Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2023, 15:05   #1
 
Szelma's Avatar
 
Reputacja: 1 Szelma nie jest za bardzo znany
[5e | FR] Zaginiona kopalnia Phandelver REMIX




Neverwinter, Wybrzeże Mieczy,
23 Eleint, 1491 RD,
Rok Szkarłatnej Wiedźmy,


Śmierdzące wodorostami i ptasimi odchodami doki znajdowały się w Zatoce Mgieł u ujścia rzeki Neverwinter. Była to jedna z bardziej obskurnych części miasta, centrum przemytu i szemranego handlu. Duża część pierwotnego bogactwa i wpływów Neverwinter wynikała z jego pozycji jako jednego z niewielu portów na północnym Wybrzeżu Mieczy. To właśnie tutaj zapragnęli spotkać się z wami Gundren Rockseeker, szanowany na zachodzie Wybrzeża Mieczy krasnoludzki kupiec oraz jego ochroniarz, były poszukiwacz przygód i weteran wielu bitew, Sildar Hallwinter. Wiedzieliście jedynie, że chodzi o propozycję łatwej pracy i związanej z nią dobrej zapłaty wiążącej się z wyjazdem do nikomu nieznanego wcześniej miasteczka Phandalin.

Pod zniszczonymi przez morze drewnianymi okapami, naznaczonymi na zawsze zapachem oceanu, krucha, miedziana latarnia zwisała z pirackiego haka. Skrzypiała głośno, kołysząc się na chłodnym wietrze płynącym znad morza. Jej pomarańczowy płomień migotał chybotliwie w ciemną, wczesnojesienną noc, częściowo oświetlając grube drzwi i szyld tawerny "Ostatnia Latarnia". Znając Gundrena, nieprzypadkowo wybrał tę właśnie tawernę. Od zawsze lubił dogadywać swoje interesy w miejscach, gdzie nie będzie rzucać się w oczy. I gdzie teoretycznie nikt nieproszony nie podsłucha tego, co ma do powiedzenia.

Do tego spotkania przygotował się odpowiednio. Gdy kolejno pojawialiście się w "Ostatniej Latarni", młoda, obdarzona hojnie przez naturę rudowłosa służka prowadziła was do umieszczonego w rogu sali stolika oddzielonego od reszty pomieszczenia kotarą i prosiła, byście poczekali cierpliwie na "pana Rockseekera". Znajdujący się w tawernie goście nie zwracali na nowych gości żadnej uwagi - albo byli już mocno podpici, zatopieni w opowiadanych przez siebie, często wyolbrzymionych historiach, albo grali w karty i kości na pieniądze. W takich sytuacjach odwrócenie wzroku od stołu nawet na sekundę mogło okazać się bardzo dotkliwe dla kieszeni. Lub życia w ogóle, jeśli grało się na kredyt.

O ile wygląd Olgi, przyjemnej dla oka półorczycy, ognistowłosego Roana, Skamosa, czerwonoskórego diablęcia, któremu - nomen omen - dobrze z gęby patrzyło oraz szaroskórej elfki Vanory nie zrobił na kelnerce większego wrażenia, bo zapewne takich gości widywała już w tym miejscu, tak pojawienie się Aurory, bladej, wysokiej kobiety o dziwnych oczach wtrąciło w jej ruchy nieco niepokoju. Nienaturalnego, pokracznego profesjonalizmu, gdy za wszelką cenę chciała pokazać, że czuje się komfortowo, prowadząc kapłankę do wynajętego stolika, przy którym czekali już inni.

Gundren musiał opisać służce wygląd przyjmowanych przez siebie gości ale pewnie nie wzięła tego na poważnie, lub nie wierzyła deskrypcjom, dopóki nie przekonała się na własne oczy. Teraz rudowłosa chciała być powietrzem, ulotnić się jak najszybciej. Chciała zniknąć, iść do innego stolika, robić coś innego. Gundren oczywiście zadbał, byście nie siedzieli o suchych gardłach, więc na stole szybko znalazł się gąsior pełen czerwonego wina i puste szklanice przyniesione przez tę samą posługaczkę.

- To na powitanie od pana Gundrena. Niech się państwo częstują. Mam nadzieję, że będzie smakować - powiedziała, starając się, by jej głos brzmiał wesoło i pewnie. Wszyscy wyczuliście, że jest mocno zdenerwowana. Z ulgą wypisaną na twarzy oddaliła za kontuar, by wrócić do pracy.

A miała co robić, gdyż przerobiona dawno temu ze starego magazynu portowego tawerna pękała tego wieczora w szwach. Zewsząd dochodziły was gromkie śmiechy, wiwaty, czy wznoszone toasty. Przy jakimś stoliku grano w karty na pieniądze, przy innym w kości. Ktoś brzdąkał na lutni, ale dźwięki instrumentu niknęły w morzu głośnych rozmów. Klientelę stanowili głównie marynarze oraz rybacy, mający już delikatnie w czubie pomimo dość wczesnej przecież pory. Gdzieś w drugim kącie sali jakichś dwóch żeglarzy rzuciło się na siebie z pięściami, ale szybko pojawił się przy nich potężnie zbudowany półork, będący tutaj prawdopodobnie wykidajłą i w mgnieniu oka zaprowadził porządek.


Wnętrze gospody było przestronne i nawet pomimo obecnego ścisku zapewne zmieściłoby jeszcze kilkunastu gości. Pod sufitem wisiało wiele wysłużonych, zardzewiałych latarni, obrzucających całą salę delikatnym, ciepłym blaskiem. Poddasze zdobiły stare sieci rybackie a ściany z ciemnego drewna mieszały się z ozdobami przywiezionymi z nieznanych, odległych krain i pamiątkami czasów minionych. Nieopodal schodów prowadzących na piętro znajdował się wysłużony, ceglany kominek ogrzewający całą salę buchającym z wnętrza ciepłem. Zwinięty w kłębek spał przy nim stary kundel, raz po raz oblizujący się przez sen, co oznaczało, że musiał śnić o czymś smakowitym.

Gundrena i Sildara jeszcze nie było, więc korzystając z okazji mogliście lepiej się poznać. A skoro tego chłodnego, jesiennego wieczoru siedzieliście wszyscy przy jednym stoliku oddalonym nieco od przepychu głównej sali, oznaczało to, że jesteście tutaj dlatego, że znaczyliście dla niego dużo więcej, niż czasami wyrażał lub chciał się dzielić w rozmowach z wami. Byliście przyjaciółmi, z którymi łączyły go różne przejścia i sytuacje. Pracował na Wybrzeżu Mieczy tak długo i był na tyle szanowanym oraz rozpoznawalnym kupcem, że na pstryknięcie palców znalazłby kogoś, kto miałby wykonać dla niego jakąś prostą pracę. Ale zwrócił się bezpośrednio do was. Dlatego zdawaliście sobie sprawę, że musi chodzić o coś innego. Coś, do czego potrzebował ludzi, którym mógł zaufać. I których był pewien.

 

Ostatnio edytowane przez Szelma : 26-10-2023 o 15:08.
Szelma jest offline  
Stary 27-10-2023, 09:59   #2
 
Bellatrix's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Tutaj coś było, ale już tego nie ma.
 

Ostatnio edytowane przez Bellatrix : 29-10-2023 o 11:29.
Bellatrix jest offline  
Stary 27-10-2023, 13:21   #3
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Olga wdychała głęboko zapach portu. Ryby, spoceni robotnicy, czasem przyprawy z dalekich stron. Innym czasem olej, pszenica, czy wyprawione skóry. Wprawny nos był w stanie wyczuć subtelności. Olga znała wiele portów. Potrafiła obudzić się w nocy i po zapachu dość szybko rozpoznać w jakim porcie jest.

Tutaj, jak w wielu innych miejscach była znana. Wchodząc do karczmy odruchowo się schyliła. I chodź drzwi były wysokie, to zbyt często zdarzało się jej przywalić w futrynę, żeby nie wyrobić sobie odruchu. A trzeba przyznać, że przyciągała uwagę. Była zgrabna, z wyraźnie wciętą talią. Poruszała się sprężyście, z pewną gracją. Ale nie była to gracja kobiety nawykłej do tańców na salonach. Była to gracja żeglarza. Wyuczone ruchy, pozwalające odnaleźć oparcie na pokładzie w czasie sztormu. Balans ciała potrzebny do rozwijania takielunku, czy też uniknięcia wznoszącej fali. Ktoś, kto żył morzem, jak ci w karczmie, od razu wyczuwał “swoją”.

Inne aspekty jej ciałą nie były już tak łatwe do zauważenia. Skrywała je pod zbroją będącą kombinacją przeszywanicy i zbroi łuskowej. Gruba tkanina chroniła jej ciało przed ciosami i spojrzeniami żeglarzy. Na plecach miała drewnianą okrągłą tarczę. W dłoniach, z pewną czcią dzierżyła bojowy topór obosieczny. Ten ostatni zwłaszcza podkreślał jakimi statkami Olga pływała. I chyba dlatego nikt nie gwizdał na jej widok, nie cmokał, nie rzucał obskurnych komentarzy na które mogła liczyć kelnerka, czy jakakolwiek inna kobieta w “Ostatniej Latarni”.

Twarz miała gładką, bez blizn. Okoloną bujną czupryną gęstych czarnych włosów. Część z nich zaplatała je w warkocze, żeby nie przeszkadzały w codziennym życiu. Wiele kobiet patrzyło na nią z zazdrością, bo włosy układały jej się niemal same z siebie. Budziła się rano, po całonocnej pijatyce wykonywała kilka niezgrabnych ruchów dłońmi i jej fryzura była idealna. Ktoś nawet kiedyś stwierdził, że zaprzedała duszę demonom, żeby z taką łatwością układać włosy. Inni mówili, że to przez jej geny. Co dziwne, bo spora część orków nie miała włosów. Olga była półorczycą. Bardzo ludzką, ale jednak kilku rzeczy nie dało się ukryć. Jej skóra miała odcień zieleni. Trudno było zauważyć kiedy robiła się blada, lub czerwieniała. Większość czasu była jednostajnie zielona. Drugą kwestią był jej wzrost. Miała figurę drobnej i zgrabnej dziewczyny, ale gdy stawała obok rycerza o wzroście sześciu stóp to jej oczy były wyraźnie wyżej niż jego. Dla postronnych ludzi był to spory dysonans poznawczy, bo wielka półorczyca nie była szeroka w barach, ani nie miała wystających kłów. A jednak była większa od większości wojowników. Całokształt sprawiał wrażenie, jakby patrzyło się na obraz pięknej młodej kobiety, na którym ktoś pomylił kolory i skale.

Ledwie weszła do karczmy to już z tacy kelnerki zabrała kufel piwa, który zdaje się był niesiony, żeby zrealizować jakieś zamówienie. Mimo protestów dziewczyny Olga upiła połowę i odstawiła na tacę. Otarła piankę z ust, a kelnerka zrozumiała z kim ma do czynienia. Przed zrealizowaniem zamówienia zaprowadziła Olgę do przygotowanego dla nich kącika. Tam okazało się, że mają wino zapewnione, przez ich mocodawcę. Nie czekając na nikogo obsłużyła się i kolejnych przybyłych witała z kieliszkiem w dłoni.

Jeszcze zanim usiadła to zabrała jakiemuś kędzierzawemu mężczyźnie krzesełko i postawiła obok siebie. Ten przez moment protestował, ale dość szybko się wycofał. Nie wiedzieć czy pod wpływem spojrzenia Olgi okraszonego ignoranckim uśmiechem, czy pod wpływem kolegów ciągnących go za rękawy i szepczących coś co brzmiało: “Odpuść, to Stormwind. Podobno jakiemuś bardowi odrąbała wszystkie palce bo jej się nie podobało jak grał na fujarce”

- Na harfie - wychyliła się w stronę szeptacza. - Ten bard grał na harfie. I odrąbałam mu tylko cztery palce. Nie wierzcie w pomówienia.

W odpowiedzi usłyszała głośne przęłknięcie śliny. Wróciła z krzesłem do wyznaczonego im miejsca, a na nim ułożyła z przesadną uwagą swój topór.
- Stąd będziesz dobrze widzieć - powiedziała do broni po czym dopełniła kielich winem czekając na kolejnych gości.

***


Wszyscy się schodzili i prawie nic nie było zaskoczeniem dla Olgi.
Prawie. Ostatnia z przybyłych miała w sobie coś niepokojącego. Coś magicznego. Coś takiego, że Olga przysunęła bliżej siebie swój topór.

Za to bardzo pozytywnie odebrała półdrowkę. Konkretna kobieta. I podobnie jak Olga musiała pomagać w nie do końca legalnych działaniach ich gospodarza. Półdrowy mogły być złodziejami, zabójcami, najemnikami lub piratami. Społeczeństwo ich nie rozpieszczało. A walczyli o te nisze z półorkami takimi jak Olga.

Przedstawiała się z imienia i nazwiska, a gdy ktoś decydowała się ściskać jej dłoń to nie protestowała. Nie nosiła rękawic. Na statkach były wyjątkowo niewygodne. Mogły się ześlizgnąć, albo zalane wodą wywoływać odparzenia. W efekcie dłonie tej młodej dziewczyny były twarde niczym oderwane od pługa. Jakby kolejny element układanki przeniesiony z innego obrazu.

Na pytanie w czym jest dobra najpierw powiodła wzrokiem po swoim obosiecznym toporze. Potem głośno wyłamała sobie palce ściskając dłonie ze sobą, a potem powiedziała miłym dla ucha głosem:
- Umiem dobrze pływać. Znam się na nawigacji i mogę dużo wypić.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-10-2023, 13:13   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Skamos Dis mimo swego nieco nietypowego wyglądu nie był diabłem z piekła rodem. Jego rodzinnym miastem była Athkala, gdzie Skamos żył sobie spokojnie, w gronie rodziny i przyjaciół, ciesząc się sympatią w pewnych kręgach... i zdecydowanym brakiem sympatii w innych, obejmujących przede wszystkim posiadaczy młodych żon i pięknych córek.

* * *

Do opuszczenia rodzinnych stron skłoniły go nie tylko ponure spojrzenia tych co uważali, że młode i przystojne diablę marzy tylko o tym, by przyprawić im rogi. Obawy tych wszystkich mężów (tudzież ojców czy braci) były bardzo często bezpodstawne...
Spragniony przygód Skamos ruszył w daleki świat, a dokładniej do Neverwinter, a było to niemal dwa lata temu. Młode (stosunkowo) diablę, z dobrej rodziny, bez większych problemów zaaklimatyzowało się w kręgach 'złotej młodzieży', co nie oznaczało, iż poznał tylko blaski Klejnotu Północy. Z cieniami również się się stykał.

* * *

Skamos był wysokim mężczyzną, którego nawet w ciemnościach nocy trudno by było uznać za człowieka. Nie tylko z powodu rzucających się w oczy rogów. Cera i oczy również nie były ludzkie. No ale taki niekiedy był los tych, w których dalecy przodkowie zawarli pakt z jednym z władców Piekieł.
Czy plusy przewyższały minusy? Skamos w to nie wnikał. Po prostu uznał, że lepiej pogodzić się z losem... i czerpać korzyści z tego, czego zmienić nie mógł.

Przodkowie tieflinga zawierali, jak się okazało, pakty nie tylko z władcami piekieł. A może nie był to pakt, tylko namiętny romans? W dzisiejszych czasach nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, bowiem świadkowie od wieków spoczywali w grobach, ale jedno nie ulegało wątpliwości - w żyłach Skamosa płynęła smocza magia.

Jak przystało na osobę z wyższych sfer Skamos przyodziany był w szykowny strój, który niezbyt pasował do podrzędnej knajpy. Broni w zasadzie nie nosił, bo wiszący u pasa sztylet trudno było uznać za prawdziwą broń.
No i, w przeciwieństwie do 'zwykłych' magów, nie posiadał księgi zaklęć.

- Skamos Dis - przedstawił się. - Phandalin to jakaś niewielka mieścina. Nie słyszałem, by było tam coś ciekawego. Ale nikogo nie wypytywałem - podkreślił. - Gundrena też.
Upił łyk wina.
- Znam kilka zaklęć - dodał, nie zamierzając wdawać się w szczegóły.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172