lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Old WOD] Welcome to Miami (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/15100-old-wod-welcome-to-miami.html)

Ehran 08-07-2015 21:04

- Prawda, idąc na śmierć z natury lepiej sobie ufać. - Angie podchwyciła słowa Chrisa.
- Jest tylko jeden problem, ja nie zamierzam ruszać się z tego świata, wiem co czeka po drugiej stronie, i to żadna przyjemność. I tobie radzę też się tam nie śpieszyć. Skupmy się zatem na nie-umieraniu, ok? Co, to wo gulę za posępne nastawienie? Masz napij się.- Angie nalała czystej wódki do szklanki i podstawiła Chrisowi.
- W porządku pogadaj z Adrianem, i tak trzeba zdać mu raport. A z opuszczaniem naszej małej wesołej rodzinki się zastanów. Puki jesteś z nami, możemy nawzajem sobie kryć plecy, gdy odejdziesz... nie będzie powrotu...- Angie sugestywnie położyła mu dłoń na ramieniu.

Potem odwróciła się do Wypłosza - Jasne jedziemy,chyba obiecałam komuś, że założę bikini.- dziewczyna zaśmiała się, odnosząc się do wcześniejszej rozmowy.

- Ej, Gil lian, - demonica udała oburzoną - Nie czepiaj się mego wieku! Ciałem i duchem jestem młoda i tylko to się liczy. - dziewczyna pokazała koleżance język. Coś srebrnego błysnęło, a potem było już jasne, że Angie ma kolczyk w języku.
- A tak na serio, może nie wszystkich interesują sprawy wampirów, co nie znaczy, że nie interesują nas sprawy członków tej miłej grupy.

Pipboy79 09-07-2015 00:10

Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



- Bill, takie gadanie to zgadywanie. Równie dobrze mozna powiedzieć, że jakieś diabły wypadły z jakiegoś portalu i ich wciągnęły z powrotem. Trzeba się ogarnać z tym co już mamy. - rzekł tonem jakby niechętnie przyznawał komus rację. Fajno by mieć jakiś głównych i uniwersalnych złych których można by od ręki oskarżyć o wszystko i wiadomo kogo lać ale niestety nie mieli tak wygodnej sytuacji. A rzucając oskarżenia na lewo i prawo mogli szybko utknąć w miejscu.

- Hmm... Chłopaki... Jak tak gadaliście ze starym Szczeniaka to się już nie dziwię, że przemówiła strzelba... - rzekł lekko podnosząc brew widząc jak oba wilki nawzajem się oskarżają i wszczynają kłótnię.


To spięcie pomiedzy niedawnymi wspólnikami wypadu do portu nawet go trochę bawiło i był ciekaw jak się rozwinie. Może nie było to skutecznym środkiem zdobywania informacji czy dyplomacji ale do oglądania było jak najbardziej ciekawe i widowiskowe. Jak kazda przemoc i walka. Atkinsonowi niewiele trzeba było by przykuć uwagę takimi momentami. Ale wówczas Chris wybrał sobie moment na podjęcie gadki a w końcu wybuchem gniewu i jakiejś desperacji którą Godzilla wyczuwał ale nie bardzo rozumiał źródła.

Za to widział przemianę która zaczęła zachodzić w kotołaku. Widział prócz wrzasku i robijania kufli także pęcznięjące pod kurtką mieśnie gotowe przemienić się do końca rozrywając pewnie kurtkę do reszty. Zareagował od razu. ~ Co on się kurwa tak spina?! ~ przemkło mu jeszcze przez głowę nie do końća pewny intencji kotołaka. Trochę go pocisnęli mógł zareagować niekoniecznie rozsądnie. Jay więc stał najbliżej Chrisa. Stał gotów przemienić się również by zagrodzić mu drogę do reszty jego stada gdyby odbiło mu do reszty. I wtedy ją poczuł...

Agresja jaką reprezentowała bliska przemiana do może bojowej formy ktołaka wywoływała adrenalinowy strzał w żyłę i klasyczną, prymitywna reakcję decydującą o tym czy walczyć czy uciekać. Uciekać i zostawiać na pastwę zagrożenia pozostałych muszkieterów nie miał zamiaru. Więc walka. Jay był sprawnym wojownikiem ale z jakimkolwiek łakiem w swojej bojowej formie byłoby mu ciężko stawić opór bez przemiany. Więc rozsądne było przemienić się również. A wówczas...

Spojrzał na moment w sufit. Wcale nie było powiedziane, że po przemianie Godzilla by się pod nim zmieścił. Ksywa odnoszaca się w sporej mierze do gabarytów bojowej formy właśnie nie była tak od ściemy czy parady. W końcu jak raz mu się zdarzyło przemienić w osobówce to wyglądało jakby miniaturka filmowej Godzilli ubrała się w samochód...

Godzilla w takich chwilach była w nim silna. Dążyła by wyzwolić się na wolność. Jay miewał problemy z kontrolowaniem jej. Głównie dlatego, ze często po prostu nie chciał. Godzilla już zaczęła przemianę, napędzała mokola swoją mocą i potęgą. Szeptała i podsuwała mu wizje, dźwięki, głosy, obrazy, zapachy a nawet smak. Czuł ją całym sobą. Z jednej strony widział tuż przed sobą zaczynajacego sie przemieniać Chrisa a z drugiej...

Szpony przecinajace solidne, włochate cialo o aksamitnym kocim futrze, potężne szczęki zaciskające się na tułowiu przeciwnika, solidne, zakończone szponami nogi przytrzymajace sierściucha do gleby. I wreszcie ten finisher gdy mięsnie karku i grzbietu wsparte mocarnym ogonem wykonają nagłe szarpniecie rozywając cielsko wroga na pół. Czuł już wypadajace z obu połówek gorące, półpłynne wnętrzności i tę wspaniała szkarłatną fontannę posoki. Tak wokół rozerwanego ciała, wokół zachlapanej nią podłogi, pokrytych łuską nogach czy spływajacej po języku i podniebieniu w głąb paszczy. Taaaaaakkkkk! I te poczucie potęgi i niezniszczalnosci które w takich momentach dominowało w mokolu. Te poczucie było wspaniałe godne czampionów, triumfatorów i zwyciężców. Godzilla uwielbiał te uczucie i uwielbiał pozwalać by Godzilla objęła go w posiadanie. Razem byli niepowstrzymani i niezwyciężeni.

- Jay... - z kobiecym głosem i swoim imieniem przyszło delkiatne dotknięcie w zaciśniętę już w pięść dłoń. Niechetnie odwróćił wzrok od kotołaka na zgrabną blondynkę. Ze znajomym głosem i dotykiem przyszło opamiętanie. Oczy ponownie wróciły do ludzkiej formy, ciało nieco się rozluźniło a pięść przekstzałciła się ponownie w rozwartą dłoń. Zwłaszcza, że Chris jednak też się opanował i przekeirował złość i agresję na demolowanie baru nie przemieniając się jednak. jedynie na wszeli wypadek Jay pozostał na swoim frontowym miejscu.

- Chris chłopie... Nie spinaj mi sie tak przy mnie... Bo jak się tak obaj na siebie zepniemy... To niekoniecznie potem obaj będziemy mogli sami jeszcze siłę pospinać się potem tu czy tam... - rzekł niby żartem i nawet pokrzywił usta w coś jakby uśmiechu ale jakoś spojrzenie miał ciężkie i uważne. A muszkieterowie wiedzieli, że dla Jay wśród łaków i zmiennokształtnych przemiana w bojową formę może i nie była jednoznaczna z zaczeciem walki i ataku ale była bardzo temu bliska. Stąd i Atkinson traktował takie numery serio. Dla niego było to jak u mortali gmeranie przy kaburze czy wręcz dobycie i wycelowanie broni. Niby jeszcze sie nie strzelało ale całkiem odmieniało sytuację i ewentualną dyskusję. No i niosło konsekwencję. Jak dla Jay'a naturalnym wręcz odruchem czysto obronnym podyktowanym zdrowym rozsadkiem była własna przemiana. No a szansa, że dwa łaki w swoich nieluczkich formach zdołaja sie jeszcze dogadać były bliskie zeru. Zwłaszcza jak jednym z nich był mokol zwany na co dzień Godzillą, lubiący rozywanie kończyń, wypruwanie wnętrzności czy rozgniatanie i rzucanie samochodami. To była kwintensencja godzillowatości więc niby czemu miałby się powstrzymywać już po przemianie? Zwłaszcza, że nie przemieniał sie dla zabawy.

- Słuchaj Chris, zrobisz jak zechcesz i jak sie dogadasz z Adrianem. Ale póki nie wyjasnisz sprawy gadanie ze starym Szczeniaka zostaw nam. Jako wyraz zaufania i dobrej woli. A jeśli dziadyga miałby wypadek czy co zanim z nim pogadamy... Wiesz... Chyba wówczas zacząłbym cię szukać na mieście... - kotołak zdawał się być coś dziwnie uparty na tę gadkę z tym mortalem w porcie. Co zresztą słusznie zauważył Steve. Teraz wydalo się to Jay'owi faktycznie podejrzane i nielogiczne. Bo co? Chce sie wypisać ale jeszcze pogada ze starym na pożegnanie? I co dalej? Powie im albo nie co sie dowiedział i co? Ekipa KITT'a jeszcze raz ma jechac do portu i z nim gadać? No to po co tak sobie sprawę komplikować. Niech Chris jedzie do Adriana wyjasnić i uporządkować swoje sprawy a oni pojadą do portu spróbować coś sie dowiedzieć od starego o losie jego syna. Taki plan go przekonywał, był prosty i sensowny.

- I o jakim drugim dnie mówisz? Czego niby mielibyśmy nie odkryć? Kto to ukrywa? Jak widzisz i to odkryliśmy i dalej przy tym grzebiemy więc pewnie i wygrzebiemy coś prędzej czy później... - wzruszył ramionami w rozbrajającym geście. Kotołak gadał jakby coś wiedział wiecej niż oni. W tej chwili. Ale Jay mógł być pewny przynajmniej muszkieterów i wiedział, ze nie odpuszczął. Więc się w końcu wykminią co i jak. No przynajmniej Angie i Steve ale wierzył, że wówczas powiedzą mu co tu biega.



Rozmowa choć dość nerwowa ale jednak rozmowa wyszumiała sporo złych emocji z głowy mokola. Choć dalej był podminowany. Za to druga blondzia skupiła na sobie jego uwagę gdy zaczęła sypać cytatami jak z jakiegoś programu edukacyjnego czy innej szkoły. ~ Ma tam pod kopułką jakiś komputerek czy jak, że tak od ręki gada? ~ Jay zawsze się dziwił, że można zapamiętać takie dziwne zdania co kto powiedzial. Sam zapamietywał tylko cyctaty z filmów o ile mu się spodobały. Nie pojmował co za frajda zapamietywać coś co ktoś powiedział kiedyś tam. Zwłaszcza jak nie brzmiało kozacko...

- Hipisi? Churchill? Mhm... Aha... No tak... - tyle skomentował w pierwszej chwili dłuższą wypowiedź opalonej wampirzycy. Cytaty wpadły i zaraz wypadły mu do głowy ale tę część o realnym świecie była dla niego zdecydowanie bardziej przyswjalna.

- Wiesz Gill... Slade może robak ale ukąsić może całkiem mocno. A w sumie uważam, że ma zrytą banię ale jakoś jednak na tyle, że trzyma swoją fuchę już kawałek czasu. I powiem ci, że jakby to Colson mnie szukał bo miał cos do mnie to bym się martwił tym na serio. Jest czym. - powiedział swoje do wampirzycy nie do końca zgadzajac się z jej punktem widzenia. Bardziej trafiało mu to co mówiła Angie. Już gdy mówiła kiwał głową na znak, że podziela jej pogląd.

- Angie dobrze gada. Póki jesteście z nami, nami wszystkimi... To kto rusza kgoś z nas to się naraża nam wszystkim i pośrednio Adrianowi. Póki jesteśmy jego specgrupą możemy zawsze machnąć jego nazwiskiem a ono coś jednak znaczy. Ale jak się ktoś oddzieli zostaje zdany tylko na siebie. A na solo kazdy z nas jest słabszy i na kazdego z nas jest sposób na wyłączenie z gry. Ale razem możemy się uzupełniać. Aaa... I na solo nie ma żadnej gwarancji, że jak w końcu ta bomba z lontem rozjebie te szambo to, że się zostanie nieobryzganym. - zaczął mówić do Gillian ale potem przelciał wzrokiem po całej grupe a końcówkę zakończył już patrząc ewidentnie na kotołaka. - I powiem wam na koniec jeszcze jedną rzecz. Jeśli ma byc syf, taki prawdziwy syf, że albo my albo oni... To kazdy kto nie zalicza się pod "my" staję się automatycznie jednym z "nich". Chyba dociera do kazdego co to oznacza... - rzekł wracając spojrzeniem na krotko po twarzach przy stole ale na koniec znów kończąc na Chrisie. Miał wątpliwości to miał, i miał do nich pełne prawo. Ale jak potem by wyszło, że nie ma miejsca dla neutralnych i staną naprzeciw siebie z kłami i pazurami niech nie mówi, że to nie on zaczął.


- Taa... Laseczki w bikini, pieczone albo i nie miesko, jak kto woli no i ożywczy, zimny browczyk. - uśmiechnął się dla odmiany i rozluźnienia atmosfery do oby szałowych blondynek. - A znasz się na samochodach? Wiesz... Trafiła mi się ciekawa bryka... - Jay zaczął jeden ze swoich ulubionych tematów o brykach i pochodnych patrząc na Gillian. Coś mu mówiło, że jak wampirzyca zna się na umrowych pajakach to może i coś popatrzeć z sesnem na van'a którego znalazł. Poza tym wiedza o motoryzacji jaką reprezentował atkinsonowy rozmówca była niejako prywatnym testem inteligencji i statusu społecznego. Zaś nawijka o samochodach jasno dała znać nie tylko muszkieterom, że Jay zbiera sie do opuszczenia klubu.


---



Po drodze na złomiwsko Jay'a



- Ale mnie wkurzył... O mało się nie przemieniłem jak zobaczyłem, że on zaczyna... - zaczął gadkę prowadząc samoprowadzący się tak naprawdę pojazd. Do tego wracali do domu, do gniazda więc jechał prawie na pamięć.

- Chce ratować własny ogon. Jak szczur na tonącym okręcie... No ok, ma prawo... - rzekł zdenerwowanym głosem bębniąc kciukami o kierownicę i kręcąc nerwowo głową to przed siebie to patrząc przez boczne szyby.

- To znaczy ma prawo chcieć... Nie jest powiedziane, że Adrian mu pozwoli... - doprecyzował myśl dalej. Znów pokręcił głową bo incydent w klubie wzburzył go znacznie i nie mógł ot tak przejść nad nim do porzadku dziennego.

- A jeżeli się szykuje wojna... To będzie potrzebny każdy zołnierz. Nieżołnierz zresztą też bo przecież nie tylko samymi żołnierze walczą na wojnach nawet u mortali... I co to za postawa w ogóle? Chce wziać a przeczekanie i przyłaczyć się do zwycięzców? Pfff! - prychnął ze złością. Nie trawił takich typów nawet jeśli był w stanie zaakceptować fakt ich istnienia.

- A Adrian jaki jest to jest. Przynajmniej chce się dogadać z nami czy wampirami i resztą. A nie jak zazwyczaj, że wilkołaki czy wampiry są górą i reszta ma zamknąć ryje i sie słuchać. Nowi nawet jakby wygrali czy zrobili przewrót to zaczną swoje porzadki. Czyli polecą czystki, stołki o podstawią swoich ludzi. I znów komuś nie będzie pasować i co? Nastepna wojna? - prychnął nie kumajac takiej filozofi. Chwilę milczał wpatrozny w mijane nocą miasto, jasno oświetlone mimo późnej pory aż w końcu się uśmiechną.

- Znaczy wiecie... Ja do samych walk nic nie mam... Ale do trupów po stronie mi bliskich to już co innego. A na wojnach zawsze są trupy... To co innego czy solówa, awantura czy ustawka paru z nas tu czy tam. Nad wojną nikt nie ma kątroli. - rzekł kierowca w rzadkich dla siebie chwilach głebszych przemyśleń. Przemoc, walka i chaos były jak najbardziej mu na rekę i zgodne z jego naturą. Mógł użyć pełnie swoich mocy, rozpruwać ich wrogów, pożerać ich ciała, siać chaos, posokę, pożary i zniszczenie. I ruzcać samochodami. Z tego wszystkiego rzucanie samochodami było chyba najlepsze. No albo rozrywanie wrogów szczękami. Nigdy w sumie nie mógł sie zdecydować...

- A skoro ma być wojna... - rzekł do siebie półgłosem i zamyslił się na dłużej. KITT jechał sam mimo, że kierowca trzymał kierownice i ruszał pedałami to tak napawdę żywy pojazd nie wymagał zbytnio jego uwagi.

- Te naklejki... - zaczął nagle zamyślonym głosem. - Na początku myślałem, że to faktycznie kawał... Ale jak tak traz o tym myślę... Znakują nas. Prawie każdy ma samochód. Oznaczają cele. Wiecie nawet u mortali masz jakiś mały nadajniczek czy laserową plamke a potem nagle spada ci na łeb bomba... No są u nas tacy co taką bombkę pewnie by i przezyli i pewnie nie tak... Ale myslę, że coś w ten deseń. Nawet jak same naklejki są czyste i to zwykły papier z klejem to jednak mozna rozpoznać kto jest z jakiego stada no nie? A nam miastowym po co to? Przecież pi x oko się znamy i wiemy kto jest od kogo no nie? No ale jak ktoś byłby spoza miasta... No ale nadal pewnie trzeba by mieć kogoś z nas, jakiegoś pierdolonego kapusia co by wskazał kto jest kto. No chyba, że jakoś magusiowym widzeniem czy co... - podzielił się ze współpasażerami swoim nowym pomysłem. W sumie to zgadywał ale jakoś nagle te naklejki mu się cholernie podejrzane wydały. No ale może to przez złość i nerwy nagle wszystko widział w czarnych barwach...

- I Chris nie gadał głupio z tymi napięciami tu i tam na róznych podwórkach u nas. Jest jak mówił. Ale dotąd to raczej kazdy se coś tam knuł czy zrzędził pod nosem a teraz widać ktoś się wreszcie postanowił wziąć za porządki. I to chyba sprwadził cleanerów z zewnątrz i coś mi się wydaje, że nie zamierza sprzątać tylko w swojej dzielni... - pokiwał do siebie głową jakby w potwierdzeniu dla własnych słów. Opis miejskich zależności przedstawiony przez kotołaka był trafny. Tyle, że z grubsza wszyscy o tym wiedzieli.

- Tak sobie myślę... - zaczął wpatrzony chwilę w zbliżające się tylne światła pojazdu jadącego przed nimi. Ledwo musnął pedał i drgnął palacami kierownicą co KITT odczytał prawidłowo dodając gazu i błyskawicznie mijając pojazd. Przez chwilę jeszcze byli oświetlani plamami świateł które jednak szybko zmieniły się w dwa, świecące owale za nimi.

- Teraz to myślę, że młodzi wpadli na tego ważniaka od nas jak się bratał z obcymi. Pechowo dla nich się zorietntował więc ich kazał zniknąć. Nie wjebali się w żadną vendettę ani złamanie maskarady czy inne takie gówno bo sprawa byłaby jasna, ze to kara albo przestroga dla innych. A tu cisza. Więc wtydliwa sprawa. Taka która choć chwilowo nie moze ujrzeć światła dziennego. Znikli ich bardzo dobrze bo wiedzieli, że będziemy ich szukać. Że Adrian będzie. I Ada i pewnie elfia królowa. Więc to pewnie wymierzone przeciw nim czy komuś z nich było więc raczej nikt od nich. - główkowanie pochłonęło Jay'a do reszty na twarz wypełzł mu wyraz rzadkospotykanego skupienia i wysiłku umysłowego. Przecież normalnie pracował mięśniami lub szczękami niezależnie od formy.

- Jeśli ktoś z miasta... Może Guerrero? Zna się na kompach ponoć jak rzadko kto. A jak Angie mówi, niezłego speca trzeba było by zrobić taką podóbę. Slade i Szrama też chyba nie pałają miłością do Adriana. A ten drugi to i do Kingstone... - dodał przypominając sobie o nieudanym ostatecznie zamachu na szpital i odsieczy przysłanej przez Adriana. A po samej walce samego Szramy nie odnaleziono przecież. - Albo wiecie co? A pojedźmy jutro do Wszystkowiedzącego Tom'a. A nyż zydelec coś nam powie przydatnego... - wzruszył ramionami. Skoro planowali robotę na jutro mogli jeszcze dodać jakieś punkty do zwiedzenia na planie ich wycieczki po słonecznym a jednak jak się okazuje mrocznym Miami.

- Aha... Jeszcze coś... - przypomniał sobie o kolejnej myśli i musiał się wysłowić nim mu ucieknie. - Zapłata. Jak jakis cwaniaczek ściągnął obce siły do miasta musiał im coś obiecać. Pewnie dać coś w zamian. Wiecie dziewice, obiecane stołki, magiczne przedmioty, info czy co tam... I myślę, że miałby jakieś kontakty z nimi wczesniej... Raczej nie zadzwoniłby do agencji najmu fajterskich nadanturali no nie? Może to dałoby się wysledzić jakoś? Choć pewnie łatwiej by było jakby złapać jednego z tych obcych, połamac mu to czy tamto, przycisnąć, przetrącić i podpytać w ten czy inny sposób. Aha, i można by mu jeszcze coś urwać czy zeżreć dla odmiany aby na nudne przyjęcie nie narzekał. Albo zawieść do Adriana i niech ten sie pyta co kurwa robi w naszym mieście z koleżkami bez jebaniutkiego zaproszenia... - rzekł już pół poważnie pół serio Jay bo już zaczynała go głowa boleć od tego myślenia. Chętnie więc oddawał pałeczkę komuś innemu.

Leoncoeur 09-07-2015 02:11

Chris walnął szklankę wódki jednym haustem.
- Nie będzie powrotu. Nigdy nie ma powrotów. Prawda Sana? - podrapał kotkę pod brodą.
Ta wyglądała jakby nie bardzo miała na to ochotę, jednak poddawała się pieszczocie wciąż mrucząc. Jakby chciała rozładować atmosferę.
- Powrót to cofanie się, a zawsze trzeba iść naprzód. - Nie patrzył na Angie gdy to mówił, choć odpowiadał na jej slowa wiszące wciąż w powietrzu.

Wziął napoczętą butelkę wódki i wziął kolejnego łyka. Gębę wykrzywiło mu srogo.
Kotka zeskoczyła ze stołu i skierowała się ku drzwiom.
- Też nie zamierzam się ruszać z tego świata śliczna - rzekł biorąc skórzaną kurtkę z krzesła na którym wcześniej ją rozwiesił. - Nikt nie ma zamiaru. Jednak czasem ktoś czując lufę przy potylicy zdaje sobie sprawę, że kogoś to może nie obchodzić.
Przyłożył dwa palce do skroni
- A Możecie zaklinać rzeczywistość, każdy z nas tą lufkę już ma. I to że koty mają dziewięć żyć jakoś mnie nie uspokaja.

Zarzucił kurtkę na ramię i pociągnął z butelki raz jeszcze.
- Co do Szczeniaka Jayson... to nie znam was zbyt dobrze - Kotołak odwrócił się do Godzilli. Stał tuż obok, tym razem rozluźniony, nawet słowem nie zająknął się a propos kwestii "spięcia".
- Może coś was z Jimmim łączy, może nie... Ja tej sprawy nie zostawię i Jimmiego nie odpuszczę. Choćby Adrianka sprawy kontynuować zakazała, bo jej się w wilczym łepku odwidziało. Ja chcę tylko spokoju Jayson. Ale chłopaka nie odpuszczę. - Kotołak spojrzał Molokowi w oczy szukając w nich zrozumienia? zaczepki? pogardy?

- Adrian być może nie wiedząc co czyni wpieprzył mnie w ten shit obiecując marchewki. A w perspektywie z każdej strony są tylko kije.

Kotołak odpalił papierosa.
Wyglądał groteskowo. Ze szlugiem w jednej łapie, którą trzymał krzywo przerzuconą przez ramię kurtkę. z butelką wódki w drugiej. Pijany nie był, wyglądał na totalnie rozbitego.

- Ani Wy, ani Adrian nie przeszkodzicie mi szukać Szczeniaka. - Odwrócił się do demonicy.
- Jak tam Angie? Może Ty jesteś lepiej poinformowana? Sąd Ostateczny? Brodaty pan? Choćby mi tu deszcz siarki zaczął padać, to chłopaka znajdę.

Kolejny łyk, oszczędny, kolejny mach.
Kotka przycupnęła u drzwi jakby czekając, miauknęła ponaglająco.
- Adrian postanowi czy da mi spokój, czy każe babrać się w tym gównie... ale do Portu jutro jadę. Czy jako członek grupy - czy prywatnie. I sprowadzę Jimmiego z krańca piekieł jeżeli będzie trzeba.
Skierował się ku drzwiom.
- A to chyba daleko, nie Angie? - rzekł wychodząc.
Kotka wyszła tuż za nim.

Raist2 09-07-2015 03:26

- Jeśli ktoś miałby się babrać w monitoringu to od razu na przód nasuwają się na myśli korpy z Electrnic. Muszą się na tym znać, mogą być odłamem Pentexu albo innego szajsu, a oni to już mają swoje sposoby żeby nawkurwiać takich jak my, no i środków też w chuj mają. Poza tym pijawy, mają możliwości, a jak wiecie może Slade i nie rzuca się Adrianowi do gardła, ale na pewno też nie jest zadowolony z tej współpracy, wiecie, wcześniej uważał się za króla miasta, czy jak te zombiaki się tam zwą, a teraz to on musi się kłaniać. Ale z tego co wiem pijawy nie mają dostępu do Umbry. Zostają magowie, którzy mogą być na usługach korporacji, dodajmy do tego że po wycieczce tam nasza parka się zmieniła, to już dwa punkty dla korpo. Odmieńcy, nie wiem jak u nich z Umbrą, ale też mogą mieć wyłom wśród swoich, sam Chris przed chwilą mówiłeś o nowych. A jak najlepiej osłabić aktualnego szefa swoich? Nasyłając kogoś z miasta na nich, czyli rzucając na szefową podejrzenia. To daje 2 do 1 dla korpów, ale jak uważacie. - rzucił swoje zdanie na temat możliwości kto za tym może stać. Czekał też cierpliwie aż Stevie skończy zawijać go w mumię.

- Gillian, o Slade się nie bój. Ja się kimnę u ciebie. Może i jest szefem pijaw, ale ma za cieńkie kły żeby się rzucać na dwóch ludzi z ekipy powołanej przez Adriana. Jak podeślę nam kilku swoich ludzi, to mu ich odeślemy w workach….. o ile coś z nich zostanie. Wtedy powinien się uspokoić, będzie wiedział że po cichu mu się nie uda a wojny wszczynać nie będzie chciał.

Na wybuch Chrisa nawet się nie ruszył, co innego kiedy dołączył do niego Godzilla. Dwóch zmiennoksztłatnych w bojowych formach? “No pięknie kurwa, jeszcze nam dwóch w szale brakuję”. Wyprostował się, rozłożył ręce wzdłuż ciała imitując szpony, zaczął też cicho warczeć. Był gotowy w każdej chwili zamienić się w crinos żeby postarać się zakończyć to szaleństwo i uspokoić któregoś z chłopaków, zależnie od tego który byłby bliżej zabicia przeciwnika na tego miał zamiar się rzucić przyciskając go do ziemi. Na szczęście sytuacja sama się uspokoiła. Usiadł z powrotem na parapecie rozluźniony, wypuszczając przy tym sykiem powietrze z płuc.
- Zostawcie Chrisa samemu sobie, koty już tak mają że chodzą własnymi ścieżkami. Nikt nie powiedział że ta fucha będzie łatwa i przyjemna, można się było tego domyślić że skoro mamy rozwiązywać problemy między rasowe to i znajdą się takie które mogą nam łeb rozjebać. I na pewno sobie i narobimy wrogów, zawsze tak jest jak powstają nowe oddziały glin, więc dym jest murowany. - powiedział kiedy kotołak już wyszedł. Podniósł się znów z parapetu, zapalając kolejnego papierosa ruszył na środek sali.
- Słuchajcie, zostaliśmy wybrani z jakiegoś, chuj wie jakiego, powodu do tej zabawy. Musimy pracować razem, czy to nam się podoba czy nie. Ale skoro już pracujemy razem, stworzyliśmy watahę, to wiedzcie że pomogę każdemu z was jak tylko mogę, nawet jeśli miałbym go bronić przed armią Odmieńców i choćbym miał i kurwa oddać życie przy tym. Jeśli chce ktoś teraz wyjść na skargę do Adriana, proszę bardzo, niech se kurwa idzie i szerokiej drogi, kogoś takiego nie potrzebujemy w watasze. Wataha to rodzina, a rodzina wybacza wszystko poza zdradą. - spojrzał się po wszystkich żeby wiedzieli że mówione jest to do każdego z osobna.

- Gillian, jedziesz najpierw ze mną na chawirę? Czy mam do ciebie dołączyć? Tylko podaj mi swój adres jak coś. - Zapytał się Gillian przed wyjściem.

Ehran 09-07-2015 15:26

Angie się nieco wystraszyła widząc jak Jayson również zaczyna przemianę, wyraźnie widziała zbierającą się w nim furie i wypływającą na wierzch Godzillę.
~ Zaraz poleje się krew~ pomyślała podekscytowana. I przez chwilę, chciała tego. Pragnęła krwi, świeżej, ciepłej o tym ekscytującym metalicznym zapachu. A przede wszystkim tęskniła za bezgraniczną złością, motającą zmysłu furią. O bólu pulsującym od ofiary, o przerażeniu w oczach, gdy ostatnie krople życia wypływają z ciała, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że już jest martwy, tylko jego ciało jeszcze o tym nie wie.
Dziewczyna przygryzła wargę. pod białymi ząbkami pojawiła się szkarłatna kropla. ~Nie teraz... Angie chwyciła Jayson 'a za rękę.
- Jay... - niemalże szepnęła, kręcąc delikatnie głową, kilka kosmyków wpadło jej w twarz.

Napięcie minęło, chłopaki opanowali się. A brakowało niewiele. Demonica zdawała sobie dobrze sprawę jak niewiele.
Jay, jak to jaj, przeszedł szybko nad tym do porządku dziennego, już wrócił do rozmowy o grillu, bikini i samochodach. Angie uśmiechnęła się, lubiła słuchać jak Godzilla z pasją mówi o silnikach, zawieszeniach i wszystkim, co ma do czynienia z motoryzacją.

- Sąd Ostateczny? Brodaty pan?- na twarzy dziewczyny pojawił się na chwilę bezgraniczny smutek. - Nie Chris... go nie ma... jest tylko cierpienie. nic więcej...- rzekła głucho.
Chwile potrwało nim dziewczyna się znów otrząsnęła z tego, co na chwilę ją opanowało.
- Sory Chris, pewno nie wyraziłam się dość jasno, nie interesuje mnie co cię łączy z Jimmim. Ale nie będziesz nam utrudniał śledztwa, jak odejdziesz, będziesz siedział cicho na dupie. Schowasz się jak chciałeś, ale w drogę nam wchodzić nie będziesz, rozumiesz? W porcie będziesz albo jako członek ekipy, albo wo gulę, czy to jasne? - Angie była poważna, śmiertelnie poważna. Drobna, wyglądająca wręcz na kruchą, dziewczyna spojrzała twardym jak stal spojrzeniem Chrisowi prosto w oczy.
- A dopiekła jest bliżej niż myślisz. - dodała po chwili nie odrywając wzroku od chłopaka.


Gdy Chris wyszedł, Angie wysłuchała co Marcus miał do powiedzenia.
- Niech chodzą własnymi ścieżkami. Nic mi do tego. Mam jednak spory problem z kotkami, co plączą się mi pod nogami, albo wynoszą z domu smakołyki. rozumiesz co mam na myśli? - rzekła zirytowana demonica.

pppp 09-07-2015 19:59

W klubie

- Świetnie powiedziane, Marcus - Stevie starczo drżącym głosem pogratulował wilkołakowi. Zwięzła wypowiedź muzyka wyrażała dokładnie myśli Wypłosza - Na mnie też możecie zawsze liczyć. Damy sobie radę z tym razem.

Następnie Wypłosz wypytał się poszczególnych członków zespołu o ich plany. Jeśli nie zamierzają udać się na śmietnisko, to Stevie planował ustalenie z nimi kanałów komunikacyjnych i miejsca spotkania na przyszłą noc.


W drodze na złomowisko

- Wiesz, Jay - Wypłosz w końcu przemówił - Z KITTem trochę jeździłem po Stanach. I takie miasto jak nasze, gdzie w sumie panuje jednowładztwo, to jednak wyjątek. Dobry wyjątek, bo jest tutaj względnie spokojnie, ale z drugiej strony to znaczy, że taki stan nie może trwać wiecznie. Zawsze znajdzie się wielu potencjalnych pretendentów... - Stevie westchnął głęboko - Zresztą, nic jeszcze nie wiemy. Za dużo niewiadomych. Tylko dziwne, że to był akurat Szczeniak. Przecież wszyscy go tak bardzo lubili.

Brilchan 13-07-2015 21:59

W barze

Bill nie ciągnął dyskusji na tematu akcji w porcie parsknął jedynnie nie wiadomo czy to słysząc ocenę Mykoła czy na kolejne usprawiedliwienia Marcusa. Na dziwne zachowanie kotołaka i jego tyrady nie reagował w ogóle skupiając się na dążeniu piwa i czyszczeniu wpływy zaprzestał tych czynności jedynie gdy miało dojść do walki uśmiechnął się szeroko i chyba miał zamiar dopingować kiedy Chris wyszedł wilkołak dopił piwo, wstał z krzesła i zaczął pakować manele - Ja tam nie wiem o co się kot wnerwia była ducha żeby zdobyć info waszej trójce się to udało i dzięki wam jest z czym iść do Szefa więc jest sukces i po co się spisków doszukiwać? Ją się zgadzam z Angi wy się powiniście zająć się starym szczeniaka może dla laski będzie milszy? - Zaśmiał się po czym już na poważnie dodał

- Zgadzam się z tym żeby trzymać się razem na mnie też możecie liczyć. Podoba mi się to co Adrian tu urządził jest tu równowaga tak jak pomiędzy Trojcą nim się zaczęli solować i gówno mnie obchodzi co o tym myślą jakieś stare pierdziele czy inne popierdoleńce! Koncept dobry jest i tyle- Wyraził swoje zdanie.

- Swoją drogą nigdy nie kapowałem o co biega z tym żydowskim cierpiętnikiem tylko wiecznie straszą i się czekają. Jakby mnie Gaja nie wezwała to bym pewnie został wyznawcą Thora. To dopiero zajebbisty koncept i wieczną impreza po śmierci- Uśmiechnął się - Wilkołactwo też nie jest złe ją tam wiem co się że mną stanie po śmierci! Pod warunkiem że się zasłużeni jako zajebbisty wojownik to Przodkowie wezmą mnie do siebie i będę mógł się gapić na innych Fenrisów i z nimi gadać jak oni że mną teraz niue jest to wieczną bibka ale też fajnie- Wyłożył swoją filozofię po chwili dodał

- Tylko żebyście sobie nie myśleli że będę leciał do walki jak jełop bez pomyślunku! Co to to nie! Jakbym miał wybrać to chciałbym zejść ze starości otoczony wianuszkiem kochanek i dzieciaków a całą wataha opowiadała by sobie o moich zajebistych solówach ... - Rozmażył się.

Do rzeczywistości przywróciło go pytanie Steva - No planował em kimnąć się w tej chawirze co nam Szef wyznaczył chyba że nam już szczura ćpunka opuściła ją z dymem, jeżeli tam mnie nie będzie to szukaj u Szarej chociaż na razie nie jestem nawet kandydatem na członka jej gangu więc nie chcę się za bardzo u nich rozwalać-Wzruszył ramionami - co do komórasa ja się tam na tych technologiach nie wyznaje dam co mi dasz tylko fajnie by było jakby się nie rozpierdoliło od jednego jebnięcia lekko o podłogę czy cuś

- Hej nJay masz może na tym wysypisku jakiś części do motorów? Bo chciałem sobie skręcić Babla do jeżdżenia po mieście?- Spytał się Atkinsona - Na razie z masą u mnie krucho i raczej nic się na razie nie zmieni ale mogę c dać w zastaw spluwę ojca Szczeniaka i paralizatora co podwędziłem ochroniarzowi a resztę odpracować. Wiem że na całego Babla to za mało ale warto już teraz zacząć zbierać części!

Sam nie wiedział czym będzie się poruszał do tego czasu na grilla to chyba taksówką choć będzie musiał poprosić kogoś o kasę żeby pożyczył i albo tą kartę złotą od szefa a tak to z buta.

pppp 16-07-2015 00:04

Następny dzień po pobiciu był maksymalnie gówniany dla ojca Szczeniaka i to z wielu powodów. Ale akurat przyczyną sprawczą nie mogły być wizyty agentek FBI, bo o tych pijaczyna po prostu zapomniał.
- Agentka Knight - pierwsza z zapomnianych kobiet podeszła wymachując legitymacją, kiedy ojciec Szczeniaka był zajęty sprzątaniem.
- Uszanowanie - odpowiedział ojciec i zmierzył wzrokiem kobietę. Ponieważ była nawet ładna, uznał, że warto być uprzejmym. Odruchowo przeczesał dłonią rzednące włosy.
- Czy rozmawiam z Johnem Hermanem? - pijaczek potwierdził, a kobieta kontynuowała - Otrzymaliśmy z kierownictwa portu zawiadomienie o napaści na pana, chciałabym zadać kilka pytań. Przede wszystkim, czy jako jednym ze sprawców nie był może ten mężczyzna? - agentka podała ojcu Szczeniaka plik zdjęć - Jest poszukiwanym przestępcą seksualnym, kilka tygodni uciekł z zakładu karnego w okolicy. Podejrzewamy, że może przebywać na terenie Miami, za informację, która ułatwi jego ujęcie przewidziana jest nagroda w wysokości...
- Eeee - zniszczony mężczyzna przerwał - Nie, ci dwaj co mnie napadli to mieli takie tępe mordy... No jakby to pani powiedzieć... Jak uciekli to z jakiegoś głupiejowa, a nie z więzienia.
Wnikliwa analiza Johna z pewnością zainteresowała agentkę, bo ta spojrzała głęboko w oczy pijaczka i zadała mu kilka pytań dotyczących Szczeniaka. Niczego się nie dowiedziała, bo staruszek deklarował brak większego kontaktu z synem.
- A w sumie co pani ma do niego? - w końcu Herman nie wytrzymał z ciekawości.
- Nasz poszukiwany to przestępca seksualny, kilku chłopców w wieku pańskiego syna padło już jego ofiarą. Dlatego chciałam ustalić, czy pańska pociecha nie miała ostatnio jakiś kłopotów.
Herman machnął tylko ręką, jakby chciał zasugerować, że kontakt z pedofilem to nie jest najgorsza rzecz, która mogła spotkać Szczeniaka.
- To wszystko? - zapytał.
- Tak, dziękuję za współpracę - agentka FBI pożegnała się oschle i zniknęła z oczu Hermana, który natychmiast wrócił do porządków zapominając o dziwnej wizycie. Co prawda, jakieś agentki FBI pojawiały się jeszcze w pobliżu przyczepy niepokojąc pijaczka, często przeklinając po zbyt bliskim kontakcie z rozbitymi butelkami, czy też grabiami, ale pijaczek zapominał te zdarzenia szybciej niż spławiał napastliwe panie detektyw.

Leoncoeur 22-07-2015 15:48

Nie miał kaca, aczkolwiek samopoczucie było zdecydowanie dalekie od dobrego.
Sprawy wymykające się spod kontroli, bagno w jakie zdążył się władować, perspektywa rozmowy z Adrianem, kozacząca demonica próbująca mu narzucić co robić może, a czego nie.
Jimmy i niepokój o niego.

Wypita w nocy wódka nie była tu zatem jakimś problemem.
Paradoksalnie pomogła, usnął jak dziecko twardym snem dzięki czemu mógł zerwać się z samego rana w całkiem niezłej kondycji.
Zdjął kask i zgasił silnik motocykla, ruch w okienku i otwarte drzwi do 'domostwa' dowodziły iż gospodarz nie spał - nie było to dziwne po ostatnich wydarzeniach.
- Zaraz wracam - rzucił do brata, Douga, który ziewając okrutnie oparł się na kierownicy swojego choppera. Miał pecha, że to jego pierwszego Chris znalazł po pobudce.
- Serio Chris, po kiego ci tu jestem potrzebny. Weź daj mi wracać i pospać biedny pajacu.
- Zawrzyj dziób i czekaj - odciął się kotołak. - Do Adriana potem muszę, a jest grubo. W razie czego ktoś musi być ze mną by choć powiadomić resztę co kundel ze mną zrobił.
Doug zamarł z otwartą, ziewającą gębą.
- Aż tak? - spytał w końcu, w głosie czuć było lekki strach.
Chris nie odpowiedział, położył kask na siedzeniu i wyjął z bagażnika sześciopak budweisera, po czym skierował się ku przyczepie.
Ojciec Jimmiego pokazał się w wejściu wyrzucając ze środka resztki połamanego stolika, obok drzwi było kilka takich uszkodzonych sprzętów.


- Czego? - warknął nieprzyjaźnie. Dubeltówki w reku jednak nie miał
- Cześć John. - Kotołak nic sobie nie robił z obcesowego przywitania.
- Spać nie możesz? Wiesz która godzina?
- No siódmej jeszcze nie ma, ale widzę Ty też ranny ptaszek.
- Napad miałem w nocy. Ani spać ani patrzeć na ten burdel. - Wskazał połamane sprzęty. - Czego chcesz sierściuchu?
- Ja w sprawie Jimmiego. Widziałeś się z nim ostatnio? Wiesz czy coś kombinował zanim zniknął? Z kimś nowym się spotykał, coś znalazł?
- Znalazł. To co zwykle. Hejta ze strony pchlarzy. - John skrzywił się ważąc w ręku nogę od stolika i patrząc na gościa. - Psom naprawdę tak przeszkadza, że mój chłopak spotyka się z laską od nich?
- Ja tam staram się daleko od polityki trzymać, nie wnikam. Ale pogłoski są, że owszem, nie patrzą na to dobrze.
- Przecież to dzieciaki, pochodzą sobie i się im odwidzi. - Człowiek z lekkim wahaniem rzucił drewnem o stertę sprzętów. - Przecież tamta laska żadna szefowa nie jest ani nic. A ty czego tu tak naprawdę chcesz?
- Jimmiego znaleźć. - Chris zdjął okulary przeciwsłoneczne i zaczepił je o kieszeń kamizelki. - Niepokoje się o niego. Zniknął, w mieście coś kipi, a on jak kamień w wodę.
- Po co? pewnie sam się znajdzie. Dał nogę żeby z laską pozbytkować. A co w mieście takiego kipi? Co przyszły mąż laski się pojawił i chce pokładzin próbnych? - John patrzył spode łba, ton był dość opryskliwy.
Kotołak skrzywił się lekko.
- Na przedmieściach jacyś wariaci szaleją. Ciebie ktoś też odwiedził. - wskazał poniszczone rupiecie pod wejściem do przyczepy. - Mam przeczucie, że to nie gigant z laską. Niepokoję się. Jakby to było zwykłe ukrycie się z nią przed wilkami - to luz, niech dadzą adres to żarcie i gumki moi chłopaki im podwiozą, a wilki się nie dowiedzą. Ale to chyba nie to niestety.

John zarechotał rzucając aluzję do nagłego grania Chrisa w wilczej drużynie, będącego przejawem zmienności kotołaka niczym chorągiewki na wietrze, zależnie od aktualnie wiejących wiatrów.
Ten jednak nie słuchał go dokładnie.
Spod przymkniętych oczu obserwował ojca 'Szczeniaka', który nawet biorąc poprawkę przez nocny 'napad' - coś za mocno kozaczył. Wszak często był obcesowy i nieprzyjemny ale...
Zniecierpliwiony Chris zaczął cichutko mruczeć i przeciągnął się leniwie.
Świat Johna Hermana ograniczył się do szczupłej sylwetki jasnowłosego bikera.
Owszem, gdzieś tam daaaleko był Port Miami, mewy krzyczące na niebie i dudnienie syren okrętowych. Zdawało się to być jednak kilometry i godziny od tu i teraz. Tu i teraz był tylko Chris Wolf.
Kotołak uśmiechnął się do człowieka, przelotnym kocim uśmiechem działającym nie gorzej niż 'wielkie oczęta' rudego kocura ze "Shreka".
- Co jest John? - ni to wypowiedział, ni to wymruczał. - Napad w nocy to za mało by takiego twardziela z równowagi wyprowadzić, czemu się tak spinasz?
John Herman rozluźnił się lekko, trącił stopą resztki rozbitej lampki.
Chris wyciągnął przed siebie sześciopak. Kocia magia kocią magią, a piwo piwem.
- Pogadamy o Jimmim? - spytał wyjmując jedną puszkę i rzucając ją ojcu Szczeniaka.
Człowiek pewnie złapał budweiserwa w locie i otworzył upijając buzującą pianę.
- Choć do środka.


- Coś dziwnego działo się z nim ostatnio? Coś mówił? - spytał kotołak siadając na kanapie. Otworzył sobie jedną z puszek i zapalił papierosa.
- A co miał mówić, nie zwierza mi się. jak byleś gówniarzem to tez staremu opowiadałeś o problemach?
- Moje relacje z moim starym zostawmy.
- Wpadł jak zwykle, walnęliśmy browara, pogadaliśmy o głupotach i poszedł - mruknął niechętnie. - Myślę on tu przychodzi z przyzwoitości a nie z prawdziwej potrzeby. co ja mogę mu dać czego nie da królowa?
- O czym ostatnio dokładnie gadaliście. Głupoty, nie głupoty, to może być ważne John.
- O piłce, o szkole, nic specjalnego.
- O Laurze?
- O nie nie, o niej nie. Nawet nie pytałem.
- Kiedy to było?
- A z dzień zanim wszyscy zaczęli go szukać.
- Wpadł do Ciebie, pogadaliście o piłce i szkole, pierdoły bez znaczenia. - Chris zamyślił się. - Znaczy nie wydawał się zestresowany, czymś przybity, coś w tym stylu?
- Chyba nie. Wyobraź sobie, że czasem coś chlapnę, mogło mi coś umknąć.
Kotołak zniecierpliwił się. Duszkiem wypił połowę puszki.
- Królowa twierdzi, ze Jimmiego nie ma na tym świecie. Wiesz, ze to nie musi oznaczać że ktoś go odstrzelił... ale sprawa może być poważna, proszę skup się, nie było to dawno. Co umknęło może wrócić jak się dobrze zastanowisz.
- Chlam od dawna, czasem nawet nie pamiętam jak wróciłem do domu. - Człowiek pokręcił głową. Bez wstydu, ot jakby mówił, że czasem zapomni parasola gdy w TV zapowiadają deszcze. - Może i coś go gnębiło ale nie pytałem, a on nie mówił.
Chris pokiwał głową.
Wiele się mówi o tym, że sądy odbierają prawa rodzicielskie zbyt pochopnie.
To nie był ten przypadek.
- Ktoś nachodził Cię w jego sprawie od tamtej pory?
- Dwa psy - John prychnął i zrobił nieznaczny ruch ręką wskazując wnętrze swego 'apartamentu' - Jak myślisz, skąd wpadł mi pomysł na zmianę wystroju?
- To widzę, myślałem, że ktoś jeszcze.
- Nie. Ale dopiero ranek, dzień jeszcze młody.
- Hm? - Chris dopijał piwo, był lekko roztargniony.
- Może ktoś jeszcze przyjdzie.
- Przyjdą pewnie, przyjdą. - kotołak uśmiechnął się i wstał z kanapy. niedopałek skiepował do opróżnionej puszki. - Jedna ci się pewnie spodoba.
- Da dupy żebym gadał?
- Osobiście nie ryzykowałbym takiej sugestii lub propozycji. - Chris usiłował zachować powagę próbując wyobrazić sobie Angie i Godzillę gdy John takową sugestię przedstawi. - Ale cóż, wykluczyć nic nie mogę. Trzymaj się. - rzucił przez ramię.

Doug widząc brata wychodzącego z przyczepy odpalił silnik.
W chwile później ruszyli obaj Port Boulevard w kierunku 'jedynki'. Do Indian Creek.

pppp 22-07-2015 21:07

Szkoła Laury i Szczeniaka była nieprzyjemnym molochem, który bardziej przypominał więzienie niż miejsce nauki. Szafki zaginionych dzieciaków zostały gruntownie przetrząśnięte, ale ich zawartość nie okazała się warta zachodu. Książki, zeszyty, brak pamiętników czy choćby starych ubrań, przesiąkniętych zapachem dzieciaków. Strata czasu.

Chwilę później załoga KITTa rozłożyła się na parkingu koło jednego z McDonaldów. Jak zwykle rozmowa zeszła na narzekania na menu śniadaniowe, ale Wypłosz w końcu poprosił o chwilę ciszy.
- Mam pomysł, zaczekajcie. Zadzwonię - cherlawy dzieciak sięgnął po komórkę i wybrał z pamięci numer - Halo? Masz chwilę? Chciałbym z Tobą porozmawiać. Nie musi być teraz, ale to nie jest sprawa na telefon. Masz dziś chwilę, aby pogadać osobiście?

Chwilę później Wypłosz leżał na plaży na wygodnym leżaku. Odruchowo sięgnął ręką w lewo - tak, jego schłodzona cola tam już czekała.
- Dziękuję - dzieciak powiedział siorbiąc napój.
- Miałem chwilę - na leżaku obok siedział starszawy facet. W ręku też miał jakiś napój, ale sadząc po ilości włożonych do niego parasolek, limonek i innego śmiecia, dużo bardziej wykwintny - Co się stało?
- Mam pewien problem. KITT zauważył koło szpitala Kingstone pewne dziwne stworzenie - Stevie starannie opisał pająka.
- Ciekawe - rozmówca Wypłosza rozpiął hawajską koszulę i podrapał się po niezbyt szerokiej piersi pokrytej już siwymi włosami - Zwykły sieciarz tak nie wygląda. Ktoś go musiał długo hodować. Jakiś zdolny szaman, ale nikt konkretny nie przychodzi mi na myśl.
- Myślisz, że jest związany z tym gangiem odmieńców, który pojawił się w mieście?
- Z Rębaczami? Wątpię. To najemnicy z Europy, nie słyszałem, aby do ich grupy zaliczał się jakikolwiek szaman.
- To może ojciec Szczeniaka? - zaproponował Stevie.
- Co z nim? Przecież to zwykły człowiek.
- Jest odporny na sondy mentalne.
- Niektórzy ludzie tak mają. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzają się ludzie odporni na tego typu próbkowanie - rozmówca Wypłosza upił swojego drinka i włożył dłoń w piasek - Na pierwszy rzut oka świat śmiertelników jest jednolity jak ta plaża, ale zobacz - mężczyzna wyciągnął dłoń i otworzył ją pokazując muszlę - Można w tej jednolitości natknąć się na coś niezwykłego.
- Nie wiem, czy to zwykły śmiertelnik. Angie go częściowo odczytała. John ma jedno bardzo silne wspomnienie. Upokorzonym, zawstydzony, przerażony, ubrany w zbroję klęczy w jakiejś kamiennej sali. Przed nim dużo krwi i złamany miecz. Ta zbroja nie wygląda jak jakiś rekwizyt. Jest autentyczna, ale dobrze utrzymana, pokryta srebrno-złotymi zdobieniami w kwiaty.
Wypłosz i opalający się facet chwilę na siebie patrzyli:
- To faktycznie dziwne wspomnienie jak na śmiertelnika. Jeśli nie był statystą w żadnym filmie kostiumowym, to w takim razie Angie nie widziała wspomnienia ojca Szczeniaka, tylko kogoś innego. O ile diablica nie kłamie - rozmówca Wypłosza pokręcił głową z powątpiewaniem.
- To mi wygląda na jakiś obrzęd odmieńców - powiedział Wypłosz - Nie chcę iść z tym do królowej, ale myślałem, że może Lancelot się będzie orientować.
- To dobry pomysł, on zna się na tych rycerskich rytuałach. Ja nie znam takich niuansów. Ewentualnie zapytaj Chrisa, po Piotrze to on jest w waszej grupie najlepszym specjalistą od odmieńców.
- Chris się właśnie wycofał. Tak, wycofał - potwierdził Wypłosz widząc niedowierzanie na twarzy swojego rozmówcy - Powiedział, że grozi nam za duże niebezpieczeństwo, że to będzie naprawdę duża zadyma, a pozycja Adriana jest niepewna.
- To jest typowe dla niego, nie ma się czym przejmować - mężczyzna wysuszył do końca swój drink i wyrzucił za siebie szklankę - Posłuchaj - podniósł się z leżaka i przysunął do Wypłosza - Chris próbuje wyczuć z której strony wieje wiatr. Nie zdaje sobie sprawy jak bardzo silną pozycję ma w tej chwili Adrian, bo jest kotem. W gruncie rzeczy nieco lekceważy wilki, a przez to nawet nie domyśla się jakie asy w rękawie ma Adrian. Nie chcę ci o tym mówić, bo to niebezpieczna wiedza, ale status quo naprawdę nie jest zagrożone. Ktoś usilnie naciska na Adriana, wydaje mi się, że nie jest to jedna osoba, czy nawet jedna organizacja, ale w tej chwili sytuacja jest bardzo stabilna. A Chris nie porzuci tej sprawy, jest na to zbyt ciekawski. Zapewne stara się coś ugrać. Pamiętaj, on umie dbać o siebie.
- Wezmę to pod uwagę - zapewnił Stevie - A słyszałeś coś o Electronic Inc? Właśnie po wizycie w tej firmie zachowanie Laury się bardzo zmieniło. To teoretycznie zwykła korporacja, ale ich zabezpieczenia są bardzo dobre - Wypłosz szybko opisał środki bezpieczeństwa stosowane przez Electronic Inc.
- Nigdy się nimi nie interesowałem, ale tak dobre zabezpieczenia sugerują, że to może być firma kierowana przez jakiś nadnaturali. To może być twardy orzech do zgryzienia.
- Ech - westchnął Wypłosz - W kwestii twardych orzechów. Piotr został odwołany.
- Tak, Nicodemus miał dla niego jakieś zadanie związane z odmieńcami. Raczej zajmie Krótkiego na długo.
- Kto teraz będzie mnie uczył magii? Wiesz jak mi zależy, żeby w końcu...
- Wiem, wiem - rozmówca Wypłosza pokiwał głową - Może Houdini? Jeszcze u niego nie próbowałeś. To inny paradygmat, ale wiem, że dasz sobie radę. Skoro ci szło u Świętej... Porozmawiam z nim.
- Świetnie - Stevie się ucieszył - Dziękuję za poświęcony czas, to zadanie od Adriana jest dla mnie bardzo ważne. Naprawdę strasznie mi zależy, aby Nicodemus widział, że do czegoś się nadaję.
- Spokojnie, on dowiaduje się wszystkiego na bieżąco - rozmówca Wypłosza poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
- Dziękuję, tato.

- Coś mówiłeś? - zapytała się ze zdziwieniem Angie kończąc frytki.
- Tak - Wypłosz otarł czoło. Na dłoni wciąż miał kilka ziarenek piasku - Dowiedziałem się, że... - zaczął streszczać przyjaciołom przebieg rozmowy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172