Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2018, 09:54   #61
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
Groźna sytuacja rozwiązała się bez większych problemów, na szczęście Bardak zachował względny spokój mimo tego że widocznie wszystkie krasnoludzkie kadzie z płynnym metalem się w nim gotowały, zapewne w innych okolicznościach mnich zostałby solidnie poturbowany przez wkurzonego krasnoludzkiego zabójcę. Reszta wieczoru upłynęła spokojnie na rozmowach, wszyscy zjedli smaczną kolację w dobrej atmosferze i udali się na spoczynek w swoich komnatach.

* * *

Rankiem czekało na nich równie smaczne śniadanie co wczorajsza wieczerza, Dieter zjadł do syta gdyż wiadomo że śniadanie powinno być w miarę obfite by stłumić głód aż do pory obiadowej. Po śniadaniu otrzymali jeszcze kilkudniowy prowiant na dalszą drogę wraz z kilkoma butelkami wina i wyruszyli w dalszą drogę ku wiosce Frugelhofen.

Po drodze mijali wspaniały górski wodospad, który bił o skały położone w dole z olbrzymim hukiem i wzbijał tumany białej mgły. - Bardaku, myślisz że twoi krasnoludzcy bracia mieliby pożytek z siły tego wodospadu? - Chciał zainteresować czymś krasnoluda by nie myślał o wydarzeniach wczorajszego wieczoru, miał nadzieje że odgoni to jego umysł od zmartwień i skieruje w przyjemniejsze wspomnienia.
- Słyszałem opowieści o krasnoludzkich inżynierach budujących przy wielkich górskich wodospadach olbrzymie koła wodne dające życie ogromnym zbrojowniom i kuźniom. - Wiele razy słyszał jak podpite krasnoludy nie zwracając większej uwagi na otoczenie rozprawiały o wynalazkach i olbrzymich kuźniach napędzanych siłą takich wodospadów.

Dojeżdżając do wioski spostrzegł że wygląda jak wiele jej podobnych w imperium, widział ich setki podczas swoich podróży gdy wyruszał pochwycić kolejną osobę i odebrać za nią nagrodę u miejscowych. Zdziwiło go że po głównym placu nie kręci się żaden chłop, zazwyczaj kilku z nich sprzedawało tu swoje plony lub przechodziło, lecz tu nie było widać żywej duszy.

Wnętrze karczmy było całkowicie normalne, od razu rzuciły się Dieterowi w oczy dwie postaci, jasnowłosa elfka przy jednym stoliku wpatrująca się w całą drużynę i człowiek z pooraną bliznami twarzą. Ten typ od razu nie przypadł łowcy wampirów do gustu, tacy jak on to zazwyczaj przysparzają najwięcej problemów, zdecydował że będzie go bacznie acz dyskretnie obserwować.

- Mi sen w stajni czy stodole odpowiada, ale czy nie macie karczmarzu miejsca we wspólnej izbie? - Sala w której się znajdowali była dość duża, wystarczyło odsunąć ławy i będzie można rozłożyć śpiwory tak by wszyscy mogli się pomieścić. Ze względu na typa z bliznami nie miał zamiaru dopuścić do rozdzielenia drużyny, nie wiadomo czy nie będzie czegoś próbował gdy mężczyźni będą spać w stajni.
 
Ronin2210 jest offline  
Stary 12-02-2018, 23:00   #62
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
- Co za wciórności! – zakrzyknął Ludo wczesnym rankiem, gdy obudziły go dzwoneczki. W kominku już wygasło i w izbie zrobiło się ciut chłodniej. Dlatego też niziołek wychylił nosa, zaszczękał zębami nakrył się ponownie i przekręcił na drugi bok. Już rozumiał dlaczego jego krewni nie zakładali takich zakonów. Wino winem, a ser serem, ale wstawanie o takiej porze, gdy można leżeć w łóżku? Ludo nie zaznał jednak spokoju. Wystarczyło, że zmieniając pozycję ruszył stopą, a ta mała bestia rzuciła mu się na wystającego palca.
- Puszek! – niziołek warknął i uciekł nogą. Zorientował się też, że w sumie to jest trochy już głodny, a te dzwonki to może na śniadanie wołają. Strasznym czymś by było, gdyby później go nie dali tylko zabrali i pochowali, albo żeby reszta sama wszystko zjadła!
Łowca wampirów zebra się więc pośpiesznie, złapał kota i pognał do jadalni. Śniadanie było solidne, tak więc Ludo i jego kot byli zadowoleni. Dostali również prowiant na drogę, brakowało tylko czegoś dla wierzchowców. Ale tyle to już może z własnych zapasów po korzystać. Ciut gorzej zrobiło się za to na dworze, ten wiatr był straszny. Ale skoro już wzięło się zaliczkę to trzeba zadanie wykonać. Niziołek otulił się szczelnie płaszczem i skulony podążał w środku grupy.
Powoli się ściemniało, gdy dotarli do Frugelhofen. Wioska jak wioska, nic tu niezwykłego nie widział. Do czasu aż dotarli do gospody. Ktoś zakrzyknął, że jej nazwa to "Jak u Mamy". Ludo kiedyś gościł w Meissen, była tam jadłodajnia “Jak u mamy” prowadził ją jego imiennik z rodziną. Krewniak, syn, wuja, stryja ze strony matki. Czy jakoś tak, ale jadło to on miał przecudowne.
- Dobry znak. – Ludo wspomniał by coś więcej, ale usta miał pełne śliny, do tego był mocno opatulony aby chronić się przed wiatrem.
W środku było gwarno, głośno, a najróżniejsze zapachy mieszały się ze sobą. Elfka się im przyglądała, ciekawe co tu robiła. Niziołek pomachał jej przyjacielsko, mając nadzieje że ta się przynajmniej odruchowo uśmiechnie. Rzadko widywał elfkę, ale oni sami stanowili dziwną grupę, w niczym mu ona nie przeszkadzała. Przy szynku stał gospodarz, zdawał się przyjazny. Ludo świerzbił język aby z nim porozmawiać, wypytać o tą zabawę i święto. Ale zajęła się tym reszta, zagadał więc tylko do drużynowych kobiet, a w sumie to do magiczki, gdyż pani sierżant zagadywała gospodarza.
- Bianca przygarniesz jak coś dwóch zmarzluchów. Jak się zgodzisz to i Viktoria na pewno zmięknie. – Ludo spojrzał na kobietę robiąc duże oczy.
-Puszek przy święcie, tam gdzieś w stajni może się zapodziać, wystraszyć. A z pokoju sam by nie wyszedł. Przypilnuje go nawet, co by wam po rzeczach nie grzebał! Puszek będzie grzeczny. – Przyłożył rękę do serca, a jego głos był całkiem poważny. Spanie na sianie nie stanowiło dla Ludo problemu, ale po zabawie zapewne mieszkańcy sioła będą się kręcić, hałasować, zwracać, a jacyś młodzi mogą gzić się i ze spania nic nie wyjdzie.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 13-02-2018, 21:34   #63
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Do końca wieczerzy krasnolud milczał. Mimo wyjścia pijanego ojczulka i przeprosin przeora Bardak stracił humor i nie uczestniczył w rozmowach przy stole. Najadł się za to do oporu i popił. Nie mieli braciszkowie nic co rozgrzałoby porządnie, ale w zamian osuszył butelkę wina do posiłku i dwie po jego skończeniu. Dzięki szybkiemu tempu zdołał wprowadzić się w stan lekkiej nietrzeźwości, chociaż daleko było do tego, co zwykł przy podobnych okazjach praktykować.

Przede wszystkim nie było za bardzo czym, a po drugie nie mógł. Nie teraz. Jeszcze nie. Ale za rok, jeśli dożyje do tego czasu, nie będzie trzeźwiał przez tydzień albo i dwa. Co tam - nawet i cały miesiąc!

Po przyzwoitym śniadaniu ruszyli dalej. Tym razem bogatsi o całkiem sporą sumę, jaką zaoferował im przeor za poszukiwania krypt, w których spoczywali członkowiej dawnej bandy miejscowych rozbójników.

Przy końcu doliny natknęli się na wodospad. Bardak nie był jakimś entuzjastą wody, stąd nie wykazał większego zainteresowania tym tworem natury, odmiennie od przynajmniej części uczestników wyprawy.
- Może być. - Odburknął na pytanie Dietera o wykorzystanie siły wodospadu. Zdawać się mogło, że brodacz zawinięty w oba swoje płaszcze, ciepły wełniany i chroniący przed deszczem podróżny, temat uznał za zakończony i nie powie nic więcej.

- Zhufbar. - Odezwał się znowu po chwili. - Po waszemu Wrota Wodospadu. Siedziba Krasnoludzkiej Gildii Inżynierów. Wykorzystali to, co spływa z Czarnej Wody do Skaud Ruvalk, Huczącej Rzeki, do zasilania całego miasta. - Powiedział beznamiętnie, jakby nie chwalił się osiągnięciami jego rasy, tylko stwierdzał coś oczywistego. Na tym poprzestał, bowiem długo można było rozmawiać o twierdzy Zhufbar i wciąż nie wyczerpać tematu. Znacznie lepiej było Zhufbar zobaczyć na własne oczy i zrozumieć.

W dalszej części, gdy kopytne zauważalnie zwalniały na stromych i krętych podejściach, krasnolud chętnie korzystał z okazji, by iść obok kuca na własnych nogach. Mimo posyłanych zwierzakowi niechętnych spojrzeń ten zdawał się szczerzyć do khazada pożółkłe zębiska w grymasie przypominającym radosny uśmiech. W odpowiedzi Gurazsson przewracał oczami, wzdychał zrezygnowany i przyśpieszał kroku rzucając przyjazne "głupie bydlę" albo "jeszcze nigdy żaden obiad się na mnie nie gapił".

Frugelhofen okazało się sennym i przyzwoicie utrzymanym siołem. Jak na tak niesprzyjające człeczynom miejsce okolica zdawała się być całkiem zamożna. Spory klasztor i bogate wsie. Widać marchewki nie uprawiali, a coś bardziej dochodowego.

Wchodząc do gospody Viktoria wskazała mu elfkę, zresztą niepotrzebnie.
- Co tu tak szyszkami jedzie... - mruknął węsząc demonstracyjnie, a udając, że dostrzega białowłosą po raz pierwszy skrzywił się okrutnie i sapnął zdegustowany. Pozostałych bywalców jedynie omiótł spojrzeniem.

W dyskusji o miejscu na nocleg nie brał udziału. Bardziej interesowały go zapachy z kuchni i to, co gospodarz mógł trzymać w piwniczce.
- W gardle zaschło okrutnie. Napilibyśmy się czego... - marudził.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 14-02-2018, 08:42   #64
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Na słowa Gouffrana, Bauer uniósł brwi i otworzył szeroko oczy.
- Ruszające się martwe zwierzęta? Szczury na dwóch nogach? Drogi panie, to są żarty, czy poważnie się pan pyta? - Widząc nieprzejednany wyraz twarzy Pierre'a, odchrząknął. - Nie, nic takiego się nie działo, we Frugelhofen spokój mamy, czasami tylko małe grupki goblinów musimy przegonić, albo dzikie zwierzęta, jak za bardzo się do kurników i stodół zbliżą. Umiemy o siebie zadbać - powiedział pewnie Hans.



Po jego słowach Felix i Pierre wyszli, by odnaleźć wdowę Le Roux, a Hans przeniósł wzrok na Douko.
- Przodkowie mieszkańców wioski osiedlili się na tej ziemi już trzysta dwadzieścia trzy lata temu. Jak co roku organizujemy Dzień Założyciela, aby uczcić powstanie naszego wspaniałego Frugelhofen. Oczywiście jesteście zaproszeni. - Bauer uśmiechnął się szeroko. - Na kolację będzie kasza i mięso, do tego kozie mleko. Palce lizać.

Gdy Viktoria i Dieter zagadnęli o nocleg w głównej sali, Bauer skrzywił się mocno.
- Niby by było można, ale nie lubię, jak mi się klamoty podróżnych walają po całej sali. Potem tylko sprzątania więcej, a ja nie lubię się przemęczać. Jak mówiłem, jedną dwójkę mam na stanie, pozostali muszą porozmawiać z wdową Le Roux odnośnie spania. Jak tylko coś się zwolni, to na pewno dam wam znać.

Nie mając zbytnio wyboru, Viktoria i Bianca wzięły wspólny pokój, do którego zaprowadził ich Hans. Sypialnia była przestronna, z jednym, dużym łóżkiem i komodą, więc Puszek i Ludo z pewnością znaleźliby tutaj kąt dla siebie. Kobiety zostawiły swoje rzeczy na górze, zamykając drzwi na klucz otrzymany od Bauera i zeszły na dół do pozostałych. W międzyczasie mężczyzna o pooranej bliznami twarzy dopił swoje piwo, zostawił pieniądze na stoliku i ruszył do wyjścia. Dieter wciąż go obserwował i przez te kilka chwil wychwycił charakterystyczny sposób poruszania się - te kilka niuansów w zachowaniu mogły wskazywać, że mężczyzna mógł mieć kiedyś do czynienia z armią, choć oczywiście łowca wampirów nie mógł być tego całkowicie pewien.

Niedługo później na stół wjechały misy z gorącym, fantastycznie pachnącym posiłkiem, który cieszył wasze żołądki. Oprócz tego, jedna ze służek w połowie wieczerzy przyniosła do waszego stolika butelkę wina i postawiła przy Biance i Viktorii.
- To od tego pana w kącie sali. Prezent dla panienek - powiedziała szczupła dziewczyna i wskazała wzrokiem na nieznajomego siedzącego trzy stoliki dalej.
Ten, uchwyciwszy spojrzenia Piromantki i pani sierżant, uśmiechnął się tylko i uniósł szklankę wypełnioną szkarłatnym płynem w geście toastu. Był bogato ubrany, przystojny i nieco śniady na twarzy, co zdradzało południowe pochodzenie. Od razu zwracał na siebie uwagę, tak samo, jak pięknie wykonany rapier przy jego boku.

Skupiliście się na kolacji, zauważając jednocześnie, że Pierre i Felix długo nie wracają, jednak Hans szybko rozwiał wasze obawy.
- Pewnie Katrina ich ugościła. Jest bardzo otwartą i przyjacielską kobietą i nawet jeśli nie dała im kolacji, to bez szklaneczki brandy z pewnością nie wyjdą. - Zaśmiał się gromko.

Rozmawialiście, rozglądając się przy okazji po sali. Do białowłosej elfki przysiadł się jakiś szczupły mężczyzna o fircykowatej twarzy, który chwilę wcześniej zszedł z piętra i choć gestykulował o czymś żywo, kobieta jedynie przewracała oczyma i widać było, że nie ma ochoty wysłuchiwać tego, o czym prawił. Kociak Ludo wyciągnął się natomiast przy palenisku i zasnął, a ktokolwiek obok przechodził, nie omieszkał podrapać zwierzaka za uszami, czy zwyczajnie pogłaskać.

Nagle za oknem zrobiło się nienaturalnie ciemno i w mig lunęło jak z cebra a niebo przecięła pierwsza błyskawica. Za nią pojawił się dudniący grzmot burzy i po chwili nawałnica rozszalała się na dobre. Krople deszczu siekły ściany i szyby gospody, jakby chciały wedrzeć się do środka, a skąpana w półmroku świec i paleniska sala co rusz rozbłyskała bladym światłem błyskawic. Hans poganiał swojego służącego, by zabrał wasze konie i kuce do przykarczemnej, niewielkiej stajenki. Wyglądał na nieco zmartwionego.
- Dziwne, zaprawdę dziwne... - powiedział, patrząc w stronę okna za którym szalał żywioł. - Od dawna, właściwie odkąd pamiętam nie mieliśmy tutaj aż takiego urwania chmury. Chyba z dzisiejszego poczęstunku nic nie wyjdzie. No chyba, że się pogoda szybko poprawi, to i ludzie może przyjdą...

Musieliście przyznać, że w tej burzy było rzeczywiście coś dziwnego. Grzmoty przewalały się nad okolicą raz za razem, a między deskami i framugami okien zawodził ponuro wiatr. Deszcz nie ustawał, a wręcz mieliście wrażenie, że uderza o szyby z jeszcze większą siłą.
- Skoro szykuje nam się paskudny wieczór, to może chociaż umilimy go sobie grą w karty? Kto ma ochotę na partyjkę? - Zawołał wesoło Południowiec, który wcześniej sprezentował Biance i Viktorii butelkę wina. Tasował karty, uśmiechając się krzywo spod wąsa.



Ruszyliście do wskazanego przez pulchnego karczmarza dwupiętrowego, solidnego domu. Felix zapukał energicznie do drzwi i po dłuższej chwili oczekiwania te uchyliły się, ukazując twarz starszej, ale wciąż przystojnej, siwowłosej kobiety o dość wydatnym biuście. Nieco podejrzliwie wypytała się was o cel wizyty, a gdy wszystko się wyjaśniło, przedstawiła się jako Katrina Le Roux.

- Hans jak zwykle ma pomysły. - Uśmiechnęła się. Mimo tego, że była już starszą kobietą, mówiła energicznie, a w jej oczach można było dostrzec siłę i inteligencję. - Dajcie spokój, nie będziecie nocować w stajni z moimi krowami i końmi. Na piętrze pokojów mam dostatek, jakoś się podzielicie z towarzyszami i wezmę od was tylko dwie korony za cały pobyt, razem z wyżywieniem. Dawno dla nikogo nie gotowałam, więc będzie mi przemiło was gościć. Poza tym pomożecie mi trochę w domowych robotach - rąbanie drewna, zniesienie baniaków z mlekiem do szopy, oporządzenie zwierząt i zajmowanie się szkodnikami. Przyda mi się męska, silna ręka, bo odkąd mój mąż zmarł, z wszystkim muszę radzić sobie sama. Co prawda mam już dorosłego syna, ale on cały wolny czas spędza na szlajaniu się po okolicznych lasach i wypasie. Niewiele pożytku z niego w obejściu.

Katrina pokazała wam, gdzie zaprowadzić wierzchowce i po zostawieniu ich w obszernej stajni, w której znajdowało się kilka krów, koni, dwa muły i osioł, zaprosiła do domu. Rozgościliście się w dużym, ładnie urządzonym salonie z jadalnią, gdzie w kominku wesoło strzelał ogień. Nieco zdziwiła was jej otwartość i ufność, ale prawdopodobnie kobieta nie miała zbyt wielu gości ostatnimi czasy, poza tym gdy patrzyła na was, mieliście wrażenie, że chce was pożreć spojrzeniem. Może jej się spodobaliście?
- Akurat przygotowałam kolację, a że zawsze robię więcej, bo któryś z mieszkańców zwykle wpada z wizytą, zjecie ze mną. - To było raczej stwierdzenie, niż pytanie.

Dziarskim krokiem ruszyła do kuchni i po chwili wróciła z posiłkiem, w który składała się potrawka z królika i ciasto owocowe. Na koniec Katrina rozlała wam po szklaneczce mocnej, jabłkowej brandy, która w mig rozgrzewała i rozleniwiała.
- Mam nadzieję, że smakowało? - Katrina uśmiechnęła się, racząc trunkiem. - Co was właściwie sprowadza do Frugelhofen? Rzadko mamy tutaj gości, bo wioska nie leży przy głównym szlaku. Zwykle, jeśli ktoś przyjeżdża, to pyta jak zawrócić, bo się zgubił w górach. - Siwowłosa wyszczerzyła się.

Któryś z was miał zamiar odpowiedzieć, gdy nagle, zupełnie niespodziewanie lunęło jak z cebra, a ciężkie krople dosłownie siekały dach i okna domostwa. Do tego doszły ponure grzmoty i błyski raz po raz rozświetlające ciemne niebo. Musieliście przyznać, że to było dość dziwne, jak na tę porę roku.


Nawet Katrina zdawała się zaskoczona. Podeszła do okna, wpatrując w szalejący za oknami żywioł. Mrok za oknem zdawał się być gęsty, niczym smoła.
- Bardzo dziwne... w górach pogoda zmienia się co chwilę, ale dawno nie było burzy i ulewy, które uderzyłyby tak znienacka i z taką siłą. Chyba z dzisiejszego poczęstunku w gospodzie nic jednak Hansowi nie wyjdzie. - Westchnęła. - Mam nadzieję, że mój syn Armand znalazł odpowiednie miejsce, by przeczekać nawałnicę.

Lało i grzmiało coraz gwałtowniej, a wy cieszyliście się z pełnych brzuchów i dachu nad głową. Katrina podeszła do stolika, na którym stała butelka z brandy.
- To co? Jeszcze po szklaneczce? A potem pokażę wam wasze sypialnie i będziecie mogli pójść po towarzyszy. Oczywiście jak się trochę burza uspokoi, bo teraz nawet bym psa nie wypuściła na dwór.
 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 14-02-2018 o 08:47.
Mroku jest offline  
Stary 14-02-2018, 15:46   #65
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karczmarz, który proponuje gościom, by poszli spać gdzie indziej?
To było dość dziwne...
No ale to, nie da się ukryć, nie była sprawa Felixa. W końcu to karczmarz na tym tracił, a nie on. To, że rozdzielenie grupy nie podobało mu się w najmniejszym stopniu - to była całkiem inna sprawa.

Wdowa Le Roux mieszkała w pięknym domu - widać było, że była kobietą majętną. I Felixa nieco zdziwiło, że nie znalazł się nikt, kto zechciałby na stałe z nią zamieszkać. A może pani Katrina wolała zostać niezależna? Nie brać sobie kolejnego chłopa na kark?
To jednak, ponownie, nie była jego sprawa. Nie był jej krewnym, a kobieta była dorosła i mogła robić, co chce.

Majętna i, jak się okazało, niebrzydka, kobieta z wielką ochotą przyjęła pod swój dach nieoczekiwanych gości. Nie da się ukryć - gdyby Felix o tym wcześniej wiedział, namówiłby wszystkich na nocleg pod dachem gościnnej wdowy.
- Pierre-André Gouffran, Félix von Vessel - przedstawił najpierw rycerza, potem siebie. - Z przyjemnością spędzimy noc pod twym dachem, pani Katrino i pomożemy ci. Wszak to męskie zajęcie. A jeśli na dodatek poleci nam pani kogoś, kto zna okolicę, będziemy wdzięczni. Może twój syn, Armand...?
Postanowił być szczery i powiedzieć, tak mniej więcej, co ich tu sprowadza.
- Opat z klasztoru La Maisontaal zlecił nam zadanie sporządzenia paru rysunków i map - powiedział. - I poznania tutejszych legend, i tych popularnych, i tych mniej znanych.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2018 o 09:01.
Kerm jest offline  
Stary 14-02-2018, 19:03   #66
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
+ MG jako Giovanni Di Lorenzo.

- Ależ oczywiście, że przygarniemy ciebie i Puszka - rzuciła z radością w głosie Bianca, gdy Ludo skończył mówić. - Będzie nas miał kto bronić, jakby co. - Zaśmiała się, puszczając niziołkowi oczko. Bardzo go lubiła i to nie tylko za to, że robił świetne jedzenie.
Pokój, do którego poszła z Viktorią i gospodarzem okazał się być naprawdę do rzeczy, więc czarodziejka zostawiła swój plecak i zeszła na dół, gdzie niedługo później podawano kolację. Jadła ze smakiem, co jakiś czas włączając się do rozmowy, którą prowadzili towarzysze. Burza, która nagle rozpętała się za oknem, nieco ją zmartwiła i zaniepokoiła. Te wyładowania nie były naturalne, kobieta po prostu czuła to w środku, kompani zresztą również.

Butelkę wina od nieznajomego przyjęła z uniesionymi brwiami i zupełnym zaskoczeniem. Do te pory nie zwracała zbytnio uwagi na gości w gospodzie, ale na dobrze ubranego mężczyzny z Południa po prostu nie dało się jej nie zwrócić. Bianca wzięła więc swoją szklanicę z winem nalanym tylko do połowy i podeszła do nieznajomego, który to wino im podarował.
- Chciałam podziękować w imieniu swoim i koleżanki za prezent. To bardzo miłe z pańskiej strony, ale zwykle nie pijam alkoholu. - Uśmiechnęła się lekko.
- Och, następnym razem będę bardziej precyzyjny w dobieraniu podarunków, panno...? - Spytał męskim, głębokim głosem.
- Bianca. Bianca Schmidt. - Przedstawiła się.
- Giovanni Di Lorenzo. - Mężczyzna wstał z krzesła i ukłonił się delikatnie. Wskazał wolne miejsce. - Proszę, niech pani usiądzie ze mną i sprawi, że ten wieczór będzie zdecydowanie przyjemniejszy, niż pogoda za oknem.

Czarodziejka odgarnęła kosmyk włosów za ucho i przyjęła zaproszenie szarmanckiego mężczyzny.
- Tak, pogoda nie rozpieszcza. Właściwie wydaje się to być bardzo podejrzana burza... - Zerknęła za szybę, widząc tylko spływające po niej stróżki wody.
- Podejrzana? W jakim sensie? - Spytał. - Wie pani, pierwszy raz jestem w Górach Szarych, zupełnie nie znam się na panującej w okolicy pogodzie. - Uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek równych, białych zębów.
- Mówmy sobie po imieniu, dobrze? Po prostu Bianca.
- Po prostu Giovanni, bądź Gio, jeśli pa... jeśli wolisz, Bianco.
- Skinął jej lekko głową, uśmiechając się zadziornie.
- Miło mi cię poznać, Gio. Co do twojego pytania, mamy podejrzenia, że w górach może dziać się coś... złego. Moi towarzysze bardziej znają się na tych sprawach, więc nie będę tutaj się mądrzyć, ale niedawno spotkaliśmy na tych terenach martwe wilki, które jednak nas zaatakowały. Nieumarłe. Żywe truchła.
- To naprawdę zastanawiające...
- rzucił Di Lorenzo. - Jadąc tutaj przez Parravon nie zetknąłem się z niczym takim, ale pewnie dlatego, że podróżowałem w towarzystwie dwudziestu wielkich najmitów, którzy wracali do Imperium. Raz tylko musieliśmy się bronić przed orkami. Szybko poszło.
- Tak, te góry zdecydowanie nie są najbezpieczniejsze.
- Bianca westchnęła. Musiała przyznać, że przyjemnie jej się z nim rozmawiało. - Czym się zajmujesz na co dzień, Gio?
- Powiedzmy, że wynajmuję swój rapier i pistolet ludziom, którzy są w stanie pozwolić sobie na moje usługi.
- Uśmiechnął się, świdrując ją wzrokiem.
- Czyli jesteś najemnikiem?
- Wolę określenie szermierz, badź zwadźca, ale w sumie walczę za pieniądze, więc najemnik też do mnie pasuje
- rzucił wesoło. - A czym ty zarabiasz na chleb, Bianco? Czyżbyś była czarodziejką? - Wskazał wzrokiem na kostur, który Bianca zostawiła oparty o stół, gdzie siedzieli towarzysze.
- Tak, jestem Piromantką, to znaczy czarodziejką ognia.
- Naprawdę? Władasz ogniem?
- Giovanni postawił oczy. - Potrafisz zrobić ognistą kulę?
- Potrafię. I wiele innych rzeczy
- odrzekła Bianca. Jego zachwyt nieco połechtał jej serduszko, gdyż zwykle ludzie się jej obawiali, a nie podziwiali. - Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy.
- Ależ wcale się nie boję, wręcz przeciwnie. Jestem tobą zafascynowany.
- Upił łyk wina, posyłając jej pewne spojrzenie. - Długo tutaj zabawisz, Bianco?
- Nie wiem, to zależy, jak ułożą się nam tutaj pewne sprawy - powiedziała.
- Rozumiem. Nie powiesz, co to za sprawy?
- Nie, przynajmniej nie teraz, bo i nie jest to rzecz, o której warto rozmawiać. Poza tym tajemnicza kobieta zyskuje w oczach mężczyzny, czyż nie?
- Uśmiechnęła się do niego.
- Jak najbardziej - odparł Gio, również uśmiechając się spod wąsa i Bianca nie mogła rozszyfrować cóż ten uśmiech może oznaczać.

Po chwili zagrzmiało tak, że Bianca aż podskoczyła na krześle.
- Boisz się burzy?
- Nie, po prostu nie lubię, jak wali tak znienacka. I nie lubię deszczu, dlatego dobrze, że siedzimy teraz w ciepłej sali.
- Wzięła kolejny łyk wina. - Jesteś Estalijczykiem, Gio?
- Tileańczykiem. Czyżbyś nie rozpoznała tileańskiego akcentu w moim śednim reikspielu?
- Zaśmiał się.
- Nie znam żadnych Tileańczyków, więc nie. A twój reikspiel jest naprawdę świetny - odparła.
- Dziękuje, twój również. - Zarechotał, a Piromantka mu zawtórowała.
- A co ciebie sprowadza w te strony? To raczej nie jest dobre miejsce dla człowieka z południa. - Wbiła w niego spojrzenie.
- Postanowiłem wziąć urlop od zleceń i przyjechać w te góry, żeby zażywać rześkiego powietrza i nacieszyć się przyrodą. - Wyszczerzył się.
- A poważnie?
- Bianca uniosła brwi.
- Mówię poważnie. Człowiek nie może cały czas żyć tylko kolejnymi zleceniami, musi mieć też czas na inne rzeczy, na przykład odwiedzanie różnych miejsc, droga Bianco.

Zastanowiła się chwilę nad jego słowami. Ciekawe, czy ona kiedyś będzie mieć na tyle pieniędzy, by po prostu podróżować, żeby zwiedzać i odpoczywać? Kiedyś marzyła, żeby zobaczyć Albion i Jałowe Krainy, teraz ta wizja oddaliła się. Nawet bardzo.
- No cóż, skoro tak twierdzisz, pewnie coś w tym jest - powiedziała. - Wybacz, muszę wracać do towarzyszy. Bardzo miło było mi cię poznać, Gio.
- Mi ciebie również, Bianco. Liczę, że jutro również porozmawiamy - rzucił.
- Oczywiście, było bardzo przyjemnie. - Wstała i pożegnała się z nim, wracając do stolika.
Posłała mu jeszcze wesołe spojrzenie, po czym powiedziała do Viktorii.
- Całkiem do rzeczy ten Południowiec. Taki wesoły i błyskotliwy. Giovanni się nazywa.

Porozmawiała jeszcze z towarzyszką, posiedziała we wspólnej izbie, a gdy zaczęła czuć się zmęczona po prostu poszła na górę, żegnając się z wszystkimi. Obmyła się nieco, korzystając z tego, że była sama, a potem wskoczyła do łóżka w samej halce i nakryła się kołdrą po same uszy. Miała tylko nadzieję, że ani Viktoria, ani Ludo nie będą w nocy chrapać, bo o Puszka mogła być chyba spokojna. No i że ta przeklęta burza da im wszystkim pospać.
 
__________________
Every next level of your life will demand a different version of you.

Ostatnio edytowane przez Layla : 14-02-2018 o 19:06. Powód: kursywa.
Layla jest offline  
Stary 14-02-2018, 23:25   #67
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Viktoria skrzywiła się opuszczając głowę gdy usłyszała odmowę gospodarza. Ten nie chciał słyszeć o nocowaniu w głównej izbie i już. No co mieli zrobić. Pierr i Felix poszli załatwiać nocleg u jakiejś miejscowej wdowy a właściciel gospody najwidoczniej nie narzekał na złoto skoro nie przyjął całej kompani pod dach.

Viktoria popatrzyłato na Biankę to na Ludo gy padła propozycja o dzieleniu pokoju z trzecią osobą. Niziołek chciał być przygarnięty do ich izby. Niby nie martwiła się o Ludo ani o kociaka, ale jednak to był facet. ~ Co se ludzie pomyślą?~ Zastanawiała się przez chwilę. Czarodziejka jednak zareagowała ciepło i z entuzjazmem co Pani sierżant potwierdziła skinieniem głowy. W sumie i tak nie była u siebie we wsi i mogła zacząć żyć pełnią.

Viktoria była zaskoczona sprezentowaną butelką wina. Uśmiechnęła się perliście dziękując nieznajomemu, gdy Bianka wstała i ruszyła do siedzącego samotnie, przystojnego południowca. Viktoria skrzywiła się.
- Farciara.- Syknęła pod nosem i zwróciła się do kompanów.
- To jaki plan na jutro mamy? Gdzie wpierw się udamy?- Zapytała wtrącając się do rozmowy.

Gdy Bianka skończyła jakże wesołą rozmowę z południowce i wróciła do stołu kompanii nachyliła się do Viktori.
- Całkiem do rzeczy ten Południowiec. Taki wesoły i błyskotliwy. Giovanni się nazywa.- Wilenborg spojrzała na nieznajomego i niezauważalnie zacisnęła zęby. ~ To se go bierz do alkowy!~ Po czym uśmiechnęła się do Giovaniego uroczo i zwróciła się do Bianki.
- Mam iść z chłopakami czy jak?- Niby zażartowała niby kąśliwie uwagę wrzuciła.
- Co taki jak on robi w takiej dziurze?- Zapytała.
Po krótkiej rozmowie czarodziejka w końcu pożegnała się i poszła na górę do pokoju pokazanego z początku wieczora drużynowym kobietom. Viktoria została i piła piwo razem z Bardakiem i Douko. Z tym drugim zamieniając dłuższą wymianę zdań. Wszakże był wojownikiem i na niejednej wojnie był. Viktorię interesowało jak wygląda sprawa żołnierzy na północy.

Gdy już czuła się podchmielona i zmęczona a jej pośladki odezwały się bólem dziewczyna wstała.
- No pora i na mnie. Mam nadzieję, że Felix i Pierre szybko wrócą. Jakby co dajcie znać co z wami.- Uśmiechnęła się do towarzyszy.
- Dobrej nocy. Ludo zostawiam drzwi otwarte.- Powiedziała i ruszyła na górę do pokoju.
Gdy weszła do komnaty starała zachowywać się jak najciszej. Zrzuciła z siebie ubranie na krzesło obok łóżka i już miała wgramolić się naga pod kołdrę gdy znieruchomiała przypominając sobie o Ludo.
~ No tak. Paradować nago przy nim nie będę.~ Pokręciła głową i założyła koszulę i spodnie po czym poszła spać.
 
Hakon jest offline  
Stary 15-02-2018, 09:03   #68
Konto usunięte
 
Carnal Grief's Avatar
 
Reputacja: 1 Carnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputacjęCarnal Grief ma wspaniałą reputację
Bretończyk był nieco zaskoczony, gdy drzwi otworzyła im uśmiechnięta i ładna starsza kobieta, gdyż spodziewał się kogoś zupełnie innego. Teraz jednak nie miało to już najmniejszego znaczenia. Felix ich przedstawił i zostali zaproszeni do środka, a Katrina okazała się być energiczną i otwartą osobą, która poczęstowała ich kolacją i zaproponowała nocleg.

- Tak, jak mówi mój towarzysz Felix, jesteśmy do pani dyspozycji, Katrino. - Skinął jej głową. - Kobiety nie powinny wykonywać ciężkich, domowych prac należących do mężczyzn, dlatego z chęcią pomożemy z czym będzie trzeba. Kolacja była wyborna, dziękuję. - Uśmiechnął się lekko.

Chwilę później podjął temat, który go frapował.
- Jest pani Bretonką, czy to mąż był Bretończykiem? Bo, proszę mi wybaczyć nachalność, ale pani imię brzmi imperialnie, natomiast nazwisko pasuje do moich stron.

Niedługo później nad okolicą rozszalała się niezła nawałnica. Pierre nigdy nie bał się burzy, ale w tej tutaj było coś nienaturalnego, co nawet zauważyła gospodyni. Aby nie skupiać się na wyładowaniach atmosferycznych i deszczu, rycerz spytał.
- Słyszała pani cokolwiek o grobowcach w tych okolicach? Może wie pani, gdzie powinniśmy zacząć szukać? Ja za brandy już podziękuję, jedna szklanka mi wystarczy.

Wpatrywał się w kobietę, zastanawiając się, dlaczego wciąż mieszka sama. Może po śmierci męża nie chciała się z nikim wiązać? Bo nie wierzył, że nie znalazłby się ktoś chętny na jej rękę, a pewnie i na posiadłości. Katrina była wciąż do rzeczy kobietą, a siłą i energią mogłaby zawstydzić niejedną młódkę.
 
Carnal Grief jest offline  
Stary 15-02-2018, 21:45   #69
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Douko rozgościł się za stołem w głównej sali. Usiadł blisko towarzyszy słuchając ich rozmów, sam nie odzywał się jednak. Gdy przynieśli jadło i piwo najadł się do syta. Jedzenie było przednie a piwo ciepłe, ale i tak rad był z tego, że mógł opłukać gardło czymś innym niż woda.

Gdy rozpoczęła się burza podszedł do okna obaczyć co się dzieje. Gdy wrócił do stołu łyknął haust piwa


- Ta burza jest dziwna, nieprawdaż? - Douko zapytał Dietera. Kislevita nie szukał przyjaźni w grupie, ale jeśli mieli spędzić ze sobą więcej czasu warto byłoby poznać niektóre osoby.
- Widziałem podobne kilka razy, ale zawsze było widać że nadchodzą, z tą jest coś nie tak. - Odpowiedział na pytanie wyraźnie skierowane do niego od rosłego Kislevity.
- Nie jestem zbytnio przesądny, ale coś zdaje mnie sie, że ta burza ma coś wspólnego z tymi nieumarłymi wilkami, z którymi przyszło nam walczyć - ciągnął Douko, chcąc potwierdzić lub zaprzeczyć swoim przeczuciom.
- Też odnoszę takie wrażenie. - Wtrąciła Piromantka, zajadając się kaszą z mięsem.
- Wilki mógł ożywić podrzędny nawet nekromanta, ale jeśli potrafi zmieniać pogodę na dużym terenie to musimy mieć się na baczności. - Dieter dodał swoje trzy grosze do przemyśleń Douko na temat nieumarłych.
- Ty pewno miałeś w swym życiu więcej do czynienia z nieumarłymi. Ja tylko biłem się ze zwierzoludźmi nawiedzającymi okolice stolicy Kislevu. - odrzekł Douko
- Miałem przyjemność spalić już truchła kilku nieumarłych w swoim życiu, nie spotkałem jeszcze nekromanty z prawdziwego zdarzenia. - przywołał z pamięci jednego guślarza któremu posłał bełt prosto w krtań za wskrzeszanie trupów na cmentarzu.
- Specjalizowałem się jeszcze niedawno w łapaniu bandytów za pieniądze, ale ostatni z nich okazał się czymś więcej niż tylko szaleńcem. - wspomninenie barona aż wykrzywiło mu twarz.
- No ja mam jednak nadzieję, że żadnego nekromanty nie spotkamy, a tamto z wilkami to był tylko jednorazowy epizod - rzuciła Bianca. - Chociaż pewnie okłamuję samą siebie, bo z pogodą naprawdę jest coś bardzo nie tak....

- Mój brat stryjeczny Gustav padł ofiarą podobnego jegomościa. Zginął ciosu pewnego zwierzoczłeka, który nie pożył dalej zbyt długo. Pochowano go na okolicznym cmentarzu, który jak się okazało był nawiedzany przez nekromantę Xaviera z Estalii, który wypędzony ze swej ojczyzny osiedlił się 30 mil na północ od Belavy. Nekromanta ten ożywiał po jednym trupie w miesiącu, zawsze w pełnię Morrslieba. Wysłano na niego ludzi trudniących się jak ty profesją łowcy. Udało im się zgładzić bandytę, ale ciała nieumarłych straszyły jeszcze przez kilka miesięcy po jego śmierci ożywieni jakąś dziwną mocą. - Kislevicie, aż włosy jeżyły się na rękach gdy opowiadał tą historię.
- Przykro mi to słyszeć, mam nadzieje że bydlakowi odpowiednio podziękowano za plugawienie zwłok? - pomyślał co sam zrobiłby takiemu jeśli złapałby go żywcem.
- Takie skurwyesyny gorsze są nawet od bandytów, bandyta odbierze ci życie i sakiewkę, ale taki męczyć będzie twoją duszę i ciało przez wieki, tylko stos i tortury dla takiego - widocznie obruszył się na myśl że ciała jego rodziców mógłby spotkać podobny los.
- Do końca nie wiemy co stało się z Gustavem, ale od tego czasu raz na jakiś czas w obejściu stryja w pełnie Morrslieba słychać wycie umęczonej osoby. Jeno jak wejdzie się do izby to nikogo nie ma. - dodał Douko.
- Zła moc widocznie nie pozwala mu spocząć w spokoju, kapłana trzeba poprosić o pomoc i może wtedy Gustavowi uda się odpocząć wreszcie. - słyszał o duszach zaniepokojonych przez plugawą moc, która nie pozwala im odejść.
- Może być, jak wrócę do dom, o ilę wrócę to zajmę się tym. - Douko zakończył wątek kuzyna.
- Ja ducha na swojej drodze nigdy nie spotkałam, ale matka mnie wielokrotnie nimi straszyła w dzieciństwie. W sumie nie byłam zbyt łatwym dzieckiem, to i matka musiała różne sposoby na mnie wymyślać. - Bianca uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienia niektórych chwil. - Myślicie, że z tymi grobowcami czy co tam mamy szukać pójdzie nam łatwo?
- Gdyby miało nam iść łatwo, to mnisi sami by poszli do kurhanu. - Douko odpowiedział Piromantce - Sądze, że nie jesteśmy pierwszą grupą którą tam wysłali.
- Albo Dintrans nie chce ich narażać na cokolwiek i dlatego woli opłacić ludzi, którzy tam pójdą i to zrobią. Pewnie nie jesteśmy pierwsi, warto w sumie o to popytać lokalnych - powiedziała, wciskając do ust kolejny niewielki kęs mięsa.


Po chwili siedząc z boku ławy blisko Viktori odezwał się nieco ściszonym głosem
- Pani sierżant? Wybacz że tak prosto z mostu pytam cię o to, ale to jakie tradycje rodzinne, że do armii wstąpiłaś? - Douko zapytał Viktorię
Viktoria uśmiechnęła się ciepło do kislevity.
- Ojciec był sierżantem i gdy poznał moją matkę osiadł we wsi. Jako doświadczony żołnierz był dowódcą milicji. Ja przejęłam to po nim kilka lat po rodziców śmierci. Byłam dowódcą milicji i zajmowałam się zabezpieczaniem okolic wsi. Czy to armia? - Zastanowiła się na koniec. - Chyba prywatna. Dopiero od niedawna ruszyłam poza wieś i jej okolice co zresztą sam wiesz. - Nachyliła się nad kufelkiem piwa uśmiechając się.
- Rozumiem, tradycje rodzinne to inaczej jak u mnie - Douko skrzywił się nieco na myśl o tym, po czym podniósł kufel piwa i upił łyk - Ale pewno miło tak mieć chłopów pod butem co ? - zaśmiał się - Wyglądasz na zaprawioną w boju kobietę, której lepiej nie zaleźć za skórę.
Viktoria skrzywiła się na tekst o butach.
- Nie o to chodziło. Po prostu najbardziej ja się nadawałam.- Dodała.
- Tam skąd pochodzisz nie miałaś dużo wrażeń, że wybrałaś życie podróżnika? - Kislevita zapytał pani sierżant.
Dziewczyna popatrzyła na kompanów i zatrzymała wzrok na Bardaku.
- Błękitnokrwiści mają za nic kobiety niższego stanu. Więc wyruszyłam bo nic dobrego mnie tam nie czekało. - Posmutniała, ale chwilę później rozpogodziła się.
- A Ty jak na szlak trafiłeś? -
Łypnął wzrokiem po towarzyszach i również przez chwilę zatrzymał wzrok na krasnoludzie - Mój ojciec o mnie zapomniał przy podziale majątku, wszystko przypadło mojemu starszemu bratu, z którym nie mam najlepszych stosunków, wybrałem więc drogę wojaczki - odparł Douko - ale może jeszcze kiedyś wrócę w swoje rodzinne strony.
- Wrócisz bogaty to i brat nic nie będzie mógł powiedzieć. Zresztą póki co świat jest ciekawy i warto go całego obaczyć. - Uśmiechnęła się i popiła piwa.
- Chyba brodaty - zaśmiał się - Brodaty jak twój przyjaciel Bardak, dawno się znacie?
Viktoria się szczerze zaśmiała.
- W Ubesreiku go spotkałam przy kufelku Ale. Doczepił się jeden natręt a nie chciałam kłopotów więc przysiadłam się do niego i zaczęłam grać w karty. - Popatrzyła na khazada.
- No i tak się zaczęło. On wędrował a ja także musiałam więc połączyliśmy siły. - Podsumowała i czuć było, że coś jeszcze skrywa, ale nie chce mówić.
- Dobrze mieć przy sobie towarzysza broni, na którym można polegać, a na Bardaku chyba można. Sam nie miałem dużo styczności z khazadami, ale wyglądają na solidnych towarzyszy - Douko zaśmiał się z dwuznaczności jaką powiedział.
Viktoria spojrzała na kislevitę, ale gdy on sam zaśmiał się dziewczyna się uśmiechnęła.
- Chociaż potrafię sobie radzić z mieczem czy z łukiem to jednak Bardak jest nieocenionym kompanem w walce. Danego słowa nie złamie. Jestem tego pewna. - pokiwała głową i uśmiechnęła się do zabójcy.
- Obyśmy wyszli z tego cało! Za nasz powrót, bogactwo i rodzinę! - Douko wzniósł toast, po czym wstał - Dziękuję - rzucił na odchodne Viktorii i podszedł do Hansa płacąc za wypite trunki.
Viktori do toastu nie trzeba było przekonywać i z chęcią wzniosła swój kufel.
 
Feniu jest offline  
Stary 16-02-2018, 12:52   #70
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Niziołek z czupryną gęstą i kręconą jak baranie runo, tyle że rude rozpromienił się niezmiernie.
- Dziękuje Bianca, będziemy grzeczni, a nikogo za drzwi nie przepuścimy. – Ludo z tej całej radości aż objął i przytulił kobietę. Wśród jego krewniaków wylewność nie była niczym szczególnym, to też czasem zapominał się. Widząc niepewną minę Viktorii zreflektował się, ale też skinęła głową więc wszystko było dobrze.
- Puszek też będzie strzegł, we śnie pilnuje żeby żadne zło nie z tego świata nie przyszło. Tak powiadają o kotach. – Kołodziej mówił to z pełną wiarą we własne słowa. W tym też momencie niebo przecięła pierwsza błyskawica. Kociak zerwał się ze snu, wyraźnie bał się takiej burzy. Przeleciał między ławami i krzesłami z paniką w oczach szukając znajomych sobie osób. Podświadomie czół jak drga Zasłona. Pod nogami niziołka przypadł płasko do ziemi, wpijał pazury w gliniastą posadzkę, bezgłośnie otwierał wąsaty pyszczek i czekały. Byłemu strażnikowi pól nie pozostało nic innego jak podnieść i przytulić do serca malucha. Nie był tylko pewny, czy wesoły rytm jego serca uspokoi Puszka, czy strach zwierzaka zlęknie i jego.
Ludo skłonny był i bawić na poczęstunku choćby i do rana, ale skoro ten został odwołany, a dziewczyny szykowały się do spania to i on zbyt długo nie posiedział przy ławach. Chętnie posłuchał by plotek, podpytał karczmarza o okazję i historię tego poczęstunku. Musiał jednak zajmować się kotem, który drżał i boleśnie wbijał pazurki w nogi niziołka przy każdym silniejszym grzmocie, czy błysku. Tym się właśnie różnili, łowca wampirów lubił oglądać burzę, pioruny i potęgę natury. Nie lękał się ich, a podziwiał. No ale kot jest trochę mniejszy o młodszy, ma prawo się bać. Na całe szczęście różnego rodzaju skórki z mięsa były najlepszym lekiem na wszelkie zło w kocim świecie.
Kołodziej przyglądał się też elfce, wcześniej jej pomachał, ale nie zwróciła na to uwagi. Teraz jakiś fircyk się do niej przystawiał. Podsłuchać w tym gwarze się ich nie dało. Było to trochę irytujące. Dlatego też, gdy kociak już się uspokoił łowca wampirów wziął się do działania. Zwrócił kociakowi uwagę na kamyczek walający się po, tak że ten kręcił już grzbietem i tyłkiem szukając się do pochwycenia zdobyczy. Wtedy też Ludo niby przypadkiem kopnął lekko kamyczek, tak aby ten potoczył się w pobliże stolika białowłosej, długouchej. Puszek wystrzelił jak z niziołczej procy, a Kołodziej pognał za nim.
- Cholibka! Kocie! – zakrzyknął dla niepoznaki, zanurkował za kotem,a gdy go pochwycił to siłą rzeczy przysiadł się już do elfki.
- Cholibka, przepraszam. To ta burza, albo co, młode toto. – Zaśmiał się niziołek, przerywając mężczyźnie jego starania. Puszek w tym czasie uwolnił się z uścisku niziołka, zeskoczył i zaczął ocierać o nogi wszystkich obecnych przy stoliku.
- Ludo jestem, machałem wcześniej. Ale widzę, że coś smuci, to pomyślałem, że się przysiądę. – Zagadywał dalej nie dając dojść do głosu facetowi.
- Nietypowe miejsce jak na spotkanie, ale jak nie byliście w klasztorze w La Maisontaal, to powiem Wam, że jadła mają takie ilości, że to aż po ich brzuchach widać i dobre to miejsce na szlaku jest.



Niedługo później Ludo wraz z Puszkiem poszedł spać. Viktoria i Bianca już przysypiały, dlatego też niziołek starał się wszystko robić po cichu, na paluszkach. Znalazł sobie w miarę przyjemne miejsce i cieszył się, że nie nocuje w stajni, gdzie przeciągi kradły by całe ciepło i rano byłby odrętwiały. Kociak zapewne po zapoznaniu z pokojem zwinie się w kłębek gdzieś przy/na nogach którejś z dziewczyn. Ludo był co do tego przekonany. W sumie zastanawiał się, czy samemu też tak nie zrobić. Ale to może innym razem.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172