Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2011, 23:56   #71
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Sięgnąłem po zostawiony przez jakiegoś nieszczęśnika lekko przyrdzewiały topór i wykończyłem bestie, nie była przecież winna swojej naturze, z natury był drapieżnikiem a przecież temu tutaj na pewno ktoś jeszcze podsycił ten instynkt. Sytuacja nie wyglądałaby najgorzej, gdyby nie ten przeklęty ból głowy, na dodatek glosy. Basileusa głos mgliście rozpoznawałem, modląca się dziewczyna to już inna bajka, a jeszcze to wężowato lub gadzio syczące “uwolnieenieee...” które świdrowało mój mózg dopełniało bukietu pomieszania.
- Aaaaauuu, zamknijcie sie! - rzuciłem do głosów w mojej głowie i schowałem ja pomiędzy rękoma, dopiero po chwili ogarnąłem się na tyle, żeby móc rozejrzeć się po wszystkim a i to z raczej kiepskim rezultatem i dodatkowym łupaniem. Wiedziałem a raczej miałem przy najmniej przeczucie, ze modlitwa może być prawdziwa, tylko czemu słyszałem ja, ja a nie jakieś bóstwo?


- Chyba nie możemy się zatrzymać na zbyt długo, wydaje mi się ze w środku jest jeszcze jakaś żywa kobieta, a jeśli nie żywa, to przy najmniej przerażona, o ile to oczywiście nie jest tylko kolejna sztuczka horrora... - podniosłem się nieco przygarbiony z głową ciągle miedzy moimi rękoma nie pomagało to za wiele, o tyle przy najmniej dobrze ze nie bylem wystawiony na ostre światło słoneczne, pozostali dwaj towarzysze z latającego statku coś mówili a ja próbowałem się skoncentrować na ich słowach, ale to był naprawdę tytaniczny wysiłek.

W końcu dźwignąłem się z powrotem na nogi podpierając i ruszyłem w kierunku wnętrza całej budowli.
- Proponuję zrobić to szybko, bo jeśli głowa będzie mnie dłużej tak boleć, to wkrótce nie na wiele się nadam. Może się przekonamy czy to sztuczka czy nie, ale gdyby trzeba było wszystko zawalić, będziecie musieli bardzo szybko uciekać. - Mimo bólu i głosów w czaszce, skoncentrowałem się na Hanumanie, przypominając sobie coś, czego tak naprawdę nigdy nie wypróbowałem, ale wiedziałem że powinno być wystarczająco potężne, żeby posłać w diabły cokolwiek, co by mi stanęło na drodze, lub pogrzebać cały ten budynek. Mechanizm cicho zaszumiał, kiedy zapadki i trybiki zaczynały się przestawiać.
- Golem, imię dobre jak każde inne, dopóki nie przypomnę sobie swojego.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 30-08-2011, 08:34   #72
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Smród osobników, wśród których jadłem śniadanie był cudownym zapachem w porównaniu z odorem, jaki panował w tym pomieszczeniu. Wchodząc tu odruchowo naciągnąłem swoją chustę na nos. W przeciwnym wypadku mogłem skończyć klęcząc nad zwróconymi resztkami mojego śniadania.
Walka z przerośniętym kotem zredukowała moje zasoby amunicji do minimum. Musiałem bacznie obserwować otoczenie szukając albo pocisków, albo nowych broni strzeleckich. Z samymi mieczami raczej wątpiłem w wyjście z tego wszystkiego w jednym kawałku.
- Więc jeśli żyje znajdźmy ją jak najszybciej i się stąd wynośmy. – powiedziałem słysząc słowa Posągu. – Najlepiej wysadzając to wszystko w cholerę.
Jak dla mnie człowiek używał zbyt dużo mądrych słów, które zdecydowanie mogły być zastąpione innymi, bardziej zrozumiałymi dla ogółu, do którego ja należałem. Zrozumiałem jednak, co chciał przekazać. Znaczy chyba zrozumiałem. Przestałem się rozglądać i skupiłem się na słuchaniu. Również niczego nie słyszałem. Mój mózg podjął dalszą analizę wypowiedzi człowieka. Znaczy się przeskoczył od razu na sam niemal jej koniec. Pozostawienie tego czegoś, co niby tutaj było w zamknięciu znaczyło, że nici z wysadzenia tego w powietrze. Trochę trudno było mi się z tym pogodzić. W sumie to i tak zacząłem wątpić czy uda mi się znaleźć odpowiednią ilość prochu by przerobić tą rezydencję w kupkę gruzu.
Chwilę się zastanowiłem zanim się przedstawiłem. Imiona moim zdaniem były rarytasem i byle, kto poznać ich nie powinien. No, ale w obecnej sytuacji musiałem współpracować z tamtą dwójką…
-Jednooki – rzuciłem krótko, a ton mojego głosu świadczył, że nic więcej się o mnie nie dowiedzą.
Pozostało mi jedynie poszukać jakiejś amunicji by być w stanie walczyć z tymi wszystkimi przeklętymi stworami. A coś mi mówiło, że z naszego towarzystwa tylko ja nadaję się, jako tako do walki.
Że też nie zwinąłem się przy pierwszej lepszej okazji. Miałem w kieszeni zapewnie wystarczająco by kupić sobie ten cholerny karabin wyborowy i mieć jeszcze, za co się utrzymać, co najmniej do końca roku. Ale nie. Musiałem brnąć przed siebie jak jakiś samobójca. No może jak jakiś dureń, bo do śmierci mi szczególnie się nie śpieszyło.
Nie znalazłem żadnych naboi ani broni palnej. A pozostało mi po dwa naboje w każdym z mieczo-rewolwerów. Nie było to moim zdaniem wystarczające by zapewnić mi przeżycie.
W drzwiach prowadzących do kolejnego pomieszczenia zobaczyłem lekko podniesiony blok. Niby nic nadzwyczajnego, lecz liczne lata spacerowania po cudzych posiadłościach nauczyły mnie, że nie można było ignorować nawet tak trywialnej rzeczy jak źle ułożona podłoga. Podszedłem wzrokiem do sterty pozostałości po posiłkach pancernego kota. Wybrałem najdłuższą z kości i podszedłem do drzwi.
- Ktoś tu jest przewrażliwiony na punkcie ochrony – powiedziałem ni to do siebie ni to do pozostałych.
Najpierw dokładnie przyjrzałem się framugą drzwi i przestrzeni między nimi. Zawsze mogła to być pułapka mająca wyeliminować nieostrożnych włamywaczy z gry. Prawdziwą pułapką mógł być sznurek zawiązany blisko siebie, lub niewielki, trudno widoczny haczyk wiszący sobie spokojnie i czekający aż ktoś o niego zawadzi. Nic takiego nie zobaczyłem. Zacząłem się za obstukiwanie podłogi. Zacząłem od bloków usadowionych normalnie. Nic nie nastąpiło. Po naciśnięciu na ten wystający mych uszu dobiegł odgłos uruchamianego mechanizmu. Ze szczelin wystrzeliło coś, co bez dokładnego przyjrzenia się mogło w ogóle zostać niezauważone. Temu czemuś najbliżej było do włóczni, lecz wykonanych ze szkła. By je rozbić wolałem użyć kolejnej kości. To, że wyglądało na szkło nie oznaczało, że szkłem było.
Ponownie pokonałem drogę między legowiskiem a drzwiami. Z najgrubszą z kości stanąłem przed pułapką. Podniosłem swoją broń i uderzyłem we „włócznie”. Jednak były zbudowane ze szkła. Po moim uderzeniu rozpadły się w drobny mak. No może nie taki drobny.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 02-09-2011, 21:29   #73
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kolejna w dniu dzisiejszym zagadka pojawiła się na horyzoncie. Tarcza nie przypominała żadnego znanego materiału, a miejsce jej upadku było więcej niż małoprzypadkowe. Prawdopodobieństwo tego, że pasek przerwał się dokładnie w tej chwili, kiedy Jonas znajdował się dokładnie w tym miejscu wynosiło praktycznie zero. Kilkanaście sekund wykorzystane na uspokojenie rytmu serca, po upadku tarczy na ziemię, mężczyzna stał bez ruchu; po czym spojrzał w górę na posąg.

Surowe oblicze zwalistego, masywnego wojownika nie drgnęło o milimetr. Uzbrojony w spore ostrze i kompozytowy łuk zawieszony przez ramię na cięciwie. Do tego lekki pancerz- typowe dla łowców i zwiadu.

Przyglądając się liniom i znakom rozważał również sprawę samej tarczy. Ewidentnie wyglądała na prezent, swoisty dar; jednak dary miały to do siebie, że nie wszystkie dawane były “z dobroci serca”. Nawet te które były mogły zostać niewłaściwie użyte i...
Jakaś część umysłu Jonasa kontrolowała jednak całą sytuację w pomieszczeniu. Rozmowa panów nie miała najmniejszego sensu, ale Jonas powstrzymał się od stwierdzania “oczywistych oczywistości” o tym, że praktycznie niemożliwe, aby ktokolwiek żywy tutaj przebywał - chyba, że był w stanie zaprzyjaźnić się z konstruktami strzegącymi tego miejsca i żywić resztkami poprzednich “odkrywców”.

- Bardziej skłaniałbym się ku tezie, że jest to kolejna sztuczka niż głos. Ja niczego nie słyszę, więc nie jest to empiryczne doświadczenie, tylko mentalne - mówił nie przerywając obserwacji. Jeżeli chcieli to wszystko z jakichś powodów wysadzić to należało zapamiętać jak najwięcej szczegółów. - Telepatia, jakaś dawno zapomniana magia... To miejsce pochówku, ale wcale nie jestem przekonany, czy dobrych i sympatycznych. Bardziej postrzegam to jako wieczne więzienie dla tych, których nie można zabić a jednocześnie nie można pozwolić im być wolnymi... - głos zawisł na chwilę - Ale to tylko wolna teza... Jonas Blake - dodał zupełnie bez związku z wcześniejszym tematem kiedy jakaś część jego umysłu uświadomiła mu w końcu, że kulturalnie byłoby się przedstawić... pomimo wszystko.


*****



Moje wzrok i myśli z powrotem znalazły swoje skupienie na tarczy, która leżała ciągle na ziemi. Rozważając po raz kolejny wszystkie "za" i "przeciw" rzuciłem się na głęboką wodę "tego jeszcze nie próbowałem". Nigdy nie trzymałem tarczy w ręce. Takiej prawdziwej tarczy, nie wymuskanego muzealnego czy kolekcjonerskiego eksponatu. Wyczyszczonego, wychuchanego i całkowicie pozbawionego życia... To była żyjąca tarcza, takiej jakiej nigdy nie trzymałem...

Bez strachu, ale również bez pośpiechu mogącego sugerować pazerność, przykucnąłem przy tarczy i dotknąłem jej ręką...
 
Aschaar jest offline  
Stary 04-09-2011, 13:54   #74
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Jonas Blake


Enigmatyczny przedmiot niespodziewanie, po raz kolejny wykazał właściwości grawitacyjne. Jesteś pewien, że opuszki ostrożnie wyciągniętych palców dzieliła odległość kilku centymetrów od powierzchni puklerza, gdy coś podciągnęło je. W chwili dotknięcia cień ustąpił ukazując Ci nieskazitelną powierzchnię czarnego metalu o delikatnym połysku. Kątem oka dostrzegasz, że Golem i Jednooki zastygają w ruchu ku drzwiom jakby czas się zatrzymał. Prawdziwa akcja rozgrywa się jednak pod Twoim nosem. Podstawa pomnika 'zwiadowcy' uzupełnia się rozsypanym dookoła piaskiem tworząc misterną płaskorzeźbę. Hieroglify. Widziałeś niektóre z symboli już wcześniej, podczas studium, ale te tutaj niemal nie wymagają wysiłku translacji- w jakiś sposób rozumiesz je bez trudu.


Wielka wojna rodzi wielkich wojowników,
Niewidoczny w Dolinie Statków czekał na wroga,
Cios oka i śpiew wiatru minęły niewolników,
Ptak śmierci wydarł ducha, wrogów pożarła trwoga,
Ruszyli na oblężników Jego bracia ze Szczytu,
tak został wodzem ten, który zabił wodza.
Heroth.


Powtórzyłeś w myślach ostatni symbol.. wyraz.. Imię legendarnego orka-, a tarcza pod Twoją dłonią zawibrowała. Wszystko później tylko potwierdziło tezę, że ten właśnie przedmiot jakimś sposobem wchłonął część legendy swego właściciela. I jego Imię. Okrągły do tej pory puklerz rozciągnął się. U góry pojawiły się łuki wcięć, szeroki środek i zwężająca się podstawa. Wibracja ustała stopniowo, a Twoi towarzysze wrócili do swojej wcześniejszej dynamiki szykując się do rozbrojenia pułapki. Jesteś lekko zamroczony, ale też odczuwasz niepohamowaną ochotę, by założyć „Heroth'a”. Mało tego- wiesz doskonale jak to zrobić, by korzystać z jego 'pomocy'.


***
[media]http://www.youtube.com/watch?v=G_Vfg_DMb1Y&feature=related[/media]
Uruchomiona pułapka wydała ledwie słyszalny syk z tej perspektywy przypominający szept niespodziewanej śmierci. Wystrzelone z boków ościeżnicy szklane igły mijały się pod różnymi kątami zawsze przechodząc blisko samego środka przejścia. Wielka, śmiercionośna śnieżynka. W obiegu krążyły włócznie krótsze od tych zabójczo ostrych szpiców. Uderzone kością runęły jak sople lodu i rozbłysły w powietrzu już jako diamentowy proszek.

Wrota okazały się solidniejsze, znacznie masywniejsze od poprzednich. Mogliście nie zauważyć tego wcześniej, choć istniało duże prawdopodobieństwo, że wraz z pułapką runęła też iluzja maskująca. Patrząc na nie w tej chwili można by postawić każde pieniądze po drugiej stronie jest coś okrytego gęstą siecią tajemnicy. Grube bele drewna zakuto w metalowe ramy wyobrażające olbrzymie wężopodobne stwory wijące się po obrzeżach i w poprzek obu skrzydeł. Na środku, w miejscu zazwyczaj zarezerwowanych dla kołat, z obydwu skrzydeł drzwi wystawały rozwarte paszcze srebrzystych gadów spoglądające na gości spode łba. Wijące się w paszczach języki pełniły funkcję uchwytów, klamek. Jedynie obsydiańskie ramiona mogły je przesunąć i zrobiły to.


W komnacie zalegała ciemność. Słabe światło padające zza waszych pleców ukazuje jedynie ginące w mroku stalowe kładki zawieszone w niebycie na skromnych łańcuchach. Platformy biegną wzdłuż trzech błyszczących brył. Miarowe dudnienie wydobywa się z głębi pomieszczenia przerywając zupełną ciszę jaka nastała po otwarciu drzwi. Jedynym źródłem wątłego światła są zielonkawe wiązki bladego blasku wydobywające się znad metalowych skrzyń. Z nietypowej latarni, tej pośrodku pomieszczenia, oddzieliły się dwa błyszczące, zielone prostokąty, które synchronicznym refleksem odbiły światło za wami. Majaczyły przez chwilę w zupełnej ciszy gdzieś na wysokości barierek znikając i migając co długość oddechu.


-Niieee... gniiidyyyy... to nieemożliwe! - głos przywodził na myśl pogryzionych przez psy od razu rzucające się do gardła -Za kogo wy się macie, gniiidy... roobaale! Utukliście moje cacuszka! Utukliście suki i Kratusa... On! Ooon was za to zgnieecie- jak gnidy, jaak roobale! - właściciel zielonych oczu i głosu widma ewidentnie coś wiedział o tym miejscu.


Zerwał się do biegu. Ciężko było go dostrzec, ale gdy ślepia dziwaka zniknęły pojawił się miarowy tupot o metalowe ścieżki. Coś huknęło i snop iskier wystrzelił z przeciwległej ściany. Zawieszone w poprzek pomieszczenia podłużne ogniwa świetlne rozpalały się jedno po drugim.
O ile dno pomieszczenia, a właściwie wszystko poniżej kładek nadal pozostawało sekretem mroku, to już powyżej konstrukcji dawało się już określić w przybliżeniu jej naturę czy raczej funkcję. Swoisty rodzaj pracowni bliżej nieokreślonego z dziedziny uczonego. Warsztat i laboratorium łączące się i przenikające w zagadkowych tajnikach wiedzy tajemnej, zakazanej. Zielonkawe światło emitowały pokrywy czegoś na kształt sarkofagów, a raczej ich zawartość. Każdy z trzech 'sarkofagów' zdawał się osobnym, bliźniaczym stanowiskiem otoczonym paletą ramion-narzędzi. Zamiast tradycyjnych pokryw z sylwetką zmarłego podłużne zbiorniki wyposażono w wieka z grubego i zbrojonego szkła. Wnętrze jarzy się ciemno-jabłkową zielenią nie dając zupełnie dojrzeć zawartości. Kilka metrów dalej, u stóp potężnego walca przeszklonej tuby stoi posępnie 'Zielonooki'.


-Ale najpierw musicie przyjść po kulę, gniidyyy.. Do mniee!! Doomniee moje dzieecii! Haah.. mmhaahahah..! - ewidentnie szalony krasnolud najpierw wskazał coś wysoko powyżej, a potem roześmiał się demonicznie jakby groźbami rzucał sam Dis.


To dawca, krasnolud, choć nie najzdrowszy okaz jaki zdarzyło się widzieć, a i słuch Wasz zdradzał pewne braki. Wolno zdjął zielonkawe binokle o niespotykanej budowie odsłaniając kolejny defekt- 'nerwowe oko' krążące dookoła pod spontanicznie napinającym się łukiem brwiowym. Warga pokręconego lokaja z jednej strony była podciągnięta w głąb policzka eksponując mało atrakcyjne zęby i dziąsła.




Golem


Stojący po drugiej stronie sali krasnolud bez urody to Gradek. Niegdyś inżynier w kopalniach- jak wspominała Lailos. Rzemieślnik na emeryturze prowadzący niewielki warsztat w dzielnicy robotników- jak się jeszcze do niedawna zdawało. Teraz rzucał groźbami szaleńca przez maszynownię niewiadomego przeznaczenia jakby to tu i teraz naprawdę był sobą. Opętany wizją swojego 'pana', zapluty jadem, udręczony złem jakiego dokonał na usługach większego zła. Odmieniony beztroskimi eksperymentami magicznymi, pełnymi koszmarów nieprzespanymi nocami. Nie musi Ci tego mówić. W jakiś sposób jesteś w stanie empatycznie odczuć jego ból, zakażoną ranę głęboko w psychice Gradek'a.
Wtedy powraca Twój ból. Ucisk na skroniach silniejszy niż wcześniej i głos, który choć jest tak bardzo daleko brzmi wyraźniej.


- Proossszę Cię.. Psszyyjacieeeluu.. pomagam Ci już tak długo.., więcej.. nie wytsssyymam... Uwoolniij mniee... Psszyyjacieeluu... - jesteś niemal pewien, że głos wydobywa się z dużej nawet jak na Twoje standardy tuby za plecami krasnoluda




Gallad 'Jednooki'


Rozciągający się przed Tobą i towarzyszami widok skrywał więcej. Tylko elfie oczy pozwalały dostrzec to co ukryte w mroku zalegającym szczelnie w zakamarkach. Kilkanaście metrów poniżej systemu kładek pracowała maszyneria wypychając i wsysając olbrzymie tłoki. Wysokie ściany pomieszczenia dźwigały olbrzymie koła zamachowe napędzające jeszcze większe zębatki zachodzące na tuziny niewielkich trybików. Wszystko to schodziło się u stóp olbrzymiego walca w centrum pomieszczenia.
W jego centrum wiruje z zawrotną prędkością czarna sfera z zielonymi żyłkami rozpędzając czarny dym wewnątrz- jak oko magicznego cyklonu. Za nietypowym tornadem majaczy postać kolosa podobnego Twemu znajomemu. Nie jesteś pewien czy 'Pomnik' widzi niewolę swego pobratymca. W tubach po bokach również zalegał cień. Również uwięziono w nich Dawców Imion. Nieco tylko mniejszych od kamiennego wielkoluda, z szerokimi łbami- jakby trollowie ze swymi rogami. Żadna z uwięzionych sylwetek nie porusza się.


***


Pan 'Paskudny' opuścił wzrok na szeroki, pochyły panel elektroniczny. Wykonał kilka krótkich ruchów na planszy, która najwidoczniej jest sprzężona z maszyneria wypełniająca komnatę, bo ta ożywiła się znacznie. Wielka tuba za jego plecami wirowała wewnątrz szybciej i szybciej kręcąc cienie dookoła pulsującej zielenią sfery. Niewidocznymi do tej pory rurkami z podestu centralnej tuby popłynęły świecące strugi płynu. System kanalików kończył się za każdym razem przy którymś z 'sarkofagów' przed Wami. Krasnolud pacnął łapskiem w przycisk na pulpicie. Jak na komendę 'sarkofagi' drgnęły z metalicznym trzaskiem- zamki w kształcie 3/4 walca przekręciły się i wypchnęły powoli podnoszące się pokrywy. Narastające dudnienie zdaje się zsynchronizowane z pulsującym blaskiem z wnętrza sarkofagów.
Wewnątrz środkowego coś się zakotłowało. Z blasku wysunęła się blada ręka podciągająca resztę za sobą. Druga ręka złapała za krawędź pojemnika. Ta już zakończona znajomym szponem przymocowanym do przedramienia. Wkomponowany pośrodku czoła kryształ błyszczał mocno, pulsował tą samą zielenią, która przebyła drogę z tuby do metalowej trumny. Nadgnita twarz o zaszytych oczach i ustach ledwie zakrywająca trupią czaszkę. Umięśniona sylwetka wyskoczyła na pokrywę stając na niej okrakiem. Patrzy na Was zaszytymi powiekami lekko przygarbiony. Rozpościera szeroko ramiona napinając się jak struna. Nić na ustach zaciska się, gdy konstrukt rozwiera szczęki zrywając ją i wydaje z siebie przeraźliwy pisk. Jak echo odpowiedziały mu wypełzające z pozostałych zbiorników kopie.



[media]http://www.youtube.com/watch?v=dzrjlY_b50M&feature=related[/media]
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 08-09-2011, 01:38   #75
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zostawiłem świszczące zombie reszcie i rzuciłem się prosto w kierunku Gradeka i tuby- pierwszego chciałem ogłuszyć, drugą chciałem roztrzaskać na kawałki. Były małe szanse że wszystko pójdzie jak zaplanowałem, ale to była chyba pierwsza w miarę przemyślana rzecz od czasu mojego przebudzenia. Gdyby nie ten ból głowy.., pobiegłem przed siebie, markując zamaszyste cięcie toporem z góry na stojącego na wprost przeciwnika.

Konstrukty z dwóch górnych sarkofagów zaatakowały mnie - pierwszy czekał do ostatniej chwili na mojej drodze po czym zanurkował w nogi. Drugi zamarkował cios z góry, ale wyskoczył sprężyście lądując na sąsiedniej trumnie kilkanaście cali za mną, odbił się i z impetem wpił się szponami wysoko w moje plecy. Pierwszy podciął mi nogę kopniakiem tracąc przy tym własną kończynę. Powaliły mnie na kolano. Rany nie są poważne, ale ten na plecach robi się zuchwały szykując kolejny cios, a drugi plącze się pod nogami łapiąc jedną ręką mnie, a drugą barierkę. Były znacznie silniejsze od tych przy wejściu. Na zuchwalców na szczęście są zawsze sposoby, przeturlałem się na plecy dając się powalić ale jednocześnie przygniatając konstrukta całym swoim ciężarem. Potem pomogłem sobie zamachem topora, żeby nabrać rozpędu do wstania na równe nogi i zajęcia się pozostałymi dwoma.

Trzask gruchotanego szkieletu i uczucie wilgotności i lepkości na plecach zapewniły mnie o losie pasażera na gapę. Przewrót zakończył się jednak nieprzyjemnym ukłuciem u podstaw karku. Nie widziałem i nie byłem w stanie sięgnąć źródła bólu, ale to chyba mogły być niefortunnie wbite szpony. Finezyjny powrót do stójki i obrót zajęły mi sekundy. Pod moimi nogami plątały się uszkodzone konstrukty- pierwszy, pozbawiony jedynie nogi. Drugi- nadal nieźle funkcjonujące ramię z głową.
Ze sztywnym karkiem zacząłem gnieść konstrukty stopami, miałem je tuz przy sobie. Nie było sensu pozwalać im wstać, skoro miałem szanse je wykończyć zanim to zrobią. Kładka mocno zatrzęsła się od tupania, ale wytrzymała jakoś. Mogło być gorzej, musiałem już tylko ruszyć w stronę krasnoluda i spróbować go nie zatłuc. Każdy krok szczypał i lekko bolał, ale tak się kończyło zgniatanie kółek zębatych i innych mechanicznych części gołymi stopami.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 08-09-2011, 14:06   #76
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Gdy Posąg zmagał się z dwoma konstruktami ja w spokoju wyczekiwałem na działania trzeciego. Stojąc bliżej niż człowiek naturalnym było, że to ja zostanę wzięty na cel. Tak też się stało. Przeciwnik rzucił się na mnie z rozstawionymi łapami. Szybko dobyłem swój sejmitar i mieczo-rewolwer. Widać było, że ożywiony trup, spodziewał się walki wręcz. Moje ostrze weszło w jego ciało z cichym zgrzytem. Najwyraźniej trafiłem na jakieś żelastwo w jego wnętrznościach. Niemal jednocześnie wyciągnąłem przed siebie krótki miecz, który dotykał klejnotu na czole cudaka. Gdyby twarz konstrukta wyrażała jakiekolwiek uczucia teraz na pewno byłoby to zdziwienie. Wystrzelony pocisk ugodził w sam środek kamienia. Wszelkie życie po raz kolejny uszło z ciała.
Moja walka została zakończona. Jako, że Posąg skończył rozgniatać swych przeciwników na miazgę i ruszył na krasnoluda, ja postanowiłem zająć się wyszukiwaniem jakichkolwiek elementów otoczenia, które mogłyby pomóc w walce mnie lub moim wrogom. Te pierwsze zamierzałem wykorzystać. Drugie natomiast zniszczyć.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 10-09-2011, 15:22   #77
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Przedmioty zawsze posiadały swoje dusze, przynajmniej tak twierdzili Stervicy. Im starsze i bardziej dokładnie wykonane przedmioty tym dusza była silniejsza i potrafiła mocniej oddziałowywać na sam przedmiot, na otoczenie, a nawet właściciela. Jedna z teorii głosiła nawet, że przedmiot potrafi być nawet swoistym pojemnikiem na przynajmniej fragment jestestwa czy część mocy właściciela zapewniając mu swoistą formę nieśmiertelności czy pozwalając na pozostawienie dziedzictwa dla przyszłych pokoleń...

Kiedy czas zatrzymał się, czy moze raczej - moja percepcja czasu została zachwiana i piasek powoli usypywał kolejne symbole byłem skłonny zgodzić się ze wszystkimi tymi teoriami. Pewne zbiegi okoliczności były zbyt nieprawdopodobne, aby... W tym punkcie rozumowania chyba już byłem - uświadomiłem sobie patrząc na usypane znaki. Translacja tekstu powinna mi sprawić jakieś problemy, jakiekolwiek problemy... Nie tak jak to byłu tu i teraz. Tekst po prostu został odczytany...


Heroth.


Imię też otworzyło jakąś i to właściwą klapkę w mózgu oraz odblokowało właściwe skojarzenia. Ilość informacji wymienionch pomiędzy moim umysłem a jestestwem przedmiotu była - na swój sposób - przerażająca. Dla kogoś, kto nigdy nie zajmował się walką uzyskanie informacji o tym jak posługiwać się tarczą było sporym zaskoczeniem i obciążeniem dla umysłu. Zamroczony lekko wstałem i podniosłem tarczę


*****

"Coś za coś" - pomyślałem podnosząc tarczę i odpinając ozdobną brosze - "Jednak chwilowo jedyne co mogę ci dać to cześć mnie." Zagryzłem zęby i rozcharatałem przedramię tam gdzie powinny znajdować się mocowania. Jakieś, średnio nawiedzone akademickie, źródła twierdziły, że krew jest swoistym łącznikiem, ofiarą czy jak to zwał... Może to nie było naukowe, ale akademicka naukowość ostatnio stawała się wyraźnie... nieżyciowa.

*****

Miało być cicho i spokojnie. A tam, guzik prawda, że miało coklwiek być. Sytuacja zmieniła się jak zwykle ze złej na ciekawszą. Skoro byłem wstanie wykorzystać tarczę do obrony to byłem w stanie się poruszać. "A co tam, jak się skończyć to przynajmniej z fajerwerkami" - jeszcze kilka tygodni temu bym tak nie pomyślał, ale teraz wszystko ulegało zmianom... Może dlatego, że Wielka Wojna rodzi wielkich Wojowników? Dla mnie to była wielka wojna...
Jakaś część mojego mózgu zajęta była przypominaniem sobie znaczenia reszty słów z postumentu. Bitwa w Dolinie Statków? Co do cholery nazywano Doliną Statków? Albo inaczej - który z wielkich Starych Królów - Żołnierzy skończył żywot zabity przez Orka? A dokładniej z orczego łuku na co wskazywała konstrukcja "cios oka i śpiew wiatru"? Myśl Blake... Myśl do cholery, gdzieś to czytałeś...

Towarzysze zajęci byli walką z kolejnymi konstruktami. Chwilowo nie zastanawiałem się nad samym Dawcą - najwidoczniej upatrywał on swej potęgi w swoich "cacuszkach". Jego cacuszka były natomiast oparte o technikę... Wszystko co ma w sobie choć cząstkę techniki można zepsuć. A to miało w sobie techniki aż nadto, aby skutecznie to zepsuć. Ponieważ mną nikt się nie zajmował bezpośrednio przynajmniej, miałem czas na próbę zepsucia czegokolwiek, najchętniej - zasilania tej całej maszynerii...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 11-09-2011 o 22:37. Powód: magusteriusowi Blake'owi włączył się język ascharowy...
Aschaar jest offline  
Stary 12-09-2011, 18:16   #78
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
- Taaak robaaki.. niech moc Czarnego Pana was pochłonie! - krasnolud pchnął wielką wajchę z boku panelu do przodu i pacnął dłonią duży, przypominający grzybek, przycisk.


Walka z konstruktami trwa, a maszyneria wchodzi na kolejne etapy swego biegu. Wir rozmazuje się już do regularnego koła, a po środku, jak źrenica błyszczy zielona sfera o miękkiej konsystencji. Czarny pył zgromadzony dookoła zniknął wessany przez dwie boczne rurki biegnące do stojących w rogach laboratorium zbiorników. Wnętrza rozbuchały się jakby pył nagle przeistoczył się w płomień i pochłonął zawartości tub jednym łapczywym haustem.


- Gniiidyyyy!! Głuuupcyy... Pan ma wiele sług.., padniecie pod naporem ich umiejętności i magii.., tylko po to, by zasilić szereg jego marionetek... Chodźcie! Chodźcie moje dzieci..! - klątwy krasnoluda przebijały bitewną gorączkę.


Małe, zielone paciorki zielonego kryształu błysnęły nad śluzami komor. Deja vu- zamki trzasnęły. Metalowe drzwi pojemników wyskoczyły z ram niemal wyrywając zawiasy i robiąc jeszcze więcej hałasu. Po 'czarnym ogniu' nie ma śladu. Dwie potężne sylwetki uśpionych trollów stoją wewnątrz. Niczym pomniki starożytnych- nagie, idealne kształty wojowników uchwycone w czarnym budulcu doskonalszym od kamienia. Opalizujący nalot podkreślający masę i rzeźbę mięśni potężnych kończyn i zwalistych korpusów. Otworzyli czarne powieki niemal jednocześnie ukazując wypalone rytuałem i pokryte szarym bielmem oczy. Skóra wojowników buchnęła cieniem jakby rozpalana pochodnia po czym przygasła. Nagie dotąd ciała pokryły się cieńką warstwą cienistych języków, macek..- dynamicznych i nieregularnych, jak przy ogniu trawiącym opary benzyny. Ruszyli znacznie szybciej niż możnaby po nich sądzić, z gołymi rękoma. Cieniste języki pod wpływem pędu rozmazują ich kształty, przez co sprawiają wrażenie jeszcze szybszych i bardziej iluzorycznych.


Jonas B.


Zostawiając walkę wojownikom ruszasz skrajnym mostkiem w kierunku maszyny. Wśród zgiełku bitwy umiejętność skradania jest zbyteczna. Tarcza odpowiednio trzymana zapewnia nie tylko ochronę ale i częściowy kamuflaż spowijając mrokiem okrąg o dobrym metrze średnicy. Zamierasz w bezruchu, gdy śluzy komór po bokach otworzyły się. Huk niemal przyniósł zawał serca. Trollowie są jakoś.. odmienieni. Kolejny klocek wskoczył na swoje miejsce- to co dzieje się wewnątrz centralnej komory musi być procesem zbliżonym do tych rozszczepiających materię żywiołów na czystą energię. Taka nauka to już niemal 'czary' nawet w najbardziej zaawansowanych zakątkach Imperium Throalum. Jak przystało na nowoczesną wiedzę była to 'tylko' teoria wykładana na Akademii, liczne próby bez znaczących sukcesów w rozrachunku, ale każda matematycznie udowodniona teoria z czasem stawała się praktyką. To znaczyłoby, że uszkodzenie tuby pełniącej najwyraźniej rolę katalizatora w całym mechaniźmie w nieodpowiedni sposób może skończyć się tragedią dla całego imperialnego miasta. 'Reaktor', bo takiego terminu używał magisterius Pattron, by funkcjonować rozgrzewa rdzeń do granic możliwości zwiększając rezonans elementu do maksimum. Rdzeń zaś wymaga stałego chłodzenia, by nie eksplodować już na niskich rezonansach. Prostolinijne psucie nie wchodziło w grę przy widmie eksplozji tego kalibru. Jedynym wyjściem zdaje się panel kontrolny i ręczna kontrola rezonansu.
Konstrukty z użyciem ciał dawców i zakute w śmiercionośne zbroje lwy, a teraz napromieniowani cząsteczkami z centralnej tuby wojownicy. 'Czarny Pan' wyraźnie ma wiele czasu i jeszcze więcej chęci, by uprawiać przeróżne eksperymenty. Paraliż ciała puścił dopiero, gdy czarne olbrzymy wyskoczyły ze swych inkubatorów na środek pomieszczenia. Od panelu dzieli Cię kilkanaście kroków i fanatyk 'Czarnego Pana' uzbrojony w rewolwer i długi, zakrzywiony nóż.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 24-09-2011, 17:15   #79
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Troll o wiele wyższy i odrobinę szybszy ode mnie nie napawał mnie pozytywnymi emocjami. Wątpliwym było, by zostało w nim coś z osoby, którą był przed tym, co go spotkało. Nie miałem wątpliwości, że nie jest tu od dziś. Na opalizującym ciele dostrzegłem wiele blizn i śladów po szwach.
Walka z tym czymś, co kroczyło w moją stronę była delikatnie mówiąc samobójstwem. Postąpiłem strasznie głupio nie posyłając w stronę tego kurduplowatego brodacza dwóch strzałów. Może teraz mógłbym sobie już odpocząć.
Zarówno z oględzin przeciwnika jak i z zamyślenia wyrwało mnie nadlatujące, zębate, metalowe koło zerwane przez czarnego waligórę ze ściany.
Koło zębate lecące w moją stronę zdecydowanie nie nadawało się do sparowania. Mój instynkt przeżycia zareagował niemal natychmiastowo, a moje ciało wykonało pierwszą myśl, jaką przyszła mi do głowy. Kucnąłem.
Masywny dysk szurnął tuż nade mną, musnąwszy moje włosy.
Zarówno moje ciało jak i mój mózg były przemęczone wydarzeniami dzisiejszego dnia. Potrzebowałem planu by wygrać z trollem. Samą siłą nie byłem w stanie tu nic zdziałać. Trzeba było użyć podstępu. Mózg pracujący na skraju swych możliwości w końcu podsunął mi taktykę. Cały czas obserwując swojego przeciwnika starałem się tak ustawić by stanąć pomiędzy trollami.
Zamiast tego po nieudanym rzucie troll ruszył na mnie z pełną determinacją, szybko. Ostatnie susy dzieliły go ode mnie, gdy zaczął unosić obydwie ręce łącząc je i napinając się do uderzenia, jakby zamierzał przerąbać mnie niewidzialną siekierą. W rzeczywistości olbrzym chciał jednym ciosem dosłownie wbić mnie w podłoże.
Umysł nie podsunął mi żadnego sensownego planu. Uciekać nie było sensu, troll był zdecydowanie szybszy ode mnie. Pozostawało mi tylko jedno. Było to strasznie ryzykowne i głupie, lecz dawało jakieś perspektywy powodzenia. Dobyłem swoje mieczo-rewolwery. Licząc na szczęście i zaskoczenie przeciwnika ruszyłem przed siebie. Troll był ciężki. Jeśli udałoby mi się go strącić z kładki, lub w ogóle sprawić, że kładka złamałaby się pod jego ciężarem miałbym gwarantowaną wygraną. Musiałem „tylko” ominąć mięśniaka najlepiej przy okazji uszkadzając mu nogi.
Manewr udał się. Granitowy olbrzym wyraźnie nie spodziewał się, że stawię mu czoła w połowie drogi. Wyglądało na to, że nie pierwszy, choć pewnie nie ostatni przegra przez złą pracę nóg- szczególnie po tym jak jedno z mych ostrzy nacięło poczerniałą skórę na ścięgnie achillesa trolla. Grzmotnął na kolana tuż za mną. Metalowe, napięte liny pisnęły, a kładka pod przeciwnikiem zaczęła rwać się. Kolejne metalowe oczka puszczały zapadając się pod ciężarem wojownika, który desperacko wbijając palce w dziurki usiłował wspiąć się na ‘grubszy lód’.
Kolejne liny twarde od napięcia pękają świszcząc dookoła, przecinając wszystko, na co napotkają, a troll walczący o życie czołga się do mych stóp.
Nie miałem ani chwili do stracenia. Musiałem się śpieszyć, jeśli nie chciałem spaść w dół ani zostać przecięty przez linę. Wyciągnąłem przed siebie mieczo-rewolwer i strzeliłem trollowi między oczy. Nie potrzebowałem pozbawiać tego ciała kolejny raz życia. Grawitacja powinna zrobić to za mnie. Nie było czasu na zamartwiania się przeciwnikiem. Moja osoba liczyła się dla mnie bardziej. Ruszyłem biegiem na koniec kładki. Zabłąkana lina musnęła moje plecy. Coś mi mówiło, że gdy tylko adrenalina w mym organizmie opadnie miejsce muśnięcia zacznie kurewsko boleć.
Znalazłem się na pewnym gruncie. Przystanąłem na chwilę i odwróciłem się by podziwiać moje dzieło zniszczenia.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 30-09-2011, 03:34   #80
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Przeciwnik był mojego wzrostu, niemal tak samo szeroki. W mig znalazł się tuż przede mną patrząc beznamiętnie prosto w oczy. Wąpltiwe, by zostało w nim coś z osoby, którą był przed tym co go spotkało. Nie było wątpliwości, że nie jest tu od dziś. Na opalizującym ciele widać było wiele blizn, śladów szwów. Z bliska jego ciało wyglądało podobnie do mojego. W przypadku obsydian esencję ziemi trzyma w kupie dusza - tu niewątpliwie działało to na innej zasadzie. Jego skóra wyglądała jak chropowata, połyskująca powierzchnia bryły węgla. Oględziny przerwał cios w brzuch - wykonany leniwie i nietechnicznie, ale zabolał jakby zadał go wzgórzowy olbrzym. Wolałem nie przypominać sobie skąd mogłem pamiętać cios olbrzyma, zwłaszcza że za nim poszedł kopniak, frontalny. Ani chwili spokoju w tym domu strachów, bolał mnie kark a teraz na dodatek jeszcze brzuch i to całkiem porządnie. Uchyliłem się na bok i zblokowałem kopniak protezą, jednocześnie zamachując się toporem na wysuniętą kończynę od dawna “martwego” trolla. Wyglądało na to że coś co tutaj raz padnie wcale nie pozostaje martwe na zbyt długo. Topór spadł na nogę oponenta, ale odbił się z metalicznym dźwiękiem krzesząc jedynie kilka iskier. Na czarnym udzie pojawiła się siwa pajęczynka pęknięcia. Troll odzyskał balans- chwycił mnie za bary i zaparł się pchając w tył, na trzeszczącą ścianę wirujących, metalowych kół.

Nie miałem czasu zarzucić na siebie tarczy, chyba nie zdziałałoby to i tak za wiele, zamiast tego, również się zaparłem, orichalkowym ramieniem założyłem dźwignię zaraz za łokciem trola, szybkim ruchem skierowałem topór w stronę potylicy stwora a zaraz potem puściłem broń i wspomogłem chwyt, na tyle żeby złamać mu ramię. No cóż, mogłem przynajmniej mieć nadzieję na taki efekt, choć dość niewielką wnioskując po ciosie topora i tym co zostawił po sobie.
Wszystko poszło sprawnie, ale zgodnie z moimi obawami efekt nie był doskonały. Ręka przeciwnika napięła się w dźwigni, ale nie pękła tak jak powinna. Troll tymczasem cholernie twardym łokciem drugiej ręki wywinął mi w okolice ucha wytrącając z równowagi. Cofnąłem się kilka kroków, patrząc jak przeciwnik rozpędza się do kolejnego, tym razem starannego, ciosu wręcz. Bolało, porządnie jak już dawno nie bolało kark był prawie unieruchomiony więc miałem dużo mniejsze pole manewru niż bym, tego chciał. Ustabilizowałem się szybko na nogach, obróciłem do połowy i odwinąłem orichalkowym ramieniem jak maczugą, starając się zgrać moment uderzenia trolla i swój, tak żeby pędy się nałożyły.
Tak też się stało - uderzyliśmy w siebie dokładnie w tym samym momencie. Silna jak taran pięść trolla twardo uderzyła mnie w twarz zostawiając na niej błyskawicznie piętno i wyciskając z nosa strużkę obsydiańskiej krwi. Po drugiej stronie pięściarskiego pata gruby, masywny moduł trzasnął przeciwnika w pysk powodując, że z jego pękniętej szczęki odleciało kilka przypominających metalowe płatki fragmentów. Olbrzym poleciał w bok ledwo zatrzymując się na wyjącej pod jego naporem barierce.
Szybko przetarłem ciemno-niebieską krew spod nosa i zamachnąłem się po raz kolejny z pól piruetu starając się przerzucić przeciwnika przez barierkę.

Nim troll zdążył się dobrze obrócić Ręka już była na miejscu. Wściekłość wyparowała z czarnego oblicza ustępując bólowi, gdy maczugowaty moduł miażdżył twarz posyłając w powietrze smugi przypominające sadzę. Siła uderzenia pomogła trollowemu cielsku przełamać barierkę. Bezwładnie runął w dół błyskawicznie zlewając się z czarną otchłanią.

Elf poradził sobie już z drugim problemem. Uczony jeszcze zmaga się z krasnoludem przy coraz szybciej pracującej maszynie, tylko czemu słyszałem tą tubę w swojej głowie. *Hanumanie, wiesz co to jest?* - rzuciłem w myślach do modułu, mogło się to wydawać niespełna rozumu, ale tutaj niewiele rzeczy miało cokolwiek wspólnego ze zdrowym rozsądkiem ostatnio. Szybko ruszyłem na pomoc człowiekowi, mimo wszystkiego co Gradek sobą prezentował, ciągle chciałem go żywego, najlepiej dostarczyć Lailos do przepytania w mojej obecności, ale najważniejsze w tym momencie było samo powstrzymanie go
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172