Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2019, 10:10   #31
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Cała załoga rzuciła się do żagli. Rozwijając je maksymalnie. Statek przyśpieszył. Wiało z tyłu wrona delikatnie skręciła kołem sterowym statek jeszcze bardziej przyspieszył. Załoga przygotowywała się do bitwy. Wrogie okręty nie odpuszczały. Zaraan poganiał ludzi by wiązali co się da na okręcie. Balista została załadowana.

Kapitan dostrzegł jaśniejszą plamę tuż pod powierzchnią wody. Musiała być tutaj jakaś odnoga rafy.

- Wrona delikatnie łukiem na sterburtę!

Rozległy się gromkie odgłosy potwierdzeń i załoga sprawnie przygotowywała się do manewrów.

Statek opłynął rafy łagodnym ruchem. Grupa pościgowa mimo chęci nie mogła skręcić mocniej musieli powtórzyć manewr wiedźmy. Jednak teraz wypłynęli prosto w pole ostrzału Balisty.

- Gotować ogniste strzały. - zawołał bosman - Bez żagli nas nie dogonią.

- Gdyby w zad chędożony nawigator nie wywinął nam wcześniej focha i nie postanowił wysadzić siebie razem z całym cholernym zapasem mikstur, już dawno mielibyśmy z głowy tych durniów - sapnął kapitan, niezadowolony. - Balista, wyceluj i strzelaj! Bocianie gniazdo, melduj, czy mają swoje własne balisty i ilu jest na pokładzie!

Kapitan rozważał, czy nie warto byłoby zawiązać chwilowej walki wokół rafy, aby popłynąć dalej… Jednak bezpieczniejsze było odpłynięcie po oddaniu strzału z balisty. Jeśli parę razy trafią łyczków, nie będą tacy skorzy do pościgu.

Zaraan, który zamienił parę słów z Sareen podczas podróży na wyspy był pewny, iż pościg tak łatwo nie odpuści.
- Oni nie odpuszczą od tak, kapitanie. - powiedział bosman - pozbawmy żagli najszybsze statki. Jeśli reszta popłynie za nami to odciągniemy ich i zatopimy.

Pocisk z balisty pomknął w kierunku statku, Jednak przeleciał tuż nad burtą i utonął w odmętach daleko za statkiem. Z dziobu okrętu dało się słyszeć niosący się w eter huk przekleństw. Strzały łuczników odpalone pofrunęły w kierunku żagli wroga. Strzała Merii jako jedyna zawiesiła się w materiale żagla na tyle długo by materiał zajął się ogniem. Jeśli szybko go nie ugaszą. Wkrótce stracą żagle.

Przez rwetes nawoływań przebił się głos Kiry:

- Te kurwie syny płyną przez rafę. Idą na nas taranem!

Zamieszanie na statku przybrało rozmachu. Natychmiast odbili od rafy próbując uciec. Ale, żagle opadły, niewybrane wystarczająco szybko. Wiedźma zwolniła. Bosman grzmiał coś o urywaniu przyrodzenia.

Statek bryterii zbliżał się nieubłaganie. Był szybki i gnał z przerażającą wprost prędkością. Nie unikną zderzenia. Rozległ się trzask pękającej rafy, gdy Taran uderzył i rozgruchotał koralowce. Wydawało się, że wiedźma skończy swój rejs. Gdy nagle statkiem wstrząsnęło. Podniósł się do góry i opadł w akompaniamęcie trzasku łamanego drewna. Kilku marynarzy stojących na maszcie zachwiało się i runęło na pokład. Kilku stojących przy burcie runęło do wody. Bryteryjski okręt zawisł na rafie. Najprawdopodobniej ze sporą dziurą pod pokładem.
Może jednak bogowie nas nie opuścili - pomyślał kapitan. Zaalarmowany kolejnymi okrzykami natychmiast doskoczył do drugiej burty i zobaczył wyraźnie jak statek powiewający flaga Martikeinu dogania i równa się z nimi, był jakieś 70-80 metrów od nich. Była to nieduża jednostka. Miała może 20 osób załogi. Nie widział żadnych machin. Statki Bryterii również były raczej szybkie niż masywne. Wydawało się, że miały tarany umocowane tuż pod powierzchnią wody. Przy burcie wyrośli łucznicy odziani w czerń. Jak na rozkaz unieśli łuki i posłali salwę. Kapitan odruchowo skrył się za burtą. A o pokład uderzyły pociski wroga. Z dziobu uniósł się krzyk bólu. Ojo dostał w nogę. Ucierpiała jeszcze Hani i jeden z tubylców.

- Łucznicy! - zabrzmiał bosman - pokażcie im jak się strzela!
Złapał dwie pawęrze i ustawiszy je jenda koło drugiej kucnął dając ukrycie dla strzelców i jednocześnie nie wchodącc na linie strzału.

- Salwa płonących na statek Martikeinu! - zawołał kapitan. - Ładuj balistę i wycelować w Martikein. Płyniemy dalej od nich!

Byle tak dalej, pomyślał kapitan. Jeśli zdołają zaliczyć strzał z balisty, mogli bez problemu rozprawić się z pozostałymi okrętami. Mieli szczęście, że oficerowie Bryterii byli na tyle głupi, by przepłynąć przez rafę.

Łucznicy Wiedźmy natychmiast napięli łuki i posłali w stronę wroga swoją salwę. Aulies trafił swój cel w oko, Merri w pierś. Oboje spojrzeli na siebie i się uśmiechnęli do siebie. Pozostałe strzały uderzyły w burtę wrogiego okrętu.

Wrona wyrównała kurs delikatnie oddalając się od wroga, a Kira poprawiała co chwila żagle by jak najwięcej wyciągnąć z wiatru. Z marynarzy lał się pot.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 12-04-2019, 11:43   #32
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Po chwili balista była gotowa, mimo, że Ojo leżał na deskach pokładu jęcząc z bólu. Vallo przycelował i zwolnił cięciwę. Pocisk pomknął niczym strzała Wybijając dziurę w kasztelu dziobowym okrętu. Sternik przestraszył się bo szarpnął sterem. Ale natychmiast się poprawił. Jednak poza wybitą dziurą, niewiele ten strzał zdziałał. Łucznicy wiedźmy ponownie wypuścili strzały. Ale było zbyt daleko. Ale nie dla łuków odzianych w czerń przeciwników. Ich strzały pomknęły zdecydowanie pewniej. Kira, która nie wiadomo po co ponownie wspięła się na maszt. Zachwiała się i niemal runęła w dół. W ostatniej chwili złapała się masztu. A z jej uda sterczała strzała. Dwóch wioślarzy, również padło przebitych strzałami.


Sytuacja stawała się niepewna. Ojo nie doszedł do siebie przy baliście Kira odpadła przy żaglach. Caledorn doskoczył z jednej strony na drugą pomóc uszczuplonej o 2 tubylców grupie obsługujących liny. Mamba dobiegła do Ojo. Dobrze, że wzięli tych tubylców. Bez nich już teraz byłyby problemy.

Zaraan zaklął i porzucił pawęż. Doskoczył do lin, które puścili zabici tubylcy. Zaparł się stopami ciągnąc z całych sił.
- Sara, Geri - wydarł się - do żagli! Żelaźni, osłaniać balistę, żeby nam obsługi nie wystrzelali. Łucznicy, strzelać w ich strzelców.
Żal było dzieciaków, ale nic im z siedzenia pod pokładem jeśli doścignął ich Martikenczycy.

- Ładuj balistę i strzelać, celuj w burt, niech nabiorą wody - rzekł kapitan. - Uciekać dalej, strzelać defensywnie. Na bocianim gnieździe - szukaj rafy, może uda nam się ich wykiwać.

Kapitan skinął głową na rozkazy wydane przez bosmana.

- Nie wychylać się zbytnio, parę strzałów z balisty i zostawią nas w spokoju.

Kapitan, kiedy tylko uporają się z okrętem, zamierzał zawrócić i splądrować pozostałe statki - pogoń mogła mieć przy sobie złoto, zapasy lub łyczków, których można było wraz z odpowiednią sugestią przeciągania pod kilem dołączyć do załogi. Oczywiście, wyjaśniliby, jakim cudem tak szybko dogonili ich.

Statek Martikeinu przyspieszał. z każdą chwilą. Jeszcze parę chwil i ich będą ich mieli. Odetną ich od przodu i dopadną ich maruderzy. Markiteńczycy niemal szykowali się już do abordażu. Kapitan wpadł jednak na pewien pomysł. Wydał parę rozkazów i sam dopadł jednego z wioseł. Na jego rozkaz. Żagle zostały zluzowane, zaś najsilniejsi z marynarzy na jednej z burt pociągnęli mocno wiosłami wstecz, niemal je łamiąc. Statek momentalnie zwolnił i mocno skręcił. Zaskoczeni Martikeińczycy patrzyli tylko jak zdobycz wymyka im się z rąk tuż za ich rufą.
- BALISTA!!! - warknął kapitan. Cięciwa jęknęła i potężny bełt wbił się w kadłub tuż nad linią wody wybijając olbrzymią dziurę. Ten statek już ich tak łatwo nie dogoni!

Łucznicy wiedźmy również znaleźli się na dziobie.
- Tych 2 koło koła sterowego to chyba oficerowie!
- Mam ich!
- szepnęła Merri naciągając łuk i wypuszczając strzałę. Za jej przykładem cała obsada łucznicza wypuściła salwę w oficerów

Strzałą Auliesa drasnęła sternika. Jednak zdecydowanie mocniej wypuszczona strzała Merri przeszła niemal na wylot trafiając w okolicę serca. Sternik osunął się bez życia.

Również odziany w czerń łysy mężczyzna z gardłem przestrzelonym przez Galane osunął się na deski pokładu.

- Oddać salwę na pokład, załadować balistę i poprawić w burt - zakomenderował Heist. - Wypłynąć na pozycję, musimy skończyć z tymi płonącymi durniami.

Nim kapitan zdążył wykrzyczeć swoje słowa do końca na kasztelu pojawili się łucznicy, którzy niemal w biegu oddali salwę prosto w największą zbitkę ludzi ciągnących za liny, by odbić dalej od statku. Tubylec i jeden ze starych marynarzy wiedźmy padli bez życia. Geri puścił linę gdy strzała musnęła go po przedramieniu.
 
Mike jest offline  
Stary 13-04-2019, 07:53   #33
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Widzieli teraz dokładnie zbliżający się płonący okręt. Płonął już cały żagiel i załoga nie umiała go ugasić. Olinowanie zajęło się i nadpalone sznury pękły. A podmuch wiatru porwał płonący żagiel poza okrętem. Zdążył zająć się maszt i reje. a płonące liny smagały wszystko dookoła. Załoga straciła panowanie nad statkiem.

To była idealna okazja dla załogi wiedźmy. Przez głupotę lub nieporadność załóg przejęli kontrolę nad
polem bitwy.

Wiedźma zrobiła zwrot, szerokim łukiem oddalając się od statku Markiteńczyków. Wychodzac prosto na kurs okrętu Bryterii. Idioci którzy próbowali przebić tamę płynęłi wolno. Statek musiał nabierać wody. Mimo poszarpanej zalogi wiedźma mknęła przecinając fale. Bełt wskoczyl w łożę balisty. A czerwony od wysiłku rufus kończył kręcić korbą. Zdawało się, że jego opatrunki ponownie nasiąkają świeżą krwią. Ojo też był blady.

Mamba kręciła wzrokiem przy kirze, która jakoś zlazła z masztu, też z nią nie było najlepiej.

Bosman z trudem obwiązał na kołku linę. Wiedźma była twarda ale i ona zaczynała już jęczeć od trudności jakie rzucał jej los ostatnimi czasy.

Krzyki załogi i huk fal zagłuszył okrzyk kapitana.

- TERAAAAZ!

Balista jęknęła. Słychać było trzask łamanego drewna. Kto mógł doskoczył do dziobu patrząc na Bryteryjski okręt, który zaczął błyskawicznie tonąć z wielką dziurą w burcie tuż poniżej linii wody.

Przechylił się mocno na ich stronę. Załoga próbowała trzymać się czego popadło. Ale nie mieli już szans na uratowanie okrętu. Słychać było tylko błagania i płacz…

- Hm! - kapitan pogładził brodę z uznaniem, po czym podbiegł do balisty. - Ojo, Rufus, odpocznijciei. Panie bosman, Ferus, Berch, pomóżcie z balistą. Wziąć dwu łuczników, niech pomogą przy linach, nie potrzebujemy aż takiej siły ognia. Mierzymy w burt, zatopimy Martikein i później rozprawimy się z płonącymi.

Kapitan zamierzał użyć balisty - wystarczyło wytrzymać łyczków na dystans z balistą i parę dobrych strzałów. Do jednego tonącego statku wkrótce miał dołączyć kolejny. Kiedy tylko uporają się ze ścigającymi, zamierzał zwerbować paru na pracę przy żaglach pod groźbą pewnej śmierci na pełnym morzu i splądrować to, co zostało ze statku na rafie.*

- Słyszeliście kapitana, ruchy! - zawołała bosman zostawiając przywiązaną line i doskakując do balisty. Zaczął kręcić korbą - Berch podawaj bełty. Celuj kapitanie, Wrona sobie poradzi przy sterze.

Kapitan stojąc przy baliście widział wyraźnie jak załoga płonącego okrętu ma problemy z płonącym olinowaniem. Nie mogą założyć nowego żagla, a ludzie od wioseł próbują gasić maszt.

Kapitan dostrzegł, że statek Martikeinu odzyskał sterowność. Ktoś stanął u steru i żagle ponownie wypełniły się gdy statek zrobił zgrabny manewr. Bosman kręcił korbą razem z Berchem. Devyer z kapitanem ustawiali balistę pod odpowiednim kontem.

Statki zbliżały się do siebie niemal dziób w dziób. Kapitan uśmiechnął się. Celując. Nacisnał dźwignię zwalaniajacą mechanizm. Nic się nie stało nacisnął drugi raz… Mechanizm się zablokował. Devyer zanurkował i po kilku sekundach krzyknął.
- Gotowe!!

Ale było już za późno. Statek Martikeńczyków niemal równał się już z Wiedźmą. W kierunku burty wiedźmy pofrunęły haki abordażowe a zaraz za nimi salwa strzał.

Wycelowane w obsługę balisty i marynarzy przy żaglach.

Padli kolejni tubylcy w załodze wiedźmy i Galana, skierowana do pomocy przy żaglach. Przy baliście strzały minęły Bercha, ale Zarana musnęła jedna w bark. Musiała jednak trafić w jakiś nerw bo cała ręka zapiekła żywym ogniem.

Odziani w czerń Martikeńczycy stali w równym rzędzie ponownie naciągając swoje długie potężne łuki. Haki zarzucali marynarze. Wydawali się znacznie mniej zdyscyplinowani. W ich oczach czaił się strach na widok załogi wiedźmy.

Od steru statku oderwał się młodzieniec odziany w czerń i doskoczył do burty wieńczącej kasztel rufowy w dłoni trzymał już łuk a strzała trafiła na cięciwę wyćwiczonym płynnym ruchem.

Kapitan od razu go poznał… Rana go jeszcze bolała na sam jego widok.

Kapitan zaklął wyjątkowo, wyjątkowo szpetnie. Jednak statek był zaraz obok nich, a balista była naładowana. Skierował balistę, celując na maszt wrogiego statku. Jeśli tylko mógł unieruchomić tamten statek, wystarczyło odciąć haki, a tamci nie będą w stanie podążyć za nimi.

Wycelował i strzelił, krzycząc rozkazy:

- Berch, Ferus, Caeldorne. Wziąć ludzi i dać odpór na burtę, przeciąć liny na haki. Łucznicy, salwa na burt.

Wystrzeliwszy z balisty, sam zamierzał wziąć na cel młodzieńca odzianego w czerń.

Kapitan wymierzył ostrożnie przymknął jedno oko i zwolnił spust balisty. Ta jęknęła wypuszczając uwięziony bełt. Pocisk przeszył powietrze tuż nad głową marynarza próbującego dociągnąć statek Martikeńczyków do wiedźmy i uderzył z hukiem łamanego drzewa prosto w maszt. Grot rozszczepił szeroki drzewiec masztu i zaczął się w niego zagłębiać. Ciężar masztu zaczął go jednak klinować i zamiast wylecieć z drugiej strony cały potężny impet skruszył podstawę masztu niemal go wyrywając. Maszt runął w dół szarpnięty podmuchem wiatru. Uderzył w pokład, krusząc burtę i część przedniego kasztelu. W niebo uniosła się chmura drzazg, a jęczący pokład poddał się i pękł. Statek nie powrócił do pionu a wręcz pochylał się coraz bardziej. Marynarze puszczali naprężone liny, które nie zostały jeszcze przecięte. Łucznicy opuszczali łuki z trudem łapiąc równowagę. Wtedy spadła na nich salwa z wiedźmy. Wszystko poszło w rozsypkę nie dziwne więc że salwa nie sięgnęła niemal nikogo. Mimo to panika na statku Martikeńczyków rozpętała się na dobre. Ludzie skakali do wody, inni rzucali broń i podnosili ręce do góry. Wtedy dwie odziane w czerń postacie stojące z tyłu wzięły rozpęd i przesadzaiły dzielącą statki przestrzeń. Obaj opadli z łoskotem na pokład wiedźmy. Jednym z nich był młodzieniec, który jeszcze chwilę temu w bryterii posyłał strzałę za strzałą. Jego towarzysz był równie młody choć jasnowłosy


Również odziany w czerń z łukiem. Oboje unieśli swoje łuki i odrzucili je szerokim gestem unosząc ręce nad głowę.

- Poddajemy się! - krzyknął czarnowłosy - Jesteśmy cennymi jeńcami.... Ona może to potwierdzić. - opuścił jedną rękę wskazując na Meri. Która znalazła się parę kroków od nich z napiętym do granic możliwości łukiem i strzałą wycelowaną w jego twarz.

- Po co tyle zachodu sobie robiliście, przecież mogliście się od razu poddać. - powiedział Zaraan. - A powoływanie się na jej litość może nie być dobrym pomysłem. Na powróz ich wziąć czy nakarmić ryby, kapitanie?

- Jeśli są coś warci, to lepiej to pierwsze - rzekł kapitan. - Wy tam! Jeśli chcecie żyć, macie poddać się bezwarunkowo, inaczej zatopię tą cholerną krypę, a was razem z nią! Meri, o czym gada ten dureń? - zapytał Heist, mając na myśli jego słowa. - Hej, ty tam! Każ swoim ludziom się poddać, albo pójdą pod nóż!

- Tymczasem napiąć balistę, nie skończyliśmy jeszcze z płonącym statkiem. Miejcie ją w pogotowiu.

Heist wiedział, że pojmanie paru marynarzy było lepsze niż walka, szczególnie, że załoga była wyczerpana i ranna, nie mówiąc już o paru trupach, które stawały się niemalże zwyczajem przy każdej walce. Zamierzał wziąć łyczków w niewolę i pod groźbą śmierci wcielić ich w załogę Morskiej Wiedźmy, a pozostałych odsprzedać z czasem w niewolę. Zamierzał wzbogacić się na tym pościgu i sprawić, że gildia pożałuje, że posłała na niego zbirów.

- Załoga, związać więźniów, przepatruj, czy jaki statek nie nadpływa. Brać w niewolę, jak kto się wyrywa, obciąć uszy albo głowę. Szukać żarcia, wody, pomarańczy i błyskotek, uwinąć się prędko, bo mamy jeszcze parę innych statków do obrobienia.

Zaraan podszedł do obu jeńców i kopnięciem odsunął łuki. Z bronią w ręku przeszukał obu i zabraną broń wbił w pokład poza ich zasięgiem. Kołczany także odrzucił na bok, koło łuków. Potem zrobił miejsce Staremu by przywiązał ich do masztu.

Załoga błyskawicznie się uwinęła. Dzikus paplając coś w swoim języku podszedł do jeńców wyciągnął nie wiadomo skąd zmumifikowaną głowę i patrząc blondynowi prosto w twarz nawytykał ostro, plując przy tym na siebie i wszystko dookoła!. Dopiero zgromiony wzrokiem bosmana zatargał i przywiązał obu do masztu plecami do siebie.

Nie mieli przy sobie wiele. Większość dóbr pozostała na statku, który szybko tonął.

Meri długo do nich mierzyła nim opuściła łuk. Spuszczając wzrok.

- To Martikeinczycy. Ten blondyn to Raphael a szatyn to Victorio. Raphael jest młodszyn synem Króla Martikeinu i 2 w kolejce do tronu. Victorio to jego brat krwi i … - dodała po chwili z głosem pełnym odrazy - mój narzeczony. Za obu dostaniesz… Dostaniemy… - poprawiła zmieniając ton i uśmiechając się okrutnie do bruneta - Tak Dostaniemy solidny okup.

- Meri! To nie tak! Pozwól mi wyja…. - Sapnął oburzony Victorio!

- Milcz! Jesteś w niewoli i jesteś ostatnią osobą na tym pokładzie, która ma coś do gadania!! Jeszcze słowo a poproszę mojego przyjaciela - wskazała na Dzikusa który dalej gadał po swojemu patrząc z wyrzutem na odzianych w czerń jeńców - Żeby obciął wam głowy i je zmniejszył! - Odwróciłą się i odeszła na dziub okrętu. Brunet patrzył na nią przepełniony smutkiem i rezygnacją.

- Kapitanie! - odezwał się blondyn - Mam dla Pana pewną propozycję, która może okazać się intratna. Nawet bardziej aniżeli wzięcie za nas okupu. Jednak wolałbym by ten fakt był poruszany nie przy wszystkich obecnych.

Statek Martikeinu w połowie był już pod wodą. Większość załogi z trudem utrzymywała się na wodzie. Wiedźma odpłynęła nie niepokojona. Nikt poza tą szaloną dwójką nie próbował się dostać na pokład.

- Pogadamy o interesach później - uciął Heist. - Balista, ładuj! Mierzyć w burt, zatapiamy durniów! A wy, dranie - wskazał brodą we związanych - Gadać, skąd wiedzieliście, dokąd płyniemy i dlaczego tutaj tak szybko przybyliście.

- Słyszeliście kapitana, do roboty! - wrzasnął Zaraan - Tylko nie zabijać wszystkich, kto przeżyje nada się nam do wioseł.
Sam stanął niedaleko jeńców i kapitana by w razie czego słyszeć co będzie mówione.

- Właśnie to jest takie cenne kapitanie. To niemal bezcenna wiedza, ale wolałbym to omówić w 4 oczy. - W oczach blondyna nie widać było strachu, tylko spokój i determinację.
- Raphael! Nie! - Krzyknął obruszony szatyn - Nie wolno zdradzać tajemnic… - zmierzył kapitana wzrokiem od stóp do głów - ...niewiernemu. Raph bracie… Nie warto, nawet jeśli o to cię poprosiłem… Teraz wiem, że to jest BŁĄD!
- Ty bądź cicho! Słowo się rzekło. Obiecałem ci na krew i Ja!… Słowa!… Dotrzymuję! - podniósł wzrok i spojrzał w bok na swój statek, który już niemal cały zanurzył się w odmętach.

- Balista gotowa - Rozległ się głos Vallo z przodu.
- TERAZ - rozkazał Kapitan i bełt pofrunął do przodu wgryzając się w burtę płonącego statku. Ten zaczął powoli nabierać wody. Jego załoga zorientowała się, że nie ma szans. Zaczęła powoli opuszczać szalupę. Inni skakali bezpośrednio do wody. Nie minie parę minut a statek pochłonie woda. NIc już nie zagrażało wiedźmie!

- Wyłówcie kilku silnych chłopów, do wioseł się nadadzą. A i na sprzedarz może coś będzie. - powiedział bosman do załogi. - A może i który nada się do załogi, wyłówcie kogo sią da. kapitan zdecyduje co zrobić z nadmiarem.

- Zaiste – zgodził się kapitan. - Kurs na statek, wyłowić z parunastu chłopa z wody, resztę zostawić na morzu. Na tych, co zostaną, łuczniczki mogą poćwiczyć cel, ale oszczędnie, szkoda strzał – stwierdził. - Trupy można wyłowić do kuchni. A i bądźcie rozważni, może kto z topielców się na mapach zna, przydałby się. Oczywiście w postaci żywej.

Po czym zwrócił się do związanych:

- Panie Er – zwrócił się do Raphaela. - Nie mam tajemnic przed swoimi oficerami, więc jeśli byś tą swoją rzecz powiedział mi, to tak, jakbyś powiedział nam wszystkim. Racz także zważyć także na to, że od mojego słowa zależy, czy zostajesz na pokładzie, czy idziesz na dno. Jeśli masz jakieś sekrety, gadaj o nich, a jeśli zależy ci na tym, żeby mi to rzec w kajucie, to do kajuty twoją szacowną personę przemieszczę – Heist uśmiechnął się z przekąsem. - Ponoć żeś dobrego urodzenia, tedy wolałbym, żeby ta twoja historyjka była naprawdę coś warta – rzekł, przypominając sobie historię mnicha. - Inaczej odbieramy nagrodę u króla i rozstajemy się z twoją dobrze urodzoną dupką, wasza wysokość.

Heist ściągnął teatralnie kapelusz z głowy i skłonił się z kpiącym uśmiechem.

- Potrzebujemy wkrótce odcyfrować mapy, które zostawił po sobie nawigator – rzekł do Wrony i bosmana, poważniejąc. - Wybrałbym się do Gis, ale przedtem chciałbym oddać tych dwóch łyczków przed oblicze monarchy. Ani chybi, papa zapłaci dobrą cenę za swoich chłopców, jeśli nie chce, bym sprzedał ich do bordelu. Zaaranżujemy spotkanie z wysłannikami – rzekł. - Nie wierzę, żeby chłopak miał coś do powiedzenia, pewnie plecie, by dupę ocalić.

- Posłuchajmy co ma do powiedzenia, kapitanie - rzekł Zaraan. - Wszak powiedział, że możemy wziąć okup. Po co miałby kręcić? Ściga nas sporo potężnych ludzi, warto by się o nich wywiedzieć więcej. Mędrcy wszak gadają, że wiedza to oręż równy dobrze naostrzonemu mieczowi.

- Możemy go przepytać - machnął w końcu ręką Heist. - Ale nie liczę na nic.

Raphael spojrzał jeszcze raz na swój statek, który pogrążył się już całkiem w morskich odmętach. Zwiesił głowę i powiedział przyciszonym głosem tak by słyszał go kapitan i bosman.

- Mój lud nauczył się w jaki sposób można spętać demony wiatru. Mozna użyć tej mocy by prowadziłą statki. Kontrola demona to sekretna sztuka, której uczy się niewielu. Nazywają nas bractwem kryształów. - Chłopak podniósł wzrok i spojrzał w oczy kapitana i bez najmniejszego strachu lub zwątpienia - Nauczę cię tej sztuki, co stanowić będzie złamanie wszelkich praw mojego ludu. Jednak ty będziesz musiał zadbać oto by Ta dziewczyna - wskazał brodą Merri, która stała przy burcie mierząc z łuku do wyławianych marynarzy. Odeszła z nami z własnej woli. Brat mojej krwi kocha ją i umarłby dla niej. Ja jestem winny mu własne życie, więc muszę oddać za nią własne. Co też właśnie czynię. - Jego brat krwi zaczął sie rzucać w więzach próbując bezskutecznie kopnąć Raphaela.
- Nic mu nie mów… Kurwa… Na bogów!! Raph!!!
Nie zważając na nic blondyn kontynuował
- Staniesz się najszybszym piratem na całym morzu grozy. Twoje okręty będą postrachem świata. Mój lud od wielu lat strzeże pilnie tego sekretu używając go rzadko, zbyt rzadko. Ma ku temu swoje powody. Jednak ciebie one nie będą dotyczyć. Pomyśl kapitanie, nad taką potęgą!...
- NIE!!! - krzyknął Victorio i oswobodziwszy nieco nogę kopnął swojego brata krwi. Ten tylko się skrzywił po czym dodał.
- Mówiąc ci to zdradziłem mój lud. Więc ja i mój brat krwi staliśmy się banitami. Mój ojciec nie zapłaci ci za nas złamanego grosza. Mało z tego jeśli ktoś dowie się o czym rozmawialiśmy - powiedział to już znacznie głośniej, choć rozmowa i tak skupiała na sobie uszy większości załogi - wasza załoga stanie się największym wrogiem Marikeinu. - Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.

- Miałeś rację kapitanie, powinniśmy ich zabić od razu - powiedział spokojnie Zaraan - Chyba, że wytniemy im języki by nie mogli powiedzieć co zdradzili - zastanowił się dalej bosman. - A potem ich sprzedamy jego ojcu.

- Być może – rzekł kapitan, rozważając beznamiętnie słowa młodzieńca. - Nie potrafisz udowodnić tego, że twoje słowa są prawdziwe – dodał. - No chyba, że potrafisz zakląć wiatr, jak ten dureń, którego trup dynda tam na górze – kapitan wskazał brodą pozostałości zwłok nawigatora. - Jeśli udowodnisz mi, że potrafisz zakląć wiatr i rzekniesz mi no, jak działa ta twoja magia, pomyślę nad tym, czy przydasz mi się na coś. Nie boję się Martikeinu, a o rzeczy nie słyszał nikt więcej niż ci na pokładzie.

Spojrzał na Meri.

- Poza tym, jak u diabła miałbym przekonać do ciebie serce kobiety, które jest tak niestałe, niczym samo morze? - zapytał. - Meri zapewne ma powody, by ci nie ufać. To dobra łuczniczka…

- Radzę być przekonującym, chłopcze. Stąpacie po cienkim lodzie.

Heist czekał na odpowiedź młodzieńca, ale był prawie pewien, że ostatecznie sprzeda tych dwóch za dobry grosz u monarchy. Ostatecznie, wieści rozniosłyby się tak czy inaczej, ale przecież można było na tym wszystkim jakoś zarobić…

- Uwierz mi kapitanie bractwo będzie wiedzieć… - zamilkł, a milczenie było bardziej niż wymowne. - by zakląć wiatr trzeba mieć specjalny ołtarz z kryształem. Mój zatonął razem z okrętem, który zatopiliście.

Bosman nagle zrozumiał czemu ten blondas co chwilę zerkał na tonący okręt specjalnie czekał by zatonął zanim zaczął mówić.

- Kryształ można zdobyć tylko od kogoś z bractwa w Martikeinie. Możemy zapolować, na któryś z królewskich okrętów. Są one jednak naprawdę dobrze uzbrojone i chronione. Możemy udać się w głąb Martikeinu co osobiście doradzam. Tam łatwiej o niekompetentnych członków bractwa. Jeśli zdobędziemy kryształ zbudujemy ołtarz i nauczymy cię korzystać z jego mocy. Co do zapłaty za tak cenny dar. To cena nie jest wygórowana kapitanie. Odrobina dobrej woli z Pana strony. Wcielić nas do załogi odpowiednio pokierować wydarzeniami. - dodał konspiracyjnym szeptem - powinno wszystko się udać wystarczy poczekać.

- Sam nie wiem - kapitan westchnął zirytowany w stronę bosmana. - Dzieciak może mówi prawdę, ale rzecz będzie kłopotliwa. Nie jestem cholernym swatem i wyprawa na statki Martikeinu jest niebezpieczna, ale kryształy brzmią dobrze. Zbyt dobrze… - rzekł. - Być może to naprawdę dlatego nas dogonili.

Wzruszył ramionami.

- Pewnie i tak - przytaknął bosman - ale cyrki z tymi ołatarzykami to mi czarodziejstwem panchną. A od czarodziejstwa do szaleństwa tylko krok - zerknął na wiszaca na maszcie truchło.

- Nie jestem pewien - rzekł w końcu kapitan, kręcąc wąsem. - Dużo żądasz jak na kogoś, kto siedzi związany… Zostań na razie w linach.


 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 17-04-2019 o 06:01.
Santorine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172