Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2008, 20:33   #221
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Cela, lokacja nieznana

Plan był dobry, śmiały, i mógł się udać. Mógł, gdyby nie był to wampir. Wbicie sztyletu prosto w serce zaskoczonego mężczyzny nic nie dało, co przekreśliło wszelkie szanse na ucieczkę z celi. Nieumarły spojrzał z momentalnie rosnącą na jego gębie wściekłością na zdziwioną Liah, po czym wziął zamach i trzasnął ją dłonią. Zrobił to, by za bardzo jej nie skrzywdzić, co jednak na niewiele się zdało, przy jego sporej wampirzej sile. Półelfce zdawało się, że świat eksploduje, cios w twarz doprowadził do błysku przed jej oczami, a całe ciało wykonało aż obrót od mocnego ciosu. Okręciła się wokół własnej osi, po czym padła na brzuch, prosto na śmierdzące posłanie. Wszystko zaczęła ogarniać dziwna mgła, coś okropnego rozchodziło się od jej policzka aż do karku, najprawdopodobniej skręcił jej kark. Nie umiała poruszyć nawet palcem, wydobyć z siebie ani słowa. A on rechotał podchodząc do niej i szarpiąc się z jej okryciem zasłaniającym pupę. Odpłynęła... .

- Cooooś tyyyy jeeeej zroooobiiiił... - Dziwne, zniekształcone głosy dobiegały z daleka, rozpoznała jednak Yalcyn - Zaaaabiiiiiłeeeeś jąąąą iiiidiiiiooootoooo... .

Ostatnia fala bólu, potem ciemność, a na końcu dziwna szarość.

***

Liah rozglądnęła się na boki, i nie poznawała miejsca w którym się znajdowała. Nie miała prawa. Była ubrana jak "przed chwilą", mając na sobie kawał szmaty robiący za prowizoryczną sukienkę, choć krępujące jej kończyny łańcuchy zniknęły. Rany na ciele nadal tam były, jednak wszelki ból, zmęczenie, czy gorączka zniknęło. Nie czuła już niczego, nawet bicia własnego serca. Ziemia była jałowa i szara, wszędzie również nijako i brak czegokolwiek, nic tylko pustka, dziwna pustka, żadnych roślin, choćby krzaczka, wszędzie szaro i płasko. Dopiero po chwili zobaczyła w oddali jakieś zarysy dużej budowli, wydawało się, że to jakieś miasto.

- Ja też byłem skołowany - Usłyszała nagle za sobą męski głos i odwróciła się. Stał tam mężczyzna w mocno błyszczącym napierśniku mimo braku jakiegokolwiek słońca w tym dziwnym miejscu, i z tarczą w ręce, oraz mieczem przy pasie. Tak z trzydziestoletni, z drobnym wąsikiem i zagadkowym spojrzeniem. Podszedł powoli do zdezorientowanej Półelfki.
- Witaj na Planie Letargu. Tak, jesteś martwa, i masz niestety przesrane, nie wyznawałaś za życia żadnego bóstwa, skończysz więc na wieki uwięziona w męczarniach, w ścianie otaczającej siedzibę Kelemvora, pana tego miejsca... - Powiedział do niej z markotnym uśmiechem widząc minę Liah.


Karczma "Smoczy Łeb"


Do poranka zostało ledwie kilka godzin, a humory, zdrowie, i ogólny stan umysłowy osób w karczmie do najlepszych nie należał. Do tego wszystkiego Rosa po raz kolejny zebrała opierdziel, co stało się już chyba standardem. Kapłanka Helma zacisnęła dłonie na metalowym kuflu, który dziwnie zazgrzytał, nie odezwała się jednak ani słowem. Gdy towarzystwo zaczęło się rozchodzić, wstała jednak od stołu i odezwała się:
- Poczekajcie chwilę - Powiedziała dziwnie obojętnym tonem, po czym zaczęła leczyć obecne przy niej osoby, dziwnie ominęła jednak śpiącą już Aner przy kominku głównej sali przybytku "Smoczy Łeb". Blajndo się również nie załapał z racji tego, że jako pierwszy poszedł spać, a Elhana Rosa dogoniła już na piętrze. Następnie jasnowłosa opuściła karczmę w środku nocy, udając się do świątyni.

Leczenie nie zapewniło całkowitego powrotu do zdrowia, choć mocno poprawiło stan fizyczny i zaleczyło niemal wszystkie rany po nocnych eskapadach, czy to z potworem z Rath, czy wampirami. Wyssana przez nieumarłych krew nadal jednak doprowadzała kilka osób do słabości, tu była konieczna większa dawka magii objawień, której jednak Rosa tymczasowo nie posiadała. Całe towarzystwo udało się więc na spoczynek, w marnych lub jeszcze gorszych humorach... .

Milo spał niedaleko Aner w głównej sali, blisko rozpalonego kominka, pilnując Zaklinaczki i wpatrując się w nią niczym zauroczony. Mała kobietka z kolei zasnęła wtulona(!) w Powietrznego Żywiołaka, niczym jakąś dziecinną zabawkę, czy też najlepszego przyjaciela, co samo w sobie było dosyć niezłym wyczynem, przytulając się do kłębu powietrza... . Yon dużo myślał o klasztorze, postanowił jednak poczekać z działaniem do jutra. Przybity Blajndo śnił o Wherkensie, zmęczony i wściekły Elhan wspominał zabitych towarzyszy, Luna z kolei nie umiała naprawdę długo zasnąć, rozważając wiele spraw, a przede wszystkim naturę stwora z Rath. Jeszcze nigdy się z takim czymś nie spotkała, i była naprawdę pełna obaw. Na zewnątrz już świtało, gdy w końcu udało jej się zasnąć.

***

Nad rankiem, a właściwie już w południe, obudziły zmęczonych awanturników odgłosy z zewnątrz. Oto bowiem, ktoś gdzieś z wyjątkowym uporem od dłuższego czasu co pewien czas trąbił jakimiś cholernymi trąbkami, co kilka osób w karczmie prawidłowo po chwili rozpoznało jako sygnał obwieszczycieli, czy też heroldów, jak zwał tak zwał... . Zaciekawieni poszukiwacze przygód pozbierali się więc w końcu i ruszyli ulicami miasteczka za odgłosami trąb, po drodze trafiając na coraz więcej i więcej mieszczan, również podążających w tym samym kierunku.

Pochmurne południe zaoferowało kolejną niespodziankę... .

Na niewielkim ryneczku, dokładnie tam, gdzie niedawno Johan wraz z Harkiem spotkali przypadkowo dziwną, wredną, rudowłosą wampirzycę o imieniu Yalcyn, zgromadził się już naprawdę spory tłum. Ludzie i nielicznie nie-ludzie nie mieścili się w tak małym miejscu, ciżba tłoczyła się więc i w uliczkach bezpośrednio prowadzących do rynku, a wraz z nimi spora grupka poszukiwaczy przygód w naprawdę ku*ewskich nastrojach. Na samym zaś środku placu, otoczony tuzinem strażników, stał na prowizorycznym podeście, z dużej skrzyni, znany już osobnik w szlacheckim wdzianku.

Posłaniec Grivo, w służbie barona Chernina.

- Słuchajcie, słuchajcie! - Rozpoczął wkrótce swoje wrzaski skierowane do otaczającego go tłumu - Ważne obwieszczenie od władcy naszego, Barona Chernina, pana Rath i okolicznych ziemi!. W mieście zostaje ogłoszony stan wojenny!. W nocy zginęło dwóch awanturników walcząc z nękającą nas bestią!. Jako, że i nawet oni nie umieli sobie z nim poradzić zostaje wprowadzony nowy porządek!. Nikt nie ma prawa samotnie wychodzić na ulice, bramy miasta zostają zamknięte na dzień i noc, podobnie jak świątynia Helma, której kler nie jest w stanie nam pomóc!. Ogłasza się również aresztowanie Mary Bersk, Kapłana Aremiego i akolity Erina, oraz Rosy de Burbon i jej towarzysza!. Helm nas opuścił, jesteśmy zagubieni i zdani tylko na siebie!. Baron wysłał posłańców do stolicy, wkrótce nadejdzie pomoc!.

Pięknie.

Przez tłum przechodziła masa szmerów i niezadowolenia, najwyraźniej miejscowi nie byli nic, a nic ucieszeni nowinami, do tego te niesamowite obwieszczenia o aresztowaniu. Przebywający również na placu burmistrz Lance ze swoim "przydupasem" Rotherem był z kolei zaskoczony podobnie do pozostałych.
Stojąc w tłumie Yon spojrzał na strażników, a strażnicy na Yona. Oddzielało ich parę metrów i masa osób, mężczyzna więc nie czekając na kolejne "dodatki" podjął szybką decyzję, i czmychnął czym prędzej, zręcznie lawirując pomiędzy ciżbą, i tyle go widziano. Pozostałe wymienione osoby, zagrożone aresztowaniem, nie pojawiły się na placu, dosyć dziwne... . Nie widząc innej możliwości, cała wzburzona niezwykłymi wieściami grupa wróciła ponownie do karczmy, by zastanowić się co dalej.

W końcu pozostały dwie możliwości: zakraść się do zamku Barona, i odwiedzić klasztor, w którym najprawdopodobniej przebywały wampiry.


***


Po powrocie do przybytku okazało się, że Zora wstała już z łoża i czuła się nieco lepiej. Poranioną szyję obwiązała sporych rozmiarów apaszką, zasłaniając w ten sposób ślady po wampirzych kłach. Gdy zobaczyła Siabo uśmiechnęła się do niego bladą buzią, po czym do niego podbiegła, i nie zwracając uwagi, że nie są sami, przytuliła się do jego torsu.
- Siabo!. Siabo!. Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Nie widzieliśmy się od wczoraj, tak się o ciebie bałam... . O bogowie, straciłeś palec!. Siabo, snif, snif, ciebie też pogryźli?. Powiedz mi, że wszystko będzie dobrze?. Powiedz. Wiesz... kocham cię - Szepnęła, stanęła na palcach, po czym pocałowała go prosto w usta, nic sobie nie robiąc z pozostałych osób w głównej sali - Zrobię śniadanie - Dodała, po czym nieco jeszcze ociężałym krokiem ruszyła do kuchni, a później towarzyszyła Laume i pozostałym, siedząc z nimi przy stole.

Parę minut później na stołach pojawiło się skromne śniadanie, w postaci jajecznicy, chleba, paru pomidorów, miodu i oczywiście piwa. Elhan w czasie posiłku zauważył jednak, że noszącej strawy Tarze trzęsą się ręce, a gdy na niego spojrzała, w jej oczach pojawiły się łzy. Nie wiedząc o co chodzi ruszył za nią do kuchni, by porozmawiać. Ledwie tam jednak się zjawił, a ona na niego spojrzała, pojawiła się fontanna. Kobieta skryła twarz w dłoniach, po czym szlochała i szlochała. Dopiero po chwili w końcu się odezwała:
- Jestem w ciąży... - Wymamrotała.

Po kwadransie zjawił się Yon, wchodząc przez kuchenne drzwi. Widząc dziwną scenę nie odzywał się ani słowem, tylko przeszedł przez kuchnię do głównej sali, gdzie zastał pozostałych towarzyszy, i na całe szczęście nie było Rosy. Łotrzyk musiał się przez chwilę ganiać ze strażą miejską po ulicach, przewyższał ich jednak znacznie sprawnością fizyczną, a oprócz tego nie był zakuty w zbroję. Przy okazji dowiedział się również od przypadkowo spotkanych mieszczan, że za pobliskim miasteczku laskiem znajduje się opuszczony klasztor. Ponoć tam również straszyło, a Mnisi zniknęli w tajemniczych okolicznościach, i od wielu miesięcy nikt się tam nie zapuszcza.

Jakiś czas później, w trakcie narad, gdzie się wybrać, i co robić, w głównych drzwiach karczmy pojawiły się dwie zakapturzone osoby. Obaj wyglądali na obdartusów, jakiś przybłędów, czy też żebraków, po zamknięciu starannie za sobą drzwi okazali się jednak wyjątkowo znajomi. Aremi i Erin, obaj w prymitywnym, acz skutecznym przebraniu, i obaj podbiegli do całego waszego towarzystwa, po czym padli przed Luną na kolana!.
- Ratujcie nas, ratujcie!. Chcą nas aresztować, Baron zwariował!. My nic nie zrobiliśmy!. Rosa chciała mnie zabić, musieliśmy się bronić! - Rozpaczał Aremi ze złożonymi rękami niczym do modlitwy, a akolita we wszystkim go kopiował - Luno błagam cię o wybaczenie, wybacz mi, nie chciałem, ale tu się dzieje coś strasznego w naszym mieście, musicie nam pomóc, my wam również pomożemy!. Błagam cię, was o przebaczenie i pomoc!.

Mówiąc to Aremi zaczął wszystkich po kolei leczyć, widząc wasze świeże rany, a nawet poświęcił część własnej energii życiowej, by pomóc pogryzionemu przez wampiry Siabo i Zorze. Na końcu zaś ponownie padł przed Luną ze łzami w oczach na kolana, znowu błagając o przebaczenie.




***

Wszyscy całkowicie zdrowi, atrybuty również całkowicie odnowione dzięki Aremiemu.

Rosa to chwilowo NPC.

Liah martwa? :P
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 27-09-2008 o 22:37.
Buka jest offline  
Stary 28-09-2008, 13:04   #222
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie bardzo było z kim rozmawiać.
Tara spała, siedząc w fotelu przy łóżku Zory, a budzenie jej nie wydało się Yonowi najlepszym pomysłem. Cicho zamknął za sobą drzwi i na palcach wszedł do głównej sali.

Milo spał, odwrócony w stronę również śpiącej Aner, jakby starał się pilnować jej nawet przez sen. A dziewczyna również spała, obejmując rękami nader nietypową przytulankę...

Cisza panująca w gospodzie oraz zmęczenie przeżyciami mijającego dnia zachęcały do pójścia spać, ale Yon, któremu w uszach dźwięczała prośba Luny, pospacerował jeszcze trochę po izbie, wsłuchując się w dobiegające z zewnątrz odgłosy.
Przespacerował się do kuchni, gdzie wykorzystał resztki ciepłej wody do umycia się, a potem, obmywszy twarz zimną z kolei wodą zasiadł przy jednym ze stołów, na najmniej wygodnym ze stołów.
Dopiero gdy za oknem zaczął wstawać świt poszedł spać.

(...)

Przebudzenie nie należało do najmilszych. wdzierający się w uszy odgłos trąb w niczym nie przypominał śpiewu ptaków witających nowy dzień. A nawet gdyby, to byłoby to nieco spóźnione powitanie, jako że dzień zaczął się dość dawno.

Nie do końca wyspany Yon przegryzł chleb kawałkiem sera i, łyknąwszy nieco wody wyruszył wraz z resztę kompanów w stronę, skąd dobiegał głos trąbki, coraz bardziej przypominający sygnały heroldów.

Pewnie znowu jakiś głupi pomysł Rosy - pomyślał Yon niechętnie.

Ku swemu zdziwieniu na dużej skrzyni stał nieznany mu mężczyzna w wyglądającej na szlachecki strój tunice, z dumną miną wpatrujący się w trzymany przed sobą pokaźny rulon, z którego, na kawałku sznurka, zwisała równie pokaźna pieczęć.

- Co to za jeden? - spytał Elhana Yon, któremu fizjonomia owego mężczyzny z niczym i nikim się nie kojarzyła.

- To Grivo. To on zapraszał nas do barona Chernina - odrzekł zagadnięty.

- Słuchajcie, słuchajcie - wydarł się Grivo. - Ważne obwieszczenie od władcy...

W tym momencie Yon, który władców i ich ważne obwieszczenia miał zwykle w dużym poważaniu odwrócił się na pięcie i zrobił parę kroków w stronę gospody. Dokończenie posiłku zdało mu się ważniejsze, niż wysłuchiwanie jakichś głupot.
Daleko nie uszedł. Słowo "aresztowanie" wdarło mu się w uszy i, połączone z paroma znanymi mu imionami, zatrzymało w miejscu. Nieco zaskoczony wpatrywał się w czytającego. Nie miał nic przeciwko zamknięciu Rosy... Byłby to nawet dość ciekawe urozmaicenie w kontaktach z nawiedzoną kapłanką i z pewnością interesujące dla niej przeżycie, ale niestety zaraz po tym imieniu padły słowa "jej towarzysza".
To już spodobało się Yonowi nieco mniej. W dodatku łobuz, który wysmażył owo obwieszczenie nawet nie raczył się dowiedzieć, jak ów towarzysz Rosy ma na imię...

Nie było jednak czasu by rozpaczać nad całkiem niesprawiedliwą anonimowością... Z której cieszyłby się w każdych innych warunkach. Widząc wbite w siebie spojrzenia strażników Yon zrozumiał nader szybko, że dla niektórych wcale postacią anonimową nie jest. Nie zastanawiał się ani chwili. Ponownie zrobił, może odrobinę nieregulaminowy, w tył zwrot i zanurkował w tłum.

Choć od paru już lat nie bawił się w chowanego ze strażnikami, to zakute w stal dupki nie miały żadnych szans. Nie pomogła im nawet znajomość terenu, w czym zdecydowanie górowali nad Yonem. Tu liczyła się szybkość, a to, co reprezentowali przedstawiciele sprawiedliwości od biedy starczyłoby na łapanie kur.
Po trzech minutach Yon zgubił pościg w krętych uliczkach, a pięć minut później prowadził spokojną dysputę z napotkaną na ulicy nadobną dziewoją. Nie był nawet odrobinę zdyszany...

- Czy mogłabyś mi powiedzieć - spytał - gdzie w okolicy znajduje się jakiś klasztor?

Dziewczę, na oko liczące 15 wiosen, odłożyło cebrzyk pełen wypranych rzeczy i spojrzało na Yona błękitnymi jak chabry oczami.

- Klasztor? - w jej głosie brzmiało zdziwienie. Potarła czoło. Nagle oczęta zabłysły zrozumieniem. - A... Klasztor... Był kiedyś... To znaczy jeszcze jest... Za lasem... Tam... - dziewczę machnęło ręką, wskazując kierunek. - Ale tam nikt nie chodzi! - W oczach dziewczyny błysnęło przerażenie. - Od kiedy mnisi zniknęli to tam straszy...

- To ja też tam nie pójdę - zapewnił Yon, ze szczerością wypisaną na twarzy, kłamiąc przy okazji w żywe oczy. - Dzięki ci, pani, za ostrzeżenie...

Ucałował elegancko dłoń dziewczęcia, które, zaskoczone najwyraźniej owym gestem, zamieniło się w pełen zdumienia słup soli.

Cóż, być może w podzięce trzeba było uszczypnąć ją w policzek lub poklepać po tyłku... Ale teraz było już za późno na takie gesty. Yon był pewien, że wieść o jego czynie obiegnie miasteczko lotem błyskawicy... Przynajmniej w gronie rówieśnic dziewuszki. Miał tylko nadzieję, że oszołomione dziewczę nie będzie pamiętać, czego dotyczyła owa rozmowa... Albo sama przerobi jej treść, by jak najlepiej wypaść w oczach przyjaciółek.

(...)

Dotarcie do gospody nie sprawiło Yonowi żadnych kłopotów.
Jakimś dziwnym a szczęśliwym trafem nikt nie pomyślał, że przestępca, czyli on, może być tak nierozsądny, by wracać tam, gdzie najłatwiej go znaleźć. Nikt nie pilnował tylnego wejścia, co umożliwiło Yonowi bezproblemowe wkroczenie do gospody.

Widok Tary spoczywającej w objęciach Elhana spowodował, że Yon przemknął się przez kuchnię nieco szybciej, niż zamierzał, mając przy okazji nadzieję, że żadne z tych dwojga nie zwróciło na niego uwagi.

- Nie wiem, jak długo będę miał przyjemność przebywać w tym gronie - zaczął bez długich wstępów. - Jako osoba poszukiwana cieszę się zgoła nadmierną popularnością w niektórych kręgach, co może powodować pewne konflikty interesów...

- W związku z tym, zanim stanę w obliczu konieczności opuszczenia was, chciałbym wam przekazać garść informacji. Otóż za lasem stoi opuszczony klasztor, w którym od jakiegoś czasu straszy. Skąd to wszyscy wiedzą to mi nie wiadomo, bowiem nikt tam ostatnio nie bywa. Jako kryjówkę dla wampirów to by się chyba nadało. Jeśli ktoś chciałby się tam ze mną wybrać...
 
Kerm jest teraz online  
Stary 30-09-2008, 00:39   #223
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Siabo był sam w brudnym, opuszczonym mieście. Wokół niego było pełno krwi, wręcz całe morze krwi oraz mnóstwo ciał. Wszędzie leżały koty a także zwęglone ciała ludzi wszystkich ras. Wśród ciał zauważył swoich towarzyszy z Rath. Zobaczył także swych dawnych towarzyszy w tym swoja siostrę i żonę. On sam był jednak przywiązany do drewnianego pala. Był słaby, gdyż wampiry pożywiły się na nim i poturbowały. Teraz Siabo spoglądał na ta, która pozbawiła go wszystkich palców w trakcie tortur, gdy jego towarzysze nie żyli. Mag pragnął umrzeć, gdy Yalcyn odgryzała ma każdy jego palec po kolei. Jednak nie dana mu była ta łaska.
- D..dlaczego mnie nie za..zabijesz? - wychrypiał. Wampirzyca uśmiechnęła się figlarnie i powiedziała
- Gdyż chce byś poznał moją pracodawczynię.

Siabo nie za bardzo rozumiał, o co chodzi wampirzycy, gdy nagle z tłumu wampirów wyszła postać w kapturze. Po chwili pokazała swą twarz. Kynadia uśmiechała się do Harfiarza z tryumfem.
- Kupę lat, mój przyjacielu. Mam nadzieję, że podoba Ci się moja armia...- zapytała jakby nigdy nic. Chciała mówić coś jeszcze, ale przerwał jej krzyk maga
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!

***

Siabo zerwał się z łóżka. Było jeszcze ciemno, co znaczyło, ze nie spał zbyt długo. To był tylko sen? - zapytał sam siebie - Tak to tylko sen, spokojnie, to sen. Zimny pot spływał po twarzy maga. Jego włosy były tak mokre od potu, jakby przed chwilą zanurzył je w miednicy z wodą. Serce waliło czarodziejowi jak oszalałe. Na szczęście iluzjonista szybko doszedł do siebie i znowu próbował zasnąć. Pomodlił się krótko do Mystry, po czym znowu odpłynął do krainy marzeń. Znowu miał koszmary.

***

Laumme Harr obudził się późno. Przynajmniej późno w jego mniemaniu. Moi towarzysze na pewno już wstali, a ja jeszcze gnije w łóżku. A muszę jeszcze się przygotować! - skarcił się w myślach. Po chwili był już ubrany i czytał swoje dwie ciężkie i grube księgi. Wertował je tym razem dokładnie zastanawiając się, co może się przydać dzisiejszego dnia. W końcu, gdy już jego umysł był przepełniony tajemną wiedzą, postanowił przejrzeć swój plecak. Chciał przypomnieć sobie, ile jeszcze zostało mu zwojów i co konkretnego przy sobie posiada. Z przeglądania ekwipunku wyrwały go nagle dźwięki trąb.

Co do cholery?

Po kilku chwilach znajdował się na rynku miasta wraz z towarzyszami. Było tam naprawdę sporo ludzi, więc Siabo pomyślał, co by było, gdyby Yalcyn i potwór właśnie teraz uderzyli. Straty byłyby ogromne. Zwłaszcza w ludziach. Czarodziej postanowił, więc być czujny. Jednak to, co usłyszał od człowieka burmistrza sprawiło, że oniemiał. Stan Wojenny? Czy on do reszty zgłupiał? A może on chce zniszczyć miasto? Szlag! - myślał gorączkowo. To, co dobiegało uszu czarodzieja bardzo mu się nie podobało. Rozumiał, że może Mara nie radziła sobie sama z wampirami, ale była dobrym sprzymierzeńcem przeciw ożywieńcom, a baron postanowił ja zaaresztować. Tak samo zresztą jak Aremiego, a co zabawniejsze Rosę. Siabo po prostu nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, gdy wyobraził sobie kapłankę za kratami. Szybko jednak mina mu zrzedła, gdy uświadomił sobie, że mimo to, jest to duży błąd, gdy Rosa też potrafiła skutecznie postawić się wampirom. Gdyby nie ona, harfiarz pewnie by już nie żył. Tym bardziej mag zaczął się martwić, co teraz, a humor jeszcze mu się pogorszył, gdy zobaczył jak Yon znika w tłumie a za nim biegną strażnicy. A dlaczego chcą aresztować jego? - pomyślał. Spojrzał tylko jeszcze za oddalającym się towarzyszem, zobaczył raczej niezdarne próby ścigania go przez trzech mężczyzn i od razu przestał martwić się o niego. Wiedział, że Yon sobie poradzi. Zwrócił się do towarzyszy.

-Idziemy do Smoczego Łba, musimy działać.

Gdy już był w karczmie chciał porozmawiać z towarzyszami na temat tego wszystkiego, co się dzieje z Rath, ledwo jednak wszedł do przybytku a już tuliła się do niego Zora. Była bardzo blada. Miała worki pod oczami i wyglądała jakby nie spała z tydzień i tyle samo nic nie jadła. Mimo to wyglądała ślicznie.
- Siabo!. Siabo!. Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Nie widzieliśmy się od wczoraj, tak się o ciebie bałam... . O bogowie, straciłeś palec!. Siabo, snif, snif, ciebie też pogryźli?. Powiedz mi, że wszystko będzie dobrze?. Powiedz. Wiesz... kocham cię - powiedziała to wszystko bardzo szybko, a ostatnie słowa wyszeptała kończąc pocałunkiem. Miała takie słodkie wargi, mag chciała się w nich zatracić, jednak tym razem poczucie obowiązku było silniejsze. Oddał delikatnie pocałunek, po czym lekko odsunął się od rudowłosej, patrząc jej w oczy.
- Też Cię kocham i właśnie, dlatego muszę wraz z przyjaciółmi działać. Musimy zaplanować atak na wampiry. Zastanawiam się też czy nie powinniśmy uwolnić Mary. I tak Zoro, wszystko będzie dobrze. Matka Wszelakiej Magii nas wspomoże. I Helm. Będzie dobrze.

Po tych słowach pocałował ją jeszcze delikatnie i usiadł koło towarzyszy. Dziewczyna za to przygotowała szybkie śniadanie i usiadła obok niego. Wtem przez tylnie drzwi wszedł Yon. Był spokojny i opanowany. Okazało się, że zdobył jeszcze cenne informacje, na temat miejsca gdzie mogły mieć kryjówkę wampiry. Iluzjonista spojrzał na łotrzyka i rzekł
- Jasne, że się tam wybierzemy, ale myślę, że powinniśmy zastanowić się nad tym, co teraz. Czy powinniśmy udać się do owego klasztoru wszyscy razem? Czy może w grupach? I co ze świątynią? Czy powinniśmy pozwolić Rosie a przede wszystkim Marze gnić lochach? Pamiętajcie, ze to Mara była obrończynią tego miasta a Rosa...cóż, jaka jest taka jest, ale mam u niej dług wdzięczności. W każdym razie, co z nimi? No i co z samym baronem? Odwiedzamy go? Mi się naprawdę nie podoba to, co zarządził. Jego postać wydaje mi się coraz bardziej podejrzana. Bo według mnie powinien raczej zarządzić ewakuację miasta, niż jego zamknięcie. Trochę to wygląda tak jakby przygotowywał stół i jadło dla wampirów. Nie podoba mi się to bardzo. Co wy o tym myślicie? Jakie jest wasze zdanie? Co teraz? - Mówił to wszystko do całej grupy. Miał nadzieję, że razem wymyślą coś sensownego. Spojrzał jeszcze na Yona i rzekł
- A Ty się nie bój. Chyba nie myślisz, że jako iluzjonista nie będę potrafił sprawić, żebyś był niewidoczny, co? Pytanie tylko czy wolisz być niewidzialny czy może przybrać wygląd kogoś innego? Na przykład mój? Co myślisz?

Cała drużyna dyskutowała na temat tego, co teraz trzeba zrobić, gdy nagle w karczmie pojawił się Aremi wraz z Erinem. Ubrani byli w jakieś dziwne łachy, co oznaczało, że uciekli straży i teraz się ukrywają. To, co wprawiło czarodzieja w zdumienie, to akt skruchy. Siabo nie wiedział już, co o tym wszystkim myśleć. Łzy helmity były naturalne, skrucha też na taką wyglądała. Nie dziwił się, dlaczego Erin ogłuszył Rosę. Sam miał kiedyś ochotę to zrobić. Co z nimi począć? - zadał sobie pytanie w myślach. Jeszcze większą niespodzianką było to, iż Aremi uleczył wszystkich w gospodzie, także Siaba jak i Zorę, z tych najbardziej negatywnych efektów wypicia krwi przez wampiry. Czarodziej po prostu zgłupiał nie wiedząc, co kompletnie począć.

- Co wy na to? - zapytał jedynie grupę awanturników.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 30-09-2008, 12:14   #224
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wejście dwóch zakapturzonych postaci przerwało na chwilę rozmowy.
Yon, zajmujący strategiczną pozycję tuż obok schodów prowadzących na piętro uniósł kuszę. Pod takim płaszczykiem mógł kryć się każdy. Na przykład wścibski strażnik...

Twarze wynurzające się spod kapturów były znajome. I nie było wątpliwości co do tożsamości nowo przybyłych.

Trzech poszukiwanych w jednym miejscu - pomyślał zaskoczony Yon. - To by był łup...
Chociaż, z drugiej strony, kto mógłby sądzić, że ścigani znajdą sobie schronienie w takim miejscu. Wybranym w sposób bardzo mało inteligentny...
Zanim Yon zdążył zagadnąć Aremiego, ten rzucił się do stóp Luny, błagając o przebaczenie...

(...)

Pojawienie się Aremiego umożliwiło zadanie mu paru pytań. Co Yon zrobił, jak tylko zdołał się do niego dostać...

- Czy jest możliwość dotarcia do świątyni tak, by tego nikt nie zauważył? - spytał. - Przydałyby nam się jakieś mikstury. Mamy w planach walkę z wampirami i wszystko, co by nam pomogło, byłoby mile widziane.

- Mamy w składziku trochę mikstur - powiedział Aremi. Sam dokładnie nie pamiętam, ile czego tam jest. A do świątyni można się dostać z ratusza. Prowadzi tam podziemne przejście...

Yon z trudem opanował skrzywienie ust.Miał nadzieję, że dowie się o jakimś oknie... Wizyta w ratuszu mogłaby się dla niego źlw skończyć...

- A co z Marą? Z Rosą? - Był przekonany, ze kapłanka prosto z gospody pobiegła do świątyni.
- Marę aresztowano i zamknięto w koszarach. A Rosa - Aremi wzruszył ramionami. - Nie widziałem jej...

To było nawet dość prawdopodobne. Aremi raczej nie wyglądał na osobę, która spotkała się z Rosą. A to znaczyło, że kapłanka gdzieś zniknęła. I nie było wiadomo, czy się cieszyć, czy smucić...
Informacja o Marze nie była pocieszająca. Próba wydostania jej z koszar raczej mijała się z celem. Paladynka z pewnością nie ruszyłaby się z celi. Pewnie jeszcze wezwałaby straż, by pojmali osobę usiłującą ja uwolnić...

A baron? Czemu kazał wszystkich aresztować?

Aremi pokręcił głową.

- Pewnie nie wie, co robić. Zawsze dbał o wszystkich... Był bardzo dobry. Nikt mu nigdy nie miał nic do zarzucenia...

Jeszcze jedno pytanie - Yon wyciągnął Aremiego na bok i ściszył głos tak, by tylko kapłan go słyszał. - Kto dał Rosie po głowie?

- Ale... - zaczął Aremi.

- Nikomu nie powiem - zapewnił Yon.

- To był Erin - wyszeptał Aremi.

Yon uśmiechnął się kącikiem ust, a potem podszedł do Erina i poklepał go po ramieniu.

- To była niezła robota - powiedział, ściskając dłoń zaskoczonego akolity.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-09-2008 o 13:00. Powód: Pytanie o barona
Kerm jest teraz online  
Stary 30-09-2008, 18:58   #225
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
- Whekrens!! - krzyknął dość głośno, wyrwany ze snu chłopak. Główną przyczyną tego przebudzenia były zapewne donośne trąby zza okien, a imię z jakim przebudził się, oznaczało wyraźnie, że śnił mu się właśnie jego przyjaciel.

Po przetarciu oczu dotarło do niego, że jest sam i to nie jego zwierzęcy towarzysz go zbudził, a jakieś cholerne trąbienie. Mina mu posmutniała, gdy zdał sobie sprawę, że już nigdy nie zbudzi go szturchanie morkego nosa czy wskakujące na niego cielsko, znanego mu od dziecka, wilka i jego radosne merdanie ogonem.

Usiadł na chwilę na brzegu łóżka, spojrzał wpierw na ziemię, a następnie w stronę okna. Nie umiał się z tym pogodzić:

- Oh Melikki... dlaczego?... - wyszeptał i popatrzał na zachmurzone niebo za szybą jak gdyby oczekiwał odpowiedzi, lecz ciągłe trąbienie najwyraźniej zaczynało go drażnić, dlatego też podniósł się, pozbierał swój ekwipunek, przemył twarz wodą z pobliskiej miski i ruszył na dół. Czuł, że śmierdział okropnie, w końcu, tyle potu wylało się z niego poprzedniego dnia. Niestety nie było mu dane teraz wziąść gorącej kąpieli, gdyż całe towarzystwo wybierało się aby sprawdzić te zamieszanie z trąbami. Tak więc bez słowa ruszył za nimi.

Na miejscu jak się okazało było już całkiem sporo ludu, a gdy zobaczył człowieka stojącego na podium przemknęła mu tylko jedna myśl:

- Du#ek...

Blajndo nie zauważył, aż do teraz, braku Harkh'a i Johana, lecz właśnie o nich pomyślał gdy usłyszał o tym, że dwójka z awanturników została poprzedniej nocy zamordowana podczas walki. Rozejrzał się po twarzach pozostałych członków drużyny, przystanął wzrokiem na Laumme Harr'rze, spostrzegł brak palca u jego ręki i poczuł, że mogli to być tylko oni. Pomimo iż nie zwracał szczególnej uwagi po powrocie zeszłej nocy, to dotarło do niego, że właśnie tych dwojga nie zauważył, bo Rosy jako członka ekipy nigdy nie uznał.

Pochylił tylko głowę, spojrzał na ziemię i wysłuchał w tej pozycji reszty decyzji podjętych przez szalonego barona.

- Poje#ani... - kolejne przekleństwo przeleciało mu przez myśli... - Stan wojenny? Aresztowani? - nie rozumiał logiki barona, być może był on zbyt wystraszony albo właśnie współpracował z tutejszymi bestiami nocy. Tak czy siak, chłopak nigdzie się nie wybierał dopóki, dopóty nie rozliczy się za śmierć jego przyjaciela i członków ich drużyny.
Trwając przez chwilę w stanie zamyślenia, przypominając sobie wczorejszą walkę, Blajndo nie zauważył nawet, że reszta drużyny ruszyła już spowrotem, a Yon gdzieś czmychnął między ludzi będąc ściganym. Gdy się ocknął obejrzał się dookoła, po czym sam ruszył się trochę szybszym krokiem tak by dogonić towarzyszy.

~

Wchodząc ponownie do karczmy nie zdziwiła go nawet scena między Zorą i Siabem, czuł, że do tego w końcu musiało dojść, bo już znacznie wcześniej zauważył jak na siebie patrzą, kiedy tylko byli w pobliżu. Podszedł jedynie do barku i cicho rzekł do, jak mu się wydało, czymś rozstrzęsionej Tary:

- Przepraszam, czy mógłbym prosić o gorącą wodę? Zaniosę ją sobie sam jeśli tylko można ją otrzymać. - po czym położył dwie monety na barku i nie oczekując słownej odpowiedzi podszedł do już rozmawiających Yona i Siabo i odezwał się równie cicho - Gdzie nie zdecydujecie się iść, to ja idę z Wami. - przysiadł się do stołu, czekając na gorącą wodę, lecz przed tym na stół trafiło śniadanie, z którego, nie będąc zbytnio głodnym, zjadł pajdę chleba z niewielką ilością jajecznicy i zapił to połową piwa z kufla. Podniósł się i zobaczył, że leży już w pobliżu przygotowana pusta bala i kilka garnców gorącej wody. Zabrał to wszystko robiąc dwa kursy na górę, wypełnił misę wodą, rozebrał się i wygodnie się w niej rozłożył. Po chwilowym wypoczynku, wyszorował się, porządnie wytarł i spokojnie zaczął się ubierać, lecz przyspieszył ten proces gdy dotarły do jego wyczulonych uszu donośne dźwięki z dołu, jakby krzyki czy skomlenie.

Nie myśląc długo zabrał swój sprzęt i wybiegł na schody. Zaskoczyła go scena, którą zobaczył - Aremi błagający na kolanach o ratunek. No, tego to się nie spodziewał. Wyglądało to dla niego naprawdę komicznie, choć chłopak stracił poczucie humoru po ostatnich wydarzeniach to mogło by się wydawać, że na jego twarzy nastąpiło niewielkie poruszenie ust, coś prawie jak malutki uśmieszek na ich kącikach. Natomiast zdziwienie w jego oczach było bardzo wyraźne, a ponieważ nie słyszał początku wycia o pomoc, to dopiero po chwili zrozumiał całą sytuację. Obaj panowie najzwyczajniej bali się trafić za kratki, a nie chcieli także zginąć z rąk potworów nocy.

Pokręcił tylko głową, po czym wrócił do pokoju by opróżnić balę z wody i zwrócić ją gospodyni. Gdy zszedł na parter, kapłan wraz ze swym akolitą byli w trakcie magicznego uzdrawiania reszty kompanów. Po oddaniu michy, usiadł przy reszcie awanturników, dzięki czemu także i jego niedogojone rany zostały mocniej zasklepione. Skinął tylko głową w ramach, swego rodzaju, podziękowania i odezwał się spokojnym tonem do towarzyszy:

- No więc gdzie wyruszamy zapolować?
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 30-09-2008 o 19:03.
ŚLePoX jest offline  
Stary 30-09-2008, 23:16   #226
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Dzisiejsza noc nie należała do najprzyjemniejszych. Po modlitwie jeszcze przez długi czas leżała z otwartymi oczami, bojąc się je zamknąć, aby przypadkiem nie obudzić się w brzuchu potwora. Dzisiejszej nocy nie śniła, prawdopodobnie jej świadomość schowała się w jakimś zakamarku jej umysłu i nie chciała z niego wyjść, nawet jeśli miałyby to być koszmary, to i one nie miały odwagi. Ta noc wydawała się trwać w nieskończoność, a brak snów był zdecydowanie złym omenem.

***

Kiedy się obudziła będąc właściwie dość zmęczoną, spojrzała w lustro, które stało nieopodal. Wyglądała okropnie, podkrążone, podrażnione oczy, twarz jakby pozbawiona życia i oczy bojące się spojrzeć nawet w oczy własnego odbicia.

- Nie mogę tak żyć! Shaudakulu, Pomocna dłoni, uczysz nas, abyśmy nie bali się nieznane, abyśmy odważnie szli naprzód, pokonywali przeszkody i pomagali zagubionym podróżnikom… nie jestem kapłanką, nie mam takiej siły jak one, jestem prostą kronikarką, czy naprawdę muszę podążać również tą drogą co one?

Przez chwilę Luna zamilkła i zdawało się jej, że świat wokół również zamilkł. W tej ciszy podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Wiatr wbiegł przez otwarte okno, rozwiewając włosy kronikarki, delikatnie głaszcząc ją po twarzy.

- Nie mam takiej siły… ale mimo to spróbuję! Z czasem znajdę siłę, podążę ścieżką moich przodków i nie zhańbię swego rodu, ani swej wiary… tylko proszę cię, o Shaundakulu, bądź dla mnie wyrozumiały, choćby tylko dzisiaj…

Luna pozwalała, aby wiatr niósł jej słowa, jej głos i wraz nim, z jego figlami, kaprysami, raz cichł a raz stał się mocniejszy. Musiała się trzymać, ci ludzie jej potrzebowali, ci podróżnicy, którzy zaoferowali miastu pomoc – oni też jej potrzebowali. Zrobiła głęboki wdech i wydech, po czym zaczęła się ubierać i przygotowywać. Kiedy schodziła do głównej sali starała się być silna, czuła się nawet silniejsza, strach nadal był tam, nie powinna z nim walczyć, rozumiała go, ale nie powinna mu też się poddawać.

Będąc w sali głównej zamówiła śniadanie, gdy nagle przerwał jej jakiś hałas z zewnątrz, w kierunku wszyscy zaczęli się zbierać, również goście gospody. Wyszła więc również, z zaciekawieniem, ale i niepokojem. Okazał się on słuszny.

-Wprowadzili stan wojenny… nie mogę zaprzeczyć, że pomoże to uchronić wielu obywateli tego miasteczka… ale jednak… masakra w gospodzie pokazała już, że w domach też nie jesteśmy bezpieczni. Pytanie tylko czemu teraz? Przecież potwór grasował już od dawna, duże wcześniej niż tu przybyliśmy, nie było wtedy żadnych „poszukiwaczy przygód”, jakkolwiek mam ich nazywać, a mimo to nie wprowadzono stanu wojennego…

Rozmyślania Luny przerwało kolejne ogłoszenie, czyli lista ściganych. Co prawda wiadomość o Rosie, Yonie, czy nawet Aremim nie za bardzo ją zdziwiła, lecz Mara? Przecież już od dawna tutaj mieszka, jest poważaną osobą, a jednak… Myśli Luny nie dawały jej spokoju, coś złego wisiało w powietrzu.

***

Po powrocie do gospody nie była już taka głodna, apetyt się ulotnił, choć głowa napominała, że musi mieć siły i musi coś zjeść z rana, tak też starała się uczynić. Chwilę po posiłku pojawił się Yon z wiadomościami o klasztorze, domniemanej kryjówce wampirów.

- Hmmm… Rzeczywiście nie powinieneś się za bardzo rzucać w oczy, sam jednak nie możesz iść. Powinniśmy tam pójść wszyscy, wampiry już pokazały, że są wstanie stawić nam czoła, a nawet zabić… nie możemy się rozdzielić wchodząc na ich teren, będziemy łatwiejszym łupem. Jednak istnieje inny argument, który stoi za pójściem do klasztoru. A mianowicie opinia publiczna, kiedy ludzie dowiedzą się, że pokonaliśmy wampiry, że Yon nam przy tym pomógł, mogą stanowić istotną siłę w ewentualnym starciu z Baronem, jak i również podważy to jego autorytet i dekret o stanie wojennym, jakoby nie dajemy sobie rady.

Dosłownie parę chwil po jej słowach pojawił się Aremi i wraz z towarzyszką błagali o pomoc. Nieco zdziwiona wyznaniem kapłana, Luna nie była do końca pewna jak ma zareagować. Miała do niego wyrzut za jego zachowanie, ale i tak miała zamiar załatwić tę sprawę po rozwiązaniu problemów miasta. Poza tym mógłby on być dobrym sprzymierzeńcem przeciwko Baronowi, był raczej szanowany, kapłanem, który pomaga ludziom w mieście… ludzie mogliby za nim pójść.

-Dobrze, postaram się wam pomóc, moi towarzysze zapewne też. Mam nadzieję jednak, że nie będę żałowała tej decyzji…

Spytany o Barona, Aremi odpowiedział jakoby byłby dobrą osobą.

-Być może był dobrą osobą, być może to był tylko jego oficjalny wizerunek, tego nie wiemy. Wydaje mi się jednak to bardzo podejrzane, że dopiero teraz wprowadził stan wojenny, a przecież przed naszym przybyciem potwór już tu grasował, ba! Prawdopodobnie dopadł kapłankę, twoją mistrzynię! A mimo to dopiero teraz zareagował, kiedy my się pojawiliśmy, kiedy zaczęliśmy własne śledztwo, niezależne od władz, które on mógłby kontrolować. Po drodze z jego zamku zaatakowały nas żywiołami ziemi, przyzwane magią, potwór, z którym wczoraj walczyliśmy… - tu jej głos nieco się załamał i przycichł, ale po chwili wrócił do normalnego tonu i barwy – też był prawdopodobnie przyzwany, kiedy rzuciłam rozproszenie magii to znikł na chwilę, nie wydaje mi się, że dlatego, że chciał, tylko rozproszenie zerwało na chwilę magiczne połączenie między jego planem, a planem materialnym. Było ono jednak zbyt słabe niestety… Potwór nas nie zabił, zamiast tego nastraszył, dla mnie wyglądało to jakby to było ostrzeżenie, a dziś rano dostaliśmy kolejne, tym razem bezpośrednio od Barona. Jeśli się dalej będziemy wtrącać to również trafimy do lochów, tak to odebrałam. Co prawda Rosa jest nieco szalona, ale przez swój niepohamowany pęd ku „sprawiedliwości” mogła nieco przeszkodzić interesom Barona.

Luna spojrzała na towarzyszy, wzięła głęboki oddech i kontynuowała.

- Baron jest bardzo podejrzany, być może jest pod wpływem wampirów. Klasztory, nawet opuszczone zwykle są jakoś sprawdzane, włączane w ziemie lokalnego władcy, ich mienie zabierane, wampiry na pewno są tu również już niekrótko, więc czemu nikt nic z nimi nie zrobił? Czemu wszyscy skupiają się na potworze, podczas gdy wampiry to raczej temat poboczny? Być może potwór jest tylko dywersją… nie wiem… to tylko domysły i hipotezy… sądzę jednak, że nawet to jest dość dobrym powodem, aby sprawdzić klasztor i być może odnaleźć jakieś powiązania między wampirami a Baronem.
 
Qumi jest offline  
Stary 01-10-2008, 21:11   #227
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Yon miał wiele zastrzeżeń do gdybań Luny, ale nie zamierzał z nią dyskutować. Parę słów jednak zamierzał powiedzieć, zanim drużyna podejmie jakiekolwiek decyzje co do planów wycieczkowych...

- Przede wszystkim uważam, że najpierw powinniśmy wybrać się do świątyni. Może niekoniecznie wszyscy, ale mikstury ze świątyni bardzo by nam się przydały. Bez względu na to, czy wybierzemy się do mości barona, czy do klasztoru. Miksturki mają tą zaletę, że może ich używać każdy.

- Bez względu na wszystko chciałbym się zaopatrzyć w jakieś kołki. Podobno wampiry nie lubią, gdy ktoś im je wsadza w serce... Nie wiem tylko, czy bełt albo strzała, jakby nie było z drewna, mają takie same właściwości. Wiecie coś o tym? - spytał Lunę i Aremiego. - A zatem jakiś tartak albo lasek...

- I może weźmiemy trochę czosnku. Będziemy nim rzucać w wampiry - dodał z kpiną.

- A jeśli chodzi o przyszłe plany, to proponuję jednak klasztor... Może właśnie tam przetrzymują córkę czy żonę barona - nawiązał do słów Luny.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 01-10-2008, 21:46   #228
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
- Jeśli chodzi o czosnek to lepiej mieć go na szyi w postaci naszyjnika, zapach czosnku odstrasza wampiry, nie mogą go znieść, więc lepiej je mieć przy sobie. Nie przepadają też za świętymi symbolami czy lustrami, choć nie robią im one raczej krzywdy... tylko odstraszają, w walce jednak zapewne będą mogły się przemóc... Co jeszcze... nie mogą przejść przez bieżącą wodę, nie mogą wejść do domu niezaproszone, chyba, że to budynek publiczny, do którego każdy ma wstęp.. zanurzeni w płynącej wodzie szybko umierają... tak zgadza się drewniane kołki wbite w serce wampira natychmiast go zabijają... jednak gdy go się wyciągnie równie szybko wraca do życia, najlepiej odciąć mu głowę... jest odporny na elektryczność i zimno w dużym stopniu... niestety moje najsilniejsze zaklęcia ofensywne bazują właśnie na tych żywiołach...

-Owszem przyda się nam parę rzeczy ze świątyni... jednak to nieco niebezpieczne tam iść, szczególnie dla ciebie Yon, będzie tam pewnie pełno straży szukającej Aremiego...

-Być może masz rację i Baron jest zastraszony... jednak mam naprawdę złe przeczucia co do sytuacji w zamku, nie sądzę, aby to było tak proste...

Po chwili zwróciła się Zory.

-Macie może więc nieco czosnku w spiżarni? Nie powinniśmy rzucać w oczy, więc jeśli jest go mało, albo go brakuje, to czy mogłabyś pójść na targ czy do sklepu i kupić go trochę, zwrócę ci pieniądze, nie martw się.
 
Qumi jest offline  
Stary 02-10-2008, 07:48   #229
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Spał za krótko. Radykalnie za krótko lecz coś nie pozwalało mu spać nadal. Jeśli można jego odpoczynek nazwać prawdziwym snem. Wydawało mu się jakoby nie usnął nawet na chwilę. Jakby miał sen na jawie. Widział karczmę. Lekko zamgloną. A w niej śpiących towarzyszy ukradkowo atakowanych przez krwiożercze bestyje. Gdy jedna z nich już unosiła się nad szyją Aner, zauważył jej twarz. Twarz przeklętego wampira spotkanego w nocy. Twarz śmiejąca się z triumfu. Ta twarz go zbudziła.

- Uuuułłaaaa. Cholera, znowu niewyspana noc - mruknął do siebie, podrapał się po plecach i wstał z fotela. - Achhh moje stare obolałe kości... - rozejrzał się. Za oknem światło już. Zobaczył swego kumpla po fachu kładącego się spać. Teraz idzie dopiero do snu? Czy też budził się przez całą noc? Ech, dzisiaj raczej mało kto się wyspał. Maże o gorącej kąpieli... Usiadł znowu na fotelu. Spojrzał na wybrankę swego serca i uśmiechnął się. Zarówno w duchu jak i na twarzy. Sam widok tak słodkiej istoty wprawiał go w zachwyt i zadowolenie. - Ech mógłbym tak zawsze na nią patrzeć... - zaszeptał do siebie. Jeszcze raz wstał, poprawił swoją zbroję, ostrza i sprawdził stan kuszy. Przygotował ja do walki zabezpieczając jednak przed przedwczesnym wystrzałem. Zdjął płaszcz. Próbował go naciągnąć lecz był zbyt bardzo wygnieciony. Na dodatek jego prasowanie spowodowało kolejną szparę na jego wyświechtanym płaszczu. Ech... długo już nie pociągniesz... Poprawił czapeczkę (akurat na avatarze jej nie ma no ale jest) na głowie i poszedł coś przekąsić. Znalazł trochę suchego pokarmu. jakiś chleb, ser i coś co chyba było warzywem ale nie znał tego. Wziął też trochę chleba z serem zamoczył w misce wodą i rozmieszał. Już miał zanieś śniadanko dla Wazora gdy jego spokojny poranek przeszkodził odgłos trąb. Towarzysze zaczęli się budzić. niektórzy wrzaskiem, inni z przekleństwami na ustach. Zaniósł szybko jedzenie dla psa i wrócił doi izby.

***

- Słuchajcie, słuchajcie! Ważne obwieszczenie od władcy naszego, Barona Chernina, pana Rath i okolicznych ziemi!. W mieście zostaje ogłoszony stan wojenny!. W nocy zginęło dwóch awanturników walcząc z nękającą nas bestią!. Jako, że i nawet oni nie umieli sobie z nim poradzić zostaje wprowadzony nowy porządek!. Nikt nie ma prawa samotnie wychodzić na ulice, bramy miasta zostają zamknięte na dzień i noc, podobnie jak świątynia Helma, której kler nie jest w stanie nam pomóc!. Ogłasza się również aresztowanie Mary Bersk, Kapłana Aremiego i akolity Erina, oraz Rosy de Burbon i jej towarzysza!. Helm nas opuścił, jesteśmy zagubieni i zdani tylko na siebie!. Baron wysłał posłańców do stolicy, wkrótce nadejdzie pomoc!

Chmm chcą ich pojmać? Ich? Cyba zgłupieli. Ożeż kurczątko! Yon tu jest!
Wtem zobaczył strażników biegnących w stronę już uciekającego Yona. Każda sekunda się przyda by mu pomóc! Poprawił czapeczkę na głowie i... ta zmieniła się w brudną i szarą chustkę zawiązaną "na pirata". Jego zbroja i płaszczyk zmieniły się w przybrudzone ubranko młodego chłopca jakich tutaj wiele. Jego twarz... nie była jego. Teraz obok nich stał dzieciak jakich tutaj pełno. Milo-chłopczyk podbiegł do goniących strażników i lekko smarkając nosem zapytał się - Czy oni są straszni? Czy zrobią nam krzywdę? Boję się ich! Chlip. Zamkniecie ich? Chlip. - chciał dać łotrzykowi jak najwięcej czasu w ucieczce przed strażnikami. Nie wiedział czy coś to da lecz próbował.

***

Gdy wrócił do karczmy zdjął polimorfię z siebie. Poprawił czapeczkę na głowie i czekał. Wreszcie Yon wrócił do karczmy. Cały, zdrowy i bez więzów na rękach. Po pewnym czasie do karczmy weszły dwie zakapturzone postacie. Gdy zdjęły kaptury Milo o mało nie spadł z krzesła. Na widok Aremiego krew się w nim zagotowała. Jednak nie wiedział co zrobić gdy ten zaczął błagać o wybaczenie i padł do nóg Luny. To było za dużo na główkę małego niziołka.
Informacja o zapasach świątynnych zainteresowała Mila. Zawsze to jakieś wsparcie. Przypomniał sobie, że poprzedniego dnia zabrał jedną z ulicy. Tą którą Elhan dał Aner. - To chyba twoje? - podszedł do elfa i mu oddał miksturkę. - Aner nie zdążyła wyfić.
Jako specjalista-włamywacz bardzo go zainteresowało wtargnięcie na posesję barona. Niestety Luna co do rozdzielenia się na grupy chyba miała rację. - No to ja chętnie fójdę do świątyni fo te miksturki, a fotem wfadniemy do klasztoru. Może Siabo i Aremi fod jakąś inną fostacią fójdą ze mną? Zawsze raźniej, a on - wskazał na kapłana - wie gdzie są te miksturki. - Szczerze mówiąc taka robota bardzo się podobała niziołkowi. Bardziej niż walka z truposzami na ulicy. W końcu nie był wojownikiem...
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 02-10-2008, 19:21   #230
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Po pełnej wrażeń nocy, Elhan spał jak zabity. Nie dane mu było, jednak do końca wypocząć. Obudziło go dość głośne trąbienie dochodzące zza okna pokoju. "Co oni tam znowu kombinują?" - z niechęcią zebrał się z łóżka. Przetarł twarz dłońmi i przeciągnął się. Mięśnie bolały jak nigdy. Odczekał chwilę potrzebną na wybudzenie się i przyodział zbroję, zapiął pas z mieczem, po czym ruszył na dół.

Niektórzy towarzysze już siedzieli przy stołach pałaszując śniadanie, inni dopiero się budzili. W biegu chwycił pajdę chleba i pośpiesznie ją zjadł wychodząc na ulicę. W Centrum miasteczka zaczął się już zbierać tłum ludzi. Elf stanął obok swych towarzyszy i w oczekiwaniu patrzył na podwyższenie na środku placu. Wkrótce pojawił się tam Grivo. Ten sam człowiek, który zaprosił drużynę na ucztę do barona Chernina.

"Co to za jeden?" - spytał Yon Elhana oczekującego na przemówienie.

To Grivo. To on zapraszał nas do barona Chernina - odparł elf.

Wkrótce szlachcic odchrząknął i zaczął przemówienie. "Stan wojenny?! Czy oni tam do końca oszaleli? Jakby, dzięki temu miało coś zmienić się na lepsze..." - pomyślał wojownik. Jeszcze większe zdziwienie wymalowała na twarzy elfa lista aresztowanych. Obecność na liście większości podejrzanych była absurdalna. Elhan spojrzał na Yona, który już przeciskał się między ludźmi. Yon, wrodzony spryciarz, z pewnością nie da się złapać. Co będzie z Marą, Rosą i innymi? Im może się nie poszczęścić, a niemal każdy z nich ma kluczowe znaczenie w obecnej sytuacji. Elhan, mimo to miał nadzieję, że strażnicy Rath są takimi gamoniami na jakich wyglądają.

Z rozmyślań wyrwała elfa propozycja Siabo, jakoby udali się teraz do karczmy w celu pomyślenie co dalej. Elhan poszedł więc za towarzyszami do karczmy.

W głównym pomieszczeniu Zora rzuciła się na Siabo, mocno go przytulając. Śniadanie było już gotowe, nęcąc elfa zapachem dobiegającym z kuchni. Kilka chwil później Tara przyniosła jedzenie na stół. Elhan zauważył, że Tarze trzęsą się ręce, a gdy na niego spojrzała, w jej oczach pojawiły się łzy. Wstał od stołu i pośpiesznym krokiem ruszył za kobietą do kuchni. Zastał Tarę siedzącą na łóżku i szlochającą, z twarzą skrytą w dłoniach.

- Co się stało? - spytał się elf Tary z wyczuwalną czułością w głosie. Usiadł obok niej i przytulił do siebie.

"Jestem w ciąży..." - odpowiedziała Tara. Słowa te dotarły do Elhana tak nagle, jak piorun przeszywa niebo. Siedział osłupiały patrząc przed siebie w jeden punkt. Nie zauważył, jak Yon wszedł. Łotrzyk przemknął przez kuchnię najszybciej jak mógł. Elf, póki co nie widział się w roli ojca. "Ech, głupi... Teraz płać za to co uczyniłeś. Jak zamierzasz wychować dziecko, podróżując po świecie i nie raz ocierając się o śmierć? Zostawisz ich tutaj, w tej odizolowanej od świata, dziurze? Jak później spojrzysz Tarze i swemu dziecku w oczy?" - jakiś nieznany głos odzywał się w głowie elfa przez jakiś czas - "Zamknij się! Bez względu na wszystko postaram się, aby Tarze i memu potomkowi żyło się jak najlepiej!" - Elhan zacisnął pięść, uciszając głos rozbrzmiewający w jego umyśle.

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - szepnął czule do Tary - Obronię Was przed wampirami i sprawię, żeby żyło się Wam jak najlepiej, choćbym miał zginąć. Nie pozwolę, aby ktoś Was skrzywdził. - zapewnił Tarę. W tym samym momencie drzwi do karczmy otwarły się. Zaciekawiony Elhan poszedł do głównego pomieszczenia karczmy. Do karczmy wpadło dwóch nędznie odzianych jegomości i jak się później okazało, byli to Aremi i Erin. Padli na kolana, prosząc o ratunek. Następnie uleczyli każdego z towarzyszy, w tym Elhana. Poczuł się jak nowo narodzony.

- Spokojnie - rzekł do Aremiego, gdy ten wciąż klęczał i prosił o pomoc - Wygląda na to, że Wasze prośby są szczere. Baron oszalał i trzeba coś zrobić. Im nas więcej, tym większe mamy szanse na wybawienie miasteczka od wampirów, barona i potwora. Myślę, że Siabo może Wam odrobinę pomóc w ucieczce. - spojrzał na Iluzjonistę, najwyraźniej nieco zmieszanego tym wparowaniem Aremiego.
 
__________________
One, Two: Freddy's coming for you. Three, Four: Better lock your doors. Five, Six: Grab a crucifix. Seven, Eight: Gonna stay up late. Nine, Ten: Never sleep again
Sinthael jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172