Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2008, 11:35   #11
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Koen szedł za Pepper uważnie rozglądając się dookoła. Płaszcz narzucony na ramiona ukrywał dłonie trzymające broń. Zgodnie z wyuczonymi procedurami co piętnaście kroków odwracał się i omiatał wzrokiem teren za nimi. Adrenalina krążyła w krwi zwiększając możliwości percepcyjne organizmu. Pod palcem wskazującym prawej dłoni czuł przyjemnie chropowatą powierzchnię spustu. Uwielbiał takie wyprawy, czuł się w swoim żywiole i był gotowy na wszystko. Gdyby nie kominiarka widać byłoby na jego twarzy szeroki szczęśliwy uśmiech. Poruszał się z fachową niedbałością, bardzo złudna dla kogoś niedoświadczonego bo w rzeczywistości był w stanie w każdej chwili urządzić krwawą jatkę. Kiedy dotarli na miejsce ktoś już czekał. Pierwsza odezwała się Pepper.
-To niekoniecznie dobre miejsce na spotkanie...
Koen dokończył urwane przez nią zdanie wymownym ruchem rozchylając płaszcz by pokazać przygotowanego do strzału "Nexusa", karabinek o bardzo złej sławie.
-Więc lepiej trzymaj rączki na widoku i bez gwałtownych ruchów.
Czerwone oczy patrzyły z otworów kominiarki bez najlżejszego mrugnięcia. Ustawił się tak by mieć nieznajomego na widoku i jednocześnie osłaniać plecy dziewczyny. Może i był irytującym typem ale za to żołnierzem doskonałym.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 07-05-2008, 11:35   #12
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Center, 244 dzielnica, taras Pałacu Plaza, 7:35 czasu planetarnego

Siedząc na ławeczce, mając za plecami wagonik gondolki, mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi, choć jedynie ton głosu pozwolił w tym się zorientować nowo przybyłym:

- Pepper, Koen. - Każdemu z imion towarzyszyło skinięcie głową - Miejsce jest do bani na spotkanie. Ale jest przestronne, widać każdego, kto się zbliża, satelity nas nie złapią, no i do tego za dziesięć, nie, już dziewięć minut zmieniamy lokal. To tylko punkt kontaktowy, by zgubić szczury i sprawdzić tych, co przybędą. No i oczywiście test. Tylko Strażnik rozpozna szyfr, a idiotycznie mały limit czasu nie daje okazji na jakieś sztuczki. Oczywiście zrozumiem, jeśli nie zaufacie mi - w końcu to ja wybrałem miejsce spotkania i może coś kombinuję. Jeśli więc macie ochotę trzymać mnie na muszce, nie ma problemu, jest to w danej chwili jedyna gwarancja, jakiej ja mogę udzielić Wam.

Spod maski Pepper było widać jej oczy. Koen nałożył kominiarkę. Czyli wiedzieli o kamerach. Ta dwójka nie była zła, rzucało się w oczy zwłaszcza wyszkolenie mężczyzny. Problem był tylko, co zrobić z transportem jakim przybyli? Parking? Chyba tylko...

"Ha. Ona ma dokładnie takie same oczy jak ja. Ba! Ma nawet pionowe źrenice!"

- Jeszcze jedno. Następny punkt trasy jest osiągalny gondolą. Chcecie zaparkować gdzieś auto czy posłać je autopilotem? Zakładając, że ma autopilota. Niezłe koordynaty parkingu to...

Niewielkie holo wyświetliło w powietrzu wiadomość, obracając ją tak, by Pepper mogła bez problemu przeczytać. Koordynaty wskazywały publiczny parking niedaleko zrujnowanego osiedla Skyreal.

Podobnie jak Koen, tak i Jose nie zdawał się być szczególnie poruszony. Miał podstawy.

"Oczywiście, jeśli zginę, odpowiedni przekaz zostanie posłany przez bransoletę. Pozostali Strażnicy zostaną ostrzeżeni, że najpewniej pracujecie dla Konsorcjum. To jest moją gwarancją, że jeśli zginę, to nie na darmo."
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 07-05-2008 o 11:42. Powód: dodano ostatni paragraf
Tammo jest offline  
Stary 07-05-2008, 12:09   #13
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Pepper w ostatniej chwili powstrzymala westchnienie irytacji spowodowane zachowaniem Koena.

- Pepper, Koen. - Każdemu z imion towarzyszyło skinięcie głową - Miejsce jest do bani na spotkanie. Ale jest przestronne, widać każdego, kto się zbliża, satelity nas nie złapią, no i do tego za dziesięć, nie, już dziewięć minut zmieniamy lokal. To tylko punkt kontaktowy, by zgubić szczury i sprawdzić tych, co przybędą. No i oczywiście test. Tylko Strażnik rozpozna szyfr, a idiotycznie mały limit czasu nie daje okazji na jakieś sztuczki. Oczywiście zrozumiem, jeśli nie zaufacie mi - w końcu to ja wybrałem miejsce spotkania i może coś kombinuję. Jeśli więc macie ochotę trzymać mnie na muszce, nie ma problemu, jest to w danej chwili jedyna gwarancja, jakiej ja mogę udzielić Wam.

Dziewczyna poslala przychylny usmiech mezczyzni calkowicie niewidoczny spod zakrywajacej twarz maski. Wolfgang byl dobrym wyborem na ta misje.

- Jeszcze jedno. Następny punkt trasy jest osiągalny gondolą. Chcecie zaparkować gdzieś auto czy posłać je autopilotem? Zakładając, że ma autopilota. Niezłe koordynaty parkingu to...


Stary parking przy jedym ze zrujnowanych osiedli obok Skyreal. W zamysleniu skinela glowa nie do konca zadowolona z koniecznosci poslania tam swojego skarbu. Autopilot byl wprawdzie jednym z lepszych dostepnych obecnie na rynku to jednak.... Wolala sama sprawowac kontrole nad lotem Skraba.

- Autopilot.

Zdecydowala na glos po czym sprawnie uruchomila branzolete, ktora nieznacznie tylko roznila sie od tej, ktora otrzymali pozostali.... Przynajmniej z zewnatrz. Odpalenie odpowiedniego panelu nie zajelo wiecej niz mgnienie oka. Kolejna chwile trwalo programowanie autopilota. Na wszelki wypadek ustawila jego start na trzy minuty po ich planowanym opuszczeniu budynku gondola.

- Gotowe....

Zakomunikowala ustawiajac branzolete na nasluch i mierzac Von Meirelles'a uwaznym spojzeniem zielonych oczu jednoczesnie nieco odsuwajac od Koena'a.

- Zatem .... Gdzie ukryles haczyk?

Rzucila tonem zwyklej pogawetki...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 09-05-2008 o 06:50.
Midnight jest offline  
Stary 07-05-2008, 12:33   #14
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Center, 244 dzielnica, taras Pałacu Plaza, 7:38 czasu planetarnego

Lekkie zwężenie pionowych źrenic spokojnie mogło przejść niezauważone pod goglami. Wolfgang nie wykonał żadnego ruchu poza przekrzywieniem głowy, spoglądając na Pepper spokojnie. Karabiny Nexus miały złą renomę. Sam Koen miał niewiele lepszą.

- Haczyk jest niejeden, Pepper i bardzo się cieszę, że się zjawiłaś. Ale, jeśli nie masz nic przeciwko, poczekałbym na resztę z ujawnianiem go. Zakładając, oczywiście, że się pojawią. Akurat powinien się wtedy zacząć pierwszy przebieg gondolki, jeśli zatem nie macie nic przeciw, otworzę nam drzwi. Za siedem minut ruszamy.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 07-05-2008, 18:19   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozszyfrowanie nie trwało długo. Gdyby nie lenistwo, zrobiłby to w pamięci...
Wyłączył mikom'a. Holograficzny ekran, nie większy od dwóch dłoni, zamigotał i zniknął.

Zhaaaw usiadł w fotelu i roześmiał się.
Pół godziny... Żeby za pół godziny, a teraz już za 25 minut dotrzeć do Plaza musiałby poprosić o podwiezienie patrol. A nie zawsze był pod ręką uczynny gliniarz, chętny do rozstania się ze swoją maszyną... Jak tamci dwaj...
Uśmiechnął się na to wspomnienie. Jakie to dziwne, że w niektórych rejonach miasta nie można ani na chwilę zostawić pojazdu bez nadzoru. Nawet tak masywnego, jak radiowóz...
Wszystko się może przydać. Co prawda jemu wystarczyła radiostacja, ale widocznie inni byli w większej potrzebie...

Zamyślił się przez moment... Pepper... Koen... Oba nazwiska mówiły mu co nieco...
Uśmiechnął się.
Zapowiadało się ciekawie...

Dokończył ostatniego paluszka i wrzucił puste opakowanie do spalarki.
A potem zaczął się szykować. Do Skyreal nie miał daleko, ale parę drobiazgów wymagało przyszykowania... Na przykład odpowiedni strój... Otworzył szafę...

Troy Denning, młody pracownik znanej firmy Skyreal, przejrzał się w lustrze. Szare oczy zlustrowały widniejącą w podłużnej tafli sylwetkę.
Dobry, ale nie najlepszej jakości garnitur, szary prochowiec, dopasowany do całości, nasunięty na oczy kapelusz, dyplomatka...
Cóż z tego, że nikt w Skyreal go nie znał... Osobiście... Ważne, że wiedział o nim komputer... I nawet wysyłał wypłatę na konto w CenterBank...

Sprawdził wyposażenie...
Nóż z jednorodnego kryształu, przy którym skalpel chirurga był tępy jak kawałek drewna...
Ogłuszacz... nieco zmodernizowany, podrasowany, na dodatek idealnie mieszczący się w dłoni... i w rękawie...
Pistolet... laserowa zabaweczka... drobiazg idealnie się nadający do wypalenia komuś malutkiej dziurki... w odpowiednim miejscu...
Dwulufowy Jumbo... niezbyt co prawda celny i o kiepskim zasięgu, ale kiedy używało się flachette'ów, to ani jedno, ani drugie nie było konieczne...
Kamizelka kuloodporna... cóż z tego, że kiedyś była policyjna... jej byłemu właścicielowi z pewnością nie była już potrzebna...
Malutki zagłuszacz... nader negatywnie działający na wszystkie znane mu typy nadajników...
Wszystko to bez problemów uchodziło uwadze przy pobieżnej kontroli. Nawet skanerem. Kompozyty to idealny wynalazek... Co innego, gdyby ktoś chciał go poddać kontroli osobistej. Ale ze względu na preferencje seksualne nie miał zamiaru dopuścić, by obmacywali go faceci, a takich w siłach policyjnych była zdecydowana większość...

Otworzył neseser. Grube tomisko zatytułowane "Skyreal - Regulamin Wewnętrzny", nieco wybebeszone, idealnie mieściło w sobie dwa zwitki banknotów i pół tuzina nabojów flachette. Mimo dość pokaźnych rozmiarów "Regulaminu" w neseserze pozostało wystarczająco dużo miejsca, by wrzucić tam mikom'a, pojemniczek na soczewki kontaktowe i trzy małe ogniwa, mogące zasilić zarówno mikom'a, jak i pistolet...

Sprawdził portfel. Dokumenty, karta kredytowa, parę banknotów, bilet do holo, zdjęcie powabnej blondynki z podpisem Vera... Schował wszystko do kieszeni.

Obrzucił okiem wszystkie drobiazgi, których nie zamierzał zabierać ze sobą. Niechętnie zostawiał je na pastwę losu, ale raczej nie mógł oddać ich do przechowalni... Pozostawało tylko mieć nadzieję, że nikt nie dotrze tutaj podczas jego nieobecności. A nawet gdyby... Rodzinnych pamiątek nie pozostawiał, a reszta, to rzeczy nabyte...
No, może nie całkiem nabyte...

Jego pojawienie się na ulicy nie wywołało niczyjego zainteresowania. Nawet ludzie 'z Góry' mają czasem do załatwienia 'na Dole' różne sprawy, których w inny sposób załatwić się nie da...
Nie zaczepiany przez nikogo wsiadł do windy, która zawiozła go na wyższy poziom... Skąd ciągiem dla pieszych w dziesięć minut mógł dotrzeć w okolice spotkania. I rozejrzeć się...

Spojrzał na zegarek - była 8:02.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-05-2008, 11:11   #16
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Słuchał uważnie dopasowując do siebie kawałki układanki. Znał kilka osób, które odezwało się w ich małej konferencji, wyznaczono już nawet miejsce spotkania do którego dotrze jak rozszyfrują pewien kod podany im przez niejakiego Wolfganga, który stosunkowo szybko połapał się w sytuacji. Problem stanowił fakt, że trochę za szybko, poza tym w interesie Konsorcium leżało żeby zebrać najbardziej kłopotliwe osoby ostatnich miesięcy w jednym miejscu. Pojawiły się kolejne wątpliwości i wachania, ale z drugiej strony jeśli się myli, jeśli szykuje się coś.. naprawdę dużego i wartego uwagi, warto będzie się temu chociaż przyjrzeć. No cóż poza tym, że wychowując sie na ulicy nauczył się, że ciężko jest o zaufanie to z tego samego powodu nie przedstawił się jeszcze choć jeśli udało im się go odnaleźć to na pewno znają też jego dane. A poza tym został ten kod a on nigdy nie był ekspertem od łamigówek, od tego miał maszyny.
Wpisał kod źródłowy do nowego modelu urządzenia łamiącego zabezpieczenia - Szperacz5000 -tak bardzo użytecznego i przy tym poręcznego dla hakerów i... złodziei w obecnych czasach.

Kod:
;-:: 5+0++0:Z56*05)696*58#805;+:6'9A$85&,-5)6;50'0),.6*)$05;*.8#65;+-;:-95;A8A.:-'5&-);-:8%.(15+:-+-).%05,6:6;5'5+6*685+*6A65'5CEE59A$0*)$8 15&,-5)$05A96A 5'5+-*5@-9A$) Z5+:-'69A$5)6;*.8#5)657:6);-*08$05DD5($)., 5+-5+6:A ;,0%15
Na ekranie małego monitora pojawił się przekaz o konwertowaniu przekazu na bardziej zrozumiały język. Odpiął bransoletę i swoją "skrzynkę z wytrychami" od ramienia i rzucił na łóżko. Zostało jeszcze dużo czasu, a on mógł spokojnie przygotować się do tego wypadu. Od razu skierował się do kuchni, gdzie na blacie tkwiło wiecznie chłodne piwo z domieszką energii atomowej. Co prawda niektórzy uważali, że jest ono szkodliwe nawet w małych ilościach a Konsorcium nawet raz zabroniło jego importu na wszystkie planety podlegające ich wpływom no i sądząc po tym, że świeciło w ciemności chyba mogło być ziarno prawdy, na naklejce z tyłu była jedynie informacja by rasy ze słabym układem odpornościowym - w tym ludzie - unikały kontakty z tym połyskującym gęstym płynem. Ale przy kopie jakim dawała jedna butelka, nawet sztucznie podawana kofeina mogła się schować.



Pociągnął kilka łyków, nie smakowało tak dobrze jak usta ostatniej dziewczyny z którą się całował ale już poczuł przyjemne ciepło ładujące jego zapasy energii. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Izzak zamarł z butelką przy ustach.

-Wiem, że tam jesteś, otwieraj! Sąsiedzi widzieli, że sprowadzasz tu jakieś dziewczyny a przecież znasz zasady. To porządny hotel..

Porządny hotel? Widać nasz sposób patrzenie na świat jest diametralnie inny grubasie, pomyślał obserwując zmutowanego karalucha wielkości małej pięści. Odstawił butelkę na blat rozplatając ją przy okazji odrażającego robala.

-Hej, słyszałem to! Nie wykiwasz starego Dooka, oddaj czynsz albo zaraz zadzwonię po patrol Konsorcium.

Wydawało się, że te groźby nie zrobiły na nim zbyt dużego wrażenia bo wszedł spokojnie do łazienki, i odkręcając pożółkłą wodę w kranie zaczął myć włosy. Myśli wciąż kłębiły się pod tą bujną czupryną ale chociaż nie zdawał sobie z tego w pełni sprawy podjął już decyzję a poza tym myśl o zaczerpnięciu świeżego powietrza i nadzieja na wyniesienie się z podobnych dziur w których tkwił od miesięcy znacznie poprawiła mu humor. Konsorcium, traktowała go jako bandytę którym tak właściwie był, podobnie jak każdy inny Strażnik z tymże on trudnił się zajęciami które niekoniecznie popierała większość z nich. Jego ostatnim wyczynem było włamanie się systemu łączności Konsorcium na kilka godzin unieruchamiając tego wielkiego kolosa. Nic wielkiego tym nie wskórał, ale po pierwsze podczas tego okresu zaćmienia bezkarnie okradł tuzin sklepów w których robiła zakupa elita snobów Konsorcium a po drugie ośmieszył ich na ich własnym terenie. Stało się jasne, że posypią się głowy jeśli go nie złapią. I właściwie złapali a ściślej mówiąc złapała go łowczyni nagród sprowadzona specjalnie z dalekiej planety Xyon. Jinx była bardzo szczególnie dla osobników tej samej rasy w dodatku odrobiła swoje zadanie domowe słysząc o słabości swojego przeciwnika do kobiet. W czasie walki rozpuściła wokół siebie woń silnych feromonów, które bez najmniejszego trudy wyłączyły go z gry spowalniając ruchy i percepcję do poziomu znacznie niższego niż umiejętności walki Jinx. Został skazany na publiczne wyczyszczenie pamięci co zamieniłoby go w pozbawione woli warzywo jednak kolejnym łutem szczęścia jakim był słynny atak na magazyny z Konsorcium, który zbiegł się z czasem jego wyroku pozwolił mu na mało spektakularną ale skuteczną ucieczkę miejskimi kanałami. Słysząc imię Koen w czasie rozmowy, pomyślał że jeśli będzie miał okazję to wypadałoby podziękować mu za uratowanie skóry.

Podniósł głowę spoglądając w lustrze na swoje zmęczone odbicie dokładnie w tym momencie by zobaczyć za sobą wściekłego dozorcę ze starym modelem trzyrurki sporego kalibru. Kucnął i w tym samym czasie lustro posypało się w na setki kawałków. Towarzyszący temu huk wystrzału i zaskoczenie spowodowane nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń sprawiło, że przez sekundę nie był pewien co się właśnie wydarzyło. Po upływie tej dość długiej sekundy Izzak wykonał salto w tył dokładnie za rogatego Malakarina*, który strzeliwszy w miejsce gdzie przed chwilą znajdował się Strażnik zrobił przy tym sporą dziurę prześwitującą do apartamentu niżej. Izzak kopnął go w jego wielki spływający śluzem zad i skierował się biegiem do łóżka na którym wciąż tkwiły bransoleta jak i jego szperacz5000. Zabrał je jednym płynnym ruchem i wciąż w biegu nakładając zauważył zielone litery świadczące o zakończeniu deszyfrowania. Nagle rozległ się kolejny huk w czasie gdy biegł przez pokój, odruchowo kucnął turlając się wprzód a kawałki odpadającego tynku ze ściany zasypały mu twarz. Wiedział, że nie zdąży dobiec do drzwi więc zdecydował się na bardziej ryzykowny wariant. Zerwał się z miejsca i markując bieg do drzwi odwrócił się na pięcie ruszając w stronę okna. Skoczył wprost na nie zasłaniając twarz rękoma i po chwili był już na zewnątrz, czuł jeden odłamek szkła który wbił mu sie w brodę ale o wiele większym problemem był fakt, że spadał z dość dużej wysokości i robił to na tyle szybko, że gdyby spadł to ciężko byłoby o jego identyfikację nawet specom Konsorcium.

Nagle olśniło go, wyjął z kieszeni niewielkie urządzenie wyglądające na detonator bombowy i przycisnął czerwony przycisk. Z rozbitego okna błyskawicznie wyłoniło się coś co zbliżało się do niego dużo szybciej niż spadał. Przeleciało pod niego i zatrzymało się w odpowiedniej chwili by zdążył zaczepić się rękami. Szybkość z którą spada były wystarczające duże żeby trochę sprawdzić możliwości owego urządzenia, obniżyli się razem w dół o kilka metrów, ale wyglądało na to, że znowu miał szczęście. Podciągnął się na stojącej 20 metrów nad ziemią dyskolotce*** i podłączył się do jej aparatury. W chwilę później wydając jej bezgłośną komendę poprzez zaciśniecie dłoni wystrzelił z niej promień światła, który przyczepił się do niedaleko wolno przelatującej śmieciarki ciągnąc za sobą Izzaka i dyskolotkę.

Był zły, że dał się podejść zwariowanemu Malakrianinowi, zapomniał o kilku drobiazgach a ten buc zapewne wezwie funkcjonariuszy którzy znajdą na tyle dużo żeby zidentyfikować go jako poszukiwanego zbiega, no o ile już tego nie robią i o ile to miało znaczenie w mieście pełnym takich zbiegów. Szarpnął ręką i konsoleta na prawej ręce odchyliła się na tyle, żeby przeczytać wiadomość.

- Sorry Pepper, ale nadal chce sprawdzic kto nas ewentualnie slucha sposrod szczurow Konsorcjum. Proponuje taras w Palace Plaza w 244 dzielnicy. Kto nie zdazy w pol godziny, prowadzi nasluch na branzolecie 33 minuty po parzystej

No tak a więc wydaje się, że gość pozornie jest jednak w porządku. Miejsce spotkania znał dobrze ale termin zbliżał się nieubłaganie. Powinien w sumie zdążyć o ile się pośpieszy. Zaklął w myślach, zboczył trochę z trasy. Natychmiast rozluźnił uchwyt ręki odczepiając promień dyskolotki od latającego kontenera śmieciarki i zacisnął ją znowu wysyłając kolejny promień lasera przyczepiający jego pojazd do bikera** lecącego z zawrotną prędkością w przeciwną stronę. Najpierw zawirował wkoło pozbawiony napędzającej go siły a następnie szarpnęło nim mocno na tyle, że można było to porównać z atrakcją w wesołych miasteczkach. Po 4 minutach i kilku podobnych "przesiadkach" był już na miejscu, wciąż z kilkoma minutami zapasu. Jednak wciąż pozostawał mały problem, dach Plazy znajdował się zdecydowanie niżej niż on. Odpiął całkowicie promień dyskolotki teraz już tylko swobodnie dryfując w powietrzu wprost na szklaną ścianę. Pole grawitacyjne utrzymujące jego stopy bez ruchu rozluźniło się na żądanie właściciela który będąc w odpowiedniej odległości skoczył w górę na jedną z wystających ze ściany lamp które zapewne w nocy pełniły funkcje ostrzegawczą dla latających pojazdów Center. Zobaczył jak dyskolotka uderza lekko o ścianę nie pozostawiając na niej żadnej rysy i spada cicho w dół, poczuł ukłucie żalu z powodu straty tak drogiego sprzętu, ale jeśli spełnią się jego skryte nadzieje dotyczące tego spotkania to koszt ten może być niczym w perspektywie hipotetycznych zysków. Podciągnął się na tej dość grubej stalowej rurze zakończonej jarzącym się wespanem**** , czystym źródłem światła. Balansując bez trudu szybko i sprawnie pokonał dystans dzielący go od ściany, wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza magnetyczne przyssawki których silne pole opierające swe działanie na IV prawie Kranga***** nie raz przyczyniło się do rozwinięcia jego kariery jako złodzieja. Trzy minut później był już na pustym dachu, zdejmując przyssawki zobaczył jeszcze pustego skraba. A więc, ktoś już jest.Otrzepał się z kurzu i układając rozczochrane włosy skierował się wprost do hiperwindy która bez problemu skierowała go na żądane piętro. Drzwi rozsunęły się bezgłośnie przedstawiając mierzących się wzrokiem trójkę ludzi, którzy wyglądali dokładnie tak jak wypisz, wymaluj, członkowie oporu przeciw obecnej władzy.

-Witaj ślicznotko - skierował się do osoby z najbardziej kobiecymi kształtami, której oczy bacznie przyglądały mu się zza maski.

Hmm tak to musi być Pepper.

-Witajcie chłopaki, Izzak Morbius ale możecie znać mnie jako "kot". Więc.. gdzie jest impreza?



*Malakarin - rasa złośliwych i chciwych, zazwyczaj otyłych istot traktowanych z odrazą zarówno przez swój wygląd jak i charakter.
**biker - latający model motocykla sporych w porównaniu do jego lądowej, klasycznej wersji rozmiarów.
***dyskolotka(z ang. hoverboard) - emitująca wiązki świała reagujące na kontakt z metalem przyczepiając się do niego, bardzo niestabilna w kierowaniu wymagająca sporej kondycji, odpowiedniego balansu ciała i ruchów ręką. Zabójcza dla kierowcy w momencie kolizji. Jej działanie bliżej wyjaśnia III prawo Kranga.
****wespan - po niebezpieczeństwach związanych z wykorzystywaniem niestabilnej energii atomowej i wyczerpaniu się innych jej źródeł stało się jasne, że jedynym wyjściem na przeżycie miliardów w całym wszechświecie będzie znalezienie nowego źródła niewyczerpalnej energii. Okazało się, że można wytworzyć takowe w odpowiednich warunkach. Obecnie wespan używany jest do wszystkiego, począwszy zarówno od ogrzewania całych miast do napędzania wielkich stacji kosmicznych. Dawno temu, Konsorcium przejęło monopol w większości znanych układach słonecznych na rozprowadzanie wespanu podtrzymując tym samym swoją niekwestionowany wizerunek imperium.
*****Krang - laspijski naukowiec, który jako pierwszy ze wszystkich znanych ras otrzymał nagrodę Nobla z dziedziny fizyki planetarnej polaryzując sztucznie wytworzone cząsteczki tak by utrzymywały na orbicie nawet największe ze sztucznych planet. Sformułował w sumie VIII praw, których założenia wykorzystano w wielu dziedzinach życia codziennego jak w tajnych projektach zlecanych ekspertom Konsrocium.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 08-05-2008 o 11:50.
traveller jest offline  
Stary 09-05-2008, 02:24   #17
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Kod:
;-:: 5+0++0:Z56*05)696*58#805;+:6'9A$85&,-5)6;50'0),.6*)$05;*.8#65;+-;:-95;A8A.:-'5&-);-:8%.(15+:-+-).%05,6:6;5'5+6*685+*6A65'5CEE59A$0*)$8 15&,-5)$05A96A 5'5+-*5@-9A$) Z5+:-'69A$5)6;*.8#5)657:6);-*08$05DD5($)., 5+-5+6:A ;,0%15
"Co to, do ciężkiej cholery, znaczy?" Pomyslał Tek zmieniając pozycję na sofie na siedzącą. Po chwili skojarzył podstawowy szyfr strażników, ale musiał go jeszcze rozgryźć.
- Trzeba było bardziej się przykładać na zajęciach teoretycznych. - Powiedział na głos.
Pamiętał wprawdzie podstawowe zasady szyfrowania, ale tylko na tyle żeby zdać test z szyfrowania w minimalnym stopniu. Do tego musiał jeszcze znaleźć dwa klucze. Sięgnął do stojącej z boku sofy szafki i wyciągnął stamtąd archaiczne narzędzia jakimi były kartka i ołówek. Prawie nikt już takich rzeczy nie używał, sam miał ołówek tylko do robienia szkiców przed malowaniem, ale nie przepadał też za komputerami, chociaż nawet małe dzieci robiły na nich notatki z lekcji, a właściwie to notatki praktycznie same się robiły. Rozpisał szybko kod na kartce i zastanowił się nad kluczami. Jose musiał je podać, i na pewno były łatwe. Na początku "Nick" zabawił się metodą prób i błędów, ale wkrótce dopadło go olśnienie i po chwili rozszyfrował wiadomość. - "SORRY PEPPER, ALE NADAL CHCE SPRAWDZIC KTO NAS EWENTUALNIE SLUCHA SPOSROD SZCZUROW KONSORCJUM. PROPONUJE TARAS W PALAC PLAZA W 244 DZIELNICY. KTO NIE ZDAZY W POL GODZINY, PROWADZI NASLUCH NA BRANSOLECIE 33 MINUTY PO PARZYSTEJ."

Tek nie miał szans dotrzeć do miejsca spotkania w pół godziny, tym bardziej, że kilka cennych minut stracił na szyfrowanie. Przynajmniej zrobił sobie powtórkę z zajęć teoretycznych i był gotowy na roszyfrowanie następnej wiadomości. Jednak przypomniał sobie, jak Pepper mówiła, że jego ulubiony bar jest pod obserwacją, więc bardzo prawdopodobnie jego dom także był obserwowany. Przed spotkaniem musiał sie upewnić, że żaden bystrzak nie będzie go śledził. Wyszedł spokojnie do drugiego pokoju aby się przygotować. Pokój był mały i zagracony, Tek prawie w nim nie przebywał, ale trzymał tam sporo rzeczy. Machnięciem ręki zrzucił małą kupkę bardziej i mniej uzytecznych przedmiotów z małego biurka a z pozostałych wygrzebał małą uprząż na przedramię z pochwą na nóż. Szybko zapiął ją sobie na prawej ręce i wydobył z szuflady biurka swój ulubiony sztylet, mimo że wyglądał przeciętnie, był cudownie wyważony do rzucania. Wsunął go do pochwy i sprawdził czy dobrze wychodzi i nie wypada przy opuszczeniu ręki. Jako że wszystko było w porządku wziął do ręki stojącą w rogu maczetę z ostrzem po jednej i piłą po drugiej stronie. Zawinął nią w powietrzu na próbę po czym rozejrzał sie za pochwą pasującą do niej. Chwilę jej szukał pośród rupieci, jednak wkrótce ją znalazł i umieścił w niej miecz. Nie chciał się zbyt wyróżniać więc wrzucił je do dość sporego plecaka. Oprócz tego do torby wrzucił też ubrania na zmianę - koszulę, spodnie, sportowe buty oraz małą pomarańczową chustę. Nie wybierał się na wycieczkę krajoznawczą, ale wiedział, że będzie ich potrzebować. Sztylet i maczeta nie wydawałyby się może niektórym odpowiednim uzbrojeniem dla nad-żołnierza, jakimi byli wszyscy strażnicy, tymbardziej że wiekszość jego towarzyszy była uzbrojona w cuda techniki, ale on nie potrzebował niczego więcej. Ostatnia rzecz jakiej potrzebował była w kuchni, poszedł tam i wyjął z jednej z szafek strzykawkę i ampułkę pełną adrenaliny. Rozpiął koszulę i zrobił sobie spory adrenalinowy zastrzyk w mały otwór w jego lewym boku, napełniając wewnętrzny zbiornik. Długo już z niego nie korzystał i brakowało mu uczucia serca i mózgu wariujących od potężnej dawki hormonu. Na zakończenie zapiął koszulę, wziął swój portfel ze stołu i zawiesił lewą rękę na temblaku, który wisiał przy wyjściu.

Tak przygotowany Tek schował wyłączoną bransoletę do plecaka i ubrał długi skórzany płaszcz za którego połą schował lewą rękę, a na plecy zarzucił plecak. Wyszedł z mieszkania i zamknął je, mając nadzieję, że niedługo tam wróci. Zjechał windą do wyjścia, gdzie minął sympatycznego chłopaka, z którym się przywitał i poszedł dalej. Tek wiedział, że był on złodziejem, ale nie bał się. To była właśnie magia tego sąsiedztwa, wszyscy tutaj mieli coś na sumieniu, ale nikt sie tym nie przejmował. Nad "Nickem" mieszkał facet który odsiedział wyrok za zabójstwo, naprzeciwko tamtego były gwałciciel, a dziewczyna z siódemki zabiła swojego ojca w przypływie emocji. Tek z kolei "leczył złamaną rękę" ponad rok i nikt na to nie zwracał specjalnej uwagi. Wszyscy w tym wielkim budynku byli przestępcami, ale nikt się nie bał, nikt nie kapował, nikt nawet nie zadawał pytań, nikomu nie działa się krzywda. Po osiedlu chodziły jednak plotki o ostatnim donosicielu który dostał po kuli w oba kolana i kosę w plecy na drugi dzień po doniesieniu, co też skutecznie odstraszało podobnych ludzi. Byli jak wielka rodzina - wielka niesłysząca, niewidoma, nie wiedząca nic o sobie rodzina. Strażnik z żalem opuszczał to miejsce.

Wyszedł zupełnie normalnie, z ręką w kieszeni, pogwizdując, i skierował się w stronę dobrze znanej mu uliczki, w której normalnie był tylko kontener i czasami diler od którego kupił swojego czasu adrenalinę. Niedługo miało być jeszcze sporo krwi. Szybkim krokiem mógł dojść tam pieszo w niecałe dziesięć minut. Szybko zauważył dwóch śledzących go typów w ciemnych płaszczach, jeden był człowiekiem, drugi pochodził z jakiejś nieznanej mu niebieskoskórej rasy. Zadziwiało go w tym mieście, że codziennie spotykał nowe rasy, nieważne jak wiele by ich już nie widział i nie znał, zawsze była jeszcze jakaś inna. Wiedział, że agenci mieli broń palną więc nie mógł ich byle jak zaatakować, strzały zwracałyby uwagę, ale potrafił zrobić coś co likwidowało ten problem. Szli za nim cały czas, do pustej, skręcającej dwa razy uliczki weszli dobrą chwilę po nim dając mu dużo czasu. Gdy tylko wychylili się zza drugiego rogu, Tek, który wcześniej ściągnął cicho płaszcz i temblak, uderzył pierwszego z pięści w twarz i wykręcił mu rekę do wewnątrz stawiając go przed sobą i robiąc sobie z niego prowizoryczną kamizelkę kuloodporną. W samą porę bo zaraz uderzyła w niego kilka kul, jednak Tek magicznie stłumił odgłos wystrzału, tak jak wcześniej odgłos spadającego płaszcza. Strzelec stał około metr dalej, więc pchnął w niego półżywego kompana, równocześnie dobywając sztyletu z rękawa i rzucając nim sekunde później. Sztylet utkwił w szyi nieszczęścika, który upuścił karabin i zatoczył się na ścianę. "Ciężko strzelać z nożem w gardle, co?" Powiedział w myślach strażnik. Spróbował krzyknąć, ale tylko zacharczał. Tek podszedł do niego i spoglądając mu w oczy zabrał swoją własność oraz spowodował tryśnięcie fontanny krwi. Lubił patrzeć swoim ofiarom w oczy, a wręcz kochał kiedy się go bali. Potem poderżnął gardło drugiemu, leżącemu, mimo że był już martwy - lubił mieć pewność.

Zabrał im odznaki i trochę gotówki, a ciała wrzucił do kontenera. Potem przebrał się w nowe ciuchy które miał w plecaku, a stare, zakrwawione wyrzucił razem z plecakiem wycierając w nie uprzednio sztylet ręce i twarz. Założył płaszcz i temblak. Już z bransoletą na ręce a także w nowej, białej koszuli, jeansach i czarnych butach, z maczetą przypiętą do paska delikatnie z tyłu, aby nie rzucała sie w oczy i pomarańczową chustą zakrywającą twarz poszedł spokojnym krokiem w okolice postoju powietrznych taksówek. "Amatorzy." Myślał idąc. "Nie wierzę, że wysłali mi takich amatorów. Albo nie wiedzieli że to ja, albo naprawdę nie doceniają mnie. No cóż, oficjalnie nie żyję. Co nie zmienia faktu, że porządni agencji przynajmniej stawiliby jakiś opór..." A może to on był po prostu zbyt dobry? Uśmiechnął się do tej myśli.
Gdy dotarł na miejsce miał jeszcze prawie piętnaście minut do okreslonej w wiadomości pory, ale mimo to czujnie nasłuchiwał siedząc na uboczu z przyciszoną bransoletą założoną daleko na zasłoniętym przez płaszcz przedramieniu.
 
Julian jest offline  
Stary 09-05-2008, 09:31   #18
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Haczyk jest niejeden, Pepper i bardzo się cieszę, że się zjawiłaś. Ale, jeśli nie masz nic przeciwko, poczekałbym na resztę z ujawnianiem go. Zakładając, oczywiście, że się pojawią. Akurat powinien się wtedy zacząć pierwszy przebieg gondolki, jeśli zatem nie macie nic przeciw, otworzę nam drzwi. Za siedem minut ruszamy.


Oczy Pepper blysnely rozbawieniem, a usta skryte pod ozdobna maska ulozyly sie w czarujacy usmiech.

- Zakladajac, ze.....

Lecz nim zdazyla dokonczyc rozlegl sie meski glos.

-Witaj ślicznotko. Witajcie chłopaki, Izzak Morbius ale możecie znać mnie jako "kot". Więc.. gdzie jest impreza?

Odwrociwszy sie zmierzyla uwaznym spojzeniem cala postac chlopaka. Z zadowoleniem stwierdzila, ze przynajmnije jego twarz wyglada nieco czysciej niz przy ich ostatnim spojzeniu. Ciekawe czy posluchal jej rady odnosnie swoich malych przyjaciol. Na wszelki jednak wypadek postanowila trzymac sie w pewnej odleglosci. Co jak co ale pchly byly w tej chwili ostatnia rzecza jakiej by sobie zyczyla.

- Sie pojawia.

Dokonczyla zaczeta wczesniej wypowiedz. Nagle branzoleta umieszczona na lewym nadgarstku zaczela pulsowac delikatnym, blekitnym swiatlem. Mocno zaniepokojona uruchomila zainstalowany w niej komputer pospiesznie cos sprawdzajac. Jednoczesnie w jej wygladzie nastapila drobna zmiana. Ksztaltne dotad i calkowicie ludzkie uczy wydluzyly sie znacznie dumnie wystajac spomiedzy srebnej zaslony wlosow. Zdawalo sie iz cala przemienila sie w sluch skupiajac tylko i wylacznie na tej czynnosci. Wreszcie rzuciwszy zimne spojzenie Morbiusowi zwrocila sie do pozostalych mezczyzn.

- Wyglada na to, ze ktos sciagnal na siebie zbytnia uwage. Mamy drobne towarzystwo.

Nastepnie nie baczac na reakcje pozostalych ruszyla w strone gondoli jednoczesnie wydajac polecenia komputerowi.

- Komputer procedura startu awaryjnego dla wszystkich jednostek. Zaczac odliczanie. 30, 29, 28......


Drzwi jednej z wind rozsunely sie bezszelestnie. Sekunde pozniej calym pietrem wstrzasnal huk eksplozji granatu ogluszajacego. Pepper, ktora znalazla sie wlasnie przy drzwiach pojazdu szybkim ruchem zrzucila maske kryjaca jej twarz i otworzyla usta niczym do krzyku jednoczesnie zaslaniajac dlonmi niezwykle wrazliwe uszy. Niespodziewanie wszelkie szklane elementy znajdujace sie w zasiegu wzroku rozprysly zalewajac podloge i tych, ktorzy nieopacznie znalezli sie w ich zasiegu.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 09-05-2008, 10:01   #19
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
-Kurwa mać!
Koen uniósł lewe przedramię osłaniając oczy przed gradem odłamków szkła. Po chwili jednym ruchem zrzucił z ramion płaszcz, nie było już potrzeby kryć się z bronią. Odciągnął zamek karabinka i przestawił selektor trybu ognia na opcję "seriami po trzy". Rzucił okiem na Pepper "Cholera jasna, tylko szoku pourazowego nam tu brakowało". Podbiegł do dziewczyny i z zamachu uderzył ją otwartą dłonią w twarz po czym obrócił ja tak żeby na niego patrzyła.
-Pepper patrz na mnie do cholery, do gondoli natychmiast.
Starał się mówić powoli i wyraźnie poruszać ustami. Dziewczyna prawdopodobnie była ogłuszona ale miał nadzieję, że uderzenie ją trochę otrzeźwiło i że uda jej sie uchwycić chociaż część tego co mówił z ruchu warg. Delikatnie ale stanowczo pociągnął dziewczynę w stronę drzwi gondoli jednocześnie dając znak dwóm pozostałym żeby ruszyli za nim. Kiedy już znalazła się wewnątrz gondoli Koen przyklęknął za masywnym śmietnikiem stojącym w korytarzu i chłodnym okiem lustrował korytarz czekając na najemników Konsorcjum i wsłuchując sie w odliczanie startera. Miał zamiar zaczekać aż dojdzie do trzech i dopiero wtedy zwinąć się do środka. W razie gdyby były większe problemy przygotował sobie świecę dymną. Staroświecki wynalazek ale nadal skuteczny, w kłębach dymu ograniczających widoczność do maksymalnie dwóch metrów polując na węch miało się dużą przewagę na ludźmi. Sekundy płynęły powoli, ciągnęły się jak lata. Pochylony nad przyrządami celowniczymi "Nexusa" strażnik czekał.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"

Ostatnio edytowane przez Durendal : 09-05-2008 o 10:18.
Durendal jest offline  
Stary 10-05-2008, 16:14   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Umiarkowanie szybkim krokiem ruszył w stronę wieżowców Skyreal. A raczej tego, co z nich pozostało po sławetnej katastrofie.
Wśród wielobarwnego tłumu nie wyróżniał się niczym szczególnym i nikt na niego nie zwracał uwagi. Przynajmniej na to wskazywały wszystkie znaki na niebie i ziemi. Oraz zastosowane, niby przypadkowe, środki ostrożności. Jak zmiana pasa chodnika czy cofnięcie się do miniętego wcześniej sklepu, gdzie kupił zatyczki i filtry.
Albo nikt za nim nie szedł, albo tamci byli lepiej zorganizowani, niż on. Dużo lepiej.

Omal nie zderzył się z policjantem, wychodzącym z pobliskiego baru. Skręcił w ostatniej chwili, gdy bardziej tęgi niż umięśniony mundurowy zatrzymał się nagle, gdy tuż przed nosem przemknął mu małolat na najnowszym modelu turborolki.
Gliniarz zabalansował trzymanymi w rękach kubkami bi-coli... Parę kropel ciemnego płynu spadło na chodnik.
- Przeklęty gówniarz - powiedział policjant.
Widać było, ze nie przepada za rozpuszczonymi smarkaczami, którzy nie zwracali uwagi na nic i na nikogo.
Zhaaaw uśmiechnął się mimo woli. Turborolkowcy to był jeden z nielicznych tematów, co do których zgadzał się z policją.

Gliniarz ruszył w stronę radiowozu, rozglądając się uważnie. Turborolkowcy, niczym nieszczęścia, często chodzili w grupach. A raczej jeździli...
Siedzący wewnątrz radiowozu policjant sięgał właśnie po podawany mu kubek, gdy radiostacja wewnątrz pojazdu nagle zaskrzeczała... Gliniarz zaklął.
- Cholera jasna! - zaklął. - Nawet najeść się nie dadzą...
Spojrzał na swego kompana, który odpowiedział mu pytającym wzrokiem.
- Rzuć to w cholerę - wskazał ręką kubki. - Coś się stało w Plaza i "jesteśmy niezbędnie potrzebni w okolicy zdarzenia" - zmieniając ton sparodiował usłyszany wcześniej rozkaz.

Zhaaaw odprowadził wzrokiem wznoszący się w powietrze pojazd.
Plaza o tej godzinie mogło oznaczać tylko jedno - że robiło się ciekawiej i to znacznie wcześniej niż mógł przypuszczać.
Zrezygnował z wejścia do baru i ruszył szybkim krokiem przed siebie.
Nagle poczuł solidne szarpnięcie, a po ułamku sekundy na chodniku przed nim wylądował na plecach chłopak, którego mina wyrażała mieszankę bólu i zdziwienia. Jego turborolka wykonała salto w powietrzu i z trzaskiem rąbnęła o chodnik.
- Biedny chłopiec - z fałszywym współczuciem w głosie powiedział Zhaaaw. - Stracił równowagę...
Ciekaw był, ile osób dostrzegło, że gówniarz chciał mu wyrwać neseser... Niestety spieszył się i nie mógł odpowiednio zająć się smarkaczem... Na przykład złamać mu rękę...

Nie tracąc czasu ruszył w stronę wieżowców. Wolał znaleźć się tam odpowiednio wcześnie, by móc zająć odpowiednie stanowisko. W różnych znaczeniach tego słowa...
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172