Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2021, 19:39   #251
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Navaho tylko pokręcił ze zrezygnowaniem głową, słuchając wszystkich opinii kwestionujących jego plan. Żaden z Heroldów nie miał wojskowej przeszłości ani wyszkolenia, żaden z nich nigdy nie brał udziału w tego typu uderzeniach, a mimo tego mieli czelność go pouczać. Byli głupcami. Dalsza dyskusja nie miała sensu, zwłaszcza, że i tak dysponowali już ograniczoną ilością czasu. Utamukeeus przypomniał sobie, dlaczego przed letargiem preferował wykonywanie swoich obowiązków samemu. Jedno było pewne - to ostatnia noc, w której wszyscy Heroldzie są jeszcze razem.

Tę watahę czekało wyginięcie.

Bardziej niż na fiasko, jakie czekało ich dzisiaj z Valeriusem, indianin myślał o przygotowaniu się na następne noce. Głupotą byłoby nie wykorzystać nieograniczonego dostępu do tak bogato wyposażonej zbrojowni. Broń palna rozwinęła się jeszcze bardziej od ostatnich kilkudziesięciu lat, ale mechanizmy działania pozostawały te same. Navaho chwilę przebierał, aż w końcu zdecydował się na pistolet Desert Eagle, używany przez Polskie, Rosyjskie i Portugalskie oddziały specjalne, wraz z kaburą i dodatkowymi magazynkami do niego. Jako główną broń wybrał karabin automatyczny M16A4 z funkcją wyposażenia o dodatkowy celownik optyczny i rozstawienie na dwójnogu. Obie bronie umiejętnie sprawdził, zmierzył jak szybko się je przeładowuje, przymierzył do celowania, wyczuł wyważenie... Jednym słowem pełny profesjonalizm.

Wbrew pozorom jednak, ważniejsze niż sama broń była reszta wyposażenia, czysto logistycznego. Lornetka, kompas, staroświeckie już, papierowe mapy Londynu, dwie krótkofalówki, dobrze zorganizowany plecak by to wszystko pomieścić... Wisienką na torcie była kamizelka kuloodporna - nie wiadomo czy wziął ją z przyzwyczajenia, czy dla zachowania pozorów, ale Navaho wydawało się być czymś dziwnym, wychodzić na akcję bez niej. Podsumowując, bardziej wyglądało to w jego wykonaniu jak plądrowanie zbrojowni, niż korzystanie z gościnności królowej.

Przygotowany, obserwował chwilę wszystkich innych przed wyjściem. Zastanawiał się, których z nich już więcej nie zobaczy lub w najgorszym wariancie, czy to oni właśnie nie oglądają Klejnotu Wielkiej Rzeki po raz ostatni.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 23-05-2021, 15:03   #252
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wcześniej...


Szaleństwo Malkava wciąż buzowało w żyłach Qwerty’ego. Był świeżo po wygłoszonym przemówieniu. Aplauz go upił niczym najpyszniejszy trunek. Czy naprawdę wybrzmiał? A może go sobie uroił? Co było prawdą? Co kłamstwem i fałszem? Uiop nigdy tego nie wiedział. A teraz znajdował się w wyższym stanie skupienia. Zazwyczaj przypominał wodę. Płynął sobie spokojnie i potrafił dostosować do każdej sytuacji, wciskając się w każdą szczelinę i mknąc dalej. Niekiedy jednak smutek i niemoc dopadały go. Czasami też nienawiść. Zmieniał się wtedy w lód. Zimną, twardą skałę, która mogła zabić swoim chłodem. Obecnie jednak został podgrzany do stanu kłębiącej, niespokojnej pary. Buzował. Nie mógł znaleźć sobie miejsca.

Doszedł do wniosku, że musi uspokoić się gdzieś na uboczu. Trafić do jakiegoś pokoju, w którym mógłby ochłonąć. Shard był ogromnym budynkiem i Spokrewnieni dysponowali dużą przestrzenią na jego terenie. Qwerty wiedział, że gdzieś było pomieszczenie, w którym się uspokoi. Skoncentruje. Wróci do swojego własnego, zwyczajnego, ciekłego stanu skupienia. Miał nadzieję, że to wciąż było możliwe.

Ruszył w bok i wnet trafił w długi korytarz, na którym znajdował się cały szereg drzwi. Za jednymi usłyszał, jak mu się zdawało, Sędziego. Gdzieś dalej był Whiliam? Zdawało się, że inni Heroldzi również potrzebowali wytchnienia gdzieś na uboczu. Uiop szedł dalej, zastanawiając się, czy słychał ich teraz, czy może w przeszłości. A może w przyszłości? Jak wyglądała chronologia? Wypowiedziane przez nich słowa już wybrzmiały? A może dopiero wybrzmią? Czas był rzeczą bardzo względną. Qwerty’emu ciężko było się w nim połapać.

Połapał się jednak w jednej rzeczy. Jeden z ochroniarzy ruszył za nim.

To nie było wcale szczególnie zaskakujące. Uiop był na tyle samoświadomy, aby wiedzieć, iż wyglądał w tej chwili bardzo podejrzanie. Cały roztrzęsiony i nie mogący znaleźć sobie miejsca. A może to Anna wysłała tego strażnika po przemowie, którą wygłosił Qwerty? Czy miał go zabić? Po cichu usunąć? Istniała taka możliwość. Malkavian otworzył jedne z drzwi i wszedł do pokoju. Położył się na podłodze. Kiedy ochroniarz wszedł za nim, Uiop spojrzał na niego z dołu.


– Dzień dobry – powiedział Malkavian. – Przyszedłeś po mój scyzoryk? A dam ci go. Dlaczego by nie. Serce przeżute rozpaczą. Zero honoru. Mogę dać ci mój scyzoryk. Piękny, z rzeźbioną rękojeścią. Ale ty mi nie dasz swojej kury.

Qwerty obrócił się na brzuch, po czym wsparł na czworakach.
– Prawda? – zapytał. – Oczywiście, że nie. Nigdy nie było żadnej kury. Ale ja się nie dam oszukać. Nie znowu.

Ochroniarz przełknął ślinę. Skinął głową... po czym opuścił pokój. Może usłyszał walkę Yusufa z Adisą? Ona już się wydarzyła? Czy może teraz miała miejsce? Czas był rzeczą względną, ale to Qwerty już wiedział.

Nagle zamilkł. Usłyszał głos. Wyraźny, jak gdyby ktoś wypowiedział te słowa tuż przy jego uchu. To była jedna z jego Matek. Jedna z trzech wiedźm. Wygłaszała kolejne zdania. Przekazywała mu mądrość. Czy już zabiły jego bliźniaka? A może dopiero zabiją? Czas był rzeczą względną, wiadomo. Uiop został dopiero co Spokrewniony, ale i tak już go nauczały.

Cytat:
Ten, który na potęgę cudzą pracuje, sam ginie. Albowiem owa potęga wzrasta bądź jego dzielnością, bądź jego siłą; obie zaś one zarówno podejrzane się stają temu, który urósł w potęgę.
Bardzo rzadko wiedźmy nie mówiły rymami. Jeżeli z nich nie korzystały, to najpewniej kogoś cytowały. Mężczyznę, który je przemienił. One również kiedyś były zwykłymi kobietami, podobnie jak Qwerty. Nie urodziły się Trzema Wiedźmami. Zostały nimi stworzone.

Cytat:
Ten, kto ma władzę, nie musi nikogo za nic przepraszać.
– Ale władza to nie tylko piastowany urząd, Matko. To również informacje. Oraz dowody. Ale dziękuję ci – szepnął Qwerty. – Masz rację.
Wyciągnął telefon i zaczął się nim bawić. Szukał bardzo konkretnej aplikacji. Dyktafonu. Czas mógł być względny, jednak rozmowa z Księżną była dopiero przed nimi. Dobrze byłoby ją nagrać. Ten, kto ma władzę, nie musi nikogo za nic przepraszać. Na przykład za niedotrzymane tajemnice. Dlatego Qwerty również pragnął mieć władzę. Była konieczna do tego, aby Anna ich respektowała. Respektowała ich umowę.

Jaką umowę? Była jakaś umowa? Qwerty tego nie wiedział.
Czas był rzeczą chyba nawet zbyt względną...

Cytat:
Ludzie będą zawsze dla ciebie źli, jeżeli konieczność nie zmusi ich do tego, by byli dobrzy.
– Dlatego zmuszę ją, żeby była dobra dla nas. Kiedy już wypełnimy naszą część umowy, ona również będzie musiała dotrzymać słowa. Nie będzie tak, jak wtedy, gdy miałem sześć lat. Miałem mój ukochany scyzoryk. Mój tata wyrzeźbił rękojeść. Była w kształcie konika morskiego. Ostrze pozostawało zawsze tak ostre! Choć to może dlatego, bo nigdy go nie używałem. Bardzo kochałem ten scyzoryk. Aż nadszedł ten dzień. Bawiłem się z Alcottem, kiedy ten zaproponował zamianę. Ja mu dam scyzoryk, a on da mi swoją kurkę. Ukochaną kurkę. Ja chciałem mieć zawsze zwierzątko. Czułem się trochę samotny. Rzekł, że chce się wymienić. Ja mu dzisiaj dam scyzoryk, a on mi jutro zwierzątko. No bo go nie miał przy sobie. Natomiast ja scyzoryk posiadałem. Więc oddałem mu go. Ale on mi następnego dnia nie dał kurki. Straciłem wszystko przez moją naiwność. Dlatego zmieniłem się. Już w wieku sześciu lat znałem prawdę o ludziach. Odnosi się również do Spokrewnionych. Nie pozwolę na to, żebyśmy dali Annie scyzoryk jedynie za obietnicę kurki. Zmuszę ją do tego, aby to zwierzątko trafiło do naszych rąk.

Cytat:
Trzeba być księciem, by dobrze poznać naturę ludów, a trzeba należeć do ludu, by dobrze poznać naturę książąt.
– Dlatego zaraz wrócę do ludu. Ale chwilkę...

Szaleństwo pochłaniało Qwerty’ego. Dlatego też zrobił to, co mógłby uczynić tylko szaleniec. Wszedł w App Store i zaczął pobierać Dyktafon. Bez WiFi i megabajtów na koncie. Aplikacja się w końcu zainstalowała, jednak wnet przyszedł SMS od operatora. Każdy kilobajt kosztował krocie i Uiop był winny dwa tysiące funtów. Do tego czasu nie mógł wykonywać telefonów. Komórka praktycznie straciła swoją funkcję. Teraz była dobra tylko i wyłącznie do nagrywania.

Może to wystarczy.

Cytat:
Chcę iść do piekła, nie do nieba. W piekle będę miał towarzystwo papieży, królów i książąt, a w niebie są sami żebracy, mnisi, pustelnicy i apostołowie.
– Muszę wrócić na bal, co nie, Matko? – westchnął Qwerty.
Upewnił się, że będzie mógł rozpocząć nagrywanie w dobrej chwili tak, aby nikt nie spostrzegł niczego podejrzanego. Chciał uwiecznić wszystkie słowa Anny.

***
Później...


Qwerty uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście konflikt Arwyn i Anny to była po prostu rozgrywka polityczna i żaden Gangrel nie miał najmniejszego znaczenia. Zwykły pretekst. Dobre zwłoki w dobrym miejscu i czasie. Nic więcej, nic mniej. Uiop nie miał najmniejszych wątpliwości, że nie kryło się za tym nic więcej. Królowa była złakniona mocy. Na dodatek, wciąż była porównywana do poprzedniego władcy Londynu. Obiektywnie posiadała potężną wartość i władzę, jednak w porównaniu do Mitry wypadało słabo. Ciężko ją było za to winić. Qwerty nie znał osobiście ani jednego Kainity, który posiadałby moc chociażby w przybliżeniu odpowiadającą Słońcu. To był Metuzalem. Anna miała przed sobą bardzo długą drogę na szczyt. Uiopa nie zdziwiłoby, gdyby chciała popełnić Diablerię i skonsumować Arwyn. Po to, żeby choć trochę zagęścić swoją krew. Co więcej, Valerius był jeszcze potężniejszy od niej i dlatego również go pragnęła wyeliminować. Najlepiej w białych rękawiczkach. Nie dałoby się dobitniej sygnalizować swoich strategii. Równie dobrze mogłaby wynająć billboard w środku miasta i wszystko na nim rozpisać.

Uiop zwrócił jednak uwagę na jeszcze jedną rzecz. To, jak łatwo zwróciła uwagę na Shiraziego i Gabrielę. Qwerty nie dbał szczególnie o tę drugą osobę. Nosferatu. Kainitka należała do jednego z Niskich Klanów, dlatego Uiop czuł względem niej sympatię. Jednak nie znał jej. A przynajmniej jej nie pamiętał. Co innego w przypadku Shiraziego. Malkavian był głupi, prowadząc kronikę w formie pisemnej. To był mimo wszystko XXI wiek. Mimo to był wciąż Malkavianem. Należał do Pajęczyny, do Sieci Szaleństwa. Qwerty dbał i walczył o każdego członka swojego klanu. Dlatego, bo nikt ich nie szanował. Malkavianie dla nikogo się nie liczyli. Mieli tylko siebie nawzajem.

Trzeba będzie jakoś zadziałać.

Uiop słuchał kolejnych słów o Brusilli. Myślał o tym, jakie miała głupie imię. Aż w pewnym momencie uświadomił sobie, że sam nazywał się Qwerty. Pewnie nie powinien krytykować. Cieszył się jednak, że Anna nie chciała jej zabić. To mogłoby sprawić, że Whiliam by oszalał. Niestety nie uczyniłoby to z niego Malkaviana, choć Uiop chętnie powitałby go w szeregach swojego klanu.

Potem trafili do zbrojowni. Uiop spoglądał na Scarlet. Uśmiechnął się do niej. To, jak starała się dla niego, kołysząc biodrami. To było tak słodkie. Qwerty, ze względu na swój wampirzy stan, był w bokserkach tak miękki, jak to tylko możliwe. Jednak liczyło się coś innego. Zależało jej na nim. Przynajmniej w jakikolwiek sposób. Czy to była tylko manipulacja? Anna kazała jej być blisko Uiopa, wkraść się w jego łaski, aby wiedzieć, co planował? Możliwe. Uiop nie lubił ufać komukolwiek. Jednak miał nadzieję, że w tym przypadku było inaczej. Dobrze byłoby mieć kogoś, komu zależało na tobie. Trochę zazdrościł Brusilli, że miała takiego oddanego sprzymierzeńca jak Spoin. Uiop był zawsze sam i tylko sam. Kiedy tylko próbował zbliżyć się do kogoś, zawsze los go za to karał. To było smutne. Ale czy mógł pozwolić sobie na nadzieję, że rzeczywiście kiedyś nawiąże z Churchil faktyczną nić porozumienia? Która nie byłaby jedynie efektem chwilowego przypływu uwodzicielskiego geniuszu, zasponsorowanego przez krew Malkava?

Qwerty wątpił. Życie nie było bajką.
Ruszył w stronę Kainitki.
– Jak dobrze cię widzieć – rzekł. – Sam twój widok sprawia, że wzrasta we mnie poczucie bezpieczeństwa. Wiem, to szalone. Ale tak jest. Mam wrażenie, że kiedy jesteśmy razem, nic złego nie może nam się stać. To po prostu niemożliwe – mruknął.
Splótł dłonie.
– Wiem, że to będzie z mojej strony takie typowe... Kainici zbliżający się do innych Kainitów tylko po to, aby ich wykorzystać... Ale chciałbym, żebyś wiedziała, że wcale nie myślę o tobie w ten sposób. Mimo to chciałbym zapytać... czy mogłabyś pożyczyć mi swój telefon? Na pewno masz go przy sobie. Muszę wykonać ważną rozmowę, a rzecz jasna nie mogę skorzystać ze swojego. Gdybym mógł zerknąć do twojego notesu i poszukać jeszcze jednego numeru telefonu... Byłbym taki wdzięczny... Wstyd mi prosić cię o cokolwiek.

Spuścił wzrok i rzeczywiście dolny brzeg jego powiek zaczerwienił się. Jak gdyby Qwerty zaczął się rozklejać i krwawe łzy zbliżały się niechybnie. Mimo to faktycznie pragnął zadzwonić do Shiraziego i ostrzec go przed nawałem łowców głów. Miał nadzieję, że Scarlet posiadała również telefon do Gabrieli. Uiop również ją chciał ostrzec. Niskie klany powinny trzymać się razem.
– Wiem, że to pewnie nie ma sensu... No... sama wiesz... Ty jesteś Ventrue... A ja Malkavianem...
Wysokie klany i niskie... to nie miało przyszłości...
– Ale naprawdę mi na tobie zależy – dokończył.

***
Jeszcze później...


– Plan Qwerty’ego NIE jest dobry! – warknął Gangrel. Po raz pierwszy stracił kontrolę nad swoim gniewem od Przebudzenia.

Uiop od razu wyprostował się. Czy naprawdę należało krzyczeć? Poczuł się... zraniony. Czy nie można tego było powiedzieć łagodniej? Wykazać się większą etykietą? Uiop zawstydził się. Uta skrytykował go publicznie. Na dodatek niespokojnym tonem. Malkavianowi zrobiło się po prostu smutno. Jego całym sensem istnienia było tworzenie dobrych planów. Jeżeli nie mógł tego robić, to ograniczał się... do czego? Pięknej twarzy? To nigdy nie była najważniejsza cecha u mężczyzny. U kobiety, być może. Ale u faceta?
– Mów dalej – Qwerty mruknął słabo.

Wyprostował się i przyjął neutralną minę. Skoro był głupi i nie miał żadnej wartości, to przynajmniej zamierzał być najpiękniejszym elementem otoczenia. W końcu musiał pełnić jakąkolwiek rolę. To, że Catherine wróciła na bal, na pewno pomagało w byciu najbardziej zjawiskowym. Uiop postarał się, żeby jego twarz stała się drogocenną maską. Spokojny uśmiech stworzony z drogocennych klejnotów. Błękitne oczy wyraziste i ekspresyjne.

Piękno. Czyste piękno.
Tak się teraz widział.


– Nie wszystko w Twoim planie było kompletnie pozbawione sensu, Pawiu – w pewnym momencie powiedział Gangrel.

– Dziękuję – mruknął pod nosem Qwerty. – To miłe, że nie jestem kompletnie pozbawiony sensu.

Cytat:
Ludzi należy albo zjednywać sobie pieszczotą, albo niszczyć, bo za drobne krzywdy będą się mścili, a doznawszy wielkich nie będą już w stanie.
„Masz rację, matko”, pomyślał Malkavian, kiedy Gangrel dalej mówił. „Jestem za dobry i zbyt uprzejmy. Dlatego ludzie mnie nie szanują. Jeszcze przyjdzie czas i go zniszczę. Znajdzie swoje miejsce pośród przeszłości popiołów”.

Uiop uśmiechnął się życzliwie do Indianina i kiwał głową.
„Wszyscy mnie nienawidzą”, pomyślał. „No to wszystkich zniszczę. Pociągnę nas wszystkich do grobu. Mam w sobie Vitae moich Matek. A one otrzymały je od mojego Dziadka. Jeśli ktoś jest w stanie zorganizować apokalipsę, to na pewno ja”.

Potem miał miejsce zwrot akcji, kiedy Spoon raz jeszcze głośno rzekł, że uważał jego plan za dobry. Uiop może jednak nie chciał końca świata? Pragnął, aby Whiliam miał swoje szczęśliwe zakończenie z Brusillą. Pragnął stworzyć relację ze Scarlett.
Co jeszcze pragnął?
Powrotu Mitry?
Tego nie wiedział. Z każdą kolejną godziną i nocą Uiop coraz mniej pragnął wrócić do roli sługi. Słońce było potęgą, jednak już raz zawiodło. Jeśli Valerius mógł go zabić... lub też Anna... to czy naprawdę warto było go czcić? Czy bóg, który został zabity, nadal był Bogiem? Qwerty nie miał pewności. Na pewno jednak pragnął zdobyć artefakty, gdyż wiązały się z mocą. A mocy pragnął. Bez mocy nikt go nie będzie szanował.

– Przynajmniej mam nagranie – szepnął do Heroldów. – Anna chce od nas scyzoryka. Chce, żebyśmy zabili Valeriusa. Dzięki temu nagraniu dopilnujemy... jeśli nam się uda tego dokonać... że następnej nocy faktycznie dostaniemy od niej kurkę. To znaczy pieczęć. Chociaż tyle.

Znalazł jakiś pistolet i wybierał naboje. Ale było mu przykro i smutno z powodu reakcji Gangrela. Może jeśli Valerius zabije Uiopa, to ten smutek przeminie. Istniała na to duża szansa. Na pewno na zostanie zabitym przez Valeriusa. Bo to był chyba jedyny pewny sposób na zażegnanie depresji.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 23-05-2021 o 15:17.
Ombrose jest offline  
Stary 25-05-2021, 13:11   #253
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Bal

Catherina chodziła z miejsca na miejsce. Raczej nie odchodzia z głównej sali. Jeśli piła to w towarzystwie. Ciekawi okazali się Tremere. Klan ten pił z kryształowych kieliszków świeżą krew. Pod sufitem były podwieszone trzy ciała. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Krew spływała im z nacięć za uszami po wyciągniętych w dół dłoniach. Pod tą nietypową instalacją sztuki nowoczesnej stał ghul zbierający ciepłą posokę do kieliszków i podający ją gościom.

Tremera byli dość otwarci. Zupełnie nie jak Tremere z lat dwudziestych. Dopytywani o zmiany zmieniali temat. Słowa takie jak “Carna”, “Piramida”, czy “Wiedeń” natychmiast powodowały odwrócenie wzroku.

Ciekawostką okazał się też Sabbat. Z dnia na dzień przestał być zagrożeniem. Ponoć trwa “Wojna Gehenny”. Cath starała się odsiewać wszechobecne plotki od prawdy, ale nie było to łatwe. Ponoć doszło do jakichś niepokojów na terenie Ukrainy i dalej na bliskim wschodzie. Syria, Irak, Iran. Ponoć budzą się przedpotopowcy i wszyscy z pokoleń bliskich Kainowi ruszają tam. Camarilla prowadzi tam regularną wojnę. Zostawiając cywilizowany świat młodym.

Tylko dlaczego Londyn się temu opierał? Anna? Valerius? Arwyn? Oczywiście ktoś powiedział, że krew Mitry trzyma ich na miejscu. Bo Mitra był starożytny.
Zmieniło się wiele. Ashira - organizacja skupiajaca islamskie wampiry i stanowiąca nieodłączną część Sabbatu od czasu hiszpańskiej rekonkwisty wróciła na łono Camarilli. Bo Sabbat zaczął wykorzystywać religijny fanatyzm islamistów do własnych celów. Zupełnie niezgodnych z założeniami Ashiry. Prorok przecież nie chciałby tak krwawych ofiar z niewinnych.

Dlatego wśród gości było wielu członków klanu Banu Haquim, bo tak teraz tytułowali się dawni Assamici. Jednym z nich była Hafsa. Archon.

Cath za cel postawiła sobie pomówić z Hafsą. Jednak ochrona delikatnie wskazała jej, że nie może w tej chwili wejść do strefy dla VIPów.

Cath spróbowała ponownie kilka minut później, gdy zmieniła się warta przy schodach. Poprzedni musieli wynieść jakieś dwie blondynki, które tak odleciały dając się spijać czwórce Toreadorów, że zamiast powiedzieć dość, to padły bez przytomności. Została ponownie odprawiona.

W międzyczasie Ventrue usłyszała kolejną ciekawostkę. Klan Hekata. Klan. Całkiem nowy klan stworzony z kilku linii krwi, które zawarły pokój. Na ich czele stoi klan Giovanich, który w średniowieczu doprowadził do śmierci pierwszego z klanu Kapadocjan. O dziwo jednak nie wszyscy Kapadocjanie zginęli. Podobnie jak strażniczki śmierci z klanu Lamia. Tajemnice nekromantów przetrwały. I wracały z nową siłą. I co ciekawe przedstawicieli tego klanu nic nie ciągnęło na bliski wschód. Jakby fakt, że ich stwórca został kompletnie zniszczony czynił ich odpornymi na tajemniczy Zew Krwi.

Tyle, że w Londynie nie było żadnych Hekata. Podobnie jak Tzimisce.

Cath przechadzała się od grupki do grupki, odgarniając włosy i uśmiechając się szeroko. Niczym gwiazda przedwojennych filmów dawała się zauważyć.

- Ekhem ekhem - zabrzmiało cicho za jej plecami.
Ujrzała kobietę, której ubiór uderzył w Cath dysonansem. Strój był wyrwany z innej epoki. Ozdoby w stylu egipskim. Suknia prosta… ale nie tak prosta jak mogłyby być proste współczesne suknie. Cath kojarzyła się bardziej z zawijanym kilkukrotnie prześcieradłem. Cóż… gust zwłaszcza starszych kainitów pozostawiał nieco do życzenia. Z drugiej strony wprawne oko finansistki oceniło wartość ozdób na przekraczającą przeciętny dochód Londyńczyka z kilku lat. Skóra kobiety miała odcień kojarzący się Cath z egiptem.


- Jestem Hafsa. Ty zaś usilnie chciałaś się ze mną skontaktować, choć nikt cię nie zna i nie kojarzy. Poza tym z jakiegoś powodu zostałaś odprawiona sprzed oblicza Księcia Anny, choć reszta twej koterii nadal się tam znajduje i uczestniczy w kolejnych spotkaniach. Czyni cię to interesujacą na tyle, że postanowiłam z tobą porozmawiać.

Hafsa wyciągnęła ramię niczym mężczyzna podający je swojej kobiecie.

- Zapraszam do spokojniejszego miejsca.

***


Zamach

SUVy powoli wytoczyły się z podziemnego parkingu. W pierwszym aucie Spoon i Yusuf. Reszta w drugim. Wszyscy elegancko ubrani. Z bronią. Z bombą w bagażniku. I ładunkami podklejonymi pod bak pierwszego Audi.

Jeden z ghuli pokazał Yusufowi miejsce do którego mieli dotrzeć. Po mundury. Ciemny zaułek za jedną z restauracji w centrum. Spoon miał złe przeczucie, bo wielkimi autami musieli wjechać w drogę bez wyjazdu.

Musieli czekać. Ponad dziesięć minut. Potem pojawił się ciemnooliwkowy dżip z dwoma żołnierzami bez insygniów. Jeden z nich zasalutował widząc wysiadającego z samochodu Indianina. Nie zadawali pytań. Położyli jedynie cztery torby podróżne i wrócili do swojego auta, żeby odjechać.

W torbach były mundury wojsk lądowych ze wszystkimi naszywkami poza nazwiskami. W dwóch uniwersalnych wojskowych rozmiarach. Za duże lub za małe. Wprawdzie trójka Heroldów założyła je bez problemów, ale każdy miał w sobie coś, co powodowało, że jest niewygodny. A może to brak przyzwyczajenia Qwertego i Tonego do munduru? Utamkeeus miał niejasne przeświadczenie, że ten mundur jest nieporównywalnie bardziej wygodny niż ten w którym leżał w błocie w czasie długiego zwiadu. Choć nogawki były nieco za krótkie.

Ruszyli dalej. Gdy zbliżyli się do eleganckich osiedli Tony zatrzymał swoje auto. Yusuf prowadził dalej. Siedzący w pierwszym wozie mieli cały czas kontakt z druga ekipą przez niewielkie słuchawki w uszach. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. GPS na tablecie wskazał podjazd odpowiedniego domu. Na ulicy nie było miejsca na zaparkowanie więcej niż jednego auta. Co oznaczało, że wszyscy są w okolicy. Strzały albo wybuchy sprowadzą policję w mgnieniu oka. Yusuf i Spoon wymienili ostatnie spojrzenia.

Yusuf ruszył przodem. Spoon czekał przy samochodzie.

W drugim aucie na tylnym siedzeniu siedział Qwerty. Z nudów podnosił i opuszczał zabezpieczenie wielkiego czerwonego przycisku na pilocie nazywanym przez wszystkich detonatorem. Klucz do życia i śmierci.

Stuk.

Utamkeeus starał się nie zwracać na to uwagi obserwując przez lornetkę Yusufa wędrującego wzdłuż podjazdu. Na razie wszystko szło zgodnie z planem. Chcieli rozmawiać. Mieli szansę się czegoś dowiedzieć. Być może jedyną. Ale gdyby coś nie poszło, to zawsze mieli alternatywę.

Stuk.

Drzwi otworzyły się gdy Yusuf był w połowie drogi. Stał w nich wysoki mężczyzna w koszuli. Miał broń w kaburze.

Stuk.

Coś mówił do Yusufa. Ten odpowiadał. Odpowiedzi wszyscy słyszeli bardzo uważnie. Słuchawka działałą.

***


- Pan w jakiej sprawie? - Powiedział wysoki mężczyzna w koszuli z czarną kaburą pod lewą ręką.
- Jestem James, przysyła mnie Królowa - odpowiedział bez wahania Yusuf.

Mężczyzna skinął głową potwierdzająco.
- Proszę chwileczkę zaczekać.

Drzwi na moment się zamknęły. Co dziwne, bo obijali się zarówno w zbrojowni, jak i później w zaułku. Po chwili drzwi otworzyły się. Wyszedł z nich najpierw ten sam mężczyzna. Teraz w marynarce. Za nim szedł niewysoki człowiek z długimi prostymi włosami.

Za nim pojawiła się niewysoka czarnoskóra kobieta. Również w męskiej marynarce. Ona jednak miała ze sobą czarną strzelbę, z którą nie miała zamiaru się kryć.

Valerius postąpił kilka kroków.

***


Stuk.

Utamkeeus widział ich bardzo wyraźnie. Wszystko zgodnie z planem. Cel i dwie osoby obstawy. Jednak indianina zaniepokoiło coś innego. Valerius miał ze sobą małą walizkę. Niewielką. Zwykły bagaż podręczny. W końcu opuszczał Londyn. Najpewniej będzie chcieć ją schować do bagażnika. Czy jego towarzysze również byli świadomi jak blisko zdemaskowania są?

Stuk.

***


- Yusuf? - powiedział mężczyzna w prostych włosach.
- Czyżby zaklęcie trzymające was w letargu przestało działać? Nie pracujesz chyba dla Anny? Przybywasz zatem mnie osądzić. - Valerius był spokojny. Patrzył z uniesioną głową na Cetina. Ostatnie zdanie nie było pytaniem.
- To Diana i Jack. Są wiernymi sługami. - Ciężko było wyczuć co chciał przez to przekazać tysiącletni wampir. Są wiernymi sługami i co? Nie zabijaj ich? Nie krzywdź? Będą mnie bronić, więc odpuść?

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 25-05-2021, 18:09   #254
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon poruszył się niespokojnie kiedy Valerius wyszedł. Plan nie był idealny, no... daleko było mu do ideału.

Ale chociaż zakładał rozmowę ze starym wampirem, a to już było coś.

Zwrócił też uwagę na bagaż podręczny Venture i zrozumiał co to znaczy.

W pełnym napięcia milczeniu wyciągnął uzi i ukrył je pod rozpiętym garniturem. Sam schował się w cieniu za rogiem budynku.

Jak zrobi się nerwowo to zacznie strzelać co pozwoli Yusufowi się ukryć a Valeriusa zmusi do ucieczki do samochodu i ten nie będzie miał czasu zaglądać do bagażnika i znaleźć ich bombę.

Trochę się uspokoił tak, tak powinno być dobrze.

A policja?

Spoon uśmiechnął się – o policje się pomartwi jak się pojawi.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 25-05-2021 o 20:26.
Rot jest offline  
Stary 25-05-2021, 21:32   #255
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Qwerty siedział na tylnym siedzeniu samochodu. Założył nogę na nogę. Wyglądał jak model w swoim wdzianku i pozie, którą przyjął. Spoglądał dość melancholijnie za okno w trakcie jazdy. Mijały kolejne minuty. Myślał o tym, że wampirze nieżycie faktycznie było przekleństwem. Jako człowiek mógłby po prostu napić się z piersiówki. Natomiast Kainita musiał posiadać w zasięgu kłów pijanego śmiertelnika, a o to było dużo trudniej. Co z tego, że wątroba i trzustka nie mogły zgnić pod wpływem etanolu, skoro siłą rzeczy ciężej był się wstawić? Uiop nie wiedział, w jaki sposób przeprowadzi tę akcję na trzeźwo.

Nerwowo bawił się przełącznikiem. Zupełnie jak gdyby był zapalniczką. Choć nie do końca. W tym akurat przypadku nie doprowadzał do powstania ognia. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Płomienie były dobre. Sygnalizowały zmianę. W pożodze upadały imperia i można było skorzystać z okazji, aby wybić się i zająć wyższą pozycję. Uiop niechętnie przyznał przed sobą, że chętnie zobaczyłby śmierć Valeriusa tylko i wyłącznie dlatego, bo był potężnym, tysiącletnim wampirem. Malkavian był świadomy tego, jak bardzo potencjał Vitae mógł zagęszczać się na przestrzeni wieków. Po millenium Valerius mógł być na samym szczycie. Kainici wielką wagę przywiązywali do Dyscyplin i myśleli głównie o nich, jak o źródle swojej mocy. To miało sens, gdyż potencjał krwi zdecydowanej większości był naprawdę niski. Jednak prawda wyglądała tak, że naprawdę potężna Vitae mogła zapewnić jeszcze większą przewagę. W przeciągu sekund uleczyć nawet największe obrażenia. Wzmocnić ciało z chuchra do siłacza przewyższającego ludzkie możliwości, nawet bez najmniejszej znajomości Potencji. Valerius mógł być naprawdę potężny. Już pięć wieków temu posiadał umiejętności, z którymi należało się liczyć.

W co zmienił się teraz?

Uiopowi wydawało się, że inni Heroldzi nie doceniali zagrożenia, jakim był. Qwerty najchętniej w ogóle opuściłby Londyn na czas asasynacji. Ale może to wszystko wiązało się z krwią, która krążyła w ich żyłach. Malkavianie widzieli więcej, kryli się w cieniach, unikając konfliktu i czasami niszczyli siłę woli innych swoją własną. Już nawet Ventrue byli bardziej dostosowani do walki, posiadając Odporność. Artystyczni Toreadorzy polegali na Akceleracji. Malkavianie znajdowali się na samym dnie, jeśli chodziło o bezpośrednią walkę. Nawet Tremere posiadali magię krwi.
Lunatycy działali zupełnie inaczej.
Obserwowali zbliżające zagrożenie, chowali się przed nim, po czym planowali. Mieli na to aż dwie Dyscypliny. W przypadku faktycznej konfrontacji chowali się za Dominacją. Zawsze działali w zgodzie z dyktandem Pajęczyny.

Taka wesoła jazda na konfrontację z tysiącletnim wampirem była niezgodna ze wszystkimi instynktami Uiopa, jak i całego jego klanu. Tym chętniej napiłby się, ale nie miał z czego. Bawił się detonatorem. Dziwiło go to, że faktycznie przekazali tak ważne narzędzie w jego dłonie. Czy nie wiedzieli, że nie należało mu ufać? Sam Qwerty nigdy w życiu nie wsiadłby do samochodu, w którym znajdowały się materiały łatwopalne. Podziwiał Spoona i Yusufa. To była odwaga, której Uiop nigdy nie mógłby w sobie znaleźć. Nieco go wzruszała. Kainici niejako powierzyli swoje nieżycie w jego ręce. A co, gdyby przypadkiem wypuścił z rąk detonator? Wszystko było możliwe. Qwerty nie miał złych intencji, ale wciąż nie ufał sobie. Najwyraźniej jednak Assamita i Brujah mieli o nim większe mniemanie. Mieli go za poplecznika. Choć mógłby wcisnąć przycisk, uciec do Valeriusa, opowiedzieć mu o wszystkim, zwłaszcza o wyeliminowaniu połowy Heroldów. I poprosić o protekcję.

Czy to nie byłby rozsądny plan?
Valerius musiał być potężniejszy od Anny. Na dodatek Uiop nie był przekonany co do tego, że Mitrę faktycznie należało wskrzeszać. Czy nie ustawiłby się lepiej, naciskając przycisk, uciekając i zjednaczając się ze starym Ventrue? Puściłby mu nagranie i zaczęliby razem planować detronizację Anny. Uiop mógłby zostać primo genem Malkavianów Londynu. To była pozycja, z którą należało się liczyć.

Jednak nie mógł zdradzić towarzyszy. Nie zrobił tego tylko z jednego powodu. Nie był Alcottem. Miał jakiś honor. Jeżeli ktoś dawał mu scyzoryk, on odpowiadał kurą. Nie był ścierwem. Nawet jeśli dojdzie na szczyt, to wciąż będzie musiał tam jakoś żyć z sobą.

Pomasował zmęczone oczy.
Liczył na to, że będą mogli jeszcze wrócić na bal. Miał coraz większą ochotę na prawdziwą eksplozję dekadentyzmu, wampirzej chuci i degeneracji.
Jednak wpierw mieli zadanie do wykonania.

***

Qwerty wiedział jedno. Jeśli Valerius otworzy bagażnik, to naciśnie przycisk. Bez względu na wszystko. To będzie doskonała okazja. Ładunek będzie tuż przy jego twarzy. Nie obchodziło go to, że wampir mógł odkryć materiał wybuchowy. Najwyżej w takiej sytuacji zostałby użyty. Miał jedynie nadzieję, że faktycznie Valerius odłożyłby swoją walizkę, a nie żaden jego ghul.

Przyszykował się. Istniało duże prawdopodobieństwo, że do walki dojdzie tu i teraz. Dość szybko.

Nie czuł miłości do Valeriusa. Oczywiście, przebywał w jego ciele. Myślał tak jak on. Poruszał się jak on. Był nim. Przez to nawiedził go pewien smutek związany z tym, że Spokrewniony będzie musiał umrzeć. Mimo to... pewne rzeczy musiały nastąpić. Qwerty nie był tym samym dzieckiem, kiedy w wieku sześciu lat Alcott wyruchał go za scyzoryk. Wiedział, że należało podejmować trudne decyzje, jeśli chciało się przeżyć. Zabicie Valeriusa było jednym z nich.

Jakaś drobna część Uiopa zaczęła fantazjować, że przed jego śmiercią udałoby mu się dopaść go i zdiableryzować. Uzyskać tę moc. Mógłby powiedzieć Annie, że należało zaatakować Valeriusa kłami, żeby go zabić i to było konieczne. Qwerty nieznacznie podniecił się. Po takiej Diablerii mógłby uzyskać oficjalne ułaskawienie Królowej. Zyskałby siłę bez skazy na honorze. Wszystko byłoby zatwierdzone przez tutejszą władzę. Nie zostałoby? Miał nagranie! Mógłby faktycznie wznieść się ponad swoje ograniczenia. Może tytuł „sir” nie byłby dłużej ironią... Może udałoby mu się uzyskać prawdziwe szlachectwo... Może wtedy Scarlett byłaby w stanie faktycznie poczuć coś względem niego. Może wtedy udałoby się zmyć ciągły wstyd i smutek, który nosił z powodu przewinień Trzech Wiedźm. Całe życie Qwerty był śmieciem, pragnącym być czymś więcej. Pozwolił sobie na marzenia o mocy. Wiedział, że jeśli napotka dogorywającego Valeriusa, to spróbuje Diablerii. Uzyska siłę, aby się liczyć. Aby chronić najbliższych. Czyli... na razie tylko samego siebie. Ale może to się zmieni. Patrzył na przyszłość optymistycznie. Uta może go nie znosił, ale Yusuf i Whiliam byli inni. Może było warto walczyć nie tylko dla samego siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 25-05-2021 o 21:43.
Ombrose jest offline  
Stary 26-05-2021, 09:30   #256
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Castelli siedział za kierownicą Audi, która to marka za jego czasów nazywała się Auto Union i powstała w wyniku głośnej przed wojną fuzji tak lubianej przez Tonego DeKaWki, Horcha, Wanderera i Audiwerke AG. Denerwował sie trochę i chyba dlatego jego mysli zamiast skupić sie na arcyważnym zadaniu związanym z ponad tysiącletnim wampirem, krążyły wokół historii auta, lub detali materiału i guzików przydużego wojskowego sortu. Tak właściwie to biorąc pod uwagę niski wzrost i mikrą posturę Brujaha, to każdy mundur byłby na niego przyduży i w każdym wyglądałby jak skończona łajza. Tony o wiele lepiej czuł się w surdutach lub dobrze skrojonych garniturach. W końcu spędził w takich uniformach całe lata we foyer hotelu Savoy. To był jego styl, może odmienny od stereotypowego Brujaha, ale jego własny.

Złapał się na tym, że nie zauważył jak w końcu w lusyterku dostrzegł Yusufa i zapewne ochroniarzy Valeriusa.

- Fuck me! Skup się idioto! - fuknął sam do siebie w myślach i odrzucił garść wspomnień jakie miał gdzieś głęboko w pokłady jaźni, wyostrzając sobie równocześnie obraz obecnej sytuacji. A ta stawała się coraz bardziej ciekawa. Plan mieli jaki mieli i nie było co oczekiwać, że wszystko pójdzie jak z płatka i pozostanie im improwizować. Improwizacja była tym co Tony lubił i może właśnie dlatego został Heroldem.

Wtedy dostrzegł z w odległości walizkę i zaklął w myślach. Jeśli Ventrue zechce włożyć ją do bagażnika, to będzie oznaczać, że odkryje tym samym bombę, a wtedy albo wysadzą od razu, poświęcając Spoona, albo plan szlag trafi!

Nie myślał. W takich chwilach przypomniały mu sięlata spędzone w hotelu i boye, których popędzał, żeby pośpieszyli się bagażami. Zaklął, że samemu go tam nie ma. Zrobiłby to naturalnie, a tak musiał zaufać Spoonowi. Przynajmniej można było spróbować upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ale nie tylko to było ryzykiem. Nie słyszał co mówił stary wampir, ale coś nie szło zgodnie z planem. Póki co musiał się skupić na wydostaniu Spoona z auta i ewentualnym zabezpieczeniu bomby. Spokojnym głosem przekazał Spoonowi:

- Spoon, zachowuj się naturalnie. Wyobraź sobie że jesteś szoferem, otwórz zapraszająco tylne drzwi i podejdź do Valeriusa oferując pomoc z bagażem, tak jak hotelowy luggage porter, alright? Albo włóż bagaż samemu do bagażnika, tak żeby się nikt nie zoorientował jaką mamy tam niespodziankę, albo jeśli będzie takie życzenie połóż na tylnej kanapie. A jakby się uparł, że sam chce włożyć walizkę, to trzymaj się jak najdalej auta, bo trzeba będzie go wysadzić na miejscu.

Instynktownie powoli i dyskretnie wyciągnął pistolet. Położył go tak aby łatwo po niego sięgnąć. A nie lubił sięgać po broń...
 

Ostatnio edytowane przez 8art : 26-05-2021 o 09:35.
8art jest offline  
Stary 26-05-2021, 10:55   #257
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Witaj, Valeriusie. - odparł Yusuf, nie okazując zaskoczenia. Po prawdzie spodziewał się że zostanie tak szybko rozpoznany. - Twoje krótkie zdania właśnie wzbudziły we mnie setkę nowych pytań. Ale najpierw odpowiem na twoje. W końcu byłeś pierwszy. - dodał Yusuf i oparł się o samochód.

- Zaklęcie zostało złamane kilka nocy temu. Jak się zapewne domyślasz, faktycznie wysłała mnie Anna, z prośbą by się tobą zająć, jako że to ona odpowiada za twój transport. Nowe noce są... Chaotyczne. Nasi bracia mniejsi dokonali cudów w czasie mojego snu. - Yusuf oparł masywną walizkę w której trzymał daikatanę o samochód i odszedł od niej o krok, ale nie dalej. Wiedział jak oszałamiająco szybki był Valerius. - Czy powinienem ciebie sądzić? Sam nie wiem. I nie chcę tego robić, ale słyszałem szepty że to ty odpowiadasz bezpośrednio za śmierć Mitry. Wiesz dobrze że jestem zobligowany do sprawdzenia prawdziwości tych twierdzeń. - Yusuf westchnął
- Valeriusie, czy odpowiadasz bezpośrednio bądź pośrednio w sposób celowy za jego śmierć i czy jesteś gotów udzielić tej odpowiedzi pod ciężarem prawdy swojej Krwi?

- Nie bardzo rozumiem - Valerius przechylił głowę nie oddając walizki. - Czy to znaczy, że na Królowej Annie już wykonano wyrok? Czy przyszedłeś dopytać o to jak de Worde rozkładał bomby w magazynie amunicji? Spośród wszystkich kainitów ja jeden niczego nie zyskałem na śmierci Mitry. - Valeriusowi wyrwało się mimowolne parsknięcie - Jak mawiał Richard: "Jeden król by rządzić Londynem nad ziemią, drugi by rządzić tym pod ziemią." Tak Yusufie. Jestem winny. Wiedziałem o tym, a jednak się nie przeciwstawiłem. Grzechem zaniedbania doprowadziłem do zachodu naszego Słońca. I skoro Anna już nie żyje to rozumiem, że nadszedł mój czas.

Valerius zacisnął pięść na swojej niewielkiej walizce.

Ochroniarze napięli się. Byli wyraźnie zaniepokojeni. Rozglądali się, jakby spodziewali się za chwile ataku.
Co gorsze, nie było widać nigdzie Spoona, który najwyraźniej zmył się gdy tylko samochód się zatrzymał. W słuchawce Yusufa słychać było głos navaho udzielający rad. Na ile Valerius miał wyczulone zmysły? Czy mógł słyszeć to, co słyszał Yusuf?

- Anna żyje. - odparł krótko Yusuf, licząc na to że na jego twarzy nie widać całkowitego zaskoczenia rozwojem sytuacji - To ona powiedziała mi o twoim grzechu, chcąc się ciebie pozbyć i najwyraźniej mówiła prawdę. Czyżby chciała ciebie wykorzystać do zaspokojenia mojej potrzeby... Wymierzenia sprawiedliwości? Albo zemsty jak wolisz. By odwrócić uwagę od siebie? - Yusuf westchnął i pokręcił głową. - Najwyraźniej i ona jest winna. Powiedz mi, co mam teraz zrobić? Zawsze wysoko ceniłem twój umysł i twoją wolę. - Yusuf wrócił do walizki z daikataną, uniósł ją powoli, by nie wzbudzić podejrzeń Valeriusa i wrzucił do bagażnika, wyraźnie dając znać że nie ma zamiaru walczyć. - Wygląda na to że musimy dłużej porozmawiać. W cztery oczy. Odpraw swoich... sojuszników. Niezależnie od tego co przyniesie noc nie ma sensu na przypadkowe ofiary. - dodał i wskazał miejsce pasażera.

Valerius odprowadził walizkę wzrokiem. Yusuf wkładając ją do bagażnika zauważył, że z rozpiętego plecaka wystaje migający odbiornik zapalnika. Upchał walizkę obok i zapiął plecak zakrywając zapalnik.

- Jeżeli nie wiedziałeś do tej pory, to chyba oczywiste jest po co cię przysłała. Ona jest Królową. Przyznała mi się do organizacji zamachu, a mi latami ciążyła ta tajemnica. Najwyraźniej uznała, że jednak jestem dla niej niewygodny. A przecież odsunąłem się. Nie ma mnie na jej dworze. Nie ja układam się z Archontami Camarilli. Marzyłem o tym, żeby opuścić miasto. Ten zgiełk. Te ich knowania na szczycie.

Valerius otworzył drzwi auta.
- Chciałbym, żebyś mimo wszystko pozwolił Dianie i Jackowi jechać z nami. Jeśli postanowisz wykonać wyrok, to oszaleją. Piją moją krew od lat. Nie chcę, żeby byli w tym czasie sami. A kto wie? Może zmienisz swój wyrok i pozwolisz mi odejść. Wtedy chciałbym mieć ich przy sobie.

- Tak, zagadka powoli zaczyna się rozwiązywać. Rozumiem że nie muszę obawiać się... wycieku informacji z ich strony. -
Yusuf skinął głową w kierunku Ghuli - Zapraszam - dodał i wsiadł do samochodu. Poczekał aż wszyscy się usadowią i uruchomił silnik. Nieśpiesznie wycofał samochód i ruszył ustaloną wcześniej trasą, jadąc ostrożnie i w granicach obowiązujących ograniczeń prędkości.

- Zbieramy resztki tego co pozostało po Mitrze. - oznajmił prosto z mostu Yusuf - Anna obiecała nam za twoją śmierć jego pieczęć. Dwa w cenie jednego, okazja to zemsty i osiągnięcia naszego celu. - Yusuf zatrzymał się na skrzyżowaniu na czerwonym świetle i czekał aż światło się zmieniło, pomimo tego że na ulicy nie było ani jednego innego pojazdu. - Wiem że de Worde ma sztylet, który unosiłem po tysiąckroć podczas jego rytuałów, Arwyn ma jego czapkę, Sri Sansa jego pierścień. I tutaj mam dwa pytania. Dlaczego Anna chce śmierci Arwyn? I czy jesteś wstanie któryś z tych przedmiotów dla nas zdobyć, bądź znacząco ułatwić jego zdobycie?

Ghule siedziały z tyłu w milczeniu. Jak widać przywykły do tego, że Wampiry mają swoje sprawy. Jednak Diana nadal mocno ściskała strzelbę. Gotowa w razie konieczności strzelić. Yusuf odnotował, że Valerius spojrzał w jej strone karcąco i pokiwał głową jakby z zawodem.

- Richard przebywa w podziemiach. Sansa zawsze lubił być na widoku. Arwyn... cóż. Stworzyłem Annę w szóstym wieku mej egzystencji. I najwyraźniej czuje strach przede mną. Choć jej moc dawno przekroczyła moją, po tym gdy wessała dusze innego wampira. Zresztą... nie jednego. Ale Arwyn... miała szesnaście albo siedemnaście wieków, gdy przemieniłem Annę. Yusufie, czy Anna ogłosiła na nią Krwawe Łowy? Czy samo to nie powinno wyjawić ci motywów Królowej?

Przez moment Valerius patrzył na drogę. Na mijane budynki. Miasto w którym żył przez wieki teraz opuszczał na zawsze. I kierował się w niepewną przyszłość, która mogła mieć ledwie kilka minut.

- Wiem, że nie godzi się przekupywać sędziego. Wiem też, że sam ten fakt sprowadziłby na mnie większą karę. Wierzę jednak, że osądzisz mnie sprawiedliwie. Niech to nie wpłynie na twój wyrok, ale wiem dokładnie gdzie Anna przechowuje pieczęć. Jeśli twój wyrok będzie mimo wszystko pozwalał mi odejść to nie będę czuł żadnego obowiązku, żeby trzymać dalej w tajemnicy informację o lokacji pieczęci.

Yusuf spojrzał na Valeriusa i skinął mu głową. Odezwał się, a w jego ustach brzmiała Moc Pierwszego Miasta.
- Lordzie Valeriusie, za przyczynienie się do śmierci Mitry, słońca naszego kultu skazuję Cię na banicję z Londynu i wszystkich okolicznych miast i wiosek. Powinieneś ponieść śmierć, ale okoliczności łagodzące pozwalają mi na zmniejszenie twej kary. Odejdziesz pozostawiając jedna próbkę krwi, i pod brzemieniem Prawa, na wypadek gdyby późniejsze dowody wskazały na kłamstwo w twych słowach, bądź na cięższe przewiny. - Yusuf zatrzymał samochód, nagryzł swój kciuk i uniósł go ku górze.
- Odsłoń swą twarz. - zakomenderował i trzema krótkimi pociągnięciami naznaczył twarz Valeriusa. Po jednej linii na każdym policzku i jedna biegnącą przez czoło. Yusuf oklapł, jakby ten czyn wyzuł z niego cała energię.
- Mitrą nie żyje, ale nie umarł śmiercią pełną. Wierzę że mogę go zwrócić ku nocy. Módl się by nie zechciał podważać mego wyroku. Będę potrzebował twojego sygnetu, jako dowodu dla Anny. Nie pozwól się zauważyć, ani dać komukolwiek znaku że żyjesz. I wiedz że Twoja córka nie zostanie potraktowana tak pobłażliwie. - gdy tylko Yusuf skończył mówić Valerius zdjął swój sygnet, nie poświęcając temu nawet jednej myśli i oddał go Sędziemu. Yusuf skinął z zadowoleniem głową i ruszył w dalszą trasę, kierując ich w kierunku terenów industrialnych.

- Skoro nieprzyjemności mamy za sobą... Co masz walizce?
 
Zaalaos jest offline  
Stary 26-05-2021, 20:05   #258
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Stuk. Stuk. Stuk. Stuk.

Każdy klik detonatora był jak upływająca sekunda i Navaho zastanawiał się, czy Qwerty był tak dobry w udawaniu metronomu czy to tylko jego wyobraźnia. W końcu spojrzał wymownie na Herolda:
- Przestań. Rozumiem, że się denerwujesz. Stres to naturalna reakcja każdego organizmu na zagrożenie. Ofiary przekuwają go w panikę, drapieżniki w skupienie. Bądź drapieżnikiem... Pawiu. - podzielił się swoją złotą myślą, której końcówka zabrzmiała szczególnie głupkowato.

- Cel potwierdzony. Dwóch Tango w obstawie, jeden ze strzelbą. - meldował do towarzyszy w swoim samochodzie, siedząc na miejscu pasażera i obserwując sytuację przez lornetkę. W miarę sprawnie opracowany plan mógł jednak posypać się przez tak trywialną rzecz, jak bagaż podręczny Valeriusa.
- Zaoferuj opiekę nad bagażem, Sowo.

Czego Utamukeeus w tym momencie nie wiedział, to fakt, że walizka jest ostatnim punktem zainteresowania obu wampirów. Ich przedłużająca się rozmowa na podjeździe zaalarmowała Indianina.
- Nie słyszę co on mówi, zaproponuj rozmowę w trakcie jazdy.

Dalsza część rozmowy w drugim aucie rzuciła trochę światła. Utamukeeus meldował dalej.
- Cel rozpoznał Sowę. Rozmawiają, brak oznak konfliktu. Nie angażujemy się. Ruszaj, zgarnij Hienę po drodze. Utrzymuj dystans, Sowa pewnie będzie przestrzegać wszystkich przepisów na drodze więc uważaj. - poinstruował Tonego.

Przez długi czas nic nie meldował. Po części, by nie przeszkadzać Yusufowi swoim gadaniem na słuchawce, ale przede wszystkim dlatego, by wychwycić z monologu Sędziego jak najwięcej szczegółów. Ile by dał w tym momencie, za możliwość nagrania tej rozmowy...
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 26-05-2021, 23:02   #259
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon stał ukryty gotów osłaniać sędziego w każdej chwili...

Usłyszał sugestię Tonego co do bagażu, ale nie chciał tracić zajętej pozycji, dlatego całe działanie wydało mu się zbyt ryzykowne.

-Zająłem pozycję, jeśli coś pójdzie nie tak zacznę strzelać i wysadzimy to cholerne auto, nie będę ryzykował po tym jak szybko Valerius poznał Yusufa.

Ale... do wymiany ognia nie doszło, bo sam sędzia rozmowę prowadził tak zręcznie, że nie było potrzeby reagować.

Spoon patrzył za nimi. Valerius był winny, ale nie on był pomysłodawcą zamachu co by się zgadzało z tym dlaczego to nie on poluje a na niego polują.

I cóż... Sędzia zdecydował się go puścić wolno. Więc sprawa zakończona, mógł skupić się na poszukiwaniu Arwyn zanim w końcu noga im się powinie i trafią na krwawą listę.

Ale zanim zdecydował się odejść podjechał Tony. Spoon wahał się przez chwile ale w końcu wsiadł. Dalej mogli go potrzebować.
 
Rot jest offline  
Stary 28-05-2021, 12:59   #260
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Jechali chwilę w milczeniu. Yusuf skręcił z głównej drogi, na co nikt nie zareagował. Wedle tego co zapamiętał z mapy powinien się kierować do terenów przemysłowych.

Zresztą gdyby skręcił źle, to w drugim aucie Utamkeeus pilnował zgodności trasy z mapą i cały czas trzymał łączność.

Sędzia poczuł wpijającą się w siedzenie lufę broni.

- Co to za auto? - powiedziała Diana przez zęby.

- Uspokój się - powiedział Valerius. - Chyba nie myślisz, że Anna wysłałaby na mnie pojedynczego sędziego. Musi mieć pewność. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby w tamtym aucie siedziały jej psy z Klubu Łowieckiego uzbrojone po zęby.

- Śledzi nas jedno czarne audi? Wiem, to reszta Heroldów Lordzie Valeriusie. Przyszedłem ciebie osądzić, ale nie jestem idiotą by robić to bez żadnego wsparcia. Potraktuj to jako... komplement dla twoich możliwości. - Yusuf mówił spokojnie patrząc przez lusterko na ghule z tyłu.

- Dobrze.

Valerius usilnie rozmyślał i nie odzywał się więcej.

W końcu dotarli do strefy przemysłowej. Yusuf znalazł jedną z posesji na której trwała budowa hali magazynowej. SUV świetnie poradził sobie na nieutwardzonej nawierzchni. Yusuf się zatrzymał. Tony zrobił to samo kawałek dalej. Valerius już wiedział o nich wszystkich, a jedyną funkcjonującą kamerą w okolicy była ta w tablecie i w telefonie Qwertego.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172