Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2016, 23:41   #1
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
[Sabat] Polowanie

17 października 2016r., godzina 20:13
Agencja “The Masquerade”, Sacramento


Eve powoli wybudzała się ze snu. Wyczuła w powietrzu znajomy zapach perfum Eddiego zmieszany z jego potem.
- Pani, mamy problem. - zaczął, gdy wampirzyca się przeciągała.
- Jaki? - zapytała, jakby od niechcenia.
- To ten, khem… Ostatni pacjent, który przyjechał na transplantację, jest lekko uszkodzony… - tylko “Blada” mogła zrozumieć ten slang. Oznaczało to nic więcej, tylko, że organy były uszkodzone. A mieli zamówienie na konkretną grupę… Cóż, trzeba będzie poszukać nowej nerki.
- To znaczy, pani, koleś ma tylko jedną nerkę. Pół wątroby. - czarnuch zaczął odginać palce, odliczając. - Jedno płuco. Można powiedzieć, że to nasz stały klient. - wzruszył ramionami. - A, było też kilku kolesi, którzy próbowali się przypierodlić do dziewczyn, ale szybko się rozmyślili. Gorsza wiadomość jest taka, że niedługo będzie tu policja… - skinął głową w kierunku ciała, które leżało za oknem…


Eve zwlekła się z barłogu.


Wampirzyca nie kłopotała się nadawaniem swojemu ciału jakichkolwiek pozorów życia, przynajmniej nie w tej chwili. Przeciągnęła się i stanęła przy jednym z dużych luster. Miętosiła swoje ciało w dłoniach, połozyła policzek na zimnym obojczyku i zaciągnęła się zapachem. Czuła tam zapach Eddiego. Tam musiała leżeć jego ciepła czarna łapa. Jakoś całkiem niedawno, gdyż wyraźnie czuła też jak “życie” jakie w nią pompował spływa teraz po jej udzie. Eve uśmiechnęła się


- Oj nie rób z tego mojego problemu Eddie… - westchnęła wciąż przyglądając się sobie i najwyraźniej lubiąc to co widzi.
- Nie wiem, zapłać im, zajeb, daj im dupy albo niech ktoś to zrobi za ciebie. Tylko nie rób z tego mojego problemu. Będę na pięterku jakby co. Jeśli już naprawdę postanowisz mnie zawieść, z jednego możesz mi przyprowadzić, w końcu chyba wolisz dać nerkę gliniarza niż własną? - wyszła z pomieszczenia, pozwalając by z pięt wyrosły jej “obcasy”. Wciąż naga bezceremonialnie otworzyła drzwi do pierwszych napotkanych drzwi w korytarzu. Jakaś “cowgirl” ujeżdżała właśnie klienta, Eve podeszła do łóżka pozostając poza zasięgiem wzroku “ogiera”. Wgryzła się żarłocznie od tyłu w szyję sapiącego samca. Przerwała na moment zdając sobie sprawę, że dziwka przestała podskakiwać na brzuchu grubasa i z przerażoną miną przygląda się wampirzycy. Krew wylała się obficie z ust Eve gdy poleciła kobiecie:
- Rżnij go kurwa, głupia cipo. - dziewczyna przełknęła ślinę, pokiwała głową i na powrót zaczęła kręcić biodrami. Eve spuściła zęby w rozoraną szyję i dokończyła posiłek, kończąc efektownym, leczniczym liźnięciem. Dziwka wciąż ślizgała się po nieprzytomnym już facecie tak jak jej przykazano. Eve przywołała ją gestem dłoni by położyła się na mężczyźnie.
- No i co się kurwa gapisz pizdo? - spytała prześmiewczo prosto w twarz wystraszonej dziewczyny. - leż aż się nie obudzi. - To powiedziawszy podniosła się, stanęła wyprostowana przed łóżkiem, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. Zanim jednak wyszła rzuciła jeszcze do dziewczyny na odchodne:
- Te, espaniola, witamy w Ameryce.
Kiedy Eve znalazła się w swojej “pracowni”, założyła kilt i przygotowała się do pracy.


Długim szponem wcisnęła “play” na pilocie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=bnNWUUZ7cEA[/media]

- Hahaha! - zanuciła i zabrała się do pracy przy “jednonerkim”.

* * *

Gdy tylko skończyła krojenie usłyszała pierwszą syrenę policyjną, zaraz po niej kilka kolejnych. Szybki rzut oka za okno pozwolił potwierdzić jej przypuszczenia - Maskarada została otoczona kordonem policyjnym.
Eve przygryzła wargę. Zerwała z siebie fartuch i znów naga wyszła z pomieszczenia. Przybrała wygląd przeciętnej kurewki.


Wampirzyca znów bez pytania wpakowała się do pracowniczego pokoju, w którym spała zużyta po shifcie małolata. biały “kurz” na nocnej półce świadczył iż dziewczyna biesiaduje teraz z bogami, w jakiejś lepszej rzeczywistości. Eve nie zwracając zbytniej uwagi na śpiocha, podeszła do łóżka i pozbierała jakieś szmatki w które mogła by się ubrać. Już miała wychodzić, gdy zatrzymała się w progu i pogładziła swój płaski brzuch. Swój zimny plaski brzuch. No tak… Wciąż się dotykając przekręciła głowę w kierunku łóżka.
Ktoś mógłby teraz pokwapić się na jakiś klimatyczny komentarz jak “przekąska”, “jedzonko”, zamlaskać, oblizać się. Nie Eve. Była sama, zgrywanie się na człowieka nie miało sensu. Wampirzyca po prostu podeszła do dziewczyny i wsadziła swoje kły w jej ciało. Im dłużej ssała, tym bardziej różowa jej własna cera się stawała. Kiedy znów stała się pełna ciepłego płynu, ruszyła w stronę parteru. Trochę jej się fajnie w głowie kręciło od koksu w jakim uwędzono jej ostatnie danie.
- Łiju łiju łiju! - parodiowała odgłos syreny schodząc chwiejnym krokiem ze schodów.
Gdy tak przedrzeźniała odgłosy syren, zadzwonił jej telefon. To był Jezus.
Eve bez problemu rozpoznała swój dzwonek.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=kq3G5Xb3Yfk[/media]

Ruszyła radosnym krokiem w stronę pokoju gdzie ostatnio leżało jej ubranie (miała wszak na sobie jedynie bieliznę - co i tak było dużo, jak na dom, w którym przeważnie nie nosiła nic). Wampirzyca spojrzała na wyświetlacz.


Przyłożyła aparat do twarzy.
- Tak? - zapytała niewinnie.
- Mario Magdaleno... legiony Cezara otoczyły wieczernik. Nie lękaj się jednak gdyż Pan twój przybędzie.
Eve już się dotykała, koks w kurewskiej krwi dobrze jej służył. Wampirzyca przysiadła na najbliższym meblu i założyła nogę na nogę.
- Oh… a ja tu sama, prawie naga… - Eve nagle nabrała fazy na rozmowę al’a sek telefon.
- ten legion… jak bardzo jest duży? - J. nie odpowiedział, bo połączenie zostało przerwane. Jednak odsunięcie zasłon przy oknie wydawało się równie dobrym wyjściem... Budynek był otoczony przez jakieś dwanaście radiowozów i jeden ambulans. W sumie funkcjonariuszy było około trzydziestu.
Eve przyległa do szyby, niczym dziecko do wystawy sklepu z zabawkami, wyszczerzyła się (choć nie kłami) do gawiedzi i pomachała entuzjastycznie policjantom. Następnie, wciąż mając przecież w ręce telefon, odwróciła się (w zasadzie gołą pupą) do okna i zrobiła sobie selfie z Legionem Cezara w tle.
W jej kokainowym umyśle, zrodziła się myśl, by wrzucić focię natychmiast na insta.
Kilka sekund dostawała pierwsze “lajki” na popularnym portalu, tłum za jej plecami zaczął się rozchodzić w różnych kierunkach, nawet policjanci jakby spasowali. J. robił swój szoł, przyciągnął uwagę wszystkich.
Wciąż podćpanym, tanecznym krokiem, Eve ruszyła w stronę holu. Po drodze wybrała playliste na phon+ie i puściła ją na airplaya do głośników na ścianach.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=LQUXuQ6Zd9w [/media]

Wampirzyca machając bladymi włosami w rytm muzyki chwyciła za klamkę i otworzyła frontowe drzwi.
- Dzięki “Bogu” jesteśmy znów otwarci! - zachichotała.

* * *

17 października 2016r., godzina 20:23
kościół pod wezwaniem Jezusa Powracającego, Sacramento


- Chwalmy Jezusa! - krzyczał ojciec Piotr z ambony do tłumu wiernych. - Chwalmy Pana, który stąpił do nas! - wampir obserwował całe zdarzenie z zakrystii.


- Radujmy się, albowiem Chrystus zszedł do nas z Niebios, by nas zbawić! Ugnijmy kolana i módlmy się, za wstawiennictwem… - reszta słów utonęła w dźwięku otwieranych drzwi z prezbiterium. Jezus odwrócił się raptownie, żałując, że nie ma na sobie bluzy z kapturem, by ukryć swą tożsamość. Jego oczom ukazał się czarnoskóry policjant, Michael.


- Panie… - przyklęknął i pochylił głowę. - Mamy problem z Maskaradą. - powiedział cicho, nie chcąc przerywać ceremonii.
- Błogosławieni którzy znają moment odpowiedni. - Rzekł Jezus kładąc dłoń na czole swego umiłowanego brata.
W tym czasie Piotr wygłaszał kazanie, dziś mówił o zepsuciu i ubóstwie i jak jedno prowadzi do drugiego. Jezus wyczekawszy na odpowiednią chwilę gestem wskazał Michaelowi ławkę, sam zaś udał się do spragnionych jego chwały wiernych.

Jak zwykle, tak i tym razem, wierni porażeni jego blaskiem padli na kolana w niemym zachwycie. Oto bowiem cud zdarzył się ponownie, Mesjasz przybył w chwale by wybrać tych o najczystszych sercach. I zaprawdę wybrał pan dwoje, niewiastę i męża i błogosławiąc ich zapytał.
- Siostro moja, bracie mój. Otworzycie na mnie swe serca?
Oboje gorąco choć nieśmiało zapewnili o swym pełnym oddaniu.
I ujął Pan ich dłonie i poprowadził drogą oświecenia, do zakrystii…

I pokazał im Pan strzelnicę swoją i tak do nich rzekł:
- Zaprawdę nie przybyłem by zbawić wszystkich, bowiem nie wszyscy pragną zbawienia. Cierpliwość Ojca się kończy kiedy spogląda na dzieci swe ukochane i widzi ich plugawe czyny. Lecz miłość Jego jest wielka i gorejąca, dlatego wróciłem by stworzyć nowe królestwa dla wszystkich którzy zwrócą się ku mnie. Tak jak wy to uczyniliście.
Z tymi słowy objął mężczyznę jak dawno nie widzianego brata. I zatopił Pan kły swe w karku męża i pił przez serca uderzeń siedem i wiedział Pan, ze było to dobre. A skończywszy ucałował ranę, a rana zniknęła. I objął Pan niewiastę i pił z niej i widział, że było to dobre.
A kiedy posmakował Pan krwi ich życia, podał im broń i poprosił swego umiłowanego brata by im wytłumaczył jak jej używać.
- Bowiem ogień miłości sprawiedliwej jest gorący i trawiący a grzesznik zatwardziały spłonie w nim jak sucha trawa. I tylko Ci co swe serca dla mnie otwierają przetrwają w ogniu mej miłości, tylko oni żyć będą wiecznie w królestwie Ojca które nadejdzie.

A gdy owieczki Chrystusowe poznawały jak się bronić od wilków Szatana, przywołał Pan swego umiłowanego brata i tak do niego rzekł:
- Jak Michał strzeże Bram Niebieskich tak Ty Michelu strzeżesz mej owczarni. Pij krew moją na znak naszego wiecznego przymierza i opowiedz o problemach które Cię trapią.
- Panie… Twe miejsce odpoczynku jest pod obserwacją nieprzyjaciół.
- policjant westchnął. - A wszystko zaczęło się od nieprzemyślanego strzału Eddiego…
- Uspokój się mój aniele stróżu, miłosierdzie me nie zna granic, opowiedz dokładnie co się stało.
- Rzekł Pan.
- Nieprzyjaciele, Panie… Wysłali swych sługusów. Eddie, ten stróż Maskarady, rozmówił się z nimi. Ściągnęło to ich oburzenie i ciekawość innych. Między innymi policji.
- Zagubione owieczki bez pasterza. Jakże wielkie ich cierpienie gdy błądzą w ciemności. Lecz nie lękaj się Michelu Pan twój zna ich serca i osądzi ich. A miłość ma dosięgnie ich serc i zostaną zbawieni.
- Amen!
- zawołał Michael zapalczywie.
- Wskaż mi tych co w skórze wilków błądzą, lecz nie tu, udajmy się do wieczernika.
I wyjrzał Pan przez okno izby, a ujrzał tłum gniewny i światła diabelskie i fałszywych proroków zatruwających serca jego owieczek. Zasmucił się wielce, padł na kolana i zaczął modlić:
”0-700…”
- Mario Magdaleno… - Wołał Pan. Lecz oblubienica Pańska nie odpowiedziała ponownie. W swym miłosierdziu, ukrył Pan swą chwałę pod ubraniem codziennym gdyż wiedział, że prawe serce rozpozna dobrego pasterza. I pobłogosławił swego anioła i dał mu laskę swą i polecił opiekować się owczarnią. A wówczas ruszył Pan między wilki by serca twarde nawrócić i zagubione stado do domu sprowadzić.


Tedy stanął Jezus przed legionistami za jedyną broń mając słowo. Lecz słowo to było u Boga i Bogiem było słowo albowiem nie człowiek lecz Bóg wcielony stanął przed legionem i tak rzekł.
- Dlaczego niepokoicie mych braci? Czy któryś uczynił coś przeciw wam i waszemu panu?
- Spieprzaj koleś. Tam była strzelanina.
- odwarknął mu jeden z policjantów, nie spuszczając wzroku z budynku. - Podobno inny wydział wypuścił dealerów, a my teraz musimy po nich sprzątać… - westchnął funkcjonariusz. Wtedy oberwał kubkiem z McDonalda. - Ej! - wrzasnął. - Zmykajcie stąd, robi się coraz bardziej gorąco. - polecił Jezusowi.

I zobaczył Pan jak nienawiść i strach trawią legion a serce jego się ulitowało. Wystąpił tedy naprzód, zła się nieulękłszy. A chwała jego spłynęła na tłumy i serca prawe rozpoznały go a nieczyści padli z lękiem na twarze. I przemówił pan do tłumu.
- Niech ten z was który jest bez winy pierwszy ciśnie kamieniem, albowiem cokolwiek uczyniliście tym najmniejszym mnie uczyniliście.
Szedł pomiędzy wzburzonymi falami tłumu, jak niegdyś kiedy ratował Piotra. Silny wiarą i w chwałę przyobleczony, a legion rozstępował się przed nim jak morze czerwone przed Mojżeszem. I przemawiał do zgromadzonych.
- Jak zagubione dziecię pragnie pociechy tak serca wasze szukają zbawienia. Zaprawdę powiadam wam, błogosławieniu którzy ujrzeli Mesjasza i królestwo jego nadchodzące.
A wtedy ujrzał Pan ludzi zwaśnionych i swego apostoła gniewem ogarniętego. I w sercu ulitował się nad nimi.
- Bracia! - zawołał Pan. - Ostudźcie gniewne głowy, niech miłość popłynie z serc waszych niczym potok górski, czysta i bystra. Niech was oczyści z grzechów byście odnaleźli drogę do mego Królestwa!
- Dobrze prawi!
- krzyknął jeden z mężczyzn stojących wokół Jezusa. Wyglądał nieco dziwnie, ale jego reakcja poderwała tłum, by szedł za Panem.


Zdjął kapelusz z głowy i upadł przed J. na kolana.
- O, Panie! - powiedział. - Przebacz mi moje grzechy, bo jestem słaby... - wyszeptał. W ślad za nim poszła reszta zebranych, błagając J. o wybaczenie.

Wejrzał pan na grzesznika i ujrzał duszę zbrukaną. Wtedy pokazał Pan grzesznikowi jego błędy i rzekł:
- Wybaczam Ci bracie bowiem szczera jest twa skrucha i z ochotę wyszedłeś z ciemności.
I pobłogosławił pan tłum zebrany, usiadł między nimi i nauczał przez resztę nocy.


17 października 2016r., godzina 20:53
„planeta Norman”, Sacramento

Obudziłem się ze snu. Bycie zmarłym miało pewne przewagi względem bycia żywym - a luksusy jakie zapewniał Sabat nie były ostatnie. Wsłuchałem się w nocną ciszę. Czy też raczej jej brak. Tak, to był już mój czas. Kobiecy pot, perfumy, stękanie podnieconych mężczyzn i aktorskie umizgi kobiet - tak, byłem w domu. Leniwie zerknąłem na tuzin komórek rozrzuconych pomiędzy ubraniami. Tyle pracy, zaraz po pobudce.


Dzwoniła jedna z dziewczyn. Oprócz wyglądu, była bystra- ten typ który marnował się w takim przybytku jak nasz - więc dbałem o nią. A ona wiedziała że nie należy tego nadużywać.
- Taaak? - usłyszałem w słuchawce.
- Dzwoniłaś. A nie dzwonisz zbyt często.
- Mam sprawę. Pilną, jeżeli mogę.
- Będę za godzinę. Weź dwunastkę i zamknij się w środku


* * *

Czemu nocowałem w “Maskaradzie” już od dobrych kilku lat? J. przyznał mi niewielkę suterenę w wspólnym schronieniu. W sam raz na broń i narzędzia - bo przecież jaki pożytek z śmiertelnych pamiątek ma nieumarły? Odpowiadało mi to. Miałem obowiązki wobec sfory - i je wypełniałem. Czego mogli oczekiwać więcej?
Reszta żyła na górze. Wśród śmiertelników, Bawiąc się nimi, pijąc, i żyjąc ich życiem. Dosłownie i w przenośni.

Było wcześnie - na tyle wcześnie że zebrała mi się ochota zapolować. To była nigdy niekończąca się gra. Zawsze poluję z całą potęgą krwi - więc im dłużej poluję, tym więcej ofiar jest mi trzeba. Na początku to rozrywka, zabawa z jedzeniem. Dopiero później, kiedy Bestia zaczyna swój współudział w pościgu, gra nabiera kolorów - podniecających krwawych i aromatycznych kolorów.
Tej nocy poszło wyjątkowo szybko - a tuzin trupów popłyną z leniwym nurtem Sacramento nim minęła godzina. Zwłoki były znajdowane daleko za miastem - jeżeli coś nie rozszarpywało ich po drodze.

* * *

17 października 2016r., godzina 21:38
Agencja “The Masquerade”, Sacramento


Niebieskie błyski. Syreny. Kordon mundurowych pałętających się dookoła odciętej strefy. Naprawdę. Nie było mnie przez godzinę, a tu taki cyrk?
Z dachu przeciwległego budynku oglądałem spektakl. M40 leżało obok mnie i czekało na swoją kolej. Tłum na dole krzyczał coś o dealerach, o skorumpowanej policji, o amfetaminie i gangach. Tak jakby to kogoś obchodziło. Policyjny kordon otaczał Maskaradę. Zasady były proste - jeżeli nie dogadają się z Bladą - właśnie pozującą nago w oknie - ktoś dostanie kulkę w plecy i zamiast zajmować się lokalem zaczną biegać jak kurczaki bez głów i szukać strzelca.
Linia do J była zajęta. Ta do Bladej też. Nic tylko zacząć już strzelać i mieć to wszystko z głowy.
Tłum zaczął się burzyć i napierać bardziej na kordon policji. Gdzieś z tyłu poleciała jakaś puszka po piwie, jakaś butelka po napoju, kubełek z McDonalda. Zabawa już się rozkręcała gdy wyszedł J.

I wtedy stał się cud. Cały ten burdel, ten objazdowy cyrk na dwóch kółkach ogarnął się i wziął się w garść. To nie tak że nie widział jak J robi to wcześniej - po prostu za każdym razem było tak samo niesamowite. Fala olśnienia rozeszła się po tłumie. Nikt nie protestował że wampir zignorował policyjny kordon. Nikt nie próbował go zatrzymać. Sam jeden po prostu zanegował cały problem. W tym samym momencie jakiś koleś w różowej koszulce upadł na kolana i kryzys został zażegnany. Ludzie poszli za przykładem “grzesznego” faceta w różu, dwie minuty później wszyscy klęczeli, modląc się głośno i słuchając kazania.

* * *

21 października 2016r., godzina 22:11
Agencja “The Masquerade”, Sacramento


W bezpiecznym pomieszczeniu, z drzwiami strzeżonymi przez Eda, zebrała się cała sfora. J. trzymał kielich i upuszczał do niego swej krwi, jak to czynili co miesiąc. Gdy tylko skończył, podał naczynie Immanuelowi, który upił łyk i podał Eve.
Wampirzyca zdążyła już pozbyć się krępujących ekspresję przedmiotów zwanych ubraniem. Przechyliła łakomie naczynie, jakby chcąc nastraszyć resztę kolejki, że dla nich już nie starczy. Żart stary jak świat, mało kto się w ogóle na to nabierał, ale i tak nie mogła się powstrzymać. Ostatecznie oddała naczynie kolejnej pijawce.
- Siostro, bracia - zaczął Jezus uroczystym tonem. - Jak zostało objawione tak się stanie, chwila nadejścia królestwa bożego jest coraz bliższa. Czas kiedy serca wiernych otworzą się na prawdę i nastanie wieczna szczęśliwość. Dlatego zaprawdę powiadam wam, pijmy i radujmy się!
Niechętnie przejąłem kielich od Bladej. Milcząc, wpatrywałem się w powierzchnię płynu. To miała być chwila zadumy, podniosłego rytuału. Tak długo nie mieliśmy biskupa - ani nawet kapłana - który to rozumiał. Nie reagowałem na bluźnierczy żart wampirzycy - świeżaki powoli nabierają ogłady i zrozumienia - ani nie przeszkadzałem Malkavianinowi w obłąkańczym monologu. W końcu, starając się zachować kamienną minę uszczknąłem krwi z kielicha.
Przed oczami przebiegła mi scena z Kany Galilejskiej - Jezus zamieniający wodę w wino. Czy J. był zdolny do takiego cudu? Zapewne tak. Każdy z zebranych dokonywał większych co noc. Tyle że nienawidziłem gdy wciskał nam swoją wizję do głów. Spojrzałem na pozostałą czwórkę: Immanuela, Salicara i Rzygowinę. Ich miny mówiły podobnie. Miałem niejasne przeczucie, że niedługo się rozstaniemy. Z jakiegoś powodu Malkavianin zwołał sforę na ten rytuał - niech więc go przedstawi i rozejdźmy się w pokoju.
- Zaprawdę powiadam wam, gniew to zły doradca - wejrzał pan na oblubienicę swoją. - A zło, zło ściąga i nie masz sposobu by zło, dobro uczyniło albowiem kto za spust pociąga by zabić bliźniego swego ten ściąga na siebie spojrzenie legionu. Jedynie miłość [do Pana] przezwycięży wszelkie trudności i zaprowadzi was do jego królestwa.
Eve podniosła dłoń do góry.
- A ja mogłabym poczuć Pana w sobie? - zapytała niewinnie, przygryzając wargę kłami.
- Pij krew naszego przymierza i poczuj w sobie Pana - odparł J. nie zmieniając tonu.
- Zaprawdę twe pragnienie zaprowadzi Cię do królestwa mego Ojca. Niechaj będzie jej przykład lekcją i dla was bracia, albowiem tylko szczerze pragnąc miłości Pana będziecie podążać właściwą drogą.
- Ale fajnie… znaczy Amen! chwalmy Pana! Chwalmy i ssijmy
- zerknęła przy tym na “kapłana marudę” jak pieszczotliwie nazywała go w myślach wtedy kiedy nie organizował wspólnego napitku. Położyła po sobie uszy, w geście zupełnie nienaturalnym ludzkiej anatomii, przynajmniej tej nie-kreskówkowej:
- No Wielebny… czym chata bogata? coś może hm? wiarę manifestować czy cuś? - oblizała się.
- Braterstwo może? - skrzywił się - Te o którym tu zapomniano?
Eve zatrzepotała rzęsami.
- Kto zapomniał? jak zapomniał?
- Ile nas tu jest? Ilu być powinno?

Wbrew nazwie jaką Eve nadała agencji, wbrew tym wszystkim rodzajom na okazywanie udawanego orgazmu jakie znała, wbrew wszelkim człowieczym pozom, gestom zachowaniom, jakie naśladowała od dekad, Eve nie starała się ukrywać swoich emocji. Usłyszała kiedyś w telewizji śniadaniowej (kiedy miała pierwszy magnetowid i chciała sprawdzić co leci w telewizji w czasie dnia), że kobieta jest mieszaniną uczuć i emocji. Cóż, z tego co Eve o tym wiedziała, kobieta była mieszaniną kości, tłuszczu, mięsa i skóry oraz kilku litrów smakowitej krwi pływającej między tym wszystkim. Jednak tak długo jak pozostawała kobietą, uważała za zabawne, myśleć o sobie jako o mieszaninie tych emocji i uczuć. Dlatego też, gdy wielebny zaczął drążyć drażniący temat, wampirzyca pozwoliła by reszta krwi spłynęła jej z twarzy do kończyn bardziej przydatnych w walce.
- Masz jakiś pomysł?
- Lepiej. Mam już imię i nazwisko
- dał wybrzmieć temu stwierdzeniu - Abhilasha Becker, indianka z Denver. To ona zarżnęła Floda na naszych oczach - Eve pozwoliła by jej oczy wyszły z orbit, ba, niemal zmieniły zupełnie orbitę.
- Jebana squaw! - sięgnęła po telefon klikając w apkę fejsbuka, zaczęła szukać profilu wspomnianej osoby. [i]- Ściągnę z niej tą skórę własnymi zębami.
- Więc może zajmiemy się nią? Pomszczeniem zamordowanego brata? Tak zamiast oddawać się codziennym uciechom?
- Z całym szacunkiem Wielebny
- Eve wzięła się pod boki - jedzenie to nie znowu jakaś specjalna uciecha, ot sprawa życia i śmierci - uniosła brew. - Oczywiście masz rację, biesiadowanie przy tej wywłoce będzie znacznie lepsze.
- I seks też nie uciecha?
- wtrącił, ale odpuścił kiedy przyznała mu rację. Eve wyszczerzyła kły, wszystkie.
- Seks doskonale kupuje broń, ciuchy i samochody, wiem wiem, w dawnych czasach kiedy wszyscy oglądaliście telewizję w blasku świec polowaliscie po lasach i uciekliście na drzewa przed wilkami, ale teraz zielone się przydają. A tak samo jak jest przyjemniej i wygodnie pić z szyi niż z dupy, tak samo jest fajniej zbierać zielone dupą a nie garbem.
- Wykręcaj się ile chcesz. Ale teraz i tutaj, kiedy jestesmy zebrani razem? “Poczuć w sobie”? “Wiarę manifestować?” Tak, seks i pieniądze ci w głowie, zapatrzyłaś się na przyziemne cele. I nawet napomniana tylko tyle widzisz
- Eve przygryzła wargę. “Klecha maruda” zawsze miał na wszystko odpowiedz, Eve nie miała jak się z nim kłócić. W sumie też nie chciała podpadać.
- No weeeeź, Wielebny czemu na mnie wlazłeś, ja tylko chciałam pomóc - zakryła się ramionami jak obrażone dziecko, wcześniej chciała wspomnieć o tej mieszaninie uczuć i emocji ale stwierdziła, że to jednak chyba nie byłby najlepszy pomysł. Przeleciało jej za to przez głowę, że gdyby odkształcić odpowiednio czaszkę Normana od wewnątrz i zmiażdżyć mu mózg, jego cwaniakowatość mogłaby nieco zelżeć.
- Bo taka moja rola, napominać aż się opamiętają. Aż będą sami pamiętać o zasadach na których stoi Sabat. A nie tylko o jednej - Eve zaszurała zębami przy zamkniętej szczęce.
- Jasne! tak, no właśnie tak! - żwawo przytaknęła.
- A nie jakieś tam ludzkie pierdoły jak… szowinizm. Eee... ktoś chce zostać kobietą?- U Opry kiedyś usłyszała, że kobieta zawsze musi przeciwstawiać się facetowi, szczególnie jeśli nie ma racji.
- Ductusie - Norman zwrócił się do Malkavianina, ignorując kolejny wyskok Bladej. Nie pierwszy nawet nie setny. I raczej nie ostatni. - Co ty rzeczesz?
- Miłość łaskawa jest, cierpliwa jest, nie unosi się gniewem, wszystko zrozumie, wszystko wybaczy. Tak i ja darzę was mą miłością byście drogi nie zgubili w mroku a do królestwa Ojca mego trafili.

Eve kiwała głową tak jak miała to w zwyczaju. Poważnie zastanawiała się jednak, czy jej sfora jest normalna - mężczyźni coraz mówili o obdarzaniu miłością, w jakimś nie materialnym sensie “metaforą” jak to mawiał Norman. Eve podejrzewała, że może to być spowodowane płcią w jakiej byli uwięzieni jej nieumarli towarzysze.
- Co rzeczesz o pomszczeniu Floda - doprecyzował. Niestety aż za dobrze zrozumiał wykręconą odpowiedź J. I definitywnie nie była na temat.
- Miłość ma gorejąca jest i trawiąca, serca nieczyste nie potrafią jej znieść.
Eve pokiwała głową.
- To ja przygotuje autko, tylko wrzucę jakieś zepsute, wyuzdane, zupełnie niepotrzebne, skażone człowieczeństwem szmatki. - To powiedziawszy ruszyła w stronę pokoju z szafą gdzie widziała coś fajnego pare nocy temu. Zatrzymała się w progu, wróciła po Jezusa i objęła go nabożnie za ramiona.
- Podążyj… - zastanawiała się czy takie słowo w ogóle było, cóż teraz już tak - Podążyj ze mną Panie, byśmy mogli przystroić godnie twój majestat, Amen. - Eve wiedziała, że z nowym Duktusem, trzeba było rozmawiać w sposób inteligentny.
- Skromne szaty wystarczą - odparł J. - niechaj przemówią nasze serca, nie stroje albowiem czysty wiarą nie potrzebuje strojnych szat.
- Amen, ale nasze serca zasługują przecież na najlepsze… najskromniejsze szaty.
- Dobierz takie gdzie mało materiało uzyte a zbytek rozdajmy ubogim.
- Panie, te gdzie mało materiału to moja specjalność.
- rzekła prowadząc ciało i krew ku szafie.



- Na wilkołaczycę polować ot tak chcemy?
Eve która chełpiła się z bycia młodą wampirzycą odwróciła głowę z zapytaniem:
- Czyli jak?
- Czyli nie tak. Czyli najpierw myśląc. Mamy chociaż srebrne kule? Pojęcie gdzie jedziemy? W ilu mieszkają?
- Mamy granaty, srebrne kule hm… zahaczymy o jubilerski, kupimy całe srebrne badziewie, srebro jest tanie.
- Zajmiesz się tym Eve? Zdobędziesz srebrne kule i srebrne ostrza?
- Skocze na babskie zakupy, tatek
- wskazała ruchem głowy na Immanuela który przez cały czas macał swój obojczyk, znikając to pojawiając pieprzyka. - zrobi McLauda jakiegoś i to przetopi czy coś, w sumie na ebaju trzeba jakieś vintage spluwy na te wasze kule Valhensinga. - zerknęła jeszcze raz na ojca - Tato, ja to bym chciała jakąś taką zbroję jak miał Frodo we Władcy Pierscieni! i kastety, aparat na zęby! - wyliczała.
Immanuel spojrzał na Eve nieobecnym wzrokiem. - Jasne, połapię się chyba...
- Umiłowani
- zaczął Pan gdy skończył się przebierać. - Okażmy grzesznikom naszą miłość!
 
Corrick jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172