Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2011, 08:29   #81
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Dopiero z bliższej perspektywy instalacja zaczęła wyglądać na chorą i niemożliwą do realizacji teorię magisteriusa Pattrona… “Teoria rezonowania wysokoenergetycznego przy zastosowaniu zimnego ognia” - jakoś tak się to nazywało i w zasadzie Jonas uczestniczył w wykładzie bardziej z nudów niż po to, aby z rzeczoną teorią się zapoznać. Okazywało się jednak, że coś takiego da się zbudować... Prawdą również było, że podczas wykładu użyto takiej ilości słów “niestabilne”, “niebezpieczne”, “ryzykowne” i odmieniono to na wszystkie możliwe sposoby, że w zasadzie “zepsuć” było obecnie synomimem “wybuchnąć”; co natomiast posyłałoby całą okolicę do piachu tworząc sporych rozmiarów lej pod nową, głęboką na dodatek, zatokę. Należało więc skoncentrować się na opcji “wyłączyć” co zmuszało do przejęcia panelu kontrolnego. Chwilowo z boku Jonas pozostawił problem “jak wyłączyć” w najprostszym przypadku powinno wystarczyć poprzesuwanie gałek i pokręcenie pokrętłami - tak niebezpieczna maszyneria powinna mieć zabezpieczenia przed głupotą operatora. W gorszym przypadku trzeba będzie przejść szybki kurs obsługi... albo skończyć w spektakularnym bum. Problem jednak urastał do rangi rozprawy rocznej - poświęcić tysiące w imię zgładzenia jednego szaleńca, czy pozostawić sprawy w niezmienionej formie biorąc na barki ciężar decyzji, że te same tysiące zginą później w gorszych okolicznościach z ręki szaleńca?

Blake - to diabła nie jest uczelnia.
To nie dywagacja teoretyczna, którą można przerwać, iść na obiad, a potem do niej wrócić. Rozmowa z samym sobą może była objawem szaleństwa, ale pozwalała mi na zachowanie dystansu do całej tej sytuacji...

Skoncentruj się na... Gradek...
W innych warunkach mielibyśmy wiele tematów do rozmów, ale dziękuję, że pokazałeś mi do czego prowadzi osamotnienie geniusza.


Gdzieś tam z boku maszyneria generowała coraz większe prądy, które w postaci ładnych łuków elektrycznych zbiegały w dół po wieży generatora.




Czarny Pan zauważył jednak moje i oddał dwa strzały, które o mały włos nie chybiły. Po prostu świetnie...
Sytuacja była oczywistym problemem akademickim. Tarcza i trochę wiedzy versus nóż i pistolet. Oczywiście - akademickim. Blake myśl. Przed nożem można było jeszcze uciekać, ale pistolet był zdecydowanie zbyt szybki na ucieczkę... Pozostawała więc jedyna słuszna w tym momencie obrona zwana atakiem. Liczyłem na zaskoczenie przeciwnika i to, że uda się go wytrącić z równowagi, albo - mniej prawdopodobnie - zamienić z nim pozycjami na kładce. Dostanie się do panelu stało się kluczowe w tej chwili, inaczej wszystko mogło wylecieć w powietrze - z szaleńcami nigdy niczego nie było wiadomo...

Świrus na zaskoczonego nie wyglądał - wręcz obserwował Cię, bo posłał w Twoim kierunku kolejne dwie kule. W zasadzie to ja byłbym zaskoczony, gdyby on był zaskoczony - geniusze jednak mieli coś w głowie... Kule tymczasem uderzyły w puklerz odbijając się rykoszetem gdzieś w bok. Kilka kroków sprintu i wpadłem na Gradka - pewnie w samą porę. Krótka szarpanina skończyła się jakimś sukcesem - mniej lub lepiej osiągnąłem to czego chciałem - zmianę pozycji.

Stoję przy przypominającym w tej chwili kalejdoskop panelu, mając u stóp wytrącony krasnoludowi rewolwer. On sam kilka metrów dalej wykonuje krótki wyrzut z nadgarstka. Bolesne ukucie i czuję ciepło na lewym ramieniu, coraz niżej... Szybkie spojrzenie - z ręki, jakieś 3-4 centymetry pod barkiem wystaje krótki nóż do rzucania; pewnie to krew spływa w dół po ręce. Krasnolud tymczasem rusza na mnie z zakrzywionym ostrzem. Nie była to może pełnia szczęścia, ale wynik szarpaniny i tak przeszedł oczekiwania. Nóż w ręce musiał poczekać - zwłaszcza, że był w lewym ramieniu - póki co niech sobą tamuje krwawienie; będzie zresztą służył za broń jeżeli coś pójdzie źle... Były ważniejsze sprawy, takie jak kucnięcie i złapanie rewolweru. Jeżeli dobrze liczyłem musiały być w nim jeszcze naboje. Gradek był tylko kilka kroków dalej i zmniejszał dystans - wystarczyło więc skierować lufę w kierunku jego klatki piersiowej i pociągać za spust do charakterystycznego klik i braku odrzutu. Tak przynajmniej głosiła teoria, praktyka miała zaraz wejść w stadium doświadczalne. Zimna stal rewolweru trochę niepewnie wślizgnęła się w dłoń. Wcześniej tylko kilkakrotnie trzymałem rewolwer na strzelnicy czy jako eksponat muzealny czy akademicki; teraz po raz pierwszy zamierzałem go użyć przeciwko komuś... Krasnolud zatrzymał się - może lekko zaskoczony, może tylko obmyślający kolejne swoje posunięcie - wydawało się jednak, że jest w dość bezpiecznej odległości i, że mam go na muszce. "Strzelasz Blake?" - jakaś sekcja mózgu zadała oczywiste pytanie, na które znalazł się milion argumentów "za" i "przeciw" począwszy od tych całkowicie logicznych skończywszy na tych całkowicie metafizycznych...



Panel, prawie na wyciągnięcie ręki, migotał lampkami przypominając o jeszcze jednym ważnym uczestniku tych wydarzeń. Cofnąłem się praktycznie opierając o panel i kątem oka mu się przyjrzałem (nie tracąc z oczy Czarnego pana) starając się znaleźć jakieś opisy czy ustalić miejsca, w których majstrował Krasnolud. Gradek był chwilowo mniejszym niebezpieczeństwem i nie chciałem tracić czasu na zajmowanie się walką z nim - w tej sytuacji - zanim dobiegnie i zaatakuje nożem zdołam pociągnąć za spust i zasłonić się tarczą. Maszyneria wymagała natomiast atencji już teraz. Idealnym znaleziskiem na panelu byłby wielki przycisk z napisem "wyłącznik", ale na to nie liczyłem...
 
Aschaar jest offline  
Stary 26-10-2011, 21:47   #82
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Miniaturowa wojna przetaczała się przez kolejne pomieszczenie zamczyska- bezdenny warsztat- w chwili, gdy trójka przybyszów zawitała w jego progi. Prysnęły bańki kapsuł z których wystrzelili słudzy powoli zasługującego na swe miano, choć nieobecnego Czarnego Pana. Rusztowania śpiewały jakby echem cierpienia wszystkich umęczonych tu przez lata istot, a blaszana krata rwała się pod naporem sił jakie ścierały się w morderczej walce. Symfonii chaosu dopełniała błyskająca iskrami i sygnalizatorami, dudniąca tłokami maszyneria dookoła- nieustająca w szaleńczym, autodestrukcyjnym pędzie. Trójka znajomych wykazywała jednak olbrzymią wolę życia- swoim ogniem gasząc inne płomienie.
Otchłań przygarnęła w swe skromne objęcia kolejne owoce potwornych eksperymentów i sytuacja wyklarowała się nieznacznie. Elf usatysfakcjonowany rozwiązaniem jakie wynalazł na tę trudną sytuację obrócił się na pięcie od przepaści. Po drugiej stronie pomieszczenia człowiek trzymając na muszce krasnoluda powoli napierał na spust, gdy do akcji wkroczył 'Pomnik' stając na linii strzału. Potężny szpon z orichalkowych elementów chwycił karła niczym jastrząb porywa zszokowanego zająca, przyparł do ściany utrudniając nawet oddychanie. Celem wszak nie było rozerwanie na strzępy, a odpowiedzi.
Gradek jednak wyraźnie nie konstatował oczywistości wściekle szamocząc się w żelaznym uścisku. W chwilę poczerwieniał cały zalewając się śliną i łzami- nerwowe oko śledziło setki odcinków na minutę niemal wyskakując z oczodołu.

-Kimfff... kim jesteście?! Zmiażdży was! Za to co zrobiliście każe wam patrzeć jak wypruwacie się nawzajem, a potem zniewoli na wieki! - siły opuszczały go - Czarnoksiężnik was uwięzi, jak wszystkich, a mnie Helgahast osądzi podług tego co stworzyłem, po moim pięknym dziecku.. - oczy szaleńca ustały wbijając się gdzieś w sufit szklanym spojrzeniem.

Golem ledwie słyszał okrzyki Gradeka, ledwie zauważał jak ten odpływa. Oczyma przebijał smugi wirujące w tubie mimowolnie opuszczając szczękę. Niezachwiana, potężna sylwetka w oku tego sztucznego cyklonu trzymała w rękach powód całego zamieszania w postaci fosforyzującej kuli. Oblicze skalnego człowieka było zupełnie pozbawione wyrazu. Mentalny głos nasilił się:

- Od najwiękssszej w lewo, czerwony, pozosstałe dźwignie... sszybkoo... - niosącym się echem słowom towarzyszył nieopisany wysiłek.

Jonas nieco zaskoczony wkroczeniem obsydianina opuścił broń jednocześnie będąc świadkiem szamotaniny fatalnego przypadku wpływu nauki na umysł. Z ostatnimi słowy krasnolud wbijał wzrok ponad warsztat, być może do Pasji, ale magisterius dostrzegł tam coś jeszcze. Nieco powyżej szczytu tuby na półce połyskiwała błękitna poświata. Teraz jednak priorytetem był panel i bulgoczący niecierpliwie wulkan rozpędzonych cząsteczek.
Panel nie był w żaden sposób opisany- widać nikt inny nie miał obsługiwać maszynerii poza samymi gospodarzami laboratorium. Zestaw dźwigni, dwa płaskie przyciski i okrągłe zero wskazówek. Pięść Blake'a trzasnęła o pulpit luzując blachę. Śrubki puściły po kilku sekundach odsłaniając wnętrzności kontrolera, który okazał się dość prymitywny jak na technologię o którą się tu ocierano. Teoretycznie wystarczyło podążać przewodami do konkretnych części reaktora i unieruchamiać je na pulpicie w odpowiedniej kolejności. W praktyce brakowało czasu na takie metody.

Jednooki spoglądał jeszcze dalej. Zwężone w szparki oczy namierzały detale tworzące niespójną całość na jednej ze ścian warsztatu. Za całym tym zamieszaniem, dramatyzmem i wrzeniem machin znajdowało się coś co miało pozostać ukryte nawet w razie wtargnięcia obcych do środka- a to przyciągało z kolei uwagę elfa jak krew w wodzie przyciąga rekiny. Musiał jedynie minąć awanturę i znaleźć meritum owej sztuczności.

***

Płomień as Golem

Tego akurat nie miał w planach, puścił bezwładne ciało krasnoluda i ponownie złapał je swoją normalną ręką. Zwrócił się do człowieka, wyglądało na to że siedział w książkach i podobnych maszynach dość sporo.
- Od największej w lewo, czerwony, pozostałe dźwignie, tak przynajmniej powiedziała mi istota, która zasila cały ten mechanizm, prosiła też o pośpiech, nie, nie wiem czy to mądre lub bezpieczne. - Spróbował ocenić obrażenia, ale przeszkadzała mu sztywność w karku, najwyraźniej któryś z pozostałych będzie musiał wyciągnąć szpony z jego plecach. - Mógłby mi ktoś pomóc z tym co mam w karku? -

Karmazyn as Jednooki

Wzrok zawodowego typka spod ciemnej gwiazdy miał niewątpliwie tą zaletę, że wychwytywał wszystko, co cenne i wszystko, co inni tego typu osobnicy chcieli schować przed oczami zwykłych obywateli. Ja byłem szczęśliwym posiadaczem tego typu wzroku.
Teraz pozostawało jedynie dowiedzieć się cóż to za sztuczność tak mamiła mój wzrok. A czy ktoś mógł wiedzieć o tym lepiej niż nie pewien zdawałoby się oszalały przykurcz? A czy ktoś mógł lepiej wyciągnąć z niego informacje niż pewien skurczybyk pozbawiony skrupułów? Teraz pozostawało jedynie przekonać Posąg by dał mi na chwilę porozmawiać z krasnalem. To oznaczało, że musiałem być dla niego grzeczny. A według wszelkich norm grzeczności, jakie było mi w życiu poznać powinienem zareagować na prośbę moje dużego towarzysza. Tak też zrobiłem.


***

Wszystkie ściany poruszały się w obłędnym tempie sprawiając wrażenie jakby pomieszczenie ugniatało się do wewnątrz. Ruch mechanizmów stał się niedostrzegalny tworząc jedynie smugi. Trzaski i huk przeszły w gwizd w uszach. Gdy wszystko miało runąć tnąc i miażdżąc zgromadzonych w samym centrum dawców imion tryby okalające budowlę zwolniły wracając do mniej bolesnych dźwięków kojąco zwalniając. Proporcjonalnie do prędkości urządzeń tornado w wnętrzu tuby zanikało jakby rozpływając się w powietrzu. Niektóre, większe, drobinki pyłu jakie pozostały w zbiorniku wirowały do jego centralnego punktu- otwartych dłoni uwięzionego obsydianina. Lgnęły do świetlistej kuli zieleni oblepiając ją cieniem, przyćmiewając jej blask skrawek po skrawku. Wiązki elektryczne coraz rzadziej skakały po elementach i kablach. We wnętrzu pojemnika z wirującego pyłu coraz wyraźniej wyłaniał się kształt masywnej sylwetki o fakturze osmolonego sadzą kamienia. Zamiast metali szlachetnych żyłki na przedramionach i klatce piersiowej olbrzyma pompowały leniwie zieloną substancję. Twarz więzionego zakrywała masywna maska bez otworów na oczy, ucięta gdzieś powyżej ust.
Z ostatnim stukiem trybów z dziesiątek zaworów jednocześnie trysnęły fontanny sprężonej pary, która uchodziła jeszcze przez dłuższą chwilę. Kapsuła sapnęła tuż po nich uwalniając smużki białego dymu z ram śluzy.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 05-11-2011, 22:24   #83
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację

Prawie nie wierzyłem że to co się dzieje jest prawdą. Puściłem całkiem nieprzytomnego krasnoluda, przydeptując go jedynie delikatnie stopą, na tyle żeby nie mógł uciec gdyby przypadkiem zdecydował się obudzić. Obsydianin. To słowo dźwięczało w mojej głowie, kiedy patrzyłem na postać więźnia tuby, taki jak ja, tylko nieco inny.
- Długo Cię tu trzymali? - zagadnąłem zupełnie bezsensownie nie wiedząc do końca jak zacząć. Od wieków nie widziałem żadnego swojego ziomka, dosłownie.

Po rozsunięciu się zbrojonych drzwi pojemnika i ujściu pary ze środka jeszcze bardziej widać było wyniszczenie jakiego doznał zniewolony. Trzymające sferę ręce krępowały i podtrzymywały kajdany. Maska skrywająca twarz okazała się czymś bardziej na kształt hełmu - zawierał w wnętrzu bardzo drobne mechanizmy tak, że obsydianin przez cały czas obserwował działanie trybików wewnątrz. To wyjaśniałoby dlaczego panel kontrolny całej machinerii był tak prosty- prawdziwym, choć nie z własnej woli, operatorem przez cały czas był więziony w tubie obsydianin. Hełm podciągnął teleskopowy pręt wystający z sufitu tuby - wiązki elektryczne zatańczyły na pióropuszu kabli i anten na czubku osobliwego nakrycia głowy. Jego oczy świeciły jaskrawą zielenią, tą samą która zionęła z sarkofagów. Ledwie jednak przebłyskiwała spod ociężałych powiek.
- Mój pssszzyjaciel... zapomniał o mnie, zapomniał tak dawno temu... Mieliśśśmy zmieniać się co cykl..., To było tak dawno.... - wyświszczał wątłym głosem. Jego krtań przypominała dziurawy miech z którego powietrze uciekało kilkoma drogami. Oddychanie w tubie nie mogło być przyjemne podczas procesu rozszczepiania, a biorąc pod uwagę liczbę konstruktów, które broniły twierdzy zachodził co najmniej kilkakrotnie. Zakładając, że uruchamiano go jedynie do tego celu. Gdy hełm zaskoczył na miejsce w podsufitce kajdany puściły. Z kręgosłupa obsydianina inny wysięgnik wyszarpnął trzy wiertło-podobne igły. Tamten zawył z bólu i padł przed siebie wylatując z tuby. Przebłyskująca zielonymi świetlikami sfera poturlała się kawałek po metalowej podłodze niebezpiecznie kierując się w stronę otchłani. Moje oczy przyglądały się całej scenie streszczając mi wszystko co zobaczyły i tłumacząc poszczególne fragmenty, rozbijając je na części po to tylko żeby jeszcze bardziej wszystko zagmatwać. To chyba była tendencja rasowa, zastanawiałem się tylko kogo nazywał przyjacielem i kto miał by go zastępować. Cała aparatura przypominała jakąś sale tortur, ale jeśli sam tam wszedł, to raczej była salą przyjemności masochisty. Pokręciłem głową, przeleciało mi przez nią szybkie wspomnienie na co ja sam się kiedyś zgodziłem. Moduł przybrał formę dłoni w czasie kiedy cała maszyneria powoli zastygała w bezruchu, więc teraz sięgnąłem nim po sferę. Wyglądała jakby była czymś istotnym a z koloru błysków wnioskowałem że może niebezpiecznym, a już się szykowała do upadku na sam dół.
- Przypilnujcie krasnoluda, trzeba się będzie chyba stąd niedługo ewakuować. - podszedłem do leżącego na ziemi, do niedawna więźnia tuby. - Dasz radę wstać, czy trzeba cię będzie wynieść? - zapytałem dotykając jego ramienia.
- Taak, prossszę.. pomóżż mi.. - wsparł się na moim ramieniu, a z dziur w jego plecach leniwie wypływały strużki zielonego, fosforyzującego płynu - Chcę... chcę zobaczyć mego pssszyjaciela.. nim odejdę.. - zakaszlał, wypluł to samo czym krwawił na metalowe kratki platformy.
- No, tylko przypadkiem mi tu nie umieraj, dobrych kilkaset lat nie widziałem kogoś ze swoich i nie po to tu schodziłem żebyś teraz umarł, co to w ogóle za przyjaciel o którym mówisz, gdzie można go znaleźć? - Pomagałem ziomkowi stanąć jako tako na nogi, ale nie wyglądał najlepiej.


Jego oczy mówiły coś innego, ale usta napięły się w namiastce uśmiechu.
-Nie jesteśśśmy już nimi, jaa.. i Ty.., nie jessteśśmy. Odmieniono nass, czułem Cię gdy wessszliście, wołałem, ale byłeśś zbyt daleko. Ty, ja, mój pssszyjaciel- jessteśśmy inni... - kaszlnął znowu brudząc- tym razem obklejając substancję jedną z barierek -Jeessst.. tam. - wskazał kierunek z którego przyszliście.
- Nieważne czy jesteśmy, coś w nas zostało, jest tu jeszcze ktoś żywy poza nami? Nie wiem kto cię tu tak naprawdę zamknął, ale ktoś po prostu zaczął cię wykorzystywać i to miejsce do czegoś dziwnego, pełno tu było konstruktów, zupełnie podobnych do tych tworzonych przez horrory, ten zaś. - tutaj wskazałem na Gradeka. - Chyba całkiem oszalał, wziął się za robienie pancerzy ze znamieniem. - Przed oczyma przelatywały mi możliwe rozwiązania, czy jego przyjaciel był również obsydianinem, tak samo zmienionym jak ja i on, czy może to jeszcze jakiś inny dawca poddany podobnym eksperymentom. To że mnie czuł niepokoiło, ale było wiele istot zdolnych do takich rzeczy, nikt kto przeżył pogrom od początku do końca nie był już normalny. Każdy nabrał takich czy innych umiejętności, płacąc oczywiście swoją cenę. Tylko że ten tutaj nie wyglądał zdrowo.

Zmarnowany obsydianin otwarł usta, ale nie wykrztusił słowa. Obejrzał się dookoła.
- Osszukał? Niee.., zrobił cośś znaacznie więccej. Nikt żywy nie wytrzymał.. - spojrzał smutno na krasnoluda leżącego na ziemi - Chodźmyy.. - wyjęczał, kierując chwiejne kroki na kładkę faktycznie niemal tylko przebierał nogami - zawieszony na mnie, bezsilny, ledwie trzymający głowę w pionie. Nie podobało mi się zupełnie to co powiedział. Czy stał się nieumarłym, konstruktem, wyłączonym z cyklu życia i śmierci? Może sprzedał duszę horrorowi, przed którym jednocześnie miał bronić innych, Było tak wiele gorszych opcji że zamilkłem, przez chwilę po prostu pomagając mu stać. Elf najwyraźniej też miał parę pytań do niedawno oswobodzonego, zamilkłem więc po prostu czekając co tamten wymyśli.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 11-11-2011, 12:23   #84
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Eh… Dlaczego los zawsze blokował najłatwiejszą drogę? Z całą pewnością nie byliśmy przyjaciółmi. Kolegami pewno też nie. Ten pieprzony krasnolud musiał zemdleć akurat teraz? Mógł przecież łaskawie poczekać aż go przesłucham i wyciągnę z niego to, co mi było potrzebne. Teraz musiałem dowiedzieć się wszystkiego samemu. Chociaż… Pobratymiec Posągu w końcu tu “pracował”. Zapewne od dłuższego czasu. Powinien wiedzieć, co za tajemnice czekają za sztuczną ścianę. Tylko czy będzie chętny do rozmowy ze mną?
- [i]Czy mógłbyś mi powiedzieć ,co tam jest? [i]– zapytałem wskazując w górę. Miałem nadzieję, że odpowiedź będzie w miarę składna i konkretna. W sumie wystarczy mi by w ogóle była.
Sam tymczasem wziąłem się za szukanie mechanizmu otwierającego, na wypadek gdyby pół-żywy dawca imion zwlekał z odpowiedziami. Szybko namacałem rowki dzielące poszczególne płyty- nie były to drzwi jakie się widywało w rezydencjach kupców, ale już mniej zaskakiwały w tym pełnym dziwnych urządzeń i osób piekiełku.
- Pracownia.. tego tu.. - usłyszałem odpowiedź byłego więźnia i odwróciłem się w samą porę by zobaczyć jak ledwie podniesioną ręką wskazał omdlałego.
Znalazłem niewielki przełącznik u podnóża tuby po prawej - zmiana jego pozycji zaowocowała brzęczeniem gdzieś za ścianą. Pierwszy kwadratowy panel o długości nie więcej niż metr obrócił się wokół własnej osi i przywarł gładko do pierwotnej powierzchni. Oddech później kilka paneli w ścianie zawirowało kierując podmuchy powietrza na sterownię. Kolejny oddech i kilkanaście wirujących paneli zaczęło się łączyć, zaginać jak kartka papieru, nakładać jeden na drugi, by w końcu zniknąć u góry uformowanego przejścia. Wewnątrz istotnie był warsztat.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. W warsztacie krasnoluda można było znaleźć wiele cennych, ciekawych przedmiotów. W warsztacie szaleńca krasnoluda mogło być też w cholerę pułapek. Wszedłem ostrożnie do środka. Pierwszy krok, szybki oddech, gotowość do ucieczki w razie potrzeby. Głęboki oddech ulgi. Drugi krok i powtórka z „rozrywki”. Życie włamywacza było ekscytujące, lecz w wielu wypadkach krótkie. Na szczęście ja należałem do grupy, która przeżywała włamania. I nie miałem najmniejszego zamiaru teraz tego zmieniać.
Uznawszy, że nic mi nie zagrozi stanąłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Mój wzrok szukał wszystkiego co mogło przynieść mi jakieś korzyści majątkowe i nie ważyło zbyt dużo.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 15-11-2011, 21:19   #85
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Żelaznoręki Golem pewnie chwycił toczącą w stronę przepaści kulę skondensowanej energii. Metalowe protezy grubych jak bagiety paluchów modułu opięły się na niej- niczym statyw, tak jakby do tego zostały stworzone. Stojąc nad czarną otchłanią kula wydawała się przejrzysta, a wirujące wewnątrz smugi zastygły na jego oczach. Hanuman zadrżał, gdy w jego wnętrzu najwidoczniej od dawna nieużywany mechanizm zaskoczył na bieg zadając właścicielowi krótkotrwałe, acz bolesne ukłucie. Obejrzał się za siebie, ale towarzysze nie poruszali się- zastygli w bezruchu. Jedynie obsydianin na klęczkach dyszał ciężko, choć zdawał się równie nieobecny co pozostali. Wrócił wzrokiem do Ręki. Kula wibrowała w uścisku otrząsając się z czarnego pyłu sypiącego się na podłogę pozostawiając między palcami zwartą sferę zielonej substancji. Przez nią na wewnętrznej stronie dłoni trzy poprzeczne elementy przekręciły się dosłownie otwierając dłoń. W środku kręciły się błyskawicznie zakrzywione zębatki rozchodzące się wszerz by ukazać kolejne rzędy swych sióstr coraz bardziej przypominających zęby bestii. Palce samowolnie zacisnęły się na kuli wpychając ją w mechaniczne szczęki, które piłowały ją na drobne kryształki osypujące się w głąb gardła- żyjącego własnym życiem kłębowiska kolejnych szczęk, sięgającego głębiej niż to możliwe przy długości Ręki. Przez jej powierzchnię- pomiędzy poluzowanymi nagle elementami protezy przemykały znajomo zielonkawe ogniki. Cały proces zatrzymał się tam gdzie kończył się Hanuman.

~ Nareszcie wypuściłeś mnie z tej ciasnej jak orzech komory tłumienia... - głos w Twojej głowie miał źródło w Ręce, brzmiał niecierpliwie, potężnie.

Kula zniknęła w paszczy Hanumana tak jak sama paszcza zasklepiła się trzema poziomymi blaszkami z orichalku tworzącymi symbol, wróciła władza w Ręce, a świat dookoła znowu ruszył. Poszkodowany eksperymentem obsydianin wymagał pomocy. Elf zmagał się z czymś w okolicach ściany. Człowiek sprawiał wrażenie sparaliżowanego całą sytuacją- oniemiały wbijał wzrok w wnętrze tuby z której wypadł 'procesor' całej maszynerii. Jakby tego było mało- Hanuman mówi.

* * *

Za ukrytymi drzwiami ukazało się drugie wnętrze warsztatu- jak drugie dno. Jeśli poprzedni był pracownią kogoś manipulującego życiem i śmiercią w najwymyślniejsze sposoby, to ten był jedynie pracownią zdolnego, ale udręczonego konstruktora niemogącego spać po nocach.
Solidne stoły dosłownie przesypujące się częściami, pół-gotowymi konstrukcjami, woluminami i rozciągniętymi schematami. W solidnych kleszczach imadeł wbudowanych w pulpity tkwiły silniki i siłowniki. Pod jednym z biurek cicho furczała maszyna generatora prądu. Tam gdzie nie było stołu były rozciągniete na metalowych linkach szkielety w różnych stadiach uzupełnienia w części- Gradek zdawał się eksperymentować z różnymi konfiguracjami. Dalej- warsztat rusznikarski. Gallad podszedł doń z nadzieją na znalezienie amunicji. Dwie skrzynki u nóg stołu były jej niemal pełne- najróżniejsze rozmiary i wykonanie, ale zdecydowanie wystarczy by wypełnić magazynki. To co prawdziwie zasługiwało na uwagę znajdowało się powyżej. Na pulpicie rusznikarza, w stabilnym i wyłożonym miękką tkaniną stojaku spoczywała broń-majstersztyk.



Tuż pod karabinem otwarta księga i ilustracja celownika broni- czaszki niepokojącej istoty rozwierającej drapieżnie szczęki, trzymającej w zębach pierwsze, rubinowe szkiełko lunety. Podpis pod spodem głosił staranną kaligrafią:
Pamięciożerca...

Dalsze linijki, strony..- księgi zawierały treść i szkice opisujące broń, jej budowę, proces wyrobu amunicji...- wszystko brzmiało miejskiemu elfowi na brednie, ale patrząc na cudo nie sposób było nie wierzyć w ani jedno słowo- nawet te o cenie jaką płaci się za strzał przez lunetę. Gradek mógł skończyć jako służalczy świr, ale potrafił wyrabiać broń o jakości jakiej Jednooki był koneserem. To przypomniało mu jak zdobył dobywane po dziś strzelające miecze i jak wtedy skończył ich twórca.

Zajrzawszy pospiesznie do środka Golem porwał jedynie z jednego ze stojaków solidny topór oburęczny. Wyglądał na nieco stary przedmiot, ale krawędzie wciąż błyszczały bielą ostrości.


Golem i Jednooki wychodząc z warsztatu mogli jedynie biernie patrzeć jak otrzeźwiały Gradek zrywa się na równe nogi dezorientacją. Jak z obłędem w oczach dźga obsydianina w kark u podstawy czaszki. Jak rzuca się na stojącego doń plecami [b]Blake’a[/i] zapatrzonego w złożoność warsztatu. Zdążyli jedynie zerwać się do pomocy, gdy krasnolud wskoczył człowiekowi na plecy i brudnymi łapskami złapał uczoną głowę wpychając palce do oczu, ust, nosa. Byli o sus, gdy ciało Jonasa runęło w czarną otchłań. Gradek niemal podzielił jego los- w ostatniej chwili z zręcznością o jaką nikt by go nie podejrzewał i z diabelsko zadowolonym grymasem na twarzy odepchnął się nogami od pleców ofiary. Blake z furkotem pomknął w dół. Szaleniec doskoczył kładki po drugiej stronie.

-Rrrooobaaalee..., gniiiidyyyy.. nie zdążycie go powstrzyymać - wytarł rękawem zroszoną potem twarz - Trzymałem was dość dłuugoo.., rytuał dobiega końca..., taaaak. Koniec! ... jest bliskii!! - wykrzyknął nasłuchując czegoś, śledząc nerwowym wzrokiem linie sufitu, po czym popędził w głąb twierdzy.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."

Ostatnio edytowane przez majk : 15-11-2011 o 21:22.
majk jest offline  
Stary 18-11-2011, 09:06   #86
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Byłem oszołomiony głosem, ciężko mi było powiedzieć, czy to Hanuman, czy coś nowego, co wcześniej napędzało tą maszynerię. Było to niepokojące, chociaż w nie mniejszym stopniu niż obraz jaki przedstawiał moduł. Zębatki sprawiały upiorne wrażenie, można się było zastanawiać czemu mnie również nie pożarł, ale prawdopodobnie tylko dlatego że byłem czymś w rodzaju jego nosiciela i beze mnie utknąłby w jednym miejscu na wieki. Możliwe że po prostu nie byłem w jego typie i menu. Trzeba było przejść nad tym do porządku dziennego. Ruszyłem w stronę warsztatu, który znalazł i otworzył elf. Długouch mógł śmiało zabierać dziwną konstrukcje strzelecką, ja nie dałbym nawet rady z niej wystrzelić. Za to sięgnąłem po topór, wyglądał na solidną robotę, chwilę oglądałem pozostałe przykłady kunsztu Gradeka, ale w końcu wyszedłem z pomieszczenia. Odrobinę za późno.

Dla Jonasa nie byłem w stanie już nic zrobić, za to krzyki szalonego krasnoluda niosły ze sobą realną groźbę. Było oczywiste że faktycznie próbował nas przed czymś powstrzymać lub opóźnić, po plecach przeszły mi ciarki. Zacząłem biec wgłąb, prosto za długobrodym.
- Nie wiem jak ty, ale jeśli to naprawdę spory rytuał, to chcą wykorzystać dziewczynę po którą przyszedłeś. - rzuciłem do elfa. - Wiesz co próbuje wezwać? - Rzuciłem tym razem do obsydianina, który najwyraźniej mógł być w komitywie z czymkolwiek, co nas jeszcze czekało.
- Nie zamierzam jej ratować za cenę własnego życia. – odpowiedział Jednooki biegnąc obok mnie – Mogła się nie włóczyć byle gdzie. Jej szefowa nie wypłaci się do końca życia. – mówił dalej. – A teraz dorwijmy tego cholernego karła. Zaczyna mi już działać na nerwy.
Nic nie odpowiedziałem, ruszyłem tylko za krasnoludem, elf miał rację, możliwe że nie było sensu ratować za cenę własnego życia. O ile rytuał o którym wspominał brodacz nie sprawi że nasze życia staną się nagle bezwartościowe. W starciu z czymś co można było przyzwać w tak makabryczny sposób o jaki podejrzewałem tego całego tajemniczego, mogliśmy nie mieć szans. Nie zmieniało to jednak niczego, dalej goniłem Gradeka.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 18-11-2011, 21:39   #87
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Broń majstersztyk. Właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Karabin wyborowy z najwyższej pułki. Tylko ta nazwa i cena za użycie lunety. Jedyne nie fajne cechy Pamięciożercy, jakie mogłem teraz znaleźć. Reszty poszukam później w księdze lub -co bardziej prawdopodobne- odkryję na polu walki. Chwyciłem najpierw za płaszcz. Zdjąłem go z siebie i używając swojego noża przerobiłem go na coś w rodzaju szelek, dzięki którym przymocowałem księgę do pleców. Coś mi mówiło, że będzie ona dla mnie bardzo przydatna i że lepiej bym ją dokładnie przestudiował. Następnie wziąłem karabin i wyszedłem z warsztatu.

Śmierć człowieka nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Sam był sobie winnym. Kto to widział by stawać do przeciwnika plecami i odpływać umysłem w nieład. Wyraźnie było widać, że profesorek nie przywykł do pracy w terenie. I doświadczenia już raczej nie nabędzie.
Widząc, że brodaty kurdupel patrzy w sufit mój wzrok też odruchowo tam podążył. To był błąd. Nie zobaczyłem tam nic ciekawego, a w między czasie mogłem odstrzelić pewnemu krasnalowi łeb.Teraz już było na to za późno. Przynajmniej z tego miejsca. Ruszyłem w ślad za Posągiem. Nie żebym chciał pomścić człowieka. Mnie się po prostu nie wkurwiało. A każdy, kto to zrobił miał tylko jedną szansę na przeżycie. Zabić mnie zanim ja zabiję jego.

Zmusiłem myśli do powrotu w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie. Nie miałem najmniejszego zamiaru skończyć jak uczony. Musiałem skupić się na wyszukiwaniu wszelkich pułapek jakie mogły jeszcze na nas czekać. Po wizycie w warsztacie krasnoluda raczej już nic mnie nie zaskoczy. I obym się nie mylił.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 01-12-2011, 10:15   #88
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Poturbowany krasnolud pędził przez komnaty jak wicher czując na plecach oddech pogoni. Instynkt nie pozwalał się zatrzymać, nie dopuszczał możliwości porażki przed tryumfem swego mentora. Musiał stawić się u jego boku, ostrzec, śmiać się z męki tych, którzy ośmielili się przeszkadzać w pracy i rozkradać własność. Obraz elfa z przewieszonym przez ramię Pamięciożercą motywował go jeszcze bardziej- nie mógł stracić tak długo opracowywanego wybawienia, to nie wchodziło w rachubę. Ociekający fosforyzującą zielenią krwii obsydianina sztylet pośpiesznie położyłł na piedestale przed starożytną królową. Z oczodołów, które wcześniej opróżnił z klejnotów Jednooki dwa promienie bladego blasku padły na ofiarę złożoną na piedestale przez Gradeka. Sztylet wystawiony na wzrok pomnika monarchini momentalnie zaczął odparowywać posokę.
W czarnej barierze po jego prawicy smolista substancja wydała z siebie krótki bulgot, zawirowała leniwie. Okrąg o średnicy niecałych dwóch metrów- wirował szybciej w środku i nieco wolniej na obrzeżach. Po kilku sekundach poruszał się tak szybko, że stał się niemal przezroczysty, zanikł tworząc przejście na drugą stronę. Gradek już nabierał rozpędu, gdy uparci goście wyskoczyli zza wrót cuchnącego legowiska.

 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 07-12-2011, 10:48   #89
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Jednooki klęknął na jedno kolano jednocześnie niemal ściągając z pleców Pamięciożercę i przykładając go do ramienia. Broń wycelowana została w krasnoluda. Elf spojrzał przez lunetę. Postać brodacza urosła do niebotycznych rozmiarów. Spiczastouchy mógłby przysiąść, że był w stanie dojrzeń żyłki w oczach Gradeka. Wspomnienie w zamian za zemstę. W tym wypadku nie była to wysoka cena. Szczególnie, że przez prawie sto lat Gallad zdobył wiele wspomnień. Karabin wypluł pocisk, który ze świstem ruszył w stronę swej ofiary. Jednooki natomiast poczuł w swoim umyśle pustkę, której za cholerę nie mógł wypełnić. Zapłata została pobrana.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 07-12-2011, 13:53   #90
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Potworny celownik wyciągnął z oka elfa obrazy, pochłonął je bezpowrotnie wsysając- wizja w szkiełku lunety nie tylko powiększała przy tej niewielkiej ilości światła, ale też wyostrzała obraz tonując czerwienią i pogrubiając kontury czernią. Mimo początkowej dezorientacji oddanie strzału przyszło niespodziewanie łatwo. Klank spustu był ledwie słyszalny, porównywalny z tykaniem zegara, odrzut co prawda pchnął strzelca o krok w tył, ale nie był tak bolesny jak możnaby się spodziewać przy takiej broni. Pocisk opuścił długą lufę z błyskiem, świst towarzyszący lotowi pocisku w uszach strzelca musiał brzmieć jak muzyka- lekki, błyskawiczny, zabójczy.. W tej samej chwili szykujący się do wyskoku Gradek został zmieciony z obranej trajektorii. Pocisk trafił w głowę powyżej ucha zostawiając za sobą niewielką dziurkę, z drugiej strony rozrywając czaszkę na strzępy. Bezwładne ciało runęło w kąt. Przejście zamknęło się tuż po tym z powrotem czerniejąc do smolistego, pół-ruchomego betonu.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172