Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2013, 15:48   #21
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Nie chciała mówić o Pyłach. Dlatego, gdy ktokolwiek ze śmielszych ciekawskich zaczepiał ją - Bohaterkę, prosząc o opowieści, sucho odmawiała. Nie chciała słyszeć, myśleć, ani pamiętać o Levelionie. I szło jej całkiem nieźle. Czasami łapała się na tym, że nie pamięta całkiem wielu szczegółów z całej wyprawy. Niektóre zdarzenia jej się plątały, zmieniały kolejność, zlewały z innymi. Cała wyprawa coraz bardziej stawała się dla niej jedną z wielu historii opowiadanych przez bardów, której jedna z bohaterek, całkiem przypadkowo, ma tak samo na imię jak ona.

Tylko nocami było inaczej. Długo nie mogła zasnąć. Ciągle jeszcze spała z Sherinem. Chyba powinna go tego oduczyć, ale bała się spędzać noce sama w łóżku.
Gdy już zasnęła zawsze nawiedzały ją sny. Pojedyncze sceny, obrazy i wrażenia.
Spalony Aesdil
Martwa Sorg
Stosy kości i czaszek
Zapach magii w powietrzu
Martwa ziemia w Levelionie
Smok
A najczęściej jej własne dłonie
[MEDIA]http://mm.salon24.pl.s3.amazonaws.com/f6/a4/f6a42cd10bf97ec3dfb56f1b4cd019d4,2,0.jpg[/MEDIA]

Po kilku tygodniach przestała budzić się z krzykiem, ale obrazy nie przestawały jej nawiedzać. Bała się zasypiać. W szczególnie ponure noce spędzała długie, nocne godziny nad księgą wypalając kolejne świece. Ojciec patrzył na nią z niepokojem. Zawsze doskonale wiedział co się dzieje w duszy jego córki. Byli tacy sami.

Nic więc dziwnego, że nakrył ją na ucieczce z domu. W tamtym momencie miała ochotę rzucić mu się na szyję, przytulić się jak mała dziewczynka i opowiedzieć o wszystkim co ją dręczy. Ale nie tak zachowują się bohaterowie i wielkie czarodziejki, prawda?

Zatem wsiadła na konia i ruszyła w stronę Uran. Najpierw galopem, chcąc uciec od wszystkich i wszystkiego, później musiała zwolnić, by nie zamęczyć biednej szkapy.

[MEDIA]http://www.magnatt.com/pliki/Amazonka-galopuje-na-koniu-o-zachodzie-s%C5%82o%C5%84ca-313x234.jpg[/MEDIA]

Sherin popiskiwał radośnie. Jemu też doskwierała już monotonia wiejskiego życia. Tua pozwoliła mu latać swobodnie nad pustą, nieznaną mu okolicą. Dziewczyna telepatycznie odczuwała jego radość, poczucie wolności. Smoczek też często odczuwał jej przygnębienie. Nieraz wykazywał się empatią tuląc się do nie w trudnych chwilach. Czasem przynosił jej martwą mysz lub inną upolowaną zdobycz. Coraz łatwiej też im było się porozumiewać, coraz więcej słów potrafił przekazać swojej opiekunce, a odczuwając jej zadowolenie z wszelkich postępów, starał się rozweselić ją także i w ten sposób.

***

Spotkanie z Meave i Hourunem było oczywiście radosne, choć czarodziejka wciąż czuła się mało komfortowo w obecności tego mężczyzny. Nie znała go dobrze i ciągle miała w świadomości najbardziej niezwykły fragment jego przeszłości. Nie mniej cieszyła się bardzo, że znów widzi Meave. Do niewielu osób przywiązała się tak bardzo.

List od Lidii oczywiście zmartwił Tuę, ale cieszyła się, że ma przed sobą konkretny cel. Do tego fakt, że nie idzie bronić obcych ludzi, a domu swojej przyjaciółki - dobrze, że może pogodzić obowiązki z pomocą Lidii. Z energią zabrała się do wszystkich przygotowań i dyskusji z Meave i Hourunem. Już niedługo znów będzie w drodze.

Najęcie odpowiednich do misji ludzi było dla Tui trudniejsze niż się spodziewała. Dobrze, że Helfdan im pomógł, ale nawet z nim decyzja okazała się wcale niełatwa. Zwłaszcza, że tych najbardziej doświadczonych już dawno wezwała wojna.
A jakimi będą oni towarzyszami podróży? Trudno było czarodziejce stwierdzić. Nie była pewna tych ludzi, nie ufała im, nie znała ich. A co przyniesie los, dopiero zobaczymy.

***

Dziwny posłaniec pod teleportem wytrącił Tuę z równowagi. Nie wierzyła posłańcowi, ale zaczęła dostrzegać też dziwne wydarzenia, które mogły świadczyć, że faktycznie, pierwszy rozkaz mógł zostać sfałszowany. Tylko po co? I kto mógł za tym stać? Dlaczego? Czarodziejka gubiła się w pytaniach. Własnych podejrzeń miała niewiele. Z ciężkim sercem przechodziła przez teleport.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 08-09-2013, 16:28   #22
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dziewczyna po wyjściu z karczmy udała się od razu do jakiejś taniej gospody, w miarę cichej i nie podejrzanej. Po wejściu do pokoju niemalże od razu rzuciła się na łózko, ręce wyciągając na boki a twarz wciskając w poduszkę. W tej pozycji przeleżała, a właściwie przespała całą noc, a gdy słońce wzeszło, Druidka prawie niezauważalnie opuściła gospodę, i ruszyła w kierunku stajni. Jak widać trochę się spóźniła, bo niziołki nigdzie nie było, a i Jargo zauważyła dopiero po chwili.
- Witaj.
- Ty? No proszę, czego chcesz teraz? - Burknął najemnik na widok półelfki. - Cały czas proszę o to samo. O pomoc. - Odpowiedziała, wpatrując się w niego błagalnie.
- Już nie biegasz dookoła z kozikiem, próbując ludziom, którzy zgodzili się wcześniej ci pomóc, wsadzić go w bebechy? Czy może szukasz pomocy w zostaniu wartościową? - Przekrzywił głowę i zlustrował kobietę. -...Czyli jednak to prawda? - Odparła zmieszana Półelfka - Otóż..Nie byłam pewna czy mogę uwierzyć Jagodzie. Zazwyczaj wolę sama załatwiać takie sprawy, mam wówczas pewność że wszystko pójdzie dobrze. - Dokończyła cicho. - Poza tym chciałam się upewnić, że i Sarven jakoś będzie mógł się załapać. - Tu zza jej nóg wychynął duży, czarny, kudłaty wilk.
- No popatrz, sama załatwiasz sprawy? Boję się pytać jak ci idzie. Na twoje szczęście, nie jestem aż tak pamiętliwy, o ile sprawy nie są osobiste. - Uśmiechnął się paskudnie, dziewczyna raczej nie chciała wiedzieć jak kończył osobiste sprawy. - Tyle że wczoraj całkiem nieźle schrzaniłaś sprawę, cena wzrośnie dziesięć razy za głowę, więc po dwieście pięćdziesiąt i ani miedziaka mniej. - Skończył Jargo beznamiętnie.
- No cóż, przynajmniej się staram… - Mruknęła dziewczyna smutno, przenosząc spojrzenie na muła stojącego u boku Najemnika. Tak, raczej nie miała ochoty przekonywać się na własnej skórze jak tacy ludzie kończą. - Dwieście. Pięćdziesiąt. Na. Głowę. - Harley osłupiała. Niestety, przynajmniej najemnik znów rozważał pomoc. Ale pięćset sztuk złota, wydane jeszcze przed podróżą..Toż to rozbój w biały dzień! Przecież zostanie jej już tylko czterysta, a musi z czegoś żyć!

- Rozumiem że jest to Twoja ostateczna odpowiedź..? Nie da rady w żaden inny sposób? - Spróbowała jeszcze nieśmiało, chociaż wiedziała jakiej odpowiedzi może się spodziewać. - Zaczynasz łapać, tak, to moja ostateczna cena, w mało komfortowych warunkach, ale nie będziesz podróżować tak zbyt długo. Pojechałabyś w worku z paszą, jest płócienny, więc będziesz mogła oddychać i się zmieścisz, wilk, wilk będzie problematyczny, będzie musiał się wmieszać w tłum, lub go poprowadzę jakoś, może z niego spuszczę połowę jak mi z nim pomożesz. - Podrapał się po brodzie, wilka się nie spodziewał.

Ano właśnie, wierny towarzysz kobiety sprawiał niemały kłopot, jednak Harley uznała że dałoby się coś wymyślić. Był wyjątkowo rozumny, więc wmieszać go w tłum...Hm.
- Nie mógłbyś wziąć go pod swoją opiekę? Zawsze możesz powiedzieć, że musisz go przetransportować do innego miasta, albo że go sprzedasz. - Pomysł to był słaby, ale zawsze jednak pomysł. Można spróbować się do niego nie przyznawać, a ten jako przybłęda poleciałby za resztą. - Wracając do ceny, nie ma żadnego sposobu? Żadnego? Nie wiem, dodatkowa pomoc, towarzyszka, zastanów się. - Poprosiła jeszcze ostatni raz, uśmiechając się do niego nieśmiało. Nie liczyła na to że przekona go uśmiechem, oj nie. Po prostu nie chciała mieć wrogów, a początek ich znajomości nie był najprzyjemniejszy. - Pod swoją opiekę? - Znacząco spojrzał w dół na rosłego psa, którego trzymał na sznurze. - Już mam jednego pod swoją opieką, przy portalu będzie wielu ludzi i pewnie nieco koni, popłoszą się. Lepiej niech wbiegnie jakby przypadkiem się tam zapodział… chyba że chcesz żebym się sam tym zajął, ale to cię będzie kosztować. O jakiej towarzyszce mówisz? - Zapytał nieco bardziej zainteresowany. Podrapał Wrzoda za uszami, żeby go uspokoić, ale ten był niewzruszony, jak to Wrzód. - W porządku, powiem mu żeby wskoczył do portalu przy okazji, jakoś pod koniec. - Uspokoiła się Harley, zerkając na niewzruszonego niczym wilka, który rozłożył się zaspany na sianie. Widząc reakcję mężczyzny dziewczyna westchnęła cicho, przy okazji przewracając oczami. No tak, wiedziała że jednak znajdzie na niego haka. - A jaka by wchodziła w grę? - Zapytała dziewczyna. - Masz śliczną buźkę, podgrzewacz do łóżka zawsze się może przydać. - Odpowiedział bezpośrednio najemnik. Nie miał zamiaru bawić się w żadne gierki słowne. Zbyt często korzystał z usług zamtuzów i najzwyklejszych burdeli, żeby się na nie wysilać. - Chyba da się zrobić. - Odparła bez przekonania, ale przynajmniej kamień spadł jej z serca. Zawsze wszystko da się załatwić bez tracenia fortuny.. Teraz już miała pewność że dołączy do Jagody cała. - Tak chętnie handlujesz swoim ciałem? Ciekawie, teraz może przejdźmy do detali. To będzie cię kosztować jedynie połowę, czyli sto dwadzieścia pięć. Chcesz ruszać do de Crowfieldów, czy tylko się przedostać do Darrow. Jeśli tylko do Darrow, to zabawimy się na miejscu, ale zapłacisz więcej, jeśli do de Crowfieldów, mniej, ale i bliżej mnie poznasz. - Jargo zastanawiał się jak dziewczyna mogła być aż tak zdesperowana żeby ruszyć w tamtym kierunku, żeby przystać na jego ofertę. - Już mówiłam, że zrobię wszystko. - Odpowiedziała cicho, spoglądając na swoje buty. Nie podobał jej się taki obrót spraw, jednak desperacja robiła swoje, Harley musiała jakoś tam pojechać. - Chcę Wam pomóc, więc do de Crowfieldów. - Uśmiechnęła się Druidka, jakby zapominając o swoim przytłoczeniu. Liczyło się to, że może dołączyć do podróżników, nawet nielegalnie, i zrobić to o czym od tak dawna marzyła.


Jargo nie miał sobie nic do zarzucenia, przedstawił dziewczynie warunki jasno jak na dłoni, ta się z kolei zgodziła. Wyciągnął dłoń w stronę półelfki.
- Umowa stoi. - Poczekał aż ta odpowie w zwyczajowy sposób. Musiał jeszcze przesypać pasze na dwa worki i zapakować ją do jednego z nich. - Worki nie są przypadkiem sprawdzane przy przejściu..? - Dopytała jeszcze po krótszym zastanowieniu, przechylając głowę w bok. Wolała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, zanim ostatecznie zawrze umowę. - Za duży tłok żeby każdego sprawdzali, a jeśli się nie uda, to nic nie stracisz a ja i owszem. Chociażby kontrakt. - Wzruszył ramionami, nie miał zamiaru czekać z wyciągniętą ręką zbyt długo. Harley uścisnęła mu w końcu dłoń, uśmiechając się pod nosem. - W takim razie umowa stoi. Kiedy się zbieramy? - Zapytała pogodnie, uradowana tym że w końcu jest tak blisko celu. Bała się już, że nigdy nie uda jej się dogadać z najemnikiem, a próbować przemknąć się na własną rękę by nie chciała. - Jak tylko przesypię odpowiednio paszę. Mniej niż pół miarki świecy. - Uścisnął dłoń i zabrał się do przepakowywania worków. Wsypał większość do nowego worka i kazał dziewczynie zapakować się do worka. Następnie przysypał ją od góry paszą, starając się dobrze wypchać worek. Nie przejmował się czy wymaca przy okazji dziewczynę porządnie, na to miał być czas później. Póki co, upewniał się czy pakunek ujdzie za worek z przysmakiem mułów i innych parzystokopytnych. Kiedy stwierdził że wygląda to zadowalająco, zarzucił dziewczynę na grzbiet muła, który lekko zaprotestował przy okazji. Poprzesuwał inne pakunki, które wcześniej były na dwukółce, tak żeby nie była na wierzchu i był gotów.
- Wy dwaj, zachowywać mi się, albo wam osobiście gardła popodrzynam. - Zwrócił się do psa Jagody i wilka, jednocześnie kiwając groźnie palcem. Był najwyższy czas wyruszać.

Sarven przysłuchując się dokładnie ich rozmowie, zniesmaczony całą umową obserwował najemnika. No cóż, wskoczy do tego portalu, przecież nie zostawi swojej pani w potrzebie… A potrzeba była zawsze. Druidka ułożyła się jakoś wygodnie w worku, mając nadzieję że nie zdechnie podczas przeprawy.
- Tylko mną za bardzo nie rzucaj! Wolę nie mieć połamanych kości zawczasu! - Zawołała, zanim Jargo zawiązał worek. Teraz pozostało już tylko czekać, aż wyjdzie z płóciennego więzienia po drugiej stronie.. - Postaram się, ale o tym musisz z Wrzodem pogadać. No a co do gadania, to od teraz masz siedzieć cicho jak kamień w śniegu, inaczej to nigdy nie przejdzie. - Rzucił najemnik do Harem, a może Harley, w zasadzie nie był pewien jak mu się przedstawiła poprzedniego dnia, ale musiał przyznać że ten dzień zaczynał się dosyć ciekawie.





Poprzedniego wieczora, gdy kładł się spać w Strzale, wykosztowawszy się nieco ponad miarę jak na swoje standardy, ale chcąc ostatni raz przed wyprawą zasmakować luksusu porządnego wyra, nie sądził że dziewczyna będzie aż tak zdesperowana. Sięgnął do symbolu Płaczącego Boga, dociskając go na chwilę mocniej do skóry przez zbroję. Na co dzień miłosierdzie tak chwalone przez kapłanów Ilmatera, Jargo odbierał jako bezbolesne dobijanie rannych przeciwników na polu bitwy czy też niepoturbowanie jakiegoś czeladnika, który próbował obrazić jego zapijaczoną momentami mordę. W tym momencie główkował. Główkował gdzie wpasować te dwie dziewczyny, które miał w swoich bagażach. Nie mógł tego na pewno zaliczyć jako prywatną korzyść, może poza półelfką. Nie sądził że dziewczyna się zgodzi na jego propozycję, miała być głównie po to, żeby się odczepiła. Czy była tak naiwna, tak głupia, tak zdesperowana, czy może aż tak siebie nie szanowała, ciężko było powiedzieć. Wiedział jedno, prędzej czy później ktoś inny by się nią zajął lub skorzystał z propozycji dziewczyny. Te przemyślenia zajęły mu całą drogę do portalu a i tak do niczego nie doszedł. Zlokalizował swoich pracodawców i wziął jednego z luzaków. Wilk się gdzieś posiał, może i był bystry, ale zastanawiał się co ją łączy z dziewczyną. Ot kolejny kawałek układanki, który nie do końca mu pasował. Spojrzał na mniej dzikiego kuzyna Sarvena i ustawił się w kolejce. Starał się zachować pełen spokój, gdyby ktokolwiek znalazł którąś z przemycanych, miał zamiar się do niczego nie przyznawać.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 08-09-2013 o 17:25. Powód: Pan Poranka to nie Ilmater, pomyłka w nazewnictwie.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-09-2013, 02:13   #23
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Riviel siedziała przy oknie małego pokoiku, w którym się zatrzymała, a który miała opuścić już dnia następnego. Bezwiednie trącała palcami struny swojej lutni wygrywając na nich leniwe i ciche nuty. Wzięła instrument w ręce z zamiarem zagrania czegoś konkretnego, chociażby dla samego treningu, ale myśli pochłonęły ten zamiar. Teraz działo się dużo, och, tak dużo, co wcale nie było złe. Elfka zawsze cieszyła się jak wokół wirowały zdarzenia, bo właśnie ten ruch był tak bardzo inspirujący.
Miała wyruszyć wraz z innymi na pomoc obleganym Crowfieldom. Riviel zastanawiała się czy Lidia wierzyła w powodzenie misji sprowadzenia tej pomocy. Złota elfka uświadomiła sobie jeszcze w drodze do Darrow, że powierzono jej klejnoty, z którymi mogła równie dobrze odejść w swoją stronę, okradając z kosztowności jak i z nadziei na wsparcie.
Ostrzejsza nuta rozbudziła trochę bardkę.
Teraz była już w Uran, znalazła czarodziejki, zostały wybrane osoby mające pomóc oblężonym. Wymieniali oni swoje mocne strony, ale z ostrożności Riviel zakładała, że część z tego to przynajmniej przesadzone opinie na własny temat, jeżeli mieli szczęście. Ważne było żeby mogli się między sobą dogadać, chociaż miała wątpliwości czy z ludźmi pójdzie tak gładko. Niemniej elfce nawet przez myśl nie przeszło wycofywać się z powziętego zamiaru nawet jeżeli miałoby to wystawić na próbę jej cierpliwość do tej naprędce zebranej grupy. Czasami można przymknąć oko...
A już jednego z ludzi poznała trochę.
Hourun. Ku swemu niezadowoleniu potrzebowała tego człowieka. Była zdana na informacje, które mógł uzyskać, a przynajmniej w pewnym stopniu. Od jego działań nie zależało jej przejście przez portal, a jedynie możliwa oszczędność. Nie miała zamiaru bez sprawdzenia czy istnieją zabezpieczenia przeciw niewidzialności pakować się w portal. Mogła sobie narobić więcej szkody niż byłoby to warte. Kto wie czy nawet jeżeli zostałaby złapana na takiej próbie nie zostałaby niedopuszczona do przejścia przez portal nawet za opłatą? A może, co bardziej prawdopodobne, opłata zwiększyłaby się o karę lub o trochę czasu w areszcie. Tak, próbowanie na ślepo byłoby idiotycznym pomysłem przy takich okolicznościach. Była zależna od Houruna w pewnym stopniu... chociaż i tak zbyt wielkim jak dla Riviel. O wiele.
Bardka zerknęła w stronę łóżka, na którym rozłożony był arkusz papieru z zapisanymi dwoma linijkami drobnym pismem. Na jego widok elfka uśmiechnęła się do siebie wyraźnie z czegoś zadowolona.
Och, tak. To będzie ciekawe.

***

Nie mogło być tak pięknie.
Informacje jakie zdobył Hourun wykluczały możliwość przedostania się przez portal pod osłoną niewidzialności, co tak naprawdę nieszczególnie zdziwiło elfkę. W końcu gdyby nie było zabezpieczeń każdy mógłby bezpłatnie, nie licząc zapłacenia za eliksir niewidzialności, przejść do Darrow. Dowiedzieć się nie zaszkodziło, prawda? Zaklinacz, jakby dla pewności, zaproponował, aby udała się z inną grupą, jeżeli jednak zechce próbować przedostać się niezauważona przez portal na co Riviel westchnęła w duchu, a na głos spokojnie stwierdziła, że jednak opłaci swoje przejście.
Pozostawała jednak wciąż kwestia opłaty. Okazało się bowiem, że jeżeli udałaby się nie jako jednostka, ale z grupą członków gildii zaoszczędziłaby trochę. Przełykając swoją dumę, czym prawie się zadławiła, poprosiła Houruna, aby zabrali ją w tenże sposób. Uprzejmy zaklinacz zgodził i oboje poszli uiścić zapłatę za bardkę. Wydanie tych pieniędzy bolało, ale nie było innego wyjścia... a wkładanie do torby było poza wszelką dyskusją. Całkowicie poza dyskusją.


Stojąc wraz z innymi osobami z grupy w kolejce do portalu zastanawiała się nad tym co ich czeka, w jakiej sytuacji zastaną dwór i siły wroga. Wiedziała, że ta wyprawa będzie najlepszym sprawdzianem ich umiejętności i podda próbie słowa wypowiedziane niedawno przez zatrudnionych.
Kiedy wchodziła w portal przez myśl przeszło jej, że słowa jakie ona wypowiedziała też zostaną poddane tejże próbie. Gdyby nie była sobą mogłaby się zastanowić nad tym czy aby ta próba nie okaże się zbyt ciężka ale...
...cóż. Była sobą.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 10-09-2013, 20:51   #24
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Albriecht zapytany o swoje umiejętności wzruszył tylko ramionami.
- Jestem paladynem, cóż więcej mogę rzec. Dobrze posługuje się mieczem i tarczą, znam się nieco na leczeniu, całkiem nieźle dogaduję się z ludźmi... Hmmm... - Zamyślił się - Nie odczuwam strachu i nieustępliwie zwalczam wszelkie zło... To właściwie tyle, trudno określić w słowach nasze powołanie...

Zdawał sobie sprawę z tego, że być może zachował się nieco gburowato, ale każdy wiedział co dokładnie potrafił jego zakon, a on nie lubił się przechwalać pustymi słowami. Wolał, udowodnić swoje umiejętności w walce.

***

Paladyn wstał po skończonej modlitwie.
- To już jutro... - Powiedział cicho do siebie.

Nadal nie do końca rozumiał czemu tutaj był. Powinien być razem ze swoimi braćmi i planować kontrofensywę. Jednak rozkaz to rozkaz, bez dyscypliny zakon byłby niczym, więc chcąc nie chcąc znalazł się tutaj. Z osobami, których jeszcze do niedawna nie znał.

Trudno było cokolwiek o nich powiedzieć, ale z tego co zdążył wywnioskować każdego napędzały jego własne motywy i za wcześnie było wydawać jakikolwiek osąd na ich temat. Wiedział jednak, że na pewno nie będzie się zgadzał z postępowaniem części osób, które uważał za nazbyt lekkomyślne. W jego mniemaniu każda osoba powinna być w pełni skoncentrowana na ich misji.

Westchnął cicho.

Nigdy nie rozumiał dlaczego ludzie popełniają takie błędy. To oni sami proszą się o większość nieszczęść, które ich spotyka - często brakuje im wyobraźni i nie dostrzegają potencjalnych konsekwencji swoich czynów, a swoimi decyzjami często wpędzają innych w podobne tarapaty. I tak oto błędne koło się zatacza.

Z drugiej jednak strony to właśnie dlatego na tym świecie potrzebni są paladyni i jeśli ktoś ma pokazać całej drużynie właściwą ścieżkę, być pochodnią, która rozświetli mrok i zmotywować ich do działania, kiedy sytuacja będzie wydawała się beznadziejna to powinien to być właśnie rycerz zakonu.
- Może powinienem potraktować to jako przymusowe wakacje...


***

Stawił się przy portalu jako jedna z pierwszych osób. Cenił sobie punktualność, a poza tym nigdy nie brał ze sobą zbyt dużo przedmiotów - to by tylko niepotrzebnie go spowalniało.

Po raz kolejny sprawdził czy wszystko było w idealnym stanie. Nikt nie wiedział dokładnie kto czeka na nich po drugiej stronie portalu - a on zawsze starał się byc przygotowanym nawet na najbardziej abstrakcyjne sytuacje.

Po krótkiej chwili uznał, że jest gotowy.
- Niech to się już zacznie... - Powiedział zniecierpliwiony.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 10-09-2013, 22:14   #25
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
post wspólny

Młodą czarodziejkę jakby wmurowało. Tua trochę zbyt gwałtownym gestem powstrzymała konia, ten prychnął niezadowolony. Dziewczyna przełknęła słowa posłańca i spojrzała na nią zimno, z widocznym niezadowoleniem.
- Rozkazy odebraliśmy w samej Gildii, jak mogły zostać sfałszowane? Ma pani jakiś dowód na potwierdzenie swoich słów?
- Jej ton był zimny, ale drgała w nim nuta irytacji.
- Kurwa mać… - Hourun odezwał się równocześnie z Tuą; słowa kobiety gwałtownie podniosły mu ciśnienie. Zwykle trzymał emocje w ryzach, ale teraz nie wytrzymał. Zamknął jednak gębę pozwalając czarodziejce mówić, a jednocześnie oceniał sytuację.

- Nie znam jej, a nie mamy czasu na gadki! - odezwał się po chwili do Tui - wiedział że dziewczyna praktycznie nie zna czaromiotów w Królestwie, w przeciwieństwie do niego. A przynajmniej ich części.
-Tak, mam. Oto dokument od Sekretarza Gildii Magów. - Elaine wyciągnęła z tubusu dokument. Była zirytowana niesamowicie, że postawiono ją w roli posłańca, a co najwidoczniej dodatkowo posłańca złej nowiny. #
Tua wzięła do ręki zwój. Pismo było trochę niewyraźne, jakby pisane w pośpiechu. Jednak pieczęć nie budziła żadnych wątpliwości. Szybko przebiegła wzrokiem dokument i podała go Meave i Hourunowi. Dostali dwa sprzeczne rozkazy. Jeden listownie, a drugi ustnie od urzędnika, poparty odpowiednimi dokumentami, a do tego w samym budynku Gildii. I co teraz? Czarodziejka rzuciła pytające spojrzenie w stronę towarzyszy.
- W Darrow też jest filia Gildii.

Elaine wzruszyła ramionami. Nie zamierzała wtrącać się w niejasności pomiędzy zarządcami Gildii a jej członkami.
-Pani, zrobicie co uważacie za słuszne. Sekretarz Gildii wspominał o tym abyście pozostali w Uran, ale decyzje wraz z jej konsekwencjami pozostawiam wam i waszym towarzyszom. - To był kolejny powód dla jakiego wszelkie hierarchie i tego typu wynalazki były tym od czego zawsze trzymała się z daleka.

Hourun do tego momentu ochłonął i zdążył zamienić kilka słów z Maeve.
- Skoro doszło do fałszerstwa to niech Gildia to wyjaśni! - rzucił kobiecie - Przenosimy się do Darrow i czekamy do jutra do południa na przybycie kogoś kogo znamy, potem wyruszamy zgodnie z rozkazami!
-Wybacz panie, ale nie jestem kurierem. To, że dostarczyłam tę informację zrobiłam wyłącznie z uprzejmości. Jeśli chcecie wyjaśniać cokolwiek z Gildia, to wyjaśniajcie państwo we własnym zakresie
.
Jeszcze tego tylko brakowało by została wciągnięta w jakieś nieporozumienia pomiędzy magami.

Tua ugryzła się w język. Już miała rzucić niemiłym komentarzem. Za dużo przebywała ostatnio z Meave, chyba udzieliło jej się coś z charakteru przyjaciółki. A sposób wysyłania tak ważnych dokumentów… Karygodne.
- Co?! - Hourun nie wierzył własnym uszom - Przechodzimy! Wyślemy z Darrow list przez kogoś kto będzie korzystał z teleportu - rzucił już do Tui.
Czarodziejka skinęła głową i już nic nie mówiąc zwróciła się do teleportu.
Elaine zaczęła wyjeżdżać z tłumu gawiedzi. Bohaterowie bohaterami, ale pyszałkowatości i traktowania innych z góry nie znosiła.


Albriecht dał reszcie znak, że zaraz do nich dołączy.
-Wybacz moim towarzyszom ton… Wszyscy są dzisiaj strasznie nerwowi - Powiedział grzecznie - Wiesz może czemu zmienili decyzję?#
Elaine spojrzała na grupkę osób jakie widziała wczoraj w karczmie. Ów złotousty młodzieniec najwyraźniej miał jakieś wątpliwości.
-Wybacz panie, ale nie wiem nic o zmianie decyzji waszych towarzyszy, moim zadaniem było dostarczenie wiadomości, co też zrobiłam.
Bardka była coraz bardziej zirytowana całą sytuacją.
Jargo skorzystał z zamieszania, skoro jednak mieli przechodzić, poprowadził Wrzoda do teleportu, trzymając Dzikusa krótko na smyczy. Sytuacja była mu całkiem na rękę.
Paladyn kiwnął głową.
-Więc jeśli możesz, gdyby cię o nas pytali, powiedz im, że nie zostawimy nikogo w potrzebie i jeśli chcą mogą dalej siedzieć bezczynnie. Tymczasem jeśli pani pozwoli udam się wraz z resztą, było mi bardzo miło panią poznać - Skłonił się uprzejmie i ruszył w stronę teleportu.
-Niestety, ja opuszczam to miasto, w przeciwieństwie do was panie, nie mam tu towarzyszy.
Moja niechciana rola kuriera skończyła się w tym miejscu. Miłej podróży do Darrow.
nie zamierzała ponownie być traktowana jak chłopiec na posyłki któremu na dodatek się nie płaci.

Skinęła głową i ruszyła w przeciwną stronę.
Dotarłszy do Srebrnej Strzały zamierzała wysłać informację do Sekretarza Gildii o fakcie opuszczenia przez jego jakże cennych bohaterów Uran, chodź być może już magowie podrzemujący teleport swoimi kanałami poinformowali o zaistniałej sytuacji.
Uran jak nigdy dotąd zaczęło powodować u niej niechęć.
Zapłaciwszy umyślnemu posłała go z informacją.
Wyszła z karczmy myśląc już o drodze.
Skierowała Cobby w stronę doków. Dużo słyszała na temat wiedzy przechowywanej w Bibliotece, więc tam właśnie zamierzała się udać, a najwygodniej będzie zrobić to rzecznym traktem.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 11-09-2013, 23:09   #26
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Helfdan bardzo nie lubił skazywać się na towarzystwo innych… i to w dodatku tak odległych światopoglądowo typów jak ci tutaj … no już nie wspominając o tak licznych przedstawicielkach płci przeciwnej. W dodatku tej specyficznej jej kategorii, która nie przejmowała się życiem w siodle i wielce powabnym zapachem spoconego konia na sobie, sikanie po krzakach czy dni bez kąpieli… nie wspominając już o czarodziejkach, bo to była już absolutnie inna kategoria w kategorii. Z drugiej strony na bezrybiu to i rak ryba. Niemniej jednak póki, co wszystkie były czyste i pachnące… i prezentowały się dość apetycznie. Dlatego znad pochłanianych potraw raz za razem i w dodatku zupełnie bezskrępowania rzucał śmiałe spojrzenia . Oceniając z kim ma do czynienia , a właściwie jakie kto ma walory poza ładną buźką . Rzecz jasna nie uszła jego uwadze przemiana Tu i, która od ostatniego ich spotkania prezentowała się znacznie bardziej kobieco.

Mówił mało… bo i takie gadanie uważał za bezproduktywne. Siłą rzeczy jednak słuchał i jako żywo przypominał sobie rozmowy jakie odbywały się w drużynie zmierzającej do Pyłów. Dlatego oprócz jedzenia podlewał sobie sporo wina tak żeby łatwiej mu było to wszystko zdzierżyć. Hourun w jego mniemaniu miał coś w sobie ze Złocistego... liczył, że tylko ciekawość, bo jak szlachetność też to się będą często głośno ze sobą rozmawiać. Trochę go natchnął duchem optymizmu po wymianie zdań, jakie zamienili w cztery oczy. Bardzo pragmatycznie podchodził do odzyskania kasy za transport najemników... niestety trochę to stało w opozycji z kudłatym tropicielem. No, ale każdy wiedział jak jest a nie ściemniali sobie w żywe oczy. A reszta... hmmmm trudno było powiedzieć. Najemnika znał, ba nawet go polecał więc za dużo złego nie mógł o nim powiedzieć. Tym bardziej, że myślał bardzo trzeźwo... wręcz cholernie! Łowca, podobała mu się jego krnąbrność, miał twardy kark mimo to jednak bardzo łatwo wyciągał rękę po jałmużnę... a to bardzo słabe zestawienie. Paldyn jak to paladyn... półelf nie wiedział jak się tacy rodzą, ale widział jak umierają. No i jeszcze ten grzeczny, cichy młodzik... Każdego z nich i tak pozna po czynach, a nie słowach czyli nie zaprzątał sobie teraz tym głowy.

Po tym, co usłyszał to pewnie nie zdecydowałby się ruszyć z taką grupą… Jednak chęć dopadnięcia Herso była zbyt kusząca. Gonił bezskutecznie za tą gnidą od wielu tygodni. Szukał najmniejszej wskazówki czy najbardziej błahego trop u … i nie miał tego wiele. Prawie nic. Aż tu nagle taka niespodzianka! Ten obsraniec siedział w odciętym przez orki forcie i pilnował jakiejś szlachcianki. Nie mógł podjąć innej decyzji. Musiał jechać i z nim się rozmówić. Grupa była bądź, co bądź przydatna w realizacji tego celu… może nie wszyscy wydali mu się właściwi do tego typu roboty. Ale jak się nie ma, co się lubi to się jedzie, z kim popadnie. No i mimo wszystko stanowili sporą siłę. W szczególności zaś trójka czarodziejów, których już miał okazję poznać wcześniej . Na jego oko to mogliby być w stanie i rozbić jakaś taką dwudziestoosobową grupkę orków.

Niemniej jednak nie zamierzał marnować więcej czasu niż potrzeba. Wypił, co miał wypić. Zjadł, co miał zjeść. Powiedział, co miał powiedzieć. Pożegnał się nim jeszcze wieczór był młody... informując, iż rano będą pod teleportem. W drodze powrotnej wręczył swojemu towarzyszowi sakiewkę. - Jutro rano bądź gotów... a tu masz i idź się zabawić bo coś mi się wydaje że z tymi świętoszkowatymi elfkami w drodze to se nie pociurlasz. Poklepawszy go po plecach ruszył w swoją stronę. Zupełnie ignorując odpowiedź półorka zakończoną wesołym śmiechem - Ty też, Helf ty też!

***

Wrócił pod adres, który stał się jego stałym adresem bytności. Od powrotu z Pyłów… a właściwie Atmeeil, bo tam przez kilka tygodni zażywał elfie miłości. Lecząc skołatane serce, zszargane nerwy, siniaki i otarcia… a przede wszystkim wielotygodniową absencję seksualną. Helfdan o elfkach mógł powiedzieć wiele… jednak mówił mało, bo cenił sobie ich towarzystwo, mało dziewictwa a wiele lat na doskonalenie umiejętności przy jednoczesnym zachowaniu gładkości i jędrności. Połączenie prawie, że idealne… ale tylko prawie. Dlatego częściej spędzał czas u Meya’i będąc w Uran… dużo dni i dużo nocy… rzecz jasna nie wszystkie. Miasto oferowało też wiele przyjemności gdzie indziej dlatego był znany i widywany w zamtuzach, szulerniach czy szynkach. Natury nie oszukasz… jak to mawiał Helfdan.

Kiedy wrócił zażyczył sobie od służebnej dziewki kąpieli. Gorącej w dodatku. Bo niestety nie prędko będzie mu dane wymoczyć pogruchotane kości. I siedział tak długo aż się nie całkiem nie pomarszczył a woda nie przestała parować.

Wszedł do sypialni zostawiając za sobą mokre ślady.
Czekała na niego, chodź powinna już spać.
Wiedziała o jego planach nim się odezwał.
Była zła. Mimo, iż nigdy nie oczekiwała od niego że będzie tak naprawdę jej. Nie mogła tego chcieć.
On też tego od niej nie oczekiwał.
Czasem miał wrażenie, że wiedziała o jego przeszłości i przyszłości znacznie więcej niż on sam. Niż by tego sobie życzył.
Znał takie jak ona… mógł żyć z jej przeszłością.
Nie był zazdrosny o minione dni… tak jak ona o teraźniejsze i przyszłe miłostki.
Nigdy mu nie powiedziała dlaczego zdecydowała się nosić jego dziecko.
Była jedyną kobietą jaką poznał i mógł z nią być. I był... a ona nie oczekiwała, że nagle się stanie kimś, kim nie był.

Oczywiście nie znaczyło to, że jak każda baba miała swoje humory i nie zrzędziła mu.


- Tam masz fiolkę z trutką na orki. Zapewne ci się przyda. Jej głos zawierał więcej jadu niż większość zgromadzonych tutaj trucizn razem wziętych. Kobiety niezmiennie go zadziwiały. Wiedziała, że tak musi być, zrobiła dla niego coś co mu się przyda... ale jednocześnie zdecydowała się mu tym rzucić w twarz. Zamiast powiedzieć "prosze to dla ciebie".

- Jasne, dzięki. Może skończyłabyś na jakiś czas z tymi miksturami? Odpowiedział zmęczonym głosem. Usiadł na skraju łóżka przypatrując się uważnie kobiecie. – To niezbyt zdrowe.

- Może. Odpowiedziała… tak przynajmniej myślał przez chwilę. – Może nie będziesz gzić się po krzakach z jakimiś przechódkami? Masz też tam maść… jak coś złapiesz od tych cnotek.

- Może… wbijesz do tej mojej kudłatej głowy dlaczego powinienem wrócić do twojej sypialni?


I wbiła.
A on ugasił jej żądzę i pożądanie…

Byli siebie warci.

***


Przy teleporcie był o czasie.
Umówił się to był. Wraz ze swoim półorczym towarzyszem, wierzchowcami, luzakami, psami, Ptaszyskami i całą kupą mniej lub bardziej potrzebnych gratów.

Musiał się przeciskać przez tłum jaki się już zdążyć zebrać. Właściwie to nie wiedział po co tutaj tyle gawiedzi. Przecież połowa z nich nie miała wystarczająco dużo złota żeby skorzystać z usług magusów… no ale byli, stali i zawadzali. No i rzecz jasna wytykali ich palcami… bo ork, bo bohater z Pyłów, po przeleciał córkę tego czy tamtego… bo przegrał zakład o trzy tysiące sztuk złota… bo wygrał w kości osiem… eh ci malutcy…

Przywitał się z obecnymi. Zamieszanie jakie wywołała kobieta właściwie mogła spowodować tylko jedną reakcję. – Jedziemy! Spiął konia ostrogami i przeszedł przez magiczne przejście…
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 11-09-2013 o 23:15.
baltazar jest offline  
Stary 13-09-2013, 00:15   #27
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Hourun przeciągnął się tak że aż mu coś chrupnęło w kręgosłupie. Łóżko jęknęło pod jego ciężarem gdy podnosił się do pionu. Poprawił pierzynę na śpiącej smacznie Mewce. Beauregard wychynął zza łóżka i skoczył na stolik, skąd przypatrywał się zaklinaczowi paciorkowatymi, zimnymi oczami. Ragnvaldr po raz kolejny wspomniał dlaczego akurat takie stworzenie wybrał na towarzysza.

Odpowiedź była prosta i zarazem trudna do wytłumaczenia komuś postronnemu.

Pająk poruszał się nieznacznie w czasie gdy jego pan ubierał się i zbroił, rozglądał się czujnie. Prawda - Sherin i Łobuz polubili się i razem dokazywali, ale psychika Beau była zbyt odmienna, jego wygląd - zbyt odstręczający, by pseudosmok i kot uznali go za swego. Hourun rozumiał to. Łobuz leżał przy nogach dziewczyny rozwalony jak panisko.

- Wychodzę - zaklinacz nachylił się i szepnął, po czym przygryzł płatek uszka ukochanej. Gdy wywołało to jedynie stłumione mruknięcie odchylił pierzynę i przesunął ustami po szyi i ramieniu dziewczyny. Spróbował dobrać się do dekoltu i kuszących krągłości ale wobec coraz bardziej zdecydowanego oporu stawianego przez szczupłe, silne łapki musiał kontentować się wspomnieniem wieczornych rozkoszy.
“Wyjazd od Talaudrymów ma swoje zalety” - pomyślał spoglądając z uśmiechem na buzię zaklinaczki i jej otwierające się już oczęta. Tutaj nie musieli wymykać się chyłkiem do swoich pokojów przed nadejściem świtu.
- Zamknij za mną drzwi - polecił. Beau przeskoczył mu na ramię gdy podnosił halabardę.
- Niedługo wrócę.



Bramy były już otwarte i zaklinacz nie marudził po drodze, nie tracił czasu. Pilnie przyglądał się przechodniom i przybyszom; wojna jeszcze nie dotknęła Uran tak jak północy kraju, ale to się mogło łatwo zmienić. Usiłował wydedukować jakie nastroje panują w mieście. Ale jego myśli dryfowały w kierunku wyprawy...

Dziwnym mu się wydawało że wszyscy troje otrzymali przydział do obrony dworu de Crowfieldów. To że słoneczna elfka przyniosła prośbę o pomoc - niepokojące skojarzenie z Pathoxem budziło, z tym arystokratycznym sukinsynem i zdrajcą w jednym. Za pieniędzmi zwykle zbytnio nie wypatrywał, ale konieczność najęcia ludzi i użycia teleportu dla oszczędzenia czasu w niwecz fortunę Maeve obróciły, a wraz z nimi plany jakie oboje poczynili...

Ale nijak było się odwrócić od Crowfieldów. Był winien pomoc córce Elidora - przyjaciela z wyprawy do Levelionu - którego nie przestawał wspominać obok innych zdradziecko uwięzionych i zabitych. A Maeve i Tua były równie zdeterminowane ratować ciężarną przyjaciółkę z opresji.

Więc zabrali się do dzieła i teraz raz jeszcze przeglądał w pamięci listę przygotowań. Najemnicy. Wierzchowce i podróżny dobytek od Helfdana. Podkucie stada mułów i koni. Zakup żarcia, obroku, broni, leków, komponentów i magicznego osprzętu. Zaklepanie na dziś transportu do Darrow, sprawdzenie tego i owego dla wyniosłej pannicy, Riviel…

Wspomnienie elfiej bardki sprawiło że zacisnął szczęki. Z jednej strony wylazła z niej wczoraj arogancja chuderlawego, leśnego ludku, z drugiej była zdeterminowana powrócić do dworu … i zapewne pomóc w drodze. Oby. Odruchowo spojrzał na swe okryte rękawicami dłonie które wyleczyła zaklęciem. Nagle naszła go ochota by przełożyć ją przez kolano i wlać jej kilka klapsów na gółkę w tę chudą pupkę. Może to by starło z niej trochę tego wlokącego się za złocistymi ostrouchami nadęcia? Czas pokaże czy da się z nią wytrzymać. Tak samo jak z Helfdanem, choć w jego przypadku chodziło raczej o to że nie można mu było ufać. W końcu półelf dwa razy odwrócił się dupą do towarzyszy. A rozmowa sam na sam wcale nie poprawiła Houruna o Helfdanie mniemania, tak samo jak jego półorczy … towarzysz.
- No to mamy jasność, czego po sobie oczekiwać możemy - odpowiedział na koniec tropicielowi, gdy ten swoje racje wyłuszczył - W takim razie nam nic do ciebie i twego człeka, ale i tobie nic do nas i ludzi których najęliśmy.

Rozstali się też obojętnie, bo choć dzięki odkupieniu od półelfa zwierząt i dobytku dziewczęta oszczędziły na wydatkach, to leśnik za teleport też mniej zapłacił dzięki wstawiennictwu zaklinacza. Byli więc kwita.

Mruknął coś pod nosem, zdając sobie sprawę że zatopiony w myślach dotarł do lasu. Czas było się trochę wysilić.



Bieg w pełnym rynsztunku na podobieństwo dawnych hoplitai z krain Południa rychło wybił Hourunowi wszelkie zmartwienia i wspominki o nadętej elfiej bardce … o całkiem przyjemnym głosie i liczku, co zaklinacz musiał przyznać w cichości ducha. Teraz koncentrował się jak zwykle na tym by czym prędzej wrócić do formy i sprawności. Jakimi cieszył się przed śmiercią...

Po tym jak szybko pot zaczął zlewać mu ciało a oddech się rwał, poznawał że dopiero w części udało mu się odzyskać siły, a pobyt przez zimę w gościnnym domostwie państwa Talaudrym wcale w tym nie pomógł. Najzwyczajniej w świecie spasł się i mięśnie mu osłabły. Dlatego też z determinacją dźgał, uderzał i rąbał masywną bronią markując ciosy, wprawiając się na powrót we władaniu halabardą, przyzwyczajając się do wysiłku.




Ćwiczył na środku polany, pilnując by żadnego z drzew nie uszkodzić zwyczajem ludu z którego się wywodził. Nieco w kontraście do pochodzenia używał ciężkiej, masywnej halabardy miast miecza czy topora, ceniąc ją za możliwości jakie dawała wprawnemu wojowi. Grot do dźgania niczym włócznią, topór do rąbania, hak - do zaczepiania o ciało czy ekwipunek przeciwnika, drzewce do parowania... Broń zamieniła się w rozmazaną smugę otaczającą go z każdej strony. Niejasno wyczuwał Beau i jego łowiecką gorączkę, gdy pająk przemykał po pniach i gałęziach szukając pożywienia.

Naraz zamarł. Sam nie dostrzegł, nie usłyszał niczego, ale pajęczak miał zmysły dużo czulsze od niego i teraz ostrzeżenie przemknęło od chowańca do pana. Ktoś - lub coś - był w pobliżu, chował się między drzewami albo w gęstwinie.

Hourun powoli rozejrzał się aż w końcu spoglądał w stronę wskazaną przez Beau. Uniósł halabardę i wymierzył jej grot w tamtym kierunku, “zachęcając” ukrywających się, dając znać że jest świadom ich obecności. Czekał cierpliwie, przysuwając się do drzewa i uspokajając oddech. Pot spływał mu po twarzy i całym ciele prawdziwą rzeką.

Cokolwiek czaiło się między drzewami po dłuższej chwili wycofało się, a przynajmniej Beau przestał to dostrzegać. Hourun zastanawiał się czy wysłać pająka w ślad za tajemniczym ktosiem, ale zrezygnował. Mógł to być jakiś bandyta albo uciekinier gnieżdżący się z braku środków poza miastem, zresztą - ktokolwiek. Jakiegoś drapieżnika również nie mógł wykluczyć, choć by cokolwiek z dzikich stworzeń tak blisko miasta podeszło trudno mu było sobie wyobrazić.

Zaklęciem oczyścił i wysuszył odzienie i powędrował do miasta, z pająkiem na ramieniu i z czerwoną od wysiłku twarzą. Widok kręgu teleportacyjnego przypomniał mu że miał popytać, poszukać informacji o działaniu artefaktu i przekazać je Riviel. Tak też zrobił.

Oznajmił dziewczynie to czego się dowiedział - o niwelacji zaklęć niewidzialności, o innych zabezpieczeniach, karach nakładanych na przyłapanych. Z dobrze maskowaną ciekawością przyglądał się jej buzi gdy zastanawiała się nad wieściami. Myślał że ją to zniechęci, ale dziewczyna była zdeterminowana. Zdecydowała się zapłacić za siebie i nie marudziła zbytnio - choć kobiety marudzenie i zrzędzenie mają we krwi od stworzenia świata - co wywołało jego niechętne uznanie.



Czekając na przejście pilnował wierzchowców, mułów i dobytku oraz spoglądał po towarzyszach. Jego wzrok prześlizgiwał się po sińcach na twarzach mężczyzn, sprawdzał ich broń i zbroje, badał zwierzęta pozostające w ich pieczy.
- Coś dużo mają tych zwierzaków - odezwał się do Tui i Mewki, wskazując ruchem podbródka psa i wilka. Kręciły się one przy nogach Jargo, strasząc juczne i wierzchowe zwierzęta. Razem z Beau na jego dłoni, Łobuzem i Sherinem tworzyły wcale liczne i bardzo różnorodne stado. Dokładając do tego jeszcze psiarnię Helfdana… prywatne zoo można by już zakładać.

I tak nie przykuwały jego uwagi tak jak kobiety w drużynie...

Uśmiechnął się do ukochanej, a widząc że Tua w ślad za przyjaciółką spogląda na niego skinął jej uprzejmie głową. Wyczuwał rezerwę dziewczyny i za nic nie mógł dojść z jakiego powodu. Zapewne takiego że na jej oczach został przywrócony z martwych, ale nie wykluczał czegoś innego. Coś w Pyłach zaszło, coś co gryzło i Maeve, i Tuę.

Oderwał wzrok od obu ślicznotek, przeniósł spojrzenie na Riviel. Jego twarz stwardniała gdy przyglądał się jej egzotycznym rysom i jasnym włosom okalającym buzię. Zastanawiał się co się kryje pod maską obojętności Tel’Quessir i jaką biedę na nich sprowadzi.

Tu również po niedługiej chwili odwrócił spojrzenie. Przyszłość pokaże. A teraz zbliżała się kolej na ich przejście przez teleport i zgodnie z tym co ustalił z Maeve i Tuą zaczął się ustawiać na końcu ich grupy, by przypilnować zwierząt. Riviel wykupiła transport ale i tak przywołał moc wykrywania pasm Splotu; na wszelki wypadek, gdyby kto inny próbował wmieszać się między ich liczną grupę. I właśnie wtedy jakaś kobieta przypałętała się znienacka i w jednej chwili wprowadziła zamęt i nerwy, potwierdzając niezrównany talent niewiast w tej materii...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-09-2013 o 09:25.
Romulus jest offline  
Stary 13-09-2013, 01:59   #28
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Uran
Dzień wyjazdu Bohaterów


Elaine wzięła Coby za uzdę i wyprowadziła ze stajni. Miasto tętniło życiem; na ulicach robiło się coraz tłoczniej, ale w okolicy gospody było jeszcze dość pusto. Mimo to akurat na nią musiało napatoczyć się dwóch pijaczków, którzy w miłosnym uścisku zatoczyli się wprost na nią raz i drugi, spychając w stronę wąskiej alejki między dwoma domami. Bardka ściągnęła gniewnie brwi, gdy do jej nosa doleciał odór niemytych ciał i przetrawionego alkoholu. Ledwie ranek minął a ci już ubzdryngoleni! Przeszła na drugą stronę klaczy by odgrodzić się od pijaków i przeczekać ich chwiejny marsz w niewiadomym kierunku. Naraz poczuła, że silne ręce łapią ją za twarz, zakrywając nos i usta, tłumiąc krzyk; a kolejne szybko podcinają nogi, podnosząc ją do góry. Napastnicy sprawnie ponieśli ją wgłąb zaułka; choć wiła się, próbując kopać i gryźć na niewiele się to zdało. Porywacze wyraźnie mieli wprawę; jedyne co udało jej się osiągnąć to dostać pięścią w twarz. Kątem oka zobaczyła, że domniemani pijacy prowadzą jej konia.

Po kilkudziesięciu krokach Elaine została rzucona na ziemię.
- Ani pisnij - ostrzegł chrapliwie jeden z napastników przykładając jej nóż do gardła. Kobieta ostrożnie rozejrzała się; nieopodal na bruku leżał młody chłopak - ten sam, którego posłała do Gildii. Wykręcona pod nienaturalnym kątem szyja jasno wskazywała na to, że próby pomocy nie przyniosą skutku.
- Tsst, tsst, widzisz, pani, coś narobiła? Trzeba było ruszyć swoje ponętne cztery litery i samej zanieść wiadomość, to otrok by żył. Szkoda, wielka szkoda…

Bardka uniosła głowę. Stojący przed nią mężczyzna teraz górował nad nią, lecz gdyby stała byłby zapewne jej wzrostu. Ubrany w dobrej jakości odzienie zupełnie nie pasował do oprychów, którzy ją złapali. Wymowa również sugerowała człowieka z wyższej klasy społecznej; a przynajmniej dobrze wykształconego. Spod kaptura patrzyły na nią intensywnie niebieskie oczy, osadzone w przystojnej twarzy.



- Nie lubię niepotrzebnego zabijania - westchnął, po czym zwrócił się do zbirów. - Do worka, kamień i do Jeziora. Oboje. Rybki sobie podjedzą, to i tłustsze będą… dla wojska - zachichotał z własnego dowcipu, po czym spojrzał na nią. - Przykro mi, że tak się stało. - uniósł dłoń, lecz zatrzymał w pół gestu. Jakiś cień przemknął po jego twarzy, lecz szybko zniknął. - Czas na mnie - rzucił mężczyznom mieszek i podśpiewując "Darrow, Darrow" oddalił się w stronę głównej drogi. Elaine spróbowała coś powiedzieć, spytać, lecz sztylet naciskający na krtań skutecznie udaremnił te próby. Poczuła jak po szyi spływa jej stróżka krwi.

Gdy nieznajomy zniknął oprychy spojrzały po sobie.
- Dawej tamtego do wora, a te ucisz coby się nie ciskała. Jeno czysto! - zarządził jeden. Trzymający bardkę zbir uniósł pięść, ale zmienił zdanie i tylko zakneblował kobietę, po czym zarzucił jej worek na głowę i obwiązał liną jak prosie.
- Szkoda dzierlatki dla rybków.
- A co, ciupciać ci się zachciało? Ubić mielim, to ubijem - na wpół uduszona przez knebel i worek bardka z trudem skupiała się na słowach.
- Eee… ni, ale szkoda.
- Masz, kumie, łaszki swojej babi weź - mordercy najwyraźniej dobrali się do zawartości jej juków.
- Zdurniał! Tu wybebeszać bedzisz? Żeby nas straż przydybała? Na kobyłe z nimi i do doków! - Elaine usłyszała jeszcze stęknięcie gdy któryś z mężczyzn podnosił ciało posłańca, po czym celny kopniak pozbawił ją przytomności.

Ocknęła się w jakimś składzie śmierdzącym starymi szmatami i rybą. Zdjęto jej z głowy worek, pozostawiono jednak knebel i sznury. Bieliznę również.
- Ni podoba mi si to. Umowa to umowa - doszło ją zza ściany.
- Daj pokój, kto si dowi? Przecie widać, że nietutejsza. A Latisre dobrze płaci.
- Za baby?
- Za baby!
- Ale po co?
- Pono barbary dzikie z gór za baby płacą, bo swoich mało mają.
- E, głupis - odezwał się trzeci głos. - On je orkum na ofiare dla ich boga sprzedai.
- No to jej ni wiźmie; za stara na dziwice. Zresztom dla orków jij dać nie powinni my; w końcu nas zeżryć chcą, to niech bogowie nam sprzyją a nie im.
- Gupiś mówię. Przecie jak naszą babe zarżną, to się nasi bogowie wkurzą i nom sprzyjoć bedą.
- Tyż rocja…
- Te - odezwał się po chwili ciszy pierwszy. - A Latisre to potworami nie kupczył?
- Kupczył, kupczył. Ale tera nikt na durnoty złota nie wydaje. Zresztą po tym, jak na ostatnim Srebrnym Jarmarku ktosik mu ([D&D] Opowieści z Królestwa Pięciu Miast. Opowieść pierwsza)smoki powypuszczał i z torbami puścił, to profesyje zmienił i za ludzi i nieludzi się wzion.
- Aaaa!

Dalsze plotki przerwało pojawienie się ostatniego z porywaczy. Szybka wymiana zdań - i bardkę ponownie załadowano do wora; tym razem wrzuconego na dwukółkę i przykrytego jakimiś pakunkami. Po dłuższym czasie wóz wtoczył się do pomieszczenia i z Elaine ściągnięto worek.
- Niezła. Biorę. Ale za siniaki odliczę - pobliźniony mężczyzna koło czterdziestki zmierzył pobitą bardkę obojętnym wzrokiem i wręczył porywaczom chudy mieszek. Chwilę potargowali się jeszcze o co lepsze rzeczy z dobytku Nightsong, po czym zadowoleni bandyci opuścili wozownię. Wamar de Latisre nie zaszczycił swojego nowego nabytku kolejnym spojrzeniem, mimo że Elaine starała się zwrócić jego uwagę. - Szkoda, że się w Darrow nie przypałętali; ale żal dobry towar zostawiać. Do torby z nią. Zaraz mamy transport - rozkazał stojącemu obok pachołkowi i wyszedł. Ten wyciągnął ze skrzyni sporą skórzaną torbę, rozciągnął troki i - starannie unikając patrzenia na ofiarę - zarzucił kobiecie na głowę. Elaine odruchowo zaczerpnęła tchu - na tyle na ile pozwalał jej knebel - lecz zamiast dusznej ciasnoty torby poczuła tylko pustkę i nicość, bez światła, upływu czasu, bez dotyku, ani zapachu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 16-09-2013 o 13:10.
Sayane jest offline  
Stary 13-09-2013, 15:25   #29
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post


Darrow

Dzień wyjazdu z Uran i kolejny
Soundtrack


Zbiorowa teleportacja nigdy nie jest zbyt atrakcyjna; nawet dla osób przyzwyczajonych do magicznych podróży. Nieprzyjemnemu uczuciu zapadania się w nicość towarzyszy równie - jeśli nie bardziej - nieprzyjemna obawa, że może właśnie tym razem magia zawiedzie. Choć stacjonarnym teleportom zdarzało się to niezmiernie rzadko; opowieści o fragmentach ludzi wypadających z portalu były już raczej legendą, nie faktem. Dlatego też nikt - zwłaszcza ci, którzy korzystali już z dobrodziejstw szybkiej podróży - nie spodziewał się problemów… nawet takich problemów.

- Co, kur… - Kerstan nie zdążył powiedzieć nic więcej; zgiął się wpół i zwymiotował pod końskie kopyta. Reszta podróżników również zajęta była zwracaniem zawartości swoich trzewi. Jedynie Albriecht, Hourun i Dohgar z trudem trzymali żołądki na wodzy. Wszystkim kręciło się w głowach, a kurczowo uczepiona swojej klaczy Tua wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Jedynie zwierzęta przetrwały podróż bez widocznego uszczerbku na zdrowiu.
- Nie na runy! Nie na runy!! Won! won! - nieapetycznym odgłosom towarzyszyły wrzaski portalowych czarodziejów i kpiące gwizdy gapiów. Drużyna z trudem zwlekła się z kręgu; przynajmniej z przejściem przez tłum nie mieli problemów - ludzie błyskawicznie rozstępowali się przed nimi. Podróżnicy odeszli kawałek od portalu i zatrzymali na wolnym skrawku pola.
- To zawsze tak wygląda? -Triel przepłukał i otarł usta, i spojrzał po pracodawcach. Maeve zdołała tylko pokręcić głową.
- Może TO jest powód - Riviel wskazała na jeden z worków na mule Jargo; tobół szamotał się podejrzanie energicznie. - Mamy pasażera na gapę!

Najemnik z wyrazem absolutnego zdumienia na twarzy rozwiązał worek z paszą, z którego wraz z ziarnem wypadła… Harley, druidka nieprzyjęta poprzedniego dnia do grupy. Wilk podbiegł i usiadł obok swej towarzyszki, która właśnie wyrzygiwała wnętrzności pod kopyta muła - ten przyjmował ową pieszczotę ze stoickim spokojem. W tej chwili Harley nie obchodziło, że została odkryta i wszyscy widzą ją w tak pożałowania godnym stanie. Nie czuła nawet bólu siniaków, które nabił jej Hourun, sprawdzając kijem zawartość bagaży. Myślała tylko o tym, że wreszcie może sobie ulżyć - gdyby zarzygała ziarno Jargo by ją przecież chyba zabił!
Hourun surowo spojrzał na gapowiczkę i Ferna.
- No to mamy do pogadania…

***

Podczas gdy zaklinacz załatwiał sprawę Harley i Jargo reszta miała okazję rozejrzeć się po okolicy. Teleport znajdował się - jak w większości miejsc - poza miejskimi murami, które wznosiły się wysoko nad okolicą. Grube, z wewnętrznym tunelem, licznymi otworami strzelniczymi, solidnymi basztami i blankami, tak różne od zwyczajnych murów Uran czy Esper przypominały, że w historii Królestwa nawet stolica była narażona na orcze ataki.
Natomiast z dala od murów, na przyległych łąkach powstało drugie miasto - setki wozów, furgonów, namiotów, namiocików, nawet skleconych naprędce szałasów pokrywało szczelnie każdą pędź ziemi. Tam gdzie nie zadomowili się ludzie pasły się konie, krowy, ganiał drób, psy, koty i dzieci. Zadowolone z wolności świnie wylegiwały się w koleinach wypełnionych wodą po niedawnej ulewie, a okoliczne ptactwo polowało na odpadki. Mimo otwartej przestrzeni w powietrzu unosił się smród zwierząt, dymu z ognisk, gotującego się jedzenia i ekskrementów; oraz gwar rozmów. Gdzieniegdzie przechadzała się czwórkami straż miejska.

Dopiero ten widok dał większości grupy pojęcie jak poważna jest sytuacja. Wyglądało jakby cała północna część - przecież wcale nie tak ludnego - kraju koczowała pod murami Darrow. W większości byli to wieśniacy zmuszeni porzucić swe domu, ale gdzieniegdzie widać było także bogatsze namioty kupców czy biednej szlachty - zapewne tych, dla których nie starczyło miejsca lub nie mieli pieniędzy by zamieszkać w mieście.

Nie lepiej było w pobliżu głównej bramy. Tam usadowiły się głównie wielkie namioty - wojskowe paladynów, oraz szpitalne Ilmaritów. Po upadku Fortu na Skale Tormici przenieśli swoją kwaterę do Darrow. Miasto, mimo że duże, nie było w stanie pomieścić tyle ludzi, toteż północne łąki zajmował regularny obóz, wraz z zagrodami dla koni, mułów, gryfów oraz wydzielonymi terenami do ćwiczeń. Mimo setek ludzi i zwierząt panował tu ład, a miejsca w których rezydowali paladyni a nie zawodowi żołnierze, najemnicy czy ochotnicy rekrutowani spośród mieszczan i szlachty wyróżniały się wzorowym porządkiem. Albriecht poczuł ucisk w sercu na wspomnienie Fortu i towarzyszy - mimo że mało kogo lubił. Powinien być tu z nimi, a nie z tą przypadkową zbieraniną.
Jakby na potwierdzenie tych myśli usłyszał swoje imię, wołane z zaskakującą dozą radości.
- Albriecht, żyjesz! - Jano Solmur, jeden z paladynów wyświęconych w tym samym czasie co i on zbliżał się do grupy szybkim krokiem. Albriecht wyszedł mu na spotkanie. Jano był szlachcicem w drugim pokoleniu; jednym z niewielu, z którym Albriecht nie darł kotów… aż tak. - Myślałem, żeś padł. W której kompanii jesteś?

***

Grupa znalazła sobie przytulny - czyli w miarę równy i bez błota - skrawek pola nieopodal wojska i rozłożyła tam tymczasowy obóz. Tua została z najemnikami (Jargo wreszcie mógł uwolnić prawie już uduszoną Jagodę), a Maeve i Hourun ruszyli do Gildii.

Filia Gildii w Darrow była o wiele bardziej okazała niż w Uran. Cóż - stolica. Mimo to nie było w niej tłumów petentów; uzbrojona straż trzymała porządek, a wyznaczeni adepci wstępnie sortowali prośby. Hourun i Maeve nie mieli problemów z wejściem; wystarczyło pokazać medaliony. W drzwiach niemal zderzyli się z niewysokim, szczupłym mężczyzną, odzianym w podróżny strój i płaszcz. Hourun szybko odciągnął zaklinaczkę i zmierzył nieznajomego zirytowanym spojrzeniem. Maeve postać wychodzącego wydała się jakby znajoma, lecz rosły towarzysz zasłonił jej widok. Zanim zdążyła wyjrzeć ponad jego ramieniem mężczyzna skinął przepraszająco głową i oddalił się równym wojskowym krokiem. Zaklinacze zaś po krótkich poszukiwaniach odnaleźli właściwą komnatę.

- Witam, nasze imiona to Hourun Ragnvaldr i Maeve Talaudrym. Rozkazem Gildii w Uran zostaliśmy skierowani do dworu de Crowfieldów - Hourun wyciągnął pismo otrzymane od Sekretarza i pokazał je skrybom. Zaprezentował jednak i drugie, które kobieta przy teleporcie im wręczyła. - Tuż przed tym jak wstąpiliśmy do kręgu, jakaś niewiasta przybyła z tym oto pismem twierdząc że wcześniejsze rozkazy są sfałszowane. Nie mogliśmy się cofnąć, część naszych towarzyszy już się przenosiła. Proszę o umożliwienie kontaktu z Uran w celu wyjaśnienia tej sprawy - powiedział.

Mag odebrał dokumenty i przestudiował je bez większego zainteresowania.
- Uran popsuło, niech Uran wyjaśnia - rzekł sztywno, oddając papiery. - Rozkaz to rozkaz, a papier co to wygląda jakby go gryf przeżuł i wypluł... - skrzywił się.
- Pieczęć wygląda w porządku - zainteresowała się młoda skryba.
- Rozkaz to rozkaz. Do nas nie dotarła żadna informacja - monotonnie odparł pierwszy. - Chcecie to czekajcie, może się odezwą. Nam nie wolno marnować magii na urzędnicze pomyłki.
- Zwoje, artefakty i medaliony zużywamy na bieżąco dla wojska - przepraszająco wyjaśniła kobieta.
- Jakby to było ważne, to by się już odezwali. Jedźcie lepiej, nim orki zagarną kolejne tereny - wydeklamował mag, nieruchomo wpatrując się gdzieś w przestrzeń.
Zaklinacz pociągnął się za kucyk.
- Kiedy przejście do Uran będzie otwarte? - zapytał - Czy ktoś z Gildii dzisiaj jest wyznaczony do podróży w tamtą stronę, kto by mógł zabrać list?
- Pytajcie u portalu - wzruszył ramionami rozmówca.
- Chyba nikt nie jedzie - dodała szybko skryba.
- I tak zrobimy - odpowiedział krótko Hourun i skinął kobiecie która zainteresowała się pieczęcią. Zdawał sobie sprawę z tego że Gildia ma od groma roboty i mógł zrozumieć że mężczyzna ma gdzieś ich problem, ale nie musiało mu się to podobać.
- Kochanie, napiszemy gdzieś tutaj ten list, na spokojnie, a nie na kolanie przy teleporcie - powiedział z czułością do Maeve. - Za kilka sztuk złota ktoś go dostarczy do Sekretarza, a nawet jeśli nie to powinni się z nami skontaktować, skoro sprawa jest poważna.

Wyszli, żegnani uprzejmymi słowami skryby. Dziwnie apatyczny czarodziej nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem.

***

Dalsze godziny drużyna spędziła w miły rozprzężeniu. Hourun wrócił do teleportu, lecz magowie posłali go do diabła (a konkretniej z powrotem do Gildii) rozpoznając jednego z tych, kórzy zapaskudzili im portal. Horrendalnie wysokie ceny utwierdziły go tylko w przekonaniu, że dobrze uczynili robiąc wszystkie zakupy w Uran. Na nocleg w gospodzie - nawet najbardziej podłego sortu - nie mieli co liczyć; pozostawało koczowanie pod murami. Przynajmniej mogli zjeść ciepły posiłek w jednej z kilku zorganizowanych tam przed przedsiębiorczych darrowczyków jadłodajni; choć również za wygórowaną cenę. Zaklinacz zarządził zbiórkę w następnego dnia w południe i wszyscy rozleźli się by zwiedzać, pić, kraść lub zbierać informacje.

Kolejny dzień nie przyniósł upragnionego rozwiązania. Z Uran nie przybył żadnej posłaniec, ani nawet sama magiczna wiadomość. Niepokojąca sprawa fałszerstwa - prawdziwego lub domniemanego - pozostała nierozstrzygnięta. Czaromioci wzruszyli więc ramionami i - po raz kolejny w swoim życiu zirytowani działaniami Gildii - ruszyli wraz z najemnikami na trakt.
 
Sayane jest offline  
Stary 15-09-2013, 00:59   #30
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Magiczna podróż pozostawiła po sobie w ustach Helfdana gorzki smak żółci. Rzecz jasna, nie pierwszy raz zdarzyło mu się zwrócić posiłek to jednak absolutnie nie tego się spodziewał. Wytrzepało ich i pomięło tak, że aż szkoda gadać… Kiedy czarodziej przeganiał właśnie jedną z dziewczyn puszczającą pawia na „runy” tropiciel skończył męczyć się przeprowadzaniem jajecznicy przez przełyk. W odwrotnym kierunku do naturalnego. Wymiociny wylądowały na trzewiczku jakiegoś przydupasa w kiecce, który nie wiadomo czym był bardziej zaskoczony czy pojawieniem się rzygających na lewo i prawo podróżnych czy może nowym kolorem buta. Półelf smarknął przez palce dla poprawki i kulturalnie otarł usta. – I czego się gapi? Wycedził prosto w zdziwioną twarz, dodatkowo racząc nos przykrym zapachem. – Miało nie być na runy to nie jest. A jak rzygów nie lubicie to się weźcie kurna lepiej do roboty. Nie po to płacę dwa tysiące złota, żebyście mi takie atrakcje fundowali. Bo zarzygać brodę to sobie mogę ze srebrnika jakąś tanią przepalanką! Kurwa wasza magiczna mać… Dodał jeszcze na odchodne i pojechał… bo już nie zamierzał się handryczyć z nimi.

Niestety opróżnienie żołądka i kupa ludzi robiących kupę hałasu, a na dodatek z kupą zwierząt tworzyła bardzo irytującą mieszankę. Jakby tego było mało smród był co najmniej przeraźliwy. To co jednak najbardziej irytowało kudłacza to poczucie paranoi. Pierwszy dzień i już to mu wróciło… przez wszystkie te dni od odłączenia się od drużyny miał spokój. Żył sobie i robił swoje. A teraz znowu miał wrażenie, że ktoś przyczepił mu sznureczki do członków i kieruje jego ruchami. Początkowo incydent przed teleportem w Uran zignorował… śpieszyło mu się. Chciał przejść i dopaść Herso. Jednak kiedy wyszedł w Darrow patrzył na to inaczej.

Świetnie maskujący się najemnik i zacierający za sobą perfekcyjnie ślady. Tak dobrze, że nawet w mieście w którym przeżył wiele tygodni nikt o nim nie wiedział za wiele. Ba prawie nic. Aż tu nagle wypływa i to tak, że zebrał resztki tego co wróciło z Levelionu w kupę i zmierzało to radośnie w jedną stronę. Dziwnie dziwne się to nagle zrobiło. Orki napierają z północy – nic podejrzanego. Kolejny dwór zagarnięty – nic podejrzanego. Nieudolne ataki na posiadłość trzech osobnych grup… kretynizm, ale nic podejrzanego. Najemnicy nie pomagający w obronie... kolejny kretynizm, ale to jeszcze nic podejrzanego. Długość „oblężenia” już trochę dziwna. Rodzina będąca w posiadaniu dworu mająca przyjaciół w postaci dwóch dziewczyn wracających z Pyłów, szczęśliwy zbieg okoliczności. Owe dziewczyny jadące na ratunek to już oczywistość dla każdego kto je znał. Hourun podążający z nimi. Logiczne. Brakowało Helfdana… nie podążyłby tam z dobroci serca, nie dla kasy… ale z zemsty już tak. No więc wypływa Herso.

Mamy komplet. Czwórka z Levelionu idąca jak myszy do sera.

Wszystko byłoby jeszcze do przełknięcia ale fałszerstwo w gildii magii to już było zbyt grubymi nićmi szyte. Helfdan przywitał się grzecznie ze swoją paranoją i szukał kogoś w tłumie. Kogoś kto na nich czekał. Kogoś kto się pojawi przy nich i kogoś kogo twarz będzie wypływać z różnych miejsc. Wiedział, że będą obserwowani… Nagle wilk, który ścigał ofiarę poczuł że to na niego się poluje.

Jargo i pasażerka na gapę była małym problemem w oczach Helfdana. Ba nawet nie była jego problemem. Jargo znał nie od dziś i jedyne zwierzę jakie go tolerowało to ten uparty jak osioł muł. A tu nagle ni stąd ni z owąd jakieś wilki, psiaki i co ino. Nie wcinał się. Nie jego brocha. Może najemnik chciał przyrobić… i trochę utopił bo dał się capnąć. Półelf nie zdziwiłby się jakby jeszcze właściciel drugego zwierza się nagle objawił… bo do druidki tylko jeden sierściuch się garnął. Jednak jak ustalił z Hourunem najemnicy to nie jego zmartwienie. Dlatego w pierwszym nadarzającym się momencie przekazał swoje wątpliwości odnośnie jego problemu – to może być pułapka. Powiedział to Maeve, Tui i Hourunowi. Poczekał na taką chwilę, która w jego mniemaniu dawała sporą szansę na to żeby to co mówił dostało się tylko i wyłącznie do tych uszu do których chciał.

***

Helfdan daleki był od tego żeby się martwić brakiem miejsca w gospodach. To było dość oczywiste. Jednak nie wszystkie łóżka w mieście były zajęte. Te które najmowało się na godziny jak i te za które trzeba było płacić sakiewkami ze srebrem były dostępne. Oczywiście nie dla wszystkich… ale Heldfan z Althgar był znany w niektórych kręgach. W niektórych kręgach był nawet lubiany. To, że zawsze płacił więcej niż od niego wymagano. To, że dawał zarobić nie tylko właścicielce przybytku ale i o dziewczynach nie zapominał… a do tego nie był typem, który by nie zostawiał dobrych wspomnień. Dlatego w przybytku Lady Aloyisoux został przywitany jak należy… Liliowy Dwór od jego ostatniego pobytu nieomalże się nie zmienił… nie licząc rzecz jasna dziewczyn. Helfdan nie wszystkie pamiętał, jednak te które znał kurtuazyjnie przywitał z imienia tudzież przydomku pocałunkiem w policzek. Piękna, w kwiecie wieku burdelmama mimo grzecznościowych próśb półelfa nie zaszczyciła go swoim towarzystwem w łożnicy… a on z żalem wyrażał nadzieję iż podczas jego następnej wizyty będzie mu dane zaznać z nią rozkosz. Rzecz jasna, odmówił możliwości spędzenia czasu z jej nowym nabytkiem i szansą na zerwanie „kwiatuszka” młodziutkiej Elen. Nie chodziło nawet o horrendalną cenę… ale właśnie o fakt braku doświadczenia. Tropiciel lubił kobiety, które wiedziały jak dawać przyjemność mężczyźnie… a niekoniecznie czuł się w obowiązku uczyć je ars amandi. Chciał czerpać radość z tego czasu jaki miał i zaznać przyjemności ile się da… MyAnna okazała się właśnie tą… A jej „nowa” lektura wielce ciekawą pozycją…



Problem pojawił się jednak gdy ze względu na prestiż lokalu i niesprzyjające czasy jego piękny kompan nie mógł zostać włączony w poczet pełnoprawnych klientów. Cóż. Życie nie rozpieszczało półorka. Nikt jednak nie zamierzał go stąd wyrzucać… mógł pić i raczyć się wcale dobrą kuchnią na pokój mógł też liczyć. Niestety bez towarzystwa.

Helfdan poprosił Lady Aloyisoux mając na uwadze ich dobre relacje aby go poinformowała o każdym – co był uprzejmy podkreślić – każdym nadmiernym zainteresowaniu jego osobą, osobą jego druha, a nawet jego ekwipunkiem… i miał na myśli nie tylko wypytywanie ale również i inne formy poświęcania niezdrowej uwagi. A kto jak kto ale burdelmama miała nosa do tych co zamiast przyjść tutaj kulturalnie pociurlać i uiścić opłatę zajmowali się innymi sprawkami.
 
baltazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172