05-11-2008, 15:28 | #171 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | Wiliam Moorhous „Jak na ochroniarza ten jest wyjątkowo gadatliwy.” – pomyślał William. Przecież mógł powiedzieć że nas nie wpuści i osiągnąłby identyczny efekt. Ale wspomniał Scotta i z jego wypowiedzi można było wnioskować, że za zakazem stoi pan Scott. Najważniejsza osoba w bractwie zabrania wejść do lazaretu. To musi coś znaczyć. A ten idiota w wejściu jeszcze sugeruje abyśmy do niego się udali. - Nie mamy zamiaru łamać reguł bractwa. Zapytamy pana Scotta. – stwierdził William uważnie obserwując twarze Jenifer i Nico. – Do zobaczenia. – pożegnał ochroniarza. Po czym ruszył w stronę drzwi i wyszedł z małego pomieszczenie do głównego hollu. Myśli przejawiają się w działaniach. William podszedł do lokaja i zapytał: - Mam mały problem. Potrzebuje środków uspokajających dla mojej towarzyszki, która może zachowywać się nieodpowiednio. Właśnie dowiedziała się o śmierci naszej wspólnej znajomej. – William wyciągnął portfel i pokazał zdjęcie. - Proszę spojrzeć jaka miła, młoda osóbka. Śmierć dziwnie wybiera. – dopowiedział Will siląc się na powagę z jaką zwykle mówimy o zmarłych. - Chciałem również odwiedzić w lazarecie znajomego profesora, ale wprowadzono zakaz odwiedzin. Wiesz coś o tym zakazie? - zapytał z przejęciem w głosie. - Może to jakiś wirus, martwię się o mego przyjaciela. - A może mógłbyś zdobyć dla mnie ten środek uspokajający? – dodał po chwili. |
07-11-2008, 00:20 | #172 |
Reputacja: 1 | Free Lokaj spojrzał na zdjęcie odrywając wzrok od wnętrza sali i przechadzających się tam osób. Złożył ręce w białych rękawiczkach na brzuchu i powiedział: - Zaraz przyniosę jakiś środek uspokajający. Lazaret jest w tej chwili zamknięty. Zalecenie pana Scotta, zatem trzeba z nim omówić tą kwestię. Proszę tu zaczekać, zaraz coś przyniosę na uspokojenie. I ruszył w stronę sali głównej i do drzwi dla personelu, który uwijał się pomiędzy członkami bractwa roznosząc cygara, karafki z napojami oraz drobne przekąski.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more _. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |
07-11-2008, 08:28 | #173 | |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | Wiliam Moorhous „Zalecenie pana Scotta” – William zanotował w myślach. – „Wszystkie drogi prowadzą do Scotta”. Nadarza się okazja rozmowy z Johnem Scottem, a powód jakim była chęć odwiedzenia przyjaciela jest jasny. William wyciągnął notatnik i otworzył go na stronie z wypisanymi zasadami bractwa. Warto sobie przypomnieć te kilka zdań. Cytat:
Zamknięcie lazaretu wyraźnie służyło jakiemuś celowi. Ciekawość Moorhausa została wystarczająco pobudzona. Zawsze można powołać się na 9 punkt: W razie wątpliwości zawsze można zwrócić się do Mistrzów Bractwa - udzielą wszelkich wyjaśnień i zawsze służą pomocą. William schował swoje źródło wiedzy do wewnętrznej kieszeni marynarki. Zamierzał odwiedzić Scotta i…? Tylko co na to panna Brown i pan Castelano. | |
16-11-2008, 20:06 | #174 |
Reputacja: 1 | (mal, Red) (-2 Po) Pozostali towarzysze pana Moorhousa patrzyli tylko jak ten przegląda coś zapisanego w brązowym notatniku. Spojrzał na nich wymownie czekając na jakąś reakcję z ich strony. Patrzyli na to wszystko, co się dzieje wokół nich i zdawało im się, jakby byli w obcym miejscu. Cały ten dym, spotkania, przyjecie w poczet Bractwa - to wszystko chyba zaczęło powoli odbijać się na ich stanie. Mieli dość jasne wytyczne na początku, gdy tylko wchodzili tutaj, ale to, co zastali różniło się od wyobrażeń z jakimi tu przychodzili. Obecnie te wyobrażenia nikną w siwym dymie oraz niepewności wiszącej wszędzie, jak pająk w pajęczynie. Niewidzialne nici przeznaczenia zdają się łączyć pewne miejsca i osoby, ale są tak niewyraźne, że nie wiadomo które i jak. W międzyczasie przyszedł lokaj przynosząc ciemną buteleczkę oraz szklankę wody. - Środek uspokajający proszę pana - powiedział i wręczył dla Williama przyniesiony specyfik oraz wodę.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more _. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |
16-11-2008, 22:11 | #175 |
Reputacja: 1 | Nico Castelano Nico skierował się do wyjścia za Moorhousem, obrzucając ochroniarza jednym spojrzeniem. Poczuł się nienajlepiej... To miejsce chyba trochę go przytłaczało. Bractwo, kodeks, ceremonie, jakieś bzdury o zegarkach z przyszłości. Nie był pewien czy jego komfort psychiczny w całej tej sytuacji jest zadowalający. Miał nadzieję, że z czasem się to poprawi. Spojrzał w stronę panny Brown. - Chyba nic tu po nas - powiedział - przynajmniej na razie. Przytrzymał drzwi aby Jennifer mogła przez nie przejść. Obserwował i słuchał jak William rozmawia z lokajem i jak tamten potem przyniósł mu środek, o który prosił. Podszedł do Moorhousa. - Wygląda na to, że bez zgody pana Scotta nic nie zdziałamy? - mruknął - Mam tylko nadzieję, że takową wyrazi. Jeśli pan Call jest chory to tym bardziej czułbym się zobowiązany do podziękowania mu za zaproszenie tutaj i życzenia mu powrotu do zdrowia. Myślę, że panna Brown myśli tak samo. Rozejrzał się dyskretnie po sali. Nie wiedział nawet do końca gdzie miałby szukać Scotta. Być może kręci się gdzieś między innymi członkami bractwa tutaj albo ma coś innego do roboty. - Nie widzę pana Scotta nigdzie tutaj, przynajmniej tak sądzę - powiedział znowu - Udamy się teraz do niego? - zapytał Williama.
__________________ Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić... |
17-11-2008, 12:16 | #176 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Jenifer nie czuła się tu dobrze, rozbolała ją głowa i czuła się zmęczona. Marzyła o powrocie do domu, ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku. Na razie nie osiągnęli niczego, nawet nie udało się im zobaczyć z Call'em i była pewna że dziś się to nie uda. Miała już zaproponować oddalenie się kiedy jakby czytając w jej myślach zaproponował to Nico. Na sali już tylko jednym uchem słuchała rozmowy między Nicem a Williamem, skupiła się bardziej na rozglądaniu w poszukiwaniu Izabell. Może ona też będzie miała ochotę już stąd wyjść?
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
22-11-2008, 11:43 | #177 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | Wiliam Moorhous „Pan Castelano chyba podziela moje zdanie że należy odwiedzić Scotta i dowiedzieć się o stanie zdrowia Edwarda” - myślał William. - Nie widzę pana Scotta nigdzie tutaj, przynajmniej tak sądzę - powiedział znowu - Udamy się teraz do niego? - Myślę, że powinniśmy porozmawiać z panem Scottem i zapytać o zdrowie naszego przyjaciela. – zaakcentował ostatnie słowa dyskretnie obserwując reakcje Nico i Jenifer. Jennifer wyglądała na zmęczoną co nie uszło uwagi Willa. - Wszystko w porządku panno Brown? Źle się pani czuje? – zainteresował się Moorhaus. W między czasie nadszedł kelner ze szklanką wody. „- Środek uspokajający proszę pana” - powiedział i wręczył dla Williama przyniesiony specyfik oraz wodę. - Dziękuje. Woda nie będzie konieczna. – powiedział Will chowając zakorkowaną buteleczkę do kieszonki. – A może napije się pani wody? – zapytał Jenifer wskazując na kelnera. Czekając na odpowiedz panny Brown William postanowił zapytać kelnera: - Gdzie znajdziemy obecnie pana Scotta bardzo zależy nam na rozmowie z nim? |
24-11-2008, 20:47 | #178 |
Reputacja: 1 | Free - Jest w tej chwili w bibliotece na piętrze. Razem z bratem Jeremym, jak mniemam - gładka odpowiedź służącego wyjaśniała niemal wszystko. Tymczasem w głównej sali wieczór toczył się w spokoju i w oparach dymu papierosowego. Niedaleko Izabell, niski i grubawy człowieczek perorował zawzięcie z tyczkowatym jegomościem. Obaj, ubrani we fraki, stanowili swoje przeciwieństwo, które najwyraźniej nie przeszkadzało im w niczym. - I mówię panu, panie kolego, nie wiem, co z tego wyniknie. Przecież to, co ogłosił Ford jeszcze miesiąc temu to ja nie wiem. No niech pan sam powie. Czy u pana we fabryce to byłoby możliwe? Tyczkowaty mężczyzna z monoklem za pasem odrzekł: - Jak na razie strat nie mam. Fabryka zyski przynosi, kredyty się bierze na rozwój. Choć te 8 godzin to za mało. - A widzi pan - niski finansista brnął dalej. - Albo więcej płacić i skrócić, albo mniej i trzymać długo. - Panie szanowny. Mnie się wydaje, że to o co innego chodzi - zapał niskiego został szybko ostudzony. - Ford ma maszyny i ma taśmę. Słyszał pan o niej? U mnie robotnik siada i robi but. A u Forda jeden robi koło a drugi zderzak. I tak w kółko. Idzie to szybciej i sprawniej niż robienie jednego buta przez mojego składacza. To jest postęp panie szanowny. Jak to mawia nasz wspólny znajomy? Automatyka. - Automatyka, sratyka. Panie kolego. ja od lat mam swoją walcownię i od lat jest tam tak samo. Co ja mam robić z tą ... automatyką, he? Jak mi surówka zostaje w piecu to nie mogę zwolnić ludzi bo mają wolne. To się nie opłaca... Wysoki rozmówca wyciągnął zza pasa monokl i założył na prawe oko. - I to jest właśnie różnica między manufakturą a prawdziwą produkcją. Ja się przestawiam na nową szwalnię i styl pracy. To jest przyszłość, Arturze. Artur wyciągnął chusteczkę z kieszeni i otarł zroszone potem czoło. Czerwone plamy zakwitły na policzkach jak róże. - I będzie pan, panie kolego, szył buty tak, jak Ford składa swoje auta? I będzie miał pan robotników przez osiem godzin? I wolne soboty? - A dlaczego nie? Jeśli nowy styl zapewni mi lepszą wydajność, to dlaczego nie? Ludzie będą zadowoleni, będą podwyżki i kapitał sam popłynie. - Tylko żeby pan nie popłynął. Banki rozdają na lewo i prawo pieniądze. Sam wziąłem co nieco, ale to nie prowadzi do dobrego. Jeden mój znajomy mówił, że jeszcze dwa, góra trzy lata i coś się stanie. Takiego ciśnienia nie będzie można zatrzymać. A wiem coś o tym, bo mam walcownię. Chudy mężczyzna zgarnął szklankę z tacy przechodzącego nieopodal lokaja. Uniósł do ust i pociągnął solidny haust. - Tego nie wie nikt. Za dwa lata będę miał nową szwalnię i wtedy zobaczymy. - Oby, panie kolego. Oby A tymczasem nieopodal rozpoczęła się dyskusja o niedawnym przejściu huraganów nad Miami.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more _. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |
25-11-2008, 12:35 | #179 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | Wiliam Moorhous „Scott jest w bibliotece na piętrze z bratem Jeremym” – powtórzył w myślach Moorhaus. Dziwna myśl wypłynęła na powierzchnię świadomości Williama przyglądającego się szklance - „Rzeczywistość jest czasem przejrzysta jak szklanka wody, ale grube i kolorowe szkło zniekształca obraz tak bardzo, że nie widać, co tak naprawdę znajduje w środku” – Po chwili Will ocknął się z zamyślenia. - Dziękuje za informacje i pomoc – zwrócił się do kelnera, który odpowiedział tylko skinieniem głowy i powrócił do swoich obowiązków zabierając ze sobą szklankę z wodą. Jenifer nie odpowiedziała na jego pierwsze pytania. - Dobrze się pani czuje – ponowił pytanie porozumiewawczo zerkając na pana Castelano. William doskonale zdawał sobie sprawę, że aby zrealizować swoje plany będzie musiał współpracować z ludźmi, których wskazał mu Edward Call. Teraz odczekał chwile, aż Nico i Jenifer skupią na nim wzrok. – Jeśli nadal chcą państwo dowiedzieć się w jakim stanie jest pan Edward Call. Jak już wspomniałem powinniśmy udać się do biblioteki i porozmawiać z panem Scottem. - Jeśli nie mają państwo nic przeciwko - pauza - proszę za mną? – zaproponował William rzucając szybkie spojrzenie na schody prowadzące na piętro. |
26-11-2008, 20:20 | #180 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Jenifer nie zareagowała na pierwsze pytanie Williama. Błądząc po sali wzrokiem zatrzymała go na bukiecie niezwykle pięknych kwiatów. Gdzieś w swojej pamięci starała się odnaleźć ich nazwę, ale były to bezowocne wysiłki. Różowe płatki kwiatów przyciągały jej wzrok i hipnotyzowały. Dopiero po chwili usłyszała o co pytał ją Moorhous. - Przepraszam, chyba jestem trochę zmęczona. Ale czuję się dobrze. Chodźmy zobaczyć się z Panem Scottem. Rzuciła ostatnie spojrzenie cudnemu bukietowi i podążyła za Williamem jak owieczka podąża za swym pasterzem. Miała nadzieję, że nie jest owieczką idącą na rzeź, bo pomimo iż wszystko w koło wydaje się spokojne, może to być jedynie cisza przed burzą. Różowy płatek opadł powoli na podłogę.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |