Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-03-2015, 15:47   #71
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Nie no to już było zdrowo popierdolone. Nie miał czasu by zastanawiać się nad tym czy to w ogóle był Danny, czy to on założył sobie ten worek na łeb czy ktoś mu to zrobił. Odruchowo rzucił ostatnią piłeczką celując w głowę Danny'ego czy też jego strasznej wersji, by w razie trafienia, szybko dodać do tego ostre, partyzanckie kopnięcie. Miał glany, więc nadawał się do tego idealnie. Jeśli by chybił, spróbowałby przyspieszyć i ominąć straszydło i razem z resztą ponownie napotkanych "przyjaciół" ruszyć w stronę mostu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 28-03-2015, 18:51   #72
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
Robił to co umiał najlepiej, biegł przed siebie. Było zajebiście pod tym względem. Wszyscy biegli, nawet Lillian, której nie podejrzewał o to, w końcu miała zwolnienie z wfu, miał ją więc za jakiegoś upośledzonego dzieciaka. Zaskoczyła go i to mile, poza tym była ładna. Cholera Jerry, przestań myśleć o takich rzeczach jak masz zginąć, pomyślał sam do siebie. Nagle się wszystko jebło. Dziewczyna się przewróciła, no musiała. W tych wszystkich cholernych horrorach klasy B ZAWSZE ktoś się musi przewrócić.
- Eryk! Nie możemy jej zostawić, kurwa mać! - Chciał spieprzać dalej ale nie mógł przecież zostawić damy w potrzebie. Dalej miał ten drąg który miał robić za maczugę...
- Masz zapalniczkę?! Możemy to gówno podpalić farbą albo coś... może ten strach na wróble boi się ognia?! Ty mu zajebiesz, ja złapię Ortis i pomogę jej biec. Piszesz się? -
 
t0m3ek jest offline  
Stary 28-03-2015, 20:50   #73
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Erik bez słowa i błyskawicznie spuścił trochę lakieru z puchy na kawałek konaru trzymanego przez Jeremiego. Zanim to wszystko zaczęło przypominać jakieś pedalstwo to wyciągnął zapałkę i podpalił końcówkę po czym wydarł drąg z rąk Jeremiego. Dżej skoczył na ratunek cizi w opałach. W sumie Erik uważał, że Jeremy w tym momencie bardziej myśli kutasem niż głową, ale cóż było poradzić? Lilian Ortis była jedną z tych dziewczyn, które chciało się bzykać. Erik sam by ją bzyknął gdyby nie okoliczności. W sumie nie planował tego wszystkiego. Co prawda nie wyraził tego na głos, ale do przeżycia potrzebował Jeremiego, a nie Lilian, ta była jedynie pasażerem na gapę w tym niezwykłym autobusie zwanym "przetrwanie". Nie miała biletu, ale była niezbędną częścią większego planu jaki kreował się w głowie Eryka. Większego, ale i tak gdyby to od niego zależało to czmychnąłby nawet nie oglądając się. Nie zależało jednak. Jeremy wolał ratować Ortis, a jedno z nich było potrzebne żywe - więcej - oboje było nawet lepsze. Skoro Jeremy wybrał akcję ratowanie to nie było co marudzić tylko stanąć do walki o wolność, solidarność i lepsze paliwo dla lepszego jutra!

Erik wyrwał z rąk Jeremiego drąg i ruszył niczym pojedyńczy falangista na pieprzonego Jasona Vorheesa. Miał płonącego kawałka drzewa i nie wahał się go użyć, ale z drugiej strony nie był samobójcą. Gdyby skurwiel okazał się być silniejszy to unikał jego chwytaków i spadał z tamtego miejsca na z góry opatrzone, w miarę bezpieczne, pozycje - gdzieś tam gdzie biegł na samym początku. Miał jedynie nadzieję, że Jeremy i Lilian zdołają uciec razem z nich, a jego machanie płonącymi gałęziami cokolwiek da i przy okazji nie poświęci jego życia. Oczywiście przy okazji uważa pod nogi, żeby nie znaleźć się w pozycji tej gorącej laski.

Jakby jednak miał umrzeć to krzyknie na całe gardło "I CHUJ!" Taki już był, taki miał styl.
 
Anonim jest offline  
Stary 28-03-2015, 21:25   #74
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Nigdy jeszcze nie czuła się tak samotna i przerażona. Zawsze otaczał ją tłumek tych, którzy zabiegali o jej względy z takich czy innych powodów. Gdyby tylko zechciała to nie musiałaby nawet sama podcierać sobie tyłka.
A tutaj nagle znalazła się w sytuacji, która kompletnie wymykała jej się spod kontroli. Najchętniej tupnęłaby nogą, wykrzywiła usta w podkówkę i strzeliła focha, ale kogo by to obeszło? Oprócz tej cholernej małpy, która nagle gdzieś przepadła, a w zasadzie pewnie tylko lepiej się ukryła, nie miała dla kogo urządzić przedstawienia.
Gdzie byli inni? Ci co poszli szukać zaginionych? Może także wdepnęli w jakieś gówno. Może zginęli gdzieś w tej przeklętej kukurydzy?!?!?!

To wtedy usłyszała te dziecięce szepty zdające się dobiegać z drugiego brzegu rzeki. Czuła jak włoski na całym ciele jeżą jej się jakby naelektryzowane. O nie! To nie były żadne niewinne dzieci... Nie tutaj.... Nie w tym miejscu, w którym każdy skrawek ziemi i każde żywe... lub nieżywe stworzenie chce ją dopaść. Nie! Nie zachowa się jak naiwna blondynka i nie sprawdzi co czai się na drugim brzegu. Nie zwiodą jej! Musi uciekać! Do wsi lub jeśli trzeba jeszcze dalej, byle nie do ciemnego lasu!

Ścisnęła w garści trzymany patyk i ruszyła pędem do drogi, gotując się na wszystko! Atak małpy, szaleńca ze spluwą, czy czegokolwiek jeszcze! Niech tylko ta noc się skończy! Boże! Niech się skończy! Będzie tłuc, kopać i drapać, a nie odda życia na tym zadupiu!

Loretta liczyła na cud. I na to, że znajdzie jakieś wsparcie. Jakieś inne, żywe i nie wrogie jej istoty!
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 29-03-2015, 02:45   #75
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jack Brooks - awanturniczy bajker


Atak i to udany sprawił wzbudził w bajkerze impuls choć chwilowej radości i satysfakcji. Okazało się, że przeciwnik nie jest tak całkiem niepodatny na ich działania. No i że jego awanturnicze doświadczenie jednak na coś się przydaje.

Ciężko dysząc posyłał na ciało przewróconego wspólnym atakiem przeciwnika. Mimo, że szło im całkiem nieźle to jednak nawet w tej chwili widać było jego nienaturalną odporność. No i to, że zaraz dotrą do nich jego odmienieni koledzy. Walka dwóch na trzech byłaby ciężka nawet przy zwykłych barowaych przepychankach o ile nie zastotowałoby sie jakiegoś triku. Walka z tymi dziwadłami w które zmienili się ich koledzy i nauczyciel byłaby w opinii Jack'a bliska pewnej przegranej. Więc nie zamierzał do niej dopuścić.

- Victor! - krzyknął tylko tyle widząc nadbiegajacego kolegę. Nie widział w jego ręku charakterystycznej sylwetki medycznej paczuszki z tak mu potrzebnymi bandażami ale miał jeszcze nadzieję, ze tamten ją gdzieś upchał przy sobie. W tym samym momencie poczuł, że mroczki przed oczami i czuł, że słabnie. Podczas szarpaniny zsunęła mu się z rąk pocięta koszulka robiąca za improwizowany opatrunek. Sprzedał więc ostatnego kopa, całą podeszwą buta w krtań Petera mając nadzieję mu ją zmiażdżyć. Prawie w tym samym momencie Jim szarpnął go za ramie dając znać, że widocznie podobnie ocenia sytuację i czas stąd spadać. Udało im się zatrzymać przeciwnika by dać czas Victorowi na powrót. Teraz jednak musieli się urwać wrogowi nim ich dopadną i osaczą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-03-2015, 03:40   #76
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Radość, którą czerpała z "zatkania uszu" i kompletnego olania słów niektórych ludzi, ostentacyjnie ignorując ich osoby, za każdym razem była budująca. To oddzielanie się od frajerów i żałości ludzkich sprawiało, że jej pozycja była wyższa, bardziej wartościowsza. Tyle lat praktyki, tyle umiejętności w tej dziedzinie… Teraz płaciły podwójną cenę gdy były bezradne nie będąc w stanie odciąć się od głosów, gdyż strach przed wyciszeniem wszystkiego był znacznie większy. By nie piszczeć naciągała wszystkie mięśnie. Najeżony szkielet mimo wielu chęci nie był w stanie zatkać uszu samoistnie, bądź odciąć się od dochodzących dźwięków. Wysiłek emocjonalny jaki musiała zapłacić nawet nie zorientował się w upływie czasu. Mięśnie jakby zapamiętały strach. Gęsia skórka zamieniła się na chłód odczuwany na całym ciele. Nie było czasu na zastanawianie się w kwestiach temperatury. Mimowolne reakcje obróciły wzrok do miejsca od którego należało uciekać jak najdalej. Te same reakcje przez długie sekundy nie pozwalały odciągnąć wzroku.

Tera miała dość. Nie była w stanie już usiedzieć na miejscu. Wyczekała parę chwil po tym, aż dwójka zniknie w drzwiach. Przejrzała jeszcze okolicę i wymknęła się zostawiając rezydencję za plecami. Z głowy wyleciały jej kwestie takie jak "znalezienie kogoś", czy "użycie innych do własnych celów". Wirowało tylko ratowanie własnej skóry. Jej samej było o dziwo lepiej… Z jednej strony chciała by tak zostało… Druga strona pragnęła by ktoś przyszedł i ją uratował… Choć rozum wiedział, że takie coś nie nastąpi. Pojedyncza niewielka osoba mogła się gdzieś dobrze schować. Potrzebowała dobrego schronienia. Old Harvest było wystarczającą dziurą. Dziurą, która miała swój kościół. One były wszędzie. Nawet jeśli miała być kaplica. To było dobrym schronieniem. Wystarczyłoby zadekować się tam i przetrwać noc.

Należało pójść w głąb… I unikać wszystkiego, co się ruszało. Strach był tak duży, że każdy obcy dźwięk podsycał ucieczkę. Nie ważnym było już, co powodowało, bądź kto powodował takowe dźwięki. Ratować własną dupę.
 
Proxy jest offline  
Stary 29-03-2015, 20:32   #77
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
GORO

Goro podjął decyzję, jak przyparty do muru szczur.

Zdjął koszulkę i chwycił przez nią sierp.

To wystarczyło.

Może nie chodziło o jakąś toksynę w rękojeści, jak sądził. Może chodziło jedynie o sam fakt chwycenia tej broni do rąk.

Tak czy owak mroczne myśli, krwawe obrazy, chaos w czystej postaci uderzył na wolę młodzieńca z siłą chyba jeszcze większą niż wcześniej.

Zawył przeraźliwie w rozpaczliwej obronie przed tym, co próbowało zawładnąć jego jaźnią, próbowało pochwycić jego duszę w swe szpony.
Jak przez mgłę widział, jak podrywa się z podłogi, jak wznosi sierp do ciosu na wchodzącego zabójcę.

Jak przez mgłę pamiętał, jak ostrze przebija ciało, zanurza się w miękką tkankę, zgrzyta o kość.

Poczuł, jak krew wylewa się z rany, jak przepływa po ostrzu gdzieś dalej, w jakieś ukryte miejsce, ciesząc cos mrocznego, co czaiło się na dnie duszy Goro.

Zawył ponownie padając na ziemię. Tocząc walkę, której wygrać jednak nie miał szans wygrać.

Po chwili wycie w szopie ucichło, drzwi otworzyły się i stanął w nich potworny kształt, w którym nie dało by się rozpoznać młodego Azjaty.


COLLINS, BROOKS, PETROVSKI

Bez trudu ominęli trójkę przeciwników, którzy byli raczej powolni i niezgrabni, chociaż niewzruszeni. Popędzili, gnani strachem, szpalerem straszliwych drzew, byle dalej od poczwar z workami na głowach. Chochołów zrodzonych w najgorszym szaleństwie.

Trzymali się razem. Nie dlatego, że tak chcieli, lecz bardziej instynktownie, jak zaszczuta zwierzyna, która w grupie widzi większą szansę na przetrwanie.
Zwolnili dopiero, kiedy wbiegli na most pozostawiając drzewa i kukurydziane pola daleko za sobą.

Brooks czuł, że kręci mu się w głowie. Musiał złapać oddech i byłby upadł, gdyby nie to, że podtrzymał go Coolins.

Przez chwilę stali na moście, obserwując okolicę, wypatrując pościgu, lecz teren wokół nich był ciemny i pusty.

- Co teraz? – wydyszał Brooks pobladłymi ustami.

Odruchowo spojrzał w dół, na ziemię, gdzie spadały krople jego krwi. Ze zgrozą ujrzał, że most nie miał już podłoża, a oni unosili się w powietrzu.
Pod nimi płynęła rzeka krwi, w której stała jakaś postać.


Brooks wrzasnął przeraźliwie wskazując kumplom to, co widział pod nogami.
Petrovsky i Coolins spojrzeli w dół, tam gdzie patrzył Brooks, lecz widzieli jedynie szary beton, jako podłoże mostu.

FOX

Kiedy zaczęła wspinać się po niewielkim wzniesieniu na drogę usłyszała wyraźnie jakiś przeraźliwy, krótki krzyk. Zamarła odruchowo wstrzymując oddech, pochylona nad pochyłą skarpą.

Serce w piersi biło jej jak oszalałe. Krew dudniła w skroniach tak, jakby za chwilę miała rozerwać jej czaszkę.

Spojrzała za siebie, szukając innej alternatywy i wtedy ujrzała, że rzeka zmieniła swój wygląd. Widziała wodę, mimo nocnych ciemności, jakby jakaś luminacja podświetlała wodę od środka.

Czy też raczej krew, a nie wodę! Bo rzeka stała się czerwona, wypełniona krwią, która falowała , wirowała i rozbryzgiwała, jakby ktoś właśnie próbował przebić się na powierzchnię.

Ktoś albo COŚ!

Ta myśl dodała Lorrettcie sił i dziewczyna wybiegła na drogę z krzykiem.

Od razu dostrzegła na moście trójkę kolegów. Wyglądali na równie przerażonych, co ona.

VILL

Vill ruszyła przed siebie, kierując się wzdłuż drogi, w kierunku majaczących w ciemnościach budynków. Starała się nie oglądać za siebie. Nie patrzeć na rezydencję, do której dwaj wykoślawieni pielęgniarze wciągali ciało Prestona.
Old Harvest wyglądało na opuszczone dość dawno temu.

Widziała zrujnowane domy, śmierdzące zgnilizną już z daleka, majaczące w mrokach nocy czarne plamy zapomnianych domostw. Szła najciszej jak tylko mogła, skradając się i rozglądając wokół siebie, niczym spłoszone zwierzę.

Nagle z domu, obok którego właśnie przebiegała Vill wybiegły w popłochu dwie osoby. To chyba byli ludzie z feralnej wycieczki.

I nagle, kiedy zastanawiała się, czy ukryć się gdzieś, czy pokazać tuż przed swoją twarzą ujrzała jakąś niewyraźną, wykrzywioną gębę – trwający mgnienie oka, lecz przerażająco realny obraz.



PONTI, WILLIANS, ORTIS

Lilian nie mogła w to uwierzyć! Rzucili się jaj na pomoc. Obaj! Podpalili kawałek drewna, z którym Potni szarżował na ścigającego ich wroga, niczym nieustraszony wojownik z gier dla gików.

Tymczasem Willians doskoczył do niej, pomógł jej się podnieść.

Strach na wróble trafiony płonącą lagą nawet się nie zachwiał. Chwycił żagiew unikając w ten sposób kolejnego ciosu, a potem machnął z nadnaturalną siłą wyrywając zaimprowizowaną broń z rąk Pontiego. Cisnął i kijem i chłopakiem w bok, doskoczył do niego z furkotem płaszcza.

Potni nie zdążył wstać. Z jego ust wyrwał się wulgarny krzyk, nim potężna dłoń nie zacisnęła mu się na gardle i jakaś siła nie uniosła go w gorę, niczym Darth Vander szturmowca w jednej ze scen. Ponti walczył o oddech wiedząc, że zaraz zginie.

Willans i Ortis zawahali się na kilka sekund, nie bardzo wiedząc, co mają zrobić.

I nagle gdzieś z daleka doszedł ich nieludzki krzyk, a potem strach na wróble – morderca, po prostu znikł.

W jednej chwili trzymał duszącego i majtającego nogami Pontiego w powietrzu wznosząc sierp do ciosu, a w drugiej chwili chłopak poczuł, jak chwyt znika a on upada na ziemię.

Po koszmarnym napastniku pozostał tylko stary, ciężki, połatany i podziurawiony płaszcz, paskudna maska pozszywana z kawałków skory oraz rolniczy, pordzewiały lub pokryty starą krwią sierp.

Ponti z trudem łapał oddech, ale żył. Przez jakiś czas jednak mówienie nie będzie jego mocna stroną.

WARD, JORDAN

Z domu uciekli szybko i bez problemów. Za żadne skarby nie zostaliby dłużej pod tym dachem, z kapiącą na twarze starą, zepsutą krwią.

Suki potknęła się o nierówną deską, gdy wybiegali, ale Ward zachował czujność i podtrzymał dziewczynę. Nagrodą był ciężar jej ciała na jego i dotyk jej piersi na jego ramieniu.

Wspomnienie, za które dałby się zabić i pokroić na kawałki.

Wybiegli prawie na ulicę. Pod płot, pomiędzy suche, rachityczne krzaki.
Oddychali ciężko.

W pierwszym odruchu spojrzeli na dom, z którego wybiegli. Był ciemny i mroczny, ale tym razem na piętrze, w miejscu z którego dochodziły do nich hałasy, świeciło się słabe, mętne światło świecy lub jakiejś małej lampki.
I wtedy ujrzeli, że przy drodze biegnącej przez Old Harvest czai się jakaś postać – chyba jeden z uczniów, chociaż nie byli tego pewni.

PRESTON

Preston ocknął się czując, że leży na czymś ciepłym, miękkim i lepkim. To było chyba ciało zastrzelonego nauczyciela.

Otworzył sklejone krwią oczy z trudem powstrzymując jęk bólu starając się jak najmniej ruszać zlustrował otoczenie.

Znajdował się w czymś, co mogło być piwnicą lub pokojem z zasłoniętymi szczelnie oknami. Pomieszczenie oświetlała tylko jedna, niezbyt silna żarówka, dzięki której Gordon widział, co dzieje się wokół niego.

Ujrzał dwóch „sanitariuszy”, którzy asystowali jakiemuś odwróconemu plecami do Prestona mężczyźnie ubranemu w coś, co przypominało długą togę lub sutannę.

Cała trójka nie zwracała uwagi na grubaska, lecz skupiała się nad czymś lub na kimś, kto leżał na szerokim, ustawionym na metalowym stelażu stole.

Nagle coś pomiędzy mężczyznami poruszyło się i na stole usiadła Angela Laster odmieniona nie do poznania w coś potwornego. Coś, co nie miało prawa istnieć.
 
Armiel jest offline  
Stary 01-04-2015, 11:53   #78
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Valtharys i Vi w niewłaściwym miejscu i czasie, czyli romanse pod płotem.

Thomas klęczał na drodze wpatrując się w zbliżającą się postać. Złapał mocniej Suki za rękę, jakby szukał w tym odruchu odwagi. Bał się. Uczeń a może to był jakiś szaleniec. Groza, której byli świadkami, sprawiała że Ward po prostu coraz bardziej bał się. Maska jaką przyjął na twarzy nie wiele mówiła o tym co czuł, lecz nie chciał wyjść na tchórza.

-Trzymaj się blisko mnie. Stań za mną, i jeśli coś by się działo po prostu uciekaj. Może uda mi się zyskać kilka sekund dla Ciebie, więc biegnij i nie odwracaj się. Gdyby coś się działo. - rzekł do dziewczyny

W dłoń włożył sobie zapalniczkę i zacisnął ją w pięść. W drugiej ręce trzymał pasek od kamery. Gdyby co, miał on posłużyć do utrzymania dystansu między nim a oprawcą. Klęcząc na jednym kolanie wyczekiwał. Spokojnie i miarowo wdychał i wydychał powietrze. Patrzył nie tylko w stronę skąd miał nadejść nieznajomy, ale także na boki i do tyłu.

Suki klęczała obok chłopaka. Miała nadzieję, że krzaki, w których się ukrywali sprawią, że będą niewidoczni dla osoby, którą sami przed chwilą zauważyli. W lewej dłoni uczennica ściskała otwarty scyzoryk. Nóż już nie raz okazał się bardzo przydatny. Zwykle chodziło jednak o przecięcie sznura albo zaostrzenie kija do pieczenie kiełbasek. Nigdy nie myślała, że może to być broń lub co gorsza narzędzie zbrodni. Była jednak pewna, że jeśli będzie musiała się bronić nie zawaha się ani chwili.

- O czym ty mówisz? - spojrzała na chłopaka zdezorientowana. Mocno trzymała jego chłodną dłoń. - Siedź cicho to może nas nie zauważy.

Miała nadzieję, że postać czająca się na drodze to któryś z ich szkolnych kolegów.

-A jeśli to ktoś z naszych? - zapytał z nadzieją w głosie chłopak -Ciebie nie zostawiłem to i innych nie zostawię - rzekł zdecydowanie

- [i] Może, a może to świr z rewolwerem albo coś jeszcze gorszego - [i/] syknęła. - [i] Siedź tu i nie zgrywaj bohatera, jeśli okaże się, że to ktoś z naszych to super. [i/]

Thomas spojrzał na Sukki i uśmiechnął się tylko. W pierwszej chwili chciał jej odpowiedzieć, że jak umrze, to nigdy jej nie pocałuje, ale nie miał aż tyle odwagi.
-Nie martw się. W horrorach dziewice i prawiczki nie umierają - puścił jej rękę chcąc wyjść

- Że niby co?! - spytała zupełnie zbita z tropu tym komentarzem. Nie doczekała się na odpowiedź, bo Thomas chciał już wychodzić. - Nie zostawiaj mnie… proszę - chwyciła go za rękę. Naprawdę bała się, że postać, którą zauważyli to rewolwerowiec. Nie chciała być świadkiem wybuchu kolejnej głowy.

Thomas zatrzymał się w pół ruchu. Spojrzał na przestraszoną dziewczynę i nim pomyślał to powiedział: -Ej. A co aż tak będziesz tęsknić czy po prostu zapomniałaś o pocałunku na rozstanie? - gdy zrozumiał co powiedział, spuścił głowę w dół i zaczerwienił się. Nie ruszył się jednak o krok. Czekał.

Przeleciało jej przez myśl, że chyba podoba się koledze, tylko on zbiera się do tego tak jakoś… nieumiejętnie i jest bardzo wstydliwy. Nie to, co chłopaki ze szkolne drużyny czy kilku innych cwaniaków, ci nie mieli żadnych oporów, no, przynajmniej jeśli chodzi o słowa i niewybredne żarty. Byli zwykłymi, przesadnie pewnymi siebie dupkami.
Nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej, uniosła głowę chłopaka i pocałowała go delikatnie.
Raz się żyje.

Szok. Zaskoczenie. Oczy szeroko otwarte wyrażające to wszystko. Trwało to może ze dwie sekundy, ale gdy poczuł usta dziewczyny na swoich, rozchylił delikatnie usta by oddać jej pocałunek. Usta jego delikatnie, wręcz nieśmiało muskały jej usta. Były to wręcz niewinne muśnięcia. Czuł ciepło jej ust, i nie chciał go zapomnieć. Zamknął oczy. Ręce drżały mu delikatnie. Serce biło coraz mocniej. Nie myślał przez chwilę. Po prostu choć raz szczęście się do niego uśmiechnęło.

W końcu Suki odsunęła się od Thomasa. A ten wlepiał w nią tępo wzrok. Dopiero po chwili powiedział:
-To ja.. - zająkał się -No ten..zostanę tutaj jednak. Poczekajmy - wzrok spuścił w ziemię.
Nie wiedział co myśleć. Na chwilę zapomniał o sytuacji w jakiej się znaleźli.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 01-04-2015, 15:48   #79
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Gordon przypomniał sobie jak jego kot Zdechlak tydzień temu bawił się złowioną myszą. Rzucał ją na środek trawnika, a gdy spanikowany gryzoń uciekał i był już tuż tuż przy krzakach, szczęśliwy że zaraz będzie bezpieczny, kocur chwytał ją w pysk i przenosił znów na środek. Czuł się teraz jak ta mysz. Czemu jeszcze mnie nie zabili? Chcą go zjeść i trzymają go by był świeży zanim go wrzucą do gara? A może chcieli wydusić z niego informacje, żeby wydał towarzyszy? Ponti pewnie by powiedział że dziewica ginie w horrorach ostatnia i najpierw muszą ubić resztę. No cóż, swoich odpicowanych koleżanek by nie podejrzewał o zachowanie cnoty, więc został tylko on i będzie czekał grzecznie w klatce na finał. Pokręcony ten horror...


Doszło do niego co widział. Był przerażony. Zombie? Ale jak to, przecież takie rzeczy nie istnieją, to musi mu się śnić. Kurwa! Wiedział już że nie da rady ich powalić. Musi więc znaleźć ich słabość, inaczej zginie. Myśl grubasie bo cię przerobią na kiełbasę! Może boją się modlitwy? Gordon chodził do kościoła co niedzielę, ale nie przykładał się zbytnio. Próbował przypomnieć sobie jakikolwiek paciorek, ale w głowie miał tylko te ogromne zęby! Może głośne dźwięki? Na smartfonie słuchał ostatnio "Yeah" Ushera, zombie raczej się tego nie przestraszą. Może jedno i drugie na raz? Szkoda że nie miał wgranego jakiegoś czarnego gospela albo Arki Noego. Sam raczej nie zaśpiewa, jego głos się łamał z tych całych nerwów. Ogień? Niieeee..... Przypomniała mu się gra w którą grał parę dni temu. Jakiś staroć sprzed 15 lat, ale w niedawno odpicowany i sprzedawany w promocji na steamie. Podobno klasyka. Była tam postać, tropiciel z chomikiem co gadał cały czas "po oczach go Boo, PO OCZACH!". Gordon spojrzał na te grube kotary zakrywające okna i na słabą żaróweczkę...


Starając się być jak najciszej Preston wymacał w kieszeniach elektronikę. Do lewej ręki wziął powerbanka - połamane palce bolały, ale nie musiał nimi operować, tylko trzymać urządzenie. Kciuk, który był zdrowy położył na przycisku włączającym opcję latarki. W zdrową rękę wziął smartfona i przećwiczył w myślach jak najszybciej uruchomić aplikację "latarka". Palce to chyba jedyny wyćwiczony element jego ciała - lata gier na konsoli, używanie smartfonów i telefonu zrobiły swoje.
Powolutku wstał i zaczął skradać się w stronę wyjścia. Nie liczył na to że uda mu się uciec niezauważonym - limit cudów już się wyczerpał. Jak tylko zombie obrócą się w jego stronę, odpali latarki i poświeci im po oczach. I jeszcze cyknie zdjęcia z FLESZEM! Potem szybko do drzwi, zamknąć je jakoś i w nogi. No chyba że jak już będzie jasno to znajdzie jakiegoś kałacha albo kanister z benzyną po drodze...
 
Halfdan jest offline  
Stary 01-04-2015, 16:59   #80
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Wspólny post Tom Atos, Faerquin, Pipboy79 i Felidae

Jeszcze tylko tego brakowało, żeby Brooksowi odbiło. Wrzasnął tak jakby go ze skóry obdzierali.
- Jack chodź. Trzeba Ci opatrzyć paluchy. - Jim starał się ściągnąć kolegę z mostu.

Wtedy zobaczył na drodzę Lorettę.

- Lori to Ty? Gdzie jest reszta? - zawołał do dziewczyny - Gdzie jest Storz?

- Pewnie nie chcemy wiedzieć, albo coś w tym stylu… - mruknął Victor wpatrując się w Brooksa, nie mogąc dostrzec nic tam, gdzie on widział coś przerażającego. Wpatrywał się więc w obcięte paluchy kolegi, jakby napawanie się tym widokiem, mogło go uodpornić na to co nadejdzie. - Autobus… nie wrócimy. To znaczy przynajmniej nie tamtędy - powiedział w końcu przypominając sobie dziwne stwory blokujące drogę. Jak im to wytłumaczyć? Ożywione kukły obserwujące każde jego ruch.

- Tak myślałem. Wróciłeś za szybko i bez apteczki. - stwierdził sucho Jim.

- Storz nie żyje! - Lola wrzasnęła gapiąc się to na chłopaków, to na rzekę. - Strzelał do nas jakiś świr ze spluwą z tego domu tam - machnęła ręką mówiąc bardzo szybko - Reszta rozbiegła się i nie wiem czy ktoś jeszcze oberwał. To jakiś koszmar - pisnęła - śledziła mnie małpa zombi, a teraz coś próbuje się wyrwać z rzeki...całej czerwonej od ..od.. od.. krwi… Musimy uciekać!!
- Co ci się stało?!? - dopiero teraz dostrzegła rannego Brooksa. Nagłe zaskoczenie zatrzymało potok jej słów

- Chciałem zdjąć linkę z głowy tego czarnuchowatego mądrali… Ale to była jakaś żyłka… I obcieła mi palce… Razem z jego głową… - rzekł Jack żałosnie patrząc na swoje kikuty zdekapitowanie brutalnie i którym pewnie mnóstwo czasu zajmie obzługiwanie osłabionym chwytem manetki gazu na motocyklu. Odpowiedział bo dziewczyna znów zwróciła jego uwagę na ten drastyczny aspekt.

- Jak nie mamy apteczki to ja się wykrwawię w końcu… - rzekł całkiem trzeźwo na rozmowę o nieodzyskanej przez Victora apteczce. - I chyba z upływu krwi mam majaki… - złapał się barierki mostu i stanął tak by bardziej stać przy niej niż na “otwartej przestrzeni” środka mostu. - Widzę jjakiegoś stwora pod nami zupełnie jakby most nawierzchnia mostu zniknęła… To jakiś wielgachny koleś… I stoi po pas w czerwonej rzece… Albo krwi… - mówił z przejeciem rozpaczliwie wpatrując się w coś pod swoimi stopami. Brooks nie był znany ani z poczucia humoru ani zdolności aktorskich więc i teraz raczej ciężko było go posądzać o te przymioty ducha i charakteru.

- Tu się coś dzieje… Coś chujowego… Czego nie uczyli w szkole… Ani w naszej ani żadnej innej… Kurwa! Aspectro odrąbało łeb a chwilę potem szarżował radośnie na nas! Ja nie wiem… Może to te ich worki? Tylko nimi różnili się od takich jakimi byli wcześniej… Tak sądzę… Jakby je zdjąć z nich? Tak w razie czego… - Jack nadal wpatrywał się bardziej gdzieś pod swoje buty na resztę zerkając tylko od czasu do czasu. Nie mógł się powstrzymać by nie wgapiać się w te coś co widział pod sobą. To było nierealne i nie - mo - żli - we! Ale działo się. Widział przez beton tak samo jak koległow i koleżankę tuż obok na nim. Co tu się kurwa działo?!

Loretta słuchała z przerażeniem. Obaj nauczyciele nie żyli… Nikt im nie pomoże…
- Czekaj - rzuciła - mam w plecaku trochę rzeczy, można z nich zrobić opatrunek. - sama nie wierzyła, że proponuje użycie jej ukochanych ciuchów - Ale nie tutaj… Ja też widzę to coś w rzece, a nie majaczę. Spieprzajmy stąd, gdzieś w krzaki… Na razie uciśnij ranę…tym... jeszcze na chwilę - powiedziała podając mu szybko pończochy i pomagając obwiązać dłonie.

- Obydwoje macie te same zwidy? - mruknął Victor nie widząc niczego, tam gdzie dziewczyna i bezpalczasty frajerek widzieli potworasy. Póki co jedyne z czym on miał do czynienia to bandy ześwirowanych, morderczych wieśniaków z wioski, która powinna znajdować się w jakimś kraju trzeciego świata. - Jeśli w domu jest tylko jeden świr… może powinniśmy tam pójść. Skoro ma gnata, to jeśli mu go zabierzemy. Może jest tam jebany telefon. Podkradniemy się i… coś w tym stylu - myślał na głos Victor.

- Dzięki… - wymruczał Jack gdy Loretta podała mu pończochy. - Ale zawiążcie mi teraz… Słabnę z każdą kroplą… - rzekł wyciągając do nich ręce. Sam nie bardzo mógł sobie z tym pomóc a obawiał się że jak się ruszał to znów przyjdzie im uciekać czy co i się w końcu, grzeczne, legalnie, kulturalnie wykrwawi.

- Nie wiem człowieku, ale widzę jakiegoś wielkoluda pod nami i widzę go przez beton… Wiem, że tu na moście jest wyłożony betan bo pamiętam jak żeśmy go mijali ten most. A teraz nic tu nie ma stoicie w próżni… - pokręcił z niedowierzaniem głową. Nie wierzył w to co mówi, ale i nie wierzył do dziś w łażących bezgłowych nauczycieli matematyki. Nie ogarniał tego co się tu dzieje ale na pewno nie trafili do jakiejś zwykłej zapchajdiury na mapie tylko do jakiegoś cholernego syfu w którym to co otaczało ich do tej pory działało czysto symbolicznie. Nosz kurwa widzieć przez beton?! Biegać z przyklejoną przed chwilą co odciętą głową?! Nosz kurwa!

- Spadajmy stąd… Naprzód… Trzeba znaleźć jakiś samochód… I spadać. - kiwnął głową w stronę końca mostu prowadzącego do wioski.

Jim spoglądał niepewnie na Brooksa i Lorettę.
- Ja nic nie widziałem. Po za tym skąd krew w rzece? Może jakiś barwnik?
Przysiadł na drodze i zakrył oczy dłonią. Wydawał się wyczerpany.
- Niedobrze. Tu też są mordercy. Trzech kukłogłowych mamy na karku i nie wiadomo ilu następnych przed nami. Co robić?
Zastanawiał się na głos.
- Musimy zrobić zwiad. Tylko ostrożnie. Tam nie ma co iść. - wskazał ręką najbliższą rezydencję.
- Właściciel jest uzbrojony i spodziewa się intruzów. Idźmy drogą zobaczyć co jest dalej. Może po drodze spotkamy naszych. Viktor. Znajdź sobie jakąś broń. Cokolwiek. Kamienie, kij.
Zaproponował wstając.

-Dobrze gada - sapnęła Loretta - nie mam pojęcia kto jeszcze mieszka w tym domu, ale nie widzieliście tej małpy… na pewno wylazła z tamtego dziwnego ogrodu. Ja tam nie wracam.
Poza tym to coś w rzece… nie chcę się dowiedzieć co to. Chodźmy w stronę wsi.
- musiała idiotycznie wyglądać z kijem w jednej ręce i szpilką w drugiej, ale przynajmniej nie czuła się całkiem bezbronna.

Ruszyli więc na zachód w kierunku wsi, trzymając się z boku drogi i szukając schronienia, niedaleko aby założyć porządny opatrunek Brooksowi.
Ostrożni i cały czas obserwujący okolicę, gotowi walczyć o swoje życie.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172