|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-06-2014, 03:13 | #111 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Po brutalnym pobiciu Tiary krasnoludy związały ją ciasno nie zapominając o skrzydłach, które również spętali grubym sznurem. Kobieta leżała na wznak owinięta liną od góry do dołu, a jej ciało zdobiły liczne siniaki i krwawe bruzdy. Upewniwszy się, że dziewczynie nie uda się uciec Dageon przerzucił ją przez ramię i zaniósł w stronę obozowiska, które rozłożono wokół ogniska orklinów. Ułożył ją tuż obok wysokiego na dwanaście metrów stalagmitu.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 27-06-2014 o 13:02. |
03-07-2014, 02:16 | #112 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 08-07-2014 o 01:11. |
06-07-2014, 14:45 | #113 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Obicie mordy Tiarze nieco poprawiło samopoczucie krasnoluda. Miał sobie za złe, że od razu jej nie zabił, ale nie chciał uchodzić za mordercę. Poza tym uważał, że podejmowanie takich decyzji w chwili wzburzenia nie jest dobre. Postanowił przespać się z problemem i decyzję podjąć po odpoczynku. "Niech ta cholera pobędzie trochę w niepewności, to jej dobrze zrobi. Może zmieni jej się charakter. Tak, to będzie bardzo wychowawcze." Zaśmiał się w duchu. Zanim pozostawił związaną Tiarę w spokoju dokładnie ją przeszukał zabierając wszystkie kosztowności. - Łupy potworze podzielimy po wykonaniu zadania. Uczciwie i po równo! Zadowolony z siebie postanowił udać się na spoczynek. Wyciągnął z plecaka składane posłanie, rozłożył je, ściągnął zbroję, co ze względu na liczne rany nie było łatwe, ani przyjemne. Gdy się położył i już miał zasypiać usłyszał nieopodal jakieś hałasy. Natychmiast wstał żeby zbadać sprawę. To co zobaczył wprawiło go w zdziwienie i złość. Mniej więcej połowa drużyny zajęta była mordowaniem siebie. W dodatku nie wiadomo skąd pojawiła się koto-podobna kobieta. -Czy wyście powariowali? Kapitan wysłał mnie na akcję z grupą idiotów. Czemu z sobą walczycie? Mało wam było walki? Natychmiast przestańcie. Trzeba wypocząć przed dalszą drogą. I kim do diabła jest ona?- wskazał Runę w nowej postaci. Był tak zły, że gdyby nie rany sam ruszyłby na nich, żeby im wybić z głowy podobne akcje. |
06-07-2014, 17:35 | #114 |
Administrator Reputacja: 1 | Veles wstał szybko, rozglądając się na wszystkie strony i wypatrując zdradzieckiego Eiwara. Nie było go. Cholerny sukinsyn zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, zanim Urhar zdołał naszpikować go kilkoma calami stali, i wybić mu z głowy, na zawsze, atakowanie kompanów. I z pewnością nie rozsypał się w pył na skutek zaklęcia rzuconego przez Veldara. Nawet pył nie znikał t, tak sobie. Gdyby Eiwar spłonął, to zostałby po nim popiół. I buty. A tu nic. Czyli uciekł. Pech. Skoro zdołał uciec, to może i wrócić, na dodatek nie wiadomo kiedy. Urhar nie był krwiożerczy, żądza zemsty nie przesłaniała mu świata, ale wiadomo - dobry wróg to martwy wróg. A najlepiej, na dodatek, pozbawiony głowy, spalony i rozsypany na wietrze. A tu? Żadnej nadziei na takie zakończenie sprawy. No i nie było też odpowiedzi na pytanie, co Eiwar miał przeciwko Mililowi i jego Wybrańcowi. Ale Urhar wolał żyć w nieświadomości do końca świata, za cenę niespotkania nigdy więcej przeklętego Eiwara. - Gdybyś się obudził wcześniej - powiedział do Dageona - to byś wiedział, że Eiwar mnie zaatakował i usiłował zabić. Ubzdurał sobie, że was prowadzę na zgubę postanowił rozwiązać ten problem na swój nienormalny sposób. Gdyby nie Veldar. No i Runa. - A to jest właśnie Runa - wskazał na kobietę z kocimi uszami. Nie do końca wiedział, po czyjej w zasadzie stronie stoi Runa, więc na ten temat wolał się nie wypowiadać. |
09-07-2014, 03:28 | #115 |
Reputacja: 1 | Niewielka kobieta widząc jak jej przyjaciel znika oplatany mackami dziwnego ognia jaki oplótł jego postać przez chwilę stała nieruchomo nie wiedząc jak na tą sytuację zareagować a słowa otaczających go ludzi zdawały się do niej nie docierać. Po chwili podniosła oskarżycielskie spojrzenie na Veldara. - Tyyyy……. - Zaczęła a w jej głosie słychać było odrobinę dzikiej nieoswojonej nuty. - Tyyy…. MORDERCA !! - Ostatnie słowo wykrzyczała kładąc uszy po sobie i obnażając ostre, choć bardziej przypominające ludzkie, zęby. Jej kocie wciąż oczy, aż płonęły nienawiścią gdy rzuciła się w jego stronę. -MORRRRDERRRRCA ! Krzyknęła ponownie przeciągając słowo w tak charakterystyczny dla kotów sposób. Ewidentnie zamierzała się z atakiem w stronę Veldara jednak gdy zrobiła pierwszych kilka kroków kapłan chwycił ją w pasie, przytrzymując mocno. Kilka razy próbowała mu się wyrwać ale drobne ciałko ustępowało siłą ramionom dorosłego mężczyzny. Po chwili uspokoiła się nieco oddychając głośno i głęboko, nadal będąc pełną nienawiści dla tamtego mężczyzny. - On… go ...zabił. - Powiedziała płaczliwym głosem ni to do wszystkich obecnych ni to do Urhara, ni to właśnie uzmysłowiwszy sobie, co właściwie się stało. - Nie zginął - warknął Urhar. - Uciekł, drań. -Przecież widziałam płomienie! - Krzyknęła dziewczyna. - A gdzie widzisz popiół? - Urhar spróbował posłużyć się logiką, chociaż nie do końca wierzył w rozsądek kobiety-kota. - A skąd mam wiedzieć czy po różowo-fioletowym przeplatanym błyskawicami czarze zostaje popiół.. - mruknęła nadal oddychając w nerwach głęboko. - Po każdym czarze zostają ślady - odparł Urhar. - Widziałaś kiedyś kogoś trafionego kulą ognia? Albo błyskawicą? Słowa kapłana sprawiły, że kotka uspokoiła się odrobinę mimo to obserwując uważnie miejsce, w którym zniknął jej przyjaciel. Ostatnio edytowane przez Nimitz : 09-07-2014 o 22:13. |
09-07-2014, 04:25 | #116 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Po stoczonej walce zapanowała przenikliwa cisza w jaskini. Urhar ciężko dysząc oparł się o wapienny stalagmit. Chociaż jego potężna magia zasklepiła rany i ukoiła ból, to wciąż odczuwał w duszy dojmujący chłód będący pozostałością po piekielnej magii mężczyzny, którego wcześniej nie śmiał podejrzewać o zdradę. Nie bardzo wiedząc co robić dalej osunął się na ziemię ignorując krzyki poirytowanego krasnoluda.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 10-07-2014 o 14:47. |
10-07-2014, 12:55 | #117 |
Administrator Reputacja: 1 | Kiepsko to wszystko wyglądało. Najpierw harpia, potem szaleniec-morderca, i to wszystko w ciągu jednego dnia. Co zatem będzie dalej, skoro tak się zaczęła ta wycieczka? Strach pomyśleć... Rankiem Urhar podleczył tych, co owej pomocy najbardziej potrzebowali, a potem przeszukał bagaż Eiwara. Jednak nie trafił na nic, co mogłoby pomóc w rozwiązaniu zagadki nocnego ataku - plecak zawierał tylko kilka zwykłych racji podróżnych i zestaw wspinaczkowy. Czy nienawiść Eiwara skierowana była przeciwko kapłanom Milila, czy przeciwko wszystkim kapłanom? A może przeciwko wszystkim, którzy nie byli tacy, jak on, Eiwar, który z pewnością uosobieniem dobroci nie był. Trudno było powiedzieć. Urhar wzniósł toast ku czci Milila, dziękując mu tym samym za ocalenie życia i wyrwanie z rąk szaleńca, a potem, w tradycyjnym geście, wylał na ziemię kilka kropel wina. Być może niektórzy, widząc spacerującego Urhara, sądzili, że kapłan przeżywa oskarżające słowa, jakie padły z ust Eiwara. Nic bardziej błędnego. Urhar zastanawiał się, skąd się biorą takie zdradliwe sukinsyny, gotowe dla swych niecnych celów mordować każdego, do kogo ma jakieś urojone pretensje. No i co skłoniło Eiwara do udziału w wyprawie i czy od samego początku nosił się z takimi zamiarami. Bo napastliwy to był od początku - ledwo przekroczyli wrota wiodące do Podmroku. Że też Veldarowi nie udało się wykończyć tego szaleńca, pomyślał. No ale stało się. *** Dalsza droga była ciekawa dla miłośników jaskiń, ale Urhar do takich zapaleńców nie należał. Oczywiście potrafił docenić piękno podziemnych korytarzy i jaskiń, jednak nie miałby nic przeciwko temu, żeby korytarze były nieco krótsze i mniej kręte, a jaskinia - mniejsza. Kto mógł wiedzieć, jakie niebezpieczeństwa kryły się gdzieś daleko, w odległych zakamarkach jaskini lub wśród licznych kolonii grzybów. A w końcu nie przybyli tu po to, by wycinać w pień wszystko, co się nawinie. Najlepiej prześlizgnąć się po cichu. Co prawda owo "po cichu" nie bardzo im się udawało, co ponownie zamieniona w kota Runa co rusz kwitowała ponurym spojrzeniem zielonych oczu. Na szczęście nic nie mówiła. Jaskinia jaka była, taka była, ale wreszcie udało się im znaleźć jakieś ślady bytności poszukiwanych górników. Co prawda liny wyglądały, jakby wisiały tu ładnych kilka lat, ale klamry były jeszcze dosyć solidne. Założyć nową linę i można spróbować. - Może kto rzuci pochodnię? - zaproponował Urhar. - Zobaczymy, co się kryje na dnie. To, że nie było słychać, jak kamień uderzył o dno, o niczym jeszcze nie świadczyło. Równie dobrze mogły tam rosnąć mchy, grzyby czy inne podziemne paskudztwo. |
11-07-2014, 13:57 | #118 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Dageon słysząc relację Veldara i Urhara z tego co zaszło, nie mógł uwierzyć w taką głupotę i brak dyscypliny jaką zademonstrowali ludzie, do których przydzielił go kapitan. Ciekawie przyglądnął się kobiecie-kotu zastanawiając się do jakiej rasy może należeć, w końcu jednak machnął dłonią i poszedł spać. Dla własnego bezpieczeństwa postanowił odpoczywać z otwartymi oczami. Nigdy nic nie wiadomo co tej bandzie wariatów strzeli do głowy. Wstał razem ze wszystkimi, zwinął i spakował posłanie, i zaczął się posilać racjami podróżnymi. Jedząc przyglądał się nieufnie harpii. Postanowił, że da jej jeszcze jedną szansę, jakie by to nie było głupie. Przed wyruszeniem podszedł jeszcze do Urhara prosząc o podleczenie ran z których nie zdołał się uleczyć podczas odpoczynku. Po wszystkim skinął kapłanowi z wdzięcznością głową i zaczął przygotowywać się do drogi. To on przeciął więzy krępujące nogi harpii. W końcu nikt nie będzie jej niósł. Szedł zaraz za Garnathem, gotowy walczyć, gdyby natknęli się na jakieś niebezpieczeństwo. Na szczęście nic nie zaatakowało. Zamiast tego podziwiali krajobrazy podmroku. Gdy dotarli w końcu do miejsca z liną Dageon od razu zabrał się za sprawdzanie, czy wytrzyma ona ciężar ekipy. Kiedy usatysfakcjonowany stwierdził, że tak postanowił zrobić coś nieoczekiwanego. Swoim toporem rozciął więzy krępujące Tiarę. Przecież jakoś musiała się dostać na dół. - Te wciry które dostałaś to ostatnie nasze ostrzeżenie. Jeśli jeszcze raz odwalisz jakiś numer znajdą się tacy, którzy cię zabiją nawet jeśli to nie będę ja. Miał nadzieję, że te słowa dotrą do jej małego móżdżka i będzie zachowywać się racjonalnie. Sam zaczął powoli i ostrożnie schodzić na dół. |
14-07-2014, 22:57 | #119 |
Reputacja: 1 | Rzucona pod stalagmitem była nieprzytomna przez większość czasu. Jakąś godzinę przed wyruszeniem w dalszą podróż obudziła się, lecz tylko na tyle by jęczeć z bólu coś pod nosem. Ciągłe piskliwe skrzeki zdążyły doprowadzić Garnatha do szału, który wykorzytując sytuację mógł jej przywalić bez żadnych konsekwencji, by się zamknęła. Takie chwile były dla niego bezcenne. Żałował w sumie, czemu nie mógł być na miejscu Dageona i nie sprać harpii na kwaśne jabłko, ale mimo wszystko był zadowolony z ogólnego wyniku: “Krasnoludy pany”. Przed samym wyjściem, gdy tylko Tiara miała oswobodzone nogi zaczęła się batalia. Strach wymieszany z wściekłością razem z ostrymi szponami był ciężki do kontrolowania. W końcu kolejnym pieprznięciem w twarz zawirowało jej w oczach i została ujarzmiona. Nie znaczyło to, że się poddała. W żadnym wypadku. Czekała na odpowiedni moment. Pojawił się taki, gdy skończyli wielogodzinny spacer. Gdy w końcu padła prawie z wycieńczenia. Gdy głupota krasnoludzkiego wojownika sprawiła, że była wolna od sznurów. Mimo, że z zewnątrz wyglądała na przestraszoną i podpożądkowaną, nie miała najmniejszego zamiaru kulić ogona. Jeden moment w którym wszyscy zostawili ją samą i nie zwracali na nią uwagi. Chwila w której mogła odpłacić się za wszystko w najbardziej dogodnym miejscu, gdzie pościg za nią będzie nie możliwy, gdzie to, co zrobi będzie poza zasięgniem ich broni, gdzie ujdzie jej to na sucho. Nie było lepszego miejsca niż takie urwisko. Naprostować kości, ułożyć pióra, zacisnąć zębiska i ruszyć ku obiecanej zemście. Mówi się, że mądrością nie jest wiedzieć kiedy coś zrobić, ale wiedzieć kiedy się powstrzymać. Tiara nie należała do takich osób. Pchnęła skrzydłami powietrze wzbijając sporo pyłu w okół siebie. Wystartowała w kierunku grupy przygotowującej się do zejścia. Uniosła się lekko nad ziemią i z wściekłością obrała swój cherlawy cel. Wiedziała, kto dla niej jest największym zagrożeniem w chwili zaskoczenia. Kuszę należało wyeleminować jako pierwszą. Runęła na krasnoludzkie ramiona i natychmiastowo zerwała z jego szyi medalion. - Czas na ciebie, śmieciu - warknęła wściekle i mściwie zakleszczając szpony na jego manatkach. Zasłoniła oczy i dotknęła błyskotki, która w kolejnej chwili dała z siebie wielkie i oślepiające światło. Był to moment, na którego czekała od bardzo dawna. Pchnęła mocno skrzydłami starając się unieść wraz z krasnoludem. Następnie z przeraźliwym skrzekiem wdała się w ucieczkę w samą przepaść urwiska z której Garnath będzie miał bardzo twarde lądowanie. |
16-07-2014, 22:35 | #120 |
Reputacja: 1 | Runa źle się czuła bez Eiwara, martwiła się o swojego przyjaciela, a podejrzliwe spojrzenia towarzyszy w żaden sposób nie poprawiały jej nastroju. Z braku innych opcji jednak, ruszyła za resztą przybierając swoją kocią postać i obserwując spojrzeniem bystrych kocich oczu ciemności zalegające w jaskini. Na początku kotce żal było pobitej, i związanej harpii, która w momentach swojej przytomności kwiliła głośno. Co prawda zasłużyła sobie na nieufność, jednak samo to zachowanie wobec niej nie wydawało się w porządku. Było jej żal harpii, przynajmniej do momentu, gdy ta uwolniwszy się z wiązań w oślepiającym świetle zniknęła nad brzegiem przepaści unosząc ze sobą drącego się wniebogłosy krasnala. Niewiele myśląc w kierunku, w którym zniknęli puściła słup magicznego ognia. Cóż.... Krasnal i tak miał zginąć, ale przynajmniej rozwydrzony ptaszek nie wróci w nocy i nie poderżnie im wszystkim gardeł we śnie...a z tego na ile znała się na świecie z wypalonymi piórami ptaszkom ciężko się lata.. |