Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2013, 14:53   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
post wspólny gracz

Laura, generalnie, miała zimną krew.

Kiedy usłyszała skrzypienie okiennicy, nie wpadła w panikę, nie zaczęła krzyczeć ani uciekać. Nie zmieniając rytmu oddechu - tak, żeby intruz myślał, że dziewczyna ciągle śpi - przekręciła nieznacznie głowę w stronę okna.
Dłoń zacisnęła na rękojeści sztyletu, wsuniętego pod poduszkę i spod przymkniętych powiek obserwowała poczynania mężczyzny.
Mężczyzna najwyraźniej niczego nie zauważył, gdyż ostrożnie zamknął okiennicę i przez chwilę stał przy oknie. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, ruszył stąpając cicho w kierunku łóżka Laury.
Kobieta słyszała głośne bicie własnego serca, które w tej ciszy brzmiało jak grzmot.
W księżycowym świetle błysnął sztylet, jaki napastnik wyciągnął za pasa. Wykonał kolejny krok w kierunku łóżka, jednocześnie chwytając nóż zębami. Zza pleców wyjął coś, ale Laura nie dostrzegła co to było.
Był tuż, tuż. Zaczął powoli nachylać się nad kobietą.

Wyczekała, aż pochyli się nad nią. Wiedziała, że kolejnej szansy na zaskoczenie napastnika nie będzie miała.
Kiedy był już bardzo blisko, wyrzuciła do przodu dłoń, celując kciukiem w jego oko.
Potem planowała odtoczyć się na drugą stronę łóżka, spaść na podłogę i schować pod meblem. Jeśli mężczyzna będzie chciał ją wyciągnąć, użyje sztyletu.
Uderzenie było celne i zaskakujące. Zamaskowany mężczyzna krzyknął z bólu. W tym samym momencie sztylet upadł z głośnym trzaskiem na ziemię. Laura spadła na podłogę.
Rozejrzała się, złapała sztylet mężczyzny, poderwała na nogi i skoczyła w stronę drzwi do pokoju, aby poszukać pomocy na korytarzu.

Na korytarzu było pusto i cicho. Przez małe okno na końcu wypadł tylko blady snop księżycowego światła. Na szczęście Laura nie usłyszała, aby ranny napastnik ruszył za nią w pogoń. Po lewo miała pokój Tempeltona, a na prawo Rossa. Kilkanaście metrów po lewej stronie były schody prowadzące do foyer.
Ruszyła odruchowo w lewo, w stronę schodów, prowadzących na dół. Kiedy mijała kolejne drzwi, zorientowała się, ze za nimi wcześniej, wieczorem, zniknął Thomas. Zatrzymała się, gwałtownie uderzyła dłonią w drzwi i zawołała go po imieniu.
Odpowiedziała jej tylko głucha cisza, która po chwili została przerwana głośnym wystrzałem.
Laura krzyknęła, przestraszona, po czym szarpnęła klamkę.

Drzwi były otwarte. W słabym świetle Laura zauważyła, że na łóżku leży skrępowany Tempelton. Za sobą usłyszała jakiś głuchy odgłos. Jakby coś ciężkiego spadło na podłogę.
Spojrzała, przez ramię, za siebie, sprawdzając, co było źródłem hałasu.
Bucket otworzył drzwi i wyjrzał zza futryny.
- Panno Woolley, co się dzieje?- spytał, ujrzawszy kobietę całą i zdrową.
Odwróciła się gwałtownie, ale nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż na korytarzu pomiędzy nią, a Bucketem pojawił się kolejny zamaskowany mężczyzn. To on najwyraźniej tak hałasował.

Bucket także zaniemówił, a zamaskowany napastnik jakby stracił rezon, gdyż zawahał się co ma zrobić.
Doktor wycelował broń w napastnika i począł się do niego zbliżać wolnymi, spokojnymi krokami.
- Bez gwałtownych ruchów! Odłóż broń i połóż się na ziemi, ręce na głowę!
Laura zamarła na moment, a kiedy doktor wycelował broń, cofnęła się, przyciskając plecy do ściany korytarza.

Przyciśnięty do mury napastnik już się nie wahał i dokładnie wiedział, co miał robić. Bez słowa wykonał błyskawiczny ruch prawą dłonią i...
W tym momencie padł drugi strzał. Zamaskowany mężczyzna padł na ziemię z głośnym jękiem. Laura i doktor Bucket spostrzegli, że w ścianie tkwił wbity prosty wąski sztylet.
Z dołu zaczęły dobiegać ich odgłosy obsługi hotelowej, która zbudzona hałasami wszczęła alarm.

Po sprawdzeniu reszty pokoi, Edgar kucnął przy zwijającym się z bólu mężczyźnie. Oddał swój pistolet Laurze (“Nie powinien sprawiać problemów, ale jeśli... Wie pani, co robić.“), sam zaś przeszukał napastnika, zarówno pod kątem broni, jak i dokumentów czy innych przedmiotów mogących potwierdzić jego obawy odnośnie zleceniodawcy zamachowców. Odsłonił też twarz rannego, raz, żeby się jej przyjrzeć, a dwa, żeby ułatwić mu oddychanie. Był doktorem na pełen etat.
- Uciskaj ranę, to może z tego wyjdziesz.
Leżący był Arabem, nie miał żadnych dokumentów. Poza sztyletem, miał jeszcze przy sobie ostry szpikulec oraz garotę.
A na szyi wisior:
http://www.jubileo.pl/images/4770446...9_2%5B1%5D.jpg
Na słowa doktora spojrzał tylko na niego z wielkim gniewem, milcząc. Nie wykonał polecenia.
- Mam taki sam wisior - powiedziała Laura, nachylając się nad Arabem.
Przyniosła naszyjnik zabrany sklepikarzowi i pokazała go.
Ten tylko zwrócił nienawistne spojrzenie w kierunku kobiety i splunął w jej kierunku. Plwociny przemieszane z krwią wylądowały na twarzy Laury.
- Wszyscy zginiecie, plugawy psy. Za profanacje świętości zginiecie w męczarniach.
Jego słowom towarzyszyły tłumione jęki bólu.
Laura - nie namyślając się wiele - wytarła twarz, a potem przekopała leżącemu, trafiając w żebra.
Mężczyzna zwinął się w kłębek, wyjąc z bólu. Mimo to przez zęby wysyczał.
- Już jesteś martwa niewierna suko.
- Jeszcze nie
- zauważyła dziewczyna, a potem nachyliła się, sięgając po wisior leżącego.
- Będę miała kolejny do kolekcji - powiedziała.

Thomas podniósł sztylet i zaczął się nim bawić. W jego oczach nie było litości i zmiłowania. Spojrzał na leżącego Araba i rzekł:
- Nie ładnie. Naprawdę nie ładnie. Przychodzicie do naszego domu, chcecie nas okraść i jeszcze obrażacie naszą damę.. Naprawdę nie ładnie - ironia zaczynała wychodzić z Thomasa - ale jak mawiają “oko za oko, ząb za ząb. Zrobimy tak, ta Pani - wskazał Laurę - będzie zadawać Ci pytania, jeśli nie odpowiesz pierw obetnie Ci palec, potem kolejny.. a jak będziesz uparty to wyłupi Ci oko, a jak nadal będziesz milczał to poderżnie Ci gardło. Pomyśl, czy chcesz umrzeć tak podło i to z ręki kobiety...Wiesz nasza przyjaciółka, parę lat pracowała w prosektorium toteż...umie kroić... - uśmiechnął się i podał Laurze sztylet, i kiwając głową by zadała pierwsze pytanie.
W ostateczności on zacznie zabawę. Męczyła go tak gościnność.
- Co to jest prosektorium? - dopytała Laura przejmując sztylet. - Właściwie, to wolę zacząć od oka, obcinanie palców jest męczące, sztylet nie wydaje się dość ostry, żeby przeciąć łatwo ścięgna i kości, a oko szybko wychodzi.
- Nie będzie ci to przeszkadzało, prawda Thomasie?
- spytała.
Uklękła obok Araba, nie za blisko, żeby jej znów nie opluł.
- Choć po namyśle... - powiedziała powoli. - Oko może się przydać, gdyby kogoś miał rozpoznać, prawda? Jest jeszcze podobno - jak słyszałam w opowieściach, oczywiście - część męskiego ciała, co przypomina palec, a nie ma kości. Ona powinna dać się łatwo odciąć...
Zajrzała Arabowi w twarz.
- Czy jednak raczej opowiesz nam, po prostu, po co nas naszliście w nocy? Czy powinnam zacząć szukać tej mistycznej, męskiej części? Wybieraj.
Laura uśmiechnęła się miło.

Mężczyzna nadal hardo patrzył w oczy kobiety. Laura nie zauważyła w jego oczach strachu. Ten człowiek nie bał się śmierci, ani tortur Jednak perspektywa haniebnej śmierci sprawiała, że widać było w jego postawie wahanie. Było jednak w nim coś co mówiło, nie masz tyle odwagi. To tylko puste słowa.
- Jesteście gorsi niż psy i szakale - wysyczał pojedynkując się na spojrzenia z klęczącą przy nim Laurą - Podli okupanci i bluźniercy. Pochłonie was ognisty wiatr pustyni.

Thomas stał spokojnie wysłuchując co ma Arab do powiedzenia;
- Panowie tak swoją drogą radzę się odsunąć.. Krew … ciężko ją potem sprać z ubrania... - odsunął się kilka kroków co by też Laura miała większe pole manewru.
- Jak słyszałam, ów męski narząd w okolicach krocza się znajduje... - tonem naukowca, który właśnie przed wiekopomnym odkryciem stoi, stwierdziła Laura, wsuwając dłoń, na razie nieuzbrojoną, pod galabiję mężczyzny.
Oczy mężczyzny nadal wpatrywały się w Laurę. Powoli rodził się w nich autentyczny strach. Jednak jego twarz nadal przypominała kamienną maskę.
- Zdechniecie, a wasze ścierwa rozwloką po pustyni sępy i szakale.
- Kto was przysłał i po co?
- Skradliście coś, co nie należy do was. Przyszliśmy odzyskać naszą własność.
Głos mężczyzny był zimny jak stal. Choć złamał się widać było, jak agresja i nienawiść w nim rosną. Dodatkowo kolejne grymasy bólu sprawiały, że wyglądał iście groteskowo.
- Co, waszym zdaniem, skradliśmy.
- Ten wasz plugawy profesorek zbezcześcił nasze groby i ukradł święty artefakt. On musi wrócić na swoje miejsce.
- Jaki artefakt...
- zaczęła Laura, a potem dopiero zorientowała się o kogo chodzi - Mówisz o moim papaciu! Więcej szacunku! Gdzie on jest?
- Uciekła złodziej parszywy wraz z artefaktem. Macie coś co może nas do niego doprowadzić. Mam nadzieję, że moim bracia mieli więcej szczęścia.


Wszyscy przypomnieli sobie w tym momencie o Rossie z którego pokoju także padły strzały. Czyżby faktycznie jego kompani mieli więcej szczęścia i uporali się z Malcolmem.
Doktor spojrzał wpierw na Laurę, potem na Thomasa. Czy to możliwe, że podczas gdy oni tu sobie gadają w najlepsze, jeden z nich wykrwawia się w swoim pokoju? Albo gorzej? Z pistoletem w garści ruszył do pokoju Malcolma.
Laura spojrzała za doktorem, wahając się przez moment. Nie mieli jednak za wiele czasu zanim zjawi się wojsko.
Wsunęła sztylet pod galabiję.
- Nie mamy czasu - powiedziała, a w jej głosie była granitowa determinacja - Jaki artefakt?
Thomas zbliżył się do rannego i nacisnął na ranę:
- Co to za artefakt ? - koniec gierek, czas wydobyć prawdę - [/i] Co dokładnie chcieliście nam zabrać ? Mów a przeżyjesz, może nawet puścimy cię wolno[/i] - kłamstwo równie łatwo przychodziło młodzieńcowi co prawda.

Przyciśnięty jeniec zawył z bólu i skrzywił się.
- Naszą świętą księgę, klucz i bramę. Nasz święty znak.
- Doktorze, proszę pójść zobaczyć co z Malcolmem
. - poprosił kolegę.

Grupa usłyszała, jak po schodach wbiega kilku mężczyzn. Szybko przekonali się, że to wezwane przez obsługę hotelu, wojsko.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 19-06-2013 o 10:39. Powód: rozszerzenie
kanna jest offline  
Stary 19-06-2013, 08:27   #22
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Nocne wydarzenia mocno nadszarpnęły nerwy wszystkich uczestników wyprawy. Teraz już nie było wątpliwości, że życiu sir Woolleya zagraża poważne niebezpieczeństwo. A odkrycie jakiego dokonał jest cenne dla wielu osób.
Po szybkiej naradzie ustalono, że skoro świt wszyscy ruszają do willi i poszukują sejfu. Zabezpieczenie znaleziska wydawało się być sprawą priorytetową. To o nie toczyła się cała gra stronnictw i wywiadów.

Nazajutrz zanim podano jeszcze poranną kawę, do członków wyprawy zgłosił się oficer wojsk brytyjskich, porucznik Kevin Robertson. Po wstępnych przesłuchaniach odnośnie nocnych wydarzeń rzekł on:
- Drodzy państwo powiem krótko. Tak po żołniersku i mam nadzieję, że się dobrze zrozumiemy. Ten napad nie był przypadkowy i dobrze państwo o tym wiedzą. Wiąże się on bezpośrednio ze zniknięciem pani ojca, a nawet nie tyle jego co cennego znalezisk jakie wykopał. Sprawa ta jest bardzo poważna i opiera się o sfery rządowe. Prosiłbym, aby się państwo nie angażowali w tę sprawę. Prowadzona jest ona przez nasz wywiad oraz ambasadę i obecność osób postronnych, nawet tych powiązanych rodzinnie, może jej tylko zaszkodzić. Nie mówiąc już o tym, że kolejny napad może nie zakończyć się tak szczęśliwie. Ci bandyci są członkami lokalnego kultu, który wierzy że plądrowanie grobów ich przodków to wielka zniewaga i profanacja. Biorąc pod uwagę obecne nastroje na ulicy, mają oni coraz większe poparcie. Następnym, więc razem ataku nie muszą dokonać zamaskowania asasyni, ale zwykły przechodzień na ulicy. Proszę wziąć to pod uwagę. Nie mogę na razie państwu zakazać przebywania w tym kraju, ale apeluję do waszego rozsądku, abyście nie prowadzili poszukiwań na własną rękę. A jeżeli macie jakieś informacje na temat miejsca pobytu sir Woolleya, to proszę mnie o tym niezwłocznie poinformować.
Po tej tyradzie oficer pożegnał się i w asyście dwóch szeregowych opuścił hotel.

Po śniadaniu członkowie grupy ratowniczej, wynajętym samochodem udali się w podróż do willi. Samochód nie należał do jakiś cudów techniki. Był to wysłużony Packard z 1911 roku.
Silnik, co prawda był sprawny i odpalił bez większych problemów, ale zawieszenie pozostawiało wiele do życzenia. Lata i setki kilometrów przejechanych po tych bezdrożach zrobiły swoje. Samochód kołysał się i podskakiwał na każdym wyboju, czy kamieniu.

Przed wyjazdem Laura Woolley udała się jeszcze do pobliskiej biblioteki, aby poszukać informacji na temat słów, które wypowiedział zamordowany właściciel sklepu. Czytanie, ani nawet przeglądanie żadnych ksiąg okazało się niepotrzebne. Bibliotekarz, gdy tylko usłyszał na jaki temat młoda dama szuka informacji udzielił jej wyczerpującej odpowiedzi.
- Shekelton. Sir Martin Shekelton. Jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w mieście. To aż dziwne, że pani o nim nie słyszała. Ma szeroko sieć kontaktów, także wśród miejscowych. To bardzo pomocny i życzliwy człowiek, który chętnie udziela się społecznie. Finansował nawet przez jakiś czas wykopaliska o których teraz szumi całe miasto. To może w związku z nimi słyszała pani jego nazwisko. Jeżeli jest pani dziennikarką, to radziłbym się udać na konferencję prasową, jaką dzisiaj w porze lunchu organizuje w swoim domu.

Po długiej i męczącej podróży zdezelowanym Packardem, grupa dotarła na miejsce. Okazało się, że wejście do willi nie będzie takie proste. Przed bramą stało dwóch wojskowych. Pilnowali oni dostępu do domu i ogrodu.
Na szczęście wystarczyło kilka gładkich słówek oraz nazwisko panny Woolley, aby wartownicy się złamali i zezwolili na wejście.

Szybkie przeszukanie piwnicy ujawniło sejf ukryty w ścianie. Był on schowany za ciężką drewnianą skrzynią, która dodatkowo była przykryta brezentem. Panna Laura dość sprawnie odgadła szyfr, jakim został on zabezpieczony.
I gdy już uchylała ona jego drzwi, wszyscy usłyszeli czyjeś kroki na schodach.
- Widzę, że nie posłuchali państwo mojego ostrzeżenia. Powinienem się gniewać, ale w tych okolicznościach, kiedy dokonali państwo jakiegoś odkrycia, po prostu nie mogę. Co też tam państwo ciekawego znaleźliście?
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 19-06-2013 o 08:29.
Pinhead jest offline  
Stary 25-06-2013, 12:11   #23
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
To dokumenty mojego ojca - stwierdziła Laura. - Należą do mnie, pod jego nieobecność. Przejrzę ję i jeśli nie będa zawierały zbyt personalnych, osobistych wyznań, udostepnię je.

- Pani raczy żartować - rzekł ze stoickim spokojem i typową angielską flegmą oficer - Odkąd pani ojciec opuścił Bagdad ze swoim znaleziskiem, to przestało to być prywatną sprawą waszej rodziny. Obecnie wszystko, co wiąże się z pani ojcem ma związek z Koroną, jakby to idiotycznie nie brzmiało. Zostałem wyznaczony do zbadania tej sprawy i to do mnie należy ocena przaydatności tych dokumentów do śledztwa. Proszę, więc aby była pani łaskawa mi je przekazać. Czasowo ma się rozumieć.

Laura rzuciła szybkie spojrzenie swoim towarzyszom, nie odzywając się na razie.

- Pan chyba dobrze wie, co tam jest, prawda poruczniku? Inaczej by się pan sam nie pofatygował - powiedział doktor, świdrując mężczyznę spojrzeniem. Wyjął z sejfu pokażną ilość banknotów i pomachał wąsaczowi.

- Zapewne chciałby pan osobiście sprawdzić, czy wszystko w tych papierach się zgadza, prawda? Chciałby je pan skonfiskować, czasowo oczywiście...- Odrzucił pieniądze z powrotem do sejfu.

- Nie wiem, kto doniósł panu o zawartości sejfu, ale z przykrością muszę oświadczyć, że jestem wielce zawiedziony pańską postawą. Te pieniądze stanowią własność sir Charlesa Leonarda Woolleya i dostęp do nich ma tylko i wyłącznie jego córka, obecna tu Laura Woolley.- Wskazał milczącą i niewiarygodnie skromną w danym momoencie kobietę.

- Naprawdę, nie spodziewałbym się tego po panu, panie Robertson.*

- Panie mnie obraża - oburzył się oficer - To podła zniewaga i potwarz. Na dokładkę ohydna. Jestem człowiekiem honorowym i nigdy, bym sobie na takie coś nie pozwoli. Tylko obecnośći pomiędzy nami damy, powstrzymuje mnie od zażadania od pana satysfakcji. W tych jednak warunkach jedyne co mogę zrobić, to wycofać się. Zapytam tylko na koniec, czy może mi pan dać słowo honoru, że w sejfie nie ma nic związanego z zaginionym przedmiotem?

- Nie, nie mogę- odpowiedział doktor po krótkiej przerwie, utrzymując poważny ton.

- Proszę wybaczyć moją podejżliwość, jednak nocny incydent nieco nadszarpnął moje zaufane i wzmorzył czujność, aż do przesady.- Edgar ponownie zanurzył ręce w sejfie. Schowął mapę pod kupką pieniędzy i wyciągnął dwa opasłe tomiszcza. Drzwiczki sejfu zostawił przy tym szerzej otwarte, by porucznik widział przynajmniej część wnętrza.

- Ledwie co zdążyliśmy otworzyć sejf, kiedy pan się zjawił, więc nie mamy pojęcia, co zawierają te księgi. Szczerze, to nawet nie wiem, co to za tytuł, słabe tu światło... - Zrobił kilka kroków w stronę oficera.- Jeśli będzie pan nalegał, oddamy je panu, to nasz obowiązek, jednak chcielibyśmy je najpierw przejrzeć sami. Jesteśmy zapoznani z sir Woolleyem, jak i z jego pracą przy świątyni Ur, może uda nam się dostrzec jakieś subtelne wskazówki, które umkną przeciętnemu czytelnikowi.

- Na szczęście widzę, że dwóch dżenetelmenów zawsze się porozumie. Niestety tak, jak mówiłem w hotelu nie mogę dopuszczać osób postronnych do tej sprawy. Mogliby państwo udać się do konsula i uzyskać jego zgodę na pomoc w śledztwie. Nie gwarantuje, że wyrazi zgodę. Może się jednak uda, wszak w państwa grupie jest córka naszego naukowca. W tym momencie jednak muszę zabezpieczyć księgi i przekazać je fachowcom, którzy je zbadają. Pieniądze oczywiście pozostają tutaj. Możemy je komisyjnie przeliczyć, a sejf zabezpieczyć plombom.

- Cóż, nie często to robię i wolałbym, żeby nie weszło mi to w nawyk - powiedział w pewnym momencie Malcolm uśmiechając się - Jestem pewien, że możemy dojść do porozumienia jak gentelmeni, którymi wszyscy przecież jesteśmy, nie musimy włączać w to pana konsula, gubernatora … czy o zgrozo rząd w Londynie - szlachcic zrobił gest ręką, wksazując na sejf - Obawiam się, że dokumenty te nie wiele panu pomogą. Zapewne są zaszyfrowane, lub w archaicznych językach, do rozszyfrowania ich, przydadzą się eksperci. Tacy jacy znajdują się w Londynie … a to zajmie czas, nie mówiąc już, że z pewności utrudni pana śledztwo … jednakże, jest to pański szczęśliwy dzień, gdyż możemy panu pomóc w tej dziedzinie -

- Zapewne słusznie pan mówi, ale problem w tym, że nie ja mam decydujący głos w tej sprawie. Mam wyraźne rozkazy i muszę ich przestrzegać. Jako człowiek honorowy doskonale mnie pan chyba rozumie. Tak tylko z ciekawości zapytam, ile czasu zajęłoby państwo ewentualne rozszyfrowanie tych dokumentów?

- Cóż, proszę nie traktować tego jako coś wiążącego, ale obie księgi, tak pokaźnych rozmiarów... Myślę, że miesiąc intensywnej pracy najmarniej, zależy od użytego języka. Niektóre z wymarłych języków są cięższe, zawierają ograniczoną ilość słów, przez co dużo zależy od interpretacji. W przypadku tak pokaźnych dzieł trzeba patrzeć na każde zdanie z perspektywy całości, więc jest to nieporównywalnie cięższe.- Doktor odetchnął głęboko.- No cóż, skoro tak sprawa wygląda, będziemy musieli zgłosić się do konsula. Proszę na nie uważać, wydają sie być w dobrym stanie, ale nigdy nic nie wiadomo... A może pozwoli porucznik, że odprowadzę go na górę i zerknę jeszcze na księgi przy lepszym świetle? Może uda mi się określić w jakim języku są zapisane, mam pewne doświadczenie z starożytnymi kulturami.
Thomas milczał. Nie chciał się wtrącać, tym bardziej Edgar znalazł wspólny język z wojskowym. Więc czekał na sposobność tylko by schować mapę tak by oficer nie zauważył niczego. Pieniądze oczywiście oddał Laurze, gdyż jemu nawet nie zależało na nich. Zbyt wiele w życiu ich zarobił a jeszcze więcej przepuścił a poza tym nie należały do niego, więc rachunek był prosty.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 25-06-2013, 17:49   #24
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Rozmowa z porucznikiem Kevinem Robertsonem nie należała do najłatwiejszych. Oficer wykazał się typową wojskową logiką wymieszaną z angielską flegmą, co w efekcie dało dość odporną na argumenty mieszankę.
Co prawda wojskowy pozostał nieugięty, ale w efekcie szybkiej reakcji Tempeltona, mapa znalazła się w rękach ratunkowej ekspedycji. Księgi skonfiskował porucznik, ale zapewnił że wystara się u ambasadora, aby szanowni państwo zostali powołani jako dodatkowi biegli.
Gdy grupa wychodziła z willi, porucznik Robertson rzekł:
- Drodzy państwo mam nadzieję nie mają mi za złe mojej postawy. Krępują mnie rozkazy i dlatego też mam ograniczone pole manewru. Naprawdę zależy mi na tym, aby odnaleźć jak najszybciej pani ojca - tutaj wojskowy spojrzał na pannę Woolley - i udowodnić jego niewinność. Co prawda sam fakt zabrania znaleziska świadczy mocno na jego niekorzyść, ale wierzę, że tak wybitny naukowiec musiał mieć jakiś powód do takiego postępowania. Znam pracę pani ojca i od lat śledzę jego badania. To naprawdę wielki człowiek i szkoda, by było aby w taki sposób roztrwonił swoją sławę i stracił dobre imię, a dodatkowo zaszkodził w ten sposób Koronie. Dlatego proszę, abyście panowie, a przede wszystkim pani nie traktowali mnie jak wroga. Jesteśmy po tej samej stronie. I ja i państwo chcecie oczyścić imię sir Woolley’a.. Mam nadzieję zatem, że gdy dowiedzą się państwo czegoś, to podzielą się tym ze mną. W ten sposób będziemy mogli szybciej załatwić pozytywnie sprawę. Żegnam i życzę pomyślności.

Zdezelowany Packard zawiózł grupę z powrotem do Bagdadu. Wszyscy udali się na górę do pokoi, aby w ciszy przestudiować mapę oraz opracować plan.
Z mapy wynikało, że znalezisko o którym mówił sir Woolley znajdowało się w samy centrum starożytnego miasta, a dokładnie w jednym z tak zwanych grobów królewskich. Dotarcie do tego miejsca nie będzie proste. Na pewno trzeba będzie przeprowadzić jakiś rekonesans, ale z tego co już było wiadomo, teren wykopalisk jest obecnie pod strażą wojskową zarówno wojsk brytyjskich, jak i irackich. W tym momencie grupa badaczy, którymi przewodził sir Woolley był ograniczona do minimum i prowadziła na miejscu tylko i wyłącznie prace katalogowe. Część naukowców i pracowników przebywała w różnych hotelach w Bagdadzie.

Gdy po dłuższej dyskusji grupa schodziła coś zjeść okazało, że w hotelowym foyer aż wrze. Kilkanaście osób przekrzykiwało się i wyrażało głośno swoje oburzenie. Co i ruszył dało się słyszeć słowa “to skandal”, “”wprost niewiarygodna zarozumiałość”, “zdrada”
Jak się szybko okazało chodziło o konferencję, jaka dosłownie kilkanaście minut w rezydencji sir Shekelton. Jegomość ów, który ja sam mówi w dużej mierze jeszcze do niedawna finansował badania prowadzone przez sir Woolley czuje się w moralnym obowiązku wziąć udział w poszukiwaniach. Jakby tego było mało uważa, że tylko on jest w stanie odnaleźć zbiegłego naukowca i tylko on może zagwarantować, że znalezisko trafi do prawowitych właścicieli, czyli do dumnego narodu irackiego. Na konferencji swoje poparcie dla tej inicjatywy wyraził także szejk Omar al-Katay. i jako przywódca większości nomadycznych plemion zagwarantował pomoc sir Shekeltonowi w schwytaniu złodzieja.
Zebrani dziennikarze byli oburzeni postawą sir Shekelton, który od dawna był podejrzewany o arabskie sympatie. Jednak obecne jego wystąpienie traktowane jest już jako zdrada interesów Korony i zapewne początek torowania sobie drogi do objęcia władzy w kraju.

Wobec takiego przebiegu zdarzeń rozmowa w czasie obiadu była bardzo burzliwa i pełna napięć. Łatwe z pozoru zadanie odnalezienia naukowca zmieniało się powoli w wielką międzynarodową awanturę.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172