Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2011, 18:57   #1
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ruszyli w drogę. Jedni pieszo inni zaś na wozie. Nie byli zbyt rozmowni a jedyne tematy, na które mogli pogadać dotyczyły dziwacznego zachowania i odpowiedzi panny Lukrecji, oraz całej tej sprawy. Wszystko śmierdziało na milę i wiedział to każdy, sprytny Bruno, kobieciarz Wolfgang i stereotypowy wojak Garran. Mimo wszystko nagroda nie była taka zła. Czy warta świeczki? Żaden z nich nie mógł tego stwierdzić. Żaden z nich nie wiedział, z czym tak na prawdę przyjdzie im się zmierzyć w Ostrovie. Cały dzień maszerowali. Pogoda nie dopisywała. Już kilka godzin po wyruszeniu niebo zakryły czarne chmury. Strugi deszczu w momencie runęły im na głowy psując do końca nastroje i zapały. Garan zaklął szpetnie w języku khazadi kręcąc głową. Kompani faktycznie mieli prawo być zdenerwowani parszywym losem, który postanowił uprzykrzyć im drogę. Późnym południem dogonili wyalienowanego Rudolfa, który zwyczajnie nie wrócił poprzedniego wieczoru do karczmy.

~***~


Samotnie maszerujący Rudolf nigdzie się nie spieszył. Wiedział, że obrał dobrą drogę i że nowi kompani go dogonią. To była tylko kwestia czasu. Marsz przerwał, kiedy uznał, że ktoś go obserwuje. Nie bał się tego uczucia, był podróżnikiem, natura była jego żywiołem. Czuł to nie raz, kiedy przechodził w niedalekiej odległości od watahy wilków czy pary niedźwiedzi. To było jednak coś innego. To nie było tego typu obserwowanie. Rozglądał się dyskretnie. Wtedy dostrzegł wóz nadjeżdżający z daleka. To był wóz z jego kompanami. Uczucie obserwacji nagle przestało go dręczyć, jakby tajemniczy obserwator dostrzegł zbliżający się wóz i odpuścił. Wóz z tamtymi zrównał się z Rudolfem i cała grupa ruszyła razem...

~***~


Minęły trzy dni od momentu, jak grupa wyruszyła z Gabshert. Właściwie kończył się drugi dzień. Mieli szczęście. Deszcze przestał padać kilka godzin temu i mogli rozpalić ognisko i w końcu się ogrzać i wysuszyć śmierdzące już wilgocią i ciężkie ubrania. Towarzysze zdążyli trochę się poznać. Krótkie i mało konkretne rozmowy poznały wysnuć pierwsze wnioski na temat współtowarzyszy.
Siedząc w kole wokół ogniska spoglądali po sobie. Trzaskający ogień dawał miłe dla ducha poczucie bezpieczeństwa.
Sielanka została przerwana przez zszokowaną minę Wolfganga, który w momencie pobladł. Każdy, kto widział jego minę, wartko spojrzał się w kierunku, w którym on sam patrzył. Wilki. Było ich sporo. To ich odbijające światło ogniska ślepia odbijały się w ciemności zdradzając ich bliskość i cel, który sobie obrały. Było ich sześć, lub siedem. Najdziwniejsze było to, że wataha czworonogów nie obawiała się w ogóle ogniska...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 23-10-2011, 20:34   #2
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Dogonili go szybciej niż się spodziewał. Nie mógł już dłużej się od nich izolować. Na uprzejmą propozycję Niklasa odpowiedział skinieniem głowy i wskoczył na wóz. Ściągnął plecak i krótki łuk z ramienia, zaś kij położył na dnie paki. Owinięty w nowy, zdobyczny płaszcz zapadł w coś w rodzaju drzemki. Przedtem zdążył tylko powiedzieć to co wcześniej zaniedbał.
- Nazywam się Rudolf, po prostu Rudolf.

Na postoju zaimponował towarzyszom błyskawicznym rozpaleniem ogniska, wyborem miejsca na obóz i naniesieniem suchego opału. Normalne dla człowieka lasu i traktu umiejętności. Miał do tego dryg i się z tym nie krył. Robił krótkie wypady wokół obozowiska i z jednego nawet przyszedł z królikiem. Był spokojnym pożytecznym kompanem. Może trochę zbyt cichym...
Z początku nawet się cieszył z odmiany, z tego że jest do kogo zagadać, że ktoś pilnuje kiedy ty spisz. W chwili gdy zostali otoczeni przez dziwne wilki przeklął wszystkie te myśli. "Jest zwierzyna to i myśliwi się znaleźli."
Przez chwilę chciał się bliżej dziwnym przybyszom przyjrzeć wszystkimi swoimi zmysłami, ale dziwne zachowanie sprawiło, że uznał to za zbyteczne.
- No to witamy w Sylvani przybysze- zwrócił się do towarzyszy, po czym mocniej chwycił kij.
 
Ulli jest offline  
Stary 26-11-2011, 19:40   #3
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Dobra... Zrobim tak...- niezbyt urodziwy Rudolf wejrzał na kompanów. Właściwie zdziwili się faktem, że przemówił, bo z zasady do tej pory milczał, przydając się głównie w czasie podróży do Ostrova.
-Zabiore ze sobą dwóch albo trzech i pójdziem szukać tego wojaka całego Arvana. Niech będzie Max, Bruno i Wolfgang. O! My to się znamy najbardziej na poruszaniu się z dala od cywilizacji. Wolfgang i Bruno dobrze strzelają to damy sobie radę...- zamyślił się -Reszta niech idzie do kopalni. Nam nie pomożecie a tam nie trzeba będzie żadnych zdolności traperskich żeby kogoś odnaleźć... Mata krasnoluda to krzywda wam się nie stanie, a uczony...- wejrzał na Erasmusa -Pomoże w rozstrzygnięciu spornych kwestii. Nie traćmy czasu. Raczej wam się nie uda dotrzeć do kopalni i z powrotem. Zobaczymy się jutro, późnym południem, jeśli nie będziecie za dużo marudzić w kopalni. Może zdążycie dotrzeć tu wcześniej, jeśli ruszycie nocą, ale nie wymagamy od nikogo więcej poświęcenia niż to za które nam płacą. Chodźta.- wejrzał na tych, których obrał sobie za kompanów i cała czwórka opuściła karczmę.

Rudolf, Bruno, Max, Wolfgang

Mężczyźni ruszylu za Rudolfem. Milczeli jak do tej pory. Najbardziej gadatliwy z całej czwórki Wolfgang nie bardzo miał wspólnych tematów z łowcami i traperem. Zdecydowanie wolał towarzystwo bardziej rozmownego Erasmusa, głupawego khazada, czy już nie wspominając o przedstawicielkach płci pięknej. Pierwej kompani zahaczyli o starca, który stał na polanie nieruchomo przyglądając się obrzeżom lasu. W zasadzie, wszystko co wiedzieć powinni, już wiedzieli, nie było sensu pytać go o coś, co już usłyszeli z ust Richarda czy też jego córy.
-Czego szukamy?- spytał w końcu Bruno, poprawiając kapelusz.
-Arvana, lub śladów śmierci zabitych. Cokolwiek co może pomóc.- rzekł Rudolf -Może trafimy przypadkiem na ślady tego przyjaciela niedźwiedzi, o którym mówił ten dziadyga.-
Kompania zagłębiła się w las.

Garan, Erasmus, Kund, Niklas, Heinrich

Nie tracili czasu. Ruszyli najszybciej jak się dało. Wóz Niklasa przydał się teraz niezmiernie. Wszak tamtej czwórce w wędrówce po lesie nie byłby zdatny, oni zaś mieli prostą drogę, więc mogli śmiało korzystać z wygód czterokołowca. Kamienista ścieżka nie była przyjemna dla siedzących mężczyzn, jednak z pewnością poobijane dupy, były z całą pewnością mniejszym złem, niż znaczne zmęczenie marszem.
Na obrzeża kopalni dotarli niedługo przed zmierzchem, choć aura mrocznej Sylvanii sprawiała, że już od dobrych dwóch godzin mieli wrażenie, jakby już był wieczór. Na szczęście tego dnia, pogoda nie sprawiła im niespodzianki i nie zastał ich żaden deszcz, suchy wiatr, czy też inne niespodzianki mniej związane z naturą. Wejście do jaskini, w której znajdowały się wydobywane złoża srebra było otoczone niewielką drewnianą palisadą. Zdecydowanie, przed wejściem do kopalni znajdował się obóz, w którym może porządku pilnowali przekabaceni przez zarządcę kopalni milicjanci, którzy wybrali ochronę tego miejsca, od pilnowania bezpieczeństwa w Ostrovie.



Bruno, Max, Wolfgang, Rudolf

Podróż trwała cały dzień. Najbardziej odczuł ją znużony poszukiwaniami śladów Wolfgang. Zdecydowanie był człekiem bardziej przebojowym, potrzebującym trochę bardziej zajmujących czynności. Rudolf co chwila robił postoje, wąchając trawę, przeczesując krzaki, czy też rozglądając się dookoła. Dopiero, gdy dotarli nieopodal wydeptanej ścieżki w końcu natrafili, na coś co mogło ruszyć w jakiś sposób sprawę.
-Cóż to?- spytał zaintrygowany Max, dostrzegając coś wystającego z gęstych krzewów.
-Noga...- burknął Bruno. Kompani zbliżyli się i wyciągnęli za ów kończynę trupa. Był to człek w sile wieku o łysej czaszce. Jego czerwono białe szaty, były mocno rozszarpane i pokrwawione, na łysej głowie znajdowała się spora szrama po ciosie ciężkiej broni, może dwuręcznego miecza, może topora.
-Kapłan Sigmara...- syknął Wolfgang, gdy widząc rzemień na szyi, odsunął pofałdowaną szatę i dostrzegł srebrny symbol komety z dwoma ogonami.
-Więc, dlatego nie przybył do wioski... Ciekawe ile tu już leży... yyy...-

Max urwał zdanie w pół, gdy w jego ciało, z charakterystycznym dźwiękiem uderzyła drewniana strzała.
-To pułapka!- warknął Rudolf zrywając się z miejsca, nie zdołał jednak uciec zbyt daleko, gdyż kolejna ze strzał trafiła go w brzuch. Mężczyzna padł błyskawicznie i choć żył to jednak, głęboko utkwiony pocisk nie dawał mu zbyt wielkich szans na przeżycie. Wiedzieli o tym Bruno, oraz Wolfgang.
-W nogi! Musimy uciec z ich terenu!- krzyknął Bruno. Mężczyźni rzucili się do ucieczki. Strzały świszczały za ich plecami, co chwila chybiając celu, raz trafiając w jakieś drzewo, a raz wbijając się w miękką, leśną glebę.
-Szybko! Szybko! Nie oglądaj się za siebie!- poganiał łowca nagród. Udało im się. Opuścili gęstwinę, znajdując schronienie za sporym głazem. Bruno naciągnął kuszę, zaś Wolfgang dobył swych pistoletów...

Garan, Erasmus, Kund, Niklas, Heinrich


Byli gotowi na wszystko. Obnażone ostrza były ich ubezpieczeniem, w razie niespodziewanego ataku, kogokolwiek. Obóz, w którym niegdyś pilnowano wejścia do kopalni, był od jakiegoś czasu opuszczony i to w popłochu. Porozrzucane przedmioty, niezagaszone wodą, czy piachem ogniska, które wypaliły się same z siebie, oraz ślady krwi na ziemi. Byli pewni. Coś tu się musiało wydarzyć. Pewnie dlatego do Ostrova od jakiegoś czasu nie docierały żadne wieści z kopalni.
-I co teraz?- warknął Garan, przeczuwając, że odpowiedź może być tylko jedna.
-Idziemy do środka.- odrzekł Erasmus. Rudobrody zabójca trolli tylko się uśmiechnął kątem oka. Czuł, jak napięcie rośnie w powietrzu. Czuł, że tego wieczoru może utoczy komuś krwi. Może nawet stanie do walki z odpowiednim przeciwnikiem.
-No to w drogę.- syknął Kund.

Bruno, Wolfgang

-Ci... Ci...- syknął łowca zrzucając z głowy kapelusz. -Gdzieś tu są...- dodał po chwili szeptem, do kucającego obok Wolfganga. To właśnie Wolfgang usłyszał kroki i nie czekając na atak, sam zaatakował. Zmęczenie dało mu się w znaki, szybki i intensywny oddech sprawił, że tym razem chybił, jednak drugi strzał był już bardziej celny i choć nie zabił zamaskowanego człeka z łukiem, to jednak celny strzał w pierś sprawił, że tamten nie będzie miał żadnych szans dalszej walce. Bruno również nie próżnował. Mając świadomość, ze huk pistoletów wyjawił ich kryjówkę wyłonił się zza skały oddając strzał. Niestety i on nie trafił. Nie miał drugiej broni, by oddać ratunkowy strzał, jak Wolfgang. Za to oprawcy nie spudłowali. Niestety była ich dwójka. Dwie strzały trafiły w cel. Jedna w udo, druga w bark.
-Uciekaj...- syknął tylko spoglądając lekko załzawionymi oczami na Wolfganga.

Garan, Erasmus, Kund, Niklas, Heinrich

Zaraz po zagłębieniu się w podziemny korytarz musieli odpalić pochodnie, gdyż totalne ciemności skutecznie ich ograniczały. Tylko brodaty wojak szedł przodem podśmiechując się z ludzkich słabości. Mieli świadomość, że ktoś tutaj zmarł. Trupi odór był tak intensywny, że z pewnością, głębiej padła niejedna osoba. Kompani dotarli do wielkiej drewnianej palisady, którą ktoś na szybko zbudował.
-Co to kurwa ma być?- syknął rozjuszony tym faktem khazad. Wiedzieli, jedno. By dalej przejść musieli utorować sobie drogę. Co najdziwniejsze palisada z desek, drzwi, porozwalanych skrzyń na zapasy, była pozbijana od ich strony, jakby ktoś chciał by coś z kopalni nie wyszło na zewnątrz.
-Pies to trącał...- warknął wojownik rozpędzając się niespodziewanie. Potężny cios jego broni, nie dał wielkich szans palisadzie i już po chwili powstała w niej spora, szeroka na półtora metra i na tyle samo wysoka wyrwa. Khazad uśmiechnął się kolejny raz, gdy jego oczom ukazał się w końcu od tak dawna jakiś przeciwnik. Niezbyt gibki i raczej niezbyt bystry, ale zawsze to jakiś przeciwnik. Właściwie Garanowi nie robił różnicy fakt, że jego przyszła ofiara już raz była zabita...



Wolfgang

Biegł. Instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że nie da rady przeciwnikom, tym bardziej, że naładowanie broni nie wchodziło w grę a ich było przynajmniej jeszcze dwóch. Biegł. Nie było czasu na zastanawianie się, co powie druga część ich kompanii. W sumie nie był niczemu winien. Dlaczego miał tam zostać? Dlaczego miał poświęcić swe życie? Kompanów by nie uratował. Widział wyraźnie ich ciężkie rany. Wiedział, że nie dożyliby powrotu do Ostrova. Musiał biec. Tylko to mu zostało. Jeszcze długo słyszał ich kroki i krzyki. Czuł niemal ich oddech na karku. Dopiero po dobrej godzinie mocno męczącej ucieczki był pewien, że zgubił pościg. Tamci długo nie odpuszczali, jakby chcieli koniecznie, by nikt się o nich nie dowiedział. Nic nie zapowiadało niezapowiedzianego spotkania z tajemniczym jegomościem, na którego Wolfgang wpadł zaraz po przebrnięciu przez gęste krzewy.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-02-2012, 21:18   #4
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Minęło trochę czasu, zanim kompania ogarnęła się do drogi. Lukrecja cierpliwie czekała, a Sofija nawet nie drgnęła, patrząc nieustannie w drewnianą podłogę karczmy. Krasnoludzki Zabójca trolli również nie miał zbyt wiele do pakowania i zbierania. Cały swój dobytek miał przy sobie.
-To było dobre kilkanaście dni, dobre walki i dobrzy przeciwnicy. Niestety ta kraina... Źle na mnie działa. Nie szukam dupczenia jak Wolfgang, czy śmierci jak Garan. Nie szukam też tajemniczych ksiąg jak Erasmus. Wybaczcie kompani, ale muszę was opuścić.- Kund niespodziewanie oznajmił grupie, że ich opuszcza. Nie mieli wpływu na jego decyzję. Zostało im tylko podziękować Norsmenowi za pomoc w ich misji.
-Aha, bo bym zapomniał...- syknął, po czym wyciągnął zza pasa miecz z błękitnej stali -Jest wasz.- rzekł, po czym wręczył broń Belzebubowi.
-Gotowi? Czas ruszać.- Lukrecja ich ponaglała. Zostało ich już tylko pięcioro, oraz Sofija. Kompani udali się za Lukrecją do powozu i zamknęli się w środku. Ochroniarz kobiety, usiadł na siedzisko dla woźnicy.
-Nie martw się o swój wóz.- posłanka zwróciła się do Niklasa -Nie zginie tu. Rankiem kogoś po niego poślę. Jazda!- krzyknęła do woźnicy.



Dworek lorda Ernesta był dość spory. Okolica była opustoszała, dziwnie złowieszcza jak cała Sylvania. Nawet sowy tutaj nie dawały znaków życia. Większy z księżyców unosił się w pełni wysoko nad niebem, mniejszy bliźniak, symbol goblińskich plemion był niemal niewidoczny za chmurami. Lukrecja pierwsza wyszła z wozu. Misternie strzyżone krzaki przed głównym wejściem do budynku przypominały to łabędzia, to lwa, to wilka, albo ogromnego orła. Słabe światło świec, rozświetlało kilka pomieszczeń w budynku. Powóz zatrzymał się zaledwie kilka kroków od schodów, prowadzących do głównego wejścia dworku.
-Śmiało. Nie lękajcie się.- burknęła do grupki, chociaż tak naprawdę tylko Sofija wyglądała na przerażoną okolicą. Woźnica otwarł im drzwi i wpuścił do sporego holu. Wewnątrz stał wysoki, szczupły mężczyzna o trupio bladej cerze i długich czarnych włosach. Jego nienaturalnie błękitnie oczy obrzuciły krótkim spojrzeniem, każdego z przyprowadzonych gości, po czym odwrócił wzrok w jedno z wielu okien. Miał na sobie piękną płytową zbroję, oraz długi miecz schowany w pochwie. Zdawał się być dziwnie nieobecny.
-Witaj Antua.- odezwała się do niego, on zaś odpowiedział tylko lekkim skinieniem głowy.


Dalej przeszli długim, wąskim korytarzem. Na ścianach wisiały wielkie obrazy, przypominające stare bitwy, oraz pejzaże. Były też eleganckie, zadbane gobeliny. Lukrecja zakręciła i wprowadziła ich do sporej izby, przypominającej miejsce bankietów i wielkich przyjęć dla wyższej klasy. W rogu izby stało pianino, na środku znajdował się długi na dobre pięć metrów stół, na którym nie znajdowało się nic poza kilkoma świecznikami, oraz pustym, kryształowym dzbanem. Mimo świec, w pomieszczeniu panował półmrok. Starszy człowiek siedział na swego rodzaju tronie, spoglądając wyczekująco na swych gości. Miał na sobie czarne szaty, pod którymi znajdowała się biała, a właściwie nieco poszarzała koszula. Miał siwe włosy i liczne zmarszczki na twarzy. Mógł mieć około sześćdziesięciu lat.
-Lukrecjo.- powitał ją łagodnym głosem.Ona pokłoniła się przed nim.
-To ci osobnicy, którzy zabili nekromantę w kopalni...- oznajmiła, jakby her Ernest miał się spodziewać kogoś innego. Mężczyzna wstał z swego siedzenia i zrobił kilka kroków w stronę grupki.
-Jestem wam bardzo wdzięczny. Nie spodziewałem się, że w mej kopalni będzie aż taki... Problem.- wzruszył ramionami -Zatem interesuje was kolejna praca?- spytał.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 08-10-2011, 22:17   #5
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Sylvania, nareszcie! Po długiej podróźy Max uśmiechnął się po raz pierwszy. Dotarcie na miejsce spotkania w sprawie zlecenia, co do którego źywił duźo nadzieji nie było dla niego proste. Wszędzie roiło się od wampirów. Łowca czuł ich oddech na karku, wiedział że sprubują uniemoźliwić mu przybycie do ich gniazda jakim była ta kraina. Był dla nich jednak za sprytny. W karczmach spał pod łóżkiem, kladąc wcześniej kukłe na pościeli w roli przynęty. Nie rozmawiał z obcymi a raz nawet zabił wampira, zobaczył go w nocy gdy ten udawał pijaka pod karczmą aby uśpić jego czujność. Nie pozwoli aby go dorwały!

Siedząc juź w karczmie w Gabshert rozmyślał o zadaniu. Obiecano mu misję w Sylvani, coś o czym marzył. Zrozumiał, że zleceniodawca ma problem z wampirami. Nie mógł się doczekać chwili, w której zniszczy tę plagę! Jednak rozglądając się po sali zaczął się zastanawiać ilu z tu obecnych jest rzeczywiście ludźmi...

Nagle do arczmy weszła piękna kobieta. Na oko łowcy stanowczo za piękna, za blada. Jednak zdawała się być kontaktem z jego pracodawcą. Zbliźył się, jak prosiła i zobaczył ile osó było zaangaźowanych w ich misję. No no, pomyślał, szykuje się coś dużego! Moźe atakujmy zamek tych pomiotów! Niestety słuchając dziewczyny tracił entuzjazm, wampiry nie muszą atakować kopalni, widział w ich grobowcu jakimi bagactwami dysponują.

Nie zamierzał jednak rezygować z misji, była to okazja by poznać Sylvanie, miejsce gdzie pozostanie do końca swoich dni. Pieniądze teź się przydadzą. Na wzmiankę o wozie Niklasa się ucieszył, miał dość pieszej wędrówki.

-Chętnie skorzystam z Twojego wozu. Na imię mi Max.- Tyle. Nie miał ochoty na rozmowy, czuł wampira wsród nich. Musi się mieć na baczności, z pewnością nie zaśnie. Spokonie bracia, pomszczę was...
 
Luffy jest offline  
Stary 09-10-2011, 14:50   #6
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany

Heinrich idealnie wpasowywał się w atmosferę tej rudery buńczucznie nazwanej karczmą. Był szary… jakby wszechobecna mgła przesiąkła go już na wskroś. Wyglądał na takiego co to niejedną zimę już przeżył, jednak jakby kto próbował oszacować ile dokładnie to trudno to było jednoznacznie określić. Może dwadzieścia z hakiem, ale równie dobrze czterdzieści i trochę. Bruzdy na twarzy wyraźnie to utrudniały. Twarz zdawała się zmęczona i blada… nieco nawet poszarzała – z pewnością nie był jednym z tych co to słońce i wiatry odbijały piętno na gębie. Widać za to było, że od wielu dni jest w podróży. Ubrania nosiły ślady zabrudzeń, a ciało wydzielało zapach jakby o kilku kąpielach zapomniał. Do tego zarost, może i regularnie skracany to jednak widać było, iż z rzemiosłem wykonywanym przez golibrodów nie miał to wiele wspólnego. Ciało miał zdrowe, jak to mężczyzna w sile wieku a krok pewny. Sylwetka zdradzała aktywny sposób zarabiania na życie. Strój noszący ślady różnych przetarć i plam, iż nie przynależy do zbyt możnej klasy. W skórzane spodnie wpuszczoną miał lnianą koszulę, której bliżej było do brunatnego koloru niż białego… poluźnione u góry sznurki ukazywały bladą pierś i wpuszczony pod nią jakiś wisior. Za pas miał wetknięty sztylet, a normalnie przewieszany przez plecy miecz teraz spoczywał przy stoliku. Kiedy mówił od razy poznać było averlandzki akcent, a i odnieść można było wrażenie iż jest to człek bardziej nawykły do miasta niż dzikich ostępów.

Siedząc przy jednym ze stolików nad pustą miską po serwowanej tu polewce i talerzem plastrów solonej słoniny, po którą sięgał za każdym razem kiedy łykał z kubka tutejszej siwuchy. Po każdym takim zestawie pogrążał się coraz bardziej w sobie, oddalając się od tego miejsca. Nagle już chyba po raz trzydziesty wyciągnął jakiś zwinięty w rulon pergamin. Rozwinął go i wodząc palcem po jego powierzchni tworzył jakieś niezwykłe zawijasy. Powtarzany już wielokrotnie rytuał miał ten sam finał. Pergamin trafił z powrotem za pazuchę. Oszukali go… głupcy. Bez tej części mapy nie wyjdą żywi z grobowca… a on tam nigdy nie trafi. Przeklęci bogowie nadali mu takich reiklandzkich kompanów. No nic jeszcze miał inny powód na swoją obecność tutaj...

Z odrętwienia wyrwało go pojawienie się niewiasty... Istotnie prezentowała się co najmniej dobrze, na tyle dobrze, że i Heinrichowi gdzieniegdzie szybciej zaczęła pulsować krew. Dość szybko jednak odpowiednie partie zaczęły pracować jak należy. Sama... przybyła tu sama? Słyszał tylko jednego wierzchowca, może już słuch nie ten... na wszelki wypadek wyszedł na zewnątrz. Nie omylił się. Ta wystrojona jak na bal karnawałowy dzierlatka przybyła tutaj samiutka jak palec. Śmierdziało to równie mocno jak czas kiedy się pojawiła... już po zmroku. Zasiadł za wskazanym stołem. W czasie kiedy była wykładana sprawa miał czas przyglądnąć się i jej i innym siedzącym. Później miał też czas przysłuchać się ich pytaniom i deklaracjom... Może był w wisielczym nastroju, a może był zbyt wyczulony na pewne takie ściemy. W głowie mu się to nie mieściło – mało tego, że sama tutaj przylazła to jeszcze tak niedorzeczne zadanie. Jakiś szlachcic miałby wpuścić takie zakazane gęby do kopalni srebra... jak się okazuje niechroniona. W końcu Imperium to kraj spokojny i bezpieczny gdzie nikt by się czymś tak bezwartościowym jak srebro nie zainteresował. Ktoś do ciężkiej cholery robił z nich osła... potwór? Sranie w banie... wyglądało na to, że chyba ktoś miałby chęć z nich zrobić krwisty befsztyk.

Wysłuchał i odczekał, aż wszystko zostało powiedziane... z drugiej strony z tymi ludziskami można by i zrobić porządek z tym sreberkiem...

- Jam człek nieuczony i być może niezbyt rozgarnięty. Zatem popraw mnie jeślim coś źle zrozumiał. Twierdzisz... Pani, że na taką bandę jak my czyha wiele niebezpieczeństw... a na taki smakowity kąsek jak ty okolica jest dostatecznie bezpieczna na nocną przejażdżkę. Mówił spokojnie jednak ton był kpiący i oskarżający. Cmoknął przez zęby i kontynuował.

- Twierdzisz, że kopalnia cennego kruszcu dla twojego pana na tyle nieznacząca jest, iż ochrony tam porządnej nie zapewnił. Ni to przed zbójami, ni to przed czartami jakowymiś. Mimo że jak powiadasz ochrona to na tych ziemiach podstawa... I znowu strzykną śliną przez zęby. - Coś mi się to wszystko nie widzi... Powiedz mi Panno Lukrecjo Śliczna, czy my tam aby jako wilcy do owczarni jest wysyłani czy wręcz odwrotnie... jako te baranki co to na rzeź są przeznaczone.

- Zdradź mi czemuż to skoro dwór pan twój ma w okolicy tak nam nieżyczliwy że w tej karczmie nas przyjął... powiedź czemuż to skoro przydatność swą już udowodnimy bestyję ubijając dalej nie życzysz sobie byśmy do ciebie przybyli jeno karczmarz sekretnie cię jakoś powiadomi i tu przybędziesz...

Może nie był tak napalony jak ten piękniś ładnie gadający, może nie był tak przekonany do honorowej śmierci w boju, może nie był tak mężny jak brzydal co to nie czekając poranka wyruszył na szlak, a może nie był tak zalany jak nieprzebierająca ten woj o płowej czuprynie. O swoją dupę dbał i nie miał ochoty wleźć w jeszcze większe gówno niż był aktualnie. Nim nie usłyszał odpowiedzi na swoje oskarżające pytania nie wypowiedział magicznych słów „zróbcie i dla mnie miejsce na wozie”.
 
baltazar jest offline  
Stary 10-10-2011, 22:37   #7
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Jakość towarzystwa, z którym będzie musiał współpracować bardzo mocno go zawiodła. Szczególnie niektóre osobniki pokroju brzydala, który najwcześniej opuścił karczmę. Niech Imperialni bogowie się zlitują, jego mordą można by było ozdabiać okoliczne zamki, to na pewno zwiększyłoby strach potencjalnych agresorów. Jak widać szczęście i dzisiaj mu nie sprzyjało. Jakby tego było mało, to jeden z mężczyzn niemal rzucił się na Lukrecję szarpiąc ją za nadgarstek, za co otrzymał zasłużoną nauczkę.

Jednak nie spodobało się to Wolfgangowi, spojrzał więc z niesmakiem i nutką pogardy na Bruna, nawet nie ukrywając swych odczuć, a wręcz przeciwnie.
-Czy to tak się traktuje damy tam skąd pochodzicie? Zaprawdę mam nadzieję, że ma stopa nigdy tam nie postanie jeśli owa ziemia wydała na świat więcej takich niewychowanych warchołów. Wasi kompani, o których tak skomlicie równie barbarzyńskie mają maniery?- zmierzył wzrokiem potencjalnego napastnika -Lepiej przeproście pannę Lukrecję za to coście poczynili, a może i ja wam wybaczę.- w jego słowach brzmiała sama pewność siebie. Sporo osób nazwało by go teraz głupcem, i cóż, mieliby sporo racji, ale on już taki był. Podróżnik, kochanek, szermierz i zawadiaka, który siebie stawiał ponad innych i czuł się szlachcicem wśród banitów, baronem rzezimieszków i królem rabusiów. Język więc miał giętki a paszczęka prawie nigdy mu się nie zamykała.

Na całe szczęście pozostali okazali się choć trochę bardziej uprzejmi w stosunku do damy. Zaś słowa ostatniego z nich, który się odezwał, mężczyzny drogi, którego trudy życia postarzały ponad swój wiek wzbudziły wątpliwości w Wolfgangu. Człek ten miał sporo racji, jego podejrzenia były celne i przedstawione sensownie. Nie rzucał się na niewiastę jak zwierzę, jeno wytknął podstawowe elementy układanki, które nijak nie pasowały do siebie. Na chwilę więc przeniósł wzrok z Bruna na Heinricha, po czym przeskoczył spojrzeniem na Lukrecję oczekując jej odpowiedzi. W międzyczasie jego dłoń powędrowała pod płaszcz, niby to do kieszeni skórzanych spodni. Jednak miało to inny cel, za pasem widniała rękojeść pistoletu. Miał zamiar szybko go dobyć w razie gdyby nasz kochany Bruno postanowił rzucić się i na niego.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 12-10-2011, 21:14   #8
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Można tutaj było wietrzyć podstęp. W gronie zaproszonych nie znajdowała się żadna kobieta. Mogło być to zwyczajnym przypadkiem. Posłańcem zleceniodawcy okazała się młoda i piękna kobieta. Być może jej uroki miały za zadanie stłamsić zmysły najemników. Tych, zaś, którzy jej urokami zainteresowani nie byli, miała omamić złotem. Nie było go tak wiele, ale dziesięć złotych monet za sam fakt przybycia na spotkanie nie był byle gestem.
-Owszem zacny panie. Będziecie wędrować pieszo, lub wozem. Ja zaś mam młodego i silnego rumaka z jednej z najlepszych Silvańskich hodowli koni. Dwa razy jego szybkość uratowała mi życie. Zawierzam mu na tyle, by i trzeci raz dać mu możliwość udowodnienia swej wartości.- skinęła głową tłumacząc pierwszą wątpliwość Heinricha.

-Pan mój dogadany był z milicją z Ostrova. Kiedy ludzie zaczęli znikać tamci się wycofali z umowy, tłumacząc że bardziej niż o nie swoje włości muszą dbać o osadę. Pan mój rozliczy się z nimi osobno. Was zaś wezwano od razu, gdy tamci wycofali się z danego słowa. Nie ma w tym żadnej tajemnicy.- ponownie skinęła głową.
-Co zaś się tyczy tego miejsca...- wejrzała dookoła robiąc skwaszoną minę -Goście ważni przybyli do mego pana rozprawiać o interesach i przyszłości. W sprawie kopalni i bestii dostałam pełnomocnictwo, jednak dworek nie mój i zapraszać was tam mi nie wolno. Myślę, że jeśli dzisiaj jeszcze ruszycie, jak to zrobił wasz kompan, to braki gospody nie będą wam uciążliwe...- skończyła kwestie Heinricha uśmiechając się lekko. Nie wyglądała na zdziwioną z zadanych jej pytań.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 18-10-2011, 19:30   #9
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Lukrecja zmrużyła oczy. Mężczyźni najprawdopodobniej chcieli zwyczajnie sprawdzić, czy kobieta nie jest wampirzycą i czy jazda za dnia jej nie zabije. Kobieta pokręciła głową i wzięła głęboki wdech w pierś.
-Dobrze, niech tak będzie.- rzekła -Zostanę tu na noc. Wiedzcie jednak, że jeśli mój rumak ucierpi przez tę noc to co zarobicie pójdzie na pokrycie kosztów kupna, odchowania i szkolenia nowego wierzchowca. - rzekła, po czym sięgnęła ręką do sakwy. Złota moneta powędrowała lotem w ręce karczmarza -Pokój na noc.- syknęła po czym zniknęła z oczu grupy udając się w ciemny korytarz, gdzie znajdowały się pokoje.
-Wy będziecie musieli zadowolić się dwoma izbami, gdyż mam tylko trzy łącznie...- rzekł niezbyt przystojny i raczej nie charyzmatyczny gospodarz.
-Ty Gilbert, leź że po tamtego człeka co z włości naszych wyszedł kilka chwil temu! Pędem.- ponaglił zarośniętego na twarzy wieśniaka. Mężczyzna skinął głową i wybiegł. Pędził na złamanie karku, by niezbyt rozgarniętego jakby się mogło wydawać Rudolfa.

Droga była prosta i kmiot szybko dogonił idącego samotnie osobnika.
-Panie! Tamci wzywają! Prawią by po zmroku nie łazić po tych okolicach bo niebezpiecznie tu wszędzie! A tamci to chcą odpocząć do świtu i ruszyć nad ranem! Nawet ta cała pani szlachecka co to przygnała niedawno to zostaje!- wysapał. Tylko w kwestii samego Rudolfa leżało, czy wróci do szynku czy też nie...

~***~


Ranek był piękny. Jak rzadko. Gołe niebo, na którym pojawiło się słońce dodawało otuchy. Pierwsi, którzy się zbudzili i opuścili swoje izby widzieli jak Lukrecja bez pożegnania opuściła szynk i dosiadłszy rumaka pognała w stronę dworku jej pana. Teraz pozostawało im się zebrać i ruszyć w stronę Ostrova. Zapadła martwa cisza. Przyszli kompani spoglądali na siebie dziwacznie, z dystansem. Milczeli szykując się do drogi. Wóz czekał...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 13-10-2011, 07:27   #10
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Garan wsłuchiwał się w słowa obecnych a wypity alkohol nie szumiał mu aż tak w głowie by zaburzyć jasność umysłu.
-Może i szukam śmierci ale na rozum swój mam i nie mam zamiaru ginąć przez głupotę bo taka śmierć niema krztyny honoru. Ponowie i ty Pani może i masz rumaka na schwał ale kusisz los, czy myślisz że ten którego boi się twój Pan nie wie że wynajął on kogoś do obrony i pewnie wysłał on swoich by cię dopadli. Zaczekaj z nami tutaj rano skoro świt ruszymy wszyscy. A jeśli te argumenty wam i tobie pani nieprzypadły do gustu mam proste pytanie jak dobrze widzicie w tak ciemną noc jak ta. Mi nie uśmiecha się dostać bełtem mieczem czy innym żelastwem w plecy od kompana zlecenia. Niklasie jeśli sugeruje wyruszyć wcześnie rano zwierze też będzie się czuło bardziej bezpiecznie. Wypowiadając te słowa spojrzał po obecnych i zatrzymał wzrok na Niklasie a z jego oczu można było wyczytać prośbę, sugestię, a nawet rozkaz.

Wychylił solidny łyk ze swego puchara i czekał na reakcje innych.
"Jeśli ruszą to pojedę z nimi choć to bardzo głupi pomysł przemieszczać się przez tę krainę nocą" Widać było że jeszcze ufa wszystkim na tyle by podróżować nocą bez porzeby.
 
__________________
" Blood blood for the BLOOD GOD"

" Jack ty znowu w mieście?? Księżna już wie??... rok minął i chyba wszyscy zapomnieli już o wieżowcu "
Iakovich jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172