|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-12-2015, 07:54 | #51 |
Reputacja: 1 | Wytarł zakrwawiony miecz o łachmany goblina, który chciał uciec. Przyglądał się z niechęcią, jak do wodza i do znachora, a raczej ich trupów, natychmiastowo przypadli “przetrzepywacze”, chowając po kieszeniach, co tylko się da. Rozumiał prawo zwycięzcy, nie rozumiał pazerności. Drużyna, jeśli można było ich tak nazwać, rozeszła się każdy w swoim kierunku. Chociaż potyczka nie była ciężka, w ich żyłach najwidoczniej buzowała adrenalina. Cisza stała się tylko odległym wspomnieniem. Może nie obudziliby niedźwiedzia ze snu zimowego, ale las pełen był nieprzychylnych wędrowcom istot. Szczególnie ten las. Chłopak rozejrzał się, przyglądając się swoim towarzyszom. - Ma ktoś jakiś sznur? Dziesięć stóp liny potrzebuję. - O, o, ja mam, ja! - podekscytowała się Szara, kiedy przypomniało jej się, że takowy posiada. Wielkim susem podskoczyła do chłopaka z wyciągniętą w jego stronę ręką, w której trzymała linę - Do zwrotu - rzuciła krótko z uśmiechem. - Dzięki, ślicznotko - Ferval uśmiechnął się z wdzięcznością, przewiązał się otrzymanym powrozem w pasie i ruszył w stronę pobliskich zarośli. Dość szybko znalazł to, czego szukał. Długa, cienka i elastyczna gałąź. Daleko jej było do profesjonalnego balansu, ale powinna się sprawdzić. Wrócił na miejsce, gdzie leżały goblińskie ścierwa, wyciągnął sztylet - tak samo wyszczerbiony jak jego miecze - i zaczął obrabiać tyczkę. Przede wszystkim trzeba było usunąć wyrastające gałązki. Przeszkadzałyby tylko. Następne wykonał dwie serie prawie równoległych nacięć w miejscach, gdzie będzie trzymał dłonie. Lepiej, żeby takie cudeńko się nie ślizgało w dłoniach. Po skończonej robocie podniósł się i skierował w stronę przywoływacza. - Sadim, jak skończysz z tymi ciałami, odwiążesz mi linę? Pójdę na drugi brzeg jako czujka. - Da się zrobić! Nawet dałoby się szybciej, ale sami się tutaj z tym paskudztwem mocujemy - odrzekł Fervalowi z werwą jednocześnie ciesząc się, że ktoś poprosił go o pomoc. Młodzieniec uśmiechnął się jakby przepraszająco. - Pomógłbym ci z nimi, ale wolałbym być z drugiej strony jak najszybciej, żeby nic nas tam nie zaskoczyło. - Z pomocą Tamarie jakoś sobie poradzę. Mogę na chwilę przerwać, by tą linę odwiązać. Raczej zajmie to krócej niż gromadzenie ciał - wzruszył ramionami po rzuceniu kolejnego goblina na powiększający się stos. To wystarczyło łotrzykowi. Wszystko miał już gotowe. Wyciągnął z plecaka linę z kotwiczką, podszedł do brzegu i wykonał rzut. Nie był w tym wprawiony, ale tym razem udało mu się zaczepić metalowe haki o słupek po drugiej stronie za pierwszym razem. Kilka razy szarpnął dla upewnienia się, że nagle zestaw się nie odczepi, po czym przywiązał koniec liny do podobnego słupka po swojej stronie. Ze sznura, który dostał od Szarej, wykonał asekurację. Na jego końcach wykonał pętle, jedną z nich przełożył pod rozciągniętą wcześniej liną i przełożył dłonie przez obie. Takie “kajdany” może i nie były wygodne, ale z pewnością zwiększały jego szansę na przeżycie w przypadku pomyłki. Chwycił balans w dłoń i pewnym krokiem ruszył na drugą stronę. Gdy już znalazł się na drugim brzegu, a Sadim odwiązał linę, chłopak na szybko ją sklarował i wepchnął do plecaka. Ze sztyletem w dłoni udał się w stronę pobliskich drzew, nadstawiając ucha i ostrożnie stawiając kroki. Podczas przeprawy byli prawie bezbronni, więc Ferval wolał wiedzieć o zagrożeniach jak najwcześniej. Ostatnio edytowane przez Aveane : 12-12-2015 o 12:18. |
12-12-2015, 12:07 | #52 |
Administrator Reputacja: 1 | Rathan nie miał zamiaru wdawać się w spory i dyskusje, które nagle rozgorzały wśród członków drużyny. Były ciekawsze rzeczy do zrobienia, niż udział w niepotrzebnej wymianie poglądów. Czekała na nich przeprawa przez wąwóz, a sprzeczki były im potrzebne jak dziura w moście. Szczególnie tu, w lesie otoczonym złą sławą. Jednak nie miał zamiaru się wtrącać - niekiedy próba opanowania konfliktu powodowała jego podsycenie. Obszukawszy wodza i zabrawszy parę fiolek, garść złota i kilka ciekawych przedmiotów, w tym zakrzywiony mieczyk, łucznik podszedł do resztek mostu. Chciał się dowiedzieć, czy konstrukcja zawaliła się ze starości, czy też może ktoś jej w tym dopomógł. Przesłuchanie jeńca mogło poczekać. Krótka analiza drewnianych bali, do których przymocowany został most liniowy pozwoliła łucznikowi wysunąć wniosek, iż ściganych poszukiwaczy przygód dopadła ta sama wataha goblinów. Najpewniej próbowali przedostać się na drugą stronę wąwozu, kiedy jeden z goblinów przeciął podtrzymujące most sznury, posyłając w przepaść najwolniejszych z bandytów. Po bliższych oględzinach Rathan zauważył, że znajdujące się na dnie wąwozu zwłoki naszpikowane zostały strzałami, więc najprawdopodobniej ofiary goblinów przeżyły upadek lub profilaktycznie zaaplikowano im dawkę żelaza. Przesłuchiwanie goblina zostało co prawda zakończone, ale Rathan postanowił sprawdzić, czy to, co zielony kurdupel odczytał, było prawdą. Wziął więc kartkę, mówiącą - ponoć - o planowanym napadzie i rzeczywiście goblin miał rację. Wszystko wskazywało na to, że najprawdopodobniej tej nocy odbędzie się szturm na mury Stonebrook. - Ile grup ma zaatakować? - Rathan zwrócił się do goblina. - Dużo - odparł bez przekonania Gibo. Rathan uśmiechnął się. Być może nie wypadło to zbyt mile. - Ilu wodzów dostało takie papierki? - zadał kolejne pytanie. - Ja znać jeden - Gibo pokazał dwa palce, po czym pokiwał energicznie głową. - Papierek nie dostać wódz, papierek dostać szaman! On umieć czytać, wódz nie umieć! Dalsze rozmowy sensu nie miały. Goblin albo liczyć nie umiał, albo też był na tyle chytry, by udawać niewiedzę, co i tak na jedno wychodziło. Pozostawało ruszyć jak najszybciej na drugą stronę. Pójście w ślady Fervala nie zdało się Rathanowi dobrym pomysłem. Linoskoczkiem nie był i bardziej odpowiadały mu tradycyjne metody... Gdy już znalazł się na dnie wąwozu zabrał trzy poniewierające się strzały, które mogły zastąpić te stracone podczas potyczki, po czym wspiął się po linie na drugi brzeg wąwozu. |
12-12-2015, 13:20 | #53 |
Reputacja: 1 | Walka była udana, może banda kurdupli nie okazała się żadnym wyzwaniem, lecz Kurg spostrzegł skutki zbyt długiego przebywania w cywilizowanym świecie, jego instynkty bitewne były wyraźnie przytłumione. Mimo, iż pierwszy rzucił się w wir walki, jako ostatni zabił swojego przeciwnika. Jedynym pocieszeniem był fakt, że świadomie nie wykorzystywał wszystkich swoich sił. Nie chciał marnować tak potężnych mocy na na takie wypierdki. Mimo tego, możliwe, że zbyt się do nich przyzwyczaił, żeby walczyć bez nich tak skutecznie, jak dawniej. Podziękował Uthgarowi za tę okazję do ćwiczenia się w boju. Chciał, by inni przyłączyli się do tego chwalebnego hołdu, ale cynizm, z jakim się spotkał w odpowiedzi, poddał w wątpliwość jego dotychczasowe rozumienie 'barbarzyńcy'. Mimo to, zdecydował się uzdrowić rany towarzyszy niewdzięczników. Siła nawróci siłę… w swoim czasie. Kiedy kapłanowi wydawało się, że najgorsze obelgi, choć pośrednie, ma już za sobą, Daegr zaczął przesłuchiwać jeńca. Porównując goblina do niego kilkukrotnie. GOBLINA. Kurg przy pierwszym zwrocie zacisnął tylko rękę na toporze. Za drugim razem poczuł ucisk za oczami, o którym myślał, że dawno zapomniał. Wiedział, że jeszcze raz, a wpadnie w szał, i dla wszystkich skończy się to tragicznie. Całym wysiłkiem woli odwrócił się od szydercy i pomaszerował ciężkimi krokami wzdłuż przepaści… Nie zabijać… Nie. Jeszcze nie. Nie musisz, nie teraz. Skup się, Kurg. Oddychaj. Krok. Drugi. Dobrze. Raz, dwa, oddech… Uthgarze, kurwa, co ja robię? Nie zabijać… No właśnie. Ashdautas Vrasubatlat. “Pewnego dnia cię zabiję”. Nar Udautas. “Nie dziś”. Orkowie dobrze wiedzą, co mówią na powitanie. I to oni są uważani za głupich. Przynajmniej towarzyszka Sadima, czymkolwiek była, zdawała się być po jego stronie. Do tej pory człowiek wydawał się półorkowi niezbyt wartościowym członkiem ekipy, posługiwał się przecież sztuczkami, zamiast siłą, jednak teraz widział w nim sojusznika na poziomie ich przekonań. To było dobre. Gdy później inni zajęli się przeszukiwaniem trucheł na dnie wąwozu, Kurg pomógł przywoływaczowi uprzątnąć pole bitwy. Dopiero, gdy reszta drużyny zdecydowała się na przeprawę na drugą stronę rowu, podążył za nimi. |
12-12-2015, 15:03 | #54 |
INNA Reputacja: 1 | Kiedy Kurg zaczął wydzierać się na całe gardło wzywając boga, który z tą drobną potyczką nie miał wiele wspólnego, Szarańcza parsknęła bardziej w odwecie, niż w ramach jakiejś własnej chęci wyśmiania półorka. Nie należała do osób wyśmiewających się z innych, ani grożących im. Mimo to wiedziała swoje, miała swój kodeks i jego się trzymała. Bóg zapewne istniał, ale nie był on jedynym bogiem. Wątpiła również w fakt, by interesowała owego boga taka drobna potyczka, starcie. Nie było to nic, przy czym mogliby wykazać się umiejętnościami lub chociażby narazić własne życie. Nawet sama kobieta nie poczuła się zagrożona ze strony goblinów, choć to może dzięki Lorathowi? Nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, jak długo go zna i kiedy to się zaczęło. Czy to przez to, że obydwoje byli inni i niechciani? Na pewno poznała go niedługo po swoich dwudziestych urodzinach, kiedy nie potrafiła poradzić sobie z tym, co ją spotkało.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 12-12-2015 o 15:06. |
12-12-2015, 17:33 | #55 |
Reputacja: 1 | Lorath otworzył szeroko oczy. Okrwawiony, z włócznią, na którą nabite zostały dwa truchła goblinów, z wyrazem dezorientacji na twarzy, rozglądał się wokoło, jakby nie do końca wiedział gdzie się znajduje. I w rzeczywistości tak było. Przez krótką chwilę. Trawa porastająca ziemię pociemniała i stała się lepka. Krewa była wszędzie. Choć Odmieniec nie dostrzegał barw, bez problemu zawsze rozpoznał krew. Zbyt wiele razy, w swoim życiu miał z nią kontakt. |
12-12-2015, 22:22 | #56 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Ciernisty Las, Stonebrook 16 Mirtul, 1367 DR Południe Pokonanie wąwozu zajęło trochę czasu, ale na szczęście obyło się bez połamanych kończyn i innych przykrych niespodzianek. Na szczycie rumowiska znajdującego się tuż obok bystrej rzeki, poszukiwacze przygód natrafili na dwa naszpikowane goblińskimi strzałami ciała, które niewątpliwie należały do wyjętych spod prawa awanturników. Po bliższych oględzinach okazało się, że zgon nastąpił stosunkowo niedawno, co dodatkowo potwierdziły słowa Gibo, który z dumą opisywał jak własnoręcznie przeciął sznury mostu linowego. Utwierdziło to w przekonaniu resztę drużyny, że ścigani przez nich bandyci muszą znajdować się gdzieś niedaleko, a to z kolei oznaczało, że gwarantowana za ich głowy nagroda jest już w zasięgu ręki...
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
13-12-2015, 01:50 | #57 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Walka nie trwała nawet pół minuty - wszystko poszło dość... sprawnie. Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 13-12-2015 o 01:56. |
14-12-2015, 13:47 | #58 |
Administrator Reputacja: 1 | Rathan nigdy nie był człowiekiem lasu. I, co ważniejsze, nie uważał się za takiego. Drobiazgi, jak poszukiwanie śladów, pozostawiał innym - tym, którzy się na tym znali. Na przykład Lorathowi. A ten prowadził drużynę po śladach, jak po sznurku. Gdy zaś ślady zniknęły... W zasadzie nie nie było wątpliwości, dokąd iść. Skoro nie rozpłynęli się w powietrzu, to musieli iść gościńcem. A ten (niezbyt co prawda gościnny) był oczywistym dowodem, ze plotki o znajdujących się w Ciernistym Lesie budowlach nie były bezpodstawne. Ich budowniczowie nie należeli do najsympatyczniejszej rasy na świecie - tak przynajmniej sądził Rathan, bowiem jego kontakty z wężowatym ludem do tej chwili nie istniały, a wszystko co wiedział, to pogłoski. No i miał cichą nadzieję, że owych pogłosek nie będzie musiał sprawdzać na własnej skórze. Brukowana droga, chociaż z jednej strony kończyła się jakby ucięta mieczem, drugi kraniec miała całkiem konkretny, świadczący o tym, że nie każda budowla w lesie jest ruiną. Ktoś się bardzo postarał, budując tę budowlę. Zapewne wielu ktosiów, przez wiele lat. I solidnie się do tego przyłożyli. Jednak Rathan nie miał zamiaru studiować architektury - bardziej interesowały go ewentualne ślady obecności kogokolwiek - czy to bandytów, czy to innych, zamieszkujących las istot. Być może groźniejszych. |
14-12-2015, 21:32 | #59 |
Reputacja: 1 | Olbrzym zbliżył się do jednego z posągów i zafascynowany widokiem potężnego stworzenia uchwyconego w kamieniu położył dłoń na jego trąbie, czując jak wciąż gładki kamień odpowiada chłodem na dotyk jego szorstkiej skóry. Tam, skąd pochodził, ogromne, włochate odpowiedniki tych kolosów przemierzały tundrę i górskie przełęcze w poszukiwaniu żerowisk, czasem padając ofiarą największych z bestii lub najodważniejszych z łowców. Daegr postanowił, że kiedy już wróci do Athkatli z głową Hurgansona i otrzyma obiecaną mu nagrodę, odnajdzie tego dziwnego, łysego stwora i urżnie mu łeb, by powiesić go sobie nad kominkiem jego nowego zamku. -Gibo, mój chłopcze, masz jedyną, niepowtarzalną w swym marnym życiu, okazję zwiedzić wnętrze splugawionej świątyni jakiegoś przedpotopowego bożka. Stawić stopę - jeśli można tak powiedzieć - tam, gdzie nie zaszedł żaden inny goblin! Har har! Czujesz ten dreszczyk emocji?- Wydawało się, że zielonoskóry wcale nie był pocieszony podróżą w głąb świątyni. Po prawdzie, Daegr zaczynał domyślać się, że jego balast jest metaforycznie rzecz biorąc obsrany. I lepiej, żeby stan ten nie wyszedł poza hipotetyczną hiperbolę… Mógł mieć tylko nadzieję, że trochę jego pewności siebie i nieustraszenia zainspiruje goblina. -Od teraz, możesz robić wszystko, co tylko ci się żywnie podoba.- Olbrzym nadal zwracał się do dygoczącego ze strachu potwora. -Z dwoma wyjątkami. Po pierwsze, nie wolno ci się ruszać, bo rozpruję ci brzuch, wyciągnę bebechy, i zrobię z ciebie jo-jo. Mrugać możesz. Po drugie, najważniejsze, nie wolno ci pisnąć nawet słowa, ani zbyt głośno oddychać, bo wsadzę ci twoje prawe jądro w twoje lewe ucho i na odwrót, żebyś mógł słyszeć wrzask swoich nienarodzonych dzieci. Jeśli coś mi zagraża, możesz mnie ostrzec, ale robisz to na własną odpowiedzialność w myśl zasady numer dwa. Odwagi, Gibo- Pokrzepił go człowiek z północy. -Gęba na kłódkę, żadnych gwałtownych ruchów, i obserwuj nas przy pracy, a być może zobaczysz jeszcze raz słońce i usłyszysz ptaków śpiew. Kto wie, może się czegoś nauczysz, i wnet zostaniesz królem leśnych goblinów? Har har har!- Wedle słów stwora, ich przywódca nie potrafił czytać - była to umiejętność zarezerwowana dla szamanów. Mimo to, Gibo czytać potrafił. I mówić we wspólnym też, co teoretycznie stawiało go na pułapie świadomości intelektualnej podobnym do statystycznego mieszkańca Zapomnianych Krain, jakkolwiek by taki zamalgamowany osobnik nie wyglądał. Tym samym musiał znajdować się w tym marnym procencie rozgarniętych gobosów, być może nieświadomych własnego potencjału. Daegr doszedł do wniosku, nieprędko co prawda z powodu swoich własnych ograniczeń w sferze lotności umysłu, że stwór może okazać się przydatniejszy niż przypuszczał. I bardziej niebezpieczny. |
16-12-2015, 11:29 | #60 |
Reputacja: 1 | W lesie cienia jest kałuża, z tej kałuży się wynurza… Hipopotam powiadacie? Nie, świątynia to psubracie. Rozmyślania nad rymem i wersem przerwało Tyrionowi bliższe przyjrzenie się budowli magicznym wzrokiem. Magiczne słowa opuściły jego usta, niczym mała lawina kamieni tocząca się ze wzgórza. Wyczuwał kilka aur, przy czym jedną dość mocną, czyżby zaklęcie, które miało ukryć calą budowle, wejście, czy jeszcze coś innego. Może potężny artefakt? Nie był pewien, ale starczyło to, by wzbudzić jego ciekawość. Była tu zagwozdka, tajemnica, novum. W takich sytuacjach, należalo zrobić pewną rzecz przed zagłębienim się w otchłanie. Nasypał nieco ciemnego proszku do kubka, następnie zaczął odmawiać inkantację nad manierką, by wkrótce zalać proszek parującą od gorąca wodą. Dookoła zaczął roznosić się mocny, pobudzający aromat. Odczekał, aż nektar bogów się zaparzy i przelał go do pustej obecnie manierki, tworzac lejek z sitkiem. Gdy skończył cały proceder, sięgnął po brązowe kryształki i wsypał je do manierki. Zakręcił dokładnie i zaczął trząść pojemnikiem, mieszając wszystko dokładnie. Na koniec, wyszeptał pod nosem. – Mroczna materio, daj mi siłę. - Po skończonym procederze, odkorkował manierkę, wziął łyk i delektował się smakiem kawy na języku i podniebieniu. Rozejrzał się po towarzyszach i wejściu do ponurej świątyni z odnowionym optymizmem. Drużyna była tak różna i zbzikowana, jak to sie tylko dało, ale miał nadzieję że nie przeszkodzi im to w bezpiecznym bogaceniu się. Próbował sobie przypomnieć co nieco o tym co mogłoby ich tu spotkać, ale nie przychodziło mu za wiele do głowy.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |