Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2010, 11:06   #61
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Lancaster uśmiechnął się nieznacznie do Toreadorki. Ale nic po za tym. Dalej był pochłonięty rozmową z komisarzem. Co chwila zerkał tylko na stojącą nad nimi wampirzycę. Zupełnie jakby chciał pozbyć się natręta. Ale może tylko tak zadawało się pani Cherrytwing. Odeszła jednak od stolika.

Rebecca chwilę rozglądała się po lokalu. W sumie nic się nie zmieniło. Ta sama klientela. Kilku gości znała lepiej. Nawet więcej niż kilku. I nawet bardziej niż lepiej. Uśmiechnęła się w duchu na wspomnienie.

- Ależ włazisz mu w dupę. – Z zamyślenia wyrwał ją głos Jesusa. – A nawet nie przywitałaś się ze swoim księciem. – Ventrue stał bardzo blisko Toreadorki, tak że tylko ona mogła go słyszeć.

- Do obsadzenia w tej dziurze jest jeszcze kilka stanowisk. A was jest troje. Jedno już posadziło swoje dupsko na stołku. Jak myślisz?? Komu przypadnie drugi stołek?? – Tu zrobił krótką przerwę. Rozejrzał się po Sali. I nagle zmienił ton głosu. – Chodź proszę ze mną do jakiegoś stolika. Porozmawiamy. Możemy sobie nawzajem pomóc.


Do Eve i Damiana zbliżył się jakiś osiłek. Jego twarz nie wyrażała tęsknoty za rozumem. Ale z pewnością drogi ubiór i to co z pewnością miał w portfelu rekompensował niejednej panience te braki.

- Eve!! – Wykrzyknął radośnie. – Dawno cię tu nie było. Toreadorka uśmiechnęła się nerwowo. A osiłek położył jej swoją wielką łapę na dłoni. – Chodź musimy porozmawiać. Wiem, że nie lubisz załatwiać interesów w takim miejscu, ale… - Tu zawiesił głos i spojrzał pytająco na Damiana.


Do siedzących w koncie Lancastera i Valdeza podszedł ten sam starszy pan, który przywiózł zaproszenia. Chwilę wysłuchiwał co Archon ma mu do zakomunikowania i oddalił się. Chwilkę później pojawił się koło Hektora.

- Dobry wieczór, panu. Pan Lancaster bardzo pana przeprasza, że musi pan trochę poczekać. – Ukłonił się lekko, acz dystyngowanie. A jego mocny, brytyjski akcent uderzył Hatcha w uszy. – Pan Lancaster prosi pana, żeby zechciał pan zająć miejsce przy w skazanym przeze mnie stoliku. Za chwilę będzie chciał z panem porozmawiać. Z panem i pozostałymi. Proszę za mną. – Wskazał grzecznie drogę.

Po mimo panującego w klubie zgiełku Hatch wyraźnie słyszał słowa staruszka
Gdzieś na parkiecie młodzi ludzie, korzystając z pozycji i pieniędzy rodziców, bawili się w najlepsze. W oddzielonych od części tanecznej pomieszczeniach inni młodzi „artyści” prezentowali szerokiemu, lub też nie, gronu słuchaczy swoją „poezję”.
„Siódme Niebo” było oazą zrozumienia dla tych młodych, posiadających talent ludzi. Luck Hatmont, a bardziej chyba jego ojciec, dbał o to, by uzdolniona młodzież dobrze się tu czuła. Lancaster chyba wyczuł to. Mógł równie dobrze o tym wiedzieć. W końcu na każdym kroku podkreślał swoja przyjaźń z De La Cruzem. Wyczuł to i utrzymał. Po mimo zmiany właściciela, „Siódme Niebo” pozostało tym czym było. „Siódme Niebo” było przede wszytki elizjum. A w elizjum panowały określone zasady. Żaden z obecnych wampirów nie chciał chyba złamać zasad elizjum?? Nawet jeśli to był sam nowy książę.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 17-02-2010, 19:38   #62
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jesus był niezwykle czarujący, uwodzicielski i miły podczas rozmowy w Rebeccą. Zupełnie jakby to nie był on. I może nawet Cherrytwig uwierzyłaby w to co jej mówił, gdy nie fakt, że to potomek McAlestera. Tego wrednego skurwysyna, któremu Toreadorka chciałby serce wyrwać. Już miała to rzucić Ventrue w twarz gdy kątem oka zobaczyła jak komisarz szybko zrywa się z miejsca. De La Mesas też to musiał zauważyć.

Valdez stał teraz nad Lancasterem, wskazującym palcem prawej ręki mierzył w czoła archona, lewą ręką miał oparta o stół. Toreador starał się zachować spokój i kamienną twarz. Coś mówił do swojego gościa, ale ten najwyraźniej go nie słuchał. Uderzył tylko pięścią w stół i wyszedł. Mijając Rebeccę i De La Mesasa rzucił im wrogie spojrzenie. Na chwilkę przystaną przy Hatchu. Ale tylko na chwilkę. Być może chciał mu coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
Raul Valdez prał na przód, a młodzi bywalcy klubu rozstępowali się przed nim niczym wody Morza Czerwonego przed Izraelitami.

Lancaster jak gdyby nigdy nic zaprosił wszystkich do swojego stolika.

- Sytuacja nie przedstawia się najlepiej. – Mówił to patrząc na Hektora Hatcha. – Nie powiem, żeby obchodziła mnie śmierć jakiegoś człowieka. Bo nie obchodzi. Ale obchodzi mnie gdy ową śmierć przypisuje się nam. Przypisuje się diabłu. – W myślach policzył zebranych. – Dwójki brakuje. – Swój wzrok przeniósł na nobliwego staruszka, który dostarczył zaproszenia wszystkim. Ten tylko rozłożył bezradnie ręce. Lancaster pokręcił głową z dezaprobatą i ponownie zwrócił się do obecnych spokrewnionych. – Święta Inkwizycja jest w mieście. Łowcy Czarownic są tu też. Do tego mamy pewne kłopoty ze Zmiennokształtnymi.

I dalej było tylko o tym, że grunt się pali pod nogami. Że trzeba jednak znaleźć winnego makabrycznych zbrodni. Trzeba, bo o ile ciemnemu motłochowi wcisnąć można wszystko, to inkwizycji czy łowców już się tak nie oszuka.
Ogólne bzdury, którymi chyba tylko sam Lancaster się przejmował. Przejmował się, bo to jego przyjaciela, co często podkreślał, zginął.

Przejmować się mógł jeszcze też De La Mesas, ponieważ co by tu dużo nie mówić inkwizycja i łowcy mogli łatwo przenieść się do sąsiedniej domeny, która była jego domem. Ale o ile po Lancasterze widać było, że mu zależy, o tyle potomek McAlestera w ogóle tego po sobie nie pokazywał.

Wampiry z domeny Laredo wysłuchały tego co archon miał do powiedzenia. I tylko tyle. Zajęci swoimi sprawami. Jedni usadzali swoje tyłki na stołkach. Inni zupełnie nie wiedzieli co z sobą zrobić. A sam Lancaster całą sytuacją był wyraźnie zniesmaczony.

Spotkanie zakończyło się właściwie niczym. Każdy tylko pokiwał ze zrozumieniem głową. I wyszedł zająć się swoimi sprawami.

Damian odprowadził Eve do domu poszedł zapolować. Ssał go głód. Ofiray nie musiał długo szukać, zresztą wybredny nie był. Zaspokoiwszy głód, zalizał ranę ofiary, w końcu nie był potworem, pił tyle żeby przeżyć.
Gdy podniósł się znad ciała miał niemiłe przeczucie, że ktoś go obserwuje. Obrócił się szybko, ale nikogo nie dostrzegł. A dziwne uczucie zniknęło. Nosferatu profilaktycznie przeszukał okolicę, ale nic nie znalazł. Nic niepokojącego. Jednakże, żeby zmylić ewentualne cienie śledzące go postanowił wrócić do schronienia Toreadorki kanałami. Znał już trochę ich rozkład i wiedział. Po za tym była to świetna okazja do spenetrowania nieco tych nieznanych mu jeszcze regionów. Ze dwa razy się zgubił. Ale w końcu dotarł na miejsce. Już miła odsunąć klapę nieopodal domu Eve, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie jej podnieść. Coś ciężkiego musiało na niej stać. Musiał więc znaleźć inną studzienkę, przez którą mógłby wydostać się na powierzchnię. Znalazł ją dość szybko. Gdy wyszedł na powierzchnię od razu rzuciły mu się w oczy radiowozy zaparkowane przy domu Eve Calldwell. Dużo radiowozów. Jeden z nich stał właśnie na studzience, przez którą Damian pierwotnie planował wyjść. Ukryty za zasłoną mógł spokojnie minąć tłum gapiów i policyjny kordon. Wślizgnął się do środka. Cały dom był zdemolowany. I żadnych śladów Toreadorki, tylko kupka popiołu. Nosferat domyślał co się stało. W budynku nie było jednak już nikogo. Nagle przez okno wpadła puszka z gazem, potem druga i trzecia. A później nastąpił atak jednostki antyterrorystycznej. Damian się ulotnił.

Dwie noce później, penetrując kanały i Nosferat znalazł Śmierć Ostateczną. Mógł się jedynie domyślać, co go z taką siłą wciągnęło pod wodę. Walczył jak tylko mógł, ale mocne szczęki, zaciśnięte wokół nogi nie chciały puścić. Zwierzę zaczęło okręcać się wokół własnej osi, jak to miało w zwyczaju, starając się wyrwać kawał mięsa z ofiary.
Szarpanina. Plusk wody. W prawdzie Damian nie potrzebował powietrza, wampiry w końcu nie oddychają, ale i tak co jakiś czas wypływał na powierzchnię. Wypływał i natychmiast był z powrotem wciągany pod wodę. Bardziej wyczuł, ale i usłyszał trzask własnych kości. Nie wspominając już o bólu jaki towarzyszył wyrywanej kończynie. Woda zabarwiła się na czerwono. I następne szczęki chwyciły go, tym razem za ramię. Później jeszcze inne. Nosferat odszedł, rozerwany na strzępy zapewne przez krokodyle swojego pobratymca.

Rebecca Cherrytwig często rozważała propozycje złożoną jej przez De La Mesasa. Właściwie nie wiedziała dlaczego, ale myślała o niej. Wyjechać z miasta. Daleko. Zacząć od nowa. To było zbyt piękne. Tej nocy też ją rozważała. Wracała właśnie z galerii i rozmyślała jak ona w gruncie rzeczy nienawidzi tego miasta. To co, że jej wystawa odniosła sukces. Ale był to sukces na prowincji i tak naprawdę nic jej nie dawał.
Nawet nie zauważyła dwóch typów, którzy weszli za nią do budynku. A którzy rzucili się na nią, gdy tylko otworzyła drzwi swego mieszkania. Sparwnym i szybkim ruchem wbito jej kołek w serce i Rebecca zapadła w letarg.

Hektor Hatch nie długo cieszył się swoją domeną. Dał podejść się łowcą jak małe dziecko. W jego ulubionym barze. Na wabia użyli jakiegoś chłopaczka, z takich Hatch często pił. Ten jednak nafaszerowany był jakimś świństwem, które dosłownie zwalił Toreadora z nóg. Czyjeś na pozór pomocne dłonie pomogły mu wstać. Potem czyjeś ramię podpierając go wyprowadziło go z lokalu, zaprowadziło do zaułka. Czyjaś silna dłoń umieściła kołek w jego sercu.

Charrytwig i Hatch obudzili się związani, wiszący głowami w dół w jakiejś cuchnącej piwnicy. Przed nimi stało dwóch mężczyzn.

Ponoć ludzie boją się wampirów ze względu na to iż te dopuszczają się bestialstw na swych ofiarach. Ale łowcy, w których ręce wpadła dwójka Toreadorów potraktowali ich z takim samym bestialstwem, jakie przypisuje się wszystkim dzieciom Kaina.

I nawet Przeklęty pomiot syna Ewy modli się o śmierć…


KONIEC!!
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 17-02-2010 o 19:43.
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172