Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2010, 23:57   #1
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Warsztat Arsene'a, czyli tekst(y) do zrecenzowania

Witam. Jako, że szykuje mi się sesja w której może padną jakieś strzały, postanowiłem poćwiczyć troszkę pisanie o tych że sprawach. Prosił bym was o zaglądnięcie od czasu do czasu, bo mam zamiar wrzucać tu swoje teksty do waszej oceny, bo jak wiadomo - nic tak nie buduje umiejętności jak krytyka Ale koniec tego gadania, może najpierw twór tej nocy



Ta noc nie była spokojna. Zachmurzone niebo rozświetlały nieustannie błyski eksplozji i smugi naboi przeciwlotniczych. Huki wystrzałów z ziemi i wybuchów w powietrzu czyniły, że niebo zmieniło się dla spadochroniarzy w piekło. Perspektywa wylądowania na ziemi, choć kusząca, nie była też zbyt korzystna, gdyż tam czekali już przygotowani nań Niemcy. W jednym z samolotów siedział kapitan Gregory Robertson. Miał krótkie, brązowe włosy, niezbyt owalną twarz i wczorajszy zarost. Przed wylotem nie było czasu na takie błahostki jak golenie się. Nagle huk, błysk światła i kapitan otworzył zaciśnięte powieki. Samolotem trzęsło, i to ostro. To oznaczało jedno - trafili ich. Żołnierze szykowali się do skoku, migała już zielona lampka. Spadochroniarze rzucali się jeden po drugim. Wreszcie i Gregory oderwał się od podłogi statku powietrznego i sunął w dół niczym pocisk. Kontem oka zobaczył jak pociski przeszywają samolot w miejscu, w którym przed chwilą spadł. Kilkanaście sekund po tym, gdy spadochron kapitana otworzył się, pojazd mający dostarczyć ich nad cel zarył potężnie w ziemię, ściął kilka drzew i stanął w płomieniach. Światła na ziemi pojawiały się i gasły co chwila w różnych miejscach. To Niemcy witali swych gości tak ciepło, jak tylko mogli. Ogniem przeciwlotniczym. Nad wyraz gorącym. Wreszcie Greg był już niemalże na ziemi. Jeszcze tylko trzeba było minąć te drzewa i trafić na jakieś pole, i można było … no właśnie - co ? Nikt nie spodziewał się przywitania tak wcześnie i gorąco. Żołnierze skakali z samolotów bez rozkazów, pojęcia gdzie się znajdują czy też gdzie mają się kierować. Spadochron kapitana zaplątał się w jakieś drzewo.
- Psia mać! - zaklął i odciął poplątany spadochron.
Upadłszy z głuchym trzaskiem na ziemię szybko przyległ do pnia drzewa, załadował Thompsona i nerwowo rozejrzał się. Nikogo nie było. Greg był przy drzewie, które rosło przy jakiejś wiejskiej drodze. Wokół puste pole i błyski na linii horyzontu, oznaczające wrogie stanowiska. Od czasu do czasu w blasku ognia przeciwlotniczego widać było jakieś zabudowania. Kilkanaście metrów dalej na ziemię spadał właśnie jakiś spadochroniarz. Nie było czasu na myślenie. Kapitan ruszył biegiem ku niemu. Żołnierz zaplątał się w spadochron i minęło kilka cennych sekund, nim zorientował się w sytuacji.
- Kto idzie ? Stać albo strzelam - po głosie można było poznać, że ten wojskowy nie wie nawet z której strony ktoś ku niemu zmierzał.
- Nie strzelaj do cholery! Kapitan Gregory Robertson, kapitan sto pierwszej.
- Przepraszam, sir. Szeregowy Johnson. Gdzie my do cholery jesteśmy ?
Kapitan rozejrzał się jeszcze raz. Jakieś pięćset metrów od nich był niewielki lasek z którego Niemcy prowadzili ostrzał przeciwlotniczy. Rzucił jeszcze okiem na niebo. Samoloty płonęły, białe połacie spadochronów szybowały ku ziemi. Kilka z nich leciało w okolice najbliższego kapitanowi stanowiska niemieckiego.
- Nie mam pojęcia. Dobra, chodźmy tam, może spotkamy jakiś naszych.
Obaj ruszyli szybko w stronę źródła strzałów i tam, gdzie prowadziły ich białe plamy spadochronów na niebie. Gdy dobiegli do pierwszych drzew, podczołgali się do niewielkiego pagórka, wokół którego rozciągnięte były linie worków z piaskiem, a na szczycie stało działo przeciwlotnicze.
- Swoi ? - szepnął ktoś za kapitanem, przez co mało nie wyzionął ducha.
- Gregory Robertson, sto pierwsza …
- Czyli swoi. Siedzą tu sukinsyny i strzelają - do kapitana i szeregowego podczołgało się trzech ludzi. Dwaj wyposażeni normalnie, jeden zamiast Thompsona ściskał niemieckiego Mausera. Greg postanowił sobie o to zapytać później. Wokół działka w okopie siedziało kilku nazistów. Kapitan szybko oszacował - było ich czterech. Dodatkowo pięciu przy działku i jeden palił papierosa jakieś dwadzieścia pięć metrów dalej.
- Wy, jak się nazywacie ?
- Anton McFread , sir. Starszy szeregowy.
- Dało by radę, żebyś podlazł cicho do tego Niemca i załatwił szmatę bagnetem ?
- Łatwizna, sir!
- Dobra, to do roboty. Wy dwaj - wskazał dwóch nowych towarzyszy - zajmiecie się szkopami w okopie, my rozwalimy tych przy działku. Zaraz po tym, jak padnie tamten ze szlugiem, jasne ? Dobra, pamiętajcie o granatach - kapitan zamknął oczy na sekundę, która zdawała się trwać wieczność. Anton szedł przykucnięty do Niemca. Gdy był już krok od niego, a huki wystrzałów nie cichły na chwilę świsnął niesłyszalny dla nikogo bagnet i nazista padł martwy. Dosłownie sekundę później strzały z Thompsona i Mausera spadły na jego towarzyszy w okopie. Niemcy przy dziale już zeskakiwali do pozycji strzeleckich by wspomóc towarzyszy, gdy nagle jeden po drogim wpadły doń trzy granaty. Trzy niewielkie eksplozje załatwiły ich na dobre. Jednak wróg w okopie trzymał się nieźle. Żołnierze Rzeszy nie dali się zaskoczyć i szybko odpowiedzieli ogniem. Między żołnierzy alianckich wpadły dwa granaty. Jeden z mężczyzn chwycił je by oddać je właścicielom, lecz nie zdążył się zamachnąć. Eksplozja nie zostawiła z niego niemalże nic. Jego kolega leżał na ziemi. Bok miał cały poszarpany, prawe kończyny były urwane, w kawałkach leżały obok niego. W odpowiedzi na ten czyn kapitan z towarzyszem otworzyli ogień. Dwóch Niemców przyległo do ziemi zalewając ją krwią. Zostało trzech. Nagle padły strzały ze strony, z której naziści się tego nie spodziewali. Anton ostrzelał ich i rzucił granat. Zrobił to jednak na tyle nieumiejętnie, że wróg zdążył mu ten granat odrzucić. Na szczęście dla młodego alianta, upadł kilka metrów dalej nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Ostrzeliwując się tak przez kilka chwil, bezskutecznie, Johnson wychylił się trochę bardziej zza pagórka na którym leżał, po prostu zbyt wysoko podniósł głowę - i to wystarczyło by kula przeszła prawie przez sam środek jego głowy. Kapitan schował się i zaklął siarczyście. Z żądzą krwi w oczach wychylił się i ostrzelał Niemców. Rzucił jeszcze jeden granat i z lubością patrzył, jak przeciwnicy konają w męczarniach. Wybiegł zza swojej osłony i z satysfakcją, niezdrową wręcz, dobijał rannych strzelając im w głowy z pistoletu. Spojrzał na Antona i krzyknął
- Choć, już po wszystkim.
Dosłownie w tej samej chwili za jego plecami rozległy się jakieś krzyki w języku niemieckim, huknęły strzały i kapitan upadł na kolana uderzony siłą strzałów. Wypluł obfitą ilość krwi i poczuł kolejne silne uderzenie, tym razem w bok. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, zobaczył jeszcze jak biegnący Anton pada na ziemię , krzyczy coś, ale to wszystko było teraz jakby odległe. W końcu mięście odmówiły posłuszeństwa zupełnie. Padł twarzą na ziemię i ostatnie co zobaczył, to czubek niemieckiego buta, sunący ku jego twarzy.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172