Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-06-2023, 20:28   #41
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Eitriego ucieszyło, że ich szefowa postanowiła posłuchać rozumu, jeżeli chodziło o misję ratunkową. Nieznany teren bagnisty, w którym czai się grupa "tutejszych" domaga się bardziej rozwagi niż odwagi.

***

Co on sobie kurna myślał?
Bagno głębokie gdzieniegdzie do pasa długonogom spokojnie mogło muskać krasnoluda po gardle. Klął cicho pod nosem za każdym razem kiedy kiedy zaczął się zanurzać bardziej i bardziej w błocie. Parł jednak dzielnie do przodu, bardziej najwyraźniej martwiąc się, że coś zostawi w bajorze, albo, żę brudna woda uszkodzi jego zbroję.
Cieszyłą go przezorność, że pozostawił muszkiet na wozie. W tej mgle nie przydałby się tak bardzo, do tego wilgoć bagna mogłaby zwilżyć proch. Poprawił chwyt na młocie, nie mogąc się szczerze doczekać w końcu tej bitki. Nigdy nie lubił skradanek i podchodów… za bardzo śmierdziało mu to szczurami… Wolał otwartą walkę gdzie mógłby zmiażdżyć komuś łeb.
Zatrzymał się, widząc znak od stefana. Tak jak sądził, śmierdziało mu szczurami. Rozejrzał się widząc kozaków ustawiających się za halabardnikami, stanął obok chłopaków z bronią drzewcową.
- Niskim, ale jednego zatrzymam. - zapewnił kolegów.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-06-2023, 03:17   #42
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 06 - 2521.04.23; wlt; południe

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Wyprawa ścieżką (wszyscy oprócz Tobiasa)


Zrobiło się zamieszanie. Trudno nawet powiedzieć jak to się zaczęło. Zwłaszcza jak w tej cholernej mgle było widać coś wyraźnie na parę kroków i coś tam majaczyło rozmywając się coraz bardziej na kilka dalszych. Chyba jednak wszyscy usłyszeli krótkie, ostre gwizdnięcie. Ale chyba tylko ci ze środka kolumny co widzieli Gottharta mogli zorientować się kto to gwizdał. Więc Eitri czy Duivel mógł ale już któryś ze Stefanów na czujce nie bardzo. To zdeprymowało Kolesnikowa bo wydawało się, że coś tam za ich plecami się dzieje. Jakiś ruch, jakieś przetasowania ale nie bardzo wiadomo było co. A jeszcze ostlandzki Stefan zdecydował się pójść sprawdzić te podejrzane dźwięki tam z przodu. Bo może to był ktoś ze swoich?

~ Uważaj na siebie. ~ pożegnał go jego hochlandzki imiennik ale został na miejscu. Zaś Ostlandczyk ostrożnie szedł krok za krokiem. Ale słyszał, że tam za nim, nawet za pozostawionym z tyłu Stefanem są jakieś przetasowania. Co niezbyt pomagało zlokalizować te dźwięki jakie usłyszał. Słyszał je jeszcze? Nie był pewny. Tamci z przodu zamarli czy co? Też nasłuchiwali? Wykryli go? Nie był pewien. Ktoś z tyłu krzyknął coś ale zrozumiał tylko końcówkę. “Tam!”. Nie usłyszał reszty. Tymczasem nerwowość w centrum kolumny narastała.

- Co się tu dzieje? - tymczasem w centrum kolumny Petra widząc jakieś nieplanowane, samowolne zamieszanie zapytała obu dowódców o powód.

- Gotthart mówi, że ktoś nas podchodzi. - odparł szybko i prosto Meister. Sam nie miał miejsca na jakieś manewry. Więc wezwał swoich ludzi aby ustawili się plecami do siebie szykując się do odparcia wrogiej szarży. Zawodowi żołnierze prędko i sprawnie wykonali rozkaz. Ściskali swoje halabardy i wpatrywali się we mgłę.

- Róbcie to samo! Plecami do siebie! - Petra też wydawała się zdenerwowana ale ponagliła myśliwych Kolesnikowa do podobnego manewru. Ci nie ustawiali się tak sprawnie jak wojacy Meistera ale ustawili się mniej więcej jak kazała szefowa. W dość koślawą linię ale mniej więcej było to tak aby strzały na cięciwach celowały gdzieś w mgłę.

I tamci chyba zorientowali się po tym wszystkim, że zostali wykryci. Albo po prostu uznali, “że to już”. Bo rozległ się róg bojowy wzywający na łowy. Całkiem blisko ale nadal skryty we mgle. Ludzie rozejrzeli się nerwowo ale już nie mieli czasu na nic. Pierwsze oszczepy, strzały z łuków i pociski proc poszybowały w ich kierunku.

- Strzelają do nas! - krzyknął któryś z halabardników.

- Tarcze! Zasłaniać się! Trzymać linię! - krzyczał ich sierżant nie tracąc głowy ani spokoju. Ale poza nimi niewielu miało tarcze aby się czymś zasłonić a na tej błotnistej ścieżce z naturalnymi osłonami było kiepsko. Większość pocisków pudłowała. Trafiały w wodę, w ziemię, w błoto, przelatywały nad kolumną i spadały po drugiej stronie lub znikały gdzieś we mgle. Ale nie wszystkie. Niektóre trafiały w nastawione tarcze halabardników albo w któryś żołnierzy. Oberwał któryś z Kozaków, złapał się za trafiony bark. Prawie od razu dostał też ciśniętym z procy kamieniem. Halabardnik krzyknął ugodzony w goleń. Jedna ze strzał trafiła też Gottharta. Zabolało! A pocisk wbił się solidnie chociaż nie zdołał ugodzić wrażych organów. Podobnie oberwał Stefan. Nie miał pojęcia czy go namierzono czy dostał przypadkowym kamieniem jaki boleśnie trzasnął go w żebro. Ale oberwał. Na moment pociemniało mu w oczach ale przeszło. Bolało ale dało się wytrzymać.

- Jesteśmy okrążeni! Strzelają ze wszystkich stron! - krzyknął któryś z myśliwych Stefana. Wydawał się być porządnie przestraszony. Ale nie tylko on zorientował się, że pociski padają ze wszystkich stron. Chociaż niezbyt liczne. To na pewno nie była cała kompania strzelców. Wtedy pocisków byłoby o cały rząd wielkości więcej.

- Strzelajcie! Do cholery, strzelajcie! - krzyknęła Petra jaką pierwsza fala zaskakującego ostrzału nieco zdezorientowała. Ale kolejne trafienia i okrzyki bólu zmobilizowały ją do działania. Ujęła swoją kuszę i zaczęła nią wodzić przed sobą. Wciąż jednak było widać bagno rozpływające się stopniowo we mgle. I nadlatujące z niej strzały, oszczepy, toporki i kamienie z proc.

- Do kogo?! Nikogo nie widać?! Jak oni nas widzą?! - zawołał któryś ze strzelców wodząc bezradnie łukiem ale nie widząc nic do czego można by wypuścić strzałę.

- To strzelajcie na słuch! Albo do wszystkiego co się rusza! Odstraszcie ich! - odkrzyknęła mu szefowa w skórzanych spodniach. Sama nadal wodziła kuszą ale chyba wahała się czy jest coś do czego warto by wypuścić bełta. W pewnym momencie pociągnęła za orzech. Napięta dotąd cięciwa świsnęła i bełt popędził gdzieś w mgłę. Zaraz potem dało się słyszeć ni to zwierzęcy ni ludzki okrzyk bólu.

- Widzicie!? Da się ich trafić! Strzelać! Strzelać do cholery bo nas tu wystrzelają jak kaczki! - krzyknęła niebieskowłosa opierając stopkę kuszy o ubłocony but i ponownie napinając cięciwę.

Ten przykład podziałał na Hochlandczyków. Próbowali postąpić podobnie. Wycelowali swoje łuki i gdy tylko wydawało im się, że coś widzą, słyszą ruch w tej cholernej mgle to puszczali cięciwę. W większości wypadków nie było znać aby to przyniosło jakiś skutek. Ale co jakiś czas z tej mgły słychać było jakieś jęki albo okrzyki bólu. Petra przeładowała kuszę, wycelowała przez chwilę i gdy uznała, że ma cel strzeliła ponownie. Tym razem jednak jak kogoś trafiła to nie dał tego jej o tym poznać. Strzały, oszczepy i kamienie nadal jednak nadlatywały z każdego kierunku bagna. Znów oberwali Kozacy i Halabardnicy. Dostał nawet sam Meister. Ale na jego szczęście strzała co prawda wbiła się w jego kolczugę ale pod ostrym kątem i osłabiona zderzeniem z metalowymi kółeczkami utknęła w przeszywalnicy pod spodem.

- Widzicie?! To kmioty! Damy im radę! - krzyknął sierżant halabardników łamiąc tą strzałę i unosząc ją w górę aby pokazać swoim ludziom i najbliższym sąsiadom. Jednak on i jego ludzie mogli być w tym mglistym, pojedynku strzeleckim tylko mało ruchomymi celami i nie mogli się w niego włączyć.

Eitri i Duivel wylądowali gdzieś w środku kolumny. Na razie wojenne szczęście im sprzyjało bo nic ich nie trafiło. I byli świadkami tej walki strzeleckiej. Bo przeciwnik coś póki co nie kwapił się do szarży na unieruchomioną kolumnę. Widzieli jak Gieorgij stara się utrzymać szyk i dodać otuchy swoim halabardnikom. Jak Petra ponownie schyla się aby napiąć swoją kuszę. I jeszcze trochę myśliwych jacy stając co chwila któryś wypuszczał strzałę gdzieś w mgłę. Czasem jednak i im zdawało się, że coś w tej mgle majaczy albo słychać jakieś mlaszczące w błocie kroki.

Gotthart co prawda oberwał ale niezbyt poważnie. Wciąż był pośród swoich Kozaków po sąsiedzku z halabardnikami. Aleksiej ani reszta nie meldowali aby coś próbowało ich podejść. Niezbyt też widać było na tyle aby było do kogo strzelać. Zwłaszcza, że odkąd padły pierwsze strzały zrobił się niezły harmider. Co chwila ktoś coś krzyczał, że kogoś widzi albo, że “tam są” czy wrzeszczal jak oberwał czymś “od tamtych”. Petra kazała strzelać na słuch albo do tego co się dojrzy w tej mgle. Zwykle nie było nic widać co by można zweryfikować jako przeciwników. Ale od czasu do czasu wydawało mu się, że coś tam ledwo majaczy mu we mgle albo juz mu się mieniło w oczach.

Stefan zaś utknął od początku walki. Wysforował się w pojedynkę naprzód gdy zaczął się ostrzał. Nie miał pojęcia czy to dlatego, że go ktoś z tamtych dostrzegł czy to coś tam przy reszcie kolumny. Grunt, że został chwilowo sam. Jak się odwracał do tyłu to nawet Kolesnikova nie widział.

- Stefan! Wracaj! Wracaj do cholery bo cię capnął albo zabiją! - usłyszał w końcu głos herszta bandy Hochandczyków. Gdzieś tam pewnie był tam gdzie go zostawił i musiał być nieźle zdenerwowany sądząc po głosie.




Wyprawa łodziami (Tobias)



Nim przyszła krótkoostrzyżona na chłopczycę Theiss a potem reszta jej oddziału Tobias miał okazję przyjrzeć się truchłu zwierzoczłowieka. Doszedł do wniosku, że tutaj skipiał. Widział po sporej plamie już mocno podeschniętej krwi na jakiej już żerowały trupożerne muchy. I śladach agonalnych ruchów kopyt i palców na błocie. To tak, tutaj kopytny musiał dokonać żywota. Ale nie tutaj oberwał. Krwawy ślad dostrzegł w soczystej chociaż jakiejś szarej trawie. Ciągnął się tam dalej aż znikał we mgle. W kierunku gdzie sternicy mówili, że miały być te budynki zatopionej w bagnie farmy. Gdzieś tam ktoś mu wrażył ten ciężki bełt w trzewia tak bardzo, że pocisk przebił go na wylot i w końcu utrupił. Nawet jeśli nie od razu.

I właśnie gdzieś z tamtąd usłyszał te podejrzane dźwięki jakby ktoś tam się skradał w tej mgle. Jak je przekazał Theiss ta upewniła się jaki kierunek pokazuje. Ta chwilę zastanawiała się. Ale chwilę. Dala mu znak aby poczekał. A potem gestem kazała swoim ludziom wyrównać. Ustawili się mniej więcej w przyklęknięty szereg. Ale mało zwarty. Jak na ucho Thobiasa to nie było zbyt dyskretne ale widział, że starają się tak to właśnie zrobić. Od razu widać było, że nie są ani rangerami, ani tropicielami, myśliwymi czy choćby łotrzykami. Te wszystkie ćwieki, kolczugi, brygantyny, tarcze, torby klekotały przy każdym ruchu. Nawet niezbyt głośno. Ale jak było ich prawie dwie dziesiątki to jednak robił się z tego pewien szum które wprawne ucho mogło wychwycić. Tylko nie wiedział jeszcze jak wprawne ucho ma druga strona. Wtedy Theiss dała mu znak aby rzucił te kamienie. Więc rzucił.

Widział jak poszybowały łukiem ale szybko rozmyły się we mgle. Po chwili upadły gdzieś tam dalej. I nic się nie działo. Theiss i jej wojacy klęczeli i wpatrywali się intensywnie we mgłę, trawę, te bliższe widoczne kawałki płotów i krzaków. Blondynka spojrzała na niego pytająco jakby szukała u niego porady. W końcu o ile ona i jej ludzie znali się na szermierce i bezpośrednich starciach to właśnie Thobias był ich jedynym, profesjonalnym zwiadowcą.

Wtedy jednak uwagę przykuły odgłosy. Najpierw zawył róg myśliwski. A potem zaczął się zgiełk. Zgiełk walki. Stukot broni, jakieś okrzyki. Ale to wszystko nieco wytłumione przez mgłę i odległość. Na pewno nie byli “tuż za rogiem”. Theiss otworzyła usta aby coś powiedzieć ale w tym momencie z przeciwka dał się słyszeć jakiś szmer. I zaraz potem nadleciały ku nim strzały, oszczepy i pociski z proc. W zdecydowanej większości trafiły nieszkodliwie w trawę, w ziemię, w błoto czy kałuże. Ale nie wszystkie. Kilka stuknęło o zastawione tarcze szermierzy którzy dzięki wcześniejszemu poleceniu zdołali ustawić się mniej więcej frontem do osi ataku. Rozległy się pierwsze okrzyki zaskoczenia. Któryś z mieczników oberwał w ramię ale widocznie nie zrobiło to na nim wrażenia. Albo kolczuga go osłniła albo rana nie była zbyt głęboka.

- Szereg! Ustawić się w szereg! - krzyknęła blondynka widząc, że czas na podchody i finezję się skończył. Jej ludzie poderwali się z przyklęku i sprawnie ustawili rządaną formację. Kolejne strzały miały teraz utrudnione zadanie gdy rząd tarcz w sporej mierze zasłaniał swoich właścicieli. Ale miecznicy nie mogli odpowiedzieć ogniem. Ich jedynym strzelcem był Thobias.

- Za mną! Rozwalimy tych brudasów! - krzyknęła sierżant wznosząc miecz do góry. - Za Sigmara i Imperatora! Za mną! - krzyknęła wskazując kierunek jaki wcześniej pokazał jej Thobias. A i właśnie stąd zdawały się nadlatywać pociski. Miecznicy ruszyli w tą mgłę do szarży i przez chwilę nadal nadlatywały pociski ale ich miotacze i strzelcy nie mogli być jakoś daleko. Już po chwili napastnicy dojrzeli majaczące we mgle coraz wyraźniejsze sylwetki kozłonogich. Ci pośpiesznie tchórzliwie zrejterowali ale przez to ostrzał ustał. Rozpędzeni miecznicy jednak niespodziewanie dostali się pod ostrzał drugiej grupy jaka do tej pory była ukryta w krzakach i teraz strzelała im z flanki. Zaskoczeni żołnierze zwolnili bieg, zrobiło się zamieszanie gdy początkowych przeciwników zrobiło się więcej niż z początku to wyglądało. No i trzeba było albo ścigać tych pierwszych albo przeformować się i uderzyć na tych z flanki.


---


Mecha 06



Trafienia zwierzoludzi (kto oberwał)



Szanse trafienia ostrzałem

HQ = Petra + 5 BG + 2 sierżantów = 8 osób (01 - 16)
01 - 02 Petra
03 - 04 Gotthart 1-2 * /
05 - 06 Stefan 1-2 *
07 - 08 Duivel
09 - 10 Eitri
11 - 12 Alezzia
13 - 14 Kolesnikov
15 - 16 Meister 3-4 *
Tileańczycy = 2 osoby (17 - 20) 3-4 *
Przewodnicy = 3 osoby (21 - 26)
Kozacy = 10 osób = 22% (27 - 46) 1-2** / 3-4 **
Myśliwi = 10 osób = 22% (47 - 66) 1-2*
Halabardnicy = 17 osób = (67 - 00) 1-2* / 3-4 ****

Razem = 8+2+3+10+10+17=50 osób czyli 2% na głowę

te gwiazdki to ilość trafień, niektóre udało się wybronić rzutem na OP
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2023, 10:14   #43
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)

Wyprawa ścieżką


Elf był zawiedziony, że zostali tak łatwo otoczeni i napadnięci, ale jeszcze bardziej nie mógł sobie wybaczyć, że nie wychwycił zagrożenia wcześniej. Stojąc plecami do krasnoluda szepnął do niego
-Mości Krasnoludzie, przydałaby się teraz Twoja pukawka... Jak wystrzelę strzały to udam się dalej aby uniknąć odwetu. Powodzenia i udanych łowów...- po czym naprężył cięciwę, skupił się mocno i wystrzelił w stronę przeciwnika (przynajmniej tam gdzie zdawało mu się, że są zwierzoludzie).
Po wystrzeleniu strzał, chciał zwrócić się do Petry, więc spojrzał w kierunku z którego ostatnio słyszał jej głos i wykrzyczał z cały sił, aby szefowa go usłyszała
-Petro Droga!! dajmy znać Theiss i Tobiasowi gdzie jesteśmy! niech ktoś do nich krzyknie, albo może ktoś z nas ma róg?!?! To niech dmuchnie z całych sił, aby ogłosić, że i my ruszamy na łowy!!!!! Alezzia niech krzyczy do Tileańskich kuszników, że przyszły posiłki!!! Może odpowiedzą i będziemy wiedzieć gdzie są! Musimy też znaleźć większy połać lądu niż ta ścieżka!!! Bo co tu nam po halabardnikach i miecznikach?!?!- po wykrzyczeniu tych słów poszedł dalej w stronę w którą wędrowała wcześniej grupa, ale powoli i unikając głębszej części bagna. Wciąż się rozglądał i nasłuchiwał za zagrożeniem, aby być gotowy na ewentualny atak ze strony zwierzoludzi i wykonanie uniku.
 

Ostatnio edytowane przez Cioldan : 20-06-2023 o 20:10.
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-06-2023, 20:48   #44
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
- Osłona, kurwa, osłona - zawył Gotthard i chwilę później strzała wypuszczona z gęstej mgły rozerwała spoiwa jego kolczugi i wbiła mu się w ramię. To go trochę otrzeźwiło. Warknął wściekły rozglądając się za jakimś drzewem, kępką trawy, wzniesieniem, za którym mógłby się schować. Pech chciał, że otaczające ich bagnisko absulutnie nie dawało żadnego schronienia. - Strielajte jak ich uslyszu - krzyknął do swoich kozaków. Sam też starał się skorzystać ze swojego nadwyraz wyczulonego zmysłu słuchu, przycelował i posłał serię strzał we mgłę tam gdzie wydawało mu się, że znajduje się wróg. Uznał że to bez sensu, więc krzyknął, kierując swoje słowa Petry i do Meistera, dowódcy halabardników. - Jebać to, do ataku, bo jak kurwa będziemy tak stali to wystrzelają nas jak kaczki.
 
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-06-2023, 20:12   #45
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
- Za mną!Za Sigmara! - rozbrzmiewały krzyki Theiss w głowie Tobiasa. Przepuścił mieczników przodem, a kiedy ostatni wyprzedzili go ruszył z pochyloną głową rozglądając się za tymi przeklętymi chatami. Nagła ucieczka zwierzoludzi i ostrzał z flanki - Wciągają nas w zasadzkę - oczywiście - skarcił się w myślach z niedomyślenie się.
-Sierżancie! Musimy dostać się w pobliże domostw! - krzyknął zdając sobie sprawę że w tym zgiełku panna Theiss może nie usłyszeć.
Nałożył strzałę na cięciwę i posłał trzy w kierunku skąd oddział mieczników był ostrzeliwany, prąc cały czas za miecznikami.
-Mam nadzieję że duga grupa radzi sobie lepiej - pomyślał śląc trzecią strzałę.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-06-2023, 10:26   #46
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Stefan powoli przemieszczał się do przodu z Azurem przy nodze, grając w zbyt dobrze znaną grę polegająca na wykryciu "tamtych" podczas gdy samemu pozostawało się niezauważonym. Miał cały czas nadzieje, że przed nimi znajduje się Tobias Walder i Renia Theiss wraz ze swoimi miecznikami ale to nie zwalniało go z czujności. Odgłosy zamieszania zza pleców specjalnie go nie ucieszyły ale z drugiej strony jeśli przed mini są ich ludzie to powinni się zorientować, że mają do czynienia z ludźmi a nie kozami po wydawanych odgłosach i... Odgłos rogu wzywający na polowanie zamroził go w miejscu. Zbyt dobrze znał to wezwanie do łowów ze strony zwierzoludzi i szanse na to, że przednim są przyjaciele bardzo spadły. Ale to nic nie zmieniało, nadal szedł do przodu na ugiętych nogach jeszcze bardziej pochylając się i zasłaniając tarczą przed ewentualnym ostrzał. Po chwili zobaczył przelatująca
jakiś metr od niego strzałę.
- NO TO ZACZEŁO SIĘ! -Pomyślał gorączkowo jednocześnie zwracając swoją tarcze w kierunku z którego przeleciała strzała i starając się nasłuchiwać... .

Uderzenie i ból spowodowały, że padł na kolana tracąc oddech. Na szczęście udało mu się nie zacząć krzyczeć z bólu po tym jak został trafiony, a jedynie zakląć Prawie bezgłośnie pod nosem. Instynktownie starał się zasłonić tarczą jak najlepiej potrafił, udało mu się także szybko złapać za obroże Azura i przycisnąć go do ziemi aby ten był zarówno mniejszym celem, jak i przede wszystkim aby samemu nie pognał w mgłę zagryźć napastnika. Ostlandczyk stracił kilka sekund na odzyskanie oddechu po czym gdy przekonał się że nie ma między żebrami wystającej strzały a w jego kierunku nie lecą kolejne pociski ani nie nacierają wrogowie ruszył przed siebie dalej ponownie nasłuchując. Musiał znaleźć wroga i ocenić z kim mają do czynnienia...no i odpłacić draniom po dziesięciokroć!
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2023, 22:48   #47
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Eitri westchnął. Oczywiście, że zasadzka. Nigdy nie wchodzisz na wrogi teren i spodziewasz się, że masz przewagę. Kiedy przeleciała pierwsza strzała, uniósł tarczę. Musiał przyznać elfowi rację, w tej chwili przydałby się jego muszkiet. Sęk w tym, że w tej mgle nic nie widział, więc strzelałby na oślep i nasłuchiwał czy coś trafił.

Cała sytuacja jednak zaczynała go irytować. Stali bez czynnie kiedy łucznicy wymieniali się strzałami.
- Na brodę Grimnira, nie możemy tu tak stać jak słupy! Niech ktoś wyda rozkaz ataku! - krasnolud zaczynał się martwić, że to co teraz przeżywają to zwykłe zmiękczanie ofiary - Skurczybyki chcą nas wykrwawić i dobić. - mruknął do siebie, ale nie ruszał się z kolumny. Miast tego zaczął się rozglądać za kierunkiem, z którego nadchodzą strzały i spróbował ustawić się w jego stronę. Najpewniej stamtąd nadciągnie szarża zwierzoludzi.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2023, 23:22   #48
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 07 - 2521.04.23; wlt; południe

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Grupa von Falkenhorst



Walka na bagnach była tak mętna i niejasna jak mgła i bagienna woda w jakiej walczono. Z jednego krańca kolumny marszowej ludzi nie było widać drugiego krańca. Ba! Nawet jak się było gdzieś w środku to nie było widać któregokolwiek z krańców. Najwyżej najbliższych sąsiadów i oddziałów. Więc co tu mówić o wrogach? Zwykle trzeba było strzelać prawie na ślepo. Do majaczącego we mgle ruchu, plamy, cienia albo po prostu na słuch w odgłos skąd we mgle zdawały się dochodzić kroki. Skuteczność tak prowadzonego ognia była trudno do oszacowania. Ale od czasu do czasu gdzieś z tej mgły dobiegał beczące lub prawie ludzkie odgłosy bólu sugerujące, że ktoś z kozonogich oberwał. Ale i bliżej było o wiele głośniej. Strzelcy krzyczeli wskazując sobie podejrzane cienie i próbując je trafić. Czasem ktoś dostał strzałą, oszczepem czy kamieniem wyrzuconym z procu. Większość tych pocisków spadała nieszkodliwie w wodę, wbijała się w grząską ziemię lub niknęła po lotki w błocie. Ale niektóre nadal trafiały w żywe cele. Część z nich wbijała się w tarcze, rozstrzaskiwała po pancerzach albo rykoszetowała po nich. Ale niewiele bo ludzie dysponowali dość lekką piechotą opancerzoną w średnie lub lekkie pancerze. Więc spora część pocisków jak już któregoś trafiła to wbijała się w żywe ciało powodując okrzyki boleści. A i te co sie nie wbiły w nikogo szarpały nerwy pokazując, że każdy kolejny może spowodować, że wojenna fortuna będzie mniej łaskawa niż w tej chwili.

Ten cały chaos mglistej, bagiennej walki niezbyt sprzyjał rozmowom czy naradom nad obraniem strategii. Żołnierze starali się wykonać polecenia swoich dowódców. A ci jakoś być dla nich wzorem do naśladowania wskazując jak powinni postępować. W samym centrum była spieszona, młoda szlachcianka w nietypowym ubraniu bo skórzanych spodniach i do tego z lekką kuszą. Przez co sprawiała wrażenie raczej jakiejś najemniczki czy awanturniczki niż szlachcianki. Ale ci co byli w centrum szyku jak choćby Duivel, Eitri, Gotthart, część Hochandczyków czy Kozaków widziała jak szefowa kolumny też co chwila przeładowuje kusze, celuje w opary mgły i gdy wydawało jej się, że ma namiar na cel zwalniała cięciwę. Ta zaś wyrzucała z siebie masywny bełt który ze świstem mknął i znikał w mglistej kurtynie. Ale tak samo jak u innych strzelców wynik był trudny do oszacowania.

Znalazła jednak czas aby odkrzyknąć elfowi jaki do niej zakrzyczał swoje pytanie.

- Jak jeszcze nie słyszą “Tego” to są już martwi albo zaczarowani! - odkrzyknęła mu bez zastanowienia i wskazując wzrokiem mgliste pole walki. Rzeczywiście rwetes był… Typowy dla walk oddziałów o tej skali. Nie było szans na dyskretną akcję. O ile tylko ktoś był względnie po sąsiedzku to powinien usłyszeć ten hałas. A czy grupa Theiss co popłynęła łodziami albo kusznicy co mieli być oblężeni na farmie byli na tyle blisko aby to usłyszeć to trudno było w tej chwili stwierdzić. O rogu nic nie wspomniała ale nie widział u niej takiego. A ani Eitri, ani Gotthart, ani Meister nie kwapili się do jego użycia. A i u nich też nie dojrzał niczego takiego.

- Obawiam się Duivielu, że przeceniasz skalę mojego głosu! - jasnowłosa magister popatrzyła na niego ironicznie ale chyba miała zdanie podobne do szefowej. I zapewne nie uważała aby w pojedynkę miała szansę przekrzyczeć kilka dziesiątek wrzeszczących mężczyzn jacy się tłoczyli na tej ścieżce i albo próbowali ustrzelić coś w tej mgle albo zasłonić się tarczami przed wrogim ostrzałem. Ale sądząc po jej ruchach i gestach gdy straciła nim zainteresowanie to chyba zaczęła coś czarować. A z tego co wiedział to magom bezpiecznie było nie przerywać to zajęcie wymagające precyzji i koncentracji.

- A jak znajdziesz większą połać suchego lądu to daj znać! - krzyknęła do niego Petra znów unosząc kuszę i szukając celu w tej mgle. Więc chwilowo też zamilkła. Zwłaszcza, że każdy musiał okazać się sporą wytrwałością aby nie skulić się na tej ścieżce aby stanowić mniejszy cel dla nadlatujących z mgły pocisków. Widział jak jakiś kamień z procy świsnął z pół kroku obok nóg szefowej a ona przeniosła kuszę gdzieś skąd chyba nadleciał. Obok niego też wbiła się jakaś włócznia. Z wysoka więc zapewne nie był to bezpośredni rzut co jednak utrudniało zlokalizowanie miotacza. Sam też starał się odpowiadać ogniem. Był na tyle świetnym łucznikiem, że potrafił strzelić raz za razem w tym samym czasie gdy zwykły łucznik strzeliłby zapewne tylko raz. To nie wpływało na te momenty gdy wydawało mu się, że kogoś słyszy czy nawet dostrzega w tej bagiennej mgle. Ale jak już to się stało to wypuszczał strzałę i zaraz potem kolejną. Ale jak każdemu innemu strzelcowi w kolumnie trudno mu było zweryfikować skuteczność swoich strzałów.

Gotthart za to nie opuszczał swoich Kozaków. I twardo przejął dowodzenie nad tym chaosem jaki zapanował na ścieżce. Krzyknął rozkazująco i do Mesitera i do von Falkenhorst aby halabardnicy zaatakowali niewidoczne we mgle cele.

- To głupota! Ugrzęźniemy w bagnie, stracimy szyk, rozproszymy się i dopiero nas wystrzelają jak kaczki! I nie wiemy ilu ich jest! - sierżant halabardników jawnie zaprotestował przeciwko pomysłowi dowódcy Kozaków. A poza tym nijak jemu nie podlegał więc Gotthart czy inni dowódcy sierżantów mogli mu co najwyżej coś podpowiadać czy sugerować. A ten twardy, rozkazujący ton widocznie mu się nie spodobał. Właściwie jedyną osobą jaka mogła mu legalnie wydawać rozkazy była Petra von Falkenhorst. Jak zresztą i samemu Gotthartowi oraz każdemu innemu dowódcy czy żołnierzowi w ich kolumny. Właśnie na nią spojrzał Dymitri bo ona miała tu ostatnie słowo. Ta zawahała się na chwile. Otarła mokrym rękawem spocone czoło rozmazując po nim tylko brud i rozejrzała się dookoła jakby chciała rozeznać się w sytuacji. Ale wiele nie było widać było. Tyły Hochlandczyków jacy podzieleni na dwie przeciwne strony próbowali coś ustrzelić w tej mgle. I podobnie postępujących Kozaków w tylnej części kolumny. Z mgły nadal nie nacierał na nich żaden widoczny przeciwnik w jakiego można by wrażyć bełty, strzały, miecze czy halabardy. Za to niezmiernie spadały na nich strzały, pociski z proc i oszczepy. Wszyscy zdawali się krzyczeć a czasem ktoś głośniej gdy został trafiony.

- Stać i strzelać! Przygotujcie się na atak ale zostajemy tutaj! Pogubimy i potopimy się w tych bagnach jak tam wleziemy! Stać i strzelać! Ty także Gotthart! Ciebie to też dotyczy! - po tej chwili wahania Petra wydała rozkazy. Spojrzała wprost na Gottharta świdrując go wzrokiem i pokazując palcem, że bynajmniej nie jest tutaj wyjątkiem i też podlega jej rozkazom. Po czym znów uniosła swoją kuszę i starała się znaleźć w tym chaosie coś do ustrzelenia. Meister zaś wrócił do swoich ludzi powtarzając rozkazy aby utrzymać szyk i być gotowym do odparcia ewentualnej szarży wroga.

Stefan zaś zignorował nawoływania do powrotu swojego imiennika. Zostawił go bez słowa wyjaśnienia i starał się skorzystać z zamieszania aby podkraść się do przeciwnika. Już wcześniej wydawało mu się, że ma kierunek skąd dochodzą jakieś chlupoczące odgłosy. Jakby kroki. Schylony ruszył w tę stronę nadstawiając tarczę aby go chroniła przed spodziewanym ostrzałem. Szybko przekonał się o dwóch rzeczach. Pierwszą można było chyba uznać za pozytywną. Otóż jego podejrzenia sprawdziły się i dość szybko przekonał się, że te odgłosy to zapewne pochodzą od jakichś piechurów co poruszali się we mgle. Zapewne po to aby oddać strzał czy dwa po czym zmienić pozycję. Czy po to aby utrudnić namierzenie siebie przez kogoś na ścieżce czy po to aby sprawić wrażenie, że jest ich więcej. Ale nie sądził aby było ich więcej niż kilku. Przynajmniej z tych jakich wydawało mu się, że słyszy. Druga rzecz już nie była taka pozytywna. Otóż jego towarzysze jakich zostawił za sobą na ścieżce widocznie dalej strzelali. Niektórzy zapewne do tych piechurów jakich słyszał. I czasem te strzały przeszywały powietrze w całkiem bezpiecznej odległości. Ale ze dwa czy trzy razy to prawie musnęła go taka strzała w ramię czy głowę. W końcu nikt tam na ścieżce nie miał pojęcia, że ich kolega postanowił zagłębić się samotnie w te bagna. Nawet jego imiennik mógł ich jakoś ostrzec ale jak go zostawił z niczym to pewnie też nie wiedział co się z nim stało.

Kolejne dwa szczegóły odkrył prawie równie szybko. Pierwszym było bagno. Z każdym krokiem zapadał się coraz bardziej. Jak tylko zszedł ze ścieżki to nogi zapadały mu się do połowy łydki, do kolan, do połowy ud, do krocza… Ciężko się szło przez te bagno. I niezdarnie. Każdy krok musiał wyszarpywać nogę z gliniastej, śmierdzącej bagnem mazi. Ta wyrywała się z chlupotem tylko po to aby zaraz potem znów z mlaśnięciem zagłębić się w trzęsawisko przy kolejnym krokiem. Nie było to ani zgrabne ani dyskretne. Więc właściwie nie powinien być zdziwiony, że ci do jakich starał się podkraść wykryli go zanim zdołał podejść na odległość szarży. Już widział dwie, trzy, może cztery mniej więcej ludzkie sylwetki. Chociaż jeszcze dość zamglone. Z dziko wyglądającymi przepaskami biodrowymi, z łukami, oszczepami i procami w dłoniach. Krzyczeli do siebie pokazując go sobie palcami. Po czym bez skrupułów otwarli do niego ogień korzystając z tego, że jest powolny, niezdarny w tej bagiennej matni. Większość pocisków spudłowała. Ale nie wszystkie. Oberwał po raz kolejny. Jakaś strzała rozorała mu obojczyk i poleciała dalej. Zapiekło! Ale brnął dalej z iście ostlandzkim uporem. Zaraz potem jakiś pocisk z procy trzasnął go w skroń. Zachwiał się i pociemniało mu na chwilę w oczach. Zamarł na moment ale po tej chwili zamroczenia otworzył oczy. Dalej był po kolana w bagnie i widział te zamglone sylwetki. Ostrzał ze ścieżki musiał przynieść jakieś straty bo jeden z napastników zawył boleśnie gdy kolejna strzała utkwiła mu w brzuchu. Złapał się za nią ale to przy już dwóch czy trzech co w nim tkwiły było za wiele. Upadł na kolana po czym zwalił się w błoto. Albo umarł albo dogorywał w każdym razie Stefan stracił go z oczu. Ale tamci przeciwnicy nie. Oddalili się nieco aby utrzymać odległość od niego. I dalej go ostrzeliwali. Widocznie skupili się na bliższym przeciwniku niż tym co był niewidoczny na ścieżce. A Ostlandczyk oberwał. Poważnie oberwał. Czuł ból w zranionych miejscach, gęstniejącą w ustach ślinę i osłabienie bólem. Ale jeszcze był w stanie utrzymać się na nogach i napierać dalej na tą mazistą pułapkę lub spróbować się wycofać. W końcu w okolicy dalej świstały strzały także od jego towarzyszy którzy nie wiedzieli, że tu jest samotny na bagnie w miejscu skąd wcześniej padały strzały ich przeciwników.

- Trzymaj linię krasnoludzie. Potopimy się i pogubimy w tej mgle i bagnach. Wtedy nas dorwą po kolei. - w tym czasie na błotnistej, grząskiej ścieżce jaka wiodła przez to bagno Meister zachowywał spokój. I słysząc słowa Etriego dał mu znać, żeby się nie wyłamywał z jego oddziału. Co prawda wzrostem khazad niezbyt pasował do wyższych halabardników. Ale w całej tej kolumnie po wysłaniu oddziału mieczników Theiss łodziami to oni stanowili jedyny kompotent zawodowych piechurów przygotowanych do bezpośredniego starcia. A on bez swojego muszkietu niezbyt mógł się włączyć w walkę strzelecką. No i niezbyt widział jakby miał się włączyć. Co prawda wszyscy tu chyba coś krzyczeli i często nawet, że “Tam jest! Tam są!” ale on sam widział głównie bagno jakie ich otaczało i stopniowo roztapiało się w mglistej kurtynie. Czasem słyszał, że ktoś tam z tej mgły krzyknął zapewne gdy ugodziła go któraś ze strzał łucznikow no ale sam nadal tego nie widział. Więc mógł stanowić dodatek do oddziału karnych halabardników Meistera póki nie przyjdzie moment na bezpośrednie starcie. Te półtorej tuzina halabard mogło się okazać czynnikiem decydującym gdyby doszło do takiego starcia. Bo Kozacy Gottharta czy Hochlandczycy Stefana to raczej byli strzelcy i zwiadowcy niż regularna piechota. Właśnie dlatego szli przodem kolumny bo mieli większą wprawę od halabardników w podkradaniu się do przeciwnika. A pierwotnie Petra zdecydowała się podejść dyskretnie tak blisko przeciwnika jak się da. Ten nie wiadomo gdzie był ale wszyscy się chyba spodziewali, że gdzieś w tej zatopionej farmie gdzie zabarykadowali się tileańscy kusznicy. No ale widocznie obecna zasadzka nieco musiała zweryfikować te oczekiwania.


---



- Strzały mi się kończą! - krzyknął któryś z hochlandzkich myśliwych. Rozległy się kolejne podobne okrzyki. Zresztą Kozacy meldowali Gotthartowi podobny stan już mocno przerzedzonych kołczanów. Zresztą u niego samego wyglądało to podobnie. Duiviel był w jeszcze gorszej sytuacji. Ten szybki, podwójny ostrzał jaki prowadził podczas walki właściwie już całkowicie opróżnił mu kołczan. Zostało mu parę ostatnich strzał do samoobrony i w ogóle na czarną godzinę.

- Wstrzymać ogień! I cisza! Nasłuchiwać! - Petra zaklęła cicho ale jak pomacała swój kołczan to odkryła, że też już nie ma tam zbyt wielu bełtów. Ogień łuczników stopniowo słabł aż ustał całkowicie gdy jedni powtarzali drugim rozkazy szefowej. Ale i z tej mgły też już niewiele nadlatywało pocisków. Brudni, mokrzy i spoceni ludzie rozglądali się dookoła.

- Mam dwóch zabitych! Reszta cała! - krzyknął z tyłu kolumny głos Meistera.

- Meldować o stratach! Kogo brakuje!? - von Falkenhorst przeładowała kuszę i wycelowała ją w mgłę ale na razie nie strzelała. Widocznie meldunek sierżanta halabardników natchnął ją do kolejnego kroku.

- U nas jeden ranny! Reszta cała! - Kolesnikow przepchnął się na tyły swojej grupy aby dać znać co u niego i jego myśliwych. Gotthartowi padł jeden z Kozaków ubity strzałami i oszczepami. Jemu samemu poza tym pierwszym trafieniem nic się więcej nie stało. Przynajmniej na razie.

- Ale nie wiem co ze Stefanem. Nie widziałem ani nie słyszałem go od początku zasadzki. Poszedł gdzieś do przodu. Wołałem go ale nie odpowiedział. Może go trafili. Albo capnęli. nie wiem. - zameldował Stefan gdy podszedł do szefowej na tyle aby mogli swobodnie rozmawiać. Petra z rozstargnieniem pokiwała głową i przetarła dłonią twarz. Znów rozmazując tylko po niej brud i błoto. Zadarła głowę do góry jakby dopiero teraz dojrzała świetlne zjawisko nad ich głowami.

- Co to? - zapytała zdziwiona. Wcześniej zaabsorbowana walką widocznie nie dojrzała tego wcześniej. Jak zresztą chyba większość sądząc po zdziwionych minach.

- Taka mała, świetlna sztuczka. Nie obawiajcie się, nie zrobi nam krzywdy. - odparła spokojnie Alezzia ale też zadarła głowę do góry. Tam zaś widać było zamgloną plamę światła. Jakby wisiała tam w powietrzu jakaś spora latarnia. Tylko mgła rozmywała jej światło więc jej samej nie było widać. Ale już jej świetlną aurę tak.

- Aha. No to… Dobrze… To ten… Zobacz co z rannymi. - Petra chyba nie do końca była przygotowana na taki popis magii ale jakoś próbowała do przełknąć i odniosła się do medycznych zdolności świetlistej magister. Ogień z mgły już prawie ustał.


---


Mecha 07


Próba przejęcia dowodzenia przez Gottharta

OGŁ + Ranga + Dowodzenie + skille vs OGŁ + Ranga + Dowodzenie + skille

zastraszanie +10 (Gotthart)
groźny +10 (Gotthart)
Ranga 4+2=6 -5 (Gotthart)
Ranga 6 -5 (Petra)
Ranga 4 -15 (Dymitri)
wbrew hierarchii -10 (Gothart vs Dimitri)
niższa szarża -20 (Gotthart vs Petra)
niebezpieczna sytuacja -20 (Gotthart)
rany -10 (Gotthart)
świeżak -10 (Petra)


Gotthart 45+10+10-5-20-20-10=10
Petra 45-5-10=30
Dymitri 45-15=30

Gotthart vs Petra 50+10-30=30; rzut: https://orokos.com/roll/982133 84; 30-84=-54 > du.por = mowy nie ma! (z pełnym przekonaniem)

Gotthart vs Dymitri 50+20-30=40; rzut: https://orokos.com/roll/982133 84; 40-84=-44 > śr.por = nie zrobię tego! (z przekonaniem)


---




Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Grupa Theiss



Po tym jak Theiss poderwała swoich ludzi do szarży wszystko przyspieszyło. Co prawda już po parunastu krokach zdołali namierzyć przeciwnika. I to o wiele mniej licznego. Ale ten tchórzliwie nie przyjął szarży dając dyla a jakby tego było mało okazało się, że flankuje ich druga grupa która skorzystała z okazji i zasypała mieczników strzałami, oszczepami i pociskami z procy. Co skonfundowało Theiss jak i jej ludzi. Ich bieg stracił werwę a w bieg po tych bagnistych wykrotach, pomiędzy krzakami i zawalidrogą w postaci resztek danego płotu wprowadził dodatkowy element dezorganizacji. Natarcie trafiło w próżnię zamiast w przeciwnika a poprzez zaskoczenie i ostrzał do reszty wytraciło impet.

- Kozie syny! Uchylają się od walki! - zawołała ze złością Theiss chyba będąc pewna, że ona i jej ludzie roznieśliby przeciwnika na swoich mieczach. A ten nawet jeśli początkowo był zaskoczony nagłą szarżą szermierzy to szybko odskoczył, pozbierał się i teraz atakował. Zza krzaków, z mgły, zza jakichś zatopionych gratów nadlatywały kolejne oszczepy i strzały. Większość chybiała. Wbijały się w grząską ziemię bez szkody dla atakujących. I nie przyjmowali walki. Nawet jak jakaś grupka mieczników namierzyła miejsce skąd padają strzały i ruszała tam aby się z nimi rozprawić to ci odskakiwali. A ludziom trudno było ścigać się z kopytnymi. Gdy zaś pościg się skończył kopytni odwracali się i znów zaczynali razić przeciwnika za pomocą łuków, oszczepów i proc. Co dla zawodowych szermierzy było bardzo frustrujące. Więc może dlatego gdy Tobias zaproponował Theiss aby przebić się do budynków to ta przez moment przygryzła wargę w zastanowieniu ale skinęła głową.

- Naprzód! Do tej cholernej farmy! Nie ma co się ganiać z tymi tchórzliwymi kreaturami! Osłaniać się tarczami! - wykrzyczała rozkazy i jej ludzie dość szybko uformowali się w ruchome ściany jakie próbowały osłaniać się tarczami. Ponieważ teren był grząski i zagracony a oni byli w ruchu więc nie były to takie równe ściany jak na defiladzie. Ale i tak dawały poczucie zwiększonego bezpieczeństwa. Co potwierdzały suche stukoty gdy co jakiś czas jakaś strzała czy kamień wbijały lub odbijały się od nich. Strat mimo wszystko mieli chyba niewielkie. Zapewne i zwierzoludziom nie było łatwo trafić w tych warunkach. Tobias sam to mógł zaświadczyć bo w tym zamieszaniu, mgle, mokrych butach tonących w błocku, krzykach ludzi i nieludzi wcale nie było mu łatwo kogoś dostrzec na czas i strzelić. Ale chyba chociaż raz mu się udało bo ledwo posłał strzałę w sylwetkę widoczną częściowo za jakimś krzakiem a tamta zachwiała się skrzecząc na w pół zwierzęcym odgłosem boleści po czym znikła. Ale czy padł czy się schował tego nie był pewien.

- Compagni! io sono il compagno! Reno! Compagni, aprite! - ten Tileańczyk co ruszył z nimi nazywał się Reno. I w całym tym zamieszaniu zaczął coś krzyczeć po swojemu. Trudno było się z nim porozumieć bo on ni w ząb nie rozmawiał w imperialnym a imperialni po tileańsku. Trzymał się blisko Theiss jako ktoś w rodzaju tłumacza i przewodnika. O ile tak można było kogoś określić pomimo bariery językowej.

- Tam coś widać! - krzyknął któryś z żołnierzy gdy z mgły zaczeły pojawiać się kanciaste zarysy budynków. Spore. Pewnie stodoła, obora czy coś takiego bo znacznie większe niż zwykła, chłopska chata. Ostrzał zwierzoludzi jednak nie ustawał.

- To tam! Dawajcie tam! - krzyczała Theiss pokazując mieczem gdzie mają się kierować. Ta mieszana grupka nieco skorygowała swój szybki marsz we wskazanym kierunku. Zaś po chwili usłyszeli z przeciwka jakieś ludzkie krzyki. To pobudziło “ich” Tileańczyka bo zaczął krzyczeć jeszcze głośniej i szarpnął sierżant za ramię pokazując w tamtą stronę.

- Tilea! Tilea! - krzyczał do niej radośnie pokazując na te już dość dobrze widocznie budynki stodoły.

- Dajemy tam! Nie guzdrać się! Dalej, no dalej! - krótkowłosa blondynka starała się zmobilizować swój oddział do tego ostatniego wysiłku. Jeszcze krótki trucht i nad głowami świsnęły bełty kuszników. A odrzwia uchyliły się i pokazały się ze dwie sylwetki z kuszami jakie machały do nich zachęcająco. Wszyscy ruszyli tam hurtem a przodował Reno jaki machał do swoich kamratów i wrzeszczał do nich po tileańsku jak oszalały. Jeszcze ten ostatni kawałek i wszyscy miecznicy, razem z Theiss i Tobiasem znaleźli się w jakimś mrocznym, wilgotnym miejscu. Słyszeli swój własny szybki oddech. I uderzenia pocisków o przegniłe bale stodoły. Te musiały być jednak wciąż na tyle solidne aby stanowić dla nich zaporę nie do przebycia.

- Ciemno jak w dupie. Dajcie tu jakieś światło! - sarknęła Theiss niejako poświadczając, że do błękitnokrwistych nie należy. Wewnątrz stodoły nie było okien poza jakimiś małymi na piętrze i dziurami w dachu więc w środku mglistego dnia było dość ciemnawo. Ledwo widać było zarysy sylwetki a twarze mieniły się jako jasne owale. Theiss wpadała w oko dzięki swojej złotej plamie czupryny na głowie. Ktoś jednak przyniósł zapaloną lampę więc chociaż w jednym miejscu zrobiło się jaśniej.

- Porucznik Maurizio di Ferro. Kusznicy. Tilea. - przedstawił się któryś z gospodarzy. Był brudny tak jak wszyscy w stodole, nieważne czy dopiero tu przybiegli czy nieco wcześniej. Miał na sobie kaftan z bufiastymi rękawami i takimiż spodniami. Ale też i napierśnik jakiego nie mieli jego żołnierze i ozdobny morion co sugerowało, że jest wśród nich wyższy szarżą.

- Sierżant Theiss. Renate Theiss. Korpus von Falkenhorst. Spotkaliśmy waszych ludzi na drodze. - wciąż jeszcze nieco zdyszana sierżant przedstawiła się Tileańczykowi i oboje przesunęli się wzrokiem po swoich sylwetkach.

- Che belle signora! - zawołał Tileańczyk jaki mimo powagi chwili na moment się rozpromienił. Ujął dłoń blondynki z Nordlandu i ją ucałował jakby była wielką damą. Co na moment ją chyba skonfundowało.

- Tak… Eee… Jak wygląda sytuacja? Ilu macie ludzi? Właśnie. Jak u nas? Odliczyć! - wybrnęła ze zmieszania wracając do służbowego tonu. A jej ludzie szybko się przeliczyli. Okazało się, że jednego brakuje. Chyba dostał. Ale nie byli pewni.

- Mam dziesięciu. Pięciu całych. Trzech rannych. Dwóch ciężkich. Dziesięć kusz. Mało bełtów. Dużo strzelaliśmy. I wina mało. Na zewnątrz mgła i bagna. I te rogate bestie. A teraz światło. - porucznik Ferro mówił w reikspiel z wyraźną trudnością używając prostych słów. Ale mniej więcej dało się zrozumieć o co mu chodzi. Reno coś krzyknął unosząc trzymaną w rękach ciężką kuszę. Nie miał jej wcześniej więc pewnie wziął jakąś tutejszą albo nawet swoją własną jaką zostawił tu wcześniej.

- Światło? Jakie światło? - zdziwiła się Theiss bo większość pozostałych rzeczy o jakich mówił tileański oficer można się było spodziewać.

- Chodź. Na górę. - powiedział Ferro i dał znak aby ruszyć za nim. Weszli po jakimś pniu z naciętymi stopniami na piętro stodoły. Tu było znacznie jaśniej ale nadal nie do końca jasno. Tam gdzie dach był cały krył wszystko w głębokim cieniu. A tam i tu stanowiska mieli tileańscy kusznicy. Wszyscy z ciężkimi kuszami zdolnymi przeszyć pancernego na wylot. Albo kopytnego. Jak to sam na własne oczy widział Tobias i reszta imperialnych. Ich dowódca podszedł do jednej z dziur w dachu i pokazał tam w dal. Rzeczywiście widać było jakąś dziwną, łunę zamglonego światła. Chyba nad gruntem. Jak jakaś pochodnia czy latarnia. Ale rozmyta przez mgłę. Przez co trudno było oszacować odległość.

- Tam walka. Teraz cicho. Ale przed chwilą walka. Dużo hałasów. - powiedział Tileańczyk odsuwając się bo na raz przy dziurze mogło stać dwie, góra trzy osoby.

- To pewnie nasi. Ci co poszli z szefową ścieżką. My przypłynęliśmy łodziami. - oznajmiła Theiss ale z zamyślonym wyrazem twarzy. To zamglone światło majaczyło gdzieś tam nie wiadomo gdzie. Znacznie bliżej widać było zabudowania reszty farmy. Stały po drugiej stronie stodoły. Chłopska chata, jakaś szopa, studnia, resztki przegniłego ogrodzenia z żerdzi… Na podwórzu nieruchome ciało jednego z kuszników. I jakby dla równowagi jakiegoś kopytnego z bełtem tkwiącym w ciele.

- Albo trzeba się do nich przebić. Albo czekać na nich tutaj. Albo zawijać się do łodzi. Ale mogą mieć nam troszkę za złe jakby dotarli tutaj a nas już tu nie było. - Theiss zaczęła na głos rozważać sytuację. Do łodzi było całkiem blisko. A i z dziesiątką kuszników mieli szansę się pomieścić na łodziach. Tylko znów zapewne trzeba by się bawić w berka strzelanego ze zwierzoludźmi. Ale umówili plan co ta grupa co dotrze pierwsza do farmy ma ją zaatakować a druga ją wesprzeć. Bo w Tongruben jeszcze nie było wiadomo która z grup pierwsza dotrze na farmę. Więc zapewne Theiss nie chciała robić wrażenia, że wystawili resztę do wiatru nawet jeśli była szansa na szybki odwrót do łodzi. Więc raczej rozważała dwie pozostałe opcje.

- My pójdziemy z wami. - zaoferował się di Ferro wskazując na swoich kuszników. Ciężka kusza miała ogromny zasięg, przebijalność i siłę rażenia. Ale była dość wolnostrzelna. Zaś w tej mgle raczej liczyła się szybkostrzelność i refleks niż zasięg i moc. Jednak chociaż tylko z połowa Tileańczyków nie odniosła lżejszych czy cięższych ran to jednak zapewniali element strzelecki miecznikom Theiss. Bo jeden łucznik, choćby najdoskonalszy, nie mógł zapewnić należytej ochrony strzeleckiej prawie dwóch dziesiątkom piechociarzy i to przeciwko większej liczbie napastników. Z tego co dało się dostrzec na zapleczu farmy to kopytnych było może tuzin. Chyba. Trudno było ich zliczyć jak co chwila jeden czy dwóch z nich strzelali z łuku czy ciskali oszczepem z tej czy innej strony. Równie dobrze mogło to być mylne wrażenie i było ich z połowę mniej. Albo ze dwa razy więcej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-06-2023, 22:50   #49
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
Gotthard ryknął wściekłe widząc jak prymitywna strzała zwierzoczłeka rozorała gardło Wołochatina, najmłodszego kozaka w jego oddziale. - Szesnaście wiosen psia mać i już nieżyje - pomyślał porucznik i przyklęknął na jedno kolano, żeby utrudnić strzelającym celowanie. Przypomniał sobie, jak jeszcze 3 tygodnie temu jego kozacy urządzili Wołochatinowi bojowy chrzest. Najpierw napuścili na niego kilku pijanych chłopów z wioski z okolic Lenkster, a gdy okazało się, że dał im radę, kompletnie poobijany chłopak w nagrodę spędził całą noc w burdelu na obrzeżach miasta. A teraz nie żył...
- Kuda? - ryk Sierioży przywołał Gottharda do rzeczywistości. Dwóch kozaków, Soreszyn i Wierzba, chciało ruszyć we mgłę by z szablami w dłoniach pomścić śmierć kuzyna. - Trymaty shyk! - krzyczał Sierioża. - Nye sami, wy duraki, psubraty - obsztorcowywal ich kozak. - Czekati na zbrojnych!
Zostawiwszy dowodzenie oddziałem Sierioży, porucznik Diestler przepchnął się do Petry. - Nie możemy tu zostać. Do przodu, do tyłu, nie ważne, ale musimy iść. Ci tutaj mogą być zwiadowcami, którzy mają nas przytrzymać, ale mogli posłać po większe siły. Odmieńce widać lepiej widzą we mgle, skoro nas trafiają. - wypalił, wskazując na obficie krwawiącą ranę na ramieniu. - Nie ważne co, ale ważne by zrobić to szybko! - zakończył, napinają łuk i posyłając strzałę we mgłę tam gdzie wydawało mu się że usłyszał plasknięcie błota i jęk zwalnianej cięciwy łuku.
 
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-06-2023, 09:05   #50
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)

Grupa von Falkenhorst


Duivel szedł po ścieżce i gdy tylko usłyszał ruch we mgle, bądź zobaczył jakieś cienie, to strzelał aż wyczerpał praktycznie cały kołczan. Gdy przechodził koło Gottharda, zauważył, że nikt nie posłuchał się jego samowolnym rozkazom Distlera, nawet Jego podwładni co sprawiło, że mimo sytuacji w jakiej byli, na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Doszedł do Petry, Alezzi i mniej więcej w tym samym czasie przyszedł w to miejsce Stefan. Chciał spytać go o drugiego Stefana, ale Petra uprzedziła elfa pytając o stan całej kompanii. "A więc mamy już ofiary, a strzał już nie...." pomyślał, jednocześnie patrząc na swoją szablę. Nie uśmiechało mu się przerzucenie na inną broń, szczególnie, że w swoim życiu nie znajdował do tej pory czasu na jakiś większy trening szermierczy.
-Szanowna Czarodziejko, piękna ta kula, podziwiam Twe zdolnośći, ale jaki w tym cel? Chcemy ich zachęcić do przyjścia bliżej nas i żeby zaatakowali nas na ścieżce? Wzywamy posiłki?- spytał się Mundo-naru.
-Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że moje światło rozproszy tą mgłę. Albo chociaż rozjaśni sytuację. No ale jak widać chyba niezbyt to tak działa.- mag spojrzała w górę na swoje świetlne dzieło i przyznała, że miała nadzieję na jakieś bardziej widowiskowe wyniki. Duivel jednak ewidentine przyglądal się kuli z podziwem.
-Ale może też da znać innym gdzie jesteśmy. Bo, jak widać, zwierzoludy i tak już o nas wiedzą.- Alezzia spojrzała dookoła bagienno-mglistej scenerii jaka ich otaczała. Ostrzał z obu stron już raczej zamarł no ale ranni i zabici świadczyli, że przeciwnicy wiedzą o swojej obecności.
-A teraz wybacz elfie ale muszę zająć się rannymi.- skłoniła nieco swoją świetlistą grzywą i ruszyła tam gdzie ją wzywano do rannych i powalonych. I dało się zauważyć, że brud i błoto zdawało jej się nie imać. Wciąż była czysta i sucha co wydawało się niemożliwością dla każdego innego. Nawet ich młoda szlachcianka była utytłana bagienną wodą i błotem ale na świetlistą uczoną to zdawało się nie mieć wpływu. Elf ze zdumieniem zauważył ten fakt, gdyż do tej pory spotykał się raczej z tym, że to właśnie przedstawicieli jego rasy nie imał się brud i kurz. Sam również wyglądał zadziwiająco czysto, co pewnie rzucałoby się bardziej w oczy, gdyby wszyscy nie byli zajęci walką i leczeniem ran.
-Dziękuję Świetlista Pani!- zdołał jeszcze krzyknąć w kierunku odchodzącej magini i swoją uwagę przeniósł na Petrę
-Droga Szefowo, mam olbrzymie straty... w strzałach. Gdyby zwierzoludzie mieli tu podejść, to byłoby świetnie gdybym miał tak pół kołczanu aby szybko w nich wystrzelić, a później mogę spróbować swoich sił w szermierce… Mogę pójść tą ścieżką dalej za halabardników na zwiady, może znajdę Stefana, albo wioskę. Jakie rozkazy?- zagadł Duivel.
-Każdy ma.- cierpko zauważyła szefowa wskazując dłonią na swój kołczan na bełty. W jakim też już zostało ich niewiele. -Co ja ci na to poradzę? Przecież nie skręcę ci ich z powietrza. Zapasowe strzały zostały na wozie.- powiedziała nie mniej cierpko. Wydawała się być nie w humorze jakby ta cała zasadzka i walka w tak niekorzystnych warunkach nie nastrajała jej zbyt pozytywnie. Po czym rozejrzała się dookoła zastanawiając się nad czymś.
-Stefan. Daleko jest jeszcze do tej zatopionej farmy?- zapytała herszta hochlandzkich łuczników jaki zdawał się nieźle orientować w tutejszej okolicy. Zapytany podrapał się po baraniej czuprynie i teraz on się rozglądał chwilę chociaż w tej gęstej mgle trudno było złapać dalszą orientację.
-Nie, raczej nie. Większość już przeszliśmy. Te rogate łby jak były w wiosce po tych kuszników to pewnie za daleko do nas by nie wychodziły. To nie, już niedaleko. Może z pół pacierza, może pacierz, może trochę więcej. No niezbyt daleko.- odparł szefowej po tej chwili zastanowienia.
-Czyli z pacierz, pół albo trochę więcej? No oby. Nie uśmiecha mi się głębiej pakować w te cholerne bagna.- Petra pokiwała głową i teraz ona popatrzyła tam, w mglistą dal w jaką maszerowali do tej pory.
-Dobra to weź Duivela i idzcie na czujkę. Uważajcie na Stefana. Może gdzieś tam jest. My też ruszamy. Nie ma co tu czekać aż te łachudry we mgle namyślą się na kolejnego psikusa.- zdecydowała w końcu wyznaczając ich obu na czujkę jaka miała sprawdzać drogę przed główną grupą.
-Ta je psze pani! To chodźże elfie, chodźże!- zawołał radośnie Hochlandczyk i dał znak aby Duivel dołączył do niego.
-Aha, Stefan. Duvielowi strzały się skończyły. Zróbcie mu zrzutkę po jednej czy dwie bo nie ma czym strzelać.- dorzuciła szefowa jakby jej się coś przypomniało. Kolesnikow skrzywił się niezbyt ucieszony ale pokiwał głową na zgodę.
-Dziękuję Ci Pani i Tobie Stefanie za strzały, ruszamy!- Duivel jakby krzyknął... ale cicho przytłumionym głosem. Rozumiał szorstkość Petry, ale dostał to po co przyszedł, a teraz trzymał się blisko Hochlandczyka i ruszyli przodem w kierunku wioski.
-Prowadź Stefan! Bądźmy czujni i nie zastrzelmy Twojego imiennika jeśli jeszcze w ogóle żyje..
 

Ostatnio edytowane przez Cioldan : 28-06-2023 o 09:17.
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172