Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2012, 13:09   #31
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Walka rozgorzała na dobre. Pies po nieudanej próbie ugryzienia brodacza stał się celem ataku krasnoluda. Niestety, cios krzepkiego wojownika był niedokładny i nie trafił on w czworonoga. Strzała wypuszczona przez elfa pomknęła przez powietrze, trafiając w gotującą się do rzucenia kolejnego czaru diablicę. Strzała trafiła prosto w prawe płuco kobiety, rzucając ją na ziemię. Z jej ust zaczęła wydobywać się krwawa piana połączona z bąbelkami powietrza o karmazynowym zabarwieniu. Diablica umierała i nikt ani nic nie mogło już jej pomóc. Magiczny pocisk wystrzelony przez Sandro skrócił cierpienia kobiety.

Druga z diablic nie zauważyła bądź nie przejęła się śmiercią towarzyszki. Ruszyła wprost na Tarqinna, obierając go jako najłatwiejszy obok maga cel. Udało jej się dopaść grającego mężczyznę i nawet wyprowadziła cios. Sztylet musnął ramię grajka, który pod wpływem ataku przerwał swoją pieśń. Kolejny cios nie nadszedł, bowiem Gerard swoim buzdyganem złamał rękę agresorki, pozbawiając ją jednocześnie przytomności.

Kompani mieli szczęście. Przynajmniej w większości. Czar rzucony przez Kirkana był zupełnie nieprzydatny. Krasnolud nie miał ran fizycznych, czar którym został ugodzony pozbawił go części sił. Piec nie ustępował w atakach, i konsekwencje braku pomocy ze strony kamratów były tym razem poważne. Kolejny atak wilczura był skuteczny. Ugryzł krzepkiego brodacza w nogę, wyrywając mu kawał mięsa z nogi. Zaatakowany zwalił się na ziemię, a z jego gardła wydobył się przerażający wrzask bólu i cierpienia.

Krasnoluda z opałów uratował Gerard. Kopniakiem odgonił psa, który zaskwilił i z podwiniętym ogonem umknął w las. Kiedy zagrożenie atakiem minęło kleryk klęknął obok krasnoluda i rozpoczął modlitwę. Chwilę później krasnolud leżał na ziemi nie wrzeszcząc już, jednak jego rana daleka była od zagojenia.
-Sprawdźcie wnętrze domku, musimy go tam zanieść.- polecił Gerard, klęcząc nadal przy rannym.



Kompani wartko wtoczyli się do domostwa widząc niewielki piecyk, na którym leżała patelnia z lekko spalonym mięsem. Na prawo od wejścia widać było drabinkę prowadzącą na poddasze, oraz drewniane drzwi z kluczem w zamku. Na lewo od wejścia znajdowała się wielka szafa, oraz kuchenny stół z dwoma krzesłami. Kirkan podszedł do drewnianych drzwi i chwycił za klamkę. Drzwi były zamknięte na klucz. Mężczyzna przekręcił klucz i ostrożnie raz jeszcze spróbował je otworzyć. Drzwi już oporu nie stawiały. W pomieszczeniu panowała kompletna ciemność. Dopiero gdy kleryk otwarł drzwi, do środka dostało się światło. Był to jakiś składzik. Na licznych drewnianych pułkach stały różne słoiki oraz kawałki suszących się roślin i mięsa.
-Mmmm...- coś stęknęło.
W tym samym momencie do wnętrza wszedł Gerard niemal niosąc rannego krasnoluda. Położył go na stole, uważając na ranną nogę.


Był to związany i zakneblowany niziołek. Miał na sobie lekką zbroję oraz podróżnicze ubranie. Jego głowę zdobiła czarna czupryna. Wił się na ziemi mrużąc oczy jakby w tych ciemnościach przeleżał dłuższy czas. Tarqinn ostrożnie podszedł do malca i rozwiązał go. Niziołek poruszał rękami i wyciągnął z ust knebel.
-Tfu! Uważaj! Zaraz tu będą te dwie cholery!- rzekł ściszonym tonem zestresowany malec.
-Mówisz o tych diablęciach? Spokojnie, już je poskromiliśmy. Nikomu nie zagrożą.- odrzekł dumny czarodziej. Niziołek uśmiechnął się zawadiacko i klepnął mężczyznę w bok.
-A już myślałem, że zdechnę w tym śmierdzącym składziku...- rzekł wychodząc za czarodziejem z komórki
-O! Witam państwa!- krzyknął lekko zażenowany sytuacją w jakiej poznał grupę wędrowców.
-Co tu robiłeś?- spytał kleryk.
-Jak to co? Wędrowałem. Była późna godzina a domostwo zdawało się być opustoszałe. To wlazłem tu. No i wtedy ni stąd ni zowąd łubudu przez łepetynę. Jak się ocknąłem byłem związany i zakneblowany w tamtej izbie... Mmm! Mięsiwo! Jestem taki głodny!- krzyknął podbiegając do smażącego się mięsa na patelni.
-Co zamierzasz teraz?- spytał czarodziej.
-Jak to co? Uratowaliście mi skórę, więc muszę się wam odwdzięczyć. Aha jestem Reggis.- odrzekł biorąc do ust kęs mięsa. Na jego twarzy wpłezł wyraz nadmiernego zadowolenia.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 31-01-2012, 19:29   #32
 
folkien's Avatar
 
Reputacja: 1 folkien nie jest za bardzo znany
Tarquinn jeszcze przez chwilę był podekscytowany, to była pierwsza walka kompanii. Skupiając się na śpiewie, zobaczył, jak diablica pada martwa po atakach towarzyszy, nie zauważył natomiast nacierającej na niego drugiej napastniczki. Kątem oka widział jej zamach, lecz zanim podniósł swą broń do sparowania ciosu, jej sztylet już był tuż przy jego sercu. W ostatniej chwili otrząsnął się i rzucił się w tył, przez co atak ominął witalne organy, a zafundował mu jedynie ranę na ramieniu. Bard zaklął bardziej ze złości, niż z bólu. Leżąc na ziemi spostrzegł jak buzdygan uderza w ramię diablicy, miażdżąc kość i barwiąc się na czerwono.

Grajek otwierał już usta, by podziękować Gerardowi za pomoc, lecz ten już gnał na odsiecz krasnoludowi, który próbował uporać się ze zwierzęciem. Półelf zaczął podnosić się z pozycji leżącej, gdy nagle usłyszał wrzask brodacza, a po chwili pisk uciekającego psa. Gdy stał, spojrzał jedynie na nogę Tirlona, to wystarczyło, by zdał sobie sprawę, że to dopiero początek wędrówki.

Rozejrzał się jeszcze na wszelki wypadek, po czym podniósł z ziemi broń diablicy. Wąska rana na ramieniu, chociaż płytka i wyglądała niegroźnie, lekko piekła, toteż chciał sprawdzić czy ostrze nie jest zatrute. Nie zauważył jednak niczego szczególnego na kawałku stali, toteż jedynie zaklął i kopnął nieprzytomną diablicę w plecy.

- To nowa kurtka była, szmato!- po chwili zawołał do towarzyszy - Weźcie jakiś powróz i ją zwiążcie, może na coś się przyda jak się obudzi!-

Tarquinn splunął na ziemię i ruszył w stronę chatynki, aby otworzyć drzwi Gerardowi prowadzącemu rannego brodacza.

W środku panował półmrok, płomienie wesoło tańczyły w palenisku na którym najwyraźniej niedawne lokatorki przygotowywały obiad. Okno było nadzwyczaj brudne, więc bard zostawił drzwi otwarte, gdy nagle usłyszał cichy jęk. Wszedł za Kirkanem do dalszej izby. Pod stołem, rzucony niedbale niczym szmata do podłogi, leżała związana jakaś postać, która zawzięcie miotała się i próbowała coś powiedzieć przez knebel, gdy zauważyła, że ktoś zwrócił na nią uwagę. Po bliższych oględzinach postać okazała się niziołkiem. Grajek nie namyślając się zbyt długo, ukląkł obok niego ze sztyletem w dłoni i zaczął rozcinać więzy. Po chwili jeniec był już wolny, lecz skrępowanie odcisnęło swoje piętno, niziołek ledwo stał na nogach, kołysząc się na lewo i prawo, wreszcie opadł na jedno ze stojących przy stole krzeseł.

Gdy tylko złapał oddech, zaczął znów się rzucać, ostrzegając swych wybawicieli o diablicach, lecz Tarquinn już go nie słuchał.

~Niech go inni uspokajają~ pomyślał po czym powiódł wzrokiem wzdłuż półek ze słojami i zatrzymał go dopiero na stojącej w kącie zakurzonej skrzyni. Podszedł do niej niespiesznie, nie zwracając uwagę na rozmowę za swymi plecami.

Skrzynia miała żelazne okucia, w paru miejscach zaczynała je już nadgryzać rdza. Trubadur nie zauważył żadnej kłódki na zatrzasku wieka, zawahał się na moment, lecz jego wrodzona ciekawość zwyciężyła. Ostrożnie uniósł wieko i oparł je o ścianę. Światło już tu prawie nie docierało, zobaczył zawartość skrzyni tylko dzięki swej zdolności widzenia w ciemnościach. W skrzyni była cała sterta żelastwa, stali i wszelakiego złomu. Powiódł po niej wzrokiem, rzuciło mu się na oczy kilka przedmiotów. Stalowy hełm z nasalem miał dziurę w okolicach skroni, dziwnym trafem akurat szerokości sztyletu wbitego aż po rękojeść. Widać ten, kto był autorem owego otworu miał sporo krzepy. Obok hełmu leżały dwa pordzewiałe sztylety, kilka żelaznych łusek, trochę drutu i miecz. Bard chwycił rękojeść i wydobył miecz ze skrzyni. Zdmuchnął grubą warstwę kurzu z pochwy, oczyścił ją jeszcze ręką, po czym wyciągnął z niej klingę. Nie była w żadnym stopniu niezwykła, ot, miecz jakich wiele. Z uśmiechem popatrzył na wypolerowaną powierzchnię głowni, po czym skierował swój wzrok na przypasany sztylecik.

Bard chwycił pewniej rękojeść i dla próby zakręcił orężem młynka, jak za szczenięcych lat, gdy z innymi chłopcami w mieście okładali się nawzajem drewnianymi kijkami. Miecz ze świstem przyciął powietrze.
~Taaaak, to się zdecydowanie przyda.~ pomyślał półelf i wsunął miecz do pochwy, po czym rzemieniem przymocował całość do pasa na lewym biodrze.

Wreszcie odwrócił się, czując na sobie spojrzenia innych.
- No co? Przyda mi się taki mieczyk, bardziej się nadaje do walki niż ten pożal się boże pazurek - wskazał na sztylet. Było to tylko po części prawdą, Tarquinn wiedział że podczas walki w ciasnych pomieszczeniach, na przykład w wyjściu z wygódki, gdzie czeka na ciebie ktoś skory do przykładnego ukarania tego, kto przyprawił mu rogi, sztylet może się okazać najlepszym przyjacielem.
- Tak w ogóle, co z Tirlonem? Noga bardzo uszkodzona? - bard nie orientował się zbytnio w sztuce leczenia, ale nawet on domyślił się, że to nie przelewki. - Dacie radę go wyleczyć? - spytał, biorąc jeden z niewykorzystanych pasów materiału, którymi opatrzono nogę brodacza. - Chociaż podejrzewam, że zostaniemy tutaj na... jakiś czas. -

Grajek usiadł na krześle, zdjął z ramienia Meve i oparł instrument o ścianę i ściągnął kurtkę, po czym przyłożył opatrunek do lewego ramienia i zawiązał go drugą ręką, pomagając sobie zębami.

-Pal licho ranę, to jeszcze przeżyję - zaczął się żalić - ale kurtki nie odżałuję. Nowa, ledwie co ją kupiłem! A ta, psia jej mać, nożowniczka już mi ją musiała rozcharatać! - wreszcie uporał się z węzłem. Spojrzał jeszcze na zakrwawiony rękaw białej koszuli i splunął ze złością na podłogę.

Tarquinn przyjrzał się niziołkowi, przypominając sobie usłyszane strzępy rozmowy, wreszcie odezwał się:
-Reggis, tak? A czymże się trudnicie, panie Reggis? - zadał pytanie, z zadowoleniem zauważając, że opatrunek jako-tako zatamował krwawienie. Z doświadczenia wiedział, że rany cięte, nawet płytkie, wyglądają paskudnie i zawsze obficie krwawią - Mnie możesz zwać Tarquinn, jestem muzykiem. I będę nadal, jeżeli tamta dziwka nie uszkodziła mi za bardzo ręki.
 

Ostatnio edytowane przez folkien : 31-01-2012 o 19:35.
folkien jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172