|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-02-2018, 09:54 | #61 |
Reputacja: 1 | Groźna sytuacja rozwiązała się bez większych problemów, na szczęście Bardak zachował względny spokój mimo tego że widocznie wszystkie krasnoludzkie kadzie z płynnym metalem się w nim gotowały, zapewne w innych okolicznościach mnich zostałby solidnie poturbowany przez wkurzonego krasnoludzkiego zabójcę. Reszta wieczoru upłynęła spokojnie na rozmowach, wszyscy zjedli smaczną kolację w dobrej atmosferze i udali się na spoczynek w swoich komnatach. |
12-02-2018, 23:00 | #62 |
Reputacja: 1 | - Co za wciórności! – zakrzyknął Ludo wczesnym rankiem, gdy obudziły go dzwoneczki. W kominku już wygasło i w izbie zrobiło się ciut chłodniej. Dlatego też niziołek wychylił nosa, zaszczękał zębami nakrył się ponownie i przekręcił na drugi bok. Już rozumiał dlaczego jego krewni nie zakładali takich zakonów. Wino winem, a ser serem, ale wstawanie o takiej porze, gdy można leżeć w łóżku? Ludo nie zaznał jednak spokoju. Wystarczyło, że zmieniając pozycję ruszył stopą, a ta mała bestia rzuciła mu się na wystającego palca.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
13-02-2018, 21:34 | #63 |
Reputacja: 1 | Do końca wieczerzy krasnolud milczał. Mimo wyjścia pijanego ojczulka i przeprosin przeora Bardak stracił humor i nie uczestniczył w rozmowach przy stole. Najadł się za to do oporu i popił. Nie mieli braciszkowie nic co rozgrzałoby porządnie, ale w zamian osuszył butelkę wina do posiłku i dwie po jego skończeniu. Dzięki szybkiemu tempu zdołał wprowadzić się w stan lekkiej nietrzeźwości, chociaż daleko było do tego, co zwykł przy podobnych okazjach praktykować. Przede wszystkim nie było za bardzo czym, a po drugie nie mógł. Nie teraz. Jeszcze nie. Ale za rok, jeśli dożyje do tego czasu, nie będzie trzeźwiał przez tydzień albo i dwa. Co tam - nawet i cały miesiąc! Po przyzwoitym śniadaniu ruszyli dalej. Tym razem bogatsi o całkiem sporą sumę, jaką zaoferował im przeor za poszukiwania krypt, w których spoczywali członkowiej dawnej bandy miejscowych rozbójników. Przy końcu doliny natknęli się na wodospad. Bardak nie był jakimś entuzjastą wody, stąd nie wykazał większego zainteresowania tym tworem natury, odmiennie od przynajmniej części uczestników wyprawy. - Może być. - Odburknął na pytanie Dietera o wykorzystanie siły wodospadu. Zdawać się mogło, że brodacz zawinięty w oba swoje płaszcze, ciepły wełniany i chroniący przed deszczem podróżny, temat uznał za zakończony i nie powie nic więcej. - Zhufbar. - Odezwał się znowu po chwili. - Po waszemu Wrota Wodospadu. Siedziba Krasnoludzkiej Gildii Inżynierów. Wykorzystali to, co spływa z Czarnej Wody do Skaud Ruvalk, Huczącej Rzeki, do zasilania całego miasta. - Powiedział beznamiętnie, jakby nie chwalił się osiągnięciami jego rasy, tylko stwierdzał coś oczywistego. Na tym poprzestał, bowiem długo można było rozmawiać o twierdzy Zhufbar i wciąż nie wyczerpać tematu. Znacznie lepiej było Zhufbar zobaczyć na własne oczy i zrozumieć. W dalszej części, gdy kopytne zauważalnie zwalniały na stromych i krętych podejściach, krasnolud chętnie korzystał z okazji, by iść obok kuca na własnych nogach. Mimo posyłanych zwierzakowi niechętnych spojrzeń ten zdawał się szczerzyć do khazada pożółkłe zębiska w grymasie przypominającym radosny uśmiech. W odpowiedzi Gurazsson przewracał oczami, wzdychał zrezygnowany i przyśpieszał kroku rzucając przyjazne "głupie bydlę" albo "jeszcze nigdy żaden obiad się na mnie nie gapił". Frugelhofen okazało się sennym i przyzwoicie utrzymanym siołem. Jak na tak niesprzyjające człeczynom miejsce okolica zdawała się być całkiem zamożna. Spory klasztor i bogate wsie. Widać marchewki nie uprawiali, a coś bardziej dochodowego. Wchodząc do gospody Viktoria wskazała mu elfkę, zresztą niepotrzebnie. - Co tu tak szyszkami jedzie... - mruknął węsząc demonstracyjnie, a udając, że dostrzega białowłosą po raz pierwszy skrzywił się okrutnie i sapnął zdegustowany. Pozostałych bywalców jedynie omiótł spojrzeniem. W dyskusji o miejscu na nocleg nie brał udziału. Bardziej interesowały go zapachy z kuchni i to, co gospodarz mógł trzymać w piwniczce. - W gardle zaschło okrutnie. Napilibyśmy się czego... - marudził.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
14-02-2018, 08:42 | #64 |
Reputacja: 1 | Na słowa Gouffrana, Bauer uniósł brwi i otworzył szeroko oczy. - Ruszające się martwe zwierzęta? Szczury na dwóch nogach? Drogi panie, to są żarty, czy poważnie się pan pyta? - Widząc nieprzejednany wyraz twarzy Pierre'a, odchrząknął. - Nie, nic takiego się nie działo, we Frugelhofen spokój mamy, czasami tylko małe grupki goblinów musimy przegonić, albo dzikie zwierzęta, jak za bardzo się do kurników i stodół zbliżą. Umiemy o siebie zadbać - powiedział pewnie Hans. Po jego słowach Felix i Pierre wyszli, by odnaleźć wdowę Le Roux, a Hans przeniósł wzrok na Douko. - Przodkowie mieszkańców wioski osiedlili się na tej ziemi już trzysta dwadzieścia trzy lata temu. Jak co roku organizujemy Dzień Założyciela, aby uczcić powstanie naszego wspaniałego Frugelhofen. Oczywiście jesteście zaproszeni. - Bauer uśmiechnął się szeroko. - Na kolację będzie kasza i mięso, do tego kozie mleko. Palce lizać. Gdy Viktoria i Dieter zagadnęli o nocleg w głównej sali, Bauer skrzywił się mocno. - Niby by było można, ale nie lubię, jak mi się klamoty podróżnych walają po całej sali. Potem tylko sprzątania więcej, a ja nie lubię się przemęczać. Jak mówiłem, jedną dwójkę mam na stanie, pozostali muszą porozmawiać z wdową Le Roux odnośnie spania. Jak tylko coś się zwolni, to na pewno dam wam znać. Nie mając zbytnio wyboru, Viktoria i Bianca wzięły wspólny pokój, do którego zaprowadził ich Hans. Sypialnia była przestronna, z jednym, dużym łóżkiem i komodą, więc Puszek i Ludo z pewnością znaleźliby tutaj kąt dla siebie. Kobiety zostawiły swoje rzeczy na górze, zamykając drzwi na klucz otrzymany od Bauera i zeszły na dół do pozostałych. W międzyczasie mężczyzna o pooranej bliznami twarzy dopił swoje piwo, zostawił pieniądze na stoliku i ruszył do wyjścia. Dieter wciąż go obserwował i przez te kilka chwil wychwycił charakterystyczny sposób poruszania się - te kilka niuansów w zachowaniu mogły wskazywać, że mężczyzna mógł mieć kiedyś do czynienia z armią, choć oczywiście łowca wampirów nie mógł być tego całkowicie pewien. Niedługo później na stół wjechały misy z gorącym, fantastycznie pachnącym posiłkiem, który cieszył wasze żołądki. Oprócz tego, jedna ze służek w połowie wieczerzy przyniosła do waszego stolika butelkę wina i postawiła przy Biance i Viktorii. - To od tego pana w kącie sali. Prezent dla panienek - powiedziała szczupła dziewczyna i wskazała wzrokiem na nieznajomego siedzącego trzy stoliki dalej. Ten, uchwyciwszy spojrzenia Piromantki i pani sierżant, uśmiechnął się tylko i uniósł szklankę wypełnioną szkarłatnym płynem w geście toastu. Był bogato ubrany, przystojny i nieco śniady na twarzy, co zdradzało południowe pochodzenie. Od razu zwracał na siebie uwagę, tak samo, jak pięknie wykonany rapier przy jego boku. Skupiliście się na kolacji, zauważając jednocześnie, że Pierre i Felix długo nie wracają, jednak Hans szybko rozwiał wasze obawy. - Pewnie Katrina ich ugościła. Jest bardzo otwartą i przyjacielską kobietą i nawet jeśli nie dała im kolacji, to bez szklaneczki brandy z pewnością nie wyjdą. - Zaśmiał się gromko. Rozmawialiście, rozglądając się przy okazji po sali. Do białowłosej elfki przysiadł się jakiś szczupły mężczyzna o fircykowatej twarzy, który chwilę wcześniej zszedł z piętra i choć gestykulował o czymś żywo, kobieta jedynie przewracała oczyma i widać było, że nie ma ochoty wysłuchiwać tego, o czym prawił. Kociak Ludo wyciągnął się natomiast przy palenisku i zasnął, a ktokolwiek obok przechodził, nie omieszkał podrapać zwierzaka za uszami, czy zwyczajnie pogłaskać. Nagle za oknem zrobiło się nienaturalnie ciemno i w mig lunęło jak z cebra a niebo przecięła pierwsza błyskawica. Za nią pojawił się dudniący grzmot burzy i po chwili nawałnica rozszalała się na dobre. Krople deszczu siekły ściany i szyby gospody, jakby chciały wedrzeć się do środka, a skąpana w półmroku świec i paleniska sala co rusz rozbłyskała bladym światłem błyskawic. Hans poganiał swojego służącego, by zabrał wasze konie i kuce do przykarczemnej, niewielkiej stajenki. Wyglądał na nieco zmartwionego. - Dziwne, zaprawdę dziwne... - powiedział, patrząc w stronę okna za którym szalał żywioł. - Od dawna, właściwie odkąd pamiętam nie mieliśmy tutaj aż takiego urwania chmury. Chyba z dzisiejszego poczęstunku nic nie wyjdzie. No chyba, że się pogoda szybko poprawi, to i ludzie może przyjdą... Musieliście przyznać, że w tej burzy było rzeczywiście coś dziwnego. Grzmoty przewalały się nad okolicą raz za razem, a między deskami i framugami okien zawodził ponuro wiatr. Deszcz nie ustawał, a wręcz mieliście wrażenie, że uderza o szyby z jeszcze większą siłą. - Skoro szykuje nam się paskudny wieczór, to może chociaż umilimy go sobie grą w karty? Kto ma ochotę na partyjkę? - Zawołał wesoło Południowiec, który wcześniej sprezentował Biance i Viktorii butelkę wina. Tasował karty, uśmiechając się krzywo spod wąsa. Ruszyliście do wskazanego przez pulchnego karczmarza dwupiętrowego, solidnego domu. Felix zapukał energicznie do drzwi i po dłuższej chwili oczekiwania te uchyliły się, ukazując twarz starszej, ale wciąż przystojnej, siwowłosej kobiety o dość wydatnym biuście. Nieco podejrzliwie wypytała się was o cel wizyty, a gdy wszystko się wyjaśniło, przedstawiła się jako Katrina Le Roux. - Hans jak zwykle ma pomysły. - Uśmiechnęła się. Mimo tego, że była już starszą kobietą, mówiła energicznie, a w jej oczach można było dostrzec siłę i inteligencję. - Dajcie spokój, nie będziecie nocować w stajni z moimi krowami i końmi. Na piętrze pokojów mam dostatek, jakoś się podzielicie z towarzyszami i wezmę od was tylko dwie korony za cały pobyt, razem z wyżywieniem. Dawno dla nikogo nie gotowałam, więc będzie mi przemiło was gościć. Poza tym pomożecie mi trochę w domowych robotach - rąbanie drewna, zniesienie baniaków z mlekiem do szopy, oporządzenie zwierząt i zajmowanie się szkodnikami. Przyda mi się męska, silna ręka, bo odkąd mój mąż zmarł, z wszystkim muszę radzić sobie sama. Co prawda mam już dorosłego syna, ale on cały wolny czas spędza na szlajaniu się po okolicznych lasach i wypasie. Niewiele pożytku z niego w obejściu. Katrina pokazała wam, gdzie zaprowadzić wierzchowce i po zostawieniu ich w obszernej stajni, w której znajdowało się kilka krów, koni, dwa muły i osioł, zaprosiła do domu. Rozgościliście się w dużym, ładnie urządzonym salonie z jadalnią, gdzie w kominku wesoło strzelał ogień. Nieco zdziwiła was jej otwartość i ufność, ale prawdopodobnie kobieta nie miała zbyt wielu gości ostatnimi czasy, poza tym gdy patrzyła na was, mieliście wrażenie, że chce was pożreć spojrzeniem. Może jej się spodobaliście? - Akurat przygotowałam kolację, a że zawsze robię więcej, bo któryś z mieszkańców zwykle wpada z wizytą, zjecie ze mną. - To było raczej stwierdzenie, niż pytanie. Dziarskim krokiem ruszyła do kuchni i po chwili wróciła z posiłkiem, w który składała się potrawka z królika i ciasto owocowe. Na koniec Katrina rozlała wam po szklaneczce mocnej, jabłkowej brandy, która w mig rozgrzewała i rozleniwiała. - Mam nadzieję, że smakowało? - Katrina uśmiechnęła się, racząc trunkiem. - Co was właściwie sprowadza do Frugelhofen? Rzadko mamy tutaj gości, bo wioska nie leży przy głównym szlaku. Zwykle, jeśli ktoś przyjeżdża, to pyta jak zawrócić, bo się zgubił w górach. - Siwowłosa wyszczerzyła się. Któryś z was miał zamiar odpowiedzieć, gdy nagle, zupełnie niespodziewanie lunęło jak z cebra, a ciężkie krople dosłownie siekały dach i okna domostwa. Do tego doszły ponure grzmoty i błyski raz po raz rozświetlające ciemne niebo. Musieliście przyznać, że to było dość dziwne, jak na tę porę roku. Nawet Katrina zdawała się zaskoczona. Podeszła do okna, wpatrując w szalejący za oknami żywioł. Mrok za oknem zdawał się być gęsty, niczym smoła. - Bardzo dziwne... w górach pogoda zmienia się co chwilę, ale dawno nie było burzy i ulewy, które uderzyłyby tak znienacka i z taką siłą. Chyba z dzisiejszego poczęstunku w gospodzie nic jednak Hansowi nie wyjdzie. - Westchnęła. - Mam nadzieję, że mój syn Armand znalazł odpowiednie miejsce, by przeczekać nawałnicę. Lało i grzmiało coraz gwałtowniej, a wy cieszyliście się z pełnych brzuchów i dachu nad głową. Katrina podeszła do stolika, na którym stała butelka z brandy. - To co? Jeszcze po szklaneczce? A potem pokażę wam wasze sypialnie i będziecie mogli pójść po towarzyszy. Oczywiście jak się trochę burza uspokoi, bo teraz nawet bym psa nie wypuściła na dwór. Ostatnio edytowane przez Mroku : 14-02-2018 o 08:47. |
14-02-2018, 15:46 | #65 |
Administrator Reputacja: 1 | Karczmarz, który proponuje gościom, by poszli spać gdzie indziej? To było dość dziwne... No ale to, nie da się ukryć, nie była sprawa Felixa. W końcu to karczmarz na tym tracił, a nie on. To, że rozdzielenie grupy nie podobało mu się w najmniejszym stopniu - to była całkiem inna sprawa. Wdowa Le Roux mieszkała w pięknym domu - widać było, że była kobietą majętną. I Felixa nieco zdziwiło, że nie znalazł się nikt, kto zechciałby na stałe z nią zamieszkać. A może pani Katrina wolała zostać niezależna? Nie brać sobie kolejnego chłopa na kark? To jednak, ponownie, nie była jego sprawa. Nie był jej krewnym, a kobieta była dorosła i mogła robić, co chce. Majętna i, jak się okazało, niebrzydka, kobieta z wielką ochotą przyjęła pod swój dach nieoczekiwanych gości. Nie da się ukryć - gdyby Felix o tym wcześniej wiedział, namówiłby wszystkich na nocleg pod dachem gościnnej wdowy. - Pierre-André Gouffran, Félix von Vessel - przedstawił najpierw rycerza, potem siebie. - Z przyjemnością spędzimy noc pod twym dachem, pani Katrino i pomożemy ci. Wszak to męskie zajęcie. A jeśli na dodatek poleci nam pani kogoś, kto zna okolicę, będziemy wdzięczni. Może twój syn, Armand...? Postanowił być szczery i powiedzieć, tak mniej więcej, co ich tu sprowadza. - Opat z klasztoru La Maisontaal zlecił nam zadanie sporządzenia paru rysunków i map - powiedział. - I poznania tutejszych legend, i tych popularnych, i tych mniej znanych. Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2018 o 09:01. |
14-02-2018, 19:03 | #66 |
Reputacja: 1 | + MG jako Giovanni Di Lorenzo. - Ależ oczywiście, że przygarniemy ciebie i Puszka - rzuciła z radością w głosie Bianca, gdy Ludo skończył mówić. - Będzie nas miał kto bronić, jakby co. - Zaśmiała się, puszczając niziołkowi oczko. Bardzo go lubiła i to nie tylko za to, że robił świetne jedzenie.
__________________ Every next level of your life will demand a different version of you. Ostatnio edytowane przez Layla : 14-02-2018 o 19:06. Powód: kursywa. |
14-02-2018, 23:25 | #67 |
Reputacja: 1 |
|
15-02-2018, 09:03 | #68 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Bretończyk był nieco zaskoczony, gdy drzwi otworzyła im uśmiechnięta i ładna starsza kobieta, gdyż spodziewał się kogoś zupełnie innego. Teraz jednak nie miało to już najmniejszego znaczenia. Felix ich przedstawił i zostali zaproszeni do środka, a Katrina okazała się być energiczną i otwartą osobą, która poczęstowała ich kolacją i zaproponowała nocleg. - Tak, jak mówi mój towarzysz Felix, jesteśmy do pani dyspozycji, Katrino. - Skinął jej głową. - Kobiety nie powinny wykonywać ciężkich, domowych prac należących do mężczyzn, dlatego z chęcią pomożemy z czym będzie trzeba. Kolacja była wyborna, dziękuję. - Uśmiechnął się lekko. Chwilę później podjął temat, który go frapował. - Jest pani Bretonką, czy to mąż był Bretończykiem? Bo, proszę mi wybaczyć nachalność, ale pani imię brzmi imperialnie, natomiast nazwisko pasuje do moich stron. Niedługo później nad okolicą rozszalała się niezła nawałnica. Pierre nigdy nie bał się burzy, ale w tej tutaj było coś nienaturalnego, co nawet zauważyła gospodyni. Aby nie skupiać się na wyładowaniach atmosferycznych i deszczu, rycerz spytał. - Słyszała pani cokolwiek o grobowcach w tych okolicach? Może wie pani, gdzie powinniśmy zacząć szukać? Ja za brandy już podziękuję, jedna szklanka mi wystarczy. Wpatrywał się w kobietę, zastanawiając się, dlaczego wciąż mieszka sama. Może po śmierci męża nie chciała się z nikim wiązać? Bo nie wierzył, że nie znalazłby się ktoś chętny na jej rękę, a pewnie i na posiadłości. Katrina była wciąż do rzeczy kobietą, a siłą i energią mogłaby zawstydzić niejedną młódkę. |
15-02-2018, 21:45 | #69 |
Reputacja: 1 | Douko rozgościł się za stołem w głównej sali. Usiadł blisko towarzyszy słuchając ich rozmów, sam nie odzywał się jednak. Gdy przynieśli jadło i piwo najadł się do syta. Jedzenie było przednie a piwo ciepłe, ale i tak rad był z tego, że mógł opłukać gardło czymś innym niż woda. |
16-02-2018, 12:52 | #70 |
Reputacja: 1 | Niziołek z czupryną gęstą i kręconą jak baranie runo, tyle że rude rozpromienił się niezmiernie.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |