Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2013, 10:59   #221
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
AKT TRZECI



Shoah




Pamiętali niewiele, poza tym, że umarli.

Pamiętali niewiele, poza tym, że żyli.

Pamiętali niewiele, poza tym, że …

Pamiętali niewiele ….

Pamiętali…


* * *

Ściany Katedry miały kolor psującego się mięsa. Były brzydkie, sinozielone, poprzecinane czarnymi żyłami i wydawały się zawsze ociekać czymś lepkim i śliskim.

Katedra cuchnęła rozkładającymi się zwłokami. Cuchnęła śmiercią. Cuchnęła krwią. Starą, psującą się, zaśmierdłą.

Oni również cuchnęli. Chociaż nie obchodziło ich to aż tak bardzo.

Większość czasu spędzali w Basenach. Tak nazywali głębokie na dwa metry i szerokie na półtora metra doły wypełnione gęstą zawiesiną o brudnoczerwonym kolorze. Jak wszystko wokół. Baseny były ich domem. Były ich enklawą. Były ich miejscem narodzin.

Tworzyli Legion. Jeden z wielu Legionów. Strażnicy – potężne monstra o gąbczastej skórze i obwisłych brzuchach – nazywali ich Legionem Przeklętych. Czasami. W zapomnieniu.

Nie dbano o nich. Nie obchodzili nikogo. Byli żołnierzami na niekończącej się wojnie.

Wojnie w Niebie. Bo chyba tak mogli nazwać to miejsce. Wojny pomiędzy Aniołami. Bo chyba tak musieli nazwać władców Katedry. Jedynego pana, zwanego Archontem, którego znaki wypalono na ich duszach, w ich sercach.

Nic co znali nie było prawdą. Wszystko było Wielkim Kłamstwem.

Tylko wojna była prawdziwa.

Wojna i to, co z nimi zrobiła. Jej echa wydostały się z Nieba i Piekła na Ziemię. Tak myśleli i nikt ich z tego błędu nie wyprowadzał.

Nazizm stworzyły li Aniołowie Śmierci. Tego ich nauczono. Taką prawdę im objawiono. A oni wiedzieli, czuli, że tak jest. Że nieludzkie zło, zrodziło się w sercach ludzi za sprawą demonów, walczących w wojnie o los świata. Ich świata. Świata, w którym pozbawiono ich życia.

Nie byli sami. Takich jak oni w Katedrze były setki, były tysiące, a raz, kiedy udało im się wyjrzeć na zewnątrz, ujrzeli ich co najmniej dziesiątki tysięcy, stłoczonych u stóp dumnej, megalitycznej, niewyobrażalnie potężnej budowli, jak armia mrówek u stóp kopca.

Dziesiątki tysięcy Legionistów. Ruszających na Wojnę. I ginących. Ostateczną śmiercią.

Mięso armatnie. Armia, którą można było stracić bez cienia wyrzutów sumienia, ponieważ ich nowi dowódcy, ich władcy, nie mieli czegoś takiego, jak sumienie.

Czas w Katedrze nie miał znaczenia. Były tylko Powinności – głównie szkolenie w walce.

Czas nie miał znaczenia, ale … był ważny.

Bo w końcu nadszedł dzień, gdy … obudzili się z koszmaru.

- Posyłamy was w Iluzję. Jesteście gotowi – usłyszeli jeszcze znajomy szept ich Liktora w uszach, nim otworzyli oczy w innym miejscu. W o wiele straszniejszym miejscu.


* * *

BENIAMINEK

Obudził się w spoconej, zesztywniałej od zimna pościeli. Przez chwilę koszmarny sen majaczył mu jeszcze pod powiekami. Obijał się pod czaszką, niczym ćma w słoiku.

Był w znanym mieszkaniu. Pracował tutaj, jako … dróżnik. Tak właśnie było. Janusz Marchwicki. Takie teraz nosił nazwisko.

Do zimnej izby wkradał się ziąb poranka i blade, nieśmiałe, pierwsze promienie słońca.

Koszmar skończył się, lecz Beniaminek leżał zdezorientowany i zagubiony w łóżku. Przez chwilę omiatał wzrokiem zarys mebli, zarys ścian. Usłyszał tykanie zegara i ujrzał, że wskazówki pokazują kwadrans po szóstej.

Musiał wstawać. Ubrać się. Wyjść na ziąb przestawić zwrotnicę dla niemieckiego transportu. Szereg bydlęcych wagonów. Transport specjalny. Transport specjalny, po którego przejeździe słyszał jeszcze, poza dudnieniem kół, także inne odgłosy. Krzyki. Wrzaski. Płacz dzieci,.

Pociąg do piekła. Nie dosłownie.

Beniaminek ubrał się i wyszedł na dwór. Dzisiaj był ważny dzień. O drugiej musiał znaleźć się na cmentarzu powązkowskim. Na pogrzebie. Spotkać ludzi, których dawno nie wdział. Wracali do akcji. Wracali do akcji, po fiasku z Van Thornem.

AK dawało im drugą szansę.

Beniaminek pokiwał głową wpatrując się w zimną szarówkę przed nim. Ruszył w stronę przekładni biorąc po drodze młotek i oliwiarkę.

Nie. Nie AK. – poprawił sam siebie w myślach. – Legion




DOKTOREK

Fałszywe wspomnienia czasami męczyły go najbardziej. Niechciane myśli budziły go nad ranem. A może to płacz małego Szymonka, który mieszkał na kwaterze, pokój obok, ze swoimi rodzicami. Kwilenie dziecka było niezastąpionym budzikiem.

Nazywał się teraz Adam Wierzbicki. Pracownik poczty. Roznosiciel.

Granatowy mundur wisiał w szafie. Czapka leżała na szafce.

W pokoju na kwaterunku było zimno. Węgiel był luksusem dla nielicznych, a inny opał trudno było zdobyć. Polacy marzli i głodowali.

Ale to nie miało dla Doktorka znaczenia. Nie czuł zimna ani głodu, jak inni. Był martwy. I chociaż biło mu serce, chociaż ssało w żołądku i czasami musiał zaspokoić te potrzeby, był niczym więcej, jak „mundurem”, „powłoką” podtrzymywaną przy życiu wolą swojego strażnika. Był legionistą. I żołnierzem AK. Bo obie te rzeczy, o dziwo, nie wykluczały się wzajemnie.

Wstał, sprawdzając swoje dokumenty. Jako pracownik poczty mógł poruszać się rankiem przed godziną policyjną. Tylko rankiem, ale to i tak było coś.

Doktorek wstał i rozprostował palce.

O drugiej musiał iść na Powązki. Spotkać się z resztą oddziału, czy też raczej częścią Legionu. Fałszywe wspomnienia załomotały pod czaszką. Próbowały wydostać się na powierzchnię bajora.

Nieudana akcja. Likwidacja Van Thorna. Wymiana ognia z oddziałem SS, który namierzył ich kryjówkę, zmiana tożsamości i ukrycie pośród warszawiaków. Zawieszenie. Pustka.

Tak wyglądały ich losy dla ludzi, dla mieszkańców Iluzji. Tylko nieliczni znali Prawdę.

Po kilku miesiącach wracali do akcji. Czy też ruszali do walki, tym razem nie jako ludzie, lecz Legion.



SKRZYDŁO

Obudziły go zegary, które z takim zapamiętaniem zbierał Artur Czajkowski, jago nowy „ojciec”. AK dało mu przykrywkę w postaci syna pana Artura – Czesława i tak, jako Czesław Czajkowski, Skrzydło handlował na Karcelaku.

Handlował z powodzeniem wszystkim, czym się dało. Handlował artykułami pierwszej potrzeby, handlował informacją, a dzięki wrodzonemu talentowi do ludzi, radził sobie z tym handlem wyśmienicie.

I łapał kontakty. Pośród żywych, ale i pośród Obudzonych. Strażników Iluzji. Wiedział, że Kajtek Szeląg, handlujący na bazarku chlebem i fałszywymi dokumentami, jest Okiem Razydów, istotą, od której powinien trzymać się daleko. Wiedział, że mięso sprzedawane przez starą Sądkowską, wcale nie pochodzi od zwierząt, a ona sama jest równie szalona, co sprytna. Opętana przez demona radziła sobie w tych szalonych czasach Wojny lepiej, ze swojej bezduszności i siły, czyniąc narzędzie przetrwania.

Skrzydło jednak nie ujawniał się, nie zdradzał, że wie, kim są niektórzy bywalcy Karcelaka. Ukrywał się zgodnie z wewnętrznym przekazem od jego Lictora. Czekał na rozkazy, trzymając się wyznaczonej przez AK roli Czesława Czajkowskiego. Roli, wyznaczonej również przez Legion.

Słyszał informacje o tym, że ofensywa hitlerowców zatrzymała się w Stalingradzie, zablokowana przez mróz i śniegi. Wojna wkraczała w nową fazę. Zmieniała obrót, jak szalona karuzela.

Dzisiaj, o drugiej, miał stawić się na cmentarzu powązkowskim. Spotkać z resztą oddziału. Resztą Legionu.

Coś musiało wydarzyć się ważnego w wirze wojny pomiędzy Aniołami.

Coś, co przywróciło ich do walki.


SPRZĘGŁO

Sprzęgło stanął przy oknie i wyjrzał na zaśnieżoną, przybrudzoną sadzą ulicę.

Budynki starych kamienic na Pradze wyglądały jak odbicie Metropolis – Miasta Miast. Podniszczone, częściowo spękane, zimne i mroczne.

Sprzęgło się nudził. Do tego stopnia, że zdążył policzyć wszystko na ulicy. Nawet ilość cegieł w poszczególnych kamienicach.

Serce w jego ciele zwolniło ponad miarę i Sprzęgło musiał skoncentrować się, aby organ znów zaczął działać prawidłowo. Sprzęgło zawsze wiedział, że ciało jest tylko skomplikowaną maszyną, ale teraz miał tego dowód.

Fałszywe wspomnienia walki z odziałem Niemieckim, wycofanie się, likwidacja Von Thorna, ucieczka, fałszywa tożsamość załatwiona przez podziemie. Takie wspomnienia miał Sprzęgło, teraz mający na kenkarcie nazwisko Bronisław Nieckiewicz. Ale Legionista pamiętał własną śmierć, pamiętał Katedrę i pamiętał, czym się stał.

Mimo, że te wspomnienia przypominały raczej zły sen, niż uporządkowany katalog zdarzeń, to jednak Sprzęgło nie miał wątpliwości, że były prawdziwe. Że nie oszalał, lecz odkrył Prawdę, której odkryć nigdy nie zamierzał.

Teraz pracował fizycznie. Sprzątał ulicę. Nic wielkiego, ale inne prace za bardzo zbliżały go do Niemców, a mimo, że był teraz sługą Archontów, częścią wojny pomiędzy Aniołami, to jednak nadal musiał podporządkowywać się prawom Więzienia. Prawom świata, który znał wyjątkowo dobrze.

Sprzęgło przestał liczyć. Odsunął się od okna. Zza rogu wyszedł niemiecki patrol. Jak zawsze prawie o tej samej porze w jakiś wręcz nierzeczywisty, oniryczny sposób. Niemcy byli dokładnym narodem, ale pojawianie się ulicznego patrolu zawsze między godziną 6:11 a 6:13 wydawało się być czymś, co miejsca mieć nie powinno. Jakimś surrealistycznym sygnałem, którego Sprzęgło nie potrafił zrozumieć.

Oderwał się do swoich rozmyślań i wsłuchał się w odgłosy za ściany. Zakwaterowani w tym samym mieszkaniu lokatorzy też budzili się ze snu. Stara Łopacińska kaszlała przeraźliwie. Zapalenie płuc, jak sądził Sprzęgło.

Umrze. Ale przecież śmierć, tak naprawdę, pozbawiona jest znaczenia. Bo w końcu jest tylko Kłamstwem. Podobnie, jak życie w tych cielesnych, brudzących się i przeciekających mięsnych powłokach.

W końcu Prawda jest tylko skomplikowanym mechanizmem.

Sprzęgło wyszedł z domu. Czas na odśnieżanie.


LONIA

Lonia nazywała się teraz Teresa Pawlicka. I wyjechała z Warszawy.

To było logiczne. Niestety, po akcji z Van Thornem i rozstrzelaniu wszystkich mieszkańców jej kamienicy za współudział, była spalona. Musiała uciekać. Ukryć się przed wzrokiem niemieckich oficerów. Zbył łatwo było ją rozpoznać.

Ukrywała się więc w Lublinie, gdzie przerzucono ją w kilka dni po nieudanej akcji z Von Thornem. Ukrywała się u rodziny Pawlickich udając ich zaginioną córkę. Miała jednak zakaz opuszczania mieszkania.

Przynajmniej takie miała wspomnienia. Taką zapamiętał ją świat.

Ona sama miała inne wspomnienia. Katedra z jej snów, demoniczne postacie i Legion, którego częścią się stała. Cios piekielnika zabił ją, tam w magazynie. Żyła tylko dlatego, że pewne Moce uznały ją za dobre narzędzie do walki. Żołnierza w wojnie straszliwszej nawet, niż ta, którą tutaj się toczyła.

Telegram dostała dwa dni temu. Dzisiaj rano, z fałszywymi papierami, Lonia miała wrócić do Warszawy. By dołączyć do reszty oddziału, połączyć swoje siły z Legionem.

Dla niej nic się nie zmieniało. Miała „drugie życie”. Ale i to mogła stracić. Podobnie, jak pokraki z Legionu Thule. Ich najważniejszego w tym momencie wroga.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 18-01-2014 o 10:19. Powód: usunięcie fragmentu nieaktywnego gracza
Armiel jest offline  
Stary 10-11-2013, 18:13   #222
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Nie wszystko się zmieniło. Gdzieś głęboko w głowie pulsowały wspomnienia. Co było prawdą, a co nie, nie umiał ocenić. Gdzieś z daleka wracali rodzice, młodszy brat, tragiczna miłość …. potem cała masa ludzkich martwych ciał, bólu, walki z niezrozumiałym. Grzech przeciwko ludzkości, przeciwko Bogu i ludziom. Co z nim będzie ...?
To bolało nadal, nie był przecież z kamienia. Pomimo odporności na ból, na zimno które teraz stały się jego cechą, czuł. We wspomnieniach pojawiało się też coś spokojnego, kojącego … to jedynie strzępki wspomnień spaceru z Lonią, obietnicy która pewnie nie zostanie dotrzymana.

Obrazy w snach, różne, niezrozumiałe ....

Obudził się.

Ranek, znowu płacz. Nowy dzień nadchodzi, pora wstawać. Nie da rady spać dalej, nigdy drugi raz nie zasypia. Po wyjściu z Katedry wszystko było inne, właściwie takie samo ale Doktorek dostrzegał nowe szczegóły, nowe elementy. Uczył się trochę na nowo widzieć świat, widzieć wojnę …

Czuł się inaczej, nie bał się tak jak kiedyś. We snach, jeśli to były sny wracały wspomnienia. W nich był lęk, strach, ból. Dziwne bo gdy ruszał do pracy, gdy chodził od domu do domu z pocztą, wtedy się już niczego nie bał. Nie odwracał głowy od Niemców, nie unikał ich na swojej drodze. Nie musiał, wiedział, że i tak nie żyje. Nie musiał ale wiedział, że nie może się ujawnić, wiedział, że dla sprawy musi być zwykłym Adamem Wierzbickim. Tak go wyszkolono jako członka Legionu. Dziś był silny, szybki jak nigdy dotąd. Nie męczył się .. dostrzegał różnice widząc różnice zachowania ciała wobec innych ludzi. On nie miał kłopotu z ucieczką z łapanki, gdy stawał twarzą w twarz z drugim człowiekiem nie oddychał ciężko, gdy wyskoczył z okna uciekając ostatnio nawet nie poczuł konsekwencji skoku.

Uczył się siebie na nowo. Był z kamienia ...

Tego dnia było wyjątkowo zimno. Zorientował się widząc matkę Szymonka z sinymi ustami, białymi rękoma tulącą owiniętego w koce, płaczącego chłopczyka.
- Zimno. - nieco beznamiętnie potwierdził oczywiste. Wyszedł. Dziś się spotkają, czy będą wszyscy .. wiele pytań, się pojawiało. Chciał już ich spotkać, chciał działać.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 11-11-2013, 19:45   #223
 
Felix's Avatar
 
Reputacja: 1 Felix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodze
Zegar monotonnie wybijał sekundy, a Skrzydło, w pokoju, cieszył się smakiem herbaty której od tak dawna nie miał okazji wypić w spokoju. O niektóre towary ciężko, ale to pojecie względne. Trzeba po prostu być w odpowiednim miejscu i czasie, znać odpowiednich ludzi, a to wszystko doskonale opisywało jego osobę. Rzucił okiem na zeszyt z plątaniną słów, strzałek i symbolicznych rysunków. W pozornych chaosie i niedbalstwie krył się jego terminarz na najbliższy miesiąc. Każda kreska miała jakieś swoje znaczenie, tu krzyżyk, i trzy kółka. Oznacza cmentarz i trzy głowy, znaczy spotkanie. Obok godzina. No tak, trzeba było się zbierać. Na Powązki był kawałek, ale jeśli zacznie się zbierać już teraz powinien być nawet pięć minut przed czasem. Spokojnie upił łyk ciepłego naparu, napawając się każdą sekundą tej chwili. Uśmiechną się pod nosem, nawet cicho się zaśmiał na wspomnienie tych pełnych akcji i niepokoju zdań jakie wypełniał jeszcze nie tak dawno temu. Porwanie Van Thorna? To było śmieszne, w obecnej roli odnajdywał się o wiele bardziej. Na spokojnie, bez strzelanin. Tylko on, interesant i towar.
Jego myśli zaprzątał jednak inny problem. Coś wisiało w powietrzu. Czuć to było w każdym kto ostatnio odwiedzał Karcelak, czuć było w ostatnich wydarzeniach na froncie wschodnim. Zanosiło się na coś naprawdę sporego. Coś, co odciśnie się silnie na przyszłych wydarzeniach. Choć, może raczej, już wydarzyło się to Coś, a teraz roznosi się jak kręgi po wodzie. Dopił herbatę, odstawił szklankę i wstał energicznie. Najwyższy czas, zdjął płaszcz z wieszaka i zatrzasnął za sobą drzwi. Czekał go spacer na Powązki.
 
Felix jest offline  
Stary 11-11-2013, 21:01   #224
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Teresa. Imię jak każde inne.
Nałożyła je jak nakłada się płaszcz, obojętnie.
Rzadko wychodziła. Dni uciekały jeden za drugim pośród zimnych murów maleńkiego pokoju. Rodzice czasem do niej zaglądali. Oferowali ciepłą herbatę albo rozmowę. Odmawiała jednego i drugiego. Nie była już człowiekiem i nie miała w sobie ludzkich potrzeb. Wytopiono je z niej, gdzieś w krwawych wannach u podnóża wieży Archonta.
Siedziała więc na bujanym krześle przy oknie obserwując skrawek Lublina. Była jak odłożony do szuflady pistolet. Musiała po prostu czekać aż znów będzie potrzebna.
- Nie kładziesz się spać? - zapytał Pawlicki pierwszej nocy kiedy zdał sobie sprawę, że Teresa nadal tkwi na krześle i obserwuje pogrążoną w ciemnościach ulicę. W oczach mężczyzny dostrzegła chyba cień strachu. Nie była jednak pewna czy bał się o nią czy może bał się... jej.
- Pościelę ci dziecko, chodź.
- Nie trzeba ojcze, tu mi dobrze – odparła Teresa dźwięcznym szeptem i wprawiła krzesło w kolejne monotonne huśtanie. Zwracała się do Pawlickich zawsze per „ojcze” i „matko”, nawet wtedy kiedy nikt nie słuchał. Kazali jej być ich córką to nią była.

Bujała się w fotelu i obserwowała ruch słońca po widnokręgu. Miała szmat czasu i żadnych obowiązków. Nie przeszkadzał jej ten pasywny stan. Czekała. Czas już nie miał znaczenia, było go pod dostatkiem.

Rozmyślała, chociaż miała świadomość, że to zbędna komplikacja. Powinna przyjąć „tu” i „teraz”, nie analizować, nie szukać przyczyn ani pominiętych alternatyw.
Ale przeszłość nie była jednoznaczna a przez to skłaniała do rozmyślań. Pozostały z niej przebłyski obrazów, dzieciństwa, rodzinnego majątku, wojny, wreszcie okupowana Warszawa, twarze towarzyszy broni, spadające z parkowych drzew kolorowe liście...
I słowa... Dobiegające jak zza grubej ciężkiej zasłony.
Czy wybierzesz za nią?
Pamiętała, że to była ważna chwila. Ważył się jej los.
Wybierzesz życie dla niej?

I przypomniała sobie odpowiedź Doktorka. Wybrał. Wybrał za nią. Nawet o swoim życiu i śmierci nie dane jej było zdecydować. Wybrał w jej imieniu, tą służbę i niewolę w śmierci. Ukradł jej... ostatni akt wolnej woli. Uczynił narzędziem, trybikiem w monstrualnej wojennej machinie.

Usłyszała szelest uchylanych drzwi i wyhamowała bujany fotel. Pawlicki przekazał jej wreszcie instrukcje. Wracała do Warszawy, gdzie na Powiązkach spotka się z zresztą Legionu.
 
liliel jest offline  
Stary 15-11-2013, 22:47   #225
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dlaczego wkoło jest tak pusto?

Od chwili własnej śmierci, jakże dziwnie było o tym myśleć, wszystko wydawało się tak bardzo puste zaczynając od całej Katedry i paskudnych dołów będących jego domem przez armie, którym przyglądał się w milczeniu.

Tak bardzo pusto.

Milczał tak długo, że zaczął się obawiać o to, czy ponownie będzie w stanie mówić. Nie miał ochoty mówić z nikim o niczym i był wdzięczny wszystkim wkoło, iż również nie chcieli z nim rozmawiać.
Jedynie obserwował. Słuchał. Doświadczał.

Nawet w największym tłumie najbardziej podobnych istot ciągle pusto.

Gdy się obudził uczucie nie ustąpiło jakby było efektem ubocznym znaku Archonta. Sam sobie wydawał się równie fałszywy co jego nowe imię i nazwisko: Bronisław Nieckiewicz, zaś spoglądając w lustro za każdym razem miał wrażenie, tylko przez chwilę, jedną, krótką chwilę, iż jego postać nie odbije się w nim wbrew wszelkim prawom fizyki.
Jakby wiedział, że nie istnieje i nie może istnieć. Nie ma prawa, a być może jest tylko formą bytu umysłowego poza ciałem utrzymującym się w jakiś niewytłumaczalny sposób.

Praca fizyczna przy odgarnianiu śniegu niewiele pomagała. Nie pomagała.
Był sam ze swoimi myślami bardziej niż kiedykolwiek. Co zyskał?
Poznał inny świat. Paskudny, obrzydliwy, chociaż... Gdyby miał powiedzieć który ze światów jest bardziej odrażający, to miałby poważne wątpliwości.
Tam ohyda była rzucająca się w oczy, a tutaj ukryta, przez co stukrotnie bardziej perfidna.

Wyglądał przez okno. Przypominał woskową figurę trwającą nieruchomo, wspartą na łokciach podtrzymywanych przez drewniany parapet.
Beznamiętnie zauważył, że tu nawet śnieg jest w najlepszym przypadku szary, zaś całą ulicę znał już na pamięć. Ilość latarni, koszy na śmieci, okien w rzędzie poszczególnych kamienic czy nawet cegieł - ich części składowych.

I znowu patrol niemiecki między jedenastoma, a trzynastoma minutami po godzinie szóstej.
Nieuchwytnie dziwne. Bardzo uchwytnie przewidywalne. Gdy uda się ułożyć wzór... Wzór jest maszyną do podróżowania w czasie i przestrzeni. Pozwala na obserwację przeszłości za pomocą liczb, daje wgląd w przyszłość.
Wszystko ma swój wzór, lecz jedne są łatwiejsze, inne trudniejsze.
Wzór patroli z dziecinną łatwością przewidziałaby małpa po połknięciu kilograma relanium.

Łopacińska zaczęła paskudnie kaszleć. To mogło być zapalenie płuc, a była starszą osobą, więc zapewne umrze.

Nie myśląc dłużej o staruszce zarzucił na siebie starą kurtkę i rękawiczki. Czas na odśnieżanie. Pokręcił głową i wyszedł na dwór do pracy.
Dzień jak co dzień.
Pusty.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-11-2013, 20:20   #226
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Warszawa zimą wyglądała okropnie. Boczne ulice pokrywał lód i śnieg, z kominów wydobywał się czarny, osiadający na wszystko dym. Brud, bieda, zimno i wygłodzeni ludzie przemykający ulicami, niczym błąkające się widma.

Grupa legionistów szła uliczkami podbitej stolicy z pozoru nie różniąc się niczym od reszty mieszkańców uciemiężonego narodu. Tak samo skuleni w sobie, tak samo okryci ciężkimi, podniszczonymi kurtkami czy płaszczami, tak samo wymarznięci i wystraszani lub zobojętniali na otaczającą ich rzeczywistość.

Właśnie. Na rzeczywistość Nawet to, co postrzegali swoimi zmysłami było inne. Czasami Prawda przenikała Iluzję – ludzkie więzienie. Ze zgrozą uświadamiali sobie, że żyją w dwóch światach jednocześnie. Jednym – pełnym śniegu, ruin i wojny – który zwali Warszawą i rzeczywistością do tak niedawna. I drugim – pełnym ruin, cieni i potworów z koszmarów, który był tym prawdziwym. Awansowali w hierarchii Rzeczywistości z nieświadomych więźniów do … Właściwe do czego? Do więźniów mających kontakty ze strażnikami.

Zagubieni. Nie potrafiący oddzielić fałszywych wspomnień od tych prawdziwych. Nie potrafiący powiedzieć wprost, czy Katedra była prawdę, czy majakiem. Czy fatycznie umarli w magazynie podczas próby przesłuchania Van Thorna, czy też właśnie to wspomnienie było kłamstwem. Nawet ekstrapolacja faktów i poszlak przeprowadzana w każdej wolnej chwili przez Sprzęgło nie pozwalała z całą pewnością stwierdzić, co jest prawdą, a co kłamstwem, omamem, zbiorową iluzją.

Jedynym sygnałem, że Katedra i Metropolis mogło być prawdą, były ich ciała. Wytrzymalsze, szybsze, silniejsze, odporniejsze od ciał zwykłych ludzi. Potrafili gołą pięścią przebić ceglaną ścianę. Bez wysiłku wykopać drzwi do środka, wyskoczyć na dwa – trzy metry w górę, przeskoczyć dziesięciometrową i szerszą nawet rozpadlinę. To były fakty, z którymi nie można było polemizować.


* * *

Zimą cmentarz na Powązkach sprawiał wrażenie miejsca spokojnego i wyobcowanego w porównaniu do reszty miasta. Dla zmarłych, pochowanych w starych grobach nie robiło różnicy, czy trwa wojna, czy też jest pokój. Leżeli – puste, pozbawione istnienia skorupy – zasypani ziemią i przykryci kamiennymi nagrobkami.

Śnieg skrywał alejki, przysypywał pomniki i krzyże.

Zdawało się, że cmentarz oczekuje na coś, lub na kogoś.
Że trwa, niczym wartownik, na jakiejś niekończącej się służbie.

Przekraczając teren cmentarza poczuli to wszyscy. Dość wyraźne wibracje przenikające mroźną przestrzeń, przeszywające ich ciała delikatnym pulsowaniem i drżeniem. Uszyli w tamą stronę dostrzegając się wzajemnie pomiędzy nagrobkami. Tylko krakanie gawronów i skrzypienie śniegu pod ich znoszonymi butami zakłócały ciszę nekropolii.

Pulsowanie doprowadziło ich do jednego z grobowców, a w zasadzie do starej, zaśniedziałej rzeźby przedstawiającej anioła w zbroi. Kiedy podeszli bliżej zza posągu ktoś wyszedł. Mężczyzna w dłuższym płaszczu.

Przez chwilę widzieli również cień skrzydeł na jego plecach i już wiedzieli, że mają do czynienia z kimś stojącym naprawdę wysoko w hierarchii Legionów. Centurionem. Dowódcą tysiąca legionistów.

Imię wypłynęło z ich podświadomości.

Omael. Jeden z Upadłych. Kiedyś członek Chóru Dominacji.

Omael.

To znaczyło, że zaczynała się poważna gra.

Anioł spojrzał na nich, machnął ręką i Powązki znikły. Zastąpiło je wnętrze ponurej budowli, po części zniszczonej, po części zapomnianej. Tylko lodowaty wiatr jęczący w spękanych murach wypełniał to miejsce dźwiękami rozpaczy. Brzmiał, jak płacz wydobywający się z gardeł tysięcy cierpiących kaźń noworodków.

- Nadszedł czas – powiedział Omael spokojnie. – Wasza grupa została wybrana do szczytnego zadania. Musicie dowiedzieć się czegoś więcej o poczynaniach wroga. Silniejsi słudzy nie mogą zbliżyć się w pewne miejsce, ale wy zdołacie, nie zwracając uwagi tych, których uwagi zwrócić nie chcemy.

Milczeli. Wsłuchiwali się słowa posłańca, który zapewne w Iluzji wyglądał zupełnie inaczej i czekali cierpliwie na to, Az wyjaśni im ich zadanie.

- Jak wiecie, wróg jest bliski do przebudzenia i przejęcia kontroli nad Zagubionym Legionem. Do tego nie możemy dopuścić. To byłoby katastrofalne.

Spojrzał na nich nieodgadnioną twarzą.

- Musicie zrobić dwie rzeczy. Pierwszą – odszukać i przycisnąć człowieka, który raz już wam się wymknął. Nosi imię Ireneusz Tarzecki. Wiemy, że został ukryty w jednym z zakonspirowanych mieszkań bolszewickiego ruchu oporu, za którym stoi prawdziwa siła tkwiąca za czerwoną gwiazdą. Tarzecki otrzymał wzmocnioną ochronę. Szuka go Thule, szukamy go my. I szukają go kabaliści Żydowscy widzący w odczytaniu zapisów dziennika szansę na przejęcie kontroli nad Legionem.

Milczeli, anioł mówił dalej.

- Nasi słudzy namierzyli człowieka, który najprawdopodobniej pilnuje Tarzeckiego. Nazywa się Bodo Jasierski i często odwiedza małą knajpę dwie ulice od Karcelaka. Knajpa nosi nazwę „Wyszynkiem Brunera”. Śledząc Jasierskiego dotrzecie do Tarzeckiego i najprawdopodobniej dziennika. Ale bądźcie ostrożni. Mimo, że sam Jasierski nie ma pojęcia o Iluzji to pilnujący Tarzeckiego bolszewicy są częścią Legionu Krwawej Gwiazdy. Służą wrogim nam siłom. To legioniści, tacy jak wy.

Centurion znów przyglądał się im w milczeniu, jakby upewniając się, że zrozumieli.

- Drugie działanie, które musicie wykonać jak najszybciej, to odszukanie znanej wam już Izabeli. Ona związana jest z kabalistami. A oni doprowadzą nas do Rabina Rabinów. Potężnego czarownika, niemalże przebudzonego śmiertelnika, który stoi za całym judaistycznym ruchem oporu. Potrzebujemy tego kontaktu. Potrzebujemy Izabeli. Potrzebujemy dostać się do getta i dowiedzieć, co wiedzą o Shoah. Izabella zdaje się trafiać na was niby przypadkiem, co oznacza, że w jakiś sposób ma was naznaczonych. Nie wiem w jaki i kogo, ale to w tej sytuacji zadziała na naszą korzyść. Wiem, jak wkupić się w ich zaufanie.

Znów wstrzymał się na chwilę.

- Za trzy dni znów wyruszy transport do obozu zagłady w Treblince. Tym razem w wagonach będzie pewien Żyd, na którym zależy Izabeli i tym, którzy za nią stoją. Thule nic o nim nie wie. Ale zazwyczaj legioniści Thule nadzorują transporty. W nocy, kiedy transport wyruszy z miasta, uderzymy na pociąg. Wy poprowadzicie atak, ale otrzymacie silne wsparcie innych członków Legionu. Ten atak pozwoli przejąć nam Izaaka Goldenschitza, bo tak nazywa się ów Żyd. A Izaak będzie ważną kartą przetargową w rozmowach z Izabellą. Atak na pociąg zaplanują Sprzęgło i Skrzydło. Tarzecki na tą chwile jest waszym priorytetem, ale nie zaniechujcie działań związanych ze zbliżeniem się do judaistów. Pamiętajcie. Jesteście legionistami. Waszym zadaniem jest służyć wiernie. Mój pan kazał przekazać wam, że jeśli spiszecie się dobrze, jeśli będzie zadowolony z waszej służby, pozwoli wam po zwycięstwie wrócić do Iluzji, do życia, rodzin przyjaciół. Nie zapamiętacie z tego, co będziecie robić niczego. Chyba, że zdecydujecie się pozostać w Legionie. Stać się częścią większej sprawy i poświęcić swoją nieśmiertelność i istnienie w wojnie, która trwa po śmierci Boga.

Anioł spojrzał na Legionistów ponurym, prawie złowrogim spojrzeniem.

- Wybór zostanie wam dany. Ale nie będzie od niego odwołania. Więc już teraz myślcie o nim, jako o finale waszej służby. Czy macie jakieś pytania?

Nie wyglądał na kogoś, kto lubi, gdy Legioniści mają pykania, ale być może była to jedyna szansa, by rozmówić się twarzą w twarz z istotą tak potężną, jak Omael. Anioł. Centurion. Zapewne ktoś, kto był bliski ich wspólnego władcy. Kogoś, kto miał niepojętą wiedzę i kogoś, kto w-e, czy nie mającego ochoty podzielenia się częścią tej wiedzy ze swoimi legionistami.
 
Armiel jest offline  
Stary 26-11-2013, 13:33   #227
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Jak zabijać? Jak możemy umrzeć? - zapytał krótko Albert lekko zardzewiałym od urlopu w użytkowaniu, głosem.
- Śmierć jest prostsza, niż sądzisz. Ciało można zgładzić na wiele sposobów. Nawet kula z pistoletu może okazać się zabójcza, jeśli potem odrąbie ci się głowę i spali szczątki. Lub posypie dużą ilością soli. Poważniejsze obrażenia w Iluzji dla takich jak wy też może okazać się wystarczające, aby pozbawić was munduru. Na drugi liczyć nie możecie.

Doktorek słuchał jak zamurowany. Centurion zrobił na nim ogromne wrażenie, czuł jego moc, jego niewyrażoną słowami dostojność. Wiele się wyjaśniło, zrozumiał kim się stał, albo tam mu się w tym momencie wydawało...
- A mieliśmy go już, mieliśmy go jak na widelcu. Tego Tarzeckiego. - wystrzelił trochę zaskoczony swoją śmiałością tej całej sytuacji. Rozejrzał się wokół, po twarzach ludzi których znał, których... przemknęło przez głowę kochał... aż sam zadrżał na tą myśl. Był na pewno przywiązany, cieszył się poniekąd, że byli znowu razem. No prawie.

- A czy... czy są szanse na odnalezienie Stryja, naszego człowieka który zaginął. Czy wiesz, czy możesz zdobyć informacje czy żyje? - zapytał.

Lonię szczególnie trudno było rozpoznać z brudną twarzą i ciałem owiniętym gałganami szmat i warstwami znoszonych ubrań. Kiedyś elegancka i nienagannie nosząca się kobieta zlewała się z tłem pogrążonej w wojnie stolicy. Odkąd pojawiła się na cmentarzu milczała jak zaklęta. Teraz jednak mimowolnie uniosła jednak wzrok na Doktorka, który zabrał głos. Wsunęła papierosa między wargi i odpaliła zapałkę nadal nie spuszczając swych nieludzkich bladoniebieskich oczu z chłopaka jakby czemuś ta obserwacja miała służyć czy zawierała podszyty komunikat. Nie było to zwykłe spojrzenie ale natarczywe gapienie.
Zygmunt dostrzegł wzrok Loni dopiero po chwili. Osoba Omaela zawładnęła jego zmysłami na początku niemal całkowicie. Gdy się zorientował jak patrzy na niego, zatrzymał wzrok na jej oczach. Jednak nie rozumiał, a pod Jej wzrokiem, gapieniem odezwały się być może jego ludzkie słabości, może teraz lepiej nazwać to nawyki, zmieszał się. W odpowiedzi, w swoim niezrozumieniu poprostu się do Niej uśmiechnął, dyskretnie... szukał w Jej oczach treści...

- To za mało - odezwał się ponownie Wilga całkowicie ignorując wcześniejszą wypowiedź Doktorka.
- Topór i kanister z benzyną na plecach jest poniekąd podejrzany. Nie mówiąc o czasie potrzebnym do odrąbania głowy i podpalenia potrzebnego dla jednej tylko osoby. Jak dużo soli potrzeba? Potrzebujemy czegoś skuteczniejszego - dodał. W ogniu ostrzału samo odrąbywanie głowy wystawia na przynajmniej pięć ignorowanych strzałów pistoletowych. Co ich zastrzelą, to oni wstaną. Koło się zamykało. Bez sensu. Potrzebowali czegoś, co byłoby w stanie skutecznie zabić z prędkością, w najgorszym wypadku łuku.

Robert poprawił rękawiczki na dłoniach niby od niechcenia. Taki tylko gest by czymś zająć ręce. Obserwował przy tym otoczenie które, jak można wnosić po wyrazie jego twarzy, nie odpowiadało jego rozumieniu piękna. Na samego Omaela spoglądał niechętnie, miał wobec niego i reszty świata wyrzuty. Obarczał ich wszystkich winą za wyrwanie go z spokojnego życia w iluzji. Ilekroć wspomina tamtą noc, nie przypomina sobie by wyrażał na coś zgodę, a wręcz przeciwnie. Przypomina sobie sprzeciw i śmierć. Na ile to była prawda nie wiedział, ale nie czuł wobec całego Legionu nic prócz obowiązków. Teraz gdy zaoferowano im wybór w ramach nagrody mało nie parskną śmiechem. Ukrył to jednak w nieco wymuszonym kaszlu.

- Zakładam że da się zorganizować wszystko o czym pomyślisz. Kwestia terminów.
Rzucił zaraz po wypowiedzi kompana. Możliwości organizacyjne mieli. Problem stanowiło to że nie wiedział czego im potrzeba. Razem ze Sprzęgłem mieli zaplanować atak na pociąg. Ale... po co im to. Walczył dla Polski, dla swojej dziewczyny. Czy to nadal ta sama walka? Tak bardzo wszystko się zmieniło że aż miał wątpliwości. Nie było jednak czasu na próżne wahania.

- Jeśli chodzi o pociąg to najlepiej spotkajmy się jutro przed godziną policyjną u ciebie. Obgadamy wszystko, chyba że masz inne plany? - Zapytał zwracając się bezpośrednio do Sprzęgła, zupełnie ignorując przy tym obecność Omaela i pozwalając sobie na beztroski ton. Jego spojrzenie było jednak skupione. Obserwował twarz przyjaciela w skupieniu, jakby reflektował się że mógł wybiec za daleko z propozycją, i być trochę zbyt nachalny.

- Działania pozostawiam Legionom. Oczekuję wyników. Myślę, że to rozumiecie. Moje zaangażowanie musi pozostać niedostrzegalne. Jeśli inne siły wyczują obecność kogoś o mej mocy, wyślą odpowiednie wsparcie dla swoich legionów. Na tym etapie toczonej wojny nasz wspólny pan chce uniknąć takiej sytuacji i takiego przebiegu zdarzeń. Nie zawiedźcie go. Ani mnie - dodał z pewną pogróżką w głosie.

Pamiętali takich jak on. Dla nich ludzie byli niczym więcej, niż... robactwem. W najlepszym przypadku czymś odrobinę więcej niż robactwo. Nie liczyli się z nimi. Nie uznawali za ważnych.

Wilga spojrzał na Skrzydło i po chwili namysłu skinął głową.
- Jeśli do jutra zgromadzimy wszystkie informacje, to można się tak umówić.

Brak odpowiedzi na zadane pytanie o Stryja Doktorek uznał za fakt, że to nie jest w ogóle temat do rozważań dla Centuriona. Jego wypowiedź istotnie jasno wskazywała, że dla niego liczy się tylko jego cel i przez niego wyznaczane zadania.
- W takim razie ja zajmę się wyśledzeniem Tarzeckiego. Jestem mu to dłużny, raz mu się upiekło, ale nie drugi. - zadeklarował Zygmunt. - Wybiorę się do “Wyszynku Brunera” i mam nadzieję, że dzięki Jasierskiemu dotrę do Tarzeckiego.
- Jak rozpoznam Jasierskiego, masz jakąś fotografię, znaki szczególne, czy cokolwiek? - zwrócił się do Omaela.
- Będziesz wiedział, że to on, jak tylko go ujrzysz. Nie obawiaj się.

- Jeśli nikt nie ma więcej pytań sądzę że nie powinnyśmy tracić czasu.

Skrzydło nie był w dobrym nastroju, o ile rano wstał z świetnym humorem, to widok Omaela jednak sprowadził go na ziemię. Przypominał mu wszystko to o czym na co dzień starał się myśleć jak najmniej.

- Chętnie bym już wracał i zajął się zaplanowaniem szczegółów. Nie żebym jakoś specjalnie rwał się do pracy, ale wiecie...
- Dopiero co wróciłam z Lublina - Lonia dopiero teraz przeniosła wzrok z Doktorka na Centuriona.- Przydzielicie mi jakieś mieszkanie czy mam sama coś sobie zorganizować? To samo się tyczy lokalu operacyjnego, będziemy potrzebować bezpiecznego kąta aby poustalać plany.
- Lokal zostanie ci przydzielony, podobnie zresztą jak fałszywe dokumenty.

Doktorek zbliżył się do Loni. - O co chodzi? Dlaczego tak patrzyłaś? - zapytał ciągle nie rozumiejąc jej zachowania sprzed chwili.
- Pomówimy za chwilę - odparła sucho Doktorkowi i skinęła Omaelowi, jakoś tak po wojskowemu. - Ja nie mam więcej pytań.
- I ja nie skoro tak. - zawtórował Doktorek. - Zajmę się wytropieniem Tarzeckiego, może z Lonią? - potwierdził swoje zobowiązanie i w kierunku młodej Legionistki ponownie zwrócił wzrok.
- Może być - skinęła.
- Zatem ruszajmy, nie ma na co czekać. Pora odpowiednia na wizytę w “Wyszynku Brunera”. Tylko … może Lonia chciałaby się przebrać ? - Doktorek nieco za Ludwikę zaproponował. - Chyba, że czujesz się dobrze w tym stroju, mnie nie przeszkadza. - zapewnił szczerze.
- Nie rzucam się w oczy. Planujemy w zasadzie wchodzić do środka? Może lepiej czekać na zewnątrz na jego ruch i zwyczajnie śledzić? Założymy mu ogon na jeden dzień i odnotujemy miejsca, w których bywa. Na razie nie widzę potrzeby aby nawiązywać z nim kontakt bezpośredni.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-11-2013, 14:54   #228
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Lonia i Doktorek

Doktorek w tonie Ludwiki odczytał zwiastun niełatwej rozmowy. Chciał się mylić ... Gdy już spotkanie z Omaelem dobiegło końca powoli podszedł i odezwał się.
- Witaj, hmmm ... w nowej rzeczywistości. Dobrze Cię widzieć. - nieco formalnie z typową jednak dla niego nieśmiałością zaczął.
- Dobrze... - powtórzyła za nim to słowo zastanawiając się przy okazji nad jego sensem, zupełnie jakby nie był już tak jasny jak kiedyś. - Od akcji z Van Thornem... nie mieliśmy okazji pomówić - przestąpiła z nogi na nogę chowając dłonie głęboko w warstwach szmat, które miała na sobie. - Byłam w Lublinie, cały ten czas. A ty?
- Po czasie który spędziliśmy w Katedrze trafiłem tu, znowu do Warszawy. Pracuję na poczcie, nazywam się Adam Wierzbicki. - na chwilę zamilkł, jakby podkreślając to co chciał powiedzieć. - Myślałem, dużo myślałem o Tobie, gdzie jesteś, o tym co się wtedy wydarzyło ... pamiętasz?
- Trochę... - odparła wyraźnie rozdrażniona. - Jak przez mgłę - odbiła się miękko od ziemi i wylądowała na najbliższym nagrobku od razu siadając na skrzyżowanych nogach zupełnie nic sobie nie robiąc z faktu, że ma pod sobą złożone w mogile ludzkie szczątki. - Ale pamiętam, twoje słowa. Wybrałeś dla mnie życie. Wybrałeś... za mnie życie - nie dało się nie wyczuć nuty oskarżenia. - Kim jesteś żeby o mnie decydować, hm?
Podbiegł za nią i się dosiadł obok. Już rozumiał skąd ten wzrok, skąd ten ton. Zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy gdy, wtedy wybierając za nią. Z wyraźnym zmieszaniem odparł:
- Ja, ... ja nie ... Ludwiko, nie myślałem, że wybieram coś takiego. Nie chciałem abyś umarła. Poprostu ... nierozumiesz? - zakończył pytaniem na pytanie.
Przez chwilę jeszcze wpatrywała się w niego z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę ale zaraz mina jej złagodniała.
- Nie. Właściwie nie - wzruszyła ramionami. - Czemu ci w ogóle zależy? Nawet mnie nie znasz. Nie wiesz jakim człowiekiem jestem... jakim byłam - poprawiła się szybko.
Tak, to prawda pomyślał Doktorek. Właściwie to zaledwie kilka razy się widzieli i spędzili ze sobą nie za dużo czasu. Ale jednak ...
- Hmm, nie wiem. Polubiłem Cię. - szybko wtrącił. -To znaczy nie umiem odpowiedzieć, ale chętnie się dowiem kim jesteś. - celowo użył czasu terazniejszego. - Jeśli będzie okazja i czas .. a poza tym pamiętasz co mi obiecałaś? Tam jeszcze przed inwazją tych potworów ... Aaaa, tak z drugiej strony, gdybym umierał ranny na Twoich oczach, metr od Ciebie, tam wtedy, w tamtej sytuacji nie zachowałabyś się tak samo? - zapytał prowokacyjnie.
- Może... - wzruszyła tylko ramionami, choć do wtóru na jej ustach zagościł nieznaczny uśmiech. - No dobrze, pewnie wybrałabym dla ciebie to samo... I pamiętam co obiecałam. Spacer po parku. Nadal chcesz tam ze mną iść wiedząc, że parku... wcale tam nie ma? Że to tylko kłamstwo, makieta wzniesiona na potrzeby przedstawienia.
Gest, drobny gest zadziałał jak opoka z ciepłego powietrza otulająca w ten zimny dzień. To było przyjemne.
- Ech. - westchnął Doktorek. - Który świat jest iluzją a który nie .. .ja pewien pomimo wszystko nie jestem. Chyba ważne jest to w którym czuję bardziej, w którym czuję w ogóle. Ważne to co pozwala płakać i śmiać się, tęsknić, czuć ból i radość .. - wypowiedział w szybkim tempie, jakby coś w nim się otworzyło. - Na spacer po parku, poprostu w tym świecie w którym istnieje. - odpowiedział.
- Tym czasem może ruszmy się do wyszynku, załatwmy co jest do załatwienia dla ... dla Polski. - skonkludował Zygmunt. - Śnisz teraz? Śnisz czasem? - zapytał i nie czekał na odpowiedź. - Ja dziś miałem piękny sen ... zaczął opowiadać ...
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ovlvjOoTi7s[/MEDIA]
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 28-11-2013, 12:02   #229
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Cytat:
I powiedziałem:
«Biada mi! Jestem zgubiony!
Wszak jestem mężem o nieczystych wargach
i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach,
a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!»
Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza.
Dotknął nim ust moich i rzekł:
«Oto dotknęło to twoich warg:
twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech».
I usłyszałem głos Pana mówiącego:
«Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?»
Odpowiedziałem: «Oto ja, poślij mnie!»
Iz 6,5-8

Dróżnik niespiesznym krokiem podszedł do zwrotnicy dzierżąc oliwiarkę w lewej i młotek w prawej dłoni. Dźwignia pokryta była sporą warstwą lodu, podobnie jak cały mechanizm i tory, do tego urządzenie było nadrdzewiałe, pamiętało jeszcze rosyjskiego zaborcę. Dróżnik położył młotek i oliwiarkę obok urządzenia. Zabrał je tylko dla zachowania pozorów. Złapał za uchwyt gołą dłonią i szarpnął. Żelastwo jęknęło poddając się jednak posłusznie nieubłaganej sile ręki legionisty.
Wieża. Doły. Niebo. Teraz to wszystko wydawało się odległym wspomnieniem. Prawie snem. Byłyby nim, gdyby nie twarde dowody nie pozwalały myśleć o niej w ten sposób.

*

Palił papierosa. Cielsko drewnianego lewiatana przewalało się przed nim z głośnym turkotem kół. Czekał. Nawet nie drgnął, gdy z jednego z niewielkich okienek poleciało zawiniątko wielkości piłki do gry w nogę. Nieruchomo odczekał, aż pociąg go minie. Odprowadził wzrokiem szkopskiego strażnika wyglądającego z ostatniego wagonu.
Gdy pociąg zniknął mu z oczu, podszedł i podniósł zawiniątko. Tym razem niemowlę żyło. Zbyt przerażone nawet by wrzeszczeć. Prawdopodobnie częściowo połamane. Ale wciąż żywe. Kopniakiem przestawił zwrotnicę na poprzednią pozycję i szybkim krokiem ruszył w stronę wsi. Stara Maciejowa będzie widziała co z nim zrobić. Jeśli znów napotka niemiecki patrol, tym razem nie będzie świecił oczami, tylko rozerwie go na strzępy gołymi rękami.

*

W scenerii cmentarza jego twarz w nieprzyjemny sposób przypominała jeden z wielu pomników nagrobnych. Trochę wychudzona, wygolona do sinej skóry, o stalowych oczach patrzących gdzieś w przestrzeń.
W AK mówili na niego Beniaminek, i pewnie nadal będą mówili. Teraz nazywał się Janusz Marchwicki, tak przynajmniej było napisane na jego kenkarcie. Prawdziwe imię i nazwisko ledwie pamiętał. Miał na sobie obszerny, mocno wysłużony płaszcz narzucony na warstwę bliżej nieokreślonych wełnianych i drelichowych gałganów, które niemal zrosły się z jego skórą. Żadna konspiracja, ot w budce różnika, w której spędził ostatni miesiac było zimno.
Stał z tyłu, paląc papierosa. Nie powiedział nic odkąd się spotkali. Nie miał pytań. Z uwagą jednak słuchał odpowiedzi.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 28-11-2013 o 12:06.
Gryf jest offline  
Stary 30-11-2013, 20:33   #230
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Omael skończył spotkanie, gdy już wyczerpali swoje pytania. Zdawkowy, oszczędny w słowach, nieprzystępny, prawie zimny. Jak zawsze. Chyba.

To był jeden z większych problemów bycia tym, czym byli. Dziury w pamięci. Czy raczej nakładające się na siebie wspomnienia z których jedne były fałszywe, a drugie nie, lecz odróżnienie jednych od drugich było niemożliwe.

To budziło dziwaczne uczucie dualizmu. Swoistego rodzaju zaplatanie mentalne pomiędzy rzeczywistością i iluzją. To było, jak choroba psychiczna. I gdyby nie to, że dzielili ze sobą te fantasmagorie, mogliby przyjąć za właściwą teorię obłędu. Pasowała ona najbardziej do tego, co się z nimi działo.

Omael wykonał ruch dłonią i przestrzeń wokół nich zafalowała gwałtownie, wypełniła się nowymi kształtami: drzew, grobowców, pomników i krzyży. Cmentarz na Powązkach. Ten sam, który opuścili przed … chyba chwilą, bo słońce nadal stało tak samo nisko, jak w momencie, kiedy wchodzili na spotkanie.

Prószył śnieg. Iskrzące, małe igiełki lodu osiadały na wszystkim wokół, pokrywały ich ubrania wilgotną, lśniącą warstewką. Spojrzeli na siebie. Piątka ludzi, jeśli mogli tak jeszcze się nazywać, odmienionych przez wojnę. Wojnę, która była nie tylko wojną światową, ale również koszmarnym starciem demonicznych i anielskich potęg.

Podzielili zadania, ustalili plan działania, skrzynki kontaktowe. Jak w konspiracji. Nic się nie zmieniało. Nic, nigdy się nie zmieniało.



LONIA i DOKTOREK


Wyszynk znajdował się niedaleko Karcelaku na Woli.



O tej porze, o której dotarli na miejsce Doktorek i Lonia, na targowisku przebywało już niewielu ludzi. Większość zwinęła już swoje kramiki, zabrała towar i ruszyła w stronę domów i kwater, aby zdążyć przed godziną policyjną. Oni mieli więcej czasu. Z dokumentów, które Lonia znalazła w swojej kieszeni, wynikało, że nazywa się Agnieszka Pajdzińska i zakwaterowano ją właśnie na Woli, kilka przecznic od targowiska. Mieli czas.


Mimo, ze nie chcieli do niej wchodzić, musieli jednak podjąć się tego zadania. Inaczej nie mieli szans upewnić się, czy Bodo jest w środku i ich czekanie ma jakiś sens. Poza tym wystając na ulicy zwracali niepotrzebną uwagę. W spelunie obecność ich dwójki była mniej podejrzana. Konspiracyjne pozory nadal miały priorytet. Zajrzeli do środka wyszynku.

Knajpa była obskurną dziurą, pełną stłoczonych ludzi w znoszonych ubraniach. Śmierdziała straconymi złudzeniami, brakiem nadziei i tym, co określić można było jednym słowem: podłością. Tą czysto ludzką, zrodzoną na najniższych instynktach przynależnych gatunkowi: zazdrości, egoizmu, chęcią przetrwania nawet za krzywdę innym. Siedlisko kolaborantów, kapusiów i ludzi bez moralnego kręgosłupa.

Bodo Jezierskiego poznali bez trudu. Mimo, że widzieli go po raz pierwszy, jego twarz napłynęła do ich myśli, kiedy tylko przekroczyli próg zadymionej, śmierdzącej potem i bimbrem knajpy.

Bodo Jezierski był szczupły i niski. Przypominał wygłodzonego szczura zapędzonego w róg pomieszczenia przez kota. Te samo spojrzenie, ta sama determinacja w oczach przypominających ślipka gryzonia, te same nerwowe ruchy.

Wiedzieli, że jest uzbrojony. Miał pistolet pod ubraniem i nóż sprężynowy, jakiego używali przed wojną warszawscy bandyci.

Bodo siedział z dwoma podejrzanymi, jak ona sam, typkami i popijając bimber z brudnych szklaneczek omawiał coś cicho, pochylony w stronę większych kompanów. Wyglądało na to, że planują coś związanego z ich zapewne przestępczą działalnością.

Nie obchodziło to ich. Nie dotyczyło. Przyszli w samą porę. W końcu, po dopiciu szklaneczki, Jezierski pożegnał swoich kompanów i opuścił wyszynk.
Odczekali stosowną chwilę, jak nauczono ich w konspiracji, nim ruszyli za nim. Ostrożnie, by go nie zgubić, ani nie zaalarmować.

Ale, kiedy wyszli na ulicę, pogrążoną już w wieczornym, zimowym mroku, Jezierskiego już na niej nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu.



BENIAMINEK, SKRZYDŁO i SPRZĘGŁO


Lonia i Doktorek poszli na Wolę, by wyśledzić Tarzeckiego. Oni skierowali się do swoich kwater, dalej grając role, narzucone im przez Armię Krajową.

Szli razem, bo mieli mniej więcej po drodze. Milczeli, bo nie mieli za bardzo o czym rozmawiać. Obserwowali budynki wokół siebie, czasami dostrzegając w nich to, czego nie widzieli zapewne inni przechodnie. Tu ścianę zbudowaną ze szmat, które po dłuższych oględzinach mogły być jedynie zdartą z jakiś nieszczęśników skórą. Tam bramę wzniesioną z kości – kręgosłupów i żeber jakiś wielkich zwierząt. Jeszcze gdzieś indziej uliczkę wybrukowaną ludzkimi czaszkami, które wrzeszczały bez końca.

Dwa światy nakładały się na siebie. Tworzyły chaotyczną, szaloną mozaikę. Fantasmagoryczną rzeczywistość w którym jeden koszmar przeplatał się z innym koszmarem. Wojna z czymś, co można było nazwać piekłem.

To, że mają towarzystwo, zauważyli kilkanaście ulic od Powązek.
W coraz większych ciemnościach zimowego wieczora wypatrzyli kilka cieni, które podążały od pewnego czasu za nimi. Cztery lub pięć postaci przypominających odrobinę cienie masywnych ludzi, ale ludzi zachowujących się w jakiś wręcz zwierzęcy sposób.

Intruzi poruszali się na czterech kończynach, przeskakując z bramy do bramy, z cienia , do cienia, z dachu na dach. Najwyraźniej niewidoczni dla ludzi, których mijali Legioniści – nieświadomych niczego mieszkańców Warszawy.
Nie mieli pojęcia kim lub czym są te podążające za nimi cienie. Ale ich sposób poruszania się, ich działanie za bardzo przypominało sforę drapieżników osaczających ofiary.

Demoniczne cienie chyba jeszcze nie zdawały sobie sprawy, że zostały zauważone. Nadal trzymały dystans tropiąc Beniaminka, Skrzydło i Sprzęgło. A oni zbliżali się powoli do miejsca, w którym kursował konny tramwaj. W miejscu, w którym pojazd zabierał pasażerów stała już gromadka zziębniętych ludzi. Kilkunastu Polaków w poniszczonych płaszczach, zakutanych w szale i z czapkami na uszach. Obok nich przytupując nogami stał trzyosobowy patrol Niemców. Dwóch żołnierzy Wehrmachtu i jeden granatowy policjant – zapewne Polak. Nie zwracali uwagi na trójkę nowych pasażerów wyłaniających się zza rogu.

Gdzieś za kolejnym zakrętem słychać już było dźwięki zbliżającego się tramwaju.

Cienie nadal trzymały się na dystans.

Ale nie uśmiechało się im poprowadzić je do zajmowanych przez żołnierzy AK kwater. Nie było pewności, czy w ten sposób nie wystawią się na atak pojedynczo. Nie mieli też pewności, czy faktycznie dziwne stworzenia mają zamiar zaatakować.

Chociaż nie. Sprzęgło był pewien, że intruzi byli ich wrogami lub przynajmniej przypadkowymi drapieżnikami. Za bardzo skoordynowane działania, by spotkanie z nimi było przypadkowe.

Musieli podjąć w stosunku do nich jakąś decyzję. I to w miarę szybko.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172