Pierwsze zajęcia na nowej uczelni są zazwyczaj specyficzne. Zawsze wiąże się z nimi nuta niepewności. Pewnego oczekiwania, gdy wszystko jest niewiadome. Potem zazwyczaj przychodzi… rozczarowanie. Otóż zajęcia okazują się całkiem normalne. Po tygodniu w nawale obowiązków znikają wspomnienia tego wyjątkowego dnia. Po latach dziesięciu zaś nie tylko same zajęcia się rozmywają, ale też osoba prowadzącego. Jednak Strixhaven nie było normalną uczelnią, a szkołą Magii!
Gdy Ror skończyła mówić zadziało się kilka rzeczy jednocześnie, a ich intensywność była tak wielka, że nikt z obecnych długo nie zapomni pierwszych zajęć z Magicznej Fizjologii.
Wielki kruk sfrunął z powały robiąc się jeszcze większy. Jego skrzydła zawinęły się do tyłu przekształcając w stworzony z liści płaszcz. Sam zaś kruk zmienił się w profesor Lang. Była tego samego wzrostu i wyglądała niemal identycznie jak profesor Lang, która stała za biurkiem. Różniły je jedynie ubrania. Ta driada zdawała się dużo bardziej cywilizowana niż wykładowczyni, która rozpoczęła zajęcia. Jej ciało było pokryte nie tylko grubym płaszczem z liści. Miała też napierśnik ze zdobionego drewna. Całość więc szczelnie okrywała te wszystkie aspekty, które driada rozpoczynająca zajęcia eksponowała.
Od wylądowania nie minęła nawet sekunda, a już Krucza-Lang sięgnęła dłonią przed siebie i wykrzyczała coś co brzmiało jak “gromotrum”
Ze ściany buchnęły pnącza wprost na pierwszą Lang. W ułamku sekundy skrępowały jej dłonie i kostki przytwierdzając do ściany. Praktycznie nikt nie wiedział co się dzieje. Pierwsza Lang próbowała nawet coś powiedzieć, ale pędy liści owinęły jej twarz pozbawiając kontaktu ze światem.
- Dzień dobry.
Powiedziała do wszystkich jak gdyby nigdy nic. Tylko Ror stała, bo jeszcze nie zdążyła usiąść po zakończonej wypowiedzi. W zasadzie klasa zamarła.
Lang przejrzała deklaracje uczniów krytycznym wzrokiem, po czym odwrócił się do wiszącego na ścianie ciała.
- Nie widzę pani dokumentów panno Viral. I jak mam to zinterpretowć?
Pędy wyraźnie zacisnęły się mocniej, a spod liści słychać było jęk.
- Oczywiście deklaracje są niepotrzebne, bo jeżeli zachowacie zdrowy rozsądek, to nic nie może wam się stać na zajęciach z Fizjologi Magicznej. Wprawdzie będziemy na zajęciach spotykać różne istoty, ale w izolowanym środowisku i pod opieką prowadzących nie stanowią one zagrożenia. Ale, może zacznijmy od wyjaśnienia tej maskarady.
Jakby na potwierdzenie, że zajęcia są całkowicie bezpieczne rośliny na ścianie skręcały się tak mocno, że skóra wiszącej kobiety pękała i broczyła krwią. Ci siedzący w pierwszych rzędach odnieśli wrażenie, że roślina ma coś w rodzaju pyska i właśnie oblizała krople krwi.
- Woli wyjaśnienia panna Viral jest zmiennokształtną. Bardzo ciekawe istoty. Będziemy omawiać różne stworzeni z grupy metamorfów w drugiej połowie semestru i tam liczę na duże zaangażowanie pani w zajęcia. Prostując zaś wiele z powiedzianych tu rzeczy, to nie musicie opłacać żadnych pomocy naukowych. Nie możemy od was wymagać, żebyście w czasie studiów pracowali. Macie się uczyć i to wasze zadanie. Moim zaś zadaniem jest weryfikacja jak ta nauka pójdzie.
W końcu zakrwawione ciało driady odpadło od ściany.
Viral czuła ból. Trudno było określić, czy był to bardziej ból fizyczny, czy też upokorzenie przed całą grupą
Tymczasem Lang wykonała gest, po którym energia przepłynęła przez ciało uczennicy natychmiast lecząc jej rany.
- Nie będziemy mieć czasu na omówienie wszystkich gatunków magicznych stworzeń. Za kilka tygodni pierwsze zaliczenie. Już dziś mogę powiedzieć, że skupię się na Slaadach, bo jest to na tyle zróżnicowana grupa stworzeń, że na ich przykładzie szybko poznacie wiele z zależności funkcjonujących w świecie magifauny. Slaady wywodzą się z Limbo. To determinuje wiele aspektów takich jak…
I tym sposobem profesor Lang przeszła do zupełnie normalnej lekcji. Jakby poniżej jej poziomu było dalsze pastwienie się nad Viral. Sama zmiennokształtna zaś dostała swoją pierwszą lekcję.
***
A był to dopiero początek nowego tygodnia. Jak się okazało grupa skrzyniogromców uczęszczała na bardzo wiele zajęć razem. Arkanobotanika okazała się częstym wyborem. Poza Percivalem i Donovanem wszyscy mogli poznać kolejnego prowadzącego z Witherbloom.
Zajęcia miały odbyć się w jednym z ogrodów Biblioplexu, co wywołało pewien niepokój po spotkaniu Viral z bestią z kłączy. Zresztą stosunek do zmiennokształtnych był w grupie różny. Jedni byli zachwyceni pomysłem na żart. Inni zerkali na dziewczynę z pogardą.
Gdy klasa rozsiadła się wygodnie a prowadzącego nie było, to u części uczniów pojawiały się ataki paniki. Witherbloom dał się poznać od dziwnej strony. Jak się okazało dawanie życia i zabijanie było dla nich równie naturalne. Leczenie wraz z okaleczaniem.
- Cieszę się, że będzie mi dane kształcić kolejne pokolenie - przemówiło drzewo. Kolejnym prowadzącym okazał się ent, który stał w środku ogrodu niewzruszony.
- Nazywam się Willowdusk. Jestem wykładowczynią z Witherbloom. Być może już wiecie, że każde z kolegiów reprezentuje stan równowagi między dwoma skrajnymi podejściami. Równowaga jest kluczem. W Witherbloom mamy Krąg Wzrostu i Krąg Rozkładu. Ja reprezentuję krąg wzrostu. A teraz proszę powiedzcie coś o sobie.
Gdy entka słuchała autoprezentacji kolejnych uczniów zatrzymała się przy Tigalu. Okazało się, że był on znany i prowadzący dał mu wręcz do zrozumienia, że w przyszłym roku będzie mógł się bardziej rozwijać w temacie roślin leczniczych. Między wierszami wręcz dodała, że osobiście go przeszkoli.
Jak się okazało Arknobotanika miała szerokie zastosowania. I nie mieli się tu uczyć o truciznach czy ziołolecznictwie. Willowdusk sięgała głębiej. Mieli omawiać jak magia wpływa na rośliny. Jak hodować najbardziej wymagające gatunki, takie jak Mandragora. Mieli się dowiedzieć jak pozyskiwać rzadkie komponenty do magii, oraz jak tworzyć zaawansowane mikstury.
Głos Willowdusk był uspokajający i spokojny. Mówiła powoli. Sprawiała wrażenie pociesznej babci, która może podzielić się z kimś swoją wiedzą. Aż trudno było uwierzyć, że obie z Lang reprezentują nie tylko to samo kolegium, ale nawet ten sam Krąg Wzrostu.
***
Podstawowe Aury Magiczne miały mieć w roku trójkę prowadzących. Na pierwszych zajęciach prowadzącym był Lu Embrose. Sam siebie tytułował poetą. W każdym razie sprawił wrażenie, że lubi dźwięk swojego głosu. Tak czy inaczej nie był zainteresowany uczniami. Ani Viral, ani Skrzyniogromcy nie musieli się kłopotać przedstawianiem. Zamiast tego Embrose przeszedł od razu do omawiania ośrodków magicznego skupienia. Część jaką on miał prowadzić przez kilka miesięcy w całości miał być poświęcona zwykłym przedmiotom, których aura pozwala na ogniskowanie efektów magicznych. Zaczynał od komponentów. Cały wykład był teoretyczny, bez żadnego zaklęcia. Mając na uwadze, że prowadzący był człowiekiem wszystko zdawało się aż zbyt normalne jak na Strixhaven. Embrose mówił ciekawie o trywialnych rzeczach. Choć większość studentów preferowała różdżki zamiast zbioru komponentów, to historie jakie opowiadał poeta były przedstawione tak kusząco, że aż chciało się odpuścić różdżkę i sięgać po oko nietoperza, czy sproszkowane żuki. Z grupy określanej mianem Skrzyniogromców jedynie Donovn nie uczęszczał na te zajęcia.
***
Donovan za to uczestniczył w zajęciach z Wprowadzeniu do Magii Obliczeniowej. Ten przedmiot również cieszył się powodzeniem. Poza Quezane i Viral większość była bardzo zainteresowana aspektami matematycznymi. Dziewczyny odpuściły te zajęcia n rzecz innych. Nie było zatem dane im poznać Ruxy.
Ruxa był profesorem z Quandrix i trudno było go przypisać do jakiejś powszechnie znanej rasy. Był to dwunożny niedźwiedź w błękitno zielonym stroju magów z Quandrix. Poprosił każdego o przedstawienie się w trzech zdaniach. Nie wydawał się wredny niczym Lang, jednak po zakończonych prezentacjach wywołał z imienia kilkanaście osób. Jak się okazało te osoby opowiedziały o sobie w czterech, pięciu, sześciu, a rekordzistka w siedmiu zdaniach. Ruxa nie lubił wodolejstwa. Interesowały go konkrety. I jako jeden z niewielu prowadzących korzystał z czarnej tablicy, na której pisał kredą. Już na pierwszych zajęciach poznali pojęcie energii wewnętrznej określanej mianem entalpii i entropii jako siły napędowej. Prowadzący wychodząc z entalpii i entropii wyprowadził równanie kierunkowe czasu, a następnie określił na które zmienne ma wpływ manipulujący energią czarownik. Po chwili na czterech ogromnych tablicach zapisanych od góry do dołu znajdował się matematyczny opis czarów takich jak Przyspieszenie i Spowolnienie. I wcale nie różnił się jedynie znakiem plus i minus w pewnym elemencie równania.
Większość słuchaczy bolała głowa już od połowy zajęć. Gdy profesor Ruxa zauważył co się dzieje, to poprosił kogoś o wyprowadzenie matematycznego opisu dla czaru mającego spowolnić upadanie. Wyjaśnił, że zamiast kierunkowego równania czasu można zastosować pochodną funkcji opisującą przyciąganie.
Nie było chętnych. Jak się okazało większości studentów brakowało elementarnej wiedzy z zakresu pochodnych czy różniczkowania. Niedżwiedzioludź westchnął ciężko. Czarem zmazał tablicę i zaczął od definiowania pochodnych. Niestety dla niego był to już koniec zajęć.
***
Viral i Donovan mieli zajęcia z Historii Magii i Sztuki. Mieli tam okazję spędzić nieco czasu razem, gdyż jakimś cudem trafili do jednej ławki. Prowadzący, profesor Zaffai był człowiekiem. W kilku słowach opowiedział o swojej pasji jaką jest muzyka. Nadmienił, że od drugiego roku można dołączyć do wielkiej Arkno-Orkiestry Strixhaven, której on jest dyrygentem i prowadzącym. Na ten moment należą do niej jedynie uczniowie z kolegium Prismari, ale kto wie, może inne kolegia również w końcu zaczną doceniać sztukę.
Tym razem prowadzący nie chciał poznać szczegółów z życia uczniów. Poprosił jednak o to, aby każdy przedstawił się z imienia i powiedział co go ostatnio zachwyciło. Dla Zaffiego wydawała się bardzo ważna wrażliwość jaką dysponowali studenci.
A potem zaczął opowiadać o przełomie w historii jakim dla istot rozumnych było odkrycie ognia, o tym jak wkrótce po tym próbowali oni zmieniać ogień zaklęciami Taumaturgii. Porónł ze sobą kilk kultur począwszy od elfów i krsnoludów. Później przedstawił ludzi jako nację najbardziej odtwórczą, która swą liczebnością przygniotła starze ludy w niemal każdym znanym świecie. Opowiadał o prehistorii. Nie był może tak dobrym mówcą jak Embrose, ale czary iluzji w pomieszczeniu sączyły cały czas przyjemną muzykę będącą podkładem dla opowieści.
***
W czasie gdy większa część skrzyniogromców miała zajęcia z Arkanobotaniki z entką Percival i Donovan mieli zajęcia ze Wstępu do Archeomancji. Prowadzący wydawał się ekscentryczny, nawet jak na standardy Lorehold. Był to kamienny gigant imieniem Osgir. Na zajęcia przyniósł spora kolekcję przedmiotów. Były to różne rzeczy. Od miecza, który w jego dłoniach wyglądał na duży nóż, a postawiony przy biurku wydawał się większy od człowieka; po pozytywkę z figurką tańczącej elfki, która wydobywała z siebie przyjemną melodię. Nauka miała się skupiać na przedmiotach. Archeomancja pozwalała sięgnąć do przeszłości. Zdaniem Osgira wszystko już zostało odkryte, tylko zapomniane. Przedmioty noszące w sobie magię transferowały ją przez dekady, wieki a nawet tysiąclecia. Przedmioty takie można odtworzyć. Można też z nich wyciągnąć naukę. Potem skupił się na pozytywce. Tak naprawdę była to replika, ale Osgir pokazał również wykopany oryginał. Zbyt zniszczony, żeby zagrał. Również ten prowadzący nie bardzo interesował się uczniami. Raczej odlatywał mentalnie do warsztatu elfiego czarodzieja, który składał pozytywki dwa tysiące lat wcześniej i próbował wszystkich zabrać ze sobą.
***
Quezane zamykała tydzień zajęciami z Ikonomancji. Była jedyną przedstawicielką Skrzyniogromców w grupie. I dobrze. Nikt nie będzie się wcinał w jej wystąpienia. W końcu musiała się pokazać z jak najlepszej strony.
Gdy zobaczyłam kolejnego prowadzącego z Silverquil to upewniła się, że jest to jej kolegium.
Brenneth Blackstone był niesamowicie przystojnym młodym dhampirem. Wschodzącą gwiazdą kryptologii. Zasłynął niecały rok wcześniej swoim nowatorskim dziełem o adaptacji symboliki sakralnej w magii przywołań. W tym roku pierwszy raz miał mieć wykłady ze studentami i wydawał się niewiele starszy od nich. Bardzo nie wiele w kontekście faktu, że dhampiry (czyli dzieci zrodzone ze związku śmiertelnej istoty z wampirem) starzeją się wolniej niż śmiertelni rodzice.
Był więc młody, przystojny i dawał się czarować studentkom z powodu braku doświadczenia. W zasadzie to wystarczyło Quezane. Nie specjalnie trafiała do niej treść zajęć na których dowiedziała się, że symbole potrafią znacząco wzmocnić magię, nawet tam, gdzie nie są wymagane. Natomiast Magię Przywołań i Magię Odrzucenia można na symbolach oprzeć całkowicie.
Młody Dhampir chętnie odpowiadał na pytania i dawał się ścigać z toru zajęć. I choć Quezane znała ledwie kilka symboli o magicznym zastosowaniu, a znaczenia słowa Arkanokryptogrfia nie potrafiła wyjaśnić, to sprytnie ukryła swoje niedociągnięcia i skupiała na sobie uwagę młodego Profesora Blackstone’a. Najpewniej po pierwszych zajęciach już miał ją za prymuskę.
***
Tak minął pierwszy tydzień zajęć. Dla zaangażowanych była możliwość studiowania popołudniami w Biblioplexie. Nie było to obowiązkowe, ale niemal każdy po zajęciach z Ruxą miał wewnętrzną potrzebę poprawy swojej znajomości podstaw matematyki. Drugim najczęstszym wyborem były książki z zakresu Magicznej Fizjologii. Nikt nie chciał skończyć duszony przez liście na ścianie sali złapany na ściąganiu, więc wypadało choćby liznąć pewne aspekty tego przedmiotu.
Biblioplex zatem stał się dość ruchliwym miejscem. Percival był nieco rozczarowany, gdyż pracując jako asystent liczył na więcej czasu wolnego, który poświęci na czytanie. Tymczasem musiał ruszać w długie wędrówki pomiędzy regałami i coraz częściej dochodził do wniosku, że w pracy bibliotekarza najważniejszymi atrybutami są wytrzymałość i siła.
W Biblioplexie różni magowie pełnili dyżury w bibliotece, jednak większość prac wykonywali uczniowie tacy jak Percival i konstrukty. Zwłaszcza do konstruktów Percival musiał przywyknąć. Te dziwne istoty ze stali, śrub i oleju napędzane magią były bardzo pomocne. Tylko nadal popełniały błędy i co jakiś czas człowiek musiał przynosić odpowiednie tytuły.
Przy okazji pracy w Biblioplexie Percival poznał
Drazhomira Yarnaska. Minotaura z pierwszego roku. To chyba obcowanie z nim dobitnie przypominało Percivalowi jak ciężką pracę wybrał i jak bardzo brakuje mu kondycji. Minotaur pomimo swojej groźnej aparycji i ponad dwóch metrów wzrostu był bardzo nieśmiały. Często przychodził do pracującej w Biblioplexie Ror po kanapki i goblinka łapała się na tym, że przy zamówieniu musiała go kilka razy prosić o powtórzenie zamówienia. Mruczał pod nosem, a że jego nos był dużo wyżej niż głowa goblinki, to było to kłopotliwe. Jednak po pewnym czasie goblinka już wiedziała jakie są jego ulubione smaki i nie musiała słyszeć co zamawia. Oboje wraz z Percivalem widywali przedstawicieli różnych kółek chcących zrekrutować Drazhomira ze względu na jego atletyczną budowę. On jednak regularnie odmawiał. Powiedział kiedyś w czasie przerwy obiadowej Percivalowi, że widział plan kółek i Podnośniki miały spotkania w tym samym czasie, co Stowarzyszenie Martwych Języków. Drazhomir uczył się języków dawnych cywilizacji, żeby poznać dzieła zapomnianych poetów.
***
Jednak nie każdy popołudnia spędzał w Biblioplexie. Byli tacy, którzy woleli wypoczynek. I tacy, którzy ten wypoczynek mogli zapewnić przy dobrym posiłku. Donovan świetnie odnajdywał się ze swoją charyzmą w pracy w Końcu Łuku. Został asystentem menedżera, co samo w sobie miało spory prestiż. Tyle tylko, że już w pierwszym tygodniu okazało się, że menedżer nie potrzebowałby asystenta, gdyby robił cokolwiek… Tymczasem wpadł na pomysł zrzucania całej pracy na Donovna i drugiego asystenta właśnie. I tak biedni asystenci musieli układać grafiki innych pracowników, zastępować akurat nieobecnych (choć tych nie było wielu. Na początku roku każdy chciał się w pracy wykazać.) Koniec końców najczęściej jako ostatni opuszczali lokal padając ze zmęczenia. Na szczęście Donovn zmieniał się w tej pracy z
Javeneshem Grubypazur. Nieco lepiej ułożyła się w tym temacie Viral, która zatrudniła się do pracy na barze. W Strixhaven nie można było kupić mocnych alkoholi, ale studenci wcale ich nie potrzebowali. Zmiennokształtna dziennie przenosiła trzy lub nawet cztery skrzynki specjalnie rozcieńczonego piwa korzennego. I całość znikała do serwowanych posiłków. Najlepszą częścią tej pracy była służbowa zniżka. Niestety w lokalach tego typu, gdy ktoś wypijał za dużo, to często dochodziło do nieprzyjemnych zatargów. Wtedy reklamacje przyjmowali Donovan lub Javenesh. Zwłaszcza Grubypazur był nieprzejednany. Samo jego spojrzenie wiele razy kończyło dyskusje. Nawet jak na Owlina był on duży i umięśniony. No i jak wiele osób zauważyło te ich ptasie szyje były niepokojące…
Grubypazur podzielił się pewnego razu pewną wątpliwością z Donovanem i Viral. Otóż w lokalu sporo czasu spędzała Eladrinka lata. Zdecydowanie za dużo czasu jak na posiłek. Często też zmieniała grupy. W zasadzie w pewnym momencie Grubypazur żartował nawet, że ona chyba tam pracuje, bo przecież nikt nie ma tyle wolnego czasu w Strixhaven.
Viral i Donovan rozpoznali w niej Quezane. W zasadzie była tak barwną osobą, że trudno było ją z kimś pomylić.
***
Koniec końców każdy dzień zaczynał się i kończył w tym samym miejscu. W Dormitorium. Prawie dla wszystkich, gdyż determinacja co poniektórych była na tyle duża, że już po kilku dniach zniknęli z dormitorium. Cóż.. można oszukać system. Viral o tym wiedziała. W końcu oszukała system na pierwszych zajęciach. I oszukiwała go prawie całą godzinę. Tylko powrót do normalnego stanu rzeczy był bolesny. Tigal szybko został wdrożony do pracy w recepcji dormitorium. Szkoliła go i pomagała w pracy
Nora An Wu. Studenta drugiego roku Primari. Przemiła dziewczyna. Zawsze uśmiechnięta i zawsze pełna pozytywnej energii. Kilka razy pytała Tigala jak się czuje i czy czegoś mu nie potrzeba. Chłopak nawet miał wrażenie, że traktuje go jak lekko upośledzonego. Z czasem dotarło do niego, że Nora traktuje tak wszystkich. Zwłaszcza pierwszorocznych.
Po trzech dniach współpracy (i po pierwszym samotnym dyżurze Tigala) przyniosła mu kubek. Wykonany z gliny na kole garncarskim. Był okropny. Nie wyważony. Uszko było dziwnie wygięte, tak że trzymanie go męczyło rękę. Dodatkowo po postawieniu go wyglądał jakby był krzywy. Nie możn było nalać go do pełna, bo herbata wylewała się z jednej strony.
I nie był to ponury żart. An Wu zrobiła go sama. Gdy opowiadała o pracy w glinie w jej oczach błyszczała prawdziwa pasja. Jednak wszystko wskazywało na to, że sama pasja bez jakichkolwiek umiejętności manualnych nie tworzyła dzieł sztuki, tylko dziwne twory pokroju kubka z wyrytym napisem TIGal VIrbar. Nora najwyraźniej nie umiała zapisać jego nazwiska.