lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Starcraft] Są wszędzie! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/9362-starcraft-sa-wszedzie.html)

Kovix 11-12-2010 01:33

Teraz Śruba faktycznie marzył już tylko o prysznicu i zjedzeniu czegoś lekkiego. Wydawało mu się, że wszystkie sprawy zostały już rozstrzygnięte – Sokołow na pewno łatwo się nie wywinie z sądu, oddział żyje, a on… no właśnie? Spisał się jako dowódca? Głupie to były rozterki, ale zawsze tak miał na koniec misji…

- Tak, kawa i prysznic – odpowiedział krótko Śruba – Proszę uważać, żołnierzu, na upadające mydła – dodał stary żołnierski dowcip i zrobił głupią minę. Mógł sobie na to pozwolić.

W ciągu kilku następnych godzin odświeżył się, zjadł posiłek i wybrał się na przechadzkę po terenie obozu. Z satysfakcją dojrzał potężne fortyfikacje, z mnóstwem bunkrów i ciasno niekiedy położonych budynków, przez które nawet silna armia Zergów może się nie przedrzeć. Zastanawiał się, do którego bunkra ich przydzielą i w jakim składzie.

Po jakimś czasie dowiedział się, że weszli w skład oddziału czwartego, składającego się ze piętnastu żołnierzy. Piętnastu! Nie dowodził jeszcze nigdy bezpośrednio tak dużą grupą, choć miał pod sobą oczywiście formalnie nawet większe ilości ludzi. Ale dopiero teraz, podczas tej bitwy, poczuł smak prawdziwej odpowiedzialności za cudze życie, za decyzje, które mogły w każdej chwili okazać się błędne… Odpowiedzialności również za sprawę z Sokołowem…

Oczywiście, generał powiedział, że będzie sam wydawać rozkazy, ale do czasu na pewno… A potem najprawdopodobniej on, Śruba, przejmie dowodzenie nad drużyną. Zawsze tak było z tym ‘dowodzeniem bezpośrednim’. No, chyba, że jest tam ktoś wyższy stopniem, wtedy oczywiście…

Po spacerze udał się do zbrojowni uzupełnić zapasy amunicji. Wszystko po sześć magazynków, chciał być wyekwipowany. Jednocześnie uznał, że nie ma potrzeby zmieniać broni – większymi spluwami nie bardzo potrafił się posługiwać ze względu na rękę.

Przez pierwsze kilka dni wszystko wyglądało dobrze…

Radagast 13-12-2010 23:40

Feniks okazał się zawzięty jak na toster. Postanowił nie odpuścić Sokołowowi, tylko jeszcze mu dokopać. Mściwy robot - czyż może być coś gorszego? A może po prostu miał potrzebę pochwalania się, jakiż on jest fajny i ile opcji posiada, i jaki pojemny twardy dysk, i jak sprytnie to wymyślił, że wszystko nagrał, i... Może od tego skwaru niechcący przeszedł w tryb przedszkolaka. Vlad nie miał ochoty z nim dyskutować na ten temat. Z duchem, który nie potrafił precyzyjnie wyrazić swoich myśli też nie. Ani z mechanikiem, który chyba nagle awansował i przestał należycie zachowywać się względem starszych stopniem. Choć trzeba przyznać, że ten miał najzdrowsze podejście do życia. Cieszyś się tym co się ma, robić to co trzeba i nie pakować się gdzie nie trzeba. Ten mógł być najspokojniejszy, że nie zginie nafaszerowany ogniem z Ingrama przez zergów, ani nie postrzeli się przypadkiem ze śrutówki w plecy. A Zapalniczka znał takie przypadki. Ale to źli ludzie byli, a wypadki chodzą po złych ludziach.

Zasalutował swojemu dotychczasowemu dowódcy. Miał do niego żal. Umawiali się, że ich wyciągnie z tej planety. Tymczasem wpakował ich z powrotem do pracy. Niby już nie był zły na to, że musi tu zostać, ale pewien zawód pozostał. Poza tym gość wyraźnie był lepszym komikiem niż dowódcą. Na szczęście dowodzenie się zmieniało. Skoro ten ich nowy oddział czwarty miał już dziesięć ludzi, to ktoś pewnie nimi rządził i była duża szansa, że będzie rządził nadal. Czyli koniec słuchania rozkazów łapiducha. Pierwszy raz od dawna Vladimir dostrzegał jakąś pozytywną stronę swojej bieżącej sytuacji. Czyżby naprawdę było tak różowo?

Gdy odmaszerował, pierwsze co zrobił, to wziął gorącą kąpiel. Nie spieszył się. Nikt mu też nie przeszkadzał, bo wszyscy byli jeszcze zajęci gdzieś indziej. Dopiero później poszedł się najeść. Nim udał się na spoczynek poszedł jeszcze do składu broni, zdał wszystko co udało mu się ocalić z poprzedniej bazy i wziął nowy ekwipunek. Niby taki sam, ale drobne różnice się liczyły. Enforcer ze zmniejszonym odrzutem i wydłużonym magazynkiem, zwiększone ciśnienie gazu nośnego w miotaczu, dające lepszy zasięg i efektywniejsze wykorzystanie paliwa i pancerz z nowszym ogniwem. A wszystko oczywiście czyściutkie i w pełni sprawne. Dopiero tak wyposażony poszedł spać, a następnego dnia był gotów choćby do kolejnej walki z zergami.

Fearqin 15-12-2010 14:18

Tommy rzeczywiście został dowódcą oddziału. Mało kto się cieszył z tego powodu. Szczególnie poprzedni dowodzący Robert del Toro, wielki byk był bardzo zawiedziony, ale poza tym Śruba w miarę przypadł do gustu reszcie drużyny. Reszta jego kompanii nie cieszyła się, aż tak wielkim szacunkiem, poza Bakerem, którego jako technika doceniano, nawet bardzo.
Feniksa oczywiście ceniono, ale tylko jako broń, z początku mało kto wiedział, że robot ten może sensownie i samodzielnie mówić.
Sowa jak się łatwo domyślić w ogóle nie był zauważany i brany pod uwagę, oczywiście jak przystało na ducha - z własnej woli.
Zapalniczka zaś był najwyraźniej mało miły wobec innych, ale zdążył sporo nadrobić podczas konsumpcji trunków z paroma nowymi towarzyszami (oczywiście w teorii nie miała ona miejsca), zyskiwał renomę.

Zwykle warty przebiegały jakby przed rozpoczęciem się tego całego piekła. Mówiono im, że już nawiązano kontakt z jedną z flot i muszą wytrzymać zaledwie tydzień.
Jednak jak łatwo się było spodziewać sielanka ustała. Jeden ze zwiadowców zameldował o koloni zergów. Ich wielkie i obrzydliwe gniazda produkowały coraz to więcej maszyn do zabijania. Podobno widzieli ultraliski.

Decyzja była oczywista. Atak zanim wróg rozwinie się w tej okolicy. Obóz postawiono w gotowości ofensywnej. Dzień wcześniej do bazy przybył cały obóz z zachodu, wycofali się zanim ich zaatakowano. Było to zaledwie czterdzieści osób, ale w tej chwili każda para rąk zdolna unieść karabin była cenna. Tak też oddział powiększył się do dwudziestu osób. Śruba stracił swój stołek dowódcy i przekazał w ręce nowo przybyłego Aleksa Hendrixa.

Plan był prosty. Baza zergów, jeszcze całkiem mała była w bardzo słabej pozycji (słabej dla zergów). Zwykły płaski teren, podczas gdy baza ludzi znajdowała się na lekkim wzniesieniu, a wcześniej teren jest dość nierówny i ma sporo dziur, częstych na tej planecie. Tak więc zergowie łatwi byli do otoczenia. Brzmiało to co najmniej absurdalnie, ale oddział w którym byli ocaleni był dwa razy mniejszy od każdego z pozostałych oddziałów.
Do tego dochodziły goliaty, czołgi bitwa ta miała po prostu kupić im czas i przynieść ulgę z zabicia zergów, które już dość ich pognębiły.

Baza rzeczywiście okazała się mała. Miała parę tych dziwnych roślin wystających z ziemi służących to destrukcji boga ducha winnych żołnierzy i dało się widzieć dwa ultraliski, ale poza tym zerglingi i hydry nie odstraszały doświadczonych żołnierzy aż tak, nie przy takiej sile.

Walka rozpoczęła się jeszcze zanim ich oddział dotarł na wyznaczone pozycje wraz z oddziałem ósmym liczącym sobie równo czterdzieści trzy osoby. Już te dwa oddziały mogły zniszczyć całą bazę, ale ludzie byli wkurwieni i każdy chciał się wyżyć. Póki co każdy miał zerga dla siebie.
Póki co rozkazy były jednoznaczne: zabić wszystkich.

Arvelus 15-12-2010 21:17

Feniks złożył raport tak jak się zadeklarował. Pierwsze rzeczą jaką zrobił potem było dostanie się do swoich ciał. Od razu się załadował do cywilnego. Był teraz zwykłym człowiekiem. O normalnym głosie, miękkiej ciepłej skórze, błękitnych oczach i średnio długich blondwłosach o średniej budowie ciała. Poruszał się lekko, nie było widać, że w środku jest stalowy. Taki właśnie był gdy nie walczył.
W wolnej chwili poszedł do warsztatu i naprawił ciało bojowe. Nie było mocno uszkodzone. Wybite kilka heksagonów w pancernej szybie za którą miał coś na kształt głowy i obicie pancerza na prawej dłoni od uderzenia zerglinga. Nic poważnego. Godzina roboty i był jak nowy. Naoliwił wszystkie stawy, naładował baterie, sprawdził sieć czujników. To zajęło znacznie więcej, ale warte było zachodu. Dzięki temu miał pewność, że nagle nie stanie na polu walki. Draśnięty człowiek sam się leczył po jakimś czasie. Draśnięty robot musiał być naprawiony. Sprawdził bagnet. Wyczyścił go z resztek zerglinga którego przebił podczas ostatniej bitki. Obejrzał go krytycznie i stwierdził, że nawet nie zaczął rdzewieć. W końcu to tytan.


Dostali rozkaz. Baza zergów. Nieduża, ale widziano ultrale. Zabrał dodatkowy magazynek pocisków przeciwpancernych. Do zestawu jeszcze dwa granaty z białym fosforem. Tak na wypadek tych ultrali. Bezpośrednie trafienie powinno powalić bydlaka. Jak nie to zabrał cztery rakiety nasadowe. Trzy przeciwpancerne i jedna burząca. Był gotowy. Do bitki zabrał się na vulturze. Spodobało mu się to. Był szybki, celność nie cierpiała na tym i zawsze mógł błyskawicznie zmienić pozycje. Może nawet poprosi dowództwo o jeden na własność by mógł go zmodyfikować zgodnie ze swoim sposobem walki.
Rozkaz: Zabić wszystko. Niech będzie. Oni dowodzą. Feniks ruszył zgodnie z kolumną z wirującymi lufami graverera by oddać strzał gdy tylko będzie to możliwe

Kovix 21-12-2010 00:39

- Coś tu nie gra. Coś śmierdzi. Przeczucie nigdy mnie nie…

Uff!
Śruba za dużo myślał, co właśnie mogło go kosztować życie – ledwo uniknął hakowatego pocisku, wystrzelonego przez jakiegoś nadgorliwego hyrdaliska. Posłał w jego stronę serię z karabinku, co ostudziło jego nadgorliwość już na zawsze.

Jednak nadal coś mu tu nie grało. Niewielkie siedlisko Zergów – po co te stwory budowałyby norę blisko ich bazy i jednocześnie w miejscu trudnym do obrony? Przecież coś je w końcu kontrolowało, coś odpowiadało za rozmieszczenie kolonii i ogólną strategię walk…

Może to pułapka? Analityczny umysł Śruby pracował teraz na pełnych obrotach – jednocześnie strzelanie, unikanie pocisków i zastanawianie się nad tym, czy atakowanie tej kolonii rzeczywiście było dobrym pomysłem i czy to na pewno nie pułapka. Gdyby on tu dowodził, kazałby swojemu oddziałowi trzymać się w zwartej pozycji na flankach, by, w razie gdyby to jednak była pułapka, móc zarządzić odwrót. Spieprzać po prostu. Teraz nawet nie mógł dojrzeć wszystkich swoich towarzyszy…

Strzelał do wszystkiego co się ruszało, kokony i inne dziwne wystające z ziemi cuda zostawiał spopielaczom i ludziom, którzy dostali nieco większy przydział amunicji. Zresztą, te miały polecieć na końcu, najpierw liczyło się oczyszczenie terenu…

Tommy zlokalizował wzrokowo swojego nowego dowódcę. Chłop miał chyba łeb na karku, aczkolwiek wydawało się nieco, że chce zabłysnąć, w związku z czym pchał się do cięższej walki. Śrubie tak spieszno nie było, postanowił być ostrożnym i wyczulonym na wszelkie oznaki nadejścia ‘czegoś nie tak’.

Radagast 23-12-2010 00:08

Było źle. Wręcz do kitu. Co za pajac czyni medyka dowódcą oddziału bojowego? Patterson mógł sobie dowodzić grupą naukową, ale nie żołnierzami. W sumie Zapalniczka osobiście nic do niego nie miał. Nawet coraz bardziej przekonywał się do niego. Ale na myśl, że będzie musiał wykonywać rozkazy osoby nie mającej przeszkolenia stricte bojowego, aż mu się robiło niedobrze. Reszta oddziału była spoko, ale bez rewelacji. Nikogo, z kim warto by było zawrzeć bliższą znajomość. Nikogo, kto by wyglądał na prawdziwego fachowca. Ale cóż, od Vlada w wojsku raczej nie było starszych, a bardziej doświadczeni dostawali oddziały do dowodzenia. Tylko jemu się udało uniknąć niańczenia żółtodziobów.

Na szczęście pierwsze dni mijały spokojnie i poza kilkoma rutynowymi odprawami i treningami mogli się trochę poobijać. Poza tym niektórzy towarzysze poprawili nieco złe pierwsze wrażenie, częstując Zapalniczkę porządnym napojem. W zasadzie jednym z dwóch, jakie przystoją prawdziwemu mężczyźnie. Niestety okazali się nadmiernie wrażliwi i chyba tylko cudem uniknęli karceru. Vlad nie mógł się im nadziwić. Sam po kilku głębszych mógł śmiało ruszać na front. Młodziki, ot co.

Po pewnym czasie dowodzenie w oddziale przeszło w ręce jakiegoś nowo przybyłego, tym razem prawdziwego żołnierza. A następnego dnia ruszyli do boju. Ich oddział przyszedł trochę spóźniony, ale wróg był na tyle słaby, że nie miało to większego znaczenia. Vlad szedł po polu tzw. bitwy (choć słowo "rzeź" było by odpowiedniejsze) i rozglądał się. Nie czuł potrzeby mordowania wszystkiego co się rusza. Niech inni się pobawią w ten sposób. Na domiar złego w okolicy nie było nic ciekawego do podpalenia. Owszem, mógł się wyżyć na "budynkach" Zergów, ale one kiepsko się paliły, a dawały straszny smród. Tylko niektóre miały w sobie łatwopalne substancje i dawały niezły efekt, ale tu akurat ich nie było.

W pewnym momencie trzyosobową grupkę, za którą chodził wypatrzyła większa wataha psów. Rzuciły się pędem do ataku. Chłopcy robili co mogli, ale z ich celnością coś kiepsko było. Chyba nikt z nich nie brał do tej pory udziału w prawdziwej walce i ze stresu zaczęły im się ręce trząść. Vladimir widział strach na ich twarzach. W pewnym momencie zdawało się, że uciekną w panice przed jedynie trzema zerglingami jakie przeżyły dotychczasowy ostrzał. Zapalniczka wyszedł na czoło grupy i wystrzelił z obu dysz miotacza w pierwszego nadbiegającego przeciwnika. Zarył w ziemię i po chwili był już zwęglonymi zwłokami. Po chwili taki sam los spotkał drugiego. Trzeci dobiegł do sapera i chciał się wgryźć w jego nogę, ale solidny kopniak ostudził jego zapały. Zaraz potem także skwierczał. Vlad odwrócił się i spokojnie odszedł. Ci przeciwnicy byli tak słabi, że nawet nie podniosło mu się ciśnienie. Z hydrą, nawet jedną, męczył by się bardziej. Mimo to w oczach żółtodziobów najwyraźniej urósł do rangi bohatera. Też coś. Nauczyliby się porządnie strzelać.

Fearqin 23-12-2010 10:31

Zergi były rasą bezwzględną i pozbawioną uczuć. Nic ich nie obchodziła strata jednej małej bazy. Przynajmniej nie w sytuacji w której służyła jako wabik.
Ktoś kto zergami przewodził musiał w tej chwili znać się na ludziach. Wiedział, że będę chcieli zemsty więc im ją dał. Oni zaś pozostawili swój dom pusty.
Tak też nieopodal bazy z ziemi zaczęły wyłazić zergi, zagrzebane w twardym gruncie od dłuższego czasu. Niebo oczywiście zostało zasłonięte przez mutaliski.
Gdy oddział, które atakowały mniejszy obóz zergów spostrzegły się o ataku na ich bazę, była ona już w jednej trzeciej zniszczona. Większość rzuciła się w drogę powrotną niewiele myśląc. Tak też pozwolili zergom zagrzebanym pod małą bazą zaatakować ich plecy.

Najwyraźniej całe dowodzenie już padło ofiarą zergów, gdyż żadne rozkazy nie przychodziły. Alexander Hendrix dowodzący oddziałem był przez chwilę mocno zmieszany. Doradził innym żeby nie biegli ku bazie bo nie mieli szans zabić chociaż dwudziestu zergów, które rozpełzły się po całej bazie. Ci którzy zostali walczyli z potrojoną liczbą zergów, która nagle znalazła się w małym obozie. Z oddziału pozostało już tylko sześć osób, inne grupy też stał się uboższe o paru, lub parunastu ludzi, ale Ci którzy zostali podejmowali rozpaczliwą walkę o życie, a nie o dobro dla tych którzy przewodzili terranami i wysłali ich na tą przeklętą planetę. Mieli niewiele czasu i mało pojazdów, ich jedyną opcją na przeżycie była ucieczka, chyba, że ktoś wolał chwalebną śmierć ku chwale Terran. Jednak chyba nikt nie był, aż tak głupi.
Tylko Pattersona dręczyła teraz myśl ~Wiedziałem~. Jednak teraz nie miał się komu wyżalić.

Arvelus 23-12-2010 12:16

Feniks zagrzmiał gniewnie gdy zorientował się, że dali się wykiwać zergom. Dowództwo zawiodło. Co prawda mu nie przyszło do głowy by te bydlaki były do tego zdolne, ale gdyby był mistrzem taktyki to on zostałby generałem. Od dowództwa wymaga się więcej niż od żołnierzy.
Teraz ciał już nie odzyska. Najbardziej bolała go strata naprawczego, posiadał ograniczone możliwości autonaprawy w tym module, ale było bardzo ograniczone. Trzeba było zabrać więcej amunicji...

-Jakie rozkazy?- zapytał na paśmie przeznaczonym dla jego oddziału- Sugerowałbym odwrót- nadał dalej nabijając na bagnet zerglinga który podszedł za blisko. Błyskawicznie zabrał się z tego miejsca, za bardzo się oddzielił od głównych sił... zaśmiał się basem ze swojej myśli. Jakich głównych sił?! Terrani byli w rozsypce. Ucieczka jest najlogiczniejszą decyzją.
-Cholera... -zaklął kierując się w stronę reszty, nie zaprzestawał strzelać, choć starał w miarę oszczędzać amunicję. Trzeba przeżyć, ale potem będę potrzebne naboje...

Kovix 27-12-2010 19:28

- Wiedziałem, kurwa! – zaklął Śruba wtedy, kiedy spostrzegł ogromne fale Zergów lecących wprost na ich główną bazę. Oczywiście teraz mógł sobie całą tą jego wiedzę i domyślność wsadzić w dupę. Obóz był stracony, a on, Śruba, mógł tylko cieszyć się, że w ogóle żyje. Bo walka tutaj dawała jakieś minimalne szanse przeżycia. Tamtych już nic nie uratuje, pomyślał, rozkwaszając kolejnego zerglinga. Skurwysyny zachodziły teraz z każdej strony, na szczęście główne siły poszły na większy obóz…

Szybki wgląd na sytuację dał mu poznać, że nie ma szans uratować już wszystkich ludzi, nie będzie tym razem silił się na bohaterstwo. Musial zebrać swoich chłopaków i wsadzić ich wszystkich do czołgu. Wnioskował, że skoro ten jełop, ich dowódca, nic nie mówił, to znaczy, że był za głupi, by dowodzić, albo już gryzł glebę. Zresztą, chrzanić hierarchię.
Zrobił kilka kroków w tył, odstrzelił łeb najbliższemu zerglingowi i wyciągnął radio:
- Kto chce żyć – za mną do czołgu! Feniks, zostań w Vulturze i spieprzaj stąd! Jedźcie w kierunku przeciwnym od bazy.

Chciał jeszcze dodać - Coś się wymyśli… - Ale nie dodał. Zamiast tego zaczął się wycofywać w kierunku czołgu, strzelając kończącą się amunicją..

Radagast 29-12-2010 19:35

Vlad klął jak szewc i nawet nie starał się tego ukrywać. Nie obchodziło go, ilu starszych stopniem słyszy jego wiązanki. Cóż mu mogli zrobić? Nie obchodziło go zdanie idiotów, którzy zostawili swoją bazę bez żadnej obrony. Przecież takiego błędu nikt nie popełnia nawet w symulacjach w szkole wojskowej. Fakt faktem, że siły Terran nie były liczne, więc trudno było je dodatkowo dzielić, ale przecież zniszczenie bazy Zergów nie było niezbędne do życia. Posiadanie własnej bazy było. Baza oznaczała amunicję, paliwo, wiedzę o otoczeniu, a przede wszystkim żywność i schronienie. "Jak to w ogóle możliwe, że te głąby pozwoliły Zergom podejść pod bazę i ich nie zauważyli?" zastanawiał się w duchu.

Tymczasem jednak przedzierał się w stronę przeciwną niż znajdowała się ich baza, zgodnie z sugestią Hendrixa. Tak, sugestią. Widać UED miał wprost nieskończone zasoby idiotów, w tym takich, co w ogniu bitwy dawali swoim podkomendnym sugestie zamiast rozkazów. "Wot, durak!" Prawdę mówiąc tego przedzierania nie było za wiele, bo ich wojska były rozproszone, a Zergowie atakowali przede wszystkim wyposażonych w broń automatyczną. Zapalniczka szedł w zasadzie slalomem, starając się po drodze zwołać możliwie dużo żołnierzy. Odwrót w zorganizowanej kupie jest zawsze lepszy od bezładnej ucieczki. Poza tym nie potrafił zostawić tych wszystkich ludzi na pastwę Roju, mimo pełnej świadomości, że sam ich wszystkich nie uratuje. Miotacza używał tylko gdy była po temu dobra okazja, żeby nie marnować mieszanki. Teraz to jego osłaniano, później role będą musiały się odwrócić.

Nagle Vlad poczuł uderzenie w nogę. Jakiś Zergling zaszedł go od tyłu i próbował szczęścia. Nie udało mu się co prawda przebić pancerza, ale wystarczyło do rozjuszenia Zapalniczki do reszty.
- Ty mała... śmierdząca... parszywa... zawszona... kreaturo! - wydzierał się saper na cały głos, w każdej przerwie kopiąc nieszczęsne zwierzę. W końcu odpuścił i tylko splunął na ziemię, patrząc jak skopany pies wycofuje się z podkulonym ogonem niczym... zbity pies. Zdawało się, że na chwilę wszyscy walczący przerwali wzajemne ataki i przypatrywali się temu wybuchowi furii.

W końcu udało mu się opuścić teren bazy Zergów. Wśród ludzi, którym ten wyczyn też się udał dostrzegł Śrubę. Reszty towarzyszy z oddziału na razie nie widział, ale był pewien, że co najmniej kilku też przeżyło.
- Co teraz? Została na tej planecie jakakolwiek baza, w której możemy się schronić?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:12.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172