Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2009, 17:16   #21
Falleth
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Reakcja pięknej nieznajomej mieściła się wśród oczekiwanych możliwości.
Przez chwilę pozwoliła sobie ignorować Nathana, zainteresowana najwyraźniej rozwojem potyczki na pokładzie, która po nieoczekiwanym zwrocie akcji uspokoiła się.

- Wybaczcie tak niefortunny początek naszej wyprawy. Ta banda godnych pożałowania głupców już nam nie przeszkodzi. Niemniej jednak pytam się ostatni raz, czy jest ktoś kto chce zrezygnować? Niech lepiej zrobi to teraz, na pełnym morzu rezygnację ze służby przyjmują tylko rekiny.

"Czyżby werbowano do załogi? - pomyślał" i zastanowił się krótko. Nic szczególnego nie łączyło go z poprzednią załogą, a w dodatku tamten statek wymagał solidnych napraw, zaś sami piraci odpoczynku... Zostawanie z nimi było równie rozsądne, jak zmiana kompanów, z czego w tym drugim przypadku wydawał się nie tracić czasu w Tortudze, gdzie nigdy nie wiadomo co może się przydarzyć.

Jego przemyślenia przerwała kobieta, która dotąd wpatrywała się w resztę załogi. Oparła delikatnie palce o jego ramię, a trzymanym wciąż w drugiej ręce pistoletem przesunęła po piersi mężczyzny, choć trudno było powiedzieć, czy akt ten miał wzbudzić strach, czy zainteresowanie.

-Bądź dobrym chłopcem Natty i wciągnij kufer na pokład. Może potem i zaszczytu zakosztujesz, aye?

Natty, eh? - westchnął duchu Bladesmere. Nie był całkiem pewien, czy to dobry początek znajomości, zwłaszcza zważywszy na fakt, że mimo przyjemnego tonu głosu kobiety, biło od niej niezrozumiałym zimnem. Następnie odwróciła się i weszła na pokład, a w międzyczasie po trapie zeszła dwójka, która wcześniej wydawała się być chyba zainteresowana wyprawą. "Widać już im przeszło, pomyślał". W międzyczasie kapitan, którego wcześniej widział w tawernie, przedstawiał swoich kompanów.

...Mam nadzieję, że wam się będzie dobrze współpracować, chciałem też już oficjalnie ogłosić, że obecny tu pan Nibblins, zajmie się trudną sztuką nawigacji.

Nathan
spojrzał na starszego człowieka, który przed chwilą przestrzelił głowę jednemu z buntowników. Wyglądał na typowego arystokratę, co ma więcej w mieszku, niźli w głowie.

Ten staruch nawigatorem? Toż on chyba nocami ma problemy z trafieniem do wygódki za potrzebą, nie mówiąc o kierowaniu statkiem.- skomentował sam siebie tą nominację. Następnie mężczyzna chwycił za rączki kufra i podniósł go nieco, był dość ciężki, cięższy niż sądził, ale lżejszy, niż mógł być. Wciągnął go na pokład i ruszył w domniemanym kierunku kajut.

-Nie tyle zrezygnować, co przyłączyć się. Ale o tym już chyba dałam wcześniej znać..

Usłyszał, jak kobieta, która poleciła mu zajęcie się kufrem rozmawia z kapitanem i pomyślał, że sam też powinien zrobić coś w tym kierunku, skoro rezygnuje ze starej załogi na rzecz... Tu się zastanowił, bo sam nie był pewien na rzecz czego bądź kogo rezygnował.

- Gdzie panienka życzy sobie, bym ten kufer przeniósł? - zapytał, gdy mijał kobietę, po czym zwrócił się też do kapitana. Nie wiedząc za bardzo jak zacząć, zasalutował.

-Witam, sire! Nathan Walter Bladesmere pragnie dołączyć do Twojej załogi, gdziekolwiek i w jakimkolwiek celu wyruszacie, sire! Mogę przysłużyć się umiejętnością fechtunku, znajomością wielu języków i wiedzą z zakresu nawigacji, gdyby przypadkiem serce tego starego wygi nie wytrzymało podróży
- wskazał głową na Nibblinsa.

Następnie mężczyzna znów zwrócił się ku kobiecie, oczekując dalszych instrukcji, choć gdzieś w głowie czaiła mu się jakaś niepewność co do samej logiki i bezpieczeństwa tego rozwiązania, jak spełnianie jej zachcianek. Był jednak pewien argument, który stanowczo za tym przemawiał - miała broń i potrafiła z niej korzystać.
 

Ostatnio edytowane przez Falleth : 07-05-2009 o 17:31.
 
Stary 07-05-2009, 18:36   #22
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu


Olbrzym podniósł się z ziemi i zatoczył. Zupełnie jakby ledwie przed momentem wypił znacznie więcej rumu, niż mogłoby pomieścić jego potężne ciało. Na jego twarzy malowała się rozpacz. Tak autentyczna i ujmująca, że sam widok chwytał za serce. Gdyby nie włócznia, pewnie runąłby na pokład, z którego właśnie się podźwignął. Miał ochotę zacząć płakać, ten cały smród, to rozczarowanie. Spodziewał się ucieczki z bagna, a wszedł w nie po samą szyję. Gotowała się w nim krew, był jak rozjuszona bestia. Pewnie pozabijałby tu wszystkich, gdyby tylko byli tego warci.

Uderzył się otwartą dłonią w twarz i splunął na pokład. Wtedy też spojrzał na wpatrzonego w niego chłopca. Dziecko, które przypałętało się w tawernie. Juba nie wiedział co o nim myśleć. Przekrzywił głowę i rzucił ostatnie spojrzenie znikającej pod pokładem sylwetce.

Miast jednak zastanawiać się nad osobliwym zachowaniem, prawdopodobnie najmłodszego członka załogi. Bo i ruszanie głową nie było jego najmocniejszą stroną. Kroki skierował w miejsce, w którym porzucił swą szatę i torbę. Ubrał się powoli i podszedł do burty. Choć na jego twarzy nadal malowała się ta niewypowiedziana rozpacz. Wyrzucił do morza trzy garści dziwnego proszku, stanowiącego większą część jego bagażu. Właśnie w tym momencie coś się w nim zmieniło. Gdzieś zniknęły negatywne emocje. Przeciągnął się, czemu towarzyszył szereg donośnych dźwięków, które wydawały jego stawy. Widać całe jego ciało czuło rozczarowanie.

Kiedy na pokładzie sytuacja już się uspokoiła, jedynie odprowadził wzrokiem rezygnujących z podjęcia się wyprawy. Juba nie lubił ich od samego początku, dziwnie na niego patrzyli, dziwnie walczyli, w ogóle byli dziwni. Tylko, że przecież wszyscy patrzą na niego w osobliwy sposób i prędzej czy później odchodzą z tego świata. Kiedy tylko stają się tego warci. Trudno było mu stwierdzić czy to odpowiedni sposób rozwiązywania problemów - po prostu kogoś zabić. Prawda była jednak taka, że nie znał innego. Wolał więc trzymać się tego, do czego już przywykł.

Pogrążony w tylko sobie znanych rozmyślaniach, nawet nie zauważył, że minęło tyle czasu. Stał już bowiem w towarzystwie pozostałych kamratów. Kapitan Higgins przedstawiał im natomiast pierwszego oficera i puszkarza. Prócz tego roiło się tam też od całej masy najróżniejszych charakterów. Kobiety, mężczyźni, którym do mężczyzn wiele brakowało, ah w dziwne miejsce trafił. Pociągnął nosem i choć czuł śmierć, nie był pocieszony. Śmierdziało tu raczej rozkładającym się na słońcu truchłem, niż krwią, którą warto byłoby przelać. Tylko czy go to tak naprawdę obchodziło? Wystarczyło spojrzeć w niebiosa, by zdał sobie sprawę, że dawno już minęła pora modlitwy. Ponownie zawładnęła nim rozpacz. Toteż nawet nie zwrócił uwagi na informację o liczebności kajut, o tym kiedy przyjdzie im opuścić port, czy całą resztę pozbawionych sensu słów.

Odwrócił się i ruszył w kierunku dziobu. Kiedy tam dotarł, stanął jak wryty, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w przysłowiową „siną dal”. Widział wtenczas wiele rzeczy. Ujrzał czerwone chmury, a był to bardzo zły omen. Choć Jubę cieszył, bardzo cieszył. Poczuł ciepłą krew, która leniwie wydostawała się z niewielkiej rany na plecach. Dopiero wtedy zrozumiał, że znalazł się na dobrej drodze.

Śmiał się jak nigdy dotąd. Tak donośnie, że dźwięk wydostający się z jego potężnych płuc, wstrząsnął całą Tortugą. Niczym pioruny budzące do życia sztorm. W pewnym momencie zatoczył się i przewrócił, a uderzenie głową o pokład sprawiło, że stracił przytomność.

Kiedy tak wędrował pokrętnymi ścieżkami swego umysłu. Raz jeszcze dane mu było ujrzeć, tak doskonale znane czerwone chmury. Tym razem dostrzegł coś jeszcze. Był to okręt, potężny, wynurzający się z krwistych obłoków.


Doskonale widział cały jego pokład. Pełen był ciał należących niegdyś do wielkich wojowników. Władały nim natomiast najróżniejsze dzikie bestie, których gatunków nie sposób było zliczyć. Pożywiały się mięsem, którym obdarował je nie kto inny, a właśnie Juba. Toteż gdy tylko go ujrzały, ich ryk docierał do łowcy bez najmniejszego problemu. Ten nie czekając ani chwili dłużej, poderwał się z desek i również zaczął wydzierać się tak głośno, jak tylko mógł. Wtedy też czerwone chmury ustąpiły i zdezorientowany wojownik wpadł na powrót w objęcia rzeczywistości.

Stał na statku, w tym samym miejscu, w którym stracił przytomność. Mrugając nieustannie z głupawą miną. Jakby nie potrafiąc zdecydować co jest prawdą, a co zwykłym urojeniem. Zmęczony tymi rozmyślaniami, usiadł i przywarł masywnymi plecami do burty. Po czym zaczął ponownie rozsypywać po pokładzie swój drogocenny proszek.
 
Rusty jest offline  
Stary 18-05-2009, 16:41   #23
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu


No i po bitwie. Porażką był sam fakt, że musiał brać w niej udział, ale trudno - pirackie życie przyzwyczaiło go do tego typu niedogodności. Poza tym jednak jego praca tu była dużo bardziej interesująca niż podczas kolejnych rejsów z marynarką angielską. A i żołd od Królowej był dużo niższy niż to, co tu zdobyć mógł za jedną wyprawę...

Przemowa kapitana, przeprosiny, nie ma się czemu dziwić - oto uroki pirackiego życia. Czy pozostali, rzekomo doskonała załoga, przywykła do większego komfortu podróży? Czy tylko on, wyglądający na arystokratę, podstarzały mężczyzna, spodziewał się podobnych niedogodności? Jeśli tak... Cóż, Higgins może spodziewać się sporych problemów...

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk jego nazwiska. No tak, pełnił jedną z ważniejszych funkcji. Ukłonił się delikatnie, raczej dostojnie niż pokornie, po czym przyjrzał się pozostałym wymienionym z nazwiska przez Jacka członkom załogi. Puszkarz jak Puszkarz, prosty facet, pewnie lubi wypić, a w każdej napotkanej tawernie szuka kobiet, kończąc zawsze w którymś z portowych burdeli. Bardziej niepokoił Nibblinsa Mauri. Wystarczy powiedzieć, że Johnatan od zawsze był konserwatystą. Dla swoich niewolników starał się być dobrym panem, czasem dawał im wolne, na święta pozwalał im nawet jeść przy stole, rzecz jasna nie tym samym, co on, ale całkiem podobnym i znajdującym się niedaleko. Ale czarny pierwszy oficer...? Czy ludzie o tym kolorze skóry są zdolni do zarządzania w sposób dobry i sprawiedliwy, czy istnieją dla nich jakiekolwiek wyższe cele?

Czas pokaże.

Czas znaleźć kajutę.

- Weź, proszę, moje bagaże, przyjacielu. Zanieś je do jakiejś wolnej kajuty, możliwie jak największej. To te dwa wielkie kufry i jedna walizka, z wielkimi literami "J" i "N". Tylko ostrożnie, to będę podwójnie wdzięczny... - zwrócił się do jednego z członków załogi, zgarbionego, podstarzałego mężczyzny, uderzając przy tym - niby przypadkowo - parokrotnie w zawieszony przy pasie zamszowy mieszek, pełen pieniędzy.

Chwilę jeszcze obserwował, jak marynarz - z pomocą dwóch młodszych marynarzy, zapewne również skuszonych wizją łatwego zarobku - starali się jak najdelikatniej poruszyć walizy. Cóż, aż taka ostrożność nie była potrzebna, ale przynajmniej się starali...

Powolnym krokiem podszedł do Higginsa - w sam raz, by usłyszeć słowa Nathana.

- O moje zdrowie racz się nie martwić, przyjacielu młody - byłem w tym najlepszy, gdyś ty jeszcze z drewnianym mieczykiem ganiał łabędzie i będę, gdy po kolejnym pojedynku twoje palce przestaną już być zdolne do wykreślenia prostej linii. A nasz kapitan raczej o tym wie. - delikatny uśmiech rozświetlił dotychczas chłodną twarz Nibblinsa

- Przyjacielu - zwrócił się po chwili do kapitana - Jak zapewne wiesz, do swojej pracy potrzebuje tylko stołu i samotności. Da się to załatwić?

- Nie powinno być problemu. Mamy tu w prawdzie osobne pomieszczenie dla nawigatora, ale trochę się porobiło i raz mieliśmy tam broń, później złoto, przez chwilę kozy, a teraz... Oddzielimy ci jakiś fragment, zasłonimy resztką starego żaglu, pasuje?

- Oczywiście. Gdy tylko ruszymy, rozłożę tam moje przyrządy. - szlachcic z uśmiechem uścisnął dłoń pirata.

Spojrzał jeszcze raz na resztę załogi a potem, nie czekając już na nikogo, ruszył w kierunku swojej kajuty. Miał pełno rzeczy do przygotowania przed wypłynięciem w oceany tego świata...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172