|
Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości... |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-05-2024, 09:56 | #81 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
17-05-2024, 21:33 | #82 |
Reputacja: 1 | Kanonada argumentów okazała się nader skuteczna, awanturnicy wspierali się w wywodzie nie gorzej niż w boju. Spostrzeżenia Roalda doprowadziły do wyraźnego spowolnienia pochodu oraz obniżenia gotowości bojowej zbrojnych, cegiełka użyczona przez Vestee sprawiła, że czterech ze strażników zatrzymało się w pół kroku opuszczając oręż, a wisienka na werbalnym torcie dodana przez Raifa ostatecznie przekształciła formację w bandę zakłopotanych chłopiąt, którzy na zmianę bełkotali podzięki i przeprosiny w stronę poszukiwaczy księgi.
__________________ You don't have to believe in me. Just believe in the Getter. Ostatnio edytowane przez Highlander : 18-05-2024 o 11:34. |
18-05-2024, 07:32 | #83 |
Reputacja: 1 | - Oj, gówniarzu, przesadziłeś - odezwał się ostro Roald w kierunku pijanego paniczyka wymachującego szabelką. Twarz krasnoluda zrobiła się czerwona od gniewu, a dłonie zacisnęły się na toporze. - Jeszcze raz nazwij mnie, kurwa, ryżym pokurczem, a gorzko tego pożałujesz - dodał, biorąc kilka głębszych oddechów dla uspokojenia gniewu. Krasnolud nie miał zamiaru atakować smarkacza, aczkolwiek był gotów do odparcia jego, ewentualnego, ataku. Nawet wtedy jednak nie planował robić mu krzywdy. Starałby się go raczej ośmieszyć. Nie spodziewał się bowiem, żeby chłystek stanowił dla niego jakiekolwiek wyzwanie. Sytuację zmieniło, przynajmniej częściowo, pojawienie się wysokiego rozjemcy. Krasnolud zwrócił wzrok ku nowoprzybyłej postaci, lekko opuszczając topór. Cały czas kątem oka obserwował jednak podpitego awanturnika.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |
20-05-2024, 07:52 | #84 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
21-05-2024, 18:33 | #85 |
Reputacja: 1 | Szło im bardzo dobrze i byli już o krok od wykaraskania się z sytuacji, ale wtedy synalek burmistrza musiał dorzucić swoje trzy miedziaki. Od oklepania i zbędnej dramaturgii, które napędzały całą scenę, prawie naszło ją na wymioty. Chłopaczyna czuł się pokrzywdzony faktem, że nie jest już pępkiem świata i chwytał się wszystkiego, co by uświadomić o tym ludzi wokół. Agresywne docinki i mieszanie podkomendnych z błotem były tak naprawdę nieumiejętnym wołaniem o pomoc, ale Atos, czy jak tam się wabił, nigdy by się do tego nie przyznał. Był teraz jak rozjuszony kundel, który kąsał każdego, kto stanął zbyt blisko, a jego pan nie miał wystarczająco kurażu, aby przyciągnąć smycz jak należy. Alejka bez wyjścia, stadium terminalne, ubić trzeba. Więc czy pojawienie się hycla było czymś nieoczekiwanym? Oczywiście, że nie. Tylko po co używać kuli ognistej do rozsmarowania komara? Na pierwszy rzut oka wiedziała, że długowłosy o bladych licach nie był żadnym biurokratą. Był za to ogromny, poruszał się prędko i zwinnie, jak drapieżny zwierz, a do tego… do tego Vestee jakoś nie przyuważyła, żeby oddychał. Delikatnie musnęła drużynowego maga łokciem. - Raifie, gdyby pytali, poszłam przypudrować nos. – Obdarzyła go porozumiewawczym uśmiechem, a potem zrobiła dwa kroki w tył i zniknęła za jednym z wyłamanych skrzydeł świątyni. No co? Wymówka dobra, jak każda inna! Z tym, że kapłanka coś chyba pomieszała po drodze, bo kiedy wróciła, pod oczyma widniały jej długie popielate smugi. Same ślepia też miała dość przeszklone. Zdawały się patrzeć na mężczyznę w pelerynie, ale skupiały się gdzieś w sinej dali, daleko poza linią horyzontu. - Jak przypuszczałam. To nieumarły, a przy tym wcale niesłaby. Do tego ma w sobie coś z wampira… ale tak nie do końca. Może to być jakaś mało znana odmiana – wyszeptała na skraju słyszalności kompanów. Jej ton był ostrzegawczy. Zdradzał, że Vestee wolałaby zachować krtań w całości. Ostatnio edytowane przez Zirconia : 22-05-2024 o 05:46. |
23-05-2024, 19:10 | #86 |
Reputacja: 1 | Raif wybrał odpowiedni moment na rozładowanie napięcia. Wszedł w słowo nieumarłemu i ściągnął na siebie uwagę paniczyka, a ekspresja burmistrza zdradzała, że starzec jest za to magowi niezmiernie wdzięczny. Nieco mniej zadowolony z takiego obrotu spraw zdawał się masywny wysłannik panny Sunat. Przez jego napiętnowaną apatią twarz przedarło się mimowolne drgnięcie lewego kącika ust. Jeśli wziąć pod uwagę dramatyczne wejście w kluczowym momencie, bladolicy bez wątpienia miał coś zaplanowane dla narwanego Atosa. Tylko, że drużynowy czarokleta zburzył cały domek z kart przed ostatnim rozdaniem. Syn mera zdał sobie w końcu sprawę z nieprzychylności ogółu dla swojej sprawy i, niemal splunąwszy mężczyźnie w kapocie pod buty, schował swój oręż. Ojciec poklepał chłopaka pochwalnie w bark z racji pierwszych prześwitów wstrzemięźliwości, a mąż o długich włosach w kolorze nocy odstąpił, uznając konfrontację za zakończoną. Przynajmniej na razie. Spojrzenie skierował w stronę stojącej na schodach grupki awanturników, pozornie ignorując przy tym czarodzieja i kapłankę. Istotnie, najwięcej uwagi poświęcił dwójce krasnoludów, badając postawę bojową podjudzonego niedawno Roalda i… z przebłyskiem delikatnego rozbawienia kręcąc głową w reakcji na poczynania Goga, któremu w końcu udało się odpowiednio zamaskować wszystkie łupy.
__________________ You don't have to believe in me. Just believe in the Getter. Ostatnio edytowane przez Highlander : 24-05-2024 o 16:48. |
28-05-2024, 12:49 | #87 |
Reputacja: 1 | Choć zdawała się promieniować zainteresowaniem i grzecznością, to tak naprawdę Vestee słuchała biurokraty tylko piąte przez dziesiąte. Była zbyt zajęta krojeniem kierujących nim czynników na części pierwsze, by poświęcić mu całość uwagi. Bo przecież, musiał istnieć jakiś bardziej wiarygodny powód, dla którego mer i jego pociecha chcieli zamknąć całą grupę na dziesięć spustów po oczyszczeniu świątyni. Tak samo jak istniał powód, dla którego śnięte miejsce było pod ciągłą obserwacją. Gdyby tutejsi wieśniacy wdali się w otwartą przepychankę z nagłym wylęgiem jednookich mackowców, słudzy Lathandera zaraz wynajęliby jakąś zbieraninę rębajłów, która rozwiązałaby problem. Pozwalanie, żeby coś takiego trwało, było bardzo niekorzystne dla wizerunku bożka rzekomo przepędzającego swą obecnością zło, mrok i niesprawiedliwość. Ale ani lokalnym kopaczom ziemniaków ani kapłanom Pana Poranka nie zaświtało, co tu się wyprawia, bo burmistrz próbował zamieść wszystko pod dywan... Nie. To rozumowanie nie było całkiem trafne. Zreflektowała się. Dwóch pachołków Lathandera wiedziało, co ma miejsce w Oakhurst. Pierwszy, bo sam maczał w tym palce. A świadomość drugiego pewnie nie trwała długo, po tym jak natknął się na zlepek monstrualnej brzydoty, w jaki przemienił się jego poprzednik. Ale wersja przedstawiona przez tę tutaj szczerzącą się baryłkę smalcu głosiła, że pierwszy z kleryków umarł śmiercią naturalną, a drugi zaginął gdzieś po drodze. Na co taka konfabulacja? Po co próby przymknięcia tych, którzy odkryli prawdę? V nie miała stuprocentowej pewności, ale intuicja podpowiadała jej, że starcowi chodzi zamaskowanie własnego szachrajstwa… albo o ukrycie niepowodzenia, po tym jak konsekwencje niezręcznych machinacji ugryzły go w cztery litery. Musiała dokładniej wypytać Sunat. A potem może spróbować pociągnąć za kilka lokalnych ozorów. - Dziękuję w imieniu grupy! Czujemy się zaszczyceni tym hojnym zaproszeniem – podjęła inicjatywę, chcąc swoim suchym tonem zatamować wylewność burmistrza. – Wspomniane sprawunki nie zajmą nam dłużej niż pół godziny, a po szybkim odświeżeniu się – tu wymownie skierowała spojrzenie na okraszony krwią i wnętrznościami duet brodaczy – od razu zawitamy do pańskich drzwi – obiecała. - Do zobaczenia! – dorzuciła, naprędce się odwracając i ruszając ku oberży. Była przeświadczona, że pozostali wybąkają własne pożegnania i ruszą za nią. Ha! Musieli! W końcu taszczyła przedmiot ich starań! |
28-05-2024, 15:37 | #88 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
29-05-2024, 13:25 | #89 |
Reputacja: 1 |
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |
30-05-2024, 11:04 | #90 |
Reputacja: 1 | Długo wędrować nie musieli. Żeby stanąć przed karczemnymi drzwiami wystarczyło opuścić świątynny ogród, a potem skręcić w prawo przy tutejszym sklepie z zaopatrzeniem. Z Dzika dawno już wywiało lokalnych moczymordów, ale karczmarz, zapewne z polecenia namiestniczki, nie zamknął przybytku. Ten stał otworem, czekając na powrót poszukiwaczy księgi. Podobnie jak ich pracodawczyni, którą mimo słabego oświetlenia w postaci garści rozmieszczonych losowo świeczek dostrzegli przy jednym ze stolików. Tym samym, który zajmowała podczas pierwszego spotkania z grupą. Mimo lekkiego zaspania i odrobiny porannego roztargnienia, Fia uśmiechnęła się widząc że wszyscy z wynajętych przez nią zakapiorów zdołali ostać się przy życiu. Zapraszającym ruchem dłoni chciała wskazać im miejsca siedzące, ale zamarła w połowie gestu.
__________________ You don't have to believe in me. Just believe in the Getter. |