Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2023, 21:37   #1
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Krzyk dochodzący z salonu z początku wydał się Sandrze śmieszny, zastanawiała się, czy nadałby się taki wokal do jakiegoś zespołu metalowego i nawet znajdowała kilka ról… o ile w ogóle kiedykolwiek jeszcze będzie możliwość zagrać jakiś koncert. Po kilku minutach jednak stało się to niepokojące, a nie mogła przypisać tego jęku do Felicii, Akiko czy tym bardziej jej córeczki… więc co się mogło stać? Zeszła na dół, by zerknąć, zastając tam kiepsko wyglądającą Jessy i pocieszającą ją Katie.
- Co… się stało? - niepewnie zapytała brunetkę, od niej spodziewając się sensowniejszej odpowiedzi.
- Jeff groził jej, że ją zabije… i Jessy ma się wynosić… - Wyjaśniała jej Katie - Nie umie jej zaakceptować, jaką jest… bo… odkrył… jej fiutka…
- Co za palant… - skwitowała Sandra, przyklękując obok Jessy i odwracając się do Katie, zaskoczona także tym, że… no miała tego fiutka, ale czemu Jeff miałby reagować aż tak? Transfob jakiś, czy cholera wie co? - Ale… dowiedział się tego podczas… zbliżenia?
- Mhmmm.. - Mruknęła smutno blondi, unikając spojrzenia Sandry.
- Pewnie go poniosło, aż tak na pewno nie myśli… ale to i tak palant, nie ma co się przejmować… mi to… nie przeszkadza w ogóle… - mówiła Sandra, starając się delikatnie dotknąć jej uda i lekko je pogłaskać, by pokazać, że naprawdę to myśli. W końcu w jej metalowym środowisku, co prawda są też mocno prawicowe świry, ale większość jest mocno tolerancyjna dla tego typu spraw.
- Okej… - Padła cicha odpowiedź, i w końcu pojawiło się małe zerknięcie na jasnowłosą.
- Dobra już, tam jebać go - Powiedziała niespodziewanie Katie, lekko się uśmiechając - Jak Sandra powiedziała, palant.
Jessy cichutko parsknęła.
- Jakby faceci nie mieli tej swojej głupiej męskiej dumy, to byliby nawet znośni, nie? - zaśmiała się Sandra, chcąc rozluźnić atmosferę.
- My sobie świetnie radzimy bez nich - Stwierdziła Katie, szturchając Sandrę łokciem, i cicho się roześmiała - Udowodnimy im to?
- Hmm? Co masz na myśli? - zdziwiła się Sandra.
- Ten chyba tam… Piotr, coś gadał o wyprawie po zapasy?
- Uu… czyli… rywalizacja… - uśmiechnęła się jasnowłosa, na taką propozycję. - Pewnie Felicia i Akiko zostają tutaj, więc… dwie dziewczyny i transka na trzech… palantów? - Zaśmiała się Sandra.
- Wolałabym… byśmy… po prostu określenie "trzy na trzech"? - Trochę skrzywiła się Katie - No ale przecież nie będę ci narzucała, jak masz się wysławiać…
- Nie no, będę mówić, jak wy chcecie, tylko po prostu, dla mnie to… nie ma znaczenia, kim jesteście? - uśmiechnęła się, nieco zakłopotana Sandra. - Ważne, że jesteście fajne…

Obie ex aktoreczki porno miło się uśmiechnęły do jasnowłosej…

***

Widać było po obu swoich kompankach, że… zajmowały się tym od dłuższego czasu. Działały w sprawnym tempie, mając wszystko po kolei zaplanowane. Udzieliły też sporo wskazówek Sandrze, a chyba tak dobre zorganizowanie prowadziło do tego, że były w stanie zebrać naprawdę sporo prowiantu i sprzętu. Widać było tą dużą nić porozumienia między Katie a Jessy, rozumiały się bez słów, choć właściwie tych używały chyba tylko po to, by wyjaśnić Sandrze, co i po co robią. Może ona z Eve też by była w stanie coś takiego osiągnąć… ale już nie było na to szans. Bo w ich grupie, ciągle były jakieś porozumienia, niesnaski, kręcenie nosem… może jednak w mniejszej ekipie byłoby jednak łatwiej? Ale w końcu dziewczyny dalej z nimi były…

Na znajdowane żarcie Sandra reagowała już niezbyt entuzjastycznie, bo trudno było się polubić z ciągle tym samym makaronem, ryżem i wszelkimi suchymi dodatkami lub ewentualnie jakimś dziwnym żarciem z puszek i słoików.
- Jakbyśmy się gdzieś bardziej na stałe osadzili, to trzeba by zacząć sadzić jakieś warzywka, owoce… - rzuciła Sandra w pewnym momencie, z niechęcią patrząc na kolejną paczkę makaronu.

Znalazły jednak także sporo innych rzeczy: higienicznych, medykamentów, ubrań, czy jakiegoś sprzętu, który przydawał się do surwiwalu. Sandra natrafiła nawet na gitarę, na której chwilę sobie pograła, z przyjemnością przypominając sobie to, czym zajmowała się przed wybuchem apokalipsy. Ze smutkiem się z nią rozstawała, myśląc, że nie ma sensu marnować miejsca na tego typu przedmioty, ale wręcz sama Katie zabrała ją razem z rzeczami… czemu zresztą jasnowłosa nie miała co się dziwić, widząc, że dziewczyny znajdując erotyczne gadżety, także je zabierały ze sobą. W sumie było logiczne, że oprócz żołądków, czystego ciałka i rzeczy do przeżycia, trzeba było też zadbać o rozrywkę, by nie dostać na głowę…

***

- Katie, Jessy? - zawołała, choć starała się nie za głośno. - Uciekajcie… - Wskazała im, bo jeśli ona miała zostać pożarta przez psa, to lepiej, żeby one się ocaliły… choć spodziewała się, że i tak to nie podziała…
Bez gwałtownych ruchów postarała się wskoczyć na wysepkę, a następnie sięgnąć do plecaka, by wyciągnąć coś do jedzenia w… zastępstwie siebie.
- Czy tu jest… apsik! Gdzieś… apsik! - Jessy wylazła z kibelka, i zaczęła kichać, a pies zerknął na nią i zawarczał.
- Fuck!! - Blondi rzuciła się do ucieczki, na powrót do wc, a ujadające bydle za nią.

To w końcu i zaalarmowało i Katie, oraz dało czas Sandrze na wskoczenie na "wysepkę" kuchenną.
- Jessy chowaj się!! - Wrzasnęła brunetka, wbiegając do kuchni z giwerą w łapach. Kurde, co ona wyprawiała… a pies ujadał i drapał pazurami po drzwiach, Jessy udało się więc przed nim odgrodzić…
- Musi być głodny! Dajmy mu coś jeść! - krzyknęła Sandra, przeszukując plecak w poszukiwaniu czegoś nadającego się. Gdy zobaczyła Katie z giwerą, przez myśl przebiegło jej coś podobnego, ale… obawiała się, że ciężko będzie ustrzelić szybkiego, wściekłego psa… który już na powrót wpadł do kuchni, i rzucił się w kierunku Katie. Ta krzyknęła, i wypaliła z obrzyna… nie trafiając!! Po chwili zaś krzyknęła znowu, gdy zębiska zacisnęły się na jej piszczelu, i polała się krew.
Wtedy cel już musiał stać się łatwiejszy, choć Sandra wciąż bała się trafienia też Katie, tak wyciągnęła pistolet i postanowiła strzelać w wygłodniałego psa. Oberwał gdzieś tak w środek tułowia, pisnął, puścił nogę Katie, ale za to rzucił się z wielkimi zębiskami ku Sandrze… nawet przednimi łapami włażąc na szafki, na których ona stała! Wystraszona jasnowłosa strzeliła jeszcze raz z pistoletu, gdy pies tak ku niej skakał, niestety niecelnie… i w końcu huknęła po raz kolejny, prosto w pysk. Pies padł martwy, ufff…

- Auuuć, moja noga… - Wyraźnie roztrzęsiona brunetka podkuśtykała do szafek, i na nich usiadła. Jeansy prawej nogi, nieco powyżej kostki, były zaplamione krwią… - Jessy wyłaź!! Pies załatwiony! Ale uważaj, może jest drugi?!
- Ok!! Apsiik! Cholerna… alergia… apsiiik!
- Kurwa, Katie… - krzyknęła Sandra w pierwszej kolejności przejmując się raną brunetki, a nie tym, czy gdzieś jest kolejny pies. Zeskoczyła z wysepki i od razu przystąpiła do badania rany, podciągając spodnie, by najpierw ocenić, jak było to poważne, w tym samym czasie krzycząc. - Jessy, jesteś uczulona na psy? Jak tak, to rzuć mi, co masz w plecaku, co się nada do opatrywania ran!
- Aaaapsiiik! Ok, już… już…
- Jessy, idź na dwór albo co…
- No moment, już… tylko to co chciała Sandra… sorry, że tak wyszło…
Sandra zaczęła wyciągać, to co znalazła u siebie, jakaś szmatka, ciuch do obmycia rany, chyba też gdzieś miała alkohol, żeby trochę oczyścić ranę… i dać na znieczulenie Katie. Oczywiście nie obyło się bez "ał, ał, ałłć", ale i po paru chwilach było po wszystkim, znalazł się nawet opatrunek podany przez Jessy, która zasmarkana i kichająca wyszła w końcu do ogrodu.
- Ma alergię na psy, zdarza się - Powiedziała Katie, wzruszając ramionami - Ok, dzięki za opatrunek, i w sumie za ratunek… kości mi chyba nie uszkodził, jakoś tam chyba człapać umiem… to co, zbieramy fanty, i wracamy w końcu?
- Tak, chodźmy stąd szybko… - odparła Sandra, widząc zabitego przez siebie psa… z początku nawet nie chciała go zabijać, nie był przecież winien temu, że ludzie zostawili go i w końcu skończyło mu się pożywienie… nie był dupkiem, który atakował dla zabawy, tylko zrobił to dla przetrwania. Było jej więc nieco żal, ale nie miała jakichś wielkich wyrzutów względem siebie, musiała ratować Katie przed wściekłością psa, który nie był w stanie zaczekać, aż ta mu da coś innego do jedzenia. Cóż, może i dobrze, że jego męki w głodzie zostały ukrócone… nawet, jeśli Sandra dałaby mu jeść, to za kilka dni znów czułby taki głód, że zaatakowałby bez wahania. Trzeba się było przyzwyczaić do takich sytuacji, oswoić z tym… kurwa, oswoić…
- Posiedź tu chwilę, jakby coś się działo, to krzycz! Ja przeszukam dom… - powiedziała Sandra, zostawiając jeszcze niewypitą w pełni butelkę, gdyby Katie chciała się bardziej znieczulić na ból i poszła przeglądać wyższe półki na parterze i jeszcze inne pomieszczenia.
Znalazła jeszcze parę podobnych gratów, jak wcześniej, czego nie zdążył zniszczyć jeszcze pies, a mogły się przydać. Po powrocie do kuchni, widząc, że ranna w miarę się słuchała, zaproponowała.
- Wesprzyj się na razie na mnie, lepiej odciążać tą nogę, zanim się strup nie zrobi, czy coś? - zaproponowała Katie, pomagając jej też wstać.
- Jasne, kuternoga do usług… - Krzywo uśmiechnęła się brunetka - Ale jak nadejdą Zombie, to mnie nie porzucisz?? - Spytała z trwogą, robiąc przesadnie smutną minkę.
- No nie wiem… - udawała ciężkie zastanowienie Sandra, po czym się zaśmiała. - Może… poćwiczę na nich rozwalanie gitary na łbie? Zawsze marzyłam, by komuś to zrobić… - Uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie, że taszczyła też ten instrument ze sobą.
- Ale najpierw trochę rrrrrrrromantycznego pobrzdękiwania przy ognisku? - Parsknęła Katie, gdy człapały już na zewnątrz, do smarkającej w chusteczkę Jessy.
- Romantyczne pobrzdękiwanie? - z pogardą w głosie powtórzyła Sandra. - Straciłabym reputację w środowisku, jeśli ktoś by to usłyszał, haha…
- No wiesz co?? I nie będziemy mogły z Jessy machać zapalniczkami?? Hehe…
- Huh? Co? - Spytała blondi, wycierając nosek.
- Nic, nic, żyjesz?
- Taaa, ale co to za życie…

Roześmiały się wszystkie trzy.

~

- Co jej się stało???? - Powiedziała z przejęciem Felicia, słysząc historyjkę o tym jak oberwała Katie.
- Spokojnie, to nie był kundel na ulicy, więc chyba wścieklizną nie trzeba się przejmować? - Niepewnie spytała sama poszkodowana.
- Uhhhhh… ale jest wiele innych… ehehhh, dobra, chodź obejrzymy tą nogę, pewnie trzeba coś pozszywać, i inne takie…
- To chwilowe pa? - Powiedziała Katie do Sandry i Jessy, oddając się w łapki pielęgniarki…
- Jasne, paaaa, trzym się! - powiedziała Sandra chcąc dodać otuchy, ale była też jednak trochę zmartwiona… w końcu u niej się okazało, że głupia wysypka na twarzy i ból… wszystkiego, okazał się być poważną chorobą.



- Sandraaaa - Zagadała szybko jasnowłosą Jessy, słodziutko się uśmiechając.
- Co jest, Jessy? - zdziwiła się Sandra na ten uśmieszek.
- Wiesz… teges… no bo Jeff to debil… i ten… no… Katie u ciebie już nocowała? A ja teraz nie mam gdzie… ja bym sobie jakiś materac załatwiła… no i nawet na podłodze, jakbym mogła… - Blondi zamrugała oczkami.
- Och, ta twoja koleżaneczka, to mnie spiła i nawet nie wiem, kiedy się to stało, że nagle spałyś… spała u mnie… - powiedziała jakby z wyrzutem, ale zaraz się roześmiała. - No ale jasne, możesz u mnie… a właściwie w pokoju, który teraz zajmuję, spać. - Dodała już miłym tonem, uśmiechając się szczerze.
- Obiecuję być grzeczniutka, i jakby mnie tam wcale nie było… - Pokiwała łepetynką Jessy, z szerokim uśmiechem - Dzięki… jesteś serio cool…
- Oj tam, raczej zachowuję się, jak każda normalna osoba powinna… - wzruszyła ramionami, choć miała nadzieję, że nie przywoła to znowu jej myśli o Jeffie, dlatego dodała szybko. - A tak grzeczniutko nie musisz być, czuj się jak u siebie… w końcu to też nie moja chata, nie? - Zachichotała… może nie lubiła, gdy ktoś robił chlew przy niej, ale tego aż się nie spodziewała po Jessy, a też prawdą było to, że ciężko było mieć wymagania, kiedy sama była dziką lokatorką w obecnym domu.
- Fajniusio… - Powiedziała blondi, no i obie zatachały zdobyte fanty do pokoju Sandry. A tam, po kilku chwilach, Jessy… zabrała się za sprzątanie?? Tu jakiś ciuszek poskładała i odłożyła gdzie trzeba, tam coś podniosła, gdzie indziej… nawet kurz w parę sekund przetarła, robiąc do zdziwionej jasnowłosej niewinną minkę - Pomagam…?
- Powiedziałam, że masz się tu czuć jak u siebie? - ta odparła lekko oburzonym tonem. - Nie wiem, co robisz u siebie… tańczyć, robić głupie miny do lustra, jeść czipsy chrupiąc i krusząc po całym pokoju czy łazić w samych majtach czy nawet bez! Ale nie, że pierwsze, co robisz, to sprzątasz…
- Przepraszam, ja tak mam… - Jessy wbiła wzrok w podłogę… - Ale to chyba nic aż takiego złego? - Wysiliła się na uśmieszek.
- No okej, jeśli to jest to, co robisz w pierwszej chwili u siebie… - pokiwała z niedowierzaniem głową Sandra. - Dobra, rób co chcesz, ja w końcu muszę położyć paluszki na strunach… - Dodała, szukając w przyniesionych rzeczach gitary i idąc z nią na łóżko.
Jessy więc ogarniała trochę(niepotrzebnie?) pokój Sandry, a sama jasnowłosa wzięła w łapki gitarę akustyczną…
- Ja jebie, ale rozstrojona… - zdenerwowana zawołała, gdy przetestowała ją teraz na spokojnie w domu, bez tej całej otoczki, jaka była przy szabrowaniu okolicznych domów. Zaczęła więc stroić gitarę, czasem przy tym dalej klnąc, jako że trochę wypadła z wprawy.
- Niektórzy to by się mogli nauczyć przy tobie kilku nowych, ciekawych słów? - Parsknęła Jessy, kończąc chyba ogarnianie pokoju, usiadła bowiem na skraju łóżka, wpatrując się w Sandrę z lekkim uśmiechem.
- Aaa… bo wiesz, jak to jest… granie na źle nastrojonej gitarze… - zaczęła szukać w głowie porównania. - To… trochę, jakby… nakładać make-up brudnym pędzlem?
- Spoko - Pokiwała blondi główką - Czasem jest crazy, ale najwyraźniej tak też jest normalnie? - Zaczesała pasemko włosów za ucho.
- Wiadomo, że wirtuozi nawet na rozstrojonym sprzęcie coś zajebistego mogą zagrać… no ale ja taka dobra nie jestem… no na pewno nie na akustyku… - odparła Sandra, kończąc strojenie, będąc już w miarę zadowolona z efektu i grając kilka prostych dźwięków na rozgrzanie palców.
- Lubisz… robótki ręczne? - Jessy najpierw parsknęła, ale po chwili rozchichrała się na całego.
- Ha, ha… - odparła kręcąc głową Sandra, choć po chwili sama zaśmiała się lekko pod nosem pod wpływem śmiechu Jessy.
- Zagrasz coś fajnego? - Powiedziała blondi, szeroko się uśmiechając.
- Całych piosenek nie pamiętam… ale może coś… - Sandra zaczęła grać na gitarze akustycznej riffy z piosenek metalowych, co zresztą uznała, że powinno wyjść całkiem znośnie dla uszu Jessy.
- Faaajnee - Blondi raz nawet przyklasnęła w dłonie.
- Dzięki… wiem, muzyka, którą gram, nie jest dla każdego, a zresztą na elektryku czy basie brzmi to jeszcze znacznie… inaczej… - odparła, przerywając grę… jakoś po długiej przerwie od grania, czuła lekkie drętwienie palców, musiała wrócić do swojej dawnej formy…
- Pewnie o wiele lepiej… - Jessy pokiwała główką, po czym przyklęknęła na brzegu łóżka na obu kolankach - Chcesz go zobaczyć? - Wypaliła nagle.
- Twojego… - zaczerwieniła się mocno Sandra. - Pe… penisa?
- Mmmhmmm! - Wyszczerzyła ząbki blondi, rozpinając szorty…
- Nie no, nie musisz, to prywatna… część… znaczy… nie brzydzę się… i jeśli sprawi to, że będziesz czuła się swobodniej, to chętnie zobaczę, ale… - szybko zaczęła mówić chaotyczne słowa Sandra, zaskocozna tą sytuacją.
- Powiedziałaś, że mogę chodzić w majtkach, a nawet bez… - Jednym ruchem Jessy pozbyła się koszulki, odsłaniając nagie, malutkie piersi, a drugim… zsuwając szorty w dół.

Zachichotała, patrząc się w twarz Sandry… która początkowo odwróciła wzrok, ale uznała, że byłoby… nietaktem teraz nie spojrzeć… a gdy już to zrobiła, to wbiła na dłużej wzrok w penisa i ciało Jessy.
- Fajny… i ogólnie, jakoś… pasuje do reszty ciała… - skomentowała Sandra po chwili.
- Chcesz dotknąć? - Słodziutko uśmiechnęła się Jessy - No nie bój się… hihi…
- No wiesz… nie wiem, czy tak… nie za szybko… - totalnie czerwona odparła Sandra.
- Nie bój się… nie ugryzie… - Zachichotała blondi, po czym sama pochwyciła penisa w dłoń, i kilka razy przejechała po nim paluszkami, a ten… urósł.
- No… ale widzę, jak ci… rośnie… - z trudem powiedziała to Sandra. - To… już nie jest… takie tylko dotknięcie…
Jessy znowu zachichotała, po czym figlarnie przygryzła usteczka.
- Boisz się…
- Ej, to nie fair… - oburzyła się Sandra, ale w końcu przybliżyła się do Jessy i wyciągnęła rękę do penisa i tknęła go lekko palcem.
- Ojeeeeej… tylko tyle? - Blondi zrobiła przesadnie smutną minkę - No zobacz, jak się pręży dla ciebie… no weź no…może być caaaaaały twój, co tylko zechcesz… - Powiedziała ze słodkim uśmieszkiem, i pogłaskała ją po ramieniu.
- Tak… tylko tyle… - wycofała się znowu w głąb łóżka Sandra. - Słuchaj, to nic osobistego, ja nie mówię, że nigdy, ale… to tak za szybko?
- Nooo wieesz co… - Jessy zrobiła zawiedzioną minkę, po czym złapała Sandrę za kostkę u nogi - Będzie słodziusio… - Szeroko się uśmiechnęła.
- Jessy… powiedziałam, nie… - odparła Sandra starając się brzmieć stanowczo, ale ciągle była mocno zawstydzona. - Powiedziałam, że możesz chodzić i robić, co chcesz… możesz sobie tu… dokończyć nawet, jak chcesz… ale… nie zmuszaj mnie…
- CO TU SIĘ KURWA DZIEJE?? - W pokoju nagle pojawiła się Katie.
- Sama chciałabym wiedzieć… - wybąkała spod nosa Sandra, spoglądając na Jessy.
- Ubieraj się, chowaj fiutka, i poszła! - Fuknęła brunetka, a ociągająca się blondi w końcu wykonała, co trzeba, po czym poszła sobie na balkon. A Katie… przytuliła Sandrę. I to dosyć mocno - Wybacz jej zachowanie, jest trochę skołowana, tym co ostatnio zaszło… - Brunetka przytuliła jasnowłosą między swoje cycuszki.
- No emm… to chyba też trochę moja wina, ale nie wiedziałam, jak zareagować… - odparła Sandra, nie chcąc, by Jessy znowu tak bardzo się oberwało od Katie.
- Ona czasem jest zbyt bezpośrednia… - Brunetka pogłaskała jasnowłosą po głowie, po czym w końcu ją wypuściła ze swoich objęć.
- No… nic się nie stało przecież… - powiedziała Sandra. - Jestem przecież dorosła, widziałam i sporo fiutów i nagich lasek, więc… - Odparła, starając się uspokoić też Katie, która chyba za mocno się przejęła.
- No ale to tak nie wypada? - W końcu lekko uśmiechnęła się Katie.
- No w sensie… sama palnęłam, że ma się tu czuć jak u siebie i jak chce biegać nago, to niech tu biega… bo wiesz, ona zaczęła od tego, że mocno tu sprzątała i serio nie chciałam, żeby się czuła, że musi to robić… - zaczęła się tłumaczyć Sandra. - No tyle… że jak powiedziałam jej nie, jak chciała, żebym dotknęła, to powinna to uszanować…
- Hmmm… - Katie uniosła wymownie jedną brewkę w górę, po czym pokręciła przecząco głową - …ale tak, to wszystko ok?
- Tak, ok… - Sandra sięgnęła po gitarę i zaczęła na niej brzdękać, trochę już podmęczona ciągnięciem tematu.
- Felicia mi trochę nogę pozszywała, jakieś tam dezynfekcje robiła, i inne takie dziwadła, zastrzyki, heh… - Powiedziała Katie - Powinno być dobrze?
- No sądząc, z jakim impetem tu wparowałaś, to pewnie takie coś cię nie zatrzyma, haha - zaśmiała się lekko Sandra. Chwilę dalej brzdękała na gitarze, ale była wciąż dość roztrzęsiona po sytuacji z Jessy, która ciągle ją męczyła. - A ten… wy z Jessy… jesteście parą, czy tylko… tak ze sobą podróżujecie? - Zapytała cicho, by nie było tego słychać na balkonie.
- No… grałyśmy razem w kilku filmach… podróżujemy razem… bardziej znajomi… - Katie się odrobinkę krzywo uśmiechnęła.
- Trochę problematyczna znajoma, jak widzę… - uśmiechnęła się Sandra. - Ale słucha się ciebie… nie będzie się gniewała, że ją tak ofuczałaś?
- Przeżyje? - Brunetka lekko wzruszyła ramionami, spoglądając w stronę balkonu.
- Ale chyba nie samo przeżycie powinno być naszym celem, nie? - zaśmiałą się jasnowłosa ze swoich słów. - Ale zaczęłam filozofować…
- I to na trzeźwo - Parsknęła Katie - No ale w sumie masz rację… to jakie masz cele?
- Nie wiem, jakie mogę mieć teraz cele… - zastanowiła się Sandra. - No ale… nie, żeby żyć tak, jak jakieś męty, co tylko atakują wszystkich dookoła? Jakoś tak mimo wszystko, coś więcej, niż tylko żyć, żeby żyć?
- Kiedyś jakiś jełop, dzieci, i dom z białym płotkiem? - Powiedziała brunetka, powstrzymując śmiech.
- Raczej jeszcze marzyłabym o trasach koncertowych po całych Stanach, Europie, Azji, Ameryce Południowej… tam ponoć dopiero jest wariacka publiczność… - odparła, jakoś odruchowo łapiąc za gitarę. - A nie jakieś tam nudy na chacie… a ty?
- Ja mam problemy z lataniem, i ogólnie wysokościami, więc wszystko poza USA odpada… - Katie pokazała jasnowłosej autentycznie język - A tak to nie wiem… trochę się priorytety zmieniają, czy tam i marzenia, jak się świat sypie?
- No tak… ale wiesz, z tą moją chorobą jakoś szczególnie długo tak czy tak nie pożyję, więc… fajnie byłoby to odpowiednio przeżyć, jak będzie możliwość… no a póki co chciałabym jakoś dokopać wszelkim skurwielom, którzy myślą, że w takiej sytuacji mogą sobie zabijać kogo chcą… - na myśl przyszła Sandrze głównie Eve, matka i ojczym.
- Oj tam pierdzielisz jak potłuczona - Powiedziała brunetka - Długo nie pożyję, buu-huuu… nie masz raka, "hifa", czy innego gówienka, więc tak nie dramatyzuj - Uśmiechnęła się i klepnęła ją w ramię - A dokopać jakimś debilom, co to sobie za dużo pozwalają, jestem jak najbardziej za!
- Taa… no ale póki co, to trzeba się nie ładować w kłopoty… i trudno pogodzić jedno z drugim… - skrzywiła się jasnowłosa.
- To wymyśl złoty środek! - Zaśmiała się głośno Katie, patrząc w twarz jasnowłosej.
- Tak w ogóle, to trzeba by wymyślić jakiś plan… - zamyśliła się Sandra. - Bo ile będzie można tak skakać z chatki do chatki? W końcu i ten pierdolony makaron się skończy… Trzeba by się chyba przenieść gdzieś, gdzie by można było samemu coś uprawiać do żarcia? Jestem z teksańskiej rolniczej wsi, coś tam może jeszcze pamiętam, jak to się robi…
- Wow, heh, farma?? To raczej nie dla mnie… a my z Jessy myślałyśmy raczej o tym, że jakby udało się opuścić L.A. to raczej gdzieś się zabunkrować w jakimś… Centrum Handlowym? Jest wtedy wszystko pod ręką…
- Ja wiem? Z jednej strony ciągłe ataki tych, którzy będa się chcieli dostać do zasobów, a z drugiej to wszystko, co już się zepsuło, będzie strasznie śmierdziało… - skomentowała Sandra. - A nie chodzi mi o farmę, ale przynajmniej parę krzaczków posadzić i jakieś małe poletko, może gdzieś jeszcze udałoby się złapać jakieś zwierzęta hodowlane…
- A będziesz chodziła w przewiązanej koszulce, i króciuuuutkich szortach? I kapelusik? - Brunetka parsknęła - To może bym się dała namówić? Haha…
- Ta, jasne… - pokręciła głową Sandra. - Właśnie przez to, że mój stary tak by mnie widział, abym śpiewała i grała country po teksańskich spelunach, uciekłam stamtąd… Bo raczej metalówa nie bardzo wpasowywała się w jego wymarzone standardy…
- O to jest myśl! Pierwsza metalówa-country girl! Pionierka na rynku! Masz łeb dziewczyno, czuję biznes! - Wesoło paplała Katie.
- Założę się, że już jakaś taka była, haha… - zaśmiała się Sandra. - Największego doła zawsze łapałam, jak myślałam, że wymyśliłam jakąś oryginalną ścieżkę basową i grałam ją chłopakom, a ci mi od razu wskazywali po kilka piosenek, gdzie była prawie identyczna…
- Ludzie lubią covery… no i ciężko coś wymyślić po tych… eeeemmm… 60 latach, czy coś, przemysłu muzycznego? - Brunetka mrugnęła.
- No cóż… - westchnęła. - A… ty chciałabyś jeszcze wracać do nagrywania?
- Jakby z tego była kasa, jasne - Roześmiała się kobieta - Można nieźle zarobić!
- No domyślam się… - zawstydziła się lekko Sandra. - Ale… tak poza kasą, to też cię to kręci?
- Wszystko kiedyś się znudzi, ale nie narzekam za bardzo - Rozmówczyni wzruszyła ramionami, po czym wymownie poruszyła brewkami - Ooooo, i jest ten słodki rumieniec, jeszcze bardziej widoczny… mrraaawr, sexi… hahaha! - Roześmiała się.
- Ha, ha, ha… - prychnęła Sandra. - Nabijasz się z chorej, niedobra ty… - Zachichotała.
- Jaaaaa? A w życiu! Toć to były komplimenty - Powiedziała Katie z niewinną miną.
- A co, podrywasz mnie, że mnie komplimentami obsypujesz? - prychnęła Sandra.
- No… jasne! - Brunetka dusiła śmiech na ustach.
- Phi… może idź już po tą Jessy, bo już siedzi długo na tym balkonie… - spojrzała w tamtą stronę jasnowłosa, nie chcąc, by po przeżyciach z Jeffem blondynka znowu czuła się u nich źle.
- Phi?? Ty mi tu prychasz?? Niedobra ty! - Powiedziała niby wielce urażona Katie, ale było widać, że żartuje…
- Jessy! - Zawołała blondi.
- No?
- Chono…
- Co… - Po chwili Jessy zjawiła się w pokoju.
- Sandra by chciała, żebyś tam już sama nie siedziała… pogodzicie się? - Powiedziała brunetka.
- Eh, no, to tak jakoś… no głupie w sumie było… sorry - Jessy zrobiła najpierw skwaszoną minę, ale potem się uśmiechnęła do jasnowłosej, i wyciągnęła do niej dłoń.
Sandra wyciągnęła do niej dłoń, również lekko się uśmiechało.
- No… ostatecznie nic takiego się nie stało… - odparła, drapiąc się po głowie. Uścisnęły więc sobie dłonie na zgodę, no i było po sprawie? Na chwilę za to zapanowała dziwaczna cisza, nikt bowiem nic nie mówił… póki w końcu całe trio nie zaczęło trochę z tego chichrać.
- To co, powoli kolacja? Jakaś puszka, czy coś? - Powiedziała Jessy.
- Tak, przydałoby się coś zjeść… może coś ciekawszego wygrzebiemy z tych nowych puszek… patrzyłyście już? - spytała Sandra.
- Zupa grzybowa, albo fasolka z wieprzowinką - Powiedziała Katie, krzywiąc się na obie propozycje.
- Przynajmniej coś bez makaronu i ryżu… prawda? - dopytała z nadzieją basistka.
- I bez czerwonego so… a nie… - Powiedziała blondi, i się roześmiała.
- To co wybierasz? - Spytała jasnowłosą Katie, gdy powoli wszystkie opuszczały pokój.
- Zupę grzybową… - rzuciła Sandra, nie mając ochotę na cokolwiek z mięsem po niedawnej sytuacji z Katie i zabitym psem.
 
Jenny jest offline  
Stary 06-07-2023, 18:34   #2
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień +32 do +34


Los Angeles.
Bel Air.
do 15 lipca 2023.

Kilka następnych dni upłynęło na bezczynnym nic-nie-robieniu, oraz jakiemuś tam ogólnemu, wspólnemu, (niezbyt udanemu?) dumaniu co dalej.

A w międzyczasie…

Książki się bardzo spodobały Felicii, i od razu się zabrała za czytanie jednej z nich. Najpierw jednak, by nie było żadnego marudzenia ze strony Piotra (hehe), ten dostawał dobre żarełko, oraz porządne bzykanko…

Harry jako tako związał się(??) z Akiko. Azjatce najwyraźniej brakowało porządnego chłopa w życiu, była bowiem wprost wniebowzięta tym wszystkim cielesnym, co zaprezentował jej footbolista. A ona oferowała w zamian masę całusków, pranie, gotowanie, zajmowanie się postrzelonym młodzianem, i - przede wszystkim - robienie baaardzo dobrze swojemu lovelaskowi. A Isa? No cóż, stanowiła mały, nawet nie aż tak bardzo męczący dodatek do całości.

Jeff… snuł się z kąta w kąt. I trochę powoli zaczynały go wkurzać te wszystkie szczęśliwe parki, te ich uśmiechnięte ryjki, i… i nawet nie spoglądał w stronę "Jessy", kompletnie jego/jej unikając. Czasem też rozmyślał o Pamelce, czasem wypił do lustra, a… kule chłopaka powoli puchły, i wyraźnie dało się odczuwać TE braki…

Sandra nocowała w swoim pokoju z Jessy i Katie. Ta pierwsza już zachowywała się przyzwoicie, i nie odwalała więcej żadnych numerów… ta druga z kolei, powoli się nieźle zakumplowała z jasnowłosą. Paplały o wszystkim i niczym, żartowały i chichrały, pojawiały się nowe fryzurki, nie było źle…









Dzień +35


Los Angeles.
Niedziela, 16 lipiec 2023.
Około 11:00.

Nadszedł najwyższy czas, by coś zrobić w kierunku zdobycia lekarstw dla Sandry, dłużej dziewczyna już bowiem zwlekać nie chciała!

Wtedy jednak całym światem zatrzęsło.

I to dosłownie.

Trzęsienie ziemi, jakich w Kalifornii wiele, mających miejsce praktycznie i raz w tygodniu, lecz tak słabych i krótkich, że każdy tu mieszkający, jedynie wzruszał ramionami, co to tam były bowiem jakieś podrygi nie przekraczające nawet 5… nie tym razem.

Tym razem przewracały się palmy i inne drzewka, tynk sypał z sufitu, a w wielu miejscach zawaliły się jakieś budynki. Towarzystwo nie miało dokładnych informacji o sile owego trzęsienia ziemi, i nie mogło wiedzieć, iż wynosiło ono aż 7.5. Stali więc na trawie w ogrodzie, nawet trochę wystraszeni, mocno podrygując przez dobre dwie minuty.


Obserwacje przez lornetki, z okien pierwszego piętra, a i częściowo z dachu (wszystkie oczy zerknęły na Jeffa), ujawniły, iż głównie w centrum, zawaliło się sporo budynków, oraz powstało kilka dużych pożarów… których nikt nie będzie gasił.

A rannych po trzęsieniu, czy i uwięzionych gdzieś po nim, nikt nie będzie ratował.

Kolejna, nowa rzecz, na długiej już liście apokalipsy… Brak internetu, brak tv, brak wielu form rozrywek, temperatury powyżej 30°C, w końcu i załamanie infrastruktury, spory upadek cywilizacji, brak sił porządkowych i ratowniczych, jakiś wirus z kosmosu, zmutowane niby tygrysy, i Amerykanin zabijający Amerykanina za konserwę… wielu nie wytrzymywało. Rozpacz, głód, depresja, brak odpowiednich lekarstw, a więc oprócz wielu zgonów z różnych właśnie takich powodów, do tego i ogromna fala samobójstw. Zapewne głównie u młodego pokolenia, świrującego bez PlayStation, Instagramu, Facebooka, Influencerów, i innych takich, jakże ważnych dla wszystkich badziewi… znaczy się, ważnych wynalazków.

Heh.





Około 18:00

- Felicia, chodź się napić!
- Eeee…?
- Akiko, chodź się napić!
- A dziecko?
- Nie masz się schlać, tylko napić, no chodź…
- Na to co się dzieje za oknem, to trzeba się napić.
- W sumie racja?

Imprezka.

No może nie taka do końca imprezka, a bardziej popijawa, wywołana nową sytuacją, jaka zaistniała w ich świecie… trzeba było pomyśleć, coś ustalić konkretniej, ułożyć jakiegoś PLANA. No a gdzie tu tak o suchym pysku?


Katie i Jessy miały w swojej dziupli nieco zapasów, które mogłyby stamtąd po drodze tutaj przywieźć… "po drodze"? Ano po drodze, wracając z jakiś tam aptek, albo prywatnych gabinetów lekarskich, szukając potrzebnych Sandrze rzeczy. Bo w końcu trzeba było się tym zająć, i zadbać o zdrówko jasnowłosej.

I "przywieźć", tak. Bo obie aktoreczki porno miały ponoć wielgachnego, odjechanego Cadillaca, staromodnego krążownika szos, czy jak to się tam zwało… i jeśli trzeba, to obie same pomogą Sandrze, jak inni nic w tym kierunku nie robią! O, właśnie tak!

A jakieś inne pomysły, o czymkolwiek sensownym, i wprowadzenie ich w życie? No cóż… niech towarzystwo wysili makówki, i coś ustali!









***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-07-2023, 17:38   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trup, a potem dwa kolejne.
Zdecydowanie nie tak miało być i nie to miał Jeff w planach. Ale skoro tamten wolał strzelanie od rozmowy, to wyszło jak wyszło
- Szlag by to...
I trzeba było się napić, a potem zrobić pogrzeb kolejnym niepotrzebnym ofiarom apokalipsy.

* * *

Ślepy traf a nie umiejętności sprawiły, iż meksykaniec oberwał i padł trupem. I Jeff zdawał sobie z tego sprawę aż za dobrze. A że ćwiczenie czyni mistrza... gdy więc skutki spotkania wywietrzały do końca z głowy, Jeff zabrał broń i poszedł w głąb ogrodu, by poćwiczyć strzelanie. A celów miał pod dostatkiem, bowiem domowa bateria pustych butelek rosła w zatrważającym tempie.




A huk wystrzałów i brzęk tłuczonego szkła kojąco działał na nadwyrężone nerwy Jeffa, którym zdecydowanie nie służyła panująca wokół atmosfera godna Love Island.

* * *

Wątpliwej jakości rozrywka, jaką stanowiło solidne trzęsienie ziemi, zapewne nie tylko Jeffowi uświadomiło, że miejsce, w którym się znajdują, z pewnością nie jest rajem. I że jest duża szansa, iż wkrótce miasto zamieni się prawdziwe piekło.
Dobre by było jakieś oddalone od cywilizacji miejsce, na przykład leśniczówka, ale nikt jakoś nie pomyślał, by dowiedzieć się, gdzie leży ta, o której mówiła świętej pamięci Eve.

Popołudniowa impreza była połączeniem popijawy i narady, związanej z planowaniem przyszłości ich małej grupki. Siedzieć na tyłkach i czekać na ratunek nie można było. To znaczy można było, ale to było tylko i wyłącznie przedłużone samobójstwo i równie dobrze można było palnąć sobie w łeb.
- Zróbmy jedną, dwie wyprawy do miasta - zaproponował Jeff. - Sklepy, apteki, biblioteki. A potem spróbujemy znaleźć jakieś miejsce, gdzie będzie można ominąć kordon sanitarny. - Ostatnie dwa słowa wypowiedział z wyraźną ironią. - Może po trzęsieniu ziemi powstały jakieś luki.
Dwa łyki wina i mówił dalej.
- Kawałek trzeba by podjechać, a potem pieszo, po cichutku. Z lornetką.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-07-2023, 19:46   #4
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Życie rodzinne… wszystkie jego uroki pewnie by pasowały każdemu innemu mężczyźnie. Pyotrowi, Jeffowi… każdemu innemu. Ale Harry nie miał zadatków na udomowionego kocura, Harry był samotnym łowcą i drapieżnikiem. Co prawda sytuacja obecnie przymuszała sportowca do cóż… do bycia głową “rodziny”. Niemniej co się stanie, gdy ta sytuacja się skończy? To nie tak, że nie lubił Akiko, ale znał siebie… znał swoje słabości. I już raz, popełnił taki błąd. No i na ojca się już w ogóle nie nadawał.
Harry… słyszał więc w głowie gromy, sygnalizujące zbliżającą się burzę, coraz bliżej niego, coraz bliżej…

Póki co… został opatrzony, a z tego co zdobyli... może przecinak do drutu by zachował? Tak naprawdę jednak sportowiec uznawał, że łupy OBU drużyn, powinny być wspólne. I każdy powinien brać z nich to co było potrzebne. Byli jedną grupą, jednym stadem… nie czas było na drobne egoizmy. Ale te się zdarzały. Podobnie jak animozje. A Harry… nigdy nie był rozgrywającym, tylko prawym skrzydłowym. Nie ustalał taktyki, tylko robił co mu kazano. Przechwytywał piłkę i biegł do przodu… zawsze do przodu i prąc bez względu na opór. Harry nie był liderem, był mięśniakiem. Znał swoje ograniczenia. I choć widział problemy, to nie widział ich rozwiązań. I miał dość rozmyślania o nich… chciał odprężenia i wiedział jak je zyskać.

Akiko miała ustalony porządek dnia. Harry to wiedział. Trochę z obserwacji, trochę z jej słów. Dlatego wybrał czas, gdy jej dziecko spało a ona sama była w pralni, zajęta oczywiście praniem. Wtedy się zjawił, ostrożnie zamykając drzwi za sobą, wpatrzony w jej postać, wsłuchany w głośne mruczenie włączonej pralki… miała na sobie jedynie dłuuuugą koszulkę, a przynajmniej tak się Harry'emu wydawało. Ciekawe, czy i majteczki, czy była bez, hehe. Obstawiał, że bez. I tak się pięknie wypinała, i wyginała, zajmując tą prostą czynnością, a jednocześnie tak słodko wyglądała…
- Hej… - rzekł na powitanie Harry nie odrywając oczu od jej pupy, którą niemal go hipnotyzowała.
- Och!! - Autentycznie wystraszyła się azjatka, aż nieco podskakując, gdy Harry się do niej odezwał… po czym przyłożyła dłoń między pracujące piersi, wśród przyspieszonych oddechów.
- Wszystko w porządku?- zapytał nieco zatroskany mężczyzna podchodząc bliżej.
- Wystraszyłeś mnie… - Powiedziała z niby lekką pretensją, ale i momentalnie przytuliła się policzkiem do torsu Harry'ego - Hiiii… - Wymruczała po chwili.
Harry chwycił ją za pośladki, rozkoszował się ich miękkością przez ubranie ściskając je mocno. Następnie pochwycił za biodra podniósł górę, by móc… pocałować ją w usta. Namiętnie, drapieżnie, zachłannie… bądź co bądź, dotąd usta Akiko smyrały go czule po policzku. Nigdy nie całowali się tak… porządnie.
- Och, to takie… niespodziewane - Uśmiechnęła się kobieta, po czym kilka razy skubnęła jeszcze jego usta.
- Mhmm…- potwierdził Harry unosząc Japonkę i sadzając ją na pracującej pralce. Uśmiechnął się łobuzersko. - Co mówiłaś o zrobieniu dla mnie… wszystkiego?
- O…jej… - Zająknęła się Akiko - Co… co masz… na myśli? - Słodziutko się uśmiechnęła.


- Powinnaś wiedzieć, że jestem bardzo… bardzo… lubieżnym facetem.- odparł Harry spoglądając jej w oczy i dłońmi masując jej piersi przez ubranie, delikatnie ugniatając je. - I coraz bardziej podnieconym. Pocałuj mnie… a potem… zdejmijmy może tą… koszulkę.
Pocałowała go. Raz, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty. Delikatnie, mięciutko, prosto w usta, obok, w policzek, w czoło… po całej twarzy. A i w końcu ściągnęła szybkim ruchem koszulkę, odsłaniając nagie piersiątka, z nieźle już sterczącymi suteczkami.
I one teraz przyciągnęły uwagę Harry’ego. Jedną pierś objął ustami ssąc, drugą pieścił zachłannie dłonią, czerpiąc wyraźną przyjemność z tej zabawy, dodatkowo ubarwianą delikatnymi wibracjami pralki przechodzącymi przez ciało Japonki.
- Masz pomysły… - Pogładziła jego kark dłonią.
- Mhmm..- mruknął Harry ocierając obie piersi o siebie dłońmi i spojrzał w górę.- Przyjdzie czas, gdy zapytam o twoje pomysły, o twoje najbardziej wyuzdane fantazje, których nigdy nie ośmieliłaś się zrealizować. Żyjemy na krawędzi, więc… to dobry czas na spełnianie kaprysów.-
- Och Harry… - Szepnęła Akiko, po czym rozchyliła lubieżnie uda, kompletnie naga - Zrób mi dobrze… tak… mocno… proszę?
- Jasne…- Harry przyglądając się jej łonu cofnął, by zabrać za rozpinanie spodni i zsunięcie bielizny. Przełknął ślinę coraz bardziej podniecony.
- Jestemgotowa - Powiedziała azjatka jednym tchem, wśród błyszczącej soczkami cipki, po czym pochwyciła w dłoń prężącą się męskość, i nakierowała gdzie trzeba…
Harry posiadł ją gwałtownie, szybkim pchnięciem. Zadrżał, bo jej szparka wibrowała. Całe ciało jej wibrowało, gdy pralka wchodziła na wyższe obroty. Objął ją jedną ręką za pupę, drugą chwycił za biodro i całując szyję poruszał gwałtownie biodrami, wypełniając ją bezlitośnie aż po jądra, raz po raz.. nie dając chwili odpoczynku. Słodziutko jęczała. Tak naprawdę, naprawdę słodziutko, aż chciało się ją nabić jeszcze bardziej, do samego końca, aż do granic możliwości… mięciutkiej, mokrusiej cipeczki, tak cudownie obejmującej nabrzmiałego kutasa Harry'ego, tak pięknie go w siebie zasysającej. Zarzuciła mu ręce na kark, i wprost się na nim uwiesiła, pojękując bardzo głośno… chyba dochodziła? Tak szybko?? No cóż, tak dobrze na nią działał? Hehe…
Możliwe, że sytuacja wzmacniała… doznania. Bo on sam pewnie też w niej był żywym pulsującym wibratorem… chyba. Nie mógł się jednak na tym skupić, spełniając swoje pragnienia i jej życzenia. Bezlitośnie wciskając swój organ, aż po jądra za każdym razem. Z głośnymi sapnięciami i wyciskając z niej soczki. Coraz bliższy spełnienia.
- Już… już… juuuuuużżżż!! - Akiko wygięła się w tył, niemal kładąc plecami na pralce, dochodząc wśród głośnych jęków, oraz znowu oczek wywróconych białkami, bardzo mocno zaciskając cipkę na pracującym w szaleńczym tempie kutasie… który już dłużej nie wytrzymał. I wypełnił ją swoją zawartością, sytuacja tak rozpaliła mężczyznę, że jeszcze wykonał parę mocnych ruchów bioder nim odstąpił od bezwstydnie leżącej na pralce Akiko.
W wyjątkowo lubieżnej pozie. Harry… usiadł przy pralce, łapiąc oddech i głaszcząc nogę kochanki dłonią.
- Och… ooooch… - Powoli uspokajała się kobieta, masując obiema dłońmi swoje podbrzusze, bardzo szeroko uśmiechnięta. Po chwili zaś, z jej cipki zaczęła wypływać sperma - Harry… ja… ja cię… kocham… - Szepnęła niespodziewanie azjatka, taka rozkraczona, rozdygotana, uśmiechnięta, i ociekająca jego nasieniem.
I Harry’ego zmroziły te słowa. To się toczyło, zdecydowanie nie tak jak powinno. Owszem, to był dobry i intensywny seks. Ale Akiko myliła żądzę z miłością. Harry nie był pewien czy ona kocha jego, czy może penisa którego miał i rozkosz jaką doznawała.
Harry nie wiedział, co odpowiedzieć… więc cmoknął czule jej łydkę kilka razy.
- Dokończę pranie, i zrobię ci coś do jedzenia? - Powiedziała azjatka, czule gładząc go po głowie dłonią - Znalazłeś co trzeba na wyprawie?
- Pieluszki tylko.- przyznał Harry po krótkim milczeniu. - Nad mlekiem… pracuję.-
- Dobrze tygrysie… - Akiko pogładziła go po policzku.

A gromy zbliżającej się burzy, robiły się coraz głośniejsze.


KUCHNIA PÓŹNYM WIECZOREM


Harry szedł do kuchni podążając za Katie. Miał wszak interes do załatwienia z nią… ta tylko raz na niego zerknęła, a potem zajęła się robieniem jakiejś tam kolacji, otwierając puszkę.
- Hej…- rzekł mężczyzna uśmiechając się do niej. Przysiadł naprzeciw niej zamyślony i przyglądając się. Właściwie nie wiedział jak do niej zagadać w sytuacji, w jakiej się znaleźli. No i… głupia sprawa, nadal się zastanawiał czy i ona ma dodatkową przystawkę, jak Jessy.
- Hej. Co jest? Masz coś? - Zerknęła na niego brunetka, jakąś twardą, bliżej nieokreśloną, mięsistą zawartość puszki, krojąc nożem na plasterki.
- Nadal się gniewacie o tą całą aferę z Jeffem?- zapytał wprost sportowiec.
- Grożenie komuś śmiercią, to nie byle pierdoła… - Powiedziała Katie, ale i wzruszyła ramionami - No ale nie dogadali się, i trochę winni oboje…
- Jeff jest zaś taki… no… miękki…- machnął ręką Harry.- … możliwe, że groził. Ale widzisz się na groźbach się skończyło. Jeff to nie jest facet który morduje w afekcie. Do tego trzeba… no… trzeba mieć odpowiedni charakter. On taki nie jest. Raczej Jessy nic nie grozi.-
- Czyli ciota z niego? Spoko… - Roześmiała się krótko brunetka, a Harry wraz nią. - A ty co masz za interes? No chyba, że tylko popindolić chcesz? - Parsknęła.
Harry spojrzał na jej biust podskakujący podczas śmiechu. I… przez krótką chwilę… ta opcja nawet kusiła. Potrząsnął jednak głową.
- No wiesz… nie będę udawał, że takie widoki nie prowokują do takich myśli. Ale…- potarł podstawę nosa dodając.- Podobno znalazłyście mleko.-
- Ktoś się już chwalił? Heh… no tak, znalazłyśmy, i co? - Znowu na niego zerknęła Katie, tym razem wyciągając jakieś tosty.
- Jest w naszej grupie małe dziecko… to mleko przydałoby się właśnie jemu. - wyjaśnił Harry zerkając na dekolt Katie i mimowolnie zastanawiając się czy to robota matki natury czy może zdolnego chirurga plastycznego.
- I co byśmy za to dostały? - Kobieta załapała sprawę od razu.
- Plus u tego na górze ? - zapytał Harry retorycznie i westchnął ciężko. Przyjemne chwile z Akiko nie wymazały wyrzutów sumienia z powodu… tragedii wywołanej brakiem komunikacji międzyludzkiej. - A co byście chciały?-
- A co masz?? - Padła oczywiście wielce… babska odpowiedź
- A co cię kręci? Broń? Benzyna? Zegar z myszką mickey? - zapytał Harry przyglądając się kobiecie.
- Daj 5 naboi 9mm, i sprawa załatwiona… - Wzruszyła ramionami Katie.
- Nie ma sprawy…- odparł z uśmiechem Harry wstając i dodał.- …i… dzięki.
- Nie ma za co, w końcu to dla dziecka - Mrugnęła do niego.
- No pewnie… bo ja zdecydowanie wolę alkohol.- odparł żartobliwie mężczyzna. Następnie potarł kark.- To ja pójdę po te naboje. I zaraz wracam.
- Nigdzie nie uciekam… - Przelotnie uśmiechnęła się Katie, nadal przygotowując jakiś tam posiłek.

Harry wrócił wkrótce z “zapłatą”. Usiadł naprzeciw Katie i zaczął wykładać nabój po naboju, aż było ich pięć. I zamyślił się dodając z uśmiechem.
- Może niech… albo ty, albo Jessy da to mleko Akiko. Ja nie muszę go brać. Bo nie jest dla mnie.-
- Jak tam chcesz. Możemy tak zrobić, jasne - Kiwnęła głową rozmówczyni - Za kilka minut będzie je miała, nie ma sprawy… teraz jednak trochę tu niby coś pichcę… albo przynajmniej ściemniam, że to robię… - Znowu parsknęła.
- Znam ten ból… ja tam… gotowałem korzystając z gotowych zestawów. Za dawnych dobrych czasów. - teraz gdy Harry załatwił sprawę mleka, znów biust Kate przyciągał jego uwagę. Nic dziwnego, że była gwiazdeczką porno. Miała… “warunki” na to. Zapytał dla podtrzymania rozmowy i okazji na pogapienia się w jej dekolt. - Myślisz, że one wrócą? Te stare dobre czasy?
- Mam kupę nie wydanej kasy na koncie, muszą!! - Powiedziała energicznie Katie, z dosyć cierpkim uśmiechem, i… - Ał!!

Polała się krew. Trafiła nożem na własny palec? Jasny szlag.
Harry poderwał się z miejscai podbiegł do dziewczyny. - Pokaż.-
Rozejrzał się za czymś, z czego dałoby się zrobić opatrunek.
- Wszystko twoja winaaaaaa - Powiedziała z wielką pretensją Katie, po czym skierowała dłoń po kran, w którym załączyła wodę - Podaj mi jakiś plasterek…
- Czemu moja wina… co ja takiego zrobiłem? - zapytał zaskoczony tym oskarżeniem mężczyzna znajdując przedmiot potrzebny Katie.
- Rozpraszasz mnie tu gadaniną, i… gapieniem mi się w cycki. Myślisz, że nie zauważyłam? - Powiedziała z uśmieszkiem Katie.
- Musisz sama przyznać, że jest to śliczna para cycuszków. Ciężko odwracać od nich oczy.- odparł Harry podając jej plaster. I spojrzał na nóż. - To może ja pokroję.-
- Ok, to działaj… - Katie się przesunęła, po czym założyła plaster na skaleczony palec, i wskoczyła tyłkiem na meble, na których teraz sobie siedziała niedaleko Harry'ego.
- No to… działam… - zabrał się za krojenie Harry starając się skupić właśnie na tej czynności. I na niczym innym. I nie śpieszyć się.
- Ta Akiko to nie twoja laska… ani nie twoje dziecko? - Wypaliła nagle brunetka - Ale widać, że na siebie lecicie… - Dodała, lekko się uśmiechając.
Harry, nauczony tym co się już stało, przerwał krojenie i odpowiedział.- To wdowa. Dziecko nie jest moje. Ale masz rację… ostatnio zaczęliśmy ze sobą sypiać i… się we mnie trochę zadurzyła. Nawet mocno. -
Spojrzał na Katie dodając. - Tyle że nie wiem, na ile to wiesz… prawdziwe uczucie, na ile po prostu żądza i bo ja wiem… samotność i potrzeba znalezienia opiekuna. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, a w zasadzie się nie znamy na tyle, byśmy się mogli zakochać. Po prostu… szalone okoliczności mamy.-
Po czym wrócił do roboty dodając na koniec. - Zresztą widziałaś jakie cyrki wyszły z tego pierwszego zadurzenia Jessy i Jeffa. Nie ufam takim nagłym “miłościom”. Niemniej, lubię ją i ona potrzebuje opieki. Ona i dziecko.-
- Jeff i Jessy wyglądali na piękną parę… póki on nie wymiękł. I wierzę, że byliby szczęśliwi… podobnie jak ty, i Akiko. I wbrew temu co ty, owszem, wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Więc ten… nie chcę się wam wpindalać, ale serio, trzymaj ją, i nie puszczaj. Czasem życie potrafi zaskoczyć, i to może być jeden z tych momentów - Katie mrugnęła do niego.
- Ja i Cynthia też wyglądaliśmy na piękną parę. Zdjęcia ze ślubu mogły robić za okładkę żurnala dla panien młodych. Ale potem była proza życia i nie było już tak pięknie… a potem rozwód… nawet dzisiaj wywołuje u mnie koszmary. - odparł Harry przerywając krojenie i spojrzał na Katie. - Rzecz w tym, że jestem fajnym kumplem, dobrym przyjacielem, całkiem niezły w łóżku… ale jako mąż… nie sprawdziłem się w ogóle.
- Harry, skończ pierdolić - Powiedziała niespodziewanie brunetka, i nawet bardzo lekko go kopnęła w biodro - Nie myśl tyle, nie bądź głupi. Daj się sprawom rozwinąć naturalnie. Zapomnij o jakiś tam ślubach, o innych tam pierdołach. Teraz jest teraz. Ty i Akiko, dobrze jest, to się liczy - Uśmiechnęła się.
- Uważaj… nie myślenie o pierdołach i dawanie rozwinąć się sprawom naturalnie… kończyło się dla mnie lądowaniem w łóżkach wielu kobiet. - zażartował Harry wracając do krojenia. - Może teraz nie wyglądam tak dobrze, ale kiedyś było ze mnie ciacho.-
- Pitu-pitu Harry, pitu-pitu… - Roześmiała się głośno Katie - Ty mnie tu nie czaruj, ja ci nie obciągnę…
- No… byłoby to trochę kłopotliwe, gdybym cię skusił do tego. - odparł Harry zerkając znacząco na szyję i biust Katie.- Przypuszczam jednak, że sytuacja tutaj by raczej była deczko odmienna. Na szczęście… do niczego nie dojdzie. Za trzeźwi jesteśmy.-
- A bo to błędy się robi tylko po pijaku? - Znowu zaśmiała się brunetka - Chcesz, to ci Jessy załatwię, pociągnie jak trzeba…
- Nie wątpię, że się na tym zna. I nie wątpię, że po pijaku mógłbym… albo pewnie naćpany…- Harry pokręcił głową i dodał. - Błędy można robić i na trzeźwo, ale po pijaku zdecydowanie łatwiej je robić.-
- Mniejsza już z tym? - Powiedziała Katie, lekko podrygując ramionami - Dziwne tematy nam się tu zrobiły…
- Mniejsza…- odezwał się po dłuższej chwili Harry i dodając dumnie. - Już skończyłem z krojeniem.
- Ok, dzięki, dalej chyba sobie poradzę? To ten… coś jeszcze, czy czas żebym przyniosła to mleko, i wsio? - Zerknęła na niego brunetka.
- Po prostu dajcie je Akiko.- Harry podrapał się po brodzie i zerkając na Katie zażartował. - A ja… już sobie pójdę, żebyś potem miała co najwyżej fantazje, a nie wyrzuty sumienia.
- Skoro jesteś z Akiko, to nie wypada? - Kobieta autentycznie pokazała mu język.
- Wiesz.. problem w tym, że “nie wypada” jakoś nigdy dotąd mnie powstrzymało.- wzruszył ramionami mężczyzna.
- Lepiej nie wywoływać problemów wewnątrz grupy z tak błahych powodów? - Katie zbliżyła się do Harry'ego od boku, po czym szturchnęła go biodrem, by się przesunął, i by teraz ona dalej zajmowała się dalszym przyrządzaniem posiłku.
- Noo…- odparł sportowiec odsuwając się i idąc do lodówki. Coś zimnego by mu się przydało. - Niby masz rację, choć tarcia i tak pewnie będą. Jesteśmy wszak grupką z przypadku.-
Pochylił się, wziął coś zimnego do picia.
- Każdy ma broń, i gdy jakaś babka poczuje się skrzywdzona… różnie to może być? Więc lepiej trzymaj fiuta na miejscu, nim dojdzie do tragedii? Ja nie mam zamiaru być odstrzelona z takiego powodu - Parsknęła brunetka.
- Jak tam sobie chcesz, przecież cię nie zmuszę do niczego.- odparł Harry i napił się powoli. Po czym odstawił resztę z powrotem.
- Mhm… - Mruknęła rozmówczyni, lekko kiwając głową.


Tym razem burza została uniknięta. Ale jak będzie następnym razem. I z kim? Tego Harry nie wiedział, ale trzęsienie ziemi musiało nadejść. I nadeszło… tyle że dosłownie.
Zatrzęsła się ziemia. Parę budynków runęło, parę dróg zostało rozwalonych. Harry i jego grupka przeżyła.
Nic nowego w Los Angeles.


Zwyczajny dzień w mieście obecnie. Morze ruin i nikogo, kto by ratował rannych, gasił pożary, nikogo kto by w ogóle działał… czyżby wszyscy zapomnieli o Los Angeles?
To było przerażające… ale i dawało nadzieję.
Jeśli nie było już wojska na granicy kwarantanny, to mogli stąd uciec.

I to miał właśnie do zaproponowania podczas wspólnej popijawy.
- Zobaczmy wpierw czy jest jeszcze jakiś kordon.- zaproponował Harry. - Podejdźmy blisko granicy, zobaczmy jaka jest sytuacja. Zbierzmy co się da, z pewnością większość sklepów czy aptek została ogołocona. Biblioteki, księgarnie, antykwariaty… te miejsca raczej rabowane nie były. Po co komu książki podczas kataklizmu. Mapy powinniśmy łatwo dostać.-
Spojrzał na alkohol, czując gdzieś w potylicy zbliżającą się burzę.


Ale nie potrafił się powstrzymać. Sięgnął po szklankę z whisky. Wypił dodając.
- W najgorszym przypadku wojsko będzie zdezorganizowane przez kilka - kilkanaście godzin. W najlepszym… nie będzie żadnego wojska. -
Zamyślił się rozważając głośno. - Ogólnie sytuacja jest … dziwna… nie macie wrażenia, że już nikt nic nie robi? Jakby nie było rządu, państwa nad nami.-
Zaproponował. - Znów możemy podzielić się na dwie grupy, żeby zebrać więcej zasobów. Jedna podjedzie bliżej granicy kwarantanny. Druga… w okolice Hollywood. Może da się dostać do magazynów studia filmowego i znaleźć tam coś ciekawego?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-07-2023, 16:36   #5
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Pyotr był poirytowany niemalże przez cały czas. W różnym stopniu i nasileniu, ale robił wszystko co mógł w swoich siłach by na nikogo nie wyskoczyć.

Wypad po zapasy poszedł... no właśnie. Mieli krew na rękach i nie dawało mu to spokoju. Co odstrzeliło Jeffowi do łba, nie wiedział. Nie wiedział nawet czy chciał wiedzieć, ale w tamtym przypadku zdawało się nie być innego wyjścia.

Tak czy inaczej, o ile sumienie racjonalizowało wydarzenie to reakcja mężczyzny wyprowadzała go z równowagi. Jak gdyby nigdy nic zebrał dupę w troki i... po zastrzeleniu człowieka poszedł sobie postrzelać. Nosz kurwa mać... przecież mieli niewinną krew na rękach!

Następne dni nie były lepsze. Wykurwiało go to, że wszyscy usiedli zadowoleni na dupach i dupy nie ruszali... czy to po leki dla Sandry, czy to po dalsze zapasy, czy sprawdzenie kordonu sanitarnego... nic. Kurwa, nic. Wszyscy siedzieli szczęśliwi, że mają zapasy zamiast myśleć o przyszłości, która wcale się kolorowo nie zapowiadała. Bardziej, z dniem na dzień w jego oczach wyglądała coraz gorzej...!

No i trzęsienie! Czy musiało się dziać coś poważnego by cała ta zgraja zaczęła nagle myśleć o jakimś działaniu? Serio? Miał tego po dziurki w nosie i szczerze na ten moment miał wszystko w dupie, a gdyby nie Felicja to nie wiedziałby co by z sobą zrobił...

- Leki mają priorytet. - powiedział o dziwo spokojnie i ze słabym uśmiechem. - jak się wyrwiemy z miasta to szybko nie zobaczymy apteki. Kordon kordonem, długo nie wytrzyma, a apteki z dnia na dzień pustoszeją, lub są niszczone jak widać.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 15-07-2023, 21:26   #6
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sandra, Katie, i Jessy pomieszkiwały razem kilka dni… brunetka spała z jasnowłosą w łóżku, blondi na materacu na podłodze obok. Różnie to bywało przez owe parę dni, ale w sumie było całkiem fajnie. Na tyle fajnie, że… Sandra trochę sama zapomniała o chorobie, jaka ją trapiła, głównie za sprawą Katie, która często jej słodziła różne takie, i wyraźnie było widać, iż brunetka z nią czasem flirtuje… nigdy jednak nie odważyła się na jakiś poważniejszy, pierwszy krok.

Któregoś zaś ranka, gdy poprzedniego wieczorku, wypiły we trójkę trochę więcej niż wypadało… Sandra obudziła się pierwsza. Okręciła jeszcze nieco zaspana w łóżku, po czym zerknęła na śpiącą obok Katie. Brunetka spała na plecach, "rozwalona", cichutko pochrapująca, z burzą włosów nawet i na twarzy… w topie i majteczkach, które wyjątkowo szybko przyciągnęły wzrok Sandry, bowiem była w nich spooora wypukłość…


Sandra z początku pomyślała, że to może busz włosów, ale… no nie, żeby aż tyle i żeby nie wychodził z ciasno skrojonych majteczek? Upewniając się, że Katie śpi, przybliżyła się nieco bliżej, by upewnić się w swoim podejrzeniu, że to było jednak coś innego… a brunetka dalej spała jak kłoda, cichutko pochrapując. W sumie Jessy również, której miarowy oddech było słychać w pokoju gdzieś tam z okolic nóg łóżka, i z podłogi.
Na pewno było to coś, o czym Sandra chciała porozmawiać z Katie… ale jednak powstrzymała się przed natychmiastowym obudzeniem jej. Spróbowała dość cicho zwlec się z łóżka i iść do łazienki, by załatwić swoje potrzeby, a wracajac sprawdzić, czy wstała… nope, obie dalej spały, chociaż Katie okręciła się na bok, i teraz wypięty tyłek był przed oczami Sandry. Ta postanowiła poszukać gdzieś butelki wody, by ukoić nieco męczącego kaca… a przy tym nie starała się być zupełnie cicho, bo jednak mocno chciała już porozmawiać z Katie, ale zarazem nie chciała jej specjalnie po to budzić.
- Boah… Jessy, weź kurna bądź ciszej… - Wymruczała w końcu Katie. No ale Jessy przecież spała.
- Bo co? - cicho odparła Sandra, w końcu dokopując się do przezornie pozostawionej butelki poprzedniego dnia na właśnie taką okazję.
- Ehhh… mrhpf… - Coś tam wymruczała brunetka pod nosem, po czym podrapała się po tyłku, co nawet było zabawne? - Obudzisz Sandrę głupia cipo…
- Myślę, że jej już nie obudzę… - powiedziała, zaraz po tym popijając wodę jasnowłosa. A gdzieś między burzą ciemnych włosów na twarzy Katie, otworzyło się oko. Po chwili zaś, błysnęły tam gdzieś i ząbki.
- Bry… - Powiedziała kobieta - Nieładnie mnie tak robić w balona z samego rana? - Zaczęła zwlekać się z wyrka.
- Ojej… miałam od razu się przyznać, że ja to ja? - zapytała Sandra, zerkając na rozmówczynię dość poważnie.
- Jeszcze bym się zbyt mocno przytuliła, i co wtedy…? - Katie się szeeeroko uśmiechnęła, wstając z łóżka, i człapiąc do łazienki. No a w majteczkach nadal miała sporą wypukłość…
- No nie wiem… ale idziesz do łazienki? Pójdę z tobą… - za brunetką zaczęła człapać i Sandra.
- Spociłam się pod cyckami… - Mruknęła Katie, przecierając oko, oraz drugą dłonią wspomniane miejsca, po czym nagle zatrzymała się, i spojrzała na Sandrę - Huh???
- Coś nie tak? - zrobiła zdziwioną minę Sandra. - Wiesz, jak za nastoletnich czasów, razem do kibelka w szkole, hihi…
- Popaplać przy robieniu siusiu? No okeeej… - Parsknęła kobieta, i ruszyła dalej do łazienki - Jak tam chcesz…

Sandra weszła tam za Katie i ostrożnie przymknęła drzwi.
- Jest może coś, co chciałabyś mi powiedzieć? - zapytała jasnowłosa, podczas gdy brunetka najpierw… skorzystała z umywalki, i przemyła sobie buzię.
- Eeee, nie wiem? Sorry raz jeszcze za Jessy? Lubię cię? Nie będziemy już tyle chlały? Dzięki za nocleg? - Powiedziała Katie, uśmiechając się.
- Mhm… czyli nic takiego, co warto byłoby powiedzieć komuś, kogo się lubi i nawet śpi na tym samym łóżku? - Sandra założyła ręce na piersiach i oparła się o ścianę łazienki z poważną miną.
Katie ściągnęła nagle top, po czym zwilżonym ręcznikiem przetarła swoje piersi, i obszary tuż pod nimi. Westchnęła z ulgą… po czym z cyckami na wierzchu zbliżyła się do Sandry.
- Wiesz, co kto ma w majtkach, to chyba… nie jest aż taaak ważne, póki się ktoś z tym nie narzuca? - Powiedziała z uśmiechem, po czym podetknęła ręcznik pod nos jasnowłosej - Chcesz?
- Nie ufasz mi, że nie chciałaś mi powiedzieć? Masz mnie za taką, co by źle zareagowała? - z wyrzutem, ignorując podany ręcznik zapytała Sandra.
- To nie tak… - Ręcznik wylądował na ramieniu Katie, przewieszony przez niego, a sama brunetka również nieco spoważniała - Myślałam, że się domyślasz… więc… ehhh… - Odwróciła się do Sandry plecami.
- Jakoś tak… wolałabym, jakbyś mi to sama powiedziała, czy chociażby potwierdziła… no ale cóż… stało się… - westchnęła. - To… zostawię cię samą… - Powiedziała, również się odwracając, by wyjść z łazienki.

I nagle została złapana za nadgarstek. I gwałtownie odwrócona… i przytulona. Katie, obejmując ją za szyję, przytuliła do siebie, do swych nagich cycuszków, i nosek w nosek, wtulony w szyję tej drugiej, wśród burzy włosów, wśród walących serduszek…
- Sorry - Szepnęła cichutko brunetka.
- No… spoko… - odparła nieprzekonanym głosem Sandra. - Po prostu… tak wyszło… trochę rozumiem, no ale… - Bełkotliwy potok słów wydobywał się z ust przytulanej.
- Tak wyszło… przepraszam… - I nagle, twarzyczka Katie, przytulona policzkiem do policzka twarzy Sadry, przesunęła się odrobinkę, po czym… Sandra została cmoknięta w owy policzek.
- No… nie wyganiam cię przecież, czy coś, nie musisz tak przepraszać… - speszona odparła Sandra, leciutko próbując się wyswobodzić z objęć brunetki.
- W przeciwieństwie do Jessy, mam to i to - Dodała jeszcze Katie, po czym rozluźniła obejmowanie jasnowłosej.
- To… i… - szerokie oczka zrobiła Sandra, ale zaraz starała się nabrać znów poważnej miny. - No… nie jest to… takie… ważne? Spoko, że już teraz… wiem…
- No to…? - Powiedziała z dziwnym uśmieszkiem Katie.
- No już cię zostawiam samą… - odparła Sandra, pospiesznie się odwracając znów do drzwi.
- Jak nie chcesz potrzymać… - Powiedziała brunetka, i parsknęła. A buraczkowa na twarzy Sandra czym prędzej wyszła z łazienki.

~

Jakiś czas później, tak gdzieś w porze lunchu… Katie kręciła się po kuchni, przygotowując coś do jedzenia, a Jessy poszła się popluskać w basenie.
- Pomóc ci coś? - spytała Sandra, niczym upiór nagle cichym krokiem pojawiając się w kuchni, bardziej chętna, by zobaczyć, co przygotowywała brunetka, niż chętna do pomocy… ale w sumie póki co i tak nie miała nic do roboty.
- Ja pier…!! - Katie trzasnęła nożem o drewnianą deskę do krojenia, po czym spojrzała na jasnowłosą, i lekko uniosła brwi - Przez Harry'ego już sobie palec rozcięłam, ty chcesz żebym go sobie całkiem oderżnęła?
- Przecie pytam, czy ci pomóc… - krzywo spojrzała się na Katie Sandra. - O co ci chodzi?
- Wystraszyłaś mnie pito… skradasz się jak jakiś duch - Dodała już z lekkim uśmiechem brunetka - Pomóc… pomóc… coś tu próbuję NAM zrobić do jedzenia z tych dziwnych składników… możesz pomóc jak chcesz.
- Jakbym jeszcze jakaś blada była… a nie taka różowa od tego rumieńca na pysku… a ty od razu że jak duch… - parsknęła basistka. - No ale co my tu mamy…
- No tak, tak, ten słodki rumieniec - Powiedziała Katie, i zrobiła "powietrznego cmoka" do Sandry, po czym parsknęła - Wpadłam na genialny pomysł, wymieszania dwóch puszek tuńczyka, z gotowym sosem mięsnym… wszystko oczywiście z puszek, hehe, no i teraz próbuję to jakoś ratować maggi, pieprzem, solą… i może cebulą? A propo… zgadnij co możesz pokroić? - Zamrugała perfidnie ślipkami brunetka.
- Ojej, nie wiem… - pokręciła z niezadowoleniem głową Sandra, nie tylko na samą myśl o krojeniu cebuli, ale i na kolejny gotowy posiłek z puszek… z których sama wcześniej dość często korzystała, ale jako leniwy zapychacz między ciekawszymi posiłkami, a nie codzienność… - Udało ci się znaleźć jakąś nie zgniłą cebulę jeszcze?
- Jedna, dosyć duża, tak… - Katie skończyła swoją robotę, z deski wszystko pakując do garnka, po czym zrobiła miejsce dla Sandry, nawet wieeeelce wymownie niemal dworskim gestem dłoni zapraszając do krojenia owej cebuli - Nie pękaj, jakby co, będę ci dzielnie ocierać łezki? - Wstrzymywała śmiech.
- Wolę płakusiać w samotności, jakby co… - parsknęła, po czym wzięła się za obieranie cebuli z łupin, a następnie krojenie.
- Ooooj tam… a jak kroisz? W kosteczkę, czy może w paseczki, jak byłoby lepiej do takiego dania? - Powiedziała Katie, stojąc blisko Sandry z boku, oparta biodrem o meble, ze ściereczką w dłoniach.
- Chyba lepiej w paski… żeby trochę więcej poczuć ostatniej dobrej cebuli, jaką na ten moment mamy… - odparła… pociągając mocno nosem Sandra, której warzywo dawało się we znaki, zanim w ogóle zaczęła kroić… a gdy już do tego przeszła, robiła to z mocno przeszklonym wzrokiem.
- Ta ostatnia cebula w LA jest chyba wyjątkowo wredna? - Powiedziała brunetka, i zmoczyła ściereczkę w wodzie, po czym zbliżyła się do jasnowłosej, i uniosła ją ku jej twarzy - Przerwa… przecieram twoje zapłakane oczęta…
- Dzięki, co ja bym bez ciebie zrobiła… och, może nie musiałabym w ogóle kroić tej cebuli… - jęknęła jasnowłosa. - Muszę wytrzeć nos, bo mi zaraz glut poleci…
- Byle nie w jedzenie - Zaśmiała się Katie, i… objęła lewą ręką Sandrę przy lędźwiach, a w prawej skierowała ściereczkę do nosa dziewczyny.
Sandra smarknęła w podaną jej ścierkę, choć poczuła się dziwnie z tym, że trzymał ją ktoś inny, niż ona sama… no i jeszcze zaczęła ją obejmować, zwiększając… dziwność sytuacji.
- No dobra, już… to tylko cebula, dam se radę… - powiedziała, wracając do krojenia.
- Nawet na sekundę w to nie wątpiłam - Cichutko zachichotała Katie, po czym odstąpiła od jasnowłosej od dwa kroki - To… jak myślisz, będzie to jadalne? - Zaśmiała się już głośno, mając oczywiście na myśli przygotowywany posiłek.
- Wylałam tyle łez poświęcenia, żeby było pyszne… - dramatycznym głosem powiedziała Sandra, po chwili chichocząc. - No, ale jest jakaś szansa, że na to, co mamy, to i tak będzie jedno z lepszych dań ostatnich dni…
- Ooooch! No jakżeby inaczej! Tak, tak, i jeszcze raz tak! - Katie dołączyła do tych dramatów, wychwalając udział Sandry pod niebiosa, i również zaczęła się z tego śmiać. A po dodaniu cebuli do reszty, i porządnemu wymieszaniu, w sumie… nie wyglądało to aż tak źle?


- To kto testuje? - Powiedziała Katie.
- Oj no, moje łzy pewnie nie zmiękczyły cebuli, trzeba poczekać, aż się trochę pogotuje… - odparła Sandra. - Ale jak jesteś taka niecierpliwa, to próbuj…
- Czyli jednak się znasz na pichceniu?? - Roześmiała się brunetka, i pacnęła ją niespodziewanie, lekko ścierką po tyłku - To może ja zobaczę, czy Jessy się już utopiła, zajaram sobie, i w podskokach tu wrócę?
- Na pichceniu nie, na cebuli trochę tak, mój ojciec ją uprawia… - westchnęła jasnowłosa. - Ale możesz iść, ja czasem pomieszam, by się nie spaliło?
- Za chwilę wracam, obiecuję… - Katie pomknęła na zewnątrz - Jessy, żyjesz…?

Sandra wzięła łyżkę do gara i zamieszała porządnie… by po chwili z nudów zacząć sobie wystukiwać rytmy piosenek o kant garnka…
Brunetka wróciła po pięciu minutach, po czym… zaszła "pichcącą" jasnowłosą od tyłu, stając tuż przy niej, i kładąc łapki na jej biodrach.
- Kochanie… wróciłem z roboty, co na obiad… - Powiedziała naśladując męski głos, po czym się cicho zaśmiała.
- Phi… baby w basenie podglądałeś! Widziałam! Nic nie będziesz jadł! - odparła udając złość Sandra.
- Pogapić się można, ale jeść tylko w domu? - Padła odpowiedź, połączona z… bardzo wymownym pchnięciem bioder Katie w pupę Sandry, i jej śmiechem.
- A gdzie jakieś kwiaty? Czekoladki? Nic się już o mnie nie starasz… - smutnym tonem odparła jasnowłosa, mieszając znowu w garze.
- Hmmm… - Rozległ się pomruk zastanowienia, a dłonie spoczywające na biodrach Sandry przesunęły się w przód, na jej brzuszek. Nacisk na pupę przylegającego do niej ciała zaś się nieco zwiększył… i jasnowłosa wyczuła tam coś twardego?? A usta Katie powędrowały do uszka dziewczyny, po chwili w nie szeptając - Kwiaty, czekoladki, phi… Mam coś o wieeeeeele lepszego…
- No eee… weź, bo się poparzę… - odparła zdziwiona, już swoim, nieudawanym głosem Sandra. A brunetka zachichotała, po czym skubnęła ustami jej uszko.
- Och, no dobrze… - Powiedziała, po czym zaczęła się cofać od jasnowłosej.
- Wszystko jest takie dziwne… - po chwili wypaliła Sandra. - Przed tym całym gównem, byłam tylko z chłopakami… jak to jebło, to… przez chwilę byłam z dziewczyną, ale… zginęła… a teraz ty, jeszcze… wiesz… inna… - Spojrzała lekko za siebie, obserwując reakcję na swoje słowa Katie, której na moment zaszkliły się oczka, ale odwróciła wzrok, patrząc na zewnątrz, niby w stronę basenu. Odkaszlnęła, jakby zaschło jej w gardle.
- Najważniejsze… by było… dobrze? Pójdę po Jessy, skoro jedzenie gotowe… - Brunetka spojrzała w końcu na jasnowłosą, i wysiliła się na uśmiech - Starczy tego dla trzech osób?
- Daj mi po prostu trochę czasu na decyzję… - odparła Sandra, obniżając nieco wzrok. - To nic… związanego z tym, kim jesteś, tylko to wszystko tak szybko… A jedzenie… chyba tak? Zawsze można dorzucić trochę ryżu, resztki jeszcze jakieś zostały…

Po kilku chwilach, okazało się, że Jessy nie bardzo ma ochotę na lunch, oraz podzieliła się z resztą informacją, iż woda w basenie zaczyna być już nieświeża… no tak, brak prądu, brak pracującej pompy, co tu się dziwić. No ale teraz ten lunch, zrobiony z taaakim poświęceniem jasnowłosej. Cóż, przynajmniej więcej zostało dla tych, które mniej lub bardziej danie przygotowywały, nie trzeba było dodawać przejadłego już ryżu. Oszczędziły też Jessy… bardzo nieprzyjemnego pierwszego wrażenia, jakie zrobiła potrawa. Na szczęście dostępnych mieli dużo przypraw, którymi można było nie tyle uratować jedzenie, co zabić jego smak i pozwolić, żeby jakoś dało się to zjeść.

~

Gdy wszystkiego złego było mało, doszło jeszcze trzęsienie ziemi. Kolejna rzecz, która wprawiała w strach, czy uda im się to przeżyć, czy to już koniec. Okazało się jednak, że obyło się dla nich bez strat, o ile trzęsienie nie spowodowało, że jakiś budynek, w którym były potrzebne Sandrze leki się nie zawalił, niszcząc cenne dla niej medykamenty. Już po trzęsieniu, gdy wstępnie obejrzeli sobie zniszczenia, znów Sandrze brakowało… internetu, w którym mogłaby sprawdzić, na ile to globalne, a na ile lokalne zdarzenie. Gdy jeszcze był dostęp, pamiętała coś o trzech miastach, w których były główne zniszczenia… a teraz? Czy kolejnym również się obrywało? Czy L.A. stało się nagle czarną plamą na mapie świata, gdzie zaraz mogli się spodziewać budowy wyższych murów dookoła byłej metropolii, niż na granicy z Meksykiem?

~

Sandra wsłuchiwała się w to, co mówili jej przedmówcy.
- Dzięki za troskę z lekami, ale musimy mieć też jakiś plan, co dalej… wiemy, że meteoryty spadły na Los Angeles, Minneapolis i Nowy Jork… - odtworzyła z pamięci wiadomości sprzed miesiąca, które zresztą odświeżyła sobie w rozmowach z Katie i Jessy. - Może są bezpieczne miasta, może powinniśmy próbować zdobyć info, jak sytuacja gdzie indziej? I według tego albo planować osiąść w jakimś centrum handlowym lub miejscu, gdzie można trochę pouprawiać ziemi, czy musimy ruszyć w drogę, by dojechać do bezpiecznego miejsca?
 
Jenny jest offline  
Stary 16-07-2023, 14:10   #7
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień +36


Los Angeles.
Poniedziałek, 17 lipiec 2023.
Około 13:00.

Z powodu wczorajszej popijawy, wiele osób zwlekło się z wyrka nieco później niż zwyczajowo, koniec końców, każdy jednak jakoś się ogarnął, po czym wreszcie przystąpiono do realizacji jakiś bardziej sensownych planów…


Los Angeles powoli stawało się coraz bardziej, i bardziej niebezpiecznym miastem, a na wciąż powiększającej się liście zagrożeń, pojawiły się grożące zawaleniem budynki, ewentualne dziury w ziemi, i jeszcze kilkanaście innych rzeczy, związanych z trzęsieniem ziemi, jakie miało miejsce poprzedniego dnia.

Po leki(i nie tylko) wybrano się na północ, w kierunku dzielnicy Van Nuys. A dlaczego tam, a nie chociażby na południe, lub wschód, ku centrum L.A.? Sprawa była prosta, mniej wieżowców, mniej wysokich budynków, mogących się komuś zwalić na łeb. Tak, chyba logiczne… no a apteki były wszędzie.

Jednym autem, bo tak bezpieczniej, uzbrojeni po zęby, w sześć osób. Za kierownicą pickupa Piotr, obok Felicia, na tylnych siedzeniach Jeff i Harry… a na pace Sandra i Katie. Tak, na pace. Bo tyłów też trzeba pilnować, a zwłaszcza, gdy na owej pace znajdą się już jakieś łupy.

Tą wyprawę mieli zapamiętać wszyscy…

***


Godzinę czasu, kluczenia zdezelowanymi drogami, omijając oczywiście autostradę, przez dzielnice domków jednorodzinnych, najpierw samego Bel Air, a później i Sherman Oaks, aż w końcu można było zająć się szukaniem konkretów.

Ulice pełne śmieci, często i pozostawionych aut, czasem nawet i spalonych. Od czasu do czasu ktoś gdzieś przemknął ulicą, znikając szybko w jakimś budynku, lub z niego obserwował przejeżdżających…

Gdzie te cholerne apteki??

Ventura Blvd, i w końcu i Van Nuys Blvd, tam były, tak. Trochę się trzeba było naszukać, ale w końcu coś było… gówno było. (Test wspólny survival 5,4)

Wszystko złupione, ograbione, zniszczone. Masa śmieci, a nie przydatnych rzeczy, pozostawiona przez bydło, które tu wcześniej zawitało. Co się dziwić, inni również potrzebowali leków, no ale żeby aż tak? Godzina w dupie… ruszyli gdzie indziej.


~

Kolejna apteka, w podobnym stanie… ale coś w końcu było. Choć nie leki dla Sandry, ale Piotr znalazł trochę witamin, były i tabletki przeciwbólowe, było kilka strzykawek. Na bezrybiu… whatever. (Test wspólny survival 3,2)

Żadnych również map, czy i atlasów drogowych, których przy okazji wypatrywali. O żarciu nie wspominając.

A z nieba lał się żar, i temperatury znowu przekraczały 30 stopni…


~

W trzeciej aptece znowu pustki. (Test wspólny survival 4,2)


I wpadka, i to taka dosłowna.

Pod nogami Pyotra po prostu zapadł się chodnik, a chłopak runął w dół!! Dobre trzy metry pod ziemię, w jakąś cholerną szczelinę, która powstała podczas trzęsienia ziemi?? Ale w końcu się zatrzymał, i zablokował, utknął na dobre, i chociaż tyle w tym, że w pozycji pionowej, z głową ku górze.

Ale cholernie bolały go nogi, i nie mógł się poruszyć, i miał problemy z oddychaniem… z którym w sumie i tak już miał problemy od dawna!

Fuck, fuck, fuck!!

Szybko przystąpiono do akcji ratunkowej, zrzucono w dół jakąś linę… i ktoś musiał tam zejść. Oczy kilku osób zwróciły się na Sandrę, która w końcu była najdrobniejszą z nich. Ojej.

….

Najpierw odebrać od niego karabin, który w sumie wrzynał mu się w tors, i przekazać go do góry, potem jakoś obwiązać chłopaka liną, no i spróbować wyciągnąć…








***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 16-07-2023 o 14:29.
Buka jest offline  
Stary 17-07-2023, 18:05   #8
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- No pięknie…- podsumował to wydarzenie Harry. “Wspaniały” koniec niezbyt udanej jak dotąd wyprawy.
- Sandra ty schodzisz w dół. Ja z Jeffem trzymamy linę i cię asekurujemy. Dziewczyny… rozglądają się i pilnują naszych zadków, bo jesteśmy tu jak kaczki na strzelnicy. - zadecydował po chwili. - No… do roboty, nie mamy czasu do stracenia. Trzeba wyciągnąć pechowca, zanim jedynym aktem miłosierdzia dla Pyotra stanie się kulka w łeb dla skrócenia cierpień.

To mówiąc rozejrzał się dookoła wyszukując jakiś dobrych miejsc dla strzelców, co by dziewczyny mogły ich dobrze osłaniać podczas tej delikatnej operacji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-07-2023, 17:41   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Świat dookoła walił się w gruzy, a jedyną rzeczą, która nie zamierzała się zmienić, było słońce, które świeciło jak za najlepszych czasów. Jakby nie zdawało sobie sprawy z tego, iż od czasu do czasu powinien spaść deszcz. W końcu nie byli turystami, nie zamierzali się wylegiwać na plaży czy nad basenem, w którym - na dodatek - woda była już nieco... zużyta i nadawała się do spłukiwania kibla, ale nie do mycia czy - tym bardziej picia.
A że jedzenie było baaardzo monotonne, to pobyt w pięknym Mieście Aniołów coraz mniej przypominał amerykański sen, a coraz bardziej po-katastroficzny horror rodem z Hollywood.
Faktycznie trzeba było stąd uciekać jak najdalej, chociaż może nie jak najszybciej, bowiem przed wyruszeniem w drogę należało się odpowiednio przygotować. A najlepiej zebrać solidne zapasy.

Dokąd pojechać, tego jeszcze nikt nie wiedział, ale wizja uprawy poletka ziemi w jakiejś głuszy jakoś Jeffowi nie odpowiadała - być może dlatego, że się na tym nie znał

Humoru Jeffa nie poprawiał fakt, iż dokoła pary gziły się w najlepsze i na potęgę, a on najwyraźniej miał pecha..
Szlag...

* * *

Dobre plany często to mają do siebie, że dobre są tylko na papierze. Podobnie ma się z pomysłami, szczególnie z tymi spóźnionymi o ładnych wiele dni, a do takich należała wyprawa po leki.
Apteka po aptece, jedna po drugiej zdewastowana, całkiem jakby ci, co byli tu wcześniej, lubowali się w niszczeniu dla samego niszczenia.
Miasto umierało, a ludzie świrowali.

Niektóre odniesione przez miasto rany były widoczne, a inne nie... i na jedną z takich ran "załapał" się Pyotr, który utknął w szczelinie dobre trzy metry pod ziemią. A że wyglądało na to, że nie może się wydostać, wypadało mu pomóc.


- Może by tak zrobić pętlę lub dwie na końcu liny? - zaproponował, po raz pierwszy żałując, że nie ma z nimi Jess. - Można by opuścić i wciągnąć Sandrę, w charakterze zwiadu. Nie musiałaby się wspinać. A jeśli Pyotr mógłby chwycić za pętlę, to by było łatwiej go wyciągnąć.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-07-2023, 18:39   #10
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Ze względu na swoją wątłą posturę, teoretycznie rzeczywiście Sandra najbardziej pasowała na wysłanie w misję wydobywczą Pyotra ze szczeliny. Ale z drugiej, była raczej dość słaba fizycznie, więc mogła mieć problem z wyciągnięciem go... chociaż też podczas całego tego miesiąca zjebanej sytuacji, gdy wiele rzeczy trzeba było robić samemu i ciągle przenosić zapasy z jednego miejsca do drugiego, nabrała nieco więcej krzepy.

W kolejnych aptekach nie udawało im się też znaleźć leku na jej chorobę. Jedno, że ją to dobijało, a dwa, że czuła się, jakby była pierwszą kandydatką do ryzykownych zadań, w końcu bez lekarstw i tak może niedługo umrzeć...

Tak czy tak, miała w sobie jednak solidarną chęć niesienia pomocy, więc jasnowłosa szybko zaczęła przygotowywać się do opuszczenia w dół, zdejmując z siebie plecak i inne wierzchnie przedmioty, obwiązując się linami, by sama też nie wpadła na dół. A podobnie trzeba było uczynić z Piotrem, czyli najpierw zabrać uciskające go przedmioty, a dopiero wtedy zabrać się za właściwy ratunek.
 
Jenny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172