17-05-2015, 19:56 | #141 |
Reputacja: 1 | Od samego zapachu Vill zrobiło się niedobrze. By nie puścić pawia musiała oddychać przez wyciągniętą z torby chusteczkę. Mimo to, przykry zapach wciąż był wyczuwalny. Skwaszona i przerażona mina rozglądała się dookoła. "To mówi...!" odbiło się w jej głowie na wypociny Ortis. Dwójka pieprzyła trzy po trzy. Mówili o rzeczach, których nie rozumiała... A jeśli nawet, to nie chciała rozumieć. Jeszcze całymi siłami osobowości wypychała to, co działo się wokół niej. Tak jakby we śnie, w którym było się w jakimś miejscu i nie wiedziało dlaczego. - Spier*alaj Ponti... - wymamrotała lekko niewyraźnie na radosne pomysły kopulowania. - Tu się nie da wytrzymać... - wymamrotała. - Trzeba to posprzątać... Jeśli chcemy tu siedzieć... - zakomunikowała, lecz sama nie miała najmniejszego zamiaru dotykać niczego, co jest brudne. Przeszukanie brzmiało sensownie, lecz zawierało zbliżanie się do możliwe niebezpiecznych przedmiotów i miejsc, jak i dotykanie upieprzonych w gównie gratów. Do brudnej roboty miała przecież Pontiego i Ortis. Udział jej samej mógł się ograniczyć do ostrożnego oglądania. |
18-05-2015, 09:32 | #142 |
Reputacja: 1 | WARD, JORDAN, PETROVSKI Zamaskowana postać szła w ich stronę powoli, nie spiesząc się. Widzieli jej sylwetkę – masywną, mroczną, groźną niczym nadciągająca burza. Pewność siebie zbliżającego się napastnika budził grozę, ściskał lękiem serca. Przeciwnik musiał ujrzeć broń w rękach Warda, lecz nie zatrzymał się, ani nie zawahał nawet na chwilę. Ward poczuł, że ręka mu drży, ale kiedy uzbrojony przeciwnik był w zasięgu jego możliwości strzeleckich chłopak nacisnął spust. Rewolwer strasznie kopał i pierwsza kula nie trafiła w cel. Huk bardziej przeraził ich, niż monstrum. Drugi strzał był celniejszy i pocisk trafił w pierś przeciwnika. Idący zachwiał się, ale nie upadł. Kolejny strzał trafił w twarz. Przebił maskę i powalił wroga na ziemię. Jako, ze wcześniej rewolwerze mieli niepełny bęben i było w nim pięć kul, to po tej kanonadzie zostały im raptem dwie kule w magazynku. Ale przeciwnik leżał nieruchomo. Nie dając oznak życia. Nadal jednak nie widzieli jego twarzy. Z dziur po kulach unosił się dym, ale nie widzieli krwi. To było dziwne. Cholernie dziwne. Ward opuścił dłonie. Ręce już mu się nie trzęsły. Miał jednak ochotę zwymiotować. Nieważne, jak nieludzko wyglądał zastrzelony przez niego napastnik, jednak on czuł się tak, jakby przed chwilą zabił człowieka. Nagle przez ciało zamaskowanego „stracha na wróble” przeszedł gwałtowny spazm. Wyglądało to tak, jakby ktoś podłączył do ciała przewody z wysokim napięciem. Czy tak powinny wyglądać skurcze pośmiertne? Nie mieli w tej materii żadnego doświadczenia, poza filmami sensacyjnymi i horrorami, one chyba nie stanowiły wiarygodnego źródła informacji. COLLINS, FOX Fox uwolniła z pasów dłonie Collinsa, a ten szybko zsunął się z łóżka i uzbroił w kawałek pękniętej kości – lepsza taka broń, niż żadna. Szybko ocenili swoją sytuację, kucając blisko siebie i obserwując z przerażeniem postępowanie „rzeźnika”. A ten zajęty był krojeniem jakiegoś ciała. Metodycznie, potężnymi ciosami oprawiał trupa, niczym szalony artysta w szale tworzenia. Usłyszeli obrzydliwy, mlaszczący odgłos, który przykul ich uwagę. To rzeźnik na chwilę odłożył swój tasak i najzwyczajniej w świecie, włożył ręce w otworzoną jamę brzuszną jednym szarpnięciem opróżniając ciało z wnętrzności. Fox zakrztusiła się podchodzącą jej pod gardło żółcią. Także Collins o mało nie wyrzygał się na podłogę. Jakimś jednak cudem oboje zapanowali nad zdradziecką fizjologią. Rzeźnik wrzucił flaki do wielkiego, przelewającego się krwią i innymi płynami wiadra stojącego obok jego miejsca pracy i wrócił do rozczłonkowywania zwłok. Obserwując go w akcji Collins zwątpił. Przeciwnik był na pewno dużo większym i groźniejszym wrogiem, niż grupka na ulicy, z którą spotkanie przypłacił wylądowaniem w tym miejscu. Najrozsądniejszym rozwiązaniem wydawała się ucieczka. Na migi dał znak dziewczynie, co robią i po cichu, czując jak bose stopy ślizgają im się po zalanej czymś mokrym, wykafelkowanej podłodze, ruszyli w stronę drzwi, które były tuż obok nich. Dotarli do nich bez trudu, chociaż ze strachu pot zalewał ich ciała, jak po lekcji wychowania fizycznego. Drzwi udało się im otworzyć bez trudu i znaleźli się w kolejnym pomieszczeniu. Wyglądało ono jak jakiś magazyn lub schowek. Pomieszczenie nie było duże i oświetlała je mała żarówka dająca niewiele światła, zawieszona w okratowanym kloszu pod sufitem. W jej blasku widzieli półki zastawione różnego rodzaju kartonami, ubraniami, butami. Widzieli pudełka po butach, w których znajdowały się zegarki, telefony komórkowe, biżuteria, bielizna. Bez trudu wypatrzyli też rzeczy należące do nich. Na drugim końcu niewielkiego pomieszczenia widzieli kolejne drzwi. Szybko przekonali się, że są one zamknięte na solidny zamek. - Widziałam klucze wiszące na haku przy drugich drzwiach – wysapała Fox. Collins też go widział. Ale wtedy odrzucił konieczność jego zdobycia. Teraz znów musieli wybierać. Czy przyczaić się tutaj licząc, że Rzeźnik nie zauważy ich zniknięcia, czy też zaryzykować konfrontację i odzyskanie klucza. Mogli też spróbować przemknąć się wejściem obok Rzeźnika, ale to było dość ryzykowne przedsięwzięcie. PONTI, ORTIS, VILL Zabrali się do pracy, przełamując obrzydzenie. No może nie wszyscy, bo Vill najzwyczajniej w świecie stała tylko i przyglądała się im, jak próbują zrobić coś konstruktywnego. Zaczęli od tabernakulum. W miejscu, gdzie zazwyczaj trzymane były najważniejsze relikwie, znaleźli jedynie odciętą głowę – zmumifikowaną i straszną, która mogła być zarówno głową małpy, jak i małego dziecka. Na szczęście stopień wysuszenia i zmian na twarzy nie pozwalały określić, z czym mają do czynienia. Sprzątanie duchowego przybytku bez wody, szmat, mioteł czy chociażby podstawowych narzędzi sprzątaczki było niezwykle wymagającym, wręcz beznadziejnym zadaniem, ale robili, co mogli. Ołtarz był najbardziej zabrudzonym, najbardziej obrzydliwym miejscem. Mięso świń cuchnęło, tak, że blisko nie sposób było zapanować nad odruchem wymiotnym. Pokryte czarnymi plamami, pleśnią odłaziło od kości, kiedy tylko ktoś je dotknął. Palce takiego desperata zagłębiały się wtedy w miękką breję, uwalniając kolejną falę smrodu i oblepiając paluchy lepką, cuchnącą mazią. Nie do opisania! Obrzydliwa czynność. Ale w końcu, działając w szoku, z żołądkami wynicowanymi na drugą stronę, udało im się zrzucić szczątki z ołtarza. Na tym jednak nie skończyły się ich problemy, bo z świńskich trucheł wylały się przegniłe wnętrzności zaścielając cuchnącą plątaniną schody i teren tuż przy ołtarzu. Pomiędzy nimi ujrzeli wyglądające jak ludzkie serce – czarne i obrzmiałe. Faktycznie, serca świń i ludzi są do siebie podobne, bo – ponoć gdzieś tak słyszeli – wykorzystuje się je nawet w transplantacjach narządów, czy jakoś tak. Smród dobywający się z trzewi zwierząt był tak przenikliwy, że musieli na chwilę porzucić główną część kościoła i zając się zakrystią. To miejsce było zakurzone, zapajęczone, brudne, ale nieduże, co ułatwiało przeszukiwanie. Nie potrzebowali wiele czasu, gdy Ortis trafiła na coś, co przykuło ich uwagę. W zakrystii odnaleźli album parafialny z wklejanymi zdjęciami i wycinkami z gazet. Coś w rodzaju kroniki Old Harvest obejmującej, jak się wydawało, okres między rokiem 1948 a 1966. Wyglądała interesująco, lecz potrzebowali czasu, by zapoznać się z tym, co w nim się znajduje. Tym bardziej, że kronika została spisana ręcznie, dziadkowym, niewyraźnym stylem. |
19-05-2015, 17:53 | #143 |
Reputacja: 1 | Udało się! A przynajmniej wydawało jej się, ze wszystko poszło dobrze. Nie zastanawiając się długo podbiegła do powalonego kulami monstra. Sierp leżał tuż obok martwego, jak się wydawało, ciała. Kiedy już miała zacząć się cieszyć i gratulować Thomasowi celnych strzałów, leżące u jej stóp ciało przeszła seria spazmatycznych wstrząsów. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła jej go głowy, było pozbawienie przeciwnika broni, a nóż to nie drgawki pośmiertne i potwór zaraz chwyci za swoje śmiercionośne narzędzie? Kopnęła ostrze z całej siły, tak by ta znalazła się jak najdalej od nich i Żniwiarza. Nagle dotarło do niej, że naprawdę coś tu nie gra. Rany postrzałowe nie krwawiły, przecież to niemożliwe. - Trzymaj go na muszce - krzyknęła do Thomasa przywołując go gestem ja najbliżej. Jeśli kolega nie będzie miał zamiar dobić gościa, jeżeli ten faktycznie jeszcze żyje bez wahania zabierze mu broń i zrobi to sama. Do głowy Suki zaczęły napływać kolejne, niepokojące myśli. Huk pistoletu może zwabić do nich całą armię potworów... może lepiej oszczędzać kule? Na pewno lepiej... Może wziąć sierp i nim dobić leżące na ziemi paskudztwo? Zawsze może użyć do tego swojego scyzoryka... Pogrążona w myślach zaczęła się nerwowo rozglądać.
__________________ "You may say that I'm a dreamer But I'm not the only one" |
19-05-2015, 22:01 | #144 |
Reputacja: 1 | I to już? Cała energie, która tak nagle wezbrała w Victorze nie mogła znaleźć ujścia, co spotkało się z dużym zawodem ze strony chłopaka, który powoli upuścił sztachetę, patrząc na leżące ciało. Zero krwi? No jasne, przecież to całkowicie normalne... przynajmniej w tych stronach. - Co za gówno - mruknął. Suki odkopała na bok broń pseudotruposza, a Victor wciąż przyglądał się jego dziwacznej głowie i budowie ciała. Ostatecznie podjął jedyną według siebie decyzję. Uniósł paletę i trzasnął nią z całej siły w łeb monstrum. A potem jeszcze raz i znowu i znowu i znowu.
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies ^(`(oo)`)^ |
20-05-2015, 12:02 | #145 |
Reputacja: 1 | Strzał szedł za strzałem, a ręka chłopaka podrygiwała przy każdym naciśnięciu spustu. Pierwszy pocisk minął celu, więc trzeba było mocniej chwycić rewolwer. Drugi zagłębił się w klatce piersiowej nadchodzącego napastnika, który jednak zatrzymał się za sprawą trzeciego pocisku. Ten trafił w twarz przebijając maskę. Wróg padł na ziemię, a jego ciałem wstrząsnął dziwny spazm. Nigdy nie widział trupa. Nigdy też nie zabił mężczyzny. Nigdy nikogo nie zabił!!!!Nawet nigdy na nikogo nie pobił. Czy był mordercą a może bohaterem? Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu stał jak wryty. Czuł jakby nogi mu wrosły się w ziemię. Zabił kogoś. Odebrał komuś życie. To takie proste. To takie łatwe. Naciskasz spust. Bach. Trup. Leży na ziemi. Tylko jedno mu w tym wszystkim nie pasowało. Nie było krwi. Tylko dym. Na filmach wyglądało to inaczej. Przecież to coś powinno krwawić. Chciał się ruszyć. Podejść do Suki, i położyć jej głowę na jej ramieniu. Nie mógł. Bał się jej reakcji. Czy będzie się nim brzydziła? Nie. Inaczej by się do niego nie odezwała. Myśl jednak o tym że odebrał komuś życie, zaczęła go toczyć niczym rak. Wżerała się w jego myśli. Trzymał jednak nadal broń. Ściskał ją mocno, tak że palce aż mu posiniały od tego. Viktorowi jakby było mało, zaczął naparzać w łeb martwego. Uderzał raz za razem, a Ward w tym czasie tylko patrzył. Łza poleciała mu po policzku. Drugą ręką chwycił za kamerę i ją włączył. Nagrywał jak zwłoki drgają w dziwnych spazmach. Nie wiedział czemu to robi. Po prostu chciał mieć nagranie. Nikt mu nigdy i tak by nie uwierzył. A tak. Może z tego jakiś dokument powstanie. Delikatnym ruchem ręką nakierował kamerę na Suki i Victora, a potem dał zbliżenie na samo ciało. Gdy miał to wszystko wyłączył kamerę. -Musimy się stąd wydostać. To miejsce jest chore. To wszystko jest jakieś chore - mówił cicho. Zaczął się rozglądać raz jeszcze po okolicy. Po domach. Czy hałas zwrócił uwagę czyjąś?
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
22-05-2015, 10:07 | #146 |
Reputacja: 1 | Nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z magazynku. Jeszcze mu się robiło niedobrze na wspomnienie psychopaty babrającego się w ludzkich flakach. Jak można było być tak pokręconym sukinsynem. Ubrał się pośpiesznie w swoje ciuchy i zaczął cicho przeszukiwać pozostałe pudła w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Co chwilę zerkał w stronę rzeźni z niepokojem oczekując, że butcher kapnie się, że ich nie ma i zacznie ich szukać. Sprawdzając kolejne telefony zaświtał mu w głowie pomysł. - Lori. – mruknął do dziewczyny kładąc dłoń na jej ramieniu i nachylając się do ucha. Ciepło jej ciała, zapach potu … zapach życia sprawił, że musiał powstrzymać się od płaczu. Przez krótką chwilę miał ochotę przytulić się do niej i wyryczeć, jak małe dziecko. Pomogłoby mu to pozbyć się napięcia, strachu. Dałoby chwilę zapomnienia. Powstrzymał się jednak. Jeśli on się rozklei, to co ma zrobić Loretta? Była nie mniej przerażona od niego. Jim zamknął oczy i na jedną krótką chwilę pozwolił sobie na oparcie głowy o jej głowę. - Dobra. Posłuchaj. Mamy komórki. Możemy nastawić alarm i schować się za jakimś stołem. Psychol odwróci się zobaczy, że nas nie ma na stołach i przyjdzie do magazynku, a my wtedy uciekniemy drugim wyjściem. Jest jednak mały haczyk. Zacznie nas gonić i to dość szybko, a nie wiemy co jest dalej. Przerwał by zaczerpnąć powietrza. To co chciał zaproponować nie podobało mu się w najmniejszym stopniu, ale był pewien, że jest lepszą opcją, choć dużo niebezpieczniejszą. - Ale myślę, że lepiej by było gdybyśmy wrócili do sali. Ty ukryjesz się za stołem, a ja spróbuję zwinąć ten klucz przy wyjściu. Otworzymy te zamknięte drzwi. Jeśli jest przejście dalej, to dobra nasza, a jeśli nie to powtórzymy ten numer z komórkami, ale tym razem spróbujemy drania zamknąć za drzwiami. Da to nam więcej czasu na ucieczkę. Spojrzał na dziewczynę z troską. Martwił się o nią. Te obrzydliwości, które widziała. Czy nie sparaliżuje jej strach? Na razie dobrze się trzymała, ale każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Myśląc o Lorettcie nie skupiał się na sobie i swoim strachu. Miał dużo cholernego szczęścia, że nie obudził się sam. Paradoksalnie dziewczyna dodawała mu odwagi. |
22-05-2015, 10:28 | #147 |
Reputacja: 1 | Towarzystwo Collinsa było jedynym pocieszeniem w tej popieprzonej sytuacji. W dupie miała to, że kiedyś uważała go za mięczaka nie wartego jej uwagi. W tej chwili był jej bohaterem. Bo był. Prawdziwy, ciepły i dużo odważniejszy od niej. Jak można coś takiego robić z ludźmi?? Od wspomnienia i smrodu rozczłonkowanego ludzkiego mięsa mdliło ją i tylko dzięki ogromnemu wysiłkowi udawało jej się nie zwymiotować. Myślała o zbliżającej się konfrontacji z rzeźnikiem. Plan Collinsa był dobry. Sama pomyślała o zwabieniu olbrzyma do kantorka, o ucieczce o tym żeby w jakiś sposób porazić go prądem, zadźgać czy chociaż skopać. W takiej sytuacji jak ta z przerażeniem myślała, że gotowa jest zabić. Zabić po to aby przeżyć. Wstrząsnęły nią dreszcze. Chwyciła szybko jakąś koszulkę, wsunęła błyskawicznie dżinsy i swoje piękne niegdyś buty sportowe i zaczęła się w duchu modlić. Tak żarliwie jak jeszcze nigdy wcześniej. Dawno już nie modliła się. Nie chodziła do kościoła i tak szczerze mówiąc nie myślała nawet o innej sferze swojego życia niż tej materialnej - która teraz paradoksalnie wydawała się taka nieistotna... Wiedziała, że jeśli koledze nie uda się wykraść kluczy będą musieli stanąć z potworem twarzą w twarz. A wtedy zginą, tego była pewna. Ale jakie mieli wyjście? Skąd mieli wiedzieć co znajduje się za zamkniętymi drzwiami? Zacisnęła zęby, żeby się nie rozpłakać. Muszą przeżyć. Muszą jakość wrócić do normalności. Muszą!! Ukryje się za stołem, a w razie gdyby rzeźnik dostrzegł Collinsa... Jima... to wtedy będą się bronić. - Jim.... - spojrzała na chłopaka mówiąc cicho - nie daj się posiekać. - spróbowała się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy nie chciały współpracować.
__________________ Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają! |
24-05-2015, 04:42 | #148 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Lilian przyrzekła sobie, że jeśli to przeżyje zostanie wegetarianką. Miała dość padliny na to i następne życie, jeśli wierzyć pojebom od reinkarnacji i po śmierci jej energia Ki, Zen czy jak to badziewie się zwało, przeniesie się przez kosmos i zakotwiczy w ciele innej osoby, zwierzaka lub rośliny. Zostałaby warzywem...i to takim bez respriatora...jaka siara. Przynajmniej ołtarz zaczął przypominać miejsce odprawiania religijnych, chrześcijańskich guseł, a nie wystawę w sklepie artysty-rzeźnika-alkoholika, który zachlał pałę i przez trzy tygodnie płynął z prądem, zapominając posprzątać swoje ostatnie działo. Co prawda razem z Pontim pozbyli się większości zgnilizny, jednak smrodu tak łatwo nei dało się zniwelować. Dziewczyna miała paskudne wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem przesiąka paskudnym, mdlącym odorem i nigdy już się go nie pozbędzie. Książka stanowiła poniekąd wybawienie od ohydy i makabry kościoła - zmuszała do skupienia myśli i wytężenia wzroku na ciągu postawionych odręcznie liter. - Maszyna do pisania chyba kogoś tu gryzie - burknęła ze złością, przerzucając kolejne karty kroniki - To jacyś amisze? Brzydzą się technologią czy ki chuj? Żeby tak wszystko ręcznie spisywać...jak w jakimś średniowieczu. Eric...rzuce na to okiem, a ty filuj czy nikt nie idzie. Może uda się w tym bełkocie znaleźć coś, co naprowadzi nas na rozwiązanie. Cokolwiek. Zamierzała przewertować zakurzone tomiszcze, zaczynając poszukiwania jak przystało na każdego szanującego się młodego człowieka - od dupy strony. Jeżeli okolicę nawiedził kataklizm, złe moce i panteon Pradawnych Bogów - ich ślady winny znajdować się właśnie gdzieś na samym końcu historii... Albo wszyscy mieli po prostu ostrego pierdolca.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
24-05-2015, 18:07 | #149 |
Reputacja: 1 | Chusteczka po paru minutach ledwie dawała radę pochłonąć takie ilości smrodu, jakie znajdywały się w okolicy ołtarza. Sprzątające młodziaki radzili sobie wystarczająco, by Vill mogłaby być z nich zadowolona. Sama nie odzywała się w ogóle czekając i oglądając okolicę. Po rozlaniu się flaków i spotęgowania smrodu uciekła na drugą stronę ołtarza niemalże dusząc się przez chusteczkę. Nie była w stanie nawet tam ustać, więc zabrała się do zakrystii. Tam podobnie przyglądała się zakurzonemu bałaganowi. Przy znalezisku stwierdziła, że wypadałoby coś zrobić, zanim zaczną marudzić, że jest kompletnie nie przydatna. Podeszła więc do Ortis i wyrwała jej księgę z rąk. - Ja się tym zajmę, złotko. Szukajcie dalej - sykneła po czym zabrała się za przeglądanie rękopisu. Dmuchnęła silniej a chusteczką przetarła warstwy kurzu, by jej dłonie nie zaszły brudem. Niedobór światła nadrobiła latarką z komórki a lekturę zaczęła podobnie - od końca. |
24-05-2015, 21:58 | #150 |
Reputacja: 1 | - Nie kłócić się. Zachowujcie się grzecznie to może przeżyjemy to. - Ponti spojrzał na książkę, o którą dziewczyny kłóciły się. Jakby kłótnia trwała choć sekundę dłużej to zainterweniuje mówiąc, że już wiele takich ksiąg przeczytał. - Znam się na starożytnych manuskryptach spisywanych ręcznie, hobbystycznie je czytam. Nie będę jednak wyrywał ci tego z rąk, bo to nie miałoby sensu. Zajmij się przede wszystkim fotografiami. - Ponti dokładniej przeszukał to miejsce. Nie był obrzydzony znaleziskami. Smród był, ale zwiedzał już rzeźnię. Nic strasznego. Po prostu przegniłe mięso trzeba było porządnie umyć płynem do zmywania naczyń, a potem przemielić i przepakować. Palce lizać tak pysznie. Taka głowa przypomniała mu o Folwarku Zwierzęcym i o Władcy Much. - W sumie te prosiaki przypomniały mi o Władcy Much i o starym Majorze. - rzucił, nie wiedział, czy dziewczyny wyłapią niuanse tej wypowiedzi, czy po prostu ta cała sytuacja ryje im banie. Ponti wiedział, że z każdą sekundą przybliża się śmierć, ale nie miał zamiaru rozdzielać się. To nie pieprzone Scooby Doo - myślał. - Przejrzyjmy po prostu tą książkę razem. To nie pieprzone Scooby Doo, żeby się rozdzielać. - szukał też wzrokiem innych książek, ewentualnie jakichś zamkniętych szuflad. Sprawdził też jak można zabarykadować drzwi i czy to w ogóle możliwe - w ostateczności zabarykaduje się je. Niestety te szatańskie pomioty sprofanowały kościół. Erik Ponti zmówił po cichu kilku Zdrowasiek - co najmniej jedną, a więcej nie gdyby to przeszkadzało w lekturze (wówczas zmówi je w myślach). Chciał dodać jeszcze coś o dzieciach kukurydzy i tymoteuszu jak w Strefie Mroku i Johnnym Bravo, ale to były aktualnie nie tylko zbędne komentarze, ale i przeszkadzające w lekturze. Obserwował arkusze, czy nie było tam jakichś dziwnych obrazków okultystycznych. |