Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2023, 12:12   #41
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Skrzyniogromcy szybko, a nawet bardzo szybko zaadoptowali się do warunków studenckich. Począwszy od Owlińskiej profesor, która kojarzyła rodzinę Tigala. Choć chłopak poszedł szybko w odstawkę w związku z Quezane i Ror. Jedna wręcz omotała profesor swoim jestestwem. Druga zaś wyrażała swe wątpliwości. Mevinda lubiła studentów, którzy wątpili w narzucony stan rzeczy. Przekrzywiła głowę o dziewięćdziesiąt stopni patrząc na niewielką goblinkę. Było w tym coś dziwnego. Może ten kąt, może ciało drapieżnego ptaka. Patrząc na to z boku można było odnieść wrażenie, że Mavinda za chwilę pożre niewielką Ror.

- Sprawdzimy wszelkie poszlaki. To się nie może powtórzyć.

***


W czasie rozmów w różnych miejscach dowiedzieli się, że “takie rzeczy się zdarzają”. Cóż, przy tak dużym natężeniu magii na terenie kampusu czasem uciekają jakieś stwory z laboratorium. Innym razem zdziczałe chowańce rzucają się sobie do gardeł. A ponoć jeszcze gorzej jest w samych Kolegiach. W Witherbloom ponoć na bagnach można spotkać zombie. A w Prismari złośliwe żywiołaki mogą kogoś trafić “przypadkową” kulą ognia.

Natężenie magii spowodowało konieczność stosowania specjalnego balsamu, który odnalazł Percival. Jest to środek produkowany przez alchemików z Witherbloom. Pochłania energię magii. Ror zaś twardo obstawała przy swoim. Skrzynia została animowana, a to wedle jej wiedzy wymagało kontaktu wzrokowego z obiektem i koncentracji. Jednak trop się urywał. Biblioplex był ogromny. Samych pierwszorocznych była cała masa. W tłumie łatwo było się komuś ukryć. Goblinka pozostała spięta.

Zaś profesor Mevinda ruszyła porozmawiać z ludźmi z obsługi technicznej planowanego występu.


***


Temat kółek zainteresowań zaskoczył chyba wszystkich Skrzyniogromców. Jak się okazało niektórzy ze studentów bardziej liczyli na aktywność w jakimś kole zainteresowań, niż na naukę w szkole. Kontaktowali się wcześniej z opiekunami, czy z innymi członkami i oferowali swoją pomoc przy przygotowaniu pierwszego dnia i rekrutacji nowych członków kół.

***


Dwa dni przygotowań studenci spędzili bardzo aktywnie. Zapisali się na odpowiednie zajęcia i do kółek zainteresowań. Wiele osób szukało też pracy. Niektórzy szukali zakwaterowania, ale o to było bardzo trudno. Lokalna tawerna ofiarowała kilka pokojów, ale były to apartamenty przygotowane z myślą o gościach kadry profesorów. Ceny były na tyle wysokie, że za miesięczne zarobki można było wynająć taki apartament na tydzień.

***


Pierwsze zajęcia zbliżały się wielkimi krokami. Jak się okazało pierwszy rok odbywał je z podziałem na kilkanaście grup. Czy sprawił to przypadek, czy też przeznaczenie grupa, jaka dała się poznać uczelni jako Skrzyniogromcy trafiła razem.

Zajęcia odbywały się w jednej z wielu sal w Biblioplexie. O prowadzącej w zasadzie większość wiedziała niewiele. Krążyły pogłoski, że jest z Witherbloom. Jak to wśród studentów bywa we wszystkich wymiarach, tak i tym razem wokół było sporo plotek. Jedni mówili, że prowadząca jest druidką. Inni, że nekromantką. Ponoć miała swojego chowańca, który wedle jednych był mamutem, a wedle innych wilkiem zombie.

***


Była na miejscu przed nimi. Stała wyprostowana przed biurkiem. Mierzyła wzrokiem każdego wchodzącego.


Profesor Verelda Lang była driadą. I w zasadzie nikt nie wiedział czego się po niej spodziewać.


 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-03-2023, 00:25   #42
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Stała, niemal nieruchomo, w oczekiwaniu aż wszyscy zajmą miejsca i harmider ucichnie. Nie poganiała, wcale jej się nie spieszyło. Miała w sobie coś z wiekowego drzewa, które nie liczyło czasu. Równie dobrze lekcja mogła się przeciągnąć aż do wieczora, a dopuszczenie do kolejnego roku nauki nastąpić w przyszłym stuleciu.

W kręgu natury – zaczęła słowami, będącymi czymś na kształt „dzień dobry”. Odczekała chwilę, jakby na jej „krąg natury” należało w jakiś sposób odpowiedzieć. Nie doczekawszy się reakcji, pokiwała głową w geście „co pokolenie, to gorzej” i kontynuowała głębokim jak wnętrze ziemi, śpiewnym głosem, wspomaganym przez doskonałą akustykę sali, powodującym lekkie wibracje w płucach.

Nazywam się Verelda Lang – przerwała, by imię wyraźnie odcisnęło się uczniom w pamięci. – Będę waszym przewodnikiem po fascynującym świecie magicznych stworzeń. Jednak, nim przejdziemy do dalszej części należy dopełnić pewnej kwestii formalnej. Czymś w czym lubują się nasi zapatrzeni w księgi koledzy – dało się wyczuć wzgardę.

Proszę rozdać formularze – zwróciła się do ucznia z najbliższej ławy, przekazując mu plik papierów. Ze wstrętem pochylając się nad marnym losem roślin, które posłużyły do ulepienia nadmiaru niepotrzebnych kart.

Driada wróciła na swoje miejsce. Gdy wyszła zza biurka i odwróciła się na moment plecami, niektórzy mogli natrafić na kolejną trudność w zaliczeniu przedmiotu – problem z koncentracją na zajęciach. Sylwetkę miała smukłą, w niewielkim stopniu osłoniętą srebrzystymi naroślami. I choć skórę posiadała brązową, zbliżoną do kory, nie przeszkadzało to by uwierzyć w prawdziwość podań. Tych o oczarowanych mężczyznach, porzucających całe dotychczasowe życie, by gonić ulotny sen i skończyć marnie.

Zawierają regulamin B.H.P. - "Bo Hce Przeżyć", którego przestrzeganie uchroni was przed poważnymi konsekwencjami dla życia i zdrowia oraz oświadczenie, że zrzekacie się wszelkich roszczeń, jeżeli cokolwiek wam się przytrafi w wyniku jego złamania. Jest to niezbędny warunek by uczestniczyć w zajęciach. Dlatego jeśli ktoś nie chce złożyć podpisu, równie dobrze może się spakować i wracać do domu – wygłosiła bezwzględną formułkę.

W milczeniu obserwowała jak kartki krążą między podopiecznymi. Niektórzy czytali wnikliwie punkt po punkcie, inni podpisywali od razu bez zaznajomienia z treścią. Jeszcze inni nie byli w stanie zaakceptować, że śmierć jest równie ważną częścią cyklu.

To prawda, że w naszym kolegium zagrożenia są większe, niż w pozostałych. Gdzie najgorsze, co może się przytrafić ma kształt ciężkiego tomu spadającego na palce u nogi. Jednak… – podkreśliła – Jeżeli będziecie przestrzegać zasad bezpieczeństwa, stosować się do poleceń prowadzącego, w odpowiedzialny sposób korzystać ze zdobytej wiedzy, jakieś trzy czwarte grupy w zdrowiu dotrwa do końca studiów – trzy czwarte było niesprawiedliwe względem równowagi kręgu, ale nic na to poradzić nie mogła. Chociaż…

Po zebraniu formularzy, driada wyczytywała z nich imiona i nazwiska, prosząc by wywołany wstał, opowiedział o sobie kilka słów, o swoich zainteresowaniach, przedstawił plany względem wyboru kolegium oraz cel który chce osiągnąć, stanowiący fundament motywacji do mierzenia się z trudnościami rzuconymi przez Uczelnię. Przyglądała się uważnie każdemu. Oceniała potencjał.

W dalszej części omówiła pokrótce tematykę obejmującą zajęcia. Pierwszoroczniacy dowiedzieli się, że skupią się na anatomii, w teorii i praktyce, stworzeń zamieszkujących Arcavios, jaki i tych które na przestrzeni wieków dostały się tu z sąsiednich planów. Przedstawiła warunki zaliczenia i źródła, z których najlepiej czerpać wiedzę.

Ostatnią sprawą są materiały potrzebne do zajęć – zbliżała się do podsumowania pierwszego spotkania o charakterze organizacyjnym. – Z uwagi na ich różnorodność i fakt, że dla pogłębienia waszej wiedzy często ulegają bezpowrotnemu zniszczeniu, część zapewniamy, lecz część musicie zakupić we własnym zakresie. Pełną listę przekaże, gdy naniosę finalne poprawki. I jeżeli nie chcecie sami biegać za każdą łopatką, nożem sekcyjnym, pojemnikiem na ekstrakty, czy rękawicami do kontaktu z trującą fauną, proponuje zrobić składkę. Wtedy zleci się handlarzom przygotowanie większej liczby pakietów, w niższej cenie niż przy zakupach indywidualnych. Jak uważacie, wasza wola.

Profesor szacowała ilość uniesionych rąk chętnych osób, wodząc po nich oczami tlącymi się jesiennym blaskiem.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 18-03-2023 o 00:29.
Cai jest offline  
Stary 18-03-2023, 06:35   #43
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Na pierwsze zajęcia Tigial stawił się z wyprzedzeniem i mimo to nie pojawił się przed prowadzącą. Coś mu mówiło że będzie wymagająca.

Gdy tylko driada zaczęła mówić najgorsze sny aasimara się potwierdziły. Kobieta była wymagająca, nie sprawiała wrażenia łatwej, jeśli to w ogóle możliwe, do omotania gładkimi słówkami.

Pod BHP młodzieniec podpisał się szybko, po pobieżnym przejrzeniu zasad. Nie czytał ich wnikliwie, bardziej przeleciał oczami w poszukiwaniu czegoś co nie powinno być na miejscu. Nie obawiał się o swoje życie. Po pierwsze był młody, a młodzi ludzie mają tendencję do wiary w swoją nieśmiertelność. Po drugie przez kolegium przeszła czwórka jego rodzeństwa, wszyscy żywi. Nie inaczej będzie z nim.

Gdy nadeszła pora na prezentację Tig potrzebował kilku sekund nim zaczął mówić. Co miał powiedzieć? Że ojciec kazał mu iść na Witherbloom? Że tak naprawdę większość tego czego się uczył go nudziła i robił to tylko po to by spełnić oczekiwania rodziny? Aasimar wiedział że to prosta droga do porażki na zajęciach.

- Tigial Virbiar. Jako moje główne kolegium wybrałem Witherbloom, jako drugie Quandrix, zakładając oczywiście że będę na nie wystarczajaco dobry. - tutaj przerwał i pochylił delikatnie przed driadą głowę, w geście respektu - Interesuje mnie astronomia. Uważam że jest to również część natury i... cyklu, która jest nagminnie ignorowana przez większość magów, skupiających się raczej na dążeniu do analizy naszego świata w skali mikro. Mnie interesuje skala makro i tą wiedzę chcę posiąść i rozwinąć będąc na Uczelni.

Po tych słowach usiadł, nie zwracając szczególnie uwagi na motywację innych studentów. Jeśli on kłamał to oni z pewnością mogli i pewnie robili to samo. Zaktywizował się tylko na koniec, dołączając do komunalnej zrzutki na materiały. Jego budżet był wystarczająco napięty, nie czuł potrzeby płacenia za duperele samodzielnie, większym kosztem, tylko po to by wykazać indywidualizmem.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 18-03-2023 o 06:37.
Zaalaos jest offline  
Stary 18-03-2023, 18:54   #44
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Niefortunnie dla Quezane ceny okazały się na tyle wysokie, że za średnie miesięczne zarobki mogłaby wynająć pokój jedynie na tydzień. Musiała więc przecierpieć przynajmniej pierwsze dwa dni we wspólnej sypialni z prawie dwoma tuzinami irytujących smarkaczy. W tym czasie jej umysł energicznie pracował nad znalezieniem alternatywy. Na szczęście przynajmniej z wyżywieniem sytuacja prezentowała się optymistyczniej. Z wyliczeń złotoskórej wynikało bowiem, że za jedyne dwie złote monety tygodniowo można było najeść się do syta poza Biblioplexem, odsyłając nędzne, brejowate posiłki ze stołówki w zapomnienie.


Pierwsze zajęcia roku szkolnym miały być z Magicznej Fizjologii. Jak się okazało, pierwszoroczni dzieleni byli na kilkanaście grup, mimo to eladrinka lata miała wyjątkowego pecha i trafiła do takiej, w której byli wszyscy pozostali „Skrzyniogromcy”. Tak jakby ktoś specjalnie postanowił uczynić jej okrutny dowcip. Jedyne pocieszenie dlań stanowił fakt, że z dużym prawdopodobieństwem nie spotka się z „Jąkałą”, „Karakanicą”, „Lalusiem” i „Roztropkiem” na zajęciach z innych przedmiotów. Liczyła, że Verenestra będzie w tej kwestii łaskawa.

Prowadząca w według plotek należała do kadry Kolegium Witherbloom i podobno była nekromantką albo druidką. Lairequende skomentowała te pogłoski ze zwyczajowym sarkazmem „No co Ci ludzie nie powiedzą?! Duh!”. Wykładowczyni miała też posiadać chowańca, który wedle jednych był mamutem, a wedle innych wilkiem zombie. „Miła odmiana w stosunku do reszty studentów, których chowańcem musi być jakiś kretynozaur”.

Prowadząca była już na miejscu, gdy studenci wlali się do sali i zaczęli zajmować miejsca. Quezane poświęciła jej tylko jedno pobieżne spojrzenie spod długich rzęs, nim zasiadła dumnie w ostatniej ławce. Wykładowczyni okazała się driadą, co dla eladrinki lata stanowiło widok wręcz pospolity. W jej rodzinnym Feywild żyło dużo driad. Tak jak i innych przedstawicieli rodzaju Fey. Inaczej było w przypadku pozostałych studentów, a właściwie tych, którym krążenie (i myślenie) permanentnie zatrzymało się poniżej pasa. Ci wydawali się zdekoncentrowani, a może nawet zbyt skoncentrowani na wyglądzie piastunki drzew. Złotooka tylko prychnęła z pogardą na te małpie odruchy. Była całkiem zrelaksowana, bo w kwestii przykuwania uwagi nie uważała się w najmniejszym stopniu zagrożona przez wykładowczynię. Po prawdzie to nawet chętnie odstąpiłaby jej całą atencję ze strony mało użytecznych jednostek.

Krytyka wypowiedziana w stronę moli książkowych i twarda postawa prowadzącej wzbudziły namiastkę respektu u Lairequende. Co nie było zjawiskiem częstym. Wszak większość osób uważała za niedomagające umysłowo narzędzia, których słabości należało wykorzystywać. Osoby o trudnym do przeniknięcia umyśle, potrafiące postawić na swoim i nieobjawiające widocznych ułomności stanowiły dla niej potencjalny materiał na towarzyszy, albo godnych rywali. Przede wszystkim jednak odcinały się wyraźnie od „tępego motłochu”, z którego składała się według niej cała reszta.

Kiedy Verelda Lang przedstawiła się, przez okno wleciał do sali wielki kruk. Po czym przycupnął gdzieś pod wysokim stropem.
— Jest i jej chowaniec — stwierdził siedzący niedaleko Quezane krasnolud z pióropuszem z włosów postawionym na środku ogolonej głowy.
Eladrinka tylko wzruszyła ramionami, wracając do niezwykle zajmującego oglądania swoich niedawno pomalowanych spiczastych paznokci. Fizjologia magicznych istot, a zwłaszcza formalności związane z pierwszymi zajęciami, niewiele ją interesowały i wielce nużyły. Podsunięty formularz dotyczący bezpieczeństwa podpisała bez czytania machinalnym ruchem pióra. Po zebraniu papierów prowadząca kolejno wywoływała wszystkich z imienia i nazwiska (jeśli takowe posiadali) prosząc, by powiedzieli parę słów o sobie, swoich planach i ambicjach. Tym samym nieświadomie rzuciła klątwę na uszy Lairequende. Nieszczęsna istota lata gorzko żałowała, że jeszcze nie opanowała zaklęcia głuchoty/ślepoty, albowiem zapragnęła natychmiast go na sobie użyć, gdy tylko przyszło jej wysłuchiwać miałkich wywodów stada żałosnych przegrywów. Częściowo łagodziła sobie tę katorgę, wydrwiwając wypowiedzi co poniektórych studentów i wzbudzając tym samym spontaniczne wybuchy wesołości wśród ostatnich ławek.

Rzut na Charyzmę: 20

W pewnym momencie przyszła kolei, by głos zabrał Tigial.
Cytat:
— (...) Mnie interesuje skala makro i tą wiedzę chcę posiąść i rozwinąć będąc na Uczelni.
— Całkiem zrozumiałe — zadrwiła półgębkiem znużona, podpierająca brodę za pomocą ręki złotowłosa. — W końcu ze skalą mikro spotykasz się za każdym razem, gdy próbujesz załatwić pierwszą potrzebę w wychodku. W kwestii jej rozwoju uczeni i magowie już dawno rozłożyli ręce.
Kilka sąsiednich doń ławek wybuchło śmiechem, ale sama Quezane nie okazała cienia emocji, zdmuchując jedynie niesforny kosmyk z gładkiego, złotego czoła.

W końcu i jej samej przyszło się wypowiedzieć. Wtedy eladrinka ożywiła się i wstała z gracją, patrząc prosto w oczy wykładowczyni, jakby rzucała jej wyzwanie. Emanowała od niej potęga, żar i zapach lata.
— Tak, jestem Quezane Lairequende — podkreśliła z emfazą, zwracając się jakby do wszystkich, nie tylko Lang. Jej ton kipiał pewnością siebie, a każdą głoskę cyzelowała z pietyzmem. — Lepiej zapamiętajcie sobie to imię. Bo już wkrótce znajomość ze mną będzie stanowiła przywilej i oznakę prestiżu. Pochodzę z Feywild, a specjalizuję się w rozwiązywaniu problemów i załatwianiu... rzeczy. Moje plany wykraczają poza wąskie horyzonty, toteż skoro muszę, zdradzę jednie, iż między innymi pragnę zostać, to znaczy ZOSTANĘ arcymistrzynią szkoły zauroczeń. Dołączę zaś do Kolegium Silverquill. Kto wie, może z czasem zastąpię w nim samego Dziekana Cienia, Embrose'a Lu? Hm, perspektywa wydaje się całkiem kusząca...
Zawiesiła na koniec tajemniczo głos i powoli usiadła, nie przerywając kontaktu wzrokowego z prowadzącą dopóki ta nie poprosiła kolejnej osoby.

Sprawa materiałów do zajęć ponownie uśpiła Lairequende. Skonstatowała jedynie, że jeśli będzie trzeba, to dołoży się do składki. Najprędzej zaś poprosi jakiegoś naiwniaka, by za nią założył. Nieświadomy, że czyni to na „wieczne nieoddanie”.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 24-03-2023 o 20:49. Powód: Eldarinka xD
Alex Tyler jest offline  
Stary 19-03-2023, 12:07   #45
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kilkoro studentów zauważyło, że wysoko pod sufitem przysiadło wielkie kruczysko. Ptak był naprawdę sporych rozmiarów. Przyglądał się z uwagą powabnej driadzie oraz kolejno prezentującym się studentom.

Z ust rudowłosego krasnoluda dobiegło ciche:
- To jej chowaniec. Mówiłem, że to nekromantka.

Na ścianie za Lang rosła bujna roślinność. Było to wiele kwiatów połączonych ze sobą. Ich łodygi splatały się w taki sposób, że trudno było ocenić gdzie zaczyna się jeden, a kończy drugi. Teraz, gdy Lang stała na tle tej ściany z roślin i dumnie wypinała pierś zdawać się mogło, że grube pędy roślin poruszają się niczym węże.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 20-03-2023 o 14:16.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-03-2023, 15:10   #46
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Ciekawie wyglądało kiedy profesor Melinda nachylała się nad Ror. Można było odnieść wrażenie, że ją pożrę, ale wiadomo było, że nic takiego nie będzie mieć miejsca. Nauczycielka porozmawiała jeszcze z ludźmi z obsługi technicznej, ale nic nie ustalono i ostatecznie trop się urywał.

Kolejne dni nowo upieczonemu uczniowi Strixhaven upłynęły na szukaniu pracy i znalezieniu odpowiedniego kółka zainteresowań. Ostatecznie chłopak zapisał się Gildii Aktorów Dramatycznych i zatrudnił jako asystent menadżera w tawernie "Koniec Łuku". Rozwiązał w ten sposób problem żywieniowy. Gorzej było z pokojem, którego póki co nie znalazł, ale przynajmniej poczynił pewne postępy w tym kierunku.

Jego samego co prawda nie było obecnie na wynajęcie pokoju, ale gdyby udało mu się wynegocjować zniżkę i znaleźć współlokatora albo współlokatorów sytuacja by się zmieniła. Jakoś wytrzymał by z jednym góra 3 współlokatorami, ale im więcej by ich było tym więcej potrzebnych byłoby łóżek w pokoju. Zatem wiele zależeć będzie od wynegocjowanej zniżki, ale wcześniej chłopak sprawdzi jeszcze inne mniej oczywiste rozwiązania, które wcześniej pominął.

Donovan siedząc w jednym z środkowych rzędów przysłuchiwał się plotkom na temat nauczycielki, która prowadzić będzie Magiczną Fizjologię. W sumie, to było mu obojętne czy prowadząca jest druidką czy nekromantką w końcu była z kolegium Wintherbllom. a w nim życie i śmierć postrzegano jako jedno.

Kiedy tylko w rękach młodego adepta magii znalazł się formularz, który trzeba było podpisać, od razu go przeczytał tak jak go uczono. Zawsze czytał
dokumenty przed podpisaniem nawet jeśli niektóre z nich z pozoru wydawały się błahe.

Podpisał kartkę. Nie miał innego wyjścia jeśli chciał się uczyć się też innych rzeczy poza Magiczną Fizjologią, a chciał i nie wydawało mu się, to też specjalnie niebezpieczne. W końcu będzie uczęszczał tylko na jedno zajęcie z kolegium Whinterbloom.
- Z tego co mówią pani profesor, to okolice Prismari też nie są najbezpieczniejsze.
Wyglądało zatem, że okolice nie jednego, ale już dwóch kolegiów były uważane za niebezpieczne.

Ostatnią rzecz poruszoną przez profesor Lang był temat składki na materiały na zajęcia. Takie rozwiązanie jak najbardziej mu odpowiadało, bo skoro potrzebne materiały było różnorodne nie bardzo miał ochotę szukać ich po całym kampusie.

Po sprawach organizacyjnych przyszła kolej na przedstawienie się. Z osób, które poznał wcześniej na pierwszy ogień poszedł Tig, a potem Quezane. Zdziwił się, że można wybrać więcej jedną uczelnie do tej pory nie brał takiego rozwiązania pod uwagę, ale teraz będzie się musiał nad nim zastanowić.

Słuchał wystąpień innych, aż nadeszła jego kolej, ale pojawił się pewien problem, a właściwie dwa. Pierwszym był duży czarny kruk, który wleciał do sali, a drugim fakt, że na ścianie za Lang rosła bujna roślinność. Wiele kwiatów, których łodygi splatały się ze sobą. Jeśli się im bardziej przyjrzeć odnosiło się wrażenie, że grube pędy roślin za nauczycielką poruszają się niczym węże.

Wszystko, to odciągało uwagę od jego osoby, a teraz przyszła jego kolej by się przedstawić. Musiał szybko coś wymyślić. Wpadł na pomysł by coś zanucić. Wyciągnął mały flet poprzeczny i zagrał, krótką melodie by zwrócić na siebie uwagi klasy.
- Drański szpiegów mistrz uwolnić chce z więzów nas. Uda mu się odnaleźć do przyszłości klucz...
Zagrywka z fletem najwyraźniej podziałała, bo poczuł teraz na sobie spojrzenia reszty klasy i prawidłowo, bo tak powinno być od samego początku.
- Nazywam się Donovan Crouch. Przez ostatnie lata rozwijałem zdolności artystyczne, zdecydowałem się zatem na wybór kolegium Prismari. Jeśli zaś chodzi o to, co chce osiągnąć, to chce za pomocą sztuki i nie tylko jej wpłynąć na, to co co w najbliższych latach będzie się działo w Strixhaven i być może je w jakimś stopniu zmienić.
Przedstawił się i chyba wypadł całkiem dobrze. Teraz pozostało mu wysłuchanie pozostałych uczniów, którzy nie zdążyli jeszcze zabrać głosu.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 21-03-2023 o 21:13.
Shartan jest offline  
Stary 21-03-2023, 20:16   #47
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dwa dni, jakie minęły od zapoznawczej zabawy do pierwszych zajęć, Percival spędził produktywnie. Z dziennym harmonogramem zapełnionym do granic możliwości młody adept z niecierpliwością i ekscytacją wyglądał wejścia w nową rutynę, oferującą o wiele więcej niż życie w klasztorze i niewątpliwie wymagającą jeszcze więcej. Chłopak nie narzekał. Nawet gdyby chciał narzekać, nie znalazłby ku temu powodów - przyswajanie nowej wiedzy było jego ulubionym hobby, toteż zajęcia powinny być czystą przyjemnością, podobnie jak dorywcza praca w bibliotece. Po prawdzie to nawet nie musieliby mu płacić za asystowanie w księgozbiorze, chętnie pomógłby tam w ramach wolontariatu i by zyskać dostęp do tych wszystkich woluminów, ale Percy tenże fakt przemilczał. Równie dobrze mógł połączyć przyjemne z pożytecznym.

Zrządzenie losu - tudzież celowy zabieg gremium nauczycielskiego - sprawiło, że “Skrzyniogromcy” zostali po raz kolejny przydzieleni do tej samej grupy, tym razem jednak, na szczęście, o wiele większej niż tylko ich piątka. Co pozwoliło Percy’emu na sprawniejsze wtopienie się w tłum i zajęcie pierwszej z brzegu ławki, której blat po chwili zaczął przyozdabiać notatnik i materiały piśmiennicze wydobyte z tornistra. Jakimś cudem dwa dni starczyły adeptowi na to, aby nawet pozawymiarową przestrzeń plecaka wedle swojego zwyczajowego podejścia zatytułowanego “zorganizowanym chaosem”. Formularz BHP przyjął i podał dalej, w przeciwieństwie do części uczniów wczytując się w każdy punkt zanim złożył nań podpis, starając się powstrzymać grymas grożący wyrwaniem na twarz, gdy z ust profesor Lang padł pogardliwy komentarz na temat osób “zapatrzonych w księgi”. Grymas złagodniał dopiero gdy Percy kątem oka zauważył parę zdekocentrowanych spojrzeń i uniósł głowę znad studiowanego papieru.

Ah — mruknął pod nosem, odnajdując źródło dekoncentracji. Nie rozumiał zupełnie tychże odruchów i fascynacji, więc jego uwaga prędko osiadła na powrót na formularzu.

Gdy profesor Lang zaczęła wywoływać każdego po kolei z imienia, by mogli odpowiedzieć na jej pytania, mało brakowało aby de Sartre osunął się w krześle w nadziei na bycie pominiętym. Nadzieja była jednak płonna i chcąc, nie chcąc w końcu przyszła kolej na niego. Adept powstał i ze spojrzeniem uparcie wbitym we własną ławkę przemówił, skubiąc paznokcie.

Per-percival de S-s-sartre. Pragnę d-dołączyć do Lorehold, aby poszerzać własną w-wiedzę i od-odkopywać tą z-z-zapomnianą.

Dla Percy’ego wiedza była celem samym w sobie, a nie jedynie drogą do... czegoś. Czy też narzędziem mającym wspomóc innych lub własne ambicje. Zasiadł ponownie na swoim miejscu nie widząc sensu w rozwodzeniu się nad własnymi celami przed innymi, skrobiąc tylko czubkiem pióra glif w rogu notatnika i wysłuchując reszty uczniów. Ożywił się dopiero gdy bezcelowe introdukcje dobiegły końca i profesor zaczęła omawiać tematykę zajęć, skrzętnie notując wszystko koślawym pismem.

Część z przedmiotów niezbędnych do zajęć musieli zakupić na własną rękę, co spotkało się ze zdziwieniem ze strony Percy’ego. Przełykając rozczarowanie tymże faktem i uznając zakup hurtem za rozsądniejszą (i bardziej wydajną) opcję, uniósł dłoń ku górze wraz z resztą.
 
Aro jest offline  
Stary 22-03-2023, 18:53   #48
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Obawy młodej goblinki o reakcję nauczycielki były bezpodstawne. Ta ze spokojem przyjęła jej uwagę na temat animacji skrzyni, chociaż jak się zdawało nic nie można było już z tym zrobić. Wszelki ślad po potencjalnym winowajcy zajścia zaginął. Ror postanowiła sobie, że teraz będzie znacznie czujniejsza i gdy ponownie dojdzie do podobnej sytuacji, na pewno znajdzie winnego.

***

Długo szukać nie musiała, nawet zbytnio się nie rozglądała, gdy jej wzrok padł na twarz czarownicy znajdującej się łóżko tuż obok. Jej myśli biły się ze sobą. Zagadać, czy nie? I co powiedzieć? Może to przecież zaważyć na wiele rzeczy jak rozpocznie się ta rozmowa. Zamknęła na chwilę oczy, wzięła głęboki wdech i z myślą, że samo nic się nie zdziała, gdy tylko złapała minimalny kontakt wzrokowy z dziewczyną, wypaliła jednym tchem.

- CześćjestemVrorbeenqueamówmiRoratyjakmasznaimie ?

Po kolejnej chwili ciszy, gdy adresataka wiadomości zorientowała się, że słowa były skierowane do niej poprosiła o powtórzenie. Nic dziwnego. Pewnie nikt by nie zrozumiał co chciała przekazać.

- Cześć. - Udało jej się wyksztusić tym razem wyraźnie. Chociaż pierwsze wrażenie już przepadło, wyciagnęła przed siebie rękę na powitanie i kontynuowała po przełknięciu śliny. - Mam na imię Vrorbeenquea, możesz mówić mi Ror.

I rozmowa potoczyła się dalej. Szybko okazało się, że jej prawdopodobnie jedna z przyszłych znajomych jest miłą dziewczyną o imieniu Tiliana. Po wymianie kilku zdań dowiedziały się wzajemnie, że obydwoje planują dostać się do tego samego kolegium - Quandrix. Był to dobry znak. Pierwsza osoba, do której postanowiła zagać, miała zbliżone zainteresowania co ona. Analizowanie rzeczy, to coś co szczególnie uwielbiała wspólokatorka. Ror natomiast wyznała, że to co ją interesuje najbardziej, są zasady działania świata i wszystkiego co istnieje. Wszelkie aspekty logiczne i naukowe. Ma nadzieję odkryć coś przełomowego.

Tiliana powiedziała także, że jest pasjonatką szachów. Goblinka wcześniej nie miała okazji grać w te grę, chociaż o niej słyszała. Wyraziła zaciekawienie i zaproponowała, że w wolnych wieczorach, gdy znajoma wytłumaczy jej zasady, chętnie spóbuje z nią zagrać.

***

Kolejne dwa dni minęły bardzo szybko. Vrorbeenquea skupiła się na zwiedzaniu otoczenia, w którym będzie dane jej żyć przez najbliższe kilka lat. Chciała zapoznać się co i gdzie dokładnie się znajduje, aby w momencie, gdy będzie jej coś potrzbne już nie tracić czasu na bezsensowne szukanie i gubienie się. Oczywiście nie porzuciła prób pozyskania kolejnych znajomych, jednak zdecydowanie najlepiej rozmawiało jej się z Tilianą. Z reszta nic dziwnego. Kontakt z nią był bardzo ułatwiony, w końcu spała zaraz obok. Gdy kolejnego wieczoru rozmawiały, podzieliły się informacjami jakie zajęcia wybraly do nauki oraz dodatkowe kółka. Co bardzo zdziwiło goblinkę był fakt, że dziewczyna dołączyła do drużyny Silkballa. Po wczorajszej rozmowie była pewna, że wybierze Klub Smoczych Szachów, jednak sport był dla niej bardziej interesującym wydarzeniem. Dla niej samej ruch był ok, ale nigdy nie przykładała uwagi, aby przekuć to w jakąś konkurencję, więc wybierając swoje dodatkowe zajęcia, tych nawet nie brała zbyt długo pod uwagę.

***

Verelda Lang - już druga nauczycielka, którą dane było jej poznać, nieco w innej sytuacji niż poprzednio. Tym razem nie była to bitwa Skrzyniogromców ze skrzynią, a zwykła lekcja wprowadzająca. Ror zajęła miejsce w jednej z pierwszych ław. Zwróciła uwagę, że i Percival siedział w pierwszej, ale nie dosiadła się do niego. Zanim zajęła swoje miejsce zaproponowała swojej nowej znajomej, aby i ta usiadła koło niej, mając nadzieję że tak uczyni. Zawsze to raźniej na początek.

Ror nie należała do osób, które plotkują. Pogłoski, które usłyszała na temat nowej nauczycielki, musiała przyznać, trochę ją zaciekawiły. Słysząc to i owo, Vrorbeenquea widziała dla siebie nowe możliwości, jak i różnież dopuszczała zmiany swoich - trochę narzuconych, chociaż zarówno mocno chcianych i długo wyczekiwanych - planów. Uważnie się przyglądała kobiecie i w momencie, gdy ta podawała jej formularze, zauważyła niezadowolenie na jej twarzy. Ror uwielbiała księgi. Dzięki nim jest tu, gdzie jest. Aspekt, który wprowadził prowadzącą w niezadowolenie goblinka po części rozumiała. Sama nie jednokrotnie myślała o naturze jako o życiu i śmieci, w tym przypadku tego drugiego - jakiegoś drzewa. Może kiedyś będzie okazja, aby o tym porozmawiać.

Gdy rozdała formularze, sama wnikliwie zapoznała się ze swoim, czytając punkt po punkcie. Nie to, żeby zastanawiała się, czy w ogóle go podpisać, czy nie. To już miała ustalone, zanim zabrała się za czytanie. Chciała jedynie wiedzieć jakie obowiązują zasady i co jej ewentualnie coś grozić.

Jeden za drugim, uczeń po uczniu wstawał i się krótko przedstawiał. To oznaczało jedno. Przed nią kolejne publiczne "przedstawienie". Jedno musiała już przetrwać, widać uczelnia nie pozwoli na nim zakończyć. Lepiej się szybciej do tego przyzwyczaić niż później. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.

W pewnym momencie do sali wleciał ptak, a ktoś krzyknął o chowańcu i nekromance. Ror serce na moment stanęło i osłupiała wpatrywała się w zwierzę. Jej myśli kłebiły się i jeszcze bardziej nie potrafiły poskładać się w jedną całość. Wiele wątpliwości i mnóstwo pytań wszelakich docierało do głowy młodej adeptki, co nie przeszkadzało dziać się temu co powinno się dziać i coraz to kolejnemu pierwszoroczniakowi udało się przedstawić swój cel, mniej lub bardziej prawdziwy.

Formularzy ubywało, a jej nazwisko się nie pojawiało. Dało jej to możliwość na przygotowanie się, z drugiej strony stresowało coraz bardziej, że nie ma już tego za sobą. W końcu w rękach driady pozostała ostatnia kartka, więc nie było już wątpliwości, ze musi to być właśnie ten, który ona wypełniała. Wstała na ułamek sekundy przed wyczytaniem swojego imienia i o dziwo pewnym krokiem stanęła przed klasą.

- Nazywam się Vrorbeenquea. Szkolona byłam, aby dołączyć do kolegium Quandrix ze względu na predyspozycje do nauki przedmiotów ścisłych. Taki był mój cel jak również próba odkrycia czegoś przełomowego w rozumienia świata, albo i ponad to. Od momentu pojawienia się tutaj, myślę także nad kolegium Witherbloom, więc zobaczę jak potoczy się los i na tej podstawie dokonam ostatecznego wyboru.

Gdy skończyła mówić usiadła i odetchnęła z ulgą, że już po wszystkim. Nim całkowicie ochłonęła, nauczycielka przeszła do kolejnej części wykładu. Dowiedziała się od niej czego będzie się uczyła właśnie z nią oraz tego, że musi zaopatrzyć się w kilka niezbędnych akcesoriów do nauki. Oczywiście jako jedna z pierwszych uniosła rękę, zgłaszając się że złoży się na składkę. Na obecna chwilę jej fundusze były znikome. Zastanawiała się, czy w ogóle będzie miała z czego w tym momencie zrzucić się na składkę. Jak zabraknie jej tego co ma obecnie, to może uda jej się wstępnie pożyczyć, albo poprosić panią Fitzbottom, aby dała jej jedną wypłatę do przodu wyjaśniając jej w jakim celu potrzebne są te pieniądze.
 

Ostatnio edytowane przez Elenorsar : 31-03-2023 o 22:02.
Elenorsar jest offline  
Stary 24-03-2023, 14:03   #49
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pierwsze zajęcia na nowej uczelni są zazwyczaj specyficzne. Zawsze wiąże się z nimi nuta niepewności. Pewnego oczekiwania, gdy wszystko jest niewiadome. Potem zazwyczaj przychodzi… rozczarowanie. Otóż zajęcia okazują się całkiem normalne. Po tygodniu w nawale obowiązków znikają wspomnienia tego wyjątkowego dnia. Po latach dziesięciu zaś nie tylko same zajęcia się rozmywają, ale też osoba prowadzącego. Jednak Strixhaven nie było normalną uczelnią, a szkołą Magii!

Gdy Ror skończyła mówić zadziało się kilka rzeczy jednocześnie, a ich intensywność była tak wielka, że nikt z obecnych długo nie zapomni pierwszych zajęć z Magicznej Fizjologii.

Wielki kruk sfrunął z powały robiąc się jeszcze większy. Jego skrzydła zawinęły się do tyłu przekształcając w stworzony z liści płaszcz. Sam zaś kruk zmienił się w profesor Lang. Była tego samego wzrostu i wyglądała niemal identycznie jak profesor Lang, która stała za biurkiem. Różniły je jedynie ubrania. Ta driada zdawała się dużo bardziej cywilizowana niż wykładowczyni, która rozpoczęła zajęcia. Jej ciało było pokryte nie tylko grubym płaszczem z liści. Miała też napierśnik ze zdobionego drewna. Całość więc szczelnie okrywała te wszystkie aspekty, które driada rozpoczynająca zajęcia eksponowała.

Od wylądowania nie minęła nawet sekunda, a już Krucza-Lang sięgnęła dłonią przed siebie i wykrzyczała coś co brzmiało jak “gromotrum”

Ze ściany buchnęły pnącza wprost na pierwszą Lang. W ułamku sekundy skrępowały jej dłonie i kostki przytwierdzając do ściany. Praktycznie nikt nie wiedział co się dzieje. Pierwsza Lang próbowała nawet coś powiedzieć, ale pędy liści owinęły jej twarz pozbawiając kontaktu ze światem.

- Dzień dobry.

Powiedziała do wszystkich jak gdyby nigdy nic. Tylko Ror stała, bo jeszcze nie zdążyła usiąść po zakończonej wypowiedzi. W zasadzie klasa zamarła.

Lang przejrzała deklaracje uczniów krytycznym wzrokiem, po czym odwrócił się do wiszącego na ścianie ciała.

- Nie widzę pani dokumentów panno Viral. I jak mam to zinterpretowć?

Pędy wyraźnie zacisnęły się mocniej, a spod liści słychać było jęk.

- Oczywiście deklaracje są niepotrzebne, bo jeżeli zachowacie zdrowy rozsądek, to nic nie może wam się stać na zajęciach z Fizjologi Magicznej. Wprawdzie będziemy na zajęciach spotykać różne istoty, ale w izolowanym środowisku i pod opieką prowadzących nie stanowią one zagrożenia. Ale, może zacznijmy od wyjaśnienia tej maskarady.

Jakby na potwierdzenie, że zajęcia są całkowicie bezpieczne rośliny na ścianie skręcały się tak mocno, że skóra wiszącej kobiety pękała i broczyła krwią. Ci siedzący w pierwszych rzędach odnieśli wrażenie, że roślina ma coś w rodzaju pyska i właśnie oblizała krople krwi.

- Woli wyjaśnienia panna Viral jest zmiennokształtną. Bardzo ciekawe istoty. Będziemy omawiać różne stworzeni z grupy metamorfów w drugiej połowie semestru i tam liczę na duże zaangażowanie pani w zajęcia. Prostując zaś wiele z powiedzianych tu rzeczy, to nie musicie opłacać żadnych pomocy naukowych. Nie możemy od was wymagać, żebyście w czasie studiów pracowali. Macie się uczyć i to wasze zadanie. Moim zaś zadaniem jest weryfikacja jak ta nauka pójdzie.

W końcu zakrwawione ciało driady odpadło od ściany.

Viral czuła ból. Trudno było określić, czy był to bardziej ból fizyczny, czy też upokorzenie przed całą grupą

Tymczasem Lang wykonała gest, po którym energia przepłynęła przez ciało uczennicy natychmiast lecząc jej rany.

- Nie będziemy mieć czasu na omówienie wszystkich gatunków magicznych stworzeń. Za kilka tygodni pierwsze zaliczenie. Już dziś mogę powiedzieć, że skupię się na Slaadach, bo jest to na tyle zróżnicowana grupa stworzeń, że na ich przykładzie szybko poznacie wiele z zależności funkcjonujących w świecie magifauny. Slaady wywodzą się z Limbo. To determinuje wiele aspektów takich jak…

I tym sposobem profesor Lang przeszła do zupełnie normalnej lekcji. Jakby poniżej jej poziomu było dalsze pastwienie się nad Viral. Sama zmiennokształtna zaś dostała swoją pierwszą lekcję.

***


A był to dopiero początek nowego tygodnia. Jak się okazało grupa skrzyniogromców uczęszczała na bardzo wiele zajęć razem. Arkanobotanika okazała się częstym wyborem. Poza Percivalem i Donovanem wszyscy mogli poznać kolejnego prowadzącego z Witherbloom.

Zajęcia miały odbyć się w jednym z ogrodów Biblioplexu, co wywołało pewien niepokój po spotkaniu Viral z bestią z kłączy. Zresztą stosunek do zmiennokształtnych był w grupie różny. Jedni byli zachwyceni pomysłem na żart. Inni zerkali na dziewczynę z pogardą.

Gdy klasa rozsiadła się wygodnie a prowadzącego nie było, to u części uczniów pojawiały się ataki paniki. Witherbloom dał się poznać od dziwnej strony. Jak się okazało dawanie życia i zabijanie było dla nich równie naturalne. Leczenie wraz z okaleczaniem.

- Cieszę się, że będzie mi dane kształcić kolejne pokolenie - przemówiło drzewo. Kolejnym prowadzącym okazał się ent, który stał w środku ogrodu niewzruszony.

- Nazywam się Willowdusk. Jestem wykładowczynią z Witherbloom. Być może już wiecie, że każde z kolegiów reprezentuje stan równowagi między dwoma skrajnymi podejściami. Równowaga jest kluczem. W Witherbloom mamy Krąg Wzrostu i Krąg Rozkładu. Ja reprezentuję krąg wzrostu. A teraz proszę powiedzcie coś o sobie.

Gdy entka słuchała autoprezentacji kolejnych uczniów zatrzymała się przy Tigalu. Okazało się, że był on znany i prowadzący dał mu wręcz do zrozumienia, że w przyszłym roku będzie mógł się bardziej rozwijać w temacie roślin leczniczych. Między wierszami wręcz dodała, że osobiście go przeszkoli.

Jak się okazało Arknobotanika miała szerokie zastosowania. I nie mieli się tu uczyć o truciznach czy ziołolecznictwie. Willowdusk sięgała głębiej. Mieli omawiać jak magia wpływa na rośliny. Jak hodować najbardziej wymagające gatunki, takie jak Mandragora. Mieli się dowiedzieć jak pozyskiwać rzadkie komponenty do magii, oraz jak tworzyć zaawansowane mikstury.

Głos Willowdusk był uspokajający i spokojny. Mówiła powoli. Sprawiała wrażenie pociesznej babci, która może podzielić się z kimś swoją wiedzą. Aż trudno było uwierzyć, że obie z Lang reprezentują nie tylko to samo kolegium, ale nawet ten sam Krąg Wzrostu.

***


Podstawowe Aury Magiczne miały mieć w roku trójkę prowadzących. Na pierwszych zajęciach prowadzącym był Lu Embrose. Sam siebie tytułował poetą. W każdym razie sprawił wrażenie, że lubi dźwięk swojego głosu. Tak czy inaczej nie był zainteresowany uczniami. Ani Viral, ani Skrzyniogromcy nie musieli się kłopotać przedstawianiem. Zamiast tego Embrose przeszedł od razu do omawiania ośrodków magicznego skupienia. Część jaką on miał prowadzić przez kilka miesięcy w całości miał być poświęcona zwykłym przedmiotom, których aura pozwala na ogniskowanie efektów magicznych. Zaczynał od komponentów. Cały wykład był teoretyczny, bez żadnego zaklęcia. Mając na uwadze, że prowadzący był człowiekiem wszystko zdawało się aż zbyt normalne jak na Strixhaven. Embrose mówił ciekawie o trywialnych rzeczach. Choć większość studentów preferowała różdżki zamiast zbioru komponentów, to historie jakie opowiadał poeta były przedstawione tak kusząco, że aż chciało się odpuścić różdżkę i sięgać po oko nietoperza, czy sproszkowane żuki. Z grupy określanej mianem Skrzyniogromców jedynie Donovn nie uczęszczał na te zajęcia.

***


Donovan za to uczestniczył w zajęciach z Wprowadzeniu do Magii Obliczeniowej. Ten przedmiot również cieszył się powodzeniem. Poza Quezane i Viral większość była bardzo zainteresowana aspektami matematycznymi. Dziewczyny odpuściły te zajęcia n rzecz innych. Nie było zatem dane im poznać Ruxy.

Ruxa był profesorem z Quandrix i trudno było go przypisać do jakiejś powszechnie znanej rasy. Był to dwunożny niedźwiedź w błękitno zielonym stroju magów z Quandrix. Poprosił każdego o przedstawienie się w trzech zdaniach. Nie wydawał się wredny niczym Lang, jednak po zakończonych prezentacjach wywołał z imienia kilkanaście osób. Jak się okazało te osoby opowiedziały o sobie w czterech, pięciu, sześciu, a rekordzistka w siedmiu zdaniach. Ruxa nie lubił wodolejstwa. Interesowały go konkrety. I jako jeden z niewielu prowadzących korzystał z czarnej tablicy, na której pisał kredą. Już na pierwszych zajęciach poznali pojęcie energii wewnętrznej określanej mianem entalpii i entropii jako siły napędowej. Prowadzący wychodząc z entalpii i entropii wyprowadził równanie kierunkowe czasu, a następnie określił na które zmienne ma wpływ manipulujący energią czarownik. Po chwili na czterech ogromnych tablicach zapisanych od góry do dołu znajdował się matematyczny opis czarów takich jak Przyspieszenie i Spowolnienie. I wcale nie różnił się jedynie znakiem plus i minus w pewnym elemencie równania.

Większość słuchaczy bolała głowa już od połowy zajęć. Gdy profesor Ruxa zauważył co się dzieje, to poprosił kogoś o wyprowadzenie matematycznego opisu dla czaru mającego spowolnić upadanie. Wyjaśnił, że zamiast kierunkowego równania czasu można zastosować pochodną funkcji opisującą przyciąganie.

Nie było chętnych. Jak się okazało większości studentów brakowało elementarnej wiedzy z zakresu pochodnych czy różniczkowania. Niedżwiedzioludź westchnął ciężko. Czarem zmazał tablicę i zaczął od definiowania pochodnych. Niestety dla niego był to już koniec zajęć.

***


Viral i Donovan mieli zajęcia z Historii Magii i Sztuki. Mieli tam okazję spędzić nieco czasu razem, gdyż jakimś cudem trafili do jednej ławki. Prowadzący, profesor Zaffai był człowiekiem. W kilku słowach opowiedział o swojej pasji jaką jest muzyka. Nadmienił, że od drugiego roku można dołączyć do wielkiej Arkno-Orkiestry Strixhaven, której on jest dyrygentem i prowadzącym. Na ten moment należą do niej jedynie uczniowie z kolegium Prismari, ale kto wie, może inne kolegia również w końcu zaczną doceniać sztukę.

Tym razem prowadzący nie chciał poznać szczegółów z życia uczniów. Poprosił jednak o to, aby każdy przedstawił się z imienia i powiedział co go ostatnio zachwyciło. Dla Zaffiego wydawała się bardzo ważna wrażliwość jaką dysponowali studenci.

A potem zaczął opowiadać o przełomie w historii jakim dla istot rozumnych było odkrycie ognia, o tym jak wkrótce po tym próbowali oni zmieniać ogień zaklęciami Taumaturgii. Porónł ze sobą kilk kultur począwszy od elfów i krsnoludów. Później przedstawił ludzi jako nację najbardziej odtwórczą, która swą liczebnością przygniotła starze ludy w niemal każdym znanym świecie. Opowiadał o prehistorii. Nie był może tak dobrym mówcą jak Embrose, ale czary iluzji w pomieszczeniu sączyły cały czas przyjemną muzykę będącą podkładem dla opowieści.

***


W czasie gdy większa część skrzyniogromców miała zajęcia z Arkanobotaniki z entką Percival i Donovan mieli zajęcia ze Wstępu do Archeomancji. Prowadzący wydawał się ekscentryczny, nawet jak na standardy Lorehold. Był to kamienny gigant imieniem Osgir. Na zajęcia przyniósł spora kolekcję przedmiotów. Były to różne rzeczy. Od miecza, który w jego dłoniach wyglądał na duży nóż, a postawiony przy biurku wydawał się większy od człowieka; po pozytywkę z figurką tańczącej elfki, która wydobywała z siebie przyjemną melodię. Nauka miała się skupiać na przedmiotach. Archeomancja pozwalała sięgnąć do przeszłości. Zdaniem Osgira wszystko już zostało odkryte, tylko zapomniane. Przedmioty noszące w sobie magię transferowały ją przez dekady, wieki a nawet tysiąclecia. Przedmioty takie można odtworzyć. Można też z nich wyciągnąć naukę. Potem skupił się na pozytywce. Tak naprawdę była to replika, ale Osgir pokazał również wykopany oryginał. Zbyt zniszczony, żeby zagrał. Również ten prowadzący nie bardzo interesował się uczniami. Raczej odlatywał mentalnie do warsztatu elfiego czarodzieja, który składał pozytywki dwa tysiące lat wcześniej i próbował wszystkich zabrać ze sobą.

***


Quezane zamykała tydzień zajęciami z Ikonomancji. Była jedyną przedstawicielką Skrzyniogromców w grupie. I dobrze. Nikt nie będzie się wcinał w jej wystąpienia. W końcu musiała się pokazać z jak najlepszej strony.

Gdy zobaczyłam kolejnego prowadzącego z Silverquil to upewniła się, że jest to jej kolegium.
Brenneth Blackstone był niesamowicie przystojnym młodym dhampirem. Wschodzącą gwiazdą kryptologii. Zasłynął niecały rok wcześniej swoim nowatorskim dziełem o adaptacji symboliki sakralnej w magii przywołań. W tym roku pierwszy raz miał mieć wykłady ze studentami i wydawał się niewiele starszy od nich. Bardzo nie wiele w kontekście faktu, że dhampiry (czyli dzieci zrodzone ze związku śmiertelnej istoty z wampirem) starzeją się wolniej niż śmiertelni rodzice.

Był więc młody, przystojny i dawał się czarować studentkom z powodu braku doświadczenia. W zasadzie to wystarczyło Quezane. Nie specjalnie trafiała do niej treść zajęć na których dowiedziała się, że symbole potrafią znacząco wzmocnić magię, nawet tam, gdzie nie są wymagane. Natomiast Magię Przywołań i Magię Odrzucenia można na symbolach oprzeć całkowicie.

Młody Dhampir chętnie odpowiadał na pytania i dawał się ścigać z toru zajęć. I choć Quezane znała ledwie kilka symboli o magicznym zastosowaniu, a znaczenia słowa Arkanokryptogrfia nie potrafiła wyjaśnić, to sprytnie ukryła swoje niedociągnięcia i skupiała na sobie uwagę młodego Profesora Blackstone’a. Najpewniej po pierwszych zajęciach już miał ją za prymuskę.

***


Tak minął pierwszy tydzień zajęć. Dla zaangażowanych była możliwość studiowania popołudniami w Biblioplexie. Nie było to obowiązkowe, ale niemal każdy po zajęciach z Ruxą miał wewnętrzną potrzebę poprawy swojej znajomości podstaw matematyki. Drugim najczęstszym wyborem były książki z zakresu Magicznej Fizjologii. Nikt nie chciał skończyć duszony przez liście na ścianie sali złapany na ściąganiu, więc wypadało choćby liznąć pewne aspekty tego przedmiotu.

Biblioplex zatem stał się dość ruchliwym miejscem. Percival był nieco rozczarowany, gdyż pracując jako asystent liczył na więcej czasu wolnego, który poświęci na czytanie. Tymczasem musiał ruszać w długie wędrówki pomiędzy regałami i coraz częściej dochodził do wniosku, że w pracy bibliotekarza najważniejszymi atrybutami są wytrzymałość i siła.

W Biblioplexie różni magowie pełnili dyżury w bibliotece, jednak większość prac wykonywali uczniowie tacy jak Percival i konstrukty. Zwłaszcza do konstruktów Percival musiał przywyknąć. Te dziwne istoty ze stali, śrub i oleju napędzane magią były bardzo pomocne. Tylko nadal popełniały błędy i co jakiś czas człowiek musiał przynosić odpowiednie tytuły.


Przy okazji pracy w Biblioplexie Percival poznał Drazhomira Yarnaska. Minotaura z pierwszego roku. To chyba obcowanie z nim dobitnie przypominało Percivalowi jak ciężką pracę wybrał i jak bardzo brakuje mu kondycji. Minotaur pomimo swojej groźnej aparycji i ponad dwóch metrów wzrostu był bardzo nieśmiały. Często przychodził do pracującej w Biblioplexie Ror po kanapki i goblinka łapała się na tym, że przy zamówieniu musiała go kilka razy prosić o powtórzenie zamówienia. Mruczał pod nosem, a że jego nos był dużo wyżej niż głowa goblinki, to było to kłopotliwe. Jednak po pewnym czasie goblinka już wiedziała jakie są jego ulubione smaki i nie musiała słyszeć co zamawia. Oboje wraz z Percivalem widywali przedstawicieli różnych kółek chcących zrekrutować Drazhomira ze względu na jego atletyczną budowę. On jednak regularnie odmawiał. Powiedział kiedyś w czasie przerwy obiadowej Percivalowi, że widział plan kółek i Podnośniki miały spotkania w tym samym czasie, co Stowarzyszenie Martwych Języków. Drazhomir uczył się języków dawnych cywilizacji, żeby poznać dzieła zapomnianych poetów.



***

Jednak nie każdy popołudnia spędzał w Biblioplexie. Byli tacy, którzy woleli wypoczynek. I tacy, którzy ten wypoczynek mogli zapewnić przy dobrym posiłku. Donovan świetnie odnajdywał się ze swoją charyzmą w pracy w Końcu Łuku. Został asystentem menedżera, co samo w sobie miało spory prestiż. Tyle tylko, że już w pierwszym tygodniu okazało się, że menedżer nie potrzebowałby asystenta, gdyby robił cokolwiek… Tymczasem wpadł na pomysł zrzucania całej pracy na Donovna i drugiego asystenta właśnie. I tak biedni asystenci musieli układać grafiki innych pracowników, zastępować akurat nieobecnych (choć tych nie było wielu. Na początku roku każdy chciał się w pracy wykazać.) Koniec końców najczęściej jako ostatni opuszczali lokal padając ze zmęczenia. Na szczęście Donovn zmieniał się w tej pracy z Javeneshem Grubypazur. Nieco lepiej ułożyła się w tym temacie Viral, która zatrudniła się do pracy na barze. W Strixhaven nie można było kupić mocnych alkoholi, ale studenci wcale ich nie potrzebowali. Zmiennokształtna dziennie przenosiła trzy lub nawet cztery skrzynki specjalnie rozcieńczonego piwa korzennego. I całość znikała do serwowanych posiłków. Najlepszą częścią tej pracy była służbowa zniżka. Niestety w lokalach tego typu, gdy ktoś wypijał za dużo, to często dochodziło do nieprzyjemnych zatargów. Wtedy reklamacje przyjmowali Donovan lub Javenesh. Zwłaszcza Grubypazur był nieprzejednany. Samo jego spojrzenie wiele razy kończyło dyskusje. Nawet jak na Owlina był on duży i umięśniony. No i jak wiele osób zauważyło te ich ptasie szyje były niepokojące…



Grubypazur podzielił się pewnego razu pewną wątpliwością z Donovanem i Viral. Otóż w lokalu sporo czasu spędzała Eladrinka lata. Zdecydowanie za dużo czasu jak na posiłek. Często też zmieniała grupy. W zasadzie w pewnym momencie Grubypazur żartował nawet, że ona chyba tam pracuje, bo przecież nikt nie ma tyle wolnego czasu w Strixhaven.

Viral i Donovan rozpoznali w niej Quezane. W zasadzie była tak barwną osobą, że trudno było ją z kimś pomylić.

***


Koniec końców każdy dzień zaczynał się i kończył w tym samym miejscu. W Dormitorium. Prawie dla wszystkich, gdyż determinacja co poniektórych była na tyle duża, że już po kilku dniach zniknęli z dormitorium. Cóż.. można oszukać system. Viral o tym wiedziała. W końcu oszukała system na pierwszych zajęciach. I oszukiwała go prawie całą godzinę. Tylko powrót do normalnego stanu rzeczy był bolesny. Tigal szybko został wdrożony do pracy w recepcji dormitorium. Szkoliła go i pomagała w pracy Nora An Wu. Studenta drugiego roku Primari. Przemiła dziewczyna. Zawsze uśmiechnięta i zawsze pełna pozytywnej energii. Kilka razy pytała Tigala jak się czuje i czy czegoś mu nie potrzeba. Chłopak nawet miał wrażenie, że traktuje go jak lekko upośledzonego. Z czasem dotarło do niego, że Nora traktuje tak wszystkich. Zwłaszcza pierwszorocznych.

Po trzech dniach współpracy (i po pierwszym samotnym dyżurze Tigala) przyniosła mu kubek. Wykonany z gliny na kole garncarskim. Był okropny. Nie wyważony. Uszko było dziwnie wygięte, tak że trzymanie go męczyło rękę. Dodatkowo po postawieniu go wyglądał jakby był krzywy. Nie możn było nalać go do pełna, bo herbata wylewała się z jednej strony.

I nie był to ponury żart. An Wu zrobiła go sama. Gdy opowiadała o pracy w glinie w jej oczach błyszczała prawdziwa pasja. Jednak wszystko wskazywało na to, że sama pasja bez jakichkolwiek umiejętności manualnych nie tworzyła dzieł sztuki, tylko dziwne twory pokroju kubka z wyrytym napisem TIGal VIrbar. Nora najwyraźniej nie umiała zapisać jego nazwiska.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-03-2023 o 08:53. Powód: Poprawienie zapisu imienia Quezane w czterech miejscach.
Mi Raaz jest offline  
Stary 25-03-2023, 01:13   #50
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Była jak kropla pośród oceanu. Zgubiona w przepastnej masie, trudna do wyodrębnienia. Płynęła wraz z tłumem, przyspieszała, zwalniała tempo, to przystanęła, zawirowała wokół pozostałych cząstek, by za chwilę znów rozmyć się w akwenie. Niepozorna dziewczyna o srebrzystych włosach.

Surowym spojrzeniem poddała krytyce ostatni z rysunków trzymanego w dłoni szkicownika. Przedstawiał wątłego chłopca buszującego w zieleni z zabawnym stworkiem na ramieniu. Zgrubny, wymagający dopracowania, jednak z nienagannymi proporcjami i oddający sporo charakterystycznych cech wyglądu. Zamknęła twarde oprawy i poprawiła rękaw mundurka, spod którego przez chwilę błysnęła żółta bransoleta. Pływ ponownie ją porwał, pozostawiając jedynie ślady na ziemi z okruchów węglowego rysika i zjedzonej w trzech kęsach kanapki. Niosąc wydeptanym przez poprzedników korytem do następnego punktu z listy. Po cóż się głowić nad zagadką? Wystarczy obserwować i upewnić cudzą ręką, że snop światła nie spopiela.

Siedząc na murze, zabijała czas. Kończyła kolejny szkic. Zwyczajowy realizm ustępował satyrycznej deformacji. Poprawiała kontury, pogrubiając zarys części wysypanych z rozbitej skrzyni-zabójcy. Stopę na niej trzymał chłopak od zielonego robala. Jego źrenice skrzyły się, a z dłoni skierowanej w niebo strzelały pioruny. Przysmaliły tylną część upierzenia profesor Sowy. Korkociągiem opadała w dół, a wokół jej oszołomionej głowy krążyły małe cherubinki o twarzach złotowłosego niebianina. Zaraz obok stało podium. Na samym szczycie, z worem uniesionym w górę, z którego wysypywały się różnego kształtu maskotki, lampy i przypinki, próbowała utrzymać się dziwnie pozłacana elfka. Z trudem, bo w zachowaniu fasonu i wyniośle zadartego nosa przeszkadzał ciągnący ją za nogę, próbujący strącić z podestu chłopak. Jak na razie, pozostający ze ściągniętym do połowy butem. Ostatnia była niewysoka goblinka z olbrzymią lunetą, starająca się wypatrzeć sprawcę całego zamieszania. Soczewka i powiększone przez nią oko, spoglądały dokładnie na front arkusza. Całość dopełniały wielkie litery o ostrych załamaniach, przystające do heroicznie-burzowego miana - „Skrzyniogromcy”.

Dziewczyna zsunęła się miękko z siedziska i doczepiła obrazek do stojącej w gęsto uczęszczanym miejscu tablicy z ogłoszeniami. Jednocześnie zdarła z niego kartkę z informacją o pracy w tawernie „Koniec Łuku”. Inni kandydaci nie byli potrzebni.


Verelda Lang była tego warta. Smakowała ją jeszcze w domu z pnących się po niebo kamieni. Ułożonych w spiczaste wieżyce, wsparte na kolumnach gmachy. Domostwa przytulone do siebie w gęstej zabudowie, poprzecinane splątaną siecią ulic i zaułków. W gabinecie z luster, na podstawie źródeł dostarczonych przez sieć informatorów. Twarz driady, rycina jej sylwetki, w kilku rzutach na tle kratownicy skali, dającej pogląd o wymiarach. Opis który w znaczniej mierze okazał się trafny, zajmował cztery ciasno zapisane stronnice grubej księgi zatytułowanej – „Ważniejsze osobistości Strixhaven”.

Ból był spodziewany. Kości musiały pęknąć, by profesor utrzymała autorytet. Wiedziała o tym, włamując się wieczorem do sali wykładowej. Myśl ta kołysała ją do snu, gdy układając głowę na torbie z formularzami, mrużyła oczy. Skulona na ławie, spędzając tam noc. Oczekiwany, ale przez to wcale nie mniejszy, nie mniej wyrazisty. Upokorzenie? Wymieszane z satysfakcją. Nikt się nie zorientował. Gdyby tylko znalazła lepszy sposób by opóźnić przybycie nauczycielki. Defraudacja funduszy była tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Zostały jedynie wzory podpisów, twarze, głosy i świadomość, że następny „żart” będzie śmieszniejszy.


Na zajęciach z Arkanobotaniki w ogrodach Biblioplexu, zmiennokształtna siedziała w swojej prawdziwej postaci, a przynajmniej zarzekała się, że taką ona jest. Niewysokie półtora metra alabastru, cieni i intensywnego fioletu, składających się odpowiednio na cerę, włosy i oczy. Wyczuwalne piętno mrocznej przeszłości lub ciążącego fatum. I uśmiech jak wyrezany nożem w kamieniu. Często nieprzystający do okoliczności, zastępujący większość pozostałych mimicznych grymasów. Wyrastające z głowy wielkie futrzaste uszy dopełniały obrazu. Zasłaniające widok tym, którzy znajdowali się za nią i przypadkowo przemieszczające się na spotkanie z ich korygowaną linią wzroku. Uszy żyły własnym życiem i na pewno były najprawdziwsze z niej całej.
Jestem Viral – zaczęła wywołana – Viral z Ravniki – dodała żeby nie było za krótko. Ta forma była zauważalnie mniej wygadana niż udająca profesor Lang. Usiadła. Bez zastosowania tortur i tak nie wyciągnęli by z niej nic więcej.

Zajęcia zapowiadały się perspektywicznie. Eliksiry i roślinki o różnych ciekawych właściwościach. Wartych wypróbowania, niekoniecznie na sobie.

I następne - Podstawowe Aury Magiczne. Podstawowe, więc chyba łatwe do zaliczenia. Takim założeniem kierowała się cienistowłosa, wybierając przedmiot. Choć w duchu bardziej liczyła, że chodzi o czakry, sploty energii, inne punkty witalne. Odczytywanie stanu emocjonalnego, bądź psychofizycznego ofia… badanego obiektu. Tak czy inaczej przyjemnie było posłuchać bajdurzenia Lu Embrosa, podpierając ręką podbródek i bazgroląc w szkicowniku jego karykaturę.

Na Historię Magii i Sztuki Viral nie przyszła. Przyszedł za to Vince. Vince był barczysty, wysoki, miał idealnie kwadratową szczękę i zabójczy uśmiech. Topiące serca spojrzenie niebieskich oczu i zaczesane do góry blond włosy ze zwisającym loczkiem. Tylko mundurek był na niego nieco przyciasny. Miał też wady - paskudny charakter. Rynsztokowe poczucie humoru i mentalność troglodyty. Siedzący z nim w ławce Donovan, musiał znosić nieustające zaczepki o przyjemności czerpanej z gry na „flecie” i różne warianty preferowanych długości i ilości „fletów”, na których już grał. Na pytanie Zaffai’a co go ostatnio zachwyciło, odpowiedział.
Eeee, to jest ten, hehe, tyłek Qeezan – wyszczerzył się do audytorium, imię z pewnością przekręcił, ale to tam nieznaczący szczegół, niknący w blasku doskonałości czterech liter Eladrinki.


Zadziwiające, jak Viral była przekonująca w swoich rolach. Zupełnie jakby wraz z wyglądem zmieniał się jej charakter. Co gorsza, w postaci Vinca zmiennokształtna nocowała w dormitorium, w żeńskiej jego części. Osiłek był wielce zadowolony, nazywając miejsce osobistym haremem. Zdaje się próbowała wymusić przeniesienie do osobnego lokum, choć kto wie? W każdym razie przyprawiała pracowników recepcji o zawrót głowy ilością napływających skarg.

Nie uczestniczyła na razie w żadnym kole zainteresowań, to i mogła poświęcić czas po zajęciach i pracy na dokształcanie. Nie ma to jak na początku roku przewalić sobie u prowadzącej najważniejszy przedmiot. Trudno, najwyżej opanuje materiał najlepiej ze wszystkich, tak ją przeczołgają. Przygryzała końcówkę pióra siedząc w bibliotece. Slaaaany, prychnęła, patrząc znudzona w księgę do Magicznej Fizjologii. Na szczęście był jeszcze Percival. Kujon uwielbiał litery. Ciało Viral zaczęło płynąć niczym topniejący wosk. W pewnym momencie twarz zmiennokształtnej nie miała ani ust, ani nosa, aż zaczęła formować się na nowo, nabierać kolorów i zastygać. Przygarbiony chłopiec pochylał się nad stronnicami. Czytał, a bardziej z głodem w oczach pochłaniał kolejne zdania.
Sss..stwo.. worzenia z.. z… Limbo. Fascynuu… nuuujące.


Za barem pracowała jako jeszcze inna osoba, mianująca się Victorią, Victorią Raal. Czarnowłosa, z ciemnymi oczami podkreślonymi mocną kredką. W skórzanej kurcie nabijanej ćwiekami i w obciśle przylegających spodniach. Dla klientów była nawet przyjazna. Preferowała bezpośrednie zwroty ponad grzecznościowe formy. Czasami i wysłuchała, i doradziła, taka rola polewacza trunków. Jednak gdy ktoś przesadzał z jęczeniem, w paru ostrych słowach potrafiła ustawić do pionu. Umiała zgrabnie zamieszać, nalać i precyzyjnie podawać napoje, suwając je z gracją i przez pół blatu. Zadziwiająco dobra w rzutki. Również w grę zwaną „Five Finger Fillet”. Gdy ktoś chciał u niej coś wyprosić po znajomości, bez skrupułów zasłaniała się bezwzględnym kierownictwem i opierdolem, który potem zgarnia. Quezane siedziała u nich za długo? Bez znaczenia, tyle ją to obchodziło. Większość dobrych questów zaczyna się w tawernie. Tak słyszała od turlaczy kośćmi. Może czeka na swój. Wspaniały Quest obalenia Embros’a w epickiej przygodzie. Irytowali ją za to tawerniani grajkowie, korzystający z ustawionej tu sceny. Rzępolili na tych swoich pudełkach z drutami, workach z rurkami, piszczałkach i fujarkach jakieś smętne melodyjki. Nie raz podsumowywała ich występy waląc przypadkowymi przedmiotami o drugie, by rozbudzić przysypiającą widownię, by pokazać im surowe agresywne piękno i zgnieść sobie tylko znanym gestem z palców ułożonych w rogi.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 25-03-2023 o 07:01.
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172