Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2014, 19:43   #21
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Thulhu

Pamiętał wybuch i ból. Krzyk starszego mózgu. Przeszywającą, niszczącą jaźń siłę.

Obudził się gdzieś daleko, bardzo daleko i bardzo płytko. Był słaby, okropnie słaby, nie był nawet w stanie ruszyć wszystkimi kończynami. Był sam. Nie mógł sięgnąć do żadnego świadomego stworzenia, ani niewolnika, ani równego.

Powoli dochodził do siebie. Zarówno jego ciało jak i umysł były spustoszone. Prawie nic nie zostało z jego dawnej potęgi. Był głodny i słaby. Potrzebował, musiał coś zjeść. Zaczął się czołgać, później wstał. Szedł. W oddali, bardzo słabo, wyczuł życie, pokarm. Droga ciągnęła się straszliwie długo, co gorsza czuł, że jest coraz bliżej powierzchni. Przy końcu drogi, usłyszał hałas, odgłosy jakichś zwierząt. Nagle oślepiło go światło. Był przy wyjściu na powierzchnię. Na ślepo, resztką sił uderzył swoją myślą w umysł ofiary. Udało się! Podbiegł, zniecierpliwiony, oplótł ją swoimi mackami, a dziobem odrywał kawałki owłosionej skorupy. Wreszcie zagłębił swój język w pyszny, miękki, gąbczasty pokarm. Mózg.

Dezerterzy

Ludzie wreszcie się dopiekli. Zieloni, nie zrażeni, że ich niedawne schronienie dogorywało tuż obok, biesiadowali na świeżym powietrzu. Kapitan był niestety dość żylasty, ale szeregowiec niczego sobie. Szczególnie szynka udała się Tłumaczowi. Jedyny żywy człowiek patrzył się na wszystko ze zgrozą. Drakko i Urszag widząc to dokuczali mu z wielką przyjemnością.
- Zjedz żeberko, zobacz jakie dobre.
- Mlask. Masz, nereczki są najlepsze!

W końcu, pod surowym spojrzeniem oroga, człowieczek ugryzł kawałek mięsa. Natychmiast zrobił się zielony i zaczął rzygać przy gromkim śmiechu kompanii.

Gdy jedzenie się skończyło nieludzie otarli usta, podzielili łupy i zabrali się w drogę. Było ustalone. Idą na północ. Ich nowy nabytek, nie hobgoblin tylko chłopaczek, miał ich bezpiecznie przeprowadzić przez linię wież. Ciągle dygoczący ze strachu, jeszcze zielony po niedawnej uczcie kierował ich wzdłuż granicy lasu. Niezauważeni przeszli przez grzbiet najwyższego wzgórza. Księżyc, który kilka dni temu był w pełni dawał jasną noc. Przed sobą widzieli rozległą dolinę z porozrzucanymi tu i tam drobnymi światełkami. Wsie i miasteczka, wszystko stało przed nimi otworem.

Nagle zaczął szczekać pies. Chwilę później w najbliższej strażnicy, na samej górze, zapłonęło światło i rozległ się okrzyk człowieka. Urszag szturchnął ich przewodnika końcem oszczepu.
- Niedaleko jest grota... Trzymali tam owce...
Tym razem dezerterzy nie ryzykowali. Garnizon wieży, nawet jeśli tak niewyszkolony jak ich poprzedni przeciwnicy, wielokrotnie przewyższał ich liczebnie. Kolejne szturchnięcie pogoniło człowieczka. Zaczęli biec w dół zbocza, które po tej stronie było bardziej skaliste, skręcili w lewo, przedarli się prze jakieś krzaki, wąską ścieżką weszli kawałek pod górę.
- To tu - wyszeptał zdyszany człowiek. - Ale... ona jest nawiedzona. Niedawno... kilka osób zniknęło...

Thulhu
Musiał odbudować swoje siły. Wiedział już, że był na powierzchni, na wiejskich terenach państwa znanego jako Amn. Jaskinia była używana przez pasterzy owiec, kudłatych, śmierdzących zwierząt. Chronili się tu przed deszczem. Thulhu miał szczęście pożywić się kilkoma ludźmi, ale przestali przychodzić. Ostatni, już bez owiec, był nawet uzbrojony. Musiał przenieść się w lepsze tereny, jeśli chciał odzyskać siły.

Pewnej nocy, skryty w głębinach pieczary usłyszał, że przy wyjściu na powierzchnię zgromadziła się grupa dwunogich istot. Czuł jednak, że nie są to ludzie.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 18-04-2014, 08:42   #22
 
Gruandotrop's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodzeGruandotrop jest na bardzo dobrej drodze
- To sie tą zjawe na ruszt... huehuehue - Orog przesądny nie był, religijny zresztą też nie, wiedział za to, że jak coś zabija wiesniaków to pewnie da się z tym dogadać albo… zabić. Zresztą druga opcja nie wydawała się tak zła, można by wtedy zrabować dobytek poczwary.
Wlazł do jaskini oświetlając sobie drogę - wprawdzie nie musiał lecz lubił efekt jaki wywiera to na innych - magicznymi świetlikami. Ich światła nadawały cieniom złowieszcze kształty.
Przyglądał się sytuacji, gdy zobaczył magiczne sztuczki z jego ust wypłyneło coś na kształt śmiechu, jednak bardziej przypominało to obrzydliwe bulgotanie, niż śmiech. Thulhu nie miał możliwości, by czekać za długo na to jak potoczy się jego los, musiał działać. Skradanie się i czekanie może przynieść mu tylko śmierć, jednak ukazanie desperacji może być dla niego równie zgubne. Wyszedł po chwili w stronę istot, zmierzających do jaskini. Po czym zaczał się zbliżać powoli w trzymając jednę rękę otwartą na znak pokojowych zamiarów. Po czym, gdy znalazł się odpowiednio blisko, powiedział:
- [i]Co was tu sprowadza? Widzę, że macie smaczny kąsek.[i] - Spojrzał na człowieka, poruszając mackami tak, jakby chciał go zjeść - Jestem Thulhu, prawdopodobnie jedyny Ilithid mojego szczepu.
Pierwszy na to odezwał się Durkur. Kobold przez dłuższą chwilę badawczo wysuwał i wsuwał swój rozdwojony wężowy język. W końcu przemówił.
- Eee… ty być dobry czy zły? Ty zjeść nasze mózgi?
Orog cofnął się kilka kroków niepewny. Wszystkie te historie jakie o ilithidach które slyszał mówiły jasno, że jedyny dobry ilithid to ilithid martwy. Mówiły też jak trudną ta poczwarę zabić i to, że łatwo może zawładnąc umyslem swej ofiary. Chwila wahania. Oczekiwał na to co za moment miało nastąpić, na walkę do śmierci i kolejne zwycięstwo lub śmierć… przynajmniej miał nadzieję na jedno z tych dwojga bo do niewoli nie zamierzał wracać już nigdy.
- Uśpij to! - Wrzasnął na kobolda niemal histerycznym tonem. Był na skraju, jeszcze chwila i rzuci się do panicznej ucieczki lub wpadnie w krwawą furię.
Durkur zaśmiał się krótko. Bawił go strach jaki wzbudzał nieznajomy. Słabo znał tę rasę. Poza tym Urszag nie wiedział jednej bardzo ważnej rzeczy.
- Durkur nic nie rzuci. Durkur zmęczony. Wy się lepiej dogadać tak lepiej.
Orog nie słyszał już nic poza głosem we własnej głowie. “Zabij! Zabij! Zabij!” Gromadził właśnie moc i słychać było słowa w śpiewnym lecz strasznym jezyku mrocznych elfów. Siegał też po swoją ulubioną broń, długi łańcuch kolczy.
Ilithid przyjrzał się podmrokowemu orkowi. Nie dziwił się, że ten się go bał wielu z jego braci, było sługami dosyć słabymi, w porównaniu do jaszczuroludzi, którzy są ulubionymi sługami łupieżców umysłów. Chciał w jakiś sposób uspokoić go, jednak sposoby jakie przychodziły mu na myśl, były nie na miejscu. Usiadł na ziemi i powiedział do Orka w podwspólnym, gdyż prawdopodobnie go znał:
- Jak bym chciał cię zabić albo zniewolić to po prostu bym to zrobił. Jestem Illithidem, a przynajmiej tyle pamiętam, że jestem. Prawdopodobnie moja rasa wyrządziła ci wiele złego, jednak uwierz mi zależy mi tylko na tym by wymordować tych, którzy zniszczyli wszystko to na czym mi zależało. Nie pamiętam nawet jak to się stało, więc uwierz mi, prawdopodobnie mój los jest tak samo żałosny jak twój, więc nie trzymaj urazy w sobie, jeśli w jakiś sposób cię skrzywdziliśmy to przepraszam.
Durkur postanowił znowu wtrącić swoje trzy grosze. Nie pałał jakąś szczególną miłością do Ilithida, ale był przeciwny mordowaniu wszystkiego co się rusza. No może poza ludźmi i ich sojusznikami.
- Urszag spokojnie, Urszag nie robić krzywdy - odezwał się w gigancim - Skoro ilithid nie robić krzywdy to znaczy być dobry. Drakko powiedz coś Urszagowi. On wszystko mordować poza tym śmierdzącym człowiekiem, którego wlecze z nami. - popatrzył krzywiąc się na chłopaka.
Rsog patrzył na całą scenę z rosnącym niedowierzaniem. Jakieś mackowate świństwo - Jak wielkiego trzeba mieć pecha żeby trafić na coś takiego w jaskini pasterzy?- siadło sobie i gaworzy jakby zamierzało ich właśnie zaprosić na piknik. Urszag coś mamrocze, a kobold ewidentnie postradał rozum.
- Dobry, bo nie robi krzywdy? Przestań pieprzyć! - zrugał jego zdaniem zdecydowanie zbyt ufnego malca, po czym zwrócił się do oroga - Urszag, chyba nie będziesz z tym gadać? Po prostu to zabijmy. - Nałożył strzałę na cięciwę i ją naciągnął celując w obślizły fioletowy łeb. Owszem zdawał sobie sprawę, że jeszcze niedawno sam był w z pozoru podobnej sytuacji i kobold również stanął po jego stronie, ale to było zupełnie co innego, on nie jadał przecież mózgów i nie manipulował umysłami.
Głos kobolda wyrwał Drakko z oszołomienia. Słyszał oczywiście okropne historie o ilithidach i o ich psychicznych zdolnościach, przez co próby dyplomacji przedstawiciela tej rasy były co najmniej podejrzane do kwadratu. Przeniósł nieobecne spojrzenie na Durkura, otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden głos. Następnie spojrzał na Urszaka. On mieszkał w podmroku, on musi znać te stworzenia. A taka reakcja oznacza tylko jedno.
Hobgoblin wyciągnął swój miecz i stanął obok oroga.
Durkur nie chcąc dopuścić do walki wykorzystał ostatnią możliwość na rzucenie czaru jeszcze tego dnia. Splótł zaklęcie uśpienia i rzucił je na łupieżcę umysłu. Ten obronił się przed czarem, jednak nie miał szans w obliczu zmasowanego ataku przeciwników. Rsog natychmiastowo wystrzelił z łuku, a zaraz po wbitej strzale uderzył również Drakko. Ilithid zachwiał się, lecz udało mu się odzyskać równowagę - akurat, żeby zmierzyć się z potężnym atakiem Urszaka. Orog skupił całą swoją moc i złość w jednym uderzeniu. Wstrząśnięte potężnym ciosem oraz magicznym wyładowaniem elektrycznym ciało łupieżcy umysłu w konwulsjach upadło na ziemię. Urszag rzucił się do truchła i szybkim ciosem odcjął głowę potwora. W takim stanie bestia nie miała prawa wrócić między żywych. Zaś czerep przewiązał kilkoma paskami materiału z szaty bestii.
- Ha! Dobre trofeum! - Poczym przytroczył paskudną głowe do pasa.
 
Gruandotrop jest offline  
Stary 19-04-2014, 19:37   #23
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Grangar

Plemię Czarnego Niedźwiedzia nie było ani najsilniejszym, ani najsławniejszym z orczych szczepów w Chmurnych Szczytach. Po prawdzie nie było nawet przeciętne. Niemniej, jak każdy inny klan trzymało się świętej tradycji. Co roku najeżdżało Amnijczyków żyjących w dolinach. W tym roku miało być jednak inaczej, nowy wódz chciał wypuścić się daleko na południe, a nie łupić tylko biedne pasterskie wioski. Atak zakończył się zupełną klęską, górnicze miasteczka miały dobrze zorganizowaną milicję, która rozbiła Czarne Niedźwiedzie w mgnieniu oka. Niedobitki uciekające w góry, doścignęła garstka konnych. Grangar wiedział, że tak będzie, ale nikt go nie słuchał. Przegrał walkę z nowym wodzem. Sam nie miał problemu z przeżyciem. Jego wilk czuł konie i ludzi z oddali. Nie uciekał na północ, ale skrył się w lasach, tuż obok ludzi. W gaju, który wybrał na swoje miejsce rósł olbrzymi dąb, niewątpliwy znak Ojca Drzew.

Dezerterzy


Zbłąkany illithid nie zgromadził w pieczarze żadnego majątku, tylko kości i ubrania nieszczęśników, których mózgi pożarł. Dezerterzy zatem, nie tracąc więcej czasu ruszyli prędko dalej. Strażnicy musieli zgubić ich trop i nie słyszeli już żadnych niepokojących odgłosów.

Sythylijczycy mieli nad ludźmi tę przewagę, że noc była czasem ich zwykłej aktywności. Do świtu zdążyli przejść przez całą, wielką dolinę, aż na przeciwległe wzgórza. Prawda, nie wszyscy wytrzymywali zabójcze tempo. Durkur musiał być czasem niesiony przez trolla, jeniec nie miał tak dobrze, ale grot włóczni za plecami dodawał mu sił. Północne Amn nocą było ciche i spokojne. Na drogach nie było nikogo, wsie omijali z daleka. Zaczynało świtać, gdy byli już na pogórzu Chmurnych Szczytów. Żeby zażyć dziennego odpoczynku i ochronić się przed wzrokiem ludzi weszli w gęsty las, który porastał jedną z gór.

Grangar

Pewnej nocy, gdy wracał z polowania niosąc niedużą, złapaną w sidła sarenkę. Hernar zaczął zachowywać się niespokojnie. Rzeczywiście, po chwili także on sam poczuł zapach dymu, niedaleko ktoś palił ognisko. Piekł ludzinę.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 22-04-2014, 19:22   #24
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Grangar odłożył sarnę na mech i dał znać wilkowi, by ten zaczął ucztę bez niego. Sam natomiast postanowił podkraść się do ogniska w taki sposób, by wiatr wiał od strony ogniska na niego. Był w ten sposób niewyczuwalny, a znając okoliczną florę i las postanowił się wtopić w otoczenie i słuchać. Nie wiedział kto siedział przy ognisku, ani czy ich intencje względem lasu były dobre czy złe.

- … i jak z tego zrobić kubek co Drakko? - wielki orog pokazywał coś jednemu z hobgoblinów, temu z dziwnym niebieskim odcieniem skóry. - Zatkać dziury czy co?
- Mam świeczkę, można by zalepić woskiem. - Hobgoblin w odpowiedzi wyciągnął coś z kapoty i podał orogowi.
- Nie głupie! - Ucieszył się Urszag. - Daj no ten wosk. - Zaśmiał się donośnie gdy zobaczył *tą* świeczkę, wspomnienia dobrze służą tym którzy mogą się przy nich pośmiać. Chwile potem zwątpił w powodzenie swego dzieła.
- Chyba za mała… no patrz ile to ma dziur! - Podsunął hobgoblinowi czaszkę pod nos. I rzeczywiście otworów było sporo, w tym cztery pozostałe po mackach bestii. - A chciałem kufel…
- Kufel? Dobre sobie, to się nie nadaje nawet na durszlak. - Wtrącił się Rsog odrywając na chwilę od obgryzania ludzkiego przedramienia. - Jak chcesz kufel to ludzka czaszka będzie dużo lepsza, jakby wprawić jakieś kamienie szlachetne w oczodoły to wyglądałoby nawet nawet, a tak to szkoda się z tym babrać.
- Kiedyś każę oprawić to złotem i będę z tego pił. - Rozmarzył się orog.

Grangar przyglądał się Orkom, Hobgoblinom, Trollowi i Koboldowi, którzy założyli tutaj obozowisko, nie liczył człowieka, który z nimi wędrował, gdyż dla Szarego Orka są oni mniej ważni od najmniejszego robactwa jakie pełzało. Niemniej trzeba było dowiedzieć się więcej o nich. Ruszył więc, do nich trzymając długi łuk w gotowości:

- Kim jesteście? I co robicie w tym lesie, jak powiecie że uciekacie to raczej wam nie uwierzę, bo każdy, kto tak mówił chciał ucieć z jajami i zwierzętami z tych lasów.
- Sam jesteś? - Rzucił orog, zastanawiajac się jak ten szarak ich podszedł. No tak przecież nie wystawili wart… Szlag.
- Jak bym był sam, czy bym tu stanął jak gdyby nigdy nic i zaczął was wypytywać? - Zdziwiło go pytanie Oroga i po części zniesmaczyło, wszystko wskazywało na to, że orog nie był za inteligentny.
- Sam jest madrala! - Rzucił pozostałym. - Odłóż ten patyk bo się pokaleczysz, hue hue. - Orogowy śmiech nie był przyjemny i brońcie moce nie sugerował wesołości.
- Uwierz mi, druid nigdy nie jest sam - powiedział spokojnie, nie opuszczając ani na chwilę swojego łuku.

Orog nie zaszczycił szaraka powstając z miejsca, za to napiął mieśnie karku tak, że aż ogłuszajaco trzasnęły stawy. Wyszczerzył kły. Cała jego sylwetka rozjaśniła się błekitną poświatą. Po chwili to właśnie ta widmowa, świecaca wersja Urszaga wstała i wyprostowała się.

- Hardyś. Drakko, trza będzie kolejnemu po mordzie dać coby miejsce swoje poznał.
- Nie chce z tobą walczyć, gdyż niczym mi nie zawiniłeś - mówił spokojnie druid, bez głębszego wyrazu na twarzy - Może to jakiś uraz z dzieciństwa sprawia, że jesteś tak źle nastawiony do życia - Zadrwił druid, ciągnął dalej - Jesteś na łonie natury, w każdym drzewie drzemie mój bóg, Ojciec Silvanus. Przybyłem w dobrych intencjach, a ty chcesz walczyć. Myślisz, że te sztuczki mnie przestraszą?
- Wy nie zabijać kolejnego - Durkur był wyraźnie przestraszony wizją kolejnej jatki - Ty nowy, ty podejść do ogniska. My nie chcieć niszczyć lasu, my chcieć tylko przeżyć. Ty podejść i posilić się jak chcesz.
Kobold był ciekawy nowego. Chciał porozmawiać z przybyszem i wypytać go o wieści. Mimo, że nie bał się, wysuwał z podekscytowania gadzi język chcąc się bardziej wyznać w otoczeniu.
- Uspokój się, ani nam w głowie uciekać z twoimi jajami, zwierzątek też nie będziemy porywać, chyba że ludzina się skończy. - hobgoblin posunął się nieco żeby zrobić druidowi miejsce przy ogniu. - Urszakiem się nie przejmuj, nie wie kiedy odpuścić, warczy na wszystko. Może faktycznie ma jakiś uraz. - Rsog spojrzał na oroga jakby ta perspektywa wydała mu się nagle wielce prawdopodobna.

Drakko chciał odpowiedzieć Urszagowi, ale wyjątkowo duża chrząstka stanęła mu w gardle. Rozmowa jakoś tak się sama potoczyła. Absolutnie nie dziwił się Urszakowi, w sumie też nie dziwił się innym. Najchętniej zostawiłby im tą sprawę, no ale ostatnio układy wśród braci wyglądały naprawdę dobrze więc trzeba było stosować się do wymogów.
Hobgoblin wstał, wytarł pysk i otrzepał tyłek z kurzu. Beknął przeciągle, po czym zaczął zbliżać się - jak gdyby nigdy nic - do tubylca, broń uprzednio zostawiając przy ognisku. Będąc jakieś 20 stóp od nieproszonego gościa odezwał się:

- Ty, a ty tu czego? I po co tym kijem w nas celujesz, przecież to ty jesteś na przegranej pozycji. - Zakończył, nie zwalniając tempa.

Druid tylko zagwizdał. Z pobliskich krzaków wyskoczył dosyć duży Wilk, szczerząc zęby przeszedł obok hobgoblina, zagradzając mu drogę. Grengar schował strzałę, a nastęnie łuk, po czym powiedział:

- Tak jestem na przegranej pozycji. - zaśmiał się tylko szary ork, po czym pogłaskał swojego kompana i ruszył razem z nim do ogniska. Dało się teraz przyjrzeć bardziej druidowi. Jego łuk był idealnie naciągnięty, nie było na nim żadnej skazy, natomiast na plecach miał przyczepiony topór dwuręczny i tarczę, a u pasa znajdował się sejmitar. Sam natomiast był przyodziany w skórznię, stworzoną w taki sposób, że mogło by się wydawać, że jest stworzona z liści. Gdy przysiadł przy ognisku powiedział:

- No to co was tu sprowadza?- powiedział druid przeszywajac wszystkich wzrokiem.
- Strach - odparł kobold - Strach przed armią Sythilisa nas tu sprowadza. Zdezerterowaliśmy z jego armii i teraz staramy się oddalić jak najdalej od naszych dawnych towarzyszy. Nic ciekawego jak widzisz. Powiedz może coś o sobie i dorzuć jakieś wieści. Z pewnością wiesz więcej od nas co się dzieje w okolicy. My uciekamy, od wielu dni jesteśmy w drodze i wiele jeszcze przed nami. Dokąd ty zdążasz?

Gdyby wzrok mógł zabijać, kobold padłby martwy pod cieżkim spojrzeniem Urszaga. No bo fakt, że uciekali ale co z tego? Trzeba o tym paplać każdemu kogo się spotka? I jak tu niby teraz zdobyć szacunek i strach szarego?

- Kiedyś się doigrasz jaszczurko, ty i twój niewyparzony język. - Machnął ręka rozpraszając swoją świetlistą podobiznę. - A ty co tak sam, bez plemienia po lesie latasz? Z wyboru czy…? - Zwrócił się do nowego.
- Mów za siebie, Durkur. - Wtrącił się Drakko, wracając do ogniska. - Mnie tu sprowadzają plany osobiste. Na pewno nie strach, bo gdybym się bał, to tkwiłbym dalej w armii. - Rzucił wyraźnie w stronę kobolda, próbując wyłapać jego spojrzenie. W końcu usiadł na pieńku, oddając inicjatywę w dyskusji innym.
- Tak tak…- podjął kobold - Durkur mówić za siebie. Nie chcieć nikogo denerwować. Urszag i Drakko niepotrzebnie sie denerwować. Wy dzielni wojownicy co się niczego nie bać. Tylko Durkur się bać.

Co powiedziawszy zamikł i wpatrzył się w ogień.
Orog przyjaźnie poklepał kobolda po plechach prawie wrzucając go do ogniska i zaśmiał się.
- Wojownika to z ciebie nie zrobimy jaszczurko ale łeb na karku to ty masz. - Naprawdę lubił tego malucha.

- Dokąd ja zmierzam? - zakłopotał się szary ork. Nie myślał o tym, żył sobie spokojnie jak mech na korze drzewa - Do serca i duszy natury. - Wypalił Grengar. Słysząc sposób w jaki Urszag zwrócił się do niego, rzekł - Przyjacielu uspokój się, gdyż zachowujesz się jak mały pies. Bo mały pies najwięcej szczeka. - powiedział Grengar do Urszaka - I nie karć kobolda, nie wydał cię on przecież przed ludźmi albo kimś gorszym. A kim w ogóle jest ten cały Sythilis? Do lasu informacje nie dochodzą, a jak dochodzą to za dużo nie mówią, tylko są bardzo smaczne. - Uśmiechnął sie pod nosem Szary Ork - A dlaczego żyję bez plemienia? Bo moje plemię okazało się wystarczająco głupie, by ruszyć na południe i o własną głupotę się rozbić.

- Jakie plemie taki ork. - Skomentował Urszag. - Życie Ci niemiłe dendrofilu? Grzeczniej odpowiadaj jak w gościach jesteś. - Urszag szczerze nieznosił kiedy takie słabizny panoszyły się obok niego. Och jak go świerzbiły pięści żeby nauczyć moresu tego szaraka.

- Widać, że dawno nie byłeś w gościach. Chcesz kogoś sprowokować tymi słowami? Jak nie to zajmijmy się jakimiś nic nie znaczącymi opowieściami, dopóki się nie zbierzemy stąd jutro rano. Bo uwierz, jeśli chcesz nas zdenerwować, to nie jest to żaden problem. Tylko żebyś potem nie żałował. - Odwarknął hobgoblin. Choć znużony trudami ostatniego dnia, to jednak wystarczająco żyw, aby go zirytowały słowa nowopoznanego orka.
Nie dość, że wchodzi pomiędzy nich mierząc z łuku, potem się wymądrza, to teraz jeszcze będzie komentował i sądził innych. Niedoczekanie!

Rsog skończył właśnie swój kawałek mięsa i rzucił kości wilkowi pod nos. Słuchał wymiany zdań, ale sam nie miał ochoty się do niej włączać. Słowa druida nie drażniły go, ot pogada sobie taki, pogada, a jutro niby ten mech na korze drzewa zostanie w lesie, kiedy oni powędrują dalej. Szkoda nerwów, zwłaszcza, że to nie jemu szary postanowił udzielać rad i przyrównywać do swoich ukochanych zwierzątek.

Gdy druid usłyszał co powiedziano na temat jego plemienia wyraźnie struchlał.
- No ostatni goście wyraźnie za bardzo wykorzystali moją gościnność, dosyć nieładnie - Mówił spokojnie - Ale to byli ludzie i nie potrafią oni uszanować niczego. Mogę wam w ostateczności pomóc, jeśli chcecie, jestem dosyć zręcznym medykiem i znam te tereny.
- Jak myślisz Drakko, dać mu po mordzie aby lekcję zapamietał na zaś? - Pomimo groźby w głosie urszaga dało się wyczuć raczej rozbawienie niz wrogość. - A kufle robić umiesz? - Zapytał szarego orka.
- Ee, myślę że już nie potrzebuje. Zobaczymy co potem, hehe. - Zarechotał Drakko.
- A czego to jest w ogóle czaszka? - zapytał druid - To raczej po ziemi nie chodziło, najlepsze na kufel są czaszki ludzi.
- Z dziwnego jaskiniowego stwora, który miał bardziej pokojowe zamiary jak ty a mimo to Urszag i reszta go zabić - pośpieszył z odpowiedzią kobold - Durkur mieć nadzieję, że ty będziesz mieć więcej szczęścia - powiedział w gigancim i popatrzył wymownie na Tłumacza, który w miarę wiernie starał się tłumaczyć co nowy miał do powiedzenia.
Korzystając z chwili wyjął z kieszeni swojego chowańca - małą szarą ropuchę i zaskrzeczał do niej.
- Patrz Ropuk nowy. Jak myśleć pożyć dłużej niż ten mackogłowy?
- Już żyje dłużej. - zauważył przytomnie łotrzyk.

Kobold lekko uśmiechnął się do hobgoblina, a przynajmniej tak się mogło wydawać postronnemu obserwatorowi pseudomimiki kobolda.

- Ty nowy, ty znać okolice? Może ty nas poprowadzić. Ty być lepszy i pewniejszy niż ten człowiek - tu Durkur wskazał człowieka i poczekał aż Tłumacz przełoży nowemu co powiedział. Jednak z tłumaczeniem pospieszył Drakko, dokładając też coś od siebie.

- Durkur pyta się czy znasz okolice i czy nas poprowadzisz. Dołączam się do pytania. Chcemy przejść na drugą stronę gór. Podróżujemy w kierunku Smoczego Wybrzeża. Planowaliśmy iść Lasem Węży. Pomożesz?
 
Demoon jest offline  
Stary 28-04-2014, 16:22   #25
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
- Ty nowy, ty znać okolice? Może ty nas poprowadzić. Ty być lepszy i pewniejszy niż ten człowiek - tu Durkur wskazał człowieka i poczekał aż Tłumacz przełoży nowemu co powiedział. Jednak z tłumaczeniem pospieszył Drakko, dokładając też coś od siebie.
- Durkur pyta się czy znasz okolice i czy nas poprowadzisz. Dołączam się do pytania. Chcemy przejść na drugą stronę gór. Podróżujemy w kierunku Smoczego Wybrzeża. Planowaliśmy iść Lasem Węży. Pomożesz?
- Mogę was zaprowadzić tam, jeśli chcecie, mogę też was zaprowadzić do orków, gnolli czy nawet smoków, to w zależności od tego, co ja z tego będę miał i oczywiśćie mój wilk idzie z nami- Powiedział Grangar-Ten las i tak ma tak złą reputacje, ze raczej tu nikt nie zawita- Powiedział to tak, jak by to była jego zasługa.
Łysego hobgoblina wyraźnie zaskoczyła odpowiedź druida.
-Hę? Chcesz się wynieść ot tak? Nie masz tu czasem czegoś do roboty? Oj, coś mi się zdaje, że ty wcale nie kochasz tych swoich drzew i zwierzątek. Żeby tak zostawić wszystko i iść byle gdzie, byle coś z tego mieć… - pokręcił głową zdegustowany, czego innego się po druidzie spodziewał, może dlatego, że tak mało o nich wiedział. – Zresztą czego niby chcesz w zamian i od kogo? Ode mnie nic nie dostaniesz.- Rsog nie ukrywał, że wolał by Grenkar nie zostawał ich przewodnikiem.
- Jak to co z tego będziesz miał-nie wytrzymał kobold-Łupy, sławę i moc. To samo co i my. To mało? Decyduj się. Jeśli ty być z nami to mów od razu i prowadź, jeśli nie to zejdź nam z oczu.
Durkur powiedział odważnie coś co jak sądził myślą wodzowie. Na poparcie koboldzich domniemywań, za plecami Durkura stanął Drakko. Położywszy dłoń na rękojeści miecza przypomniał o niedawnych niesnaskach pomiędzy tubylcem a nowoprzybyłymi.
-Dla niektórych wydaje się że natura musi stać w miejscu, ale ona ciągle rozwija się i chce wędrować, czasami drzewo wyrasta wiele mil od swojego ojca. - powiedział szary ork z poetycką wręcz delikatnością - Złoto, chwała i sława są często przydatne, jednak nie zawsze muszą przynosić potęgę. Ruszę z wami dla samej przyjemności podróży.
- No, przyda się dobry przewodnik, nawet dendrofil. - Zmierzył szarego podejrzliwym spojrzeniem. - Ale jakoś nie wierzę, że chcesz tylko podróży. - Urszag dobrze pamiętał powiedzenie które mówiło, że jeśli sojusznik nie mówi czego chce to spodziewa się zgarnąć wszystko.
- Chce dla samej podróży, bo przez nią się będę rozwijał- Mówił spokojnie szary ork-[i] Chociaż byłbym bardzo zadowolony, jeśli zwiększył sobie tym majątek.[i]
Durkur wyglądał na wyraźnie zadowolonego. Dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Witaj w oddziale szaroskóry. Ja mieć nadzieję, że razem dane nam będzie zwyciężać nie raz. Oby bogowie nam sprzyjać.- co powiedziawszy znowy przysiadł przy ognisku ogrzewając siebie i trzymaną w rękach ropuchę przy ogniu.
 
Ulli jest offline  
Stary 05-05-2014, 22:44   #26
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
[MEDIA]http://www.beskidyinfo.pl/media/content/164/beskidwyspo1.jpg[/MEDIA]

Dezerterzy szybko mogli ocenić i docenić umiejętności dziwnego, orczego druida. Zgodnie stwierdzili, że nie warto przechodzić przez Chmurne Szczyty, lepiej obejść je od wschodu przez Wężową Puszczę. Nowy przewodnik prowadził ich porośniętymi lasem grzbietami, przełęcze przechodzili nocą i szerokim łukiem omijali miasteczka. Chociaż znajdowali się tuż nad pełnymi ludzi dolinami nie napotkali żadnych problemów. Tak daleko na północ Amnijczycy nie mieli wiele wojsk, ani nie zachowywali wzmożonej czujności.

Aż do granicy puszczy mieli tylko jedną niespodziankę. Stary przewodnik, ciągle utrzymujący się przy życiu człowieczek, zapragnął nagle wolności. Pewnego dnia, gdy większość spała, udał się na stronę. Stał jak zwykle w zasięgu wzroku wartownika, ale nagle biegiem puścił się w dół zbocza. Gonitwa trwała dłuższą chwilę. Człowiek był równie szybki co Drakko i Tłumacz, a pęd i drzewa utrudniały trafienie uciekiniera nawet zaklętym pociskiem. Wreszcie jeniec potknął się, sturlał i zatrzymał na skale. Do niczego się już nie nadawał. Żył, ale nie mógł chodzić. Zieloni dobili go i znów cieszyli się smakowitą ludziną.

Granica Wężowej Puszczy nie wyraziła się w żaden spektakularny sposób. Ot szli trochę niżej, nieco bardziej na wschód, las był gęstszy i drzewa jakby inne. Węży rzeczywiście było jakby więcej i wkrótce okazało się, że smakiem przewyższają wiele innych rodzajów mięsa.


Pogoda do tej pory sucha i chłodna poczęła się się zmieniać. Nad głowy podróżników napłynęły chmury z których raz po raz lał rzęsisty deszcz. Pochód mocno spowolnił. Gdy nieco się przejaśniło wszyscy cieszyli się z postoju na jasnej polanie, gdzie można było wysuszyć przemoczone na wskroś odzienie.

Po odpoczynku ruszyli ponownie. Wszechobecna wilgoć zmieniła się w lekką mgiełkę. Nie uszli ćwierci dnia kiedy las znów się przed nimi otworzył. Co dziwne okazało się, że to ta sama polana. Sprzeczka i szczerzenie kłów wymusiły krótką przerwę w marszu. Tym razem wybrali inny kierunek. Mgła gęstniała. Drzewa ustąpiły łące. Znów zobaczyli ślad po swoim ognisku. Nagle z prawej strony ujrzeli oddalające się światło. W lesie po lewej zawył wilk.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 19-05-2014, 22:58   #27
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Deszcz był najbardziej nieprzyjemnym doświadczeniem jakiego doznał Urszag po wyjściu z jaskiń podmroku. Tam strop nie przeciekał, w Amn podczas kampanii też nie udało mu się doświadczyć tego nieprzyjemnego zjawiska. Śnieg mu nie przeszkadzał, ot sypki i biały, pokrywał płaszczy wystarczyło go strzepnąć. Ale deszcz, to była zupełnie inna bajka. Całe dnie zajmowało Urszagowi czyszczenie, suszenie i impregnowanie broni i kolczugi. Te małe kropelki wciskały się wszędzie i brak uwagi mógł szybciej niż najgroźniejszy nieprzyjaciel pozbawić go uzbrojenia. Toteż kiedy tylko się zatrzymywali, zajmował się sprzętem, a czynność ta pozwalała mu uwolnić myśli. Tak więc kierował je ku walce, ku ciosom których uczył się za młodu. Technikom, godzinom ćwiczeń na arenach niewolników. Rozważał jak zwiększyć swoją skuteczność w boju i doszedł do ciekawych wniosków…

Kliknij w miniaturkę

Dni a raczej noce, gdyż to nocami wędrowali, mijały spokojnie, nie działo się nic co mogłoby potwierdzić obawy Rsoga iż druid zamiast do celu wyprowadzi ich na manowce. Właściwie to zdążył się już przyzwyczaić do miłośnika drzew i jego zwierzęcego towarzysza. Jedynym co hobgoblina w tej wędrówce uwierało niczym drzazga wbita w tyłek była obecność człowieka. Od początku był jej przeciwny i na przestrzeni dni nic się w tym względzie nie zmieniło. Dlatego kiedy tylko mógł miał na dzieciaka oko wyczekując okazji, by spełnić swoją wcześniejszą groźbę. Gdy ta wreszcie nadeszła z natychmiast rzucił się w pogoń pragnąc czym prędzej zakończyć żywot uciekiniera. Ścigał go tak zapamiętale, że w pewnym momencie niewiele brakowało, by sam stoczył się ze zbocza. Po wszystkim, kiedy już jadł swój kawałek mięsa świadomość, że należy do tego akurat człowieka była niczym dodatkowa przyprawa. Łotrzyk wreszcie był w pełni zadowolony, nie trwało to jednak długo.

Kliknij w miniaturkę

Ostatnie dni w życiu Durkura były wypełnione nowymi wrażeniami. Odkrył mianowicie, że Ropuk - czyli jego ropuszka przemówiła do niego zachrypniętym głosem. Pierwszymi jej słowami było “żreć”, na co kobold zareagował spleceniem łapek i odtańczeniem nad swym chowańcem tańca radości. Spokój jaki im towarzyszył spowodował także znaczne postępy jesli chodzi o postępy magiczne koboldzkiego zaklinacza. Opracował trzy nowe czary w tym jeden umożliwiający upodobnienie się do kogoś innego. To otwierało przed nim drogę do ludzkich miast i znajdujących się w nich sklepów. Aby móc się porozumieć Durkur poprosił Tłumacza o parę lekcji wspólnego. Nauczyciel był bardzo zadowolony z postępów ucznia. Do tego ten nieszczęsny ludzki przewodnik spróbował ucieczki i został w jej trakcie zabity co sprawiło Durkurowi wielką radość. Dla kobolda ostatnie dni były wiec pasmem szczęśliwych wypadków.
Nie przejmował się kierunkiem marszu pozostawiajac wybór kierunku silniejszym. Cieszył sie dobrą pogodą i otaczającą go przyrodą. Gdy zabłądzili i ukazało im się światło po prawej stronie, Durkur wskazał na nie i krzyknął:
- Patrzcie. Chodźmy za nim zobaczymy gdzie nas zaprowadzi. Może nowa walka i łupy?

Choć na pewno nie można było nazwać Drakko hobgoblinem przesądnym, to jednak pewne rzeczy zawsze wzbudzały w nim niepewność. Oddalające się światełko pośród ciemnej głuszy, w której raz po raz się gubią, było jedną z tych rzeczy.
- Na pewno nie chcę iść za tym światełkiem. Nie wiem jak wam, ale mi zbyt wiele razy opowiadano historie o zwodnikach. Za to jestem gotowy sprawdzić jeszcze jeden raz jakąś inną drogę - jeśli znowu wrócimy w to samo miejsce, to przenocujmy tutaj i wyruszmy ze światłem dnia. Ludzi się tutaj nie musimy obawiać. - Powiódł łapą wkoło. - A na pewno będzie łatwiej znaleźć drogę.

- No i masz, znowu to samo! Co z ciebie za przewodnik? Nie potrafisz iść prosto? - Pytał zirytowany Rsog, winą za całą sytuację obarczając druida.
- Może byś tak tego wilka co tam wyje w lesie po lewej spytał o drogę?

- Co to ma być do…. - Urszag klął długo i w kilku językach, a żadne przekleństwo nie powtórzyło się ani razu. - I jak nas prowadzisz dendrofiliu? Też mi przewodnik. - To jednak ciągle było zbyt malo by ugasić gniew Urszaga, znalazł wiec sobie nowego przeciwnika, las.
- Durkur, chodź tu jaszczurko! - Złapał kobolda za kołnierz. - No nic ci nie zrobię. Ty wiesz jak te magiczne ognie robić co? - Orogowy pysk wyglądał w tej chwili przerażająco, zupełnie jakby zamierzał coś wyjątkowo podłego. - No to się przydasz w końcu i zrehabilitujesz za te zaklęcia coś mnie nimi uraczył. A co myślałeś, że nie zauważyłem?! Spal to, wszystkie te… drzewa! - Nawet orogowi zabrakło epitetu bardziej obraźliwego aniżeli własna ich nazwa.

Durkur popatrzył najpierw z przerażeniem na oroga a potem błagalnie na resztę towarzystwa w szczególności na Grangara.
- Durkur ma palić jakieś głupie drzewa? Durkur nie do takich rzeczy stworzony. Poza tym źli ludzie nas zobaczyć i zrobić kuku. Durkur nie czarować. - wydusił z siebie ze strachem popatrując na Urszaga.

- A ja myślę, że Durkur zrobi to bo też chce wyjść z tego zawszonego lasu! Cholerny dendrofil nas w kółko prowadzi a bez drzew to będzie prosto jak w mordę strzelił. - Nie omieszkał podkreślić słów podsuwając Durkurowi pod nos zaciśniętą pięść. Wyglądał jakby niewiele mu brakowało aby nawet zademonstrować jak prosta to będzie droga.

- Urszag do cholery! Odkąd zaczęło padać zachowujesz się jakby to gnojówka leciała z góry, a nie deszcz, a teraz nagle zapomniałeś, że wszystko dookoła jest nasiąknięte wodą. Durkur może sobie rzucać czary ile chce, lasu nie spali. - Rsog postanowił interweniować i zakończyć wygłupy mieniącego się wodzem oroga. Mówiąc to podszedł by uwolnić wystraszonego zaklinacza z jego łapsk.

Drakko dobrze gada żeby spróbować jeszcze raz. - zaczął znowu kiedy kobold był już wolny - Do trzech razy sztuka. Pójdziemy w lewo za wilkiem, a jak nie wyjdzie poczekamy aż mgła zejdzie. - poparł niebieskiego pobratymca uściślając „jakąś inną drogę” do preferowanego przez siebie kierunku.

- A ty … dendrofilu- powtórzył zasłyszane od Urszaka słowo, przekonany o jego wyjątkowo obraźliwym charakterze - Ty i twój kundel zostaniecie tutaj. Nie pozwolę się więcej wodzić za nos.

- Jak bym kurwa chciał was wodzić za nos, to bym was wpierdolił w legowisko hydry i patrzył jak zdychacie.- Warknął szary ork - Prowadzę was tak, by ominąć wszelkie tereny niebezpiecznych istot, bo kurwa sami nie jesteście w tym lesie, a światełka we mgle są strasznie przydatne. Jak chcecie, to go też mogę zapytać o drogę. I to moja wina, że po lesie chodzić nie umiecie? Co poradzę, że większość drzew wygląda tak samo.

- No a czyja jak nie twoja?! - Urszag aż zapowietrzył się z oburzenia. - Kto się chwalił, że tak dobrze las zna? No bo chyba nie Durkur. - “Drzewa poczekają.” Pomyślał napinając mięśnie karku aż strzeliły stawy. - Twoja ostatnia szansa, żeby znaleźć drogę albo…

Rsog z zadowoleniem przyglądał się temu jak szybko orog zmienił obiekt zainteresowania i porzuciwszy próbę podpalenia lasu skupił się na druidzie, który to według łotrzyka stanowił istotę problemu. Łysy hobgoblin tym razem nie zamierzał w rękoczynach przeszkadzać. Wręcz przeciwnie.
- Znaleźć drogę dokąd? Do legowiska Hydry?... Ja bym mu nie ufał.- Podjudzał sięgając po sztylet. Myliłby się jednak ten kto sądził, że to przeciw szaremu chce go użyć. Zamiast tego skierował ostrze przeciw drzewu, podchodząc do niego i żłobiąc w korze wyraźne nacięcie.


- Nic nie poradzisz na to że drzewa wyglądają tak samo? A ja i owszem. - oznajmił by obalić wyimaginowany problem druida. Zdawał sobie sprawę, że jeśli metoda miała sprawdzić się we mgle nacięcia trzeba będzie robić gęsto i zajmie to sporo czasu, niemniej był to jakiś pomysł na wydostanie się z pułapki jaką zastawiła na nich polana.

- Przez Rsoga przemawiać mądrość - powiedział kobold widząc jak hobgoblin znaczy drzewo. - Ja bym jednak mimo wszystko sprawdził co to za światełko. Ale upierać się nie będę. Wy chcieć iść gdzie indziej to Durkur iść - miał w pamięci niedawne jeszcze groźby Urszaga i postanowił być wyjątkowo zgodny, co by nie narażać się na następne.

- Nie idziemy za światłem. Za to pomysł Rsoga uważam za doskonały. Znaczcie drzewa, które mijamy. Na tej drodze róbmy takie nacięcia jak mój pobratymiec. - Podkreślił, żeby wszyscy wiedzieli, która rasa sypie genialnymi ideami. - Na innej drodze będziemy robić inne.
- To co, gotowi? Komu w drogę temu czas. - Rzucił przez ramię wpół kroku. W końcu sam nie będzie szedł.

Urszagowi spodobał się pomysł znaczenia drzew, wciąż miał w pamięci słowa druida o jakimś drewnianym bożku.
- Rsog, no ja cię chwalę za pomysł, ale taką skrobaczką to ty sobie możesz marchewkę obierać. - Sięgnął do swego miecza, wziął zamach i jednym uderzeniem odrąbał spory kawałek kory. - Tak będzie lepiej. - Uśmiechnął się przyjaźnie do druida.

Łotrzyk tylko wzruszył ramionami i zagłębił się w gęstwinę. Wódz wreszcie znalazł coś na czym mógł wyładować nadmiar energii. I dobrze, niech rąbie. Sam wolał się skupić bardziej na trzymaniu obranego kierunku i wskazywaniu kompanom kolejnych drzew do naznaczenia, tylko od czasu do czasu nacinając korę któregoś z nich sztyletem. Do roboty nigdy nie był pierwszy, nic więc dziwnego, że i teraz nie chciało mu się machać mieczem.

Reszta drużyny podążyła za Rsogiem w las po lewej stronie uważnie i często znacząc drzewa. Mgła wcale się nie podnosiła, a światło słońca nie docierało do ziemi. W półmroku, przebijając się przez zarośla kompania trzymała się blisko przy sobie. Sama puszcza zdawała się stawiać przeszkody na drodze. Jeżyny i pokrzywy rosły najgęściej właśnie tam gdzie chcieli iść, młode świerki uderzały ich gałęźmi, żmije jakby czekały aż ktoś na nie nadepnie.

W pewnej chwili Durkur zauważył, że nie idzie za nim Tłumacz i zatrzymał resztę grupy. Po kilku minutach niepewnego czekania troll wyłonił się wreszcie z gęstwiny.
- Wpadłem do nory jakiegoś zwierzęcia i uszkodziłem sobie stopę - Wyjaśnił pokazując bliznę po świeżo odrosłym palcu. Ruszyli dalej. Nie mogli w końcu dać się pokonać jakimś drzewom!

Wreszcie knieja przerzedziła się na tyle by mogli chwilę odpocząć. Urszak rozglądając się nienawistnie po okolicy zauważył, że kogoś brakowało. Morkgrub szedł na końcu, za Tłumaczem, ale nie wrócił razem z trollem.
Wtem na wprost nich błysnęło blade światło i zniknęło. Wilk Grangara wstał, zjeżył sierść i zaczął warczeć. Z prawej strony doszło ich odległy odgłos jakby szuranie, które musiało sprawiać jakieś duże zwierzę.

Orogowi nie było szczególnie żal, że zniknął akurat Morgrub. W końcu ciągle nie oddał mu magicznego pasa, którym wyleczył rany wiele dni temu. A teraz już się ork o niego nie upomni. Pogładził czule zdobycz.
- A mówiłem spalić, to nie… - Narzekał bardziej dla zasady niż z faktycznej potrzeby, toteż nie zabrzmiało to szczerze.
- Ja tam do tego ognika iść nie zamierzam. Zróbmy obóz tutaj i może licho samo przylezie. - Zaproponował Urszag i zrzucił z siebie część ekwipunku. - No co? Jazda po drewno na ognisko!

Rsog również zwalił na ziemię swój plecak.
- Miejsce w sam raz, zresztą zaczynało minie już drażnić to koszenie krzaków.- powiedział siadając na swoich klamotach. Poszycie leśne okazało się na tyle gęste i odporne, że bardzo szybko zamienił sztylet na miecz i nawet zostawiwszy drzewa w spokoju napocił się wyrąbując ścieżkę.
 
Demoon jest offline  
Stary 22-05-2014, 23:17   #28
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Durkura natomiast zżerała ciekawość. Światło w oddali kusiło małego kobolda, nie dawało mu spokoju. Chcąc się dowiedzieć co to jest w końcu zebrał się na odwagę i powiedział swoim towarzyszom.
- Ja się przejść. Tu niedaleko. Zobaczyć tylko co jest przed nami.
Durkur był ufny w swoje zaklęcia i zwoje. Wierzył, że w razie czego pozwolą mu się wykaraskać z niebezpiecznej sytuacji. Miał zamiar iść w kierunku światła góra czterdzieści-pięćdziesiąt metrów tak żeby nie mieć problemów z powrotem do grupy.

- A idź. - Urszag machnąl ręka na koboldzią ciekawość. - Jak coś ciekawego znajdziesz to się pochwalić nie zapomnij.

Troll postanowił dołączyć do swojego małego przyjaciela. - Też jestem ciekaw dokąd chce nas zaprowadzić. Razem podążyli w kierunku gdzie widzieli światło. Tłumacz pazurem znaczył drzewa. Po zaledwie kilku krokach znów zobaczyli światło, zupełnie jakby na nich czekało. Nie trzeba się przedzierać przez gęstwinę jak wcześniej, ognik prowadził ich wąską, ale jednak ścieżką. Durkur skrzywił się widząc, że to nie niesiona przez kogoś pochodnia, ale błędny ognik, który zwodzi najpewniej podróżnych. Postanowił zawrócić i opowiedzieć towarzyszom o ścieżce. Być może zechcą nią podążyć.
- Tłumacz zawracamy. Pora opowiedzieć cośmy widzieli.-kobold zwrócił się do trolla.

Kiedy tylko się oddalili, łotrzyka coś tknęło. Właściwie to rozglądał się kogo by tu posłać po drewno, a skoro tamta dwójka poszła gonić światełka, a jemu się nie chciało…
-Morkgrub… nie ma Morkgruba.- wstał żeby lepiej ogarnąć wzrokiem okolicę, co oczywiście nie pomogło.
-Ja rozumiem że mgła, że las… niech go nagła zaraza weźmie! Żeby się zgubić na prostej drodze, mając tyle poznaczonych drzew i wyrąbaną ścieżkę, to trzeba mieć prawdziwy talent. - narzekał, mimo to jakoś nie kwapił się żeby orka szukać. Póki co ograniczył się do wołania zaginionego po imieniu. Po prawej słyszał jakieś szuranie, może to ork jeśli faktycznie zboczył z trasy.

W tym momencie Tłumacz z Durkurem dotarli do obozu.
- Co być? Ognisko jeszcze nie być gotowe? Wy się lenić, oj lenić. Ja za słaby by nieść drewno. Idźcie z Tłumaczem i przynieść dużo drewna. - Co powiedziawszy kobold zaczął się rozglądać po okolicznych drzewkach za w miarę suchymi gałązkami na rozpałkę.

Słowa Durkura sprawiły, że i Drakko i Urszagowi szczęki opadły na ziemię. Spojrzeli po sobie, mrugając oczami, potem jeszcze raz na kobolda i znowu na siebie. Hobgoblin zbierał się do powiedzenia czegoś, ale po kilku nieudanych próbach odpuścił sobie i po prostu wpatrywał się w Durkura, jakby go zobaczył po raz pierwszy w życiu. Rsog przestał nawoływać, jemu również zabrakło słów, na szczęście słowa nie były tu potrzebne. Bez zastanowienia ruszył w stronę kobolda, by zamaszystym kopniakiem w siedzenie przywrócić malca do rzeczywistości z którą ewidentnie stracił kontakt.

Durkur wykonał eleganckiego fikołka po czym wyrżnął pyszczkiem o ziemię. Szybko się jednak podniósł obdarzając hobgoblina nieżyczliwym spojrzeniem.
-Ty mieć szczęście, że Durkur mieć dobry dzień -Widząc jednak spojrzenie Rsoga kobold porzucił szybko ten temat.
- Wy nie pytać co Durkur widzieć? I tak powiedzieć. Durkur widzieć ścieżkę a na niej błędny ognik. Nie wiem dokąd prowadzić ścieżka, ale potem razem my sprawdzić. Jeśli wodze chcieć.

Urszag bez pośpiechu, spokojny i opanowany podszedł do kobolda.
- Za dużo sobie pozwalasz jaszczurko. - I nim skończył mówić a ktokolwiek zareagować w posłał Durkura kopniakiem w stronę najbliższego drzewa. Durkur ponownie przekoziołkował i zatrzymał się na drzewie. Pozbierał się jednak szybko, otrzepał niebieską szatę i sprawdził czy Ropuk nie ucierpiał. Kiedy już był pewny, że wszystko w porządku zaczął płaczliwie.
- Czego wy chcieć? Wszyscy bić za nic biedny kobold. Jeśli wy tacy to Durkur nie pomagać. Wy sami sobie czarować.

Nieco się sam wystraszył wyrażonej przez siebie groźby, bo z przerażeniem zaczął się badawczo przyglądać swoim kompanom.
- Należało Ci się od dawna, a jak chcesz władzy to musisz najpierw mnie pokonać. - Orog ruszył w stronę kobolda. - To co? Chcesz rządzić?!

- A rządzić sobie. Kobold tylko mówić co trzeba zrobić. Wszyscy do rządzenia i nikt nic nie robić. - Durkur machnął pazurzastą łapką po czym kucnął i wyciągnął z kieszeni swojego chowańca. Jego mała ropuszka po raz kolejny zademonstrowała swoje zdolności do mówienia wyrzucając z siebie “Gupek”. Trudno było ocenić czy było to skierowane do Durkura, czy do Urszaka. Durkur pogładził czule Ropuka po czym schował go do kieszeni. Następnie wstał i kontynuował zbieranie w miarę suchych gałązek na ognisko.
Urszag nie odpowiedział ni słowa, widać był zadowolony z przebiegu rozmowy. Nie miał też wątpliwości, że kobold nieprędko znów zapomni gdzie jego miejsce. Gdybyż jeszcze ten las się skończył, mogło by być wtedy całkiem dobrze.

***

Nastroje w obozowisku były złe. Nie dość, że zgubili się w lesie to jeszcze zupełnie zgubił się jeden z towarzyszy. Przeczekanie dziwnej mgły wydawało się dobrym pomysłem. Namioty zostały rozstawione, ognisko płonęło trzeszcząc cicho. Napięcie trochę zelżało, chociaż Durkur nadal boleśnie czuł, że więksi kompani nie lubią gdy kwestionuje się ich przywództwo. Co więcej, niedługo rozbiciu obozowiska i skromnym posiłku pogoda się poprawiła. Mgła zaczęła się rozrzedzać i nagle gwałtowny wiatr uczynił powietrze przejrzystym. Knieja też zdawała się jakby rzadsza i mniej złowieszcza. Ani światełko, ani żadne zwierzęce odgłosy nie niepokoiły ich przez resztę dnia. Wreszcie rozpogodziło się niebo i przez gałęzie drzew zobaczyli księżyc w pełni.

[MEDIA]http://th07.deviantart.net/fs8/PRE/i/2005/309/4/b/Full_Moon____by_MichiLauke.jpg[/MEDIA]

Podczas drugiej warty Rsog usłyszał wycie. Najpierw od północy. Pojedynczy, mocny gardłowy głos. Później dołączyły do niego inne, na południowy wschód i zachód od obozowiska. Nagle do chóru dołączył wilk Grangara. Zaniepokojony druid zbudził się i trzepnął go ręką po pysku. Szybko wstał ze swego posłania i ruszył do czuwającego hobgoblina.
- To nie są wilki.

Zanim Rsog i Grangar zaczęli budzić innych usłyszeli odgłos szybko zbliżających się zwierząt. "To niemożliwe" - pomyślał hobgoblin - "Nie były przecież tak blisko!". Ostrzegawczy krzyk wyrwał śpiących ze snu. Spomiędzy drzew wypadło kilka wilkołaków, które bez słowa czy gestu rzuciły się na dezerterów.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 14-06-2014, 16:39   #29
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Sythilijczycy nie wiedzieli co się dzieje. Pazury, krew i kły. Mamrotane przez Grangara zaklęcia sprowadziły chmury i w lesie zapadł doskonały mrok. Nagle błyskawica trafiła tuż obok jednego z napastników i rozświetliła obóz.

[MEDIA]http://fc09.deviantart.net/fs45/f/2009/092/e/d/Werewolf_by_Sumerky.jpg[/MEDIA]

Rsog, jedyny uzbrojony i przygotowany, bezskutecznie bronił się przed zębiskami wielkiego, burego wilkoczłeka. Bestia trzymała w pysku jego bark i rozorywała pazurami skórznię. Tłumacz ze swym wielkim mieczem starał trzymać się czarną waderę na dystans, ale nie dorównywał jej szybkością. Obrywał za każdym zamachem, ale wilczyca też krwawiła. Przeoczony, albo zlekceważony przez wilkołaki Durkur splatał kolejne płomienie i posyłał je ku najbliższym wrogom. Urszak, już mocno poraniony zdołał wreszcie chwycić swój kolczasty łańcuch. Wykonał potężny zamach i... trafił w sam pysk! Krew i zęby trysnęły z rany i pierwsza bestia padła na ziemię. Drakko gdy tylko wstał popędził co sił w krzaki i teraz nakładając na siebie kolejne zaklęcia obserwował jak walczą jego kamraci.

Błysk i grom!
Druid osaczony przez dwa potwory ryzykując własnym życiem sprowadził piorun niemal wprost na siebie. Siwogrzbiety wilkołak przybiegł do swojego padłego towarzysza i wydając charkliwy odgłos położył na nim łapę. Śmiertelna rana częściowo się zasklepiła i bestia powstała. Dało to jednak szansę dobrego wycelowania koboldowi i dwa ogniste promienie stawiły siwogrzbietego w płomieniach.

Po drugiej stronie obozu walka nie szła jednak tak dobrze. Rsogowi ledwie udało się uwolnić z wilkołaczych szczęk. Tłumacz odwrócił jego uwagę i dał hobgoblinowi szansę ucieczki, ale sam był teraz otoczony. Druid słaniając się na nogach szeptał do swego boga modlitwy o ratunek. I ratunek nadszedł. Drakko lśniący od magicznych osłon.

Kolejny płomień dobił trafioną przez Urszaka bestię. Drakko wykończył porażonego dwoma piorunami wilczka i nawet Rsog powrócił do walki, by odwdzięczyć się za ratunek trollowi. Napastnicy zaczynali przegrywać. Ciężko raniona przez tłumacza wilczyca już rzuciła się do ucieczki. Łańcuch oroga i miecz hobgoblina zabiły następną bestię. Grangar, uwolniony od przeciwników padł ledwie żywy na ziemię i zaraz później ostatni wilkołak umykał z podkulonym ogonem.

Przeżyli. Choć nie było łatwo. Tylko Durkur wyszedł niedraśnięty z tej potyczki. Każdy inny zarobił na niejedną bliznę. Rsog, Tłumacz i Grangar byli ciężko ranni. Nie nadawali się do niczego. Zdrowsi towarzysze opatrzyli ich i stanęli na straży, ale reszta nocy upłynęła przerywana tylko jękami rannych. A gdy szarzał świt pomiędzy drzewami zaczęły pojawiać się delikatne pasma mgły...
 
Quelnatham jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172