Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2012, 20:42   #411
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Harikawa

Harikawa szarpał się i miotał. Pod wodą jego ruchy, w porównaniu z ruchami kreatur, zdawały się być tak powolne i niezgrabne, że w zasadzie przeciwnicy mogli bez trudu unikać jego rozpaczliwych prób obrony.
Kolejne łapy ściągały go w stronę dna. Kolejne rybo-stwory atakowały dziko, z morderczym okrucieństwem. Aż w końcu pociemniało mu w oczach i utonął w ciemnej, zimnej toni.




Summers

Summers wdrapywał się ku górze. Powoli. Mozolnie. Ale przynajmniej widział celowość w tym, co robił. W końcu dotarli w miejsce, z którego już nie musiał się wspinać. Wystarczyło skorzystać z przerdzewiałych schodów, przechylonych jak reszta wraku.

W powietrzu śmierdziało ropą. Summers widział nawet tęczowe kałuże rozlane na wodzie wypełniającej zdewastowany okręt. To dodatkowo utrudniało oddychanie. W końcu Luke znalazł przejście na pokład. Wyszedł ostrożnie, wypatrując skrzydlatych bestii.

Były tam. Nad nim. Ale nieco z boku. Mógł zaryzykować próbę przekradnięcia się. Mógł spróbować przedostać się wodą, ponieważ znajdował się dość blisko podziurawionej jak rzeszoto burty statku. Mógł również zawrócić, tym bardziej, ze nigdzie nie widział Harikawy.

A nie! Jednak widział go.

Kumpel znajdował się okręt dalej. W dziurze w poszyciu parowca, na którym widział ostatnio Kishlera. Harikawa nie był sam. Obok niego kucała Murzynka, której nie mógł pomylić z nikim innym, ze względu na maskę ośmiornicy na twarzy.




Noltan, Boone, Dean, Yoshinobu

Wszechświat krążył wokół piątki osób zgromadzonych w zdewastowanej po eksplozji granatu sali badawczej. Mimo, że owa piątka nie miała o tym najmniejszego pojęcia.

Yoshinobu zajęła się raną Noltana, opatrując po kolei rannych – Noltana, Boonea no i Dean z poparzoną prawie do kości ręką. Zadziwiające było to, że Sally nie czuła bólu. Jakby spłonął kawałek drewna, a nie fragment jej ciała. Jakby ból ... przestał obowiązywać w tym pomieszczeniu.

Noltan był niespokojny. Stracił sporo krwi i w głowie kręciło mu się lekko. Stał się, nie z własnej winy, bardziej biernym obserwatorem niezrozumiałych wydarzeń, niż ich uczestnikiem. Co jednak mógł innego zrobić? On, zwykły człowiek?

Podobnie postąpił Boone. Pozwolił zerknąć uczynnej Japonce na ranę i opatrzyć ją w sprawny sposób. Upewnił się przy tym, że mimo pozorów, rana nie jest groźna, a dziwnej Azjatce i ... temu potwornemu czemuś ... można było zaufać. Nie spuszczał jednak z oka miejsca, w którym poszatkowana granatem istota zrastała się ponownie w jedną całość. Z obrzydzeniem, ale i fascynacją obserwował ten dziwaczny, zaprzeczający ludzkim prawom, proces.

Sallly Dean zamknęła oczy. Pozwalała opatrywać sobie spopieloną rękę. Było jej to dziwnie obojętne. Po tym, co widziała, po tym, czego doświadczyła jej umysł zdawał się ... być spokojny. Jakby oczekiwał na coś jeszcze. Na jakieś istotne wydarzenie. Czuła, że to jeszcze nie koniec. Że kryształ, który spopielił jej dłoń jeszcze odegra ogromne znaczenie w tej szalonej historii. Klucz. Napełniony bólem setek tysięcy zamordowanych w jednym miejscu ludzi. Nankin. Miasto Nankin. Znała to miejsce. Słyszała o tym, co Armia Cesarza zrobiła w tym mieście Chińczykom. Słyszała liczby zamordowanych w niespełna miesiąc cywili. Prawie ćwierć miliona. Ćwierć miliona! Tyle bólu, tyle cierpienia na pewno będzie miało znaczenie. Plus to jedno małe cierpienie zagubionej Sally Dean. Ono też będzie miało znaczenie. Nawet chyba większe, niż tych setek tysięcy udręczonych dusz.

Sakamae pracowała starannie, a gdy skończyła z dwójką mężczyzn i Sally, zajęła się Patrykiem i Anną. Oboje nadal nie odzyskiwali przytomności i w stanie tym Sakamae zaczynała dopatrywać się głębszego znaczenia.




Dempsey

Podczas, gdy jego towarzyszka zajęła się „łataniem” tych wszystkich, zagubionych i kruchych istot, on zajął się odzyskaną szkatułką.

Tym razem znaki i hieroglify pokrywające jej powierzchnię nie były już tak niejasne i pozbawione sensu. Tym razem przebudzony, wyniesiony Dempsey, ujrzał wzór. Schemat postępowania, który – by pojąć - trzeba było odrzucić ludzkie pojmowanie świata. trzeba było ... stać się jednym z Umiłowanych.
Tutaj i tam. Były przyciski. Delikatne, niczym najczulsza pieszczota. Tutaj ledwie muśnięcie, tam bardziej stanowczy ruch. Dłuższa chwila koncentracji, niemal transu i ... wieko odskoczyło.

W środku, tak jak to powiedział Milczący Mnich, były trzy rzeczy. Jedna dla Pani Lotosu, jedna dla Pana Cuchnących Rozlewisk i jedna dla Tego, Który Strzeże Plugawych Gniazd. Sami mieli podjąć decyzję, który podarują, któremu z Trojga.

A wybór nie był prosty. Bo w skrzyni leżały trzy rzeczy. Małe zwierciadło w ciemnej, chyba ołowianej oprawie – jak zauważył Dempsey – stłuczone. Był ... stary, oprawiony w srebro kieł jakiejś naprawdę gigantycznej bestii, długi jak dłoń dorosłego mężczyzny. I był ciemny, sporej wielkości opal, płaski i w kształcie elipsy. Krawędź kamienia pokrywała sieć misternych znaczków, jakby niezrozumiałego pisma.

Wszystkie przedmioty emanowały jakąś dziwną mocą, która spowodowała, ze ciało Ronalda znów zaczęło płonąć, zmieniać się i morfować, aż w końcu w sali znów stał mężczyzna w poszarpanym odzieniu i z otwartą skrzynią w rękach.




Noltan, Boone, Dean, Yoshinobu, Dempsey

- Więc znalazły się – w wejściu do sali pojawił się Japończyk, którego Noltan widział piszącego na maszynie. – Milczący odnalazł to, czego szukaliśmy tyle czasu. Jam jest Panem Cuchnących Rozlewisk. Zwany przez ludzi Kyo. Przepowiednie zostały prawie wypełnione. Umiłowani odzyskają należne im miejsce w panteonach. Zapomniani odzyskają imiona. Wypełni się Proroctwo Miliona Zapomnianych Snów. Dzięki wam. Dzięki wam.

Powtórzył, jakby z niedowierzaniem.

Spod klamotów, w miejscu, gdzie Boone unieruchomił poczwarę, wygramoliła się jakaś kobieta. Japonka. W zniszczonym zalanym jakimiś płynami, kiedyś zapewne nieskazitelnie białym fartuchu.

Niewinna twarz, jak jednak wiedzieli, skrywała w sobie demona.

Powiedziała coś, sykliwym językiem i spojrzała w stronę Boona. To spojrzenie obiecywało bardzo wiele przyjemności. Jednostronnej. Takiej, jaką sadystce dać może długa tortura obiektu chorych praktyk.




Harikawa

Ocknął się wypluwając z ust wodę. Leżał na zimnej, mokrej, stalowej powierzchni. Czuł się sponiewierany, jak mop chłopca okrętowego i tak samo pełen życia.

Pierwsze, co ujrzał to kostki nóg. Ciemne. Niemal hebanowe. Potem łydki, uda i resztę ciała – ciemnego, ociekającego wodą, bezwstydnie nagiego. Morijaba. Z wijącą się maską na twarzy.

Obok czarnoskórej kobiety kucały, wiły się, łasiły rybo-stwory z którymi jeszcze nie tak dawno temu Harikawa toczył bój na śmierć i życie.
Leżał na pokładzie okrętu u wylotu dziury, do której miał zamiar wcześniej dopłynąć.

- Kishler – powiedziała czarna kobieta głosem stłumionym przez maskę, a macki na jej twarzy poruszyły się, niczym żywe węże. – Na górze.
Hairkawa nie miał sił odpowiedzieć. Jedyne, co był w stanie zrobić, to wykaszleć z płuc gorzką, słoną wodę.
 
Armiel jest offline  
Stary 18-10-2012, 20:48   #412
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przeżył... ale nie potrafił z siebie wykrzesać radości. Przed nim stała maszkara która w teorii była Morijabą, ale i to nie wywoływało emocji u Yametsu. Ani obecność jej pieszczochów, dziwnych stworzeń, które podtopiły kaprala.
Wykrztusił z siebie resztę wody i spojrzał na murzynkę. Skinął głową na potwierdzenie jej słów i tego, że je zrozumiał.
Fakt że z pomocą czarta zwalczał innego diabła usunął się gdzieś głęboko w jego umysł.
Zmęczony walką o łyk powietrza i życie Yametsu nie potrafił się zdobyć na kłótnię z kobietą.
Nawet na zadanie pytania brakowało sił. Ciało było również zmęczone walką.
Ale nikogo nie było stać na odpoczynek.
„Kishler... Na górze”- te słowa wystarczyły by niczym pies Pawłowa, Harikawa zareagował tak jak oczekiwała murzynka.
Stopy ruszyły do przodu, ciało drgnęło. Kishler na górze. Wejść na górę. Zabić Kishlera.
Jak ? Czemu? Po co?
Odpowiedzi na te pytania umykały Harikawie. Wiedział tylko, że musi zabić hitlerowca. Dopiero wtedy będzie mógł odpocząć. Nie wcześniej.
Zmęczony i mokry Yametsu ruszył w głąb statku wykonać ostatnie zadanie. Oby ostatnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-10-2012 o 12:17.
abishai jest offline  
Stary 19-10-2012, 10:36   #413
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Czas, jak zwykle działał na niekorzyść, a wszystko inne działo się tak szybko. Amerykański Marines, radiooperator Robert „Postman” Noltan nie miał czasu na zastanowienie się nad tym, co robił. W zasadzie, sam nie wiedział co tu robił. Nie był w stanie ogarnąć tego jego prosty rozum. Ale mimo wszystko trwał w tej zawierusze. Jak drzewo, po środku szalejącej na około śnieżycy. Osamotnione, bez wsparcia lasu…

Jego towarzysz nie miał cienia, uratowani przez niego ludzie też, inni ludzie zupełnie go nie obchodzili. Jego oportunistyczny charakter, nie mógł tu za wiele zdziałać. Najchętniej by z stąd uciekł, ale dokąd? W pojedynkę? To by nie miało najmniejszego sensu.

A może by tak przyłożyć Colta do głowy i pociągnąć cyngiel? Dwie sekundy i jego mózg przemienił by się w kaszę, a co za tym idzie szybko by jego duch opuścił ciało. Ale dokąd by trafił? Ta wyspa nie była normalną wyspą. Była szalona, opętana. A on to widział na własne oczy. Gdyby miał tylko pewność, że i po śmierci nie wpadnie w kolejne szaleństwo, zrobił by to. Lecz ta pewność została mu brutalnie odebrana.

Powystrzelać wszystkich? Heh… Nie starczy naboi. Zastrzelić jednostki? Ronalda który przemienia się w jakieś monstrum i walczy z jaszczurami, które ewidentnie są złe? A może tą gejszę? W końcu to potwór, grozi towarzyszowi broni. Powinno się ją odstrzelić.

A potem wszystko, potoczyło się automatycznie. Wręcz Noltan nie ogarniał wzrokiem tego, co się działo. Ale zauważył jedno. Przemianę gejszy w jaszczura i powstających niczym automaty, dwóch niedawno uwolnionych więźniów.

Wyglądało to tak, jakby gejsza ich opętała. Wiedział że Boone wystrzeli do Gejszy, znając szkolenie marines – trafi. Czy ją zabije? Z pewnością nie. Miał jeszcze w pamięci, walkę z jaszczurem którą sam stoczył.

Noltan wymierzył w Patryka, odciągnął kurek, pociągnął za spust. Potem, na celownik wziął Annę.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-10-2012, 20:56   #414
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Kiedy szkatuła została otwarta, Sakamae poczuła, jak zalewa ją fala uczuć. Wyczuła zamiary Boone'a, ze zdwojoną siłą uderzył w nią zew przedmiotów ze skrzynki i ich pożądanie cierpiących dusz zamkniętych w dziwnym krysztale.

Ron, czujesz to? Ten... Boone... on... on chce zabijać... Czujesz? On... nienawidzi kobiet...
Boję się, Ron...
Musisz nas chronić, wszystkie...

Podbiegła do mężczyzny i przytuliła się mocno, jakby chciała się schować przed tym wszystkim, co ją otaczało. W przelotnym spojrzeniu Ronald ujrzał strach. Po okazywanej chwilę temu pewności siebie nie było już ani śladu.

Te dusze tak strasznie krzyczą... wyją... ja już nie chcę ich słuchać... nie chcę...
Zamknij je w skrzynce, niech już przestaną...


Poruszyła się niespokojnie, broda Dempseya połaskotała ją w kark. Takie normalne, ludzkie uczucie, którego jednak nie znała do tej pory. Broda... całkiem przyjemne uczucie... Absurdalna myśl przemknęła szybko jak błyskawica, pozostawiając uczucie zdziwienia że w takim momencie myśli o takich sprawach.

Chwila rozluźnienia spowodowała, że w środku zaczęło jej coś wzbierać i domagać się uwolnienia. Poczuła ogarniające ją gorąco i nogi się pod nią ugięły. Z pozoru wyglądała tylko na zmęczoną, ale Ron aż za dobrze wiedział, co się dzieje. Odrzucone moce po raz kolejny usiłowały się wydostać.

Sakamae walczyła, zaciskając pięści na resztkach ubrania Rona.

Pomóż mi... proszę... pomóż...

Ciepłe ramię obejmujące ją w talii uspokajało, koiło, wyciszało. Szept dodawał otuchy. Nie bój się, nie walcz z tym... czemu się jeszcze bronisz? Nie walcz z tym... Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. W oczach zalśniły ostatnie dwie łzy, jakby żegnała się na zawsze ze swoim człowieczeństwem. Chociaż miała nadzieję nadal pozostać sobą, jak Ron...

Nie miała już do czego ani do kogo wracać. Ten, na którym zależało jej najbardziej, stał tuż obok i dodawał jej otuchy. Mówił, żeby się nie bała, więc przestała się bać. Takie było jej przeznaczenie od momentu, w którym zdecydowała się przyjąć błogosławieństwo w ciemnościach świątyni. Już wtedy widziała za dużo, by pozostać człowiekiem. A teraz... teraz nadszedł właściwy czas. Teraz widziała to wyraźnie. Musiała się bronić. Siebie i pozostałych kobiet, choć one o tym nie wiedzą...

***

Nie zauważyła nawet, kiedy Sally ruszyła w ich stronę. Zdziwiła się, kiedy zapłonęły jej włosy, ale nie to było źródłem gorąca, jakie ogarnęło całe jej ciało. Wiedziała, że się zmienia. Poczuła, że wyrastają jej skrzydła i wrzasnęła z bólu. Przez chwilę miała nadzieję, że moc jej nie przemieni, pozwalając na zewnątrz pozostać człowiekiem. Za późno na żale. Wiedziała przecież, co się stanie...

***

Przelotnym spojrzeniem omiotła kbietę, którą potężna siła odrzuciła pod ścianę. Trzymała w dłoni lusterko, jeden z podarunków dla trojga władców tej szalonej wyspy. Nie szkodzi, jeszcze będzie czas, by je podnieść. Bardziej martwiło ją to, że pozostali skoczyli sobie do gardeł. Zwłaszcza, że obu marines spowijała czerwona poświata, co nie wyglądało dobrze.

Sakamae rozpostarła skrzydła i bezgłośnie skoczyła w stronę Noltana i Boone'a z zamiarem ich unieruchomienia, jednocześnie wydając Japończykom krótkie polecenia.
Do mnie. Puść ich, Kyo. Kyou, wracaj...

***

Na razie nie chciała zrobić krzywdy żadnemu z marines.
Na razie.
Dopóki żaden z nich nie zrobi czegoś głupiego...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 21-10-2012, 10:27   #415
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To jedno Sally wiedziała z całą stanowczością. Otwarcie skrzynki było błędem.
W powietrzu wisiała katastrofa. Ciężka do zdefiniowania tragedia.

Roland, którego głowa jeszcze przed momentem była plątaniną wijących odnóży, stał teraz dumny i wyprostowany z zamiarem rozporządzania zawartością pudełka z niezłomnością Boga Wszechmogącego. Nie był już człowiekiem. Nie tym, którego poznała na piaszczystym skraju wyspy, kiedy ramię w ramię walczyli z japońskim żołnierzem. I Sakamae. Stała u jego boku, niczym prawa ręka, Maria Magdalena czy boska opatrzność. Oboje robili wrażenie absolutnie pewnych swego, lepszych, wywyższonych, oświeconych niemal. Ale Sally dostrzegała zasadniczą lukę. Mylili się. A może wiedzieli do czego doprowadzą te trzy zamknięte do niedawna przedmioty? Może wiedzieli ale ich to nie obchodziło, zaślepieni próżnością i omamieni władzą?

Sally działała spontanicznie. W dwóch susach podbiegła do skrzynki, jej wychudzona dłoń zacisnęła się na lusterku. Ronald był czujny, zareagował na jej zryw niemal natychmiast. Wraz ze strachem Sally nadszedł podmuch ognia. Włosy kilku osób stanęły w płomieniach, posłuszne, aby dać jej czas na ucieczkę.

Niestety w tej chwili świat, jakby zatrzymany wcześniej w miejscu, ruszył z impetem. Widziała jak na Boona rusza jaszczuroczłowiek. Jak Sakamae zmienia się w coś odrażającego i skacze w kierunku walczących. I wtedy niewidzialna siła odrzuciła ją samą na przeciwległą ścianę. Na moment ją zamroczyło ale już zaczęło mijać.

Potrząsnęła głową analizując scenę, która rozgrywała się przed jej oczami. Musiała podjąć decyzję. Tuż obok rozciagał się otwór prowadzący do tunelu, z którego przyszli tutaj z Boonem. Wiedziała kto jest na jego drugim końcu. Potwory, które mogą jednak pomóc. Te dobre, jeśli takie w ogóle istnieją. Pokrzywdzone. Bardziej ludzkie od wielu osób w tym pomieszczeniu.

Nie chciała zostawiać Boona, czuła się przez to nielojalna i wyrachowana. Ale tu nie chodziło o nią, ani o niego, o przyzwoitość czy nawet przyjaźń, którą zaczynała darzyć żołnierza. Chodziło o świat. Jeśli Sally jest jedyną, która nie chce dopuścić do tragedii, musi nieść to brzemię bez skargi.

Zacisnęła dłoń na lusterku i bez zastanowienia dała nura w otwór w podłodze prędko przebierając nogami po szczeblach metalowej drabinki.
 
liliel jest offline  
Stary 21-10-2012, 10:36   #416
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Piekło zaczęło się w jednej chwili. Sally skoczyła i złapała coś po czym zaczęła uciekać. W pierwszej chwili Boone chciał po prostu ją chronić uciec za nią, ale wiedział że nie zdąży. Ta suka w kimonie na to nie pozwoli. W Patricku brały górę pierwotne instynkty, bo wiedział że to już koniec. Nie powstrzyma jej. Kto jest za to odpowiedzialny?! Za to co ich tu wszystkich spotkało? Cholerni japońcy! To o nich mówili zmienieni ludzie w baraku! Kyou i Kyo, porządni ludzie mogą się tak nazywać?!

Zakorzeniony w żołnierzu rasizm i nienawiść wyszła na wierzch w jednej chwili. Panie daj mi Siłę… Ruchy stały się spokojne i opanowane. Kolba do policzka, ruch ramieniem. Namierzyć cel, nie ma czasu na dokładne celowanie, przecież to kilka metrów. Pierwsza skacząca na niego suka z łuskami. Raz już rozwalił jej łeb, choć na chwilę. Wykrzywił zaciśnięte w wąską kreskę ustaw grymasie nienawiści. Pociągnął za spust i przeładował jednym płynnym ruchem. Drugi przeklęty żółtek uciekał właśnie, ten który miał ją powstrzymać! Ale jeszcze jedna skośnooka suka stała przed nim. Ona również zmieniała się. Nie w jaszczura, w coś bardziej obrzydliwego. Boone znalazł więc następny cel. Zabiję was wszystkich, wszystkie gooki pójdą do piachu. Panie daj mi Siłę!!

Kątem oka zobaczył jak Sally skacze do tunelu z którego wydrapali się tutaj przed chwilą i przeładowując po raz kolejny, ruszył biegiem za nią.
 
Harard jest offline  
Stary 21-10-2012, 12:32   #417
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
A więc stało się w końcu i Ona otworzyła się na moc jakiej doświadczyć mogą wybrani. Byli jednością absolutną.
Działanie Sally Dean zaskoczyło go i gdyby nie ogień zapewne zdołałby ja powstrzymać przed bluźnierstwem jakiego się dopuściła. Te dary nie były dla niej i przedmiot po który świętokradczo sięgnęła dał jej to wyraźnie do zrozumienia rzucając ją jak szmacianą lalką o ścianę.
Trzymając kieł i kamień w jednej ręce rzucił się jak drapieżnik w jej kierunku. Nie liczyło się nic więcej niż odzyskanie przedmiotu.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 21-10-2012, 18:28   #418
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
A więc Harikawa jakoś sobie poradził... Może jego plan rzeczywiście się sprawdził...

Wprawdzie z daleka trudno było wszystko dokładnie ocenić, ale wyglądało na to, że ciemne paluszki maczała w tym sukcesie też niespodziewanie odnaleziona Mori, otoczona w dodatku stadkiem nowych, dość odpychających na pierwszy rzut oka przyjaciół. Zresztą ona sama bez mackowatej maski też prezentowałaby się bez porównania lepiej. Może wtedy Tounge żywiłby do niej ciut cieplejsze uczucia. Chociaż i tak jego reakcji sporo do panicznej zabrakło. Sprawiła raczej wrażenie... żołnierskiej. Mimo przejściowych trudności nie zarzucił jeszcze widocznie polowania na Kishlera.

Luke najchętniej dołączyłby do niego natychmiast, ale nie chciał lekkomyślnie prowokować latających paskud. Na razie zostawiły go w spokoju. Szkoda było by tę szczęśliwą okoliczność zmarnować idiotyczną szarżą.
Gdyby sobie o nim nagle przypomniały, musiałby zaryzykować najszybszy sposób przeprawy na parowiec, ale na razie mógł ostrożnie poszukać suchszego przejścia.
Z dwóch możliwych wybrał ten kierunek, który dawał przynajmniej jakąś nadzieję na śledzenie poczynań kaprala. I – w razie potrzeby – wsparcie ich z dystansu.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 21-10-2012 o 18:31.
Betterman jest offline  
Stary 21-10-2012, 21:18   #419
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Harikawa

Harikawa brnął w górę mając u boku potworne morskie monstra.
W końcu wydostali się spod pokładu na jego powierzchnię.
Pokład parowca pokrywały plamy rdzy. Na środku stał Kishler. Wokół niego wirowały dziwaczne światełka, niczym oszalały rój błędnych ogników. Mrowie małych płomyczków – niektóre niewiele większe niż paznokieć, inne wielkości piłeczki pingpongowej, ale były również ogniste kule wielkości sporej pomarańczy.
Od SS-mana bił żar. Nazista rozebrał się do pasa. Jego skóra była blada i lśniła od potu. Pokrywały ją liczne oparzenia, układające się w coś na kształt znaków mistycznych. Na oczach Harikawy jeden z płomyczków zbliżył się do ciała Niemca i wypalił na niej kolejny symbol. Kishler krzyknął cicho. Głosem pełnym ekstazy.
- Ogniste wampiry – zagulgotała Murzynka spod maski. – Nie podchodź, bo umrzesz.
Spojrzała na Harikawę i wskazała coś dłonią – lekko uniesiony dziób parowca.
- Muszę dostać się w tamto miejsce.




Summers

Summers wybrał bezpieczniejszą, chociaż dłuższą drogę. Szedł przyklejony plecami do pordzewiałej ściany, osłonięty od góry nadbudówką.
Potem znalazł się kawałek od skrzydlatych bestii i ruszył szybciej, w stronę górującego nad okrętem kapitańskiego mostku. Stamtąd na pewno będzie miał lepszy widok na to, co dzieje się na pokładzie parowca.
Szybko przebiegł ostatni odcinek i wsunął w szczelinę uchylonych do połowy drzwi. Krótkie przebiegnięcie przez korytarzyk, pokonanie metalowych schodów i był tam, gdzie chciał.
Przez zabrudzone szkło widział pokład i Kishlera. Nazistę otaczały jaskrawe ogniki.




Noltan, Boone, Dean, Dempsey

W zniszczonym wybuchem granatu laboratorium, oświetlony światłem zmiennobawrwnego kryształu rozpoczął się krwawy dramat. Szaleństwo zabijania. Kryształ zafalował, zmienił kolor na szkarłat krwi i sycił się cierpieniem kolejnych ofiar. Sycił się szaleństwem kolejnych, zwiedzionych fałszywymi obrazami ludzi.
Kule przeszyły powietrze odbierając życia, raniąc, zadając ból.
Kryształ tryumfował. Jak w Nankin. I potem.
Strzał Noltana urwał nadal nieprzytomnemu Patrykowi pół czaszki. Ciemna krew i szara masa mózgowa obryzgały wszystko wokół. Zaraz po swoim przyjacielu zginęła Anna. Równie nieświadoma tego, z czyich rąk spotkała ją śmierć.
W tej samej chwili ogień otworzył również Boone. Pocisk trafił skaczącą w jego stronę gejszę prosto w głowę. Umiejętności strzeleckie Boone’a były bezspornie mistrzowskie. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz, potworzyca poleciała w tył. Lufa broni skierowała się w stronę Sakamae. Pocisk opuścił wylot i trafił przepoczwarzoną dziewczynę prosto w oko. Zamieniona w potwora Japonka poleciała na podłogę. Boone nie sprawdzał, czy żywa czy też nie. Ruszył pędem za Sally, widząc jednak, że nie jest jedyny.
Sally chwyciła lusterko w rękę, znów czując, że razi ją ono jakimś rodzajem energii. Zignorowała jednakże ból i pędziła korytarzem.
Dean wskoczył za nią do tunelu. Wypełniała go moc nektaru zapomnianych bogów, który spijał w zapomnianej świątyni. Moc domagała się ujścia. Ponownego przebudzenia. Przedmioty w drugiej ręce musiały znaleźć właścicieli. Wiedział o tym. Czuł to. Czuł również, ze ktoś pędzi za nim.
Noltan zobaczył, ze jego kumpel skacze w stronę otworu w ziemi. Tam, gdzie wcześniej znikła dziewczyna, którą najwyraźniej ochraniał, a potem człowiek, któremu wcześniej z szyi wyrastał gigantyczny czerw. Został w laboratorium sam. Japończyk uciekł. Patryk i Anna leżeli martwi. Japonka, która zmieniła się w skrzydlatą poczwarę, chyba też. Japońska gejsza gramoliła się na nogi. Połowę pyska miała okropnie okaleczoną. ale chyba rana nie była śmiertelna.



Yoshinobu

Widziała, jak nieznany jej żołnierz kieruje lufę w jej stronę. A potem czaszkę rozdarł jej potworny ból.
Zginęła. Tak sądziła.
Ale, jak się miało okazać, śmierć była na Wyspie zapomnianych demonów również początkiem drogi ku ... czemuś nowemu.
 
Armiel jest offline  
Stary 25-10-2012, 10:30   #420
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Sally zeskoczyła z drabinki i rzuciła się biegiem wzdłuż tunelu. Mrok utrudniał poruszanie się dlatego zwolniła nieznacznie dotykając jedną ręką gładkiej wilgotnej ściany, która narzucała jakiś kierunek. Druga dłoń zaciskała się bezwiednie na skradzionym lusterku.

Słyszała kogoś za plecami, prawdopodobnie pogoń. Nie zwalniała. A przynajmniej dopóki nie doszły do jej uszu odgłosy walki. Ktoś widocznie chciał powstrzymać goniącego. Miała obecnie tylko jedną osobę, którą mogłaby uznać za sojusznika. Boone.

Odgłosy szarpaniny się nasiliły aby w finale okrasić powietrze hukiem wystrzału. Sally odruchowo przyłożyła dłonie do uszu, ale za późno. Bębenki zabolały a później pozostało uporczywe ogłupiające buczenie.

Sally uniosła w górę jedną dłoń, zobaczyła jak wokół niej zatańczyły ogniste języki rozświetlające jej drogę. Zawróciła. Chciała się przekonać na czyją korzyść przechyla się szala zwycięstwa i czy może pomóc towarzyszowi niedoli. Pieprzyć losy świata. Była mu to winna.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172