Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2015, 16:57   #41
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
Myślał o tym czy trafił faceta w rękę trzymającą broń, kiedy jednak znowu strzeliło, sklął sam siebie, że nie trafił. Nie wiedział jednak że tak naprawdę uratował grubasowi życie.

Schowany za rogiem przykleił się plecami do ściany żeby nie zarobić jakiejś nagłej kosy. Upewnił się tylko czy nie ma za nim jakiegoś okna. Kiedy Ponti wyskoczył zza rogu niemal nie przywalił mu w nos, widząc jednak znaną twarz uspokoił się nieco.

- Kurwa mać stary, widziałeś tego niedojeba?! - Kiedy przyszła jeszcze Lilliana z puszką w łapie dodał.
- Ej lalka spokojnie z tym, może się nam przydać, masz zapalniczkę? Wyglądasz na taką co pali nie tylko papierosy, widziałem kiedyś na MTV jak zrobili z takiej puszki miotacz ognia. - Kidy Ponti skończył swój wywód i ruszył w stronę płotu poszedł za nim, nasłuchując ciągle czy ktoś nie lezie w ich stronę.
|"Gruby dostał i nie żyje! Zostaw trupa i spierdalamy!" - Usłyszał głos Prestona, tępy nie był ale J pomyślał, że jakby był takim chujem z giwerą to by grubego dobił, dla pewności.
- Jesteście pewni że chcecie przełazić na drugą stronę? Taka siatka to względnie też chroni poza tym że nas uwięziła. - Jakby co to idzie z resztą.
 
t0m3ek jest offline  
Stary 17-03-2015, 20:04   #42
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
GORO

Goro szybko pobiegł wzdłuż budynku zostawiając Prestona, który krzyczał jak szaleniec.

Zniknął po drugiej stronie domostwa, której nie widzieli podchodząc pod rezydencję.

W kilku zakratowanych oknach nad jego głową paliło się światło, dzięki czemu Goro dość dobrze widział zarośnięte podwórze na tyłach domu i coś, co wyglądało jak sad. Ciemne, niewysokie drzewa ustawione w równych szpalerach. Pomiędzy pobielonymi pniami snuła się lekka mgiełka, ledwie widoczna w świetle padającym z góry. Tuż przy pierwszych drzewach do sadu ujrzał jeszcze jakąś niewielką szopę, przy której stały równo ustawione w sterty drewniane szczapy. Zaraz obok szopy stał zdezolowany, starodawny traktor pamiętający chyba jeszcze czasy wojny secesyjnej, bo jakoś w tym momencie Goro nie bardzo był w stanie sobie przypomnieć, czy w tamtych czasach mieli już traktory. Na pewno jednak maszyna była stara i niesprawna.

Już nieco wolniej Goro ruszył w dalszą drogę rozglądając się za czymś, co pomogłoby mu zająć się raną Prestona, chociaż na podwórzu niczego takiego nie widział.

Nagle okno na Pietrze, tuż nad jego głową otworzyło się z trzaskiem i Goro usłyszał, jak ktoś wykrzykuje coś cicho starczym, schorowanym głosem.


PONTI, WILLIANS, ORTIS

Znajdowali się po prawej stronie domu, zbyt blisko samej rezydencji by czuli się pewnie w jej cieniu. Szybko więc przebiegli, najciszej jak się dało, kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt metrów przez zapuszczony park aż pod sam płot okalający domostwo szaleńca z rewolwerem.

Od dłuższego już czasu nie słyszeli żadnego strzału lecz nie wiedzieli, czy mogą to brać za dobrą monetę.

W świetle latarki, włączonej tylko na krotką chwilę, by nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi, zorientowali się, że płot okalający posesję należy do tych starszych, niemal zabytkowych, zwieńczonych szpikulcami parkanów.

Nie powinien jednak stanowić zbyt trudnej do przejścia przeszkody. Po drugiej stronie płotu trojka młodych ludzi dostrzegła jedynie krzaki i coś, co mogło być łąką, chociaż kilkadziesiąt metrów dalej wydawało im się, że dostrzegają zarys kolejnego domu.

Czy im się wydawało, czy paliło się w nim światło? Takie, jakby ktoś otworzył drzwi by wyjrzeć na chwile na zewnątrz. Może w Old Harvest mieszkali normalni ludzie i ktoś usłyszał strzał i wyszedł, by zorientować się w sytuacji?

A może było wręcz przeciwnie i tylko niepotrzebnie robili sobie nadzieję.
Tak czy owak musieli szybko podjąć decyzję, czy próbują przedostać się przez płot – co nie powinno być zbyt trudne – czy też zostają jeszcze po tej stronie posesji.

FOX

Fox znalazła przyjrzała się drzewu, przy którym się ukrywała i oceniła swoje szanse na przejście po nim nad płotem.

Chyba dałaby radę, szczególnie, że sam płot nie wyglądał na jakiś taki super obronny – ot zwykłe, nieco może zbyt kolczaste ogrodzenie wokół starego domu zamieszkanego przez szalonego mordercę z wielkim rewolwerem!
Nie namyślając się zbyt wiele zaczęła wspinaczkę.

Była dość wysportowana i już po chwili, trzęsąc się bardziej z emocji niż z wysiłku, znalazła się po drugiej stronie.

Spojrzała w kierunku domu, oświetlonego i skrytego po części za rzadkim parkiem. Teraz dopiero, kiedy oddaliła się od źródła zagrożenia, poczuła jak bardzo się boi.

Była sama, a jedynym oświetlonym miejscem, jakie widziała, był dom szaleńca – mordercy!

Nagle, kątem oka zobaczyła jakieś poruszenie przy płocie, w miejscu, w którym przed chwilą go sforsowała. Nie była pewna, lecz chyba przed chwilą jakieś niewielkie, włochate zwierzę zeskoczyło gdzieś niedaleko od niej.

Wiewiórka? Łasica? Szczur?

Nie wiedziała co to jest, ale jakoś nie chciała spotykać się z skaczącym przez płot gryzoniem.

VILL

Ukryła się za którymś z posągów z przerażeniem obserwując, jak morderca znika za rogiem budynku.

Obserwowała okolicę i wtedy zobaczyła, że przez otwarte drzwi budynku, w którym próbowali znaleźć schronienie, wychodzi dwóch kolejnych mężczyzn. Ubrani w jasne, długie stroje przypominali odrobinę pielęgniarzy lub inny personel medyczny.

Pierwszy, poruszając się jakoś tak dziwacznie, jakby miał problem z kręgosłupem lub z nogami, podszedł do zwłok Storza, chwycił je za nogi i zaczął wciągać do rezydencji. Drugi zszedł po schodach i podniósł Angeli. Chodził równie koślawo, co ten pierwszy, kiwając się na boki, jak ktoś z aparatem korekcyjnym na dolnych kończynach.

Czy Vill tylko się wydawało, czy dziewczyna ruszyła się w objęciach podnoszącego ją pielęgniarza.

Nie wiedziała, dlaczego lecz serce biło jej szaleńczo, a w gardle zaschło z przerażenia. Postacie w kitlach zniknęły w domostwie razem z ciałami Storza i Laster.


PRESTON

Leżał na pół oszalały z bólu i przerażenia modląc się po cichu, by nie jęknąć lub nie pierdnąć w najmniej odpowiedniej chwili.

Słyszał go!

Słyszał jego kroki! Kroki szaleńca! Ciężkie, powolne, niezgrabne. I cichy, chrapliwy oddech. Kroki zatrzymały się, a potem ciężki but wylądował na udzie Prestona. Kopniak był solidny, ale tusza w tym przypadku zadziałała na jego korzyść i gordon nawet nie poczuł bólu.

Potem było jednak gorzej. Szaleniec postawił mu stopę na lewej dłoni i przycisnął całym ciężarem buta.

Gordon powstrzymał łzy i jęk jakimś nadludzkim wysiłkiem woli.

Mężczyzna poszedł dalej. Dysząc i sapiąc podążył tam, gdzie pobiegł Goro.
Pozostawił grubasa zaciskającego wargi do krwi, postrzelonego i chyba z połamanymi palcami u lewej ręki. Ale żywego.

Fortel się powiódł.

Gordon słyszał przez szumiącą w uszach krew, że napastnik oddala się.

JORDAN

Odczekała jeszcze chwilę upewniając się, że szaleniec z bronią nie ściga jej. Już miała ruszać, kiedy zobaczyła, że z domu wyszły dwie nowe osoby. Ubrani w stroje kojarzące się z pielęgniarzami, dziwacznie, niezgrabnie poruszający się mężczyźni.

Jeden z nich zajął się ciałem Storza wciągając go do domu, drugi wziął na ręce nieszczęsną Angelę Laster i zniknął tam, gdzie jego kompan.

To była szansa, którą Jordan musiała wykorzystać. Szybko, trzymając się cienia i parkanu, ruszyła w stronę bramy. Nie rozglądała się za nikim, nie robiła hałasu, a kiedy udało jej się wybiec z terenu posesji o mało nie popłakała się ze szczęścia.

Nie oglądając się za siebie zaczęła biec, oszczędzając oddech w stronę mostu z zamiarem odszukania grupy poszukiwawczej. Potrzebowała innych ludzi i musiała ich ostrzec przed szaleńcami z tego domu.

Gdy zbliżała się do mostu zobaczyła, że ktoś pędzi przez niego szaleńczo, jakby uciekał przed czymś straszliwym i morderczym. Jak ona.

PETROVSKI,

https://www.youtube.com/watch?v=n1D_jG8-Dok

Petrovski krzyknął za Wardem, ze ten biegnie nie w tym kierunku, co powinien, ale ten nie reagował i dalej pędził przed siebie. Viktor zaklął pod nosem i popędził w stronę, gdzie zostawili autobus. Ti tylko trzy mile. Może nawet trochę mniej. Da radę.

Droga pod jego nogami była doskonale widoczna w mdławym świetle księżyca i gwiazd., więc nie musiał się obawiać, że ją zgubi.

Pędził nie oszczędzając sił. Był w końcu młodym, wysportowanym facetem i nie bał się spocić.

Zobaczył ich z odległości kilkunastu metrów – stojących wzdłuż drogi – jeden obok drugiego.

Milczący szpaler kukieł opartych jedną o drugą. Brudne, poszarpane strachy na wróble. Chochoły z workami na głowach!

Zatrzymał się odruchowo i obejrzał wokół.

Przebiegł już spory kawałek. Dotarł prawie do końca kukurydzianych pól tych samych, które tak przeraziły Sally Sarkis. Za sobą miał drogę, którą biegł. Po prawej i lewej stronie zagony kukurydzy ciągnące się nie wiadomo jak daleko. Przed sobą widział już czarną ścianę drzew i te strachy na wróble, które ewidentnie zagradzały drogę poza Old Harvest.

Było ich przynajmniej kilkanaście. Stały, sztywno, nieruchomo, zdając się oczekiwać, co zrobi biegacz.

WARD

Biegł w panice przed siebie. Nie słysząc ani nie widząc niczego wokół. Kamera nadal nagrywała, ale pewnie utrwaliłyby się tylko chaotyczne obrazy ziemi i okolicy i jego opętańcze dyszenie.

Wbiegł na most czując pierwsze ukłucia zmęczenia, ale nie zatrzymywał się, chociaż zwolnił tempo.

Za sobą pozostawił krwawą jatkę. Przed sobą widział już oświetloną rezydencję i nagle zobaczył nadbiegającą z przeciwka postać. To była Jordan.

COLLINS, BROOKS

Collins postąpił rycersko i był z siebie dumny. Pomógł Brooksowi odbiec od pola kukurydzy. Niezbyt daleko, ledwie na drogę, pomiędzy te groteskowe, straszne drzewa tworzące szpaler aż do mostu za którym znajdowało się Old Harvest.

Ward popędził w stronę wsi, Petrovi zniknął w ciemnościach po drugiej stronie drogi.

Collins nie bardzo wiedział, co robić dalej. Szybko jednak opatrzył dłonie Brooksa powstrzymując upływ krwi. Jack stracił prawie wszystkie palce, które coś przecięło niemal w połowie. Gładko, niczym stalowa struna.

Kiedy prowizoryczny opatrunek został założony Collins rozejrzał się wokół szczególną uwagę poświęcając miejscu, w którym zginął anglista. Coś się tam poruszało. Słyszał też szuranie. Wydawało się, że zwłoki Aspectro ktoś wciąga na pole kukurydzy. Jakoś żaden z nich nie miał ochoty sprawdzać, kto.

Siedzieli przy jednym z drzew nasłuchując w przerażeniu. Tak daleko od pola kukurydzy, jak tylko się dawało.

Bawełniana podkoszulka powstrzymała krwotok, ale Brooks był cały roztrzęsiony i latały mu mroczki przed oczami. Było mu zimno. Cholernie zimno, a okaleczone dłonie bolały coraz bardziej.

I wtedy obaj zobaczyli, że kukurydza w miejscu, w którą niewidzialna siła wciągnęła Ryana rozchyla się i ktoś z niej wychodzi na wolną przestrzeń pomiędzy uprawami i linią drzew okalających drogę.

Pochylona, niezgrabna postać z trudem brnęła w ich stronę.

To był Ryan! Trzymał się z brzuch, był ranny, ale najwyraźniej jeszcze żył. Już z daleka zobaczyli, że coś nie tak było z jego twarzą. Chyba cała spływała krwią, ale mdławe światło księżyca nie pozwalało zobaczyć nic więcej.
 
Armiel jest offline  
Stary 17-03-2015, 22:30   #43
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Valth+Vivianne

Thomas biegł ile miał sił w nogach. Zapewne gdyby miał astmę to by już dawno padł, i kurczowo łapał powietrze. Był zmęczony ale nie dawał za wygraną. Cały czas zdawało mu się, że czuje oddech tego psychopaty. Nie chciał umierać. Nie prawiczkiem. Przecież tak to nie mogło się skończyć. Łzy spływały mu po policzku, gdy nagle zobaczył Jordan. Nadzieja pojawiła się w oku młodzieńca, a nowe siły napełniły jego zmęczone ciało. Podbiegł do niej, praktycznie wpadając na dziewczynę.
-Suki..Dzięki Bogu.. - dopiero po chwili zorientował się, że jego dłonie są na jej barkach. Zawstydził się. Rozejrzał się dookoła, ale nie było nikogo widać[/i] - Gdzie są wszyscy? - padło pytanie, a w jego głosie można było wyczuć strach*

Nigdy nie przypuszczała, że spotkanie kolegi z klasy może ją tak ucieszyć. Uśmiechnęła się szczerze z trudem łapiąc oddech.
- Musimy wiać…. jak najdalej od tego domu - wydusiła zupełnie nie zwracając uwagi na to, co mówił chłopak. Złapała Thomasa za rękę i pociągnęła w stronę, z której ten przybiegł. Chciała uciekać.

Był zdezorientowany. Nie wiedział co robić. Widział śmierć nauczyciela. Widział jak jego koledze, coś obrywa dłonie, tak że ten krwawił niczym na jakimś filmie gore. A potem dotyk Jordan. Ta ciągnęła go w stronę, z której przybiegł. Po dwóch metrach zatrzymał, pociągając dziewczynę do siebie. Nie wiedział jak jej powiedzieć:
-Nnnieee tamm - wyszeptał, a łzy zaczęły spływać mu po policzku -Aspectro, Ryan.. - próbował zebrać się na odwagę by nie krzyczeć. Chciał tego bardzo, lecz jedyne co zrobił to łkając powiedział -oni nie żyją..coś ich zabiło..uciekłem..zostawiłem ich tam.. - tak bardzo chciał się do niej przytulić. Nie wiedział co robić. Po prostu nie wiedział.

Przez chwilę nie rozumiała co do niej mówi. Gdy sens wypowiedzi dotarł w końcu do dziewczyny ta stanęła jak wryta, otworzyła szeroko oczy, lekko rozchyliła usta i bez ruchu wpatrywała się w kolegę analizując jego słowa, które nie mogły być prawdziwe. Nie mogły!
- Jaja sobie robisz - wydusiła w końcu. - Powiedz, że to głupi żart! - syknęła zaciskając palce na ramieniu Thomasa. Gdyby nie warstwa ubrań na ciele chłopaka zostałyby pewnie krwawe ślady paznokci.

Adrenalina jaka pulsowała w żyłach, sprawiła że nie czuł jak dłonie Jordan zaciskają się na jego ramieniu. Musiał się wziąć w garść. Po prostu musiał. Jeśli nie dla samego siebie, to może.. Wziął głęboki wdech i powiedział do dziewczyny:
-Nie. Nie robię sobie jaj. Co tu się dzieje? Gdzie są wszyscy ? - zapytał ostro. Nie podobało mu się to wszystko.

Ostry ton głosu przywołał ją na ziemię. Rozluźniła uścisk - Storz nie żyje, poszedł do tego domu… poszedł poprosić o pomoc - mówiła szybko, oczy zaszły jej łzami, zaczęła drżeć. - I ten szaleniec, ten z domu strzelił mu w łeb… jego głowa po prostu wybuchła. Wybuchła rozumiesz?! Zaczęłam uciekać, były kolejne strzały. Trafił jeszcze Angelę. Angelę Lester. Nie wiem gdzie są wszyscy, bałam się. Tak strasznie się bałam- płakała.

Gdy Jordan zaczęła podnosić głos, Thomas automatycznie położył dłoń na jej ustach. Przysunął się blisko niej i szepnął:
-Nie krzycz. - Ward zaczął szybko myśleć. Jedyne co mu przychodziło na myśl, to Hostel. Horror, gdzie studenci są porywani i torturowani, ginąc straszną śmiercią. Przerażało go to. Powstrzymywał się ledwo by się nie rozkleić. -Będzie dobrze. Nikomu nie pozwolę Cię skrzywdzić - powiedział niczym aktor grający w kiepskim filmie. Szkoda że to przypominało horror, a nie jakiś erotyk.
Thomas zaczął się rozglądać. Stali na skraju Old Harvest, a mimo to nikt nie usłyszał strzału. A może nie chciał usłyszeć. Droga, na której stali prowadziła w głąb wsi. Może były tam inne domy. Przynajmniej miał taką nadzieję. Nie zamierzał jednak pukać do nich. Nie wiedział, czy uzyska pomoc, czy może śmierć.
-Musimy się stąd wydostać. Musimy iść do przodu. Po cichu - jak ninja, ale tego nie powiedział na głos.
Wziął Jordan za rękę, nie wiedział nawet czemu, i ruszył w kierunku drogi. Pochylał się. Poruszał się szybko. Ostrożnie. Trzymał się jakiegoś płotu, albo drzewa. Tak by żadne światło na nich nie padało.

Ścisnęła mocno rękę chłopaka i ruszyła za nim. Miała nadzieję, że uda im się dotrzeć do wioski. Może tam znajdą kogoś, kto im pomoże. Kogoś komu można będzie powiedzieć o tym co się stało. -A co z resztą? Co z chłopakami, którzy z Tobą poszli? Może trzeba im wysłać smsa - rzuciła zapominając zupełnie, że są na jakimś zadupiu pozbawionym zasięgu. - Umrzemy tutaj.

-Nie wiem. Mam nadzieję że żyją. - szepnął odwracając głowę w kierunku Jordan, gdy ta powiedziała o smsie -Nie umrzemy. Nie zamierzam umrzeć prawiczkiem -warknął zły i poirytowany. Sam nie wiedział na kogo bardziej. Na Suki za jej głupi tekst, czy za gówno w którym się znaleźli. Nie myślał nawet o tym co mówi, i jaki może to mieć wydźwięk. Zapomniał nawet o kamerze, która zwisała mu na pasku, i rejestrowała wszystko.

Nie umrzemy, nie umrzemy, nie umrzemy powtarzała w głowie zmierzając w kierunku Old Harvest. Musiała przyznać, że w towarzystwie Thomasa czuła się nieco bezpieczniej.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 19-03-2015, 02:46   #44
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jack Brooks - awanturniczy bajker



- Gdzie wy kurwa lecicie palanty!? - zawył z sciekłości i rozrzalenia Jack widząc jak go po kolei "koledzy" zostawiają samego na pustej drodze ze sporym krwotokiem którego zatamowanie pokancerowanymi dłońmi graniczyło z cudem.

Na szczęście Jim okazał się być coś wart. Pomógł mu otrząsnąć się z szoku a także przede wszystkim zaprowadził w jakieś drzewa gdzie zaimprowizował jak mógł opatrunek z podkoszulka.

- O ja piedolę... Jak boli... Hiuhhh... Ja jebię... Jak boli... Obcięli mi palce... Jebane pojeby... Tępe chuje... Hiuh... Kurwa jak boli... - mamrotał gdy siedział na mokrej, i zimnej trawie pod drzewem a Jim darł na pasy swoja koszulkę i przerabiał ją na improwizowane bandaże.

- Chcesz scyzoryk? Będzie ci łatwiej. Ale musisz se wyjąc z kieszeni bo ja nie dam rady... Mnie już się chyba nie przyda... - widząc jak Jim rwie tą koszulkę to mu się skojarzyło. Oddychał ciężko jak po długim biegu. Czuł, że pot oblepia mu całe ciało w miare jak ból promieniujący z kikutów palców się nasilał w miarę ustepowania szoku i adrenaliny. A potem przyszło zimno, senność i dreszcze. Zdawał sobie sprawę z tego i walczył z tym by nie zasnąć.

- Jak myślisz, kiedy Victor wróci z tą apteczką? Kiedy pobiegł? - spytał cicho trzęsąc zębami od zimna i dreszczy. Spojrzał przy okazji na zegarek. Wtedy usłyszał za sobą jakiś ruch i po chwili zobaczył, że z tej cholernej kukurydzy wyłazi, chwiejąc się Ryan. Wyglądało na to, że też oberwał bo chwiał się i trzymał za brzuch. ~ Jak oberwał w brzuch to ma gorzej niż ja... ~ to pomogło Brooks'owi wziąć się w garść. Wiedział jak sam się czuł przed chwilą gdy, prócz Jima chłopaki go zostawili samego na tej drodze.

- Trzeba go zawołać. Chyba oberwał. Może jest w szoku. - szepnął do Jim'a przekręcajac się by kleknąć na kolanach. Obserwował chwilę jak tamten szedł koslawo ewidentnie udowadniając, że nie jest z nim w porządku. Sami byli skryci w ciemnościach i w śród drzew. Ryan mógł ich przeoczyć łatwo, zwłaszcza jakby był ranny i w szoku a na to wyglądało. Jack miał zamiar odezwać się do niego jak się zbliży albo jakby wyglądało, że się zgubił. Miał nadzieję, że nie upadnie. Gdyby upadł to Jack nie bardzo miałby go jak obecnie podnieść.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-03-2015, 10:22   #45
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Byli w miarę bezpieczni, od kukurydzy oddzielało ich puste pole, szpaler drzew i droga. Siedzieli w zaroślach i pomiędzy drzewami po drugiej stronie drogi. Do mostu mieli jakieś 500 yardów.
Widząc jak Jack się trzęsie Jim wyciągnął resztę ubrań i pomógł koledze założyć sweter. Sam włożył nieprzemakalną kurtkę z kapturem.
- Dzięki. – mruknął biorąc scyzoryk – Przyda się.
Powiedział choć nie miał pojęcia do czego.
- Victor ma jakieś 6 mil. Tam i z powrotem. Kiedyś na necie czytałem, że rekord kobiet na trzy mile to jakiś 5 minut. Pobiegł jakieś 10 minut temu. Wróci za 20 do 30 minut. Może. O ile w ogóle wróci.
Szepnął w odpowiedzi na pytanie Brooksa.
Usiadł przy nim zmęczony wyciągając dwie kolby kukurydzy. Musiał czymś zająć rozedrgane ręce, by się uspokoić. Co chwile z niepokojem patrzył na pole.
Wgryzł się w żółte ziarna trzymając drugą kolbę przed twarzą Jack’a.
- Chcesz? Ja muszę coś przegryźć.
- Musimy się zastanowić. Na spokojnie. – pociągnął nosem.
Noc zrobiła się zimna.
- To była pułapka. Świr zabił Sally. Nie wiemy co z Brownem. Pewnie już nie żyje, więc … - Jim mówił krótkimi urywanymi zdaniami, a głos mu lekko drżał. – zabił Sally i pociął ją na kawałki robiąc z niej przynętę. Mógł przewidzieć, że ktoś się po nią cofnie. Ukryty w kukurydzy poczekał, aż Aspectro podejdzie i zarzucił mu na szyję linkę. Wiemy, że dobrze rzuca, ale taka broń ma mały zasięg. Nie pamiętam jak zginął Ryan. Rzygałem. Chyba coś go przebiło. Zatem ma jeszcze coś na kształt harpuna, tu zasięg może mieć większy. Teraz albo odpuści i spróbuje dorwać Victora, jak będzie wracał … droga tam dalej prowadzi tuż przy kukurydzy. Cóż łatwiejszego? Biegnącego słychać z daleka. Albo …
Jim nie dokończył, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Coś wciągało ciało Acpectro między kukurydzę. Chłopak wstał stając za pniem drzewa, by lepiej widzieć i ostrożnie wyjrzał. Niestety ciało już zniknęło.
- Jednak tu został.
Ścisnął mocniej w ręku dębowy kij. Jim był pewien, że rzeźnik spróbuje jakiegoś fortelu, by się do nich dostać. Musiał ich wywabić. Przynajmniej Jim by tak zrobił na jego miejscu.
Wtedy na pole wyszedł kuląc się i słaniając Ryan.
Jack chciał go zawołać.
- Ani się waż. – syknął – To nie jest Ryan. Zabił Sally, zabił Aspectro, dopiero co wciągnął jego ciało, a puściłby Petera? Założył jego ciuchy, a z twarzy mógł sobie zrobić maskę.
Przypuszczenia Jim’a zabrzmiały cokolwiek paranoicznie, ale trudno mu się było dziwić. Spojrzał na zbliżającą się postać, a jego wzrok stwardniał.
- Próbuje nas wywabić. Pewnie do brzucha przyciska jakąś broń bydlak. Musimy być cicho. Dojdzie do drogi i jeśli nas nie zauważy może skręci do wsi. Jak się odwróci tyłem spróbuję go ogłuszyć.
Spojrzał na Jack’a.
- Jeśli … jeśli zginę leż cicho i ani drgnij. Poczekaj do rana i spróbuj uciec do autobusu, tylko nie idź drogą.
Nie powiedział tego Brooksowi, ale nie był do końca przekonany do swojego zdania. To mógł być Ryan, by ściągnąć ich uwagę. Gdyby udzielali mu pomocy rzeźnik mógł ich podejść i załatwić najpierw jego, a potem spokojnie Jack’a.
Jim nie tylko obserwował zbliżającą się postać, ale także starał się wypatrzyć, czy ktoś nie przebiega drogi.
Chłopak był zdecydowany ogłuszyć postać, był niemal pewien, że to rzeźnik.
Jim zacisnął zęby. Rzeźnik już wiedział, że Collins lubi pomagać i na to liczył.
Nie tym razem. Choćby nawet się przewrócił Jim nie miał zamiaru się ruszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 19-03-2015 o 16:59.
Tom Atos jest offline  
Stary 19-03-2015, 13:51   #46
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
W momencie gdy otworzyło się okno i padły głosy/wrzaski - to był już szczyt. Był otoczony z każdej strony. Nie widział nigdzie zawodnika z gnatem. Jeżeli Preston żył, to prawdopodobnie nie poszedł tą drogą. Musiałby być strasznie głupim, by nabrać się na zwykłe "play dead".

Nie miał zbyt dużego wyjścia. Bieganie na około domu było bez sensu. Jedyną opcją była szopa. Modlił się w myślach, by krzykacz go nie zauważył, lub nie umiał się komunikować, że to tylko jakiś bełkot.

Ruszył biegiem do szopy. Jeżeli szopa jest zamknięta, no cóż...może wyjedzie stąd innym wehikułem.
 
BoYos jest offline  
Stary 19-03-2015, 15:03   #47
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Co do... co to niby miało znaczyć? Kto i kiedy niby poustawiał tu te strachy na wróble? Przecież same tu nie przylazły! Co nie?
To mogło oznaczać tylko jedno... ktoś na nich polował. Jedni ustawili te strachy, jako zakaz zawracania się, inni zabili Ryana, Sally, Aspectro, a tamten domek? Pewnie siedziba pierwotnego zła. Może i tych nieruchomych, nieżywych czy raczej nieożywionych strachów Viktor się nie bał, choć zdecydowanie czuł w tej sytuacji niepokój, ale cała ta sytuacja zaczynała go przerażać. Zdjął powoli plecak i wyciągnął z niego dwie piłeczki do bejsbola. Prawdopodobnie jedyne rzeczy, które mogły mu się teraz przydać, a które niósł ze sobą. Obrócił jedną w dłoni, przejeżdżając językiem po suchych, drżących wargach i gotów do ucieczki rzucił piłką w łeb jednej z kukieł, środkowa była najlepszym celem. Chciał... musiał zobaczyć, że to tylko kukły. Tak czy siak miał zamiar uciec, wrócić do reszty grupy, oddzielenie się w ogóle było średnim pomysłem. Może idioci, ale i mięso armatnie. Po prostu musiał najpierw sprawdzić tę jedną rzecz...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 19-03-2015, 18:09   #48
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
- Dobra, nie ma co się tak zastanawiać za dużo, tu mamy przejebane na pewno, tam możemy mieć. - "J" ściągnął swoją kurtkę i przerzucił na górę ogrodzenia.
- Mój dziadek zginął od porażenia prądem, lekarz mówił że gdyby nie dotykał ziemi to by go nie kopnęło więc może po prostu wskoczymy na ten płot to nas nie kopnie? - Jak powiedział tak zrobił, wspiął się do góry, a będąc już na szczycie, jeśli nie sprawiało to zagrożenia, zeskoczył na dół. Wszystko to jednak tylko wtedy jak pozostała dwójka będzie chciała przejść, kurtkę zostawi na górze żeby pomóc innym.
- W ogóle to musimy się stąd ruszyć tak czy inaczej, ten ktoś z domu mógł widzieć nasze światło. - Ogólnie to patrzył na Eryka, który wydawał mu się ogarnięty w temacie. Uznał go za przewodnika.
 
t0m3ek jest offline  
Stary 19-03-2015, 18:26   #49
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Gordon odczekał chwilę aż nie będzie już słyszał sapania dziada. Bardzo bolała go ręka i równie bardzo go to cieszyło. Skoro boli to znaczy że jest sprawna, nie urwało mu jej i nie stracił czucia! Wystarczy że ucieknie i lekarze wszystko mu wszystko ponastawiają i poskładają do kupy.
Powolutku wstał i rozejrzał się. Szaleniec sobie poszedł, gonił Goro. Gruby odwrócił się w drugą stronę i ruszył w stronę bramy. Obrał taką trasę by dom zasłaniał pole widzenia strzelca. Starał się nie hałasować, ale wiedział też że skradanie i tak niezbyt mu wychodzi (jest zbyt duży i niezdarny) i szedł szybko. To jego szansa, musi dobiec do bramy, z ranną ręką nie da rady uciec przez płot. W sumie ze sprawnymi rękoma też by nie przeszedł na drugą stronę. Kuźwa, nawet jakby znalazł dziurę w płocie to pewnie i tak nie dałby rady się przez nią przecisnąć.
Musiał też ostrzec grupę wysłaną na poszukiwania i dać znać Goro żeby troszczył się o siebie i nie wracał. Miał już w głowie zamysł. Jak już minie bramę, schowa się w krzakach. Używając swojego smartfona stworzy nową sieć bezprzewodową, jakby chciał udostępniać internet przez tethering. Nie ważne że nie ma zasięgu z satelity, wiadomość będzie zawarta w nazwie sieci. "Tu Gordon u mnie ok uciekajcie strzelanina w domu!" - tak nazwana sieć pojawi się w zasięgu kilkudziesięciu metrów jeśli będzie miał farta. Nawet takie techniczne analfabetki jak Tera czy Loretta zauważą napis na ich złotych szajsfonach "dostępna nowa sieć bezprzewodowa". A stary dziad z pistoletem pewnie dalej ma Nokię 3310, w której nie ma Wi-FI!
 

Ostatnio edytowane przez Halfdan : 19-03-2015 o 18:39. Powód: justuj
Halfdan jest offline  
Stary 20-03-2015, 12:47   #50
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Nadal była w czarnej dupie. To, że udało jej się sforsować ogrodzenie nie dało Lorettcie żadnego poczucia bezpieczeństwa. Fuck! A tak na to liczyła. Tymczasem cała drżała ze strachu czując się jak zaszczute zwierzę.

Dokąd uciekać? Powrót do autobusu nie wchodził w grę. Droga była długa i wiodła przez lasy i pola, tam gdzie łatwo ktoś mógłby ją zaskoczyć. W dodatku w ciemnościach…
Bo wcale nie wiadomo czy staruch mieszkał sam. Dom był duży. Iść do wsi? A jeśli każdy tutaj to świr biegający ze spluwą spluwającą śmiercią?

Ciągle miała przed oczami obraz rozbryzgującej się głowy nauczyciela matematyki….

Spłoszyła się na odgłos przedzierania się przez płot jakiegoś włochatego zwierzaka. Dostrzegła go jedynie kątem oka…
Co to było? Wiewiórka? Łasica? Szczur?
Wzdrygnęła się. Dlaczego akurat w tym miejscu gdzie przechodziła?

Musiała stąd iść. Musiała znaleźć schronienie, w którym przeczekałaby do rana. W dzień wszystko wygląda mniej strasznie. I musiała znaleźć jakąś broń. Choćby do obrony przed gryzoniami i robalami.

Może w stronę rzeki? Może spotka tam kogoś z klasy? Może nadejdą ci, którzy szukali Angeli? O tak…. To był jedyny dobry pomysł. Przyczai się przy moście, w krzakach i poszuka jakiejś gałęzi i kamieni. I może znajdzie gdzieś zasięg.
Ruszyła skulona rozglądając się na boki….
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172