Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2013, 01:56   #241
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Iście wyczynowy skok Tallmira zakończył się sukcesem. Nie dość, że sam nie zmoczył swego tyłka narażając się na zamarzniecie, to jeszcze zostawił pościg bezpiecznie za plecami. Na szczęście determinacja ogrów nie była na tyle duża by myśleć o pokonaniu rzeki. A nóż, by się któremu udało.

Łowca nie tracił czasu na naśmiewanie się z przeciwnika oraz prowokowanie go do skoku. Co prawda, może udało by mu się tak utopić kilka wielkoludów, jednak ryzykować nie chciał. Ruszył pędem w stronę wioski. Musiał zdać raport i wspomóc obronę tych ludzi.

***

Cóż za ironia losu. On, jeden z czołowych tropicieli ukrytej enklawy elfów, szkolony od młodzieńczych lat by przetrwać samotnie w dzikich ramionach lasu broniąc go przed obcą stopą agresora. On, wojownik przekraczający przeciętny poziom gotów upuścić krwi każdemu kto czynem zagraża jego ojczyźnie. On, wyuczony najsłabszych, ludzkich punktów zdolny bez mrugnięcia oka zadać śmiertelny cios. On, przystosowany do odparcia każdego ludzkiego oddziału, teraz musiał bronić tychże ludzi. Cóż za ironia losu.

***

Elf niestrudzenie zmierzał w kierunku mostu gdzie miał nadzieję zastać Baela lub Ignusa. Uważał ich na tyle kompetentnych by warto im było powierzyć informacje jakie uzyskał swą wycieczką. O ile na cokolwiek się przydadzą.
Nie zatrzymał się nawet widząc prawie spalone ciała ludzi ledwie żywych. Nie wiedział czy byli to wrogowie czy nie, jednak płakać nad ich losem czasu nie było. Nie chciał by tak reszta drużyny, czy mieszkańców wioski skończyła. Zasłonił jeno twarz chustą gdyż smród palonego ciała był nie do wstrzymania i pobiegł dalej.

- Ignusie?! - krzyknął gdy tylko usłyszał dzielnych obrońców i zobaczył cienie coraz bardziej ludzi przypominające. Widok celu dodał mu nowych sił i nadziei.
- Ignusie! - zakrzyknął raz jeszcze.

- Byłem w lesie na północ stąd. Zaatakuje stamtąd blisko tuzin gigantów i z trzy razy tyle ogrów. Ciągnęli ze sobą ciężkie maszyny, jednak udało mi się zniszczyć ich zapas amunicji. -rzekł gdy tylko dostrzegł starszego elfa wraz z miejscową rycerką. Co chwila musiał przerywać normując oddech po niedawnej morderczej przebieżce jednak cień uśmiechu zalegał mu na ustach.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 17-01-2013, 09:16   #242
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Ignus błyskawicznie znalazł się przy oddziale Lady Guarsis, w międzyczasie zaś Rexx krążyła gdzieś nad ich głowami wypatrując przeciwników. Mieli może minutę zanim ogłuszeni opętani powrócą do zmysłów i znów zaczną stwarzać zagrożenie.
- Wracajcie na wały, natychmiast! - Krzyknął stanowczo, co w ogóle nie pasowało do wizerunku spokojnego i stonowanego elfa.
- Im już nie pomożecie, próbowałem magii leczniczej i zdała się ona na nic, może doświadczony egzorcysta... - Zpauzował na moment, błyskawicznie odzyskując wątek - w każdym razie takiego tutaj nie mamy, a czekanie na armię w otwartym polu nie przysporzy wam chwały w bardzich pieśniach! Gustavie, jeżeli Lady Guarsis nie zdecyduje się powrócić tam, gdzie powinien być dowódca zaciągnij ją tam siłą, a jeżeli to nie pomoże zrobi to Rexx!

W tej samej chwili na miejsce dotarł krasnolud i moment później Tallmir.
- Dziękuję Tallmirze, ostatnie czego nam potrzeba to... - Elf zaniemówił widząc szybujące w powietrzu ogniste pociski.
- Odwrót, wracajcie na wały! Tallmirze trzymaj się blisko mnie, postaram się w miarę możliwości trzymać przeciwnika na dystans, jednak w bezpośrednim starciu z ogrem nie mam najmniejszych szans. Gustavie, Lady Guarsis zanim ruszycie w bój pamiętajcie, że to na was lokalni chłopi polegają najbardziej i to z was czerpią najwięcej morale. Większość mojej magii zużyłem na zabezpieczenie innych miejsc w wiosce i wzmocnienie naszych, jednak mimo wszystko zostawiłem sobie kilka sztuczek i powinienem być w stanie przynajmniej rozdzielić przeciwnika, żeby nie mógł zaatakować nas kupą - przerwał, spoglądając na zataczającego koła smoka. Rexx miała teraz kilka metrów długości i rozmiarem przewyższała każdego ogra, Ignus miał nadzieję że będzie to cenny czynnik psychologiczny w nadciągającej bitwie.
~ Rexx... ~ Rozpoczął myśl, widząc że jeden z trzech pocisków leci niebezpiecznie nisko, celując we wschodnią barykadę ~ nie wiem jak to zrobisz, ale musisz dogonić ten pocisk i go przechwycić. Nie masz go rozbijać, płomienie nic ci nie zrobią więc po prostu go złap i nie wyrzucaj, odrzucisz go przeciwnikowi jak już wyjdzie z lasu.

Smoczyca jak na rozkaz machnęła mocniej skrzydłami nabierając błyskawicznie przyspieszenia, uderzając w podłoże podmuchem wiatru. Teurg przed wyruszeniem z powrotem na umocnienia podszedł jeszcze do krasnoluda.
- Thrainie, wiem że może nie pasuje ci fakt, że obcy długouch panoszy się na twoim terenie... Jednak w chwili obecnej tylko taktyka może nas ocalić, bo pod względem ludzi niestety nie mamy najmniejszych szans. Proszę cię więc, w chwili w której zwiążemy się w walce z pierwszymi liniami wroga poleć na jego tyły i zajmij się szamanami, jeżeli zostaniemy zasypani magią na pewno nie przetrwamy do jutra.

Wypowiedziawszy ostatnie słowa Ignus ruszył czym prędzej w stronę wałów mając nadzieję, że Rexx oszczędzi wiosce chociaż jednego pożaru. Pozostało czekać na wojska wroga, elf musiał wyrządzić im maksymalne ilości szkód kiedy będą zebrani na moście.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 17-01-2013, 11:00   #243
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Krasnolud pokiwał głową na znak aprobaty.
-Niech i tak będzie. Lady Guaris! Uważaj na siebie. - Ponownie zwrócił się do Teurga. - Zdaje się, że muszę wam zaufać. Miej oko na dziedziczkę, gdyby coś się jej stało... Nie wybaczyłbym sobie.

Gwałtownym ruchem ręki wskazał wirujący w śnieżnej zamieci nieboskłon.
-Te dupki mają katapulty. Zdaje się, że prowadzą ostrzał od wschodniego krańca lasu. Mudstone nie przetrwa takiej nawałnicy. Cholera! Pal licho wioskę. Nie uśmiecha mi się walka z płonącymi pociskami szybującymi nad głową. - Thrain uderzył pięścią w rozwartą dłoń. - Rozpierdzielę te ich maszynki! Wytrzymacie chwilę na szańcu beze mnie? Polecę na ich tyły. Po ciężkim sprzęcie zgodnie z wasząwolą mości... Ignusie? Wezmę się za ich szamanów. Gdy unieszkodliwię katapulty dam jeden długi sygnał ze swego rogu. Jeśli zawiodę... I zdąrzę zadąć... Usłyszycie dwa krótkie, żałosne jęki. I na młot Moradina! Uważajcie na siebie. Tyczy się to szczególnie ciebie, pani. Biegnijcie. Prędko.
No. Idę!
 
Glyswen jest offline  
Stary 18-01-2013, 02:49   #244
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rR-0669Q7cY[/MEDIA]


Świątynia
Baelraheal i Laona


Magia nekromancji, sprowadzona tutaj z łaski Ojca Elfów przez dłonie Baelraheala oblepiła ciała gigantów. Największy z nich, nie do końca rozumiejąc co wyciska z niego do tej pory niezachwianą potęgę, warknął głośno. Jednak dla odskakującego w tej chwili w dal kapłana był to dźwięk ledwie słyszalny, stłumiony przez prawdziwy ryk oceanu i gwizd wiatru. Nawet potężny gardziel stwora nie miał szans w starciu z siłami natury.
Chociaż zaklęcia osłabiło go niewątpliwie, sługa Corellona szybko przekonał się o tym, że nie wystarczająco. Wycofując się spod bram świątyni, unikając schwytania w kleszcze przeciwnika, nie ujrzał głazu wydobytego wolną ręką ze skórzanej sakwy (chyba całą krowę to dzieło pochłonęło) przy pasie. Olbrzym ruchem, przypominającym pospolite rzucanie "kaczki" na powierzchnię stawu, cisnął mięsistym kamieniem, który trącił w locie bark kapłana. Stal w zbroi zazgrzytała, a kości bardziej delikatne niż ona postanowiły robić jej za chór. Mimo siły uderzenia i rwącego bólu w ramieniu, kapłan nie wyłożył się na śniegu. Było jednak pewnym, że ramie będzie dawać się od teraz we znaki... A był to dopiero początek walki. Dotknięte magią śmierci ogry poczłapały, stękając żałośnie w ślad za Baelrahealem. Ich towarzysze po drugiej stronie tego niewielkiego pola walki nie mieli jednak takiego problemu.
Pierwsze dwa, rycząc głośno, rzuciły się z maczugami wzniesionymi nad łby w kierunku potwory, w jaką przemieniła się urocza Laona. Biorąc pod uwagę jak samica ich własnego gatunku wygląda, kiedy nie wyniosą z szałasu śmieci, na pewno nie był im ten widok aż tak straszny. A może chodziło jedynie o lęk, przed ich wodzem?
Maczugi, niemal jednocześnie uderzyły w bok hydry krusząc kilka kości. Z ran po powbijanych w jej głownię kolców trysnęła ciemna niczym szlam z dna bagna krew padając na wygięte wściekłością pyski bestii i jeszcze chwilę temu dziewiczo biały śnieg.
Trzeci z ogrów przemknął pod zwieszonymi głowami hydry ku trąconemu kamieniem kapłanowi. Również i on wzniósł przy tym bojowy okrzyk, wywołując na twarzy oszołomionego uderzeniem głazu elfa grymas, jaki wykonuje dziecko nim wściekły ojciec zdzieli go po gołym tyłu skórzanym paskiem. W tej krótkiej, pędzącej niczym ciągnięty tuzinem koni rydwan chwili natura stanęła po ich stronie. Może za sprawą Wielkiej Matki, pod której to świątynią toczyła się ta nierówna walka? Bydlak wpadł w poślizg, a zwieszona za jego głowę maczuga dopełniła karkołomnej akrobacji. Padł jak długi, a siła pędu przesunęła go dalej i dalej - prosto pod nos Baelraheala. Grymas na jego twarzy z pewnością przerodził się w diaboliczny uśmiech...



Północne Wały
Salarin

Chłopi spoglądali spode łba na wrzeszczącego i wydającego rozkazy elfa. Siwa grzywa, którą zarzucał wskazując to na kolejnych, srający ze strachu w dziurawe spodnie rolników sprawiała, że śnieżnej nawałnicy przypominał bardziej istotę z krainy śniegów, niżeli krwiożerczego elfa z pobliskiego lasu, jakim przez cały czas pozostawał w oczach mieszkańców Mudstone. Tego który zjada serca mężczyzn, gwałci kobiety i mieli małe dzieci na mąkę. Tkwili w miejscu sparaliżowani strachem i nieufnością wobec przybysza... Aż do momentu, kiedy w jednym z pospolitych zjadaczy surowej cebuli odezwał się głos pełen szlachetności.
- Słyszeli wy co siwy goda, a? Zapierdoloc na stanowisko, wola później jednym ylfem si mortwic niż tyroz dac si wybatożyć łogrom!
Choć niechętnie, posłuchali szaleńca. W jednej chwili zbiegli za Salarinem z usypanych wałów, stając kilka metrów za magiczną siecią jaką rozpostarł między nimi pobratymiec Salarina. Okrzyki wznoszone przez wroga przedzierały się w ich kierunku pomimo wiatru i huku fal z oddali. Słyszeli już uderzenia ich wielkich łap o ziemię, wprawiając ją w drżenie. Nie było pewne czy rzeczywiście to słowa elfa budują w nich niespodziewaną odwagę, czy może zrozumieli, że z sytuacji tej innego wyjścia nie ma. Usłuchali jednak kolejnych rozkazów...
Tak jak rozkazał: czwórkami ustawili się po jego lewej i prawej stronie, kolejnych ośmiu zaś za nimi. Wszyscy zaciskając mocno swoje naznaczone trudem pracy rolnika dłonie na drzewcach wideł, cepów i łopat. Odziani w deski przyciśnięte do ich ciał sznurami, z wiadrami, chyba nawet tymi samymi do których srały ich dzieci w zimne noce, jako swymi rycerskimi przyłbicami. Brygada wzbudzająca dumę w piersi niejednego generała.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3Y-7_lvFSvY[/MEDIA]
Gońce ruszyli w morderczy maraton, pozostawiając swych braci z przymusowym dowodzącym dokładnie w chwili, kiedy pośród wirującego śniegu dostrzec się dało pierwszych nieprzyjaciół. Ich potężne sylwetki mierzące od trzech metrów w wzwyż, wydające się zlepkiem mięśni osadzonych na żelaznym szkielecie. Wylewające się spod ciasno przylegających, ćwiekowanych pancerzy.
Uderzyła pierwsza fala. Przodem zielonoskóre bydlaki, wymachujące w powietrzu maczugami. Pierwsza linia obrony, jaką było zaklęcie Ignusa, spełniło swoje zadanie. Z ponad tuzina wrogów, przez magiczną siec przedostało się "zaledwie" pięć. Za nimi popędziły trzy, jeszcze większe giganty. Tylko cud zapewne sprawił, że jeden z nich stanowiący kupę mięsa, nie podołał rozerwać magicznej sieci i wyjąc żałośnie ugrzęzł w niej, podobnie jak jego bardziej skromnych rozmiarów towarzysze broni. Pozostałe dwa... Stanowiły dalej problem.
Chłopi po bokach "Salarinów", wznosząc bojowy okrzyk, ruszyli z wystawionymi przed siebie widłami. W tej nierównej walce zdołali ranić grubą skórę ogrów, jednemu nawet przeszywając nogę. Ciosy jakie runęły na nich w odpowiedzi zmiotły z karku jednego głowę, dwóch wyrzuciły na ponad dwa metry w tył, a kolejnych dwóch pogruchotały doszczętnie tam gdzie stali. Fontanna tryskającej krwi, miazga z kości, mięśni i posoki, bezwładne, niewyobrażalnie szybko przysypywane przez śnieg ciała... Oto ofiara zaledwie kilku sekund walki. Salarin ruszając do boju szybko zorientował się w sytuacji: dwóch poległych na lewej flance, trzech na prawej. Ci w tyle czekali posłusznie na rozkaz, a może zwyczajnie sparaliżował ich strach na widok rzezi, jaką nieprzyjaciel sprawił bardziej lekkomyślnym kolegom? Tym, którzy nie usłuchali rozkazu i nie czekali.
Elf wraz ze swymi magicznymi kolonami miał przyjąć najcięższy cios- giganty maszerujące środkiem kolumny.
Iluzje miały służyc jedynie odwróceniu uwagi stworów. I spełniły w tej kwestii swe zadanie. Salarinem wstrząsnął jednak inny fakt... Przeraźliwa siła z jaką stwory atakowały. Jeden po drugim, klony zostały zmiecione z powierzchni ziemi w akompaniamencie straszliwego huku i drżenia ziemi. W ich miejscu pozostały jedynie ciemne od wyrwanej ziemi dziury. W walce tej nie było miejsca na pomyłkę...





Most
Ignus, Tallmir

Chociaż Florence dalej protestowała Gustav nie zważał więcej na jej słowa. Zwyczajnie, niczym chłop-prostaczek chwycił ją przez pas, jakby nie odczuwając ciosów pod żebra jakie były mu "fundowane". Pozbawiony swej zbroi, którą pochłonęły płomienie w świątyni Mbarneldoru wystawiony był wybitnie nawet na tak śmieszne w obliczu zagrożenia kuksańce.
- Nie pomożesz im Florence, ale możemy jeszcze uratować życie ludzi tam, w Mudstone!- wrzasnął- To też poddani twego ojca, a teraz twoi! Ratuj, tych których jesteś w stanie uratować!
Thrian zniknął na swym szybującym wierzchowców. Zanurzył się w mrok wymieszaną z szalejącą bielą niczym w toń ciemnych wód wewnętrznego morza Moonsahe. Pozostali ruszyli w kierunku mostu, wszyscy prócz Rexx, która po rozkazie swego pana wzbiła się wysoko w powietrze. Gnając ku ognistym kulom.
Ze wszystkich sił starała się spełnic jego polecenie, jednak chwycenie w locie glinianego, płonącego garnca nie należało do zadań prostych. Nie było to nawet trudne... Należało do kategorii cudów.
Smocza łuska niewrażliwa była na liżące ją w locie płomienie. Kruchej konstrukcji garnca daleko było jednak do tej odporności. Pod naporem łapsk pokryła się pęknięciami przypominającymi zmarszczki starca, by następnie pokruszyć się niczym porcelanowa lalka. Uwalniając ze swojego wnętrza iście piekielny deszcz. Paląca się ciecz opadła w dół. Istny deszcz ognia...
Pierwsze jego dewastujące "krople", wielkości ludzkiej pięści gęsto opadły na przedzierających się przez śnieg bohaterów Mudstone. Gustav wraz z Florence w porę uskoczył w tył. Daleko w tył, niemal niknąc z pola widzenia swych towarzyszy, którzy również musieli desperacko rzucać się po śniegu. Łzy ognia ostatecznie nie wyrządziły żadnemu z nich krzywdy. Złociste pióropusze tliły się na powierzchni śniegu. Dużo większym problemem mógł się okazać most, zalany ogniem, którego drewniana konstrukcja niezwykle szybko poddawała się sile płomieni. Pierwsze oddziały ruszyły w ich kierunku. Byli tego pewni. Każde z nich słyszało zbliżające się, dzikie krzyki. Podjęcie walki tutaj, z przytłaczającą liczbą przeciwników było niemal wyrokiem śmierci. Pełnej krwi, rozrywającego bólu i strachu. Stanęli zatem przed wyzwaniem, które głęboko w swej świadomości zdaje sobie każdy- jak wiele jestem w stanie znieść ratując życie? Droga ku życiu prowadziła przez ognistą ścieżkę, która na pewno pozostawi blizny na ich skórze. Naznaczy ich piętnem bitwy pod Mudston. Jeśli jednak nie podejmą tego ryzyka zostac mogą jedynie bezimiennymi ofiarami rzezi w Mudstone... Czy było inne wyjście?


Za liniami wroga
Thrian


Wyglądało na to, że hipogryf bez swego jeźdźca przedziera się przez trudy śnieżycy. Wysoko nad głowami pędzących przed siebie oddziałów nieprzyjaciela.
Otulony płaszczem niewidzialności krasnolud widział miażdżące nadzieje widoki. Kilkadziesiąt ogrów i człapiących pośród nich gigantów. Można było założyć, iż właśnie z tej strony nacierać będą ostatecznie główne siły nieprzyjaciela. Czy był to świadomy wybór dowództwa? A może przypadek nieogarniętej hordy, łasej na ludzką krew? Ostatnią ostoję ludzi w pobliżu wielu kilometrów. Lord Guarsis poniósł klęskę, i wydawało się że jeszcze gorszą przyjdzie odczuć jego córce. Pełnej wspaniałych ideałów, empatii jednak nieprzygotowanej na to co sprawił jej właśnie los. I banda elfów dowodzona przez potencjalnego zdrajcę mogła okazać się zbyt małym "wsparciem" by to zmienić.
Hipogryf zatoczył koło na niebie, pozwalając swemu panu dokładniej, o ile to możliwe, przyjrzeć się szeregom nieprzyjaciela. Dopiero po chwili ruszyli dalej, w kierunku rozświetlonego łuna wielu pochodni skrajowi lasu. Obniżył nieco lot, a wtedy Thrian ujrzał widok naprawdę mrożący krew w żyłach. Nawet tych krasnoludzkich, pełnych piwa i testosteronu. Trzy balisty i tyle samo katapult. Przed nimi nie mniej niż kopa ogrów ustawionych w niezgrabnych szeregach. Czekających zapewne jedynie na sygnał by posprzątać to, czego nie zdołają ich ziomkowie pędzący do walki.
Sługa Moradina pociągnął za lejce, a hipogryf poszybował bardziej na północ. Niepodpatrzenie jak miał nadzieję...
- Ummm, duży ptak. Takiego Narashagal nie jadł. A zjadłby, gdyby...- mruknął w mowie gigantów olbrzym stojący tuż obok niższego, raczej niepozornego w porównaniu nawet do ogrzych barbarzyńców jegomościa. Był szczuplejszy niż jego pobratymcy, nieco niższy i zamiast grubej, splecionej na szybko skórzni odziany był w zaskakująco schludne szaty. Parszywy pysk o długim, szpiczastym nosie, odstających uszach i wypełnionych ostrymi kłami zębach nie pozostawiał wątpliwości. Był ogrem z krwi i kości.
Zmarszczył brwi przyglądając się niebu.
- O czym gadasz, jaki ptak?
- Nu tam, widzi?
- To nie ptak... Śmierdzi mi to ludziem. Załatwmy to.

Mag ugiął nieco kolana i machnał ramionami. Na bransoletach, którymi były opasane dostrzec się dało nabierające na sile, lśniące runy. W ułamek sekundy później jego dłoniach pojawiły się płomienie...


Gorejąca kula poszybowała w ich kierunku z niesamowitą prędkością. Jedynie krasnolud zdołał zareagować, w akcie desperacji chwytając za podręczne skrzydła i rzucając się w dół... Płomienie ogarnęły wszystko. Zniknął kąsający skórę chłód, a myśl o zimnym, wilgotnym śniegu stała się marzeniem. Thrian usłyszał jedynie krótki pisk hipogryfa a następnie ogłuszający huk eksplozji. Spadał w dół, z twarzą "wypieszczoną" przez płomienie. Czuł swąd spalonego ciała i włosów... Jego własnej, pamiątkowej, po tatusiu brody. Dumy. Śmierdziała, tak jak mówili w Wielkiej Rozpadlinie.
Teraz zaś nurkował z niesamowitą prędkością - prosto w biel, na której mógł lada chwila pozostawić po sobie krwawą plamę.



Mudstone
Esmerell

Na skrzydłach stworzonych ze szczerego ognia poszybowała w kierunku rozdzierających, przeraźliwych krzyków. Dobiegały one z chaty na południu wioski... Jedynej, w której teraz drzwi otwarte były na oścież pozwalając by bursztynowy blask światła padał na śnieg u wejścia. Zabarwiony ciemną, gęstą krwią. W chwili, kiedy stanęła na ścieżce prowadzących pod nie, krzyk umilkł niczym ucięty nożem. Mudstone ponownie wydawało się pogrążone we śnie. Milczące, tajemnicze. Wymarłe?
Elfka spoglądała w otwarte drzwi wyczekując. Zmarszczyła brwi w grymasie bezsilnej złości. Cisza przypieczętowała los ludzi w środku, jak i również tych którzy za chwilę mieli pojawić się w progu.
Płomienie przywołane tutaj jej wolą obróciły ciała szaleńców w popiół. Tych, którzy mimo poparzeń dalej czołgali się dróżką pokrytą śniegiem wykończyły szczęki kuguara. Naprawiła swój błąd, chociaż pozostała skaza. Zwłoki, zapewne w równie nieludzki sposób potraktowane, co te należące do chłopów jacy z nią poszli.
Wpatrzona w kopcące się ciała trwała w bezruchu. Huk fal, wycie wiatru i cichy trzask płomieni z oddali... Żadne z nich nie mąciły jej przekonania, iż dookoła zapanowała specyficzna cisza. Mogła wrócić do boju, tam gdzie jej potrzebowali najbardziej. Tam, gdzie jeszcze mogła coś zmienić, bowiem tym którzy spoczywali martwi w chacie nic nie mogło już pomóc.
Esmerell odwróciła się i już chciała ruszyć ku północy kiedy zza pleców dobiegł dźwięk całkowicie odmienny. Mącący wymuszoną ciszę jaka zapadła w jej świadomości. Stłumiony krzyk i trzask drewna...
Odwróciła się szybko i wytężyła zmysły. Znajdowała się na południowym skraju wioski. Dalej było tylko skaliste wybrzeże, zatoka i... Przystań. Pochodnie potrzebne chłopom, ludziom do odpędzania ciemności były zgaszone. A cienie, wielkie, niepasujące do pozostawionych na posterunku rolników sprawiły, iż natychmiast zrozumiała co się dzieje: Przystań została zaatakowana. Skrycie, tak by żadne z nich nie dotarło tam na czas.








=-=-=-=-=-=-=
Przeciwnicy

Świątynia
Gigant [dystansowy]-> Baelraheal 29
Obrażenia: 14

Ogr 6 atak [szarża]-> Laona
27
Obrażenia:21

Ogr 7 atak [szarża] -> Laona 36- zagrożenie kryt.
Potwierdzenie:22 - nieudane.
Obrażenia:26

Ogr 8 atak [szarża]-> Baelraheal 1- krytyczna porażka.

Północne Wały

Siec Ignusa: Refleks.
Ogry [I piątka] 19- udany
Ogry [II piątka] 5- nieudany
Ogry [III piątka] 9- nieudany.

Gigant I 22- udany
Gigant II 16- nieudany
Gigant III 20 - udany

Gigant I atak-> Salarin klon 1 27
Gigant III atak-> Salarin klon 2 33

Za liniami wroga:
Ogrowy mag:
Zauważanie: 7 - nieudany.
Gigant:
Zauważanie: 22 - udany



Gracze:

Baelraheal
- Zachowanie równowagi: 16 - udany.

Ignus
Refleks: 16 - udany

Tallmir
Refleks: 22- udany

Thrian
Refleks:16- udany, na granicy :P.
Hipogryf: 11- nieudany.
Obrażenia od ognistej kuli: 22 / Thrian 11

Esmerell
Nasłuchiwanie: 36
Zauważanie: 17
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 19-01-2013, 00:21   #245
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu

W natłoku negatywnych emocji przychodzi taki moment, gdy przestaje się z nimi walczyć. Burza uczuć cichnie, a umysł i serce zastygają w obojętności. Milcząca akceptacja losu przynosi chłodną znieczulicę. Ustaje gonitwa myśli i pojawiają się jedynie kolejne impulsy zmuszające ciało do działania.

Ogień rozlał się po ciasnym pomieszczeniu w nagłym wybuchu, pochłaniając sylwetki ostatnich zarażonych. Płomienie odbiły się w ciemnych, nieruchomych oczach druidki. Ciała zwaliły się na ziemię z głuchym łoskotem. Jedno czy drugie próbowało jeszcze resztkami sił dosięgnąć swojej oprawczyni. Wyciągało rozcapierzone, poparzone palce w jej stronę. Z cienia wychynął jednak Alpharius, który dokończył dzieła. Esmerell spoglądała na obraz swych decyzji i poczynań. Obraz malowany ogniem i krwią. Obraz, który na długo wyryje się w jej pamięci. Odebrała solidną nauczkę. Mógł zginąć tuzin, a zginęło dwa razy tyle.

Było cicho. Cisza aż dzwoniła w uszach. Nie słyszała żadnego dźwięku, który świadczyłby o obecności kogoś innego niż ona lub Alpharius. Czy wszyscy już byli martwi? Tylko żywioły walczyły o dominację pośród huku, ryku i trzasku. Spojrzała ku północy, skąd przyszła.
Salarin...
Zostawiła ich tam tak bezmyślnie. Nie sądziła, by jej obecność wiele zmieniła, ale mogła przydać się bardziej niż kolejna dziesiątka chłopów.
~ Salarinie, przeżyj.
Już chciała ruszyć z powrotem, gdy zamieć przywiała ku niej dźwięk z południa. Odgłos tak nie pasujący do aktualnej ciszy.

Szybko pokojarzyła układ terenu. Dalej była już tylko przystań. Miejsce kluczowe dla ich podróży z tego co zdążyła się dowiedzieć. Podczas planowania obrony z góry założyli, że atakując przystań, wróg będzie musiał przekroczyć most. Pomylili się... Przeciwnik już tam był. Cienie pośród szarości. Duże, większe niż ludzie... Wygaszone pochodnie, brak jakiejkolwiek sygnalizacji i kontaktu. To drastycznie zmieniało jej sytuację. Musiała iść na południe. Jeśli nawet nie obroni sama przystani, to przynajmniej zajmie na trochę napastnika i da czas pozostałym na uporanie się z ich problemami, nim ktoś pojawi się nagle na ich plecach.

Miała do przebycia kilkadziesiąt metrów płaskiego terenu. Szansa, że ją zauważą była... cóż, było prawie pewne, że ją zauważą. Esmerell musiała być bardzo ostrożna. Jedną myślą ugasiła płomienne skrzydła, a jej ramiona przybrały zwykły kształt. Miękko opadła na ziemię. Pośród śniegu przyklęknęła przed Alphariusem i ujęła jego pysk w swe drobne dłonie. Kuguar wyczuł pożegnanie i przyłożył łeb do policzka elfki. Był tylko zwierzęciem; nie umywał się do smoków, hipogryfów i chowańców, magicznych czy baśniowych stworzeń. Druidka wiedziała jednak, że kochał ją na swój koci sposób.
- Zostań. - powiedziała cicho, ale stanowczo - Znajdę cię.
Nie mogła go narażać. I nie mogła dodatkowo troszczyć się o niego, bo to by ją tylko rozpraszało. Z ich dwojga to ona ciężej przeżyłaby, gdyby coś mu się stało. Podniosła się i ruszyła na południe.

Pogoda nie ułatwiała jej sprawy. Nad wodą marzła nie tylko od śniegu, ale i bryzy wzbijanej rozbijającymi się o brzeg falami. Mogła mieć jedynie nadzieję, że aura stanie się do pewnego stopnia jej sprzymierzeńcem i utrudni tym w przystani zauważenie jej. Gdy dotarła na samo wybrzeże zatrzymała się na chwilę. Musiała mieć jakieś pole manewru, kiedy już będzie na miejscu. Esmerell spojrzała ku niebu i uniosła ręce nad głowę.
- Potęgo natury przybądź na me wezwanie i bądź gotowa... - powiedziała, ledwie słysząc samą siebie.
Wiatr szarpał drobną sylwetkę, wyrywając słowa z jej ust i unosząc w dal. Trudno było zauważyć, by cokolwiek się zmieniło, ale elfka czuła, że powietrze przesiąknęło ozonem, a nad jej głową chmury skłębiły się jeszcze bardziej. Wiatr uderzył w nią z impetem, dając znać o swej gotowości.

Tak przygotowana ruszyła dalej. Szła ostrożnie, stawiając rozważnie kroki na mokrym i śliskim podłożu. W słabym świetle księżyca odbijanym przez morze i fale widziała niewiele. Dzięki bogom za elfi wzrok, jako człowiek byłaby zapewne całkiem ślepa. Mimo wszystko musiała podejść bliżej, by móc rozeznać się w sytuacji i podjąć jakiekolwiek działanie. Starała się przemykać wybrzeżem zgodnie z rytmem fal. Ruszać się wtedy, kiedy one, tak by arytmia jej kroków i przypływów wody nie zwróciła dodatkowej uwagi. W duchu pobłogosławiła Tirthowi za płaszcz. Jednocześnie próbowała przebić wzrokiem szarość zamieci, by jak najszybciej zidentyfikować niebezpieczeństwo.

=-=-=-=-=-=-=-=-=-=

Esmerell rzuca wezwanie błyskawic - czas trwania: 8 minut
Ukrywanie się - 17
Skradanie się - 28
Zauważanie - 35
Nasłuchiwanie - 33
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 19-01-2013 o 00:24.
sheryane jest offline  
Stary 19-01-2013, 00:51   #246
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Sytuacja pogarszała się z chwili na chwilę, a przeciwnik nie pokazał się jeszcze na skraju lasu. Ignus obiecał sobie podziękować później za zaklęcie ochronne Esmerell, dzięki któremu podróż przez most miała być dla większości z nich bezpieczna.
- Tallmirze, Gustavie, nasza trójka jest jeszcze pod wpływem zaklęcia Esmerell, biegiem przez most, każda sekunda stracona tutaj może zadecydować o być albo nie być Mudstone - powiedział ruszając biegiem przed siebie. W myślach wydał rozkaz chowańcowi zatroszczyć się o pozostawioną bez opieki Guarsis, które elf obiecał pilnować. W czasie w którym teurg postawił nogę na drewnianej konstrukcji, złota smuga w mgnieniu oka złapała szponami kobietę i uniosła nad ziemię, przenosząc ponad zabójczymi płomieniami.

Ignus musiał przyznać, że samo uczucie było dość dziwne, wiedział że wokół niego panuje istne piekło, jednak nie odczuwał żadnego ciepła i dzięki temu mógł kontynuować bieg. O ile w sprincie nie mógł dorównać ani Tallmirowi, ani Gustavowi, a już tym bardziej szybującej smoczycy, na drugim brzegu znalazł się szybciej niż przypuszczał wchodząc jak najszybciej na wały, skinąwszy głową powiększonemu przez siebie chłopu.
- Nadchodzą! Przygotować się, od was zależy być albo nie być tej wioski! - Krzyknął mając nadzieję, że to chociaż odrobinę zmobilizuje wieśniaków. Sam schował się możliwie za umocnieniami, zapewniając sobie jak największą osłonę przed atakami przeciwnika, skoro most już płonął zamierzał wykorzystać ten fakt. Elf wyrecytował formułkę zaklęcia formując tajemne gesty i koncentrując energię Splotu na drewnianym piekle. Ogień w mgnieniu oka zniknął sprawiając wrażenie, że pożaru nigdy nie było, ceną było jednak skoncentrowanie się na zaklęciu.
- Nie podchodźcie do mostu, to iluzja, tak naprawdę spłonie za kilka minut - powiedział do tych stojących najbliżej prosząc, by przekazali wiadomość dalej. W międzyczasie Rexx zniknęła, dając nura między domostwa. Przez moment poszukała miejsca, gdzie nie będzie widoczna i przemieniła się w niewielkiego ptaka. Lecąc ile sił w skrzydłach przeleciała na drugi brzeg rzeki i usiadła na jednej z wyższych gałęzi drzew stojących na skraju lasu. Na znak Ignusa smoczyca miała zaatakować przeciwnika od tyłu lub zająć się jego magami, o ile takowi znajdowali się w oddziałach ogrów.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 19-01-2013, 21:07   #247
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rZcPN6UGUw8[/MEDIA]

Wróg zaatakował.

Sieć umieszczona przez Ignusa spełniła swoje zadanie i powstrzymała część sił nieprzyjaciela, jednak nie wszystkich. Kiedy tylko Salarin zauważył przedzierające się giganty wycelował w jednego z nich palec i wypuścił w jego kierunku magiczne pociski. Nie widział w tej zamieci ile uczynił tym szkód, nie było nawet czasu na takie myślenie.

- UWAGA! -krzyknął w stronę chłopów.

Chłopi jednak byli aż nadto uważni. Kiedy giganty dopadły iluzji Salarina, a ogry zaatakowały z boków ruszyli jakby nigdy wcześniej się nie bali, ruszyli na śmierć. Pieśniarz odbierał ich cierpienie wszystkimi zmysłami, czuł je w kościach, to tak jakby miał zmysłów nawet więcej niż zwykły humanoid. Chłonął w swoje ciało emocje, krzyk bitwy, gruchotanych kości i miażdżonych mózgów. Te uczucia wypełniały go, wypełniły nienaturalnie w jednej chwili, że aż białka jego oczu stały się nienaturalnie przekrwione, a skóra nabrała rozpalonego koloru.
Wchłonął w siebie huk potężnych uderzeń gigantów, które zniszczyły kilka jego iluzji. Jego spojrzenie na moment powędrowało w kierunku mocno wgniecionego śniegu, dojrzał szczątki wioskowych chłopków, którzy jednak nie uciekli, spełnili swoje zadanie, przynajmniej w tej chwili. Na ten widok zagryzł zęby na tyle mocno, że poczuł krew w ustach. Teraz była jego kolej.

Miał nadzieję, że uda się w to schwytać więcej przeciwników, ale teraz nie było czasu na oczekiwanie, to był najlepszy moment. Poczuł wdzięczność staremu pieśniarzowi z Mbarneldoru, który wyposażył go w to cacko. Cacko, które wylądowało dokładnie między dwoma wielkimi wzgórzowymi olbrzymami, takie malutkie i niewinne, nawet nikt nie zwrócił uwagi na przedmiocik, który właśnie rzucił Salarin. Zaledwie po upływie dwóch sekund zawołał na całe gardło.

- WYCOFAĆ SIĘ! WSZYSCY W TYŁ!


Wiedział, że dwa razy nie będzie musiał powtarzać, to wszystko rozegrało się na przestrzeni kilku zaledwie sekund.

Salarin został, nie cofnął się, był Panem twierdzy, był bezpieczny. Podniósł głowę do góry by spojrzeć w oczy olbrzyma po czym pozwolił swemu ciału działać, pozwolił instynktowi przejąć nad nim kontrolę, poczuł że… coś z niego wychodzi.

To było tak jakby wszystkie emocje jakie w sobie zgromadził zarówno teraz jak i wcześniej zebrały się w jego jednym ramieniu. Cały strach, niepewność, nienawiść, gniew, złość, wszystko to w jednej chwili skupiło się wokół prawej ręki w postaci szkarłatno czarnej energii oplatającej go niczym kombinezon, energia przeszła od samego barku aż po dłoń i zajęła także obrońcę nadając mu rozmiaru półtoraręcznego miecza, ostrza utkanego z czystej negatywnej energii.

Zabić…” tylko jedna myśl pozostała w jego głowie. Dopadł do giganta i ciął ostrzem po jego udzie zostawiając na nim krwawy ślad, ostrze przeszło przez ciało zupełnie bez oporu, jak w masło. To jednak nie był koniec. W chwili gdy szykował się do drugiego ciosu „bomba” wybuchła. Nagle z ziemi wyrosła olbrzymia wieża z błyszczącego metalu raniąca wszystkich wrogów z zasięgu. Powietrze przeszył ryk bólu gigantów i ogrów, które nie były przygotowane na coś takiego. Magiczna moc wieży uderzyła w nich odpychając z zasięgu budowli łamiąc kości i odbierając dech. Monumentalna, praktycznie dziewięcio metrowa adamantywowa wieża przechyliła gigantem atakowanym przez Salarina na tyle mocno, że ten aż nie zdążył zmienić toru uderzenia przez co spudłował.

Zabić…

Nim jednak gigant odzyskał równowagę i spróbował zaatakować Salarin był już przy nim. Wróg nie wiedział nawet skąd dochodzi cios. Elf złapał swe czarne ostrze obiema rękami i doskoczył do olbrzyma tnąc to samo udo tylko od drugiej strony.


W jednej chwili fontanna krwi z odciętej nogi zalała zarówno Salarina jak i kilka metrów śniegu. Przecięte tętnice wroga wręcz oszalały, a ten rycząc żałośnie upadł z hukiem na ziemię wzbijając w górę tumany śniegu.

Widok mógł być pewien sposób pocieszający czy dodający odwagi chłopom, lecz Salarin nie był pewien czy teraz nie boją się także i jego.
Szkarłatna moc rozproszyła się po tym ataku, a Salarin wrócił do normalności. Tylko bystre oko mogło zauważyć kilka kropel krwi które ściekały po dłoni elfa barwiąc śnieg jego własnym życiem.

Dyszał, był nieco oszołomiony, dziwne uczucie na moment cofnęło się, ale czuł że to jeszcze nie koniec, to stanie się ponownie podczas tej bitwy. Szybko objął wzrokiem przeciwników widząc jak niektórzy z nich zostali poważnie ranni.

- DO ATAKU! - ZARYCZAŁ- WSZYSCY NA PRAWO NA TAMTE DWA OGRY! SKUPCIE SIĘ NA JEDNYM! SĄ RANNI I OSZOŁOMIENI! JA ZAJMĘ SIĘ TRZEMA Z LEWEJ I GIGANTEM!

Przez sekundę pomyślał by rozdzielić siły widząc zataczającego się ogra z lewej, ale uznał że w tej sytuacji tylko ilość może dać szansę chłopom dobić chociaż jednego z przeciwników.

To wszystko było jak szalony bieg ku śmierci i zatraceniu, nieważne co Salarin tu zrobi czy jak wykażą się towarzysze. Jeśli cudem nie dostaną wsparcia z zewnątrz to wszyscy zginą niczym bezimienni bohaterowie. Glys miała racje, ale… on też miał racje. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji. Czuł jednak ją w sobie, to… było od niej.


---------
Mechanika


Rzuty na refleks ogrów:


1. Ogr 1 [5] - nieudany
2. Ogr 2 [18] - nieudany
3. Ogr 3 [21] - udany
4. Ogr 4 [17] - nieudany
5. Ogr 5 [14] - nieudany

Rzuty na refleks olbrzymów:

1. Olbrzym 1 [12] - nieudany
2. Olbrzym 2 [17] - nieudany

Twierdza Daerna - obrażenia ogrów:


1. Ogr 1 [62]
2. Ogr 2 [50]
3. Ogr 3 [54-50%=27]
4. Ogr 4 [55]
5. Ogr 5 [42]

Twierdza Daerna - obrażenia gigantów:

1. Olbrzym 1 [58]
2. Olbrzym 2 [52]

Salarin:

Ataki na giganta 1.

1. Atak 1 [29] - trafienie
2. Atak 2 [21] - pudło
3. Atak 3 [34] - zagrożenie krytyczne
4. Potwierdzenie krytyka [34] - sukces

Obrażenia na giganta 1, który miał juz -17PW przez magiczny pocisk kiedy przeszedł przez siatkę. Deklarowałem to w poprzednim poście

1. Atak 1 [24]
2. Atak 3 [43] - krytyk

Razem: 58+17+24+42=141

Użyte zdolności:
Walka defensywna -1 atak / +2 KP (przez zwinność)
Uniki - Olbrzym 2 (na niego mam KP +1)

Demoniczna moc - 10PW


 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 19-01-2013, 23:37   #248
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Błysk. Syk. Huk. Ból.

Zaskoczenie?

Nim Thrain pojął co przed chwilą zaszło, szybował już wśród tańczących grudek śniegu, mknąc wprost na spotkanie z glebą.

Świat wirował i skrzył się jasnymi plamami, gęsto usianymi na płaszczu ciemności.
Przez moment pomyślał, że widzi gorejące gwiazdy - lśniące punkty na mapie pogrążonego w mroku nieba.

Słyszał też krzyki.

Gdzieś w oddali, snujące ponurą pieśń wojny w rytm złowrogo wyjących rogów.
Wszystko zdawało się takie odległe...

Jednak swąd tlących się włosów i ból majaczący gdzieś na granicy zmysłów, natarczywie przypominały o swoim istnieniu, dosłownie i w przenośni sprowadzając go na ziemię.

Odruchowo pociągnął za żelazną rączkę sterczącą nieopodal topornego pasa.
Fala zimna szczelnie otuliła jego twarz. Szpony mrozu zanużyły swe żądła głęboko w skórze.
Usłyszał tylko głuche dudnienie, nim szalejący wiatr poderwał go z powrotem do góry.

Dziwnie znajome uczucie wywołujące ten przyjemny, uzależniający dreszczyk emocji...

Już nie spadał. Po prostu leciał. Był wolny niczym ptak. Królował nad cienistymi robalami pełzającymi daleko pod jego stopami. Z tej perspektywy troski życia codziennego zdawały się śmiesznie małe i całkowicie obce.
Z dumą spojrzał na swe ramiona z których wyrastały ogromne, nietoperzowe skrzydła, szarokie na 5 metrów.
Arcydzieło krasnoludzkich rąk. Geniusz i specjalność rzemieślników z Wielkiej Rozpadłiny.
Każdy wojownik z nieustraszonej formacji Młotów Pokoju, przywdziewał niepozorne plecaczki, by wzbiwszy się w powietrze na swych hipogryfach móc z bojowym okrzykiem "Topory z niebios!" wyskoczyć z siodła i runąć na wroga, rozpościerając ogromne, składane skrzydła.

Thrain był jednym z nich. Kiedyś.
Zanim pozbawiono go nazwiska...


Nagle umysł krasnoluda ogarnęła fala paraliżującego strachu.
Trzewia zwinęły się w agonalnym cierpieniu. Wzrok spowiła ciemna mgła..

Minęła chwila nim odzyskał panowanie nad sobą.
"Kuśka!" - Krzyknął w myślach. - "Spokojnie! Tatuś jest przy tobie! Kocha Cię!"

Skierował swój lot na północny wschód. Z dala od skupiska dziesiątek pochodni.

"No już kochany. Cichutko. Będzie mniam-mniam. Ale spokojnie..."

Feria barw zakwitła w jego głowie zalewając go nawałnicą emocji. Stracił na moment oddech.
Zdawać by się mogło, że tylko siłą woli utrzymywał obecny pułap...
Niestety silny podmuch z południa pogrzebał wszelkie nadzieje na spokojne lądowanie.
Ziemia stała się niebezpiecznie bliska...
Zacisnął zęby z wysiłku. Walczył jak mógł.
Jednak ściana bieli z nikąd wyrosła pod nogami. Ostatkami sił próbował poderwać się do góry.

Na próżno.

Zarył w glebę, wykonując po drodze powietrzne salta.
Rusztowanie z rozciągniętym nań materiałem zatrzeszczało niepewnie, by w końcu posypać się w drobny mak.
Nastała ciemność...

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XYsFd8qcbQk&desktop_uri=%2Fwatch%3Fv%3DXYs Fd8qcbQk&gl=PL[/MEDIA]

Snop światła wyłonił się z nieprzeniknionego mroku, zrzucając zasłonę ciężkich powiek.

Strumyczek szeleścił wesoło, manewrując pomiędzy porośniętymi mchem głazami, a kępami intensywnie zielonej trawy.

Gdzieś w pobliżu ptasia orkiestra snuła swą radosną pieśń, niesioną przez lekki wietrzyk do każdego zakątka kwitnącej doliny kwiatów.

Thrain leżał na ziemi spoglądając tępo w niebo.
Dyszał z wysiłku, przygnieciony ciężarem bólu i obowiązków.
Delektował się jednak każdym oddechem rześkiego powietrza, chłonąc tyle radości ile mógł pomieścić w swych płucach.

-Długie lata minęły... A ty wciąż taki sam... Chociaż wtedy nie miałeś trosk, które teraz nosisz.

Dziwnie znajomy, melodyjny głos zabrzmiał w uszach krasnoluda.
Zerwał się gwałtownie z ziemi.
Przed jego oczyma ukazała się ONA...

-Dagnal!
Skąpana w purpurze krasnoludzica posłała mu ciepły uśmiech.
-Thrain Rumnaheim.
-Jesteś równie piękna jaką Cię zapamiętałem. I twa cudna broda!
-Wkrótce przerośnie twoją, mój ukochany.

Oboje wybuchli gromkim śmiechem, rozkoszując się smakiem utraconej młodości.

- Pamiętasz co Ci powiedziałam kiedy widzieliśmy się ostatnim razem?
- "Nie trać wiary, nie poddawaj się. Wrócisz." Pamiętam tamten dzień jakby był wczorajszym... Czekałem tyle lat... To wszystko... Czy ja...?
- Tak... Zabłądziłeś we śnie. - Ułożyła swe ręce na jego ramionach. - Nadszedł czas. To twoja droga.
-Moja droga jest przede mną ukryta.
-Jest dokładnie przed tobą. Musisz tylko uwierzyć. Nie poddawaj się! Nie poddawaj się!

***

- Nie poddawaj się!

Powstał z zaspy śniegu, która zamortyzowała upadek.
Zrzucił z siebie krępujący ruchy plecak z rozłożonymi, połamanymi skrzydłami po czym dobył toporu oraz tarczy i postąpił naprzód kilka chwiejnych kroków.
Każda sekunda zdawała się godziną spędzoną na wyczerpującej walce ze śnieżną zamiecią.
W głowie cały czas mu dudniło, a kości bolały niemiłosiernie. Mimio to niestrudzenie sunął przed siebie, przedzierając się przez kolejne zaspy śniegu. Jeszcze dwa kroki. Jeszcze jeden. Był coraz bliżej celu. Korony drzew majaczyły ledwo kilkanaście metrów od niego.
Jeszcze cztery. Jeszcze dwa. Ostani. Kolejny ostatni... Jeszcze chwilka. Ledwie moment.

Resztki spalonej brody spowiła gęsta para.
-Czas umierać skurwiele.


Ziemia stęknęła żałośnie pod naporem kolejnych kroków ciężkich buciorów krasnoluda.

Dotarłszy do dzikiej knieji skierował swe kroki na południe, wzdłuż granicy lasu, wprost ku wozowi wypchanego po brzegi dzbanami.

Zbliżywszy się niebezpiecznie blisko pozycji wroga, począł wnikliwie obserwować pokaźny składzik glinianych naczyń, które najwidoczniej służyły jako płonące pociski do katapult.
Jeśli pozbawi przeciwnika amunicji... Cały ciężki sprzęt stanie się bezużyteczny.

Gładząc się po resztkach swej zamarźniętej brody wpadł na pewien szalony pomysł...

----------------
Rzut na skradanie się.
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 20-01-2013 o 16:47.
Glyswen jest offline  
Stary 20-01-2013, 23:35   #249
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację

Laona była przygotowana na ból, na ciosy. Już przed przemianą bardzo dobrze wiedziała, że oberwie pierwsza i kurczowo i wściekle trzymała się linii życia by jednak móc im oddać gdy już jej ciało przyjęło pożądaną formę... Krzyknęła, choć jej krzyk okazał się gniewnym rykiem bestii. Wyraźnie czuła łamiące się kości ... może żebra? Może biodra? Zapewne gdy się odmieni to się okaże, teraz jednak każdy z ciosów zmniejszał jej szanse na zemstę i przetrwanie, dlatego też nie przejmowała się tym.

Jeszcze nie do końca złapała kontrolę nad swoim nowym wcieleniem, do tego ból targający jej całkowicie nieprzyzwyczajonym do tego ciałem, bo kim że była? Szpiegiem, zaklinaczem, a nigdy wojownikiem ... To nie była jej kategoria, ale jednak chciała walczyć dzielnie...
To wszystko złożyło się na całkowicie nieudany pierwszy atak, w którym jedna z jej głów zamiast w przeciwnika grzmotnęła mocno o wystającą tak niespodziewanie, kamienną płytę nagrobka. Głowa ta zdecydowanie nie była póki co do użytku, zaklinaczka szybko podjęła decyzję, swe skupienie przeniosła na kolejną i kolejną... Miała w czym przebierać, a i tak kontrolowanie pozostałych dziewięciu było to dla niej bardzo trudnym zadaniem...

Później było już łatwiej i szybciej choć ciągła świadomość tego, jak wiele jej krwi naznaczyło śnieg nie napawała optymizmem. Dziewczyna mimo swej zaciętości i wszystkich chęci wiedziała. WIEDZIAŁA i była tego świadoma, że kolejnych taki ciosów ... kolejnych... już NIE przeżyje...
A to dopiero początek...

Czempion Ojca Elfów odzyskał wreszcie równowagę i jasność umysłu po uderzeniu głazu. Wyszczerzył zęby na widok przewróconego olbrzyma, ale też ponad nim dostrzegł okładaną maczugami hydrę i słyszał jej bolesny ryk. Nawet monstrualny stwór w jakiego przemieniła się Laona nie mógł długo wytrzymywać tak potężnych ciosów. Mistrzyni transformacji mogła uleczyć rany, ale potrzebowała do tego czasu. Baelraheal już się poruszał widząc ścieżkę między nagrobkami. Ignorując przenikliwy ból w ramieniu w biegu spojrzał na mgnienie ku gigantowi z tyłu i jego podwładnym. Ogr wykorzystał tę chwilę nieuwagi i rąbnął go w bok potężnie i celnie, aż kapłan zawył. Chyba tylko magiczne osłony i boska łaska sprawiły że Gwardzista Boga ustał na nogach. Zwalczył wściekłość i chęć rozrąbania ogrowi czaszki. To Laona była najważniejsza, w NIEJ była ich nadzieja - a nie w żadnym spośród skażonych klątwą. W nim również.

Przedarł się przez śnieg i złapał Laegmegila dwuręcznym chwytem. Moc Corellona Larethiana pulsowała w jego mięśniach, ścięgnach i kościach gdy potężnym, szerokim cięciem rozpruł ramię i pierś jednego z atakujących Laonę olbrzymów, aż krew chlusnęła gorącym strumieniem, momentalnie topiącym śnieg. Hydra właśnie rozerwała drugiego przeciwnika, a kolejne łby opadły ku ranionemu przez kapłana, wydzierając wielkie kawały ciała. Baelraheal odsunął się od padającego z hukiem olbrzyma. Ten był martwy zanim jeszcze uderzył o zmarzniętą ziemię.

- Cofnij się Laono! - ryknął w elfiej mowie, już zwrócony ku przewróconemu ogrowi i jego towarzyszom; od biedy brzmiało to jak groźba pod ich adresem. Przesłaniał hydrę na ile się dało, jedną ręką trzymał się za zraniony bok i obracał się nieco, chroniąc tę stronę. Uniósł miecz i wymierzył go w najbliższego olbrzyma, z wyzwaniem i zimną groźbą. Warknął pogardliwie.

Czy takie stworzenie powinno mieć pana? Słuchać rozkazów czy choćby zwracać uwagę na innych?
W zasadzie teraz tylko po tym można było poznać, że faktycznie gdzieś tam, w środku potwora jest zaklinaczka.
A jak byś się poczuł, gdyby nagle błyszczące inteligencją oczy z trzech głów spoglądały na Ciebie, a reszta zdawała się miotać przekleństwa... gdyby tylko potrafiła mówić.
Hydra, istotnie, wycofała się lekko aczkolwiek wciąż będąc przy boku kapłana, skupiała w jednym czasie na odzyskaniu choć troszkę zdrowia w swym ciele. Nie zostawiła by go, nie pozwoliła sobą chronić.
To istotnie była walka jej życia, liczyła się z tym, że im więcej uda jej się odzyskać sił, tym większe szanse będzie miała w kolejnej walce, a i ta zbliżała się nieuchronnie, wraz z człapiącymi ku nim ogrami.

-=-=-=-=-=-

Rzuty Laony:

Ataki wymierzone w ogra 6
http://kostnica.eu/roll/50fac7a3e354d/- 20
http://kostnica.eu/roll/50fac7d73d3bd/ - 38
http://kostnica.eu/roll/50fc70a60be8a/ - Obr. 14
http://kostnica.eu/roll/50fac7a176a8b/- 33
http://kostnica.eu/roll/50fc70db7e67e/ - Obr. 11
http://kostnica.eu/roll/50fac7d26e8e7/- 21
http://kostnica.eu/roll/50fc70ff2af50/ - Obr. 14
http://kostnica.eu/roll/50fac7d147b80/- 37
http://kostnica.eu/roll/50fc712ad0db0/ - Obr. 10
http://kostnica.eu/roll/50fac7cf56c46/ - 36
http://kostnica.eu/roll/50fc7149e1d3a/ - obr. 17
http://kostnica.eu/roll/50fac7a2913bb/ - 35
http://kostnica.eu/roll/50fc717a1d697/ - obr. 17

Ataki wymierzone w ogra 7
http://kostnica.eu/roll/50fac7d43a52d/- 26
http://kostnica.eu/roll/50fc71b0c2235/ - obr. 19
http://kostnica.eu/roll/50fac79fd575d/ - 27
http://kostnica.eu/roll/50fc71cf606d0/ - obr. 11
http://kostnica.eu/roll/50fac774450d5/ - 31
http://kostnica.eu/roll/50fc71e91a48c/ - obr. 13

Rzuty Baelraheala:
http://kostnica.eu/roll/50f9da1192c26/ - 4 - rzut na obrażenia z Grobowej mgły Kelgora - grupa z gigantem
http://kostnica.eu/roll/50f9db3c0813c/ - 35 - atak z szarży na ogra 7
http://kostnica.eu/roll/50f9db9168447/- 55 - obrażenia przy ataku z szarży na ogra 7
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 21-01-2013, 20:45   #250
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Piekło właśnie się rozpoczęło. Ognista kula nadlatująca ze wschodu tylko dzięki szybkiemu refleksowi smoczycy miast rozlać swe soki na chatach Mudstone, oblała głowy obrońców mostu. Tylko dzięki niebywałej zręczności elfów uznał to za dobry bieg wydarzeń.

Most zajął się żywym ogniem buchając żarem niczym wielki piec. Niemożliwe było by dla zwykłego człowieka wstrzymanie owej temperatury bez uszczerbku na zdrowiu. Oni jednak ciepła nie odczuwali.

- Tallmirze, Gustavie, nasza trójka jest jeszcze pod wpływem zaklęcia Esmerell, biegiem przez most, każda sekunda stracona tutaj może zadecydować o być albo nie być Mudstone - Krzyknął stary elf wskakując dzielnie w płomienie. Języki ognia lizały jego szaty, pochłaniając go w swej wiecznie głodnej paszczy. Tallmir przełknął głośno ślinę, zastanawiając się czy nie zgłupiał już do reszty. No ale co mu szkodziło? Może jedynie utrata życia była małą niedogodnością, a wiedząc, że dziś wykorzystał już limit na legendarne czyny, owa śmierć była całkiem realna.

- A niech was piekło pochłonie - zaklął pod nosem, całkiem trafnie do sytuacji i skoczył za magunem. O dziwo ni płomienie, ni żar nie odczuwalne były przykro dla niego, zaś dziwne uczucie towarzyszące temu doświadczeniu było dość ciekawe. Nie ufając jednak zbytnio magii jak najszybciej podążył za Ignusem.

Tallmir ukląkł niedaleko iluzorystycznego mostu szykując swój łuk i wbijając kilka strzał w śnieg przed siebie. Gdy tylko zobaczy cienie przebijające się przez zamieć miał zamiar posłać tam jak najwięcej swych strzał, by potem chwycić za broń i walczyć z każdym ogrem jaki spróbuje przedrzeć się przez rzekę.


______
Przygotowanie akcji, strzał z łuku.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 22-01-2013 o 16:01.
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172