Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2008, 16:20   #41
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Luna lekko westchnęła, zatamowała krwawienie, choć strzała wciąż była wbita w ciało mężczyzny. Niestety nie było czasu, aby ją wyciągnąć, poza tym mimo magii leczniczej Luna nie znała się zbytnio na pierwszej pomocy czy leczeniu…
- Będę musiała poduczyć się paru rzeczy przy najbliższej okazji – pomyślała nieco zmartwiona i podekscytowana, uwielbiała się uczyć, a kolejna szansa ku temu napawała ją niesłychanym optymizmem, nie mogła więc ukryć na twarzy uśmiechu kiedy to mężczyzna zaczął się skarżyć na strzałę, która wciąż tkwiła w nim.

-Och, przepraszam – powiedziała rozpromieniona na twarzy z szerokim uśmiechem – niestety mimo magii leczniczej nie znam się na medycynie czy leczeniu, musiałam jednak zatamować jak najszybciej krwotok aby się pan nie wykrwawił. – poprawiła nieco okulary na nosie i z uśmiechem na twarzy kontynuowała – Najlepiej będzie jak nie będzie się pan poruszał do czasu gdy nie przyjdzie ktoś kto się zna na medycynie i pierwszej pomocy, może jakiś kapłan z okolicy… do tego czasu proszę o cierpliwość, rozumiem pański niepokój i złość, ale lepsze to niż powolna śmierć z wykrwawienia, sztywnienie członków czy zalanie krwią oczu czy nie? – wypowiadała słowa, ale myślami była już gdzie indziej, przy księgach i zwojach o wyżej wymienionej tematyce, być może kapłan, który by przyszedł pomóc temu mężczyźnie okazał się też dobrym źródłem informacji…

Kolejno jednak każdy z dziwnej zgrai, tak zwanych zapewne „poszukiwaczy przygód”, przedstawiał się i wyrażał swój pogląd na sprawę. Było ich tak wielu i mówili tak dużo, że Luna poczuła się nieco zakłopotana, musiała chwilę odsapnąć i poukładać sobie w głowie to co do niej powiedzieli. Bała się, że coś mogło jej umknąć, było rozproszona tym sporym zainteresowaniem jej osobom, szczególnie że to byli mężczyźni… nie była co prawda pewna co do kobolda, ale wyglądał na samca, nieco szersze czoło, dłuższy pysk, bardziej spiczasty pysk były typowymi oznakami przynależności do samców, przynajmniej tak wyczytała kiedyś.

Historia o jakiejś bestii zaniepokoiła ją, najgorsze jednak było, że tak mało o niej wiedzieli, gdyby chociaż znała kilka szczegół mogłaby rozpoznać bestię, a przez to poznać jej taktykę i możliwości, jak i również wady. Tym rozmyślaniom towarzyszyło głębokie westchnięcie i powolne przejście z uśmiechu do grymasu na twarzy Luny. Starała się zebrać informacje jakie do tej pory mieli, towarzyszyło temu małe milczenie, właściwie dość spore, bo wszyscy już skończyli mówić do niej i tylko się gapili na nią, co ją nieco rozpraszało.

- A więc zaatakował oczy elfa – wskazuje to na inteligencję, stwór może wiedzieć nieco o elfach i ich bystrych zmysłach i umiejętnościach strzeleckich, poza tym dzięki temu skutecznie wprowadził nastrój terroru i horroru, powodując panikę i zmniejszając morale. Krąży tu już od jakiegoś czasu, więc zapewne już zbudował sobie jakieś gniazdo w okolicy a wioska jest jego terenem łowieckim. Jest szybki i dobrze się ukrywa, nawet w mieście. Pytanie nasuwa się teraz o to kiedy poluje za dnia czy nocy? Jak na razie niewiele tego, ale mam przeczucie, że to może być jakiś zmiennokształtny, może jakiś wilkołak…? Byłby wtedy ciężki do odnalezienia, zauważenia czy wytropienia, a jednocześnie inteligentny.

Ocknęła się jednak zanim ktoś zdążył ją puknąć być może w głowę, zastanawiając się czy nic jej nie jest. Przypomniała sobie o obecności wszystkich tych mężczyzn i ich pytań… postanowiła powoli odpowiedzieć.

- Bardzo dziękuję za uznanie… choć nie wiem czy jest za co dziękować…. to była chyba normalna reakcja… jestem Luna, Luna Wisewind. Jestem w drodze do domu, do Darmshallu spotkać się z moją rodziną. Nie jestem kapłanką jak wielu z was mogło podejrzewać, jestem kronikarką, zbieram wiedzę, podróżuję po różnych starych, zapomnianych świątynia i odszukuję informacje, które mogą się przydać mojemu Bogu, mojej religii. I choć Shaundakul jest dla mnie łaskawy, to robię to nie tylko dla siebie, ale i dla zaspokojenia własnej wiedzy. – uśmiechnęła się nieśmiało – Jeśli natomiast chodzi o waszego kolegę to niestety nie mogę za bardzo pomóc… moja magia jest ograniczona, musiała bym kupić odpowiednie zwoje, a i tak magia, której potrzeba żeby mu pomóc jest dla mnie zbyt potężna. Jego oczy zostały zranione, zwyczajne usunięcie ślepoty nie pomoże, trzeba zregenerować tkankę, nawet nie uleczyć, zasklepić ranę, ale całkowicie zregenerować. Być może okoliczny kapłan będzie potrafił pomóc… słyszałam też o ludziach używających mocy swojego umysłu aby widzieć za pomocą innych zmysłów jak słuch czy dotyk, jest to tymczasowe rozwiązanie, ale może warto spróbować poćwiczyć takie techniki, niestety musiałbyś odkryć je samemu, Elhanie… Przykro mi…

Spojrzała z opuszczoną głową na nich, czuła się winna, że nie może im bardziej pomóc, musiała jednak o coś jeszcze spytać.

- Czy.. czy możecie mi powiedzieć coś więcej o tej bestii? Czy grasuje nocą czy za dnia? Czy ktoś ją widział? Czy ktoś ją słyszał? Jaki ma głos? Cokolwiek?
 
Qumi jest offline  
Stary 14-06-2008, 18:30   #42
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Koniec końców burzliwa noc ustąpiła miejsca ciszy i zmęczeniu. Larumee najpierw po nieco brutalnym potraktowaniu rannego mężczyzny, a następnie po szarmanckim zagraniu do nieznajomej kobiety wygłosił kolejną tyradę z cyklu "co i jak" dotyczącą poprzednich wydarzeń, Milo zaklinał się, że już nigdy nie tknie alkoholu, a Hark obsłużył się sam, biorąc co mu się jawnie podobało zza lady, kwitując ślepotę jednego ze swoich towarzyszy jako wyrok skazujący i proponując by go... zabić. Nieznajoma kobieta w końcu się przedstawiła jako Luna Wisewind, "kronikarz", cokolwiek jej profesja miała oznaczać. Mocno wstawiony Johan, jak zwykle w takim stanie, coś bełkotał pod nosem, ślepego Elhana zaprowadzono do pokoju, Blajndo również udał się na spoczynek, towarzystwo więc się rozlazło idąc spać, lub przynajmniej próbując nieco zmrużyć oko. Pytania zadane przez Lunę pozostały bez odpowiedzi, w końcu tak naprawdę nikt nic konkretnego nie wiedział. Reszta nocy minęła spokojnie, nic już nie atakowało, nic nie niepokoiło... .

~

Po spędzeniu jedynie połowy właściwego czasu na śnie, wielu towarzyszy nie czuło się zbyt dobrze, nie wspominając o męczącym "tego i owego" kacu. Zamiast wstać o bardziej przyzwoitej porze, wielu przebudziło się dopiero tuż przed południem, a właśnie w południe oczekiwał na liczną grupę burmistrz Lance. Elhan i Szaded wstali jako pierwsi, w końcu Elfy nie musiały spać aż tak długo jak ludzie. Oczekiwali więc na resztę w głównej sali karczmy, pałaszując już śniadanie. Tuż za nimi pojawił się Blajndo, Milo, i powoli cała reszta. Karczmarz nieco marudził pod nosem z powodu samoobsługi i "gwizdnięcia" kilku rzeczy, nawet mimo pozostawionej monety, jego żona krzątała się już jak zwykle po kuchni, a Zora co chwilę pojawiała się i znikała, przynosząc posiłki. Miała na sobie podarowany wcześniej medalion i bez przerwy wodziła wzrokiem za Siabo, gdy ten ją jednak na tym przyłapywał i ich spojrzenia się spotykały, dziewczyna natychmiast wpadała w zakłopotanie.

W końcu naprawdę liczne towarzystwo zasiadło w komplecie do stołów, w stanie mniej lub bardziej zdolnym do użytku, pojawiła się również poznana wcześniej Luna Wisewind. Wspólnie postanowiono ruszyć najpierw do świątyni, by jakoś uleczyć Elhana i by wyjęto bełt rannemu mężczyźnie, a następnie udać się na spotkanie z burmistrzem. Zanim jednak do tego doszło zjawiła się Mara Bersk ponownie z małym oddziałem straży miejskiej. Przywitała się jak zwykle nieco głośniej niż wypadało, ale zanim powiedziała coś innego Mival przywołał ją dłonią do siebie i oboje zniknęli w kuchni na kilka minut. Gdy w końcu wrócili, Paladynka do razu spojrzała na was.

- Właśnie słyszałam co się w nocy działo - Odezwała do was wszystkich - Zarazem to dobrze, jak i źle. Dobrze, bo nikt z was nie zginął, choć jest dwóch rannych, a źle, bo sami doprowadziliście do ran jednego z gości gospody. Słyszałam jednak, że udzielono mu już pomocy, co było prawidłowym gestem. Na przyszłość radzę jednak uważać i dokładnie patrzeć do kogo się strzela, jeśli ranny będzie chciał wytoczyć proces, poczeka pan na jego przebieg w lochu - Szorstko zwróciła się do Milo - Zabieramy więc teraz rannego do świątyni, spotkam się z wami u burmistrza.

Jak powiedziała, tak zrobiono, i czterech jej pomagierów ruszyło na piętro, zająć się mężczyzną z bełtem wystającym z torsu. Mina Mary po kilku chwilach zmieniła się jednak z groźnej w bardziej łagodną. Była pod wrażeniem, że "potwór" próbując was dopaść nie odniósł sukcesu, a co za tym szło, byliście pierwszymi osobami w mieście, które przeżyły jego ataki. Tylko czy był to tak duży powód do dumy?.
- Pewnie nie tylko ja pokładam w was duże nadzieje. Prosty lud was potrzebuje, ktoś musi to w końcu zakończyć - Powiedziała przyglądając się każdemu z was - Ja sama nie potrafię, Kapłan słaby, straż się boi. Burmistrz albo i sam baron zapewne sowicie was wynagrodzą!. Na mnie już czas, więc żegnam... .

Mara wraz ze strażą miejską i rannym opuściła karczmę, a Mival... zamrugał niewinnie oczkami robiąc dobrą minę do nieco złej gry. W końcu kablował przed chwilą wszystko jak leciało Paladynce w kuchni. No ale co się dziwić, a oprócz tego w końcu nie powiedział nic, co by was w jakiś sposób obciążało, lecz jedynie zdał relację z nocy. Wam natomiast nie pozostało nic innego, jak nieco szybciej niż wypadało dokończyć śniadanie i ruszyć najpierw chyba do świątyni Helma, a następnie do ratusza, na spotkanie z burmistrzem Lance?.

~

Świątynia była niepozornym, piętrowym budynkiem. Gdyby nie pytania o drogę i bystre oko, z pewnością łatwo byście jej nie odnaleźli. Co prawda były symbole Helma na dużych wrotach prowadzących do środka, jak i nad nimi, budowla była jednak szarawa i nijaka, podobnie do niemal wszystkich sąsiadujących, łatwo można ją było przeoczyć. Uchylone wrota oznaczały chyba wolne wejście, długo się więc nie zastanawiając przekroczyliście próg.
Wewnątrz, w dużej sali pełnej ław, figur, malowideł i tym podobnego wyposażenia, typowego dla świątyni, przywitał was słodki zapach kadzideł. Tuż po kilku chwilach pojawił się jakiś młody mężczyzna w granatowych szatach liturgicznych.
- Witam nieznajomi w przybytku naszego patrona, Helma naszego czujnego opiekuna, jestem Aremi w czym mogę pomóc? - Spytał miłym głosem.



Więc wyjaśniliście, dowiadując się przy okazji, że Mara z jakimś rannym mężczyzną była tu kwadrans temu... .

- Obawiam się, że nie mogę ci pomóc przyjacielu - Aremi zabrał palce z twarzy Elhana i przestał się już przyglądać i badać magicznie jego wciąż wypełnione krwią oczy, a wy zrobiliście srogie miny, ponieważ Kapłan najnienormalniej w świecie śmiał się pod nosem prosto w twarz niewidomego Elfa!. Zanim jednak któryś z was dał mu w zęby, Aremi był szybszy, wyjaśniając sytuację - Nic nie mogę zrobić, ponieważ nie ma co do robienia. Rany nie są stałe, emanują słabą magią, ale przez krew widać już źrenice. Prosty więc wniosek, powoli wszystko samo wraca do starego, już niedługo powinien widzieć jak dawniej bez niczyjej pomocy. Mogę wam jeszcze w czymś pomóc?.

Wszyscy odetchnęli z ulgą, czy to w duchu, czy normalnie. Na twarzy Elhana również pojawił się uśmiech, coś jakby minimalne, naprawdę minimalne przebłyski światła docierały do jego oczu, wczoraj jeszcze tak nie było. Wszystko będzie więc dobrze i powróci w końcu ze świata ślepców. Czas więc chyba ruszyć na spotkanie w ratuszu, jednak czy targać ze sobą jeszcze ślepego Elhana, czy może odstawić go do karczmy?. No i przede wszystkim, czy towarzysząca wam do świątyni Luna powinna iść z wami, czy nie, w końcu dopiero co ją poznaliście, z drugiej jednak strony pomogła wam w nocy ratując przede wszystkim skórę Milo przed sądem, a oprócz tego potrafiła leczyć, a taki ktoś przydałby się wam z pewnością.
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 18-06-2008 o 08:27.
Buka jest offline  
Stary 15-06-2008, 01:55   #43
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Johan Blavith

Johan czekał za drzwiami swojego pokoju razem z małym towarzyszem. Gdyby był w stanie w miarę szybko otworzyć drzwi zapewne by to już zrobił, ba, znajdowałby się razem z resztą drużyny na dole w oczekiwaniu na nadchodzące zło. Niestety, jego stan był godny pożałowania. Mężczyzna ledwo sam stał na nogach, lecz dla pewności znajdował wsparcie w ścianie obok. W końcu jednak trochę zniecierpliwiony zaczął szukać klucza. Ten leżał w widocznym miejscu na małym stoliku, więc większych trudności z jego odnalezieniem wojownik nie miał - choć pewnie zrobiłby to wiele szybciej na trzeźwo. Gorzej było z trafieniem ów kluczem do zamku, lecz tu przyszedł z pomocą kobold. Pierwszy wypadł mężczyzna omal nie przewracając się. Jakoś dobrnął do schodów a dalej pomagał sobie poręczą. Już z samej góry dostrzegł leżące we krwi na dole ciało. Blavith zatrzymał się na chwilę z wrażenia. Nie spodziewał się, że zobaczy taką scenę. Co do licha... ? - pomyślał, lecz urwał, gdyż nie trafił dokładnie stopą w schodek, co spowodowało poważne zachwianie równowagi. Mężczyzna niechybnie runąłby w kałużę krwi człowieka gdyby nie złapał się drugą ręką w ostatniej chwili za poręcz. Również Harkh wykazując się dużym refleksem złapał lecącego Johana, co może nie w dużym stopniu, ale zawsze pomogło. W końcu obaj zeszli "jako tako" ze schodów. Wojownik klęknął przy ciele mężczyzny wcześniej rozglądając się. Jeden z elfów krzyczał coś, lecz umysł najemnika w tej chwili nie był w stanie rozszyfrować, o co chodzi długouchemu. Brodacz widział, że ten zakrywa sobie oczy dłońmi, więc mógł się tylko domyślać, co mu jest. Z reszty kompani jeszcze niziołek wydawał się być bardziej podenerwowany niż reszta. Dalej stał z kuszą w ręku i strachem wymalowanym na twarzy bełkocąc coś pod nosem. Johan widząc, iż ranny mężczyzna jeszcze oddycha zwrócił się szybko do kobolda:

- Harkh! Idź! W moim plecaku! Mi... mi... mikstura...! - starał się powiedzieć, lecz mówił na tyle niezrozumiale, iż nawet gdyby bardzo chciano i tak by go nie zrozumiano.

Lecz w tym momencie w głównej sali pojawiła się młoda kobieta o długich włosach z okularami na nosie. Zaczęła coś mówić, ale widząc leżącą na ziemi postać zareagowała momentalnie. Blavith szybko stwierdził, że nieznajoma musi się znać na rzeczy, więc szybko - przynajmniej jak na ten stan - oddalił się nie chcąc przeszkadzać. Usiadł na podłodze opierając się o bar. Dopiero teraz baczniej rozejrzał się po sali. Elhan istotnie stracił wzrok. Siabo kierował się w stronę karczmarza, Blajndo pocieszał i opatrywał elfa. Milo klęczał przy nieznanej kobiecie żywo zadając jej pytania. Johan zaczął odpływać. Alkohol mimo krótkiego snu chyba coraz bardziej uderzał do głowy. Najemnik dostrzegł jeszcze niebieską poświatę bijącą z rąk kobiety, później głowa przechyliła mu się do przodu. Usnął błogim pijackim snem. Przebudził się jeszcze raz, ale tylko na chwilę, gdy donośnie krzyczał mag, lecz gdy ten się wyciszył Johan ponownie zasnął.

Obudził się rano, w swoim łóżku zupełnie nieświadom większości zdarzeń poprzedniego wieczoru. Ostatnim, co pamiętał była pusta butelka, którą odrzucił w kąt. Teraz ubierał się rozmawiając z Harkh'iem o minionej nocy. Uświadomiony, poczuł się bardzo zawstydzony. Drużyna po raz pierwszy miała okazję dostrzec człowieka w takim stanie, dowiedzieć się o jego przypadłości... Zaraz po umyciu rąk i twarzy oraz rozczesaniu włosów oraz brody wojownik udał się na dół. Kac nie odstępował go ani na krok odkąd się obudził. Blavith do jedzenia nie zamówił nic. Nie miał ochoty na jedzenie po tak męczącej nocy, skupiał się głównie na wodzie, którą spożywał w dużych ilościach. Podczas śniadania Johan zagadnął do kobiety, która zeszłej nocy pomogła jakiemuś mężczyźnie.

- Wybaczy Pani, że zajmę chwilkę. Chcę podziękować za to, co Pani wczoraj zrobiła - mówił licząc na to, że kobieta nie zacznie rozmawiać o minionej nocy, o której wiedział tylko trochę od kobolda - i mam nadzieję, że wybaczy mi Pani moją wczorajszą niedyspozycję. Naprawdę bardzo przepraszam za swoje zachowanie, które na pewno nie zasługuje na pochwałę. Jeszcze raz Pani dziękuję i tak przy okazji nazywam się Johan Blavith - rzekł całując kobietę w dłoń (jeśli Ta pozwoliła).

Czas płyną i szybko zbliżała się godzina umówionego z burmistrzem spotkania. Podczas śniadania chyba wszyscy zgodzili się, aby przed wizytą u władz odwiedzić miejscowych kapłanów Helma i poprosić o pomoc dla niewidomego elfa. Niedługo przed wyjściem z gospody przybyła znana już naszym bohaterom osoba. Mara Bersk wraz z małą obstawą wkroczyła do karczmy i na skinienie karczmarza udała się na zaplecze. Gdy wyszła skierowała się prosto do stołu drużyny i przedstawiła sytuację, z jaką musi się ona zmierzyć. Później mówiła już łagodniej. Gdy odwracała się do wyjścia zatrzymał ją jeszcze brodacz i powiedział:

- Wybaczy Pani, że się wczoraj nie przedstawiłem, ale można by powiedzieć, iż byłem tu tylko ciałem... dusza i umysł były gdzie indziej. Jestem Johan Blavith i pragnę powiedzieć, iż nie spocznę dopóki nie pomogę temu miastu i jego mieszkańcom. Nie liczę na żadne nagrody, gdyż jedyną nagrodą może być dla mnie tylko świadomość, że w tym mieście na powrót zapanuje spokój i radość - powiedział z powagą, po czym ukłonił się i jeśli Mara na to pozwoliła musnął delikatnie swoimi ustami jej dłoń. Następnie mężczyzna powrócił do stołu i czekał na resztę swoich towarzyszy. Jakiś czas później wszyscy udali się tak jak to wcześniej zaplanowali do świątyni Helma. Tam kapłan obwieścił dobrą nowinę - Elhan będzie widział. Johan ucieszył się, gdy to usłyszał. Odkąd podróżował z elfem miał chęć zmierzyć się z nim chociażby na drewniane miecze by nie pokaleczyć się nawzajem. Gdyby elf nie odzyskał wzroku taka walka, przynajmniej na obecną chwilę byłaby niemożliwa. Chociaż...

Czy chciałaby Pani pomóc temu miastu? Zapewne wie już Pani o problemach tutejszej ludności. Poprzedniego wieczoru pokazała Pani, iż jest naprawdę bardzo wartościową kobietą i to w dodatku władającą magią leczniczą. Zechce nam Pani pomóc? - zapytał Luny kierując się powoli w stronę ratusza. Ciekawe, co przyniesie ten dzień? - pomyślał czekając na odpowiedź.
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline  
Stary 15-06-2008, 13:39   #44
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
W momencie otworzenia oczu w głowie B'ulletto krążyły już przeróżne myśli:

- Co to się porobiło... - wciąż nie mogąc pojąć wydarzeń poprzedniej nocy, kręcąc się na boki, w końcu podniósł się z łóżka i bez pośpiechu pozbierał swój ekwipunek. Wherkens, jak zawsze, czekał czujnie aż przyjaciel się wyśpi.
- A niech to drzwi ścisną... Wherkens... powiedz, gdzież tu można uwolnić swój organizm ze zbędnej wody? - rzucił niezbyt jasnym pytaniem, które nie wiadomo czemu ale przyszło mu na język i dopiero po chwili dotarło do niego co też za słowa wypuścił z ust, a widząc zakłopotanie wilka, powtórzył już w typowym dla nich języku:
- Gdzież tu się można odlać? Prowadź mnie mistrzu... - jak to zwykle bywało po wypiciu odpowiedniej ilości trunków danego wieczoru, poranne zapełnienie pęcherza graniczyło z przepełnieniem. Wilk rozumiejąc potrzeby swego przyjaciela, a mając wyjątkowy węch, z łatwością wskazał mu kierunek, gdzie znajdował się swego rodzaju wychodek (w końcu każda szanująca się gospoda, gdzieś coś takiego mieć musiała). Po załatwieniu swych potrzeb fizjologicznych, oraz po przemyciu "poklejonej" twarzy wodą, przyszła kolej na dalsze potrzeby. Chłopak ruszył do reszty, siedzących i pałaszujących już śniadanie, kompanów:

- Piiiić... - wyszeptał przeciągając głoskę, po czym podszedł i bez zastanowienia wypił kufel najbliższego trunku, który jak się okazało był jakimś jeszcze nie sprzątniętym, czy też przypadkiem pominiętym, zleżałym, wczorejszym browarem. No ale gdy ma się takiego "suchara" w ustach to i taki napój może conieco poratować, byleby to nie była zwykła woda, bo ona to dopiero mu "kapcia" w ustach przeciągała! Dopijając resztki, dosiadł się i spojrzał tylko na śniadanie:

- Hmm, też bym coś w sumie zjadł... - pomyślał krótko i nawet nie zdążył się odezwać gdy pełny talerz znalazł mu się pod nosem. Uśmiechnął się szeroko i zadowolony zawołał za odchodzącą dziewczyną:
- Dziękuję!
Nie zwracając w ogóle uwagi na to co je, byleby tylko zaspokoić poranną "gastrofazę", kombinował znowu nad tym co dalej mają zrobić i nad tym co zostało już zaplanowane.

Kilka minut później wpadła do gospody znana już wszystkim kobieta w zbroi. Chłopak był tak pochłonięty przez swój świat myśli, że cała sytuacja praktycznie nie miała dla niego miejsca. Dotarły do jego uszu tylko poszczególne słowa, i jedyne co dodatkowo zauważył to, to, że bojowe nastawienie paladynki trochę, jak to mawiano - "zmiękło".

Minęło jeszcze trochę czasu, nim zebrana w pełni drużyna, z nowo poznaną towarzyszką (którą bynajmniej według niego Luna już była), była gotowa do wyjścia.

Pierwsze co odwiedzili to kapłan, którego Blajndo przez moment chciał zwyczajnie pacnąć w zęby, gdyż bardzo łatwo rozpoznał jego prześmiewcze zachowanie i niegodne kapłana podejście. Jednakże, gdy kapłan wszystko wyjaśnił, jego zaciśnięta już pięść, poluzowała się, aż w końcu dłoń wróciła do normalnego stanu. Chłopaka zadowolił i uspokoił fakt iż ich kompan wyzdrowieje, choć zarazem trochę go to zdziwiło:

- Co to za magia? - zadał sobie w głowie pytanie, będąc świadomym, że i tak nie jest w stanie na nie odpowiedzieć. Tak czy siak najważniejszym był w tym momencie fakt nieodległego powrotu Elhana do zdrowia.

Następnym przystankiem miał być ratusz, gdzie mieli poznać więcej szczegółów i posłuchać tego wszystkiego, przedstawionego przez całą tą otoczkę praworządności i innych, w mniemaniu chłopaka pierdół, które na swój sposób miały swe znaczenie, ale według niego były niepotrzebnym upiększaniem, przez dobieranie wielkich i mądrych słów.
Niechęć chłopaka, do straży miast i ich przedstawicieli, była gdzieś w nim dość głęboko zakorzeniona, i choć lubił on pomagać innym (był on bez wątpienia pozytywnym bohaterem), to wolał to robić po swojemu, bez żadnych ograniczeń, przyzwoleń i kar. Nie miał problemów z dostosowywaniem się i odpowiednim zachowaniem, zwłaszcza będąc w towarzystwie przedstawicieli prawa, ale w głębi siebie czuł jakąś pogardę, być może był to też i strach, bądź, ot właśnie, zwyczajna niechęć - co było przypuszczalnie wynikiem przeżyć sprzed kilku lat, czy też tylko miesięcy, a już z całą pewnością z czasów zanim poznał swych dotychczasowych towarzyszy.

Tak więc pomimo jego prywatnych odczuć, których tak naprawdę starał się nie ukazywać na zewnątrz, czuł tak jak inni swego rodzaju potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o tutejszych zdarzeniach, przez to też nie oponował, a był nawet i za odwiedzeniem ratusza.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 15-06-2008 o 13:42.
ŚLePoX jest offline  
Stary 18-06-2008, 08:31   #45
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Po wydarzeniach w karczmie Elhan nie mógł długo zasnąć. Starał się zidentyfikować kreaturę która go oślepiła. Nigdy takiego czegoś nie widział, ani w książkach, ani w prawdziwym świecie. Zastanawiał się też nad motywami działania potwora i tym w jaki sposób pojawił się w tym mieście. Czyżby zemsta? Może to któryś z mieszkańców stał się tym czymś? Elf nie znalazłszy odpowiedzi na żadne z tych pytań powoli zasnął. Noc minęła mu spokojnie. Obudził się rano i miał już zamiar przetrzeć oczy, gdy w ostatniej chwili się zorientował, że jest ślepy, a na głowie ma opaskę. Westchnął cicho i ubrał się biorąc ze sobą wszystkie niezbędne rzeczy. Zeszedł na dół i ku jego dziwieniu wszystko było w jak najlepszym porządku. Widocznie karczmarz zdołał już posprzątać ten bałagan po wczorajszej nocy.

- Witaj gospodarzu - rzekł do karczmarza schodząc powoli ze schodów, macając przed sobą kolejne stopnie. W końcu podszedł do lady chwiejnym krokiem. Idąc przez pomieszczenie mało brakowało by się wywrócił, zahaczył bowiem o jedno z krzeseł. - Ile zapłacę za dobre śniadanie? Kiszki mi marsza grają po wczorajszej nocy. - dodał i odwrócił się na pięcie w stronę stolików. Zatrzymał się jednak i odwrócił z powrotem w stronę karczmarza.
- Aha, i gdzie można by tu umyć ręce? - elf pokazał jeszcze zakrwawione dłonie. Gdy otrzymał odpowiedź od karczmarza powoli podpierając się mieczem i macając jedną ręką przed sobą ruszył w kierunku drzwi karczmy próbując wykorzystać także inne zmysły do wyczucia drogi. W końcu niepewnie dotarł do wejścia do karczmy. Jego nos uderzył zapach świeżej wody lekko falującej w niewielkim zbiorniku. Podszedł do niego i umył ręce z krwi.

Wrócił do karczmy i zasiadł przy jednym ze stolików oczekując na śniadanie, a gdy w końcu i to znalazło się na blacie zaczął je jeść od czasu do czasu pociągając wielki haust z dużego kufla z piwem.
Z piętra poczęły wyłaniać się sylwetki towarzyszy elfa, jednak wojownik słyszał tylko buty uderzające o schody i pierwsze zamówienia kierowane w stronę karczmarza.

W gospodzie pojawiła się znana już wszystkim paladynka. Szczęk zbroi i ciężkie kroki uświadomiły Elhana, że to ona i jej obstawa. Niedługo po wkroczeniu straży do pomieszczenia z kuchni dało się tylko słyszeć stłumione szepty.

"Wybaczy Pani, że się wczoraj nie przedstawiłem, ale można by powiedzieć, iż byłem tu tylko ciałem... dusza i umysł były gdzie indziej. Jestem Johan Blavith i pragnę powiedzieć, iż nie spocznę dopóki nie pomogę temu miastu i jego mieszkańcom. Nie liczę na żadne nagrody, gdyż jedyną nagrodą może być dla mnie tylko świadomość, że w tym mieście na powrót zapanuje spokój i radość"

- I ja zaręczam Pani, że pomogę memu przyjacielowi, i miastu w tym niecnym przedsięwzięciu unicestwienia potwora nękającego to spokojne miasteczko. - oświadczył wstając od stołu i pochylając się w lekkim ukłonie przed Marą. - I niechaj Pani nie baczy na moją ślepotę, gdyż i tacy dobrze potrafią machać mieczem, mając umysł za oczy.
Elf poczekał aż orszak opuści karczmę. Dokończył śniadanie i razem z innymi ruszył do świątyni podpierając się mieczem. Gdy poczuł kadzidła i chłód świątynnych murów uświadomił sobie, że znalazł się w świątyni. W końcu usłyszał kapłana, a niedługo po tym wyjaśniono mu całe zajście.
Elhana nieco dotknął fakt, że kapłan nie może mu pomóc, choć po części spodziewał się takiej wiadomości. Na twarzy wojownika zagościł wielki uśmiech gdy nieoczekiwanie młodzieniaszek powiedział, że rany są magiczne i niebawem elf będzie widział. Pochylił się w ukłonie w stronę kapłana dziękując mu za zbadanie oczu i razem z innymi ruszył w stronę ratusza na spotkanie z burmistrzem.
 

Ostatnio edytowane przez Sinthael : 18-06-2008 o 10:59.
Sinthael jest offline  
Stary 18-06-2008, 11:28   #46
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
-Eeechm... ee... Gdzie ja jestem? - niziołek gwałtownie obudził się ze swego snu, szybko wstając na nogi. Zakręciło mu się w głowie z powodu nagłej zmiany pozycji, lecz po chwili ciśnienie wróciło do normy. Przetarł oczy i rozejrzał się dookoła. To nie był tylko zły sen? Łeeech Teraz dopiero zauważył co go obudziło. Drzwi przed którymi spał próbowały się otworzyć lecz blokowały się na niziołku. Teraz gdy wstał nie stanowił dla nich żadnego oporu i Elhan spokojnie wyszedł przez nie. Milo szybko się pozbierał i ruszył na dół. Prowadził go żołądek.

Wreszcie podano do stołu śniadanie. Niziołek burknął tylko "smacznego" i zaczął pałaszować swe jedzenie. W tym momęcie do karczmy weszła paladynka wraz ze swoimi "gorylami" - no to teraz się zacznie się kazanie... - pomyślał Milo po czym pomijając wszelakie zasady grzeczności wobec damy dalej jadł nie zważając na przedstawicieli prawa. Łotrzyk ogólnie do porządku, ładu i dobra nic nie miał lecz denerwują go wszelakie przepisy, kodeksy czy prawa. Nie mówiąc już o straży i paladynach. Może to przez jego ojca i hańbę jaką on nakrył klan Greenbottle'ów swoją zdradą? Usłyszał obietnice pomocy ze strony wojowników, ale jako doświadczony, przynajmniej wedle swego mniemania, łotrzyk wiedział żeby nie puszczać słów na wiatr. Po za tym nie przepadał za górnolotną mową. Zbyt bardzo ojca mu przypominała. A i pychę trzeba czasem trzymać na smyczy.
Gdy strażnicy wynosili rannego sprzedawcę z zaplecza karczmy, Milo zbledł na twarzy. Jednak to nie był sen... Wiele obrazów przepłynęło przez umysł malucha. Zabity troll, zmasakrowany człowiek, zadźgany krasnolud, zamordowany drow i ranny z wczorajszej nocy. Tyle śmierci... tyle zła... Co ja powinienem zrobić?

Gdy drużyna wreszcie dotarła do świątyni, Milo wcale lepiej się nie czuł. Wyglądał ma zmartwionego wczorajszym incydentem, a widok tej budowli wcale na duchu go nie podniósł. Niziołek przekroczył progi "domu bóstwa" i zaczął przyglądać się architekturze budowli. A raczej złoceniom, ornamentom i innym ozdobom. A może tak by wstąpić do klasztory? Odpokutować swoje winy?... Co ty wygadujesz! I co byś tu robił? Modlił się? Nie żartuj sobie! Ty tu nie pasujesz! Jego przemyślenia przerwała dobra nowina dotycząca wzroku Elhana. Przynajmniej on jest szczęśliwy... No dobra, jakoś to będzie...
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 18-06-2008, 14:22   #47
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Wczorajsze wydarzenia postawiły sporo pytań i wyzwań przed Luną, i chociaż miała pewną tajemnicę do rozwiązania to ludzie umierali, podczas gdy ona żyła i jak na razie miała się dobrze. Postanowiła więc im pomóc, na tyle ile potrafi i oczywiście dowiedzieć się czegoś nowego, już nie mogła doczekać się spotkania a kapłanem, miała nadzieję, że udostępni jej kroniki miejskie, które zapewne posiadał, a przynajmniej dzienniki poprzednich kapłanów w tej okolicy. Chciała też przejrzeć kilka ksiąg o leczeniu, medycynie i ziołach, które zapewne miał na stanie. Leczenie nie było dobrą stroną Luny i jak dotąd ociągała się z przyswajaniem sobie wiedzy z tej dziedziny, spędzając czas na bardziej fantastycznych księgach jak „Beholdery i ich zwyczaje” czy „Pętanie przybyszów – wydanie numer 2”. Leczenie wydawało się jej zbyt… doczesne, normalne, ona szukała niesamowitości, niespodzianki w księgach. Do tej pory również nie potrzebowała tych zdolności, a przynajmniej nie w takim stopniu, dlatego postanowiła się nieco przyjrzeć tej dziedzinie z nadzieją, że nie okaże się tak nudna jak myślała.

Rano córka gospodarza przyniosła misę z ciepłą wodą, którą sobie wcześniej zamówiła Luna. Korzystając z okazji chciała się porządnie umyć, bo nie wiedziała kiedy znowu będzie jej dane nocować w obrębie cywilizacji. Po dokładnym umyciu, wysuszeniu włosów, zasiadła przed swoim modlitewnikiem. Podobnie jak czarodzieje musiała wertować strony modlitewnika i zapamiętywać wybrane zaklęcia. Miało to pewne zalety i wady, nie miała dostępu do tylu modlitw ile inni kapłani, lecz w zamian za to mogła się nauczyć takich, które były im nie dostępne. Posiadała parę takich właśnie zaklęć i była z nich bardzo dumna. Potrzeba było nie lada wysiłku, żeby zdobyć je. Szczególnie ceniła sobie tak zwaną Błyskawicę, której używali czarodzieje. Zdobyła ją od pewnego kapłana ze wschodu, bardzo ciekawy, ale enigmatyczny człowiek, wyznający bardzo zdyscyplinowaną filozofię.

Kiedy skończyła, upięła włosy w kok, poprawiła ubranie i zabrała swoje rzeczy ze sobą, ruszyła na dół, gdzie czekali już inni. Przedstawił się jej niejaki Blavith, podziękowała mu, ale była już trochę niecierpliwa myślą o księgach kapłana, więc zakończyła rozmowę szybkim uśmiechem i powolnym krokiem w stronę drzwi, sugerując, że nie ma na to czasu.

Przeszkodziło jej jednak pojawienie się kobiety, paladynki prawdopodobnie, starała się odnaleźć jakieś symbole sugerujące jakie bóstwo było jej patronem. Trochę pogroziła, trochę podziękowała. Spotkanie szybko minęło na szczęście i mogli wyruszyć do świątynie. Chciała co prawda spotkać się z nimi u burmistrza, co było dość kuszącą ofertą, lecz Luna miała już inne plany.

W świątyni Helma dowiedziała się, że ślepota jest magiczna, kolejny fakt do listy, która może pomóc jej zidentyfikować stwora. Jednocześnie jej ulżyło, że elf wyzdrowieje, a z drugiej strony skarciła się za brak odpowiednich umiejętności i wiedzy, aby to stwierdzić, musi być bardziej uważna.

-Dziękuję ci również bardzo za pomoc kapłanie, zawsze podziwiałam Helma i jego wyznawców za oddanie i ich niezłomny trud i wolę w pilnowaniu wszelkich miejsc, które tego wymagają, jako kronikarka Shaundakula rozumiem ten trud, gdyż Pomocna dłoń każe nam wędrować i odkrywać nowe zaginione miejsca, a jako kronikarka mam obowiązek zabezpieczać je przed niepowołanymi rękoma. Jeśli mogę chciała bym zagłębić się w księgozbiór twojej świątyni, być może macie jakieś kroniki spisane przez przeszłych kapłanów, które by się przydały w identyfikacji bestii, a również pragnę uzupełnić moją wiedzę na temat leczenie i ziół. Jeśli więc to nie problem chętnie bym przejrzała wasze księgi, co oczywiście oznacza, że nie będę mogła wam towarzyszyć w drodze do burmistrza, niestety.- ostatnie słowa zwróciła do ludzi i nieludzi, z których pomocą miała zamiar rozwiązać tę zagadkę.
 
Qumi jest offline  
Stary 18-06-2008, 19:00   #48
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po odwiedzeniu świątyni Helma, i usłyszeniu od Kapłana Aremi dobrych nowin dotyczących ślepego Elhana, udaliście się do ratusza na spotkanie z burmistrzem Lance. Nie wszyscy jednak tam ruszyli, nowo poznana Luna Wisewind wolała zostać w przybytku Helma, chcąc nieco poczytać kroniki miasteczka, a i może dowiedzieć się nieco na temat magii powiązanej z leczeniem. Ci, którym zależało na umówionym spotkaniu i być może dowiedzeniu się nieco więcej na temat wydarzeń trapiących mieszkańców poszli więc dalej. Johan zaczął rozmyślać o Paladynce, ta w przeciwieństwie do Luny nie pozwoliła się ucałować w dłoń. Albo była, albo jedynie odgrywała twardą i nieprzystępną babę, kto tam wie. Znowu myślał o Kate, o jej włosach, oczach, o krwi... .

Idąc ulicami zauważyliście, że liczni miejscowi znów na was spoglądają, tym razem jednak z nieco większą życzliwością. Jak więc było widać, wieści o nocnych wydarzeniach szybko się rozeszły, a co za tym szło, miastowi widzieli w was najprawdopodobniej swoich wybawców, w końcu spotkaliście grozę Rath i wyszliście z tego praktycznie cało, co jeszcze się nikomu nie przytrafiło. Wszędobylskie koty i ptaki w klatkach, spory ruch na ulicach, kilka miłych uśmiechów, parę machających w waszą stronę dzieciaków (nawet do dziwnej, małej jaszczurki) i nieśmiałe spojrzenia młodych dziewek towarzyszyły wam do waszego celu, dodając niejako otuchy i wyrwy. Czuliście się naprawdę dziwnie, zupełnie jakby to coś już było martwe, a wy mianowani bohaterami miasta. Połechtane "ego" wprawiło was w dobre humory, co zwłaszcza przydało się strapowanemu swoją wczorajszą pomyłką Milo, wkrótce to wszystko miało się jednak po raz kolejny zmienić, nie wybiegajmy jednak wydarzeń.

Nadciągające daleko, daleko na horyzoncie chmury... .


Ratusz


Siedziba rządu miasta była wyjątkowo okazałym, dwupiętrowym budynkiem z czerwonej cegły. Jego front tuż przed dużymi, podwójnymi drzwiami podtrzymywał rząd grubych kolumn, a prowadziły do nich z ulicy okazałe, i wyjątkowo czyściuteńkie schody. Sam ratusz przypominał więc z wyglądu jakąś okazałą świątynię, a nie zwyczajny budynek publiczny w dziurze zwanej Rath. Po obu stronach otwartych na oścież drzwi wejściowych stało dwóch strażników w kolczugach i z włóczniami w dłoniach, pełniąc wartę i oczywiście wypytując was o powód wizyty. Po chwili weszliście do środka, wchodząc do obszernego holu, z licznymi drzwiami i korytarzami we wszystkich otaczających was ścianach, oraz parą szerokich schodów prowadzących na piętro. Dwa metry od wejścia siedział przy biurku jakiś mężczyzna, w nieco dziwacznej czapce i o wyjątkowo charakterystycznym nosie. Na wasz widok przestał czytać jakiś dokument, po czym zlustrował wzrokiem waszą grupę.

- Witam, zwę się Rother, W czym mogę pomóc? - Spytał, i gdy dowiedział się o celu wizyty pokiwał przytakująco głową - Burmistrz i Mara Bresk już na was czekają, proszę za mną. Futrzak jednak zostanie - Rother miał na myśli wilczego towarzysza Blajndo, nie wyrażając się o nim zbyt pochlebnie.



Jak powiedział, tak postąpił, ruszyliście więc za odźwiernym na piętro. W czasie drogi okazało się nagle, że zupełnie znikąd pojawiło się za wami dwóch towarzyszących wam strażników. No cóż, dostaliście "obstawę", takie życie, trochę denerwujące... . Po pokonaniu schodów i podążaniu przez chwilę na piętrze w końcu dotarliście do właściwych drzwi, również pilnowanych przez parkę zbrojnych. Rother głośno zapukał, męski głos kazał wejść, znaleźliście się więc w nowym pomieszczeniu. Dosyć chudy mężczyzna z dziwną fryzurą i uszami świadczącymi być może o swoim Elfim pochodzeniu wraz ze znaną wam już Paladynką oczekiwali na was w dużej sali z okazałym stołem umiejscowionym na środku. Chudy odłożył kielich z winem na zastawiony butelkami mały stolik pod ścianą, po czym przyjrzał się waszej grupie, w tym czasie Mara, będąca jak zawsze w pełnym rynsztunku, przywitała was ledwie zauważalnym skinieniem głowy.

- Witam panowie, witam, jestem Lance, burmistrz Rath, proszę zasiądźcie do stołu. Czy może ktoś chce wina? - Burmistrz wskazał dłonią na kilka flaszek trunków. Rother, podaj nam wina!.

Po szybkim przedstawieniu się zasiedliście więc do stołu wraz z Paladynką i burmistrzem, a kto chciał, został uraczony czerwonym winem. Wraz z wami w sali przebywał wasz "ogon" w postaci dwóch towarzyszących wam od parteru strażników, a dwaj spotkani wcześniej stali za zamkniętymi drzwiami. Oprócz burmistrza i Mary pozostał również Rother, stojąc pod ścianą, zdegradowany chwilowo do roli służby nalewającej trunki. Burmistrz jak widać był ostrożnym człowiekiem, w końcu miał do czynienia z grupą niezbyt pochlebnie nazywanych "awanturników", a różnie to bywało. Zaczęliście więc dyskutować na interesujące was tematy i zadawać pytania, rozmowa (chwilowo) była więc konkretna i na właściwy temat... .

- Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu - Wyjaśniał burmistrz - Coś zabija mieszkańców, atakuje tylko w nocy. Najpierw przypadkowe osoby, bezwzględnie, czy pijaczyna wracający późno do domu, starzec, zwykły mieszczanin, kobieta czy dziecko - Ostatnie słowo wypowiedział dziwnie cicho, po czym napił się porządnie ze swojego kielicha - Zabija bez litości, niezwykle szybko. Wielu padło bez żadnych ran na ciele, wielu jednak zostało rozerwanych na strzępy. To coś ich nie zjada, nie grabi, po prostu zabija. Do domostw jeszcze nie wchodziło, chyba światło je odstrasza. Nie tak dawno straciliśmy w nocy cały patrol straży miejskiej, a do tego również naszą miejscową Kapłankę. Wszyscy zabici - Znowu się napił, nieco drżącą ręką. Mara siedziała z kamienną twarzą, a Rother wpatrywał się w okno pustym wzrokiem. Burmistrz spojrzał w skupieniu po waszych twarzach.

- Nie wiemy co robić, baron Chernin też nie wie. Obiecał pomoc, ma ktoś przybyć, czy to potężniejszy Kapłan niż Aremi, czy jakiś Mag, ale na razie nic z tego, czekamy już miesiąc. Słyszałem o wydarzeniach w nocy, słyszałem że spotkaliście to coś, było dwóch rannych, jeden z was przeżył jako pierwszy od początków tych zdarzeń atak potwora!. Widział coś, jak to wygląda, czym to jest?? - Lance zaczął wypytywać podekscytowany wpatrując się w ślepego Elhana, a Mara i Rother również wyraźnie czekali na udzielenie odpowiedzi... .

- Proszę was o pomoc - Mówił dalej burmistrz - Myślę, że jesteście wystarczająco silni i sprytni by sobie z tym czymś poradzić. Pomóżcie nam, a otrzymacie nagrodę, zapłacę każdemu z was... zapłacę... po pińćset złotych monet!.



Paladynka na ostatnie słowa burmistrza mimo starań zrobiła zdziwioną minę, Rother z kolei oficjalnie z rozdziawioną gębą wywalił gały na propozycję swojego przełożonego. Pięćset złotych monet na łeb. Z jednej strony nie było to zbyt wiele, już parę razy obłowiliście się w swoim życiu w o wiele większą kwotę, jednak jak to się mawia, taka sumka nie chodzi piechotą. Daleko temu było co prawda do skarbów znajdywanych w zakurzonych lochach, ale i kwota jako całość dla grupy wyglądała imponująco. No i nie musielibyście się przebijać przez jakieś pułapki, walczyć z nie-wiadomo-czym po drodze i martwić się, czy jeszcze kiedyś wyjdziecie na powierzchnię. Tu musieliście "tylko" zapolować na jedno nie-wiadomo-co całą grupą, propozycja była więc kusząca.

- Więc jak? - Spytał Lance i nakazał Rotherowi podać sobie już całą flaszkę, z której sam już nalewał wina do swojego kielicha. Widać było, że albo lubi sobie wypić, lub też może i wydarzenia w mieście zapędziły go w objęcia procentów - Zgadzacie się czy nie, a i pytajcie o co chcecie, a jak potrafię to odpowiem... .


Świątynia Helma


Luna Wisewind odłączyła się od nowo poznanej grupy, pozostając w świątyni. Z pewnością gdy się z nimi ponownie spotka, opowiedzą jej o wszystkim co zaszło u burmistrza, mogła więc w spokoju zająć się i innymi, interesującymi jej osobę sprawami. Kapłan był wyjątkowo miły i na swój sposób "czarujący", zaprowadził ją do piwniczki w której znajdowały się świątynne archiwalia, skąd wygrzebał dla niej kronikę miasteczka. W zagraconej piwniczce było jednak ciasno i duszno, ulokował więc Lunę na tyłach przybytku Helma w czymś, co wyglądało jak oficjalne pomieszczenie do przyjmowania gości. Kobieta zasiadła więc za biurkiem z księgą, a Aremi zostawił ją na chwilę samą. Wrócił z kubkiem herbaty i kilkoma... placuszkami. Przez chwilę jeszcze gawędzili, po czym poszedł zobaczyć co z przyprowadzonym wcześniej przez Marę pechowcem postrzelonym z kuszy. Po wyjęciu pocisku z ciała mężczyzny nieco go uleczył, konieczny był jednak nowy opatrunek i odpoczynek. Mimo więc protestów poszkodowany musiał zostać przez dzień w świątyni, wylegując się w małym hospitalium dla potrzebujących.

W czasie wspólnie spędzonego kwadransa z Kapłanem Luna dowiedziała się od niego kilku rzeczy dotyczących ostatnich wydarzeń. Wcześniej był tylko pomagierem Kapłanki o egzotycznym imieniu Wascha, która również zginęła przez "potwora", i od tamtej pory wszystkie obowiązki spadły na jego głowę. Nigdy nie widział i nie poszedł z Waschą walczyć z tym czymś, czego niezmiernie żałował. Ledwie sobie teraz z zaistniałą sytuacją radził i czekał na jakąś pomoc ze strony kościoła Helma, wszystko jednak wymagało czasu. W końcu kraina Vaasa była niemal pustkowiem, nie to co choćby sąsiednie państwa. Aremi nieśmiało przebąkiwał, że gdzie indziej byłoby mu o wiele łatwiej w służbie swego patrona, jednocześnie jednak twierdził, że poradzi sobie tak czy inaczej, i nie zostawi mieszkańców w potrzebie. Mówiąc krótko, był więc oddany swej wierze i potrzebom otaczającego go ludu, robiąc co w jego możliwościach.

- Powiedz pani, czego szukasz, a może razem szybciej znajdziemy - Powiedział do niej z miłym uśmiechem, opierając się dłońmi o blat biurka po przeciwnej stronie i wpatrując prosto w oczy kobiety. Luna odniosła dziwne wrażenie, że Kapłan z nią w delikatny sposób flirtował. Zauważyła to zresztą już kilka chwil wcześniej, łapiąc go na wodzeniu za nią wzrokiem. Teraz właściwie była już tego pewna, ta herbatka, placuszki, uśmiechy, niby przypadkowe dotknięcie dłoni przy podawaniu księgi w piwniczce... .



***

Elhan po przespanej nocy regeneruje pw, ma teraz 51 z 54. Widzi "jakieś" cienie, wzrok powoli wraca.
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 18-06-2008 o 19:04.
Buka jest offline  
Stary 20-06-2008, 11:17   #49
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Siabo ocknął się w karczmie. Leżał na ziemi okryty swoim śpiworem, choć nie pamiętał, żeby wyciągnął go z plecaka. Wychodziło na to, że ktoś zrobił mu tą przysługę i przykrył go. Wczorajszego wieczoru był już tak zmęczony, że powiedział tylko towarzyszom coś w stylu: "Wybaczcie, ale jestem zmęczony, podyskutujemy o wszystkim rano", po czym wyciągnął koc, rozłożył go przy oknie w głównej izbie i położył się na nim.

Czarodziej wywnioskował, że spał może cztery godzinki. W nocy męczyły go koszmary o tym, jak ginęła jego siostra, tak łudząco podobna do córki karczmarza. Widział każdy detal owych wydarzeń, tak jakby cofnął się w czasie i przeżywał je na nowo. Widział demona uderzającego Ishvin i jej krew na ścianie zamku, zobaczył czarnoksiężnika śmiejącego się z płaczącego nad ciałem Ishvin Siabo. Znowu był świadkiem tego, jak wraz z zapadającym się w bagno zamkiem, znika ostatnia szansa na odnalezieni ciała Ishvin. Później te koszmary przekształciły się w jeszcze gorsze sceny. Zobaczył swój mały dom a w niej Carmillę. Trzech ludzi torturowało ją okrutnie. Bili ją a później gwałcili. Znowu bili i znowu gwałcili. Wbijali jej ogromne, rozżarzone do białości igły, w najbardziej czułe miejsca w kobiecym ciele, cieli sztyletami, pluli na nią, po czym znowu gwałcili. I tak w nieskonczoność. A Laumme nie mógł nic zrobić. Nic.
Na szczęście na tych koszmarach się skończyło. Mimo, że czarodziejowi tego typu sny śniły się dość często, to i tak wiele razy miał problemy z pozbieraniem się po nich. To był właśnie jeden z tych momentów.

Laumme Harr za nim wstał, zadbał dokładnie o to, by nikt nie zobaczył jego wilgotnych oczu. Przetarł więc kilka razy oczy, wytarł mokrą od łez twarz w chusteczkę i spróbował się uspokoić. W końcu wstał i cicho przywitał już tych co się krzątali w karczmie, czyli ranne elfie ptaszki. Następnie usiadł skrzyżnie na podłodze i wyciągnął dwie opasłe księgi. Pierwsza była obita czerwoną skórą z fragmentami sporych łusek. Na jej brzegu widniały tajemne runy zapisane w smoczym języku. Głosiły one: "Mądrość jest największą siłą". Druga księga była tak samo gruba, ale wyglądała "normalniej". Okładka była szara, nie miała żadnych napisów i udziwnień, a jej rogi były zagięte, co dowodziło o tym, iż była często używana. Czarodziej otworzył oba tomy, rozłożył na ziemi i zaczął studiować. Mimo, iż znał te formuły dość dobrze, musiał je powtarzać za każdym razem, gdy chciał je wykorzystać. Takich długich inkantacji, ćwiczeń umysowych i zróżnicowanych gestów, nie był bowiem w stanie jeszcze zapamiętać. Z tego co wiedział, to tylko niektórzy z jego fachu osiągali takie mistrzostwo, by to zrobić.

Gdy już skończył, poczuł, że dzisiaj ma przed sobą ciężki dzień. Podejrzewał, że będzie musiał przeprowadzić wiele rozmów i analiz. Jego rozum będzie dziś pracował na najwyższych obrotach. Przynajmniej miał taką nadzieję, choć po takich nocnych marach żadko kiedy, był w stanie poświęcić się konkretnym zadaniom na dłużej niż godzinę. Czuł zaledwie małą ulgę, że dołączyła do nich Pani Luna. Przynajmniej nie wszystko spadnie na mnie. Widać, iż jest inteligentna, toteż będzie z niej wielka pomoc. Będę musiał zamienić z nią słówko. Ale na to jest czas.

W końcu iluzjonista podniósł sie i poprosił przechodzącą Zorę o coś do zjedzenia. Miał wrażenie, że spoglądała na niego za nim Siabo w ogóle się odezwał. Na słowa Laumme Harra dziewczyna spłonęła rumieńcem i uciekła. Siabo uśmiechnął się tylko lekko, gdy zobaczył tą ciekawą reakcję. Zdał sobie sprawę z tego, że kelnereczka miałą na sobie amulet Mystry i nosiła go z dumą. Po chwili rudowłosa postawiła na stole przed czarodziejem, talerz z jajecznicą i chlebem. Znowu na mnie patrzy - pomyślał Siabo, a gdy podniósł głowę, by się uśmiechnąć, Zora znowu przybrała barwę swoich włosów i szybko odwróciła się w stronę baru. Ciekaw jestem jak długo jeszcze będzie na mnie tak reagować - zastanowił się przelotnie. Spojrzał jeszcze na nią gdy chowała się za drzwiami izby, gdzie najprawdopodobniej była kuchnia i pomyślał - Cholera ona jest naprawdę śliczna. Będzie miała w przyszłości wielu adoratorów. Oby tylko wyrwała się z tej karczmy, bo inaczej będą ją mieli za dziwkę. A na to nie pozwolę. Chciał już odwrócić głowę, gdy zobaczył kosmyk rudych włosów i jedno z zielonych oczu Zory. Gdy ta zobaczyła, iż Siabo przygląda się jej kryjówce, szybko schowała głowę. Czarodziej skwitował to uśmiechem i zaczął jeść śniadanie.

Po posiłku, Laumme postanowił porozmawiać z Ehlanem, czy zdążył może zauważyć co też go zaatakowało. Wiedział, iż to nie będzie łatwa rozmowa, jednak prędzej czy później, będzie musiał to zrobić. Przecież elf mógł zobaczyć coś ważnego, coś co powie mi co to było, a dzięki temu łatwiej będzie to znaleźć. Muszę to zrobić. Ale jeszcze chwilę. Chłopak się nieźle trzyma, więc nie chcę mu psuć humoru. Mag ociągał się jednak za długo, gdyż do gospody weszła Mara wraz ze strażnikami. Gdy tylko się pojawiła Milval poprosił ją do siebie. Oto nadszedł czas próby. - pomyślał Siabo gdy to zobaczył. Po kilku minutach Paladynka Helma weszła z powrotem do izby. Była już szczegółowo poinformowana o wszystkim. Dobrze - zastanowił się Siabo - Bardzo dobrze. Ten karczmarz jest inny niż wszyscy. Można spróbować. - myślał patrząc bezpośrednio na Milvala, a gdy ten to dostrzegł, zarumienił się prawie tak samo jak jego córka, co wywołało szeroki uśmiech na twarzy czarodzieja. No ładnie, już wiem, po kim Zora się tak ślicznie czerwieni. Widać było jednak, że nawet miły i szeroki uśmiech Laumme nie poprawił gospodarzowi humoru. Chyba się mnie przestraszył. Będzie to trzeba naprawić.

Siabo wyciągnął kawałek pergaminu i napisał krótki list do Milvala. Miał ładne, cienkie pismo. Poszczególne litery były do siebie tak podobne, jakby były kalkowane. Siabo potrafił zmieniać swój charakter pisma praktycznie na zawołanie. Gdy chciał mógł pisać w taki sposób, że większość ludzi by się nie doczytała, a nawet jeśli to stwierdziliby ze zdziwiniem, że dosłownie każda literka jest pisana inaczej. Żadne "a" nie było by takie same jak inne "a". Ot, taka dziwna zdolność iluzjonisty. Nauczyciel Siabo też to potrafił, toteż czarodziej domyślił się, że albo jest to cecha wspólna, dla co zdolniejszych magów, albo konkretniej dla co zdolniejszych magów ułudy. Gdy pisał jednocześnie przysłuchiwał się deklaracjom swych towarzyszy. On nie miał zamiaru się wypowiadać. Powiedział co chciał poprzedniego wieczoru, toteż nie będzie się powtarzał. W końcu ja nie rzucam słów na wiatr.

Gdy drużyna w końcu miała już wychodzić z karczmy, Siabo podszedł wprost do Milvala, czym spowodował zakłopotanie Zory i wybałuszenie oczu jej ojca. Siabo widział, że karczmarz obawia się jakiejś słwonej reprymendy. Dlatego właśnie podszedł i ukłonił się mu nisko, po czym bez słowa wręczył mu list. Uśmiechnął się do Milvala a potem do Zory. Ich oczy spotkały się na moment. Dziewczyna szybciutko spuściła głowę, co zaczynało trochę denerwować czarodzieja.
- Do zobaczenia później gospodarzu - rzekł mag i ruszył za towarzyszami.

W czasie drogi wziął pod ręke Ehlana by ten czuł, iż ktoś jest blisko niego. Nie miał serca wypytywać go o sprawcę jego nieszczęścia. Na to przyjdzie czas. Prez całą drogę gawędził z elfim wojem o różnych mało ważnych sprawach. W końcu dotarli do świątyni. Nie robiła ona wielkiego wrażenia. Siabo w trakcie swego życia widział większe i ładniejsze przybytki bóstw. Gdy był w środku czuł się nie swojo. Kapłani zawsze reagowali na niego dziwnie, zwłaszcza gdy dowiadywali się w czym się specjalizuje. Jedynie akolici Matki Wszelakiej Magii patrzyli na niego z przyjaźnią. Jednak tym razem, gęba kapłana wypowiedziała słowa, które ucieszyły czarodzieja. Ehlan odzyskuje wzrok. Dzięki Ci Mystro! Teraz będe mógł bez przeszkód z nim porozmawiać. Jak pomyślał, tak uczynił.

Gdy zmierzali już do burmistrza Siabo spytał wprost:
- Ehlanie, wybacz, że o to pytam, ale powiedz, widziałeś może, co próbowało pozbawić Cię wzroku? Dodam, iż bardzo się ciesze, że się to na dobre nie udało, temu napastnikowi. - mag czekał z wielką ciekawością na odpowiedź.

Po kilku minutach cała gromada mężczyzn dotarła do ratusza. Tu dla odmiany, mag czuł się dość dobrze. Często bywał u różnych ważnych ludzi, w celach mniej lub bardziej interesujących. Gdy wszystkie ceregiele z ochroną i dobrym wychowaniem minęły, mężczyzna o imieniu Lance, burmistrz owego miasta, zaczął opowiadać o "bestii". Czarodziej nie dowiedział się niczego nowego, poza przeczuciem, że sam burmistrz kogoś stracił z rąk stwora. Córkę? Może i tak. Ciekawa była jeszcze inforamcja o tym, że miasto straciło cały oddział straży miejskiej, a także to, że niektóre ofiary były bez ran, gdzie większość była "rozrywana na strzępy". To mogło świadczyć o więcej niż jednym napastniku. Po chwili najważniejsza persona w tym mieście wygłosiła ile jest w stanie zapłacić. Było to dość sporo. Laumme Harr nie spodziewał się aż takiej kwoty. Sam nie miał zamiaru przyjmować wynagrodzenia, ale zmienił zdanie dla "wyższych celów".
Tu chodzi o coś więcej. Te pieniądzę mogą przydać się w śledztwie. Mam wrażenie, że jest w tym wszystkim jakiś haczyk. Może i widzą w nas wielką nadzieję i ich ostatnią szansę, ale taka gotówka jest stanowczo czymś dziwnym. Po pierwsze skąd on tyle jej ma? Czy to, że jest burmistrzem obliguje go do tego by wydać pieniądze całego miasta? No chyba, że jest bogaty nie tylko z racji wykonywanego urzędu? Zaczyna się robić ciekawie. Dzięki Ci Mystro, że mnie tu przysłałaś.

Siabo napił się wina, które dostał gdy tylko zaczęła się wizyta u pana Lance'a. Napój był dobry i mocny. I na pewno drogi. Czarodziej skłonił się lekko i rzekł:
- Nazywam się Siabo Laumme Harr, jestem czarodziejem pochodzącym z okolic Kruczego Urwiska. Z radością w sercu pomogę, ale chciałbym się najpierw dowiedzieć, czy jest coś, czego nam pan nie powiedział? Nie chodzi mi tu o to, że pan kłamie. Niech Mystra chroni mnie od takich podejrzeń! Raczej chciałbym pana poprosić, ażeby sie pan zastanowił wraz z Panną Marą, czy jest może coś jeszcze do powiedzenia? Jakiś mały szczegół? Cokolwiek? Kiedy się to dokładnie zaczęło? Jak doszliście do tego, że zwierzęta na to coś reagują? Czy macie jakieś podejrzenia? A może jakiś wrogów? Przyda się nam każda informacja. - zakończył wypijając do dna czerowny trunek.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 21-06-2008, 13:24   #50
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Luna nie była zbyt obeznana z tajnikami stosunków męsko-damskich, była raczej cichą dziewczyną, która trzymała się na boku, gdy inne jej koleżanki flirtowały z chłopcami z okolicy. Dlatego też czuła się nieco zawstydzona i zaskoczona zainteresowaniem kapłana. Poczuła jak robi się jej gorąco i oblewa ją rumieniec, oddech jej przyspieszył, a kątem oka zerkała na kapłana, na jego piękną, młodą sylwetkę…
-Nie… nie po to tu przyszłam….- powtarzała sobie w myślach, starając skupić się na słowach zawartych w księgach. Kiedy pochylił się nad nią, Luna niemal podskoczyła, przewracając filiżankę herbaty, która wylała się na jej szatę. Zaklęła w myślach, powinna być bardziej opanowana. Spojrzała prosto w oczy kapłanowi, który wciąż się nad nią pochylał, ich usta była od siebie odległe zaledwie o parę centymetrów, czuła jego ciepły oddech, czuła jak wydycha powietrze, które on wydycha.

-Pośredni pocałunek – pomyślała i oblała się jeszcze większym rumieńcem.

-Przepraszam… - nie mogła wydusić nic więcej z siebie.

-Nie szkodzi- odpowiedział łagodnym, ciepłym głosem – Pójdę poszukać czegoś dla ciebie na przebranie, może któreś z ubrań Waschy będzie pasowało. – zaproponował.

-Nie trzeba.– jej głos nie był tak delikatny i spokojny jak jego, był dygoczący się, cichy i załamujący się. Wzięła głęboki wdech i powiedziała najspokojniej jak mogła – Pod spodem mam kolczugę, w zupełności wystarczy. Szatę położę koło kominka aż wyschnie a potem przepiorę w gospodzie, to naprawdę nie problem. – uśmiechnęła się i zdjęła okulary, odkładając je na stoliczek obok. Potem rozpięła włosy, które do tej pory miała spięte w kok, pozwalając im swobodnie opaść na jej ramiona i otoczyć wszelkie wypukłości, które posiadała, delikatnie je zaznaczając, po chwili jednak wstała i powoli zaczęła zdejmować szatę, ukazując pod spodem pięknie zdobioną kolczugę elfiego rzemiosła, pamiątkę rodzinną. Szatę położyła przy kominku a sama wróciła do kapłana i ksiąg. Poprawiła włosy, aby nie przeszkadzały jej i nie zasłaniały widoku, ale nie uczesała ich w kok, za długo by to trwało, poza tym podświadomie wiedziała, że z rozpuszczonymi wyglądała lepiej. Włosy na kolczudze, która była zdecydowanie bardziej dopasowana do ciała, podkreślały jeszcze wyraźniej kształty Luny, miała szczupłą sylwetkę i niewielkie, sprężyste i o ładnym zaokrąglonym kształcie piersi. Usiadła w fotelu i wróciła do książki.

- Nie jestem jeszcze pewna czego szukam… istnieje wiele rzeczy, których chciałbym się nauczyć, które mogłyby się okazać przydatne, ale nie jestem nawet pewna od czego zacząć. Tych ksiąg jest dość sporo, może doradzisz mi panie od czego powinnam zacząć? – wypowiedziała te słowa spontanicznie, nie zastanawiając się nad nimi, po czym zrozumiała, że w ten sposób podjęła grę, flirt, w którą chciał ją wciągnąć Aremi. Nie była pewna czy był to przypadek, czy też może jej podświadomość czy ona sama, przez te myśli zapomniała nawet włożyć okularów, aby móc czytać, które wciąż leżały na stoliku obok…
 
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172