lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 1ed.] Apokalipsa, Tom III. Przyjaciel czy wróg (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18951-wfrp-1ed-apokalipsa-tom-iii-przyjaciel-czy-wrog.html)

Kerm 28-12-2020 16:55

Wojny wygrywa się nie tylko siłą, ale i sprytem.
Podczas gdy niedoszli osiedleńcy usiłowali wydostać się z chaty, Marval postanowił wejść na dach chałupy, by móc stamtąd obserwować pole bitwy i móc, w razie konieczności, wspomóc tego, kto jest w największych tarapatach.
I chociaż był elfem zwinnym niczym wiewiórka, poślizgnął się i o mały włos zleciałby na łeb. W końcu jednak udało mu się.

W czasie gdy Marval zajmował się akrobacjami, Wolken skoczył do przodu i zaatakował jednego z przeciwników. Ghul padł jak razony trupem, a jego pobratymcy nie zdołali sie odgryźć, bo chociaż podczas odwrotu Wolken o mały włos by się wyłożył jak długi. Cios, który trafił go w nogę, nie spowodował żadnych obrażeń.

Podobne szczęście miał Konrad, który z wypadu zaatakował rapierem i odebrał jednemu z przeciwników życie. Nie zniechęciło to pozostałych, ale próby dopadnięcia wycofującego się szlachcica zakończyły się niepowodzeniem.

- Zwabmy je do jednego z domów, zamknijmy w środku i spalmy całość - zasugerował Peter.

Rada była może i dobra, ale dość trudna do wykonania, więc drużynowy mag ponownie skorzystał ze swych umiejętności, a rzucona przez niego kula ognia zrobiła efektowne BUM! i spopieliła jednego z ghuli atakujących krasnoluda.
Ale przy Bladinie zostały jeszcze trzy stworki, które spróbowały przerobić krasnoluda na martwego krasnoluda. Jeden z nich wgryzł się w nogę Bladina. Krasnolud boleśnie odczuł to ugryzienie, ale zdołał się uwolnić.
Mimo jednak usiłowań nie udało mu się powalić ani jednego przeciwnika, bowiem dwa ciosy zadane kranoludzkim toporem przecięły jedynie powietrze.

Deszatie 28-12-2020 17:55

Wolken nienawistnym wzrokiem mierzył przeciwników. Oddalili się już od ogniska i cienie stopniowo stawały się bardziej koszmarne. Kątem oka widział Bladina i Konrada, szykujących się do dalszego boju. Osłanianie kapłana sprawiło, że to oni mieli za chwilę przyjąć na siebie dziki impet ataku bestii. Zacięcie na twarzach wojowników wskazywało, że świadomie podjęli taką decyzję, godząc się na ryzyko.

W tym czasie Peter rozglądał się za jakąś uszkodzoną ścianą zrujnowanej chaty, aby zwabić tam ghule w pułapkę. Po namyśle wybrał ruderę, gdzie nocował Heinmann.

Pokraczne sylwetki zbliżały się, Ostlandczyk przełknął ślinę, na szczęście przeciwnicy wydawali się wolni i nieporadni. Z drugiej strony ich szponiaste dłonie i wykrzywione w szale kły budziły zgoła nieprzyjemne skojarzenia. Zanim uderzył, usłyszał świst strzały. Patrzył zaskoczony, jak ostry niczym brzytwa grot wbija się w ciało, targając najbliższym mutantem jak szmacianą lalką.

Na pozostałych atakujących nie wywarło to wrażenia, ale Wolken poczuł nagły przypływ sił związany z myślą, że elf wspiera go swym łukiem i niepoślednimi umiejętnościami. Ramię wystrzeliło do przodu w zabójczym odruchu. Miecz zatopił się w ciele z mlaśnięciem, przecinając kości. Potwór osunął się na błotnistą ziemię, mężczyzna odskoczył poza zasięg kolejnych stworów chaosu. Pazurzaste zdeformowane dłonie ledwie musnęły tarczę, nie wyrządziwszy mu szkody. Niestety wylądowawszy w kałuży najemnik stracił równowagę i legł zaskoczony, tłumiąc w ustach przekleństwo.

Obok szlachcic radził sobie nieźle fechtując. Z zimną wprawą wbił rapier głęboko w brzuch ghula. Ten, niczym kapłon nabity na rożen, postąpiwszy dwa kroki, zsunął się bezwładnie z ostrza. Kolejne pomioty dziko zawarczały, próbując pochwycić mężczyznę. Czyniły to jednak z taką niezdarnością, że Konrad mógłby pozwolić sobie nawet na uśmieszek politowania. Tutaj zwyciężył jednak jego rozsądek i świadomość, że to nie sala treningowa, lecz zagorzała walka, która się jeszcze nie skończyła. Na lekceważenie wroga i okazywanie gestu tryumfu było stanowczo zbyt wcześnie...

Dzielny Khazad wyraźnie nie robił sobie nic z przewagi liczebnej wynaturzonych nieprzyjaciół. Rozpalone walką oczy Bladina, bacznie śledziły mozolne ruchy bestii. Krasnolud z łatwością unikał zagrożenia, topór pomagał utrzymać mu balans krzepkiego ciała, a kiedy trzeba raził przeciwników jak grom. Wyznawca Grimnira nie poświęcał jednak całej swej siły na uderzenia, bacząc na zdradliwe podłoże. Skutkowało to tym, że żadne truchło nie leżało jeszcze u jego stóp. Jeszcze...

Wszyscy, poza gramolącym się z błota albinosem, stopniowo cofali się w stronę chaty, gdzie czekali Peter i Marval, który sposobił się już do bezpośredniego udziału w potyczce.


Gladin 28-12-2020 18:20

Bladinowi szczęście nie dopisywało. Jego topór mijał się z celem, a tymczasem przeciwnicy szarpali go po kawałku. Rany nie były groźne, ale podkopywały jego morale. Miał nadzieję być wsparciem dla towarzyszy, a związany był cały czas walką.

Gdyby wiedział, iż Wolken został właśnie powalony, czułby się pewnie jeszcze gorzej. Ale tego nie mógł widzieć, byli zbyt oddaleni i było zbyt wielu przeciwników. Na szczęście dla wszystkich, Marval zeskoczył z dachu i zastawił albinosa przed wrogami.

Khazad jedynie mógł zauważyć, iż tuż obok Konrad zawstydza go, położył bowiem trupem już dwóch przeciwników. Na więcej przemyśleń nie miał czasu. Po kolejnym ciosie trupojada nagle zawirowało mu w głowie, a topór wypadł mu z ręki. Nogi się pod nim ugięły. Nie widział wyraźnie. Z trudem podniósł lewą rękę z tarczą, by zasłonić się przed kolejnymi atakami.

Nie wiadomo, czy jego los nie dokonałby się właśnie tu, na ruinach Wittgendorfu. Ale nie był tu sam. Z pomocą ruszył mu nie tylko Peter, ale i Heinmann. Bardziej od ran piekło go jednak sumienie. Okrył się takim wstydem, nie odniósł żadnego zwycięstwa i towarzysze, których uważał za słabszych wojów od siebie, musieli go ratować. Wytężył siły, aby otrząsnąć się z niemocy.

Campo Viejo 28-12-2020 19:54

Ghule rzuciły się do ucieczki, gdy tylko z wrzawą między budynki od strony rzeki wbiegli ludzie znad rzeki. W ślad za trupojadami poleciały pociski i wyzwiska.
Marval, gdy tylko upewnił się, że nikt z towarzyszy nie odniósł poważnych obrażeń od razu ruszył w ślad za ghulami.
Zniknął w ciemnościach nocy między budynkami wioski. Dostrzegł pokracznie skaczące potwory w kierunku mostu.

Stopy pewnie i cicho znajdowały oparcie podczas szalonego pościgu, w który elf wkładał całą energię. Ostatni ghul był niemal na wyciągnięcie ręki, więc z rozmachem ciął w odwracającego się. To mogło uratować zatrzymaną bestię, bo miecz minął się z celem. Elf hamując przerzucił ciężar ciała na drugą stronę odbijając się lewym butem od uklepanej drogi. Wylądował na prawej nodze i powracającym mieczem rozpruł podbrzusze ghula. Smród wysypujących się ze śliskim łoskotem flaków nieprzyjemnie wdzierał się w nozdrza Marvala. Ghul padł na kolana. Bezradnymi szponami uchwycił za parujące organy i skonał z zawiedzionym grymasem głodu na wykrzywionej gębie.

Pozostałe dwa stwory również zatrzymały się już na moście. Może smród pobudził głód, a może poczuły szansę zwycięstwa z tylko jednym przeciwnikiem.

Elf wpadł z milczącą furią między pokraki i przeorał najbliższego po torso. Ryk bólu i wściekłości był dowodem, że zabolało. Ciemna krew broczyła z miecza, a ghule szponami atakowały zamaszyście.

Marval wyszedł z tego bez szwanku. W ich ruchach prócz ślepej nienawiści nie można było doszukać się żadnych bojowych umiejętności.

Ciął ostrzem rannego i trafił w stopę, aż gruchnęły kości a ghul zawył jeszcze głośniej. Drugi cios spadł na drugą pokrakę. Miecz głęboko ugrzązł w piersiach. Potwór stracił równowagę i padł na ziemię, a elf ciężarem ciała docisnął, aż trzasnęło żebro jak łamana sztacheta. Sztych przebiwszy ghula ugrzązł z belce mostu. Powrót wierzgał skrzecząc. Próbował się oswobodzić i wstać. Bezskutecznie.

Poważnie zraniony ghul, jeszcze pokraczniej, jeżeli w ogóle było to możliwe, uciekał kuśtykając. Elf wstał z kolana i cisnął za nim nożem. Trafiony w potylice ghul padł na pysk z tępym łomotem na drewniany most.

Elf sprężystym krokiem podszedł do kreatury. Zaparł się butem o kark skonałego i wyciągnął ostrze z czaszki. Otarł o łachman ghula i wrócił do leżącego na wznak, który na oślep pruł powietrze zakrzywionymi pazurami. Wystające z okrwawionych, spuchniętych ust zęby nie przypomniały dawno ludzkich. Wzrok był przytomny i zdeterminowany mimo strachu, że to najpewniej koniec. Ghul nie chciał umierać.

Marval wyszarpnął miecz i spadł ostrzem z góry. Ghul zasłonił się lewym ramieniem. Ręka ponad łokciem potoczyła się odrąbana drgając jeszcze przez chwilę szponami. Z kikuta krew wylała się niczym z przewróconego kubła. Ostatnie iskierki przytomnej nienawiści zgasły w czarnych ślepiach ghula.

Potem elf zaciągnął wszystkie truchła na skraj wsi. Stos ciał podpalił a na drzewcu przed trawionym trafionymi oczyszczającym ogniem ciałami zatonął odciętą głowę ghula ku przestrodze. W okolicy musiało się ich kręcić więcej. Takie miejsca, przyciągają je z daleka.
Patrzył w ogień i skwierczące mięso mutantów ze spokojnym wyrazem twarzy.

Phil 29-12-2020 12:52

Bladin, ciągle oszołomiony jadem ghula, wstał na miękkich nogach. Kręciło mu się w głowie, a obrazy widział podwójnie. Przed nim, na granicy światła ogniska, kłębiły się stwory. Krasnolud nie zauważył wcześniejszego strzału Konrada. Szlachcic trafił kreaturę w nogę, a wtedy dwie kolejne rzuciły się na nią i zaczęły w makabrycznym szale wyrywać kłami kawałki ciała. Gladenson, mamrocząc na przemian prośby do Grimnira o wybaczenie i khazalidzkie przekleństwa, ruszył chwiejnie w ich stronę. Jego silny organizm zwalczał szybko działającą, ale niezbyt mocną truciznę. Bez namysłu uniósł topór i potężnym ciosem odciął głowę jednemu z ghuli. Drugi, nim zdążył się zorientować co się dzieje, oberwał kilka razy. Ostrze rozrąbało jego tułów, łamiąc przy tym żebra i masakrując narządy wewnętrzne. Ostatni, ciężko już ranny, próbował się odczołgać popiskując cicho. Dla ciebie, Grimnirze, pomyślał Bladin, wbijając swoją broń w czaszkę potwora.

* * *


Heinmannowie byli wdzięczni za pomoc i ratunek. Liza pomogła opatrzyć rannego krasnoluda. Nie chcieli jednak słyszeć o opuszczeniu tego miejsca. Następnego dnia mieli przypłynąć kolejni ludzie, którzy kiedyś opuścili Wittgendorf.

- Oczyścimy to miejsce, z bożą pomocą.

Trzymali do samego rana warty, ale nic ciekawego już się nie wydarzyło tej nocy. No, prawie nic. Peter, czuwający jako ostatni przed wschodem słońca, aż szarpnął się, gdy Marval poderwał się gwałtownie z cichym krzykiem.

- Nie, nic, coś mi się śniło – wyjaśnił elf, drapiąc się w okolicach serca.

* * *



Pustkowie. Szare pustkowie ciągnące się aż po horyzont.


Gdzieś w oddali wieża. Czarna, ponura, zwężająca się ku górze wieża.



Mroczna i budząca grozę.

Campo Viejo 29-12-2020 21:01



Marval spojrzał w niebo i zapatrzył się w gwiazdy rozmasowując pierś.

- A może ważniejszym ten sen niż zwykłe majaki. - dodał do Petera zawiesiwszy głos i nie odrywając wzroku od układów konstelacji.

Minęła dłuższa chwila po czym dokończył.

- Pustkowie. Szare pustkowie ciągnące się aż po horyzont. Gdzieś w oddali wieża. Czarna, ponura, zwężająca się ku górze wieża. Mroczna i budzącą grozę.


hen_cerbin 30-12-2020 19:04

- Twój sen... Ten opis coś mi przypomina - odpowiedział Peter, starając sobie przypomnieć gdzie czytał coś podobnego.
MG, może jakiś rzut na Int? Peter sporo czasu spędził w bibliotekach w końcu


Kerm 30-12-2020 20:36

Heinmannowie postanowili zostać.
Konrad z jednej strony popierał takie podejście do sprawy, z drugiej - trochę się dziwił, że ktoś miał ochotę zaczynać nowe życie w takim przeklętym miejscu.

* * *

Nowa horda ghuli nie przybyła, ale rankiem zbudził ich, wyrwany z niespokojnego snu, Marval.
Czy sen miał jakieś znaczenie, tego Konrad nie wiedział, ale zaniepokoiło go coś innego.

- Marvalu, coś cię ugryzło...? - spytał.

Gladin 30-12-2020 22:23


- Na pogaduszki im się zebrało - jęknął Bladin, od jakiegoś czasu próbujący łapać resztki snu z zamkniętymi oczami. Bezskutecznie. - Dziwne... przypomniałem właśnie sobie, że też miałem taki sen. O szarym pustkowiu bez końca - zadumał się. - Nawet więcej niż raz. I wieża też tam była - resztki snu wyparowały khazadowi z głowy, gdy przypominał sobie ten inny sen. Gdyby miał czas się nad tym zastanowić, uznałby to za zabawne. Ale nie było mu teraz do śmiechu.

- Taka zwężająca się ku górze - rozpamiętywał na głos. - Goblinia jucha, to nie może być przypadek. To coś znaczy, ale na Grimnira, nie wiem co. Może zamiast do Altdorfu powinniśmy udać się na te, jak je nazywacie? Jałowe pustkowia? A zresztą - machnął ręką. - Elf nie może się i tak nigdzie ruszyć. Jeżeli to zaraza, to ją rozniesie.

Campo Viejo 30-12-2020 22:46

Marval w reakcji na pytanie szlachcica odruchowo zajrzał pod koszulę. Ghul go nie ugryzł, ale giez lub komar przenoszący zarazę spod Nuln, mógł.

Komentarze pozostałych zdziwiły elfa, ale nie okazał tego. Do tej pory szukał odpowiedzi, czy jego los jest z nimi związany na dłużej, aniżeli misja Celestiuma. A nie była to pierwsza przecież. Po dotarciu do Altdorfu chciał jeszcze się upewnić u mistrza astronoma, czy rola jego przeznaczenia tylko przecięła się ze zbiegami z Nuln, czy splotła. Teraz, wspólny sen zdawał się być proroczym narzędziem bogów lub magii. Oni uważali się za wybrańców bóstw. On nadal był sceptyczny. Aczkolwiek bardziej otwarty na wspólną drogę, która zdawała się prowadzić, ku owej, niechybnie czarnoksięskiej, wieży.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:14.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172