Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2011, 20:13   #31
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Jeden dzień, jedna noc a w życiu jakby piękniej
Byłem z nią parę chwil, było tak namiętnie
A teraz jestem tu, ludzi tłum a myśli takie dziwne
Nie wiem czy sam tego chcę lecz nikt tu nie jest winny

Myślę, że nie stało się nic
Myślę, że nie stało się nic


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6nSc-HQ5B8M&feature=player_detailpage[/MEDIA]

Była niedaleko Politechniki przecież, później zniknęła niczym uciekająca kamfora. Wampirka. Czy stało się cokolwiek? Człowiek chodził, chwiał się, ale chodził. Nie ubiła go, nie spiła się purpurą, raczej postąpiła delikatnie. Oczywista sprawa, jak na wampira. Właściwie powiedzieć można by: nie stało się nic.

Cyprian nie wiedział o tych istotach zbyt wiele, ale ogólne zalecenie: trzymać się daleko, słyszeli wszyscy chyba studenci magyi. Była hipnotyzująca, dziwna, tajemnicza. Szczerze powiedziawszy Cypriana niezwykle zaciekawiła, znacznie bardziej niżeli owo zadanie, które średnio go interesowało. Rzecz jasna, najbardziej miła byłaby opcja pewnej północnej dziewczyny, ale właściwie ta sprawa powodowała huśtawkę nastrojów.

Wampirka przypominała jednak misję wspominając podobieństwo owego chłopaka do Czerwonego Barona. Hm, nie kryła się. Taka pewna, taka nostalgiczna, taka … właśnie, trudno powiedzieć. Wspominająca swoje losy sprzed lat. Czas miłości, po którym nadszedł czas rozterek.

Dembowski przyskoczył do studenta.
- Ciekawe, czy można przez niego zorientować się, kim była wampirka? Możliwe bowiem, że jeszcze będzie próbowała się z nim spotkać.
Zastanawiał się przez chwilę nad implikacjami sytuacji. Trochę mu było głupio oraz wstydził się tak bezceremonialnie podejść do innej osoby. Student wyglądał jednak na lekko oszołomionego, może będzie odruchowo odpowiadał.
- Starypomogęci – rzucił szybko właściwie łącząc ze sobą wyrazy. Obawiał się, ze jeśli nie zrobi tego, to nie będzie mógł się przełamać. - Odprowadzę cię, jak się nazywasz?
Potem planował wypytać go na temat owej dziewczyny.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-06-2011, 09:05   #32
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
To było dosyć niespodziewane, że zaczytał się w tak mało konkretne czasopisma. Nie wierzył jednak w przypadki i gdyby nie to, że robiło się późno z chęcią by się dowiedział czegoś więcej o tym romansie. Miał się czegoś dowiedzieć do mieście, ale być może intuicja prowadzi go w odpowiednim kierunku. Kilka kserokopii się przyda, mówi to z Kurtem, gdy czegoś więcej się dowie. Na razie nie widział związku z Grand Hotelem, a tu przecież o ich poszukiwania się rozchodzi.

Wracając do domu postanowił kupić coś słodkiego. Nieco zdziwiony, ale ostatecznie czemu to się dziwić, suchym pączkiem zjadł go z szacunku dla wydanych pieniędzy. Może gdyby kupił w jakiejś cukierni, albo centrum handlowym... Ale nie znał miasta, cóż poradzić? Wrócił szybko do hotelu, w całkiem przyzwoitym czasie. Całkiem spokojny, przyzwoity dzień. Może następny dzień okaże się bardziej owocny.

Erich właśnie robił pompki, gdy do pokoju zastukał Kurt. Rozpoznając go przez wizjer otworzył drzwi. Po jego czole spływały krople potu, które otarł wierzchem ręki.
- Schodzę na późną kolację, przyłączysz się? W ogóle jak minął dzień? - pomimo przyjemnego tonu głosu po Kurcie widać zmęczenie.
- Proszę wejdź. Właśnie ćwiczyłem. Pozwól, że się trochę obmyję i idziemy, też muszę coś zjeść. Rozgość się.


Niemiec zniknął w łazience i po chwili było słychać szum wody. Kurt na chwilę pozostał sam. Erich co prawda mógł do niego krzyczeć, prowadząc rozmowę mimo tego, jednak byłoby to trochę nieeleganckie. Nawet wobec dobrego kumpla by się tak nie zachowywał, toteż Austriak musiał się chwilę sam sobą zająć.

Na biurku leżała rozłożona teczka, a na pierwszej stronie była fotografia pięknej madame Jolie, gdyby tylko ktoś chciał przeczytać podpis.
 

Ostatnio edytowane przez Kritzo : 06-06-2011 o 09:10.
Kritzo jest offline  
Stary 07-06-2011, 17:05   #33
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kurt został sam w pokoju. Szum wody dochodzący z łazienki działał w jakiś sposób uspokajająco. Mężczyzna oparł się o ścianę i przymknął oczy. Wrócił myślami do dziwnego budynku i podświadomie się wzdrygnął. Poruszali się tutaj jak pijane dzieci we mgle, informacje jakie otrzymali w Wiedniu były - powiedzmy szczerze - gówno warte. Nie mieli jakiejkolwiek wiedzy o miejscu w jakim przebywali. Miejscu, które najwyraźniej miało znacznie więcej tajemnic niż tylko lokalne środowisko Przebudzonych. Cholera... Może działał zbyt pochopnie, może poddał się impulsowi, czy o prostu starał się zapełnić czas podczas lekko szalonej jazdy po Wrocławiu od jednego budynku szpitalnego do drugiego. Posługując się nieocenionymi rozmówkami, niemieckim i angielskim do spółki z językiem migowym udało się Kurtowi ustalić przynajmniej nazwiska i, chyba, imiona swoich wybawców i jakieś numery telefonów. Choć w zasadzie to niczego nie był pewny w tym wszystkim. Sam również pozostawił swoje nazwisko, adres i numer telefonu do hotelu, w którym mieszkał. Miał przy sobie hotelową wizytówkę, więc przynajmniej to było dość proste. Zdawał sobie sprawę z tego, ze jego nazwisko może być tak samo niezrozumiałe dla nich jak ich dla niego... Szlag jasny. Tak w zasadzie to Kurt nie pamiętał nazwisk - pamiętał dźwięki. Układ dźwięków...

Jedno z nazwisk brzmiało nawet jakoś tak podobnie do nazwiska ich przewodniczki / tłumaczki i to chyba ją Kurt będzie musiał poprosić o pomoc w rozszyfrowaniu tej dźwiękowej łamigłówki... Rozmówki jednak nie były najlepsze lub rozdział “zawieranie znajomości” był jakiś nieaktualny... Albo możliwości głosowe Sessera nie miały szans w zwarciu z szeleszcząco-szepcącą mową.

W łazience coś spadło i Kurt otworzył oczy. Po chwili w bezruchu Austriak rozejrzał się po pokoju - przecież praktycznie takim sam jak jego, ale tak innym jednocześnie. Pokój Ericha był idealnie uporządkowany, w przeciwieństwie do jego pokoju z rzuconą niedbale koszulą i ręcznikiem wiszącym na oparciu krzesła...


Jedynym entropicznym zjawiskiem w uporządkowanym świecie pokoju Ericha była teczka z jakimiś kserokopiami. Z braku lepszego zajęcia Kurt podszedł do teczki i zwrócił uwagę na zdjęcie... Wspomnienia z popołudnia wróciły jak żywe. Zjawiskowa piękność i wyprostowany niczym struna Prusak prawie zmaterializowali się w pokoju. Kurt przez chwilę gapił się na kserokopię starego zdjęcia z podpisem "Madamme Jolie". JEJ zdjęcia. Skrzywił się nieznacznie i odwrócił kartę, spoglądając na kolejne znajdujące się w teczce. Nie było to może zbyt eleganckie, ale - z drugiej strony - to był zbyt duży zbieg okoliczności... Przypadkowość nie wchodziła w rachubę. Zagłębił się w lekturze kolejnych kserokopii... plotek lokalnych. Początkowe zaskoczenie doborem materiału zmieniło się w zaskoczenie sytuacją. Szpitalne pielęgniarki plotkowały o tym o czym plotkowało najwyraźniej całe miasto... Tylko co ta wizja i romatyczny trójkąt sprzed wieku ma wspólnego z całą sprawą? Miejsca? Budynki? Czas? Ludzie? Ludzie... "Kurt, du bist an Idiot komplett" - przeleciało przez jego głowę, gdy składał dokumenty. Manfred Albrecht Freiherr von Richthofen. Domniemany twórca artefaktu, uwikłany w miłość z kobietą, która kocha innego. Kim był ten Friedrich Gottlieb von Knyphausen? Również przebudzonym? Jeżeli nie to Baron Przestworzy powinien mieć proste zadanie... Jeżeli tak, to sprawa znacznie się komplikowała... W najgorszym możliwym scenariuszu - dwu potężnych Przebudzonych zaślepionych miłością do jednej kobiety. Auć... Kurt przyznał niechętnie, że dla madamme femme fatale - choć widział ją tylko chwilę - on sam zrobiłby wiele. Czy tak wiele, aby stworzyć magiczny artefakt - potężną broń, aby zniszczyć nią rywala? Czy miejsce, które omal nie zakończyło jego poszukiwań nie jest czasem wynikiem walki o kobietę?

W łazience ustał szum wody i gdy Erich znalazł się w pokoju powiedział:

- Wybacz, że przeglądałem te kserokopie, jednak zauważyłem zdjęcie kobiety, którą widziałem dziś w południe. Z jakiegoś powodu moje zmysły zaczęły postrzegać przeszłość miejsca, w którym się znajdowałem. - Kurt postanowił pominąć "mało istotne" elementy - W tej wizji widziałem tą kobietę z jakimś pruskim oficerem. Słyszałem również plotki, mocniejsze nawet niż to co tu piszą. Madame Jolie w miłosnym trójkącie z Przebudzonym i nieznanym bliżej von Knyphausenem? Komplikacji całej sprawie dodaje fakt, że madame miała w sobie jakiś obcy pierwiastek... Wydawała się w jakiś sposób... nienaturalna. - Kurt w ostatniej chwili ugryzł się w język. Słowo ”nieżywa”, pomimo tego, że właśnie takie wrażenie odniósł byłoby zbyt sugestywne. A jakichkolwiek sugestii Wiedeńczyk chciał uniknąć. - Wizja miała miejsce w pobliżu potworka architektonicznego znajdującego się na miejscu dość charakterystycznego budynku. Muszę znaleźć go na jakichś rycinach... Obecnie miejsce to ma bardzo złą aurę, może nawet jest niebezpieczne. Jestem głodny - powtórzył się Kurt zmieniając temat - Schodzimy do restauracji. - Zakończył na poły pytaniem na poły stwierdzeniem.
 
Aschaar jest offline  
Stary 21-06-2011, 22:16   #34
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Erich pokiwał tylko głową słuchając potoku słów towarzysza. Wiele w nim emocji zebrało się tego dnia i musiały z niego teraz wypłynąć. Widać nie wszystkim dzień minął tak spokojnie jak jemu

* * *

Po chwili obaj znaleźli się w hotelowej restauracji na spóźnionej kolacji. Obsługa nie wydawała się szczęśliwa z tego powodu, ale cóż - to obsługa jest dla klientów, a nie klienci dla obsługi; chociaż tutaj chyba wszystko funkcjonowało nieco inaczej. Kiedy siedzieli już sami przy stole Kurt powiedział:
- Wydaje mi się, że Wiedeń nie ma bladego pojęcia o tym co naprawdę się tu dzieje. Wszystkie informacje, które tam otrzymaliśmy są nieadekwatne do sytuacji. Mam tu na myśli chociażby lokalne środowisko Przebudzonych.

- Znów mnie wyprzedzasz - Erich uśmiechnął się. - Tak, podejrzewam, że są w mieście przebudzeni, ale gdyby byli zorganizowani, ktoś by wiedział, czyż nie? Zapewne są samotnymi duszami, ale to przecież nic nadzwyczajnego. Miasto bądź co bądź nie jest takie małe, by pojawił się tu jeden, może nawet dwóch Przebudzonych. - nie był byt tym faktem szczególnie przejęty. Wziął łyk wody, by dać szansę powiedzieć Kurtowi coś więcej. W końcu coś musiało się stać, skoro muzyk zaczął poruszać te nowe, ale jakże ważne tematy.

- Nie sądzę. W kwestii wiedzy rzecz jasna. Nasza wiedza o krajach zza żelaznej kurtyny jest mocno limitowana. Tym bardziej o organizacjach jakie tutaj się tworzą... Wiedeń jest przekonany, że nie ma tu Przebudzonych, ty mówisz o jednym, dwu... Ja spotkałem już kilku... conajmniej. Właśnie dlatego, że jest to duże miasto zorganizowanie się jest dużo prostsze. Miasto przyciąga... Jeżeli chciałbym spotkać kogoś z mojej tradycji - filcharmonia, teatr, dobre kluby... Wszyscy mamy jakieś przyzwyczajenia, potrzeby... Organizacja jest jakimś problemem, zwłaszcza w dłuższej perspektywie czasu. Nie to jest jednak tak ważne, przynajmniej na razie. Rozstrząsanie tego czy tutejsi Przebudzeni mają pojęcie o artefakcie jest niecelowe. Nie można jednak tego wykluczyć... - Kurt zastanowił się przez moment - W ogóle, w świetle moich wizji zastanawiam się czym naprawdę jest artefakt...

- Mogę zapytać kiedy ich spotkałeś? Ja w klubie miałem takie wrażenie, cóż raczej nie mylne. Ale to nie było nic szczególnie zadziwiającego, a Ty mówisz, że... - Erich spojrzał w oczy Kurta. - Zdajesz się być trochę wstrząśnięty. Co tak na prawdę dzisiaj się stało?

Właśnie podano tacę z wędlinami, serami i innymi produktami, wymaganymi przy nie tanim przecież hotelu. Oczywiście przyniesiono również koszyk z pieczywem, niezbyt już świeżym zresztą. W dzbanku moczyły się saszetki z herbatą.. Przeczekali to niechętnie, tak samo jak niechętnie obsługa to stawiała. Dziewczyna musiała już myśleć o tym, że ktoś potem będzie musiał to znieść, a potem zmyć...

- Nic... czym warto by wspominać - uciął Kurt może trochę za ostro. - Nie wierzę w przypadkowość, aż taką przypadkowość. Jedno przypadkowe spotkanie w klubie, ok. Spotkanie w budynku Grand Hotelu, a przynajmniej tak poderzewam, chyba, że gość jest bardzo podobny... Dzisiaj na ulicy...

- Zgadzam się, że to nie może być zbieg okoliczności. Nawet w Wiedniu w ciągu kilku dni nie sposób spotkać kilku magów. Nasze ścieżki muszą w chwili obecnej być bardzo zbieżne, ale nie jestem pewien czy możemy się z nimi skontaktować. Nie wiemy jak działa ich organizacja za żelazną kurtyną, bo... nie sądzę by technokraci mieli tutaj korzystny grunt. A jeśli to chyba jesteśmy w jego centrum - przekręcił oczyma, wskazując tym samym budynek hotelu.

- Nie wiemy wielu rzeczy, ale może czegoś uda mi się dowiedzieć... Ja wiem, że oni wiedzą; oni wiedzą, że ja wiem - zobaczymy kto zagra jako pierwszy.

- Liczysz na kolejne... małoprzypadkowe spotkanie? Czy na bezpośredni kontakt? Nie chciałbym Cię zostawić w takiej sytuacji samego.

- Tak, liczę na bezpośredni kontakt. Powinienem być sam. Jeżeli cokolwiek się stanie, ktoś przynajmniej będzie coś widział. Ponadto - mnie znają - ty jesteś nieznanym elementem i tego atutu nie chcę tracić. Zresztą - wybacz - jestem jednak przyzwyczajony do pracy samemu, ryzyko zawodowe... czy coś - uśmiechnął się.

- Nie muszę chyba mówić, że mi się to nie podoba. Tobie pewnie też nie, ale masz rację. Powinniśmy ustalić jakiś sygnał, by drugi wiedział kiedy trzeba się zmyć. W południe i o godzinie osiemnastej zostawiamy sobie wiadomość w recepcji. Jeśli jej nie będzie, to znaczy że coś się stało. Wieczorem i tak się widzimy.

- To będzie nas ograniczało. Nie widzę możliwości wracania do hotelu w środku dnia tyko po to, aby zostawić wiadomość...

- Starczy telefon, by coś przekazać, jesteśmy w końcu biznesmenami, mamy swoje sprawy. Pamiętaj, że jak jednego dorwą, to szybko tu się zjawią by dopaść drugiego. Wiedeń nas nieźle wmanewrował.

- To akuratnie jest najmniejszy problem. Jeżeli dobrze zrozumiałem to jeden z tutejszych magów ma takie samo nazwisko jak nasza tłumaczka. To tak dla odprężenia... - Kurt schował usta za filiżanką, kryjąc szyderczy uśmiech, który mimowolnie mógł pojawić się na jego ustach. “Tak, wmanewrował” - pomyślał.

- A tłumaczkę nam załatwił... - Erich warknął w duchu i też wypił łyk herbaty. Atmosfera na chwilę zrobiła się niemal burzowa. - Z drugiej strony, może to tylko okazanie zaufania ze strony Wiednia do nich... Tylko czemu to przed nami ukryli? Brak zgodności interesów? Chyba nie sądzą, że na prawdę ona będzie jakąś kartą przetargową, o ile to nie zwykła zbieżność nazwisk. - Oboje byli świadomi, że raczej to nie jest żadna zbieżność, chyba że znaleźli się w tanim amerykańskim kryminale, gdzie od początku można wskazać winnego.

- Nie wiem na ile ta sytuacja jest przypadkowa, na ile jest zbiegiem okoliczności. Chyba to nie jest nawet specjalnie istotne. W jakichś warunkach funkcjonujemy - takich, a nie innych. Cała robota z poszukiwaniem artefaktu chyba zaczyna się wymykać spod kontroli kogokolwiek.

- Nie jestem pewien czy kiedykolwiek, ktoś to kontrolował. Co robimy jutro? Czekasz na kontakt? Czy coś konkretnego? Ja bym znowu poszedł do biblioteki. Zajmę się tym dziwnym budynkiem i naszym hotelem.

- Kontakt to zupełnie poboczna sprawa. Jeżeli chcemy znaleźć cokolwiek to wydaje się, że musimy rozgryźć trójkąt miłosny madame Jolie. Ona gra w tej sprawie znaczną rolę... tak mi się wydaje

- Zaufam twojemu przeczuciu. Z jakiegoś powodu wysunęła się na pierwszy plan. Jeśli jednak jest tak ważna, podejrzewam, że może być kimś innym, niż się wydaje. Szczególnie, jeśli sama nie jest zwykłym człowiekiem, szukanie jej pochodzenia nic nie wniesie, choć spróbuję to sprawdzić. Ważniejsze co po sobie zostawiła, razem ze swymi kochankami. Skoro artefakt miał być powiązany z Grand Hotelem, powinienem na nią znowu trafić.

- Interesujący jest też Knyphausen. Baron Przestworzy jest przebudzonym, madame - nie człowiekiem. W tym układzie mocno bym się zdziwił, gdyby Knyphausen był człowiekiem...

- Może dodajmy mu trochę kudłów, to będziemy mieli piękny dramat z mezaliansem. - Uśmiechnął się kąśliwie. - Tak więc ja pobawię się w pisarza harlekinów i spróbuję znaleźć nasze gołąbki w historii miasta. A gdzie ja będę miał Cię szukać w razie potrzeby?

- Hmm... - Sesser zastanowił się nad kwestią mezaliansu, praktycznie jakikolwiek układ w tym trójkącie był co najmniej dziwny. - W chwili obecnej sprowadzam całą sytuację do rywalizacji dwu potężnych magów o kobietę. Skoro artefakt ma być bronią. Bronią, która przez tyle lat nie wypłynęła, nikt o niej nie wiedział, nie wykorzystał w wojnie. Najwidoczniej jest bezużyteczna w przypadku ludzi. Natomiast co do moich planów. Muszę jeszcze usystematyzować dzisiejszą wiedzę. Zrobię szkice budynków, które wydają mi się ważne i dam ci rano. Myślę, że do południa będę spał i poczekam na kontakt. Po obiedzie powędruję na miasto, może znów będzie jakiś przypadek.

- Oby nie. - Erich rozejrzał się. Byli już na prawdę sami, jakby od gości wymagano kłaść się wcześnie spać. - Powinniśmy chyba kończyć kolację. Słyszałem, że obsługa hotelowa ma dosyć nieprzyjemne metody radzenia sobie z frustracją.

* * *

Erich siedział przy zapalonej lampce zastanawiając się nad czymś kurczowo. Mamrocząc coś pod nosem i kiwając głową, z chłodną aprobatą sięgnął po notest. Wypisał w nim kilka imion, Erich R., Kurt S., Alicja Ż. i kilka innych, zarówno z Wiednia jak i powiązanych ze sprawą, o których wiedział. Pociął kartkę i chwycił karteluszki w dłoń.

- Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Niechaj te przybory go ujawnią przed tymi, którzy potrafią patrzeć. - Pomięte kartki opadły tworząc nietypowy układ. [1] Erich podrapał się po brodzie i po chwili spalił dowody wróżenia. Niepotrzebne im wścibskie nosy, ale to na tyle mało oczywiste, że nie ma co się więcej martwić.



W centrum znalazły się wspólnie dziwny budynek o mrocznej mocy jak i Hotel Grand. Erich podejrzewał pewne powiązanie, ale zbywał je do tej pory niezdrową ostrożnością. Zainteresowana trójka sprzed lat również znalazła się w ich sąsiedztwie. Zadziwiające, że Hallervorden był połączony z Richthofenem, ale wróżba nie mówiła nic o naturze, może chodzi o samo zlecenie? Zastanawiające pod tym względem jest też powiązanie dwóch magów z Alicją, która to właśnie wiąże się z Grand Hotelem. Jednak znów za mało tu szczegółów, równie dobrze mogłoby chodzić o typ jej pracy. Oni de facto są tu po artefakt, hotel nic ich nie obchodził.

Reszta magów, których Erich mógł podejrzewać o pracę w spisku byli odwróceni na drugą stronę. Nie spodziewał się tego. Może to nawet oznaczać, że cała misja z artefaktem jest prywatną ambicją Hallervordena, choć dobrze umotywowaną.

Jedno jest pewne, cała trójka, kimkolwiek by nie byli za swych czasów, miała istotny związek zarówno z budynkiem, który odbiera energię magom, jak i hotelem. Niestety, może to oznaczać, że artefakt jest nie tam gdzie go szukają i właśnie dlatego do tej pory nikt go jeszcze nie odnalazł. Czyżby był właśnie tak? Albo chociaż jakiś ślad? Kurtowi powie o swoich spostrzeżeniach rano. Teraz czas się przespać.

---
[1] Entropia
 

Ostatnio edytowane przez Kritzo : 21-06-2011 o 22:18.
Kritzo jest offline  
Stary 23-06-2011, 10:44   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Pozostawało jeszcze kilka rzeczy do ustalenia i zrobienia. Kurt musiał przede wszystkim przygotować kilka szkiców budynków, dla Ericha. Spisał także chronologicznie wydarzenia z wizji w przesunięciu czasu. Starał się, aby był to suchy zapis, bez opinii, dywagacji, sądów. Takie dodatkowe informacje mogły nakierować Eutanatosa na niewłaściwe tory, a zdecydowanie lepiej, aby przeanalizował fakty samodzielnie. Nie chodziło, w żadnym wypadku, o to, że Kurt nie miał zaufania do analitycznych umiejętności współpracownika, ale...

Był zmęczony; wstał od stolika i spojrzał w okno, po chwili otworzył je jak szeroko się dało i z przyjemnością wystawił twarz na powiew zimnego powietrza. W zasadzie najchętniej położyłby się do łóżka, ale trochę pozostawało jeszcze do zrobienia... Dla odprężenia zajął się malarstwem - nie było to jego domeną - senso stricte - jednak nie były to też bohomazy. Budynki, detale architektoniczne, krótkie opisy wszystko co mogło w jakikolwiek sposób pomóc Erichowi w zlokalizowaniu miejsc z jego wizji. Znów - zimna woda na twarz, krótkie “zum Teufel”, po kolejnym uświadomieniu sobie, że kawa jest poza zasięgiem...

Wszystko co mógł uzyskać ze swojej pamięci znalazło się na kartkach. Reszty trzeba było poszukać gdzieś indziej. Kurt wyszedł na korytarz i podszedł do drzwi Ericha. Wsunął przygotowane papiery pod drzwi i zszedł do recepcji. Początkowo wydawało mu się, że całkowicie pustej; dopiero po chwili zza kontuaru doszło go głośne chrapnięcie. Jakiś młody mężczyzna podniósł swój całkowicie zaspany wzrok i rozejrzał się. Kurt stwierdził, że to bardzo dobrze, że Śniący nie potrafią zabijać wzrokiem, bo po tym spojrzeniu musiałby paść trupem. Podchodząc do recepcji przybrał jedną ze swoich uroczych masek i zastanawiał się czy nie rozbije się o barierę językową. Zaczął po angielsku z pytaniem o automat z kawą. Odpowiedź “nie ma” była jakby spodziewana i Kurt zaliczyłby opad szczęki, gdyby gdzieś tutaj coś takiego stało. Jednak to co zwróciło uwagę muzyka w mocno łamanym angielskim było niemieckie określenie kawiarki, zamiast angielskiego. Słowa były co prawda podobne w obu językach, ale...
- Entschuldigen Sie mich, vielleicht bequemer im Gespräch mit uns in Deutsch? - zagaił zmieniając język.
Niemiecki chłopaka był znacznie bardziej płynny, choć części słów Kurt musiał się domyślać, ponieważ nie znał dialektu jakim mówił Bartosch. Obstawiał coś bawarskiego, ale nie to było najważniejsze. Pierwszym wielkim sukcesem Kurta było to, że wydębił kawę z prywatnych zapasów chłopaka. Kiedy ten poszedł zaparzyć kawę Kurt przegrzebał swój portfel. Niezależnie co to byłaby za kawa - ratowała mu życie i wypadało za nią zapłaćić. Kurt nie miał bladego pojęcia ile w Polsce kosztuje dobra kawa, więc przeliczył koszt dużej wiedeńskiej na marki zachodnioniemieckie, które tutaj zapewne były prościej wymienialne niż szylingi austriackie i zaokrąglił w górę. Położył na blacie 10DM i miękko skłamał: “Niestety nie mam złotówek. Mam nadzieję, że będziesz w stanie to gdzieś wymienić” - sięgając po kubek. Kawa była mocna i ochydna; ale była kawą... Chłopak trochę się wzbraniał przed zapłatą, ale w końcu banknot zniknął w kieszeni marynarki. Dalej poszło jakby bardziej gładko - stanowiska internetowego dla gości oczywiście nie było, ale Bartosch stwierdził, że na chwilę to może Kurta wpuścić na komputer w recepcji, który jakieś połączenie z internetem ma. Jakieś miał. Rachityczny modem w nocnej ciszy przypominał orkiestrę symfoniczną - wielką - strojącą swoje instrumenty po pijaku. Kurt spróbował więc innego podejścia do poszukiwań - grzebanie w internecie bez punktów zaczepienia było w takiej sytuacji bez sensu. Stroje w wizji wydawały się z początku XX wieku, prawdopodobnie jeszcze przed “Wielką Wojną” - zapytał więc o to, czy nie wie czasem gdzie można znaleźć informacje o historii miasta i związanych z nim osobistościach w okresie pierwszej wojny i tuż przed nią. Znaleźli wspólnie jakąś stronę Uniwersytetu Wrocławskiego dotyczącą historii miasta. Jedno ze zdjęć przestawiało jakąś paradę czy defiladę - na trybunie stał mężczyzna, którego Kurt z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa przypasował do “sztywnego Austriaka” koło madame femme fatale. Opis zdjęcia na szczęście wymieniał nazwiska oficjeli, jedno nie było zaskoczeniem - von Knyphausen... Sprawa po raz kolejny wróciła do miłosnego trójkąta. Super. Na całej stronie było o nim samym tylko kilka dodatkowych informacji - właściwie już z okresu późniejszego - wzmianka o tym, że Knyphausen był zbrodniarzem nazistowskim, którego ciało znaleziono w zbombardowanej willi Hankego we Wrocławiu pod koniec WWII. O samym Hanke informacji też było niewiele - Gauleiter Śląska do końca II wojny światowej z nadania NSDAP, przebywał w Festung Breslau. Uciekł tuż przed kapitulacją miasta. Wydawał się mało znaczącą płotką. Znacznie ważniejsza była informacja o powiązaniu z willą Hankego i pośrednio Festung Breslau.

To co Kurt w jakiś sposób poczuł w wizji na pewno nie pochodziło od człowieka. Wtedy się nad tym nie zastanawiał, ale teraz - po raz kolejny teoria dwu magów walczących o kobietę nabrała rumieńców. To wcale nie Czerwony Baron musiał być twórcą Artefaktu... Przekłamanie, celowe czy przypadkowe, mogło powstać w każdym momencie...

Artefakt zatem wcale nie musiał być w Grand Hotelu. W zasadzie było bardzo mało prawdopodobne, że tam był. Jeżeli wizyta wrocławskiego Przebudzonego w budynku hotelu nie była spowodowana chęcią “obejrzenia” Kurta lub Ericha... Bzdura. Jeżeli tak, to musieliby być śledzeni co najmniej od Klubu - inaczej skąd ktokolwiek wiedziałby o tym, że pojawią się w Grandzie? Nawet jeżeli - dlaczego doprowadzać do spotkania w Grandzie, dlaczego nie gdziekolwiek indziej??? A jeżeli - to jednak był przypadek? Spotkanie znaczy, nie obecność? Jeżeli tutejsi magowie też szukają tego artefaktu? Pomieszczenia na piętrze! - Kurt odchylił się w fotelu - Oczywiście! Jedyną instytucją wykorzystujacą budynek Grand Hotelu jest jakieś Towarzystwo - tutejsi Przebudzeni zrobili dokładnie to samo co chce zrobić Wiedeń - wprowadzili się do budynku. Różni ich tylko jedno - Wiedeń ma więcej pieniędzy i działa na większą skalę. Tylko jeżeli to prawda to budynek Grand Hotelu został już dokładnie przeszukany... Ergo - artefakt jest praktycznie niemożliwy do znalezienia w tym budynku lub go tam nie ma. “Guter Gott, ist dieser Kaffee hässlich Flucht...” - pomyślał popijając kolejny łyk - na zimno była jeszcze gorsza; ale...

*****

Zaczynało świtać. Jeszcze chwila gadki o niczym, obietnica oddania kubka i uścisk dłoni. Gdy Kurt zamykał drzwi swojego pokoju dopisał do listy dwa oczywiste w tej chwili miejsca: willa Hankego - zbombardowana, ale może jednak to właśnie tam ukryty został artefakt. Ciekawe czy została odbudowana? Co sie tam teraz mieści? Drugie miejsce - Festung Breslau - jak każda twierdza zdecydowanie nadaje się do ukrywania skarbów... znacznie lepiej niż hotel.

Plan Kurta na następny dzień był dość oczywisty: wyspać się i poczekać w hotelu na rozwój wydarzeń - być może tutejsi magowie wykonają jednak jakiś ruch. Mężczyzna ściągnął koszulę i wylądował w pościeli.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 23-06-2011 o 20:43. Powód: bład danych...
Aschaar jest offline  
Stary 14-07-2011, 11:30   #36
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Cyprian Dębowski

- Miriam??- Chłopak spojrzał nieprzytomnie na Cypriana. Po krótkiej chwili musiało dotrzeć do jego mózgownicy, że stojąca przed nim osoba to nie Miriam, gdyż odwrócił się w stronę ławeczki, na której jeszcze przed kilkoma minutami tonął w miłosnym uścisku ze swoją ukochaną.
- Miriam?? - Rzucił w pustą przestrzeń. - Miriam?? - Powtórzył już ciszej. - Moja ukochana.
Niemal antyczna tragedia rozegrała się przed oczyma Dębskiego, albo jeszcze lepiej, scenka rodzajowa rodem z prozy Jean Austen. Młodzian całym sobą wyrażał żal po stracie ukochanej. Obwiniał siebie, że ona odeszła. Prawdziwa miłość można by rzec wysłuchując jego potoku słów, który wylewał z siebie chłopak, gdy szli wzdłuż obdrapanych murów ZOO.
Cyprian zdążył się dowiedzieć, że to miłość życia Jarka, gdyż tak na imię miła ów nieszczęśniki omotany przez wampirzycę. W co drugim zdaniu student wyrażał swój zachwyt i podziw do kobiety swojego życia. A co było zadziwiające w tym jego całym wywodzie, to to, że ani razu nie powtórzył się. Widać „miłość” obudziła w młodzieńcu duszę poety.
W końcu dotarli do TEKów. Bębowski zdobył kilka cennych informacji. Okazało się, że Jarek poznał Miriam w „Od Zmierzchu Do Świtu”. Co by się nawet zgadzało, gdyż był to, jak wiadomo wszem i wobec, teren pijaw. Spotykali się od jakiegoś miesiąca. Czasem na Wybrzeżu Wyspiańskiego, czasem u niej. Na pytanie dokładnie gdzie jest to „u niej” zakochany nie był wstanie odpowiedzieć, tak jakby mu ktoś założył blokadę w mózgu. Ale ze strzępków informacji, które jednak udało się wyrwać od młodego, eteryta mógł wywnioskować, że chodzi o Borek.

Bębowski dotarł wreszcie do domu. Jego rozanielona małoletnia siostra właśnie przerzucała całą swoją szafę w poszukiwaniu jakiejś wystrzałowej kreacji na nocną zabawę u swojej włoskiej przyjaciółeczki. Cyprian przez chwilę żałował, że się zgodził. Ale tylko przez chwilę, później oczyma wyobraźni widział Karin w swoim domu. Karin i Weronikę, gdyż obie zaprosił.
Odwrócił się więc na pięcie i udał na zasłużony spoczynek.


Piątek


Świat był jakiś inny gdy następnego ranka obudził się i otworzył oczy. Sam do końca nie wiedział co jest nie tak, ale instynktownie wyczuwał, że prawa statecznej rzeczywistości zostały brutalnie pogwałcone.

Gdy włączył radio, już wiedział co jest nie tak. W wiadomościach aż wrzało...


Erich Reimann i Kurt Sesser

Dominus kręcił się niespokojnie. Rozglądał na wszystkie strony. Był jakiś taki nieswój . Erichowi też udzieliło się to poddenerwowanie. Czuł, że coś jest tego ranka nie tak, tylko nie wiedział co i to też go denerwowało. Nikt wszakże nie lubi mieć złych przeczuć i nie wiedzieć czego tak naprawdę one dotyczą.
A może chodzi o to ich zadanie. Może tym się denerwuje. Rozmyślał młody Eutanathos schodząc na śniadanie.

O dziwo Kurt zerwał się jak ranny ptaszek całkiem wypoczęty. Przez jakieś piętnaście czy dwadzieścia minut kręcił i wiercił się w łóżku próbując ponownie zasnąć, ale młodszy brat śmierci jakoś nie kwapił się by ponownie objąć go swym ramieniem. Zrezygnowany muzyk wstał wreszcie z łóżka. Ubrał się niespiesznie. Załatwił poranną toaletę. I usłyszawszy zamykające się drzwi do pokoju sąsiada, rzucił okiem na zegarek, była pora śniadania. To go powinno tak naprawdę zaniepokoić, wszak usłyszał zamykane drzwi do sąsiedniego pokoju. Coś co się tu pierwszy raz mu zdarzyło. Ale nim mózg zdołał przeanalizować sytuację, jego członki same podjęły decyzję. Nogi poniosły go do drzwi. Ręka sama nacisnęła klamkę. I to też go zastanowić, ale też nie dane mu to było zrobić. Jego sąsiad, Erich, pierwszy rzucił „dobre rano”, Kurt odpowiedział tym samym i obaj zeszli na śniadanie. Kultysta od razu wyczuł dziwne poddenerwowanie u towarzysza. W połączeniu z tymi wcześniejszymi drobiazgami, Kurtowi dobre to rano przestało się już wydawać.
Ponownie jednak rzeczywistości dała mu kuksańca. Nim jego sieci neuronowe na dobre rozpoczęły pracę byli już w restauracji hotelowej. Sesser doznał jakby spowolnienia własnych reakcji lub przyspieszenia czasu wokół niego.
Gdy mijali szklane drzwi pomieszczenia do ich uszu dotarł strzępek informacji, z którego wyłowili tylko
Cyklon B i Wrocław.
Ktoś zmienił kanał i dał głośniej.
Na CNN spikerka w skupieniu czytała doniesienia za świata zdominowane sensacją z kraju, który z pewnością przed 1989 rokiem był częścią Związku Radzieckiego.


- We Wrocławiu, podczas prace remontowych w jednym z obiektów przy Alei Wiśniowej robotnicy przypadkiem natrafili na puszki z Cyklonem B. Czterech zginęło na miejscu, czterech innych w stanie krytycznym przewieziono do Szpitala Kolejowego. - Czy to po polsku czy po angielsku komunikat brzmiał tak samo.
Później pojawiły się komentarze informujące cały świat, że w czasie wojny obiekt ten należał do Gauleitera Śląska Karla Hankego, a prowadzone tam prace miały na celu przystosowanie obiektu na potrzeby nowego żłobka jakie miasto Wrocław chciało otworzyć.

Cyprian Dębowski

Po zajęciach Cyprian miał spotkać się z Bernerem. Miał, ale starszy Syn Eteru odwołał spotkanie. Oczywiście wytłumaczył, że chodzi o wydarzenia mające miejsce na Borku. Starszy mag nie potrafił jednak sprecyzować o co dokładnie chodzi. Zygmunt Berner potwierdził jednak przypuszczenia Dębowskiego, że rzeczywistości się zmieniła.

Także Komorowska i Żólkiewicz zostali, możnaby rzec, wystawieni do wiatru. O odwołaniu spotkania dowiedzieli się już na miejscu. Eteryta zaproponował, żeby udali się do niego. Wszak było to niedaleko i mogli tam spokojnie porozmawiać. Oczywiście każde z nich mogłoby sobie znaleźć lepsze zajęcie, jednak każde wiedziało że czas najwyższy podzielić się wiedzą.

Wiki nie było w domu, Cyprian domyślał się, że jego siostra i jej przyjaciółeczki planują jutrzejszą nocną zabawę. On sam, robiąc herbatę, zaczął rozmyślać nad jutrzejszym wieczorem. Nad tym co mogłoby się wydarzyć. Nad tym co powinien kupić na jutro. Nad wieloma rzeczami, które powinien zrobić. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos Anny Komorowskiej, która stała w progu jego kuchni i coś do niego mówiła. Nie zrozumiał co, ale uznał, że najlepiej jak poda koleżance tackę z ciastkami, a sam zaniesie herbatę. Jak pomyślał, tak zrobił. I trójka magów usiadła w salonie w mieszkaniu Dębowskiego. Nastąpiła niezręczna cisza. Wszak ktoś powinien zacząć. W końcu Cyprian uznał, ze to na nim spoczywa ów obowiązek i opowiedział swoim gościom o wczorajszym spotkaniu z wampirzycą. Nie ukrywał, że od jej kochanka dowiedział się gdzie ona mniej więcej może mieszkać. Dosadnie podkreślił jej słowa o wielkiej i tragicznej miłości jaka łączyła ją i Czerwonego Barona. Tylko jak tu zweryfikować owe informację. W encyklopedii wszakże nie zamieszcza się informacji o romansach, a przekopywanie się przez biografie i opracowania naukowe było czasochłonne, a oni tego czasu nie mieli za dużo.

Anna i Dawid opowiedzieli mu z kolei o swojej przygodzie przed tym co zostało z pałacu Hatzfeldtów i o spotkaniu z niemieckojęzycznym Przebudzonym. Nie musieli wdawać się w szczegóły jak to szukali szpital, który przyjąłby człowieka w potrzebie. Takich oczywistych rzeczy nie opowiada się wszakże.

Nim Anna doszła do tego, że wymienili się adresami z nieznajomy po pokoju weszły trzy muszkieterki.
„Dzień dobry. Dzień dobry. Dzień dobry.”
Dziewczęta grzecznie przywitały się przerywając tym samy swoją zażarta dyskusję na temat jakieś aktoreczki i jej romansów domniemanych i prawdziwych. Wiki rzuciła obok ława jakieś kolorowe czasopismo razem ze swoją torebką i poszła z koleżanka do kuchni. Oczy Przebudzonych padły na szmatławiec na podłodze.
Po dłuższej chwili do pokoju wpadła Monika i zabrał czasopismo ze sobą wykrzykując coś, że przecież tam są zdjęcia i wszystko na nich widać. Jednym słowem w gazecie prawdę znaleźć można, chociaż byłaby wątpliwej jakości.


Cyprian Dębowski odczuł nagle palącą potrzebę odwiedzenia budynku Biblioteki Uniwersyteckiej. Mag wiedział, że tam znajduje się wiele czasopism i to nawet tych sprzed pierwszej wojny.

Na Szajnochy dotarli po niespełna pół godzinie. Gmach był niemalże pusty. Nic dziwnego,wszak kto siedziałby w bibliotece w piątkowe popołudnie. Chyba tylko wyjątkowi desperaci. I trójka magów.
Stojąc przed katalogami zaczęli dość głośno się zastanawiać które roczniki powinni przejrzeć.
- 1912. - Rzuciła im w końcu bibliotekarka. Chyba wyraźnie znudzona wymianą zdań między nimi. - Schlesische Zeitung, rocznik 1912. - Sprecyzowała.
Oczy całej trójki zwróciły się na kobietę.
- Bardzo przepraszam, że podsłuchałam... - zaczęła się tłumaczyć.
- Ależ, nie, nie. - Żółkiewicz uśmiechnął się do starszej pani siedzącej przy katalogach. - To bardzo nam ułatwi sprawę.
- Państwo wspomnieli o Manfredzie von Richtohfenien. Wczoraj pewna para, Polka i Niemiec, też o nim się interesowali. To znaczy interesowali się gazetami z tego okresu.
Kobieta wstała zza biurka i pokazała żeby któryś z panów poszedł za nią. Obaj ruszyli. Anna tymczasem dyskretnie zajrzała do zeszytu w nadziei, że szczęście jej dopisze i dowie się o jakiej dwójce mówiła bibliotekarka. Fortuna była dla niej łaskawa. Eutanatoska spisała sobie nazwiska i poczekała aż jej koledzy przyniosą czasopisma. Dużo tego było i to w dodatku po niemiecku.
- Mówi ci coś nazwisko Alicja Żółkiewicz?? - Gdy zostali już sami Anna odezwała się do Dawida.
- To moja siostra. A dlaczego pytasz?? - Chłopak podniósł głowę znad gazety.
- Bo to ona i niejaki... - Tu spojrzała na kartkę na której miała spisane oba nazwiska. - Erich Reichann przeglądali wczoraj te gazety.
- To ona. - Prawie wykrzyknął Cyprian gdy natrafił na zdjęcie wampirzycy.
Anna i Dawid natychmiast ją rozpoznali. Po kilku chwilach zaleźli i zdjęcie pruskiego sztywniaka, którego widzieli razem z ową kobietą. Znaleźli całą trójkę na kilku zdjęciach. Na balach, na przechadzkach. Byli w dość zażyłych kontaktach.
Zaczynało robić się ciekawie.

Kurt Sesser i Erich Reimann


Po śniadaniu obaj Wiedeńczycy udali się do swoich pokoi. Kurt poczuł jak bardzo jest zmęczony. Erich postanowił jeszcze raz przeanalizować to czego się do tej pory dowiedzieli. Eutanatos wpatrywał się w zdjęcia jak gdyby one mogły mu odpowiedzieć na kłębiące się w jego głowie pytania. Raz tylko oderwał się od kopii, gdy w telewizji mówiono o tragicznej śmierci kilku strażaków biorących udział w akcji ratunkowej. Jeden rzut oka ma ekran pozwolił Niemcowi przekonać się że chodzi o budynek i skażenie o jakim słyszał rano. Cyklon B.

Było dobrze po południu, gdy Sessera obudziło pukanie do drzwi. To był Bartosch. Wręczył Kurtowi pomiętą kartkę, na której na jaskraworóżowo zaznaczony był adres
Klub Kalambur ulica Kuźnicza.
Chłopak szybko wyjaśnił Austryjakowi, że właśnie dziś wieczorem odbędzie się tam coś w rodzaju festiwalu, trudno było to wyjaśnić. W każdym bądź razie scena była otwarta dla każdego chętnego. A sam klub wart był wybrania się tam. Chłopka szybko się pożegnał. Muzyk widział jak obejmując nisko w pasie jakąś dziewczynę oddala się do windy.

Burczenie w brzuchu przypominało Kurtowi, że nie jadł obiadu. A zegar w pokoju pokazywał piętnastą. Austryjak przyglądając się kartce zapukał do drzwi swojego sąsiada. Eutanatosa tak pochłonęła sprawa składani do kupy tych kilku marnych informacji, że też zapomniał o posiłku.

Po późnym obiedzie obaj magowie udali się do Kalambur, z braku chyba lepszej perspektywy.
Jakież było ich zdziwienie gdy stanęli przed zadbaną secesyjną kamienicą.



Kurt poczuł jakiś niezwykła moc bijącą z tego miejsca. Nie była to magyia, ale coś co przemawiało do jego duszy. Coś co go w pewien sposób pociągało.

Otworzyli drzwi i oczom ich ukazało się również utrzymane w secesyjnym stylu wnętrze.



Większość stolików była już zajęta mimo tak wczesnej pory, jednak udało im się coś znaleźć. Ba, nawet obsługa mówiła po angielsku. Duży wybór alkoholi i to tych lepszych, a ceny przystępne przemawiały na korzyść przybytku.

Obaj magowie popijali jakieś drinki i w milczeniu lustrowali otoczenie, gdy na scenę wyszedł jegomość w średnim wieku.



Ubrany w czarny surdut, czarno-białe lakierki w stylu lat dwudziestych, z saksofonem w jednej ręce idealnie komponował się z całym otoczeniem.

A gdy rozpoczął swój występ... Kurt odpłynął. Tak czystej, tak wspaniałej gry muzyk dawno już nie słyszał. Przepełnionej pasją, miłością, magią. Znać było mistrza. Jego interpretacje zarówno utworów klasycznych jak i muzyki współczesnej spotkały się z entuzjazmem publiczności.

A gdy wirtuoz zakończył swój występ publika głośno skandował BIS!! BIS!! BIS!!
Saksofonista jednak tylko się pokłonił i rzuciwszy do mikrofonu
- Zostawiam wam, młodym, scenę. - Zniknął za kurtyną.
Nastała chwila ciszy, którą przerwał wychodzący na scenę dj.



Rzuciwszy kilka, zdawałby się zabawnych anegdotek, gdyż cała sala żywo na nie reagowała, żywo gestykulując zaczął coś mówić. I po ponad pięciominutowym wywodzie na scenie pojawił się jakiś człowiek, pragnący światu okazać swój talent. Rozpoczęły się występy amatorów. Niektóre nawet były dość znośne.

Po jakimś czasie Kurt wyłowił w loży obok owego saksofonistę. Siedział z jakimś siwobrodym staruszkiem i dziewczyną niegrzeszącą urodą. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Tylko Kurt i Erich zauważyli, że z loży nie płyną żadne dźwięki.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 25-07-2011, 16:27   #37
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kurt otworzył oczy; zamknął je licząc chyba podświadomie na to, że Morfeusz odszedł tylko na chwilę, a Piaskowy Skrzat odwiązuje nowy woreczek z magicznym piaskiem. Jednak kilkanaście obrotów w pościeli doprowadziło tylko do tego, ze pościel była zmierzwiona, a Kurt - zirytowany... i zaskoczony. Wstał niespiesznie - znaczy wygrzebał się z pościeli - co zajęło kilka ładnych minut. Muzyk był wypoczęty, rześki i pełen werwy. Wiedział, że coś nie gra. Włączył radio i usiłował znależć jakieś anglo- lub niemieckojęzyczne wiadomości - cokolwiek. Radio było zwykle dobrym źródłem informacji. Hotelowy sprzęt AV nie był jednak skłonny do współpracy i Kurt stwierdził, że szybciej dowie się czegoś w hotelowej recepcji. Jego instynkt wskazywał, że coś jest bardzo nie halo. Co? Zastanowił się patrząc na pokój, krajobraz za oknem... Statyczna rzeczywistość została gdzieś w pobliżu praktycznie złamana. To nie było przyjemne uczucie. Jak? Umysł Kurta zaczął szukać, delikatnie dotykać rzeczywistości porównywać obserwowane linie gobelinu z tym co pamiętał ze swoich podróży po Wrocławiu... Czas. Linia czasu nie była normalna, a przynajmniej to ta sfera - na pierwszy rzut oka - wydawała się najbardziej zakłócona. Znacznie bardziej niż podczas jego wizji, kiedy znajdował się w dwu płaszczyznach czasu jednocześnie... Podniósł ręcznik z oparcia krzesła i wszedł do łazienki. Kiedy strumień ciepłej wody spłynął po plecach uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz - Ktoś lub Coś ewidentnie nie chciało ich w tym mieście. Zaczęło się już od samego przylotu do Wrocławia - jak ustalił wcześniej - nagłe załamanie pogody, które uniemożliwiło im lądowanie na lokalnym lotnisku i - w efekcie - opóźniło ich przyjazd do Wrocławia o cały dzień; było tylko chwilowe. Gęsta mgła pojawiła się na krótko; w zasadzie tylko na okres, kiedy powinni lądować. Kurt wyszedł spod prysznica i ubrał się. zamierzał na nowo stoczyć walkę z hotelowym radiem kiedy usłyszał głośnie zamknięcie drzwi pokoju Ericha. Trochę zbyt głośne. Spojrzał na zegar i podążył w kierunku drzwi. Śniadanie było dobrym pretekstem do spotkania. Ten ciąg logiczny uświadomił sobie jednak dopiero post factum. Najpierw podszedł do drzwi i nacisnął klamkę, a dopiero potem uświadomił sobie, że chce to zrobić. jakby jego umysł desperacko walczył o zachowanie kontroli nad własnym ciałem. Coś naprawdę było nie tak... Wyszedł na korytarz:

- Guten Morgen - powiedział lekko zaskoczony Eutanatos.
- Guten Morgen Erich - odparł Kurt wyraźnie wyczuwając zdenerwowanie towarzysza. ranek na pewno nie należał do dobrych. Wkrótce okazało się, że należy do całkiem złych. Umysł Wiedeńczyka zarejestrował niepokojące przesuniecie czasu - kolejne - albo jego umysł działał wolniej niż wynikałoby to z płynącego czasu, albo - czas płynął szybciej. Żadna z tych opcji nie była dobra, a nawet akceptowalna...

W hotelowej restauracji puszczono jakieś anglojęzyczne radio, ktoś poprosił, aby zwiększyć głośność. Przez chrzęst naczyń i gwar polskich rozmów przedarł się głos spikerki BBC, która czytała wiadomość dnia. We Wrocławiu podczas prac remontowych znaleziono puszki z Cyklonem B; zabici, ciężko ranni... Nie to było jednak dla Kurta najważniejsze - ważniejsze - w tej sytuacji było tło - po pierwsze: znów pojawiło się nazwisko Hankego, po drugie: z dużą dozą prawdopodobieństwa Kurt był w stanie stwierdzić, że rannych przewieziono dokładnie do tego samego szpitala, w którym on przebywał poprzedniego dnia. Muzyk mógł nie mówić po polsku i nie rozumieć co znaczy "Szpital Kolejowy", ale brzmiało to zbyt podobnie do tego co przeczytał na budynku - zwłaszcza wypowiedziane po angielsku... Przy śniadaniu podzielił się z Erichem swoimi spostrzeżeniami zarówno co do opóźnienia lotu, jak i sytuacji... To, że lokalni magowie zawieźli go właśnie do tego szpitala było tylko przysłowiowa wisienką na torcie. Może oni nie zrobili tego celowo, ale - przypadkiem też na pewno to nie było.
 
Aschaar jest offline  
Stary 26-07-2011, 13:28   #38
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Godzina 16.00. Sobota. Ach, do tego terminu było jeszcze tyle czasu, jeszcze tyle godzin.



Umówiłem się z nią na szesnastą,
Tak mi do niej tęskno już,
Zaraz kupię i wino i ciasto
I bukiet czerwonych róż ...

Chciało się podśpiewywać Cyprianowi, który bardziej udawał, ze zajmuje się sprawą istotną dla polowy magów Europy Centralnej. Karin miała go odwiedzić, oczywiście z Werą, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Nie mniej, było to jakiś kroczek do przodu, wprawdzie nie wiedział, czy w dobrym kierunku, ale zawsze do przodu.

Dębowski pocieszał się, bowiem cóż innego mógł biedaczyna zrobić zakochany po uszy w dziewczynie, która preferowała jego koleżankę z pracy. Naprawdę bowiem, z innymi facetami mógł rywalizować, ale Wera miała takie atrybuty, których stanowczo nie posiadał. Hm, może najwyżej charakterem, ale pod tym względem inteligentna oraz niezwykle towarzyska Wera także nie zostawała w tyle. Wręcz przeciwnie. Towarzysko rozchwytywana, roztaczająca aurę popularności święciła tryumfy towarzyskie. Jasne, obecnie była zapracowana, ale gdyby tylko chciała, owinęłaby sobie wokół palca dziewięciu na dziesięciu facetów.

Wrócił na chwile jednak do tego, czego wspólnie poszukiwali.
- Dawidzie, spróbuj skontaktować się z siostrą oraz dowiedzieć czegoś o jej pracy – Alicja pewnie mogła być świetnym źródłem informacji, ale sądził, że Żółkiewicz także bez tego by spytał. Pewnie martwił się, co porabia siostra oraz jak została wplątana w tą całą historię. Mili na głowie artefakt, wampiry oraz konkurencyjna grupę magów. Jasne, że Dębowski poświęciłby to za uśmiech Karin, ale pozostali pewnie patrzyli na to inaczej. Zresztą Komorowska miała swojego Bartka, zaś trochę uwagi Żółkiewiczowi zaczęła poświęcać Lilly Verescio.

- Muszę iść, jeśli mam zabrać się za zlecenie, Anno – wyjaśnił nie precyzując szczegółów. Komorowska jednak doskonale pamiętała o wybranym pistolecie. Magowie bowiem nie miewali sklerozy. Przynajmniej zazwyczaj. - Miłego wieczoru, pozdrowienia – rzucił im jeszcze wstając od stolika.

Idąc do samochodu analizował. Wampirka, kochał ją Czerwony Baron. Czy oznacza to, że także był wampirem? Wątpliwe, bowiem wielkie miłości pomiędzy tymi istotami należały do niezwykle wyjątkowych wydarzeń stanowiących kanwę wielu ballad oraz powieściowych sag. Czyli mało prawdopodobne, lecz czy niemożliwe? Ewentualnie tamten był jedynie wcześniejszym odpowiednikiem biednego, zakochanego po uszy Jarka, który niewiele wiedział na temat swojej Miriam. Skoro jednak spotykali się w klubie Od zmierzchu do świtu, to może ponownie ją tam spotkają. Dawid oraz Anna wiedzieli już, że tam mogą ją zobaczyć.
- Pożywiom, uwidim – stwierdził oceniając, że może coś więcej będzie wiedział, kiedy Żółkiewicz skontaktuje się ze swoja siostrą. Wsiadł do samochodu oraz skierował się na Biskupin. Tam mieszkał.

Cała reszta wieczoru upłynęła mu na najwspanialszej robocie świata, czyli rusznikarskiej zabawie pozwalającej konstruować coś nowego. Dębowski nie był miłośnikiem militariów, ale uważał oręż za dzieło sztuki podobne do każdego innego. Jakoś właśnie tak się złożyło, że zajął się palną bronią. Potem zaś poszło. Nowe zamówienia oraz kolejne kontrakty zapewniały całkiem niezłe dochody. Zapracowany dopiero nocą zorientował się, jak bardzo jest późno. Wziął szybki prysznic oraz uwalił się spać. Budzik na ósmą nastawiony miał nie przeszkadzać w wypoczynku. Jakby nie było, sobota. Chciał mieć dobrą kondycje na spotkanie z dziewczyną, właściwie nawet sam nie wiedział, dlaczego.
 
Kelly jest offline  
Stary 01-08-2011, 18:02   #39
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kurt znalazł się z powrotem w pokoju. Zamierzał zabrać się do jakiegoś porządkowania posiadanych informacji kiedy nagle poczuł się strasznie słabo. Jakby całe zmęczenie nagle wróciło zupełnie jakby czas postanowił jednak płynąć swoim normalnym rytmem. Kurt postanowił nie walczyć z uczuciem senności i wrócił do łóżka.

Obudziło go coś czego przez pierwsze kilka sekund po obudzeniu nie był w stanie zidentyfikować. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to pukanie do drzwi. Otworzył je zarzucając wcześniej na siebie hotelowy szlafrok, co wydawało się lepsze od pokazania się w pogniecionych spodniach i z gołym torsem.
Informacje uzyskane od Bartosha były bardzo dobre. Kurt wiedział, że w zasadzie żaden Kultysta nie przepuści takiej okazji. Jeżeli w tym mieście był ktokolwiek z jego tradycji to przeczucie graniczące z pewnością mówiło mu, że tam się pojawią.

Myśli Kurta ponownie wróciły do Przebudzonych i Wrocławia jako takiego. Coś tutaj nie grało, ktoś gdzieś fałszował w tym utworze na kilkanaście instrumentów. Wiedeń był przekonany, ze we Wrocławiu nie ma Przebudzonych... Jednak tak na dobrą sprawę - nikt nigdy tego nie sprawdził, a wszystkie informacje pochodziły chyba tylko od Hallervordena. Maga, który swoich źródeł informacji nigdy nie ujawnił, a jego pojawienie się w Wiedniu... Kurta na chwilę zamurowało, kiedy przypomniał sobie okoliczności w jakich Aristid pojawił się w stolicy Austrii. A raczej to co kryło się za pewnymi zdarzeniami. Nagle pewne informacje stawały się jasne... a wszystko zaczynało do siebie pasować, aż nazbyt dobrze...

Nikomu bliżej nie znany Przebudzony przybywa do Wiednia i tak po prostu - z marszu, w nieznanym sobie mieście, wskazuje Labirynt Upadłego, za którym wszyscy gonią od dłuższego czasu... Zdobywa prestiż i uznanie, może nawet sporą dozę wdzięczności, która powoduje, że nikt tak na prawdę nie interesuje się kim on sam naprawdę jest... To krótkie intro nie przesłoniło - tym razem - Kurtowi drugiej informacji - że ten Nephandi był gestapowskim konfidentem. Drugie zdarzenie - scysja na rynku i oskarżenie Hallervordena o bycie nazistowskim oprawcą z Auschwitz - też szybko została zatuszowana, bo inaczej nie można było tego nazwać. Sam oskarżyciel dziwnym zbiegiem okoliczności popełnił samobójstwo, a Hallervorden przyznał, że w obozie był, ale jako więzień. On, przyznający, że jest rodowitym Niemcem... Historia raczej mało prawdopodobna... Chyba nikt nie sprawdzał, czy jego nazwisko jest na listach więźniów, albo czy ma numer obozowy... W każdym razie wszystko kręciło się wokół Gestapo. Zwłaszcza teraz - kiedy na scenę wkroczył Hanke. Gdyby założyć, że Hallervorden w rzeczywistości jest również nazistą (jego pojawienie się w Austrii tuż po wyjściu wojsk radzieckich i zluzowaniu tym samym poszukiwań nazistów nie byłoby w takim wypadku przypadkowe), to oczywistym jest, że wiedział o artefakcie z pierwszej ręki, być może nawet znał osobiście Hankego... Dokładnie znał stosunki panujące na miejscu i tylko czekał na sposobność, aby wykorzystać swoje wpływy w Wiedniu i rozegrać swoją grę. Taką sposobność na pewno dał mu remont biblioteki - podczas niego można było w “cudowny sposób” znaleźć dokumenty... Reszta potoczyła się już z górki - sam podjął pewne decyzje, dostarczył pewnych informacji i pociągnął za odpowiednie sznurki...

To były mocne akordy, ale wyglądało na to, że w najgorszym przypadku - jeden Nephandi wskazał drugiego... Cholera. Podniósł telefoniczną słuchawkę i wybrał numer do biura Detlinde. Za dużo spraw zaczynało się zapętlać i w opinii Kurta, Kultystka miała prawo wiedzieć.

- Schulz-Strasznicki, słucham?? - Kobiecy głos odezwał się po drugiej stronie. Sesser od razu rozpoznał swoją rozmówczynię.
- Sesser z tej strony. - Kurt przez krótką chwilę zastanawiał się w jaki sposób przekazać Detlinde informacje - Mam kilka informacji, które mogą Cię zainteresować. Wszystko co wiedzieliśmy o Przebudzonych we Wrocławiu to bzdury. Jest ich tutaj co najmniej kilku.
Długie milczenie, które zapanowało po słowach kultysty świadczyło tylko o konsternacji jakie one wywołały.
- Ale jesteś pewien?? - W końcu wydusiła z siebie. - Przecież Hallervorden dokładnie zebrał informacje o Wrocławiu.
- Taaaaaak?! -
sarkazm był aż nadto słyszalny - Między nami mówiąc - uważam, że Hallervorden nie jest tym, za kogo się podaje, a to wszystko jest jakąś jego prywatną gierką, w którą wciągnął wszystkich.
- Słucham?? -
Tym razem pannie Schulz-Strasznicki odebrało mowę na znacznie dłużej niż za pierwszym razem.
- Nie mam dowodów - jeszcze, a informacje, które w jakiś sposób pasują nie nadają się do przekazania przez telefon. Zastanów się proszę nad pewnymi faktami - co naprawdę wiemy o Aristidzie? Kto “przypadkowo” natknął się na wzmiankę o artefakcie, kto zebrał informacje o mieście i kto nalegał na “szybki wyjazd”? Co, tak naprawdę, ja czy Ty, czy ogólniej Fundacja może zyskać na znalezieniu artefaktu? O ile taki w ogóle istnieje, a podejrzewam, że najprawdopodobniej jest bronią...
- Kurt?? -
Mówiła teraz cichym głosem. - Czy ty sam siebie słuchasz?? Czy ty zdajesz sobie sprawę z oskarżeń jakie rzucasz na jednego z najbardziej szanowanych członków Fundacji?? Co tam się w ogóle stało?? - Ostatnie pytanie było bardziej jej własnym przemyśleniem wypowiedzianym na głos niż pytaniem do Sessera.
- Po prostu chcę, abyś wiedziała po jak cienkim lodzie stąpamy. Informacje o mieście - bullshit; ktoś bardzo nie chciał, aby nasz samolot wylądował we Wrocławiu, w tym miejscu coś się dzieje - albo cała rzeczywistość wariuje, albo ktoś bezpośrednio we mnie i Ericha implikuje jakieś wizje... Nic do niczego nie pasuje z wyjątkiem tego, że wszystko zaczyna się kręcić wokół - jak to określiłaś - jednego z najbardziej szanowanych...
- Może potrzebne wam wsparcie?? -
Zapytała konspiracyjnym szeptem.
- Na to jest chyba za wcześnie, albo paradoksalnie za późno. Nie chcemy tu wszczynać kolejnej wojny. Mam zamiar w jakiś sposób dogadać się z tutejszymi magami i zebrać rzetelne informacje o mieście i sytuacji, a przede wszystkim o tym czym naprawdę jest artefakt i jaki jest udział we wszystkim pewnej osoby. Nie wierzę, że lokalni nie są świadomi tego, że artefakt gdzieś tu jest. Może też go szukają, a może są w jego posiadaniu. W tym mieście jest kilka dziwnych miejsc, o nich też Aristid nie wspomniał, więc albo nie wiedział, albo celowo zataił informacje... - zastanowił się na chwilę i zmienił temat - Jeżeli uważasz mnie za wariata to jest dość prosty sposób na sprawdzenie - jak dobrze pamiętam Aristid twierdzi, że był więźniem w Auschiwtz, to znaczy, że jego nazwisko figuruje w aktach obozowych. A coś mi się kołacze, że w tym obozie numery tatuowano...
- Sprawdzę to . -
Odparła cicho z rezygnacją w głosie. - A wy uważajcie na siebie.
- Ty też uważaj. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia. -
Detlinde rozłączyła się.

Kurt przez chwilę wsłuchiwał się w “biiiiip” w słuchawce. Odłożył ją i otrząsnął się. Poszedł do łazienki i wsadził głowę pod kran. To wszystko było pokręcone. Jemu samemu pomysł z Hallervordenem w roli Tego, który Przekroczył Granicę wydawał się co najmniej irracjonalny, ale fakty były takie a nie inne... Jeżeli podczas II wojny, a ewidentnie wokół niej wszystko się kręciło - wyeksterminowanoby wszystkich magów i Aristid o tym byłby poinformowany - to mógł założyć, że nikt nowy się tu nie pojawił. Zgadywałby, ale rozsądnie, może nawet ubierając wszystko w czerwoną zarazę demonizowaną przez jego własne lęki wypływające z tego, że pochodził z ziem utraconych przez Niemcy po wojnie...

*****





Kurt przebrał się w luźniejsze rzeczy i wyjął z walizki futerał z fletem. Nie był to jego ulubiony instrument, ale flet poprzeczny miał tą dobrą cechę, że po złożeniu był niewielki i doskonale mieścił się do walizki, a gra na czymkolwiek dawała jednak Kurtowi sporo satysfakcji. Przyjrzał się instrumentowi i zamknął futerał. Kilkanaście minut później mężczyzna przyglądał się już dobrze utrzymanej kamienicy, która miała w sobie “duszę” jakieś wewnętrzne piękno, ukryte przed wzrokiem ciekawskich... Wnętrze, secesyjne, również przemawiało do Kurta.

Usiedli przy jednym ze stolików i zamówili jakieś lekkie drinki. Występ saksofonisty był spełnieniem kilku ukrytych pragnień Kurta i potwierdzeniem kilku założeń jakie poczynił. Obserwował dyskretnie mężczyznę ostatecznie potwierdzając jego związki ze światkiem magicznym podczas niesłyszalnej dla innych rozmowy w loży...

*****

Po kilku nawet znośnych występach Kurt nachylił się do ucha Ericha:
- Koniec tych gierek. Denerwują mnie one. Flet nie jest moją najmocniejszą stroną, ale nawet kretyn domyśli się, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Mam nadzieję, że lubisz jazz? - wstał i podążył w kierunku sceny. Gdzieś z boku pozostawił futerał i złożył instrument.

Pomysł zagrania klasycznego kawałka Billa Withersa “Ain’t no sunshine” solo na flecie poprzecznym był cokolwiek szalony, ale mógł się udać zwłaszcza w konwencji beatboxingu. Jazz w końcu polegał na improwizacji. A cała ta sytuacja była jedną wielką improwizacją.

Kurt wszedł na scenę i ukłonił się dokładnie tak jak czynił to tysiące razy wcześniej. Jego mięśnie po raz ostatni zadrżały kiedy podnosił flet do ust. Potem było już tylko żelazne skupienie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=mAl7ZQsrP0E[/media]

Zaskakująco - muzyka po prostu płynęła, kolejne dzwięki materializowały się w flecie, opuszczały go miękko i wypływały na salę. Wiedeńczyk spodziewał się co prawda większych problemów, ale - z jakiegoś powodu - poszło całkiem płynnie, może nawet zbyt płynnie...

Owacja zaskoczyła Kurta, uśmiechnął się jakby lekko zażenowany i głęboko ukłonił dając do zrozumienia, że bisów nie należy się spodziewać i wrócił do swojego stolika. Po chwili pojawił się Saksofonista w towarzystwie siwiejącego staruszka. Gdy kultysta zaczął mówić kulturalnie wstał i przeczekał całkowicie niezrozumiałą przemowę mistrza saksofonu.
- Niestety nie mówię po polsku - powiedział z lekkim uśmiechem po niemiecku i wskazał ręką wolne krzesła przy stoliku.
Saksofonisa zamrugał lekko zdziwiony, potem rzucił coś do starszego mężczyzny.
- Nie martw się synku. Jakoś sobie z tym poradzimy. - Staruszek odezwał się do obu Wiedeńczyków. Miał trochę dziwny akcent. Młodszy z mężczyzn coś jeszcze powiedział. Zdał jakieś pytanie, sądząc z intonacji, Jedyną odpowiedzią starca był serdeczny uśmiech. Obaj panowie zajęli wskazane miejsca.
 
Aschaar jest offline  
Stary 26-08-2011, 10:43   #40
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Saksofonisa zamrugał lekko zdziwiony, potem rzucił coś do starszego mężczyzny.
- Nie martw się synku. Jakoś sobie z tym poradzimy. - Staruszek odezwał się do obu Wiedeńczyków. Miał trochę dziwny akcent. Młodszy z mężczyzn coś jeszcze powiedział. Zdał jakieś pytanie, sądząc z intonacji, Jedyną odpowiedzią starca był serdeczny uśmiech. Obaj panowie zajęli wskazane miejsca.
- Nazywna się Michał Kostecki. A to jest - Wskazał na wirtuoza saksofonu. - Kamil Świeczko. - Mężczyzna kiwnął im na przywitanie głową.
- Kurt Sesser - odparł Kultysta delikatnie się kłaniając i pozostawiając Erichowi pole do odpowiedzi.
- Erich Reimann - skinął grzecznie głową, kątem oka spoglądając z wyrzutem na Kurta. Ten zdawał się być pewnym swego.

Polacy wymienili między sobą kilka zdań. Uśmiechali się przy tym jednym z tych uśmiechów, który przybierają ludzie postawieni w niezręcznej sytuacji. W końcy starszy pan się odezwał.
- Piękny występ panie Sesser. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem czegoś takiego. Nie wygląda mi pan na amatora.- Na flecie gram tylko hobbystycznie, acz zajmuję się muzyką profesjonalnie. Nie mogłem sobie jednak odmówić przyjemności zagrania - jak tylko nadarzyła się okazja...
Kostecki przetłumaczył, chyba, rozmowę Świeczce. Później nastąpiła wymiana zdań miedzy Polakami.
- Cóż was zatem sprowadza do Wrocławia? - Zaczęło się. Teraz zapewne padnie seria pytań dotyczące powodu ich obecności tutaj.
- Chęć sprawdzenia sytuacji, teraz po zmianach jakie zaszły w waszym kraju, w świecie. Mieliśmy wiele różnych, często sprzecznych informacji o Przebudzonych za Żelazną Kurtyną i teraz nadarzyła się stosowna okazja, aby sprawdzić sytuację osobiście.
Michał Kostecki utkwił swoje spojrzenie w Sesserze, ale odezwał się po polsku. Obaj kultyści wymieli się uwagami a starszy pan niespuszczał wzroku z Wiedeńczyka. Kurt mógł być pewien, że starszyszek nie stara się odczytac jego myśli, byłoby to poniżej godności sędziwego kultysty. Ale Sessera ogarnęła jakaś dziwna pewność, że ten mężczyzna mógłby to zrobić bez najmniejszej trudności i nie muzyk nie byłby wstanie temu zapobiec.
Wymiana zdań między Polakami trwała kilka minut.

- Panowie muszą wybaczyć, ale mój przyjaciel nie mówi po niemiecku. Muszę więc mu tłumaczyć naszą rozmowę. - Wytłumaczył się kurtuazyjnie Kostecki. - A wracając do powodów waszej wizyty tutaj. Bardzo nas to cieszy, że nasi bracia zza granicy interesują się nami. - Ładnie powiedziane, ale zupełnie nieprawdziwe. Tego mogli być obaj pewni. - Jak sami widzicie mamy się dobrze.
- To wspaniała wiadomość - równie miękko skłamał Kurt, po czym uderzył w mocniejsze akordy - Myślę więc, że tym łatwiejsze będzie zadzieżgnięcie przyjacielskich stosunków i nawiązanie bliższej współpracy pomiędzy naszymi Fundacjami? Widzę, zresztą, ze nie jesteśmy jedynymi obcokrajowcami w waszym mieście? - Sesser nie do końca był przekonany czy mówiące po angielsku towarzystwo z pubu miało coś wspólnego z obecnymi przy stole, ale ciekaw był reakcji staruszka. Oczywistym było, że Polacy wymienili pomiędzy sobą znacznie więcej informacji niż proste tłumaczenie...
- Poznaliście już Karin?? Urocza dziewczyna. Szkoda, że tak słabo mówi po polsku. - Tym razem Kostecki mówił szczerze.
Kurt uśmiechnął się:
- I tak mówi lepiej ode mnie... - wolno upił drinka robiąc dużą pauzę w rozmowie i dając możliwość zmiany tematu.
- Twój przyjaciel?? - Kostecki wskazał ruchem głowy na Reichmanna. - Chyba nie jest jednym z nas?? - Nas? - Sesser odstawił wysoką szklankę z wyrazem zdziwienia na twarzy.
- Miałem na myśli członków naszej tradycji. Nie zaprzeczysz, że jesteś Kultystą Ekstazy jak ja czy Kamil. - Staruszek uśmiechnął się dobrotliwie.
- Nie, nie jestem Kultystą Ekstazy - uśmiechnął się, na znak, że wszystko już zrozumiałe. - Jestem Eutanatosem. Mam nadzieję moja tradycja ma się dobrze w waszym mieście, jak i wasza, sądząc po spektaklu - nie dawał po sobie poznać pewnej irytacji. Nie takim problemom musiał w życiu stawiać czoła, choć niechętnie.
Kostecki i Świeczko znów wymienili między sobą. Uśmiechali się przy tym kurtuazyjnie. Coś w ich zachowaniu, a może w intonacji głosu, albo jeszcze inna rzecz mówiło Erichowi i Kurtwoi, że Polacy sprzeczają się o coś.

Kurt z miną szczęśliwego tatusia czekającego na rozwiązanie przyglądał się rozmówcom. Zdawał sobie sprawę z faktu, że wrzucił w spokojne jeziorko lokalnej społeczności całkiem spory głaz i najwidoczniej kręgi na wodzie już zaczynały się rozchodzić... Ponownie zanurzył usta w alkoholu i uśmiechnął się kurtuazyjnie w kierunku dywagujących Polaków, czy może raczej - do swoich myśli. Starszy z magów mógł sobie dowolnie interpretować jego zachowanie i myśli zaprzątnięte teraz czymś zupełnie innym - fantazją symfoniczną "Francesca da Rimini" Czajkowskiego...
Skoro przyjechali tutaj w gościnę, a nic się szczególnego we Wrocławiu nie dzieje, powinni być przyjęci raczej normalnie - myślał Erich. Co prawda byli niemieckojęzyczni, co w Polsce raczej nie przysparza im sympatii, ale Przebudzonym nie powinno to robić szczególnej różnicy. Każda zwłoka i niezręczność daje raczej podstawy do zastanowienia, nad czystością ich intencji. Może faktycznie socjalizm wyprał im mózgi i dlatego kontakt był do tej pory tak ograniczony? Ich zachowanie do tej pory było przynajmniej trochę nietaktowne, może i nie rozumieli o co chodzi, ale intonacja pozostawiała wiele do życzenia. Saksofonista najwyraźniej miał burzliwy temperament.

Starszy z mężczyzn delikatnym ruchem ręki uciszył młodszego.
- Jeżeli chodzi o Euthanatosów, to radzą sobie całkiem nieźle. Ich Fundacja mieści się przy ulicy Ślężnej, przy starym cmentarzu żydowskim. A jeżeli chodzi o Kult Ekstazy, to borykamy się z pewnymi problemami. Ale to stare dzieje. - Westchnął głęboko czymś zatroskany. - Muszę was uprzedzić, że my, Przebudzeni, nie powinniśmy się zbliżać do ruin Pałacu Hatzfeldów na Wita Stwosza. Mieszka tam coś co pozostało po, hmmm..., - Widać było, że Kostecki szuka odpowiedniego słowa. - ... Nazistach. To był kiedyś potężny węzeł, ale...

Znowu odezwał się Świeczko. Starszy mężczyzna słuchał go w skupieniu ale cały czas przyglądał się swoim niemieckojęzycznym rozmówcom. W końcu gdy młodszy kultysta skończył swoją przemowę, straszy mężczyzna wstał, a za nim i Świeczko.

- Wybaczcie staremu człowiekowi, ale czas już na mnie. W moim wieku człowiek potrzebuje tyle snu co niemowlę. - Uśmiechął się dobrotliwie i obaj Polacy pożegnali się.
- Oczywiście. Bardzo dziękuję za te informacje. - Kurt wstał na pożegnanie - Mam nadzieję, że będziemy jeszcze mieli okazję sie spotkać i porozmawiać. Jeżeli tylko mógłbym jakoś pomóc... Ah… - uśmiechnął się - Fundacja Kultu Ekstazy znajduje się jak rozumiem tutaj?
Sesser doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż Kostecki powiedział coś zupełnie innego, ale w końcu - kto pyta nie błądzi...
Starzec kiwnął nieznacznie głową.
- Życzymy dobrej nocy.
Kiedy Austriacy zostali sami Erich zapytał Kurta.
- Nie jestem co do nich przekonany...
- Oczywiście. Zastanawiam się tylko czy Sfwf... Fsw... - mężczyzna dał sobie spokój po chwili - Młodszy z nich był wzburzony i zdenerwowany naszym przybyciem, czy raczej starał się przekonać starszego do czegoś. Zamieszanie zostało wywołane - uśmiechnął się delikatnie i opróżnił część swojej szklanki - I chyba wiemy coś przy okazji... Zamierzasz odwiedzić Fundację swojej tradycji - skoro - podejrzewam, właśnie jesteś anonsowany?- Jeszcze nie wiem, nie spieszę się. Narazie nie wiem co o tym wszystkim sądzić...

* * *

Jadąc taksówką zamienili kilka słów na temat zaistniałej sytuacji. Erichowi najwyraźniej nie podobała się taka bezpośrednia konfrontacja. Zachwiała jego poczuciem bezpieczeństwa, gdyż teraz wiedzieli o nich właściwie wszyscy. Wcześniej ktoś ich widział, ale to mógł być dla nich nic nieznaczący kontakt. Teraz machina ruszy.

Tryby ruszyły jednak szybciej niż się spodziewali. Zarówno Erich jak i Kurt otrzymali powiadomienia o telefonach zagranicznych. Hallervorden prosił o kontakt, Kurt uśmiechnął się w myślach na tą wcale niepodejrzaną zbieżność. Szczególnie, że Dietlinde Schulz-Strasznicki również dzwoniła. Erich miał natomiast oddzwonić do Gertrudy Ippen. Ponadto mecenas chciał się z nimi skontaktować. Pan Bartel jednak z powodu szacunku późnej godziny musiał poczekać do rana. Tym bardziej, że oboje postanowili zadzwonić do Wiednia. Pierwszym rozmówcą przy tym wcale nie miał być Hallervorden
 
Kritzo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172