Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2008, 14:39   #151
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Moorhous


Milczenie Jennifer było wymowne. Takie milczenie szeptało mu do ucha, że jego towarzyszka myśli. „Już nie rzuca we mnie słowami. Myśli!” Ale emocje są nadal obecne. William dobrze wiedział, że emocje pokazują się nie tylko za pomocą słów.

Jennifer spojrzała na Williama mrużąc oczy jak kotka, która waha się czy pozwolić się pogłaskać czy od razu rzucić się z pazurkami na obcego mężczyznę. Spojrzenie było głębokie i mokre jak studnia, w której migoczą księżycowe odblaski. Dziewczyna wrzuciła do studni naczynie, aby zaczerpnąć trochę wiedzy o Williamie.

William postanowił kontynuować grę spojrzeń i przygotowywał odpowiednie spojrzenie. Początkowo wzrok Willa delikatnie dotknął policzka Jennifer, prześlizgnął się po nosie omijając jej oczy, po czym powędrował w dół i zatrzymał się na kształtnych ustach. Nagle i niespodziewanie wzrok uniósł się wzwyż i zatopił się w jej zmrużonych oczach.

„- Proszę wybaczyć jeśli pana uraziłam. Chodźmy więc do moich towarzyszy.” - powiedziała i odwróciła się w stronę Nica i Izabell.

William działał szybko. Zrobił dwa energiczne kroki w jej kierunku i delikatnie dotknął jej ręki. Nikt nie pozostaje obojętny na taki dotyk.

- Pośpiech nie jest dobrym doradcą – powiedział William oczekując na reakcję Jennifer.
 
Adr jest offline  
Stary 06-05-2008, 23:16   #152
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Klub, w jaki zamienił się pokój Zakonu, rozbrzmiewał różnorodnością toczonych rozmów przeplatanych dźwiękami patefonu. Pomiędzy nimi uwijali się lokaje roznosząc wino w smukłych kieliszkach oraz papierosy na srebrnych tacach. Wszyscy stanowili jedność, jak jeden, wielki organizm podobny do ameby, która zmienia swój kształt i dostosowuje go do otoczenia. Najwyraźniej wszyscy przeszli już do porządku dziennego (a w zasadzie wieczornego) z przyjęciem nowych członków w swój poczet. Czas nieubłaganie mija, choć dla Zakonu zdaje się trwać mimo upływu. I chyba tylko niewielki plakat wiszący nad komódką z chwytliwym tytułem "Spójrz w Przyszłość!" zdawał się wskazywać na to, co nieuniknione.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 09-05-2008, 20:13   #153
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Członkowie bractwa przelewali się grupkami przez salę mijając Williama i jego towarzyszkę. Nikt ich nie zaczepiał, nikt nie podchodził chcąc bliżej zapoznać się z nową siostrą, a właśnie teraz Jenifer chciałaby, by ktoś im przerwał.

- Stanie w miejscu też nie przynosi korzyści. Czasem lepiej ruszyć do przodu.

O co mu chodzi? Czego William oczekuje? Ten dotyk... przerodził się w dziwny dreszcz rozciągający się po całym ciele. Dreszcz całkiem przyjemny. Ale odsunęłam rękę, powoli, nie gwałtownie. Sytuacja zaczęła mnie przerastać i poczułam sie jak mysz w pułapce. Izabell, Nico, ratujcie! Starałam się wyszukać ich wzrokiem i dać im dyskretnie znać by tu podeszli. Modliłam się w duchu by mnie zauważyli.

Po moich słowach dałam znać Williamowi, ze jednak chcę się udać do towarzyszy, mając nadzieję że na to przystanie. Jeśli jednak znowu mnie powstrzyma, posłucham co ma do powiedzenia.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 20-05-2008, 20:26   #154
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

Gdy pan Moorhous zabrał pannę Brown na stronę, Nico odprowadził ich wzrokiem. Nie mógł wiedzieć, co za plany ma ich nowy "brat" z Zakonu, ale jeśli wierzyć Call'owi oraz gdy przypomnieć sobie jego strach przed tym miejscem, to możliwe, że nie było to nic dobrego. Ale panna Brown była dużą dziewczynką, więc raczej sobie poradzi. Zresztą, miał ją w zasięgu wzroku, no i było tutaj wielu innych członków bractwa. Raczej nie wierzył, żeby Moorhous miał wobec niej jakieś niecne plany, na pewno nie przy tak licznej widowni...

Zaciągnął się papierosem. Mrużąc oczy, poprzez kłęby dymu przyglądał się członkom Zakonu obecnym na sali. Doprawdy... wyglądało, że członkiem zakonu mógłbyć praktycznie każdy. Policjant, sędzia, bankier, kasjer, inżynier, lekarz... gangster... Takich ludzi jak tutaj mógłby spotkać praktycznie wszędzie w Bostonie. I spotykał. Miał wrażenie, że dostrzegł przynajmniej jedną lub dwie znajome twarze meżczyzn, których wydział raz czy dwa razy w Cotton Club. Możnaby przypuszczać, że macki zakonu są dosyć długie... Pewnie nawet nie był w stanie sobie wyobrazić jak bardzo. To w pewnym sensie tłumaczyło strach Call'a. Pomijając wszelkie nadprzyrodzone bzdury, ktoś kto odszedłby z zakonu mógłby mieć w dalszym codziennym życiu nie lada problemy, jesli członkowie Zakonu Srebrnego Zmierzchu byli wszędzie.

Zastanawiał się, gdzie mógłbyć Edward. Czy był tu na sali? Chyba nie... Nico już by go zauważył. Być może skontaktuje się z nimi w odpowiednim momencie. A może Zakon już się dowiedział o jego planie lub inni coś zaczęli podejrzewać? Wówczas Call mógłby być w opałach...

Tak pogrążywszy się w całkiem długich rozmyślaniach, prawie zapomniał, że tuż obok jest panna Review. Cóż, pozwolił sobie na nietakt niezręcznego milczenia, ale nie dbał o to aż tak bardzo. Tym niemniej wypadało się odezwać.

- Nie jest to zapewne coś, czego można by się spodziewać po ludziach z 'mistycznego bractwa'? - powiedział, uśmiechając się półgębkiem - Nie widać tutaj nic nadzwyczajnego.

Spojrzał w głab sali, tam gdzie panna Brown prowadziła rozmowę z Wiliamem. Początkowo wydawało się, że Jennifer czuła się całkiem dobrze w obecności ich nowego znajomego, ale teraz jakoś wcale na to nie wyglądało.

- Chyba panna Brown nie jest zachwycona nowym adoratorem - zaśmiał się pod nosem.

Widząc, że spojrzała z nadzieją w ich stronę jakby szukając ratunku, uznał, że chyba nie powinni jej tak zostawiać. Chcąc niechcąc, siedzieli w tym razem i mogli liczyć tylko na siebie nawzajem.

- Może jednak nie powinniśmy się rozdzielać - mruknął, po czym zwrócił się do panny Review - Czy zgodzi się pani ze mną? Może włączymy się do chyba dosyć żywej dyskusji między panną Brown a naszym nowym znajomym? Skoro nigdzie nie widać Call'a, ten człowiek jest naszym punktem zaczepienia. Warto spróbować - odłożył pusty kieliszek na tacę przechodzącego kelnera, po czym podał pannie Review ramię z zamiarem pójścia w stronę pana Moorhousa i panny Brown.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 21-05-2008, 10:24   #155
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Moorhous


Chwilowe podniesienie emocji i dawka stresu jaką William zafundował Jennifer podziałała na nią pobudzająco. W jej ruchach dało wyczuć się niepokój, ale zapewne wzmogło to również jej czujność. W takich sytuacjach możliwe są różnorodne reakcje.

Jennifer widocznie nie chciała już dłużej ryzykować samotnej rozmowy z niedawno poznanym członkiem Zakonu. Nie patrzyła już na Williama, ale poszukiwała wzrokiem swych towarzyszy. To naturalna reakcja w chwili niepewności i zagubienia poszukujemy czegoś lub kogoś znajomego. Łudzimy się, że lęki się rozwieją, a do podrażnionego i zestresowanego umysłu powróci błogi spokój.

„Może powinienem jej powiedzieć, że prawie cała nasza rozmowa to sprawdzian jej reakcji w sytuacjach trudnych i kryzysowych. Nie. Nic jej na razie nie powiem. Na razie zaczekam z tym, aż będzie w stanie zrozumieć powody, dla których prowadziłem rozmowę w ten sposób.” – rozmyślał William.

„Próba opanowania emocji przez Jennifer w sytuacji nacisku i mimo podniesienia adrenaliny wypadła całkiem nieźle. Zważywszy na niezwykłe okoliczności – obce miejsce, obcy tłum ludzi – jej zachowanie można określić jako normalne.” – podsumowywał w myślach William.

Ciekawe czy Jennifer odczuwa choć trochę satysfakcji. W końcu to ona dowiedziała się czegoś Edwarda Callu, a nie jej towarzysze. Może teraz pochwalić się towarzyszom, że wie o powiązaniach Williama z Edwardem. Poza tym to ona została wybrana do rozmowy przez Wiliama.

- Stanie w miejscu też nie przynosi korzyści. Czasem lepiej ruszyć do przodu. – odezwała się Jennifer wyrywając Williama z chwilowego zamyślenia.

- Z pani słów można wnioskować, że woli pani działać niż biernie oczekiwać na rozwój wydarzeń. Ma pani na myśli jakieś konkretne działania? - odpowiedział mężczyzna i nie czekając na odpowiedź Jennifer zaczął mówić dalej.

- Panno Brown stoimy teraz w miejscu. Ale to tylko pozorny bezruch. Mimo naszej woli poruszamy się, a ściślej mówiąc jesteśmy poruszani. Wiele zależy od perspektywy jaką przyjmiemy. Jeśli spojrzeć na to z perspektywy kosmicznej. To planeta, na której żyjemy ciągle się porusza, a my wraz z nią. Czas również nie stoi w miejscu. To inna forma ruchu – ciągle podróżujemy w strumieniu czasu. W ciągu naszej rozmowy postarzeliśmy się o kilkanaście minut.

Williama opanował dość niespodziewanie refleksyjny nastrój i zapewne to było przyczyną tej nieplanowanej dygresji. Widząc nieznaczne zdziwienie Jennifer tym filozoficznym wywodem zamilkł na krotką chwilę.

Nagle poczuł, że zaschło mu w gardle i wymownym spojrzeniem przywołał przechodzącego kelnera, który niósł przed sobą tacę wyładowaną kieliszkami, wśród których wyróżniały się dwie szklanki soku.

- Ma pani ochotę na coś do picia? – zwrócił się do swojej towarzyszki, ale widząc, że Jennifer jest bardziej zainteresowana rozglądaniem się po sali odwrócił się do kelnera.

- Proszę podać szklankę tego napoju – zadysponował William.

- Ależ proszę pana to zamówienie…- wykrztusił z siebie sługa i zamilkł porażony rozkazującym wzrokiem Williama - … specjalne. – dokończył niepewnym głosem przestraszony kelner.

- Zgadzam się. To zamówienie specjalnie dla mnie. – William mocno zaakcentował ostatnie słowa jednocześnie zabierając z tacy szklankę z sokiem. Lokaj cały zesztywniał jak wykrochmalony kołnierzyk i stał tak oniemiały przez kilkanaście sekund patrząc jak William sycił pragnienie. Po chwili kelner odszedł z pustą szklanką.

- Panno Brown widzę, że znalazła pani swoich znajomych – zwrócił się do Jennifer – Chodźmy do nich. – rzekł i poprowadził ją w stronę Nico i Izabell.

Kiedy William i Jannifer stanęli na przeciw Izabell i Nico muzyka na chwilę zamilkła. Cisza trwała zaledwie kilka sekund, tak krótko, że niektórzy członkowie zakonu pochłonięci rozmową nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Jednak Williamowi ten moment wydał się trochę dziwny. Tak jakby czas zatrzymał się razem z muzyką, a otaczająca ich przestrzeń zgęstniała i na moment zastygła w bezruchu. Po chwili szafirowa kulka zamocowana na ramieniu patefonu ponownie opadła na płytę wydobywając z niej nowe dźwięki.

- Witam państwa ponownie – William zwrócił się do Izabell i Nico, a słowa powitania zaakcentował delikatnym skinieniem głowy.


 

Ostatnio edytowane przez Adr : 25-06-2008 o 14:12. Powód: Dodałem niewielki fragment na końcu postu.
Adr jest offline  
Stary 14-09-2008, 16:24   #156
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Izabell Review

Cyniczny uśmiech spływających purpurą warg Izabell doskonale współgrał z blaskami rzucanymi na jej twarz przez dyskretne oświetlenie sali oraz błyskiem, który pojawił się w jej oczach, gdy tylko wyczuła intencje Moorhousa.

"Zbyt młody, zbyt ambitny."
Chwilowy brak taktu zaprocentował w oczach kobiety zupełną zmianą poglądu na osobę pana Moorhousa. Jednakże nie raczyła ona wykazać się takim samym brakiem ogłady i etykiety komentując na głos zachowanie młodzieńca. Z drugiej zaś strony jego poczynanie podpowiadało, iż ma on wyraźny cel w tym na pozór niewinnym spotkaniu. Obserwowanie ludzi zawsze przynosi korzyści, nie zależnie od tego czy próbujemy się od nich uczyć, czy jedynie ich osądzać... Jenifer bardzo chciała jawić się w oczach swych towarzyszy osobą przydatną i posiadającą możliwości, których niestety sama nie była pewna. Pan William szukał zaś nie tyle najsłabszego ogniwa jak mogło się zdawać, ale sprzymierzeńca... Wiadomą rzeczą jest, iż najlepszymi z sprzymierzeńcami są słabi ludzie, którym łatwo jest okazać zaufanie i którzy to zaufanie przyjmą z pocałowaniem w dłoń, a w przyszłości jeszcze się odwdzięczą... "Prawda Panno Brown?"

Czas spędzony z panem Castelano poświęciła na dyskretnie obserwację oddalającej się pary i osoby swoje towarzysza. Nie była pewna na ile cała sytuacja jej się podoba, oraz na ile ufa Jenifer. Każdy człowiek popełnia błędy i widomą rzeczą jest, iż nauka na cudzych jest niemożliwa. Jednakże niektórych pomyłek zbyt późno zauważonych nie da się już naprawić jeśli nie zorientujemy się w nich wystarczająco prędko. Izabell nie odczuwała popełnionego błędu w powierzeniu panienki Brown rękom dopiero co poznanego jegomościa.

"Spójrz w przyszłość" - niewielki plakat wiszący nad komódką zwrócił uwagę kobiety, której miejsce w którym się znajdowała, a zwłaszcza toczące się w nim rozmowy absolutnie nie nasuwały skojarzenia z przyszłością. Były jedynie ciągłym powracaniem do przeszłości. Mimo to rozbudził w niej wspomnienie spotkania w "Odeonie" , fanaberii Calla i insynuacji, które wysuwał by wciągnąć trójkę nieznanych mu ludzi w niezrozumiałą dla nich grę. Jednocześnie spróbowała przypomnieć sobie, czy w owy lokal zaszczycił, owego pamiętnego wieczoru swoją obecnością ktoś podobny do pana Moorhousa. Było to skojarzenie dość intrygujące, gdyż tylko on z członków bractwa okazał tak oczywiste zainteresowanie grupką nowicjuszy.

-"Nie jest to za pewne coś, czego można by się spodziewać po ludziach z "mistycznego bractwa?"

Pytanie pana Castelano przerwało rozmyślania i wywołało na jej jasnej twarzy ukradkowy uśmiech.

-Panie Castelano, a czegoż mogliśmy się spodziewać? Różnobarwnych świetlistych kul pod sklepieniami? Skomplikowanej maszynerii próbującej odebrać nam duszę? Dalej sądzę, iż pan Call jest człowiekiem nie do końca potrafiącym odnaleźć się w rzeczywistości, co jest wynikiem jego osobistych porażek. Niemniej zgadzam się z panem, Każde z nas bywało nie raz na podobnych uroczystościach oraz spotkaniach... Chociażby w Cotton Club, czyż nie mam racji ?

Nico nie raczył odpowiedzieć na oczywistą aluzję , iż Izabell wie kim jest. Być może był zaskoczony, zmieszany, bądź zupełnie zaabsorbowany proszącym spojrzeniem , które w ułamku sekundy wysłała im Jenifer.

Izabell ujęła podane jej przez pana Castelano ramię, jednak nie dała się podprowadzić ani kroku dalej. Dając mężczyźnie do zrozumienia swoją decyzję i opór odczuwalnym, acz nie bolesnym wbiciem paznokci w ramię. Dla niej stanowczo zbyt żywiołowo zaczęli reagować jej towarzysze. Możliwe, że była to ich reakcja na poczucie wyobcowania i lekkiego, choć coraz rozleglejszego odczucia niepewności, która budziła się z pewnością w duszy każdego z nich.

-Nico...

Spojrzała głęboko i władczo w oczy mężczyzny... Za takie spojrzenie z oczu takiej kobiety wielu ludzi oddałoby cały swój majątek włącznie z potomstwem...

-... Daj naszej towarzyszce proszę jeszcze odrobinę swobody... Nie jesteśmy jej rodzicami, aby czuć za nią odpowiedzialność... Nie wątpię, iż pan Moorhouse jeśli będzie miał coś do powiedzenia przeznaczonego także dla naszych uszu zaszczyci również i nas swoją obecnością. Teraz zaś proponuję jeszcze chwilę poczekać na rozwój wypadków i delektować się wyśmienitym Requim, które dane jest nam słyszeć.

Przelotnie spuściła wzrok z oczu Nico i rzuciła okiem na Jenifer i Williama, tak jak się spodziewała wracali oni do punktu wyjścia. Po czym znów zwróciła swoje wielobarwne tęczówki w brązową otchłań oczu Castelano.

-Raczy pan wybaczyć moje zachowanie, ale nie my gramy w tej chwili pierwsze skrzypce.Proszę mi jednak powiedzieć, jeśli jest pan w stanie, czy może mówi panu coś twarz i nazwisko Moorhouse? Zwłaszcza w kontekście naszego wspólnego wieczoru w "Odeonie"?

Cisza... Salę na moment owładnęła cisza, która w ułamku sekundy zgęstniała i zastygła, po czym pękła i rozwiała się bez najmniejszego nawet śladu. Wszystko wydarzyło się na tyle szybko, że Izabell nie zwróciła nawet uwagi na stojących naprzeciw niej Williama i Jenifer i dlategóż lekko drgnęła, gdy do jej uszu dotarło ugrzecznione powitanie Moorhous'a. Wyuczonym uśmiechem i automatycznym gestem dłoni odpowiedziała na nie, jednocześnie zagubiając się we własnym umyśle w poszukiwaniu potwierdzenia realności minionego chwilę temu wypadku.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 14-09-2008 o 18:45.
rudaad jest offline  
Stary 15-09-2008, 00:38   #157
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

- Niemniej zgadzam się z panem, Każde z nas bywało nie raz na podobnych uroczystościach oraz spotkaniach... Chociażby w Cotton Club, czyż nie mam racji?

Nico spojrzał na Izabell. Jego twarz nie wyrażała ani zaskoczenia, ani zakłopotania. Uśmiechnął się tylko lekko. Nie był pewien czy mógł ją tam spotkać. Kto wie... zasadniczo jej twarz w pewnym stopniu od początku wydawała mu się znajoma ale nie mógł jej powiązać z żadnym miejscem lub wydarzeniem. Kiedy wspomniała o Cotton Club to rzeczywiście, może tam ją kiedyś widział, ale nie pamiętał w jakich okolicznościach. Chociaż nie było to miejsce, w którym odbywałyby się podobne uroczystości jak ta tutaj. Z wierzchu był to całkiem ekskluzywny klub, jednak była to tylko estetycznie wyglądająca otoczka. Wielu zwykłych ludzi było nieświadomych tego, co tak naprawdę czasem się tam działo i kto tak naprawdę rządził tym miejscem. Albo też nikt o tym publicznie nie mówił.
- Owszem - odparł, z lekkim uśmieszkiem na twarzy, powstrzymując się od kontynuowania tematu.

Uśmiechnął się w duchu dostrzegając nagle zabawną analogię. To co działo się tutaj również było otoczką. To co naprawdę działo się w zakonie częściowo ujawnił im Call, choć równie dobrze mógłby to być stek bzdur a zakon mógł przypominać zwyczajne kółeczko wzajemnej adoracji dla różnych osobistości Bostonu.

- Nico...
Izabell spojrzała mu w oczy. Poczuł, że ta kobieta zdaje się mieć wrażenie, że w każdym mężczyźnie potrafi wywołać takie reakcje jakie zechce. Doskonale znał ten rodzaj spojrzenia. Nie drgął ani jeden mięsień na jego twarzy podczas gdy głęboko w duchu się uśmiechnął. Postanowił nie pozbawiać tej pięknej kobiety złudzeń i posłał jej ciepłe spojrzenie.

Niewątpliwie nie miała ochoty ruszać pannie Brown z odsieczą. Cóż, wyglądało na to, że nie będzie to konieczne ponieważ ona i pan Moorhous własnie do nich wracali. Zanim nadeszli zdążył jeszcze odpowiedzieć na pytanie panny Review:
- Niestety nie przypominam sobie abym kiedykolwiek słyszał to nazwisko - powiedział sciszonym głosem - ani żebym kiedyś widział tego człowieka. Jeśli jego osoba wydaje się pani w jakiś sposób podejrzana - przerwał na moment widząc, że Jennifer i William już są prawie przy nich, po czym dokończył - to nie jest w tym pani osamotniona - powiedział uśmiechając się w stronę ich towarzyszy.
- Rozumiem, że stęsknili się państwo za naszym towarzystwem? - powiedział pogodnie Nico, rzucając badawcze spojrzenie w stronę panny Brown, po czym spoglądając prosto w oczy Moorhousa - Właśnie zaczynaliśmy się z panną Review zastanawiać gdzie przepadliście.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...

Ostatnio edytowane przez Malekith : 15-09-2008 o 10:09. Powód: drobna edycja po małym ustaleniu faktów z Rudą ;-)
Malekith jest offline  
Stary 15-09-2008, 19:39   #158
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Moorhous


Nico i Izabell powitali uśmiechami powracającego Williama i Jennifer. Moorhous zdziwił się, że oboje tak łatwo ujawnili mu zamaskowany niepokój objawiający się w nieszczerych uśmiechach. To jeden z najprostszych mechanizmów psychologii. William zawsze miał uznanie dla nowoczesnych i żywiołowo rozwijających się dziedzin nauki. Sam zajmował się i był entuzjastą jednej z nich.

„- Rozumiem, że stęsknili się państwo za naszym towarzystwem?” – żartobliwe pytanie Nico w takiej sytuacji jeszcze dobitniej potwierdził podejrzenie Williama. Ton głosu mężczyzny prawdopodobnie maskował jego prawdziwe odczucia, ale spojrzenie prosto w oczy Williama świadczyło o pewności siebie pana Castelano.

- Ciekawy tok rozumowania, panie Castelano - William postanowił podjąć rozmowę w nieco innym tonie niż zaproponowany przez mężczyznę – Nazywanie uczuć to bardzo delikatny grunt. A szczególnie jeśli chodzi o wspomnianą przez pana tęsknotę. Jednak w kwestii nazywania uczuć kobiety mają większe doświadczenie – Will spojrzał znacząco na Jenifer. Ale równie ciekawy był czy pan Castelano przejmie na siebie ciężar rozmowy.

Jedynie Izabell zachowuje pozorny spokój. Ale Wiliam był pewny że nie zgodziłaby się odgrywać roli statystki czy pięknego dodatku do pana Castelano.

- Jestem pod wrażeniem – William zrobił pauzę aby mieć chwilkę na dyskretne spojrzenie w stronę Izabell – muzyki i towarzystwa – dodał siląc się na powagę.

- Chciałbym przekazać państwu pozdrowienia od naszego wspólnego znajomego Edwarda Calla. Dzięki jego zaproszeniu trafili pańswo do zakonu, prawda? - William uśmiechnął się - Pan Call poprosił mnie, abym skontaktował się z państwem. Proszę iść za mną jeśli państwo są zainteresowani? Przejdziemy w miejsce, gdzie będzie można swobodniej porozmawiać. - dopowiedział William.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 23-09-2008 o 00:55.
Adr jest offline  
Stary 08-10-2008, 00:53   #159
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

Filozoficzno intelektualny bełkot Moorhous'a niezbyt podobał się Nico. Nie zwykł wikłać się w gierki słowne ani w tego typu konwersacje. Nigdy nie czuł się w tym zbyt dobrze. Miał wrażenie, że Moorhous chce mu rzucić swego rodzaju wyzwanie lub po prostu próbuje zgrywać Bóg wie kogo.

Jennifer nie sprawiała wrażenia zbyt skorej do rozmowy. Być może już dość nagadała się z Wiliamem i miała go dosyć. Jeśli również z nią wdawał się w podobne rozmówki, to może po prostu wolała się już nie odzywać, aby nie prowokować go do dalszej rozmowy.

- Cóż, panie Moorhous - mruknał Nico - Również uczucia wymagają tego, aby je jakoś nazwać - zimne spojrzenie jego oczu wbiło się w oczy mężczyzny - Nie zawsze również należy traktować wszystko, co się słyszy, zbyt dosłownie.

Postanowił nie drążyć dalej tematu. Stwierdził, że może da to facetowi do myślenia. Lub nie...

- Jestem pod wrażeniem - powiedział Moorhous - muzyki i towarzystwa.

Nico odniósł wrażenie, że słowa Wiliama nie były zbyt szczere. Mógł się jednak mylić. Zresztą można je było interpretować na kilka sposobów.

Gdy wspomniał o Callu, Nico posłał mu badawcze spojrzenie. Rzeczywiście, to Call ich tu zaprosił i zapewne nie było to tajemnicą w zakonie. Call obawiał się, że ktoś mógłby się dowiedzieć, że planuje odejść. Nie było żadnej pewności, że Moorhous mówił prawdę. W tej chwili jednak nie mieli innego wyjścia. Zgrywanie idioty i udawanie, że nie wiedzą o czym mówi, było bezcelowe. Być może podczas rozmowy z Jennifer na osobności ona już się zdradziła, że go znają. Nie był tego pewien, ale najbezpieczniej i najrozsądniej jego zdaniem było brnąć w to, w co próbował ich wciągnąć ten facet. Postanowił jednak być czujny.

- Rzeczywiście, cały czas zastanawiałem się, gdzie się podziewa Edward - powiedział bez ogródek - Chcieliśmy mu osobiście podziękować. Niecodziennie ma się możliwość przebywania w tak znamienitym towarzystwie - uśmiechnął się półgębkiem, wciąż uważnie lustrując Wiliama, jego twarz, spojrzenie...
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 14-10-2008, 10:26   #160
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wiliam Moorhous

Jedynie pan Castelano zainteresował się Callem. Obie piękne panie milczały i Williamowi wydawało się, że trochę nudzi je ta sytuacja. Ale nie zamierzał przejmować roli bawidamka.

- Pan Edward Call niestety nie mógł wziąć udziału w dzisiejszej ceremonii przyjęcia nowych członków. Niektórzy bracia mówili, że to przeciw zwyczajowi by osoba zapraszająca do bractwa nie brała udziału w uroczystości. Ale Edward ostatnio bardzo podupadł na zdrowiu. Rozchorował się i dlatego nie mógł się z państwem spotkać na tej sali. Poprosił mnie, abym skontaktował się z państwem. – William zrobił pauzę w wypowiedzi.

William odczekał chwilę zlustrował twarze nowicjuszy. "Pewnie teraz zastanawiają się ile o nich wiem." - uśmiechnął się do swoich myśli. Rozmowę postanowił jednak odwrócić w stronę profesora i zaczął o nim opowiadać:

- Cóż mogę powiedzieć o naszym wspólnym znajomym Edwardzie Callu. Słyszałem o nim i jego badaniach jeszcze w czasie, kiedy pracował na Massachusetts Institute of Technology. Był uznawany za jednego ze zdolniejszych naukowców. Jednak osobiście poznałem go dopiero w Zakonie. Mamy kilka wspólnych zainteresowań, więc spotkaliśmy się kilka razy. Może nie jest idealnym partnerem do rozmów, ale naukowcy mimo swej olbrzymiej wiedzy zwykle nie posiadają talentu krasomówczego. Jednak nieźle nam się współpracuje.

- Jak już wspomniałem Edward jest osłabiony i znajduje się obecnie w izbie chorych pod opieką lekarza. Ale możemy go wspólnie odwiedzić jeśli mają państwo na to ochotę?
 
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172