Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-05-2021, 13:52   #261
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Skłoniła się z szacunkiem przed Hafsą. Gdyby Cath była człowiekiem z pewnością nerwowo przełknęłaby ślinę, ale na szczęście jako Spokrewniona była pozbawiona tego odruchu. Niestety inne odruchy były z nią nadal. Aktualnie czuła, jak mięśnie zaciskają jej się mięśnie gardła. Starała się jednak nie pokazywać po sobie niepewności, uśmiechnęła się więc nieśmiało a następnie delikatnie dotknęła łokcia Wampirzycy, modląc się w duchu aby dobrze odczytała intencje Archonta. Bacznie obserwowała jej reakcję będąc gotowa cofnąć dłoń w niby przypadkowym ruchu gdyby zrozumiała, że intencją Hafsy nie było podanie jej ramienia.

Hafsa zaprowadziła Cath do jednej z loż rozstawionych na parterze. Większość wampirów będąc w ekstazie krwi oddawała się już tańcom lub piciu świeżej krwi. Loże, które jeszcze dwie godziny temu były praktycznie wszystkie zajęte, teraz świeciły pustkami. Nie było to z pewnością miejsce, gdzie nie mogli być podsłuchiwani. Wystarczyłaby choć jedna osoba, która nie uszanowała reguł panujących w elizjum i wykorzystała nadwrażliwe zmysły, a mogłaby usłyszeć każde ich słowo.

- Dlaczego więc mnie poszukujesz? - Zaczęła Archontka siadając skromnie i zakładając nogę na nogę. Cath przyglądała się Wampirzycy. Przez głowę zaczęły przelatywać jej najrozmaitsze myśli. Anna nie chciała aby wyszła na bankiet… Archont jest gościem Anny… wszystko zaczęło układać jej się w głowie. Z nerwów zrobiła się odrobinę głodna. Hafsa może ją w każdej siły rozszarpać jak jastrząb rozszarpuje niemądre kocie. Zaczęła się naprawdę bać, ale nie mogła zrobić nic co sprowokowało by Hafsę. “Myśl mała, myśl” - pomyślała szukając wyjścia z sytuacji którą sama na siebie ściągnęła. Odezwała się po chwili milczenia ściszonym głosem.

- Wybacz Pani, że pozwoliłam sobie na tą śmiałość, ale chciałam zaofiarować Ci moje usługi. Wiem, że nie jestem ani potężna ani stara, lecz jako że niedawno przebudziłam się z trwającego niemal wiek snu więc mogę śmiało zadawać wszelkie, nawet niewygodne pytania i przyglądać się sytuacji bez przyciągania zbędnej uwagi i budzenia podejrzeń. Jestem na tyle tutejsza, aby nie rzucać się w oczy miejscowym i na tyle obca abyś nie musiała Pani się obawiać że będę chciała kogoś osłonić przed Twoim wzrokiem. Jestem użytecznym narzędziem. - Zawiesiła na chwilę głos aby zrobić miejsce na ewentualne wtrącenie starszej Wampirzycy..

Hafsa się uśmiechnęła szeroko.
- Moja reputacja mnie wyprzedza? - powiedziała spokojnie, a Cath widziała w tym uśmiechu coś drapieżnego. Przyszło pewne skojarzenie… Hafsa… Archont… Czy to ta Archont, która nigdy nikogo nie zabiła… własnymi rękami?.

Skinęła w milczeniu głową uśmiechając się odruchowo, bezwiednie jak przystało panience z dobrego domu. Strach sprawiał, że na pierwszy plan wyszła jej stała maska. Roześmiała się głośno, perliście - jak osoba która nie rozumie niebezpieczeństwa, nie widzi czającego się drapieżnika, która nieświadoma idzie na szafot, jak nakręcana laleczka. “Myśl młoda, myśl” - myślała ale nic nie przychodziło jej do głowy, była tam tylko ciemność, zapadła się w siebie, zadziałały zaś jej stare odruchy dobrze wychowanej panny.

- Nie wiem jak inni Pani, nie znam tych nocy, ale ja znam twoje imię z czasów nim zasnęłam - skłoniła się delikatnie - i będę dumna jeśli okażę się być … przydatna dla Twoich celów… - mówiła szybko mając nadzieję, że w żaden sposób nie urazi swej towarzyszki.

- Czyli najpewniej już masz dla mnie jakieś informacje, które udowodnią twą wartość, prawda? - Hafsa powiedziała to unosząc nieco podbródek. Z jakiegoś powodu Cath skojarzyło się to z orłem wznoszącym się do ataku.

Skinęła głową zastanawiając się o czym mówić a co lepiej pominąć..
- nie miałam jeszcze wiele czasu aby zdobyć informacje które będą Cię godne o Pani, nie mniej jednak udało mi się dowiedzieć kto wie gdzie jest Arwyn, skontaktowałam się z tą osobą i jestem na najlepszej drodze pozyskania tej wiedzy. - wzięła głęboki wdech, z przyzwyczajenia bo przecież nie musiała oddychać ale taki nawyk został jej z pierwszego życia. - Mam też powody aby uważać... - zamilkła, nie wiedząc czy bardziej boi się odezwać czy czy zamilknąć.

Hafsa jedynie uniosła brwi czekając na kontynuację blondynki.

Cisza zmusiła w końcu Cath do odezwania się.

- wiem, z pierwszej ręki, że jedna z wysoko postawionych na tym dworze osób, podjęła kroki w celu wyeliminowania, na wieki wieków, z rozgrywki pewnego znaczącego Starszego - wypaliła przyglądając się nieufnie Hafsie. - niezależnie od tego czy uda się to czy nie najprawdopodobniej jutrzejszej nocy wszyscy będą o tym mówić, a Ty Pani przekonasz się czy moje słowa są jak szczekanie psa czy też niosą za sobą jakieś znaczenie.

- Każdej nocy ktoś próbuje wyeliminować kogoś starszego. To trochę tak, jakbym powiedziała, że jutro będzie chłodniej niż dziś. Niezależnie czy jest to prawdą, czy nie jutrzejszego wieczoru zajdzie słońce. I przekonasz się ile jest warte me słowo.
Hafsa lekko się roześmiała.
- Naprawdę? Tak pragniesz mnie przekonać o swej użyteczności? Może nie powinnaś pić z tych, którzy wcześniej coś brali.
- Pani nie spodziewam się, że uwierzysz mi dzisiaj - głos Cath delikatnie zadrżał, czuła że teraz nie ma już drogi odwrotu - ale być może nastąpi to jutro kiedy świat nocy usłyszy o próbie obdarowania prawdziwą śmiercią - jeszcze bardziej ściszyła głos - Valeriusa ojca Królowej Anny i wtedy będę mogła Ci Pani powiedzieć dlaczego akurat ten zamach powinien zainteresować Archonta. - zacisnęła pięści aż do bólu. Nie rozumiała dlaczego ta idiotka która zawsze pojawiała się kiedy się tak bała to wypaplała. Tak strasznie się bały Cath i jej bestia, razem, że najwidoczniej straciły rozum. Nie widziały już drogi odwrotu a śmierć nie powinna być gorsza od trwającego niemal wiek snu. Miała jednak nadzieję, że krew nie zaplami dywanu.

Hafsa zdjęła nogę z nogi. Miała je teraz w lekkim rozkroku. Pochyliła się ściszając głos do szeptu. Łokcie oparła na kolanach, a ręce splotła ze sobą.
- Dziecko, zważ na słowa. Chcesz powiedzieć, że Anna Bowsley, Książe Londynu tej nocy spróbuje się pozbyć swego stwórcy? I jak to oceniasz?

Oczy Hafsy zwęziły się.

Gdyby Cath nie była wampirem zrobiłaby się blada jak ściana. Strach sparaliżował ją i stała bez ruchu jak mysz świadoma, iż nie zdąży już uciec przed szponami jastrzębia. W milczeniu skinęła głową. Gdyby była człowiekiem z pewnością w tej chwili spłynęłaby potem. Na szczęście odmienny stan pozwolił jej na uniknięcie tej niedogodności.

- Królowa postawiła takie żądanie, tym których czynów łatwo może się wyprzeć. - jej głos był jeszcze cichszy, jej bestia również cię bała, najwyraźniej czuła obecność większego od siebie drapieżnika. - Słyszałam na własne uszy.- powiedziała w milczeniu czekając na nieuniknione.

- Skup się. Umiesz odpowiadać na pytania? - Głos Hafsy był spokojny. Dziwnie opiekuńczy? Jak u nauczycielki z podstawówki. Lub prywatnej guwernantki. I chyba przez to jeszcze bardziej przerażający.
- Jak oceniasz postępowanie Księcia Anny.
- Nie jestem osobą kompetentną do oceniania postępowania Księcia
- Cath patrzyła na Hafsę jak zahipnotyzowana. Starała się ostrożnie dobierać słowa, ale strach nie pozwalał jej na ich ocenę co sprawiało się, że bała się jeszcze bardziej. Jeżeli jej przeczucia były właściwe już była zgubiona, ale nie byłaby wampirem gdyby nie próbowała zachować swego nieżycia najdłużej jak się da.

- Książe ma prawo skazać na prawdziwą śmierć nawet swojego Stwórcę jeżeli ma ku temu właściwe powody. - kontynuowała - Anna podejmuje decyzje w oparciu o wiedzę której ja nie posiadam, z perspektywy mądrości wieków których ja nie przeżyłam, jak mogę więc kwestionować jej decyzje. - Mocno zacisnęła pięści pod stołem. - Nie rozumiem jednak dlaczego nie zostały ogłoszone Krwawe Łowy, dlaczego nie zostały postawione mu zarzuty, które mógłby odeprzeć. Zwłaszcza tej nocy gdy dwór gości Archonta - spojrzała w oczy Hafsy.

- Czyli uważasz, że miała do tego prawo, bo jest lepsza od ciebie. Ale nie miała do tego prawa, więc donosisz jedynej osobie tutaj, która może ją ukarać, tak? Czy to z zawiści o jej pozycję? Jesteś Ventrue? Czy Tremere?
- Jestem Ventrue - na sekundę uniosła dumnie głowę, a po chwili znów opuściła ją smętnie. Nie wiedziała co powiedzieć, na ścianie już napisano mane, tekel, fares.
- Przychodzisz do mnie z informacją o tym, że Książe działa wbrew prawu. Z drugiej strony stajesz w jego obronie bo jest starszy i wie więcej niż ty. Chcesz jak to mówią: zjeść ciastko i mieć ciastko. Chcesz zakraść się w moje łaski i pracować dla mnie, choć cały czas się asekurujesz. Co jeżeli Valerius zagraża całej Camarilli? Co jeżeli Książe Anna otrzymała ode mnie polecenie rozwiązania sprawy raz na zawsze? Jak to z tobą jest mała Ventrue?
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ani twarz, ani postawa Hafsy nie zdradzały żadnych emocji. Było to wręcz przytłaczające. A do Cath dotarło, że być może za chwile okaże się, że najbliższej sojusznicze Królowej pokazała się ze strony donosicielki.

- Książe jest ponad mną, Archont jest ponad Księciem. Jeżeli Valerius zagraża Camarilli, jeżeli księżna Anna otrzymała polecenie rozwiązania sprawy raz na zawsze to, niezależnie czy taka decyzja by mi się podobała czy nie, nie posiadam wiedzy ani mądrości Archonta. - miała wrażenie, że z każdym słowem tylko coraz bardziej się pogrąża. - Nadal nie będzie mi się to podobało, ale uznam że istnieją przyczyny poza moim rozumieniem. Nauczę się mojej lekcji. Na przyszłość postaram się za wszelką cenę nie słyszeć niepokojących informacji i nie powiem nigdy nikomu nic o tym co kryje się pod mrokami tej nocy.

- Co więc mi po takim informatorze? Który nie chce nic słyszeć? I niczego mi nigdy nie powie? - Na twarzy Hafsy pojawił się uśmiech, a Cath poczuła się jak upolowana mysz, którą kot bawił się przed pożarciem.
- Bo jak sama się Pani przekonałaś potrafię wiele usłyszeć. Uważam że to zaleta. Jednak umiejętność nie słyszenia jest moim zdaniem równie wartościowa. Nie mówiąc już o umiejętności trzymania języka za zębami. - modliła się aby Hafsa na chwilę chociaż oderwała od niej spojrzenie.
- Czyimi rękami Anna chce dokonać tego działania? - powiedziała w końcu zmieniając temat Hafsa, a Catherinę zaczęła uderzać myśl, że być może stwierdzenie o zleceniu zamachu przez Archonta było podpuchą? Być może właśnie zaczynało się śledztwo, a każde jej słowo mogło być wyrokiem śmierci. Prawdziwej Śmierci.
Poczuła suchość w gardle. Czuła narastający ból wbijających się w jej skórę paznokci. Anna była jej obojętna ale nie chciała zaszkodzić swoim towarzyszom. Jedna część jej natury czuła potrzebę przyjrzenia się reakcji Hafsy, druga bała się nawet podnieść wzrok.
Cisza ją osądzała, cisza ją bolała, czuła że musi coś odpowiedzieć.

- Grupy wampirów - zamilkła na chwilę - oni dostali rozkaz od samego Księcia, należy być posłusznym takim rozkazom, jeżeli chce się żyć w jego dominium - znowu zawahała się na chwilę - jeśli chcesz Pani mogę spróbować się z nimi skontaktować, dowiedzieć się czy kości zostały już rzucone, może uda się jeszcze rzecz zatrzymać jeśli taka byłaby Twa wola. … - znów na chwile zamilkła. Musiała powiedzieć coś ważnego tylko nie wiedziała jak to zrobić. Przed oczyma na moment zrobiło jej się ciemno.
- Zrobię to Pani jeżeli dasz mi słowo, że ich nie ukarzesz niezależnie od tego czy rozkaz Księcia był czy nie był zgodny z wolą Archonta. - Ostatnie zdanie wyrzuciła szybko sama dziwiąc się swej własnej bezczelności.
Hafsa sięgnęła do maleńkiej torebki odwracając wzrok od Cath. Wyjęła niewielki kartonik. Wizytówkę.
- Los Valeriusa jest już przypieczętowany. Ale chętnie przyjmę dowody działania Księcia Anny poza prawem. Skontaktuj się ze mną jeśli będziesz takie dowody mieć. I mówię o twardych dowodach, bo słowo młodego wampira przeciw słowu Księcia nic nie znaczy.

Cath sięgnęła po kartę wizytową dokładnie się jej przyglądając.
Na wizytówce był tylko numer telefonu. Nic więcej.
Ventrue skinęła głową.
- Pani dołożę wszelkich starań, abyś była ze mnie zadowolona - kręciło jej się w głowie, nie rozumiała dlaczego przeczucia nie składały się w spójną całość z tym co słyszała. To wszystko było takie konfundujące. Musiała wszystko przemyśleć na spokojnie. Spojrzała dyskretnie na Archonta mając nadzieję, że niedługo zostanie odprawiona.
Hafsa zmierzyła ją wzrokiem.
- Coś jeszcze?
W milczeniu pokręciła głową, po czym skłoniwszy się przed Archontem, oddaliła się, starając się iść nieśpiesznie, tak aby nikt postronny nie poznał jak bardzo chce uciec z tego miejsca.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 28-05-2021 o 14:20.
Wisienki jest offline  
Stary 29-05-2021, 20:39   #262
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Koniec przejażdżki Lordzie. - powiedział Yusuf gasząc silnik samochodu.
- Tutaj się rozstajemy, w pobliżu nie powinno być ani jednej kamery. - dodał i wysiadł z pojazdu. Poczekał aż Valerius i jego ghule również wysiądą, po czym sięgnął ku wiszącej u pasa menażce którą zabrał wcześniej z zbrojowni Anny. Podał ją Valeriusowi, po czym to samo uczynił z bagnetem, rękojeścią do przodu. Ten przyjął przedmioty.
- Jedna jednostka krwi i lokalizacja Pieczęci Lordzie. Jeśli nie chcesz zamienić słów z moimi towarzyszami to tutaj się pożegnamy.

Valerius przyglądał się intensywnie drugiemu pojazdowi z którego jeszcze nikt nie wyszedł.
- Lokalizacja pieczęci jest gwarantem mojego bezpieczeństwa. Zadzwonię do ciebie z lokalizacją jak odejdę na bezpieczną odległość.
- Nie mam telefonu Valeriusie. I szczerze mówiąc gdyby w moich planach była twoja śmierć już byś nie żył. Albo ja. -
odparł Yusuf.
- Jack. - zwrócił się Valerius do ghula, a ten natychmiast wyjął swój telefon, podając go Yusufowi - W pełni ufam tobie Yusufie, jako Głosowi i Sędziemu. Ale pozostałym nie. - wyjaśnił i spojrzał niechętnie na bagnet i naczynie w jego dłoniach. Ewidentnie nie chciał oddawać nawet kropli krwi, wiedząc co mógł z nią zrobić mag.

Z oporem naciął nadgarstek i wylał dość krwi do naczynia by była użyteczna w ewentualnych rytuałach. Yusuf z prawdziwym podziwem patrzył na absolutny brak reakcji ghuli. Krew pana była dla nich jak najpotężniejszy narkotyk, kokaina połączona z heroiną, domieszką czystej potęgi i zalana niepohamowaną ekstazą, a ci patrzyli na ten życiodajny płyn bez mrugnięcia okiem. W końcu Valerius zahamował upływ swojej krwi i oddał naczynie Yusufowi.

Kainita przyjął je z ledwo zauważalnym drżeniem rąk. W przeciwieństwie do ghuli on nie był tak odporny na widok płynącej wampirzej Vitae. Chciał się rzucić na Valeriusa, rozedrzeć jego gardło i chłeptać jego gęstą potęgą krew, tańczyć w energii kogoś kto stąpał po ziemi zanim Yusuf narodził się jako śmiertelnik. Ale wiedział że nie miał do niej żadnego prawa. Wyrok zapadł i głosił że Valerius ma odejść żywy. Przyjmowanie krwi winnych było swego rodzaju rytuałem, świętym prawem i obowiązkiem Sędziego. Nadużycie tego prawa zmieniłoby go w zwierzę, niegodne szlachetnego tytułu który nosił.

- Przepraszam. - powiedział półgłosem i upewnił się że pojemnik jest szczelnie zakręcony - Klątwa mego klanu jest we mnie szczególnie silna, wampirza krew jest dla mnie wyjątkową pokusą. - Yusuf obrócił się i ruszył w kierunku samochodu w którym czekali pozostali heroldzi.

- Sugeruję odejść pieszo. Samochód jest zaminowany, wysadzimy go w ramach przykrywki. Powodzenia… i mam nadzieję że los oszczędzi nam ponownego spotkania Lordzie.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 03-06-2021, 14:36   #263
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QYh6mYIJG2Y[/MEDIA]

Qwerty czuł się niezręcznie podczas długiej rozmowy Yusufa z Valeriusem. Najchętniej uczestniczyłby w niej, gdyby nie to, jak bardzo niebezpieczne to było na wiele różnych sposobów. Uiop wolał grać ostrożnie. Siedział na tyle samochodu, ściskając zapalnik. Poniekąd czuł dziecięcy, irracjonalny żal, że najwyraźniej nie będzie mu dane wcisnąć przycisku. Może jak wszyscy opuszczą pojazd, tak dla zatuszowania układów z Valeriusem. Ale to nie będzie to samo.
„Kiedy zrobiłeś się taki krwiożerczy, Qwerty?”, pomyślał Uiop. „Czy nie za bardzo próbujesz nadążyć za kainickimi intrygami? Czy nie istnieje ryzyko, że z biegiem czasu staniesz się najgorszy z nich wszystkich?”
Ależ istniało. Ale Uiop już się tym zajął poprzez rozmowę z Sędzią. Kazał mu powstrzymać go, gdyby zamierzał zrobić coś szczególnie złego. Qwerty był zawsze trzy kroki do przodu, nawet w walce z samym sobą. Ale w tym przypadku faktycznie nie należało nikogo pozbawiać życia. Należało wykorzystać. Yusuf był poplecznikiem od początku. Natomiast Valerius? Chcieli zwrócić mu życie. Czy naprawdę uzyskali za to wystarczającą zapłatę? Banu Haqim był sprawiedliwy, ale w życiu nie chodziło o honor, a ustawienie się tak, aby można było przeżyć i osiągnąć swoje cele.

– To na pewno ghule – rzekł Qwerty. – Ale nawet poza tym... mają dziwny poblask. Zobaczyłem go od razu, kiedy wyszły z tego budynku. Może są obiektem jakiegoś rytuału? Albo ich ciała zostały wzmocnione w jakiś inny sposób, nie tylko poprzez krew. Nie widziałem niczego takiego wokół ludzi... praktycznie nigdy. Ale wokół Tremere... już może tak. Podobne aury były wokół przedstawicieli tych klanów, którzy przez magię wzmacniali swoją krew. Podsumowując, to mogą być lepsi ochroniarze, niż nam się z początku wydawało. Droga dyplomacji... dobrze, że właśnie ją podjęliśmy – mruknął Uiop. Ni to do siebie, ni to do pozostałych.

Wcześniej w trakcie rozmowy Malkavian powołał się na kolejną moc Auspexu. Musiał się w nim dość dobrze odnajdywać, gdyż nawet nie uczyniło go to głodnym. To była bardzo przydatna Dyscyplina. Zwłaszcza w świecie, w którym było tak wiele tajemnic i nigdy nie dość odpowiedzi.

Cytat:
Qwerty ujrzał, jak Valerius rozmawiał z nimi przez telefon. Podawał dokładny adres mieszkania królowej. Jak we śnie Uiop miał przeświadczenie, że zapamiętał adres... ale faktycznie nie umiał go powtórzyć. Niestety.

Inna scena. Qwerty stał przed królową. Podał jej sygnet. Ona oddała mu w zamian złożoną kartkę. Rozwinął ją i spojrzał na jej zawartość. Skinął głową, widząc adres podany wcześniej przez Valeriusa i... ośmiocyfrowy kod do sejfu z pieczęcią. O tym Valerius nie wspomniał...

Następna migawka. Qwerty stał w czymś, co wyglądało jak Panic Room. Znajdował się przed sejfem. Kod się zgadzał. Poza pieczęcią w sejfie są jakieś dokumenty, ale to nie ma znaczenia. Delikatne pulsowanie magicznej aury przypominało Mitrę. Qwerty sięgnął pieczęć i pewny co do jej oryginalności już wiedział, gdzie ją zakopie...
Przekrwione oczy widziały więcej. Zwłaszcza, kiedy Vitae było gęstsze i bardziej magiczne od zwykłej ludzkiej krwi. Uiop dowiedział się kilku różnych rzeczy. Po pierwsze, Valeriusowi poniekąd można było zaufać przynajmniej w tym sensie, że podał faktyczny, dobry adres pieczęci. Z drugiej strony brakowało kodu. Ten posiadała Anna. Wszystko wyglądało na to, że nabierze się i rzeczywiście uzna sam sygnet za dowód śmierci swojego Stwórcy.

– To będzie dobry adres. Adres od Valeriusa. Poda go dopiero przez telefon. Faktycznie znajdziemy tam pieczęć, ale w sejfie. Nie mamy kodu do sejfu. Albo będziemy musieli go otworzyć mimo to na miejscu, albo też ukraść cały sejf. Mam nadzieję, że Whiliam jest faktycznie taki silny na jakiego wygląda – Qwerty uśmiechnął się półgębkiem. – Kiedy już ukradniemy pieczęć lub opakowanie, w którym się znajduje, wrócimy z sygnetem do Anny. Ona nam odda adres i kod. Może wyśle z nami Scarlett lub kogoś innego. Dojedziemy na miejsce, ale pieczęci już rzecz jasna nie będzie. Oburzymy się. Jeśli będzie trzeba, to postraszymy ją nagraniem. I wyłudzimy duże ilości pieniędzy w ramach rekompensaty – rzekł Qwerty. – Nie wiem, do czego wy przywykliście, ale mi naprawdę nie jest do twarzy z ubóstwem. Od samego początku nie miałem dobrej korony na głowie. Na dodatek kończą nam się środki nawet na hotele. Pieniądze są często niedoceniane przez Spokrewnionych. Są jednak potęgą bez względu na to, czy twoje serce bije, czy też nie.

Qwerty westchnął ciężko.
– Wpierw jednak muszę wyjść i zamienić z nim kilka słów.


Uiop zostawił Gangrelowi zapalnik i skierował się w stronę Valeriusa. Wolał go dorwać, zanim zniknie w mroku nocy. To był ważny Kainita. Blisko Mitry. Stał wysoko w kulcie.

– Valeriusie – Qwerty skłonił się wytwornie. Może nawet zbyt wytwornie. Na pewno teatralnie. – Jaka to radość spotkać cię w noc taką jak ta! Czerń nieboskłonu jest tu tak intensywna, że aż ciężko uwierzyć, że niedaleko znajduje się Londyn. Miasto wypełnione światłem. Pełne ludzi. A wiadomo, gdzie śmiertelnicy, tam również Spokrewnieni. Cała ich konstelacja, układy, intrygi, knowania... – Qwerty machnął ręką i skrzywił się. – Brzydzę się tym! Jakże tęsknię za czasami, kiedy świat był prostszy, a człowiek mógł być człowiekowi... człowiekiem. Nie wilkiem. Obawiam się jednak, że minęły bezpowrotnie. Gdyby nie moja lojalność względem obecnej tu koterii, najpewniej dołączyłbym do ciebie.

Uiop zbliżał się i czuł, że ghule wydawały się coraz bardziej niespokojne. Oczywiście, Qwerty wyszedł nieuzbrojony. Jednak zdawał się zbyt spokojny i elokwentny, co kompletnie nie pasowało do takiego otoczenia. Prędzej do balu, który miał miejsce daleko stąd.

– Ach, jakże miłoby oddalić się od tego całego zgiełku. Pozwiedzać nieco świata u boku tak wspaniałej persony jak ty, Valeriusie. Muszę przyznać, że jeszcze kilka sekund i wręcz poczuję się urażony, że nie chcesz wziąć mnie z sobą na wspaniałą przygodę – powiedział Uiop żartobliwym tonem. Rozmawiał z Ventrue tak, jak gdyby byli starymi przyjaciółmi, choć właściwie Qwerty widział go pierwszy raz na oczy. Jak mu się zdawało w każdym razie. – Jestem przekonany, że o naszych wspólnych wojażach bardowie mogliby ułożyć pieśni. Każda opowieść potrzebuje dobrych bohaterów, a jak mniemam, obydwoje nadalibyśmy się na dwóch najlepszych aktorów w teatrze zwanym życiem. Niestety muszę cię zasmucić.

Uiop spuścił wzrok i faktycznie przyjął grobową twarz.
– Nie mogę przyjąć twojej propozycji. Nie mogę opuścić Londynu z tobą. Nalegałbym, żebyś został ze mną... skoro ja nie mogę dołączyć do ciebie... Ale czasami po prostu nie da się uzyskać szczęśliwego zakończenia. Niekiedy należy po prostu zadowolić się tym, co mamy. Cieszyć się z tego. Zostało nam pewnie tylko kilka wspólnych minut, Valeriusie. Chciałbym więc wykorzystać je najlepiej, jak to tylko możliwe.

Qwerty nawet nie planował tego, ale zabrzmiało to trochę uwodzicielsko. Poprawił swój garnitur i przeczesał gęste włosy. Uśmiechnął się do Ventrue i zbliżył się jeszcze bardziej. Musiał pozostawić cały swój strach w samochodzie. Jeśli już z niego wyszedł, to musiał odgrywać pełną pewność siebie. Nie wierzył w półśrodki. A na pewno nie sądził, że ludzie, którzy się liczyli i do czegoś doszli, gustowali w wahaniu lub niepewności. Woleli spotkać ludzi o pewnym charakterze. Nijakość nigdy nie należała do zalet.

– Valeriusie – powiedział Qwerty.
Wyciągnął w jego stronę rękę.
– Uściśnij moją dłoń. Tak jak członek kultu Mitry uścisnąłby drugiemu jej przedstawicielowi. Wciąż wierzę w twój honor i wartości, nawet pomimo tych okropnych pogłosek związanych z upadkiem naszego Boga. Jesteśmy braćmi. A bracia powinni się wspierać. Oczywiście, zaoferowałeś, że podasz nam kiedyś... może... przez telefon... adres pieczęci. W zamian za swoje życie. Ale czy nie sądzisz, że się nie doceniasz? Czy naprawdę jeden z wielu artefaktów będących cząstką Mitry mógłby być na równi całej twojej osoby? Nie wydaje mi się, Valeriusie. Jesteś kimś, z kim należy się liczyć. Zachowuj się więc tak.

Uiop czekał, aż Valerius uściśnie jego dłoń. Gdyby tak się stało, zamierzał położyć na niej drugą. Niekomfortowa bliskość miała do siebie to, że była... niekomfortowa. I ludzie woleli ją przerwać. Na przykład odpowiadając na wszystkie pytania i uciekając.
– Byłeś i jesteś ważną osobą w kulcie Mitry. Znasz wiele sekretów. Podziel się nimi z nami. Nikomu nie powiemy...
Uiop uśmiechnął się urokliwie i dotknął płatka swojego ucha. Jak gdyby Valerius właśnie teraz miał się nachylić i zacząć zdradzać tajemnice.
– Jak to możliwe, że nie pamiętaliśmy, kim jesteśmy? Co dokładnie stało się z kultem? Jaką rolę pełni w dzisiejszych nocach? Pater Thomas... kim on naprawdę jest? Dlaczego usuwasz się w cień tak naprawdę? Z jakiego powodu Anna naprawdę cię nienawidzi? Jesteś skarbnicą wiedzy. Wiedza to potęga. Jeszcze większą są przyjaciele. Ufam, że nimi jesteśmy, Valeriusie...

Serce Qwerty’ego biłoby bardzo szybko, gdyby mogło. To było takie męczące. Udawanie, że było się kimś znacznie więcej niż w rzeczywistości. Liczył na to, że Ventrue w to uwierzy.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 03-06-2021 o 17:12.
Ombrose jest offline  
Stary 03-06-2021, 19:55   #264
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon milczał, myślał. Kwestią tylko i wyłącznie czasu było to kiedy trafi na jakąś krwawą listę. Powoli zaczął składać kawałki w całość. W końcu postanowił podzielić się myślami z resztą.

-Anna tak generalnie jest stosunkowo młodym wampirem. A została królową Londynu po zabójstwie Mitry. To nie jest przypadek, ktoś musiał wynieść ją na tę godność i podejrzewam, że to w zamian za wyeliminowanie niewygodnego wampira jakim był Mitra. – Spoon zrobił pauzę.

-Tak… teraz jak o tym myślę, to mogła być to Camarilla. Co znaczy, że mamy... przejebane.

Bruhja słuchał planu malkaviana. W końcu się wtrącił.

-Querty jeśli widzisz przyszłość i Anna pomimo moich złych przeczuć po prostu powie gdzie jest pieczęć Mitry to nie ma sensu jej wykradać. Bo jedynymi osobami, które mogły wiedzieć o pieczęci są Anna i Valerius, który przecież nie żyje, bo sami go zabiliśmy. Ja już bym nie kombinował, bo nawet nie wiem co bym zrobił jakby ten sejf był wkuty w ścianę. I w żadnym wypadku nie szantażował bym Anny. To niepotrzebne dolewani oliwy do ognia. A ja chce odwlec krwawe łowy na moją osobę najbardziej w czasie jak tylko się da. I tak, wiem, że brak gotówki cię irytuje… Ale czasem są w życiu… - Querty wybieg z wozu za Valeriusem.

-Inne priorytety... – dokończył Spoon i potarł włosy charakterystycznym dla niego nerwowym gestem.

-Dobra. Nie czuję żebym był tu teraz potrzebny. Chcę poznać lokalizację Brusilli przed następną nocą, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku jak już wszyscy będą na mnie polować. Na tym chcę się teraz skupić.
 
Rot jest offline  
Stary 08-06-2021, 12:25   #265
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Cath szła szybkim, może nawet odrobinę zbyt szybkim krokiem. Całym wysiłkiem woli starała się nie rozpłakać, nie uciec z przeklętego miejsca, nie zrobić z siebie jeszcze większego pośmiewiska. Czuła ciepło krwi zbierającej jej się pod powiekami. By powstrzymać łzy zagryzła wargę od wewnętrznej strony ust. Bolało, ale ten ból przynajmniej mogła kontrolować.

Przed oczami cały czas widziała twarz Hafsy.

Nie rozumiała tego co przed chwilą się tu wydarzyło, jak ona, członkini klanu Królów mogła się do tego stopnia stracić rozum, zdrowy rozsądek, umiejętność racjonalnej dysputy, poczucie własnej godności. Jak mógł ją ogarnąć tak paraliżujący lęk... Archont na usługach Anny jak mogło jej coś takiego w ogóle przyjść do głowy. To było nieracjonalne. Jej zachowanie było nieracjonalne, dziecinne a wręcz głupie. Nic dziwnego, że Hafsa mówiła do niej "Dziecko", "Młoda Ventrue". Zacisnęła mocno pięści, z bezsilności. Starała się utrzymać za wszelką cenę kamienną twarz.

Szła a zapach Vitae drażnił jej rozdygotane zmysły. Zapach ulubionego rodzaju ofiary przyciągał ją do siebie. Podeszła do młodego człowieka, którego fryzura, zadbana cera i dumna postawa tak dobitnie wskazywała na jego pozycję społeczną, że nie musiała spoglądać nawet na nonszalancko założone ubranie z świetnej angielskiej wełny z domieszką jedwabiu. Otarła się o niego delikatnie szukając miejsca w którym zielonkawa żyłka delikatnie pulsowała na jego szyi. Dopadła do niego niczym w brutalnym pocałunku. Jej ręce błąkały się po jego ciele. Czuła jak jej ciało rozgrzewa się pod wpływem Vitae. Pociągnęła dwa lub trzy razy po czym delikatnie zalizała rankę nie dopuszczając by nawet kropla krwi się zmarnowała.
- musimy to kiedyś powtórzyć - szepnęła mu do ucha uwodzicielsko zachrypniętym głosem jednocześnie ściskając jego lewy pośladek. Miała trochę poczucia winy, że zaspokoiła się tak szybko, ale przekąska dobrze jej zrobiła gdyż szła do wyjścia już prawie zupełnie spokojna. Owszem pokazała się przed Archontką jak by była słaba jak kocie, ale niedocenianie jej osoby w pewnych okolicznościach może również okazać się korzystne w dłuższej perspektywie.

Gdy była już w szatni odebrała swój płaszcz i obudziła Hellogoogla. Próbowała zadzwonić do Uiopa, ale uprzejmy głos w słuchawce wyjaśnił, jej że rozmówca jest poza zasięgiem sieci.

Zaklęła pod nosem i zaczęła szykować się do wyjścia z imprezy. Czuła, że świeże powietrze dobrze jej zrobi.



 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 08-06-2021 o 16:06.
Wisienki jest offline  
Stary 08-06-2021, 13:54   #266
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Plan Qwertego nie był w istocie zły, ale miał swój słaby punkt, a był nim nikt inny jak sama księżna Anne. Może gdyby chcieli wykręcić taki wał komuś innemu, to przyklasnąłby Malkavowi i wziął się się do roboty. Mówi się, że podobno "honey catches more flies than vinegar"*, ale Sir Uiop chyba nie należał do tych, którzy temu powiedzeniu hołdowali. A Tony do tych właśnie należał i może dlatego jeszcze żył. Nie to żeby był bezkonfliktowym gościem i oportunistą, ale sam głowy w pętlę wkładać nie lubił i podzielał opinię Spoona, odradzającego szantażowanie księżnej, która miała na tyle władzy, że mogła heroldów po prostu usunąć pod byle pretekstem, nawet takim, że ośmielili się jej zwrócić na cokolwiek uwagę. Poza tym mieli na sumieniu śmierć Valeriusa i wyglądało, że to królowa miała na nich haka, a nie oni na nią. Bo nim prawda wyszła by na jaw, już by zostali zdiabolizowani przez żądną krwawych łowów tłuszczę.

- I agree mate! - przytaknął Spoonowi i postawił się Qwertemu nim ten wyszedł z auta: - Nie ma co fikać do Anne, więcej zyskamy najszybciej wypełniając nasze zadanie, niż ryzykując coraz większe kłopoty. Nic będzie po nas jak Anne wyda na nas Krwawe Łowy z byle powodu. Wszyscy to wiedzieliśmy, królowa boi się Mitry, więc sprowadźmy naszego Pana z powrotem, a nie bawmy się w niepotrzebne gierki. Tym zajmie się Mithras jeśli wróci do nas.

Uiop wyszedł i zasypał Vatysiącletniego kainitę pytaniami. Castelli siedział w aucie nasłuchując i miał nadzieję, że Valerius, jeśli zgodzi się odpowiedzieć, to udzieli prawdziwych odpowiedzi. A co w ogóle znaczyła prawda, była przecież relatywna. Ventrue mógł mówić prawdę i tylko prawdę, ale jak mogło się to mieć do faktów?

- We will see... - pomyślał.

* w takim wolnym tłumaczeniu pokorne cielę dwie matki ssie.

 
8art jest offline  
Stary 09-06-2021, 14:43   #267
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Valerius w pierwszej chwili bardzo swobodnie podszedł do Malkavianina w mundurze. Za to Jack i Diana niemal natychmiast się napięli. Diana poprawiła palec na spuście strzelby. Potrzebowała kilku sekund, żeby się ponownie rozluźnić, ale nawet wtedy nie spuszczała oczu z kabury na biodrze Uiopa.

W końcu cisza zaczęła się przedłużać.
- Qwerty. Wyrocznia - na ustach wojownika pojawił się uśmiech - Z wielką chęcią odpowiem na twoje pytania. Zadzwońcie do mnie za pół godziny. I nie traćmy już czasu. Skoro nie mam samochodu, to potrzebuję go nieco więcej.

W końcu się rozstali. Valerius odszedł wraz ze swoją ochroną. Gdyby nie strzelba w dłoniach Diany to pewnie wyglądaliby jak zupełnie zwyczajni podróżni. Zwłaszcza ze względu na niewielką walizkę jaką Ventrue zabrał z bagażnika.

Minęło dziesięć minut.
Jednak nie zdecydowali się nagrać wybuchu. Trzeba byłoby osmolić sygnet, wrzucić jakieś kukły… za dużo zachodu.

Auto wyleciało w powietrze, a Tony ruszył drugim SUVem do Shard. Zadanie wykonane. Mieli już wszystko. Teraz przyszło im tylko zabrać pieczęć. Bez wypadu do lokum Anny. Bez wyrywania sejfów ze ścian. Mieli wszystko pod kontrolą.

Yusuf wybrał z telefonu wpis: “Lord Valerius”

- Cieszę się, że dzwonicie - w tle było słychać szum auta. Najwyraźniej były seneszel już zorganizował środek transportu.
- Qwerty myślałem o tym o co pytałeś. Pater Thomas. Ostatni Pater kultu. Nawet Arwyn już się tak nie tytułuje. Młode wampiry nie wiedzą kim jest. Nie znają go. Zresztą… dla wszystkich lepiej wierzyć w to, że Roger de Camden z klanu Kapadocjan nie żyje. Bo gdyby okazało się, że jedyna osoba, która była z Mitrą w magazynie amunicji przetrwała po dziś dzień, to zbyt wiele osób zaczęłoby snuć domysły. Bo skoro kultysta przeżył, to jak mógł zginąć Bóg? Roger stworzył rytuał. On go wykonał. On zadbał o nasze i wasze wspomnienia. Powiedzmi Qwerty, zdarzyło wam się już może mieć wspomnienia co do których jesteście pewni, że nie są wasze? Zapytajcie o to de Worde. On był jego uczniem. Mistykiem. Albo Sri Sansę. On jest Tremerem. Tymczasem życzę wam powodzenia. Tobie Sędzio dziękuję. Teraz bywajcie. Wyrzucę ten telefon.

Jakby na potwierdzenie tych słów telefon ucichł.

Czterdzieści minut później wjeżdżali od tyłu na podziemny parking. W tej części nadal nie było aut. Prawdopodobnie dlatego, że przy wjeździe był szlaban i ochroniarz z Synodexioi.

Tony zaparkował. Karta otworzyła drzwi do windy. Gdy ta się otworzyła na 66 piętrze Shard ich oczom ukazała się Anna stojąca i wpatrująca się w przestrzeń nad rzeką. Teatralnie westchnęła odwracając się w stronę Heroldów.

- A więc się dokonało. Pokażcie film.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 09-06-2021, 15:32   #268
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Nie mieliśmy możliwości go nagrać. Doszło do... komplikacji. - odparł na żądanie Anny Yusuf. Podszedł do niej i podał jej sygnet Valeriusa. Nie chciał przedłużać z nią rozmowy, tym bardziej że miał trudną do pohamowania potrzebę rzucenia się na nią i wyprucia z niej flaków. Ukarania jej za grzech którego się dopuściła. Ale wiedział że ma na to marne szanse, w samym centrum jej władzy, a pozostali Heroldzi... Czuł że nie mógł na nich liczyć. Ale wiedział że Anna nie ucieknie. Wskrzesi Mitrę, potem wypruje z niej wnętrzności, a na końcu wypije jej Krew, gęstą od Vitae skradzionej bezprawnie innym wampirom. Yusufa skręcało na samą myśl o grzechach które musiały tańczyć jej żyłach.

Przez ułamek sekundy próbował przywołać na twarz uśmiech, ale szybko zrezygnował.
- Wywiązaliśmy się z naszej połowy umowy, teraz pora na ciebie Królowo.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 09-06-2021, 19:49   #269
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty’ego trafiał szlag od momentu, kiedy wysiadł z samochodu przed spotkaniem z Valeriusem. Jednak odezwał się do pozostałych Heroldów dopiero w drodze do Bowsley. Był wtedy wciąż wściekły z powodu tego, jak Ventrue go spławił. Nie powiedział kompletnie nic i kazał czekać na telefon. Zupełnie jak podwładnemu. Uiop poczuł się jak gdyby szukał pracy i poszedł do pracodawcy, a ten po rozmowie kwalifikacyjnej kazał mu czekać na odpowiedź.

Dlaczego całe życie był pod butem Ventrue? To mu się bardzo nie podobało. I może z tego powodu jego słowa w samochodzie nie były zbyt miłe. Kierował je do pozostałych Heroldów. Oczywiście, że szanował ich. Ale nie pozostało w nim zbyt wiele samokontroli.
– Super – rzekł i uśmiechnął się. Zaśmiał się. – Heroldowie Słońca? To piękna nazwa. Ale chyba nie pasuje do nas. Od tego momentu będę nas nazywać w myślach Dziweczkami Anny. Bo w końcu czy jesteśmy czymś innym? Jak zapracujemy na inne miano, to może wtedy nas przemianuję.

Qwerty i pozostałe Dziweczki ruszyły w stronę Shard, gdzie miała czekać na nie Bowsley.
– I żebyście nie zapomnieli o tym, że jesteśmy bankrutami. Jeśli tak łatwo zdyskredytowaliście mój plan, to mam nadzieję, że zapewnicie nam środki w jakiś inny sposób – powiedział Uiop. – Będę czekał. Bo chyba jesteśmy bezdomni. Nie wiem, gdzie spędzimy kolejną noc. Proszę, jakikolwiek plan. Chcę usłyszeć cokolwiek. Chociażby opowieść o dronie, który wykradnie dla nas funty. Cokolwiek. Uta miał chociaż tyle. Czekam na wasze plany. Tony, Spoon. Mówcie.

Po konfrontacji z Valeriusem część napięcia zeszła z Uiopa. Zdziwił się, kiedy Ventrue faktycznie zadzwonił. To było cholernie nieprawdopodobne. Nie miał żadnego powodu, aby to zrobić. Na serio. Gdyby nigdy nie odezwał się do nich, to nie mogliby mu w żaden sposób zaszkodzić. Byli jedynie na jego łasce. I zdecydował się szczęśliwie wykonać do nich telefon, choć kompletnie nie musiał. Może Banu Haqim posiadał nieco jego krwi, ale pewnie nie będzie to miało wielkiego znaczenia, gdy Valerius zacznie wygrzewać się na Sri Lance.
– Dziękuję, mój drogi – rzekł Malkavian, kiedy Ventrue skończył mówić.
Jedynym wnioskiem było to, że de Camden i Sri Sansa posiadali wiedzę i należało z nimi pogadać.
– Wiem, że chyba jeden z nich klaskał do moich słów. Może udało mi się mu przypodobać. Ale nie powiem, co dalej z tym zrobię, bo a nuż mnie zablokujecie, nie wnosząc nic w zamian.

Tak, Qwerty był salty.
Obecnie wierzył głównie w Catherine. Miał nadzieję, że udało jej się coś osiągnąć na balu. Potrzebował jakichś postępów i jakichś zysków. Na razie jedynie puścili Valeriusa w zamian za jego sygnet... a poza tym to nic.

Uiop uśmiechał się niczym lalka ze sklepu, kiedy Bowsley zapytała ich o nagranie śmierci Ventrue. Po części miał nadzieję na to, że ogarnie, iż wcale jej Stwórca nie został zabity. Qwerty również pragnął jego śmierci. Pozostałe Dziweczki Anny zaczęły go irytować i nie miał ochoty korzystać z kwiecistego języka, aby ratować sytuację.

Powiedział tylko tyle... Nachylił się nad stołem i nieco wysunął żuchwę. Nawiązał kontakt wzrokowy z Królową. A ona w jego oczach ujrzała Kainitę, który nie miał nic do stracenia.
– Nie było mowy o filmie – zachrypiał. – Była mowa tylko o sygnecie. Zastanów się, Królowo – powiedział dziwnie lekkim i słodkim tonem. – Czy naprawdę nie było tak? – zaszczebiotał.

Bez wątpienia brzmiał jak ktoś na granicy psychicznego karambolu.

Uiop miał ochotę wgryźć się zębami w jakąś miękką, żywą tkankę. Pełną krwi i sił witalnych. Następnie sprawić, aby kły penetrowały tak głęboko, jak to tylko możliwe. W końcu przesunąć szyją w bok, odgryźć kawał gorącego mięsa. Poczuł gasnący pod nim płomień. Następnie pragnął wzniecić jeszcze więcej. Chciał wybuchu. Jak Guy Fawkes piątego listopada. Chciał zobaczyć, jak wszystko płonie i ginie. Vitae wrzało w żyłach Malkaviana. Był jedną wielką frustracją.

Kiedyś był Heroldem. Doradcą Księciów. Sprawiał, że domeny upadały, a inne wzrastały w siłę. Budował potęgę Mitry razem z Najwyższym Słońcem. Teraz został sprowadzony do roli Dziweczki Anny. Podrzędnej Kainitki. Oczywiście, liczącej się. Jednak niegdyś Qwerty tak bardzo szczycił się pełnieniem ważnej roli na dworze Metuzalema. Nawet w Paryżu mieli nad sobą tylko Villona! Kiedy ten szukał Heleny, ich Helena – Mitra – przewodził im. Wielka Brytania była na tak wyraźnym prowadzeniu. To było trochę stereotypowe, ten konflikt między dwoma państwami rozgorzały od czasów Napoleona, a może jeszcze wcześniej. Ale Qwerty’ego paraliżowała myśl, że Luwr najpewniej był w tej chwili silniejszy od Londynu. A on nigdy nie chciał należał do strony, która przegrywała.

Więc dołączył do Heroldów Słońca.
A teraz był Dziweczką Anny.
 
Ombrose jest offline  
Stary 14-06-2021, 14:50   #270
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Shard - 66 piętro.

Anna zmierzyła wzrokiem obu Heroldów. Obu.
Pokiwała głową i podeszła do biurka. Sięgnęła do biurka skąd wyjęła zdobioną papeterię. Zanotowała na niej adres i kod do sejfu. Qwerty widział tę scenę już drugi raz tego wieczoru. Przebiegała niemal identycznie, choć tym razem widział ją z miejsca w którym stał, a nie z boku.

Podała kartkę Malkavianinowi.
- Zechciejcie mi towarzyszyć na bal, chciałabym jeszcze coś powiedzieć.

Shard - zamknięty parking podziemny.

Heroldzi zostawili samochód na parkingu ruszając na piechotę do wyjścia. Minęli budkę ochrony, gdy szlaban się podniósł. Od strony miasta wjeżdżał kolejny SUV. W opuszczonej szybie po stronie pasażera Utemkeeus widział znajomą twarz. Nie pamiętał imienia, ale w eleganckim garniturze pod czerwonym krawatem na bal wjeżdżał właśnie Bicz Królowej Anny. Zabójca wampirów. Czy nie tylko oni mieli pracowitą noc?

Zanim szlaban opadł wjechał kolejny SUV z przyciemnionymi szybami.

Heroldzi mieli sporo do przejścia. Winda z podziemnego parkingu jechała jedynie do gabinetu królowej, a wyjazd był przewidziany dla samochodów, nie dla pieszych.

W końcu dotarli do wyjścia. Trzeba było zdecydować co dalej. Niecałe pięćdziesiąt metrów od nich, w koszu na śmieci była ukryta torba, a w niej broń długa dostarczona przez Tonego.

Na parkingu przy centrum handlowym znajdował się ich samochód.

W hallu Shard, przy windzie, w schowkach były ich telefony komórkowe.

Wystarczyło tylko tam dotrzeć i zabrać to co potrzebowali. Reszta nocy była ich. Tyle tylko, że coś było nie tak.

Utamkeeus uniósł nagle zaciśniętą pięść w wyuczonym geście, podczas gdy Tony niemal na niego wpadł. Na ulicy coś bardzo mocno nie grało i indianin wychwycił to natychmiast.

Na drugim końcu ulicy stał radiowóz. Jakieś trzysta metrów od nich. Wokół był kompletnie wyłączony ruch samochodowy. Radiowóz kierował samochody do objazdu. Tuż przy trzech Heroldach drugi radiowóz właśnie rozstawiał pomarańczowo-białe paliki. Spoon zagryzł zęby. Samochodem nie wyjadą bez staranowania palików. Będą musieli jechać dookoła.

Shard - 66 piętro

Królowa szła przodem. Poprawiła słuchawkę w uszach. Ściskała sygnet Valeriusa niczym talizman. Qwerty i Yusuf zostali poproszeni o zejście niżej, skąd mieli mieć lepszy widok na przemówienie Anny. Zostało im już tylko zjechać windą na dół, zabrać swoje rzeczy i wyjść po upragnioną nagrodę.

Anna zaczęła od podziękowań dla wszystkich przybyłych. Wyraziła wielkie zadowolenie z rozwoju Klubu Łowieckiego. Organizacji, która zrzeszała wampiry polujące na inne wampiry. Teraz Klub Łowiecki miał poświęcić się w całości poszukiwaniom Gwendolin Arwyn.

Qwerty był zmęczony. Miał dość mowy-trawy, która była tylko dla zebrania oklasków. Był zmęczony całą tą nocą. Nagle wyrwało go z letargu przeczucie czegoś złego… czegoś co wisiało w powietrzu. Spojrzał na Yusufa, lecz Sędzia zdawał się kompletnie nie przejmować tym czym Malkavianin.

Anna położyła dwa palce na słuchawce, jakby odbierając jakąś wiadomość.

- Jeszcze raz dziękuję wszystkim za przybycie - ukłoniła się delikatnie. Jeden z ghuli podał jej niewielki srebrny neseser, który zabrała i ruszyła do swojego biura.

Z głośników dobiegł głos Scarlet.

- Panie i Panowie właśnie otrzymaliśmy informację, że grupa policji próbuje się wedrzeć na nasze przyjęcie. Proszę o zachowanie spokoju. Królowa zapewnia ewakuację dla wszystkich swoich lojalnych poddanych. Właśnie od strony Tamizy nadlatują trzy helikoptery, które zapewnią bezpieczną ewakuację do Briminghton.

Rzeczywiście. Nad rzeką leciały jakieś helikoptery. I wyraźnie zbliżały się do Shard.

Tylko jakiś głos w czaszce Qwertego krzyczał: SHARD NIE MA LOTNISKA NA DACHU!! PRZECIEŻ PRZEGLĄDAŁEŚ PLANY!!

Ulica pod Shard. Jeden z zaułków.

Tony nauczony sztuczek prosto z ulicy nie wychylał się bardziej niż musiał.
Pod Shard podjechały ciężarówki wyglądające dokładnie jak te, które ich otoczyły w dokach.
Sześć. Sześć ciężarówek, z których jeden po drugim wybiegali policjanci. W ciężkich pancerzach, z bronią automatyczną. Słychać było strzały, gdy natrafili na ochronę Synodexioi. Tych pięciu ghuli przy drzwiach… tych samych, którzy pilnowali ich telefonów….
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172