Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-08-2012, 19:41   #91
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Kamień wyrzucony z procy strażnika ze świstem przeleciał tuż obok głowy Jansa. To że sięgnął celu poświadczył skrzek bólu, jaki wydała zakapturzona postać. Mutant upadł na bruk, jakby jakaś niewidzialna siła zwaliła go z nóg. Przez moment leżał nieruchomo, a potem podniósł się i kulejąc ruszył dalej.

Jans nieco przecenił swoje możliwości. Mimo, że rana zasklepiła się, to nadal był słaby i bok rwał go przy każdym kroku. Bez przeszkód mógł chodzić, jednak bieganie było zupełnie inną sprawą. Nie pokonał więcej niż dwudziestu kroków, a musiał się zatrzymać, zgięty w pół z bólu. Sigfrid ściskając w ręku pałasz, przebiegając obok niego rzucił mu pytające spojrzenie i pognał dalej, ku znikającemu w jakimś zaułku mutantowi.

Munch dysząc ciężko skręcił z głównej ulicy i zagłębił się między domy. Jedyne co zobaczył to znikającą w szybie prowadzącym do ścieków końcówkę ogona. Chwilę potem zza zakrętu wyszedł Jans, opierając się na swoim mieczu i klnąc z bólu. Obok niego szedł blady jak ściana Wili.

Usłyszeli krzyki i strzały. Walczący wyraźnie zbliżali się do miejsca, w którym teraz się znajdowali. Już po chwili, nim zdążyli uciec z zaułka zobaczyli biegnących ulicą ludzi. Kilkunastoosobowa grupa uzbrojona była w prowizoryczną broń, ale kilku z nich miało zdobyczny oręż. Na oczach Skalpa i Sigfrida, dwóch ludzi padło ugodzonych pociskami, a reszta przebiegła dalej. Zaraz pojawili się odziani w biało-czerwone mundury żołnierze, którzy równym krokiem, z bronią gotową do strzału przemaszerowali przed ukrytymi w zaułku mężczyznami.

Potem wszystko ucichło. Wili przezwyciężając panikę, podszedł do leżących na ziemi, w kałużach krwi ciał. Gesty jakie wykonał nad leżącymi, świadczyły, że nie może im już pomóc. Gdy wychodzili z zaułka, zauważyli że jedno z ciał, poza ziejącą w klatce piersiowej, krwawą dziurą, ma skórę rąk i twarzy pokrytą żółtawą wysypką.
- To może być ta zaraza, która panoszy się na Szczurowisku – wyjaśnił Wili, gdy nieco odzyskał rezon. – Kolejna sprawa, o której muszę donieść do Świątyni. Szybciej!

***

Jans za bardzo nie wiedział, gdzie szukać Luizy. Wprawdzie wiedział, gdzie dziewczyna mieszka, ale nie znał jej trybu pracy. Wczesnym popołudniem zaszedł pod jej adres, ale nie zastał Lulu w domu. Jedyne co mógł zrobić, to przekazać wiadomość przez jej gospodynię. Oczekiwał na Pannę Lutzen wieczorem u siebie na Nord.

Lulu oczywiście zgodziła się pomóc. Jeszcze tego samego wieczoru zobowiązała się porozmawiać z Carolusem Starkiem i przekonać go aby zaprzągł do pomocy swoich konfratrów. Chciała tylko wiedzieć, na czym ta pomoc ma polegać i kiedy ewentualnie ma nadejść.

***

Sigfrid miał nieco więcej kłopotów z uzyskaniem pomocy. Celował wysoko, w samego dowódcę Buldogów – Elwriga von Tabburga, ale skończyło się na tym, że wylądował znowu przed biurkiem sierżanta Grubera.

- No i co Munch? – zapytał sierżant wstając i podchodząc do okna, wychodzącego na płonące Łojanki. Na jego twarzy, jak zwykle gościła mieszanina pogardy i lekceważenia. Niedbale wskazał słupy dymu bijące w ciemne, spowite chmurami niebo. – Coście zdziałali? Kto wywołał owe zamieszki, co się nam tak pięknie w rzeźnie przerodziły? Spierdoliliście na całej lini, Munch...
- Dobrze, że są tacy ludzie jak von Ahle – kontynuował. – Dzięki nim może jest szansa na przywrócenie porządku. Całe szczęście, że Księżna udzieliła mu pełnych pełnomocnictw...
 
xeper jest offline  
Stary 07-08-2012, 21:43   #92
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Rytmiczny stukot twardych obcasów cichł powoli, gdy maszerujący żołnierze oddalali się coraz bardziej. Sigfrid wreszcie odważył się odejść od ściany, do której się przyciskał, by pozostać niezauważonym, i podszedłszy do Jansa, położył rękę na jego ramieniu. Tym razem nawet nie pytał się, czy jego towarzysz dobrze się czuje, po prostu spojrzał na niego znacząco. Ostrzegał go, a jednak Jans wciąż lekceważył zagrożenie, jakie niosły jego rany.

Potwora zbiegła do kanałów — wycharczał przez ściśnięte gardło i ponownie nie musiał artykułować kolejnej kwestii: „nie wchodzimy tam”. Obydwoje wiedzieli w końcu doskonale, że jest tam niebezpiecznie, zwłaszcza teraz. — Ładnie go przynajmniej trafiłem — pochwalił się po chwili milczenia lekkim w zamierzeniu tonem, tylko nie dał rady się uśmiechnąć.

Podszedł do Wilhelma oglądającego jednego z trupów i niemal natychmiast cofnął się z odrazą, zdając sobie sprawę z tego, co widzi. Stanął w bezpiecznej odległości od zarażonego, a na wszelki wypadek zasłonił też usta i nos rękawem.
Wili, musisz sprowadzić tutaj kogo tylko się da. Wszystkich! Na kapłanów Gołębicy przecie żadna strona podnieść ręki się nie ośmieli, a tych wszystkich chorych to trzeba zamknąć w odosobnieniu. Kto wie, ilu ich już jest…

Strażnik obejrzał się jeszcze na Jansa, który zdołał się już pozbierać do kupy.
Chodźmy — powiedział.

***

Siedział ze spuszczoną głową, podczas gdy jego przełożony stał przy oknie po drugiej stronie biurka. W umyśle Sigfrida mieszały się w tej chwili lęk, wstyd oraz frustracja i gniew.
Nie… — zaoponował bezradnie, starając się pokonać gulę, która wyrosła mu w gardle. — M… melduję, że wykonałem swoje zadanie. I von Ahle… to von Ahle jest za wszystko odpowiedzialny.

Münch podniósł głowę, spojrzał na oburzonego sierżanta i zaczął mówić zanim tamten zdążył cokolwiek zrobić.
Mam świadków i mam dowody! On się mrocznym siłom zaprzedał, z odmieńcami spiskuje… Zamieszki wywołał… No, nie wiem, czy je wywołał, ale wiem, że wszystko się zaczęło od starca, co wskazał na spaczone dziecko sklepikarza z Łojanek. Prawdopodobnie i starzec był spiskowiec. No bo słuchaj tego: służący von Ahle’a twierdzi, że jego pan spotykał się z tajemniczymi czarnymi rycerzami. Takiego samego rycerza spotkaliśmy w kanałach pod Łojankami, co zamknięte zostały przez Komisyję pod von Ahle’a przewodnictwem, a niedługo potem, miarkujesz sobie, zaraza się tam narodziła, co objęła Szczurowisko! Kanalarz Olgierd nam mówił o zwierzoludziach czyhających głęboko pod powierzchnią ziemi, poczwarach, co nigdy nie widziały światła dnia… Jedną z nich widział służący von Ahle'a kole jego rezydencyji... a z jedną spotykał się czarny rycerz w kanałach! Miał on ci przy sobie to.

Sigfrid pogrzebał za pazuchą i wyciągnął pismo oraz małą sakiewkę, w której spoczywały dwa pierścienie. Wyciągnął obrączki i rzucił wszystko na blat stołu, do którego podszedł Gruber.
Przyjrzyj im się. Pewnikiem wskazują na von Ahle'a!

Dysząc ciężko, Sigfrid patrzył na sierżanta oglądającego fanty w milczeniu i trawiącego jego nowiny z grymasem sceptycyzmu na twarzy. W końcu strażnik nie wytrzymał.
Do licha! — wrzasnął, uderzając pięścią w stół. — Coś musimy zrobić! Byłeś tam…?! — Powstał, obszedł biurko i chwyciwszy Grubera za ramię, pociągnął go bezceremonialnie w stronę okna. — Widziałeś, jak to wygląda?! Żołnierze masakrują wszystkich… Setki ludzi giną. A wśród trupów… wśród trupów przemykają bękarty Chaosu… Widziałem to na własne oczy! Prawie mnie się jednego dorwać udało! Jak Sigmara miłuję i na msze każdego Dnia Świątecznego chodzę, zarzekam się, żem widział zwierzoczłeka w Łojankach i wyglądał on jak szczur.

Pociągnął znowu Grubera, tym razem zwracając go siłą przodem do siebie, i złapał go obydwiema rękami za ramiona.
Ludzie giną przez tego von Ahle’a, a on tylko dostaje więcej mocy od Księżnej! — krzyczał łamiącym się głosem. — Musimy coś zrobić. Trza rozdzielić żołnierzy i mieszkańców i powiedzieć wszystkim, kto jest ich prawdziwym wrogiem. Inaczej całe miasto przepadnie! Inaczej wszyscy… wszyscy zginą! Moja rodzina…

Sigfrid ucichł i oparł się słabo o ścianę.
Proszę… Musimy coś zrobić. Inaczej wszyscy zginą… — mamrotał. — Całe miasto jest zgubione…
 
Yzurmir jest offline  
Stary 08-08-2012, 21:30   #93
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Post

Jans do lokum na ulicy Powroźniczej dosłownie się doczłapał. Rana z kanałów ponownie bolała jak diabli. Bieg za zwierzoczłekiem wyraźnie mu nie posłużył. Na dodatek dostał gorączki. Cały drżał jak w febrze.

- Jak tak dalej pójdzie, to nie ręczę za siebie... - mamrotał sam do siebie przedzierając się przez zaśnieżone ulice Talabheim. Jedyne o czym marzył, to odrobina snu i łyk ciepłej wody.

Gdy dotarł wreszcie na stancję, był zziębnięty aż po kości i ledwo żywy. Z trudem wdrapał się piętro, wlazł do środka i od razu rzucił na swe łoże.

- Tylko kkapka snu, zanim Luiza... - z tymi słowy paser zapadł w głęboki sen.

Obudziła go dopiero Lulu, która wieczorem wróciła z pracy.

- Wyglądasz źle. Gorzej niż źle...
- stwierdziła siadając na łóżku i gładząc po dłoni.

- Brednie i pomówienia
- odparował Skalp. - To złe języki, serdeńko. Ot, co. Ale dość tych krotochwili. Musisz nam pomóc. Mnie i Wujowi. Trzeba Ci przekonać Carolusa. Winien pomówić ze swoim... yyy... mentorem. Odkryliśmy, jak dobrze wiesz spisek, który oplata całe Talabheim... powinien mu o tym opowiedzieć... - streścił pokrótce ostatnie wydarzenia.

- Stark musi przekonać swego Mistrza, że we wszystkim macza swe palce von Ahle, że powinien nam pomóc. Dać paru ludzi i wrócić z nami do kanałów - na samą myśl o powrocie do zimnych czeluści rana Jansa zapulsowała.

- Mamy też pierścienie, znaczy teraz pierścienie ma Sigfrid, które wskazują na rzecz kogo pracowali rycerze, rozumiesz? Tam w głębi coś jest. Trzeba to zniszczyć... zanim będzie za późno.


- Przydałaby się również wizyta czarodziejów w siedzibie samego von Ahle. Na to nigdy sami się przecież nie poważymy.
 
kymil jest offline  
Stary 09-08-2012, 18:15   #94
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Dowody – warknął Gruber, odpychając Sigfrida. Ten z nadzieją popatrzył na leżące na stole pierścienie. Sierżant podążył za jego wzrokiem i roześmiał się. – Munch, tyś się chyba z fiutem na głowy pozamieniał! To mają być dowody? Te dwie obrączki? Chyba żartujesz!

- Przyjmijmy, że to czegoś się dowiedział o powodzie zamieszek, o owym starcu, to prawda – usiadł za biurkiem i powoli obracał w palcach dowody. – Jakiś fanatyczny wyznawca Sigmara dobrze zrobił wyłuskując plewy spośród ziaren, a że się potem to wszystko wymknęło spod kontroli, to inna sprawa. Jednak to nie tłumaczy waśni pomiędzy niemal wszystkimi grupami społecznymi w mieście, ani tego dlaczego w Szczurowisku wybuchła zaraza... Znalazłeś dużo poszlak, ale takie dowody to sobie w dupsko wsadzić możesz! Sprowadź mi tego służącego albo rycerza albo najlepiej tego zwierzoczłeka, szczura. Niech chociaż jeden z nich powie słowo na von Ahle, a wtedy zrobimy szanownemu paniczykowi z dupy jesień średniowiecza...

- Zatrzymaj to pismo – zwrócił Sigfridowi opieczętowany, poplamiony papier. – Powinno Ci pomóc w zadaniu. Ale jak ktoś się zainteresuje skąd to masz, to musisz sam wymyślić jakąś wymówkę. Straż Ci w tym nie pomoże. Spiesz się, czasu masz mało. Słyszałem plotki, że von Ahle ma zamiar wstąpić w święty, małżeński związek z samą Księżną.

***

Zamiast obiecanej pomocy, w mieszkaniu Jansa zjawił się sam Carolus Stark. Wchodząc, zrzucił płaszcz, otrzepał buty z błota i od razu rozsiadł się przed ogniem. Skalp miał wrażenie, że płomienie w obecności maga wystrzeliły mocniej w górę. W oczach Starka migały ogniste refleksy.
- Luiza zawiadomiła mnie o wszystkim – powiedział, ściskając w rękach kubek z ciepłym winem, który podał mu Jans. – W co wyście się chłopaki wpakowali?

Jans zaktualizował wiedzę maga na temat sprawy, w którą on też był częściowo zaplątany. Carolus przypatrywał się cały czas płomieniom, jakby chłonąc ich ciepło i blask. W końcu, gdy Zingger skończył, Stark odezwał się. – Mniej więcej to samo przekazała mi Lulu. Ważkie są te dowody... Właściwie to nie są żadne dowody, a domniemania i poszlaki. Na ich podstawie, nikt nam pomocy nie udzieli. Tak powiedział mi Franz Donnegut, miejscowy mag i mój mentor. Udzielił mi pozwolenia na zapoznanie się ze sprawą i zwolnił z pozostałych obowiązków, których ostatnio znacznie mi przybyło. Tak więc, Jans jestem do Twojej dyspozycji. Co chcesz zrobić?
 
xeper jest offline  
Stary 09-08-2012, 20:02   #95
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Lokum pasera Skalpa

Lulu z małą pomocą Skalpa napaliła w kominku. Ogień buchał jak w piekle spowijając pomieszczenie nieziemskim krwawym światłem. Drwa wprawnie porąbane parę dni temu przez Sigfrida po pamiętnej pijatyce z mości Szują trzaskały wesoło.
Oparty o Luizę Lutzen Zingger, popijający gorzałkę z cynowego kubka, wpatrywał w się płomienie. Słowa młodego Starka bynajmniej nie napawały optymizmem i chęcią walkie o lepsze jutro.

- Widzicie ten żar? Małe piekło na ziemi, prawda? - cicho szepnął do przyjaciół paser.

Tak przynajmniej Jans Zingger wyobrażał sobie żar piekielny. Okutany w dwa koce, ze świeżo zabandażowaną raną, z gorzałką w trzewiach snuł dalekosiężne plany ocalenia swej małej ojczyzny. Zasranego Talabheim. Cenne minuty mijały.

- No dobrze
- odrzekł w końcu ciężkim głosem. - Jeśli ktokolwiek może fajdać we własne gniazdo, to tylko my, moi kochani. Nie będzie von Ahle srał nam w gniazdo, rozumiecie?

Zmartwiona Luiza dotknęła rozpalonego czoła Jansa, zaś Carolus podniósł wysoko brwi. Widać nie zrozumieli błyskotliwego konceptu.

- Eeee... - machnął zniechęcony ręką Zingger. - Metafora taka. W jednej księdze to wyczytałem, nieważne. Grunt, że musimy mieć solidne dowody, jak powiedział Mistrz Donnegut. W mieście wybuchły zamieszki, tak? Dom von Ahlego zapewne obstawiony przez służbę. Ta ścieżka odpada. Zresztą powiedzmy sobie szczerze. Jak mamy dostać się do środka? To jest jeden z najznamienitszych sukinkotów w tym mieście. Pozostaje, więc droga przez szambo, czyli powrót do kanałów. Głowę dam sobie uciąć, że tam w tej norze jest więcej takich zwierzoludzi. Do czego zmierzam? Musimy jednego złapać, Panie Stark. Pokazać tutejszym. Wstrząsnąć nimi. Na szczęście wiem, gdzie takowego znaleźć. Tam gdzie wcześniej ponieśliśmy porażkę. Musimy tam wrócić... Do kanałów.

- Nie pójdziemy jednak sami, Carolusie. Zwrócę się o wymierną pomoc do Wyciskaczy. Prawo zawiodło, bezprawie pomoże. Wiemy przecie kto morduje chłopców na dzielnicy. Pan Burtheizen otrzyma oczekiwaną odpowiedź. I jak znam życie będzie chciał się zemścić. Taki już kanalia jest. Dajmy mu, więc zemstę. On nam niech da Łysego i Szczerbatego - braci Voldtów, skurwysynów po matce.

- Poczekajmy na Wuja Trolla. A później... na pohybel! Do Łojanek! Ku Czarnej Latarni!
 
kymil jest offline  
Stary 11-08-2012, 16:38   #96
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Sigfrid zacisnął pięści aż zbielały mu knykcie i cały zadrżał ze złości. Spojrzał na sierżanta wściekle, po czym wstał i wyszedł szybko, trzaskając za sobą drzwiami. Na korytarzu przystanął, dysząc ciężko i myśląc nad następnymi krokami. Wiedział jedno — nie może się poddać.

Hej! Ludzie! — krzyknął, wchodząc do salki, w której przebywało paru strażników. — Czy wy widzicie, co się dzieje?!

Jeśli nie podziałało zwrócenie się do przełożonych, być może osiągnie coś, apelując do swoich kolegów — uznał.

Łojanki płoną, a wkrótce całe miasto do nich dołączy! — tłumaczył. — Mutanty grasują na ulicach, podżegają ludzi do walki między sobą… Żołnierze mordują każdego, kto się nawinie… Zaraza się szerzy… Jeśli macie tam jakichś przyjaciół albo rodzinę, wszyscy oni mogą zginąć. Nie możemy tu siedzieć bezczynnie, gdy to się dzieje! Trzeba… trzeba namawiać ludzi, żeby nie walczyli z żołnierzami. Trzeba ich wyprowadzać z dzielnicy. Trzeba im mówić o zagrożeniu ze strony zwierzoludzi. To jest nasz… obowiązek! Dowództwo nie chce nic zrobić, mówi, że dowodów brak. Ale ja żem widział poczwary Chaosu tu, w Talabheim! Chodźcie ze mną!
 
Yzurmir jest offline  
Stary 12-08-2012, 11:16   #97
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Sigfrid

- Nie trzaskaj, kurwa tymi drzwiami! – przebił się przez huk zatrzaskiwanych drzwi krzyk Grubera. Wściekły Sigfrid zignorował go i zwrócił się ze swoim apelem do strażników siedzących w pokoju. Było ich pięciu. Wszyscy wyglądali tak, jakby nie spali przez ostatnie kilka nocy. Ich mundury były pobrudzone i potargane w wielu miejscach. Niemal każdy z Buldogów miał na sobie bandaż. Widać było, że strażnicy aktywnie uczestniczyli w zamieszkach. Pozostawało pytanie, po czyjej stronie walczyli? Sigfrid był pewien, że jego koledzy wspierali von Ahle’a.

Strażnicy patrzyli na niego nieco dziwnie, gdy wygłaszał swoją płomienną przemowę. Ale im dłużej mówił, tym wyraz twarzy siedzących naprzeciw niego mężczyzn zmieniał się. Sigfrid był niemal pewny, że pójdą za nim. Jeśli nie wszyscy, to przynajmniej większość z nich. Przecież byli Talabheimczykami, mieli tu rodziny, to było ich miasto. Widział w ich oczach złość na to co się działo, na niesprawiedliwość i szaleństwo, które z nieznanych przyczyn ogarnęło Talabheim. Teraz Munch dawał im szansę, żeby skończyli to wszystko, żeby znowu zapanował spokój.

Nagle wyraz twarzy chłopaków zmienił się diametralnie. Każdy spojrzał w inną stronę. Zaczęli kasłać i zbierać się do wyjścia. Sigfrid przez chwilę nie wiedział co się dzieje.
- Munch! – ryknął mu za uchem Gruber. – Co Ty tu, kurwa robisz?

- Jestem Wittbach... Masz rację... Ktoś musi zatrzymać to szaleństwo... Ci ludzie wcale nie są winni... - Chwilę później, gdy Sigfrid opuszczał już budynek podszedł do niego jeden z tych pięciu, do których Munch skierował swój apel. Niezbyt wysoki, wątłej budowy, o twarzy usianej niezliczoną masą pryszczy. Nie wzbudzał ani zaufania, ani respektu. Ale był jedyną pomocą, jaką Sigfrid zdołał uzyskać. Lepsze to niż nic.

Jans

Dotarcie do Czarnej Latarni przysporzyło Skalpowi nie lada problemów. Musiał parokrotnie zmieniać drogę, uciekając przed żołnierzami, którzy wciąż ścigali praworządnych obywateli. Nieraz musiał wycofywać się i szukać innej drogi, bo ulice które znał, zostały zabarykadowane lub przegradzały je zawalone zgliszcza. W końcu, po długim kluczeniu dotarł do gospody.

W zaułku nadal nic się nie zmieniło, jakby znajdował się w innym świecie, daleko od zamieszek i całego bałaganu, który zdaniem Skalpa wywołany został przez Dietricha von Ahle. Osmalony lampion jak zwykle płonął czarnym ogniem. W drzwiach Jans jak zwykle pozdrowił Widhoeltzla, który odprowadził go obojętnym spojrzeniem. Wnętrze karczmy było nieco pustsze niż zwykle, nie więcej niż połowa ław była zajęta. Poza tradycyjną klientelą, do której Skalp zdążył się już przyzwyczaić, przy jednej z ław siedziało jak gdyby nigdy nic czterech żołnierzy, popijając piwo i zagryzając placki. Niestety stół, zwykle zajmowany przez braci Voldtów była pusta.
- Kazali przekazać Ci to - z pomocą przyszedł karczmarz, który wręczył Zinggerowi pomięty kawałek papieru. Martin Voldt zostawił wiadomość dzień wcześniej i bardzo zależało mu na spotkaniu z Jansem.

„Luftergasse 7. Wuj B. Chce się dowiedzieć co u Ciebie słychać.”


Tak brzmiała wiadomość. Jans niezwłocznie podążył pod wskazany adres, który nie był wcale odległy od Czarnej Latarni. Tylko raz musiał zniknąć na chwilę w bramie, gdy ulicą przeszło kilku odzianych w łachmany, śmierdzących brudem i chorobą, owrzodzonych osobników.

Budynek na Luftergasse niczym szczególnym się nie wyróżniał, był niemal identyczny jak pozostałe osiem domów stojących w zaułku. Drzwi były zamknięte, podobnie jak okiennice. Z komina wydobywał się dym.

- Zabiję skurwysyna! Na rozbiegane oczy Ranalda, zabiję gnoja! – darł się Wolf Burtheizen, przywódca Wyciskaczy, gdy Jans przedstawił wszystko czego się w ostatnich dniach dowiedział. Wolf był postawnym mężczyzną w wieko około pięćdziesięciu lat. Ogolony był na łyso, miał krzaczaste brwi i bródkę przystrzyżoną na tileańską modłę. – Pierdolony kultysta! Nas, bogobojnych obywateli! Uczciwych ludzi mordować...

Dwa puchary wina i dziesięć minut zajęło mu uspokojenie się na tyle, aby mógł wysłuchać planów Jansa. Przez chwilę myślał, szarpiąc nerwowo brodę, ale widać było, że pomysł Skalpa przypadł mu do gustu. – Mało mam ludzi. Dam Ci dwóch chłopaków, Seppa i Gorana. Więcej nie jestem w stanie teraz, przy tym co się dzieje na dzielnicy przesunąć do innych zadań. Potrzebujesz pewnie jeszcze jakiejś gotówki, co?
- Jak Ci zostanie jakaś reszta, to możesz sobie zatrzymać
- Otworzył sekretarzyk i rzucił Jansowi pękatą sakiewkę. - I oczekuję pełnego sprawozdania. Nie przez Voldtów, ale osobiście. Rozumiemy się?


Jans, Sigfrid

Wypytywanie ludzi w ogarniętej walkami dzielnicy do łatwych zadań nie należało. Większość znajomych i kontaktów Jansa, siedziała teraz pozamykana w swoich domach i martwiła się o swoje życie, a nie zajmowała niepewnym interesem. Udało się mu jedynie dowiedzieć, że pierścień z herbem jest sygnetem rodowym rodziny von Kulper lub któregoś z jej odłamów. Von Kulperowie byli starym, zubożałym rodem z północnego Nordlandu, za swoją siedzibę uważali zamek Kulpe położony nad brzegiem morza gdzieś między Ueblingen a Dietershafen. Stary paser i znawca heraldyki, od którego Jans otrzymał te informacje, nic więcej nie wiedział.

***

Tym razem grupa wyprawiająca się do kanałów była znacznie liczniejsza. Poza Sigfridem i Jansem, który nadal odczuwał bolesne skutki poprzedniej eskapady, znajdowali się w niej Carolus, Olgierd znów robiący za przewodnika, pryszczaty strażnik Wittbach oraz dwóch Wyciskaczy; Goran – niski, masywny, czarnowłosy brodacz z zakrzywioną szablą i Sepp, przeciętnej postury blondyn uzbrojony w stalową kuszę.

Schodzili do kanałów znacznie bliżej celu niż poprzednio – w samych Łojankach, dokładnie w tym samym miejscu, w którym w kanałach zniknął mutant, zraniony pociskiem z procy przez Sigfrida. Olgierd przez chwilę studiował mapę, którą miał ze sobą, po czym poprowadził ich wgłąb cuchnącego, ciemnego świata pod powierzchnią.

Tylko raz zdawało im się, że gdzieś w oddali, na granicy zasięgu wzroku dostrzegają jakiś ruch, przemykającą postać w długim płaszczu. Ale musiało to być złudzenie lub ten ktoś szybko się oddalił. Po ponad godzinie dotarli do miejsca, w którym poprzednim razem zauważyli czarnego rycerza. Jakież było ich zdziwienie, gdy nie dostrzegli wybitego otworu w ścianie tunelu. Zamiast tego zalegała tam sterta kamieni, przegradzająca korytarz niemal do połowy.
 
xeper jest offline  
Stary 13-08-2012, 20:47   #98
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Sigfrid głośno przełknął ślinę. Pomimo całego swojego gniewu wciąż obawiał się sierżanta Grubera. Wszystko dokoła się waliło i wkrótce to mogło nie mieć najmniejszego znaczenia, ale uruchomił mu się instynkt, który kazał mu zwiać zanim straci pracę.
Zbieranie dowodów to strata czasu — odważnie wydobył z siebie słowa. — Wszyscy widzimy, co się dzieje. Trzeba... — mówił, cofając się powoli w stronę wyjścia. — Trzeba działać, a nie gadać! Ale co tu po mnie... idę.

Zakręcił się na pięcie i szybko opuścił budynek. Zanim jednak zdołał się oddalić podszedł do niego ten chłopak.
Mnie na imię Sigfrid — przedstawił się, podając mu rękę. W jego głosie słychać było wyraźnie rezygnację. — Chodź, możesz nam pomóc. Tylko najpierw muszę się z kimś spotkać.

Najpierw udali się do północnego wyjścia z Łojanek, ale nie zastali tam Jansa, toteż Sigfrid uznał, że łotr kuruje wciąż się w swoim mieszkaniu. Zanim tam poszli zdecydował się wrócić do swojego mieszkanka w Geltwold.
Teraz idziemy w drugą stronę? — zdziwił się Wittbach.
Ano. Ale tylko na chwilę — odparł Sigfrid i spojrzał na niego. — Przy tej robocie jeszcze sobie wyrobisz odciski, chłopcze.

W kawalerce strażnik założył swój pancerz i tarczę, które wcześniej tutaj zostawił, aby mu nie zawadzały, gdy działał incognito; następnie wraz z Wittbachem skierowali się ku Nordgate. Przez większą część drogi Münch milczał, wciąż zdenerwowany, przybity, a do tego upokorzony. Dopiero gdy już zbliżali się do celu, zaczął spoglądać na nowego sojusznika uważnie, myśląc równocześnie o tym, jak zwierzoludzie zdołali dotrzeć do jednego z najbardziej szanowanych ludzi w mieście i przekonać go do współpracy, do zdradzenia ludzkości i sprzeniewierzenia się boskim prawom... Czy zatem można się spodziewać, że także i inni ludzie przeszli na stronę zła? Czy Gruber odmawia mu pomocy z tej przyczyny? Sigfrid nie sądził, aby tak było, ale uznał, że należy teraz uważać. Z tego powodu stał się odrobinę podejrzliwy względem nieco dziwnego podrostka, który jako jedyny miał odwagę do niego dołączyć. To albo bardzo cnotliwy człowiek, albo zdrajca i szpieg — myślał — i należałoby się trochę więcej o nim dowiedzieć.

Jak długo służysz w straży? — odezwał się, kaszlnąwszy wpierw. — Nie widział żem cię wcześniej. Mieszkasz tu w okolicy? — wypytywał.
Od dwóch lat... Właściwie... Ale tu w mieście dopiero pół roku... Bo wcześniej w Straży Taalbastonu byłem... — odpowiedział swoim powolnym, lekko łamiącym się głosem Wittbach. — Teraz mieszkam w koszarach... Ale wcześniej w Klarfeldzie żyłem...
Yhm... — Procarz podrapał się po głowie. — Rodzinę w Łojankach masz? Ciekaw jestem zwyczajnie, rozumiesz, czemuś ty akurat poszedł jako jedyny. Starego Grubera się nie boisz?
Nie, nie mam nikogo w mieście... — zająknął się strażnik. — Służby akurat... wyjątkowo dziś nie mam... A Ty tak mówiłeś z pasją... I... I to wszystko prawda co powiedziałeś... Niesprawiedliwość...
Doprawdy...? — mruknął cicho Münch i zamilkł na chwilę.

Czyżby młodzieniec był jednak szpiegiem? W każdym razie wyraźnie gubił się w tym, co mówi. Pomimo ziąbu panującego na ulicy Sigfrid poczuł, jak z emocji ogarnia go gorąco, i wydało mu się nawet, że się nieco zarumienił. Mimo to starał się zachować pokerową twarz i kontynuować spokojnie.

Ile masz lat, chłopcze? — podjął znowu. — Nie za młodyś na straż?
Prawie siedemnaście... — z dumą odparł młodzieniec. — Jak wojna wybuchła to starsi poszli w świat wojować, a ja... zostałem bo zbyt młody byłem. Ale miejsce się dla mnie w Straży Taalbastonu znalazło...
Rozumiem… Słyszałeś może o niejakim von Ahle'u? To nazwisko. Imię jego całkiem mnie wyleciało z pamięci.
Teraz to nazwisko jest na ustach wielu ludzi... Wszyscy mówią, że von Ahle miasto uratuje od... No właśnie nie wiem za bardzo od czego...
A widział żeś kiedy zwierzoczłeka? Mutanta, jak ich zwą. Wiesz coś o nich? Widziałeś kiedyś von Ahle'a, chociaż z daleka? Byłeś w Łojankach? Co tam robiłeś? Zetknąłeś się z czymś podejrzanym? Robisz coś na boku poza strażą? — Starszy strażnik zasypywał młodzieńca gradem pytań w coraz bardziej natarczywy sposób. Chłopak wyglądał tak jakby za chwilę miał się rozpłakać.
Czemu Pan zadaje tyle pytań? Ja, ja nic nie wiem... Raz widziałem jak mutanta palą na stosie... ale z daleka... Tego von Ahle nie widziałem w ogóle... Parę razy na patrolach byłem w Łojankach... Nie podobało mi się tam... Straszna mizerota... Moja matka ma gospodarstwo... Czasem pomagam przy świniach...

Sigfrid zmrużył oczy, spojrzał na niego uważnie, po czym odwrócił głowę, spoglądając gdzieś w drugą stronę.
Muszę znać tego, z którym pracuję. Rozumiesz — wytłumaczył i zamilkł na resztę drogi.

Dotarłszy do mieszkania w Nordgate, Sigfrid zapukał do drzwi, które otworzył Jans.
Wuju, widzę, żeś posiłki ze sobą przywiódł — rzekł rozbawiony, wpuściwszy ich. Sigfrid, w ponurym nastroju, zignorował wpierw tę uwagę i dopiero po chwili zastanowienia zmienił zdanie i odparł:
Tak... To jest Wittbach, strażnik, co zaoferował swą pomoc.

Jans spojrzał bystro na “posiłka” i podniósł dłoń do czoła.
Powitać Panie Wittbach. Samiuśki tak na ratunek Sigfridowi przyszliście? Pochwalić wypada. No, nieważne, o tym później.
Paser spojrzał przeciągle na Sigfrida.
Bo widzisz Wuju, ja też gruszek w popiele nie zasypiałem i też przywiodłem nam... eee... rekrutów. Wystąpcie, kochanieńcy i się przedstawcie.

Kochanieńcy wystąpili i mruknęli swe miana pod nosem, tak niewyraźnie jak się tylko dało. Wyciskacze od razu wiedzieli, że mają do czynienia z Buldogami, a jak wiadomo wszem i wobec w półświatku: “Dobry pies, to martwy pies”.

Widzę, że nasza drużyna pęcznieje — stwierdził Sigfrid niskim i nieco sceptycznym głosem. Sam nie miał nic przeciwko tym ludziom, w każdym razie w obecnej sytuacji, ale wyraźnie oni byli bardziej negatywnie nastawieni do niego.

Taak — Skalp przerwał niezręczną ciszę, jaka zapadła po słowach Procarza. — O czym to ja? Moi serdeczni przyjaciele z Łojanek postanowili nam pomóc i udadzą się z nami w podróż do dziedziny niezrównanych fekaliów, he, he. Panowie poznajcie się — zwrócił się do Wyciskaczy i Wittelbacha,

Gdy niedorosły strażnik wymamrotał coś nieśmiało, Jans uznał, że przyszła pora na prezentację magika.
Pozwólcie również, że przedstawię Wam zdolnego adepta magii czarnoksięskiej, uczonego i dogmatyka. Panowie, oto Stark. Carolus Stark. Wysłannik Kolegium.

Czarodziej nieznacznie schylił głowę na powitanie, a Sigfrid przewrócił oczami. Gdy już wszyscy zostali sobie przedstawieni, strażnik zbliżył się do Jansa, odciągając go równocześnie trochę na bok w stosunku do reszty towarzystwa.
Chędożony Gruber odmówił mi pomocy — zaczął tłumaczyć — dowodów zażądał i to, co mamy, mu nie wystarcza. Mówi, że trza mu przyprowadzić służącego von Ahle’a, co z nim rozmawialiśmy, tego pijaka — Jans skinął głową — albo rycerza takiego jak ten, co go zabiliśmy, albo zwierzoczłeka.
O pijaku zapomnijmy. Kto uwierzy pijakowi? Wiadomo, że każdy pijak to złodziej. Kto uwierzy złodziejowi... Chyba, że inne możliwości się wyczerpią.

Strażnik westchnął ciężko na słowa Jansa; para buchnęła mu z ust.
Wciąż mam pierścienie i pismo — oznajmił. — Ale nie udało mi się zwerbować nikogo ze straży. Tylko tego dzieciaka... I w dodatku... — Nachylił się bliżej i zniżył głos do szeptu. — Jans, mnie się wydaje, że to szpieg. Wiesz... że trzyma z Chaosem. Pewno tylko czekał na kogoś, kto jest na właściwym tropie. Gadałem z nim w drodze i całkiem się pogubił, jak go zacząłem wypytywać. Myślę, żeśmy go powinni docisnąć trochę... — Spojrzał na towarzysza znacząco.

Jeśli pozwolisz, to go trochę Wyciskacze docisną — Jans uśmiechnął się złośliwie. — Ale nie tu i teraz, tylko tam - wskazał kciukiem na podłogę. — Na dole. Smrodliwym dole. Wyśpiewa wszystko.
Zamierzasz zejść do kanałów...? — zapytał niechętnym tonem Sigfrid.

Nie mamy wyboru, Sigfridzie — Jans bezradnie rozłożył ręce. — Co innego nam pozostaje? Nikt nas nie chce słuchać. Zresztą się nie dziwię. W końcu von Ahle, plugawy kultysta Chaosu, to przyszły władca Talabheim. Musimy mieć niezbite dowody na jego zdradę. Inaczej wielmoża jest nie do ruszenia. Dlatego zwróciłem się o pomoc do ludzi, którzy stoją poza prawem. Jak nie można prawem, to lewem — klepnął Muncha w plecy. — A teraz chodźmy. Po drodze musze jeszcze jedną rzecz załatwić.

Napisane z udziałem kymila i MG!
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 13-08-2012 o 20:57.
Yzurmir jest offline  
Stary 13-08-2012, 21:10   #99
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Stali w bocznej nawie Świątyni Bogini Miłosierdzia. Jans pochylił się nad młodym akolitą Shallyi i powtórzył cierpliwie chrapliwym szeptem.

- Ten sygnet znaleźliśmy w kanałach, młodzieńcze. To, jak przypuszczamy symbol mrocznej sekty, która ryje pod kanałami Talabheim albo coś gorszego... - zrobił pauzę dla lepszego efektu.
- Wy tu macie zdaje się bibliotekę? Prosimy byś przeprowadził...yyy...jak to było... o... kwerendę. Poszukajcie może coś znajdziecie. Z kim nam przyszło walczyć? Może to jakiś wznowiony kult Mroku? Pomożecie? - zwrócił się o pomoc do Sigfrida, by ten wsparł go w przekonaniu chłopaka.

Sigfrid obejrzał się na Jansa, po czym zwrócił się do chłopaka.

— Musisz pomóc, inaczej kto wie, co się stanie z Łojankami? Jest tu w mieście jakaś konspiracyja, której członkowie spowodowali to, co się teraz dzieje. Powstrzymać ich trzeba!



***


- Olgierdzie - szepnął zeźlony Jans. - Jak to się mogło stać? Zawał kamieni w kanale? Tak nagle? Często to się zdarza? Na wilcze kły Ulryka i jelenie rogi Taala! Nigdy nie przekopiemy się przez to rumowisko. Jest jakiś skrót, inna droga, do tych zawalonych podziemi? Pomyśl proszę.

- Dajcie mi parę minut - powiedział Kislevita i zaczął badać zawał.

Podniósł kilka kamieni, potem odrzucił je w płynące gówno.
Sigfrid chrząknął i wskazał głową w stronę młodego strażnika.

Zły na psi los Zingger skinął głową i odwrócił się do Wittbacha.

- Chciałem dyplomatycznie, ale nerwy mnie wzięły. Wybacz... Chłopaki!

Na umówiony przez pasera znak dwaj Wyciskacze porwali młodego Buldoga i przycisnęli do mokrej ściany. Aż gruchnęło. Promień latarni Skalpa dotknął twarzy młodzieńca.

- Dobra, a teraz gadaj, gówniarzu... Kto Cię do pomocy nasłał Sigfridowi, hę? Czyś Ty przypadkiem nie kapuś, szpieg, kultysta? Mówże jak grzecznie prosimy.


— Zawalili przejście, bo wiedzieli, że się zbliżamy! W jakiś sposób przekazał im, że będziemy w kanałach? — dołączył się Sigfrid, nachylając się nad chłopakiem. — Magią?!

Oczy chłopaka zrobiły się tak wielkie jak dwa księżyce. Przez chwilę Wittbach w ogóle nie wiedział o co chodzi, a potem zaczął łkać. Łkanie po kilku sekundach zamieniło się w płacz.

- Ja... Ja... sam... Dlaczego? Na dobrego Sigmara, czemu?
- przez łzy trudno było zrozumieć co młody strażnik mówi. Na jego twarzy gościły przerażenie, niedowierzanie i zdziwienie. - Dlaczego mnie?

- Co się dzieje? - zapytał Olgierd odwracając się. Gdy zobaczył trzymanego wysoko chłopaka i dwóch Wyciskaczy po obu stronach Jansa, chwycił za nóż zatknięty za pasem.

- Ktoś to zawalił
- powiedział przez zaciśnięte zęby, wrogo patrząc na Wittbacha. - Celowo. Jest inna droga. Wszyscy ją znamy. To ten chodnik, którym poprzednim razem ktoś szedł. Jednak stąd nie wejdziemy. Musimy wyjść na górę i spróbować bezpośrednio ze Szczurowiska.

— A w Szczurowisku… co? Czeka na nas zasadzka? — warknął Sigfrid w stronę Wittbacha. — Gadaj, kto cię najął. Czarni rycerze? Mutanci z ogonami? Gadaj!

- Pan... Pan jest... szalony - wyjąkał chłopak i skulił się, jakby oczekując ciosu. Gdy ten nie nadszedł, podniósł wzrok. - Nie powinienem iść z Panem...

— Dajże mi jakiś dowód, że nie jesteś zdrajcą. Albo inaczej… — Sigfrid zawiesił groźnie głos.
- Klnę się na... Sigmara... na Taala... na Ulryka - chłopak mówił coraz szybciej. - Czego Wy chcecie ode mnie? Ja chcę do domu...

— Nie bluźnij! — ryknął Münch i chlasnął go otwartą dłonią w twarz. — Ostatni kultysta, którego zabiliśmy, miał przy sobie pierścień z wyrytą głową szczura. Też taki masz? Nosicie takie błyskotki na swoich heretyckich wiecach? No to zaraz nie będziesz mógł!

Strażnik wyszarpnął zza pasa swój długi nóż i chwycił dłoń Wittbacha, który opierał się i zaciskał pięść, ale nie udało mu się powstrzymać Sigfrida przed wyprostowaniem na siłę jednego z jego palców, do którego następnie przyłożył ostrze.

— Gadaj, kto cię najął! Ile ci dali za zdradzenie ludzkości?! Co ci zaoferowali?! Jakie było twoje zadanie?! Gadaj albo rżnę!

Uderzony Wittbach oniemiał. Tylko wielkie łzy płynęły mu po policzkach. Zarówno Goran, jak i Sepp nie poruszyli się, nadal przytrzymywali młodego strażnika, ale w ich oczach widać było iskierki rozbawienia. Gdy Sigfrid przymierzał się do urżnięcia chłopakowi palca, poczuł na barku ciężką dłoń.
- Ostaw go - mruknął mu do ucha Olgierd.

- Co, kurwa dziadek, pękasz? - warknął Sepp. - Nie widzisz, że pies robi przesłuchanie. Nie tykaj go bo dostaniesz w ryj. Jasne?

— A co, jeśli wyjdzie na to, że istotnie jest zdrajcą? — syknął Sigfrid w odpowiedzi. — Chcesz mieć Talabheim na sumieniu?

Mimo swej upartej postawy jednak strażnik odstąpił od młodszego „kolegi” i odszedł od niego parę kroków.

— Jans, a co ty myślisz?

Jans zerknął na dół na szarawary Wittbacha.

- Co ja myślę, Wuju? Nic nie myślę. Jeszcze. Na razie jednak widzę, że zaprzedany złu kultysta zeszczał się nam w gacie. Fe! Chłopaki! - warknął do Wyciskaczy - Na podłogę z kultystą.

Zdzielił dla porządku młodziana parę razy po pysku. Lekko, by oprzytomniał od strachu. Pokaz grozy Sigfrida podziałał aż nazbyt dobrze. Paser uśmiechnął się tedy promiennie i poświecił chłopakowi latarnią między oczy.

- No dobra, młody. Ochłonąłem na tyle, że masz chwilę wytchnienia. Na spowiedź. Ba! Masz nawet szansę na te palce, co Ci Wuj chce urezać, ale gadaj coś za jeden. Migiem! U Buldogów żeś na służbie? Czy na łańcuchu plugawego kultu? Zastanów się. Co przemawia za Tobą? Ale mów mi szczerą prawdę, bo
- ściszył głos - w tych kanałach nie jeden już zatopiony leży...

- Ja... Ja już mówiłem... W straży Taalbastonu byłem, a potem... do Buldogów poszedłem... ale teraz już chyba wrócę do... świń.. do Klarfeld... - mina chłopca świadczyła, że mówi poważnie. - Nie chcę mieć z wami nic wspólnego... Chcę na górę... Teraz...
— Do świń… Jasne — skomentował Sigfrid. — Chyba ryzykować puszczenia cię w świat nie możemy.

- Ejże, Panie Wittbach. Po co tak nerwowo? Chciałeś ratować Talabheim, chciałeś - palnął Jans. - To musisz iść z nami. Nie wybaczyłbyś chyba sobie, gdybyś uciekł teraz z podkulonym ogonem przed końcem przygody, prawda? - położył znacząco dłoń na rękojeści miecza.

- Musimy przecie do Szczurowiska, jak radzi Olgierd. Pójdziesz zatem na pierwszy ogień. Nos Wuja Trolla rzadko zawodzi. Jeśli przeżyjesz, to zyskasz nasze pełne zaufanie. W drogę!

„Wuj” posłał przeciągłe spojrzenie obitemu młodzianowi, po czym zrównał się ze Skalpem.
— Inaczej to chciałem rozwiązać — mruknął — ale może być.

- Palce zawsze zdążysz mu uciąć, Sigfridzie
- mruknął pojednawczo Zingger. - A tak przynajmniej będziemy mieli jeszcze jedną pomocną parę dłoni. O ile pójdzie przodem...
— ...a nie zwieje, gdy tylko nadarzy się okazja.


- Gadasz, jak moja babka Mathilda
- żachnął się Jans. - Ale niestety jestem zmuszony przyznać Ci rację, przyjacielu.


Post napisany z Yzurmirem i MG
 
kymil jest offline  
Stary 15-08-2012, 10:50   #100
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Olgierd prowadził. Tuż za nim, cały czas pochlipując szedł Wittbach, a za nimi cała reszta kompanii. Pochód zamykał Sepp, z naładowaną kuszą w ręku. Kislevita wyjaśnił w jaki sposób ma zamiar dostać się do pomieszczenia ze skrzyniami. Tego gdzie poprzednio obserwowali spotkanie rycerza z zwierzoczłekiem. Musieli przejść jeszcze kilkaset metrów ku Szczurowisku i tam wyjść na powierzchnię. Potem zagłębić się w ścianę Taalbastonu, stanowiącą najstarszą część dzielnicy i odszukać korytarz łączący powierzchnię z grotą. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa połączenie musiało być pilnowane.

Po kilku minutach wyłonili się z kanałów, w zaśmieconym, cuchnącym zaułku. Jego jeden bok stanowiła wewnętrzna, ciemna ściana krateru, w którym leżało miasto. Pięła się wysoko do góry, niknąc w mroku. Koniec i lewą stronę zaułka tworzyły niskie, drewniane domy, które lata świetności miały już za sobą prawdopodobnie w czasach Imperatora Magnusa. Tynku na ścianach prawie nie było. Same ściany były niebezpiecznie pochylone, jakby zaraz miały runąć. Podobnie jak dachy, które ziały czeluściami dziur. W wielkiej kupie odpadków grasowały tłuste szczury, które nic sobie nie robiły z nagłego pojawienia się ludzi.

- Zdaje mi się, że mus iść nam w tamtą stronę - Olgierd wskazał wylot zaułka i majaczącą w mroku ulicę. Gdzieś z oddali dobiegały przytłumione krzyki i jęki. Ruszyli ulicą, która wiła się i zakręcała kilkukrotnie, tak jakby została wytyczona przez pijanego mierniczego. Szczurowisko wyglądało jeszcze marniej od Łojanek, które teraz jawiły się Jansowi i Sigfridowi jako ekskluzywna dzielnica. Śmierdziało fekaliami niemalże jak w kanałach, którymi tutaj dotarli.
- Tu już nie ma kanalizacji – wyjaśnił Olgierd, omijając brązową kałużę, która rozlewała się niemal na całą szerokość ulicy. – Tam gdzie wyszliśmy, to był koniec. Teraz tam.

Skierowali się ku górującej nad dzielnicą ścianie, w której widniały wloty do niezliczonych tuneli, jaskiń i grot. To właśnie było prawdziwe Szczurowisko, znajdujące się we wnętrzu krateru jedno z najstarszych osiedli Talabheim. Mówiono, że kiedyś każdy biedny człowiek uzbrojony w kilof mógł sobie tutaj stworzyć dom. Przez stulecia powstał istny labirynt. Niektóre mieszkania były niemalże luksusowe, składające się z kilku pomieszczeń, z drewnianymi podłogami i otynkowanymi ścianami, ale większość stanowiły niewielkie jaskinie i groty, oddzielone od korytarzy szmacianymi lub skórzanymi zasłonami.

Z jednego z otworów, umieszczonego kilkanaście metrów nad ulicą, do którego prowadził drewniany podest wsparty na niepewnie wyglądającym rusztowaniu, pojawiło się kilka postaci. Chwilę potem stojący na dole, w cieniu jakiegoś na wpół zawalonego budynku, usłyszeli krzyk i mokry plask, gdy coś uderzyło w błoto. Rusztowanie opustoszało.

- Tam – Olgierd po chwili wskazał jakąś dziurę u podnóża ściany. Jednak nim tam poszli Sigfrid trwożnie rozglądając się na boki zauważył coś, co przykuło jego uwagę. Jakieś sto metrów dalej stał budynek, który przylegał do ściany krateru. Wyglądał na stary, opuszczony magazyn. Część dachu zapadła się i spod poczerniałych dachówek wystawały spróchniałe krokwie, przywodzące na myśl szkielet jakiegoś potwora. Tylko skoro magazyn wyglądał na opuszczony i zniszczony, to dlaczego w mroku przy drzwiach stało dwóch uzbrojonych ludzi otulonych w płaszcze.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172