|
Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-05-2023, 18:28 | #21 |
Reputacja: 1 | Miejsce: pd-zach Ostland; obrzeża Lenkster; droga w kierunku granicy z Hochlandem Czas: 2521.04.21; Festag; popołudnie Warunki: jasno, pogodnie, sła.wiatr chłodno -Kiedy miałem 10 wiosen wuj Johan zabrał mnie do Hergig za Wilczym Strumieniem - odpowiedział Tobias na pytanie Stefana. - Odbywało się tam wtedy duże polowanie, pamiętam sfory psów myśliwskich, konnych włóczników i atmosferę święta. Polowano wtedy na jakiegoś dużego zwierza, Do dziś pamiętam powiedzenie myśliwych - całkiem trafne zresztą - o czym miałem się przekonać kilka lat później: ‘Idziesz na niedźwiedzia, szykuj łoże. Idziesz na odyńca, szykuj mary’. Pamiętam również Hochlandczyków jako ludzi bardzo otwartych i przyjaznych , podobno - na tle całego Imperium - wyróżniają się na tym polu. Ty chyba jesteś jednak wyjątkiem - pomyślał już Tobias wspominając nieprzyjemny ton i słowa Stefana o tym Gottharcie. - Mam wrażenie że Stefan go zna, tylko czy stara się mnie nastawić przeciwko niemu? Mogę się mylić ale trzeba będzie mieć na oku ich obu. Tak na wszelki wypadek. Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; okolice brodu Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0) Przyglądając się ‘cudakom’ - których szybko uznał za jakiś obcych najemników - Tobias rozglądał się uważnie drodze z której przyszli i jej okolicom. Gdy słyszał jak w dziwnym języku się porozumiewają , podniósł się z ziemi, ciągle pozostając skrytym, gestem pokazał chłopakowi Stefana że rozejrzy się jeszcze kawałek idąc w kierunku z którego nadeszli najemnicy. - Na razie nie wygląda to źle, wyglądają na sojuszników. Ale skoro już tu jestem... - pomyślał i ruszył ostrożnie przed siebie. |
01-06-2023, 18:21 | #22 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
02-06-2023, 00:57 | #23 |
Reputacja: 1 | Gotthard strapił się nieco, bo horda zwierzoludzi buszująca w lesie na tyłach zbierającej się armii imperialnej w trakcie inwazji nie wróżyła nic dobrego. Szalone bydlaki mają jednak swój rozum i skoro zaatakowały oddział wojskowy, nawet tileański, to znaczy że czują się pewnie, albo ktoś wydał im rozkaz atakowania żołnierzy. - Pani, dowiedz się proszę ilu ludzi liczy oddział twoich rodaków. Mają może choć trochę wiedzy na temat tego ilu zwierzoludzi ich atakuje? Jak daleko jest ta wioska w której się ukryli? - Gothard zadawał pytania szybko. I nie czekając aż Alezzia odpowie, rozkazał Grecie - Jak tylko Pani Czarodziejka odpowie na te pytania, jedź do dowódcy, zdaj jej raport. Nie ma co czekać, aż piechurzy się dowloką do naszych głównych sił. - Aleksiej, Siergiej ci dwaj uciekli z wioski oblężonej przez zwierzoludzi - zwrócił się po kislevsku do swoich kozaków. - Nie wiemy czy nikt za nimi nie szedł, pilnujcie więc żeby nikt tu się nie podkradł! Reszta do mnie. Czekamy na rozkazy... |
02-06-2023, 14:38 | #24 |
Reputacja: 1 | Nic nie rozumiał Tobias ze strzępek rozmowy w tym dziwnym, trochę śmiesznym języku - dziwne jednak było to, że gdzieś kiedyś już go słyszał. Zatrzymał się, kiedy usłyszał ton w jakim obcy mówili. Byli wyraźnie poddenerwowani i wymachiwali co chwila rękami w kierunku z którego przyszli. Ze strzępek słów które Tobias usłyszał było miedzy innymi ''kreatua kornuta' które już gdzieś słyszał - w ponurym kontekście. Zaś 'ajuto' -prawie pewien był że znaczy 'pomocy'. Choć być może bardziej z kontekstu czy niemal błagalnego tonu żołnierzy. Ciekawość zwyciężyła i Tobias zawrócił chcąc dowiedzieć się co Magini przetłumaczy... |
02-06-2023, 22:51 | #25 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mother always said: Don't lose! |
03-06-2023, 11:40 | #26 |
Reputacja: 1 | Duivel nie zamierzał słuchać rozmowy w nieznanym języku, w międzyczasie rozglądając się w skupieniu, wyczekując na jakiekolwiek niespodziewane zagrożenie. Jednak gdy usłyszał, że Alezzia zaczęła mówić w języku, który był mu dobrze znany, skierował swoje spojrzenie na nią. Jeśli którekolwiek spośród towarzyszy, rozejrzawszy się po okolicy, rzucił na niego okiem, mógł dostrzec radykalną zmianę w wyrazie jego twarzy. Mundo-naru, u którego uśmiech mógł wyglądać na naturalny wyraz twarzy (chyba że spotykał Paula Lechlera, wówczas pojawiał się na chwilę nieprzyjemny skrzywiony grymas), nagle przybrał poważniejszy wyraz. Mieli chronić te ziemie przed zbliżającym się zw schodu chaosem, ale o to, w lasach czaił się znany mu wróg... Nikt inny, jak on, nie zdawał sobie sprawy, ilu zwierzoludzi zamieszkiwało głębokie lasy. Może doświadczenie wyniósł z Lasów Cienia, ale w Darkwaldzie też był kilka razy w swoim życiu. Znaczna część jego życia polegała na ekspedycjach w głąb mrocznego lasu, by odpędzać różne bestie od wiosek w północnym Ostlandzie, tam gdzie się wychował. -Jeśli ktoś użyczy mi swego konia, to szybko udam się do Petry. Nie znamy siły wroga, a może okazać się, że będziemy potrzebować wszystkich. Tak blisko krańca lasu duże grupy raczej się nie zapędzały, ale odkąd ze wschodu nadciąga cała armia, to może jakoś te dranie wyczuły i chcą dołączyć. Albo tak jak Gotthard mówi niech pobiegnie Greta, byle szybko.- mówił Elf jakby w ogóle nie musiał brać oddechu aby wypowiadać kolejne słowa. Popatrzył na Alezzię i dodał do niej. -Szanowna magini, spytaj ich czy widzieli wśród tych potworów kogoś na kształt dowódczy. |
03-06-2023, 14:38 | #27 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 04 - 2521.04.23; wlt; przedpołudnie Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; okolice brodu Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0) Wszyscy - okolice krzyżówek Po tym jak Gotthart gwizdnął zza drzew i krzaków zaczęli wychodzić ukryci do tej pory Kozacy. Tobias co też był w tym momencie jeszcze ukryty widział jak ci ruszyli w kierunku drogi koncentrując się stopniowo przy konnym dowódcy. On sam też jeszcze chwilę został na miejscu nim dał znać dwóch nowym znajomym Hochlandczykom, że pójdzie sprawdzić tą przesiekę jaką przyszli obaj nieznajomi. Samo pojawienie się Kozaków nieco zaskoczyło obu Tileańczyków i przerwało Alezzi rozmowy bo chcieli wiedzieć, czy ci wyłaniajacy się z lasu przybysze ze wschodu są z nimi. Jak się okazało, że tak to znów zaczęli tileańską rozmowę o całej tej sytuacji jaka ich tu sprowadziła. Duiviel co stał w pobliżu konno - pieszej rozmowy nie miał zbyt wiele do słuchania póki rozmawiali w języku jakim nie znał. Ale mógł wspomnieć własną poranną rozmowę z niebieskowłosą dowódcą. Wysłuchała go co ma do powiedzenia na temat hochlandzkiego Stefana i jak coś sobie pomyślała czy postanowiła to tego mu nie obwieściła a on sam tego nie poznał. Ale skwitowała coś w stylu, że teraz wszyscy co się zaciągnęli pod sztandar jej pana to walczą z tym samym wrogiem. Jak obserwował tych “cudaków” jak to ich przy brodzie określiła Greta to mógł dojść do wniosku, że wygląd ich wcale nie jest cudaczny. Wyglądali na dwóch piechurów z jakiegoś oddziału albo milicji. Więc ta “cudaczność” raczej nie wiązała się z ich wyglądem zewnętrznym a obcością mowy jakiej poza konną uczoną nikt tu chyba nie rozumiał. Obaj zaś wyglądali na mokrych i brudnych. Zwłaszcza nogawki spodni mieli mokre aż za kolana, podobnie jak rękawy gambesonów. Mokre i ubłocone. Z kawałkami liści i trawy jakie się do nich przyczepiły. Więc wyglądali jakby przedzierali się przez jakiś mokry i trudny teren. A jak elf zaproponował dwójce górali wysłanie kogoś w stronę brodu aby zawiadomić szefową to skinęli głową ale też czekali na wynik rozmowy blond uczonej bo na razie to wszyscy mieli tylko swoje domysły o co tu może chodzić i mogliby Petrze zameldować niewiele więcej niż wcześniej Greta. Stefan także czekał niedaleko elfa i konnych. No i Kozaków jak tych gwizdnięciem wezwał do siebie Gotthart. To się zrobiło całkiem ludno na tym leśnym, ponurym szlaku. Stał, słuchał, obserwował ale najbardziej interesująca rozmowa odbywała się w obcycm dla niego języku więc zostawało czekać aż magister przetłumaczy to na coś bardziej zrozumiałego. Bo wyglądało na to, że złapała z nimi język i jakoś się z nimi gada. Też miał okazję wspomnieć odpowiedź innej blondynki z dzisiejszego poranka. Tym razem tej krótkowłosej sierżant z mieczem u boku i tarczą na plecach. Tak ona i jej miecznicy nosili te tarcze aby nie przeszkadzały w marszu. Zaś resztę rzeczy wieźli na wozie kierowanym przez Hugo. Powiedziała, że “się zobaczy”. Więc nie był pewien czy przyjmie jego zaproszenie na ten ćwiczebny pojedynek czy nie. Rano i tak nie było na to czasu bo mieli się przeprawiać przez Wolf i potem dojść jak najdalej się do do Breder. Zrobiliby dziś dobry kawałek to może jutro rano albo w południe byliby na miejscu więc szefowa nie chciała zwłóczyć a sierżanci wzięli w karby swoje oddziały aby wypełnić ten zamiar. Teraz jednak stał niedaleko rozmawiających i czekał co z tego wyniknie. Na razie jakoś nie wyglądało aby ktoś miał ich tu napaść. Tobias zaś widząc, że rozmowa jest z tych dłuższych i niejako na raty jak w obie strony wszystko musiało iść przez Alezzię to ruszył tam gdzie zamierzał od początku. Obaj Hochlandczycy skinęli mu głową na znak powodzenia i aprobaty. A on sam poszedł tam skąd przyszli ci dwaj. Szedł a poranne i nocne deszcze były jego sprzymierzeńcem bo skutecznie zmyły wszystkie ślady pozostawiając tylko kontury kolein i tych śladów tak zniekształconych przez deszcze, że zmieniły się w doły obecnie napełnione mętną, błotnistą wodą. Na tym tle wprawne oko tropiciela widziało dwa ślady piechurów i czytało z nich jak z otwartej księgi. Ostatni kawałek obaj biegli. Bo kroki były dłuższe. Biegli w kierunku tej drogi jaka prowadziła od brodu do Breder. Jeśli byli ranni to niezbyt poważnie. Bo nie widział śladów krwi na ziemi. A i ranni, zwłaszcza ciężko ranni, zwykle mieli kłopot aby biec. A tropy szły dość prosto. Znaczy o ile “prosto” można uznać, że próbowali omijać co większe, nieprzyjemnie wyglądające kałuże i doły z mętną wodą. Zaczęli biec zaś w miejscu skąd widać było poprzeczną drogę tak jak i on chociaz już chyba z półtorej setki kroków ale widział jeszcze rozmawiającą grupkę. Nawet jeśli już nie widział zbyt wielu detali ani nie słyszał głosów. Poszedł jeszcze kawałek i tam było bez niespodzianek. Widział jak dwaj piechurzy maszerowali tam gdzie się dało obok siebie a gdzie niezbyt to jeden za drugim. Dość spacerowym tempem. Innych śladów nie dostrzegł więc wyglądało na to, że od poranka ci dwaj byli pierwszymi użytkownikami tej drogi. W końcu nie chcąc za daleko wędrować sam przystanął i czekał na rozwój wypadków. W pewnym momencie dostrzegł zbliżających się dwóch Kozaków. Też szli wzdłuż drogi tak samo jak on niedawno. I gdy się zbliżyli zatrzymali się i czekali we trzech na to co tam wyjdzie z tego spotkania. Aż ciekawość zwyciężyła i Tobias postanowił wrócić z powrotem w stronę grupki przy krzyżówkach. Alezzia nigdzie się zaś nie wybierała. Dawno nie miała okazji porozmawiać z krajanami w ojczystej mowie. Ale oprócz przyjemności rozmowy w rodzimym języku chyba była jedyną osobą w tym gronie jaka rozmawiała po tileańsku więc jak już się dowiedziała od obu kuszników co najważniejsze to spadła na nią rola tłumacza. Gdy musiała jednym tłumaczyć pytania tych drugich a potem ich odpowiedzi tym pierwszym. Zajmowało to więcej czasu niż swobodna rozmowa gdy obie strony mówiły tym samym językiem ale było do zrobienia. Tak jak zaczęła od rzeczy o jakie pytał Gotthart. Wynikało, że kuszników było z tuzin. Z czego im trzem udało się wydostać z matni i mieli sprowadzić pomoc. Niestety jedyny z ich trzech jaki mówił w imperialnej mowie oberwał i ledwo jego towarzysze go wywlekli z tych bagien do wioski. Tam się dobrzy ludzie nimi zajęli i przyjęli z rezerwą ale całkiem gościnnie, Napoili, dali chleba ze smalcem i rybami ale w ogóle tam nie dało się z nimi dogadać a Edgaro już się do niczego nie nadawał. Na migi i gdakając do siebie obaj kusznicy dowiedzieli się gdzie jest jakieś miasto czy wojsko i poszli drogą wskazaną przez wieśniaków zostawiając ciężko rannego kolegę pod ich opieką. I na szczęście trafili na dwójkę konnych górali co wyglądali jak z jakiegoś wojska. No ale ci też nie rozmawiali w mowie odległych południowców. A ile było tych zwierzoludzi to nie wiadomo bo byli we mgle. Tylko ich nadlatujące strzały i oszczepy było widać. A jak już któregoś to tak krótko, że było tylko parę kroków nim zaczynała się bezpośrednia walka. Dlatego jak porucznik Ferro dojrzał tą zatopioną w bagnie starą farmę to tam kazał iść no i się bronili. Zamknęli się tam i bronili. Ale i tak mgła była straszna coś widać było tylko na kilka kroków, jakieś majaczące sylwetki i kontury ledwo kilka kolejnych kroków. Gdy pani czarodziejka zaczęła tłumaczyć to wszystko kolegom Gotthart dał znać Grecie aby pojechała z powrotem do brodu. Teraz już coś było wiadomo więcej niż gdy ona sama przyjechała parę pacierzy temu mówiąc o “dwóch cudakach”. Zresztą Duivel też postąpił podobnie ponaglając góralkę do jak najszybszego przekazania wieści. Konia jednak mu nie uzyczyła. Ani Lotar. A i Alezzia czy Gotthart też się jakoś nie kwapili do zsiadania z siodeł. Ale Greta pojechała z powrotem przekazać wieści szefowej. Jeszcze widzieli jej plecy i zad jej kuca gdy odjeżdżała póki nie znikła za najbliższym zakrętem. Gotthart zaś posłał swoich dwóch najlepszych zwiadowców w stronę drogi na południe zaś reszta czekała w jego pobliżu co z tego wszystkiego wyjdzie. I tak czekali wszyscy rozmawiając między sobą czy za pośrednictwem uczonej z dwoma kusznikami. Aż znów pokazała się konna Greta wracając z powrotem i dając znać, że wojsko już przeprawiło się przez bród i już tu jedzie. Z pół pacierza później rzeczywiście pokazała się forpoczta złożona z myśliwych Stefana a za nimi reszta oddziałów. Jeszcze trochę czekania i już mogli się spotkać ponownie wszyscy razem. Także Eitri przyjechał na wozie siedząc na koźle obok Hugo. Po zarzegnaniu kryzysu podczas przeprawy brodem obyło się już bez większych przygód. Halabarnicy Meistera przeprawili się na hochlandzki brzeg jako ostatni. Potem jeszcze kto najpierw siągnął to teraz zakładał swoje portki i resztę dobytku. Aż ludzie Stefana dali znać, że wraca Greta. Po chwili rzeczywiście ukazała się góralka dosiadająca kuca i zaczęła rozmowę z Petrą streszczając jej czego się dowiedzieli. Ci dwaj “cudacy” to chyba jacyś tileańscy kusznicy i szukali pomocy dla kolegów oblężonych na mglistym bagnie przez zwierzoludzi. A, że już wszyscy się przeprawili to Petra kazała uformować kolumny i ruszać dalej zaś Gretę posłała z poleceniem aby reszta poczekała bo już tam do nich jadą. A gdy się ponownie spotkali z pacierz później to sami mogli się przekonać jak się sprawy mają. --- - To mówicie jest was tam z tuzin na tej farmie… Tuzin ciężkich kuszników z Tilei… Porucznika Ferro… I mgła i bagna tam są… I zwierzoludzie co was tam osaczyli… - Petra siedząc w siodle dość dobrze podsumowała tego wszystkiego co za pośrednictwem świetlistej blondynki udało im się dowiedzieć od obu kuszników. Szefowa widocznie namyślała się co tu teraz zrobić. Zerknęła na zachód wzdłuż wąskiej, błotnistej przesieki jaką do tej pory wędrowali. Tam było Breder. Wciąż mieli szansę tam dotrzeć do jutrzejszego południa. Po czym spojrzała na południe. Na podobny, błotnisty szlak jaki miał prowadzić do tej wioski o jakiej mówili obaj kusznicy, bagna, mgły no i ich kolegów obleganych przez zwierzoludzi. - Stefan, znasz tą wioskę? I te bagna? - zanim podjęła decyzję zapytała się swojego przewodnika co u co niektórych kolegów wzbudzał tak wiele kontrowersji. - Ta je psze pani! To Tongruben psze pani! Tam mają dobrą glinę, dobre garnki i dzbanki z niej wychodzą to robią te dzbanki. I to leży zaraz na skraju mokradeł. Mgliste Bagna na nie wołają. I ta opuszczona farma też tam jest. Ci z Tongruben mówią, że przeklęta! To nie tak daleko. Ale tam zawsze mgła jest to nie tak łatwo trafić. Trzeba wiedzieć jak iść. - Stefan jak zwykle uśmiechał się szczerze jakby bawiła go ta cała sytuacja. I radośnie, bez skrępowania odpowiadał szefowej na jej pytania jak prostoduszny człek powinien gdy rozmawiał z lepiej urodzonymi. - A te zwierzoludzie? - Petra pokiwała głową i znów namyślała się chwilę. W końcu zadała mu kolejne pytanie. - A tak, zwierzoludzie tak psze pani, zwierzoludzi to tu dostatek! Zawsze się da trafić na jakąś ich bandę. Chytre są i czujne, nie tak łatwo je podejść ale jak się uda to taki łeb zawiesić nad kominkiem albo sprzedać jakiemuś panu to można, można. Ale tych co oni mówią to zbyt dużo pewnie nie jest. - myśliwy ze swadą tłumaczył jak to tutaj bywa z tymi plemionami pierwotnych dzieci Chaosu jacy od zawsze stanowili dla ludzi wrogą im nację. - Dlaczego tak uważasz? - zapytała szefowa którą to ostatnie zdanie widocznie zdziwiło. - A bo ci dwaj się wymknęli. I jeszcze potem wlekli rannego. Czyli kopytnych nie było zbyt wiele. Albo gdzieś sobie poleźli z innej strony i im się akurat udało. No i to nie może być cała horda bo by ich od razu zgnietli. Teraz bu obgryzali ich gnaty i wyżerali oczy z oczodołów. To jakoś na mój rozum prostego człeka zbyt wielkie stado to być nie powinno. - odparł Stefan ale już bez swojego dość niefrasobliwego uśmiechu. Teraz mówił jak doświadczony myśliwy za jakiego się podawał i jaki niejedno już widział, słyszał i przeżył. - Czyli mówisz, że nie powinno być ich zbyt dużo? No dobra. To pojedziemy do tego Tongruben. I zobaczymy jak się tam sprawy mają. W końcu nasz markgraf prosił abyśmy w miarę okazji dokonywali chwalebnych czynów i, że inni będą nas oceniać i obserwować bośmy nowi i bez opinii. - szefowa zdecydowała się wreszcie co powinni robić. I wydała rozkazy. Kozacy Gottharta mieli iść przodem i zabezpieczać jedną flankę kolumny zaś myśliwi Stefana podobnie tylko z drugiej strony. Potem miecznicy Theiss, wóz i halabardnicy Meistera. Sierżanci zaczęli przekazywać rozkazy i formować kolumny. I po chwili kawalkada zboczyła z główniejszej przesieki na tą mniej uczęszczaną. --- Wszyscy - osada Tongruben Droga do wioski zajęła ze dwa pacierze zapewne. W końcu przybyszom ukazała się dość ponuro i odpychająco wyglądająca wioska. https://i.imgur.com/MyxGZ5F.jpg Z niej nieco trwożliwie wyszło paru ludzi. Reszta trzymała się w pobliżu swoich chat i obejść ale widać było, że są dość nieufni do sporej grupy obcych. Do tego uzbrojonych. Te pierwsze lody pomógł przełamać Stefan. - Pochwalony wujaszku Thomas! - zawołał do któregoś z nich i wyszedł z ramionami jakby chciał go objąć na przywitanie. I jakoś to poszło. Tubylców chyba uspokoiło to, że obce wojsko nie przyjechało tu palić, gwałcić, rabować i kwaterować tylko są w sprawie tych obcych z bagien. Zaprowadzili Petrę i jej świtę do chaty gdzie złożono rannego kusznika. Zrobiono mu posłanie na piecu więc miał ciepło i całkiem wygodnie. Dwaj jego koledzy za pośrednictwem swojej uczonej rodaczki tłumaczyli jak to było. Porucznik Ferro szukał ochotników aby się spróbowali przebić i sprowadzić pomoc. Oczywiście z powodu bariery językowej rozmów z tubylcami zgłosił się Edgaro. A oprócz niego właśnie jego dwaj obecni towarzysze czyli Alberto i Renzo. Zostawili swoje bełty i kusze oraz cały ekwipunek jaki mógłby ich obciążać i zdradzać obecność. Zabrali tylko kordy. Przekradali się po ruinach tej zdezelowanej farmy. A potem w górę rzeki. Szli i szli przez tą mgłę i bagna. Aż dotarli tutaj, do wioski. Czyli właśnie do Tongruben. Ale wcześniej natknęli się na dwóch rogatych. Wyskoczyli znienacka z tej mgły nie wiadomo skąd. Jednego udało im się zabić a drugiemu dołożyc tak, że zwiał. Ale wcześniej Edgaro oberwał tak mocno, że Renzo i Alberto wzięli go za ramiona i wlekli. Szli jak najszybciej potykając się i topiąc w tym bagnie aby jak najszybciej i jak najdalej wyrwać się z tej matni i ujść ewentualnemu pościgowi. I chyba się udało bo dotarli do tej wioski. Petra jak popatrzyła i posłuchała tego wszystkiego znów miała niezły orzech do zgryzienia. - Zobaczy czy dasz radę mu jakoś pomóc. - zwróciła się do Alezzi ale na razie wyszła na błotnisty dziedziniec wioski. Znów wsiadła na swojego konia jakby miała dzięki temu lepszą perspektywę. Wpatrywała się w kierunku ściany mgły jaka skrywała te bagna ich zagrożenia, tajemnice i oblężonych kuszników. - Nie ma co się zastanawiać. Albo trzeba wejść po nich w te bagna albo wracać na szlak do Breder. Co radzicie? - spojrzała w dół na najważniejszych dowódców oddziałów i różnej maści specjalistów. Pytanie było jak najbardziej na miejscu. Na razie nic wielkiego się nie stało biorąc pod uwagę główny cel jaki mieli wyruszając z Lenkster czyli zrobienie zapasów w Breder. Ot straciliby dzwon czy dwa na przyjazd do Tongruben i rozeznanie się w sytuacji. Mogliby zabrać tą trójkę ocalałych albo zostawić i jechać dalej za swoimi sprawami. Mogli też spróbować ruszyć w tą mgłę i bagna aby spróbować ich odnaleźć i uratować. O ile jeszcze było kogo ratować. Bagno jednak było samo w sobie trudnym terenem do prowadzenia walki i przemarszów. Do tego ta mgła. Coś widać było może na pół setki kroków, coś tam majaczyło góra do kolejnej setki. Co przeszkadzało w orientacji w terenie a i ograniczało możliwości strzelców. A tu był skraj tych bagien. W głębi mgła miała być gęstsza. Kusznicy opisywali, że przy farmie to coś widać ledwo na parę, paręnaście kroków. Jakby tak miało być to w ogóle strzelcy mieliby ograniczoną użyteczność. A poza tym zwierzoludzie słynęli z wszelkich forteli, podstępów i zasadzek. Nie było dziwne, że szefowa chciała zapytać innych o zdanie. Jedyne czego była pewna to to, że w tej wiosce nie było co stać po próżnicy. - Trzeba by po nich pójść. Ale w te bagna i mgłę to może być ciężko. Pogubić i potopić się można. A jeszcze mają tam być zwierzoludzie. - odparł Meister w swoim oszczędnym stylu. - To żołnierze. Jak ich zostawimy to nie wiem czy ktoś z nich się wyrwie. A na naszą wojne przyszli. - Theiss okazała podobne, ostrożne poparcie chociaż też nie wyglądała na taką co by miała ochotę zanurzać się w tą mgłę i bagna. Ale wydawała się odczuwać jakieś pokrewieństwo z innymi wojakami. - Jak trzeba to ja mogę zaprowadzić. Wiem gdzie jest ta farma. - odparł wesoło Stefan ale nie chciał się sam wyrywać z jakimiś większymi deklaracjami. Na czterech dowódców oddziałów trzech mniej więcej wydawało się skłonnych zaryzykować pomoc oblężonym kusznikom. Chociaż zdawali sobie sprawę, że teren jest bardzo niesprzyjający i to ich wyraźnie nie nastrajało zbyt entuzjastycznie. Więc Petra spojrzała na czwartego z dowódców czyli Gottharta. I przesunęła się po reszcie twarzy czy mają coś do powiedzenia w tej sytuacji. --- Mecha 04 Zmienne wiatry magii rzut 2k10: 01 magia cienia 02 magia metalu 03 magia niebios 04 magia ognia 05 magia śmierci 06 magia światła 07 magia zwierząt 08 magia życia 09 magia dhar 10 magia inna rzut: https://orokos.com/roll/980342 7,4 7 > magia zwierząt +2 do rzutów 4 > magia ognia -2 do rzutów
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-06-2023, 13:50 | #28 |
Reputacja: 1 | Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; okolice brodu Czas: 2521.04.23; Wellentag; przedpołudnie Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0) okolice krzyżówek Elf podczas rozmowy Petry ze Stefanem stał jak najbliżej nich, słuchając co mają do powiedzenia. Większość wniosków Stefana miało pokrycie w tym czego i on doświadczył nie raz w Lesie Cieni. Jednak szybko dodał coś od siebie na koniec rozmowy, jeszcze zanim Stefan odszedł od szefowej- Szanowna Pani i przewodniku, nie możemy wykluczyć, że w związku z wojną na wschodzie, zwierzoludzie są przyciągani przez Chaos aby dołączyć do wojny. Jest też mała szansa, że to byli zwiadowcy wypuszczeni na przód większego oddziału i część wróciła z informacją o żołnierzach do dowódcy. Na szczęście dla nas, wyglądało to raczej na łatwe zwycięstwo pomiotów i nie powinni wysyłać posiłków. W każdym scenariuszu liczy się tylko to, że musimy działać szybko.- Następnie zwrócił się bezpośrednio do Petry - Droga Petro, czy mamy w naszych szeregach innego maga niż Alezzia? Jestem ciekawy czy jakoś moglibyśmy pozbyć się mgły…- na samym końcu jeszcze nie czekając na odpowiedź, popatrzył na Kolesnikowa i do niego też skierował pytanie - Szanowny …przewodniku, bywałeś tu najczęściej z nas wszystkich. Te mgły to naturalne zjawisko w tym miesiącu? Są jakieś godziny w ciągu dnia w których mgła jest mniejsza i widoczność lepsza dla łuczników? - Tak szanowny panie elfie. Zawsze tu jest jakaś mgła. Dlatego zwą je Mgliste Bagna. No i wiadomo, w gorące dni, w lecie, w środku dnia to jest jej mniej. Ale teraz na wiosnę, jak całą noc padało to teraz to paruje. Mgła będzie gęsta do wieczora. Zwłaszcza na bagnach bo tam zawsze mokro i pełno wody. Więc to normalne psze pana. - Stefan odparł szybko i bez wahania. Uśmiechnął się przymilnie do elfa gdy to mówił aby okazać swoje szczere intencje. Reszta tych co zdecydowali się przysłuchiwać rozmowie na krzyżówkach dalej stała w pobliżu obserwując przebieg rozmowy. - A to ci jednego maga to mało? - zaśmiała się rozbawiona szefowa gdy ją z kolei zapytał o innego maga w ich oddziale. Ale poza świetlistą, konną blondynką to coś się nie zanosiło aby ktoś inny mógł być tu magiem. Większość kolumny stanowiły oddziały zaciężnych wojaków jacy zwerbowali się pod sztandary górskiego markgrafa. - Ale zobaczymy jak będzie z tą mgłą. Może nie będzie tak źle? Mgła to jak wiatr albo deszcz. Jak jest to wiele nie poradzisz. - szefowa zdawała się podchodzić do sprawy mgły jako jednego z elementów pogody i chyba wątpiła aby coś dało się z nią zrobić. Chociaż popatrzyła jeszcze z siodła kontrolnie na uczoną czy może jednak coś by mogła na to zaradzić. droga do Tongruben Podczas drogi, nastąpiła również wymiana zdań z Gotthartem. Ogólnie podczas podróży do Tongruben, Duivel coraz śmielej zagadywał do różnych osób, podszedł także bliżej do magini Alezzi i odezwał się, wcześniej się kłaniając- Droga Magini, czy magia, którą umiesz zawiera jakieś czary związane z silnymi powiewami wiatru? Myślę o rozproszeniu mgły, abyśmy mieli lepsze szanse ze zwierzoludźmi. Pani widzi, mamy tu wielu łuczników, którym będzie ciężko na polu bitwy. Czyż to nie jest zabawne, że Elf chodzi tu z łukiem bez żadnej wiedzy magicznej, a człowiek posiadł wiedzę na temat jednej z części Aethyr*…- elf podczas rozmowy rzadko spoglądał na Alezzie. Może nie lubił zadzierać głowy do góry, aby patrzeć komuś w oczy, gdy ten jedzie na koniu, a może nie chciał zdradzać zbyt wiele swoim rozmówcom. Jednak w kilku momentach, można było dostrzec szczeru uśmiech i wzrok jakby pełen podziwu gdy mówił o człowieku, który okiełznał magię. Alezzia uśmiechnęła się lekko do elfa gdy ten do niej zagadał. Spokój jakiś zdawał się promienieć z jej sylwetki nie dostawał do typowego człowieka. - Wiatr, który opanowałam nie posiada takich możliwości. Hysh to, mówiąc kolokwialnie, magia światła. Przykro mi. - skłoniła głowę w zasmuceniu - Moja specjalizacja opiera się na innych talentach. Może pomógłby Magister z wiatrem Ghyran, ale niestety nie ja. Hysh pomoże gdy będzie trzeba zmierzyć się samym Chaosem, ale prawdziwego wiatru nie opanuje. Duivel podziękował za odpowiedź, znów ukłonił się nisko, serdecznie się uśmiechnął i zwolnił, gdyż ciężko prowadziło się rozmowy z osobami jadącymi na koniu. Następnie udał się pośpiesznie na wóz, gdzie siedział tak dobrze strzelający krasnolud. Ukłonił się lekko, zdjął kaptur i z uśmiechem zaczął mówić do współtowarzysza podróży. - Mości krasnoludzie, nie pamiętam czy już gratulowałem drugiego miejsca w strzelaniu. Fantastyczny wynik. W każdym razie ciekawi mnie czy ten twój sprzęt to lepiej radzi sobie w strzałach dystansowych czy może z bliska też będzie skuteczna? Może przy jakiejś sposobności będziemy mogli wymienić się wiedzą o naszych jakże innych, a jednak podobnych broniach. - Witaj, wutelgi. - zaczął krasnolud unosząc brew, na otwartość elfa - Przewaga broni palnej nad łukiem to zasięg w jakim jest skuteczna. O ile "Odległa Pięść" spisze się lepiej od łuku na bliższy dystans, łuk nie ma tendencji do zawodzenia. Ruchome części, mokry proch, czy zniekształcenie lufy od przegrzania mogą sprawić, że będzie mi bardziej przydatny jako maczuga. Do tego umiejętność. - krasnolud westchnął i pogłaskał swoją broń - Każdy idiota, może wycelować broń palną, nacisnąć spust i coś trafić. Łuk wymaga umiejętności, lat treningu i pewnego oka. W rękach wprawnego strzelca będę się bał łuku ponad najładniejszą pukawkę. - Owszem, nie mylisz się co do łuków, ale dobry nauczyciel może sprawić, że szybko opanujesz podstawy, a potem już tylko trening. Co do twej jakże ciekawej broni, to myślę, że jesteś zbyt skromny... Przy lepszych warunkach chętnie wziął bym lekcję z obsługi, szczególnie od tak zacnego strzelca...- Duivel ukłonił się i z uśmiechem na twarzy zeskoczył z wozu. Resztę drogi do osady spędził na rozglądaniu się po okolicy, chcąc wychwycić jakieś cechy terenu, które mógłby wykorzystać w walce ze zwierzoludźmi. osada Tongruben[/center] Gdy dotarli na miejsce, Duivel poszedł za sierżantami i porucznik do chaty gdzie znajdował się ranny kusznik. Podczas gdy Alezzia płynnie tłumaczyła opowieść pozostałych dwóch kuszników, Elf udał się w pobliże łoża na którym leżał. Mundo-naru nie czekał aż magini odprawi swoje czary i jeszcze podczas Jej rozmowy z obcokrajowcami przyjrzał się dokładnie rannemu Tileańczykowi i ku swojej radości stwierdził po sumiennych oględzinach, że wie jak choć trochę pomóc rannemu. Spotkał się już wcześniej z podobnymi obrażeniami zadanymi przez zwierzoludzi, także wziął się do roboty i po jakimś czasie poszkodowany mógł poczuć się lepiej. Elf usłyszał, jak Petra prosi Alezzię o pomoc i wtrącił w rozmowę dwóch kobiet - Szanowne Panie, w międzyczasie udało mi się opatrzeć nieco rany kusznika, powinno być z nim nieco lepiej. Także jeśli lepiej zachować magiczne siły na później, to nie trzeba w tej chwili bardziej uzdrawiać rannego- ukłonił się i wyszedł z chaty nie czekając na odpowiedź. Zajął się teraz bardziej przyziemnymi sprawami. Wypchał swój kołczan strzałami, sprawdził napięcie cięciwy, poprawił małą tarczę przywiązaną do pasa, a na końcu wyjął swoją szablę z pochwy aby sprawdzić czy przypadkiem nie zardzewiała. Jego bystry wzrok przydaje się często na co dzień, jednak gdy znajdzie się w tak gęstej mgle, to nawet ta cecha może okazać się zbędna, a wtedy przydałoby się aby jego broń awaryjna była zdatna do użytku. W międzyczasie Petra już wyszła z chaty i rozmawiała z dowódcami poszczególnych regimentów. Elf podszedł do nich i przysłuchiwał się dyskusji, a jeśli ktoś stał trochę dalej to próbował wyczytać słowa z ruchu warg. Następnie stanął bliżej i zaczął dość głośno mówić -Co do wyprawy droga Petro, to łucznicy mogą tam bardziej przeszkadzać niż pomagać gdy widoczność będzie na dwa kroki. Jeśli mamy sposób na rozproszenie mgły to chętnie pójdę wybić paru zwierzoludzi. Jeśli jednak jest inaczej… to będę czekał na Wasze postanowienia- Duivel skończył zdanie i rozglądał się po twarzach dowódców i innych zgromadzonych w pobliżu. Po krótkiej chwili spytał donośnym tonem ogółu zgromadzonych wokół. - Mamy jakieś eliksiry, które przydadzą się nam na polu bitwy?- wypowiedział to pewnym siebie głosem, z lekkim, zwyczajnym uśmiechem na twarzy. * ps sorki za ten rzut na dole, testowałem Ostatnio edytowane przez Cioldan : 09-06-2023 o 10:51. Powód: już wszystkie odpisy, także post już w całości, pozdro i udanego weekendu |
09-06-2023, 13:10 | #29 |
Reputacja: 1 | osada Tongruben …Bagna są bardzo zwodnicze, wydaje Ci się że wchodzisz na polanę, po której można sobie hasać niczym sarenka. Łatwo jednak stracić orientację, bo bagno żyje, wciąż się zmienia. Wystarczy jedno zanurzenie po pas i uświadamiasz sobie że nie wiesz gdzie jesteś, zwłaszcza gdy jest mgła. Brnąc przez moczary co rusz niewidzialna siła wciąga Cię w otchłań, zasysa i pochłonie Cię jeżeli nie będziesz ostrożny Tobiasie. A im bardziej się szarpiesz i chcesz wyrwać tym bardziej Cię pochłania. Bagno jest cierpliwe, wykańcza powoli, czekając aż opadniesz z sił i się poddasz. Tylko spokój może Cię uratować. Spokój i ‘trzecia noga’ - długi kij którym oprzesz się o twardy grunt i który możesz podać towarzyszowi. Siekniesz nim przez łeb zwierzoczłekowi jak będzie trzeba. Nie wyruszaj bez niego na bagna… Tobias kończył przycinanie grubej długiej gałęzi która nadawała się na ‘trzecią nogę'. -Wuj zawsze miał rację - wspomniał Tobias a gdy kij uznał za skończony skierował się w stronę ‘szefowej’. - W gęstej mgle zwierzoludzie będą widzieć równie słabo jak my, węch też nie na wiele się im zda, jeżeli podejdziemy w kilku grupach, ich wzajemny zapach też im nie ułatwia sprawy. Widziałem łódkę czy dwie może można część drogi nimi przepłynąć. Mają przewagę słuchu dlatego może przydałaby się hałaśliwa grupka albo dwie. Garść albo dwie kamieniu rzuconych to tu, to tam może zmylić zwierzoludzi. - kontynuował Tobias patrząc Petrze prosto w oczy. - Nie tylko na ich trzeba uważać na bagnach. W Ostlandzie można się na nich natknąć na olbrzymie pijawki, czerwie i mięsożerne krwawniki, no i chmary owadów.. Nie sądze, żeby w Hochlandzie było pod tym kątem lepiej.’ Osobiście chętnie utłukłbym kilka bestii, ale ratunek żołnierzy ma pierwszeństwo a z doświadczenia wiem że gdy zwierzoludzie biorą kopyta za pas gdy wiedzą że mają do czynienia siłami większymi niż ich. Uważam zatem że powinniśmy ich po prostu stamtąd przegonić. Może panna Alezzia - tu Tobias odwrócił głowę w stronę czarodziejki, lekko się kłaniając - ma jakiś sposób by to właśnie uczynić. No i szefowo upewnij się by ludzie idący na bagna mieli ze sobą to - Tobias uniósł trzymany w ręku kij. |
10-06-2023, 01:57 | #30 |
Reputacja: 1 | Stefan z uwagą przysłuchiwał sią uwagom i opiniom zapytanych przez Petrę o wyprawę ratunkową na bagna podwładnych. Po czym dodał swoje trzy grosze: Uważam, że zdecydowanie należy im pomóc. Dzisiaj oni są w okrążeniu, a jutro to możemy być my. Poza tym chyba każdy z tu obecnych miał do czynienia z tą paskudną, nic nie wartą nacją kozojebców. Nikt nie zasługuje, żeby zostawić go na taką śmierć! - w ostatnich słowach Stefana słychać było szczerą nienawiść i pogardę dla wrogów, którzy rozszarpali na strzępy zdecydowanie zbyt wielu jego towarzyszy. - Jednak w pełni zgadzam się z obawami związanymi z terenem. Nie możemy tam wejść na ślepo, bo te dranie wciągną nas w zasadzkę albo uciekną bez strat. Spoglądając na Gottharda i Duivela ciągnął dalej: Zgadzam się z tym, że teren i ta mgła może stworzyć zagrożenie dla naszych zwiadowców. Ale nie sądzę, że wysyłanie przodem ciężko zbrojnych będzie dobrym pomysłem, bestie jeszcze łatwiej ich wypatrzą i wciągną w walkę w niekorzystnych dla nich warunkach, a odwrót będą mieli utrudniony ze względu na cięższy ekwipunek. Zwiadowcy mimo wszystko powinni mieć szansę, jeśli to dobrze rozegramy, podejść wroga i pozwolić nam przyjąć walkę w dogodnych albo co najmniej wyrównanych warunkach, a w najgorszej sytuacji zrobić to, do czego są stworzeni, czyli znaleźć wroga i związać go walką na tyle długo aż cięższe oddziały zdążą się uszykować do walki. Skończywszy zdanie przeniósł swój wzrok na Tobiasa: -Pomysł z podziałem na kilka grup jest ciekawe i prawdopodobnie skuteczny ale stwarza także poważne ryzyko, że bydlaki będą bić nas częściami. A co do ich przewagi w powonieniu to mamy w oddziale kilka psów które powinny należycie użyte pozwolić nam wyczuć ich nie później niż oni nas. No i zawsze możemy spróbować podejść ich pod wiatr, aby osłabić ich możliwość wywąchania nas. Po tych słowach spojrzał na sierżanta zwiadowców: Ufam w umiejętności naszych zwiadowców Panie Kolesnikow, mimo to uważam, że kluczowe będzie to aby wziąć kilku dobrych przewodników spośród miejscowych. Te bestie chaosu na pewno im też sprawiają wiele kłopotów, więc powinnyśmy dać radę ich przekonać do pomocy, jest to w ich własnym interesie. Miejscowi pokażą nam najbardziej zdradliwe niebezpieczeństwa na trasie i mogą wskazać te ścieżki o których mogą nie wiedzieć nawet zwierzoludzie. Tych którzy są zorientowani w temacie trzeba w ogóle wypytać co wiedzą o tej bandzie potworów. Jest jeszcze jedna kwestia, zwierzoludzie nie są głupi, więc powinniśmy założyć, że obsadzili wioskę czujkami jako najbliższe miejsce z którego może nadejść odsiecz i należałoby się ich pozbyć wysyłając własnych zwiadowców. Reasumując proponowałbym wysłać naprzód kilkuosobowy oddział zwiadowców który przecierałby szlak dla reszty naszych oddziałów i szukał drogi do okrążonych oraz starał się znaleźć przeciwnika zanim on znajdzie nas. Zgłaszam się na ochotnika do tego oddziału. Stefan spojrzał w kierunku bagien i dodał po chwili spoglądając na czarodziejkę: Nie znam się na tych sprawach Pani di Lucci ale chciałem się spytać czy jest Pani w stanie wyczuć/ sprawdzić czy w tym gadaniu o tym że ta farma na której bronią się żołnierze rzeczywiście jest “przeklęta” w jakiś sposób czy to tylko takie gadanie? |