Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2009, 00:40   #161
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Kurt postanowił zając się załatwieniem potrzebnej broni. Spytał też Ebriel czy nie brak jej czegoś ostrego:

- Może poszlibyście z nami? Wybralibyście sobie sprzęt, jaki chcecie. Chyba, że wolicie tu posiedzieć do czasu wyjazdu, to powiedzcie, czy potrzebna wam jakaś broń.

- Dzięki, ale myślę, że szabla, którą mam mi wystarczy. Jest całkiem niezła. Ale chętnie przejdę się zobaczyć, czego można się spodziewać u uzbrojonych ludzi. – odpowiedziała.

Rozmowa później zeszła na temat motywów Rachel do wstąpienia i pomagania Sforze. Ebriel przysłuchiwała się temu. Dziewczyna musiała przejść przez wiele niemiłych doświadczeń. Stracić rodziców w tak młodym wieku. Smutne.

- Słuchaj, skoro podróż będzie trwałą klika dni, może podczas postojów mogłabyś mnie nauczyć używać tego?- spytał Kurt wskazując wciśnięty za pas pistolet.

-Oczywiście, wezmę więcej ładunków by nie zabrakło nam w krytycznym momencie.

Ebriel dodała:
- Je też chętnie nauczyłabym się to obsługiwać, jeśli nie sprawi Ci to zbyt wielkiego kłopotu.

Po wizycie w kuźni spotkali się przy takim dziwnym pojeździe, jaki już wcześniej widzieli na polanie. Tylko ten był w trochę lepszym stanie. Ebriel przypadł zaszczyt ( powiedzmy) powożenia. Jechali długo. To była zdecydowanie najdłuższa i najnudniejsza podróż czarnowłosej. Na początku wszystko było ciekawe – powożenie, widoki, odgłos kół toczących się po drodze, ale z czasem uczucie zaciekawienia zmieniło się w znużenie. Monotonię tych prawie identycznych dni przerwało dopiero pojawienie się niejakiego Konstatnyna, który także jechał do Sibin na wezwanie burmistrza. Niebrzydki – pomyślała Ebriel. Przyłączył się do nich - w grupie raźniej szczególnie na takim pustkowiu. Rozgadany facet. Całą drogę gęba mu się nie zamykała, dzięki temu dowidzieli się nieco więcej o sytuacji w tej górniczej miejscowości. Było gorzej niż myśleli – porywano i zabijano dzieci. Ta sprawa wymagała interwencji. Dobrze, że się zebrali – zrobią wszystko żeby zakończyć te budzące grozę zbrodnie.

Gdy wreszcie dojechali do miasteczka od razu udali się do burmistrza. Rachel od rana była podenerwowana. Teraz szczególnie lepiej było nie wchodzić jej w drogę. Ku zdziwieniu Ebriel burmistrz nie był gotów od razu ich przyjąć, a przecież spieszyli im z pomocą. Rachel jednak szybko wyperswadowała komu odmawiają.
Burmistrz przyjął ich wyraźnie zdenerwowany. Ebriel zajęła krzesło odsunięte przez Konstantyna. Na drugim – ostatnim wolnym siadła Rachel. W pokoju czuło się atmosferę napięcia. Skrzydlata czekała tylko na błyskawice. Jak okazało się Sibin chce zrzucić, a nawet już zrzuciło protekcję Sfory! Dlaczego? Burmistrz uzasadniał to potężniejszymi ‘przyjaciółmi’. ‘ Przyjaciółmi’, którzy porywali i masakrowali im dzieci! Pięknie! Musieli być bardzo zastraszeni. Wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu - jeden maluch na każdy dzień Jedynego. Ostatnim był siostrzenic burmistrza… Okropne. Nawet w najstraszniejszych książkach Ebriel nie czytała o czymś równie brutalnym i tragicznym. Mieszkańcy Pierwszego Miasta – cóż oni mogą wiedzieć o problemach w porównaniu z tym!

W pokoju wybuchła ostra dyskusja. Oni kłócą się tu o błahe sprawy - kto komu podlega, zamiast wziąć się za ratowanie niewinnych żyć. Ebriel obliczyła w głowie ile czasu zostało im do Dnia Jedynego.

Kurt próbował załagodzić spór:
- Spokojnie, spróbuj wczuć się w ich położenie. Bali się, sami nie dadzą sobie z nimi rady, a tamci mogli zabronić im kontaktu z kimkolwiek z zewnątrz, więc nie mieli jak prosić o pomoc. A co do kary, to na pewno wymyślimy coś lepszego od... śmierci. Jak na chwilę obecną proponuję jednak zrobić coś z tymi mordercami, a potem z zarządem miasta.

- Kurt ma rację. Wiecie dokładnie, kto jest odpowiedzialny za to wszystko? Gdzie można go/ ich znaleźć? Jak to się odbywa? Wiem, że to trudne, ale wszelkie detale są tu naprawdę ważne. Bardzo przykro nam z powodu tych okrutnych i bezsensownych śmierci. Ile dzieci w tym przedziale wiekowym jeszcze zostało w mieście i gdzie teraz są? - dodała.
 
xDorota jest offline  
Stary 01-10-2009, 19:34   #162
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Asael wyspawszy się i wyleżawszy na wozie za wszystkie czasy po przybyciu na miejsce wędrowała na końcu pochodu za resztą drużyny. Cały czas uważała, że jeśli ktoś tu nadawał się na przywódcę był to Bartel, a nie Lesbi. Lesbi jak Lesbi – zrobi z nich mięso armatnie i oleje, wszyscy z krótkimi uszami i wielkimi planami jednoczenia ludności tak robią. Szła na końcu pochodu, powoli i spokojnie, rozglądając się wokół, słuchając rozmów, czujnie wypatrując wroga. Lesbi coraz bardziej działała jej na nerwy. Dziewczyna szalała i robiła złą reklamę tej całej Sforze. Asael ignorowała ją jednak zupełnie, zajęta czymś innym. Poszukiwaniem wzrokiem innych skrzydlatych, najlepiej takich ze skrzydłami. Żeby zabrali ją na litość boską do domu. Do więzienia nawet. Boże, jak te zapyziałe ziemskie dziury cuchną, pomyjami i szambem. Ohyda.
Kiedy dotarli do burmistrza Asael nadal trzymała się z tyłu, obserwując i nasłuchując. Postawa Bartela po raz kolejny przekonała ją, że to on powinien tu dowodzić. Śmierć medykom i burmistrzom!
Ta cała Lesbi i Sfora. Przyjmowali wieści o śmierci dzieci z takim wnerwiającym spokojem. Gorzej, okazało się ze miejscowi używają dzieci jako waluty przetargowej za ochronę. Ci podziemni barbarzyńcy mogli być bezrozumnymi zwierzętami lub pokręconymi sadystami, ale ci tutaj na powierzchni byli nawet gorsi, przystając na tę zbrodnię. W tym momencie Asael cieszyła się, że nie dołączyła do Sfory. Może nie wiedzieli, co tu się dzieje, ok. teraz wiedzą, i co? Gdzie panika i rozpacz? Asael zgrzytała po cichu zębami. Prawda była taka, że tej całej Sforze też zależało zapewne tylko i wyłącznie na kopalni i dostawach. O to pytali najpierw, nie o dzieci, o walkę z wrogiem. Asael rozumiała, że walka z wrogiem w liczebności większej niż 3-4 jest problematyczne nawet dla jakiejś Sfory, ale miała prywatną zasadę; jeśli wróg jest groźny i są ofiary w niewinnych, rzucamy wszystko i ruszamy z odsieczą, zwieramy szeregi, bierzemy całą armię i atakujemy jednym, zdecydowanym uderzeniem. Jeśli bierzemy grupkę najemników noobów, z czego połowa połamała nosy i ręce w błahych potyczkach, na misję zwiadowczą, i na miejscu dowiaduję się, że jest pupa sraka, wzywam całą swoją zakichaną armię i jadę. Pokazuję noobom, że ze Sforą nie ma żartów, że to organizacja która potrafi i do której warto się przyłączyć, bo przecież ona chce łączyć miasta i zbawiać świat w najbliższej przyszłości. A przynajmniej próbuje. No to próbuję jakoś z tym wyglądać i wołam wsparcie. Wołam wsparcie. Wsparcie. Ok., może nie mają ludzi. Może rzeź niewiniątek ich nie dziwi na tych ziemiach. Może zależy im tylko na kopalni. Może gdybyśmy tu nie spadli z nieba Lesbi przyjechałaby sama napyskować burmistrzowi i tyle. Asael westchnęła gorzko. Mentalność tutejszych nie przypadła jej coś do gustu. Byli zbytnio podejrzani, mówili za mało, za mało robili. Pewnie znowu wyślą ich jako mięcho armatnie, a gdy będą leżeć połamani, wpadną jako herosi, postrzelają, posiekają, wyleczą i każą w ramach wdzięczności lecieć na kolejny wypad. Organizacja Sfory wymagała stanowczo poprawek.

Jeśli miała iść walczyć i ginąc za słuszną spraw, nie ma problemu. Jeśli Sfora zaprosiła ich na ten wypad i żąda by się do niej przyłączyli, powinna nieco bardziej się postarać jeśli chodzi o wsparcie. Dlatego Asael cieszyła się, że odmówiła im. Że może tam iść, zginąć, lub patrzeć jak Lesbi ginie [to byłoby całkiem fajne... o tak! Czemu nie?] i nie robić nic. Jeśli Sfora chce, żeby Lesbi nimi dowodziła i wypominała im brak wdzięczności, niech przynajmniej sama nie wygląda jak resztki jakieś armii ze wsi. Nawet burmistrz zapyziałej nory twierdzi, że Sfora jest do kitu i wiochy zapadłej obronić nie umie. Ale za to umie pyskować i dopytywać się o kopalnię zamiast o dzieci. Heh.

Asael nie była idealna, miała swoje grzeszki, i przez moment zastanawiała się, czy aby nie warto byłoby zainteresować się ta drugą stroną konfliktu. Tą silniejszą stroną. Może te dzieciożerne zwierzęta potrzebują tylko poczuć bicz na swoim grzbiecie i od razu będą milsze i bardziej ucywilizowane? Może dałoby się wyeliminować ich sadystyczne zapędy inną drogą? Bicza, negocjacji, ciasteczka z mlekiem, czy czymś? Może fajniej byłoby spędzić wieczność na tym ohydnym świecie w towarzystwie tych silniejszych i zwycięskich i mordujących, a nie pyskujących, ukrywających informacje i lubiących mięso armatnie? Pomysł był dziwny. Asael lubiła łączyć, nie dzielić, i uważała że Sfora w swoich zbawiennych zapędach nie brała pod uwagę pokoju z tymi na dole, a to według niej był błąd. Wojny zawsze były i będą. To się akurat nie zmienia. Będą się lali ci u góry między sobą, i ci na dole miedzy sobą, będą się lali góra z dołem. Dlaczego by nie spróbować? Oczywiście, sztylety w plecach byłyby codziennością przez jakiś czas... ale teraz też nie jest dobrze. Dlaczego ludzie nie próbują tak oczywistych i prostych rozwiązań? To skomplikowane rozwiązanie sprowadza się naprawdę tylko do jedno, żyjemy pod jednym niebem i oddychamy tym samym powietrzem. Są na górze ludzie, którzy tego nie szanują, podobnie jak ci na dole. Powiedzmy im wszystkim o tym, zabijmy tych z góry i dołu, co tego nie respektują, i tyle. Plan pokręcony i ambitny, wymaga wiele pracy i szalonych umysłów z niegasnącymi nadziejami, ale to działa. Raz zadziałało. Asael była sfrustrowana, bo Lesbi nie powiedziała im nic o wrogu. Jasne, mogą zabijać potwory zjadające dzieci. Ale o wiele fajniej byłoby nauczyć potwory, że dzieci jeść się nie powinno. Zabawne. Asael przypomniała sobie bajkę, którą poznała jako dziecko. Nie pamiętała tej bajki, początku ani zakończenia, ale pamiętała jedną piosenkę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=XsQuHsKXTdY&feature=PlayList&p=20730805F19 85AD6&playnext=1&playnext_from=PL&index=35[/media]

No, może to przesada, żeby tak od razu lecieć pod ziemię i całować te jaszczury. Ale Asael miała wizję. Wizję w której ci z pod ziemi i ci łażący po ziemi żyli w pokoju. Bez przesady, to nie jest niewykonalne!
- Khym... – poczekała cierpliwie na swoją kolej, kiedy mogła spytać o coś burmistrza. – Jestem tu nowa... Nie rozpracowałam problemu. Rozumiem, że podejrzewacie o porwania tych spod ziemi...? Wiecie coś o nich? Cokolwiek? Jacy są, co jedzą, co im szkodzi, co lubią, cokolwiek? Skąd przychodzą, dokąd odchodzą? Rozumiem, że skoro was chronią, jakoś się w tej sprawie dogadaliście...? Przychodzą tu? Gadają? Przed kim właściwie was chronią?

Czy jest to rodzaj haraczu za to, że korzystacie z ich podziemia....?

To była to luźna część pytań. A teraz gorsze. Czy kiedykolwiek schwytaliście lub zabiliście kogoś z tych podziemnych? Jeśli tak, czy możecie... Krym.... szczegółowo opisać okoliczności i sposób w jaki do tego doszło?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 11-10-2009, 00:27   #163
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Może poszlibyście z nami? Wybralibyście sobie sprzęt, jaki chcecie. Chyba, że wolicie tu posiedzieć do czasu wyjazdu, to powiedzcie, czy potrzebna wam jakaś broń.

- Dzięki, ale myślę, że szabla, którą mam mi wystarczy. Jest całkiem niezła. Ale chętnie przejdę się zobaczyć, czego można się spodziewać u uzbrojonych ludzi.

- Jasne, że tak -
chętnie przystał mężczyzna. - Też chyba mam już co potrzebuję, ale pójdę z wami. Przy okazji zahaczę o jakiś sklep z tutejszymi torbami.

I zrobili dokładnie tak, jak powiedzieli. Diriael rzeczywiście nie wybrał innej broni niż ta, którą już miał. Był też przy rozmowie z Rachel oraz prośbie Kurta.

- Też bym się dołączył, jeśli już jest taka możliwość... O ile się zgodzisz, rzecz jasna.


Potem Espello odłączył się od grupy szukać odpowiedniej torby. Nie od razu trafił do właściwego sklepu (dlaczego tu wszystko ogłaszało się tylko nieczytelnymi rysunkami, a nie napisami?), ale w końcu udało się. Wybrał sporą podróżną torbę, do której mieściły się bez problemu jego rzeczy, z lustrem na czele. Dla bezpieczeństwa lustro zawinął w szmaty, które dostał od Bartela.
Kiedy był już zadowolony z efektów, skierował się do miejsca spotkania.

* * *

Podróż.
Mijała łekko i przyjemnie...
...przez pierwsze pół dnia.
Szybko okazało się, że droga sama w sobie jest monotonna jak wykres EKG zmarłego sprzed półwiecza. Jedna rzecz podnosiła Diriaela na duchu – miał mnóstwo czasu żeby czytać książkę. Skończył ją szybko i postanowił, że kiedy będzie w domu wymieni ją na inną. Inne.

Wieczory natomiast były ciekawe. Espello uczył się strzelać. Najpierw z Rachel, potem stwierdził, że może też poćwiczyć umiejętności z blasterem – w tym przypadku nie potrzebował tak koniecznie nauczyciela, bo teorię znał. Chodziło raczej o pracę nad celnością.
Wieczorem też wracał do domu, na Górę. Pierwszego dnia oddał ojcu magazynek blastera do naładowania, a następnego odebrał go maksymalnie napełnionego.

Niedaleko przed Sibin spotkali Konstantyna. Jakkolwiek niewiele można było powiedzieć o nim, tak, zupełnie nieświadomie, poruszył tę część umysłu Diriaela, która była nadal nieufna wobec Sfory. Zupełnie tak jak Sfora wobec nich...

* * *

Umierały dzieci. Co tydzień. Kto albo co mógł być tak bezduszny, żeby mordować akurat tych, którzy niczym nie zawinili? Diriaela aż wzdrygnęło na myśl o tym. Co za miejsce... No, ale po to tu byli, żeby rozwiązać sprawę.
Kiedy burmistrz powedział o Timmym, a inni pociągnęli dyskusję – momentami dość... żywiołową – Espello odezwał się:

- Powiedz mi, co twoja siostra na to, że ty nic z tym nie robisz? Jesteś burmistrzem, możesz coś zrobić! A przynajmniej poprosić o pomoc kogoś, kto będzie w stanie zapobiec dalszej masakrze i pomścić te dzieci, które zginęły. Dziecko twojej siostry. Nie stój w miejscu. Zrób coś. Teraz choćby przydaj się do czegoś i odpowiedz na pytania.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline  
Stary 15-10-2009, 18:36   #164
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ulicami miasta jechał koń, krok zwierzęcia nie był bynajmniej dumny, co raz mylił krok. Boki konia były pokryte pianą a oddech chrapliwy, jednak w porównaniu do jeźdźców był w iście doskonałym stanie. Tak jeźdźców, bo zwierzęcia dosiadały dwie osoby. Pierwszy siedział wysoki, czarnowłosy mężczyzna, chociaż siedział to złe określenie bo gdyby nie podtrzymujące go silne ręce zleciałby na ulicę. Kobieta też nie była w najlepszym stanie, całą lewą rękę miała w zakrwawionych bandażach a twarz wykrzywioną w bólu, nie wiadomo skąd miała siły by jechać konno i podtrzymywać towarzysza. Ludzie rozstępowali się przed koniem, obserwując z zaciekawieniem dwójkę.

***

Aronax wyszedł przed dom słysząc jakieś zamieszanie. Rozejrzał się i pobladł. W kilku krokach dopadł do jeźdźców i to w samą porę, kobieta nie dała rady dłużej podtrzymywać swego towarzysza i ten zleciał z siodła. Medykowi nie udało się całkowicie złapać mężczyzny ale złapał go pod ramiona chroniąc głowę od uderzenia, ranny stęknął z bólu. Wynalazca blady jak płótno popatrzył na ranną kobietę, nie marnował czasu na powitania.
-Potrzebny Wam jest lekarz, prawdziwy.
Kobieta potrząsnęła głową może w zaprzeczeniu, może by odgonić ból i zmęczenie.
-Nie chciał.
Rozejrzała się, w okół zbierał się ładny tłumek i słuchał z zaciekawieniem.
-Wiesz dlaczego.
Aronax skinął tylko głową, kobieta zawróciła konia.
-Karen! Czekaj, daj mi pomóc.
Nie usłyszał odpowiedzi, wiedział do kogo tak się śpieszyła.

Sibin; ratusz
Na chwilę wszyscy zamarli, burmistrz pobladł jeszcze bardziej i patrzył ze strachem na Bartela nawet zirytowana Rachel była zdziwiona jego tak impulsywną reakcją. Burmistrz otworzył usta i zamknął jakby chciał coś powiedzieć ale się rozmyślił. W końcu jednak zaczął mówić trzęsącym się głosem.
-Ale skąd mamy pewność, że to oni... Jeśli to ktoś inny to pozbawimy się wszelkiej ochrony.
-I dlatego wcześniej pozbawiliście się naszej ochrony a teraz nie ubiegacie się o jej przywrócenie.
Rachel bezlitośnie wytknęła lukę w rozumowaniu mężczyzny.
-Bartel spokojnie... Na razie nie będziemy nikogo zabijać... Na razie... Potem Ty zadecydujesz.
Na te słowa burmistrz pobladł jeszcze bardziej.
-Spokojnie, spróbuj wczuć się w ich położenie. Bali się, sami nie dadzą sobie z nimi rady, a tamci mogli zabronić im kontaktu z kimkolwiek z zewnątrz, więc nie mieli jak prosić o pomoc. A co do kary, to na pewno wymyślimy coś lepszego od... śmierci. Jak na chwilę obecną proponuję jednak zrobić coś z tymi mordercami, a potem z zarządem miasta.
Z początku wypowiedzi kurta burmistrz leciutko kiwał głową, jednak gdy usłyszał o karze przestał i patrzył na Was z lękiem. Gdy Ebriel zaczęła mówić spojrzał na nią z nadzieją.
-Kurt ma rację. Wiecie dokładnie, kto jest odpowiedzialny za to wszystko? Gdzie można go/ich znaleźć? Jak to się odbywa? Wiem, że to trudne, ale wszelkie detale są tu naprawdę ważne. Bardzo przykro nam z powodu tych okrutnych i bezsensownych śmierci. Ile dzieci w tym przedziale wiekowym jeszcze zostało w mieście i gdzie teraz są?
-Nie wiem kto jest odpowiedzialny za to wszystko. Jeśli chodzi Wam o nowych...
Burmistrz szukał słowa by Was nie urazić nazywaniem nowych władz "przyjaciółmi".
-Przybyszy to są w gospodzie. Każda śmierć była innna... Zzzaaabijali iiich. Rozzzrrrywali, wieeeeszali... Każdddde innneee...
-Powiedz nam o liczbie dzieci.
Zimny głos Konstantyna przerwał ciszę jaka zapadła po częściowej odpowiedzi burmistrza.
-Nie wiem. Dużo. Z czterdzieści, rodzice ich pilnują ale to nie pomaga. jeśli ktoś pilnuje to i on zginął. Mój bratanek... Ktoś mu przetrącił kręgosłup jak pilnował Timmiego.
-Khym...
Asael taktowanie odchrząknęła i poczekała aż wszyscy zwrócą na nią uwagę.
-Jestem tu nowa... Nie rozpracowałam problemu. Rozumiem, że podejrzewacie o porwania tych spod ziemi...? Wiecie coś o nich? Cokolwiek? Jacy są, co jedzą, co im szkodzi, co lubią, cokolwiek? Skąd przychodzą, dokąd odchodzą? Rozumiem, że skoro was chronią, jakoś się w tej sprawie dogadaliście...? Przychodzą tu? Gadają? Przed kim właściwie was chronią?
-Nie wiem kto to jest. Może oni, może ktoś niezrównoważony psychicznie... Może Anioły zażądały nowych ofiar. Może nie wystarcza im już nasza żywność i żelazo. Paktować z podziemnymi? Nie da się, zawsze jak widzą jednego z nas to atakują, jak my widzimy jednego z nich to my go atakujemy.
-Samonapędzające się koło nienawiści... Cholerne perpetuum mobile.
Cichy szept Konstantyna rozległ się chwilę po wypowiedzi burmistrza.
-Powiedz mi, co twoja siostra na to, że ty nic z tym nie robisz? Jesteś burmistrzem, możesz coś zrobić! A przynajmniej poprosić o pomoc kogoś, kto będzie w stanie zapobiec dalszej masakrze i pomścić te dzieci, które zginęły. Dziecko twojej siostry. Nie stój w miejscu. Zrób coś. Teraz choćby przydaj się do czegoś i odpowiedz na pytania.
Diriael musiał uderzyć w czułą strunę bo burmistrz poczerwieniał, zrobił ruch jakby chciał uderzyć pięścią w stół ale się powstrzymał.
-Robię coś! Całą straż postawiłem na nogi! Ściągam cholernych najemników! Poganiam naszych cholernych "przyjaciół"! Oglądam te okropieństwa z nadzieją, że znajdę jakiś ślad!
Burmistrz zdał sobie sprawę, że krzyczy, rumieniec wściekłości znów został zastąpiony bladością strachu, zamarł w oczekiwaniu na Waszą reakcje.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 23-10-2009, 20:25   #165
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Burmistrz nic mądrego powiedzieć nie umiał. Nie spodziewała się, że coś mądrego powie, w końcu rządził w wiosce w której panował... nie, to nie był dumny i majestatyczny Chaos, tu panował zwykły burdel. Lesbi musi tu spędzać wakacje.
- Może Anioły zażądały nowych ofiar. Może nie wystarcza im już nasza żywność i żelazo
„Jasne, skrzydlatym na pewno potrzebne są porozrywane na strzępy zwłoki dzieci... Chociaż kto wie co ten Gabriel zafajdany ma za dewiacje...”
- Paktować z podziemnymi? Nie da się, zawsze jak widzą jednego z nas to atakują, jak my widzimy jednego z nich to my go atakujemy.
Asael kiwnęła potakująco głową ze zrozumieniem i powiedziała tylko;
- Ja nie jestem jedną z was.
Bez dalszych zbędnych słów odwróciła się ku drzwiom.
- Rozejrzę się – powiadomiła tylko jeszcze. – Którędy do tej karczmy?
Wyszła z zamiarem rozejrzenia się po okolicy, z nadzieją odnalezienia jakichś śladów. Może ludzie szepczą coś po kątach, czego nie chcą mówić przy zbrojnych i burmistrzu? Może ktoś coś wie? Może szlaja się tu gdzieś jeden z tych podziemnych? [najlepiej ranny i przykuty kajdankami do kaloryfera... Ups, a tak... tu nie mają kaloryferów...] I tak musiała wyjść, żeby odpocząć trochę od Achrolowego gderania. Dochodziła powoli do wniosku, że Gabriel miał rację. Zgniją tu, sczezną, w tym piekle, w tym syfie, wśród tych świrniętych pierwotniaków, medyków nadających się tylko do posiekania i burmistrzów kłócących się z Lesssbarbiami. Zamierzała znaleźć karczmę i usiąść przy wolnym stoliku po prostu się przyglądając.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 27-10-2009, 18:15   #166
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Sibin; ratusz
Diriael, Ebriel, Bartel, Kurt generalnie wszyscy oprócz Asael


Rudowłosa wyszła, w pomieszczeniu panowała ciężka cisza. W końcu przerwała ją Rachel.
-Chodźmy stąd, trzeba się rozejrzeć. A co do losów władz miasta... Zastanowimy się nad tym.
-Panienko ale...
Burmistrz zaczął się tłumaczyć ale dziewczyna urwała mu ostrym ruchem dłoni. Wyszliście zostawiając osłupiałego urzędnika. Po drodze minęliście ochroniarza i urzędasa bladych jak ściany, pod którymi zresztą stali.
Wyszliście na zewnątrz. Rachel wzięła kilka głębokich wdechów.
-Dobra Bartel, Ty tu dowodzisz. Co teraz?

Sibin; zajazd "Pod złamaną osią"

Do wyboru miałaś dwa wspomniane przez Konstantyna zajazd i dom publiczny, który pełnił jednocześnie rolę baru, czy jak to tutaj nazywają. Wybrałaś zajazd, noszący dźwięczną nazwę "Pod złamaną osią", na szyldzie mogłaś ujrzeć narysowany wóz ze złamaną osią, pewnie otworzyłaś drzwi.
Gospoda była niskim, murowanym budynkiem, bardzo dobrze oświetlonym. Liczne, otwarte okna zapewniały dobre oświetlenie i wentylacje. W środku nie panował taki zaduch jak w "Jabłku". Może przyczyną tego była mała liczba ludzi? Kilku młodzieńców rżnęło w karty, jakaś parka jadła posiłek a przy jednym stoliku siedział samotny młodzieniec.

Czarnowłosy, z zaciętą twarzą w dziwnej kurtce. Z postury wydawał się bardziej przypominać człowieka niż skrzydlatego ale jako, że siedział nie mogłaś być pewna. O dziwo nie podniósł nawet głowy gdy weszłaś, pochylony nad talią kart stawiał chyba pasjansa.
Zamówiłaś piwo i usiadłaś przy stoliku sąsiadującym z parką, jednak grający w karty gadali tak głośno, że mogłaś ich bez problemów słyszeć. Barman (jak tu na niego mówili? zajezdnik?) sam się pofatygował by spytać czy czegoś nie chcesz. Byłaś głodna a pieniądze martwego lekarza przyjemnie ciążyły. Poprosiłaś o jedzenie, miałaś do wyboru jajecznicę i jajecznicę, zdecydowałaś się jednak na jajecznicę.
Czekając na jedzenie słuchałaś rozmów, parka od czasu do czasu zamieniła ze sobą parę słów, byli bardzo milczący. Za to karciarze gadali ile wlezie, zeszło nawet trochę na morderstwa. Nie dowiedziałaś się niczego nowego, no prawie niczego... Jeden z młodzieńców, mocno już podpity wyskoczył nagle, że to sprawka "tych nowych popierdoleńców", jednak koledzy go szybko uciszyli, patrząc lękliwie na samotnego czarnowłosego. Samotnik o dziwo znów nawet nie podniósł głowy układając pasjansa od nowa.
Barman, zajezdnik czy inszy gospodarz postawił z uśmiechem przed Tobą talerz z jajecznicą i życzył smacznego.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 27-10-2009, 23:22   #167
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
-Dobra Bartel, Ty tu dowodzisz. Co teraz? - Rzekła Rachel.

No ładnie. Stali przed ratuszem. To co się przed chwilą wydarzyło, miało odbijać się echem jeszcze przez długi czas w głowie Bartela. Burmistrz do kasacji, to se postanowił. Cała ta sytuacja mu śmierdziała zjełczałym jajkiem. Tak jakby ktoś zaśmierdnął, lecz tu obecni tego nie zauważyli, bo się przyzwyczaili do smrodu.

Spojrzał w niebo. Zdaję się być lekko po południu. Rozejrzał się zamyślony. Jutro środa. Czyli jutro znajdziemy tego siostrzeńca, pomyślał. Rzucił okiem dookoła. Ratusz stał otoczony kamienicami. Gdzieś niedaleko - wedle słów Konstantyna - był burdel i bar, kopalnie pewnie są po za miastem. Czyli do kopalni później. Bartel spojrzał na Konstantyna.

- Czy znajdziemy tu jakąś wartownię albo posterunek straży?

Najemnik odpowiada niemal od razu:
-Przysadzisty budynek z czerwonej cegły na północnym krańcu miasta. Otoczony murkiem z dwoma strażnikami opierającymi się na tyczkach.

- A baszta, albo jakieś lochy? Coś w tym stylu? Coś żeby w razie potrzeby przechować więźnia lub dwóch i ich przesłuchać.

-Mają lochy. Heh... mój znajomek kiedyś tam się dostał. Ledwo go wyciągnęliśmy.


- Dobrze, bardzo dobrze. Czy mógłbyś dotrzymać towarzystwa tej młodej rudej damie, którą udała się do karczmy? Przekaż jej, że o zmroku spotkamy się w siedzibie straży, w tym budynku z opierającymi się na tyczkach strażnikami, jak to ładnie ująłeś. Dobrze?

-Z najwyższą przyjemnością. - Konstantyn skinął głową. Lecz w jego głosie nie było słychać zadowolenia.

- Z tobą także....

Najemnik odwrócił się, spojrzał na Bartela, zamrugał. Jakby nie zrozumiał o co chodzi. Odszedł. Miał pewność, że Asael sobie poradzi. Był to tym kobiety, która mogłaby poucinać pały w obronie własnej i nie dałaby się łatwo. Mimo to Bartel uważał, że przyda jej się towarzystwo. Zwłaszcza jak ten gadatliwy Achrol odmówił wspólnych spacerów. Miał złe przeczucie. Oj bardzo złe. Mimo to wiedział, że będzie brnął w to dalej. Widział, że zmierzenie się z tymi gadami, czy czym to jest, nie będzie łatwe. Nie wiedział też czy na wszystkich mógł polegać. Czy wszyscy staną do walki. Mimo to postanowił kontynuować pierwszą myśl: Pierw bestie potem burmistrz.

- A my udamy się od razu do straży, co ty na to Rachel?

Kobieta skinęła głową i wskazała ręką kierunek. Proste, prawda? Ruszyli. Reszta skrzydlatych ruszyła za nimi. Gdy doszli do opisanego budynku okazało się, że rzeczywiście było tylko dwóch strażników przed posterunkiem. Obaj się opierali plecami o ścianę i podtrzymując się tyczkami rozmawiając w najlepsze. Broń stała podetknięta pod mur. Żenada.

Bartel wyszedł na przód.
- Witajcie.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 09-11-2009, 22:31   #168
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Pierwsze Miasto

Drzwi otworzyły się z hukiem, Gabriel mocno wkurzony wszedł do środka. Ogorzała zwykle od wiatru twarz była teraz czerwona z wściekłości. Pistis siedziała akurat za biurkiem pochłonięta pracą przy komputerze. W myśl konwencji filmowej czy książkowej powinna nawet nie drgnąć i zlekceważyć marszałka a najlepiej w zabawny sposób go spławić. Cóż… Konwencje nie zawsze pasują. Pierwsza Kapłanka drgnęła i spojrzała przestraszona na skrzydlatego. Ten stanął, zmieszał się widząc jej strach. Ostre słowa uwięzły mu w gardle. Stali tak chwilę patrząc na siebie, oboje się w końcu opanowali, Gabriel cofnął się i zamknął drzwi. Dopiero wtedy przerwał ciszę. Głos mu lekko drżał z zdenerwowania, widać nie pozbył się go całkowicie.
-Co Ty sobie myślisz? Negujesz moje rozkazy, Twoi ludzie wchodzą moim w drogę machając jakimiś upoważnieniami.
Namiestniczka zapatrzyła się gdzieś za okno, na drapacze chmur, pojazdy wektorowe unoszące się wśród nich, skrzydlatych udających się do codziennych obowiązków. Uspokajała się.
-Ciężko mi to powiedzieć ale ciągle to ja tu rządzę. Ty jesteś tylko jednym z moich doradców.
Dłonie żołnierza ze złości zacisnęły się w pięści. Knykcie pobladły, zdawało się, że zaraz z rozciętej przez paznokcie skóry tryśnie krew.
-Który… Który z Twoich doradców zrobił tyle dla Ciebie? Który z nich zrobił tyle dla Pierwszego Miasta?
Kobieta spojrzała na niego, uśmiechnęła się przepraszająco.
-Żaden, żaden nie oddał ani dla mnie ani dla miasta całego swego życia i całych swoich sił. Jednak mieszkańcy się niepokoją. Mówią, że moja władza jest zbyt słaba, że tak naprawdę Ty rządzisz. Mówi się, że trzeba coś z tym zrobić. Nie patrz tak na mnie, nie tylko Ty masz szpiegów.
-Blanco…
-Między innymi. Nie możesz uciszać każdego niepokornego. Nie możesz dawać przykładów, które maja odstraszyć przyszłych przestępców. Nie możesz karać za pomyślenie o zbrodni. Myślozbrodnie… Niedługo do tego dojdzie. Nie przerywaj mi proszę. Wiem, że do tej pory to się sprawdzało ale czas na zmiany. Czas na złagodzenie rządów, może niedługo będzie można otworzyć się dla ludzi…

-Nie śnij. Złagodniejemy i będziemy mieli wojnę domową, dodaj do tego podziemnych i Samaela a otrzymasz jeden wielki burdel. Niestety, jak raz zniżysz się do pewnych metod nie możesz umyć rąk i udać, że nic się nie stało. Rozmawialiśmy o tym nie raz…
Z Gabriela uleciał gniew. Westchnął ciężko i usiadł na krześle. Położył łokieć na stół i złapał dłonią skronie.
-Otrzymasz rzeź, część armii się zbuntuje, bojówki wyjdą z podziemia. Otrzymasz chaos, który w najlepszym wypadku zakończy się moją śmiercią a Twoim uwiezieniem. Dodatkowo wyjdzie prawda o podziemnych, masowa histeria, akty rozboju… Wiesz kto to wykorzysta? Samael i Lucjusz, wydaje mi się, że mają tu wtyczkę. Samael jest zbyt cwanym lisem by jej nie mieć, wrócą tu i wykorzystają chaos. Będą rzucali hasłami typu „władza ludu”, „zjednoczenie się przeciw wspólnemu wrogowi”, „śmierć reliktom starej władzy, śmierć tyranom”.
Pistis patrzyła na zmęczonego przyjaciela. Jedno ja ruszyło.
-Jakby mieli wrócić?
-Mają jakiś telep ort, Samael uciekł nim przede mną. To jakaś dziwna odmiana, jakby z cienia, z mgły. Z pewnością nie jest to pochodna tego używanego przez nas, bazującego na elektryczności czy zgoła na cząsteczkach.
-Z mgły mówisz…

Pistis spojrzała na monitor. Kliknęła w folder „skazańcy” i otworzyła jeden dokument.
-Chyba wiem, kto może wiedzieć więcej. Niestety ta osoba również jest na dole…

Sibin

Asael
Siedziałaś właśnie i zastanawiałaś się jak zagadać nieznajomego. Rozważałaś właśnie czy strzelenie w niego jajecznicą będzie dobrym sposobem zawarcia znajomości gdy drzwi się otworzyły. Stanął w nich przystojny, hebanowy nieznajomy o białych włosach... No może nie do końca. Stanął w nich Konstantyn, ale mógłby to być piękny, hebanowy chlebuś. Najemnik rozejrzał się po sali, skinął Ci lekko głową i podszedł do baru. Chwilę rozmawiał z tym całym zajezdnikiem, w końcu jednak wziął kubek... czegoś, nie wiedziałaś czego i przysiadł się do Ciebie. Zerknęłaś na niego, zerknęłaś na jego, erm... kubek. Miał tam jakieś zaparzone ziółka.
-Wybacz, że przeszkadzam w odpoczynku. Twój znajomek prosił o przekazanie Ci, że masz się stawić o zmroku przy garnizonie. To Wasz sierżant? Nie masz nic przeciwko, że dotrzymam Ci towarzystwa.
Najemnik uśmiechał się cały czas, był ewidentnie rozluźniony. Taki styl bycia czy zasługa ziółek?

Bartel
Był mur, był budynek, ba! było nawet dwóch strażników. Strażnicy owi nie dość, że opierali się o mur to jeszcze wspomagali się halabardami (tudzież tyczkami, jak kto woli). Obaj młodzi, młodsi nawet od Was, więcej niż osiemnastkę byś im nie dał. Mimo wieku byli jednak krępi, może nie z Tobą było im się mierzyć ale Diriael czy Achrol wyglądali przy nich chuderlawo i słabo. Gdy Was zobaczyli, przerwali rozmowy i wyprężyli się jak struny, jeden delikatnie sięgnął do pasa gdzie nosił pałkę. Był to raczej odruch bo szybko cofnął rękę i zacisnął ją mocno na halabardzie.
-Witajcie.
-Witaj, panie. Co potrzeba?
-Jesteśmy znajomymi burmistrza i potrzebujemy porozmawiać z waszym dowódcą.

Strażnicy popatrzyli po sobie. Jeden podrapał się po głowie, tuż pod hełmem, drugi zmienił chwyt spoconych dłoni na halbardzie. Milczenie trwało. Nagle obaj się odezwali.
-Zaanonsuje państwo.
-Pójdę do niego.

Spojrzeli po sobie. Jeden z nich, ten co się wcześniej drapał machnął ręką.
-Zaprowadź ich.
Spojrzał na Was.
-Trzeba zostawić broń.
Spojrzałeś pytająco na Rachel ale to nie ona zabrała głos. Achrol wyraźnie niezadowolony pokręcił głową.
-Mężczyzna bez broni jest nikim.
Strażnicy popatrzyli na Ciebie niepewnie, Ty na Rachel. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Poczekam z nim, Wy idźcie. Chyba, że ktoś jeszcze ma jakieś kompleksy na punkcie własnej męskości.
Achrol z kamienną miną zignorował uwagę dziewczyny.
-Dobrze.
Krótko skinąłeś głową po czym zwróciłeś się do strażników.
-Prowadźcie.
Strażnicy rozbroili, mało sprawnie i mało entuzjastycznie nie zakompleksioną część z Was. Broń wylądowała na ziemi. Młodzieńcy zbyt gorliwi nie byli, nie obszukiwali Was zbyt dokładnie i potencjalny zamachowiec mógł przemycić nóż. Cóż... Wy nie musieliście, połowa z Was miała broń na zawołanie.
Ruszyliście za jednym ze strażników. Mur otaczał niewielki dziedziniec, manekiny i kołki były postrzępione od częstych ćwiczeń, jednak samych ćwiczących nigdzie nie widzieliście. Na terenie garnizonu było dziwnie pusto. Do straży miejskiej należały trzy budynki: stajnia i dwa budynki mieszkalny. Z stajni można było usłyszeć typowo stajenne odgłosy, pierwszy budynek był niski, bez piętra. Stała przed nim ławka i beczka z wodą. Pewnie koszary. Drugi budynek, do którego szliście był piętrowy i jak większość budowli w tym mieście drewniany. Strażnik podszedł pewnie do niego i wszedł do środka, co było zrobić? Poszliście za nim. Młodzieniec zameldował się strażnikowi o sumiastych wąsach i wszedł pewnie na schody, skinięciem ręki kazał Wam iść za Wami. Korytarz, jakieś pokoje. Stanęliście przed jednym z nich.
-Poczekajcie.
Młodzieniec zrezygnował już z usłużnego tonu, zniknął za drzwiami. Po krótkiej chwili wyszedł i wskazał Wam drzwi.
-Kapitan prosi.
Wszedłeś pewnie do gabinetu. Pokój był niewielki, na środku tradycyjnie biurko z dwoma krzesłami dla petentów, w rogu stojak na wina, w innym pełna płyta a na ścianie, na solidnych zaczepach młot dwuręczny. Kapitan wstał na Wasz widok, ten niegdyś krzepki i wysoki mężczyzna był przytłoczony ciężarem lat. Mógł mu się zbliżać szósty krzyżyk, lekko się garbił i najprawdopodobniej ostatnio zbyt regularnie się odżywiał, mimo to za młodu musiał być prawdziwym niedźwiedziem. Nawet teraz moglibyście mieć z nim problem. W zmęczonej, pooranej bliznami i zmarszczkami twarzy jarzyły się bystre oczy. Kapitan spojrzał na Was i podał Wam dłoń.
-Kapitan Vogel. Powiedziałbym, że miło poznać ale czasy nie są dobre do tego. W czym mogę pomóc?
-Czasy się zmienią a my wraz z nimi. Bartel King. Słyszeliśmy, ja i moja kompania, od burmistrza, że macie nie lada kłopoty w miasteczku. Czy możemy w jakiś sposób pomóc?
Nie owijałeś w bawełnę, raz, że nigdy tego nie lubiłeś, dwa kapitan powinien to docenić. Miałeś racje, mężczyzna uśmiechnął się lekko, usiadł i wskazał krzesła naprzeciw biurka.
-Pomoc zawsze się przyda. Jeśli będziecie w stanie nam pomóc... Moi ludzie sobie nie radzą ale oni nie mają doświadczenia w takich sprawach.
-Będziemy wstanie pomóc. Pod warunkiem, że będziemy wiedzieli z kim mamy do czynienia. To co powiedział nam burmistrz nie wiele wyjaśnia, a raczej komplikuje sprawę. Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?
-Podejrzewam nowych przybyszy. Nie chce działać bez dowodów, nie chce wykrwawić moich ludzi bez potrzeby i osłabić ich jeszcze bardziej.
-Czyli zaczęło się to od razu po tym, jak oni pojawili się w mieście? Czy wie pan, skąd pochodzą i kim są?
-Nie, zaczęło się z tydzień po ich przybyciu. Chyba pięć, sześć dni dokładnie. Określają się jako "żołnierze z jaskiń" jednak tak naprawdę to diabły. Zawarli umowę z burmistrzem przedstawiając wyższą ofertę od Was.
-Widzę, że wiesz kim jesteśmy więc ułatwi to sprawę. Zatem podejrzewasz nowych. A nie mieliście wcześniej wrogów zdolnych do czegoś podobnego?
-Do rozerwania kogoś na strzępy? Widziałem tylko kilka istot zdolnych do czegoś takiego. Wysokich, takich jak Wy i diabły. Chyba, że to jeszcze coś trzeciego...
-Diabły... - powtórzyłeś w lekkim zamyśleniu. -Gdzie się zatrzymali ci nieznajomi, ilu ich jest i jakie jest ich zadanie tu w mieście? Zadanie nadane przez was.
-Zatrzymali się w domu von Schleistena, sam ich ugościł. Jest ich czterech, trzech mężczyzn i kobieta. Mają nam zapewnić bezpieczeństwo, ochronę przed napastnikami. Jesteśmy dość łakomym kąskiem z racji na kopalnie a zależy nam na jak największej niezależności.
-I są tańsi tak? Wszędzie ten kryzys... - uśmiechnąłeś się. -Czyli ich zadaniem jest siedzenie we wiosce i czekanie na okazję, że tak się wyrażę, czy mają jakieś konkretne zadania, typu patroli czy przebywanie w kopalniach?
-Z racji na sytuacje ich zadaniem jest śledztwo i patrole, co jakiś czas również odwiedzają kopalnie.
- A czy nie zwracaliście się już do nich w sprawie tych mordów? Jakie obrali stanowisko w tej sprawie?
Kapitan uśmiechnął się ze zmęczeniem.
-Zajmiemy się. Złapiemy morderce i się nim właściwie zajmiemy... Niby patrolują... Niby byli na miejscach zbrodni ale skutków brak.
-To i my się zajmiemy. Za pana pozwoleniem.
Kapitan skinął głową, wiedziałeś, że nie należy ingerować w nie swój rewir bez pozwolenia tamtejszych władz. No zawsze można to sobie olać. Ale po co.
-Jeszcze tylko niech pan poleci gdzie się tu u was zatrzymać i znikamy.
-W gospodzie. Ewentualnie...
Vogel się zamyślił, chwilę Wam się przyglądał.
-Ewentualnie jakieś posłanie znajdzie się w koszarach. Jak chcesz mogę Wam też przyznać swego człowieka. Zaprowadzi Was na miejsce porwania.
Skinąłeś krótko głową.
-Dobrze.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-11-2009, 17:05   #169
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Asael zdziwiła się widząc przed sobą jajecznicę. Po pierwsze nie zamawiała jajecznicy. Po drugie jadła bardziej przysmażoną a nie takie glutki. A gdzie ryba i frytki?! Czy ona wygląda na kogoś kto jada jajecznicę?! No ale coś trza zjeść. Jajecznica nie poruszała się przynajmniej, nie próbowała uciekać ani nie wyglądała na wiekową – jak to bywa z żarciem w takich dziurach. Nieznajomy był przystojny i miał to piękne zło w oczach. Stanowił atrakcyjną tarczę-cel dla jajecznicy. Ostatecznie jednak Asael wpakowała porcję-pocisk do buzi i żuła z uczuciem, przyglądając się ukradkiem obcemu. Jak to mówią: miłość życia to sweet dream, kochanek to beautiful nightmare. Przeżuwając jajecznicę uśmiechnęła się lekko do obcego, kiedy ten na moment spojrzał w jej kierunku.

Wrzuta.pl - Taio Cruz - Break Your Heart [lato 2009]

Drzwi otworzyły się. Stanął w nich przystojny, hebanowy nieznajomy o białych włosach... Asael głośno przełknęła.
YouTube - Pocahontas (I Wanna Fuck You Like An Animal)

No może nie do końca. Stanął w nich Konstantyn, ale mógłby to być piękny, hebanowy chlebuś.
Mógłby...?! Mógłby to duża różnica!!! ><;
[ YouTube - Go Away! - Just for Fun! ]*czarna rozpacz spada na Asael
[kasłanie jajecznicą]

Najemnik rozejrzał się po sali, skinął lekko głową [pokojowe skinięcie dłonią i głową, łezki w oczach]
Ojedynyonsięprzysiądzie.
Wrzuta.pl - Delain - Go Away
Chwilę rozmawiał z tym całym zajezdnikiem, w końcu jednak wziął kubek... czegoś, nie wiedziałaś czego i przysiadł się.
-Wybacz, że przeszkadzam w odpoczynku.
Asael uśmiechnęła się i machnęła ręką.
- Nie przeszkadzasz, zresztą, tu nie da się odpoczywać...
- Twój znajomek prosił o przekazanie Ci, że masz się stawić o zmroku przy garnizonie.
- Zmrok... garnizon znaczy przystojni wojownicy...? Będę! – zażartowała.
- To Wasz sierżant?
- A który to był ze „znajomków”? Nie mamy sierżanta. Jeśli ktoś miał dowodzić to miał to być Bartel ale eeeeh nasza grupa jest dość luźno zorganizowana, chaotyczna, powiedzmy...
- Nie masz nic przeciwko, że dotrzymam Ci towarzystwa.
- Oczywiście, że nie.
Zerknęła na jego ziółka.
- Co to? Fajne?
Kończąc jajecznicę dodała szeptem:
- Nie oglądaj się na niego, ale tam siedzi z tych nowych. Podejrzany facet [nic nie mówi, nie zaprosił jej do tańca, nie pstryknął w nią jajecznicą ani nie przyniósł tradycyjnego stołka, co by mu na powitanie trzepnąć...]. Chodzą słuchy, że ma coś wspólnego z zaginięciami dzieci. Widziałeś go już kiedyś, wiesz coś o nim?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 17-11-2009, 18:25   #170
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Sibin; karczma; Asael
-Zmrok... garnizon znaczy przystojni wojownicy...? Będę!
-Pierwsze dwa się zgadzają ale co do wyglądu wartowników i do nazwania ich wojownikami...
-A który to był ze „znajomków”? Nie mamy sierżanta. Jeśli ktoś miał dowodzić to miał to być Bartel ale eeeeh nasza grupa jest dość luźno zorganizowana, chaotyczna, powiedzmy...
-Chaos nie jest dobrą rzeczą, szczególnie w grupie, która ma bronić słabszych.
-Co to? Fajne?
-Pewne zioła rosnące na Dzikich Stepach. W smaku trochę przypominają melisę.
-Nie oglądaj się na niego, ale tam siedzi z tych nowych. Podejrzany facet. Chodzą słuchy, że ma coś wspólnego z zaginięciami dzieci. Widziałeś go już kiedyś, wiesz coś o nim?
Konstanty lekko zakręcił kubkiem, łyknął trochę ziółek.
-Już rozpoznaję tego nieznajomego nie oglądając się przy tym. Zbierajmy się już, myślę, że trzeba poszukać Twoich znajomków. Pijąc za wiele się nie dowiemy o zadaniu a na potencjalnego mordercę dzieci zerknę przy wyjściu.
Wstaliście, uregulowaliście rachunki. Konstantyn otworzył przed tobą drzwi, no popatrz gentelmenel się znalazł. Wyszliście na zewnątrz.
-Nic o nim nie wiem ale nie wygląda na takiego co by nawet dziecko dał radę rozedrzeć na pół.

Sibin; garnizon; Bartel
Kurt, jedyny, który się z Tobą pofatygował nie wtrącał się do rozmowy tak więc szybko opuściliście budynek. Na zewnątrz odprowadził Was niski, barczysty strażnik z czarna brodą niemal do pasa, iście bajkowy krasnolud. Miał Wam robić za przewodnika.
Przed bramą czekała na Was cała brygada, Rachel nudząca się w towarzystwie gadatliwego Archola, Ebriel i Diriael stojący w milczeniu z boku. Cała czwórka spojrzała na Was pytająco, już szykowałeś się do odpowiedzi ale głos zabrał Kurt.
-Kapitan Vogel zgodził się abyśmy pomogli miastu z problemami. Dał nam nawet przewodnika po miejscach zbrodni.
Brodaczy spojrzał po Was, chyba rozpoznał Rachel, zasalutował jednak przed Tobą.
-Kapral David.
I tyle. Nie było co gadać, poszliście na ostatnie miejsce zbrodni. Akurat po drodze spotkaliście Konstantyna i Asael.

Sibin; dom siostry burmistrza; Asael, Ebriel, Diriael, Bartel i Kurt
Siostra burmistrza, jak poinformował kapral, miała całą kamienicę i żyła z jej wynajmu. Sama mieszkała na najwyższym piętrze. Rachel zaraz uzupełniła szkic życia kobiety o anegdotkę.
-Mieszkała kiedyś na parterze, piętro pod mieszkaniem wynajmowanym przez pewnego młodego kupca. Kupiec właśnie opijał dobry interes. Przyjęcie trwało w najlepsze, i jeden z gości za dużo wypił. Dobiegł do okna by zwrócić zawartość żołądka, prosto na pranie Lei. Biedny kupiec miał taką awanturę...
Historia nie była jakoś szczególnie śmieszna, wywołała jednak lawinę śmiechu. Taka "zwykła rzecz" jakoś nie pasowała Wam do sytuacji, do okrutnych morderstw, pozwalała oderwać się od nich, zapomnieć o tym, że ktoś zabija w okrutny sposób dzieci.
Po chwili staliście już przed drzwiami Lei, siostry burmistrza. Kapral nim zapukał zwrócił się do Was.
-Bądźcie dla niej mili, zginął jej syn a drugi został porwany, dwa lata temu odszedł również jej mąż. To nie są łatwe czasy dla niej. Znam sytuacje i w ramach możliwości pytajcie mnie.
Zapukaliście. Po chwili drzwi otworzyła Wam jeszcze młoda, trzydziesto-paroletnia kobieta. Na Wasz widok jej spuchła od płaczu twarz pobladła.
-Spokojnie Leia, Joseph przysłał ich by pomogli odnaleźć Timmiego. Pozwolisz, że rozejrzą się w pokoju Timmiego?
Kobieta pociągnęła nosem, skinęła głową.
-Dobrze.
Mieszkanie nie było duże, dwa pokoje i kuchnia, kobieta zaprowadziła Was do jednego z nich. Pokój był nawet sporawy ale i tak gdy staliście tam wszyscy zrobiło się ciasno. Dwa proste łóżka, szafa, komoda, mały stolik z dwoma krzesłami. Strażnik spojrzał na Was, spojrzał na kobietę.
-Leia może powinnaś...
-Nie. Chcę tu być. Może będę mogła pomóc.
Kobieta wzięła się już w garść, twarz co prawda ciągle nosiła ślady niedawnego płaczu ale zaciśnięte dłonie świadczyły o determinacji.
-Dobrze. Jak wolisz.
David spojrzał na Was.
-Całe zajście miało miejsce w niedzielę. Ktoś wszedł przez okno, zabił szybko Karla, starszego brata Timmiego...
Brodacz spojrzał na kobietę, ta drgnęła na dźwięk imienia martwego syna ale trzymał się dzielnie.
-... następnie porwał chłopaka. Uciekł najprawdopodobniej dachem. Rozległ się hałas, który zbudził Leię i jednego z lokatorów. Okazało się, że to dachówka spadła i się roztrzaskała. Na dachu są ślady jakby coś tam było wbite. Szczęściem w nieszczęściu było to, że wcześniej padało, wyraźne ślady prowadziły do studni i tam się urywały. Zeszliśmy tam ale nic nie znaleźliśmy. To chyba wszystko...
W tym momencie Achrol się wzdrygnął, spojrzeliście na niego, czarnowłosy patrzył właśnie w dół na podłogę.



Pies uwalił się przy nogach heretyka i patrzył na Was w oczekiwaniu na pieszczoty. Nie doczekał się ich. Wstał, szczeknął i wyszedł. Zapadła cisza, wszyscy patrzyliście na drzwi, pies się wrócił, spojrzał na Was, znów szczeknął i wyszedł.
-Wybaczcie, Lassie dziwnie się zachowuje od zniknięcia Timmiego.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 17-11-2009 o 21:37.
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172