Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2010, 22:21   #51
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Ghost przysłuchiwał się rozmowie przez radio. Gdy usłyszał o burzy, jeszcze bardziej ucieszył się, że będzie siedział w ciepłym i wygodnym jak na te standardy APC. Nagle przeszły go ciarki. Straszny, przeraźliwy i mrożący krew w żyłach pisk. Ghost nigdy nie słyszał czegoś takiego. Z opowieści wiedział, że czasem ludzie gdzieś idą, słychać pisk i nie wracają, ale zawsze brał to raczej jako bajki dla nowych.
"Ale mam fart, że będę siedział w APC" pomyślał i spojrzał po wszystkich. Wtem usłyszał głos sierżanta, nawołujący do wyjścia z pojazdu i ruszenia z odwetem. Ghost ucieszył się jeszcze bardziej. Niemalże wszyscy opuścili transporter, a on siedział sobie wygodnie w ciepłym APC ...
 
__________________
Także tego

Ostatnio edytowane przez Arsene : 30-01-2010 o 19:04.
Arsene jest offline  
Stary 27-01-2010, 02:38   #52
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cały kompleks był martwy. Ale nie w sposób napawający smutkiem. To nie było miejsce, które ludzie stopniowo porzucili ze względu na nieopłacalność przedsięwzięcia. To nie było miejsce, które załoga opuściła w pośpiechu z powodu epidemii choroby, albo zagrożenia naturalnego. Sądząc z ilości pozostawionych rzeczy tutaj miała miejsce ewakuacja. A lepszym określeniem byłoby nawet: "paniczna ucieczka". Najgorsze, że nic nie wskazywało powodów, by tak gwałtownie opuszczać bazę. Owszem, dziury w podłodze nie wyglądały dobrze, ale reszta się trzymała, więc raczej nie kwestia, że konstrukcja zaczęła się sypać.
"Oddali kompleks bez walki. A kimkolwiek był napastnik, wyżył się na sprzętach i rozwalił bazę na szybko, ale tak, żeby nie opłacało się do niej zbyt szybko wracać. Chodziło im tylko o zaszkodzenie korporacji, czy czegoś tu szukali?" - zastanawiał się J.D. krok po kroku zagłębiając się w korytarze. To miejsce przyprawiało go o dreszcze. Już wolałby spotkać wroga twarzą w twarz. Przynajmniej wiedzieć z kim walczy, czego ten ktoś tu jeszcze chce i jaką bronią dysponuje, że obrońców tak wymiotło. Pamiętał rozkaz sierżanta, żeby nie strzelać, dopóki przeciwnik nie zacznie wymiany ognia, ale w tej chwili był tak spięty, że nawet gdyby wpadli na Drużynę Beta, prawdopodobnie pociągnąłby ich serią, zanim by się zorientował w sytuacji.
Zatrzymał się na chwilę i wziął głęboki oddech dla uspokojenia. Niewiele pomogło, powietrze było zbyt mokre i zbyt ciężkie. Ktoś z tyłu nadepnął na szkło, najwidoczniej wybite z małego okienka w drzwiach, a Jeremy'emu aż serce podskoczyło do gardła. W końcu gdy weszli do pomieszczenia sypialnego świetlówki na suficie zamigotały. Od razu zrobiło się trochę mniej strasznie, ale za to ohydniej - mętne, brudnożółte światło nasuwało skojarzenia z jakąś chorobą. J.D. podniósł noktowizor na czoło i zamrugał kilka razy oczyma, żeby przyzwyczaić je do nowych warunków.
W tym momencie w słuchawce rozległ się głos sierżanta. Rozkaz skierowany był co prawda do kaprala Flippera, ale usłyszeli go wszyscy.
"No, nareszcie. Znaleźli pewnie kryjówkę wroga." - pomyślał J.D. Uniesioną ręką dał znać reszcie, żeby nie wychodzili przed niego i zaczął się cofać. Póki mógł wolał obserwować tę część korytarza, której jeszcze nie zbadali.
Dosłownie ułamek sekundy później w słuchawce rozległ się straszliwy pisk, że J.D.'ego aż zamurowało w miejscu, a przysiągłby, że przez chwilę nawet jego serce przestało bić. Tłumaczył sobie w duchu, że to na pewno zakłócenia. Ale jeszcze nigdy nie słyszał, żeby jakiekolwiek zakłócenie, czy nawet sprzężenie dało taki efekt.
- Na co czekacie do kurwy! Pędem do nich - wrzask sierżanta natychmiast otrzeźwił J.D.'ego. Żołnierz odwrócił się i co sił w nogach ruszył przed siebie. Po chwili wszelkie złudzenia co do źródła hałasu zostały rozwiane. Mało kto strzelał do zakłóceń, a Cherry i Zack najwidoczniej otworzyli ogień.
J.D. gnał ku wyjściu z tego miejsca nie bardzo dbając o to, czy jest na końcu grupy, gdzie powinien w tej chwili, czy już wszystkich wyprzedził. Tylko co pewien czas odwracał się i sprawdzał odczyt wykrywacza ruchu. Nie byłoby dobrze, gdyby napastnicy wykorzystali tę chwilę do ataku od tyłu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 27-01-2010, 17:09   #53
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Strach. Ciemność. Tylko małe światła latarek. Oddechy kompanów.
-Ja pierdole, Sir. Ale tu cicho. I ciemno.-Powiedział do radia.
Maks wziął jakieś żarcie z talerza. Było zapleśniałe ale co tam, jadł gorsze rzeczy. Po wejściu do sal sypialnych jarzeniówki ledwo mrugały.
"Wreszcie światło"
W trakcie przeszukiwania łazienki, nagle odezwało się radio.
- Flipper Zack i Cherry potrzebują wsparcia. Natychmiast zawracajcie!
"Tak. Doczekałem się. W końcu kogoś zabiję. Nareszcie."
- Na co czekacie do kurwy! Pędem do nich
"No to ruszamy."
Karabin już od dawna czekał. Odbezpieczony i naładowany. Tylko wycelować i nacisnąć. Maks puścił się pędem w stronę Cherry-ego i reszty.
"Mam nadzieję że te debile nie przestraszyli się cieni. Jeśli tak było to im nogi z dupy powyrywam."
 
Roni jest offline  
Stary 28-01-2010, 19:30   #54
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Ostrzeżenie Zacka nie odbyło się bez odzewu. Karabin szybko znalazł się na plecach, a w dłoniach pojawiły się dwa odbezpieczone mp5. Dwie lufy były lepsze do znacznej liczby celów. I choć to mogły być tylko zakłócenia to jednak lepiej być zabezpieczonym.

To co usłyszał Japończyk nie było miłe dla ucha. Nie raz słyszał opinię, że wokaliści jego ulubionych zespołów nie śpiewali tylko darli się wniebogłosy. jednak przy okropnym pisku jaki nagle usłyszał były to anielskie dźwięki. Do tego nagły ostrzał z karabinka szturmowego. Shiro szybko odwrócił się w stronę swego towarzysza. Stanął krok za nim i wodził lufami po ścianach będących pod stałym ostrzałem czerwonoskórego. Ten zaś wydawał się jakby stracił panowanie nad sobą. Zwykle poważny i spokojny, zestrzelił kilka lamp pogarszając widoczność. Mimo słabszego światła oczy żołnierza dostrzegły cień który starał się uniknąć kul. Czyli jednak ktoś tu był. ktoś bardzo szybki.
- Co to było? - Lufy pistoletów maszynowych szybko biegały po ścianie. Oczy próbowały dostrzec tego czającego się osobnika. - Zack! uspokój się! Marnujesz tylko amunicje! - jedna ręka wciąż "biegała" po ścianie, zaś druga lekko szturchnęła zwiadowcę po plecach - Nie stój tak na pustym polu! Żeś świetny cel strzelniczy.
Indianin nie odpowiedział. Przynajmniej wstrzymał ogień. Miast tego panicznym wzrokiem jął szukac wszelakich złych cieni czających się w mroku.
Po chwili identyczny pisk dobiegł do ich zza pleców. Pisk niosący za sobą grozę i przerażenie. Tupiku nie wytrzymał psychicznie. Odwrócił się natychmiast i posłał kolejną serię. Na próżno. Nagle, ku przerażeniu Cherrego, rodowity Amerykanin począł biegiem uciekać drogą którą tu przybyli wcześniej.
"Co on robi?!" Cherry nie miał zamiaru zostawać sam. Rzucił się za nim w ucieczkę szukając granatu przypiętego za paskiem. Miał zamiar zostawić coś po sobie, ale dopiero jak wyjdą z sali z generatorem. Może to coś lub ten ktoś wyleci się rozerwać?

Biegli co sił w nogach. Zwiadowca, trochę bardziej krępy i niższy od szturmowca, był dwa kroki za nim. Biegli przerażeni. Co prawda Shiro nie wiedział przed czym uciekają, ale wyraz twarzy Zacka wystarczył by zwiewać gdzie pieprz rośnie.
Syk i kolejne dwa piski. Wreszcie Cherry zobaczył coś wyraźniejszego, w momencie gdy dopadło Indianina. Miało z bite dwa metry wzrostu, długi ogon i nie wymierne kształty. Do tego to coś zwinnie poruszało się na czworaka. Chwyciło szybko go za ramiona i uniosło do góry. Niosło tego prawie stu kilogramowego mężczyznę jakby nic nie ważył. Jakby grawitacji tu nie było. jakby śmiał się w żywe oczy z gabarytów człowieka. Szybko zawlekł go gdzieś w ciemny kąt i zniknął. Z daleka dobiegł pełen przerażenia krzyk Tupiku, przesiąknięty bólem i strachem. Tymczasem kolejne dwa cienie zbliżały się do pozostałego przy życiu Japończyka..
- O kurwa! Smok... smok... Smok! - Azjata przyspieszył jeszcze bardziej. Gdyby ktoś zmierzył jego czas to pewni stwierdził by pobicie życiowego rekordu tego mężczyzny. Gdyby terroryści porwali by Zacka, Shiro rzucił by się w pogoń aż do najgłębszych czeluści piekielnych. Gdyby go zestrzelili Saiko walczyłby by pomścić kamrata. Ale to było inne. Bestia zrodzona z mroku żywcem przypominająca najgorsze koszmary z horrorów. Nawet Cherry nie był na tyle odważny by zwolnić kroku. Stać go było tylko na kilkakrotne odwrócenie się w biegu i oddaniu kilku serii by stworzyć sobie zasłonę ogniową.

Nagle, gdy myślał już, że padnie z wycieńczenia, albo złapie go to monstrum, ujrzał swych kamratów z Teamu Alpha. Uradowany, lecz wciąż z duszą na ramieniu podbiegł do nich.
- O mój Boże... Tupiku... Tupiku... Smok... Smok - Powtarzał niczym obłąkany.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 01-02-2010, 17:06   #55
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Taylor z przerażeniem słuchał w głośnikach odgłosów strzałów i popiskiwań. Nasilających się zresztą za każdym razem. Nagle usłyszał wrzask Tupiku. Szybko spojrzał na jego kamerę. Widział w niej skąpany w ciemnościach dach jednego z szybów wentylacyjnych oświetlanych przez jego latarkę. Coś ciągnęło go z niebywałą prędkością, skręcało co chwila to pięło się do góry. Nagle w jednym momencie obraz zgasł. Prawdopodobnie kamera została uszkodzona podczas jednej ze wspinaczek o jakiś próg. Spojrzał szybko w kierunku obrazu z kamery Cherryego. Japończyk biegł niczym opętany. Co chwila strzelał na oślep do tyłu.
- Cherry na litość boską opanuj się!
Japończyk zdawał się go nie słyszeć. Na miłość boską co oni tam zobaczyli, co się tam stało! Nagle w głośniku usłyszał trzask i odezwał się Logan.
- <trzask> Sir, czy możemy już wejść do kompleksu? <trzask>
Taylor na chwilę się wyłączył, nie wiedział co powiedzieć. W końcu na jednym oddechu wydał rozkaz.
- Logan możecie wejść, tylko błagam, niech się nie rozdzielają i mają oczy i uszy dookoła głowy! Mamy tutaj intruzów. Jeżeli natraficie na jakikolwiek opór macie zawracać z powrotem i nie wdawać się w walkę! Jasne!?
- <trzask> Tak Sir! <trzask>

Taylor spojrzał na obraz. Japończyk w końcu spotkał się z resztą grupy. Stali teraz i nie wiedzieli co zrobić. Sierżant natychmiast spojrzał na plan kompleksu. Nadajnik mikrofal wskazywał na obecność Tupiku w dolnym kompleksie kopalnianym. Taylor nie dowierzał. Jakim cudem napastnicy przenieśli rosłego, prawie stukilogramowego mężczyznę po szybach wentylacyjnych na odległość 2 kilometrów w przeciągu 15 minut? Max po woli zaczął panikować.
- <trzask> Sir? Za przeproszeniem co mamy teraz zrobić? <trzask>
To był Flipper.
- Zarządzam odwrót! Tupiku nadal żyje, mam odczyt jego serca i nadal bije. Wracajcie z powrotem do APC. Zaplanujemy akcję ratunkową razem. Bez odbioru.
Sierżant usiadł. To było zbyt wiele. Najpierw brak zasilania, potem burza, a na koniec stracił żołnierza. Chwycił za mikrofon i przełączył częstotliwość.
- Logan jak wygląda u was sytuacja?
Chwila ciszy a potem głos androida.
- <trzask> Właśnie weszli. <trzask>


Team Betha po woli wkroczył do oświetlonego kompleksu laboratoryjnego. Od razu widać było szpitalny wystrój całego kompleksu. Sterylnie białe ściany, wieszaki na izolowane kombinezony, żółta i oczywiście zrobione z gumy. Dalej sterylne i białe skafandry z maskami tlenowymi u boku. Ciekawe czym się oni tu zajmowali? Dalej było już trochę raźniej, ekipa szła cały czas skupiona. Znaleźli się w jakimś magazynie obładowanym różnymi skrzyniami. Z tąd prowadziły dwa korytarze.



Emi, który przewodził grupie w końcu się odezwał.
- Myślę, że powinniśmy się rozdzielić.
Natychmiast odpowiedział mu Logan.
- Nie możecie! Rozkaz z góry!
Natajev skrzywił się nie miłosiernie. Widać było że nie podoba mu się ten pomysł.
- Ale jeżeli ktoś tam jest i my pójdziemy inną drogą, to automatycznie odetną nam drogę powrotną. Nadal sądzę że powinniśmy się rozdzielić.
Chwila milczenia i odpowiedź Logana.
- Nie wydaje zgody.
Kapral zaklął głośno po czym spytał się z lekką ironią.
- No to może nasz kochany sierżunio podpowie nam, którędy mamy iść!?
Znowu nie musiał zbyt długo czekać na odpowiedź androida.
- Idźcie w lewo do sal laboratoryjnych. Miniecie stary generator molekularny i znajdziecie się w salach badawczych, tam powinny być odpowiednie dokumenty.
Emi spojrzał na resztę drużyny. Po czym pokiwał w ich kierunku przecząco głową, jakby na znak rozczarowania po czym ruszył w lewo. Przeszli przez podłużny korytarz. W końcu znaleźli się w czarnej sali, oświetlanej niebieską poświatą wielkiego generatora, o któym wspominał Logan. Robił imponujące wrażenie.



Den gwizdnął przeciągle po czym ruszył dalej przyglądając się kolosowi. Urządzenie miało jakieś 4 metry wysokości i mniej więcej tyle samo w szerokości i długości. Generator cicho buczał.
W końcu dotarli do pomieszczeń laboratoryjnych. Były całe zdemolowane, jakby ktoś opuszczał je w pośpiechu. Wszędzie leżały poprzewracane mikroskopy, komputery i papiery. Oczy Roberta przyciągnęła uwaga stojących w pobliskim pomieszczeniu inkubatorów. Coś w nich pływało. Corvax nadepnęła na jakieś papiery. Przyjrzała się im jednym okiem. Pisało w nich coś o jakimś nowym gatunku, Xenomorfie znalezionym na jakimś starym okręcie marines. Streme natomiast zaklął głośno.
- Co to kurwa ma być!?
Trzymał w dłoniach jakieś szkice i zdjęcia oraz wykresy. Wszystko wskazywało na to, że miały tutaj miejsca jakieś badania prowadone na ludziach.





Obraz był przerażający. Mowa była o ofiarach śmiertelnych. Nagle dobiegł ich stłumiony okrzyk grozy z ust Roberta. Wszyscy jak jeden mąż podbiegli do niego i z przerażeniem dostrzegli co takiego pływało w inkubatorach. Było ohydne.

 
Tasselhof jest offline  
Stary 01-02-2010, 18:41   #56
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Gdy tylko postawił nogę na tej cichej planecie, przeszył go zimny dreszcz. Zamknięte i wzmocnione drzwi nie wróżyły niczego dobrego, coś się tutaj musiało dziać. Robert w duchu strasznie się niepokoił. Mocniej ścisnął karabin w ręku, aby dodać sobie chociaż odrobinę odwagi. Jednak to, co było zdecydowanie najbardziej niepokojące, był fakt, iż nie było śladu po kolonistach.
Wewnątrz laboratorium rozbrzmiewał tylko cichy dźwięk pracującego generatora. Konstrukt wywołał w Clearwaterze niepokój.
- Po co zwyczajnej placówce kopalnianej takie cacko... - powiedział cicho do Corvax.
Przełknął ślinę i przeniósł wzrok z generatora na obiekty dookoła. Same biurka, papiery, lampki, komputery, mikroskopy i inkubatory. Inkubatory... Gdy patrzył na te ostatnie dostrzegł w nich coś dziwnego. Podszedł do nich powoli, a kiedy znalazł się wystarczająco blisko, zauważył coś, co było w nich umieszczone. Patrzył na to od tyłu. Ostrożnym krokiem obszedł inkubator dookoła krzywiąc się z obrzydzenia. Nigdy w życiu, nawet we snach, nie widział niczego podobnego. Było to stworzenie z ogonem, przypominającymi palce odnóżami i czerwonym, mięsistym otworem. Mężczyzna podszedł bliżej.
Ta rzecz się poruszyła, wysuwając z otworu długą przyssawkę. Robal przylgnął do szyby, wodząc przyssawką po szklanej szybie. Machało przy tym ogonem, obijając się o szybę. Przerażony Robert zatoczył się do tyłu i upadł na dupę, strącając na ziemię stalową lampę i kilka srebrnych tacek z narzędziami chirurgicznymi. Rozległ się nieprzyjemny metaliczny brzęk i z jego ust wyrwał się krzyk przerażenia.
- Kurwa! Co to jest do cholery?! - wykrzyczał kiedy przybyli jego towarzysze. Ktoś podał mu rękę i pomógł wstać. Robert oddychał głęboko i nierytmicznie, panicznym wzrokiem przebiegając po inkubatorach, w którym znajdowało się więcej podobnych stworzeń.
- Co tu jest grane...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 01-02-2010 o 18:43.
Endless jest offline  
Stary 01-02-2010, 21:15   #57
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Najpierw zamknięte, wzmacniane drzwi, teraz nadciągająca burza, przerażający pisk mrożący krew w żyłach i zamieszanie w drugiej drużynie. Czy ta misja mogła się lepiej zacząć? Den poważnie w to wątpił.

Ostrożnie stawiał każdy krok. Smartgun’em śledził każdy cień pełznący po ścianie. Jakoś nie podobał mu się wystrój tego miejsca. Pomimo, że nie okazywał tego serce waliło mu jak oszalałe.
"Byle spokojnie. Byle spokojnie." Starał się uspokoić.
W końcu udało mu się opanować. Jego puls wrócił do normy. Wyrównał oddech.
"Dlaczego mamy się trzymać razem? Przecież to bez sensu."
Decyzja Logana nie przypadła mu do gustu. Jednakże nie był tu od dyskutowania. Krok za krokiem oddalał się od wyjścia. Dlaczego miał wrażenie, że jednocześnie wchodził głębiej w paszczę potwora?

Przed sobą zobaczył jakieś niebieskie światło. Po chwili usłyszał ciche buczenie i zobaczył generator, który był źródłem jednego i drugiego. Przeciągły gwizd wyrwał się z jego ust.
Nie co dzień widywał takie… takie kolosy. I to jeszcze w kompleksie kopalnianym. Oczami wyobraźni widział już, do czego to coś mogło być użyte.
Jeszcze kilkanaście kroków i znaleźli się w laboratorium. Jego wygląd nie zachęcał do dalszego zwiedzania kompleksu. Mieli jednak zadanie, które trzeba było wykonać. Zaczął szukać jakiś dokumentów. Nie było to łatwe przy ilości śmieci, jakie plątały się po podłodze.
Krzyk Clearwatera przyprawił go o gęsią skórkę. Szybko odwrócił się w tamtą stronę szukając lufą swojej broni potencjalnych celów. Żadnego jednak nie znalazł. Zamiast tego zobaczył resztę oddziału zebraną przy jednym z inkubatorów. Podszedł do nich. To, co zobaczył przeraziło go. I chyba nie tylko jego.
- Co to kurwa jest?
"I co do diabła tutaj robię?" Zapytał w myślach.
 

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 02-02-2010 o 14:11.
Karmazyn jest offline  
Stary 02-02-2010, 10:19   #58
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Corvax nie miała w zwyczaju zbyt często i gwałtownie dzielić się swymi emocjami z otoczeniem. Pozornie całe zamieszanie spływało po niej jak po kaczce.
Jeden element układanki zapalił w jej głowie jak na razie czerwone światełko. Brak zdecydowania u Logana.
Co jak co, ale android wojskowy mający za sobą już którąś z setek misji, mający w swych bazach danych zapisy najdrobniejszych szczegółów każdych z nich jaki nie może podjąć jasnej decyzji dla drużyny?
W nagłe kłopoty z jego obwodami cyfrowymi nie wierzyła. Czyli mają tu do czynienia z czymś z czym on nigdy kontaktu nie miał.
Słodko.
Jeśli on ma takie problemy, to sierżant i cała reszta wierchuszki pewnie już szcza po nogach.

Sam wygląd przedsionka laboratorium dostarczył jej niezapomniane odczucie drugiej czerwonej lampki. Planeta wydobywcza. Nawet nie w pełni poddana terraformacji. i co mieli tu niby badać? możliwości rudy energetycznej?
Widok generatora molekularnego sprawił, ze tylko mocniej zacisnęła zęby. Może ukończenie uczelni takiej jak jej nie było niczym spektakularnym, ale już jej osobniczy pęd do przyswajania wiedzy był bardziej. I kolonia wydobywcza która ma takie coś na stanie na pewno zwykłą kolonią nie jest...

Same sale laboratoryjne wyglądały jak po przejściu huraganu. Corvax schyliła się by podnieść kupkę wydruków komputerowych na jakie prawie weszła.
Jej oczy w skupieniu zaczęły zagłębiać się w treść dokumentów , z których każdy sygnowany był na górze kartki znanym, i w jej przypadku niezbyt lubianym logo.




Firma....cóż za słodki eufemizm...
Budowniczowie nowych, lepszych w domyśle światów eksperymentujący na ludziach. Ciekawe pod jakim oślizgłym kamieniem wygrzebali tych naukowców, dla jakich umierający człowiek był idealnym polem dla nieludzkich eksperymentów...I ciekawe po co tak naprawdę się tu znaleźli, bo wersje z sprawdzeniem czemu ludność kopalni nie melduje się w wymaganym czasie można włożyć pomiędzy bajki.
Raczej sprawdzeniem, czy z cennym materiałem eksperymentalnym nic się nie stało.
Corvax uważnie przyjrzała się sytuacji przy inkubatorach, na szczęście uwaga wszystkich była skupiona na pływających w nim, z tego co wyczytała w papierach, facehuggerach.
Przykucnęła, kryjąc się za stołem laboratoryjnym, markując poprawianie czegoś przy bucie.
Wsunęła cały plik do plecaka, a w garść chwyciła poniewierające się na podłodze jakieś mało istotne dane na temat ilości prądu zużywanego przez generator użytkowany do różnych celów.
Nie znała wszystkich osób w obecnej drużynie, a skoro trafili na miejsce dawnego eksperymentu firmy W-Y, głupota byłoby zakładanie, że nie mają pośród siebie przynajmniej jednego kreta, jaki jeśli zwęszą za dużo, będzie miał dopilnować, by nie przeżyli w takiej lub innej formie.
Podchodząc do reszty drużyny skupionej przy inkubatorach przybrała na twarz wyraz obrzydzenia i wstrętu jednocześnie analizując z kim mogłaby się podzielić informacjami. Najchętniej z Bee, może ona byłaby w stanie złamać zabezpieczanie w komputerach, do owych utajnionych danych, mówiących coś więcej na temat dojrzałej formy owego paskudztwa.
Prędzej czy później będzie musiała to ujawnić, ale wolała zrobić to później niż prędzej, może w tym czasie ewentualny kret zrobi błąd i się ujawni...

Zwróciła uwagę na zdjęcia i wykresy w dłoniach Streme'a.
Czyżby wizualne uzupełnienie tego o czym ona czytała?
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 03-02-2010, 15:00   #59
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
"Cholera. Cherry odwala. Ale musimy się wycofać. Dla Tupiku nie ma już nadziei."
Maks powoli i ostrożnie zaczął się wycofywać. Z tego, co usłyszał, wywnioskował że przeciwnicy są szybcy. A on specjalizuje się w wolnych zabójstwach. Nie miał większych szans w starciu. Założył Dragunova na ramię i wyciągnął Berettę. Pistolet miał większą szybkostrzelność. Obserwował kątem oka resztę drużyny. Wycofywali się tak jak on. Wodząc wzrokiem po hali, ruszył. Nerwy miał w strzępkach. Zza każdego winkla, z każdego załomu, mógł wyskoczyć przeciwnik. Ręka mu się trzęsła. To było u niego niespotykane. Zawsze był bardzo cierpliwy i opanowany.
-I jak tam Sir?-Powiedział cicho do słuchawki.
Kiedy dotarł do APC poczuł ulgę. Był w pobliżu czegoś dużego i fajnego. Obecność broni go relaksowała. Chyba że była wymierzona w niego.
-Do cholery! Gdzie jest mój TriPod!-Krzyknął. -A tutaj.-Wyciągnął odtwarzacz z kieszeni. Zapuścił coś mocniejszego. Uwielbiał ten zespół. Był stary. Wszyscy członkowie nie żyją, ale i tak jest super.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nDn0ukkb0Mc[/MEDIA]
"Ach. Wreszcie spokój. Na chwilkę mogę zapomnieć o śmierci, która czyha na nas."
Oczywiście podczas słuchania ani na moment nie zamknął oczu.
"Wróg nie śpi. Właśnie w takich momentach najczęściej przypuszcza atak. Myśli że jesteśmy rozleniwieni i stajemy się łatwym celem. Ciekawe co tam u reszty. Mam nadzieję że żyją."
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 03-02-2010 o 15:32.
Roni jest offline  
Stary 04-02-2010, 18:29   #60
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Biegnący na czele J.D. prawie zderzył się z... wycofującym na z góry upatrzone pozycje Cherrym.
- O mój Boże... Tupiku... Tupiku... Smok... Smok - wrzeszczał Koreańczyk bez ładu i składu.
- Cherry, weź się w garść! - wrzasnął mu prawie do ucha murzyn i mocno nim potrząsnął. - Już idziemy po Tupiku, tylko musisz nam powiedzieć którędy. Halo, Cherry, odbiór. Prowadź nas - starał się dotrzeć do rozumu skośnookiego przyjaciela, który powoli dochodził do siebie.
- Zarządzam odwrót! Tupiku nadal żyje, mam odczyt jego serca i nadal bije. - usłyszał w końcu w słuchawce.
- Że niby co?! Mamy go zostawić w łapach tego smoka, czy cokolwiek to nie było i sobie urządzić naradę? Sądzicie, że to będzie czekało aż sobie pogadamy, odpoczniemy i raczymy się wybrać do niego? Skoro jeszcze żyje, to to zwierze najprawdopodobniej chce go mieć jeszcze świeżego na obiad. Raczej nie z litości oszczędziło mu życie. A jeśli to jednak ludzie, którzy potraktowali nas jakimś gazem halucony... tworzącym zwidy, to pewnie czekają go teraz tortury. Ludzie! Chcecie zostawić kumpla?! - perorował Jeremy, ale bez efektu. Wszyscy dostali swój rozkaz i zamierzali go wykonać. Na niektórych twarzach widać było dyskomfort związany z opuszczeniem towarzysza broni, ale raczej nie wystarczający, żeby natychmiast ruszyli go ratować.
- To chociaż się pospieszmy. Każda minuta może być na wagę życia - mruknął w końcu zrezygnowany i zaczął wycofywać razem z pozostałymi.
<pip>... <pip>... <pip>... zagrał wykrywacz ruchu. J.D. natychmiast przykucnął i wycelował w miejsce, gdzie powinien znajdować się wróg. Ale go tam nie było.
<pip>... odezwał się znowu wykrywacz i ponownie zamilkł. Zwiadowca jeszcze przez chwilę wpatrywał się w ten sam punkt, a pot spływał mu po karku. Ale praktycznie nie było szans, żeby coś się tam kryło.
"Nie dość, że mi zmysły płatają figle, to jeszcze ten głupi wykrywacz?"
Uderzył dłonią urządzenie, mając nadzieję, że mu to pomoże. Nie widząc żadnych efektów ruszył w dalszą drogę ku APC. Dopiero gdy usiadł w środku zdał sobie sprawę jak mokro ma pod ubraniem od potu i jak szybko bije mu serce.
- Sierżancie, potrzebujemy najkrótszej drogi do Tupiku. Tu się nie ma co bawić w podchody. - powiedział cicho, jakby bojąc się swoich słów. Najchętniej zasugerowałby wezwanie UD4 i opuszczenie tej bazy, skoro najwidoczniej wszyscy jej mieszkańcy zdążyli się ewakuować bez ich pomocy, ale wiedział, że Indianina nie mogą zostawić. Sumienie nie dałoby im spokoju do końca ich marnego życia.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172