Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2011, 19:39   #61
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Lądowanie było równie nieprzyjemne, co start samolotu, ale Nathan dziękował Bogu, że jest spowrotem na ziemi. Cały i bezpieczny. Pilot podziękował za lot, życzył pasażerom miłego pobytu w Rzymie i poinformował o aktualnych waruknach pogodwych, nie koniecznie w tej kolejności. Gdy skończyły się wszystkie procedury, chłopak opuścił latającą maszynę, o której w zamierzchłej przeszłości marzyło wielu wynalazców i skierował swoje kroki za resztą ludzi. Później niepewnie szedł za znakami, prowadzącymi go do wyjścia. Po przejściu przez automatycznie otwierane szklane drzwi, zaczął się zastanawiać, w jaki sposób odnajdzie swoich przyszłych towarzyszy, lotnisko było zatłoczone, a on ich nigdy nie wdział. Ludzie spieszyli się na spotkania biznesowe, wracali stęsknieni swoich znajomych, rodzin. Żeby być szczerym, artysta w mozaice wizerunków najpierw dostrzegł twarz Sorayi , a dopiero później kartkę z własnym imieniem, którą trzymała w rękach. Zaśmiał się w duchu. Sposób stary, ale prosty i niezawodny. Z duszą na ramieniu Nathan ruszył w jej stronę, przyglądając się również pozostałej czwórce.
- Hej... - zaczął, nie bardzo wiedząc, jak własciwie powinien się zachować. Nie był też w stanie sprecyzować własnych uczuć. - Nareszcie dotarłem.
- Nathan... - Soraya przez chwilę zastanawiała się, jak właściwie powinna go przywitać. Wreszcie zdecydowała, że uścisk ręki byłby w tej chwili zbyt formalny. - Witaj w naszej szalonej grupie. - przytuliła chłopaka z pocieszającym uśmiechem na ustach. On nie protestował, a po chwili objął kobietę, dodając sobie w ten sposób otuchy. Poczuł, że będzie im mógł zaufać, miał wrażenie, że łączy ich szczególna więź. Łączy ich szaleństwo.
- Ale co ja tu właściwie robię? - zapytał szeptem, głośno wyrażając swoje obawy. Odsunęła się odrobinę, by na niego spojrzeć, po czym zrobiła to, na co miała ochotę od pierwszej chwili, gdy go zobaczyła. Uniosła dłoń i odgarnęła jeden z kosmyków jego włosów.
- Starasz się odzyskać pamięć i moc. Tak to przynajmniej w skrócie wygląda. - mimo iż wiedziała, że jej słowa zabrzmią jak jakieś majaki szaleńca, to jednak postanowiła nie owijać w bawełnę.
- Pamięć o czym? - chłopak rozejrzał się po małym tłumie. Ci ludzie, chociaż go nie znali, to... wyczuwał, że byli przyjaźnie do niego nastawieni. A może znali? Czy o nich zapomniał? Nie, to niemożliwe, przecież wie, kim jest. Pamięta całe swoje życie. Mogli być jego przyjaciółmi? Przez chwilę czuł się bezpiecznie, a poczucie strachu i niepewności przesłoniły inne, dużo cieplejsze uczucia. Każdą osobę z osobna powitał wzrokiem i uściskiem dłoni, aż w końcu spojrzał spowrotem na czarownicę, oczekując od niej odpowiedzi. Było tyle pytań... Niczego nie rozumiał.
- O tym, kim jesteś, kim my wszyscy jesteśmy. Wizje miały nas przygotować. Teraz brakuje nam tylko rytuału. Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Rytuału?... - chłopak zawiesił głos. Rozumiał coraz mniej. Wzdrygnął się na samą myśl wizji i koszmarów. Ta sytuacja go przerażała. Wyglądało na to, że wraz z przyjazdem do Rzymu jego kłopoty nie znikną, ale wręcz się rozmnożą. Ale nie był już odwrotu... Jego myśli przeniosły go na chwilę do sypialni jego własnego mieszkania. Widział zmasakrowane ciało młodej kobiety, jej krew na ścianach, a nawet suficie. Twarz Nathana momentalnie stężała, choć przed chwilą widniał na niej uśmiech, płomyk nadziei. - Takie słowa nie kojarzą mi się za dobrze... Czym mamy właściwie się teraz zająć? I co się stanie, gdy już go dokonamy?
- Obecnie wybieramy się do kościoła. - odpowiedziała Soraya, starając się nie brać zmiany wyrazu twarzy Nathana do wypowiedzianych przez siebie słów. Odruchowo przesunęła się w stronę Michaela. - Gdy przeprowadzimy rytuał .. Właściwie nie wiemy, co się stanie poza tym, że odzyskamy swoją moc i świadomość tego, kim jesteśmy.
Nathan skinął głową, próbując przetrawić nowe informacje. Powoli akceptował, że on sam i świat dookoła niego szaleje. Popada w obłęd i nie można tego powstrzymać.
- Powinniśmy w takim razie się pospieszyć, nie ma czasu do stracenia. - stwierdził, lekko się uśmiechając. Nie zdawał sobie sprawy, że zmiana jego zachowania i wyrazu twarzy mogła lekko urazić Sorayę. Spojrzał na własną walizkę. Nie chciał sobie teraz zaprzątać głowy takimi sprawami jak miejsce do spania. Jeszcze nie teraz... - Powiedzcie mi tylko, jak niebezpieczne jest to, co mamy zamiar zrobić? Sądzę, że mam przechlapane u paryskiej policji, nie chciałbym być odesłany spowrotem do Francji. I jakiego rodzaju moc właściwie odzyskamy?
- Cóż... - Sor nie była pewna jak odpowiedzieć na pytanie Nathana. - Jak do tej pory poza odrobiną krwi i złamaniami, obyło się bez poważniejszych obrażeń. - Zdecydowanie potrafiła dodać otuchy. - Co do mocy... W sumie nie jesteśmy pewni. Ma coś wspólnego z naszymi żywiołami.
- Ogniem? Wodą? - dociekał. Przypomniał sobie grafiti na jednym z murów paryskich kamienic. I nieznajomego autora owego obrazu. Pamętał, że nad głowami każdego z nich widniał jakiś znak - pentagram otoczony symbolami. Jego i Sorai symbolem był księżyc. To było całkiem logiczne, Nathan od zawsze uwielbiał obserwować nocne niebo - gwiazdy, Srebrny Glob, a fascynowało go piękno zorzy.
- Powietrze, ziemia i księżyc. - dopowiedziała Soraya. - Manifestacje mocy niektórych z tych żywiołów są... - przez chwilę zastanawiała się, które z całkiem sporej liczby określeń, wybrać. - Niesamowite - uznała, że ten epitet będzie najlepiej pasować do tego, co miało miejsce na korytarzu hotelu. Nathan zamilkł, dotarło do niego, że jego towarzysze są dużo bardziej doświadczeni, wiedzą od niego o wiele więcej i najwyraźniej nie mają problemu z akceptacją tych wydarzeń. Mają również jakiś plan. Ta świadomość pozwalała chłopakowi na pewnien komfort. Ale mimo to, artysta pozostawał zmęczony - zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Przed wyjściem z lotniska kupił butelkę wody, aby skosztować kilku orzeźwiających łyków. Milczący wsiadł do samochodu z resztą grupy. Zauważył, że czarownica wyglądała odrobinę inaczej, niż gdy widział ją podczas wizji. Jej włosy wydawały się kilka tonów ciemniejsze, zniknęły również loki. Długie fale swobodnie opadały na jej plecy, sięgając pasa. Chłopaka zastanawiało, jak to możliwe, że urosły w takim tempie. Przestał jednak sobie tym zaprzątać głowę, gdy wyjechali na ulice Rzymu. Student w ciszy podziwiał Wieczne Miasto. Nikt inny również się nie odzywał, chłopak miał wrażenie, że jego obecność działała krępująco na resztę towarzyszy. Bynajmniej się temu nie dziwił. Pozytywne myśli uciekły gdzieś między ulice, rozpłynęły się w gorącym słońcu, eksponując pesymizm Nathana. Uciekł, ale kiedyś problemy go dogonią.
Widok San Pietro był mu znajomy tylko z fotografii, nigdy nie miał okazji ujrzeć na własne oczy tego kościoła. Czuł ekscytację, nie tylko z powodu, który dzielił z resztą osób, znajdujących się w pojeździe. Było jeszcze coś innego. Znajdował się w Rzymie, we Włoszech. Każdy artysta powinien się tu znaleźć chociaż raz w życiu, i nie tylko dla pielgrzymki. Niestety Nathanowi nie było dane zobaczyć żadnego z fresków znajdujących się w świątyni ani przyjrzeć się tempietto, zbudowanego przez Donato Bramante. Jeszcze nie teraz. Wraz z czasem spędzonym w środku pojazdu, oczekując na powrót ochroniarzy, rósł jego niepokój. Nathan podskoczył, gdy w szybę zapukał jakiś mężczyzna. Najwyraźniej znał Toru, ale to nie sprawiło, że artysta wyzbył się podejrzeń. Japończyk również nie darzył swojego znajomego pełnym zaufaniem. Decyzję o tym, co robić, młody Pourbaix pozostawił swoim towarzyszom.
- W sumie co nam szkodzi pojechać za nim? - zapytała Soraya, uśmiechając się do azjaty. - Odwiedzenie kościoła przy tak licznej widowni, jaką mielibyśmy teraz, nie wydaje mi się rozsądne. Nie w naszym przypadku. Tego by tylko brakowało w w prasie pojawiły się nasze zdjęcia, gdy klęczymy na posadzce spowici mocą lub nad nią lewitujemy. - zerknęła na Michaela. - Prawda?
Mężczyzna z wahaniem potwierdził jej słowa i odpalił silnik. Opinia czarownicy miała sens. Nathan zastanawiał się, co właściwie wydarzyłoby się w kościele. Nie chciał tego odwlekać, ale nie mieli wielkiego wyboru. Chłopak chciał jak najwięcej zrozumieć, zobaczyć. Narazie będzie musiał zadowolić się przejażdżką najstarszą drogą w Rzymie, wzdłuż której dawno temu chowano wielu zmarłych. Ironicznie, grobowce i katakumby niejako pasowały do tej sytuacji, a przynajmniej do nastroju Nathana.
 
__________________
.

Ostatnio edytowane przez Baranio : 13-03-2011 o 13:00.
Baranio jest offline  
Stary 13-03-2011, 18:48   #62
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Aves & Sampietia

Maciej Ognicki patrzył jak Soraya znika za drzwiami. Nie był zadowolony z takiego stanu rzeczy. W sumie kobieta miała idealny czas na skontaktowanie się z "swoimi". Evesh Dalej nie ufał tej zwariowanej wiedźmie, Mermanisa nie cierpiał, był uosobieniem wszystkiego czego detektyw nienawidził i znowu starał się wywyższać swoją władzą i wpływami. Z kolei Josette była w porządku, nie przeszkadzała mu tak bardzo jak pozostali, no i czuł do kobiety sympatię coś wyjątkowego. Ubranie Ognickiego było przemoczone, co dodatkowo denerwowało mężczyznę. Po paru minutach wiedźma. Ognicki wysłuchał jej słów.* - Piepszone dranie- Tylko tyle powiedział zawsze bardziej wolał działać niż mówić, ale ludzie pokroju Crowna pozbawili go jego pracy i wciągnęli w to okultystyczne gówno. Josette idziemy musimy się przygotować a ja chciałbym porozmawiać z tobą na osobności. Kiedy Detektyw wyszedł z pokoju poczekał jeszcze na Wieszczkę.- Josette co o nich myślisz ?- Detektyw badał grunt po którym stąpa. Chciał mieć w tej wojnie choć jednego sojusznika.

Josette przyglądała się uważnie temu wszystkiemu, wciąż była cała przemoczona. Przestraszona wpatrywała się w Sorayę i współczuła jej bardzo... Siedziała spokojnie i słuchała, drobne pytania kłębiły się w jej głowie i zastanawiała się jak wyrazić to co krążyło w jej umyśle. -Tak straszne z nich dranie....
Po słowach Ognickiego spojrzała na niego zaskoczona i zaintrygowana. Skinęła pozostałym głową i ruszyła za detektywem. Spojrzała na niego, nie wiedząc czemu w pewnym sensie przypadł jej do gusty ten mężczyzna. Widać było, że między Sorayą i Crownem coś zaiskrzyło... A ona, cóż nie miała teraz do tego głowy. Słysząc jego pytanie niepewnie się uśmiechnęła.
-Dasz mi chwilę? pójdę się przebrać i zaraz wrócę... -powiedziała spokojnie patrząc Maciejowi w oczy...

-Idź w cholerę !- Krzyknął Ognicki i poszedł do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Podszedł do barku i wyciągnął butelkę whiskey. Po chwili odstawił ją spowrotem.
-"Jeszcze alkoholizmu mi brakuje w moim popierdzielonym życiu."- pomyślał i popatrzył na Rzym. Na spokojnych ludzi mających na głowie normalne problemy. Mężczyzna poświęcił parę chwil na ubranie się w suche ciuchy.

Zaskoczona spojrzała na niego wpatrując się długo, poczuła dziwny ból w sercu. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Zazwyczaj była opanowana i spokojna, przejrzała szafę, ubrała wygodne materiałowe czarne spodnie i fioletową bluzkę po czym zapukała do Macieja. Po czym weszła i spojrzała na niego
-Mogę?

W pierwotnym odruchu buntu Maciej chciał powiedzieć nie, ale przełamał się i skinął tylko głową na znak zgody.
- Mam dość, ale jednocześnie chcę aby ten czarnuch zapłacił za to co Nam wyrządził. Szkoda mi rodziny wiedźmy nie dość, że mieli problemy z nią to teraz takie gangsterskie metody. Dodatkowo ten cały Nataniel po nim też nie wiem czego się spodziewać.

Josette spojrzała spokojnie na niego i uśmiechnęła się smutno. Podeszła ku niemu i dłonią dotknęła jego policzka.
- Wiem, że kiedyś sobie ufaliśmy. Wszyscy, cała szóstka... Czuje to.... -uniosła swoje zielone oczy ku niemu. -Poradzimy sobie.... a jakby co, zawsze możesz na mnie liczyć. Ja też się w tym gubię ale razem zdziałamy więcej niż osobno

-Crownowi i Soray niemożna ufać zrozum to proszę. Cóż trzeba będzie jeszcze trochę przecierpieć to towarzystwo choć mam dość tego mokrego hotelu.- Ognicki Poszedł do drzwi prowadzących na korytarz i otworzył je. Mokre zawiasy zgrzytnęły
- To jak będzie idziesz czy nie ?

Spojrzała na niego zaskoczona, zastanawiało ją to dlaczego tak mówił o tej dwójce. Po czym podeszła do niego i ręką dotknęła jego ramienia.
-Pewnie że idę....

Parę minut później Ognicki i Josette czuli się trochę lepiej siedząc w samochodzie Crowna i będąc otoczenie jego ochroną. Teraz kierowali się na lotnisko.
Ognicki nic nie mówił patrzył cały czas w szybę i zastanawiał się jak to wszystko się potoczy.

Dziewczyna rozmyślała w ciszy nad tym wszystkim. Martwiło ją zachowanie Ognickiego, nie rozumiała jego zachowania... niepokoiło ją to wszystko. W końcu dotarli na lotnisko. Josette poniekąd cieszyła się, że Nathan do nich dołącza, w końcu był to jej rodak. Uśmiechnęła się do niego. Ognicki stał tuż za nią, był w strasznie ponurym nastroju. Jo spojrzała na Nathana i powiedziała:
-Miło, że jesteś bezpieczny...
Wszyscy razem ruszyli do samochodu. Josette usiadła obok detektywa, była lekko zmęczona, nie wiele ostatnio spała i nieświadomie oparła głowę o jego ramię drzemiąc na chwilę przez całą drogę w stronę kościoła...

Znienawidzony przez Detektywa kościół teraz wydawał sie jeszcze bardziej przerażający. Dodatkowo detektyw miał przeczucie identyczne jak w chwili szturmu na mieszkanie, wtedy to połowa jego oddziały w jednej chwili zamieniła sie w skwarki a on wyszedł z tej sytuacji lekko osmolony. Wtedy przed wejściem wyczul zagrożenie teraz czuł się podobnie. Rozmyślenia przerwał detektywa przerwało pukanie w szybę.
-Kto to ?- Detektyw zapytał się Toru- Czy zawsze Musimy tak ufać nieznajomym ?- Skwitował.
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 13-03-2011 o 20:46.
Aves jest offline  
Stary 13-03-2011, 19:19   #63
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Kolumna samochodów ruszyła w stronę najstarszej rzymskiej drogi. Z nieba zaczął padać drobny śnieg i ulice w szybkim tempie zaczęły pokrywać się cienką warstwą białego puchu. Grupa uśpionych nefilimów jechała w milczeniu. Nikt nie był od końca przekonany o słuszności decyzji jaka zapadła, ale każda szansa zyskania dodatkowych informacji była nad wyraz cenna i nie można było jej utracić. Poza tym czym mogło grozić spotkanie z podstarzałym profesorem? Nawet gdyby okazało się, że ma on wrogie zamiary to zawsze w pobliżu była ochrona Crowna. Nie było więc chyba się czego obawiać.
Miejsce do którego podążała grupa znajdowało się zasadniczo już na peryferiach Wiecznego Miasta. Gdyby nie atmosfera i ostatnie wydarzenia można, by uznać tą wycieczkę za miłą, kulturalną atrakcję turystyczną. Myśli jednak jadących w furgonetce ludzi błądziły wokół zupełnie innych tematów. Cała szósta czuła się jak zawieszona w próżni. Czuli, że wraz z wydarzeniami jakie rozegrały się na placu świętego Piotra parę dni, ich dotychczasowe życie skończyło się. Nagle i bardzo gwałtownie jakaś siła przewróciła kartę ich życiorysu i zaczęła pisać zupełnie nowy rozdział. Większość ludzi świadoma nadchodzących zmian, instynktownie obawia się nieznanego. Nie inaczej było z szóstką jadąca odwiedzić rzymskie katakumby. Świadomość, że dotychczasowe życie jest już przeszłością i że lada moment nadejdzie wielka zmiana, napawał ich podświadomym lękiem. Gdzieś na dnie ich duszy czaiła się jednak iskra zrozumienia, że zmiana ta jest konieczna. Konieczna by poznać prawdę o sobie i o tym kim tak naprawdę się jest. Będąc świadkami serii niezwykłych wydarzeń, których niewiarygodny charakter klasyfikował je w dziale metafizyki, nie mogli dłużej ignorować faktu istnienia paranormalnych mocy. Fakt ten sprawiał, że nadchodzące zmiany traktowali także jako szansę na stanie się kimś wyjątkowym.

Po wyjeździe z miasta rusz na drodze znacznie zmalał. Samochód Crowna podążał za turystycznym autokarem. Niestety nie było mowy o wyprzedzeniu kolosa, gdyż mimo niewielkiego ruchu nie było wystarczająco miejsca i czasu na taki manewr na wąskiej jednopasmowej jezdni. Nie pozostawało więc nic innego jak podążać za wycieczką niemieckich turystów z przepisową prędkością.
Gdy autokar dojechał do skrzyżowania zgodnie z obawami Michaela skręcił ona na Via Appia, a nie na dojazd do autostrady. Droga zwężała się jeszcze bardziej i teraz jasne było, że grupa jest skazana na powolne podążanie za wycieczką.
Ledwo samochody wjechały na Via Appia po obu stronach drogi pojawiły się wysokie żywopłoty oprószone ze wszystkich stron białym puchem. Po przejechaniu ostrego zakrętu, autokar zwolnił jeszcze bardziej i po chwili włączył migacz, sygnalizując tym samym, że będzie zjeżdżał na pobocze. Zatrzymał się na niewielkim żwirowym parkingu. Crown dojrzał, że stoi na nim też samochód profesora i także zjechał. Niemieccy turyści opuszczali autokar i wyglądało na to, że dalszą drogę trzeba pokonać pieszo.
Cała grupa zaczęła rozglądać się za osobą profesora. Ten stał już na początku antycznej drogi i machał na powitanie.

Antyczna droga nie przedstawiała sobą nic okazałego, co można by nazwać olśniewającym lub niesamowitym. Ot zwykła wyłożona brukiem ulica wokół której posadzona w rzędzie wysokie drzewa. Po bokach leżały ruiny antycznych budowli, kolumny i płaskorzeźb. Niemieccy turyści oraz grupa nefilimów wraz z profesorem Sulivanem ruszyła wzdłuż antycznego traktu. Przewodnik grupy turystów zatrzymał się przy pierwszej większej budowli i zaczął opowiadać o tym co to jest i jaka historia się wiąże z tym miejscem.
Profesor Sulivan szedł pewnie na przód, nie oglądając się nawet za siebie.Wyglądało na to, że bardzo mu się śpieszy. Cała szóstka ledwo postawiła stopy na wiekowym bruku poczuła dziwny dreszcz podniecenia. Powiew przeszłości otulił ich niczym jedwabny szal. Wszyscy poczuli, że wkraczają wcale nie na zwykłą drogę, ale aleję prowadzącą w głąb czasu. Przed oczami stanęły im sceny z wizji jakich dotychczas doświadczyli. Odległa przeszłość była obecna w ich podświadomości i coraz głośniej i wyraźniej dobijała się do bram świadomości. Kolejne wizje nie nadeszły i fakt ten sprawił, że wszyscy poczuli dziwny niedosyt. Teraz gdy spojrzenie w przeszłość byłoby tak pomocne, nie pojawiło się ono. Mimo to dreszcz i podniecenie przeszywało ciała nefilimów na wskroś. Obecność w tak symbolicznym miejscu pobudzała ich od dawna uśpione zmysły.
Profesor Sulivan minął bez słowa pierwszy ważniejszy zabytek znajdujący się na Via Appia, kościółek Domine Quo Vadis.
Ponoć kaplicę zbudowana na pamiątkę spotkania świętego Piotra z Chrystusem, gdy apostoł uciekał z Rzymu przed prześladowaniami, stąd też nazwa "Dokąd idziesz Panie?"
Pytanie to bardzo boleśnie dotknęło duszę nefilimów. Żaden z nich nie potrafił precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Bycie nieświadomym niczego pionkiem w wielkiej rozgrywce jest nie tylko trudne, ale nad wyraz frustrujące. Na dodatek profesor Sulivan poza krótkim przywitaniem się ze wszystkimi nie powiedział do tej pory ani słowa. Jedynie ponaglił wszystkich do szybkiego marszu.
Grupa dalej więc podążała nieświadomie ku przeznaczeniu.
Po przejściu ponad półtora kilometra profesor zatrzymał się w końcu i zaczekał na wszystkich.
- Proszę państwa jesteśmy już nie daleko miejsca do którego zmierzamy. Chciałbym, aby dalej podążali już tylko ci w-y-b-r-a-n-i - profesor wyraźnie zaakcentował słowo, by nie było wątpliwości kogo ma na myśli.
Crown spojrzał po wszystkich niepewnie. Wiedział, że to on musi podjąć decyzję. Lekko kiwnął głową profesorowi na zgodę, by następnie podejść do ochrony i przekazać im wskazówki co do dalszego działania.
Skoro powiedziało się A, trzeba teraz było powiedzieć B. Nie oznaczało to oczywiście całkowitej rezygnacji z obecności ochrony, ale by uspokoić profesora trzeba było stworzyć pozory. Trzeba było go przekonać, że to on kontroluje sytuację. Nadal był on sam, a ich szóstka i w chwili fizycznej konfrontacji raczej sprawa była przesądzona.
Profesor Sulivan uśmiechnął się delikatnie i spokojniejszy ruszył w stronę wejścia do katakumb św. Kaliksta.

Po dokonaniu opłaty grupa zeszła do podziemi, gdzie kiedyś spoczywały tysiące szczątek pierwszych chrześcijan. Legendy głoszą, że to także tutaj spotykali się oni w czasie prześladowań i tutaj modlili się. Obecnie w katakumbach nie było już szczątek zmarłych, gdyż na polecenie papieża Honoriusza w VII wieku zaczęto przenosić je, jako relikwie do rzymskich kościołów. W średniowieczu, gdy większość ludzi zapomniała o istnieniu katakumb służyły one różnym setką i tajnym bractwom. Jak za czasów pierwszych chrześcijan kryli się w nich ludzie, których kościół rzymski uznał za wrogów wiary i ścigał i tępił z wyjątkową starannością. Ponoć odprawiono tu także rytuały czarnej magii i celebrowano msze ku czci Szatana. W momencie, gdy zostało ono ponownie odkryte dla świata przez włoskiego archeologa Giovanni Battistę de Rossi, Kościół na nowo uznał ich świętość i zatroszczył się o ich zabezpieczenie. De Rossi nazwał katakumby świętego Kaliksta "małym Watykanem" i twierdził, że miejscu temu oddać trzeba należny hołd.
Profesor prowadził grupę bez słowa poprzez plątaninę korytarzy i sal. Wyglądało na to, że zna on doskonale rozkład pomieszczeń. W końcu grupa dotarła do okazałej krypty. Jasno oświetlone miejsce wręcz emanowało mocą, która przenikała ciała nefilimów. Wszyscy czuli jak że powietrze w grocie wręcz gęste jest od falujących oparów magicznej energii, tej samej jaką pierwszy raz poczuli w kościele San Pietro.
W krypcie główne miejsce zajmowała statua świętej Cecylii. Wedle legendy rzeźbiarz odtworzył ułożenie ciała zmarłej. Artysta z wielką starannością odwzorował wszystkie szczegóły, włącznie z raną po ciosie mieczem na szyi oraz specyficzne ułożenie palców.
Profesor Sulivan zatrzymał się przed rzeźbą i bez słowa wstępu powiedział:
- Ja wiem kim wy jesteście. Nie mam już wątpliwości. Gdy pierwszy raz zobaczyłem was wszystkich w hotelowej restauracji wiedziałem, że w końcu moje poszukiwania dobiegły końca. Wcześniej miałem okazję rozmawiać z Toru, ale nie miałem jeszcze stu procentowej pewności. Jednak w hotelu, gdy poczułem tą moc jaka od was promieniu wątpliwości prysły. Tak się cieszę, że mogę spotkać istoty takie jak wy. To dla mnie wielki zaszczyt. Od samego początku, gdy studiuje stare manuskrypty marzyłem o tej chwili. Wiele razy wątpiłem, czy kiedykolwiek jej dożyje, a teraz... Teraz... - profesor wyraźnie się zmieszał i wzruszył i chwile trwało jego wymowne milczenie. Po kilkunastu sekundach otarł łzy rękawem płaszcza i kontynuował - Nie wiem czy mam wam oddać pokłon, czy co powinienem w tej sytuacji zrobić. Wybaczcie... Z rozmów z Toru, nie wiem panie czy to twoje właściwe imię, oraz na podstawie moich badań wywnioskowałem, że coś krępuje wasze boskie dusze i świadomość. Prawdopodobnie jak Toru, jesteście na etapie odkrywania swojej boskiej natury. Wiem, że ten kto was wezwał chciał was obudzić. Energia jednak jaką emanujecie w tej chwili, jest tak potężna że wasi wrogowie nie mają problemów, by was odnaleźć. Nie wiem, czy ten który dokonał rytuału o tym wiedział. Może nie miał innego wyjście i wierzył, że sobie poradzicie. Jeżeli jednak zgodzicie się to mogę wam pomóc - przy ostatnich słowach głos profesora ponownie zadrżał - Wiem, że to dziwne by ktoś taki jak ja mógł wam się w czymś przydać, ale zapewniam was że wieloletnie studia nauczyły mnie korzystać z wiedzy jaką zostawił nam Prometeusz. Nie jestem być może wielkim adeptem tajemnej wiedzy, ale znam kilka zaklęć które mogą wam pomóc. - mężczyzna znowu zawiesił głos, ale teraz nie ze wzruszenia, ale ze wstydu - Wiem, że targować się nie wypada... ale w mojej sytuacji i w moim wieku chyba nie ma to już znaczenia. Oferuję wam moją pomoc, a w zamian chciałbym uczyć się od was i dalej studiować wiedzę, którą kiedyś przekazał nam wielki Prometeusz.
Profesor Sulivan skończył swój długi monolog i spojrzał na stoją przed nim grupę. Zapadła długa i wymowna cisza, której nikt nie miał odwagi przerwać.
Wiatr odległych wieków niósł ze sobą zapach wilgotnej ziemi i stęchlizny.
- Wybaczcie jeżeli was uraziłem... Moja propozycja nie jest samolubna. Zapewniam was, że nie chcę was wykorzystać. Wierzę, że was obecność na Ziemi jest bardzo ważne i należy zapewnić wam bezpieczeństwo. Ja mogę wam pomóc i liczę, że mój gest zostanie doceniony i wynagrodzony. Chyba nie oczekuje zbyt wiele, prawda?
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół
Takeda jest offline  
Stary 16-03-2011, 11:44   #64
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Powoli sunąc za autokarem zmierzali ku obrzeżom Rzymu. Soraya korzystając z panującej w samochodzie ciszy, sięgnęła do torebki by wydobyć z niej przewodnik po Wiecznym Mieście. Nie szukając niczego szczególnego, przewracała strony od czasu do czasu zatrzymując spojrzenie na szczególnie interesującej budowli lub po prostu ładniejszym zdjęciu. Jej myśli płynęły swobodnie robiąc przegląd wszystkiego co miało miejsce od czasu pierwszej wizji. Zmartwienia z dni poprzedzających to wydarzenie wydawały się tak strasznie nieistotne w obliczu mocy, która ich wybrała. Dokąd zmierzali? Pospiesznie odgoniła pytania. Miała ich dość, a myślenie o nich bynajmniej nie przybliżało jej do uzyskania odpowiedzi.

Przyglądając się turystom opuszczającym autokar skrycie im możliwości zwiedzania bez tajemnych mocy depczących im po piętach. Czy jednak na pewno takowa za nimi nie podążała? Uśmiechnęła się drepcząc za rozgadaną grupą.

Propozycja profesora była kusząca. Zniknąć z radarów ich prześladowców, móc poruszać się swobodnie, lub prawie swobodnie. Zagrać na nosie mężczyźnie z wizji, który twierdził że zawsze ich znajdzie. Jednak była to oferta nieco zbyt kusząca. Budziła wątpliwości, których nie potrafiła rozwiązać nawet przy użyciu swego daru. Aura profesora budziła w niej niepokój. Nie ufała osobom, które potrafią do tego stopnia kontrolować uczucia. Z drugiej strony może chodziło tu o jego nie do końca świadome pragnienia? Jasna i ciemna. Przejrzysta i mglista. Pełna uwielbienia i fascynacji, jednocześnie kryjąca za sobą obsesję, niemal żądzę.

- Na czym konkretnie miałyby polegać te zaklęcia i pomoc, którą nam oferujesz. - Soraya nie kryła swej niechęci do propozycji profesora. Nie potrafiła się odciąć od tego co widziała dzięki swym umiejętnościom.
- No cóż - rzekł niepewnie profesor - To dość proste zaklęcie, które rozproszy zgromadzoną wokół was energię. Wasi wrogowie bardzo łatwo odnajdują was po jej śladach. Wiem, że nie zagwarantuje to całkowitego bezpieczeństwa, ale na pewno utrudni im zadanie.
- Czy jednak nie będzie ono miało wpływu na późniejsze próby odzyskania pełni mocy? - Jedyną rzeczą, której obawiała się bardziej niż pełnego odzyskania mocy, było zawieszenie w stanie, w którym obecnie przebywali.
- Nie rozumiem pytania, pani.
- Jeżeli rzucone przez pana zaklęcie rozproszy moc, która się wokół nas zgromadziła to czy nie będzie to miało wpływu na nasze późniejsze próby odzyskania jej w pełni. - powtórzyła, nie do końca wierząc w brak zrozumienia z jego strony.
- Pani wyraźnie przecenia moje możliwości. Moja wiedza, ani tym bardziej zaklęcie które znam nie jest w stanie wpłynąć na wasz boski majestat i waszą boską naturę.

- Mówi pan o naszych wrogach... Czy wie pan kim oni są? - Sor postanowiła spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o wiedzy profesora. Miała niejasne wrażenie, że ten temat może stanowić rozwiązanie jego zagadki.
- Macie wielu wrogów. Nie wiem kto teraz jest na waszym tropie. Może to być kościół katolicki, masoni, katarzy, i wiele, naprawdę wiele tajnych bractw mniejszych i większych. Wszyscy oni pożądają waszej potęgi i mocy. Traktują was jak narzędzia. Ponoć ma być to zemsta za to jak wy traktowaliście ludzkość w czasach Atlantydy. Tak przynajmniej większość to tłumaczy. Robią się na obrońców ludzkości, a tak naprawdę są mordercami bogów.
- W czasach Atlantydy? - nic nie mogła poradzić na to, że wpatruje się w mężczyznę jakby mu nagle druga głowa wyrosła. - Proszę wybaczyć ale... Atlantyda?
- Tak Atlantyda istniała i to wy ją stworzyliście. Pamiętajcie, że historia jest kłamstwem, a nauka iluzją. Tylko nielicznie znają prawdę o historii świata. Jeżeli nie pamiętacie nawet tego, to... to... naprawdę straszne...

- Dobrze, przyjmijmy na potrzeby chwili, że jesteśmy jednymi z tych, którzy stworzyli Atlantydę. - starała się zachować spokój. - Co takiego właściwie według naszych wrogów uczyniliśmy ludziom?
- Pani wybaczy, ale nic nie wskazuje byście byli jednymi z tych którzy stworzyli Atlantydę. Raczej wasi przodkowie. Większość z tych, którzy żyli w tamtych czasach zginęło i to ostateczną śmiercią w czasie wielkiej wojny. Tak przynajmniej mówią księgi. Nefilimy założyły Atlantydę, by badać ludzkość. Chcieliście nas poznać, gdyż nasz gatunek nosi w sobie wielką moc dla was niedostępną. Moc Słońca. Wasi przodkowie wierzyli, że by dostąpić oczyszczenia, niravany, czy jak wy to określacie znaleźć Agarthę trzeba sprawić, by energia słońca była dostępna nefilimom. Wasi przodkowie eksperymentowali na ludziach, traktowali nas jak bydło hodowalne... nawet gorzej... Dopiero Prometeusz dostrzegł w nas coś więcej niż zwykłe zwierze.
- Nefilimy? - zapytała próbując odrzucić wrzeszczące w jej głowie wątpliwości.

Słowa profesora brzmiały absurdalnie. Czy jednak na pewno? Czy jakaś jej cząstka nie widziała w nich przypadkiem prawdy? Soraya byłaby wdzięczna owej cząstce gdyby przez chwilę odsunęła się na bok pozwalając jej myśleć racjonalnie. Było to bowiem w tej chwili dla niej bezpieczniejsze. Uznać, że profesor bredzi lub celowo wbija im do głowy jakieś niestworzone historie. Niestety, głosik twierdzący że to może być prawda nie chciał się tak łatwo poddać.
- Tak nefilimy, to znaczy wy. Boskie anioły, ucieleśnienie boskiej energii, antyczni giganci, stworzyciele, wielcy uczeni i magicy. To dzięki wam ludzkość jest tym czym teraz jest. W przeszłości traktowaliście nas źle, ale na szczęście jeden z was Prometeusz stwierdził, że droga do Agarthy prowadzi nie przez wykorzystywanie ludzi, ale ich ubogacenie, ich wywyższenie. Nauczył nas wszystkiego od sztuki władania ogniem, po zaklęcia i czary. Wielu nefilimów się z nim nie zgadzało, ale on twardo stał przy swoim. Podziwiam Prometeusza od momentu, gdy poznałem prawdziwą jego historię. To był naprawdę ktoś wielki. Szkoda, że teraz jest jak jest. Pokój między naszymi rasami jest raczej niemożliwy. Chociaż z drugiej strony to nasze spotkanie stwarza wielkie możliwości, by naprawić błędy przeszłości.
- Prmoeteusz. Wymienia pan to imię już któryś raz. Czy nie był on przypadkiem tytanem z greckiej mitologii? Co zatem z Zeusem i całą resztą? I czym jest Agartha? - zadawała pytanie za pytaniem mając nadzieję, że w którejś odpowiedzi zabrzmi coś fałszywie. Powoli jednak jej nadzieje zaczynały się kurczyć. Tylko jak jej wspólczesny umysł miał sobie poradzić z takimi wieściami?
- Legendy o Prometeuszu nauczycielu i obrońcy ludzkości przetrwały w różnej formie. Między innymi Grecy mają mit o nim. Prawda jednak została rozbita jak glininy dzban i jej okruszyny rozsiane są po całym świecie i po niezliczonych wiekach. Nie potrafię powiedzieć ile jest prawdy w mitach o Zeusie i całej reszcie greckich bogów. Być może bardzo wiele i wszystkie one łączą się z nefilimami. Naprawdę nie wiem. Prawdziwa historia świata trzymana jest w tajemnicy właśnie przez takie tajne bractwa jak masoni, iluminacji, różokrzyżowcy i innych. Udało im się przechować wiedzę, którą kiedyś przekazał nam Prometeusz. Twierdzą oni jednak, że nie może stać się ona udziałem całej ludzkości, gdyż to oznaczałoby koniec świata i wielką wojnę z wami. Tak naprawdę chodzi im tylko o władzę i moc. Nie chcą się z nią z nikim dzielić i tyle.
Jeżeli natomiast chodzi o Agarthę to wiem tylko tyle, że to rodzaj oświecenia lub miejsca gdzie coś takiego ma nastąpić. Wszystkie pisma, które czytałem mówią o Agarcie bardzo lakonicznie.


- Zatem im chodzi o władzę i moc, a panu tylko o wiedzę? - Sor postanowiła na chwile powrócić do czegoś nieco łatwiej przyswajalnego. - Co zamierza pan z nią uczynić?
- Wiedza nie jest celem samym w sobie - odparł lekko obruszony profesor - Ja chcę wiedzieć jak najwięcej, by móc to przekazać innym. Nie robię tego dla siebie, ale dla wszystkich ludzi.

Przyczajona aura zaczęła się rozbudzać co kobieta przyjęła nieco zaskoczona. Zatem problem nie leżał w jego opowieściach o znajomości Nefilimów, a w czymś innym.
- Wiedza niesie ze sobą dużą odpowiedzialność a także władzę i moc... - Czyżby trafiła w czuły punkt?
- Nie musi mi pani o tym przypominać. Jestem nauczycielem od trzydziestu lat.

Jednak nie, to nie to. W tym momencie całkiem zapomniała, że ktoś poza nią i profesorem znajduje się w katakumbach. Pozwoliła by w całości pochłonęło ją badanie jego aury i próby wydobycia jej ukrytej warstwy.
- Gratuluję stażu. - Nigdy nie przepadała za nauczycielami. - Czyli całkiem odcina się pan od dodatków, które idą z nią w parze.
- Co mi pani insynuuje? Że jestem taki jak tamci, że chce was wykorzystać. Co?! Ja nie chcę nic dla siebie! Nic!!

Zauroczona chłonęła spektakl jaki zaprezentował jej profesor. Rozbłyski mrocznej aury nacierały na krystalicznie czystą, dominującą warstwę. Jakby walczyły o wydostanie się na zewnątrz i zaistnienie w pełnej krasie.
- Tak, tak, oczywiście. - poddała się pokusie i dwa razy zaklaskała. - Wspaniałe przedstawienie. Jest pan pewien, że nie chce przypadkiem rozpocząć kariery aktorskiej? Pomogę wam, oddalę zagrożenie w zamian za odrobinę wiedzy. Oczywiście, wszystko dla ludzkości.... - Nigdy nie okazała starszej osobie takiego braku szacunku ani też nigdy nie wykorzystywała swego daru by kogoś dręczyć i prowokować. Dziwne, ale nie czuła się z tym źle.
- Zaoferowałem swą pomoc z dobroci serca. Wiem, że beze mnie też sobie poradzicie. Kimże wszak ja jestem. Pył jeno u waszych boskich stóp. Wiem, że moja prośba i próba targowania się była żałosna... Wybacz o pani - profesor pochylił pokornie głowę - Nie chciałem obrazić waszego majestatu. Pragnę jednak tylko by ludzie poznali prawdę. Nic więcej. Moje życie przeminie, ale prawda pozostanie.

Miała ochotę w coś uderzyć lub po prostu krzyknąć w bezsilnej złości. Było tak blisko. Czuła, że mroczna aura jest tuż tuż, niemal na wolności. Oczekiwała wybuchu, a dostała powrót samokontroli. Źle dobrane słowa? Za mocne posunięcie? Zbyt otwarte? Brak doświadczenia w manipulowaniu ludźmi po raz pierwszy wydał się jej poważnym brakiem. Gdy jednak odzyska swą moc...
Wzięła głębszy oddech przy okazji wysłuchując słów Nathana, któremu posłała w nagrodę przymilny uśmiech. Nie była pewna co się z nią tak właściwie działo ale nie licząc zawodu z powodu nieudanego eksperymentu, czuła się wspaniale. Przeniosła spojrzenie na Michaela. Cały czas na jej ustach gościł uśmiech teraz jednak nie było w nim nic z przymilności. Zwilżyła usta jeżykiem po czym odwróciła się do profesora, unosząc dumnie głowę.
- Pańska dobroć serca mnie nie interesuje. Nie pozwolę by ktoś, komu nie ufam, w jakikolwiek sposób mieszał się w moją moc. Jest w panu coś... Być może nawet nie zdaje sobie pan z tego sprawy, mam nadzieję że tak właśnie jest, jednak ta część mocno mnie niepokoi. Uwielbienie i fascynację potrafię jeszcze zrozumieć jednak obsesja i żądza, które się pod nimi kryją... - Zamilkła mierząc go niemal gniewnym spojrzeniem. - Mimo wszystko doceniam informacje, które dzięki panu zyskaliśmy. Jeżeli w przyszłości zdecyduje się pan na szczerość ze mną i samym sobą wtedy kto wie, być może będę skłonna pomóc panu w zbieraniu wiedzy. - O ile pożyję na tyle długo by sama posiąść chociażby drobną część tej wiedzy, dodała w swych myślach Iluna.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 17-03-2011, 16:15   #65
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Kiedy chłopak schodził wraz z resztą do krypty, czuł jakby szedł na własny pogrzeb. Świetnie... jeśli profesor okaże się oszustem to znalazł wyjątkowo trafne miejsce do zakończenia naszej popapranej egzystencji.
Satori przyglądał się wszystkiemu, najbardziej zainteresowała go ciekawa rzeźba. Natychmiast zauważył, że rzeźba kobiety coś wskazuje, więc automatycznie rzucił okiem w tamtą stronę.

Illuna postanowiła podjąć inicjatywę. Bacznie przysłuchiwał się ich rozmowie. Jednak co jakiś czas jego wzrok kierował się na innych członków nephilimowskiego towarzystwa.
Micheal i Ognicki... dwa przeciwne żywioły. Może i dochodzi między nimi do konfliktów, ale często to sprawia, że ludzie stają się sobie jeszcze bliżsi. Josette i Nathan zdaniem Toru byli trochę podobni do niego. Bardziej nieśmiali i spokojni. Wszystkich ich spowijała pewna tajemniczość. Soraya... pomimo, że początkowo chłopak miał do niej pewne zastrzeżenia to teraz się okazało naprawdę jak odważną, zdecydowaną i piękną jest osobą.

Kiedy toczyła się rozmowa w pewnej chwili Satori zauważył coś interesującego. Zachowanie aur Sorayi i profesora... wyglądało to na jakąś potyczkę. Rozmowa po pewnym czasie dobiegła końca.

-Przykro mi profesorze. Bardzo doceniam to co profesor dla nas zrobił, jednak podzielam zdanie przyjaciół. Jest zbyt wcześnie, abyśmy mogli podejmować tak pochopne decyzje, które mogłyby zaważyć na naszym losie... sam profesor rozumie... mam nadzieję.

Już od samego początku istniały wewnątrz Toru pewne wątpliwości co do profesora Sulivana. Taka osoba, którą opanowała jakaś obsesja mogła nawet nieświadomie dążyć do czegoś niezwykle szalonego i niebezpiecznego. Dopóki tak niewiele zostało niewyjaśnione trzeba było być bardzo ostrożnym.
 

Ostatnio edytowane przez Koinu : 17-03-2011 o 16:21.
Koinu jest offline  
Stary 19-03-2011, 16:04   #66
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Gdy znaleźli się w katakumbach, Michael po raz pierwszy pozwolił sobie wycofać się z dyskusji, nawet ciesząc się, że Soraya-Iluna podjęła inicjatywę i zaczęła wypytywać profesora o ich wątpliwości. Jego głowę zaprzątały w tej chwili inne rzeczy.
Słuchając wymiany zdań pomiędzy kobietą, a niespodziewanym znajomym Toru, zaczął chodzić po krypcie, krążąc między ścianami jak niespokojny kot, który zwęszył mysz, ale nie wie gdzie się ukryła; moc, która wypełniała salę, była tak gęsta, że niemal namacalna, drażniła jego zmysły, chociaż sam nie był do końca pewien które. Przywoływała na myśl wspomnienie tego co wydarzyło się w San Pietro, smak tej niepohamowanej, uzależniającej energii, która przepłynęła przez nich i pozostawiła w stanie klęski i rozpaczy. Słowa profesora Sulivana, dotyczące nefilimów, także zabrzmiały znajomo, jakby Michael słyszał je już gdzieś wcześniej. Anioły, giganci, magowie… Chociaż wszystko brzmiało równie nierealistycznie jak wizja Królowej Anglii tańczącej kankana na balkonie Pałacu Buckingham, miał wrażenie, że nie pierwszy raz są tak nazywani. Zresztą, po tym co przeżyli na przełomie ostatnich dni, pewnie byłby w stanie uwierzyć nawet gdyby ktoś go nazwał reinkarnacją Elvisa Presleya…
To trochę tak, jakby próbował przypomnieć sobie wydarzenia z wieczoru, na którym urwał mu się film.
Zatrzymał się przed rzeźbą świętej Cecylli, przez chwilę przyglądając się leżącej sylwetce. Dyskusja między rudowłosą wiedźmą, a profesorem chyba dobiegała końca i wyraźnie wchodziła na nieprzyjemne tony – nikt z tu obecnych nie ufał ich nowemu znajomemu i nie zamierzali się z tym kryć, to było pewne. Michael darzył Sorayę-Ilunę zaufaniem na tyle, by wiedzieć, że jeżeli ma jakieś obawy to na pewno są uzasadnione – i już dawno poniechał prób zracjonalizowania swojego podejścia i wiary w nią.
- Nie tak sobie pan pewnie wyobrażał to spotkanie, prawda? – odezwał się niespodziewanie, gdy w krypcie zapadła cisza po słowach kobiety. Oderwał wzrok od rzeźby i odwrócił się w ich stronę, podchodząc niespiesznie i posyłając profesorowi oszczędny, niemal przepraszający, uśmiech.
- Ostatnie dni były ciężkie dla nas wszystkich. Musi pan zrozumieć naszą niechęć i brak zaufania. – Przechodząc obok Sorayi-Iluny uśmiechnął się do niej i musnął dłonią jej ramię, w geście, który równie dobrze mógł znaczyć „Spokojnie, nie ma potrzeby do walki”, jak i „Ja się tym zajmę”. – Bylibyśmy bardzo nierozważni, gdybyśmy wierzyli każdemu bez wahania. To zwykła ostrożność.
Zatrzymał się po kilku krokach, zaczynając się przyglądać profesorowi i wsuwając ręce do kieszeni.
- Ale tym bardziej przydałoby się rozwiać wszelkie wątpliwości, a odpowiedzi na pytania mogą w tym pomóc. Po pierwsze: dlaczego akurat tutaj?
Profesor spojrzał na kolejnego rozmówcę. Jego wzrok przypominał teraz zaszczutego psa. Mężczyzna najwyraźniej po rozmowie z Sorayą stracił całą pewność siebie jak do tej pory emanował.
- To proste. To miejsce pełne jest mocy, która wspomoże zaklęcie. Poza tym mam nadzieję, że ci którzy podążają za wami nie wejdą tutaj.
- Ci którzy podążają za nami na razie nie stwarzają nam problemów. Póki co są zwykłą marą, pustymi słowami, o których tylko słyszeliśmy – odparł Michael, zbywając to wyjaśnienie machnięciem ręki. – Przyznaję, że nie zacząłeś najlepiej swoją prośbą, ale być może jest szansa to naprawić. Możesz nam pomóc inaczej. Nie mówiąc już o tym, że gdy odzyskamy pełnię swojej mocy, z pewnością lepiej będzie widziana twoja szczerość, niż tajenie rzeczywistych intencji, o ile oczywiście jakieś są.
Przeszedł przez pomieszczenie, znów zatrzymując się przed posągiem świętej Cecylii, splatając ręce za plecami.
- Wspomniałeś, że chcesz przekazywać tą wiedzę dalej. Dlaczego? Czy to tylko chęć zapisania się na kartach historii?
- Nie robię niczego dla pustej sławy, ani też z próżności. Ludzie nie zasługują na to, by żyć ciągle w kłamstwie. Powinni mieć szansę poznać swoje prawdziwe dziedzictwo. Powinni poznać jak wygląda świat, a gdy już to się stanie wtedy wy na nowo moglibyście zająć należne wam miejsce. Znowu jak za czasów Prometeusza moglibyśmy żyć w zgodzie i harmonii. Rozwijać się i kształcić. Wiem, że to może utopijne marzenia, ale tego właśnie pragnę. Chcę by ludzkość na nowo odkryła swoją bogatą przeszłość i na nowo się w niej rozkochała.
- Ludzie potrzebują kłamstw jak tlenu. Nie wiem dlaczego sądzisz, że tym razem prawda wyszła by im na dobre. – Michael z własnego doświadczenia wiedział jak ludzie odnieśliby się do takiej rewelacji jaką są nefili.. nelefi… nefele.. ci, jak ich nazwał profesor. Wrzaski, awantury i płacze Ognickiego były tego doskonałym przykładem. – Jak nas w ogóle znalazłeś pod San Pietro?
- Jak mówiłem zostawiacie za sobą bardzo wyraźny ślad magicznej energii. Nie było was trudno odnaleźć, nawet z moimi skromnymi umiejętnościami.
- A czy w skład twoich umiejętności wchodzi wiedza na temat starożytnych zagadek i alfabetów numerycznych? – odmruknął w odpowiedzi, bardziej na odczepnego niż w jakimś konkretnym celu. W rzeźbie Cecylli ponownie nie pojawiło się nic ciekawego, więc mężczyzna zwrócił wzrok z powrotem na profesora. – Jakie znasz te… zaklęcia, które mogą nam pomóc? Rozpraszania sobie nie życzymy, co już można było zauważyć.
Gdyby Michaelowi ktoś powiedział miesiąc temu, że będzie dyskutował z nieznajomym człowiekiem o czarach i swoim boskim pochodzeniu, znajdując się w katakumbach pod ziemią, pewnie by go wyśmiał. A teraz… teraz to wydawało się niemal na miejscu.
- Znam się na starożytnych kulturach i języka. Potrafię odszyfrować hieroglify z okresu Starergo i Nowego Państwa, znam pismo klinowe oraz aramejski. Mówiąc alfabet numeryczny ma pan zapewne na myśli kabałę. Ludzie często mylą kabałę z tajnym alfabetem. Kabała jest czymś o wiele głębszym i bardziej mistycznym niż zwykły język kodowy. To jednak oczywiście temat na inną dyskusję. Jeżeli chodzi o czary to w tej chwili nie mam przygotowanego innego zaklęcia niż to rozpraszające kumulującą się wokół was energię. Znam jeszcze kilka zaklęć, ale po pierwsze nie mam ich formuły z sobą, a po drugie nie wiem czy którekolwiek z nich przyda się do czegoś. Jeżeli szanowni państwo nie ufają mi i nie życzą sobie mojej pomocy w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak pożegnać się.
Profesor skinął głową wszystkim obecnym.
- Żegnajcie szanowni państwo. Życzę wam powodzenia i proszę uważajcie na siebie. Wasze życie i obecność w tym świecie są zbyt cenne, by miały trafić w niepowołane ręce.
Michael kiwnął głową na słowa mężczyzny, częściowo błądząc myślami po tym co powiedział, a częściowo nad ich teraźniejszym losem. Tak jak i reszta nie ufał profesorowi, ale życie wśród rekinów biznesu nauczyło go, że nie robią teraz zbyt mądrej rzeczy. Powinni powściągnąć swoją niechęć i wyciągnąć z niego ile się da, w atmosferze uśmiechów i ciekawych pytań. „Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej”. A teraz…?
- My też już chodźmy na górę. Może zaraz tu wrócimy, ale póki co muszę złapać zasięg – rzucił do pozostałych, wkładając ręce do kieszeni, gdzie trzymał pomiętą kartkę z przepisaną zagadką. Wciąż pozostały im do rozszyfrowania liczby i jeżeli słowa profesora mogły ich gdzieś zaprowadzić, to może Internet podsunie im odpowiednie rozwiązanie.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline  
Stary 19-03-2011, 22:06   #67
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
- Każde życie przemija, a prawda przez pana przekazana, po wielu latach zostanie zdeformowana, przeinaczona i pozbawiona sensu. Historia lubi się powtarzać, a słowa same w sobie nic nie zmienią. - Nathan wtrącił się do rozmowy pomiędzy Sorayą a profesorem. Wcale tego nie planował i pożałował swojej decyzji jeszcze zanim dokończył wypowiedź. Ale nie mieli żadnych podstaw, żeby uwierzyć mężczyźnie.
W życiu Nathana pojawiły się osoby, którym mógł ufać. Szczególnie Sorayi. A jeżeli ona była w stosunku do profesora podejrzliwa, to chłopak nie miał zamiaru brać udziału w żadnym rytuale.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z pańską tak-zwaną magią. - oznajmił, wątpiąc czy ‘rozproszenie energii’ skupionej wokół nich nie rozproszy także i ich samych. Odwzajemnił kobiecie uśmiech.
Wydawało się, że nikt nie ufał mężczyźnie i niedługo po rozmowie z Michaelem opuścił on kryptę. Crown chciał, żeby wszyscy ją opuścili. Nathan zastanawiał się, czy to dobry pomysł i jakie właściwie intencje kierowały profesorem. Czemu chciał im pomóc. Po ostatnich zdarzeniach oferta pomocy wydawała się podejrzana i trzeba było podejść do niej z dystansem. Chłopak czuł, że nie mogą ufać nikomu poza sobą nawzajem. Młody artysta wolałby zostać w wątłym i złudnym schronieniu jakie dawała krypta, niż wychodzić na otwartą przestrzeń, ale mimo wszystko podążył za Michaelem na świeże powietrze.
 
__________________
.
Baranio jest offline  
Stary 19-03-2011, 22:31   #68
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Aves & Sampietia

Maciej powoli schodził razem z innymi w głąb katakumb. To miejsce podobnie jak Antyczna droga wywołało w mężczyźnie dreszcz oraz nikły przypływ energii. Ognicki czuł się jak dogasający żar w kominku, w który ktoś dmucha aby rozpalić ogień. Zamiast ognia wiedzy Ognicki poczuł jak wzbija się mglisty dym tajemnicy a popioły dawnego życia wciskają się do oczu, które zaczynają łzawić. Ognicki przetarł oczy, nie chciał wyjść na niezrównoważonego psychicznie. Pozbierał się w sobie i nałożył na swoje oblicze zwyczajową maskę ponurego grymasu. Maciej skupił się teraz na czymś innym. W spokoju wysłuchał rozmowy, wzrok Detektywa był utkwiony w posągu, wyobraźnia Macieja podsunęła mu makabryczny obraz Josette leżącej w takiej samej pozycji. Detektyw zamknął na chwilę oczy. Kiedy je otworzył popatrzył na Josette. Kobieta w dziwny sposób zawsze dodawała mu sił do dalszej egzystencji. Kiedy świat wali się człowiekowi na głowę wszystkie przekonania legną w gruzach trudno jest się pozbierać. Ognicki powoli opanowywał nową sytuacje jednak zajęło to bardzo dużo czasu. Detektyw w ciszy słuchał rozmowy, nie miał nic do dodania nie lubiał pracować w grupie, nie lubiał swojej pracy, w której był od tygodnia. Tęsknił za chłopakami z oddziału szturmowego, za tą dawką adrenaliny, za dawnym życiem. Profesor pożegnał się z nimi i wyszedł. Ognicki zauważył, iż Josette wpada w trans.


Prometheus colligitur hereditas
In verbis senis wsłuchało
Secretum questus virtus propinquior
Supra posita sunt inimici

Ante oculos responsum expectantibus
Nephilim in manu hominis.



Patrimoine Prométhée est recueillie
Dans les mots de la sage wsłuchało
Le secret de la puissance se rapproche
Les ennemis sont placés au-dessus

Devant mes yeux attente de la réponse
Nephilim dans les mains de l'homme.



Słowa wypowiedziane, były w dwóch językach Ognicki rozpoznał Francuski, drugi język był dla niego niezrozumiały. Josette po wypowiedzeniu wiersza zachwiała się przez chwilę. Maciej podtrzymał kobietę, która najprawdopodobniej by upadła. Popatrzył na Mermanisa oraz Ilunę i powiedział coś co zszokowało wszystkich.
-Dobre przesłuchanie.- Przeniósł wzrok na Josette.
-Tak wyjdźmy na powietrze.- Powiedział pomagając kobiecie ustać na nogach.

Prawdę mówiąc detektyw miał dość tego miejsca przerażało go i jednocześnie zachwycało. Teraz dla Macieja liczyło się zdrowie Josette.
 
Aves jest offline  
Stary 22-03-2011, 07:57   #69
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Propozycja profesora Sulivana została odrzucona zdecydowanie i jednogłośnie. Jednomyślność całej szóstki była zadziwiająca. Pytanie czy to wspólne przeczucie, czy zwykły instynkt stadny, pozostawało otwarte. Profesor był wyraźnie nie pocieszony takim obrotem sprawy, ale musiał się pogodzić wyrokiem losu. Nie miał jednak już żadnych argumentów, by przekonać stojące przed nim bóstwa, by mu zaufały. Skoro taka była ich decyzja, jemu pozostawało ją tylko uszanować. I choć poważnie obawiał się o bezpieczeństwo nefilimów to w tej chwili nie mógł zrobić nic więcej.
Profesor Sulivan ruszył pierwszy, a grupa nefilimów zaraz po nim. Wieszczka wpadła w kolejny trans, ale nikt w tej chwili nie miał głowy do roztrząsania sensu jej słów. Tym bardziej, że po wygłoszeniu kolejnej przepowiedni Josette opadła bezwiednie w ramiona Ognickiego.
Grupa ruszyła za szybko idącym profesorem.
Mimo, że miejsce to było pełne krążące wokół i wręcz namacalnej mocy, to wszyscy marzyli już tylko o tym by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Krok za krokiem grupa zbliżała się do wyjścia.

Soraya Moon, Nathan de Pourbaix
Za kolejnym zakrętem Soraya i Nathan zatrzymali się jak na komendę. Nieświadomie i całkowicie automatycznie stanęli w miejscu dokładnie w tej samej chwili.
Ich serca przeszyło lodowate ostrze strachu. Niezidentyfikowane i całkowicie absurdalne poczucie panicznego i graniczącego z obłędem lęku. Ich umysły zostały owładnięte jedną tylko myślą - UCIEKAĆ, JAK NAJDALEJ STĄD!
Oboje stali w miejscu jak skamieniali i z przerażeniem patrzyli, jak ich towarzysze oddalają się. Czas niesamowicie zwolnił swój bieg i to co działo się przed oczami Sorayi i Nathana przypominało film puszczony w wielokrotnie zwolnionym tempie. Oboje chcieli krzyczeć i ostrzec pozostałych przed unoszącą się w powietrzu grozą.
Oboje pierwszy raz doświadczyli obecności, aż tak negatywnej energii. Do tej pory moc którą wyczuwali była im bliska i bardzo kusząca. Teraz otaczała ich moc emanująca skrajnie negatywnymi i złymi fluidami. To było bardzo nie miłe doświadczenie. Groza tej chwili spotęgowana była jeszcze świadomością, która pojawiła się dopiero po kilku sekundach, że moc wypełniająca w tej chwili korytarze jest im strasznie bliska. Było to poczucie chorej jedności, jaką mimo woli odczuwa się z bratem kryminalistą. To co czyhało na nich za rogiem było im równie bliskie, co oni sobie nawzajem. Z tą tylko różnicą, że ta więź była w jakiś dziwny sposób zdeformowana i splugawiona.
Obezwładniający strach uwolnił ich ciała ze swoich okowów dopiero w chwili, gdy korytarze rzymskich katakumb wypełnił krzyk profesora Sulivana.

Michael Crown, Maciej Ognicki, Josette d'Angoulême, Toru Fuuno
Pozostała czwórka nawet nie zauważyła braku Soraya i Nathana. Dla nich czas płynął swym normalnym biegiem i kilka sekundowa nieobecność przyjaciół, nie była niczym niepokojącym.
Gdy grupa skręciła za profesorem ujrzała, że ten stoi w miejscu kilka metrów przed nimi i w milczeniu wpatruje się w ciemność. Wszyscy instynktownie zwolnili kroku i powoli zbliżali się do profesora. Wszyscy czuli, że coś jest nie tak. I choć trudno im było zidentyfikować zagrożenie to poczuli nagle dziwny i przejmujący strach.
Nagle z ciemności wyłoniła się niewysoka kobieta. Miała długie, kruczoczarne włosy i tej samej barwy wąskie brwi. Jej ubiór kojarzył się z dziewiętnastowieczną suknią. Czarny gorset i jedwabne koronki przy rękawach przywodziły na myśl historyczne filmy kostiumowe. Jej pojawienie się można, by było uznać za żart, gdyby nie jeden szczegół. Kobieta miała nienaturalnie bladą skórę i roztaczała wokół siebie odór zgniłych ludzkich zwłok.
Z gracją i wręcz szlacheckim dystyngowaniem zrobiła powolny krok w kierunku profesora.
Ten cofnął się gwałtownie i krzyknął:
- Uciekajcie! To selenim!
Mężczyzna rzucił się w stronę słabo oświetlonego bocznego korytarza próbując uciekać przed kobietą. Nie zrobił trzech kroków, gdy druga istota bliźniaczo podobna do pierwszej pochwyciła go. Profesor Sulivan jęczał przyduszony przez najwyraźniej bardzo mocny uścisk jakim kobieta oplotła jego szyję.
W tym czasie pierwsza kobieta pokłonił się i kurtuazyjnym gestem powitała pozostałych.

Soraya Moon, Nathan de Pourbaix
- Uciekajcie! To selenim! - krzyk profesora wypełnił katakumby.
Soraya i Nathan rzucili się biegiem w stronę, gdzie skręcili ich przyjaciele. Za zakrętem ujrzeli jak pozostali stoją na środku korytarz i wpatrują się kobietę przed nimi.
Nagle Soraya poczuła na sobie dotyk lodowatej dłoni. Nie był to zwykły chłód zziębniętej dłoni, ale przejmujące zimno trupiej ręki. Obróciła się i stanęła twarzą w twarz z wysokim mężczyznom o długich kręconych włosach rozpuszczonych na ramiona. Ubrany było on w skórzaną kurtkę i aparycją przypominał wokalistę Motorhead.
- Nie krępujcie się - rzekł syczącym głosem - Dołączcie do przyjaciół.

WSZYSCY
Cała szóstka stała stłoczona w jednym miejscu. Czuli się bardzo niepewnie, a ich serca wypełnia niepokojący lęk i strach. Choć chcieli jakoś zareagować, coś powiedzieć to krępowała ich świadomość, że jeden nie rozważny gest lub słowo może spowodować tragedię.
- Długo zasssstanawialiśśśśmy ssssię kto jessssst odpowiedzialny zzza to zzzamiesssszzzanie w Rzzzymie - powiedziała kobieta w dziewiętnastowieczny sukni - A tu prossssszę... o wilku mowa, a wilk tuż. Jak miło.
- To selenim - wyjęczał przyduszony profesor - Uuuciie...
Niestety nie zdążył on dokończyć swojego ostrzeżenia, gdyż blada istota o trupim zapachu warknęła niczym wściekły wilk. Jej oczy stały się w tym momencie całkowicie białe, a zęby wydłużyły się na podobieństwo kłów.
Profesor Sulivan wydał tylko ostatnie swoje tchnienie i osunął się bezwładnie. Gdyby nie ręce selenim, która go podtrzymywała upadłby na ziemię.
- To jeden problem mamy zzzzz głowy - wysyczała już spokojniej kobieta, pokazując znowu swe ludzkie oblicze - A teraz zajmiemy się drugim...
- Proszę państwa! Zbliżamy się do groty świętej Cecylii. To bardzo ciekawa postać w historii kościoła. Była ona.... - głos przewodnika niemieckiej wycieczki przerwał monolog rozwścieczonej selenim. Grupa turystów wyraźnie zbliżała się w stronę miejsca, gdzie swój żywot zakończył profesor Sulivan.
- Macie ssssszczęśśśście bracia - syknęła kobieta - DO zzzzobaczzzenia wkrótccce!
Cała trójka rozpłynęła się w ciemnościach, zostawiając po sobie jedynie ciało profesora Sulivana.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 22-03-2011 o 09:23.
Takeda jest offline  
Stary 27-03-2011, 21:07   #70
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Z każdą kolejną godziną pojawiały się co raz to nowe problemy. Nie zaufali profesorowi i ten zginął. Czy była to ich wina? Kolejna osoba, która straciła życie z powodu Nathana. Dlaczego ginęli? Ludzie nie mający z nim nic wspólnego... Krew w sypialni. Bezwładne ciało w katakumbach. Trupio blade postaci, pojawiające się znikąd...
Coś trzeba było z tym zrobić.
- Zostawiamy go tutaj i zwiewamy, czy bierzemy ze sobą? - trzeźwo zapytała Soraya, nie pozwalając Nathanowi odpłynąć rzeką jego myśli. Słowa były skierowane do Michaela, który najwyraźniej został uznany za niepisanego przywódcę. Znajdowali się pod ziemią, w katakumbach, potrzebowali planu, który mógłby ich uratować. Nie czekając ani chwili, mężczyzna podbiegł do ciała profesora i, uklęknąwszy przed nim, sprawdził jego tętno.
- Nie możemy znowu mieć policji na karku – młodego artystę przeszył chłód, gdy wymowna mina i milczenie Crowna upewniły go, że Sulivan nie żyje. W odpowiedzi na kiwnięcie Michaela, Nathan pomógł mu dźwigać zmarłego. Święcie zgadzał się ze słowami Mermanisa, policja to ostatnie, co było im potrzebne do szczęścia.
- Jakiś plan na wypadek, gdyby ktoś nas odkrył, zanim pozbędziemy się ciała? - zapytała cicho czarownica.
- Profesor zasłabł i wieziemy go do szpitala. Podejrzewamy, że może mieć zawał – odparł zdawkowo Michael, opierając się o ścianę wraz z profesorem i czekając, aż wycieczka zniknie w dalszej części katakumb. - Zaczekajcie na mnie przy samym wyjściu – powiedział do Sorayi, ale też i do pozostałych, gdy już ruszyli, taszcząc ciało.
Odwołam ochronę i podprowadzę samochód najbliżej, jak się da. A potem…
- ...musimy się pozbyć ciała. - dokończył za niego Nathan.
- Najlepiej skutecznie je niszcząc. - dopowiedziała Sor.
- Byle bezkrwawo... - stwierdził chłopak, mając przed oczami obraz kobiety we własnej sypialni. Ciągle nie mógł wyrzucić tych makabrycznych obrazów z głowy. Nie chciał, aby pogrzeb Suilvana odcisnął na nim takie samo lub wręcz większe piętno.
- Wrzucić do ścieków lub … -Soraya rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Ognickiego. - Lub spalić.
- Chryste… Co ja tu robię - mruknął Michael pod nosem. Westchnął ciężko i kiwnął głową, oswobadzając się spod ramienia profesora i pokazując, żeby Soraya pomogła go nieść Nathanowi. Sam natomiast ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia.
- Chcemy go komuś poświęcić? - spróbował zażartować Nathan. Czuł się niezręcznie. - Spalenie to całkiem dobry pomysł. - ciało profesora nie było tak lekkie, na jakie wyglądało, dlatego chłopak z wdzięcznością przyjął pomoc Sorayi, która zdobyła się na lekki uśmiech w odpowiedzi na jego 'żart'.
Powoli docierali do wyjścia, przy którym mieli zaczekać na powrót Michaela. Chłopak rzucił okiem na nieżywego profesora.
- Nie powinniśmy go przeszukać? Być może znajdziemy coś, co może być dla nas wskazówką... - zapytał niepewnie.
- Jeżeli masz na to ochotę, to proszę, jednak może trochę później... Tłumaczenie, dlaczego obszukujemy nieprzytomnego.. Za dużo zwracania na siebie ewentualnej uwagi..
- Soraya ma rację, nie czas teraz na to. Ale zgadzam się, Nathanie, profesor może posiadać przy sobie cenne wskazówki... - powiedział Japończyk, chwilę później nad czymś rozmyślając.

Michael pojawił się w wejściu po kilkunastu minutach, bez słowa ruszając do czekających, gdy tylko ich dostrzegł. Zastąpił Sorayę w podtrzymywaniu profesora i pomógł Nathanowi znowu postawić go na nogi.
- Ochrona dostała wolne przynajmniej do jutra – zakomunikował cicho, powoli wyprowadzając ciało na zewnątrz, dbając jednak o to, by wciąż wyglądało to jak pomoc zasłabniętemu. – Załatwiłem vana, ale to i tak kawałek drogi… Wymyśliliście coś do tej pory?
- Postanowiliśmy go spalić... A przedtem przeszukać ciało - wytłumaczył młody Pourbaix.
- Jak Toru słusznie zauważył, jest szansa, że profesor ma przy sobie jakieś informacje, które mogą się okazać przydatne. - dopowiedziała Soraya. Nathan postanowił pomóc Michaelowi z ciałem profesora.
- Bagażnik czy tylne siedzenie? - spytał Nathan. - Myśle, że to zbyt podejrzane, wrzucić go do bagażnika.
-To zdecydowanie zbyt podejrzane.- uśmiechnął się Toru.- Wrzućmy go na tylne siedzenie, usiądę obok niego i go... popilnuję. Mam jedynie nadzieję, że zdążymy, zanim zacznie się rozkładać! Ruszajmy.
- Ja z przodu... - uprzedziła czarownica.
- Tylne – potwierdził Michael niechętnie, przyznając pozostałym rację. Jak tylko dotaszczyli dyskretnie (na tyle, na ile było to możliwe..) ciało do vana, zaparkowanego na parkingu, odsunął boczne drzwi i wspólnymi siłami z Nathanem usadowił profesora na tylnim siedzeniu. Sam przeniósł się na miejsce kierowcy, odpalając silnik.
- Czekam na propozycje – rzucił przez ramię, sięgając po GPS. Nathan wgramolił się na tył vana i usiadł obok Toru. Soraya zajęła wspomniane wcześnie miejsce przy kierowcy.
- Najlepiej las, albo coś w znacznym oddaleniu od domów... - Toru spojrzał na Nathana. - Dziękuję, przyjacielu, za wsparcie w towarzystwie profesora... - rzucił, po czym zepchnął dłoń trupa, która nieopacznie osunęła się na jego nogę. Wzdrygnął się i błagalnym wzrokiem spojrzał na resztę towarzyszy. Nathan nieśmiało odwzajemnił uśmiech, dawno nikt go nie nazwał przyjacielem. Właściwie to od dzieciństwa.
- Musimy zjechać gdzieś na odludzie z Appia Antica... - stwierdził.
- Las, albo w znacznym oddaleniu od domów… - powtórzył pod nosem za Sorayą Michael, przeszukując na szybko okolicę, w jakiej się znajdowali. Ostatecznie jednak zaklął cicho i podał urządzenie kobiecie, samemu wrzucając bieg i ruszając.
- Poszukajcie czegoś. Ja, póki co, skieruję się na obrzeża miasta. Potem zobaczy się, co dalej. - Sor niepewnie przyjęła urządzenie od Michaela. Wyglądało na to, że mogą mieć problemy ze znalezieniem odpowiedniego miejsca na pozbycie się ciała.

- To który z was, drodzy panowie zabawi się w poszukiwacza skarbów? - Zapytała Soraya, jednocześnie odkręcając nakrętkę plastikowej butelki, ozdobionej czarno-czerwoną etykietą. Michael zerknął przelotnie na Sorayę, przyklękając przy ciele bez słowa.
- Nie miał za wiele – stwierdził cicho, przeszukując kieszenie mężczyzny. Po chwili znalazł notatnik. - Niezrozumiałe bazgroły. - stwierdził, chowając zeszyt do kieszeni. Profesor posiadał również naszyjnik, ale Crown jedynie musnął go palcami, jakby nie chcąc ograbiać zmarłego z cennych rzeczy. Gdy Michael wstawał, Nathan ukląkł obok ciała wraz z Sorayą, która, nie mając żadnych oporów, pozbawiła Suilvana ozdoby. Chłopaka zaciekawiły runy wyryte dookoła amuletu.



- Ktoś zmówi modlitwę? - zapytała. Wtedy do umysłu Nathana zawitało pytanie - kiedy ostatnio się modlił? Czy w ogóle wierzył w Boga? Jeżeli wcześniej miewał wątpliwości i był sceptyczny, to po tych wszystkich wydarzeniach jakakolwiek niematerialna siła wyższa nie znajdzie ciepłego miejsca w jego sercu. A Feneks? Kim on dla nich był?... Kolejne pytania, na które odpowiedzi nie były w jego zasięgu.
Gdy ciało profesora stanęło w płomieniach, Nathan odwrócił wzrok, Tooru westchnął ciężko, a Soraya zmówiła modlitwę. To kolejna martwa osoba, którą młody Pourbaix widział w swym życiu...
- Co... Co teraz? - zapytał cicho, kierując swe słowa głównie do Sorayi i Tooru. - Ten rytuał, o którym mówiłeś... jak my chcemy?... - młody artysta czuł się w tej chwili dość bezsilny. Japończyk skierował nań swój wzrok. Zamyślił się przez chwilę.
- Właściwie to... nie bardzo wiemy jak odprawić nasz rytuał... bardzo możliwe, że właśnie płonie jedna z niewielu odpowiedzi. Nie pozostaje nam nic innego, jak odszukać Feneksa, starać się przeżyć nie wpadając na psycholów z sekty i ludzi Writha. Chyba kolejnym miejscem, jakie będziemy musieli odwiedzić będzie to miejsce, w którym ostatnio zginęliśmy... w poprzednim życiu. - Nie odrywając oczu od płomieni, Soraya potrząsnęła przecząco głową.
- Nie do Newgrange. Wracamy do San Pietro. Jesteśmy teraz wszyscy razem. Wykonamy rytuał wedle wskazówek, które zostawił dla nas Feneks. Dopiero wtedy możemy ruszyć dalej...
- Wedle wskazówek, które wciąż należy rozszyfrować – przypomniał ponuro Michael, wpatrując się w płonące ciało. Po chwili zasłonił dolną połowę twarzy i nos połą marynarki, odwracając się z obrzydzeniem od całego widowiska i odchodząc na bok.
- Niemniej San Pietro to najlepsze wyjście. Jak już jesteśmy w Rzymie to możemy iść zgodnie z tym co próbuje przekazać nam Feneks – dodał Michael przez ramię, wyciągając z kieszeni komórkę i dodając: - Zajmijcie się prochami i tym, co zostanie. Skoro nie chcemy śladów po tym szaleństwie, to przynajmniej upewnijmy się, że żadne nie zostaną. - Z tymi słowami ruszył w stronę samochodu, szukając czegoś w komórce. Soraya zrobiła krok w tył, cofając się od ciała.
- Rozszyfrować w jaki sposób? - Nathan nie mógł wytrzymać zapachu palącego się ciała, świat lekko pociemniał mu przed oczami. Poczuł nieprzyjemne sensacje w żołądku i odsunął się na bok. Uklęknął na ziemi i zwymiotował. Nie mógł wytrzymać smrodu unoszącego się w powietrzu. Napięcie ostatnich godzin dało o sobie znać. Zbyt wiele wrażeń jak na niego.
Michael zatrzymał się i sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej pomiętą kartkę z zagadką z San Pietro. Bez słowa rzucił ją do Nathana, a chłopak spojrzał na pomięte notatki. Rzeczywiście, zdanie “Każdy na wyznaczonym miejscu a i głosy jeden chór” nie było trudne do odszyfrowania. Zagadką pozostawały liczby. Co w sobie kryły?
- Uważasz, że pod cyframi kryją się litery? - zapytał Crowna. - Dlatego spytałeś profesora o alfabety numeryczne? - Milioner przytaknął oszczędnie.
- To musi być jakieś słowo, albo i całe zdanie nawet, żeby pierwsza część zagadki miała sens. „Głosy w jeden chór”. Nie sądzę, żeby cały proces polegał na wykrzykiwaniu, co tylko ślina na język przyniesie, więc… - Wzruszył ramionami wymownie. – Nie ma innej możliwości.
Nathan spojrzał na cyfry i spróbowal przypisać im litery według kolejności w alfabecie. Niestety łaciński ma ich tylko 26. Nie pasowała mu siedemdziesiątka. Nie miał zielonego pojęcia, jak odcyfrować wiadomość. Słyszał o ludziach kodujących słowa w ten sposób, ale nigdy się tym nie zainteresował.
- Więc... znalazłeś cokolwiek w Internecie? - spytał naiwnie.
- Jeszcze nie, ale zamierzam poszukać – odparł Michael, pokazując wymownie komórkę. – Nawet jeżeli nic nie znajdę, to może trafię na ślad jakiejś literatury, która nam pomoże się z tym uporać. Bo w końcu w Internecie jest wszystko, nie? – Ostatnie zdanie mruknął bardziej do siebie i chociaż był co do niego święcie przekonany, miał dziwne wrażenie, że tym razem może nie znaleźć tego czego potrzebuje. Albo znaleźć aż za dużo. – Zaczekam na was w samochodzie. - Nathan odburknął coś, co mogło brzmieć jak życzenie powodzenia. Stwerdziwszy, że potrzebuje chwili samotności, żeby wszystko przemysleć, zaczął oddalać się od płonących zwłok.
- Przejdę się trochę... - oznajmił. A Soraya, słysząc słowa Nathana, wreszcie oderwała spojrzenie od zwłok.
- Nie, nie przejdziesz - oznajmiła stanowczo, jednocześnie przykładając rękaw kurtki do twarzy, jakby dopiero teraz poczuła smród. - Nie rozdzielamy się. Wracamy wszyscy do samochodu. Trzeba opracować plan, który pozwoli nam na kolejne wejście do kościoła, bez zwracania na siebie zbytniej uwagi. Poza tym, im szybciej się stąd wyniesiemy, tym lepiej. Dym mógł kogoś zaalarmować. - Rzuciła ostatnie spojrzenie na to, co zostało z profesora.
- Może powinniśmy przyłożyć go gałęziami? - zapytała, rozdarta między chęcią dołączenia do Michaela w samochodzie, a tą nakłaniającą do ukrycia resztek ich małego ogniska przed wzrokiem przypadkowych osób. Stanowczość Sorayi lekko zbiła Nathana z tropu i posłusznie został na miejscu, mimo iż chciał oddalić się od tego niedorzecznego incydentu. Z drugiej strony, być może teraz nie było już powodów, dla których powinien i chciał przebywać sam.
- Myślę, że w takim razie lepiej będzie, jeżeli już się stąd wyniesiemy... - powiedział, wsiadając do samochodu. - Więc, w jaki sposób mamy zamiar nie zwrócić na siebie uwagi? Jedyną osobą, której ksiądz może nie rozpoznać, jestem ja...
- W takim razie, posłużysz nam jako wejściówka. - odpowiedziała, zajmując swoje miejsce. - Michael, będziemy potrzebowali, albo jakiś przebrań, albo czegoś do uciszenia ewentualnego problemu. Najlepiej zaś obie te rzeczy.
- Co mam zrobić? Obezwładnić ojczulka? Sparaliżować go? - szczerze mówiąc, Nathanowi niezbyt podobał się ten pomysł, ale innego wyjścia nie mieli, tak samo jak czasu na wymyślenie bardziej wyrafinowanego sposobu, który nie zakładałby jakichkolwiek ofiar. Kolejnych ofiar...
- Paralizator nie jest głupim pomysłem. Do tego może coś, co nie wzbudziłoby podejrzeń księdza... Najlepiej drugi ksiądz. - Nathan wyobraził sobie siebie samego w habicie i mimowolnie się uśmiechnął.
- Skoro tak sądzisz... Musimy zdobyć więc przebranie księdza i paralizator, ale biorąc pod uwagę, że jedziemy w towarzystwie Michaela, nie powinno być z tym problemu. - Chłopak poczuł się nagle bardzo wyczerpany wydarzeniami ostatnich godzin. Oparł się o siedzenie i zamknął oczy. Postanowił wykorzystać wolną chwilę na odpoczynek. Miał złudną nadzieję na chwilę snu.
 
__________________
.

Ostatnio edytowane przez Baranio : 27-03-2011 o 21:09.
Baranio jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172