Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2012, 21:42   #21
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Śladem drużyny leciał ciemny kształt przemykający po niebie i przysiadający na gałęziach drzew mijanych przez przyszłych pogromców duchów. Był to niesamowicie czarny kruk o inteligentnie błyszczących oczach. Teraz udało mu się chwilowo wyprzedzić drużynę i ze zniecierpliwieniem czekał na nich przysiadłszy w koronie wysokiego buku. W końcu kompania minęła go, a on sam chwilę później znów ruszył w ślad za nimi.

~*~

Mag żwawo maszerował wraz z pozostałymi towarzyszami. Co prawda nie przepadał za pieszymi wędrówkami przedkładając nad nie wygodne podróżowanie wozem, ale sytuacja zmuszała nieraz do poświęceń na rzecz celu. Pocieszające było, że długiej drogi do przebycia nie mieli, więc i męki magika ukrócone niedługo zostaną. Poza tym jak już spotkają się ze zjawą będzie mógł się wreszcie wykazać i zabłysnąć nieprzeciętnymi umiejętnościami. Powinno mu to zaskarbić szacunek pozostałych zjawobójców wraz ze sługą Lathandera. Może nawet jakaś premia się trafi.

Słysząc wymianę zdań pomiędzy wspomnianym kapłanem, a krasnoludem Sandro postanowił wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy.
- Skoro nigdy nie była owa twierdza atakowana, logicznym jest, że nigdy jej nie zdobyto, mości krasnoludzie. Ciekawe za to jest jakby to wyszło, kiedy już do walki i oblężenia by doszło. – powiedział zwracając się wprost do brodatego woja.
Krasnolud odwrócił się do maga, i odezwał się, próbując naśladować jego styl:
- Skoro nigdy wioska moja nie miała rzeki przy sobie, logiczne jest, że młyn jej spróchniał, nieużywany, przez głupców wybudowany.
Tirlon, słysząc co mówi, lekko podrapał się w głowę.
- Po co więc w ogóle budowaliście ten młyn?! - mag wytrzeszczył oczy.
Krasnolud wzruszył ramionami, a po chwili zamachał rękami.
- On miał dwie dechy parę metrów nad ziemią. - Tirlon wytężył pamięć. - W środku było małe jeziorko. Dechy się kręciły i napędzały koło wodne, które z kolei napędzało dechy.
Sandro machnął ręką tylko na słowa krasnoluda: - Zostawmy ten nieszczęsny młyn może lepiej. Powiedz mi za to co pchnęło członka wojowniczego klanu krasnoludów do opuszczenia rodzinnej wioski. - po chwili dodał wyraźnie akcentując pierwsze słowo. - Niezdobytej wioski.
Wojownik uderzył się w pierś.
- Mój brat poległ w walce z ogrem, a drugi zamierzał zostać mnichem, ruszając w świat. Powodem odejścia z naszego domu było wymieranie rodu i... - Tirlon wywrócił kieszenie na lewą stronę. Były puste.
Czarodziej parsknął śmiechem. - Widzę, że brak złota dotyka wszystkich ras i zawodów. Cóż pewnie wrócisz z pełnymi kieszeniami i wspomożesz swój ród, jak tylko pokonamy złośliwą zjawę czającą się, gdzieś na tym bezludziu.
Krasnolud przez chwilę liczył coś na palcach.
- O ile pokonamy. O ile wrócę. O ile jeszcze ktoś przetrwa, o ile pokonamy, i o ile jest to bezludzie.
- Wątpisz w nasze czy swoje umiejętności, Tirlonie? - zapytał mag ze śmiechem. - Wszak kapłani ze świątyni dali nam zwój, który pomoże nam zjawę przepędzić. A jeśli zwój zawiedzie... Cóż, są też inne środki na pokonanie ducha.
- Szczerze? Wątpię. Nie widziałem nikogo z was w akcji. Nigdy też nie walczyłem z duchem. - Przystanął i ukłonił się głęboko. - Bez urazy.
Patrząc kpiąco na kłaniającego się rozmówcę Sandro powiedział: - Nie trzeba mi się kłaniać nawet jeśli się mnie urazi. Wszak jestem tylko biednym magiem. A co do wątpliwości nie winię cię za nie. Nie wolno wszak niczego brać na wiarę. - czarodziej na chwilę się zamyślił po czym dodał ciut ciszej. - Chociaż może nie powinienem mówić czegoś takiego w obecności kapłanów.
- Kapłanów? Wątpię, czy spalą cię za słowo "wiara" ogniem z nieba.
- Kto ich tam wie. Niektórzy z nich to fanatycy, którzy za krzywe spojrzenie potrafią sięgnąć po buzdygan z morderczym zamiarem. Tak przynajmniej słyszałem, do tej pory takiego nie spotkałem.
Tirlon nachylił się i powiedział głośnym szeptem:
- Podobno wyskakują tacy z krzaków w niektórych lasach i biją łańcuchami po głowach.
- I krzyczą świątobliwe słowa. - dodał parskając śmiechem.
Wojownik pokiwał głową:
- Do tego są zielonoskórzy, mówią po orczemu, i noszą rynsztunek barbarzyńców.
- A popatrz nasz kapłan tak nie wygląda. Może przebrany? Pomalował się co by mu zielonej skóry widać nie było.
Tirlon lekko trzepnął maga w plecy.
- Żarty żartami, nasi kapłani mogą nam przecież nie raz i nie dwa uratować tyłek podczas tej misji.
- Nikt nie wątpi w ich umiejętności lecznicze. - odpowiedział pocierając plecy. - Pożartować dobrze czasem. A i wypić też. Słyszałem, że krasnoludy lubią jedno i drugie, więc czuję, że będziemy się dobrze dogadywać.
Krasnolud rozejrzał się.
- Ja zaś czuję, że nadchodzi wieczór.
- A więc trzeba nam będzie się z obozem rozłożyć. - słysząc Gerarda stwierdzającego to samo, mag dodał jeszcze: - Pójdę pomóc Gerardowi nazbierać chrustu.

Idąc za wezwaniem własnych słów mag ruszył za kapłanem zbierać opał. Ucieszył się słysząc, że ich tropiciel postanowił wybrać się na małe polowanie, które jak się później okazało przyniosło efekty w postaci małego królika. Czy tam zająca. Nieważne, mag i tak miał trudności z rozróżnieniem jednego uszatka od drugiego. Najważniejsze było dla niego to, że zwierzaczek oprócz imponujących uszu posiadał też całkiem smaczne mięso. Co prawda niebyło go za dużo, ale d’Vries dobił głód paroma sucharami i suszonym mięsem. Potem ułożył się do snu pod podróżnym kocem.

~*~
Ze szczytu jednego z pobliskich drzew tuż za skrajem blasku rzucanego przez ognisko siedział sobie czarny ptak. W końcu kiedy zobaczył, że jego pan zasnął sam udał się na zasłużony spoczynek. Czarodziej wciąż nie zdecydował się na ujawnienie swojego chowańca.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 11-01-2012, 13:18   #22
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Kompani zgodnie z wcześniejszymi założeniami uzgodnili kolejność wart i udali się na spoczynek. Na całe szczęście noc minęła im spokojnie. Prawdopodobnie ogień i gryzący zapach dymu odstraszył dzikie zwierzęta z lasu i zniechęcił je do ataku na odpoczywającą grupę. Ostatnim z wartowników był towarzyszący grupie Gerard. Wraz z nastaniem świtu mężczyzna skupił się na modlitwie do swojego boga, prosząc go o czary na nadchodzący dzień. Kiedy skończył zaczął budzić swoich kompanów.
-Pobudka! Niebawem wzejdzie słońce.- rzekł podniesionym tonem. Było chłodno, ale przyjemnie. Na polanie unosiła się delikatna mgła która z każdą chwilą traciła na intensywności. Szczyty drzew skąpane były już w blasku słońca, kiedy kamracie zbierali swoje rzeczy i pakowali się do dalszej drogi.

Nikt nikogo nie poganiał. Czarodziej potrzebował chwili czasu na przygotowanie swoich czarów, te bowiem mogły okazać się niezastąpione. Kiedy wszyscy byli już gotowi do drogi, Gerard zadeptał tlące się jeszcze kawałki drewna w wypalonym miejscu, gdzie poprzedniego wieczora płonęło ognisko. W końcu ruszyli.
Droga do nawiedzonej posiadłości prowadziła przez las. Istniała też druga droga, omijająca las, jednak oznaczało to nadłożenie przynajmniej dwóch dni drogi. Ścieżka, którą maszerowali była dość, wąska, jednak nie zarastała trawą a co za tym idzie musiała być regularnie uczęszczana.


Kilkanaście metrów przed kompanami znajdowała się stara, kamienna chata. Jej stan był w najlepszym razie nie najgorszy. Sam budynek znajdował się na delikatnym wzniesieniu, otoczony licznymi krzewami i różnokolorowymi, dzikimi kwiatami. Tym, co mogło towarzyszy niepokoić najbardziej był dym wydobywający się z kamiennego komina.
- Lathander czuwa nad nami, nie bójcie się.- mówiąc to kleryk ruszył w stronę chatki. Kierował się do drzwi, gdy zza domku wyłoniła się kobieta. Jej uroda mogła zahipnotyzować niejednego mężczyznę. Wysoka, szczupła o idealnych kształtach. Talia osy była podkreślona przez bardzo dobrze dobrane białe spodnie. Górna część ciała okryta była ciemnobrązową kamizelką z wkomponowanymi elementami zbroi. Na szyi zapięta była peleryna, jasnoszarego koloru. Uwagę przyciągała jednak w największym stopniu głowa kobiety. Piękne rysy twarzy przyciągały wzrok każdego mężczyzny. Długie, czarne włosy opadały niczym wodna kaskada na ramiona, a pomiędzy nimi wystawały dwa rogi wielkości kciuka.


Dopiero po chwili towarzysze dostrzegli również wirujący w powietrzu ogon, który wcześniej był schowany pod peleryną. Była piękna, choć rogi i ogon, mogły speszyć każdego, kto zechciałby zdobyć jej serce. U pasa po prawicy spoczywała pochwa ze sztyletem, do lewej łydki zaś miała przytwierdzoną pochwę z krótkim mieczem.
-Oh goście!- rzekła powabnym, kobiecym głosem, dość głośno. Nagle drzwi z chaty otworzyły się z charakterystycznym piskiem dawno nie oliwionych zawiasów. Kompanom ukazała się druga kobieta. Bardzo prawdopodobne iż była to siostra rogatej niewiasty. Była mniej więcej takiej samej postury, choć ją natura obdarowała odrobinę mniejszym biustem, ale i chudszymi biodrami. Miała rudy kolor włosów, choć były krótsze niż u drugiej niewiasty. Także i stojąca w drzwiach kobieta miała dwa rogi nad czołem z tym, że jej rogi były wiele mniejsze. Twarz jej była gniewna i posępna. Oczy jakby płonęły irytacją. Druga kobieta była ubrana w zieloną suknię i nie miała przy sobie żadnej broni.


-Przykro mi moi drodzy, jednak ta droga jest częścią naszej posesji.- odezwała się niewiasta stojąca na przeciw grupy wędrowców.
-Tak... Niestety będziecie musieli ziścić nam drobną opłatę za skorzystanie z tej ścieżki...- wtrąciła kobieta w zielonej sukni, stojąca w drzwiach do chaty.
-Nie martwcie się kochani! To tylko sto złotych monet...- znów odezwała się niewiasta z większymi rogami i ogonem. Diablica, stojąca w drzwiach odchrząknęła dość głośno i z półmroku chatki wyłonił się sporych rozmiarów wilczur o brązowo-czarnej sierści. Pies z uszami postawionymi na sztorc zlustrował grupę wędrowców, powarkując pod nosem.
-Więc jak?- spytała stojąca w drzwiach, jakby chciała ponaglić wędrowców.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 12-01-2012, 14:13   #23
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Noc nie przyniosła drużynie nic oprócz spokojnego snu, który został nad ranem przerwany przez kapłana Lathandera, który budził ich kolejno obwieszczając wszystkim wokół, że słońce już wstało. Najwyraźniej słudzy boży mieli tendencję do głoszenia komunałów i innych prawd objawionych nie tylko w świątyniach, ale i na szlakach. Mag przeciągnął się i sięgnął do torby wyjmując księgę zaklęć i parę sucharów, pokopał głębiej i znalazł jeszcze jabłko zabrane z wioski. Podczas posiłku przypominał sobie zapamiętane poprzedniego dnia czary. Nie zmieniał nic w wyborze zaklęć wciąż uważając je za najbardziej adekwatne do ich misji. Po skończonej nauce podniósł się otrzepał odzienie doprowadzając je do jako takiego porządku i spakował swoje rzeczy obwieszczając radośnie, że potężny mag jest gotów do dalszej drogi.

Marsz przez las trwał w swej monotonii, aż do chwili gdy kompania natrafiła na kamienną chatkę w podniszczonym stanie. Z budynku unosił się dym co oznaczało, że z pewnością jest zamieszkany. Zagadką jednak wciąż pozostawał fakt któż to zamieszkuje takie odludne okolice. Po zrobieniu parunastu kroków w stronę chatki-rozpadki jak nazwał ją w myślach czarodziej wyłoniła się z niej uzbrojona kobieta. I bynajmniej jej uzbrojenia nie stanowiły wyłącznie zwyczajowe kobiece atrybuty w postaci biustu i zmysłowej figury. Kobieta miała w posiadaniu sztylet i krótki miecz, które nie wyglądały na przyrządy kucharskie. Po tym jak wreszcie oderwał wzrok od przyjemnych kobiecych kształtów, mag dostrzegł też rogi wygięte do tyłu głowy i ogon kreślący esy za kobietą. Najwyraźniej mieszkanka domostwa była diablęciem mającym wśród przodków prawdziwego demona czy też diabła. Egzotycznie, można by rzec. Po tym jak się odezwała z chatki wyszła druga mieszkanka, również diablęcie ubrana w zieloną suknię. Mimo, że jej kształty były mniejsze, a talia węższa można ją było uznać za równie atrakcyjną. Co ciekawe ona nie posiadała żadnej broni. Najwyraźniej potrafiła o siebie zadbać nie używając żadnych ostrych przedmiotów. Mag uśmiechnął się wiedząc, że spotkał koleżankę po fachu. Sandro mógłby uznać zaistniałe spotkanie za całkiem miłe i pełne potencjalnych okazji, gdyby nie fakt, że kobiety rościły sobie prawo do pobierania opłat za przejście przez drogę. Na poparcie swoich racji posiadały sporych rozmiarów pupila, groźnie szczerzącego kły. Cóż za bezbronne ich uznać nie dało się żadną miarą.

Mag zrobił krok do tyłu by znaleźć się za plecami walczących w zwarciu towarzyszy i uniósł dłonie w pojednawczym geście uśmiechając się przymilnie.

- Piękne panie. – zaczął delikatnym głosem. – Niezwykle to dla nas miły zbieg okoliczności spotkać takie dwie osoby jak wy. Jednak w sprawie roszczeń obu pań do zapłaty musimy z przykrością stwierdzić, że tak wielkiej kwoty nie posiadamy. Oczywiście honor nie pozwala nam pozostawić pań rozczarowanych i może w zamian za umożliwienie przejście będziemy mogli dla miłych pań zrobić coś w zamian. Służymy naszymi niebanalnymi umiejętnościami. – d’Vries miał nadzieję, że nie dojdzie do rozlewu krwi. Chętnie porozmawiałby z którąś z diablęć na osobności poznając się z nimi bliżej.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 16-01-2012, 23:02   #24
 
marchewka's Avatar
 
Reputacja: 1 marchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znany
Kirkan przywykł do wstawania przed wschodem Słońca, obowiązki wobec Ilmatera się same nie wypełnią, więc pomodlił się jak miał to w zwyczaju. Modlitwa nie była zbyt długa, nie chciał zatrzymywać drużyny, po modlitwie musiał wykonać kolejny obowiązek, tym razem wobec ciała - był po prostu głodny, wyciągnął z plecaka racje żywnościowe i zjadł śniadanie. Po niezbyt sutym śniadaniu zebrał swoje rzeczy i wraz z resztą drużyny wyruszył w drogę.

Droga mijała normalnie, Kirkan rozglądał się po okolicy nucąc pod nosem hymny ku czci Ilmatera, gdy zauważył chatkę i wychodzące z niej dwa stworzenia - Diablęcia!. Na ilmatera, diablęcia! pomyślał, lecz zanim zdążył zareagować Sandro wdał się w rozmowę Mam nadzieję, że wie co robi. Najdyskretniej jak mógł położył rękę na buzdyganie, był gotowy do ewentualnej walki.

Wypowiedź Sandro wywarła wrażenie na kapłanie, mag miał rację, nie możemy ich przecież zabić z samego faktu, że są złe, lata nauki w świątyni pokazały młodemu kapłanowi, że zło najskuteczniej zwalcza się dobrem. Wysunął się przed maga i powiedział:

-Szlachetne panie. Nazywam się Kirkan i jestem kapłanem Ilmatera, nie wiem co was przekonało do wejścia na ścieżkę przestępstwa, ale wiedzcie, że Ilmater Was kocha i że zależy mu na waszym zbawieniu, dlatego apeluję najsilniej jak mogę, abyście porzuciły tę zgubną drogę oraz bogactwa materialne, a Ilmater Wam pomoże - powiedział najpewniej jak mógł, jednak nie był całkowicie przekonany co do skuteczności metod werbalnych w tej sytuacji/
 
marchewka jest offline  
Stary 18-01-2012, 23:19   #25
 
folkien's Avatar
 
Reputacja: 1 folkien nie jest za bardzo znany
Po pobudce urządzonej przez Gerarda, Tarquinn ponarzekał chwilę na wczesną porę, ale przestał, gdy po chwili zorientował się, że najwyraźniej tylko jemu to nie odpowiada. Wreszcie wstał i zebrał swoje rzeczy do kupy, po czym pomógł kompanom przy zwijaniu obozu. Gdy wszyscy byli gotowi, śmiałkowie ruszyli dalej.

Szli więc przez las, bard nie zwracał szczególnej uwagi na otoczenie, bardziej zajmowały go jego własne myśli - z jednej strony zastanawiał się co zrobi ze swoją częścią pieniędzy, później co się stanie, jeżeli im się nie uda. W końcu jego myśli odpłynęły w bliżej nieokreślonym kierunku, czego sam nie zauważył.
Przestał bujać w obłokach dopiero, gdy na ich drodze znalazła się chatka.
Wszyscy zwrócili uwagę na dym unoszący się z komina, półelf miał nadzieję że nie będą tutaj mieli żadnych kłopotów. Nadzieja ta jednak legła w gruzach już w chwili, gdy zauważył, że stojąca przed chatą kobieta, nie jest byle jaką kobietą.

~Demony?! No, tylko nam do szczęścia tego brakowało!~ pomyślał bard, przyglądając się.

Gdy drużyna dowiedziała się o cenie przejścia, wszyscy spojrzeli po sobie i pokręcili smętnie głowami. Ostatnie monety Tarquinn wydał na "imprezie integracyjnej", jak to eufemistycznie nazwał. Gdy Sandro zabrał głos, bard milczał, ciekawy rozwoju sytuacji. Im dłużej wpatrywał się w nieznajome, tym mniej ponura wydawała mu się sytuacja.
~W sumie całkiem ładne są.~ pomyślał ~Chętnie zaprzyjaźniłbym się z tą młodszą, choć starsza wcale nie jest gorsza...~

Z zamyślenia wyrwał go głos Kirkana. Przez chwilę myślał, że uszy robią mu figle, lecz kapłan był całkiem poważny. Na twarzy półelfa pojawiło się zwątpienie, czy kapłan myślał, że słowa coś tutaj pomogą? Takie akurat mogą tylko pogorszyć sprawę. Wreszcie chwycił Kirkana za ramię i szepnął do niego:
-Zamknijże jadaczkę, cymbale! Co jak wezmą tę twoją gadkę za obrazę i poszczują nas tym swoim pieszczoszkiem?!-

Nie zwlekając, stanął przed kapłanem, i starał się zatrzeć w pamięci diablic przemowę Kirkana.
- Całkowicie popieram kolegę - bard wskazał ręką na maga - Jesteśmy gotowi dołożyć wszelkich starań, aby tylko pań nie rozczarować. Zwę się Tarquinn Lacrevouse, bard z zawodu i zamiłowania. - pospiesznie Tarquinn przedstawił nieznajomym siebie i swych towarzyszy. - Jak możemy paniom służyć?-
 
folkien jest offline  
Stary 19-01-2012, 12:36   #26
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Tym razem jednak dyplomacja na niewiele się zdała. Diablice popatrzyły na siebie i wysłuchawszy słów kapłana, parsknęły śmiechem.
- Przykro mi kochanie, my nie kochamy Ilmatera, nie potrzebujemy też waszej pomocy. Skoro nie macie pieniędzy, to nie pozostaje nam nic innego jak wykorzystać was jako pożywkę dla naszego pupila. - odezwała się kobieta wyposażona w większe rogi. Mówiąc to, rozłożyła ręce w geście bezradności, jednak jej złośliwy uśmiech wyraźnie przeczył mowie ciała.
-I tak nic byśmy dla was nie zrobili pomiocie demona!- zripostował przez zaciśnięte zęby kleryk Pana Poranku. Jego wzrok był gniewny i pełen nienawiści.
-Prędzej umrę w boju niż pozwolę wam skrzywdzić któregoś z moich kompanów, lub innego, niewinnego i bezbronnego wędrowca!- dodał kleryk rozkładając ręce w błagalnym geście.
-Lathanderze! Ześlij błogosławieństwo na twego wiernego sługę i jego towarzyszy!- krzyknął a dosłownie chwilę później wszyscy jego kompani poczuli dziwaczne uczucie zagrzewające ich do boju, dodające pewności siebie i otuchy.


-Bierz!- krzyknęła kobieta stojąca w drzwiach, zaś czarny wilczur ruszył żwawo w stronę stojących blisko siebie towarzyszy. Czworonóg błyskawicznie przebył kawałek drogi między chatą a grupką wędrowców. Wilczur skoczył na krasnoluda, próbując ugryźć go w przedramię, jednak twarda zbroja uchroniła brodatego wojaka od kłów psa. Stojąca w drzwiach diablica również nie próżnowała. Gdy jej pupil szarżował na krasnoluda, ona wykonała kilka energicznych ruchów rękami. Jej dłonie niespodziewanie otoczyły się czarną aurą. Wejrzała na Tirlona gniewnym wzrokiem i wykonała kolejny energiczny ruch dłonią w jego stronę. Czarna aura otaczająca dłoń zeskoczyła z niej i przybrawszy kształt niewielkiej kuli pognała w stronę wojownika. O dziwo pocisk trafił krasnoluda w pierś. Wojownik zachwiał się na nogach. Poczuł jak jego siły ulatują z jego ciała z każdym kolejnym wydechem powietrza. Zbroja zaczęła mu ciążyć a ręce lekko odmawiały posłuszeństwa. Druga diablica dobyła sztyletu i ruszyła spokojnie w stronę grupki kompanów...
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 20-01-2012, 22:18   #27
 
Khortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Khortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znanyKhortar nie jest za bardzo znany
Khortar usiadł obok ogniska i od razu wziął się za przygotowanie zająca do spożycia przez grupę. Skóre zwierzęcia położył nie daleko ogniska ~ -może się jeszcze przydać- ~ a mięso przysmarzył. Gdy mięso z zająca było już gotowę do spożycia, tropiciel pokroił je na 5 części i zawołał wszystkich aby sobie wzieli ~-Coś nie dużo tego jest…-~ pomyślał . Kiedy nadeszła już noc drużyna zbierała się ku snu. Elf przykrył się swym kocem i jeszcze chwilę myślał co może go spotkać następnego dnia, zasnął…

Kiedy nadeszła warta Khortara, wstał, przetarł oczy. Wszyscy spali bardzo spokojnie a ognisko powoli już przygasało ~-Trzeba by dorzucić troche drewna-~ Podszedł do ogniska, pozbierał trochę patyków i wrzucił do ognia, który od razu odżył. Podczas warty nie działo się nic nad zwyczajnego, słychać było tylko różne dźwieki zwierząt dochodzące z lasu. Odgłosy natury - YouTube

Elfa obudził donośny głos Gerarda: -Pobudka! Niebawem wzejdzie słońce.- Tropiciel Wstał i rozsciągnał się. Uwielbiał on spanie pod gołym niebem. Kiedy wszyscy już wstali, tropiciel spakował koc i skórę, która przez noc wyschła. Przed wyruszeniem dalej, Khortar postanowił zjeść śniadanie.

Droga przebiegała bardzo spokojnie, elf trzymał się z tyłu grupy i przyglądał się otoczeniu. ~-Ładnie tu..-~. Khortarowi bardzo podobała się podróż przez las.

Po pewnym czasie grupa zobaczyła dziwną hatkę. Kleryk powiedział: - Lathander czuwa nad nami, nie bójcie się. – I ruszył w jej stronnę. Nagle zza hatki wyłoniła się naprawdę piękna kobieta , dopiero po chwili przyglądania się niewiaście elf zauważył, że ma ona rogi i ogon co wskazywało, że jest diablicą. Gdy przywitała grupę wyłoniła się druga młodsza ale równie piękna diablica. Gdy demonice kazały zapłacić sobie za przejśćie przez ich posesje, elf zauważył wilczura który tylko czeka na polecenie swych pań. Kiedy Kirkan zaczął swą przemowe elf pomyślał ~-to nie skończy się zbyt dobrze, przecież to diablęcia!-~Widać bard musiał pomyśleć to samo, ponieważ od razu opieprzył Kirkana i starał się uspokoić kobiety. Niestety to już nie uspokoiło demonic. Elf sięgnął po strzałe aby być gotowym na wszystko. Nagle kleryk poprosił swe bóstwa o błogosławieństwo dla drużyny i elfa ogarneło dziwnę uczucie dodające otuchy. Zauważająć to diablica krzykła –Bierz!- Słysząc to wilczur ruszył w stronnę grupy. Skoczył w stronnę krasnoluda i spróbował go ugryźć. Na szczęście zbroja uratowała wojownika. Elf wyciągnął strzałe i założył na łuk, wyclelował w wilczura, naciągnął cięciwę i wystrzelił…
 

Ostatnio edytowane przez Khortar : 23-01-2012 o 00:34.
Khortar jest offline  
Stary 25-01-2012, 23:05   #28
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Niestety diablice wyśmiały dyplomatyczne podejście maga. Swój wkład w tym mógł mieć też ten idiota-kapłan. Czy Sandro był jedynym, który dostrzegał okazję w tym spotkaniu? Kto to widział, żeby potomkinie diabłów nakłaniać to wyznawania jakiegokolwiek boga? A już Ilmatera w szczególności. Towarzyszący im wyznawca Lathandera, kiedy tylko diabelskie nasienie ich wyśmiało, wzniósł prośbę do swojego boga. Co ciekawe modlitwa została wysłuchana i czarodziej poczuł przypływ mocy. Cóż nadszedł czas, by wykazać się swoimi niebagatelnymi umiejętnościami.

D’Vries wykonał dłonią i przedramieniem skomplikowany gest, po czym złożył dziwacznie palce. Wyprostowując dwa palce dłoni, wskazał nimi w diablicę, która rzuciła czar na krasnoluda po czym wymówił słowa mocy. Z palców magika wystrzelił magiczny pocisk i błyskawicznie pomknął w stronę wrogiej czarodziejki.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 26-01-2012, 10:37   #29
 
marchewka's Avatar
 
Reputacja: 1 marchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znanymarchewka nie jest za bardzo znany
Kirkan stał chwilę zdezorientowany, nie sądził, że dojdzie do rozlewu krwi. Z odurzenia wyrwał go cios, który przyjął Krasnolud, kapłan widział, że jego towarzysz traci siły. Zaintonował więc modlitwę do Ilmatera, prosząc o wyleczenie swojego towarzysza
 
marchewka jest offline  
Stary 27-01-2012, 00:31   #30
 
folkien's Avatar
 
Reputacja: 1 folkien nie jest za bardzo znany
Gdy pies ruszył na krasnoluda, Tarquinn uśmiechnął się smutno. Po "występie" kapłana spodziewał się najgorszego. Bard zauważył jeszcze jak Tirlon traci siły, trafiony zaklęciem przeciwnika. Sandro również rzucił jakiś czar, lecz półelf nie przyglądał się jemu, tylko ogarowi, który był najbliżej drużyny i przez co, jak myślał Tarquinn, największym zagrożeniem.

Bard wyciągnął prawą ręką sztylet zza pasa i ujął go w nadchwycie. Po chwili nabrał głęboko powietrza w płuca, po czym głębokim głosem zaczął rozsyłać po okolicy melodię jednej ze znanych sobie pieśni wojennych. Śmiałkowie poczuli przypływ odwagi i męstwa, a bard ustawił się obok łowcy w pozycji obronnej. Wiedział, że kurtka nie zapewni mu żadnej ochrony, toteż nie wyrywał się do pierwszej linii, lecz był gotowy do ewentualnego odparcia ataku, gdyby brodatemu wojakowi nie udało się utrzymać swej pozycji.
 
folkien jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172