Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-09-2008, 10:29   #51
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Głęboki oddech. Powietrze wypełniło całe płuca, wypychając brzuch i żebra, dostarczając ciału drogocenny tlen*. Całkowita wymiana gazów. Gorszy na lepszy, miejski na wiejski. Diana napawała się chwilą. Góry. Lasy. Miejsce prawdziwe.

Jeśli kiedyś Julia Diana będzie twierdzić, że Salzburg to paskudne miasto, a przyznajmy szczerze, będzie na pewno, bo podobnie jak towarzysząca jej łowczyni lubi sobie pomarudzić, nie wierzcie jej. Tak naprawdę uważa, że Salzburg jest wręcz uroczy. Jak na miasto, rzecz jasna. Ale żadne zabytki, stare parki, żadna błękitna rzeka nie zastąpią majestatu dzikich gór. W rzeczy samej Julka wysiadała z pociągu cała w skowronkach. To nic, że stacja, że metalowe szyny, zapach spalin z lokomotyw, że nieładny budynek, to nic. Julka wyskoczyła z pociągu pośpiesznie, jak dziewczyna żołnierza, wróć, jak żołnierz wracający z frontu do ukochanej (jedyne możliwe skojarzenie w towarzystwie Andreasa). Och chciałaby teraz być Artemidą, objąć ogromnymi ramionami powietrze, krzyknąć już jestem, tęskniłam, wróciłam. Cały rok akademicki w mieście. Już nigdy przenigdy sobie tego nie zrobi.

Rozpromieniona uśmiechała się do wszystkich, z Faustinem włącznie. Z dużą torbą przerzuconą przez ramię chciała już iść dalej nawet nie znając kierunku, iść dla samej przyjemności tej drogi przesyconej zapachem ziemi i żywicy.
Okazało się jednak, ze czeka na nich śpiący na ławce wiejski głupek. Gdy Andreas cierpliwie i uprzejmie rozmawiał z wielkoludem, Julka próbowała zapanować nad chęcią wyrwania do przodu, wręcz fizycznie czując niecierpliwość olbrzymiej łowczyni, której wielkie ręce obracały Julkę w stronę lasu. Obejrzała Bertę i wielkoluda* przez chwilę podekscytowana myślą o przejażdżce. Lubiła powozić, im szybciej tym lepiej, ale niestety dla takiej staruszki jak Berta mogłoby się to źle skończyć.

Cały dialog między miejscowym głupkiem, a Jegrem - niesamozwańczym przywódcą skromnej grupy, rozegrał się trochę poza świadomością Julki, ale zareagowała na pomysł, że pojedzie z bagażami.
- Powariowaliście chłopaki, ja musze rozprostować nogi.
Julka nie wrzuciła torby na wóz, biedna Berta i tak miała dość.
- Czyli przejdziemy się wszyscy? – zapytała Andreasa
Pięknie tu macie – uśmiechnęła się do wielkoluda
Dziewczynie zachciało się obejrzeć wszystko dokładniej*. Rękawica była tu bardzo cienka. Diana nie miała wielkiej wprawy w zaglądaniu poza horyzont rzeczywistości. Zakręciło jej się w głowie, usiadła na chwilę na ławce, z której wstał mężczyzna. Oglądała okolicę słyszała śmiechy dochodzące z pobliskiego lasu, dostrzegła poświatę niektórych miejsc, przedmiotów.
Może zajrzymy tam do lasu? – pokazała na miejsce, z którego słyszała śmiechy. - Zobaczymy, kto i dlaczego chichocze? Małe śledztwo nie na temat –roześmiała się – Za to zrobimy się bardziej miejscowi, wiedząc, kto z kim włóczy się po lasach.
 
Hellian jest offline  
Stary 28-09-2008, 00:40   #52
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Andreas przysłuchiwał się szeptom i rozmowie. Już widział, że nikt nie ma zamiaru jechać na wozie. I to nie tylko dlatego, że kierował się dobrem zwierzaka. Westchnął tylko na słowa Juliana i widząc, że chce dobrze, mruknął tylko: "Może zrobimy inaczej". Jeśli mają ruszać w drogę to już najwyższy czas. Stanie tutaj nie przybliży ich ani trochę do miasteczka a ruszyć trzeba. Jeśli nawet Kurt dałby radę pójść to tak trzeba zrobić. Lepiej trzymać się razem.
- Hansie, to w takim razie jedź do miasteczka sam. Jeśli ktoś zostawi rzeczy na wozie, to zawieź je do komisarza i tam je odbierzemy. W taki ładny dzień - Eutanatos rzucił okiem na rozwiewające się mgły i niski pułap chmur - szkoda męczyć Bertę a nam przyda się spacer po ciasnocie pociągu. Ruszymy piechotą a gdybyś był szybciej niż my, to daj znać komisarzowi, że już do niego zdążamy.
Andreas poprawił plecak na plecach. Ściągnął troki, zacisnął pas i sprawdził, czy w kieszeni ma swoje ulubione figury szachowe.
- To ruszajmy zatem. I nie wiem, czy dobrze będzie rozglądać się za czymś w lesie, co może okazać się grzybiarzami albo, co gorsza, pijanymi turystami. Hans sam mówił, że kręcą się tacy po lasach.
Cieszył się, że Julia jest znów tą wesołą Julią jaką wszyscy znamy. I nie cieszył się, że marsowa mina i zacięty wyraz twarzy znów zagościł na obliczu Faustina. Może ta cała sprawa wszystkich zmieni? Niezbadane są koleje Koła Losu. Jedno zaś jest pewne - kręcić się będzie ono niezależnie od tego, czy będziemy kręcić się razem z nim, czy będziemy się tylko przyglądać.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 13-11-2008, 23:00   #53
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Wszyscy zgodzili się z Andreasem. Aura ciszy i spokoju jaka go otaczała oraz bijący z jego oczu autorytet spowodowały, że bez szemrania wrzucili część bagażu na rozklekotany wóz. Po krótkiej wymianie zdań, okraszonej zamaszystą gestykulacją Hans wytłumaczył Andreasowi i Kurtowi jak najprościej dotrzeć do Oberwink oraz gdzie szukać komisarza. Eteryta chłonął każde słowo wielkoluda w jego głowie automatycznie, kawałek po kawałku zarysowywała się mapa okolicy. Drogi, rzeki, jeziora, miasta i wsie każdy drobny szczegół został zanotowany i naniesiony na wyimaginowany model topograficzny otaczającego ich terenu. Pożegnawszy się uprzejmie z poczciwym olbrzymem oraz jego chabetą młodzi członkowie Kabały Otwartego Umysłu ruszyli na spotkanie tajemnicy i przygodzie.

Na przedzie szli Kurt z Julianem dyskutując z ożywieniem na temat wampirycznej teorii Chórzysty. Głęboka wiara w nadnaturalne byty i wyższą moc sprawczą starła się z zdroworozsądkowym realizmem. Na policzki chłopaka wstąpiły rumieńce, a Eteryta pochłonięty dyskusją zdawał się zapomnieć o odniesionej niedawno kontuzji. Dopiero gwałtowny ruch zawieszonej na kwiecistym temblaku dłoni, w niemiły sposób przypomniał o zwichniętym barku. Kurt skrzywił się i syknął coś pod nosem.

Tuż za nimi maszerował dziarsko Andreas, oddychając pełną piersią i podziwiając okolice. Przed ich oczami rozpościerał się malowniczy widok na miasteczko Elsbethen. Stacja była położona na wzniesieniu otoczonym lasem. Kiedy opuścili niewielki budyneczek dworca mogli podziwiać leżące u podnóża pagórka przytulające się do siebie murowane kamieniczki oraz sieć wąskich, brukowanych uliczek, tworzących coś na kształt dedalowego labiryntu.

Faustin wlókł się powoli, próbujący zgłębić plan Najwyższego co do jego własnej osoby i tej dziwacznej, plugawej gromady, której chcąc nie chcąc stał się częścią. Czego od niego oczekiwał i czy on, pokorny sługa Pana, Jego karzący miecz i oczyszczający ogień podoła wyznaczonemu mu zadaniu, kiedy stanie się już ono dla niego jasne?

Julia zamykała pochód. Na chwilę przystanęła na skraju lasu. Drzewa spowite poranną mgłą szumiały swą odwieczną, pradawną pieśń na cześć Matki Natury. Nozdrza dziewczyny wypełnił ciężki, żywiczny zapach połączony z delikatną wonią dzikich kwiatów.





Nagle do uszu Diany znów dobiegły dziecięce śmiechy, tak czyste i piękne niczym dźwięki wygrywane na kryształowych dzwoneczkach. Pomiędzy omszałymi pniami zamigotały tęczowe barwy zwiewnych szat i jasne, smukłe, efemeryczne sylwetki.

- Julia! Julia, pośpiesz się! Co jednak zdecydowałaś się na przejażdżkę bryczką! - głos Kurta brutalnie wdarł się w ten bąbel baśniowej rzeczywistości.

Wszystko prysło niczym bańka mydlana. Gdyby wzrok mógł zabijać Etaryta padł by trupem na miejscu. Zamiast tego pomachał do dziewczyny wesoło zdrową ręką i wrócił do rozmowy z Julianem, w którą zdążyli już wciągnąć Andreasa. Pytając go o podejście jego Tradycji do tego pasjonującego zagadnienia. Bo przecież, kto, jak kto ale Eutanatosi, powinni wiedzieć najwięcej o takich nieumarłych bestiach. Po chwili kluczyli wąskimi, zacienionymi uliczkami Elsbethen.




Kierując się nieomylnym zmysłem orientacji w terenie Kurt wyprowadził swoich towarzyszy wprost na nieduży, swojski ryneczek. Miasteczko właśnie rozpoczynało swój dzień, po spokojnej, dającej wytchnienie nocy. W koło rozstawiono stragany, z pobliskiej piekarni, przez otwarte drzwi dochodził aromat świeżo upieczonego chleba i cynamonowych bułeczek, regionalnego specjału. Młodzi spojrzeli na siebie. Andreas zerknął na zegarek, dochodziło w pół do dziewiątej. To miał być ich ostatni kontakt z tak zwaną cywilizacją, ostatnia szansa na uzupełnienie ekwipunku czy wizytę u lekarza. Potem miały być tylko góry, lasy i droga na końcu której czekał na nich niezidentyfikowany, okaleczony nieboszczyk. Jak wytłumaczył im Hans, trzeba było opuścić rynek uliczką koło szewca, a potem przez kilkuset metrów piąć się w górę, by po paru minutach opuścić miasto.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 13-11-2008 o 23:24.
MigdaelETher jest offline  
Stary 18-11-2008, 16:09   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Być może Hans nie wszystkie klepki miał na swoim miejscu, ale bez wątpienia znał okolicę. I z fragmentów jego relacji dało się złożyć jasny i klarowny obraz otaczającego ich terenu.
Przynajmniej dla Kurta nie stanowiło to problemu.

"Nie tyle szkic okolicy, co niemal mapę sztabową można by stworzyć" - pomyślał, uświadamiając sobie, że w tej chwili trafiłby nie tylko do każdej ukrytej w lesie chaty, ale znalazłby również kilka charakterystycznych drzew...

- Trafimy z pewnością - powiedział do Hansa. - Dziękuję bardzo. Do zobaczenia.

Nie był pewien, czy wpatrzony w Julię olbrzym słyszał choćby słowo. A może i dotarło, skoro w końcu skinął głową.

Kurt odprowadził wzrokiem skrzypiący wehikuł, a potem zadał retoryczne pytanie:

- To co? Idziemy?


Ruszył przodem wraz z Julianem. Aby urozmaicić wędrówkę wrócili do przerwanej dyskusji.

- Wampir? - wątpliwości brzmiące w głosie Kurta były aż za dobrze słyszalne. - Mógłbym śmiało powiedzieć 'Nie uwierzę, aż nie zobaczę'. Wiara i intuicja niezbyt do mnie przemawia. Dla mnie liczą się fakty...
- Jestem pewien, że te wszystkie wampiry, o których tyle ludzie opowiadają, to zwykłe przypadki porfiryzmu. Tej chorobie - poprawił okulary i przymknął na chwile oczy, wygrzebując z pamięci widzianą kiedyś stronę encyklopedii - w skrajnych przypadkach towarzyszy je wrażliwość na światło, oparzenia od słońca, obkurczanie dziąseł... Potem wygląda, jakby zęby były dużo dłuższe...

- Te różne legendy... - w ostatniej chwili powstrzymał się przed lekceważącym machnięciem ręką. A i tak bark nieźle go zabolał. Aż syknął z bólu.

- Nic się nie stało - powiedział uspokajająco, odrobinę tylko mijając się z prawdą.

Obrócił się by zobaczyć, co porabia reszta, czy Julia i Faustyn nie zabierają się za wznowienie sporu.
Faustyn szedł ze skwaszoną miną, zaś Julia, z nieobecnym wyrazem twarzy, zostawała coraz bardziej z tyłu.

- Julio! - zawołał. - Julio, pośpiesz się! Co, jednak zdecydowałaś się na przejażdżkę bryczką?

Spojrzenie, jakim obrzuciła go Werbena było nad wyraz zimne. Eteryta odruchowo sprawdził, czy temperatura powietrza nie obniżyła się o parę stopni.
Mimo tego uśmiechnął się i pomachał do dziewczyny, pamiętając już, by nie używać prawej ręki, a potem wrócił do przerwanej dyskusji. Wciągając w rozmowę Eutanatosa.

- Andreasie, a co ty powiesz na temat wampirów? Czy z punktu widzenia twojej Tradycji możliwe jest istnienie takich stworów? Takie półżycie, półśmierć?


Doszli wreszcie do miasteczka.
Chociaż uliczki układały się w prawdziwy labirynt Kurt bez problemu dotarł na niewielki ryneczek.

- Proponowałbym zatrzymać się na moment - zaproponował Kurt. - Te bułeczki pięknie pachną... Każdemu po jednej, czy ktoś chce dwie?

Miasteczko stanowiące ostatni punkt cywilizacji przed zagłębieniem się w górach i lasach było równocześnie ostatnią szansą na uzupełnienie ekwipunku, ale nie zamierzał robić z siebie idioty przypominając o tym komukolwiek.
Do tutejszego lekarza też nie zamierzał wstępować. Nie sądził, by tutejszy konował był w czymkolwiek lepszy od Werbeny. Nawet tak młodej, jak Julia.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-11-2008, 17:10   #55
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ruszyli i to tak jak Julian lubił, pieszo. Szedł z przodu i podziwiał widoki. Malownicze lasy i wzgórza zapierały dech w piersi. Gęste lasy były tak cudownie dzikie i nie tknięte ludzką ręką...Krajobraz biegł co raz w górę to w dół. Jak ludzie w miastach mogą zapominać o pięknie dzikiej przyrody? Julian tego nie rozumiał. Sam zawsze wolał żyć w mieście niż na wsi ale uwielbiał wypady po za miasto. Obojętnie na ryby czy ze znajomymi pod namiot, byle na łono przyrody.
Jednak szybko uwaga Chórzysty została odciągnięta od przyrody przez Kurta. Eteryta nawiązał do wampirzej dyskusji.

- Wampir? - słychać było, że Kurt wątpi w ich istnienie- Mógłbym śmiało powiedzieć 'Nie uwierzę, aż nie zobaczę'. Wiara i intuicja niezbyt do mnie przemawia. Dla mnie liczą się fakty...
Julian przysłuchiwał się z uwagą rozmówcy, Kurta było ciężko przekonać do swoich racji bez niezbitych argumentów ale rozmowy z takimi osobami są najciekawsze.
-Jestem pewien, że te wszystkie wampiry, o których tyle ludzie opowiadają, to zwykłe przypadki porfiryzmu. Tej chorobie - Eteryta poprawił okulary i na chwilę się zamyślił - w skrajnych przypadkach towarzyszy je wrażliwość na światło, oparzenia od słońca, obkurczanie dziąseł... Potem wygląda, jakby zęby były dużo dłuższe...
Chłopak chwilę się zastanowił, nie był fanatykiem, który nie potrafi logicznie myśleć i ciągle powtarzał wyuczone argumenty.
-Wierzę na słowo, że taka choroba istnieje. Nie jestem w medycynie zbyt mocny. No ale w jaki sposób wytłumaczysz strach wampira przeciwko srebru? Bo awersja do czosnku i symboli kościelnych jest łatwa do wytłumaczenia. Trzeba też pamiętać jedno, wcale nie tak dawno nie wierzyliśmy w magię, była dla nas zabobonem wymyślonym przez ciemnotę. A teraz? Podobnie może być z wampirami.
- Te różne legendy...-Eteryta wykonał zbyt gwałtowny ruch wybitą ręką przez co sykną z bólu.
-Nic Ci nie jest?- Julian był wyraźnie zaniepokojony.
- Nic się nie stało -Eteryta go od razu uspokoił. Kurt przerwał ich rozmowę odwrócił się i dopiekł Juli, jednak Julian nie słuchał go odbiegł myślami od swoich towarzyszy. Przypomniał sobie cel ich myśli, mając stanąć twarzą w twarz z kimś kto morduje bez skrupułów. Młody chórzysta ledwo rozumiał ludzi gotowych zabić w obronie życia, podczas gdy ma pomóc znaleźć psychopatę. w myślach przyznał racje Juli, łatwiej byłoby walczyć przeciwko wampirowi, który jest z natury zły a nie człowiekowi, który ma rodzinę jest przykładnym ojcem i mężem. Julian słyszał i o takich przypadkach, gdzie przykładny obywatel był mordercą.
Z niezbyt wesołego rozmyślania wyrwał go Kurt i Andreas, Julian przysłuchiwał się ich wymianie zdań od czasu do czasu coś wtrącając.
Gdy doszli do Elsbethen, ostatniego cywilizowanego miejsca przed ich celem Kurt zaoferował kupno bułek.
-Poproszę
Rozejrzał się po straganach, zawsze lubił takie jarmarki. Atmosfera była niepowtarzalna. Do tego atmosfera małego miasteczka gdzie każdy każdego zna, gdzie jest względny spokój. Może kiedyś się do takiego przeprowadzi?
-Ja raczej nic nie potrzebuje wszystko mam.
Chórzysta jeszcze raz rozejrzał się po całej sielankowej sytuacji, wiedział, że już nie długo to się skończy, że stanie na przeciwko psychopaty. Wszyscy mogli zauważyć, że coś go zmartwiło ale szybko uśmiechnął się sztucznie.
-To co? Idziemy? Jak to się wszystko skończy musze wrócić pozwiedzać to miasto. Można często znaleźć ciekawego zabytki w takich miejscach.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-11-2008, 11:49   #56
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Chciała je zobaczyć dokładnie, eteryczne istoty niczym elfy z legend, wiec, kiedy Kurt przerwał chwilę koncentracji miała ochotę nim potrząsnąć. Zamiast tego zachowała się jak istota cywilizowana i tylko zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
Spróbowała ponownie przywołać widziany wcześniej obraz (duch).
- Widziałaś to? –Zapytała Diany, ale zaraz odpowiedziała sobie sama – Och pewnie, że widziałaś, jesteś przecież częścią mnie. Czasem bym chciała, żebyś była bardziej obiektywnie.

- Wampiry – kontynuowała potem rozmowę ze swoim awatarem – zaryzykowałabym stwierdzenie, że Julianowi frustracja seksualna rozwija wyobraźnię – roześmiała się.
- Dobra, dobra, nie musisz mi tego mówić. Zresztą ja widziałam to naprawdę.
- No oczywiście, że nie, żeby być sfrustrowanym trzeba mieć choć trochę wyobraźni. Więc teoretycznie jest to wada świadcząca o zalecie.

W mieście Artemida zniknęła. Julce nawet się podobało. Miasto jak duży zwierz uśpiony na wzgórzu. Z każdego miejsca pięć minut do łąk i lasów.

- Cztery też mi kupisz? – zapytała Kurta – Muszę mieć dużo sił. Bo jak będziecie rozwiązywać zagadkę morderstw ja planuję poszerzać wiedzę na swój sposób.

- No a tak serio to, co na miejscu zrobimy? – zwróciła się z pytaniem do Andreasa – Co ja mogę już Wam mówiłam.
- I faktycznie chodźmy tam jak najszybciej – uśmiechnęła się do Juliana.
 
Hellian jest offline  
Stary 27-11-2008, 23:38   #57
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Faustin rzucił swój wypełniony po brzegi plecak na bruk. Kto jak kto, ale piekarz dbał o wizerunek i tradycyjnie przypisana mu do sprzątania część chodnika przed wejściem była należycie zamieciona i uprzątnięta.

Dobrze, szanuje chleb powszedni, jeden z najważniejszych, zaraz po zdrowiu, dam Pana. Szanuje pracę swoją i ludzi przychodzących nabyć od niego owoc pracy jego rąk. Coraz mniej takich ludzi w dzisiejszych czasach.-Chórzysta zdawał się w myślach zwracać do samego siebie z jakąś przemową. Dziwne, ale czasem miał wrażenie że stara się samemu uspokoić. Powściągliwość to cnota. Irytowało go to że ktoś mu o tym przypominał. Nawet gdy był to on sam...

Wyciągnął z kieszeni kilka drobnych i już miał wejść by nabyć kilka bułeczek dla siebie - w końcu Pan wymagał od niego ciągłego utrzymania w dobrej kondycji, co wcale nie oznaczało że ma sobie odmawiać tego by jego skromne posiłki były smaczne i chrupiące. Zresztą, czekało go kilka dni przymusowego postu...

To co go zatrzymało to widok chlebów trzymanych przez wychodzącą z piekarni kobietę w sile wieku. Dostojna matrona, zapewne matka wielu dzieci i żona wybrednego męża, w lnianej siatce niosła wiele towarów potrzebnych obecnie jej rodzinie. Na wierzchu leżały ostatnie nabytki - kilka bochenków chleba. Cztery, dokładnie cztery. Każdy różny, lecz żaden nie miał przed włożeniem do pieca na sobie wyciętego znaku krzyża! O ile było to zrozumiałe na chlebie słonecznikowym i orkikszowym, o tyle na tradycyjnym, wiejskim?

Fakt ten poważnie zaniepokoił Faustina. Schował szybko drobne i ostrożnie, jakby spodziewając się ujrzeć tam sceny rodem z Sodomy, zajrzał przez szybę do wnętrza piekarni. Zaciśniętą pięścią odruchowo uderzył w szybkę, tak że ta aż zadrżała w ramach okna. Na żadnym z kilku rodzajów wypiekanego pieczywa, Chórzysta nie doszukał się oczekiwanego znaku. Praktycznie potrącając w drzwiach kogoś kto właśnie starał się wejść do piekarni, Faustin wskoczył do środka. Obejrzał się co znajdzie przybite nad progiem pomieszczenia.

Ujrzał tylko samotny, lekko przyrdzewiały gwóźdź, tkwiący w pobielonej ścianie. Rozwścieczony Faustin podszedł do lady i skonfundowanego jego zachowaniem ekspedienta. Już miał chwycić młodzika za poły ubrania, kiedy za ladą zobaczył trzymaną tam przez niego gazetę. Przez chwilę na zmianę robił się to czerwony z wściekłości, to bladł nagle. W końcu nie wytrzymał i szybkim ruchem rzucił się by pochwycić periodyk. Chłopak w pierwszym odruchu próbował mu to uniemożliwić, jednak momentalnie ustąpił, sądząc -poniekąd trafnie- z osobą niespełna władz umysłowych. Faktycznie, Faustinem rządził teraz słuszny, prawy gniew.

Pochwycona gazeta okazała się tym, czego spodziewał się Chórzysta. Komunistyczny dziennik. Papier zdawał się gorzeć w dłoniach Faustina. Odrzucił go jakby faktycznie miała mu się stać krzywda od samej z nim styczności.

-Ateistyczne brednie!? - splunął wprost na ladę. Ekspedient stał jak wmurowany, nie wiedząc co ma zrobić.

-Ledwie Fuhrera zabrakło, to od razu wróciliście, co? Czerwona hołota, bezbożnicy... - syczał, a kości w jego pięściach zachrupotały, gdy zacisnął je tak, że aż pobielały mu knykcie.

-I pewnie jeszcze żydy!? Co, pewnie chleb robicie koszerny albo co!? Jak można modlić się z szacunkiem dla słowa Bożego nad tym gównem które robicie?!

Chłopak spojrzał prosto w oczy Faustina. Ten nie potrzebował już innej odpowiedzi. Coś w spojrzeniu chłopaka nie pozwoliło jednak Chórzyście na podjęcie jakichkolwiek działań. Ekspedient, młody, może dwudziestoletni chłopak, był wątłej budowy i nie miał z wysportowanym Faustinem najmniejszych szans w bezpośrednim starciu. Mimo to zacisnął swoje dłonie i poprawił rękawy, jakby chciał pokazać że nie da się obrażać ani chwile dłużej i gotowy jest się bronić.

Z pod jego rękawa, dało się dostrzec ostatnie cyfry tatuażu. Faustin z trudem przełknął ślinę.

-Nie mów mi co to szacunek dla chleba... -głos ekspedienta łamał się, lecz ten stał bez strachu, patrząc prosto w oczy napastnika.

Faustin nie wytrzymał. Odwrócił się na pięcie i bez słowa wyszedł z piekarni.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 28-11-2008 o 20:19.
Ratkin jest offline  
Stary 28-11-2008, 18:28   #58
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przed wejściem do piekarni powstrzymał go Faustin. A dokładniej - jego zachowanie. Chórzysta wpatrywał się dziwnie natarczywie w zakupy kobiety, wychodzącej z piekarni. A potem walnął pięścią w szybę wystawową, jakby po drugiej stronie ujrzał co najmniej szczura, buszującego wśród wystawionych reprezentantów różnych rodzajów wypieków.

"Dobrze, że nie stłukł tej szyby" - pomyślał Kurt, któremu przed oczami stanęła scena z przedziału.

Gdy Faustin wszedł do środka, Kurt podszedł do wystawy, usiłując znaleźć powód zachowania Chórzysty. Chociaż, z drugiej strony, z doświadczenia, wiedział, że zapalczywy członek ich małej Kabały jest w stanie zrobić awanturę bez powodu...
Wystawa wyglądała jak każda inna... Kurt widział takich setki. Przyjrzał się dokładnie, usiłując odszukać jakiś symbol, znak, układ bułek czy chlebów, które mogły wydać się Faustinowi związane z wierzeniami pogańskimi, okultyzmem czy innym diabelstwem... Nic...
Przez szybę widać było wnętrze piekarni. I Chórzystę, wymachującego przed nosem ekspedienta jakąś gazetą. A potem nagle wszystko ustało... Faustin wybiegł z piekarni. Mieszanki uczuć malującej się na jego twarzy Eteryta nie był w stanie odczytać.

Zachowanie Faustina nie mogło stać się powodem do rezygnacji z zakupów.
Kurt wszedł do środka. Młody ekspedient, cały blady, trzęsącymi rękami wygładzał jakąś gazetę. Tytuł, choć wiele mówiący, nie był Kurtowi znany, ale Eteryta raczej nie tracił czasu na czytanie wszystkich komunistycznych pisemek. Żadna urawniłowka technokratycznopobna nie interesowała go do tego stopnia, by poświęcać jej dużo czasu...

Kurt rozejrzał się dokoła. Nie zauważył nic ciekawego. Jedynym elementem odróżniającym piekarnię od innych sklepów był zapach pieczywa... Czyżby to ta gazetka była powodem zdenerwowania Faustina? Widział ją przez szybę? Odgadł na ulicy, że sprzedawca jest młodym zwolennikiem komunizmu? Na razie jednak trzeba było zostawić na później rozwiązanie tego problemu...

Udając, że nie dostrzega stanu psychicznego ekspedienta podszedł do lady.

- Dzień dobry - powiedział uprzejmie.

Sprzedawca nerwowym ruchem schował gazetę, a potem odparł:

... dobry...

Tonem, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, że jego dzień jest stanowczo zepsuty. Najwyraźniej wizyta Faustina nie pozostała bez echa.

- Osiem cynamonowych bułeczek poproszę - złożył zamówienie Kurt. - Och nie... czternaście - zmienił zdanie widząc, że bułeczki do dużych nie należą. - Pięknie pachną - dodał z uśmiechem. - Proszę je zapakować... Pięć, trzy, a resztę po dwa. A do tych trzech proszę jeszcze dorzucić jedną kajzerkę.

Dźwięk dzwonka obwieścił wejście kolejnego klienta. A raczej klientki. Starszej pani, która obrzuciła Kurta uważnym spojrzeniem.

"Obcy w obcym mieście" - pomyślał nieco rozbawiony Kurt, uprzejmym skinięciem głowy witając nowo przybyłą. Obrócił się w stronę sprzedawcy, który odstawiał na wysoką półkę tacę z bułeczkami. Rękawy jego śnieżnobiałego fartucha, posłuszne prawu grawitacji, zsunęły się nieco w stronę łokci...
Rozbawienie natychmiast zniknęło z oczu Kurta. Przed oczami stanęło mu zawiadomienie, który postawiło jego świat na głowie... A to, co zobaczył, zdecydowanie kojarzyło mu się z czymś takim...

- Będą panu smakować - słowa stojącej tuż obok niego kobiety wyrwały Kurta z zamyślenia. - Na długo do nas?

Kultura osobista oraz konieczność uregulowania rachunku uniemożliwiła uniknięcie odpowiedzi na pytanie.

- Przejazdem - odpowiedział, niemal zgodnie z prawdą. - Parę dni na świeżym powietrzu... Odpoczynek po nauce... Te góry wyglądają pięknie... Dziękuję - zwrócił się do sprzedawcy chowając resztę.

Zabrał, z pewnym trudem, wszystkie torebki i skierował się do wyjścia.

- Pomogę panu - powiedziała kobieta i ruszyła, by otworzyć drzwi. - Coś poważnego? - spytała. - Mamy dobrego lekarza. Mieszka niedaleko rynku...

- Nie, dziękuję bardzo - ze średnio szczerym uśmiechem odpowiedział Kurt, zastanawiając się przy okazji, czym kierowała się owa pani - dobrym sercem, czy ciekawością. A może jednym i drugim równocześnie. - Dam sobie radę - zapewnił.

Wyszedł z piekarni ze świadomością, że oczy klientki bacznie go śledzą.

- Wasze bułeczki - powiedział i wyciągnął w stronę Julii największą torbę. - Są nieduże, więc na wszelki wypadek kupiłem więcej. - Podał torebki Andreasowi i Julianowi. - Faustinie... - powiedział - dla ciebie też wziąłem.

Nie był pewien, czy Chórzysta zechce jeść komunistyczne pieczywo...
 
Kerm jest offline  
Stary 28-11-2008, 23:20   #59
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Faustin stał napięty jak struna. Prawie udało mu się spojrzeć w oczy Kurta z perspektywy równego sobie. Prawie. Na twarzy miał silne wypieki, można było rzec, że jest czerwony jak cegła, choć spostrzeżenie jakiego dokładnie jest koloru nie było zbyt rozsądne w tym przypadku. W każdym bądź razie, mocno kontrastowało to z jasnym odcieniem jego włosów.

Sanari podszedł do Kurta i bezceremonialnie wziął od niego bułki, wręczając, a raczej wpychając mu pośpiesznie do ręki pieniądze za nie.

-Nie będę tego jadł. Wyrzucić tego też nie mogę, to chleb do cholery... -wysyczał spod nosa i obrzucając wszystkich nienawistnym spojrzeniem zarzucił swój plecak na ramię. Nie przejmując się swoimi towarzyszami ruszył uliczką którą przed chwilą dotarli pod piekarnię. Jeśli dobrze widział...

Tak. W bocznej uliczce, prowadzącej, jak doskonale było widać z tej perspektywy w stronę kościoła, na małym drewnianym wózku siedział kaleka.
Żebracza miska przed nim była niemal pusta, co zauważył Faustin stając nad nim.

Chlebem się obżerają a jałmużny skąpią...

Mężczyzna, zarośnięty i niedomyty, ubrany był w rozpadający się mundur. W zasadzie tylko drugi żołnierz poznałby w tych łachmanach część wojskowego sortu. Faustin bez problemu rozpoznał kurtkę Wermachtu, choć było to trudne, gdyż w większości pierwotny materiał pokrywały różnokolorowe łaty. Spodnie, zwykłe lniane,kiedyś, bardzo dawno temu były chyba jasno szare. Przykrywał je brunatny koc.

-Kombatant?

-Tak, proszę pana.

Faustin bezceremonialnie zerwał go z kolan kaleki. Prawa nogawka była rozdarta, tak by kaleka miał lepszy dostęp do rany na łydce. Blizna była głęboka i rozległa. Bez wątpienia była to rana po kuli, pocisk musiał strzaskać piszczel. Problem w tym, że Faustin widział takich ran wiele w czasie wojny. Ta na przykład nie była zadana przez odłamek szrapnela. Strzał musiał być oddany niemalże z przyłożenia, żeby tak zmasakrować kończynę. Do tego, strzelano jakby z góry. Mało prawdopodobne by ktoś podbiegł do tego biedaka i strzelił mu prosto w nogę...

Raczej dezerter i symulant, szumowino -Faustin przez chwilę patrzył w oczy kalece. Dopiero wtedy zorientował się że mężczyzna nie jest dużo starszy od niego, może rok lub dwa. Był jednak zniszczony jak gdyby liczył lat trzy lub cztery razy tyle...

Litość jest dla słabych...-powiedział Faustin oddając mu pled. Torba z pieczywem wylądowała w blaszanej misce na datki.

Po chwili Sanari wrócił do swoich towarzyszy. Jego skóra miała na powrót normalny odcień. Nie odezwał się, zamiast tego wymownie omiótł wzrokiem kompanów. Nienawistne spojrzenie jak zwykle utkwiło w Julii, która jak sądził znów będzie wstrzymywać resztę przed prężnym i sprawnym działaniem...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 29-11-2008 o 12:31.
Ratkin jest offline  
Stary 01-12-2008, 23:07   #60
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Okolice Elsbethen faktycznie były bardzo malownicze. W to miejsce jeszcze jeszcze nie zaniosły nogi Andreasa, ale w duchu obiecał sobie, że kiedyś tu się pojawi. Jak tylko skończą to, po co tu przyszli. Zostawiając Hansa za sobą Andreas ruszył wraz z innymi do miasteczka.
Rozmowa o wampirach zainteresowała Andreasa, choć nie sądził, że wampir byłby do tego zdolny. Kurt powątpiewał, czy jest to faktycznie wampir zaś Julian starał się uzasadniać jakoś to, że ofiara została pozbawiona krwi.
- Andreasie, a co ty powiesz na temat wampirów? Czy z punktu widzenia twojej Tradycji możliwe jest istnienie takich stworów? Takie półżycie, półśmierć? - zapytał Kurt.
- No widzisz, właśnie to jest problem. Choć ciało martwe, to jednak coś je napędza, coś w rodzaju duszy albo też innej siły. Mimo że martwe to jednak żyje. O ile oczywiście istnieje ktoś taki, jak wampir. W to nie wątpię, choć ich obecność tutaj jest minimalna. A nawet, jeśli już rozważyć wszystko to, co o tych stworach napisano, to raczej do wypicia krwi nie potrzeba im rysunków na ciele czy czegoś takiego - Andreas spojrzał z ukosa na Eterytę.
-Tutaj raczej trzeba się przyjrzeć temu, dlaczego akurat ta osoba stała się ofiarą. I nie jest ważne czy to wampir czy człowiek, bo jeśli poznamy ofiarę, to łatwo ustali się, kto lub co przyłożyło się do jej śmierci. Dlatego każde spojrzenie na tą sprawę będzie cenne, gdy będziemy na miejscu. I może się okazać, że pomysł z wampirem nie będzie taki zły.
Spojrzenie na Juliana przysłuchującego się rozmowie przekonało go, że jednak dobrze została pomyślana ta Kabała, która ma tyle punktów widzenia i możliwości. Oczywiście jeśli będzie się chciało je właściwie wykorzystać. Szybki rzut oka na Faustina nasunęło mu sporo wątpliwości.

Wkrótce też weszli do miasteczka. Niska zabudowa, położenie wśród lasów oraz rolniczy charakter okolicy sprawiały, że atmosfera w nim była przyjemna i kojąca. Andreas nie zamierzał tu na dłużej się zatrzymywać, ale prowiant faktycznie można było nabyć. Kurt zajął się prowiantem. Zapach bułek prowokował do ich spróbowania i nie zamierzał nie skorzystać. Pokazał Kurtowi, że dla niego też niech weźmie ich trochę.
Został na placyku. Chórzysta i Kurt ruszyli do piekarza. Czas leniwie pełznął do przodu.
- No a tak serio to, co na miejscu zrobimy? - to pytanie Julii też go nurtowało.
- Na pewno trzeba będzie przyjrzeć się miejscu zdarzenia i zbadać kim była ofiara. To może da nam jakiś trop. Trzeba się o coś zaczepić, by móc pójść dalej. Gdy to ustalimy, to pomyślimy co dalej. I wierz mi, że każdy z nas się przyda. Pewnie nawet Faustin.

Spojrzał w kierunku oddalonej piekarni, ale Chórzysta zdążył zniknąć w jej wnętrzu zostawiając Eterytę na zewnątrz.
- To ja w takim razie skoczę po kilka rzeczy skoro tu jesteśmy. I zaraz ruszamy dalej. Szkoda czasu. Poczekajcie tu na resztę, ja zaraz będę.
Andreas ruszył w stronę kaufhausu. Małe miasteczka i ryneczki mają to do siebie, że wszystko łatwo znaleźć. Minusem jest to, że nie zawsze jest tu wszystko to, co trzeba. Jak się okazało akurat linę oraz latarkę posiadają, co Andreasa niezmiernie ucieszyło.
Latarka okazała się całkiem nową, poniemiecką latarką sygnałową. Barwne przesłony jeszcze działały, bateria była niczego sobie i działał antyodblask. Lina też była poniemiecka - solidna i mocna. Sklepikarz odmierzył mu kilkanaście łokci i przewiązał wszystko rzemieniem. Mężczyzna przytroczył linę i latarkę do plecaka i zapłacił.
- A nie wie pan może o tym, co stało się w Oberswinku?
- Chyba Oberwinku?
- Tak, tam. Coś pan wie?
- Panie, co mam wiedzieć. Wioska to jest, a we wiosce to różnie się dzieje. Daleko to to może i coś się stało. Ja nic nie wiem.
- Trudno. Dziękuję za towar. Auf wiedersehen.


Wrócił do towarzyszy jeszcze zanim wrócili z zaopatrzeniem. Nie trwało to jednak długo, bo zapach niesionych bułek wyprzedzał Kurta o kilka kroków. Andreas wziął swój przydział i kiwnął głową z uznaniem. Widząc, że nikt już nie chce nigdzie chodzić zapytał:
- Ruszamy? Może przed południem uda nam się dotrzeć na miejsce.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172