Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2014, 17:13   #11
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Morkgrub, który dzięki dziwnemu pasowi złupionemu na grubym szlachcicu mógł podleczyć rany po wygranej walce z goblinami miał całkiem niezły humor choć jego umiejętności strzeleckie okazały się być dalekie od ideału. Pojawienie się ludzi choć było dla niego zaskakujące, to samo w sobie było tym, czego przecież szukał dezerterując, choć brakowało tu paru dzieci i kobiet, żeby wyrównać rachunki, za upokorzenia i gnębienie, jakiego doznawali jego bracia.
Propozycja tamtych odnośnie współpracy była dla niego zaskoczeniem, zareagował wyszczerzem kłów i zaprezentowaniem mięśni, które miało zastraszyć bandę człowieków. Pamiętał jednak o tym, kto rządzi dlatego spojrzał pytająco na lidera nim cokolwiek zrobił. Zaczęła się rozmowa, które nie słuchał bo było to nudne zajęcie, wolał się skupić na dłubaniu w nosie. Gdy jednak został przewrócony stół, Grimskab z okrzykiem bojowym dobył swojej straszliwej broni. Wbił wzrok w jednego z mężczyzn i czując narastający, rozlewający się na całe ciało gniew dał mu upust przywołując wszelkie zasoby złości, jakie nosił na swojej duszy. Jego umysł osnuła mgła, mięśnie zapłonęły ogniem, a wzburzone rzeki krwi dudniąc płynęły po ciele.

***

Zamrugał oczami i rozejrzał się wokoło, oszołomiony. Nie do końca pamiętał przebieg walki, ale nie przeszkadzało mu to z dumą stanąć na ciele jednego z pokonanych i soczyście splunąć. Już zaczął biec w kierunku tych, co uciekali, po chwili jednak zmienił zdanie i zmęczony zawrócił, wcześniej zgarniając trochę śniegu by przetrzeć nim spocone skronie. Dysząc ciężko wszedł do środka i kopnąwszy jednego truposza powiedział:
-Ja nie wiem co robić. Idę tam gdzie szef każe.
 
Aramin jest offline  
Stary 09-02-2014, 22:05   #12
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Walka się skończyła. Sythilijczycy zwyciężyli.
Piątka ludzi leżała trupem we wnętrzu budynku, ale dwóch uciekło. Niestety, szalejąca śnieżyca zatarła ich ślady. Niemniej nikt już nie przeszkadzał dezerterom. Ciała zostały rzucone w kąt, pozbawione czegokolwiek cennego. Mężczyźni byli widocznie szabrownikami, mieli przy sobie sporo drobiazgów, które pozostawili po sobie uciekający amnijczycy i przeoczyli sythilijscy łupieżcy.

Z końcem nocy śnieg przeszedł w deszcz. Szczęśliwie dla kompanii dach opuszczonej karczmy nie przeciekał. Mieli czas wyspać się i odpocząć. Wreszcie w jakimś porządnym miejscu. Jednak walka, choć wygrana, nie była łatwa. Nikt nie wyszedł z niej bez szwanku. Najmocniej ucierpiał Urszag. Potrzeba było wiele płótna by zabandażować jego liczne rany. Tłumacz, który też mocno oberwał, był najbardziej żywy z dezerterów. Wczesnym popołudniem, gdy wreszcie deszcz przestał padać, a jego ciało ładnie się pozrastało, wyszedł rozejrzeć się na zewnątrz. Po chwili wrócił by oznajmić towarzyszom:
- Muszę zauważyć, że znajdujemy się blisko amnijskich umocnień. Sugeruję zwiększenie czujności i ograniczenie naszego pobytu w tym miejscu.

I rzeczywiście każdy kto wyszedł mógł zobaczyć. Niebo było czyste, pogoda bezwietrzna, widoczność jakiej dawno nie było. Na północ od ruin miasteczka równina zaczynała lekko fałdować. Na horyzoncie, w równych odstępach widać było smużki dymu. Po uważnym przypatrzeniu się podstawie każdej z nich oddalonym paśmie wzgórz można było dostrzec sylwetki wież.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 17-02-2014, 16:17   #13
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Durkur zaraz po skończonej walce zabrał się za przeszukiwanie trupów. Musiał przyznać, że niewiele mieli przy sobie użytecznych rzeczy dla kobolda. Ubrania i zbroje od razu odrzucił. Różne szpargały w postaci szkatułek, figurek, książek też były nieprzydatne. Jedyne co przykuło uwagę kobolda to bełty i to aż dwadzieścia sztuk. Zabrał je wszystkie, bo sporo już wystrzelił z dziesięciu, które miał w chwili ucieczki.

Noc minęła szybko. Durkur nie potrzebował wiele snu i resztę nocy, podczas której nie spał spędził na rozmowach z Ropukiem, lub przynajmniej na czym co przypominało rozmowę. Ropucha nie odpowiadała bowiem z żaden widoczny sposób.

Nadeszło rano i pora wykonania zwiadu. Wykonał go Tłumacz. Z informacji, które przyniósł wynikało, że znajdują się blisko wroga.

- Tseba bendzie obejść- powiedział niezbyt odkrywczo Durkur- Cso myślicie wodzowie?
 
Ulli jest offline  
Stary 28-02-2014, 21:29   #14
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Grimskab zaintonował melodię zwycięstwa:
-Wraaaaah - po czym uderzył się kilka razy w piersi i usiadł na twarzy jednego z truposzy i zapytał - Szef, gdzie idziemy, szef?
Obolały ale bardziej niż kiedykolwiek żądny krwi Urszag tylko wyszczerzył kły w grymasie zadowolenia.
- Poszukać strażnicy. W nocy kiedy ludzie nie widzą, zarżniemy ich jak wieprze i odpoczniemy kilka dni. Może zarżniemy w międzyczasie patrol albo dwa. - Zaśmiał się do własnych planów.
- Tylko trza jednego żywcem wziąć.
- Ty sobie lepiej odpocznij, Urszak. - Łypnął na oroga Drakko, wciąż lekko pobłyskujący od magicznej energii. - Na ten moment nie jesteś gotowy do następnej walki. A my nie mamy nic, co mogłoby przyspieszyć leczenie. - Zamyślił się na krótką chwilę, spoglądając przez okno. - I to jest coś, na czym powinniśmy się skupić. Trzeba znaleźć kapłana, albo kilka magicznych fiolek.
- Przez Drakko przemawia mądrość - wtrącił kobold - Odpoczynek to jest to czego nam teraz potrzeba. Gorzej będzie ze znalezieniem kapłana. Nie rosną na drzewach.
- Dam radę! - Wstał i chwycił broń lecz nogi się pod nim zdradziecko zachwiały. Wprawdzie nie upadł jednak musiał podeprzeć się ściany. Taki obrót spraw ewidentnie nie przekonał hobgoblina.
- Tu nie chodzi tylko o ciebie. Jesteś potrzebny na froncie. Jeśli padniesz po pierwszym ciosie to tym samym ograniczysz nasze szanse na przeżycie. - Drakko wyrzucił to z siebie, jak gdyby powtarzał dobrze zapamiętane zdanie. Przeniósł wzrok na orka. - Morkgrub, masz ten magiczny pas. Może mu pomożesz - Wskazał pazurem na oroga. - jeśli sam nie będziesz z niego korzystał?
Morkgrub spojrzał z pod ukosa na Drakko i zaczął się zastanawiać, co powinien zrobić. Stado musi trzymać się kupy, ale z drugiej strony słabsi powinni wymierać - taka naturalna kolej rzeczy.
-Niech użyje raz i oddaje natychmiast!
Orog zabrał pas. Nie za bardzo jeszcze wiedział jak to ustrojstwo działa. Zapiął. No tak powinno być najłatwiej. I co dalej? Poczuł się naprawdę głupio. Pytać? Niee… Toć by całkiem stracił twarz. No ale jakoś trzeba uruchomić magię.
- Działaj! - Rozkazał z pełną mocą. Poważne rany zasklepiły się natychmiast, a pas zamigotał lekko.
- Haha! Podoba mi się ten pas!! - W Urszaka wstąpiły nowe siły lecz żądza mordu nie ustąpiła. Za to teraz wsparła ją chciwość. Przez chwilę rozważał nawet czy by nie pozbyć się jednego z zielonych braci i nie zatrzymać sobie tego cudeńka. Jednak nie. On się może jeszcze przydać a pas zawsze jest na podorędziu.
- Trza przeszukać tą budę. Ten chudy mówił jakby coś tu zostawili, może co cennego.

Wszyscy przystąpili zatem do przeszukiwania karczmy. Główna izba rzeczywiście była dość pusta, nie licząc rumowiska w miejscu zwalonych schodów i mocno zużytych stołów. Jednak pomieszczenie za drzwiami, dawna kuchnia, było bardziej obiecujące. Dach zwalił się na podłogę, ale w jednym miejscu deski ułożyły się dość dziwnie. Nie tak jakby po prostu spadły. Ktoś próbował zakryć nimi klapę do piwnicy. Wąskie schody prowadziły do prawdziwego skarbca. Urszag ogladał cale to bogactwo z niemałym podziwem. Zebrać tyle skarbów na wojnie to trzeba mieć talent.
- Wrócą. Nikt nie zostawi takiego bogactwa. Wrócą a my ich…- Nie musiał kończyć, całą swoją postawą zdradzał co też się w jego głowie lęgnie, a nie były to pomysły miłe dla maga czy też wysokiego wojownika. Na nieszczęście jeden z tej dwójki będzie potrzebny jeszcze żywy…
Drakko lekko się zmitygował, gdy jego towarzysz wspomniał o przeszukaniu karczmy. Jak mógł o tym nie pomyśleć… Zrzucił to na karb odbytej niedawno walki. Zszedł za resztą do skarbca i pooglądał skarby. Nie było tam nic, co specjalnie przykuwało jego uwagę, choć zabrał kilka ładnych błyskotek i od razu założył je na siebie. Jego pazury ładnie się komponowały z pierścieniami i łańcuszkami. Poprzyglądał się im przez chwilę, po czym dojrzał jak orog zabiera książki.
- Tej! Dasz poczytać to możesz brać. - Wspiął się na palce, aby zajrzeć mu przez ramię. - Te mapy wyglądają ciekawie. I co to za zwoje? - Napomknął, próbując capnąć łapskiem parę rulonów w celu przejrzenia ich.
- Nie tu, na górze, przy ogniu. - Urszag nie skupiał się specjalnie na rozmówcy, jego samego bardziej interesowały księgi. Wprawdzie mogło się okazać, że to nic niewarte papierzyska ale mogły też okazać się skarbem większym od wszystkich pozostałych rzeczy.
Wyszedł pośpiesznie z piwniczki i rozłożył znaleziska na stole. Bajania i historyjki wydawały się mało istotne więc te w pierwszej kolejności dał Drakko do poczytania. A niech się zajmie czymś. Za to mapy listy i dzienniki kupców. To były prawdziwe skarby. No i ta bogato zdobiona księga, musiała być w jakiś sposób ważna. Zostawił ja aby poczytać do snu.
Pierwej poszukał na mapie mieściny o której mówiły listy, wnioskując, że jest to pewnie najbliższe miasto. A w jego głowie rodził się pomysł. Pomysł przez który omal nie wybuchał histerycznym śmiechem. Ale tak! To mogło się nawet udać.
Durkur z całego skarbu przywłaszczył sobie tylko kołczan pełen bełtów. Bał się brać coś więcej bo był najmniejszy a towarzyszące mu orkoidy mogłyby wykorzystać pretekst by mu zrobić krzywdę. Po szabrze przyglądał się z zainteresowaniem poczynaniom Urszaka.

Drakko uzmysłowił sobie, że dłuższy odpoczynek w tej budzie byłby całkiem przyjemny. Niezła miejscówka, już urządzona… No i trochę lektury do poduszki. Wykurują się, a może i znajdą się ich zguby…
- To co, koledzy? Zostaniemy tu na parę dni? W międzyczasie proponowałbym przeprowadzić mały zwiad. Ktoś chce iść ze mną?
Urszag nie odrywając się od lektury złapał kobolda za kark. Spojrzał mu w oczy i zapytał.
- Idziesz z nim czy gotujesz żarcie?
Kobold majtając nogami w powietrzu odpowiedział.
- Durkur idzie na zwiad. Durkur nie umie gotować.
Niespodziewanie odezwał się Tłumacz:
- Ja będę gotował. chwycił miecz, wyciągnął jednego z ludzi na zewnątrz i zaczął go oprawiać.

Zwiadowcy wybrali się na północ, na wzgórza. Stamtąd widok był jeszcze lepszy. Ziemia tutaj nie była dotknięta wojną, sady i winnice pozostały nienaruszone, a na polach zieleniła się ozimina. Wzgórza ciągnęły się ze wschodu na zachód, droga wiła się między nimi unikając wspinaczki. Najwyższe pasmo, to na którym były wieże znajdowało się kilka godzin na północ. Strażnice zostały zbudowane naprędce w czasie wojny i tylko jedna, przy drodze, była w całości z kamienia. Niemniej było ich sporo, na zachód od drogi było widać tylko dwie, dalej zasłaniał las, jednak na wschód wieże ciągnęły się aż po horyzont.

Następne dni były dla dezerterów istną sielanką. Zakwaterowanie było zdecydowanie lepsze niż w Staromoście. Ogień grzał, dach nie przeciekał, miejsca było w bród. Tłumacz okazał się być niezłym kucharzem. Pieczyste z ludziny, choć nieco chude, wyśmienicie współgrało z ciężkim winem pitym z ozdobnych pucharów.

Niestety życie orków, goblinów, koboldów i trolli nigdy nie jest usłane różami. Gdy trzeciego dnia od pokonania szabrowników Drakko wyszedł się odlać zobaczył na szczycie najbliższego ze wzgórz światło odbijające od uzbrojenia idących na południe żołnierzy.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 11-03-2014, 14:00   #15
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Po przyniesieniu informacji przez Drakko wśród kompani dezerterów nastało ożywienie. Niestety nikt nie słuchał małego kobolda, który sugerował by uciekać, lub ukryć się wśród ruin. "Mądre" orkoidy wymyśliły by podjąć przybyszów potrawką z ludziny i z nimi pogadać.

Durkur nie wiedział jak się zachować. Czuł, że plan orkoidów to głupota najwyższej próby. Zołnierze rzucą im się do gardeł jak tylko przekroczą próg, albo nawet wcześniej. Asekuracyjnie rzucił więc na siebie “zbroję maga” i ukrył się w kącie za stosem znalezionych rzeczy. W uczcie nie miał zamiaru brać udziału. Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął stamtąd zaspaną ropuchę.
- Orki powiariowały Ropuku. Z ludźmi będą biesiadować. Wariaci. Ale nie martw siem. Wujek Durkur poczaruje jak tylko się na nas rzucą niewidzialność i tyle nas widzieli.
Kobold cichutko zarechotał i pogładził czule tubę ze zwojami.

Nim się obejrzał, ktoś z kopa otworzył drzwi i zaczęła się krótka rozmowa. Słysząc wspólny kobold tylko domyślał się, że mówi ludzki dowództwa. Nie znał niestety tego języka, domyślał się treści z intonacji i barwy głosu. Ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że ludzie nie walczą. To już było coś. Mimo to Durkur postanowił się nie wychylać aż ludzie sobie nie pójdą.
 
Ulli jest offline  
Stary 29-03-2014, 02:39   #16
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Urszag w karczmie pozostał pragnąc honory gospodarza czynić. Gości powitać, uraczyć dobrym mięsem, nic to, że z ich być może krewnych lub znajomych, wiedzieć tego nie muszą. Skarby swe dołożył do znalezionych w karczmie tak, że ładny stosik z nich powstał. Broń dyskretnie schował pod szmatą która kiedyś może kocem była albo płaszczem jakowymś. Łańcuch jeno obwiązał sobie wokół pasa bo pewniej się z nim czuł. Tak przygotowany zasiadł za stołem niczym pan wielki na tronie zasiadający. I czekał co też przyszłość przyniesie, czy się ludzie skuszą czy też walczyć będzie trzeba od razu.

W pełni umundurowany facet z halabardą otworzył kopniakiem drzwi:
- Ha! Mamy was szabrownicy! Poddaj… - głos uwiązł mu w gardle. Uśmiech pod wąsem zbladł. Zupełnie nie wiedział co się dzieje. Ktoś za nim był jednak bardziej przytomny.
- Na Helma! To potwory! Do ataku!
- STAĆ! - Ruiny aż się zatrzęsły od potęgi głosu oroga.

Dowódca otrząsnął się i podniósł w górę dłoń. Żołnierze za nim przestali na niego napierać.
-Co… Co to ma znaczyć? - silił się na poważny, stanowczy głos, choć było widać, że nie uśmiecha mu się bliskość uzbrojonego hobgoblina.
- Spokoojnie, panie oficerze. Jesteśmy obwoźnymi handlarzami, nie mamy nic wspólnego z armią Sythylisa. - Rzucił prędko Drakko, wkładając miecz za pas. - Trafiliście w świetny moment - właśnie biesiadujemy. Może się przyłączycie, a potem porozmawiamy o interesach? - Niebieski kolor skóry hobgoblina wydawał się bardziej normalny niż ten wielki, zapraszający uśmiech na jego pysku. Drakko skłonił się lekko, wskazując łapskiem stół.
Oczy wąsacza zrobiły się jeszcze większe ze zdumienia. Ktoś za nim rzucił:
- Złota Tymoro! Przejmują handel!

Dowódca nie odłożył broni, ani nie postąpił kroku w przód, ale odezwał się spokojniejszym tonem:
- Hmm… Wasza obecność jest niepożądana. Musicie opuścić to miejsce.
- Dlaczego? - Żachnął się Drakko. - Działamy w pełni legalnie. Nikogo nie mordujemy, nikogo nie napadamy. Nie jesteśmy związani z armią, nie musicie uważać nas za swoich najeźdźców. Pragniemy żyć w zgodzie zarówno z ludźmi, jak i zielonymi, prowadząc legalnie nasze interesy. - Skłonił się, choć widać było, że przyszło mu to z trudem, jakby zabierał się do tego pierwszy raz. - Czy możemy liczyć na waszą obecność przy stole, czy przejdziemy od razu do handelku?

Oficer cały się zaczerwienił słysząc tak jawne i bezczelne łgarstwa. Zauważył stertę łupów i zaczął dyszeć jeszcze ciężej.
- Kimkolwiek jesteście do jutra ma was tu nie być! - niemal krzyknął, po czym dał znak do wycofania się. Ktoś jeszcze próbował zakwestionować rozkaz, ale po chwili postaci odeszły od drzwi.

Hobgoblin ciężko westchnął, ale w sumie nie liczył specjalnie na sukces. Spojrzał w tył, na towarzyszy, próbując wyłapać ich spojrzenia. Sam uniósł lekko brew w pytającym geście.
Towarzysze w odpowiedzi jedynie wzruszyli ramionami. Spojrzenia spotkały się nad suto zastawionym stołem, toteż po chwili zastanowień zieloni wesoło zasiedli do biesiady, nie mogła się wszak zmarnować…
Miłe chwile jednak zostały szybko przerwane - w pewnej chwili coś uderzyło o dach. Kilka razy. Dezerterzy zbytnio się tym nie przejęli, budynek był podniszczony, jakaś deska mogła odpaść. Po krótkim czasie doszła ich jednak woń dymu, z zewnątrz zaś brzęk metalu. Przejęty niepokojącymi sygnałami Durkur podbiegł do drzwi i nieznacznie je odchylając wyjrzał na zewnątrz. Grot włóczni mało go nie trafił, na szczęście kobold w porę zamknął drzwi. Trzech amnijskich żołnierzy stało przed wejściem do budynku.

- Ludziny! - Pisnął kobold. - Oni chcieć zabić Durkura. Niedobrzy, oni z Amn, żołnierze. - Kobold był wyraźnie przestraszony. Patrzył wyczekująco na “szefów” co zarządzą w tej sytuacji.
Hobgoblin pospiesznie przełknął kawał polędwicy z ludzia, po czym odłożył resztę i zwrócił się w stronę reszty bandy.
- Kurwa. - Zaczął filozoficznie. - Nie było możliwości zasadzki, a teraz mamy oblężenie. - Beknął siarczyście. - Jeśli chcą nas wykurzyć, to możemy skitrać się w piwniczce. Będą musieli wchodzić pojedynczo, ewentualnie podpalą chatę ale nam nie powinno się nic stać. Zawsze możemy stanąć do otwartej walki. - Uśmiechnął się złowieszczo, po czym wrócił do napoczętego kawałka mięska.

- Potrzebna jest decyzja! - Pisnął żałośnie Durkur, starając się przykuć uwagę zielonej braci do ważniejszych, jego zdaniem, rzeczy. - Walczymy czy chowamy się w piwnicy? Wodzowie decydujcie. Ja jestem za walką. Jak już budynek się spali to mogą załatwić nas w tej piwnicy.
- Ty mały, zobacz czy te rivvilse zaszły od tyłu tej budy.- Orog wprawdzie planował trochę inaczej rozegrać cała sprawę ale skoro głupi ludzie chcą w ten sposób… W końcu to ich życie i mogą je zmarnować jak tylko im się podoba.

Durkur posłuszny poleceniu wyjrzał przez okno po przeciwnej stronie budynku i tu również w ostatniej chwili odskoczył przed grotem włóczni.
- Na wielkiego Kurtulmaka! Ludziny są wszędzie. Oni nas otoczyć. Co robić wodzowie, co robić? Ja być za walką. Uśpię kilku, wy pozabijacie bezbronnych, jakoś to będzie.
Raport kobolda wywołał u Urszaka napad dzikiego śmiechu.
- Głupie ludzie! Jak są dookoła to mało ich w jednym miejscu. Czas na rzeź bracia, wyprujemy im flaki!

Nagle w pomieszczeniu rozległo się ciche buczenie. Jego źródło dało się łatwo namierzyć - był to Morkgrub, który po swojemu wspierał bojowy nastrój jednego z towarzyszy. W końcu dosyć miał prób układania się z ludźmi. Chciał ich zabijać, żeby było ich jak najmniej.
- Walczmy! Zabijajmy ich! Albo my ich, albo oni nas! - Krzyknął rozemocjonowany, wymachując swym korbaczem. Jednak niezbyt długo; w odpowiedzi na swoje słowa zarobił pięścią w łeb od oroga.
- Durnyś. My ich i tylko tak ma być. - Poprawił go Urszag po czym założył kołczan z oszczepami i miecz. Lepiej było wyjść w pełni uzbrojonym.
- Mi obojętnie. Zabiję ich w każdej sytuacji. - Skomentował sytuację Drakko.

Zielona kompania wymieniła między sobą spojrzenia. Nadszedł czas na rozgonienie irytujących niczym natrętne muchy ludzi, którzy nie tylko próbowali przeszkadzać im w wypoczynku i wieczerzy, lecz na dodatek postanowili zrównać z ziemią ich aktualne schronienie. Najwyraźniej z dobrym skutkiem, co można było wyczuć wraz ze swądem palonego drewna.
Wcześniejsza konwersacja ustąpiła dobrze wyuczonym ruchom. Orkoidy, goblinoidy i inne zaczęły przygotowywać się do bitwy. Drakko odszedł na bok, gdzie jął wymawiać obcojęzyczne inkantacje oraz wykonywać skomplikowane gesty. Efektem jego działań były dwie magiczne siły - jedna ledwo widzialna, powodująca nienaturalne zakrzywienia obrazu wokół jego osoby, a druga - dobrze już znana reszcie towarzyszy - w postaci nagle stwardniałej, lekko pociemniałej prawej ręki. W tym samym czasie Durkur zajmował się czynami o efektach niewiele odmiennych. Osłoniwszy się już wcześniej magiczną zbroją, teraz wezwał siłę podobną do tej chroniącej jego niebieskiego kompana. Tak zabezpieczony podreptał w kierunku drzwi, gdzie przygotowywał się do zadania głównego ciosu, mającego szybko przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę.
Reszta braci nie kazała na siebie czekać. Urszag jedynie zmienił broń na miecz i upewnił się, że oszczepy dobrze leżą w kołczanie. Gotowy do bitwy zajął miejsce między drzwiami a oknem. Tłumacz i Morkgrub stanęli w pobliżu stołu; pierwszy wyciągnął swój monstrualnych rozmiarów łuk i nałożył strzałę na cięciwę, a drugi, z korbaczem w ręce, wsłuchał się w głosy swojego umysłu, podszeptujące o nienawiści, jaką darzył ludzkość. Dezerterzy byli gotowi.
Ludzie czekali na ich ruchy na zewnątrz, w głębi duszy mając nadzieję, że takowe nie nastąpią. Spalenie całej chaty razem z mieszkańcami było wymarzonym rozwiązaniem sytuacji. Po raz kolejny przekonali się, jak daleka od marzeń jest brutalna rzeczywistość.

Sygnał do ataku dał najmniejszy z nieludzi - Durkur. Zwinnym ruchem otworzył drzwi i wykrzyczał w przestrzeń kilka słów w smoczym. Szczęśliwie udało mu się uniknąć pchnięcia mieczem ze strony czającego się przy drzwiach człowieka, po czym kilkoma ruchami drobnych łapek dokończył rzucanie czaru. Trzech ludzi, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, osunęło się na ziemię, oddając swe świadomości w ręce Morfeusza. Kobold po raz któryś dowiódł swej zaskakującej siły rażenia.
Niezwłocznie po akcji malucha, zza jego pleców wybiegła dwójka opętanych żądzą mordu wojowników. Drakko pojawił się w polu widzenia ludzi pierwszy, doskakując do ostatniego z pierwotnej trójki żołnierzy oblegających drzwi, jednym potężnym cięciem miecza posyłając go przed oblicze Kelemvora. Zanim ten jednak dotknął ziemi, z chaty wybiegł ogarnięty bojowym szałem Morkgrub. Wrzeszcząc wniebogłosy pomknął prosto na stojącego w oddali człowieka, nie zwracając uwagi na próby zatrzymania go przez innych oponentów. Mimo odniesionych ran dopadł celu i, dopełniwszy przerażającego dla ludzi obrazu, rozerwał jego korpus wściekłym uderzeniem korbacza.

Ludzki dowódca szybko ocenił sytuację fachowym, przegrywającym okiem - pięciu jego ludzi zostało unieszkodliwionych już w pierwszych sekundach walki. Jeśli chciał choćby samemu wyjść cało z tej sytuacji to musieli uciekać, co oznajmił swoim podwładnym głośnym i hańbiącym okrzykiem.
- Ooodwrót! - Głos potoczył się po polu bitwy, jednak jego celowość była złudna. Ludzie, uwikłani w potyczkę, nie mieli zbyt wielu sposobności. Pomiędzy walczącymi przeleciały dwie ogromne strzały, wypuszczone z jeszcze większego łuku Tłumacza; obie niestety niecelne. Tak samo niecelny był cios wciąż czającego się niedaleko drzwi Amnijczyka, który próbował przez okno zaskoczyć wyczekującego Urszaga. Drugi z żołnierzy jednak dopadł swojego celu, jakim był Durkur. Kobold, choć niepozorny, był bardzo mściwy. Odsuwając się lekko od swojego stręczyciela, po raz drugi wymówił te same słowa. Kolejni ludzie osunęli się bezwładnie na ziemię, a wśród nich był także ich dowódca. Skuteczność koboldziej magii zaskakiwała nawet samych dezerterów.
Niestety Morkgrub znajdował się w trochę gorszej pozycji, choć specjalnie się tym nie przejmował, gdy trwał w aktualnym stanie umysłu. Stojący nieopodal ludzie zaatakowali go pospołu, a jeden z nich odgryzł się nawet jakąś magiczną sztuczką. Ork zawył z bólu, gdy za sprawą zwykłego dotknięcia na jego ciele otworzyły się nowe rany. Niepomny jednak na takie uszczypliwości odwinął się kapłanowi korbaczem, chwytając go uprzednio oburącz. Siła ciosu była przerażająca, jednak jego przeciwnik nie był najwyraźniej z pierwszej łapanki jak reszta jego towarzyszy. Ustał, choć z wyraźnym trudem.

Drakko szybko omiótł teren wzrokiem, po czym wybrał na cel żołnierza, utrudniającego życie ich obszarowej artylerii - Durkurowi. Choć odległość do niego nie była wielka, hobgoblin wpadł na człowieka w pełnym pędzie. Siła, z jaką ciął go przez klatkę piersiową mieczem, odrzuciła go aż na ścianę. Osunąwszy się po niej, młodzian padł na ziemię, choć pozostał przytomny. Jego czas nadejdzie niedługo.
W tym czasie, dosłownie parę metrów dalej Urszag postanowił w odwecie również zaskoczyć swojego przeciwnika, wybierając najkrótszą doń drogę - okiennicę. Przetoczywszy się przez framugę, zeskoczył na wroga z wyciągniętym oszczepem, zgrabnie unikając defensywnego ciosu włócznią. Już na ziemi silnie pchnął z biodra, umieszczając grot zaraz obok serca, niestety. Człowiek przeżył atak, ba! Nawet się nie przewrócił. Jednak wyszarpnięcie oszczepu z rany definitywnie go rozbiło psychicznie - rzucił swą broń pod nogi Oroga, po czym podniósł w bezbronnym geście ręce, krzycząc, że się poddaje. Jednak ci dezerterzy nie biorą zbyt wielu jeńców. Zaraz obok dziury ziejącej po ataku Urszaga pojawiła się końcówka miecza. Żołnierz zdążył się tylko zdziwić zanim upadł, odsłaniając szczerzącego kły Drakko.
- Nie ma poddawania się, frajerze. - Splunął na truchło Amnijczyka, uśmiechając się wrednie, choć może nie aż tak, jak Orog stojący naprzeciwko.

Ostatnim człowiekiem, który zachował swą świadomość, był lekko zataczający się kapłan. Rozejrzał się po wpatrujących się w niego nieludziach - każdy tak samo żądny jego krwi. Nawet mały kobold, który wciąż mścił się za odniesioną ranę. To właśnie bełt z jego kuszy dobił kleryka, który łapiąc się odruchowo za pocisk, opadł bezwładnie twarzą na ziemię. Kolejne zwycięstwo stało się faktem.
Nie było jednak czasu na chełpienie się, o czym niezwłocznie przypomniał Tłumacz, wznosząc donośny okrzyk:
- Chałupa się zaraz zawali!
Na te słowa Drakko w mig przypomniał sobie o rozłożonych przy stole skarbach, które miały zrobić wrażenie na ludziach. Plując sobie w brodę pobiegł czym prędzej po najważniejsze z dobrodziejstw, przy czym również najbardziej łatwopalne.
Urszag jednak nawet za nim nie spojrzał. W tym momencie interesował go dowódca, który idealnie nadawał się do planowanego przesłuchania. Nie będąc pewnym swoich (i innych) umiejętności pewnego związania go liną, poszedł na łatwiznę - potężnym kopnięciem w piszczel złamał mu nogę, uniemożliwiając mu ucieczkę i jednocześnie go budząc. Chyba tylko po to, aby dobić go świadomością sromotnej przegranej. Walka się skończyła, pomyślał zadowolony Orog, wsłuchując się w okropne wrzaski ludzkiego dowódcy.

Durkur również byłby zadowolony z przebiegu walki, gdyby nie przypadkowa rana jakiej się nabawił zaraz na początku starcia. Włócznia człowieka prawie przebiła go na wylot. Jednak kobold był twardym przedstawicielem swego gatunku. Wykorzystując podarte kawałki szmat zdążył się prowizorycznie opatrzyć.

- Hmpf, taaaak. Coś by z tymi śpiacymi trza zrobić. Ma który linę albo sznur mocny? - Odezwał się orog, gdy z uznaniem i nieskrywaną przyjemnością omiótł już wzrokiem pobojowisko. Kobold słysząc Urszaga zamachał szybko łapkami i zakrzyknął.
- Csoo!? Wiąsać ludziny? One źli być. Chcieć zabić Durkura, oni ranić. Zabić ich wszystkich szybko i zostawić na pastwę padlinożerców. Wojna jest, będzie na Sythilisa. - Popatrzył swymi gadzimi oczami czy jego słowa odniosły spodziewany skutek na kamratach.

Nie odniosły.
Przynajmniej na orogu nie zrobiły takiego wrażenia, jakie chciał osiągnąć kobold. Zdawać by się mogło, że wywarły wręcz efekt odwrotny do zamierzonego. Urszag ze swym niepokojącym wyszczerzem, który u niego pełnił role miłego uśmiechu zbliżył się do Durkura.
- Pożyją dość żeby pożałować głupoty. Tamten jest twój. - Wskazał jednego ze śpiących jeszcze. - Możesz se go zabić albo wziąć na niewolnika.
Kobold skinął głową, po czym załadował kuszę i podszedł do śpiącego wskazanego przez Urszaga. Z najbliższej odległości wpakował bełt w głowę nieszczęśnika.
- Wodzowie pamiętać - dobry człowiek to martwy człowiek.
- No to sam nosisz swoje mięso, he he he. - Zaśmiał się orog.
- Urszag się niepotrzebnie śmiać. Durkur i Ropuk nie potrzebować żadne mięso. - Kobold wskazał lśniący na palcu pierścień - Ten pierścionek żywić Durkura. To być magia, ale Urszag się pewnie i tak nie zna. - Stwierdził kobold, po czym zaplótł łapki na piersi i popatrzył sceptycznie na Urszaga.
- Dlatego Durkur taki mały i chudy, powinien jeść dwa razy tyle co Urszag, żeby urosnąć. O!- Słowa oroga mogły świadczyć, że w ogóle się pierścieniem nie przejął jednak jego spojrzenie wyrażało coś całkiem przeciwnego. W duszy Urszaka zbudziła się chęć posiadania czegoś takiego i planował właśnie w skrytości umysłu zdobycie magicznego cudeńka. Nie wykluczał przy tym możliwości ukręcenia karku jaszczurowi, choć byłaby to ostateczność - ten bowiem gad był zdecydowanie bardzo przydatny, wielokroć bardziej niż pierścień który nosił.

Pętanie ludzi nie było rzeczą łatwą i nie obyło się bez kilu solidnych ciosów w szczękę. W dodatku w trakcie tego szczytnego dzieła Urszag przypomniał sobie, że człeczyny mogą chować pod ubraniem ostrza którymi przetną pęta, a tak być nie mogło. W dodatku zima już prawie ustąpiła. W taki oto sposób narodził się w jego sprytnej głowie pomysł. Teraz ludzie byli spętani, za to prawie nadzy - jedynie koszule im zostawiono, bowiem żaden z dezerterów nie miał ochoty oglądać nagich ludzkich tyłków. A przynajmniej nie męskich.
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 29-03-2014 o 02:47.
Demoon jest offline  
Stary 03-04-2014, 10:55   #17
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Poobijane ciało pulsowało bólem, oko puchło, poobcierane knykcie krwawiły, a we łbie się mąciło. Jak do ciężkiej cholery miał iść na patrol w takim stanie? Zresztą zapytał o to dowódcę. „Trzeba było pomyśleć zanim zacząłeś. ”- usłyszał w odpowiedzi. Ano pewnie i trzeba było… Nie! Nie ma nad czym dumać kiedy ktoś wyzywa cię od tchórzy i porównuje do kryjących się po krzakach koboldów! Pieprzony Urek, ludzie się skończyli to zaczął szukać rozrywki wśród swoich. Co ten dupek sobie umyślił? Spodziewał się że łysy hobgoblin podkuli ogon, a może uda że nie słyszy? Owszem nie palił się do bitki jeśli nie było z tego żadnych fantów, tylko siniaki. Posłuch w grupie nie był żadną nagrodą, zwłaszcza że władza wśród goblinoidów była jak dym na wietrze, nie sposób było jej utrzymać. Ale tym razem było inaczej, bo czym innym jest unikanie bezsensownych bójek, a czym innym pozwalanie, by ktoś robił z niego pośmiewisko.

Urek dostał w gębę jeszcze zanim zdążył ją zamknąć, no i zaczęło się. Rsog był szybszy, zwinniejszy, z łatwością unikał ciosów przeciwnika, spokojnie wyprowadzając swoje. Tyle że te na Ureku jakoś wielkiego wrażenia nie robiły, a chwilę później łotrzyk miał okazję boleśnie się przekonać, że przezwiska „kamienny łeb” jego oponent nie zawdzięcza swojej głupocie, a przynajmniej nie wyłącznie. Nawet nie wiedział czy zderzenie głowami do którego doszło było wynikiem celowego działania, czy też powinien winić za to przypadek. Tak czy siak leżał teraz na ziemi i musiał coś z tym zrobić. Urek z pewnością nie pozwoli mu wstać, postanowił więc i jego sprowadzić do parteru. Wyprowadził poziome kopnięcie podcinając mu nogi. Udało się. Teraz tarzali się w błocie dziedzińca niczym dzikie świnie, młócąc pięściami. Obrywali równo. Wreszcie Rsog czując że długo już nie wytrzyma skorzystał z okazji i zaczął dusić przeciwnika . Ostatecznie to on zwyciężył, wstał i poczęstował nieprzytomnego jeszcze kilkoma kopniakami by przypieczętować swój sukces. Po czym solennie obiecał gapiom, że jeśli jeszcze któryś zechce się z niego drwić to obudzi się… no już się właśnie nie obudzi. Splunął krwią i kazał wszystkim iść do diabła. Właśnie wtedy napatoczył się dowodzący oddziałem niedźwieżuk i wyznaczył jego oraz trzech innych „ochotników” do patrolu. Rsog nie chciał iść, dostał więc kopa w dupę na zachętę. I tak oto obolały skończył wędrując po lesie.

Machnął ręką próbując przegonić stado jakichś fruwających robali sprzed nosa, ale zdał sobie sprawę że to nie żadne owady, jeszcze było na nie za wcześnie, to w oczach mu się ćmiło. Oparł się o drzewo i wrzasnął na resztę:
-Won! Dzisiaj patrol robicie sami. Któryś coś tam zaczął mamrotać, ale kolejne gromkie „won” i groźba rękoczynów szybko go przekonały i cała trójka zeszła mu z oczu. Może jak się prześpi to mu się przestanie we łbie mącić? Z tą myślą wyszukał jakiś wykrot i tam się umościł. Patrolem się nie przejmował, od dawna był to bardziej spacer niż cokolwiek innego.

Kiedy się obudził odruchowo pomacał obolałą głowę, guz urósł wielkości kasztana, ale przed oczami nic mu już nie latało. Rozejrzał się. O w mordę! Było już rano, rano następnego dnia! Spał o wiele dłużej niż zamierzał, powinien był już daaaawno wrócić. Nagle usłyszał jakieś głosy, całkiem pokaźna grupa goblinoidów zmierzała w jego stronę, nie zauważyli go jeszcze, upaćkany błotem od stóp do głów maskował się w terenie całkiem nieźle. Z tego co zrozumiał szukali dezerterów. Właściwie to trzech już znaleźli i ubili, tylko jeden przepadł jak kamień w wodę.

-Od początku mówiłem że go nie znajdziemy.
-Nie pierwszy raz ktoś się urwał, ale po Rsogu tegom się nie spodziewał.
-Niby czemu nie? On jeden miał na tyle rozumu żeby zwiewać zamiast siedzieć na rozdrożu i debatować cały dzień w którą stronę iść. Mówię ci musiał mieć jakiś plan!
 
Agape jest offline  
Stary 04-04-2014, 20:41   #18
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Durkur był zdecydowanie przeciwny wiązaniu ludzi.
-Zabić, zabić ich wszystkich! Będą tylko nas spowalniać. No i mogą uciec i powiadomić innych.
Kobold kolejny raz nie mógł zrozumieć motywów jakimi kierowali się jego towarzysze. Oby tym razem nie wyszło im to na złe.
- Wodzowie gdzie ruszamy? Jaki kierunek marszu?
Drakko przez pewien czas przechodził się i sprawdzał, czy wszyscy są dobrze związani i czy na pewno pozbawili ich wszystkich broni. Zakończywszy czynność będąc pewnym, że nic ich ze strony ludzi nie zaskoczy, poszedł na stronę do Durkura i dość cicho odpowiedział na jego pytanie.
- Pójdziemy dalej na północ. A co do ludzi, to potrzebujemy od nich informacji. Najważniejszy jest dowódca, ale może nie będzie chciał śpiewać. Jak tylko ich przepytamy, to zabijemy niepotrzebnych. Choć chętnie zostawiłbym paru, żeby mieć ciągłość świeżego mięsa… - Rozmarzył się. - Ale zgadzam się z tobą, to duże ryzyko. Na razie zostań tu i obserwuj czy nic podejrzanego się nie dzieje.

Po krótkiej rozmowie poszedł poprosić resztę towarzyszy o pomoc w zaciągnięciu ludzi w jedno miejsce. Niestety ich kryjówka została spalona, więc nie mogli liczyć na spokój w obrębie czterech ścian. Jednak nie było czasu na zastanawianie się. Gdy już wszyscy byli w jednym miejscu, Drakko przerzucił sobie dowódcę przez ramię i zaniósł go kawałek dalej, aby reszta ludzi przypadkiem ich nie słyszała. Oznajmił kompani, że ma zamiar przesłuchać gnojka, po czym przeszedł do rzeczy. Obudził go kilkoma strzałami w pysk, po czym napiął się nad nim najstraszniej jak umiał, dodając do tego paskudny wyszczerz ogromnych kłów.
- Jeśli chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć swój dom, to lepiej mów wszystko co wiesz na temat tutejszych patroli. Skąd się tu wzięliście? - Wycedził, przykładając miecz do grdyki człowieka.
Wąsacz splunął krwią nieco opluwając przy tym swój okazały zarost.
- Byliśmy tu od zawsze. - wyrzekł butnie. - To wasza horda nas najechała.
- Nie o to mi chodzi, skurwielu, tylko dlaczego patrolujecie ten teren. Czego tu szukacie? Wiedzieliście, że się tu kręcimy? Gdzie są inne patrole?

Drakko starał się jak mógł, jednak jedyne czego chciał dowódca to śmierć. W takim razie hobgoblin, choć niechętnie, postanowił mu pokazać, że na takową także trzeba zasłużyć. Wyciągnął z kieszeni ogarek świeczki i skrzesał ogień za pomocą hubki i krzesiwa. Po kilku minutach świeczka zapłonęła, a Drakko z sadystycznym uśmieszkiem podłożył ją pod jajca dowódcy.
Dziwne w ogóle, że chłop był wojskowym. Zemdlał po niedługim czasie skwierczenia i wycia.
Tymczasem kobold wędrował w te i we wte między związanymi i martwymi ludźmi rzucając tym, którzy jeszcze żyli złowrogie spojrzenia i patrząc niespokojnie na trakt.
Jeden z szeregowców (wszyscy byli raczej młodzi, prości i słabo wyszkoleni) z przerażeniem patrzących na tortury załamał się szybciej niż torturowany:

- Ja powiem! - wykrzyknął wysokim, piskliwym głosem. - Pan dowódca rozkazał żebyśmy zrobili porządek z szabrownikami. Widzieliśmy dym, myśleliśmy, że to oni.[/i]
Drakko już miał powiedzieć, że ci ludzie do niczego się nie nadają, jednak spowiedź młokosa go rozochociła do ponownych starań. Podbiegł czym prędzej do gnojka i złapał go za wszarz.
[i]- Noo, postarasz się trochę bardziej to może nie będziesz się męczył tak jak tamten. Jest więcej patroli?
- Nie ma innych patroli. Tylko nocą między wieżami chodzą straże.
- Bardzo dobrze. Patrolujecie jeszcze jakieś tereny, poza waszymi miastami? Z której strony murów jest was najwięcej, a z której najmniej i kiedy? Jak nam wszystko ładnie powiesz to wrócisz do miasta… Kiedyś. Słowo hobgoblina. - Wyśpiewał ochoczo.
Durkura zaczęło nudzić spacerowanie między związanymi ludźmi. Słyszał bardzo ciekawe krzyki i rozumiał, że Drakko pastwi się nad jeńcami. Uznał to za o wiele ciekawsze niż łażenie przed spalonym budynkiem karczmy.
- Morkgrub popilnuj trochę, ja sprawdzę co u Drakko.
Podochocony ruszył w kierunku skąd jeszcze niedawno dobiegały krzyki. Znalazłszy się na miejscu zaplótł łapki i powiedział.
- Toltuly! Cudownie, Durkur popatrzeć. Oni powiedzieć coś ciekawego?
Kobold dreptał w napięciu wokół dużo większego koleżki, przyglądając się jednocześnie obrażeniom torturowanego.

Urszag który do tej pory siedział sobie spokojnie i przysłuchiwał się zwierzeniom jeńców wstał i podszedł do chłopaka który tak szybko się złamał.
- Chcesz żyć co? - Zapytał. - A słyszałeś, że orki jeńców nie biorą?
Oczy szeregowca rozwarły się jeszcze szerzej. - Coo? Ja. Tak. Słyszałem - wydukał przerażony.
- Ale ja widzę, że ty mądry, może będziesz żył. - Orog wygladał jakby nad czymś ciężko myślał. - Bo ja tak sobie myślę. My z ludziami zwady nie szukamy, jakbyśta się nie pchali pod ostrze to by jutro nas nie było. Ale ten - tu wskazał dowódcę -[i] was wrobił. I macie za swoje. My go za to zabijemy, ale ty możesz żyć. Nam potrzeba takiego sprytnego mądrali co to z nim w kłopoty nie wpadniemy.
- Ee. Ee. Tak tak. Eee pokażę wam drogę jak chcecie. Żeby uniknąć naszych. To jest ee straży. Dokąd tylko chcecie pójść. - gorliwie ofiarował chłopak.

Durkur, który był nieświadomy treści rozmowy stał i przyglądał się w niemym podziwie jak Urszag rozmawia z człowiekiem. Rozchyli przy tym lekko pyszczek i raz po raz wysuwał swój rozdwojony język by badać otoczenie. Podekscytowany i zaciekawiony w końcu nie wytrzymał i przedrzeźniając jeńca powiedział skrzekliwie ostatnie wypowiedziane przez niego słowo “Pójść...pójść” po czym zaśmiał się krótko.
-Co się dziać wodzowie? Co wy kombinować z ludzinami?- wyskrzeczał w gigancim.
Orog zaśmiał się szczerze słysząc słowa człowieka.
- Nie, nie, ty nam nie wskażesz. Ty dołączysz do nas, będziesz taki jak my. Albo taki jak on. - Wskazał dowódcę ludzi. - Tyle, że on będzie bardzo krótko i boleśnie żył.
- Ee dobrze… Tak, tak! przyłączę się do was! Nic mi wtedy nie zrobicie?
Przysłuchujący się przesłuchaniu Tłumacz skrzywił się i wypowiedział swoje zdanie:
- Wymuszone przyłączenie tego jeńca nic nie da. I tak trzeba będzie się go pozbyć kiedy przestanie być przydatny.
Po czym usiadł na ziemi i wytłumaczył koboldowi i o co chodzi.
Orog wyciągnął jeden ze swych sztyletów i rzucił człowiekowi.
- Masz, przetnij liny i zabij tego idiotę co nas zaatakował. Niech ma za swoje.

Jeniec chwycił nóż i rozglądając się niepewnie, czy to aby nie jakiś podstęp zaczął rozcinać swoje więzy. Jeszcze raz popatrzył trwożliwie po wszystkich. Widząc, że rzeczywiście ork oczekuje od niego tego co wypowiedział ruszył powoli do swojego nieprzytomnego, skatowanego dowódcy. Długo stał nad nim jakby walcząc sobą. Wreszcie niezręcznie, ale skutecznie wbił ostrze w serce oficera.
Urszag śmiejąc się podszedł i przyjaźnie poklepał człowieka po ramieniu.
- Dziś będzie uczta dla nowego brata! - W gigańcim zaś dodał. - Zdrajcy i tchórze nie żyją długo.
Drakko, oddawszy inicjatywę towarzyszom, zaniósł dowódcę na stos ciał. Wracając włączył się z powrotem do dyskusji.
- Uczta jak najbardziej, ale już chyba w nowym miejscu? Musimy się stąd wynieść, następne oddziały będą coraz większe. - Przeniósł spojrzenie na młokosa. - A ty nam w tym pomożesz. Prowadź, chłopcze, tylko bez żadnych sztuczek bo wypruje ci flaki, nawet jak to będzie miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu! - Warknął.
 
Googolplex jest offline  
Stary 05-04-2014, 20:31   #19
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Rsog

Uznany za dezertera nie miał już po co wracać do armii. Hobgoblin włóczył się po ziemi niczyjej na północ od Esmel. Jego pobratymcom nie udało się złupić i zniszczyć wszystkiego, więc ruiny były całkiem zasobnym miejscem. Bez większego trudu Rsog mógł sobie żyć spokojnie, bezpiecznie. I nudno. Na co mu były łupy skoro nie miał się komu nimi pochwalić ani jak ich spożytkować? Co miał teraz zrobić będąc sam?

Zwiedzanie opustoszałych wiosek, było całkiem fajne, ale kiedy pewnego dnia Rsog zobaczył dym szybko podjął decyzję, że musi dokładniej sprawdzić o co chodzi. Trochę z ciekawości, a trochę z nudy. Gdy dotarł do ruin miasteczka spostrzegł amnijczyków, martwych i powiązanych oraz nieludzi, dwóch orków, kobolda, trolla i dziwnego hobgoblina. Zastanawiał się przez chwilę czy to łupieżcy z armii Sythilisa. Byli jednak daleko, bardzo daleko na północ, nie mieli worgów i było ich mało. Mógł zaryzykować.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 11-04-2014, 22:11   #20
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Rsog

No i stało się, zdezerterował NIECHCĄCY. W życiu to jednak potrafi się pieprzyć, rób co chcesz, a i tak wdepniesz w gówno. Rsog był wściekły, z początku nawet kombinował czy by się jakoś nie dało sprawy odkręcić. Chciał wracać! Czy aby na pewno chciał? Nagle uświadomił sobie, że jest wolny, koniec z dowódcą, który przypieprza się do wszystkiego i co rusz wysyła, a to na patrol poza kolejnością, a to do kopania latryn, tylko dlatego że jest dowódcą i MOŻE. Koniec z durniami, którzy spóźniają się go zmienić na warcie, bo nie wiedzieli, zaspali, dostali w międzyczasie inne rozkazy… koniec z przetrząsaniem całego obozu żeby ich znaleźć i wbić im nieco rozumu do łbów. Dość wrzasków, burd, bezsensownych zakładów i w ogóle całego tego burdelu. Wreszcie trochę ciszy i świętego spokoju.

***

Rsog bardzo cenił sobie ciszę i spokój… ale ileż można? Gdzie się nie obróci nikogo, żadnej znajomej twarzy, głosu, ani kogo kopnąć, ani kogo wyściskać, gęby w ogóle nie ma po co otwierać, bo z krzakami nie pogada, nie pośmieje się. Nie żeby jako żołnierz Rsog był szczególnie rozmowny, albo skory do śmiechu, właściwie to mówił mało, a nie uśmiechał się prawie nigdy. Ale nie o to przecież chodziło! Dlatego kiedy zobaczył dym, nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego co powinien zrobić. Pozbierał wszystkie klamoty jakie udało mu się podczas samotnej włóczęgi zgromadzić i ruszył żwawo przed siebie.
To co odkrył wielce mu się spodobało, wreszcie jakaś kompania, pewnie dezerterzy jak on… no może niezupełnie jak on, a może i nie dezerterzy, ale pal to licho, ważne że są. Tylko jeden jakiś cudaczny, niby hobgoblin… ale kurna niebieski! Wpadł do jakiej kadzi w farbiarni czy co? Tak czy siak Rsog podjął już decyzję, postanowił się ujawnić. Wyszedł ze swojej kryjówki za resztką ściany jakiejś chałupy tak żeby mogli go zobaczyć.

-Sporo mięsa. Jak myślicie, starczy żeby się podzielić z samotnym wędrowcem? – zapytał, wbrew pozorom nie chodziło mu jednak o mięso, tak naprawdę pytał czy są skłoni go do siebie dopuścić, czy może uważają że pięciu to dość. Był gotów na każdą ewentualność, włącznie z tym iż zostanie zaatakowany i będzie musiał salwować się ucieczką by ujść z życiem.

Durkur pierwszy zobaczył nowego. Z początku po koboldzku się wystraszył, ale szybko się opanował.
- Wodzowie, wodzowie. Ktoś idzie tu. Wygląda na naszego.
Gdy nowy zapytał się o możliwość wzięcia udziału w uczcie kobold uspokoił się zupełnie.
- Zwę siem Durkur. Najlepsiejszy zaklinacz w armii Sythilisa. Swego czasu oczywiście.
Kobold cieszył się, że ich gromadka się powiększa. Im więcej ich tym bezpieczniej, mogą też na większe rzeczy się porywać a kobold miał wielki apetyt w tym względzie. Złoto, kamienie szlachetne, magiczne przedmioty, to wszystko w mniemaniu Durkura znajdzie się wkrótce u jego stóp.

- Coś ty za jeden?! - Glos oroga przesycony był wrogością i podejrzeniami. Nie żeby nie cieszył się na myśl, że stan liczebny oddziału się zwiększy ale bardziej skłonny był uznać nowego za łowcę dezerterów niż prawdziwe wsparcie. - Gadaj pókim dobry! - Już rozwijał łańcuch który miał przytroczony do pasa.

Kobold wydawał się przychylny, ale łysy hobgoblin poza krótkim spojrzeniem nie poświęcił mu więcej uwagi. W końcu to tylko kobold, kto by się przejmował jego zdaniem, liczyło się to co powiedzą „wodzowie” i to na nich się skupił. Kiedy tylko dostrzegł, że jeden z orków zamierza chwycić za broń, sam płynnym ruchem wyciągnął z sajdaka krótki łuk refleksyjny i nałożył strzałę na cięciwę. Czarne pióra lotki dotknęły jego policzka, a grot precyzyjnie wskazał serce potencjalnego przeciwnika, uświadamiając wszystkim, że i on równie łatwo może stracić cierpliwość i przestać być „dobry”.

- Rsog, były zwiadowca w armii Sythilisa. Obecnie dezerter, tak jak i wy. Szukam kompanii, bo samemu nudno. - Odpowiedział zupełnie spokojnie, w jego głosie nie dało się wyczuć agresji, na którą mogłaby wskazywać gotowa do wypuszczenia strzała.

Drakko z wolna podchodził do bandy. Jednak gdy w ruch poszły bronie, od razu przyspieszył kroku, stając pomiędzy Urszakiem i nowym, zwracając się do tego ostatniego:
- Schowajcie te bronie i nie wygłupiajcie się. Jest nas zbyt mało, by przez nieporozumienia się zabijać.

- Nudno Ci, ha?! Toś dobrze trafił, mamy kupę zabawy z tymi tu… - Orog splunął soczyście w strone ludzi. - A ty się Drakko jak szef nie zachowuj, za mało miedzy uszami masz.

- Będę się zachowywał jak chcę! - Odwarknął orogowi sprowokowany Drakko, jednak szybko ugryzł się w język i kontynuował spokojniejszym tonem. - Przecież nie musisz się mnie słuchać. Ale jak chcesz się bić, to bij się z ludźmi. Mamy szansę na zwiększenie naszej siły i głupotą byłoby nie skorzystanie z niej. A zwiadowca nam się przyda. - Zakończył ‘obcinając’ spojrzeniem nowego hobgoblina od stóp do głów.

Rsog spojrzał na zasłaniającego mu cel odmieńca nieprzychylnie, ale opuścił łuk i cofnął się kilkanaście kroków w tył.
- W takim razie pogadajcie sobie od serca i dajcie znać jak już ustalicie kto jest szefem i co zdecydował. Tylko szybko, zabawa dobra rzecz, ale co za dużo, to niezdrowo. Niedługo zaczną ich szukać. - wskazał głową w stronę ludzi.

- Nie kłóćcie się szefy - zaskomlał Durkur - Wy się kłócić, my słabi. Zgoda, my silni.
Kobold popatrzył na nowego.
- Rsog mądrze prawi. Niedługo zaczną ich szukać. Musimy się zbierać. Wyruszajmy niezwłocznie.

Zaraz po tym niebieski hobgoblin powrócił do swoich poprzednich czynności. Trzeba było zdecydować, co zrobić z ludźmi. Pokusa świeżego mięsa była duża, jednak na dłuższą metę był to zbędny balast. Na razie jednak skupił się na dokładnym przeszukaniu ciał, poza tym sprawdził jeszcze, czy kapłan jest już martwy, czy może jeszcze nie.

- Ktoś ma ochotę targać za sobą truchła? Przydałoby się pożywienie, ale nie mamy czasu żeby to zawekować ani uwędzić. - Poszukał wzrokiem trolla. - Tłumacz, dasz radę upiec ze dwóch ludzi na szybko?
- Tak - odparł zapytany. - Będą soczyści.
- Tego najpierw. - Urszag wskazał martwego kapitana.
Troll wziął dowódcę i jeszcze jedno ciało, sprawnie je wypatroszył, nadział na włócznie i postawił przy palącym się jeszcze budynku. Orog podszedł do “swojego” człowieka i położył mu wielką dłoń na ramieniu.
- Głodny? - Zapytał z przekąsem.
Chłopaczek, nadal w strachu, napięciu szybko wyrzucił z siebie słowa:
- Nie, nie, nie, dziękuję.
- Musisz jeść żeby mieć siłę! - Urszag był nieprzejednany. - Teraz ty jeden z nas!
- Co co? Tak, tak! Jestem jednym z was. Eee… - gorączkowo wodził wzrokiem po okolicy jakby szukał ucieczki. - Ale nie jecie przecież surowizny, nie? He he...- spytał i zaśmiał się nerwowo.

Drakko nie był sadystą z natury, jednak sytuacja, do jakiej próbował doprowadzić Urszag wydawała się piękna w swej ironii. To musiało się wydarzyć.
Niebieski hobgoblin kucnął z drugiej strony człowieczka, biorąc go z orogiem w ‘kleszcze’.

- Oczywiście że jemy, ale wasze, ludzkie żołądki pewnie nie są do tego przyzwyczajone. Ale nie martw się. Mamy na pokładzie wspaniałego kucharza - widzisz, z jaką wprawą się za to zabrał? - Wskazał spojrzeniem trolla. - Takich pieczystych w życiu nie jadłeś.

Dezerterzy bardzo szybko stracili zainteresowanie Rsogiem i wrócili do przerwanej zabawy. Stojący na uboczu hobgoblin nie miał pojęcia dlaczego nazywali jakiegoś ludzkiego chłystka jednym z nich i przymuszali do kanibalizmu, ale też nie próbował tego zrozumieć. Uznał że skoro zajęli się czymś innym, to najwyraźniej zaakceptowali jego obecność. Schował więc broń i podszedł bliżej żeby przejrzeć stos rzeczy odebranych ludziom. Zdecydowanie przydałby mu się jakiś porządny krótki miecz.

- Nie jadł i wyraźnie nie ma ochoty, ja za to z chęcią zjem, a potem się stąd wyniosę, z wami czy bez was. Macie w ogóle jakiś plan? - wtrącił się do rozmowy.

Durkur pośpieszył z odpowiedzią.
- Wodzowie coś mówić o pójściu na północ, taki chyba być plan
- Na razie musimy się wydostać z Amn. Potem możemy pomyśleć o dostaniu się do jakiegoś miasta gdzie nas przyjmą, albo o czymś, co nam to dostanie się ułatwi. - Sprostował Drakko. - Ale na razie pomóżcie mi pozarzynać tych człeków. Nie są już do niczego potrzebni.

Łotrzykowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, od razu wyszarpnął sztylet z pochwy przy pasku, przykucnął przy najbliższym jeńcu i poderżnął mu gardło jakby to była nie przymierzając świnia. Nie czekając aż ciało znieruchomieje, a rosnąca szybko kałuża posoki dotrze do jego butów, ruszył do następnego nieszczęśnika, by postąpić z nim tak samo. Po wszystkim oblizał zakrwawioną klingę.

- Zrobione. A z tą waszą zabaweczką co? - wskazał sztyletem na chłopaka - Do czego on jest potrzebny? Hm?
- Mi do niczego - rzekł Durkur - Ale wodzowie chyba mają co do niego jakieś plany.

Drakko zbliżył się do Rsoga, aby móc mu odpowiedzieć tak, żeby człowiek tego nie słyszał.
- Rsog, wyobrażasz sobie, że wchodzimy do miasta i idziemy na zakupy? No właśnie. A potrzebujemy niektórych rzeczy. Ten człowiek może być do tego przepustką. Tylko to trzeba jeszcze przemyśleć. - Zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na człeka. - A poza tym można się z nim pobawić. - Wyszczerzył smocze kły w paskudnym uśmiechu.

- Już prędzej bym sam do miasta poszedł w jakiej kapocie i wrócił cały, niż on by coś dla nas zrobił gdybyśmy go z oka spuścili. Ten człowiek może być przepustką jedynie do kłopotów. – Rsog splunął młodzikowi pod nogi dobitnie wyrażając swoje o nim zdanie. – Radzę ci dobrze pilnuj swojej zabawki, jeśli zrobi cokolwiek co mi się nie spodoba, skończy jako prowiant. - obiecał solennie spragnionemu zakupów pobratymcowi.
- Ty uważaj świeżak! Ja jeszcze nie zdecydował czy ty jesteś w porządku.- Warknął Urszag. - Może ty i nie człeczyna ale też nowy, jak on. Się lepiej dogadajcie.
- Maglubiyet wie że tego nie chciałem, ale moja cierpliwość ma swoje granice.- powiedział Rsog chowając sztylet do pochwy, a potem znienacka wyprowadził cios z dołu w podbródek orka. - Nie pozwolę żeby jakiś popaprany niby wódz, obrażał mnie stawiając na równi z tym gównianym człowiekiem. - niestety zaatakowany chyba wiedział co się święci i zdążył zejść z lini ciosu.
Rozsierdzony Urszag bez zbędnego namysłu rzucił się na nowego uderzając tam gdzie boli najbardziej, jego kolano powędrowało w górę z szybkością o którą sam by się nie podejrzewał. Łotrzyk również wykazał się refleksem i jakimś cudem zdążył się cofnąć, tylko po to by natychmiast znowu ruszyć do przodu wykorzystując ten ruch do wzmocnienia siły zamaszystego sierpowego. Celny cios w szęke porzucił Urszaga do tyłu tak, że nie był wstanie wyprowadzić kontry. “Bolało… szlag, naprawdę bolało!”
Kobold patrzył na wymianę ciosów z rosnącym przerażeniem. W końcu zebrał się na odwagę i krzyknął:
- Wy przestać! Walki między sobą są głupie, tak Durkur wam mówi!
Nie mogąc wpłynąć w inny sposób na toczącą się potyczkę sięgnął po swoją największą broń - magię. Splótł zaklęcie “uśpienia” i rzucił je na walczącą dwojkę.
Ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu zauważył jednak, że walczący oparli się działaniu czaru. Nie dawał za wygraną. Ponownie splótł zaklęcie i rzucił na walczących.
Taki stan rzeczy się Urszagowi nie podobał, od razu zauważył, że przeciwnik znacznie lepiej sobie radzi od niego w bijatyce, ale nie dorównuje mu siłą. Wziął potężny zamach i wpakował swoja furię prosto w szczęke Rosoga. Trafiony zachwiał się, ledwo utrzymując na nogach, w jednej chwili pociemniało mu w oczach tak, że sam nie wiedział na co się właściwie zamachnął. Czy ta czarna plama to jego przeciwnik, czy tylko mu się wydaje? Nie miał jednak zamiaru zrezygnować. Kolejne ciosy znów dosięgły oroga, raniac jednak jego dume bardziej niż ciało. Wściekły stracił prawie całkowicie kontrolę nad sobą i wyprowadził potężny cios, który spadł na i tak już zamroczonego hobgoblina pozbawiając go przytomności.
W tym momencie Durkur rzucił uśpienie na pozostającego na placu boju Urszaga.
- Durkur! - Wrzasnął orog. - Ty nie zapominasz się czasem?- Ruszył w kierunku małego kobolda.
Durkur widząc, że jego czar nie zadziałał wrzasnął i rzucił się do ucieczki. W pierwszej kolejności spróbował schronić się za Drakko. Wbiegł pomiędzy nogi hobgoblina krzycząc “Ratuj! Ratuj! Durkur chcieć dobrze a teraz on chcieć zabić Durkura!”
Orog roześmiał się a cała złość z niego uszła. Naprawdę zaczynał lubić tego małego tchórza.
Drakko chciał skomentować pojedynek zaraz po jego skończeniu, jednak cwana akcja kobolda wytrąciła go z równowagi. Odzyskawszy ją z powrotem, wyszczerzył się radośnie i zaczął bić brawa.
- Gratulacje dla zwycięzcy! - Skinął głową Urszakowi. - Brakowało mi tej rozrywki, od kiedy nie jestem już w armii, nie oglądałem żadnego pojedynku na pięści. W jedynym jaki miał miejsce sam brałem udział. - Zaśmiał się.
Orog odwrócił sie teraz w stronę nieprzytomnego i w mowie gigantów stwierdził, że:
- W sumie to on rację miał… głupio jakoś tak wyszło… ale walić mnie w ryło nikt bezkarnie nie będzie! - I podszedł do Rsoga, przerzucił go sobie przez ramię. - Teraz moja kolej nieść nieprzytomnego. - Rzucił, wspominając nie tak odległa bójkę miedzy Morkgrubem i Drakko. Jedyną różnicą było, że teraz to jego bolała szczęka.
 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 16-04-2014 o 13:20.
Demoon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172