosmitów.

- Lepiej sie ruszmy

Nie wiedział, czemu te słowa zabrzmiały mu słodsze niż w istocie były. Miał zamiar zacząć jakiś niewinny flirt, ale tym razem postanowił, że sobie daruje. To nie miejsce ani czas na amory, ale kto wie czy nie będzie na to okazji po tym, co będą musieli zrobić. Oczywiście o ile przeżyją. Póki, co nie mógł sobie pozwolić, żeby coś takiego zaprzątało mu myśli. Nie dał niczego po sobie nic poznać.
Oparł dłonie na biodrach wyginając się w tył czym ostentacyjnie zademonstrował ból pleców i skierował się w kierunku statku w ślad za Pepper. Patrząc jak łatwo zdejmuje zabezpieczenia z ich drogi ucieczki po prostu nie mógł się powstrzymać by czegoś nie palnąć.

- Byłabyś dobrą złodziejką Pepper, wiesz mogę Ci udzielić parę lekcji o tym i o tamtym...

Ugryzł się w język, uświadamiając sobie, że jeszcze minutę temu obiecał sam sobie, że chociaż przez chwilę zachowa powagę. Wydawało się, że Pepper nie dosłyszała jego uwagi skupiając się na otwieraniu zamka. Całe szczęście bo mogła odebrać to jako ironię. Chwilę później drzwi transportowca stały już przed nimi otwarte.
Rozpromieniona Pepper zachęciła do zajęcia miejsc. Kolejną minutę później siedzieli już w kokpicie przypięci do foteli szybując gładko pomiędzy wieżowcami Center.



Miasto tętniło życiem. Gdzieś w dole widział patrole policji, które najwyraźniej nie interesowały się jednym z wielu transportowców F&D, Pepper szybko skierowała ich równoległe do jednego z powietrznych korytarzu ruchu by nie wzbudzać wokół siebie nadmiernej uwagi.
Ruch w powietrzu był naprawdę spory, co nie było szczególne dziwne w stolicy. Setki statków, tysiące pasażerów taksówek spieszących się do domów i prac, patrole mających swoje własne problemy. Twarze rządzących na ekranach powtarzające wciąż te same frazesy robiące ludziom wodę z mózgu na przemian z nie wiele lepszymi reklamami budziły w nim obrzydzenie tym jak nisko upadli jako cywilizacja.
Co prawda Konsorcium stanowiło obecnie tyranie dla każdego zwykłego obywatela, ale nie każdy mógł sobie pozwolić na to czym zajmowali się Strażnicy. Duża część osób po prostu się bała. Szeptem mówiono o niespodziewanych aresztowaniach niewinnych osób a gwoździem programu telewizyjnego zaś stały się egzekucje „wrogów władzy” jak ujął to kanclerz Vertinio.
Obowiązywała godzina policyjna, ale większość ludzi i tak nie mogła zasnąć zastanawiając się czy następnym razem zamiast do sąsiadów ktoś nie „zapuka” do ich drzwi. To wszystko musiało się skończyć prędzej później, bez tej wiary nic nie miałoby sensu. Z uwagą śledził holograficzne zapisy debat wielkich mówców galaktyki. Locke jeden z tych anonimowych postaci głosił, że każda represja społeczeństwa rodzi ze sobą rewolucję, która musi dojrzeć w zalążku. Być może takiej rewolucji właśnie było im trzeba.
Podzielał poglądy tego Lock`a i niektórych z tych mówców, ale wyraźnie nie zgadzał się z tymi bardziej radykalnymi koncepcjami rozwiązania sytuacji. Każdy wiedział, że Konsorcium zmiażdżyłoby każdą armią, jaką mogą teraz wysłać przeciwko nim.
Mimo wszystko, byli tacy, którzy wciąż wierzyli, o czym przekonał się dzisiejszego dnia. Dlatego wciąż jest Strażnikiem. W całym tym bagnie największym obrzydzeniem napawał go fakt, że niektórzy znajdowali sposób by bogacić się na obecnej sytuacji. Donosiciele, biznesmeni, łowcy nagród, wszystko zawsze kręciło się wokół pieniądza, ale teraz było jeszcze gorzej. Nikt już nie dbał o ludzi na dole.
Tam gdzie nie docierały wspaniałe widoki z okien najbogatszych i oślepiające światła miasta, właśnie tam był zupełnie inny świat. Slumsy Center, ulice dla tych, o których zapomniało nawet prawo. Tam właśnie musiał dorastać.
Ich lot trwał nie więcej niż pół godziny, ale pogrążony we własnych myślach Izzak stracił dokładną rachubę ile czasu zanim poczuł, że pojazd szykuje się do lądowania. Spojrzał przez szybę dostrzegając plac budowy podobny do tego, który przed chwilą zostawili za sobą z tymże pośrodku stały dwie postacie, których uwaga wyraźnie skupiała się na nich. Odpiął się i wraz z resztą przeszedł do ładowni by powitać spóźnialskich. Wcisnął przycisk otwierający drzwi statku, które podniosły się do góry z sykiem przeszywającym powietrze.
Zszedł na twardy grunt i uniósł rękę w geście powitania.

- Ej chłopaki może przypadkiem macie przy sobie jakieś żarcie?
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 30-08-2008 o 00:00.
traveller jest offline  
Stary 31-08-2008, 19:37   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chociaż wieżowce Skyreal nie były już tak wspaniałe, jak za czasów swej niezbyt długiej świetności, to jednak stanowiły punkt orientacyjny widoczny już z daleka.

Ponoć tam miały prowadzić wszystkie drogi - uśmiechnął się przypominając stary slogan reklamowy firmy. I chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że nawet największe wysiłki nie zdołają wprowadzić tego sloganu w życie, to mimo tego tylko ślepy albo pijany w sztok miałby kłopoty z odnalezieniem wieżowców. A on nie należał ani do jednych, ani do drugich.

Dotarcie do wieżowców zajęło mu mniej czasu niż myślał. Żadne ciekawe zdarzenie nie zakłóciło mu wędrówki, zatem po paru chwilach miał przed sobą w całej okazałości najsłynniejsze na całym globie ruiny.
Rzucił okiem na zegarek. Była 8:16.

Rozejrzał się dokoła.
Okolice wieżowców nie były miejscem zbyt często odwiedzanym, ale nikt prawdę mówią nie zwracał uwagi na tych, którzy spędzali tu czas w taki czy inny sposób. Ważne było tylko, żeby nikt nie przekroczył umownej bariery oddzielającej ruiny od "normalnego" świata. Osoby, które przekroczyły ową granicę powinny mieć albo bardzo dobre wytłumaczenie, albo dużo szczęścia, bowiem wynajęci przez Skyreal strażnicy nie mieli w zwyczaju zbytnio się patyczkować z nieproszonymi gośćmi.

Zhaaaw zatrzymał się przy nieużywanym od czasu pamiętnej katastrofy wejściu na peron szybkiej kolejki miejskiej. Zwanej, przez niektórych dowcipnisiów, metrem, w rzeczywistości nie mającej ani metra torów pod powierzchnią ziemi.
Zamknięte na głucho drzwi ze stalplastu uniemożliwiały wkroczenie na peron i sprawdzenie plotek głoszących, że dworzec ów uległ zniszczeniu w tym samym czasie, co wieżowce.

Dokoła było pusto. Jeśli, rzecz jasna, nie liczyć paru stojących na ogólnodostępnym parkingu pojazdów budowlanych, które sprawiały wrażenie, że ktoś o nich zapomniał ładnych parę lat temu. Ich brudnoszare kadłuby wyglądały jakby wrosły w płytę parkingu.
Jedyną żywą istotą w okolicy był, prócz Zhaaawa, noszący barwną chustkę mężczyzna, który rozsiadł się wygodnie na ławce i zdawał się być pochłonięty kontemplacją najbliższego pojazdu.

"Ciekawe, na kogo czeka" - pomyślał Zhaaaw. Z oczywistych powodów nie zamierzał podchodzić i wypytywać.

Przylot transportowca nieco go zaskoczył. Z tego co wiedział firma F&D nie miała tu nic do szukania. Nie prowadzono tu przecież żadnych prac budowlanych.
W każdym razie pojawienie się ciężkiego transportowca było zdarzeniem zdecydowanie nietypowym, na co mógł zwrócić uwagę nie tylko on. A zbudzenie zainteresowania tą okolicą nie leżało w jego interesie.

"Diabli go przynieśli" - pomyślał niechętnie.

Mimo wszystko miał nadzieję, że ludziom patrolującym ruiny nikt nie płaci za myślenie i nadgorliwość, i że żaden z nich nie zareaguje, co ze względu na zbliżającą się ósmą trzydzieści trzy mogło okazać się nieco niepożądane.

Zhaaaw, niedbale oparty o drzwi, z pewnym zainteresowaniem spoglądał na otwierający się właz.
Ku swemu zdziwieniu zamiast wysypującej się z wnętrza ekipy w strojach roboczych zobaczył pojedynczego człowieka, dopytującego się o coś do jedzenia.

Takim towarem Zhaaaw akurat nie dysponował. Z zaciekawieniem czekał, jak dalej rozwinie się sytuacja.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-09-2008, 21:55   #37
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Kiedy Koen pokonał wreszcie kładkę szybko pomknął do najbliższej osłony. Tam szybko założył buty i przyjął pozycję strzelecką osłaniając resztę grupy. Kiedy przemykali się do transportowca szedł ostatni co chwila czujnie obracając się do tyłu i omiatając wzrokiem przylepionym do przyrządów celowniczych karabinka całą okolicę. Pepper sprawnie otworzyła zamek co wcale nie zdziwiło białowłosego, od dawna podejrzewał dziewczynę o wiele ukrytych talentów. Jak zwykle jako ostatni przeszedł przez właz zamykając go za sobą.
-- Zapraszam do zajęcia miejsc i zapięcia pasów. Życzę miłej podróży liniami Ścigani i spółka.
Słysząc te sowa wyciągnął się w fotelu zapinając pasy i głośno powiedział:
-Obsługa poproszę drinka i poduszkę, i coś do zjedzenia jeśli już podróżujemy pierwsza klasą.
A potem cały czas kwaśno uśmiechał się czując turbulencje szarpiące pojazdem we wszystkie strony. Miał nadzieję że ta rozklekotana kupa złomu trzymająca się w kupie chyba tylko dzięki grubej warstwie rdzy nie rozleci się na chwilę. Fakt, że w plecaku leżącym teraz na jego kolanach obok karabinka znajdowała się ilość materiałów wybuchowych zdolna zmienić transporter, ich wszystkich i pewnie jeszcze ze dwa okoliczne budynki w jedno wielkie gruzowisko okraszone poskręcanymi metalowymi elementami konstrukcji nie budził w nim najmniejszego lęku. Bez jego woli nic nie wybuchnie, był tego pewien. Zapakował wszystko tak że mógł teraz bez obawy użyć plecaka nawet jako tarczy. W pośpiechu zapomniał zabrać swojego płaszcza więc teraz wyjął z plecaka kurtkę. Stylizowany na antyczną ramoneskę, znoszony łach po kilku chwilach gimnastyki, bo Koen nie był na tyle głupi by odpinać pasy, znalazł się na jego grzbiecie. Twarde lądowanie nie zaskoczyło go, po tym co odczuł w czasie lotu był przygotowany nawet na znacznie gorszy sposób zetknięcia się z ziemią, do rozbicia się o nią włącznie. Z ulgą odpiął pasy i jadowicie oburzonym tonem oświadczył:
-Ostatni raz skorzystałem z tych linii! Obsługa była fatalna a komfort podróży poniżej wszelkiej krytyki, nie puszczono nam nawet muzyki! Moja noga tu więcej nie postanie!
Po czym już karabinkiem w rekach i szelkami plecaka na ramionach wyszedł za Morbiusem.
- Ej chłopaki może przypadkiem macie przy sobie jakieś żarcie?
-Albo ogromną chęć powolutku, bez gwałtownych ruchów podnieść ręce do góry?

Dokończył z szerokim uśmiechem i wymierzoną bronią. Nie miał zamiaru ryzykować zbytnią ufnością. Ludziom z którymi pił truciznę mógł już odrobinę zaufać, tym nowym nie ufał ani na jotę i okazał to w typowy dla siebie sposób. Gotów był strzelać gdyby któryś z tamtych dwóch wykonał jakikolwiek podejrzany ruch. Paranoja u kogoś kogo ścigają wszelkie możliwe służby porządkowe i całkiem spora zgraja cywilnych łowców nagród to rzecz wręcz niezbędna do przetrwania.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 11-09-2008, 00:51   #38
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Siedząc sobie spokojnie na ławce, z wzrokiem utkwionym w martwym punkcie przed sobą, Tek rozmyślał. Wydawał się nawet nie zauważyć towarzysza który razem z nim od chwili czegoś, lub kogoś, wyraźnie wyczekiwał. Lewy rękaw jego płaszcza był pusty i zwisał bezwiednie. Jego lewa ręka spoczywała na piersi zawieszona na temblaku.
Był trochę zdenerwowany, chociaż nie okazywał tego, nie miał pojęcia jak mogłoby wyglądać całe spotkanie i czy ktoś nie postanowi go odwiedzić zanim zrobi to reszta drużyny. Do tego ten gość krążący po parkingu jak sęp doprowadzał go do szału. Zbliżał się czas spotkania, więc strażnik miał nadzieję, że nieznajomy należał do drużyny. W innym wypadku prawdopodobnie trzebaby było się go pozbyć.

W takich chwilach właśnie brakowało mu rodzinnej pustyni. Tam wszystko było proste. Zawsze jasne było kto jest wrogiem a kto sprzymierzeńcem. Jednych się zabijało, drugich ratowało. Tyle, cała sztuka współżycia z innymi.
W center już nie było tak łatwo - nie wszystko było takie na jakie wygladalo. Na rodzinnej planecie oczywiście też nie było tylko czerni i bieli, ale życie wydawało się tam prostsze.
Kiedy wyjeżdzał stamtąd nigdy nie myślał, że zatęskni za tym ogromnym spieczonym słońcem pustkowiem, a jednak... Cholernie tęsknił. Na klanie mógł zawsze polegać, na center nie mógł w obecnej chwili zaufać praktycznie nikomu kto nie był strażnikiem, a i do tych musiał podchodzić z ostrożnością.
"Kurwa... Robię się miękki." Tą krótką myślą przerwał wspominki o domu.

Niedługą chwile później znów miał okazję zająć czymś umysł, jako że scenerie 'ozdobił' wielki transportowiec z logiem F&D przewożący prawdopodobnie pracowników budowlanych i tonę sprzętu.
"Tylko was nam tu brakowało, pieprzone łajzy." Rzucił w myślach w stronę lądującego giganta. Jeśli mieliby zamiar prowadzić jakieś prace w miejscu w którym się znajdował, perspektywa spotkania się z grupą w takich okolicznościach nie wyglądała kolorowo.

Był srogo zaskoczony kiedy zobaczył jak z pojazdu wysiada tylko jeden przeciętnie wyglądający człowiek, w dodatku pytający obecnych na miejscu o poczęstunek. Skąd ten gość w ogóle się urwał? Już mniej zaskoczony był kiedy zobaczył wychodzącego za nim białowłosego mężczyznę z karabinkiem który poprosił ich aby unieśli ręcę do góry. Skądś go kojarzył, ale nie był pewien skąd. Czyżby to właśnie byli inni strażnicy? A może po prostu nonszalancki łowca nagród którego widział w Tri-vizji i który utkwił mu w pamięci? Ewentualnie znany mu z dawnych czasów agent konsorcjum w cywilu. W każdym z tych wypadków nie mógł zignorować miłej prośby którą wysunął do niego Koen.

Sprawdził czy temblak jest na swoim miejscu po czym powoli wstał i spojrzał na przybyszów. Uniósł prawą rękę w niesprecyzowanym geście. Było to coś pomiędzy powitaniem a pokazaniem rąk tak jak poprosił drugi strażnik. Nie zrobił tego oczywiście dlatego że bał się celującego w niego człowieka. Po prostu z tej pozycji szybkie strzepnięcie ręką mogło posłać nóż z jego rękawa prosto w dłoń.
Nie znosił białowłosych osób, wszyscy białowłosi których znał na center byli wyjątkowymi skurwysynami, i często hipokrytami. Wyłączając jego oczywiście.
- Hej, hej, spokojnie kolego, jestem bezbronny. - powiedział dość wesołym tonem jak na osobę w jego sytuacji
Poruszał lewą ręką aby wyeksponować temblak. Miał nadzieję, że to chociaż trochę przekona Koena do prawdziwości jego wcześniejszego stwierdzenia. Albo przynajmniej zachęci do podejścia i sprawdzenia czy mówi prawdę, co dałoby mu możliwość obezwładnienia go.
- Nie będziesz chyba strzelał do kaleki?
Jego usta rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu ukrytym bezpiecznie za pomarańczową chustą okrywającą dolną część jego twarzy. Ciekawy był reakcji swojego nowego towarzysza.
 

Ostatnio edytowane przez Julian : 11-09-2008 o 07:27.
Julian jest offline  
Stary 11-09-2008, 11:22   #39
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
-Okkaaay Koen - połóżył nacisk na imię Strażnika stojącego za nim - nie chcemy przecież wyjść na wieśniaków przed tymi bogu winnymi wyznawcami hary kryszmy* prawda? Poza tym to pacyfiści! Nie słyszysz, że nie mają broni?

Mówiąc to wetknął mu palec w lufę karabinu i wymusił na nim powolne opuszczenie go w dół pokazując przy tym rozbrajający uśmiech na twarzy. Koen stał tylko wpatrując się w niego z rozdziawioną gębą, której spojrzenie świadczyło że uważa go za szaleńca. Być może po części tak było, ale nie zamierzał pozwolić mu rozwalić ich potencjalnych sprzymierzeńców a z tego co słyszał o tym ataku na magazyn Konsorcium, rozwalać to on umiał. Wciaż jednak pamiętał, że gdyby nie tamten atak pewnie nie miałby szans wydostać się z więzienia, więc miał wobec niego dług który spłaci ale jeszcze nie teraz.
Wyczuł, że Koen nie uspokoił się a ani na jotę. Mimo wszystko to dobrze, przeszło mu przez myśl. Bowiem gdyby okazało się, że jednak źle odczytał sytuację i zaraz ktoś poderżnie mu gardło przynajmniej ostrzeże innych. Podszedł bliżej wraz z towarzyszem stając po środku między wpatrującą się w nich dwoma parami oczu. Zlustrował szybko z kim będzie miał do czynienia.
Jedna z osób wyglądała podobnie do niego samego, no poza tym że facet był bardziej zadbany - najwyraźniej nie musiał w ostatnich miesiącach dzielić pokoju z pchłami, karaluchami i innym robactwem. Mimo to uznał bez cienia wątpliwości, że Pepper wolałaby się umówić się z nim niż z tym nudziarzem. Coś jednak mówiło mu, że facet który ma tak dobry gust ubioru co on sam musi tak jak on mieć jakiegoś asa w rękawie.
Drugi facet wydał mu się bardziej tajemniczy i robił zupełnie inne początkowe wrażenie. Białowłosy wydawał się jakby zmęczony życiem które odbijało się w jego beznamiętnie patrzących oczach. Resztę twarzy zasłaniała pomarańczowa chustka. Musiał sporo przejść w przeszłości i to mimo młodego wieku... Kaleka czy nie trzeba było na niego uważać. Nie wyglądali na wtyki Konsorcium, ale z tego co się dowiedział z przecieków ostatniej oficjalnej misji organizacji zanim Konsorcium zatuszowało nawet te skromne skrawki, to czy Genoshian nie wyglądał na miłego gościa zanim zarżnął swoich kumpli? No może faktycznie nie wyglądał.

- Morbius, Izzak Morbius do usług.

Jakoś cisnęło mu się na usta by dodać "wstrząśnięty, niezmieszany" ale wątpił czy tak jak on oglądali kiedyś stare filmy o Strażniku Bondzie.
Ukłonił się wpół z uśmiechem przypominającym trochę błazna. Jakoś nie pasowało to do powagi sytuacji, ale być może właśnie tego trzeba było żeby rozładować atmosferę ciężką nie tylko od zanieczyszczeń Konsorcium.

- A ten mój ekhm.. dobry znajomy to Koen po prostu Koen. No wiecie w dzisiejszych czasach nikt nie nadaje dzieciom długich imion.


Nie wiedział co Pepper robi z Wolfem w tym transportowcu, ale jeszcze parę minut i skończą mu się odzywki a wtedy może nie być już tak wesoło. Wątpił bowiem, że Koenowi równie szybko skończą się naboje. Nie wspominając o tym, że wydawało mu się że poczuł lekkie ukłucie zazdrości o ich nową znajomą. On? Nie, gdzie tam. Na pewno musiał się pomylić.

*hary kryszma - skrajnie lewicowy odłam znanej sekty dzieci słońca, powszechnie powód do kpin w wielu układach słonecznych.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 12-09-2008 o 20:19.
traveller jest offline  
Stary 11-09-2008, 14:54   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Było na tyle jasno, ze nawet ślepy by zauważył, że kolejna osoba wychodząca z transportowca ma w dłoniach broń. Ten lśniący metalicznie przedmiot nie wyglądał na zabawkę, a to skłoniło Zhaaawa do wyciągnięcia zza pleców jednego ze składników własnego arsenału i cofnięcia się o krok, gdzie miał lepszą osłonę. Rozumiał ostrożność i pewien brak zaufania, ale nie ulegało wątpliwości, że powinno to działać w obie strony. Czyli obie strony powinny mieć te same mniej więcej argumenty i środki przekonywania.

Bieganie z karabinkiem w miejscach publicznych, a do takich mimo wszystko trzeba było zaliczyć parking przy wieżowcach, z pewnością nie należało do najgenialniejszych posunięć. Podobnie jak opuszczanie pokładu transportowca i stawanie w pełnym oświetleniu. Idealny wprost cel.

Okrzyk wzywający do podniesienia rąk był co najmniej zabawny. Najwyraźniej osobnik ów uważał, że każdy, kto tylko go zobaczy z ową giwerą od razu pójdzie niczym owca na rzeź. Pewnie zauroczony jego głosem i spojrzeniem. I nie raczył dostrzec, że gdyby ktokolwiek szykował jakąś zasadzkę, to właśnie on stałby się pierwszą ofiarą, bo nikt nie zwróciłby uwagi na jego urok osobisty.

Zhaaaw przez ułamek sekundy zastanawiał się, co byłoby lepszym celem - karabinek, czy może głowa białowłosego. Na szczęście to, co rozegrało się chwilę później skłoniło go do rezygnacji z jakichkolwiek objawów agresji czy choćby niechęci.

Schował pistolet, podniósł dyplomatkę i ruszył w stronę transportowca.

- Zhaaaw - przedstawił się. - Znany również jako Troll - dodał. - Cześć, Morbius.

- Koen - skinął głową trzymającemu karabin. - Miło mi.

To ostatnie stwierdzenie nie było do końca prawdą. Nie bardzo przepadał za ludźmi, którzy grozili mu bronią i eliminował ich tak szybko, jak to było możliwe. I nie do końca był pewien, czy robienie w tym przypadku jakiegokolwiek wyjątku jest najlepszym pomysłem. Uwzględniając rzecz jasna fakt, że Koen najwyraźniej nie był zachwycony interwencją Morbiusa.

Rzucił okiem na mężczyznę z ręką na temblaku, ale ten, jak na razie, nie raczył się przedstawić. Swoją drogą numer z odwróceniem uwagi za pomocą temblaka był całkiem niezły... Chociaż sztuczna ręka byłaby jeszcze lepsza.
Wrócił spojrzeniem do Koena i Morbiusa.

- Sami jesteście? - spytał. - Zgubiliście gdzieś Pepper?
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172