Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2012, 02:40   #221
 
Puzzelini's Avatar
 
Reputacja: 1 Puzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwuPuzzelini jest godny podziwu
- Co...? - zaczął Baelraheal ale ugryzł się w język, podbiegł tylko do dziewczyny - Poczekaj, co się wydarzyło? Ktoś go zaatakował? - zacisnął zęby, gdy zdał sobie sprawę z tego że to on nalegał na to by pseudosmok dokonał zwiadu, jako najlepszy do tego kandydat.

Zaklinaczka zawahała się i spojrzała na wyjście ze świątyni. Wróciła jednak zaszklonymi oczyma do kapłana.
- Coś ... coś poszło nie tak i jak miał już wracać, to spadł, połamał się i ogry go złapały, obecnie ma go kobieta, w jakimś worku ... - półelfka złapała się za skronie, przymknęła oczy - jak by ją bolała głowa - i sapnęła - On cierpi... - szepnęła - Tak bardzo cierpi Baelu!

Słoneczny elf pokazał w grymasie wszystkie zęby.
- Zaraz do pani wrócę - odezwał się we wspólnej mowie do kapłanki Chauntei i z powrotem odwrócił się do Laony. Przytulił ją szybko.
- Żyje, to najważniejsze - zmienił język na elfi, mówił najbardziej przekonującym i uspokajającym tonem na jaki mógł się zdobyć - Znajdziemy go Laono, i wyleczymy. Obiecuję. Ale nie możesz ruszyć sama na jego poszukiwania. Jeśli to jakaś kobieta go trzyma to może to być Kyrilla, albo inna z druidek Seere, albo wiedźma. Nie poradzisz sobie sama, a jesteś mi tu potrzebna - wskazał rannych.
- Rozmawiaj z nim, podtrzymuj go na duchu, niech nie będzie sam - szeptał pospiesznie do jej ucha, ciągle ją trzymając w objęciach - Niech trochę zapomni o bólu. Zaraz będę potrzebował Twojej pomocy, ale do tego czasu bądź przy nim. Przekaż mu na tyle na ile to możliwe że myślę o nim. Jeszcze zapoluje na moje palce.

Laona schowała twarz w jeszcze chłodnym od śniegu i coraz bardziej mokrym płaszczu kapłana a i w delikatnych piąstkach zacisnęła kawałki tegoż materiału. Słyszała go - delikatnie kiwała głową że rozumie co do niej mówił, choć serce jej się krajało. Zapewne zachichotała by - gdy mówił o polowaniu na palce, ale ciężko jej było właśnie teraz mieć nadzieję. Chciała mieć go znów w ramionach, by marudził... To była jej wina! Sama go do tego namawiała.
Raz i drugi jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, jakby same ją zachęcały do działania.
~ Jak się czujesz Signifasie? Będziesz zdolny by jeszcze przekazywać co słyszysz? Przyjdę po Ciebie ... ~ szeptała kojąco, opanowując burzę wewnątrz siebie. Starała się bynajmniej by w jej myślach brzmiała tylko determinacja, miłość i szczera troska. ~ Nie obawiaj się, odnajdę Cię. Jesteś moim skarbem... ~
Była silna, starała się być i wykorzystać też to co powiedział by w żaden sposób nie poszło na marne. Po to tam poleciał. Podniosła głowę. Spojrzała na Baela, na Ingusa i całkowicie matowym głosem powiedziała:
- Mają trzy katapulty i dwie balisty. Podąża w naszą stronę mnóstwo gigantów, ale poprzedzą ich ... dziwni ludzie. W “szmatach”, ospali. - zamrugała powiekami i pozbyła się kolejnej łzy - Mamy kłopoty.

Kapłan Pierwszego z Seldarine wytrzymał spojrzenie zaklinaczki, choć wstrząsnął nim ból zawarty w jej pięknych oczach, a drżenie ciała mówiło o bólu jaki dzieliła ze swym przyjacielem. Zaraz jednak i jego wzrok stwardniał gdy przekazała obserwacje Signifasa. Wypuścił ją z objęć. Była twarda, poradzi sobie.
- Skaza - powiedział zimnym, spokojnym tonem i spojrzał na Avariela - Ostrzeż wszystkich. Ostrzeż też Gustava i Salarina że ucierpimy od klątwy. Pilnujcie alchemika Coena i tych dziewcząt które dotarły do wsi - dodał nagląco - Ktokolwiek tu zmierza, użyje dotkniętych klątwą by posiać panikę wśród mieszkańców Mudstone, i jako oddziałów uderzeniowych. Ja bym tak zrobił na ich miejscu - dodał, już lękając się tej walki, ale cokolwiek Lady Guarsis by nie mówiła w jednym miała rację - nie mogli odwrócić się od mieszkańców wioski i zostawić ich swojemu losowi. Musieli stanąć w ich obronie, niezależnie od tego jak ucierpią. Pytanie co potem, nawet jeśli obronią wioskę - nie mogli przecież w niej pozostać na wypadek następnego ataku. Abstrakcyjnie ciekawiło go czy rycerka zdaje sobie z tego sprawę.
- Zostaniemy w świątyni jak długo się da, by pomóc rannym - dodał w kierunku Ignusa. - Później będziemy walczyć w jej pobliżu. Prawda, Lady Navell? - zapytał spokojnie Laonę.

Zaklinaczka przeczesała dłońmi włosy, raczej odruchowo niż by je ot tak, po prostu poprawić. Zamyśliła się na chwilkę.
- Pójdę po Signifasa gdy tylko będzie to możliwe. Gdy tylko skończą go ... - przełknęła ślinę i na chwilę odwróciła gniewny wzrok - ...męczyć. Nie powstrzymasz mnie wtedy, nawet jeśli ich wszystkich będę miała zadeptać... ale tak - kiwnęła głową - Póki co będę walczyła tutaj.

- Nie mam zamiaru Cię powstrzymywać, razem go odszukamy - Baelraheal pokiwał powoli głową. - A teraz musimy się spieszyć - odwrócił się w końcu do akolitki Chauntei, choć sam był wściekły na siebie i lękał się o los pseudosmoka.
- Przepraszam, pani - z powrotem odezwał się we wspólnej mowie. - Nasza towarzyszka otrzymała smutne wieści od swego przyjaciela. Muszę szybko obejrzeć i posegregować rannych. Dzięki mojej towarzyszce przywołam boską łaskę która przynajmniej części cierpiącym pomoże. Na razie sprawdzę czy w świątyni nie ma jakichś szkodliwych energii - powiedział uspokajająco i zaintonował modlitwę wykrywającą magiczne emanacje.
- Czysto, klątwa nikogo tu nie dotknęła - odezwał się z ulgą w elfim języku do Ignusa i Laony gdy sprawdził że w ciałach rannych brak obecności skazy - Przekaż to pozostałym, krewniaku.
- Potrzebuję wszelkich bandaży i łupków, nawet już używanych - zwrócił się do kapłanki Chauntei - Moja towarzyszka oczyści je do powtórnego wykorzystania. Chodźmy obejrzeć rannych...
 
__________________
Marihuana to jedyna trawa, która może skosić ogrodnika ;]
Puzzelini jest offline  
Stary 22-12-2012, 18:45   #222
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Panujące na zewnątrz warunki w ogóle nie przypadły do gustu przyzwyczajonemu do względnego ciepła elfowi, szybko też w jego głowie odezwało się przeciągłe jęknięcie świadczące o stosunku smoczycy do całej tej zamieci. Ignus uderzył kosturem o przysypaną śniegiem ziemię, wyzwalając jedno ze swoich zaklęć i sprawiając, że ujemna temperatura zaczęła mu doskwierać chociaż trochę mniej. Lodowata wichura przestała szczypać po policzkach, sprawiając wrażenie po prostu mocniejszych podmuchów wiatru. Zanim pozostali zadecydowali gdzie chcą się dalej udać, teurg rozpoczął inkantację kilku kolejnych czarów wyostrzając tym samym swoją percepcję do tego stopnia, że po kilku sekundach zaczął wręcz czuć otaczający go Splot. Jeszcze przed wyruszeniem z pozostałymi do świątyni, zdążył jeszcze wzmocnić Rexx (nadając jej nieco monstrualny wygląd licznymi kostnymi szpikulcami wystającymi teraz z jej ciała) i pozostałych, wliczając w to zaklęcie pozwalające monitorować mu ich stan.
~ Tyle powinno na razie wystarczyć... ~ Pomyślał, uznając że zaklęcia o krótszym czasie utrzymania zostawi na czas zaraz przed rozpoczęciem bitwy.

Podróż do świątyni, mimo że posępna z racji znajdujących się dookoła nagrobków, była przynajmniej wolna od chłodu zatrzymywanego przez otaczające elfa zaklęcie. W międzyczasie smoczyca zataczała kolejne kółka topiąc pokrywę lodu rzeki, sprawiając że przejście jej miało stać się o wiele trudniejsze. Na słowa kapłana teurg od razu zabrał się do roboty, wpierw upewnił się że żadna z przybyłej trójki dziewcząt nie ma szans obserwować jego pracy, nie mógł dopuścić by ktokolwiek zza linii Mudstone się o niej dowiedział. Powolnym krokiem skierował się ku wejściu koncentrując energię Splotu i nasączając ją wszechobecnym zimnem. Sufit świątyni będący w najbliższym sąsiedztwie wrót pokrył się długimi, lodowymi soplami drżącymi niebezpiecznie za każdym razem, gdy ktoś bliżej obok nich przeszedł. Ignus formułując zaklęcie zaprogramował je tak, by reagowało na wszystkich chcących wejść do środka oprócz pacjentów, kapłanki oraz swoich towarzyszy, musiał mieć nadzieję, że nikt z mieszkańców nie będzie chciał dostać się do środka w trakcie bitwy. Skończywszy uzbrajanie sufitu, elf kucnął przed progiem wyrysowując tym razem na podłodze zawiły, skomplikowany glif z wpisanymi wewnątrz dodatkowymi formułami. Symbol doskonale wkomponowywał się w przysypaną śniegiem posadzkę, przez co zauważenie go było niezwykle trudne. Upewniając się, że wszystko jest jak należy poprosił na bok Laonę, Baela i opiekunkę świątyni.
- Baelu, mam nadzieję że w przypadku obrony tutaj kupiłem wam chociaż chwilę czasu. Sople nie zareagują na ciebie, Laonę i znajdujących się w świątyni rannych, więc możecie spokojnie pod nimi przejść. Ktokolwiek inny jednak naruszy ich przyczepność i ujmując to najprościej, zwali je sobie na głowę. Glif strzeżenia ma reagować na wszystko, co spróbuje przezeń przejść i nie wypowie hasła: Mbarneldor. Powiązałem go z dość problematycznym zaklęciem, więc nie dopuść nikogo bliżej jak dziesięć metrów od niego, bo w przypadku aktywacji również znajdzie się w polu rażenia. Ah... I uważajcie na siebie, nie odwdzięczyłem się wam jeszcze za uratowanie życia, jeżeli mogę coś poradzić, to załóżcie tej trójce dziewcząt z wcześniej worki na głowę, ostatnie czego nam brakuje do szczęścia to bycie podglądanym przez wroga... - W tej chwili Laona zwróciła się do kapłana, oboje odeszli na bok rozmawiając w elfim, Ignus zaś pozwolił by na moment i jego ogarnął lęk. Tuerg nie dopuszczał do siebie nawet myśli stracenia w bitwie swojego chowańca i prawdopodobnie nie mógł nawet próbować zrozumieć tego, jak czuła się w chwili obecnej półelfka. Odczekawszy moment aż dwójka skończy rozmawiać, wtrącił się nawet nie udając, że nie podsłuchiwał konwersacji.
- Laono jeżeli to ci pomoże, polecę Rexx odzyskać Signifasa jak tylko złapie jego zapach wśród walczących... Niech Bahamut i Mystra pozwolą nam tylko dożyć jutrzejszego poranka. Najbardziej martwią mnie te katapulty... - Rzucił na pożegnanie i wyszedł ze świątyni w pośpiechu wypowiadając hasło zapobiegające aktywacji glifu strzeżenia. W myślach poczuł ukłucie świadczące o wykonaniu przez smoczycę zadania.
~ Dziękuję, świetnie się spisałaś... Dopóki nie dotrę do umocnień na moście postaraj się utrzymać wieśniaków w kupie. Siedź na barykadach i wypatruj wroga, chowaniec półelfki dostał się w jego ręce, więc jak tylko złapiesz jego zapach daj mi znać. Nie dopuść do wpuszczenia żadnych ludzi idących od strony lasu do wioski, nikt nie może wejść do wewnątrz... Według Baela dla nich już nie ma ratunku ~ mimo, że ostatnie słowa ledwo przeszły Ignusowi przez gardło, zdawał sobie sprawę że w chwili obecnej nie może pozostać bez skazy. Musiał wybierać uratowanie garstki zarażonych, a całego Mudstone.

Bijąc się z myślami przyspieszył kroku, kierując się na północne umocnienia w celu zastawienia kilku zaklęć również w tamtym miejscu, byle tylko zdążyć przed przeciwnikiem...
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 22-12-2012, 19:44   #223
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Nim wszyscy rozeszli się w swoją stronę, łowca spojrzał wpierw w niebo, a następnie przed siebie. Opady śniegu skutecznie ograniczały widoczność, co nie sprzyjało obrońcom. Co prawda była możliwość, iż ogry zgubią się w śnieżycy i nie dojdzie do planowanego przez nich szturmu, jednak wiara w takie cuda dawno zanikła, zastąpiona przez realistyczne i twarde przystosowanie do życia.
Nie zmieniało to faktu, że nie wiedzieli, kiedy owe potwory zaatakują, nie mówiąc już o dokładniej liczebności ich oddziału. Tallmir mógł coś na to poradzić, niestety ryzykując dużo. Dokładnie swe życie.
- Pójdę na zwiad, na północ. Ostrzegę was przed atakiem wcześniej. - rzekł do rozpraszającej się już grupy. - Powodzenia. - dodał odchodząc.

Wiatr wiał mu w twarz, prósząc białym puchem. Zamieć nie sprzyjała sytuacji, jednak pogody się nie wybiera. Natura kapryśną matką jest, zaś jej dzieci winny dostosować się do jej humorów. Tallmir brodząc w śniegu ruszył na przód, potykając się nieznacznie. Parł na przed siebie wierząc w słuszność swej misji.
Wioska zniknęła szybciej niźli się spodziewał. Pierwsze zwątpienie naszło go gdy zdał sobie sprawę, że powrót nie będzie należał do najprostszych. Nie był pewny czy uda mu się szybko wrócić na pozycję by uczestniczyć w walce. Pocieszało go istnienie rzeki, gdyż idąc wzdłuż niej natrafi na osadę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_PF4e-CAqCs[/MEDIA]

Gdy minął pierwsze drzewa, nadzieja błysła delikatnie niczym iskra na wietrze. Tu czuł się jak w domu. Żadnych nieszczerych uśmiechów, czy spojrzeń pełnych podejrzeń i nieufności. Żadnych gier słownych. Tylko on i las. Mógł spokojnie cieszyć się tym co przyroda mu oferowała.
Drzewa powstrzymywały swymi konarami opadające płatki śniegu jak i wiatr zimnem przeszywający. I choć nie stanowiły całkowitej osłony, ta mała różnica przyniosła ulgę dojrzałemu elfowi.
V'ardamil mknął bezszelestnie niczym zjawa, zagłębiając się coraz bardziej w las. W pewnym momencie instynkt podpowiedział mu, by się zatrzymał i skrył za pniem. Gdy wyrównał oddech usłyszał pękniecie gałęzi. Potem następne i następne. Ktoś się zbliżał. Długouchy uczony od małego jak ma postępować, wręcz mechanicznie przypadł do ziemi, spoglądając na źródło owych hałasów.
Grupa ludzi.

Łowca nie spodziewał się takiego widoku. Był przygotowany by ujrzeć całą armię potężnych ogrów i gigantów, a także niezliczone hordy zielonoskórych, jednak ludzie byli dla niego totalnym zaskoczeniem. Co począć? Czy są oni sprzymierzeńcami wroga? Nie mają broni, więc żołnierzami nie są. Może przed nimi uciekają? A może są ich zwiadem? Nie. Nic się kupy nie trzyma... Gdyby chcieli rano podzielić się informacjami, może teraz decyzja była by łatwiejsza... Powinienem im pomóc. Przecież Britanny tak samo błądziła po lesie. Mętlik myśli kotłował mu się w głowie, a czas uciekał. Wtem dostrzegł coś jeszcze. Światła w oddali. Coraz głośniejsze odgłosy bębnów dochodziły jego spiczastych uszu. Armia przybyła.

Zwiad nie mógł by zostać uznany za kompletny gdyby teraz zawrócił. Musiał zbliżyć się bardziej do wroga i dowiedzieć się o jego liczebności i sile. Ludzie na przedzie widocznie byli jakimś rodzajem pułapki. Mógłby spróbować wystrzelać ich z ukrycia. Było by to banalne zadanie, biorąc pod uwagę umiejętności człowieka w poruszaniu się po lesie... jednak coś w nim nie mogło się przemóc by ot tak zacząć szyć strzałami do maszerujących. Co jeśli uciekają oni przed watahą olbrzymów? Tallmir doszedł do wniosku, że nie jemu o tym zadecydować. Postanowił ich wyminąć i podkraść się bliżej nadchodzącemu oddziałowi ogrów. Musiał zobaczyć jak straszny jest ich wróg.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 28-12-2012, 00:22   #224
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IcfMm4eNq-k&list=PLF2C2769EFAF0E992[/MEDIA]



Tallmir

Nie myśląc długo elf ruszył dalej, w głąb puszczy. W kierunku, z którego dobiegały ponure, rytmiczne uderzenia bębnów. Wydawać się mogło, że są to jedynie donośne uderzenia gigancich serc. Sylwetki tych istot dostrzegł jako pierwsze pośród drzew, wyraźnie zarysowane na tle światła wydobywającego się z wielu pochodni.
Szybko skorygował kierunek swego marszu. Otulony mrokiem nocy przemknął pomiędzy konarami kierując się na wschód, ku strumieniowi wpadającemu w las. Byle tylko zejść z drogi nadchodzącej hordzie.
Ponownie zmienił kierunek marszu, tym razem zbliżając się do wroga... Z każdym krokiem jego oddech stawał się płytszy, ruch spokojniejszy. W przeciwieństwie do serca, które usilnie starało się wydostać z piersi mężczyzny i uciec w przeciwnym kierunku.
W końcu padł na "cztery łapy" i kontynuował swe podchody z twarzą blisko ziemi, ramionami brodząc w podgniłych liściach oblepionych śniegiem.
Do tej pory rozstrojone serce zamarło, tak samo jak oddech, kiedy jeden ze zwalonych przez gigancie ramie konarów padł tuż obok niego. W tej chwili każdy, najmniejszy ruch elfa mógł zakończyć się tragicznie, zatem użył całej siły woli by zwalczyć w sobie odruch- unik, czy odskok od potencjalnego niebezpieczeństwa. Jeszcze większym egzaminem dla jego siły woli było spojrzenie olbrzyma, jakie powiodło za opadającym konarem i na kilka sekund spoczęło dokładnie na Tallmirze. Na szczęście i tym razem dał popis swych umiejętności, gigant bowiem zaraz ruszył dalej jak gdyby nigdy nic.
Entuzjazm tym faktem zrodzony uleciał równie szybko jak się pojawił... Oto bowiem w ślad za gigantami podążały ciągnięte i pchane przez ogry katapulty i balisty. Po dwie. Zaraz za nimi kolejne, złowieszczo wyglądające wozy po brzegi wyładowane kamiennymi pojemnikami, chlupoczące lekko w rytm podskakujących wozów.
Z trwogą w sercu Tallmir oderwał od nich swe zdumione spojrzenie, w którym tliła się iskra zwątpienia i zabrał się za rachunki. Przyciśnięty do runa leśnego odliczał w pośpiechu i chociaż z pewnością nie udało mu się ogarnąć wszystkiego naliczył około tuzina gigantów i trzy razy tyle ogrów. Wszystkie uzbrojone w skórzane, oprawione ćwiekami pancerze i złowrogo dyndające przy pasie maczugi.
Jeśli jego zwiad miał mieć jakikolwiek sens musiał się pospieszyć z powrotem tak by przygotować swych towarzyszy na nadejście wroga.



Baelraheal i Laona


W świątyni pracy wydawało się aż nadto. Wymianę zdań pomiędzy kapłanka a najemnikami przerywały od czasu do czasu niezrozumiałe jęki rannych. Zbyt donośne i przepełnione namacalnym wręcz bólem, by można było długo je ignorować. Każda sekunda przeznaczona na kolejne słowa miast pomoc rannym wydawała się wręcz aktem sadyzmu.
- Nadia, nazywam się Nadia.- rzekła zmęczona, posyłając następnie niespokojne spojrzenie w kierunku Avariela. - Wolałabym wiedzieć jakiej magii chcecie używać w domu mej pani. To nie pierwsza lepsza chałupa... To miejsce poświęcone Wielkiej Matce.
Jej niepokój został jednak szybko ugaszony wyjaśnieniami teurga jak i kapłana. Co prawda Nadia powracała co chwila wzrokiem ku działającemu Avarielowi, jednak nie starała się w jakikolwiek sposób wyeksponować swojego niezadowolenia.
Po wyjściu Ignusa wszystkie siły włożyła w pomoc bardziej doświadczonemu kapłanowi ofiarując mu kilkanaście przesiąkniętych ciemną, cuchnącą krwią bandaży i czystych, porwanych na strzępy szmat, które jako bandaże dopiero służyć miały.
- Walczyłam z ich cierpieniem jak długo pozwalały mi na to łaski Bogini. W końcu ich zabrakło.-westchnęła.- Wstawiłam na ogień kocioł wody. Będzie potrzebna? Narzędzia...- spojrzała przelotnie, ze smutkiem na jednego z rannych nieopodal - a dokładniej na jego zżeraną przez infekcję po ranie stopę.- Też są już gotowe. Jednak musimy po nie isc... Nie chciałam dokładać im stresu.- skinęła głową i ruszyła w głąb podłużnej sali. Pod ścianami i w głębi naw bocznych porozkładani byli ranni.- Tam...- wskazała na liczniejszą grupkę w lewej nawie.- Umieściłam najlżej rannych. Stłuczenia, rozcięcia i czysty strach.- pokręciła głową.- Niektórym wręcz odebrał chęc do życia. Z dnia na dzień stracili wszystko... Dosłownie wszystko: dom, ziemie, rodziny i godność.- spojrzała z trwogą na "wybawców".- Najbardziej zabójcze są te rany, które odbierają wolę życia a nie je samo.
W końcu zabrali się do smutnych obowiązków... Avariel jakiś czas temu opuścił mury świątyni, znikając w wirującej bieli po drugiej stronie wrót. Zatrzasnęły się za nim z hukiem, by kilka chwil później - kiedy Laona, Baelraheala i Nadiana pochylili się nad pierwszym z rannych- ponownie otworzyc się szeroko, przepuszczając oblepionego śniegiem chłopa.
-Balałahara!- wrzasnął pędząc przed siebie jak opętany.- Paninka Florence woła ło Balałahara! Na most!- darł się ile sił w płucach, całkowicie nie dostrzegając rozświetlonego magią glifu. Nim ktokolwiek zdążył zareagować zaklęcie Avariela w postaci gęstej, purpurowej mgły uderzyło w wioskowego przygłupa. Oszołomiony magią zachwiał się na nogach, po czym zahaczył jedną o drugą i padł jak długi na posadzkę świątyni. Magiczne sople na sklepieniu zagrały przy tym krystalicznie czysto- gotowe w przy każdym ruchu miejscowego dodać mu kilka otworów.



Salarin, Ignus, Esmerell i Thrian

Słowa Salarina wiatr poniósł już daleko, kiedy w ślad za Thrianem ruszyła trójka uzbrojonych w cepy i pałki chłopów. Postacie błądzące w śnieżycy rysowały się na białym tle coraz wyraźniej. Ostatecznie pochód zatrzymał się kilka metrów przed sługą Moradina, który z zaciętym wyrazem na gębie pieścił grubym łapskiem topór.
To właśnie w tym momencie każdy mógł dokładniej przyjrzeć się przybyszom. Kilku dorosłym, otulonym w poszarpane stroje i niskim, tulącym się do ich nóg postaciom - dzieciom.
- Wasz topór mój panie nie wywoła w nas większego lęku, niż to co pozostawiliśmy za plecami.- wiatr poniósł w stronę barykady oschły, zdeterminowany, kobiecy głos. Odziana w czerń białogłowa, o krótko przyciętych włosach kryła ramieniem zmarzniętego chłopca, który tulił się do jej spódnicy. - Jeśli jednak chcecie użyć go przeciw wdowom i sierotom, może powinniście dołączyć do tych bydlaków w lesie?! Nie wiem kim jesteście mój panie, ale z pewnością nie jednym z ludzi lorda Guarsis. Jemu zawsze an sercu leżał los JEGO ludu.
- Słyszoła Ty cu powiedział pon?!- warknął nagle jeden z chłopów za plecami Thriana.- Ni chcemy wos tutaj, przynosita zarazę- pogroził uchodźcom swym cepem.- Precz, bo wom skóry złoimy!
- Jeśli mamy odejsc, lepiej okażcie panie łaskę i zarżnijcie nas na miejscu! Nie wrócimy tam!
- przetarła brudnym rękawem oczy, do których napływały jej łzy.- Nie wiecie co nam zrobili... I co zrobić jeszcze mogą! Oszczędźcie chociaż dzieci... Błagam! - zrobiła śmiały krok do przodu. Łatwo było jednak poznać, ze nie jest on powodowany złością, agresją a czystą desperacją.
- Łaski dobrodzieju... Prosimy o odrobinę łaski, chociaż dla dzieci!

Wrzaski niesione przez wiatr dotarły do uszu Teurga, który właśnie przybył na barykady by wspomóc walczących swoją magią. Odstąpił on jednak od inkantacji słysząc desperackie wrzaski i dostrzegając kruche postacie w czerni.




=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Tallmir
Skradanie się - 24

Thrian
Zastraszanie - 4


Sierak
Pryzmatyczna mgła - 8
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 03-01-2013, 22:24   #225
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
"Z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność"


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MuoZeie2Czk[/MEDIA]

Elf przyczajony niczym dziki kot polujący na swą zdobycz obserwował w ukryciu przemierzające wojska olbrzymów. Obserwował i z trwogi nie chciał wierzyć w to co widział. Jakby mało było samych ogrów, to jeszcze tuzin gigantów ich wspierało. Takie siły, choć możliwe do odparcia przy pomocy taktyki i choćby prostych fortyfikacji, stanowiły śmiertelne zagrożenie. A przecież to był tylko północny oddział, możliwe, że jeden z wielu. Dodatkowo artyleria, jaką dysponowały poczwary, nie dodawała otuchy, a wręcz zachęcała do jak najszybszej ucieczki i szukania swego szczęścia w dalekich krainach.

Zwątpienie minęło szybko tak jak się pojawiło i determinacja wypełniła serce łowcy. Wsparcie ogniowe mogło przesądzić szalę zwycięstwa tak diametralnie, że nawet powrót z raportem niczego by nie zmienił. Oprócz wzbudzenia paniki.
Na jego barkach spoczywały losy obrońców jak i możliwe całego znanego mu świata. Sytuacja z chwili na chwilę robiła się coraz mroczniejsza i zakończenie owej przygody malowało się w czarnych barwach... Trzeba było je rozświetlić.

Pomysłów przyszło mu wiele jednak po szybkiej analizie zapewne skończyły by się fiaskiem. Myślał nad użyciem mocy swego artefaktu i wzniesieniem w górę wozu pełnego bulgoczącej amunicji. Równie dobrze mógłby rozpocząć heroicznie głupią szarżę. Nie mógł ryzykować przeceniając swe siły gdyż jego śmierć nie przyniosła by zbyt wiele. Musiał wymyślić lepszy sposób. Uklęknął za drzewem tak by go nie było widać. Niestety przez to sam też stracił widoczność jednak nie było to nazbyt ważne. Między swe kolana włożył jedną ze strzał, owijając grot suchym bandażem. Dla pewności użył drugiego zwiększając objętość palną jego ognistej strzały. Przyłożył doń jedno ze swych ostrzy i za pomocą noża myśliwskiego wykrzesał iskrę. Co prawda ogień nie zajął się za pierwszym razem, jednak suchy materiał nie był w stanie oprzeć się kolejnym próbom. Wciąż klęcząc i tuląc się do drzewa, naciągnął strzałę na łuk i trzymając lewą dłonią napiętą broń, prawą wyciągnął w kierunku wozu.
- Potestatem mentis - Szepnął aktywując moc swego pierścienia. Niewidzialna siła z nie małym naporem uderzyła w dzbany przechowujące bulgoczącą ciecz. Miał zamiar rozbić ich jak najwięcej niwecząc ogrze plany z zesłania płynnego ognia na głowy nieszczęśników. Nie czekając na reakcję przeciwnika, posłał w kierunku wozu swą płonącą strzałę. Gdyby udało mu się podpalić ów ładunek, może sprowadził by wiktorię na swoją stronę. Miał tylko nadzieję, że nie były to zapasy wina przeznaczonego na gigancie świętowanie po zwycięstwie nad ludźmi.

Anonimowi bohaterzy. Ciekawe jak wielu ich jest. Ciekawe ilu bezimiennych żołnierzy swą odwagą nagrodzili władców i generałów zwycięstwem. Ciekawe czy byli z tego dumni.
Tallmir nie miał zamiaru dołączyć do ich grona. Nie był bohaterem z legend, a życie wciąż mu miłe było. Szybko niczym królik skoczył do tyłu i począł oddalać się wciąż przyczajony i skryty. Wybuch światła jaki powinien nastąpić po zapłonięciu winien oślepić dzikie kohorty ułatwiając odwrót łowcy. Zataczając łuk odwrotny do poprzedniego, miał zamiar udać się w kierunku wioski.



Rzuty (wszystkie razem)
Rzuty na telekinezę: 1 - 27, 2 -25, 3 - 13, 4 - 27, 5 - 30, 6 - 15, 7 - 23, 8 - 12, 9 - 19.
Rzut na strzał z łuku - 25
Rzut na ukrywanie się - 13
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 05-01-2013, 12:10   #226
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
- Poczekajcie - zawołał Salarin do chłopów, którzy wzięli sobie do serca jego wcześniejsze słowa.

- Ludzie, posłuchajcie mnie - zwrócił się do uchodźców - Nie chcemy was wpuścić z dobrych powodów, byliście w niewoli i jesteście przeklęci, wiecie o tym. Jeśli nie wiecie to właśnie wam powiedziałem. Szykujemy się do obrony tej wioski przed atakiem waszych oprawców, a wy... możecie być jej zagładą. Wiecie co może zrobić z wami klątwa? Możecie zamienić się w bezmózgie, żądne krwi potwory, zombie. Widzieliśmy je już wcześniej, jeśli to stanie się z wami za naszymi plecami kiedy będziemy walczyć z wrogiem to wszyscy zginiemy, robię to dla... dobra mieszkańców tej wioski, zrozumcie. Może jednak uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia, musicie jednak odpowiedzieć na moje pytania.

- Jakim cudem tak duża grupa tu dotarła? Wątpię byście uciekli, wróg by wam na to nie pozwolil. Wypuścił was? Jesli tak to nie zrobił tego z dobrego serca, wiecie o tym... prawdopodobnie niedługo przemienicie się w potwory... - powiedział nieco zasmuconym głosem - Co możecie nam powiedzieć o ograch? Widzieliście ich siły? Jak mówiłem spodziewamy się ataku i to całkiem niedługo.

- Tak, wypuścili nas. I robili...Robiła nam okropne rzeczy. Inni już dawno się poddali i albo przemienili się w stwory albo sami pozbawili życia. - przytuliła do siebie mocniej dziecko. - Nie chcemy nikomu przysporzyc bólu... Ale jeśli zawrócimy i tak zginiemy. Ocalcie dzieci... Proszę. Skryjcie je gdzieś. Zamknijcie... - głos jej się załamał. - Zrozumcie mnie panie, przecież musi byc jakieś wyjście? Naprawdę... Naprawdę chcecie nas wszystkich oddac w ramiona bestii za krzywdę, którą nam wyrządziła?

- Nie chcemy waszej krzywdy, nie chcemy was zawracać, nie możemy też wpuścić do miasta. Coś wymyślimy, byle szybko. - odezwała się Esmerell do przybyłych - Chcemy ocalić jak najwięcej osób, ale musicie z nami współpracować. Jak wiele wroga idzie za wami? W jakiej liczbie i czego mamy się tu spodziewać? - powtórzyła pytanie pieśniarza, po czym zwróciła się do niego samego - Czy możemy wykorzystać twoją twierdzę do udzielenia schronienia...czy też uwięzienia...tych ludzi?
- To zależy od tego kto za nimi idzie... ale jestem skłonny przyjąć takie rozwiązanie, wstępnie. Niech jednak najpierw nam odpowiedzą, dokładnie. - odpowiedział szeptem druidce po czym także zwrócił się do chłopów - Pytałem was JAK udało wam się uciec? TO WAŻNE, pytałem też o to ilu przeciwników idzie za wami. Odpowiedź na te pytania jest niezbędna byśmy mogli wam pomóc.
Kobieta skrzywiła się lekko słysząc stanowczy ton Salarina. Słaby uśmiech, który pojawił się na jej zmęczonym, ogarniętym smutkiem obliczu podczas przemowy Esmerell zniknął i ponownie twarz wydawała się niezdolna do podobnych czynów.
- Idzie za nami... - przerwało jej nagle szarpnięcie. Pojedynczy spazm, który wygiął jej ciało. - Idzie za nami... - mruknęła z trudnością, na co jej ciało wykręciło się jeszcze mocniej, niczym śruba. Z jej ust wydobył się przy tym jęk bólu, sprawiając iż dziecko odskoczyło w bok z piskiem.
- On...a słuu...chaa... - zabulgotało w jej gardle, po czym z kącika ust popłynęła stróżka krwi. Padła na ziemie.

- Co tu się do kurwy nędzy dzieje!? - Krasnolud interweniowal błyskawicznie. Ściskając topór w swej prawicy, doskoczył do omdlałej kobiety i nie zwarzając na wszelkie protesty ze strony gapiów począł ją cucić.
Dopiero po chwili do całego zamieszania dołączył się Ignus, przerywając zabezpieczanie terenu zaklęciami.
- Co się tutaj dzieje, skąd wzięli się tutaj ci ludzie? Czekajcie, może będę w stanie pomóc tej kobiecie - powiedział podbiegając do rannej i szykując jedno z zaklęć leczenia ran.

Ignus rzuca spontanicznie leczenie średnich ran za czar cisza.


- Panie krasnolud, ni dotykajta jej. Jeszcza sie czym zarazita! - wrzasnął jeden z chłopów, kiedy sługa Moradina rzucił się ku omdlałej kobiecie. Cały czas krył się w jego zdaniem bezpiecznym miejscu - za plecami Salarina.
Pozostali z uchodźców początkowo rzucili się do omdlałej kobiety i dziecka stojącego teraz nad nią, widząc jednak krasnoluda, jego topór oraz słysząc jego raczej mało pokrzepiający głos pozostali na miejscu.
Jedynie kilkuletnie dziecko wpatrywało się w niego, stojąc tuż obok kobiety, z czerwonymi od płaczu oczyma i łzami zmrożonymi na piegowatych policzkach. Stało niczym słup soli, nie wydając z siebie dźwięku, najdrobniejszego jęku. Równie beznadziejnie zerkając na Ignusa, który po sekundzie znalazł się nad kobietą.
Czar błysnął błękitem w dłoni teurga, po czym przelał się niczym woda na czoło kobiety. Krwawienie z ust ustało niemal w tej samej chwili, nie odzyskała jednak przytomności.
- Proszę was, nie róbcie krzywdy mamie. Nie róbcie nam krzywdy... - szepnęło dziecko na granicy słyszalności. Najprawdopodobniej gdyby nie wiatr uderzający w twarz najemników, nie byliby w stanie usłyszeć tych słów.

Całe zamieszanie srogo irytowało Esmerell. Sprawę powinni załatwić szybko i sprawnie. Niebezpieczeństwo było zapewne coraz bliżej i mogli spodziewać się ataku w każdej chwili.
- Wszyscy ci ludzie cierpią na tę samą przypadłość, klątwę, skazę, jakkolwiek to nazwać, co część z naszych. Wedle Baela to jest w ich krwi i może być zaraźliwe. - wyjaśniła na szybko, podnosząc głos i usiłując przekrzyczeć wiatr - Ta, która ich tu wysłała, słyszy nas i najwyraźniej ma nad nimi pewien rodzaj kontroli, więc niczego nam nie powiedzą. - spojrzała po biednych wieśniakach - Nie możemy ich zabić! Nie możemy ich też wpuścić, bo lada moment możemy mieć na plecach armię wrogich bestii... Chyba nie muszę zauważać, że sytuacja jest... patowa? - chciała powiedzieć ‘beznadziejna’, ale jednak powstrzymała się - I lada moment będziemy tu mieli regularną bitwę albo zwykły pogrom. Zamknijmy gdzieś tych ludzi, bo cała sytuacja tylko nas rozprasza... - odwróciła się do wieśniaka stojącego za Salarinem - Ty. Macie tu w Mudstone budynek, który można dobrze zamknąć, bezproblemowo pilnować i nie rozpadnie się, jak w środku zacznie się piekło? I czy ktokolwiek wie, ile to coś w co się mogą przemienić ma siły? Bo jak ich zamkniemy, a oni rozniosą budynek, to i tak wszystko na marne... - Esme zwyczajnie kończyły się pomysły.
- Niech ktoś się nimi zajmie! Ja muszę skończyć przygotowania tutaj i udać się na most, z tego co mi wiadomo nikogo z naszych tam nie ma! - Krzyknął Ignus widząc, że stan kobiety w miarę się ustabilizował i ruszył ku przerwie w wałach, by rozpiąć tam magiczne sieci.

Chłopi popatrzyli za odchodzącym elfem, po czym jeden z nich zwrócił się do Esmerell.
- Je no piwnica Damazego! - wrzasnął z całych sił, jednak przez szalejący wiatr i tak było go ledwie słychać. - W ziemi no toka, co my jej ściony kaminami żyśmy wyłożyli. Doch to strzecha zawyczojna na bylkach ale drzwiczki... Ni przejdzi nikt bez truda. Damazy, niech mu zima lekkum byndzie, sprowadzał ji z Calidyrru. Pryndzej si posrajom niż ji rozwolom.
Elfka pokiwała głową.
- Słyszeli?! Wszyscy idziecie do piwnicy! Po wszystkim dostaniecie strawę i odpoczniecie. Na razie bądźcie posłuszni. - wydarła się do ludzi, czując, że - jeśli dożyje jutra - będzie ledwie mówić - Dwóch chłopów ze mną. Zaprowadzimy ich. Zamkniemy. I nikt, NIKT nie ma prawa tam wejść albo stamtąd wyjść! Dopóki nie wrócimy i na to nie pozwolimy. A jeśli zginiemy, to i tak nic wam nie pomoże.
Pomachała na wieśniaków, by szli za nią.
- Prowadźcie do tej piwnicy. Jak przyjdą jeszcze jacyś, to trzeba ich zamknąć razem!
Nie było wyboru. Nie mogli ich zabić. Nie wiedziała, jak to się skończy. Czy to dobije ich marne siły, jeśli ci ludzie się przemienią? Czy drzwi wytrzymają napór bezmózgich bestii? Czy to faktycznie pomoże? Nic lepszego nie była w stanie wymyślić, ale wiedziała, że jeśli pójdzie nie po jej myśli, przyjmie wszelkie konsekwencje.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 08-01-2013, 02:24   #227
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Tallmir

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Ys3XB_KcBg8[/MEDIA]


Ciągnące wóz ogry warknęły głośno, kiedy dzbany zarzucone na pakę trzasnęły pod uderzeniem niewidzialnej siły. Ich owłosione łapska natychmiast chwyciły za maczugi wciśnięte za skórzane pasy, co zaalarmowało również maszerujący tuż za nimi główny oddział.
Nim zdążyły jednak w jakikolwiek inny sposób zareagować, płonąca strzała poszybowała w kierunku wozu spomiędzy chaszczy. We wpatrzonych w jej lot ślepiach bestii odbijał się słaby blask, aż w końcu potężne płomienie pochłonęły ich ciała.

Ogień wzniósł swój przeraźliwy, budzący trwogę w sercu wrzask. Odgłos destrukcji, którego żadna istota tego świata nie mogła pomylić z niczym innym. Ryk wściekłej hydry wydawał się przy nim dziecięcą kołysanką. Podmuch gorącego powietrza sięgnął nawet Tallmira, który pędził już ile sił w nogach poprzez gęstwinę. Bursztynowy blask płomieni oblał wszystko dookoła odpędzając do tej pory nieporuszone siły nocy. Wydawać się mogło, że słońce na chwilę wyjrzało zza horyzontu, otwierając leniwie swoje ślepie tutaj - pośród lasów nieopodal Mudstone.
Ogry stojące najbliżej wozu połączyły się ze swymi przodkami, a ich ciała pofrunęły ku niebu jako iskry przypominające kształtem i sposobem poruszania się motyle. Ogniste, niespokojne motyle wyrzucone wysoko ponad korony drzew, gnane gdzieś dalej przez wiatr, aż ten w końcu nie dopełnił ich losu jako wyjałowionych strzępów pyłu. Ich towarzysze, stojący nieco dalej mieli więcej szczęścia. Języki ognia dały im się we znaki paląc gęste futro, pozostawiając czerwone znaki swej potęgi na ich skórze, oszczędzając jednak życie. Gdyby nie czujność straty w ich szeregach byłyby o wiele większe. W blasku, przypominającym ten o zachodzie słońca, rzucały łbami od krzewu do krzewu, od drzewa do drzewa...
- Taaaaaaaaaaaaam!- ryknął w ojczystym języku jeden z gigantów, wskazując potężną maczugą pomiędzy drzewa, prosto na ledwie dostrzeganą postać Tallmira. Choć bowiem ten poruszał się cicho, blask płomieni i wystrzelona wcześniej strzała zdradziły go.
- Roznieście go!- syknęła natychmiast wiedźma do ogrów, stojących w pobliżu. Te bez zwłoki dobyły broni i rzuciły się w pogoń.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=VedUXUoCY8o[/MEDIA]
Ostrożne stąpanie stało się zbędne. Elf wytężył mięśnie, mknąc przed siebie pośród ponurych, pozbawionych liści drzew i krzewów. Spod chusty, z każdym ciężkim i pośpiesznym oddechem buchał szary obłok pary. Serce wpadło w rytm przypominający wojenne bębny starając się chyba umknąć o własnych siłach z piersi swego pana. Byle dalej od głośnych sapnięć i warczenia ogrów, które łowca cały czas słyszał za swymi plecami. Bydlaki były szybkie, szybsze niż można było przypuszczać po rozmiarach. Słyszał jak gałęzie, które sam wymijał zręcznie, ocierają się bądź uderzają z trzaskiem o ich toporne ciała. Zbliżały się...
Widok gładkiej, białej tafli wyrywającej drzewom kawał ziemi był słabym ukojeniem dla nerwów, emocji które zakrawały powolnie na panikę. Natychmiast ruszył w dół strumienia, a co tym idzie w kierunku wioski. Obejrzał się przy tym za siebie, błyskawicznie- nie ryzykując utraty równowagi. Zdołał dostrzec pięć potężnych postaci, wymachujących maczugami i mknących ku niemu z niesłychaną prędkością. Nie wiedział wiele o ograch a mimo to podjął działanie. Teraz winą mógł obarczać tylko siebie. W końcu i tak go dopadną, nie było ku temu wątpliwości.
Strach dodał mu sił. Uderzał stopami o zmarznięta ziemię, mknąc wzdłuż tafli, leśną przecinką. Jego wnętrze trawił ogień nie mniejszy od tego, który sam przed chwilą wskrzesił pośród szeregów wroga. Kontrastował dziwacznie z zimnym potem wylewającym się za jego kołnierz, w dół pleców. Nie ugasił go nawet nagły powiew wiatru i niesionego nim śniegu, kiedy postawił pierwszy krok na polanie oddzielającej Mudstone od lasu. Ratunek był blisko, zdawało się że na wyciągnięcie ręki... Ogry były już jednak bliżej i czuł ich cuchnące oddechy na swym karku. Teraz mógł się odwrócić i walczyć. Tutaj, na śnieżnym pustkowiu otulonym przez wirującą w powietrzu biel, bądź narazić się na niegodne, zadane w plecy ciosy plugawców.


Thrian i Salarin

Krasnolud i Pieśniarz, wraz z chłopami, odprowadzili wzrokiem grupkę uchodźców prowadzoną przez Esmerell. Z pewnością czuli niepokój, szczególnie ten drugi, znając bezwzględności i podstępne sztuczki ich największego przeciwnika. Nie cofnęli się nawet przez tak plugawym czynem jak wykorzystanie niewinnych kobiet i dzieci, stawiając ich przed jednym z największych dylematów moralnych... Czy mogli w tej sytuacji stać się panami ich życia lub śmierci? Czy rzeczywiście łaską mogła okazać się dla nich śmierć?I cóż z nimi począć, nawet jeśli jakimś cudem podołają trudom nadchodzącej batalii? Nie potrafili usunąć brzemienia klątwy z siebie samych.
Esmerell ostatecznie podjęła decyzję, tym samym biorąc na siebie odpowiedzialność za uchodźców. W obstawie trzech chłopów, za których życie teraz też chcąc nie chcąc odpowiadała, ruszyła ku wspomnianej przez jednego z nich piwnicy, ostatecznie niknąc gdzieś za wyjącą niczym potępione dusze kurtyną bieli. Choć tak naprawdę cała sztuka miała dopiero się rozpocząć...
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=J9vUCvD0Y6w&feature=endscreen&NR=1[/MEDIA]
Thrian wydał szybko komendy chłopom, którzy wysunęli się z szyku i powrócił na barykady. Wraz z Salarinem stanęli na szczycie jednego z walów. Konstrukcja ta, wraz z palami powbijanymi w stok i dołem wykopanym u podnóża tworzyła pewne poczucie bezpieczeństwa. Tworzyła iluzję, iż coś dzieli ich od nadchodzącego niebezpieczeństwa. Mrużąc oczy pod siekającym twarz wiatrem i śniegiem wpatrywali się w dal, od czasu do czasu dostrzegając ledwie posępny zarys lasu.

- Ki czort!- warknął Thrian, jako pierwszy dostrzegając niepokojącą zmianę w do tej pory jednostajnym, do zarzygania monotonnym pejzażu. Wyczekiwanie męczyło ich dusze przez cały czas, teraz zaś osiągnęło swe apogeum za sprawą sztyletów ognia wychylających się ponad korony drzew i towarzyszącej im łuny. Na tyle wyraźnej, iż po chwili stała się widoczna dla wszystkich mimo szalejącej burzy śnieżnej. Oczyma wyobraźni dostrzegli piekielne płomienie hulające teraz pośród kniei z bogowie wiedzą jakiej przyczyny... Ryk rozbijających się o wybrzeże, sztormowych fal temu towarzyszący przywoływał na myśl wściekłego smoka, ziejącego ogniem i stawiającemu swe kroki w ich kierunku. W obliczu tego usypane z ziemi wały przypominały usypane dla nich mogiły.
Pośród chłopstwa przemknął szept zwątpienia. Strach, wylewający się z ich ciała, był namacalny. Wystarczyło wyciągnąć ramię w ich kierunku, by poczuć jego lodowatą toń, o wiele głębszą niż mróz przygnany tutaj przez wiatr.
"Jest jeszcze czas, pięknisiu. Ty i ja... Możemy stąd umknąć. Czy warto tracić życie w imieniu ideałów, które wymierają wraz z ich twórcami? Chcesz być zbawcą dla prostaków, którzy jutro zapomną twe imię i wrócą do pożerania surowej cebuli?"- Salarin spod skorupy trwogi, jaka oblepiła teraz jego duszę, usłyszał aksamitny, naznaczony irytacją głos. JEJ głos. Była tutaj przez cały czas i obserwowała. Ciepło, jakie w jednej chwili rozlało się po jego ciele w miejsce dreszczy niepokoju świadczyło o tym, że nie jest zadowolona z tego co widzi.
"Nie będę trwała przy Tobie, jeśli postanowisz trwać w głupocie... Ruszaj, lepsza walka z żywiołem niżeli bitwa, która wygraną być nie może."
Thrian nie zwrócił uwagi na dziwaczny grymas, jaki pojawił się na obliczu Salarina. Jego wzrok skupiony był na łunie ognia i buchających z lasu płomieniach... Dostrzegł coś jeszcze. Ledwie cień, ruch- bliżej. Na polanie ciągnącej się od linii drzew ku barykadą.


Ignus

Pozostawiając los uchodźców w rękach towarzyszy na barykadach, Ignus pośpiesznie ruszył czynić kolejne, magiczne przygotowania do batalii. Na kilka chwil zatrzymał się pomiędzy dwoma z usypanych wcześniej wałów, wykonując inkantację zaklęcia. Półprzeźroczysta, magiczna powłoka spłynęła na ziemię dookoła i jakby wsiąknęła w warstwę białego puchu. Stróżujący nieopodal chłopi wytrzeszczyli na to swe ślepia, szepcząc coś z ekscytacją pomiędzy sobą.
- Z tokim mogikiem to ni ma bata, łogry dostonom no po dupsku...- usłyszał słowa jednego ze starszych mężczyzn, którego czyny Avariela zapewne pokrzepiły. Teurg wiedział jednak, ze nie czas na próżną dumę, o ile uczucie takie mogła w nim wzbudzić pochwała z ust człeka, co to do dziesięciu zliczyć nie umie a nocami zapewne miast zabawiać swą żoneczkę czyści tylny wentyl kozy. Ruszył szybko w kierunku barykady, położonej kilkadziesiąt metrów od mostu.
Na miejscu, zgodnie z jego poleceniem, czekała Rexx. W dumnie stojącą smoczycę wpatrywała się pięcioosobowa grupka chłopów, zasłaniając się widłami. Cóż się dziwić, skoro mało popisowe zaklęcie wzbudziło taki podziw w ich ziomkach, szybująca nad ich głowami Rexx i płomienie wydobywające się z jej paszczy musiały wywołać efekt co najmniej kilka razy większy. A niewiele jest opowieści o tym jak smoki wsie ratują...
Ignus szybko jednak odegnał rozbawienie wywołane tą wizją, bowiem wkradł się do jego świadomości ponury fakt- nigdzie nie było śladu po Gustavie czy też Guarsis. Chłopów też jakby miało być więcej.
- Nosza pani i ten rycyrz poszli na most, ło tom.- zapytany chłop wskazał widłami gdzieś pośród szalejących płatków śniegu. - Dopatrzyli si łoni jakich ludzi i...
Mężczyźnie przerwał przeraźliwy krzyk jaki nadleciał tutaj wpleciony w koszmarnie lodowaty wiatr. Dźwięk nasycony bólem i lękiem.


Esmerell

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hBcXe2B97TQ[/MEDIA]


Ponura, milcząca procesja przedzierała się w głąb wioski pośród szalejącego wichru i jęków fal, które kat-wiatr gnał ku poszarpanemu, skalistemu wybrzeżu. Przypominało to marsz ciemną doliną śmierci, pośród wyglądających na martwe domostw w nieznaną, nieprzejrzystą ścianę bieli. Śnieg lepił się do włosów, roztapiał i spływał za kołnierz wywołując nieprzyjemne dreszcze. Kobiety sapały głośno słaniając się na nogach, dzieci zaś pochlipywały od czasu do czasu zmęczone, wręcz umordowane wędrówką i przeżyciami, na jakie wystawił je podły los. Ile z nich, kiedy już dorosną, sięgnie po miecz domagając się sprawiedliwości? Zadość uczynienia za te krzywdy, za odebrane zaledwie kilka dni temu dzieciństwo? Oczywiście o ile zostanie im okazana łaska trwania i o ile zdołają ją udźwignąć na swych barkach. Tak kruchych i drżących na zimnie.
Nagle cała procesja uchodźców, jak na rozkaz, stanęła. Dreszcze, które targały ich ciałami w jednej chwili zniknęły, a skulone sylwetki wyprostowały się swobodnie. Zaczęło się... Esmerell mogła się tego spodziewać.
- Nu, czego stoita? Dolej, zanim widłomi wam siły dodom!- warknął jeden z chłopów machając widłami tuż za plecami jednej z kobiet. Wszystko co po tym... Wydarzyło się tak szybko.
Kobieta odwróciła się odtrącając dłonią na bok narzędzie rolnika i rzuciła się do jego szyi. Ten jęknął przeraźliwie ogarnięty bólem. Puścił widły, chwycił ją za ramiona i starał się odepchnąć. Odleciała w tył z ustami pełnymi krwi i oderwanego kawału mięsa, spoglądając nieprzytomnie na kaskadę krwi spływającą po ramieniu chłopa. Tak samo jak Esmerell.
Druidka poczuła coś innego. W tej samej chwili, kiedy uchodźcy się zatrzymali. Nie było to zwyczajne przeczucie a wyraźny sygnał. Iskra, która wykrzesała słaby płomień w starym, zapomnianym palenisku, skrytym w labiryncie jej duszy. Ujrzała drobne światełko za kurtyną cieni w jej umyśle. Tam, gdzie od tak dawna nie było dane jej zajrzeć. Nawet makabryczny widok nie zdołał odstręczyć jej od postawienia pierwszego kroku w kierunku tego wątłego blasku... A może to on napadł na nią?
Zniknęła wioska, wykrwawiający się chłop, oblepiona krwią szczęka kobiety. Pojawił się las. Brnęła pośród drzew o szarej, pomarszczonej korze nie dotykając ziemi. Sunęła przed siebie bez wysiłku i bez możliwości powstrzymania tego pędu.
Pośród konarów dostrzegła w końcu niewielki obiekt. Kamienną kaplicę? I ten blask...Nie słaby jak płomień, który zapłonął pośród niewiadomego. Wyraźna, błękitna aura przyciągająca ją. Znajoma, pożądana, ważna.
- To twoja spuścizna Gallariado. Tutaj wszystko się zacznie.- zabrzmiał kobiecy, starczy głos.- Tyś jest tą, która powita go w sobie.
Kaplica znalazła się tuż przed nią, na wyciągnięcie ręki. Tak jakby przestrzeń dzieląca ją od Esmerell nigdy nie istniała. Spośród koron szarych, pozbawionych liści drzew sfrunął biały jastrząb. Załopotał skrzydłami tuż nad ziemią, by w następnej chwili przekształcić się niespiesznie. Poszerzał się i poszerzał, przybierając ludzkie kształty. Towarzyszył temu trzask i zgrzyt kości. Po chwili tuż u jej boku stanęła kobieta o siwych włosach, z piórami w nie wplecionymi. To jej głos słyszała i chociaż wygląd nie pasował do wieku, jakim ten był naznaczony.
Swoimi pofarbowanymi na czerń ustami ucałowała czoło Esmerell i uśmiechnęła się nie znacznie. Odwróciła się, wskazując na kaplicę.
- Tylko krew z krwi Wielkiej... Tak zostało nakazane. Jesteś moją córką i taki los został Ci przeznaczony.
Teraz dostrzegła to na co swą dłonią wskazywała kobieta: pieczęc, z której wydobywał się niesamowity, widziany już z daleka błękitny blask. Zawiłą, ale jednak teraz wydającą się dla niej dobrze znaną.
Chciała wyciągnąć w jej kierunku swą dłoń, czuła bowiem że tak należało uczynić. Nim to zrobiła ból ugodził jej serce. Zimny i bezwzględny ból, wtargnął w jej świadomość z subtelnością z jaką skrytobójca zatapia sztylet w plecach swej ofiary. Wszystko ponownie przesłoniła ciemność, oślizgła i podła jak najgorszy z demonów. I ten cichy, nasycony złością szept:" Miałaś być martwa..."

Ponownie poczuła wilgoć i towarzyszące jej, przeszywające zimno. Inne niż to, które przez chwilą zdawało się rozdzierać jej serce. Było rzeczywiste, pospolite. Wycie wiatru, jakie uderzyło w jej świadomości dało pewność - gdziekolwiek przed chwilą zawędrowała- powróciła do Mudstone. To burzy śnieżnej, sztormu, bitwy i...
Otworzyła swe oczy. Śnieg tuż przed nią zabarwiła ciemna krew chłopów. Jeden z nich leżał z dłonią przyciśniętą do szyi. W bezruchu, bez śladu spazmów agonii. Drugi stał niczym posąg nadziany na własne widły, trzeci zaś wydzierał się wniebogłosy rozszarpywany żywcem przez drobne dłonie i szczęki dzieciaczków.
Kobiety zaś stały w szeregu przed nią. Sześc, wyprostowanych, ponurych postaci w ciemnych szatach i z ustami usmarowanymi we krwi. Ich wzrok, ciemny jak smoła, wbity był w postać Esmerell. Zdawało się, że czekają... Lub pastwią się jak najgorszy z oprawców nad swą ofiarą nim jeszcze zada jej ostateczny cios.




=-=-=-=-=-=-=
Giganty
Spostrzegawczość - 12
Ogry
Spostrzegawczość - 4
Refleks - 20

Salarin
Spostrzegawczość - 8
Thrian
Spostrzegawczośc - 14

=-=-=-=-=-=-=
Przeciwnicy:

- Ogry:
KP- 19
PW- 80
Wytr - 12
Ref - 2
Wola - 2

Opętani
KP - 8
PW - 14
Wytr.- 3
Ref. - 1
Wola - 1
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 08-01-2013 o 04:13.
Mizuki jest offline  
Stary 08-01-2013, 08:58   #228
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
- Na dziewięciu arcydiabłów! - Krzyknął elf słysząc to, co dzieje się na moście, nie musiał być geniuszem, by wiedzieć dokładnie co działo się na moście. Ignus błyskawicznie skoncentrował się na rzuconym wcześniej na Gustava zaklęciu, nie poczuł charakterystycznego impulsu, więc rycerz musiał stać jeszcze na nogach, z drugiej strony nie mógł zostawić ich bez żadnego wsparcia. Błyskawicznie odwrócił się do chłopa, w myślach inkantując już zaklęcie.
- Idę do nich, będziesz dowodził na tym wale. Macie trzymać przeciwnika na dystans czym się da, jeżeli nie macie łuków, rzucajcie w nich kamieniami, spowolnijcie ich do czasu aż ja, Gustav i Lady Guarsis wrócimy tutaj - wyrecytował szybko Ignus stukając czoło chłopa stalowym okuciem kostura. Okolica na moment rozbłysła delikatnym blaskiem wypełniając serca chłopów nowymi pokładami odwagi, teurg dokończył szybko kolejną formułkę również koncentrując ją na mężczyźnie. Ten w mgnieniu oka urósł do rozmiarów rosłego ogra, górując wzrostem nad pozostałymi.
- Dowódca z ciebie żaden, ale rozmiar powinien zapewnić ci trochę posłuchu, tylko nie przeholuj, z ogrem długo nie wytrzymasz ale to powinno zwiększyć twoje szanse - powiedział odwrócony już plecami, kierując się w stronę mostu.

Użyte zaklęcia: błogosławieństwo, powiększenie osoby;

Ignus jeszcze nie zaczął biec, zdawał sobie sprawę, że on i jego chowaniec są napakowani magicznymi osłonami po brzegi, mimo wszystko kończył ostatnie inkantacje zaklęć ochronnych. Po kilku sekundach sylwetka Rexx urosła dwukrotnie, zaś jej ciało wydawało się być lekko zdeformowane, kostne wypustki wydłużyły się i zyskały nowe zadziory, cała jej prezencja zaś sprawiała wrażenie nieco bardziej demonicznej.

Użyte zaklęcia: ochrona przed złem x2, zniekształcenie, powiększenie osoby;

- Szybciej, nie ma czasu do stracenia - pogonił chowańca, który wzbił się w powietrze, sam Ignus zaś zniknął w cichym trzasku wyładowania energii magicznej, używając mocy zaklętej w swoich butach.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 08-01-2013, 11:44   #229
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Postać teurga wyłoniła się znikąd w akompaniamencie trzasków zaklęcia teleportacji. Metaliczny dźwięk kostura rozszedł się przy tym po moście, kiedy jego podstawa opadła na deski. Krzyki, które usłyszał zaledwie kilka sekund temu teraz wydawały się zabłądzić gdzieś pośród ciemności i śnieżnej zawieruchy. Nie widział wiele, zaledwie zarys barierek mostu. Podobnie też Rexx, szybująca teraz nad jego głową. Wsłuchując się w dźwięki niesione na wietrze, szybko zdał sobie sprawę z innego, niepokojącego faktu. Śnieg, który pokrył już grubą warstwą most, upstrzony był plamami szkarłatnej krwi. Jakby w chaosie rozsiane pomiędzy nimi były ślady stóp niknące w oczach pod kolejnymi, sypiącymi się z nieba płatkami bieli.
Elf ostrożnie, w pełnej gotowości ruszył przed siebie. I chociaż poruszał się względnie cicho, w jego własnym odczuciu, pięty dudniły o deski mostu niczym wściekły bębniarz. Zastygł w gotowości dostrzegając pierwsze z ciał... Chłopa, którego grdyka rozerwana była jak po ataku dzikiego zwierza. Ciemna, gęsta krew wypływająca z rany otoczyła zwłoki kręgiem, pozwalając by spadający na nią śnieg powoli tracił swą niewinną barwę i rozpłynął się w strudze czerwieni.
Ciche sapnięcie zdradziło obecność nieprzyjaciela. W następnej sekundzie dostrzegł zarys postaci... Dziecka. Drobne ciałko, sięgające mu zaledwie do pasa kilka metrów przed nim. Tuż za martwym chłopem. Jego twarz umazana była we krwi, a z brody cały czas skapywała jeszcze krew.
- Trzymać się razem! Przywrzeć do siebie plecami! Czają się gdzieś w pobliżu!- wiatr przyniósł gdzieś zza pleców chłopca skąpanego we krwi znajomy głos lady Florence Guarsis. A tuż po nim dźwięk wyczekiwany od jakiegoś czasu... Lecz w całej tej sytuacji budzący niepokój tysiąckroć mocniejszy niż ktokolwiek mógłby się gotować. Głośne, rytmiczne uderzenia o bębny. Oddziały wroga zbliżały się.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 08-01-2013, 15:30   #230
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nkogNDpk0lg[/MEDIA]

Biegł ile sił w nogach. Czuł ich. Doganiali go. Ich oddechy coraz głośniejsze prawie wyczuwalne na elfich plecach. Ich smród zmieszania zgniłych resztek pożywienia i wypalonej sierści. Czuł ich. Ich gniew wręcz namacalny wokół niego. Czuł ich. Ich nienawiść do wszystkiego co żywe. Czuł ich.

Tallmir biegł przed siebie znacząc głębokie bruzdy w białej pokrywie śnieżnej. Mógłby spróbować zanurkować w jednej z zasp i ukryć się przed pościgiem. Jednak to było zbyt duże ryzyko. Gdyby go dopadli nie miał by szans na przeżycie. Dlatego uciekał. Płuca ledwie dając radę starały się ile mogły. Serce waliło jak opętane zarówno z wysiłku jak i strachu. W ustach czuł lekki posmak żelaza. Jednak biegł dalej. Nie ustępował. Był w końcu łowcą, krzepkim wojownikiem lasu, wytrwalszym od zwykłych elfów, nie mówiąc już o ludziach. Biegł. Nadzieja tliła się w nim niczym płomyczek. Płomyczek który zachwiał się od podmuchu maczugi.

Ogry wydawały się o wiele szybsze niżby tego się spodziewał. Tak jakby pędzone ślepą furią byle by tylko dostać sabotażystę. Jeden z nich prawie dogonił białowłosego, jednak jego zamach przeciął jedynie powietrze. Koniec pogoni był bliski.

Tallmir wiedział, że nie zdoła dalej uciekać. Pięć ogrów, bo tyle naliczył ich, stanowiło nie lada wyzwanie dla samotnego tropiciela. Pierwsza myśl jaka nadeszła była stawić im mężnie czoła. I umrzeć w tych lodowych pustkowiach. Jednak wtem zaświtała mu pewna myśl. Rzeka!

Elf nagle skręcił wręcz o dziewięćdziesiąt stopni i rzucił się w bok. Dzięki zwinnemu piruetowi udało mu się uniknąć ataku ogrów, które zaskoczone zmianą kierunku ucieczki nie zdążyły zadać mu ciosu. Kroki wojownika zmniejszyły się znacznie gdy zbliżył się od brzegu lodowatej wstęgi, by po chwili, w akompaniamęcie delikatnego rozbłysku magi ulatniającej się z rękawic, wybić się w przestworza.


Leciał. Pod nim przewijały się hektolitry zmarzniętej cieczy. Gdyby spadł doń, pewnie opadł by z sił pozwalając by przenikliwe zimno odebrało mu życie. Gdyby tylko mu się nie udało, umarł by nawet nie z ręki gigantów, lecz z matki natury. A ta wizja nie podobała mu się nadto.
- Woohaaaa! - wraz z okrzykiem przeleciał nad zdradliwą rzeką. Wylądował tuż przy krawędzi, i gdyby nie wrodzona gracja, mógłby wpaść do wody. Dziękując losowi za szczęście szybko odzyskał rezon i kontynuował bieg wzdłuż rzeki by jak najszybciej dotrzeć do wioski. Serce wciąż mu biło przeraźliwym rytmem, nie chcąc uwierzyć w wyczyn jaki Tallmir dokonał.


___
Upadanie 1 ogr - 29
Upadanie 2 ogr - 46
Skok - 39
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 09-01-2013 o 11:21.
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172