Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2009, 22:41   #41
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Hektor szklistym od narkotyków wzrokiem obserwował jak Seamus wyszedł pospiesznie z pokoju.
„No i kolejny ucieka.” – pomyślał rozbawiony z uśmiechem na twarzy.
„Od razu widać kto na tym statku jest szczurem… a kto Kapitanem.” – kontynuował rozmyślanie z odrobiną goryczy.
Uśmiech powrócił w momencie gdy dosiedli się nowi gracze.
Jesus zadawał jakieś pytania o plany i mówił coś o asie w rękawie.
- No przy sobie to mam akurat jednego z tyłu w spodniach.- odrzekł od niechcenia wyginając uroczo usta w uśmiechu. – Ale ty znasz już przecież moje Asy… nie wierzę, że zapomniałeś.- dodał pokazując śliczne, bialutkie ząbki.

Chociaż ta partia nie należała do niego to wciąż Hektor czuł się jak zwycięzca. Choć De la Mesas mówił dalej:
– Dam ci dobrą radę, wiesz, jako znawca tematu – puścił oko do swojego rozmówcy. Hektor w ułamku sekundy odpowiedział na jego mrugnięcie tym samym ale bardziej komicznym, kokieteryjnym wręcz gestem i uśmiechem. Słuchał jednak dalej słów starszego.
– Uważaj na swoje plecy. Zresztą... na inne kawałki swojego ciała też. Książę jest często celem ataków. – po tych słowach młody Książe zrobił minę przerażonego dzieciaka. Zupełnie jakby dopiero teraz dowiedział się w jakim niebezpieczeństwie się znajduje.
- Do prawdy niezwykle odkrywcze to co mówisz. Już ty się o mnie nie martw tak bardzo mój ty drogi przyjacielu. Nie jestem na tyle naiwny aby rozmawiać o moich planach z tobą… zresztą ułatwię ci twoje nie-życie. Nie ma żadnego planu, bo i poco? Jak jest plan to zawsze istnieje ryzyko, że ktoś go odkryje, prawda?- patrzył mu prosto w oczy swym obłąkańczym, nieco zaćpanym spojrzeniem.

Po chwili pozostał wraz z Nico sam na sam. „No i stało się, brawo Hektorze! Wypłoszyłeś już prawie wszystkich.” Mówił w myślach do siebie. Dłuższą chwilę jeszcze siedział, zupełnie nieruchomy, wpatrzony w sobie tylko znany punkt. Miał minę trochę jak człowiek z depresją, siedzący na bombie z detonatorem w ręku. Po chwili powstał zagarnął swoją wygraną pulę i zabrał się za obszukiwanie pozostałości Księcia i innych wampirów, szczególną uwagę poświęcił kieszeniom ich ubrań. Z jednej z koszul zrobił worek wytrzepując z niej jej poprzedniego właściciela z obrzydzeniem odwracając głowę. Wrzucał tam wszystkie telefony komórkowe, portfele, notesy, klucze. Dobytek księcia schował w swoich kieszeniach. Zabrał się za pokój i biuro. Szukał za obrazami i po szufladach, szczególną uwagę poświęcił biurku.
Działał powoli ale systematycznie, grzecznie w swoim mniemaniu wyprosił Nico z pokoju.
- Jeszcze tu jesteś? Nie masz jakiś spraw do załatwienia? A może chcesz mi pomóc?
Nie czekając ni zważając na jego reakcje zadzwonił do recepcji i upewnił się, że nikt nie będzie tutaj zaglądał przez kolejnych kilka dni. Zamknął drzwi na wszystkie spusty i zablokował klamkę oparciem ciężkiego krzesła. Następnie pozamykał i pozasłaniał szczelnie wszystkie okna. W spokoju zabrał się za oględziny swoich zdobyczy…
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 10-09-2009 o 22:49.
madman jest offline  
Stary 17-09-2009, 22:26   #42
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Damian powoli dochodził do wniosku, że przybrał nieco zbyt krzykliwą rolę na ten wieczór. Uświadczyły go w tym trzy wypisane na prendce autografy, rozdane jeszcze zanim podstawiono należący do Eve automobil.

Pojawienie się oraz inicjatywę ze strony Seamusa, przywitał z nieskrywanym zadowoleniem. Eve w tym stanie, może i była nawet ruchliwa, ale koncentrując się na swoich mistycznych zdolnościach, zapewne zaparkowałaby na którejś z udekorowanych noworocznymi girlandami latarni.

Szczwana siostrzyczka, pewnie już dawno przerosła swoją Matkę w tej dyscyplinie krwi...


***

Już po kilku minutach brawurowej jazdy "Garbuskiem" Damian miał dość jazdy samochodami na jakiś czas. Dłuższy czas. Kiedy żył, przed samochodami wciąż jeszcze w niektórych regionach globu biegali ludzie z chorągiewkami, a w innych kierowców goniono widłami, bo ryk szaleńczo pędzących z prędkością jakichś 40 kilometrów na godzinę powodował że krowy mleka przestawały dawać. Nosferatu spojrzał po kolei na swoich towarzyszy. Przez chwilę żałował że niema nic w martwym jak reszta jego ciała żołądku, żeby móc zwymiotować ostentacyjnie, ale no cóż, niestety...

Przeszukiwanie schowków i półeczek szybko mu się znudziło. Zamiast tego, z wrodzonej wredności, zaczął bawić się radiem...



-En nał tajm for a łeeeerd szit for ol fanz of ATC, we play a oryżinal, raszan werszyn of deir grejtest hit...
-mężczyzna prowadzący audycję na starannie wybranej przez Damiana radiostacji miał akcent niczym czarnoskóry irlandczyk, co tylko uradowało Nosferata jeszcze bardziej...




***

Radio wyłączył dopiero... no dobra. Nie wyłączył. Zmusili go do tego współtowarzysze. Nie mniej, Damian uległ im dopiero kiedy zorientował się, w jakiej okolicy miasta się znaleźli.

Cóż, poćwiczymy trochę... *

***



-W takim wypadku, nie chciałbym być nieuprzejmy... poza takimi upierdliwymi żartami jak ten z radiem oczywiście, ale chyba mamy mało czasu. -Damian bardzo starannie zaczął rozglądać się wokoło, taksując wzrokiem okoliczne budynki**. -Jeśli planujemy tutaj coś robić, to trzymajcie się blisko mnie, to pozostaniecie pod płaszczykiem mocy mojego klanu. -westchnął -No, to co?


* - Niewidoczność
** - Nadwrażliwość
 

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 20-09-2009 o 23:00.
Ratkin jest offline  
Stary 18-09-2009, 15:15   #43
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Gdy przemierzali Laredo ściśnięci w ciasnym wnętrzu garbusa, uliczki miasta były już właściwie puste. Gdzieniegdzie wałęsały się jeszcze niedobitki sylwestrowych zabaw tropem węża zmierzający do swych domostw.


Niestety grupka wampirów nie mogła uczestniczyć w tym radosnym korowodzie pijanych ludzi, którzy na tę jedną jedyną noc mogli zapomnieć o problemach i bolączkach codzienności, by radośnie powitań Nowy Rok, początek nowego, być może lepszego, rozdziału w ich życiu. Dla nich, dla tej nielicznej nadnaturalnej społeczności, rok zaczął się wyjątkowo paskudnie i wszystko wskazywało na to, że będzie już tylko gorzej.

Rebecca starała się nie złorzeczyć na sposób prowadzenia Seamusa. Rosalie, wśród wielu mądrości, jakimi obdarzyła swą córkę, zawarła również tę, że Ventrue są niezwykle zarozumiali i nie lubią, gdy się ich krytykuje. Nie był to najszczęśliwszy moment, by ową tezę potwierdzać, lub też obalać, więc kobieta przyjęła owadzią metodę przetrwania i siedziała w milczeniu. Nie zareagowała również na szczeniackie zabawy Damian z radiem. Skoro sprawiało mu przyjemność słuchanie czegoś takiego, to nie należało mu w tym przeszkadzać. Ostatecznie... któż mógł wiedzieć, czy nie jest to jego ostatnia okazja na taką rozrywkę.

Gdy dotarli do magazynów, już Światało. Ognistowłosa kobieta nie omieszkała zwrócić na to uwagi reszty kompanii. Niestety nie spotkała się z oczekiwanym odzewem. Co więcej, słowa Nosferatu wskazywały na to, że zamierza jeszcze tej nocy spenetrować to miejsce.

- Nie wiem jak reszta towarzystwa, ale moim zdaniem wystarczy nam wrażeń jak na jedną noc – powiedziała Torreadorka tonem wskazującym na to, że mówi całkiem poważnie. – Powinniśmy udać się teraz na spoczynek i powrócić tu jutro, tuż po zmierzchu. No chyba, że ktoś planuje podziwiać piękno wschodzącego słońca, ale obawiam się, że może się to dla niego średnio przyjemnie skończyć – te ostatnie słowa wypowiedziała z lekką ironią w głosie.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 04-11-2009 o 00:17.
echidna jest offline  
Stary 20-09-2009, 23:44   #44
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Eve czuła, jak z każdą wyrzucaną z siebie komendą ubywa jej sił. Linie stawały się coraz bledsze. Droga, budynki, szwendające się bez celu, dogorywające grupki balangowiczów, wszystko stawało się coraz mniej wyraźne, rozmywało się, zlewało. Kąśliwe uwagi współpasażerek bynajmniej nie pomagały, a wręcz przeciwnie. Wampirzyca sięgnęła do ostatecznych rezerw. Poczuła w ustach metaliczny smak krwi. Wszytko po to, aby odgrodzić się niewidzialnym murem od nic nie rozumiejących, ślepych na to co ukryte oszołomów, drących się jej tuż nad uchem. Samochód zahamował. W głębi duszy Eve chciała krzyczeć.

- Nie! Nie... Nie teraz...!

Nadludzkim wysiłkiem zdoła nacisnąć klamkę. Jak gdyby w transie, nie zwracając uwagi na perlące się na jej czole kropelki krwawego potu brnęła dalej. Powłócząc nogami, szła na przód. Jej drobne dłonie chwytały w powietrzu widoczne tylko dla niej, delikatne migotliwe linie, niczym topielec rzuconą mu na ratunek linę. Nagle wszytko znikło, a panna Calldwell była teraz tylko pustą skorupą...

- Tam...- pokazał, chwiejącą się dłonią, stary magazyn i zemdlała.

Leżała na zimnym bruku, jednak martwe od dawno ciało przestało odczuwać tak doczesne rzeczy jak ciepło lub chłód. Do jej uszu dobiegło miarowe stukanie obcasów wieczorowych pantofelków Rebeccy, kiedy wampirzyca wysiadła z wozu. Eve wbiła paznokcie w rozpulchnioną ziemię miedzy kostkami brukowymi. Centymetr po centymetrze podczołgała się do ściany budynku. Blade, poranione palce z połamanymi paznokciami przesunęły się po murze w poszukiwaniu punktu zaczepienia. Toreadorka spróbowała wstać, niestety nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Eve z powrotem osunęła się na pokryty brudnym konfetti i innymi, trudnymi od określenia pozostałościami po sylwestrowej zabawie chodnik.



- A co jeśli jutro będzie już za późno? A co jeśli jutrzejszej nocy już się nie obudzimy? - wychrypiała odgarniając z twarzy zlepione krwistym potem kosmyki włosów.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 20-09-2009 o 23:52.
MigdaelETher jest offline  
Stary 06-10-2009, 16:27   #45
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Słońce powoli wstawało, obejmując swoimi długimi ramionami ziemię.




Gdzieś tam, na horyzoncie, coś wzbijało tumany kurzu. Pies leżący koło lepianki podniósł głowę i zawył, odpowiadając wilkom. Starsza kobieta wyszła z prowizorycznego domu. Jej kartonowo-śmieciane lokum było tylko częścią slumsów znajdujących się w Nuevo Laredo.



Chmura kurzu zbliżała się. Pies zawył ponownie, a zawtórowały mu wilki.

Staruszka poruszała się niezgrabnie, pomagając sobie dwoma kijami.



Podeszła do wygasającego ogniska, dołożyła trochę suchych gałęzi i usiadła na brudnym kocu. Wyliniały burek zbliżył się do swojej właścicielki, wyraźnie domagając się pieszczot.

Przed kartonowym miasteczkiem zatrzymał się nowiutki Hummer.




Wysiadł z niego olbrzymi mężczyzna. Zrazu odezwały się wszystkie psy w okolicy. Mężczyzna zaklnął szpetnie pod nosem i ruszył, utykając na prawą nogę, prowizorycznymi ścieżkami, stąpając bardzo ostrożnie, by nie wdepnąć w jakieś pomyje czy co gorsza fekalia.

Jakby w odpowiedzi na ujadanie psów a kartonowych domków wyłoniło się kilku mężczyzn. Właściciel Hummera tylko na chwile zatrzymał się koło mężczyzn. Przyjrzał im się uważnie, uśmiechnął krzywo i ruszył dalej. Miejscowi poszli za nim rzucając pod jego adresem niewybredne komentarze i obelgi. Przybysz nie reagował, co wyraźnie drażniło tutejszych. W końcu jeden z nich, ten największy, niemniej jednak dużo mniejszy od nieznajomego, chyba nieformalny przywódca grupy, wysunął się na czoło i ponownie werbalnie zaatakował. Tym razem to poskutkowało. Przybysz zatrzymał się. Powoli odwrócił do tyłu. Jeszcze raz powiódł wzrokiem po swoich przeciwnikach. Wszyscy zamarli w wyczekiwaniu.

Ale nic nie nastąpiło. Obcy tylko westchnął ciężko. Na odczepnego rzucił coś o chędożeniu dziewek i ruszył dalej.

To chyba jeszcze bardziej rozwścieczyło mężczyzn. Ich nieformalny przywódca pierwszy rzucił się na obcego. Już w locie zmienił się. I w całej okazałości runął na przeciwnika. Jakież było zdziwienie jego, i jego kumpli też, gdy okazało się, że nowy też już przyjął postać crinos.





I tak, przybysz był większy i silniejszy. Ale kiedy miał już zatopić swe kły w szyi przeciwnika, nieoczekiwanie zjawiła się staruszka.


- Co się tutaj dzieje?? – Przepchała się przez stojących dookoła walczących. Wszyscy potulnie odsunęli się.
Przybysz zszedł ze swojego przeciwnika. Obaj też wrócili do ludzkiej form.
- Álvaro!! – Starsza kobieta spojrzała groźnie na jednego z mężczyzn. – Czy tak witamy gości?? – I nie czekając na jego odpowiedź dodała. – Idź, przynieś mi wody.

- A ty Raul, chodź ze mną. – Pociągnęła za sobą właściciela Hammera.
Poszli razem. Staruszka opatrzyła mu rany. W tym czasie Álvaro przyniósł wodę. Jemu też pomogła. Kazała obu siedzieć w milczeniu obok ogniska. I żaden nie miał prawa się odezwać.

Kobieta zaparzyła jakieś zioła i podała im do picia. Jakąś inną mieszankę roztarła w dłoniach i rzuciła do ognia.

- Śmierć. Zniszczenie. – Jej głos odbił się nienaturalnym echem. – Musicie uważać. Coś czai się w pobliżu. Coś zabija. Jest jak myśliwy. Zabija, by żyć. Ale jest i jak żądny krwi i mordu biały. Zabija dla zabawy.

- Ale, co… - Álvaro chciał jej się wtrącić, ale uciszyła go ruchem ręki.
- Nie widzę, co to. Zbyt dobrze jest ukryte. Ale ściągnie na nas większe nieszczęście. Już ściągnęło. Do miasta zawitali łowcy.

Zapadła niezręczna cisza.

Raul dopił swój napój. Oddał kubek kobiecie. Pocałował ją w rękę.

- Dziękuję, babciu. – I odszedł. Spokojnie dotarł do swojego auta, nieniepokojony prze nikogo.

Tylko psy i wilki wyły.


***

- Miałeś dostarczyć mi księgę! – Niemłody już mężczyzna w surducie uderzył pięścią w starą ławkę szkolną, która robiła za biurko.
- Miałem, ale nie udało mu się. – O tę samą ławkę oparł swe małe rączki dziwny ludzik z blizną na prawym oku. Był ubrany w garnitur al’a Al Capone i takowy kapelusik. Mały ludzik siedział na kolanach wystraszonego, łysiejącego mężczyzny.




- Nic się nie martw. Zdobędę dla ciebie tę księgę. Ale pamiętaj o zapłacie. – Mały człowieczek zmrużył oczy.
- Dostarcz księgę. O zapłatę się nie martw. – Człowiek w surducie wstał i ruszył w kierunku wyjścia.

Opuścił stary, zniszczony magazyn.



Tymczasem w środku mały człowieczek zwrócił się do trzymającego go na kolanach mężczyzny.

- Niech ktoś go śledzi.
- Ale, ale, ale po co?? – łysiejący mężczyzna popatrzył ze strachem na ludzika na swoich kolanach.
- Od myślenia to jestem tu ja. – Ludzik wycelował w mężczyznę swoim kałachem, równie małym co on. – Był tu jeden taki, co to wydawało mu się, że jest mądrzejszy niż ja. I wierz mi, źle skończył.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 11-10-2009, 15:29   #46
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Rebecca zatrzymała wzrok na rąbku jasności rysującym się na horyzoncie. Zbliżał się wschód słońca. Kiedy ostatni raz widziała wschód słońca, modliła się, żeby nie dożyć następnego. No i wymodliła. Jahwe okazał się jednak złośliwy w spełnianiu jej życzeń. Nie pierwszy i nie ostatni raz, niestety.

Przez chwilę milczała. Wyglądało, jakby całkowicie zignorowała słowa Eve. Torreadorka nie należała jednak do osób, które pozostawiają rzeczy nie domówione. Uśmiechnęła się delikatnie do ciemnowłosej kobiety. To był jeden z tych uśmiechów, którymi raczyła Rosalie za każdym razem, gdy popisała się głupotą, czy naiwnością. Kiedyś strasznie ją to denerwowało. Teraz rozumiała, że jej matka po prostu nie mogła inaczej.

- Sądzę – zaczęła wyrwawszy się z zamyślania – że jeśli pisane nam jest nie obudzić się jutrzejszej nocy, to nastąpi to bez względu na to, czy wejdziemy do tego magazynu, czy nie. W chwili obecnej jednak najbardziej bezpośrednim dla nas zagrożeniem jest światło słoneczne. A poza tym… wejdziemy tam i co? Jaki masz plan, Eve? Bo chyba widzisz, że pakowanie się tam bez planu jest samobójstwem.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 11-10-2009, 23:55   #47
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Dziewczyna odgarnęła z twarzy kosmyk ciemnych włosów. Wyprostowała się, zacisnęła usta w wąską kreskę i spojrzała hardo na pannę Cherrytwig. Co jak co, ale nikt nie będzie traktował Eve jak głupiutkiego dziecka... Zabawne, ale Rebecca chyba zapomniała, że na podstawie wyglądu wampira, nie sposób było określić ani jego wiek, ani pozycje. Takie protekcjonalnie traktowanie było delikatnie mówiąc afrontem.

- A cóż to moja droga, może wiesz gdzie są nasze schronienia? A może tylko Twoje jest dość blisko? - Eve sączyła każde słowo - Sądzisz, że zdążymy do nich dotrzeć przed świtem, a może mamy przespać dzień bądź gdzie, choćby w tamtym kontenerze?

Toreadorka wskazała palcem na ogromny, wypełniony wszelkiej maści odpadkami, metalowy pojemnik na śmieci.

- Swoją drogą, wiem, że niektórym zapewne by się to spodobało - mruknęła do siebie spoglądając na Damiana.

- Nie wiem czy zwróciłaś uwagę, na propozycje naszego towarzysza? - Eve ponownie zerknęła na Nosferatu - Wejdziemy po cichu, ukryci i tam poczekamy. Jak sama powiedziałaś teraz najważniejsze by ukryć się przed słońcem i jak trafnie zauważyłaś, jeśli pisane nam jest nie obudzić się jutrzejszej nocy, to nastąpi to bez względu na to, czy wejdziemy do tego magazynu, czy nie. Więc czemu nie możemy w nim przeczekać dnia, w czym widzisz problem?
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 12-10-2009 o 07:28.
MigdaelETher jest offline  
Stary 12-10-2009, 11:31   #48
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Hektor, Apartament De La Cruza


Hektor tak był zajęty przeszukiwaniem apartamentu, że jego zmysły nie odnotowały faktu, iż słońce powoli wstawało. A może to dlatego, iż zewnętrzne żaluzje same się zasunęły, chroniąc tym samym wszystko w środku od zabójczych promieni.

Toreador powoli i systematycznie „rozglądał się” po domostwie Juana Antonia De La Cruz. Mógł podziwiać jego gust. Stary Toreador zgromadził wiele dzieł sztuki. Nawet ktoś taki jak Hektor Hatch musiał to przyznać.

Kolekcja nefrytowych jajek. Piękne.


Ułożone z iście szwajcarską precyzją na nefrytowych, delikatnych liściach. Wyglądały jak żywe. Takie delikatne. Takie prawdziwe.


A dalej jadeitowe rzeźby


Nietrudno domyśleć się było, ze muszą pochodzić z Chin.


Te kształty. Te łuki. Te zaokrąglenia. Z pewnością niejednemu mogłyby się kojarzyć z wdziękami kobiety. Niejednemu. Ale nie Hektorowi.
Ale nawet on nie mógł oderwać oczu od tych cudeniek.

Hektor słyszał od swojej matki, że, chciałoby się rzec "życiu", ale przecież potomkowie Kaina nie żyją, że w swoim nieżyciu każdy Toreador ma takie chwile, w których nie może oderwać wzroku od jakiegoś dzieła sztuki.

I właśnie teraz przyszedł taki moment dla Hektora.


Tymczasem ktoś otworzył drwi do apartamentu. Trochę zgarbiona, korpulentna kobieta, zaczęła się krzątać po mieszkaniu.
Odłożyła swój wypłowiały, szary płaszcz i poczęła sprzątać. Ścierała kurze, chociaż właściwie ich tam nie było.

I wtedy właśnie Hektora z zadumy wyrwał krzyk, głośny i rozdzierający uszy krzyk starszej kobiety.


Meksykanka krzyczała coś po hiszpańsku, starając się dostać do wyjścia.

Jakby tego było mało, Hektorowi ktoś właściwie uwiesił się na dzwonku. Toreador doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż osoba stojąca za drzwiami musiała słyszeć krzyk.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 12-10-2009, 20:26   #49
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Przepraszam, nie chciałbym przeszkadzać... -Damian choć kierował słowa do dwóch Torreadorek z urodzenia, a raczej z śmierci, jednak spoglądał z wyraźna obawą malującą się na jego szpetnym obliczu zwrócony w stronę towarzyszącego im Seamusa. Ventru zdawał się chwilowo przejąć ułomność charakterystyczną dla Artystów i zamyślony kontemplował prawdopodobnie bezsens swojej egzystencji.

-Więc...
-odchrząknął i kontynuował.-Ja rozumiem że w zaistniałej sytuacji i tak bardzo dzielnie trzymałyście się i powstrzymałyście się przed rozpoczęciem tradycyjnego ustalania hierarchii w naszym pożal się Boże feudalnym systemie społecznym. Niestety muszę prosić żebyście sprężyły jeszcze troszkę i wróciły do tego jutro wieczorem?

-Znam tu w okolicy pewne miejsce. -skierował wzrok wprost na Eve.-Tak, jest obskurne. Znalazłem je na wypadek gdybym miał przyczajać się na przykład żeby poszpiegować tego Malkaviana z kukiełką, jak mu było?
Z trudem, ale ukryjemy się tam wszyscy, oczywiście tylko jeśli użyczę wam moich cennych zdolności...
-Damian nie mógł się w tym momencie powstrzymać przed parszywym uśmieszkiem.

-Ruszamy, czy najpierw idziemy jednak zbadać ten magazyn wskazany przez Ciebie Eve? Wolałbym to zrobić sam, jednak z drugiej strony nie powinnismy się rozdzielać. Więęęęc? -zwrócił się do ogółu, akcentując jednak w stronę otępiałego jakby nieco Ventru.-Swoją drogą, ciekawe co u naszego nowego Księcia...-dodal ciszej, jakby do siebie.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 12-10-2009 o 20:31.
Ratkin jest offline  
Stary 17-10-2009, 00:44   #50
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Ech... a mogłem po prostu odpuścić całą tą imprezę i wyszaleć się z tą małą... Seamus miał drobne wyrzuty sumienia, że sam w zasadzie włączył się w całą tą breję. Zamiast myśleć na chłodno i wycofać się jak tylko pojawiła się okazja, dał się ponieść emocjom. Komu i co chciał udowodnić? Ojcu? Klanowi? Kawałek czasu temu wydawało mu się, że zapomniał o tych aspektach swojej egzystencji. A teraz cały ten syf wygrzebał się i pokierował nim w sposób, którego po prostu się bał.
Stał teraz gapiąc się na poblask wschodzącego Słońca i na wpół świadomie ignorował rozmowę pozostałych. Analizując swoje postępowanie powoli zaczynał rozumieć swoje motywy. Pośród kłębowiska myśli w jego głowie pojawiała się pewna idea, pewien sens, który mógł być jego przewodnikiem na najbliższy czas, jeżeli tylko będzie go w stanie zrozumieć.
- Damian, świt wstanie bardzo szybko. Nie wiemy, czy w magazynie znajdziemy jakiekolwiek miejsce, gdzie przeczekamy, nie mówiąc już nawet o bezpieczeństwie. Za 30 minut byle chłystek z tutejszej ulicy będzie mógł zrobić nam małe Alamo. Jedziemy do Twojej kryjówki i nie ma co dyskutować. Jeśli ktoś ma potrzebę popełnienia samobójstwa, to ja zapraszam. Za 2 minuty odjeżdżam, Ciebie biorę za grzbiet siłą, bo musisz powiedzieć gdzie mam jechać. Drogie panie jak najbardziej zapraszam do przyłączenia się do nas. Szkoda byłoby was stracić. Wracamy tu jutro i zrobimy dokładny przegląd. Hektorem się nie martw - coś mi mówi, że on na tym wszystkim wyjdzie najlepiej.
Ventrue podszedł do samochodu i otworzył drzwi.
- Półtorej minuty... Wsiadaj Nosferatu, mimo wszystko wolałbym, gdybyś zrobił to z własnej woli.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.
Fanael jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172