Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2013, 11:42   #201
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Beniaminek pozwolił im się nacieszyć. Bądź co bądź odnieśli właśnie zwycięstwo. Całkiem spore, jak na warunki tej dziwnej, miejskiej wojny. Dał im się wyszumieć, wygadać, ochłonąć. Po mniej więcej pół godziny zebrał oddział w pomieszczeniu przyległym do tego, w którym leżał związany Thorn.

- Dobra, towarzystwo, będzie tego dobrego. Odprawa. W szeregu zbiórka. Skrzydło, wystąp, stań tu, po mojej prawej. - Odczekał spokojnie, aż drużyna zabierze pozycje. - Możemy sobie pogratulować, dobra, sprawna akcja. Minimum strat własnych, pełny sukces. Niestety nie mamy za wiele czasu na świętowanie. Dzielimy się teraz na dwie grupy. Pierwsza razem ze Skrzydłem zajmie się porwaniem Tarzeckiego i jego późniejszym przesłuchaniem. Wybrałem Skrzydło, bo pracuje nad tą sprawą od początku i wie najwięcej. Drugiej grupie, która zostanie tu ze mną, przypadnie niewdzięczne zadanie… kontynuowaniem sprawy Van Thorna - wiedzieli o czym mówił. Przesłuchanie. Paskudna, brudna, okrutna robota wymagająca złamania człowieka nieskorego do współpracy w stopniu ekstremalnym, fanatycznego nazistowskiego oficera. Nie dla ludzi o słabych nerwach. Nie dla ludzi o ludzkich uczuciach. - Nie będę wam niczego narzucał. Kto chce być w grupie pierwszej staje przy Skrzydle, kto w drugiej przy mnie. Miejmy to już za sobą.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 27-09-2013, 23:58   #202
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Udało im się! Odnieśli prawie całkowity sukces. Z mieszkania van Thorna wynieśli nawet więcej niż to, po co przyszli, a porwanie przebiegło niemal idealnie, jeśli nie liczyć tej strzelaniny.

Teraz pozostała jednak najgorsza robota. Wyciąganie informacji. No i kolejne porwanie.
Gdy Beniaminek pozostawił wolny wybór, Sprzęgło lekko skrzywił się. Mógł być potrzebny w obu grupach. To on optymalizował trasę ucieczki, więc najlepiej znał tą trasę.
Z drugiej jednak strony mógł przydać się wszędzie, gdzie pojawiała się wiedza. Zastanowił się przez chwilę, po czym bez słowa wystąpił i stanął obok Skrzydła.

Tarzecki jest kolejnym elementem, który należy zdobyć, a ucieczka jest w niej jednym z kluczowych fragmentów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 29-09-2013, 10:37   #203
 
Felix's Avatar
 
Reputacja: 1 Felix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodze
Skrzydło był już zmęczony, ale i zadowolony po udanej akcji. Wieść o przygotowaniu do kolejnej wywołała u niego tylko naiwny uśmiech niedowierzania. Zaraz jednak pozbył się go z twarzy, na powrót przybierając poważniejszą postawę. Analizował w myśli plan działania, wiedział że nie przygotował się tak jak chciał, nie miał dość czasu. Rozumiał jednak presję czasu. Cóż, najwyżej trzeba będzie trochę po improwizować. Póki jest czas, powinni myśleć raczej o wypoczęciu. Teraz nie był w stanie przeprowadzić żadnej akcji. Gdy już się jednak i ta sprawa rozwiąże będzie już łatwiej.
-Poza porwaniem, w tym przypadku też trzeba będzie przeczesać mieszkanie. Może tam trzymać cenne notatki i nie dokończone tłumaczenia które nie powinny trafić w Niemieckie ręce.
Dorzucił mimochodem, nie kierując wypowiedzi do nikogo konkretnego, a raczej stwierdzając fakt wobec całej grupy.
 
Felix jest offline  
Stary 29-09-2013, 22:50   #204
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Głos kobiety szybko sprowadził Tunię na ziemię.
- Gdzie ja jestem? Co to za szpital? – spytała cicho – Co się stało?
- Niech nie gada za dużo. – prychnęła kobieta - Szpital Ujazdowski, a przywieźli ją nieprzytomną. Tyle wiem.

Tunia myślała intensywnie. Coś poszło nie tak podczas rytuału. Tylko co? I gdzie jest Doktorek?
Musiała się stąd wydostać.

Uniosła najpierw głowę. Świat trochę wirował jej przed oczami, ale to było jedynie chwilowe uczucie. Ośmielona usiadła więc na łóżku. Strasznie chciało jej się pić, a z drugiej strony czuła, że jeśli natychmiast nie opróżni pęcherza to na łóżku zostanie wielka mokra plama.

Zajrzała do szafki przy łóżku. Jej rzeczy leżały zwinięte w kłębek na dolnej półce. Dobrze….pomyślała

Wstała powolutku i drobnymi kroczkami ruszyła w stronę drzwi. Czuła się trochę słabo. Współlokatorki sali szpitalnej obserwowały ja w niemym potępieniu.
Nie przejmowała się ich spojrzeniami. Szpitalna wykrochmalona koszula ocierała jej ciało.

Na korytarzu nie działo się wiele. Jakaś pielęgniarka niosła tacę z lekami w stronę jednego z gabinetów, kilkoro pacjentów zdążało w tylko sobie znanym kierunku.

Dotarła do toalety.
Przykucając nad jedną z muszli klozetowych myślała o tym jak się wydostać.

Postanowiła wymknąć się nad ranem, kiedy jeszcze nie skończy się nocny dyżur i kiedy inne pacjentki będą jeszcze spały.
Planowała przebrać się w toalecie w swoje ubranie i po cichu opuścić szpital. Musiała skontaktować się ze swoją grupą. Była na siebie zła, że zawaliła akcję, że nie potrafiła sobie przypomnieć dlaczego wylądowała w szpitalu.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 30-09-2013, 16:09   #205
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Doktorek podszedł do Ludwiki. Cicho zaczął - Hej .. jak się masz? Było gorąco ... cudem wymkneliśmy się...
W ręku trzymał jakiś patyk który nerwowo obracał między palcami. Miał tremę, onieśmielała go a jednak było coś co go popychało do kontaktu z nią. Ostatnim razem, gdy szli z parku przez chwilę udało się zapomnieć o tym piekle. O braku normalności ...
- Po zastrzyku z tej substancji będziecie mogli z niego wycisnąć sporo. Mam nadzieję .. tak piszą w książkach. Serum prawdy .. tak to działa ... - mówił chaotycznie, nie czekając na reakcje dziewczyny ...

Lonia sięgnęła po strzykawkę, schowała do kieszeni płaszcza.
- Wypróbuję.
Stała blisko. Wyprostowana jak struna, z tym samym powściągliwym wyrazem twarzy. Milczała. Zdawać by się nawet mogło, że zaraz odwróci się na pięcie i odejdzie ale ostatecznie ani drgnęła. Wpatrywała się w Doktorka z wyczekiwaniem.

Jej milczenie nie pomagało Zygmuntowi. Trema, nerwy nieśmiałość i obecne zachowanie Loni jeszcze bardziej wycofały Doktorka. Próbował, całkowicie nieudolnie, zaczął mówić pojedynczymi słowami ...
- No, spróbójcie. Aaaa ... - Nie ukrywał zdenerwowania, albo nie potrafił ukryć .. Wtedy w parku jak szli, było łatwiej, to wszystko tak się potoczyło ... tak ... przyjemnie - pomyślał.
- Jak kaszel? ... próbował, zdecydował się powiedzieć ... - Wiesz, wtedy w parku ... strasznie miło było ...

Pytanie o kaszlu zawisło w powietrzu zupełnie zignorowane. Ludwika wyciągnęła rękę i bez konkretnej przyczyny ujęła ciepłą dłoń chłopaka. Jej sama był chłodna i wydawała się krucha.
- Jak chcesz pójdziemy tam znowu. Pospacerować. Jak ta akcja się skończy będzie czas złapać oddech.

Delikatnie się uśmiechnął. Te słowa go jakoś uspokoiły ... czuł jej zimną rękę, drobną ... on sam z wrażenia chyba nawet nieco drżał ... albo tylko wewnątrz ...
- Z chęcią, z wielką chęcią Ludwiko. - odpowiedział po cichu. Serce waliło, znowu .. ale tym razem inaczej.
 
liliel jest offline  
Stary 30-09-2013, 16:41   #206
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Lonia bez słowa stanęła przy Beniaminku.

Dotarli, dzięki Bogu dotarli. Wszyscy w komplecie, wierzył, że tak jak powiedział, Beniaminek zdoła w jednym kawałku dołączyć do grupy. Doktorek wyciągnął związanego Niemca z auta i z pomocą Loni zabrali go do wnętrza budynku.
Czuł się odpowiedzialny za ten jeden jedyny strzał. Strzał który odebrał życie młodemu SS-manowi, narobił hałasu i tym samym naraził grupę na … mogło się to skończyć inaczej, pomyślał. Zanim Sprzęgło i Skrzydło wrócili, w trakcie “oprawiania” von Thorna odezwał się do Loni:
- Przepraszam, cholera - podniósł głos- nie wytrzymałem napięcia … - powinienem był zaczekać ..
To była jej kamienica i jej sąsiedzi. Jeśli jednak Ludwika miała jakieś wyrzuty sumienia z powodu niebezpieczeństwa jakie sprowadziła pod ich dach to ich nie okazała.
- Po prostu o tym nie myśl - poklepała Doktorka po ramieniu.
Potem Zygmunt stał przy oknie i wyglądał za dowódcą. Im robiło się później tym bardziej czuł ściskający się żołądek.

***

Doktorek słuchał z uwagą słów Beniaminka. Niewiele ulgi przyniosły mu publiczne sformułowania o powodzeniu akcji, choć rzeczywiście ofiar nie było .. ale będą, pomyślał o mężczyźnie który przez uchylone drzwi odzywał się do Loni, gdy on ciągnął vonThorna na dół. Będą … brzmiało w głowie młodego żołnierza …

- To może się przydać - sięgnął do kieszeni po małe zawiniątko. - Skopolamina, mieliśmy ją użyć w hotelu ale może być przydatna bardziej nawet, teraz, tutaj. Wręczył farmaceutyk Loni.

- Pójdę ze Skrzydłem … Wybór wydawał mu się oczywisty, ze względu na fakt, że zajmował się już tą sprawą. Starał się nie pokazać tego, że się boi, że jest zmęczony. To znowu “wyjście na ulicę”, znowu akcja z bronią w ręku .. w samym środku gniazda os. Podszedł do Skrzydła i przysiadła na jakiejś skrzyni. Wpatrywał się w Lonię … i przyszły myśli o nieobecnych o Stryju i Tuni. Gdzie są, czy żyją … nie zorientował się, że był nieobecny. Zmęczenie dawało znać o sobie.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 30-09-2013, 20:26   #207
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY, POZA TUNIĄ

MUZYKA DLA KLIMATU


Grupy zostały podzielone, jednak nie było szansy, by rozkazy wykonać wcześniej niż kolejnego dnia. Za blisko godziny policyjnej, a bez dobrego planu przebywanie na ulicach po jej ogłoszeniu narażało ich wszystkich na dekonspirację i śmierć.

Musieli zostać w kryjówce na noc starając się nie wszczynać hałasów i nie palić światła i ognia. Mroźna, listopadowa noc nie sprzyjała ku temu, ale Polacy od rozpoczęcia okupacji mieli problemy z opałem, więc zimno i chłód stawało się dniem powszednim. Podobnie jak wszy, głód i choroby. Niemcy widzieli w Polakach naród niewolników, a niewolnicy nie musieli być dobrze traktowani.

Wcześniej jednak, właśnie wiedząc o tym, że grupa może być zmuszona nocować się w starym budynku, zaopatrzyli kryjówkę jak tylko dało się najlepiej w koce i materace. Żadne luksusy, ale dawało się wytrzymać.

Baniaminek wydał rozkazy i część oddziału udała się na spoczynek, a reszta stanęła na straży. Jedna osoba miała za zadanie pilnować Van Thorna, druga strzegła terenu przy magazynie, ukryta w ciemnościach.

Wiał porywisty wiatr. Szarpał konarami drzew zrzucając z nich liście, którymi miotał potem po okolicy. Było coś dzikiego w tym żywiole, który pędził ciężkie chmury po niebie. Coś pierwotnego, złowrogiego, budzącego niepokój.

Siedzieli, leżeli, wstawali, palili papierosy. Niepokój wżerał się w nich, niczym rozwścieczony pies.

Gdzieś niezbyt daleko przejechał samochód, z oddali słychać było echa przypominające strzały. Mimo zmęczenia, nie mogli zasnąć.

Van Thorne ocknął się, ale nie zaczęli jeszcze przesłuchania SS-mana. W nocy każdy krzyk mógł ściągnąć na nich Niemców.

Czekali. Nic zapowiadała się na dlugą.


TUNIA

Stukanie wózków, obchód lekarzy i pielęgniarek, jakieś wołania i krzyki. Nie lubiła szpitali. Nie lubiła takich miejsc. Nie lubiła chorób, ran, cierpienia i umierania. Teraz, w czasach okupacji, szpitale właśnie taką funkcję pełniły najczęściej. Umieralni. Miejsca, gdzie częściej kończyło się w kostnicy, niż jako szczęśliwy rekonwalescent. Główną winę ponosiły kiepskie warunki sanitarne oraz brak lekarstw i wyszkolonego personelu. Funkcję pielęgniarek pełniły siostry zakonne, a lekarzy ludzie, którym brakowało praktyki. Jedną z metod Niemców na wyniszczanie polskiego narodu było wytępienie w pierwszej kolejności inteligencji – w tym również lekarzy. Ci, co zostali, mieli szczęścia, albo plecy w Gestapo. W każdym razie Tunia nie miała powodów, by im ufać.

Wpatrywała się w ciemności za oknami, na bezlistne drzewa i drżała. Z zimna lub czegoś innego. Czegoś, czego nie potrafiła wprost określić, a co kojarzyło się jej z dzieciństwem. Dzieciństwem, w którym szafy pełne były potworów, a pod łóżkiem czaiło się nienazwane zło.

Teraz Tunia czuła się podobnie.

Wokół niej świat oszalał. Pogrążył się w koszmarze wojny. Pogrążył się w czasie horroru. A ona, chcąc czy nie, stała się częścią tych koszmarów.



WSZYSCY, POZA TUNIĄ



Minęła północ. Sprzęgło stał na czujce, przed budynkiem i nasłuchiwał odgłosów dochodzących z ciemności. Głownie był to wiatr i szeleszczące liście, które z początku jego warty, działały mu na nerwy. Teraz przywykł. Nawet znalazł w tym matematyczną rozrywkę, próbując w głowie wyliczyć algorytmy przemieszczania się liści, głownie po to, by zabić czas i nudę.

To stanie na warcie, podczas gdy reszta oddziału odpoczywała w budynku, lub pilnowała więźnia, przypominały Sprzęgłu czas spędzony w lesie. Tam podobnie szumiały drzewa i podobnie trzymało się straż, pilnując towarzyszy broni podczas snu. Odpowiedzialne zadanie, które zawsze wymagało pełni uwagi.

Nagle Sprzęgło zamarł. Usłyszał coś, co odbiegało od wcześniejszych odgłosów. Tak.
Był tego pewien.

Ktoś tam był. W głębi ciemności. Pomiędzy drzewami, z których wiatr zwiał liście. Sprzegło był tego pewien.

Tak!

Nie miał wątpliwości. Ujrzał jeden przygarbiony kształt. Plama szarości w gęstej czerni. Rozciągnięty na ziemi. Nisko przy niej. Jak człowiek na czworakach lub jakieś zwierzę.

Gula strachu podeszła mu pod gardło. Ostrożnie, starając się nie przyciągnąć uwagi intruza, Sprzęgło wśliznął się do środka ich kryjówki.

Beniaminek nie spał lub obudził się, kiedy poczuł podmuch zimnego powietrza. Podobnie Doktorek. Lonia spała a Skrzydło w pomieszczeniu obok pilnował SS-mana.

- Coś jest na zewnątrz – szeptem poinformował Sprzęgło dowódcę.

W tym momencie wyraźnie usłyszeli skrzypienie na dachu i jakiś chrobot. Jakby coś ciężkiego, co najmniej wielkości człowieka, poruszało się po zniszczonej powierzchni pełnej dziur i rozdarć.

Zimny pot wystąpił im na czoła.

Przeczucie, że niespodziewani goście przyszli tutaj za uwięzionym SS-manem zapłonęło w nich w tej samej chwili, jakby nagle zyskali dziwną moc wspólnej jaźni.

Beniaminek cicho przeklął. Dach zaskrzypiał ponownie, a z zewnątrz usłyszeli dziwaczny odgłos, jak płacz wyrośniętego dziecka połączony z jednoczesnym chichotem.


TUNIA


Oczy przywykły jej do ciemności. Drzewa, które rosły na zewnątrz i kołysały się w gwałtownych podmuchach wiatru, nagle – na jej oczach – zaczęły się zmieniać. Rozjaśnił je jakiś upiorny poblask, w którym Tunia wyraźnie ujrzała dziwaczne, potworne kształty. Jakby pień drzewa składał się z pokręconych kości, czaszek i piszczeli połączonych ze sobą Ścięgnami, krwią i czymś trudnym do nazwania.

Dziewczyna poczuła nagły powiem zimna i do jej uszu dotarły krzyki, wrzaski i jęki. Ściany pokoju szpitalnego pokryły się liszajem, wybrzuszyły, popękały, a z tych pęknięć zaczęła sączyć się jakaś breja – czerwona i gęsta, jak zgęstniała, prawie zmieniona w żel krew.

Pokój też się zmienił w jakąś karykaturę szpitala z koszmarów. W jakieś obrzydliwe, złe, przerażające miejsce.

A najgorsza była bezgłowa, okrwawiona postać, która w jakiś nieludzki sposób stała przy zdewastowanym łóżku.

- Natalia – Tunia usłyszała jak szkarada szepce jej imię, mimo, ze nie miała ust i rusza powoli w jej stronę, bardziej przelewając się, niż idąc, jak postać zrodzona w dziecinnym koszmarze.

- Natalia – Tunia rozpoznała ten głos.

Głos matki.
 
Armiel jest offline  
Stary 07-10-2013, 08:30   #208
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Z każdą sekundą, kiedy sala szpitalna zmieniała się w pomieszczenie rodem z horrorów, oczy Tuni stawały się coraz większe ze strachu.
Inne pacjentki zniknęły nagle jakby ich nigdy nie było w tym wzbudzającym lęk miejscu.
Tunia uszczypnęła się w rękę sprawdzając czy aby nie śni. Uszczypnięcie bolało. Cholera! - zaklęła w myślach.

Albo oszalała albo świat zaczynał się zmieniać. Jeszcze bardziej niż wypaczyła go wojna. Czy to była jej wina? Czy rytuał, który odprawiła z Doktorkiem wywołał jakąś reakcję lawinową? Czy otworzyli wrota do koszmaru?? A może… coś chciało ją dopaść? Tylko po co? A jeszcze wcześniej, CO ??!??!?

- Nie jesteś moją matką - krzyknęła Tunia do obrzydliwej postaci i rzuciła się do ucieczki w kierunku drzwi, byleby dalej od tego przerażającego miejsca.

Wybiegła na korytarz, czując że jej nogi ślizgają się na czymś płynnym i lepkim. Ujrzala zdewastowane ściany, pokryte liszajem i grzybem. Brudne, śmierdzące i mroczne.
Zniszczony, ciagnący się w niskończoność, zagruzowany korytarz byl zupełnie innym miejscem, podobnie jak sala szpitalna.



W jednym z wejść pojawił się jakiś wysoki i chudy kształt. Potworna bestia zrodzona w najgorszych koszmarach sennych. Sina, wielooka poczwara w przerażający sposób przypominająca skrzyżowanie czlowieka z czymś potwornym i obcym.



Boże jedyny! To nie dzieje się naprawdę! - wrzask przerażenia w głowie Tuni był niczym w porównaniu z tym co naprawdę czuła na widok bestii. Strach na moment sparaliżował ją na tyle, że stanęła jak wryta, a z ust kobiety wydobył się cichy jęk.. Ale ta chwila była krótka. Nieważne co ją ścigało i jak bardzo się bała. Musiała żyć! Musiała. Przecież to absurd!

Wola przetrwania zwyciężyła uczucie lęku i Tunia ruszyła do ucieczki w kierunku przeciwnym do stojącego koszmaru. Nie była naiwna, potwory, o których opowiadali chłopaki były szybsze i silniejsze od ludzi. W walce nie miałaby najmniejszych szans.

Miała za to nadzieję, że uda jej się dopaść jakiejś pustej sali, zabarykadować drzwi łóżkami i zająć bestię na chwilę, aby mogła poszukać drogi ucieczki przez okno. W myślach wołała o pomoc, głównie Izabelę, bo to ona przyszła na myśl dziewczynie, w związku z potworami. Po polsku, hebrajsku i niemiecku.
Nie oglądała się za siebie, czuła za to jak szaleńczo bije jej serce pompujące adrenalinę do wszystkich mięśni.

Biegła, a potwór ruszył jej śladem. W każdym z pomieszczeń widziała zdwastowane sale szpitalne. Widziała okaleczone ciała leżące na łóżkach, które bardziej przypominały łoża tortur, niż szpitalne. Widziała krew. Wszędzie pełno krwi. Na podłodze, na zniszczonej i zabrudzonej pościeli, a nawet na ścianach i sufitach. Rozbryzgi poczerniałej posoki. W niektórych pokojach czaiły się ... potwory. Zdeformowane monstra. Tłuste, chude, małe, duże - cała masa bestii zrodzonych w szalonych umysłach. Niektóre zlizywały krew. Inne pożywiały się na okaleczonych pacjentach spijając krew prosto z ran lub wgryzając się zębami w ich kończyny, wyżerając wnętrzności - łapami, szponami czy sztućcami. Nigdzie nie była bezpieczna! Nigdzie nie mogła znaleźć schronienia!

To nie mogła być rzeczywistość! Świat nie mógł po prostu zniknąć i zmienić się w TAKIE miejsce w ciągu kilku sekund. Musiała śnić, to było jedyne wytłumaczenie.

Zaraz….. a może… może to było Metropolis, to miejsce, do którego chciał zabrać ich wtedy ten zakapturzony przewodnik?! Może wcale nie trafiła do szpitala, tylko śniła o nim? Boże! Chyba popadam w obłęd - myślała Tunia pędząc przed siebie. Postanowiła spróbować jedynej rzeczy, która przychodziła jej na myśl.

- Przewodniku! Przewodniku zabierz mnie z powrotem do świata śniących! Chcę wrócić natychmiast! - krzyczała - Chcę się obudzić!!!
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 18-10-2013, 10:22   #209
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
post wspólny cz.1

Zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie i strasznie. Doktorek czuł jak mu po plecach przechodzi dreszcz. To nie był zwykły strach, nie taki jak przed obcym żołnierzem, przed innym człowiekiem z karabinem w ręku. Słowa Sprzęgła dla Zygmunta wystarczyły .. “coś” … Czuł, przeczuwał, że to oni, to to z czym mieli już do czynienia. Czy tu skończy się ich życie? - pomyślał. Spojrzał na Lonię, podszedł i lekko dotknął za ramię, tak aby się obudziła. Szepnął
- Zbudź się, Ludwiko … coś się dzieje …
Kobieta zamrugała półprzytomnie przecierając zaspane oczy. Widząc powagę na twarzach towarzyszy szybko otrząsnęła się ze snu odnajdując broń.
Doktorek spojrzał do na Beniaminka. - Szefie, to jest TO - wymówił krótkie zdanie z naciskiem na ostatni wyraz. Sprawdził sprawnie broń, przeładował pistolet. - Daleko jest? - skierował pytanie do Sprzęgła. - To coś na zewnątrz … - zastanawiał się czy nie można będąc pod osłoną budynku “zdjąć” wroga. Jednocześnie uniósł badawczo oczy w górę, w kierunku odgłosów z sufitu. Nie wiedzieć dlaczego przemknęła mu również myśl co się dzieje z von Thornem … chciał do niego podejść, sprawdzić czy wszystko w porządku, czy nie uciekł … coś mówiło mu, że trzeba.

Skrzydło poderwał się słysząc podejrzanie odgłosy i jeszcze bardziej podejrzaną ciszę. Ciężko to opisać słowami, lecz coś wisiało w powietrzu i zdawało się gęstnieć z każdą chwilą dążąc do zaistnienia. Skrzydło miał przy sobie pistolet, niby nigdy nie strzelał, i nie chciał mieć sposobności, ale cieszył się teraz z niego jak nigdy. Niby taki mały, a daje poczucie bezpieczeństwa, choć tyle by zamiast szukać kryjówki chwile pomyśleć. Jeśli są po Van Throna, nie jest tak źle. Chłopak przygwoździł Niemca spojrzeniem oczekując że zobaczy uśmieszek lub drwinę w oczach. Podszedł do niego i stając za nim przystawił mu broń do skroni. Sam niewiele mógł zrobić, liczył że zaraz zjawi się dowódca z nowymi wytycznymi.
- Cholera no i przyszli, zadowolny z siebie jesteś?- skwitował szeptem wyraźnie nie pocieszony obrotem spraw.

-Ciemno jak cholera, ale prawdopodobieństwo, że to to rozszarpało Bocianowicza na moje oko wynosi około 95%. Żeby zabić trzeba odrąbać łeb. Lub spalić - przeładował broń, choć tak na prawdę najbardziej liczył na Beniaminka zdolnego do jakiegokolwiek trafienia.
-Skrzydło, van Thorn ma coś srebrnego? Kule, cokolwiek? - rzucił jednocześnie starając się starając się wyliczyć przybliżoną szybkość. Chciał również ocenić bezwładność, dzięki której mógłby zaproksymować ile czasu potrzebuje obiekt, by się zatrzymać, co z kolei pozwoli wyznaczyć przybliżone miejsce zatrzymania się. Postara się też na szybko wyznaczyć prawdopodobieństwo miejsca, przez które stwór wejdzie do środka.

Beniaminek od dłuższego czasu stał i nasłuchiwał, wodząc powiększoną o tłumik lufą za upiornymi dźwiękami. To o czym rozmawiali podkomendni wcale a wcale mu się nie podobało. Nabożnym szeptem wymawiane "to", poszukiwania srebra... do kurwy nędzy, czuł się jak by od zewnątrz właśnie podjeżdżał czołg biorąc na cel ich kryjówkę.
- Lonia, Sprzęgło, marsz do Skrzydła. Znajdźcie sobie kryjówki tak, żeby widzieć Thorna, a was nie było widać z okien. - Mówił szybkim, nerwowy szeptem, wzrokiem wciąż podążając za dźwiękami. - Doktorek, zostajesz ze mną... pierwsza linia obrony. Przyczaimy się tutaj. Nikt nie wyłazi na zewnątrz. Żadnego strzelania bez tłumików, jeśli to nie będzie absolutnie konieczne.

Ludwika szybko wykonała polecenie. Przemieściła się w stronę SS-mana zajmując właściwą pozycję i czekając na rozwój wypadków. Wydawała się skupiona i poważna. Jeśli się bała nie było tego widać na jej twarzy. A przynamniej emocje nań odciśnięte ograniczały się do niepokoju i wzmożonej czujności.

Doktorek wyostrzył zmysły. - Tak jest - odpowiedział dowódcy i zajął pozycję tuż za metalową szafką z narzędziami. Z ręką na spuście wpatrywał się w kierunku drzwi, kątem oka zobaczył leżący pod ścianą łom. Czekał na rozwój wydarzeń.

Halasy na dachu nasiliły się. Usłyszeli również jak coś szura przy drzwiach. Skrobie pazurami o ich powierzchnię.

Piotr Mazur drgnął, targnął nim autentyczny dreszcz przerażenia co gorsza doskonale widoczny dla towarzyszy broni, a przynajmniej Doktorka.
- Panie-jezu-chryste-synu-boga-żywego-zmiłuj-się-nad-nami-grzesznymi. - wymamrotał na jednym wydechu robiąc pistoletem znak krzyża w kierunku drzwi. - Paniejezuchry... - coś wybiło go z transu. Pomysł. Jezus wysłuchał modlitwy, po czym pacnął Beniaminka w tył głowy i rzucił: “ogarnijcie się Mazur, po to wysłałem tu was, żeby nie musieć biegać osobiście”. Oczywiście nie odbyło się to dosłownie… ale prawie. Na nowo bystre i skupione spojrzenie spoczęło na Zygmuncie Berkowiczu - Doktorek, te wasze wizje… macie je teraz? Ja wiem że to zabrzmi głupio, ale.. Gdybyście się skupili dacie radę… nie wiem... wyczuć to coś na zewnątrz? Co to jest? Ile? Czego chce?

Albert szybko spojrzał za siebie, po czym w górę, na dach. Po pokazie z sejfem sądził, iż nie ma w tym pomieszczeniu bezpiecznych miejsc. Co z tego, że to coś go nie zobaczy? Najwyraźniej potrafi ich wyczuć. Może robi to węchem i na podstawie tego dokładnie określa pozycje przeciwników.
Zajął pozycję za jedną z większych szafek.

Zygmunta przeszył dreszcz gdy usłyszał skrobanie w drzwi. Już jest blisko, tuż obok - pomyślał. Dostrzegł również emocje dowódcy, gdy się robiło gorąco zawsze prosił o pomoc Boga matki. Ale czy on naprawdę mógł pomóc? Paciorek myśli przemykających przez głowę Doktorka niczym koraliki różańca w sprawnych palcach staruszki, spędzającej godziny w ławie kościelnej przy “klepaniu” Koronki, został przerwany przez pytanie Beniaminka. Różaniec pękł! Rozerwał się i koraliki poleciały na podłogę, każdy w innym kierunku … i tak stało się ze zmysłami młodego AK-owca. Przypomniał sobie jak w kościele, w małej sali spotkał Przewodnika, jak ten go zabrał. Nie umiał wyrazić tego co widział słowami, Doktorek na moment oddalił swoje skupienie od drzwi … spojrzał na Beniaminka w milczeniu.

Atak został skoordynowany.
Coś uderzyło w drzwi, wywalając je z zawiasów w jednej chwili! Jednym potwornym ciosem.
W wejściu, niczym byt zrodzony w najgorszych koszmarach pojawił się paskudny stwór. Wyglądał jak wychudzony szkielet, na którym ktoś rozciągnął sparszywiałą skórę. Przeraźliwie chudy sprawiał jednak wrażenie niezwykle silnego i gibkiego. Stwór nie miał połowy czaszki. Pozbawiony oczu, z wydrążoną jak dynia głową, sprawiał naprawdę koszmarne wrażenie.

Drugi, podobny stwór, wsadzał właśnie łeb do środka.

Rozdziawiał zębaty pysk jakby ustami próbował rozeznać się w sytuacji. Nie musieli zgadywać, kogo szukają potwory.

Zygmunta tylko chwilę myślami nie było, wrócił natychmiast razem z pierwszym zmutowanym stworem. Jednak to nie SS-mani, pomyślał … dostrzegł, że obaj napastnicy nie mają oczu. Widok ich głów przerażał, zachowanie przypominało instynktowne, prymitywne reakcje … tym razem nie chciał hałasować jako pierwszy. Ale czy się da, wiedział, że nie … ale z drugiej strony czuł w sobie, cholernie nie chciał znowu czegoś “zawalić”. Poczuł ciężar rozdarcia … Znieruchomiał, przycisnął się plecami do ściany nie spuszczając pierwszego stwora z oczu. Uważnie obserwował to coś, czy to widzi ? .. i wtedy przyszło mu do głowy to. Zerknął pod nogi, jakiś kawałek gruzu leżał w zasięgu nogi. Energicznym ruchem kopnął przedmiot tak aby upadł w przeciwnym miejscu pomieszczenia, a sam ruszył wzdłuż ściany czekając na reakcję napastników.

Skrzydło znieruchomiał na widok poczwar. Strach chwycił go za gardło, tak że choćby i chciał nie mógł by nic powiedzieć. Oczy latały mu nerwowo po towarzyszach, a dłonie zaczęły się pocić. Czuł się jak w jakimś irracjonalnym koszmarze, to nie było realne, nie mogło być. Te… To coś nie było nawet człowiekiem.
-Boże
Jęknął niemal bezgłośnie. Miał wielkie opory przy każdym, najmniejszym nawet ruchu. Czuł się sparaliżowany, nie był w stanie uciekać, ani walczyć. Jedyne co mógł to zamknąć oczy i modlić się w myślach gdy oczy napływały mu łzami przerażenia i rozpaczy.
 
liliel jest offline  
Stary 18-10-2013, 17:07   #210
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Beniaminek przełknął ślinę. Ręka uzbrojona w pistolet drżała, zamiast lugera mógł równie dobrze uzbroić się w urwany w parku patyk. Bo co właściwie kule mogły zrobić poczwarze z piekła, która już nie ma połowy mózgu. Patyk przynajmniej nie dawałby złudzeń. To była jego pierwsza myśl. Druga brzmiała: “diabły, przyszły po niego, przyszły osobiście”.

- Jest nasz! - to co miało być władczym krzykiem zabrzmiało jak piśnięcie przerażonej myszy. - Nasz! Słyszycie? Przesłuchamy go, potem możecie go sobie zabierać gdzie jego miejsce.

Wilga stał nieruchomo. To coś nie miało prawa żyć. To coś nie miało mózgu - centralnego systemu zawiadującego… wszystkim. Może miał rację. Może to właśnie nie żyło. Tylko czemu się ruszało? Trupy nie mają prawa ruszać się inaczej niż pod wpływem grawitacji czy innych oddziałujących sił!
Cała górna część czaszki nie istniała. Posiadały tylko rozdziawione usta. To mogło oznaczać, że stwory ich nie widziały. Nie miał uszu, więc być może ich nie słyszały. Wyglądało na to, że lokalizowały ich ustami. Tylko w jaki sposób? Te dane są kluczowe! Być może mogli być niewykrywalni! Zastanawiał się czy pozostając w absolutnym bezruchu uda mu się pozostać niewykrytym.

Zastygł mając nadzieję, że będzie mógł wykorzystać ewentualną przewagę, gdy będzie trzeba.

Analizowali sytuację. Niecodzienną i szaloną. Przyczajeni, próbując poznać moce i zdolności przeciwnika, jego słabości.

Bestie nie mały mozgów, nie miały oczu, nie miały zmysłów, ale radziły sobie doskonale.

Ruszyły w stroną Van Thorne’a zupełnie nie zwracając uwagi na Polskich żołnierzy. Szybkie, pewne ruchy, zdecydowane i precyzyjne. Nie dały się omamić dźwiękom rzuconego przez Doktorka wabika. Zupełnie go zignorowały.

SS-man miał tryumfującą minę. Wpatrywał się w potwory z uśmiechem w zimnych oczach.

On wiedział! On...

Nagłe przeczucie, jak objawienie. On je tutaj zawezwał w jakiś niepojęty, mroczny sposób. By go uwolniły. Swojego pana. Swojego mistrza. Swojego władcę.

Pazury uderzały o kamienie, uderzały o sufit - bo jedno ze stworzeń szło właśnie po suficie, ignorując kompletnie prawa fizyki. Podążały w stronę SS-mana ignorując wszystko inne i wszystkich innych.

Nie … słowa dowódcy spłynęły po dzikich jak woda, pomyślał Doktorek widząc rozwój sytuacji. Pędziło do swojego ojca i pana von Thorna. To miało wymowny wydźwięk. Nie było na co czekać. Zygmunt rzucił się w kierunku łomu. Chwycił narzędzie i ruszył w kierunku ciągle unieruchomionego Niemca. Miał zamiar wbić go mu prosto w serce.

“Objawienie” dotarło do pochłoniętej właśnymi teoriami głowy Beniaminka dopiero gdy Doktorek zerwał się do biegu. Zrozumiał i cel wizyty stworów i działanie podkomendnego.

- Odwołaj je, skurwielu, bo zginiesz! - warknął w kierunku Niemca zagradzając jednocześnie drogę demonowi, który nadchodzącemu od strony drzwi. Nie miał pojęcia, na ile dobrze Thorn zna polski, a wynik zwarcia człowiek-demon wydawał się z góry przesądzony, jednak postanowił spróbować. Znów z lugerem w prawej i różańcem w podtrzymującej go lewej ręce. Z motyką na słońce. - Nie przejdziesz!

Skrzydło pozostawał w bezpośrednim towarzystwie Van Thorna pilnując Niemca. Choć od chwili pojawienia się stworów bardziej się go kurczowo trzymał, niż pilnował. Widok zmierzających ku nim potworom nie był czymś co zniósł by bez szwanku. Wciąż trzymał w garści lugera, widząc jednak swą bezsilność opuścił broń która bezwładnie spadła na ziemie. Nie chodziło tu o śmierć, te stwory pochodziły wprost z piekła gdzie czekał los o wiele gorszy od śmierci. Niech go i rozstrzelają, ale nie zostanie tu dłużej. Odpuścił widząc biegnącego towarzysza, jak chce go wykończyć niech będzie. On sam już odpuszcza, ma to wszystko gdzieś, byle by z tego wyjść cało. Pierwsze dwa kroki w tył postawił dość koślawo, lecz presja zbliżających się potworów dodawała mu skrzydeł. Ruszył ogarnięty strachem w stronę samochodu.

Ludwika przez cały ten czas ani drgnęła trzymając się pozycji, którą wyznaczył jej dowódca. Nawet widok stworów nie zmusił jej do wydania z siebie urwanego choćby dźwięku bądź niekontrolowanych ruchów. Na krótką chwilę stopiła się niemal z tłem, jakby zniknęła wszystkim sprzed oczu, stała się elementem wyposażenia.

Kiedy jednak Beniaminek zastąpił maszkarze drogę i zaczął wygłaszać swoje patetyczne formułki Lonia ruszyła ku nim marszowym krokiem wyciągając przed siebie broń w dość pewnym uchwycie.

- Zwariowałeś starcze? - jej szept utonął szybko w odgłosach wystrzałów.

Była pewna, że potwór, któremu Beniaminek zagrodził dostęp do Thorna zaraz rozedrze dowódcę na strzępy. Co ten dureń w ogóle wyprawiał? Zrównała się z Mazurem mierząc do potwora i raz za razem naciskając na spust. Zamierzała wpakować mu cały magazynek prosto w serce, zupełnie jak do tarczy strzelniczej. Pomyślała nawet, że to dobrze, że cel jest tak blisko. Nie może chybić choćby zamknęła oczy.

Makabra otaczającego ją wydarzenia chyba nie zdążyła jeszcze dotrzeć do umysłu Gajeckiej, i chyba trzeba było odebrać to na tą chwilę jako błogosławieństwo. Bać się i panikować będzie później, jak zacznie logicznie myśleć. Teraz należało przede wszystkim ochłodzić samobójcze zapędy Beniaminka.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172