Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2012, 01:19   #81
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Jak Sigfrid powiedział, tak i zrobił — wykąpał się w ciepłej wodzie, myjąc się dość dokładnie, choć nieco niechętnie, aby tylko pozbyć się mdlącego zapachu, całkiem rzecz jasna nieświadom, że niedługo przyjdzie mu ponownie zanurzyć się w śmierdzące głębie talabheimskich kanałów. Zakończywszy swe ablucje, Münch poczuł się troszkę nawet zrelaksowany, toteż oczywiście, swoim szczęściem, zaraz musiał się wdać w stresującą sytuację, gdy wróciwszy do pokoju Jansa, by sprawdzić jego stan, wpadł prosto na całą rodzinę Zinggerów, zaniepokojonych i chyba nieco rozgniewanych.

Aż chrząknął z zażenowania, bo mając na sobie tylko pożyczoną koszulę i gacie, czuł się bardzo nagi, zwłaszcza w towarzystwie białogłów. Ale oczywiście Heidi i reszta mieszkańców Zaspy miała prawo wiedzieć, co zaszło, a nawet, jakby nie miała, to Sigfridowi prawdopodobnie nie udałoby się wywinąć. Stanął zatem w takiej pozycji, by pokazywać jak najmniej gołej skóry, i zastanowił się, gdzie zacząć. Po tych wszystkich wydarzeniach zdawało się, jakby jego ostatni pobyt tutaj był tygodnie temu, i strażnik nie pamiętał, czy wraz z towarzyszami wytłumaczyli Zinggerom istotę zadania, którego się podjęli, czy też nie, a notatek wszak, niepiśmiennym będąc, nie trzymał. Tak więc postanowił zacząć od początku.

Wytłumaczywszy wszystko, jak było trzeba, choć nieco niezgrabnie, Sigfrid zakończył:
…i przyprowadzilim go tutaj. Jak żem mówił, podle tego, co twierdzi Olgierd, Jans żył będzie, ale czy tak na pewno ma być, to tylko Morr wie. Tego wy dziękujcie Ranaldowi za to, że zmylił nieprzyjaciół, by nas nie znaleźli, i że ostrze gorzej Jansa nie trafiło, a ja udam się do świątyni Shallyi, by kapłanki ściągnąć. One go uzdrowią. Obiecuję.

***

Luiza! — krzyknął Sigfrid zaskoczony. I oczywiście jej też wszystko trza tłumaczyć… — Von Ahle do kanałów pod Szczurowiskiem wchodzić zabronił, bo niby tam świątynię jakowąś pogańską znaleźli, aleśmy my, znaczy ja, Jans i Olgierd kanalarz, się zakradli i zobaczyli rycerza w czerni jak rozmawia ze zwierzoczłekiem o długim ogonie, potem żeśmy się na niego zaczaili, wszelako bękart walczył jak nie człowiek i ranił Jansa i on na Zaspie teraz jest, a ja przyszedłem pomocy szukać — wyrzucił z siebie Procarz jednym tchem aż zsiniał. A gdy już wziął parę głębokich oddechów, wreszcie mógł dokończyć: — Zatem chędożyć von Ahle'a. Tych ludzi, co ich aresztował, to ja nawet nie znam, a Jansa owszem i on tam umiera!

Münch zakręcił się i zaczął szukać luźnej klepki w podłodze, gdzie miał skrytkę. W tym samym miejscu, w którym trzymał do niedawna swoją porcję nielegalnego proszku, wciąż powinien mieć swój zapas pieniędzy. Jeśli prośby nie zadziałają, a nie spodziewał się, by miały zadziałać, zwyczajnie przekupi kapłanki sporą "ofiarą".
A! Przypomniało mi się! — krzyknął, odginając równocześnie deskę. — Rycerz, cośmy go ubili, parę rzeczy miał przy sobie. Czytać umiesz? — spytał i podał jej pergamin, a także sakiewkę i pierścienie. Luiza oczywiście skrzywiła się, biorąc w ręce oblepione gnojem przedmioty. — Zobacz, czy jest tam coś ciekawego.

W końcu dobrał się do swojego skarbu — kilkadziesiąt złotych koron, fortuna biedaka. Udawało mu się żyć na tyle oszczędnie, że nic prawie nie wydał z tego, co zarobił przed pół rokiem.
Czekaj no, Luiza… — mruknął nagle. — Spotkałaś moją kamieniczniczkę? O bogowie, niech się panna Steinfürter dowie, że ty tu jesteś, a wpadnie w szał…
A czemu to niby? — odparła Luiza, odrywając wzrok od zawartości sakiewki i marszcząc brwi.
No... Wiesz... Bo... ty się parasz... Wiesz... Z powodu tego, czym się parasz — odpowiedział jej, czerwieniejąc. — I... myślę, że ona jest zazdrosna o gładsze od niej niewiasty! Więc to to! Dlatego!
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 23-07-2012 o 02:28.
Yzurmir jest offline  
Stary 31-07-2012, 21:34   #82
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Sigfrid

Mimo, iż sprawa udzielenia pomocy Zinggerowi wydawała się Sigfridowi najważniejsza, to jednak zmęczenie i emocje wzięły górę. Sigfrid zaległ na łóżku i po chwili w pokoiku rozległo się miarowe chrapanie. W tym samym czasie Luiza ostrożnie, starając się jak najmniej dotykać przekazane jej przedmioty, usiadła przy stole i rozpoczęła ich oglądanie.
- Ten papier to pismo urzędowe – wyjaśniła dziewczyna Sigfriowi, gdy ten wstał. Na stole leżało przygotowane śniadanie, składające się z ciepłego mleka z miodem i chleba z serem. Sigfrid jadł a Luiza wyjaśniała. – Wystawione i opieczętowane przez Dietricha von Ahle, jako przewodniczącego Komisji. Zaświadcza, że posiadacz działa z ramienia Komisji i ma wstęp do zamkniętych regionów miasta. Czyli może wejść do Łojanek i Szczurowiska. Ten pierwszy pierścień, jak już zmyłam z niego to gówno, okazał się sygnetem. Wygrawerowany jest na nim jakiś herb, popatrz...
Podsunęła Munchowi pierścień pod nos. Na płaskim oczku widniał prosty znak. Dwa równoramienne krzyże, jeden nad drugim, otoczone podwójnym laurem. Musiał to być jakiś herb szlachecki, w każdym razie Sigfrid tak podejrzewał.

- Ten drugi jest ciekawszy – powiedziała Luiza pokazując strażnikowi drugi pierścień. Na jej twarzy zagościł dziwny wyraz, jakby cień jakiś wspomnień. – Jak na mój gust, to chyba oznaka przynależności do jakiejś grupy.
Drugi pierścień był wykonany z ciemnego srebra. Obrączkę stanowiły dwa splecione ze sobą druty. Oczko przypominało wydłużoną, zwierzęcą głowę, z dwoma zakrzywionymi rogami. W miejsce oczu wprawione były dwa miniaturowe rubiny.

Po śniadaniu wyszli razem. Luiza wracała na swoją stancję, a Sigfrid powędrował w kierunku północnej części miasta, ku Alei Bogów. Dzielnica Świątynna była ostoją spokoju i ładu, w ogarniętym rozgardiaszem mieście. Po drodze Sigfrid kilkakrotnie mijał spieszących gdzieś strażników, wspieranych przez oddziały wojska. O dziwo, tylko raz dostrzegł jakieś zamieszanie na ulicy. Gdy się przyjrzał, rozpoznał w walczących podpitą grupę żaków. Niepokoje dosięgły także ich.

Równo wyznaczone ulice, schludne żywopłoty i masywne mury świątyń były cechami charakterystycznymi dzielnicy. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, ale im dłużej Sigfrid wędrował w kierunku wysokiego, zbudowanego z białego kamienia Hospicjum, tym więcej dostrzegał zmian od normalności. Na murach widział napisy, których wprawdzie nie potrafił rozszyfrować, ale zapał z jakim akolici je zamalowywali świadczył o ich treści. Przed każdą świątynią stało co najmniej dziesięciu strażników, a na śniegu zalegającym w alejkach widać było ślady krwi.

- W jaki sposób łaska Shallyi może spłynąć na Ciebie, bracie? – zapytała go starsza, niezbyt wysoka i wątła kapłanka, odziana w biały habit i fartuch, gdy Sigfrid przekroczył bramy Hospicjum.

Jans


- Jedyne co powiedział Twój druh, to że uda się po pomoc do kapłanek Gołębicy – wyjaśnił Regis. – Potem razem z tym kislevitą wyszli tą samą drogą, jaką tu przyszliście...
- Kanałami, tfu. Tfu
– Heidi aż się skrzywiła. – Chyba Sigi bardzo się przejął Twoim stanem zdrowia. On ma takie dobre serce...
- Nigdzie się nie wybierasz – Regis musiał podejść do łóżka i przycisnąć brata, który już zabierał się do wstawania. – Tylko mi nie mów, żeś starszy i nie mogę Cię zatrzymywać. Nigdzie nie pójdziesz z tą dziurą w brzuchu. Jak będzie trzeba to Cię tutaj razem z Heidi zwiążemy. Więc dla swojego dobra, leż!

Wyglądało na to, że Skalp nie miał innego wyjścia jak pozostać w łóżku. Przynajmniej do rana. Rodzina otoczyła go staranną opieką. Nawet babka Matylda kilkukrotnie w ciągu nocy, wciąż utyskując, przynosiła mu jakieś pachnące zioła. Rankiem obudził się słaby, ale rana nie bolała bardzo, a bandaże nie były zbytnio przesączone krwią.

- Na Sigmara i Rogatego Taala! – Jans siedział przy stole, odziany w pożyczone od młodszego brata ubrania i zajadał śniadanie. Zaczerwieniona od mrozu Agness wpadła do izby, obsypując wszystko w koło białym puchem. Gdzieś z oddali, przez otwarte drzwi dobiegał stłumiony huk. – Wojsko weszło do Łojanek! Mordują na ulicach ludzi! Niech Biała Shallyia ma nas wszystkich w opiece!
- Trzeba się kryć! Uciekać! – Heidi dołączyła do bratowej i razem zaczęły lamentować i biegać w panice po izbie. Regis skończył siorbać owsiankę i popatrzył na brata. – To co robimy?
 
xeper jest offline  
Stary 01-08-2012, 11:32   #83
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Gah! Hrm… A… — Sigfrid z głośnym chrząknięciem i niemałym zażenowaniem zerwał się ze swojego łóżka. Promienie porannego słońca wpadały przez małe okienko zamontowane w skośnym dachu, oświetlając prosty stół umieszczony w rogu tego pokoju na poddaszu oraz siedzącą przy nim kobietę. W świetlistej smudze widać było wyraźnie gęstą zawiesinę kurzu i pyłu, ale poza nią pomieszczenie pozostawało stosunkowo ciemne; szyba była tania, mętna i brudna — niewiele światła dostawało się do środka.

Luiza podniosła głowę i powiedziała „dzień dobry”, a Sigfridowi zrobiło się bardzo niezręcznie. Wydawało mu się też, że dziewczyna musiała całą noc pracować nad rozszyfrowaniem tych dziwnych szlaczków, których on sam nie rozumiał.
Khrr… Zaspałem — sapnął, próbując się pozbierać i przeciągając się aż zaskrzypiały kości. — A miałem zamknąć oczy tylko na jedną klepsydrę… Co tam masz?
Usiądź i posłuchaj. Przygotowałam ci śniadanie — odpowiedziała kurtyzana słodkim głosem. Strażnik musiał się powstrzymać, żeby głośno nie westchnąć z rozmarzeniem, gdy na nią patrzył.

Panna Lutzen zaczęła opisywać znaleziska; pierwszym było "pismo urzędowe". Sigfrid słuchał jej, przeżuwając chleb i nagle przestał; zatrzymał się z na wpół zmielonym jedzeniem w otwartych ustach i zdawał się myśleć.
Hej! To się może przydać! Bardzo ciekawe… Przynajmniej nie będzie już trza chodzić przez kanały! — Wzdrygnął się na samą myśl o tych cuchnących tunelach.

Następnie Luiza pokazała mu dwa pierścienie, oba wyglądające na tak cenne, że podobne rzeczy Sigfrid widywał właściwie wyłącznie na palcach kapłanów, którym kiedyś służył. Pierścień z herbem nic mu nie mówił. — Nie znam — stwierdził cicho. Drugi także nie wydawał się znajomy w żaden sposób.
Co w nim takiego ciekawego? — spytał Münch, zaintrygowany słowami niewiasty. — Wiesz coś o tym? — Sam chwycił sygnet ostrożnie między dwa palce i przyjrzał mu się, mrużąc oczy jak krótkowidz. Wreszcie pokręcił z rezygnacją głową. — Co to ma być? Czy nadto jestem podejrzliwy, jeśli mnie się on kojarzy ze zwierzoczłekiem? Bo wiesz, biorąc pod uwagę przy kim go znaleźliśmy, to wcale bym się nie zdziwił.

Co ja tam mogę o takich rzeczach wiedzieć? — odpowiedziała Luiza, spuszczając głowę. Dla Sigfrida zabrzmiało to niezbyt przekonywająco. — Ale masz zupełną rację. Ta głowa przypomina łeb kozła, a może... szczura...
Sigfrid zakręcił wargami w zamyśleniu.
No nic — stwierdził i wcisnął w siebie pozostałe jedzenie. — Ja to weszmę — powiedział z wypchanymi polikami, po czym zgarnął wszystkie przedmioty — i choczmy jusz. Ne ma czaszu do sztraczenia.

Na korytarzu najpierw pojawiła się głowa Sigfrida, rozglądając się dookoła; następnie reszta jego ciała, która szybko przemknęła do schodów i ukradkiem zajrzała w dół; a wreszcie, po otrzymaniu sygnału, z mieszkanka wyszła Luiza, kręcąc oczami z irytacją. Parę intensywnych minut skradania się później stanęli wreszcie na zewnątrz.

No to… ja muszę iść do siebie — pożegnała się Luiza. — Powiedz Jansowi, że będę się modlić o jego powrót do zdrowia.
Yhm… — mruknął Münch. — Twa pomoc jest… nieoceniona. A nie masz przecie nawet powodu, by to robić… Dzięki — powiedział, czerwieniąc się.
To nic — odparła skromnie białogłowa. — Wszak nas wszystkich dotyczą te…
Nie. Nie, to naprawdę ważne… — Nagle Sigfrid poczuł, jakby coś go pchało i pchało, do przodu, w stronę Luizy; jakby owładnął nim ten emocjonalny moment i czuł do dziewczyny taką wdzięczność, że musiał to jakoś… ukazać… Przysunął się odrobinę bliżej, aby cmo…
Naprawdę muszę już iść — powiedziała Luiza i sobie poszła. Procarz pomasował sobie czoło w skupieniu, po czym także ruszył w swoją stronę.

Dotarłszy do Alei Bogów, zszokowany spoglądał na spustoszenia; wydawało się, iż i tutaj wybuchły jakieś pomniejsze zamieszki. Tutaj. W tym świętym miejscu.
Świętokradcy — wyszeptał, spoglądając na nieczytelne napisy każące marmury kościołów. — Przeto tak się nie godzi — rzucił niedowierzającym tonem w stronę strażników stojących przed Hospicjum. — W głowie mi się nie mieści, jak tak świątynie można desakrować… To na pewno ci żacy… wykształciuchy, myślą, że mądrzejsi są od bogów. Nie wiem, po co nam oni potrzebni. Ja to zawsze mówiłem, że tylko kapłani powinni… — Strażnicy chyba nie tylko nie byli zainteresowani jego tyradą, bo spoglądali na siebie zniecierpliwieni. Jeden z nich machnął głową, wskazując mu na wejście do świątyni. Posłusznie Sigfrid wszedł do środka, w milczeniu.

Zapytany wewnątrz przez kapłankę, strażnik podrapał się po głowie, wbijając sobie pod długie paznokcie lepki łój. — Tego… — Nie bardzo wiedział, jak powiedzieć to, co ma powiedzieć, w odpowiedni sposób. — Siostro… Potrzebuję waszej pomocy — wyrzucił w końcu żałosnym tonem, stawiając na szczerość. — Mój drogi przyjaciel jest ranny i boję się o jego zdrowie. I od razu tutaj przyszedłem, bo kto go przecie uzdrowi, jak nie Shallya? Pieniądze mam na ofiarę, przejście do Łojanek mogę załatwić… Proszę… Proszę o pomoc — błagał, padając na kolana przed kobietą i chwytając rozpaczliwie jej dłoń. — Proszę…
 
Yzurmir jest offline  
Stary 01-08-2012, 21:17   #84
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans spojrzał na braciszka i przechylił głowę na bok.

- Żebym to ja wiedział, to bym tu z Wami nie siedział, jak mawiał nasz ojczulek. A tak mamy klops...

Chciał poderwać się z siedzenia, ale nagły ból osadził go na miejscu.

- Sigmar też tak cierpiał od ran? - jęknął. - Dobra - spojrzał na Agness. - Na raz uciekać i kryć się nie możemy. Zresztą, jakie mamy szanse z babcią Mathildą na plecach, dziurawym jak rzeszoto Jansem i dwiema niewiastami w płonących Łojankach? Żadne. Tedy Stara Zaspa naszą twierdzą jak ponoć mawiają w dalekim Albionie. Tyś jeden mógłbyś głowę cało unieść Regisku, ale przecie nie uciekniesz... Bo Ci nogi z rzyci powyrywam... Wiesz o tym?

Starszy Zingger z trudem powstał. Sięgnął po pas z mieczem. Na wszelki wypadek. Chciał nałożyć na głowę kapelusz, ale jak na złość zostawił go w bezpiecznym miejscu na Powroźniczej.

- Dobra rebiata, jak mawia Olgierd! Chowamy się do piwnicy. Strych to za duże ryzyko. Babka, dziewczyny, zbierajcie co cenniejsze klamoty i jadło, ale już! Bracie, jako że ogień mogą podłożyć... choć na szczęście mróz wesoło ściska... weźże parę wiader ze śniegiem załaduj i na stryszek z nimi. Czymś ten pożar musimy ewentualnie ugasić. Zarygluj drzwi! Narzuć kapotę na klapę do podziemnej skrytki zanim do nas wleziesz. I narychtuj broń!


- Agnees! - wołał Jans schodząc po starej drabinie do wionącej chłodem ziemianki. - A weź jeszcze może lampy i jakieś koce. Bo tu można zamarznąć. Może jeszcze gorzałki? - głos Skalpa dudnił pod podłogą.

- Miigiem!
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 01-08-2012 o 21:21.
kymil jest offline  
Stary 02-08-2012, 11:47   #85
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Sigfrid

Kapłanka Shallyi ze spokojem wysłuchała tłumaczeń Sigfrida. Potem z politowaniem spojrzała na strażnika i delikatnie chwyciła go za rękę. Pociągnęła i poprowadziła do wnętrza budynku. Sigfrid nie protestował. Z białych murów przybytku tchnął spokój.
- Usiądź, bracie – niemal szeptem zwróciła się do niego kobieta. Sam sposób jej mówienia i spojrzenie pełne dobroci i współczucia koiły ostatnio poważnie nadszarpnięte nerwy. – Poczekaj tu chwilę. Zaraz przyślę kogoś, kto uda się z Tobą do Twojego przyjaciela. W tym czasie wypij to – zaczerpnęła z kamiennej misy i podała Sigfridowi kubek. Ciecz wyglądała jak zwyczajna woda, ale w smaku była słodkawa. Strażnika ogarnął spokój. Wciąż denerwował się całą tą sytuacją w jakiej się znalazł, bał się o zdrowie i życie Jansa, ale uczucia te zostały przytłumione, zepchnięte na dalszy plan.

- No to jak, idziemy? – z ukojenia wyrwało go pytanie zadane przez młodego, nie więcej niż dwudziestoletniego młodzieńca. Chłopak był wysoki, chudy, piegowaty i rudy. Ubrany był w zwyczajne ubrania, na które narzucony miał fartuch z wyszytym emblematem Hospicjum na piersi. Przez ramię przerzucił sobie skórzaną, pękatą torbę. – Jestem Wilhelm, ale może mi Pan mówić Wili. Siostra Brunhilda powiedziała, że mam z Panem iść na Łojanki. Podobno tam strasznie niebezpiecznie się zrobiło? Był tam Pan? Mówią, że mutanci biegają tam po ulicach. Widział Pan jakiegoś?

Wili gadał cały czas, właściwie nie pozwalając Sigfridowi dojść do głosu i udzielić odpowiedzi na setki pytań jakimi młodzieniec go zasypywał. Ale Wilhelmowi chyba zupełnie to nie przeszkadzało i nadal trajkotał jak jakaś napędzana sprężyną krasnoludzka zabawka.

Im bliżej byli Łojanek tym Sigfrid bardziej się denerwował. Widział bijące w niebo słupy dymu z płonących zabudowań, ale bardziej niepokoiły go odgłosy wystrzałów. Najwidoczniej wojsko wkroczyło do dzielnicy i rozprawiało się krwawo z jej mieszkańcami. Przy bramie, do której dotarli nie było nikogo, komu strażnik mógłby pokazać swój zdobyty w kanałach glejt. Natomiast tuż za bramą, na środku ulicy zobaczył leżące w kałuży krwi ciała trzech mieszczan. Z pomiędzy domów słychać było strzały, krzyki i odgłosy walki.
- O kurcze! – wykrzyknął Wili. – Toż to prawdziwa wojna. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Chyba nikt się nie spodziewał...
O dziwo, po tych słowach zamilkł, jakby speszony wydarzeniami, które rozgrywały się wokół niego. Sigfrid wykorzystał ten moment i niemal biegiem ruszył w kierunku Starej Zaspy. Miał nadzieję, że jego przyjaciel Skalp i jego rodzina nie znajdują się w niebezpieczeństwie.

Jans

Mimo sprawnie wydanych komend, dokonanie przenosin do piwnicy nastręczyło nie lada trudności i zajęło sporo czasu. Oczywiście nestorka rodu nie miała najmniejszej ochoty przenosić się do ciemnej i wilgotnej piwnicy, czemu dała wyraz złorzecząc i okładając wszystkich naokoło swoją laską. W końcu jednak udało się ją w wystarczającym stopniu spacyfikować i sprowadzić po wąskich, stromych schodkach do ciemnego, pachnącego stęchlizną pomieszczenia wykutego pod domem.

W tym czasie odgłosy walk zbliżyły się znacznie i dało się słyszeć pojedyncze wystrzały i krzyki ludzi. Nim zszedł na dół, przez okno wychodzące na ulicę Jans dostrzegł kilkunastu mieszkańców położonych dalej ulic, uzbrojonych w różnego rodzaju broń, od kijów po stare, wyszczerbione topory, jak biegną wymachując bronią ku nieodległemu Wirallplatze. Wyglądało na to, że mieli zamiar stawić opór agresorowi. Agresorowi, którym byli ich pobratymcy, talabheimczycy. Jans uzmysłowił sobie właśnie, że to nie było normalne, ta bratobójcza walka nigdy nie powinna wybuchnąć. Dlaczego tak się działo, kto wydał rozkaz?

- Regis, obiboku pospiesz się, bo Cię wiosna na górze zastanie – krzyknęła na męża Agness, która opatulała starowinkę kolejnym kocem. Stara Zinggerowa mruczała coś pod nosem o wojnie i głodzie w czasach swojej młodości.
- Idę, już idę! – odkrzyknął z góry Łasica i zatrzasnął klapę. Zszedł po schodach i wszyscy Zinggerowie byli w komplecie. – Nic się nie bójcie, przeczekamy...

Minęło kilkadziesiąt minut, a może kilka godzin. W zatęchłej ciemności ciężko było stwierdzić upływ czasu. Nad głowami schowanych w piwnicy Zinggerów zadudniły kroki. Ktoś wszedł do domu.
- Panie Sigfridzie, tu przecież nikogo nie ma – usłyszeli nieznajomy głos. – Uciec musieli, albo...
 
xeper jest offline  
Stary 03-08-2012, 12:40   #86
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
W piwniczce było ciemno, zimno. Lód pokrył większą część ściany, tworząc na niej fantazyjne wzory.

- Brrr - mruknął Jans przytulając się do brata. - Najgorsze jest to chędożone czekanie... aż coś się w końcu stanie...


- Ba - skwitował Łasica.

- Cichaj tam Jansik! - ofuknęła Skalpa babka Smok. - Co Ty wiesz o zamieszkach smyku? Łajno. Ja to z Waszym dziadem Filaemonem Zinggerem w 2486 roku ciężką ruchawkę przeżyli. Trzy tygodnie Łojanki płonęły. Aż się uspokoiło. Ludziska wkoło ginęli, wiele panien cnotę straciło... Nie to co teraz, psi los - rozmarzyła się babcia.

Jans odwarknął.

- Z wiekiem to te Łojanki coraz dłużej w babci bajkach płoną. Teraz ze trzy tygodnie. Ale jeszcze niedawno tylko dni dziesięć. To jak to było wreszcie, hę?


Stara Zinggerowa nie zdołała się odciąć, gdy ktoś wparował do sieni na górze.

- Ćśśś - szepnęła Heidi.

Jans wsłuchał się w odgłosy z niedowierzaniem.

- Czyżby? Nie może być? To nasi? Coś o Sigfridzie wspominają... Dajcie więcej światła. Sprawdzę?


***

- Sigfrid, stary byku - wrzasnął uradowany Jans strasząc młodego akolitę. - Widzę, żeś rycerza na białym koniu przywiódł nam tu przywiódł, he, he. Co by Ład i Porządek przywrócił...

Po powitaniu i wymianie informacji Zingger przeszedł do konkretów.

- Sigfridzie. Miarka się przebrała. Potrzebujemy pomocy. Ten von Alhe jest dla nas za wielki na jeden kęs. Trzeba donieść. Kapitanowi Buldogów na początek. Ponoć to chłop poczciwy i ze wszech miar uczciwy. Bierze w łapę, ale w umiarze - zastrzegł się kamratowi.


- Po wtóre. Znajdźmy naszego kuglarza. Musimy przez niego skontaktować się z magami Ognia. Oni pomogą, jeśli sprawę przedstawi im ich konfater i kolega po fachu, czyli nasz Carolus ze Starków.

- I wreszcie, trzecie i ostatnie. Jak tam sprawy z zamieszkami stoją? Zostawiamy tu moją familię czy przenosimy na Nord do mnie?
 
kymil jest offline  
Stary 03-08-2012, 20:17   #87
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Czyżby teraz Zakon Krwawiącego Serca mężczyzn przyjmował? — spytał Sigfrid nieco rozbawionym tonem, unosząc brwi i spoglądając na młodzieńca jak na dziwaka. On wydawał się jednak nie speszony.
Jestem Wilhelm — przedstawił się i już po sekundzie zaczął nawijać o mutantach w Łojankach. Münch zasępił się. Wizyta w świątyni zdążyła go uspokoić, ale teraz znowu poczuł smutek i lekki niepokój. Miał nadzieję, że na Zaspie wszystko w porządku.

W Łojankach nie działo się dobrze — w pełni przekonali się, gdy pchnąwszy skrzypiące odrzwia bramy, ujrzeli zmasakrowane zwłoki krwawiące na śniegu.
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Chyba nikt się nie spodziewał…
Sigfrid pokręcił w milczeniu głową, ale tak naprawdę wszystkie ostatnie wydarzenia zwiastowały ten kryzys. Tylko że zobaczyć coś takiego zawsze jest szokiem, nawet, gdy się wie, czego się spodziewać.
Chodź za mną, ino prędko!

Ruszył najpierw bezpośrednio w stronę Zaspy, ale zaraz zatrzymał się i zmienił kierunek. Przed sobą, na odległym końcu ulicy ciągnącej się pomiędzy krzywymi, osuwającymi się niemalże budynkami, spostrzegł bowiem mały oddział żołnierzy z muszkietami przebiegający z jednej strony na drugą. Tam musiały toczyć się w tej chwili jakieś walki, a zatem postanowił spróbować innej drogi. Przecisnęli się przez wąską szparę pomiędzy dwoma domami, przebiegli przez kilka tylnych alejek i znaleźli się na kolejnej ulicy. Jacyś obszarpańcy z nożami, siekierami i młotkami znaleźli się nagle z dziesięć metrów przed nimi. Sigfrid cofnął się do uliczki, pociągając za sobą Wiliego. Po paru minutach czekania i wstrzymywania oddechów, wyjrzał ostrożnie. Ludzie sobie poszli.

Jakaś chuda kobieta wychyliła głowę za drzwi, gdy przechodzili obok jej domu.
Lepiej niech się pani skryje, tu nie jest bezpiecznie! — rzucił akolita Shallyi, zatrzymując się, ale Sigfrid tylko szarpnął go za rękaw w milczeniu i poszli dalej. Krążąc jeszcze trochę i przemykając ukradkiem przez uliczki, udało im się w końcu dostać do domu Zinggerów, jednak nikt im nie odpowiadał, choć drzwi były otwarte. Müncha oblał pot; oczyma wyobraźni już widział zakrwawioną stertę ciał. W pośpiechu wtargnął do środka, lecz nie ujrzał tam niczego niezwykłego — żadnych zwłok.

Panie Sigfridzie, tu przecież nikogo nie ma — odezwał się Wili. — Uciec musieli, albo…
Nagle coś huknęło, aż akolita podskoczył, i otwarła się klapa w podłodze, z której wyłonił się Jans. Sigfrid uśmiechnął się mimowolnie, podbiegł do niego i podał mu rękę.
Jak się czujesz? — zapytał, podtrzymując go lekko na wszelki wypadek. — Rycerza? Nie bardzo. On jest ze świątyni Shallyanek i nazywa się Wilhelm.

Cała trójka zeszła na dół do piwnicy, gdzie Procarz i Skalp wymienili się najświeższymi wieściami.
…a ten to może być coś w rodzaju zwierzoczłeka. Mówiła Luiza, że jej to szczura lubo kozła na myśl przywodzi. Ale to przecie z ciała rycerza… Da się to powiązać tedy jakoś z von Ahlem? Może ten sygnet…? — zastanawiał się Sigfrid, jednak Jans tylko pokręcił głową i stwierdził, że muszą poszukać pomocy.
Może masz rację — odparł strażnik cichym głosem, kiwając głową. — Do Karola lepiej jednak Luizę wyślijmy. Ona… potrafi z nim gadać.

A jak tam sprawy z zamieszkami stoją? Zostawiamy tu moją familię czy przenosimy na Nord do mnie? — zapytał Zingger.
Ja… Nie wiem — odparł bezsilnie Münch. — Nam dwojgu udało się przemknąć… jeszcze nie jest tak źle. Ale nie wiem, jak sobie poradzi cała rodzina. — Spojrzał w róg piwnicy, gdzie kuliły się kobiety, z którymi teraz rozmawiał Wilhelm. — To twoja decyzja. Tak czy inaczej, pozostaje nam tylko zawierzyć swe życia bogom. I tak czy inaczej, nie idziesz nigdzie, póki nie zajmie się tobą chłopak!
 
Yzurmir jest offline  
Stary 04-08-2012, 12:30   #88
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Po raz kolejny Jans, z pomocą brata, jego żony, siostry a nawet Sigfrida i młodego akolity starali się przekonać starą Zinggerową, że pozostanie w domu na Starej Zaspie nie jest bezpieczne. I po raz kolejny Mathilda odmówiła, tłumacząc im, że nie takie rzeczy już w swoim długim życiu przeżyła. A skoro ma umierać, to woli dokonać żywota we własnym domu, a nie gdzieś na wygnaniu, leżąc w kącie w jakiejś wynajętej izdebce. Nic, nawet zaklinanie na bogów i ducha jej nieżyjącego od wielu lat męża, nie było w stanie zmienić jej zdania.
- W takim razie ostaniemy tutaj – w końcu orzekł zrezygnowany Regis. – Zabarykadujemy się, zabijemy okna deskami i przeczekamy nawałnicę. Jak przeżyjemy to wotywny ołtarzyk Ranaldowi w sionce postawię.


Opatrzonemu i napojonemu jakimiś medykamentami Skalpowi od razu zrobiło się lepiej, tak przynajmniej twierdził. Teraz nie pozostawało nic innego, jak dopomóc familii w barykadowaniu domu. Wszyscy, pomijając Wilhelma, który wyszedł wspierać potrzebujących pomocy rannych, jacy pojawili się na ulicy, zabrali się do przenoszenia mebli, wnoszenia desek z podwórka i umacniania wszystkich otworów, jakimi ktoś niepowołany mógłby próbować wedrzeć się do budynku.

- Wieści niosę – powiedział akolita wciskając się pomiędzy deski, jakimi zabite były do połowy drzwi. Jego biały fartuch umazany był we krwi i błocie. – Ludzie straszne rzeczy gadają. Nie dość, że żołnierze księżnej Elizy krew bratobójczo rozlewają, to ze Szczurowiska zaraza się rozszerza. Co rusz grupy trawionych gorączką, pokrytych wrzodami ludzi wpadają na ulice, jak w amoku rzucając się na wszystkich wokół. O Bogini! – Wili zniżył głos, tak że słyszeli go tylko będący najbliżej Jans i Sigfrid. – Jeden rany mówił, że i jakoweś potwory z głębin, przez kanały wychodzą i ludzi mordują. Nie patrzą kogo. Czy to żołnierz, czy mieszczanin różnicy im nie robi. To mutanty... Módlmy się bracia, aby to prawda nie była!
- Wracać czym prędzej muszę do Hospicjum! Muszę donieść co się tutaj dzieje i pomoc dla tych biedaków sprowadzić – Wilheml popatrzył błagalnie na stojących obok niego mężczyzn, ale w jego oczach widać też było determinację. Gdyby musiał, to z pewnością poszedłby sam, nie bacząc na niebezpieczeństwa. Ale skoro i tak Skalp i Munch wybierali się z powrotem, to dlaczego nie mieliby pomóc młodemu akolicie.

Gdy dotarli do Wirallplatze, położonego kilkaset metrów od Starej Zaspy, ich oczom ukazał się przerażający widok. Cztery domy od zachodniej strony placu płonęły. Cały plac zasłany był ciałami. Większość z nich należała do mieszkańców Łojanek, którzy zostali tutaj zmasakrowani przez wojsko. Leżało tu też kilku żołnierzy, ich ciała straszliwie zmasakrowane, skłute i zmiażdżone przez prowizoryczny oręż mieszczan. Nikt się nie ruszał, nikt nie wydawał dźwięku. Wszyscy byli martwi.
W wylocie jednej z alei wiodących od placu ku południu, coś się poruszyło. Niewielka, odziana w szarą opończę postać podniosła się znad zwłok, trzymając w ręku zakrwawiony sztylet. Gdy morderca zorientował się, że został zauważony błyskawicznie rzucił się do ucieczki. Jego ruchy były płynne i szybkie, ale i tak dało się dostrzec, że spod płaszcza wystaje mu długi, pokryty rzadką, szarą szczeciną ogon.
- Święta Gołębico, mutant – jęknął akolita. – A więc to jednak prawda...
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 06-08-2012 o 12:08.
xeper jest offline  
Stary 04-08-2012, 13:13   #89
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans dzięki pomocy akolity Shallyi poczuł się o wiele lepiej. Humor mu dopisywał, mimo trzaskającego w izdebce mrozu.

- Nie wiem, młodzieńcze, cóżeś mi uczynił i jakiego wywaru zadał, ale ręce masz Ty złote. Delikatnyś jak ten pszczeli Wissenlandzki miód. Shallyia Cię pobłogosławiła za maleńkości - klepał nowicjusza po chudych plecach. - Jakbyś się rozmyślił w Twej posłudze, w końcu mało jest mężczyzn wśród Shallyanek. Ale o czym to ja? Powiadam Ci, że fach Ci znajdę od razu. Znam pewne miejsca, gdzie Twe talenta docenią... - przerwał, gdyż kuksaniec Heidi ostudził jego zapędy w znalezieniu pracy w zamtuzie "Pod Czarną Latarnią".

Zrezygnowanemu Regisowi odparł.

- Tedy pilnuj babki Zingger, Łasico, niczym rodowych sreber. Chciałbym jej opowieści jeszcze posłuchać... W tamtym wieku, to dopiero były pochędóżki w Talabheim. Nie to co teraz. Ludzkość widać coraz bardziej karleje. I nie chodzi mi o grosiwo.


***

Rzeź na placyku sprawiła, że Jans spoważniał. Dobry humor prysł jak sen złoty.

- Kurestwo, chamstwo i głupota, Wuju. Tylko poszczuć jednych na drugich i śmierć zbiera swe żniwo... - nie dokończył, gdyż dojrzeli zakapturzonego mutanta.

- Ten skurwiel. Ten zabójca. Musimy go mieć. Za wszelką cenę. To jest dowód, którego potrzebujemy. Każdy nam wtedy uwierzy! Za nim! - nie namyślając się więcej, ignorują świeże rany, Mości Zingger wyszarpnął "talabheimskiego zbója". I popędził ku stworowi.

- Albo on albo my, Sigfridzie!
- okrzyk Skalpa nie pozostawiał Munchowi nic innego jak skoczyć na pomoc kamratowi. - Na pohybel... Szczurom!
 
kymil jest offline  
Stary 06-08-2012, 10:21   #90
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Wszyscy kręcili się w desperacji po domu, a Sigfrid, przytargawszy wcześniej parę desek, stał pośrodku tego zamieszania, nie wiedząc, za co jeszcze się zabrać. Nagle zauważył wysoko na schodach Heidi, próbującą znieść jakiś stolik. Mebel był dość niewielki, ale widocznie sprawiał jej pewne problemy, zwłaszcza w ciasnej przestrzeni korytarzyka prowadzącego na górę.
Heidi — powiedział, skacząc po stopniach — dajże to. Białogłowy takich ciężarów dźwigać nie powinny.
Ja sobie potrafię poradzić — odparła dziewczyna z uśmiechem, ale przekazała mu stolik. — To… to może być koniec — dodała smutnie, idąc powoli za schodzącym stopień po stopniu strażnikiem.
Heidi! — krzyknął ktoś z innej części domu.

Nie wiedząc, co powiedzieć, Sigfrid spuścił wzrok i milczał przez chwilę. Gdy obejrzał się do tyłu, Heidi patrzyła na niego dziwnym wzrokiem.
Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Będę się modlił do wszystkich bogów, aby wam się nic nie stało. Polubiłem tę…
Hej, siostraaa! — powtórzył głos.
Lepiej idź — doradził Münch. Zinggerówna wahała się chwilę, po czym prześlizgnęła się obok niego i zbiegła na dół.
Czego chcesz, pajacu?! — słychać było jeszcze jej rozgniewany głos.

Gdy Procarz znalazł się wreszcie na parterze i odłożył stolik gdzieś pod ścianą, zauważył Wiliego, który przyszedł opowiedzieć im o sytuacji na zewnątrz.
Nie wystarczy już aresztować von Ahle'a — zauważył, wysłuchawszy jego opowieści. — Wszystko się wymknęło spod kontroli… Jansie, myślę, że po wyjściu z Łojanek rozdzielić się powinniśmy. Ty pójdziesz po Luizę, powiesz jej, by wieści Karolowi przekazała. On powiadomi innych magusów, a oni może przekonają księżną, by wycofała wojsko. Ja pójdę poszukać komendanta, tak jak żeś mówił. Weźmiemy strażników i będziemy przekonywać ludzi, żeby odmieńców bili, nie swoich. Spotkamy się tutaj albo przy wejściu do dzielnicy. Co o tym myślisz?

Zanim jednak wyruszyli, Sigfrid stwierdził, że musi zrobić jeszcze jedną rzecz.
Wili, trzymaj — powiedział, wręczając mu dziesięć złotych monet. — To jest datek dla Zakonu za waszą pomoc.
Odwrócił się, wyciągając przed siebie resztę swych pieniędzy w pękatej sakiewce. Łasica błyskawicznie znalazł się obok niego, ale Sigfrid tylko wskazał na niego oskarżycielsko palcem i zmrużył oczy.
Tobie nie ufam, Regis — powiedział. — Tyś zgubił Hilberta, pamiętasz?
Zgrzytnął zębami i podszedł do Heidi.
Daję wam to w przechowanie. A jeśli coś mi się stanie, to możecie te pieniądze zatrzymać.
Dziewczyna niespodziewanie objęła go, a on nie wiedział, co się dzieje.

***

Spojrzawszy na zaścielone trupami Wirallplatze, Sigfrid mógł tylko wykonać znak Morra.
Ojcze Umarłych, przyjmij te dusze do swojego Królestwa — wyszeptał.

Nagle Skalp krzyknął i Sigfrid podążył za jego spojrzeniem. Przed nimi stał zwierzoczłek! Münch odepchnął lekko Jansa, a sam zrobił krok w przeciwną stronę, w ten sposób chcą zyskać czystą linię strzału. Wyciągnął procę zza paska, założył w niej kamień i zakręcił rzemieniami, po czym wypuścił pocisk…
 
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172